Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Jak chronić najbardziej popularną kobietę na świecie?
Nowy emocjonujący thriller mistrza powieściopisarstwa. Przeczytasz jednym tchem!
48 godzin na schwytanie przestępcy, a jeszcze mnie na uratowanie członka rodziny królewskiej
Najtrudniejsza misja w karierze Williama Warwicka.
Londyn, rok 1988. Szaleństwo na punkcie rodziny królewskiej ogarnia Brytyjczyków, którzy zakochują się w „królowej ludzkich serc”.
Dla Scotland Yardu to nowe wyzwanie, konieczność skoncentrowania uwagi na elitarnym Wydziale Ochrony Członków Rodziny Królewskiej i jego dowódcy, którego funkcjonariusze muszą być najlepsi z najlepszych, a słabe ogniwo może być zarzewiem katastrofy.
Detektyw starszy inspektor William Warwick i jego podkomendni zostają oddelegowani do przeprowadzenia śledztwa w tej jednostce. Z kolei były tajny agent Ross Hogan nieoczekiwanie otrzymuje niezależne, delikatne i odpowiedzialne zadanie. Wkrótce staje się jasne, że problemy w ochronie królewskiej są niczym wobec zamiarów organizacji terrorystycznej, która zagroziła bezpieczeństwu kraju i Korony. Pozostaje pytanie, jaki cel obierze W NASTĘPNEJ KOLEJNOŚCI…
Prawdopodobnie najlepszy powieściopisarz naszych czasów. - „Mail on Sunday”
Gdyby przyznawano Nagrodę Nobla za opowiadanie historii, Jeffrey Archer powinien być nią uhonorowany. - „Daily Telegraph”
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 419
Dedykacja
Dla Janet
Czy ta historia jest prawdziwa?
Na teren siedziby Scotland Yardu wjechał samochód eskorty królewskiej, tuż za nim zielony jaguar i nieoznakowany land rover, a na końcu kolumny dwa policyjne motocykle. Wszystkie pojazdy zatrzymały się przed budynkiem o jedenastej trzydzieści, akurat w momencie, gdy z wieży zegarowej Big Ben rozbrzmiewał głos dzwonu.
Agent ochrony zerwał się z przedniego fotela dla pasażera i otworzył tylne drzwi jaguara. Wtedy z szeregu oczekujących na dziedzińcu wystąpił komisarz policji metropolitalnej, sir Peter Imbert, skłonił się i powiedział:
– Witamy Waszą Królewską Wysokość w Scotland Yardzie.
Jego powitalne słowa zostały przyjęte dobrze wszystkim znanym ciepłym, nieśmiałym uśmiechem.
– Dziękuję, sir. Cieszę się, że przystał pan na moją niecodzienną prośbę – wyraziła zadowolenie księżna, gdy wymieniali uścisk dłoni.
– Cała przyjemność po mojej stronie, ma’am. – Sir Peter lekko zwrócił się w stronę starszych oficerów z grupy powitalnej. – Pozwolę sobie przedstawić zastępcę komisarza…
Księżna ściskała dłoń każdemu funkcjonariuszowi, aż dotarła do końca szeregu. Tam został jej zaprezentowany szef zespołów dochodzeniowych Wydziału Zabójstw w Met.
– Komendant Hawksby jest u nas głównym specjalistą od morderstw – wyjaśnił komisarz. – A dziś rano w roli przewodnika wystąpi starszy inspektor William Warwick – dodał.
Wtem do przodu wystąpiła dziewczynka. Dygnęła i wręczyła księżnej bukiecik różowych róż, za co została obdarzona najszerszym uśmiechem na świecie.
Księżna pochyliła się, podziękowała i zapytała:
– Jak masz na imię?
– Artemisia – wyszeptała dziewczynka, patrząc w ziemię.
– Bardzo ładne imię! – pochwaliła księżna.
Już miała iść dalej, ale Artemisia spojrzała wprost na nią.
– Dlaczego nie nosisz korony? – zapytała.
William oblał się jaskrawoczerwonym rumieńcem, a jego zastępca, inspektor Ross Hogan, ledwie zdołał powstrzymać śmiech. Zawstydzona Artemisia się rozpłakała. Księżna pochyliła się ponownie i objęła małą.
– Bo nie jestem królową, Artemisio, tylko księżną.
– Ale kiedyś będziesz królową.
– I wtedy będę nosiła koronę.
Usatysfakcjonowana Artemisia się uśmiechnęła, a jej ojciec podążył za królewskim gościem do budynku Met.
Drzwi otworzył im młody kadet. Księżna się zatrzymała i zamieniła z nim kilka słów, po czym William poprowadził ją do czekającej już windy. Przed wizytą księżnej odbyła się długa narada. Rozważano, czy powinna wejść na pierwsze piętro po schodach czy raczej wjechać windą. Wybrano windę pięcioma głosami do czterech. Równie trudno było podjąć decyzję, kto powinien towarzyszyć księżnej w windzie. Ostatecznie ustalono, że będą to: komisarz, komendant Hawksby i William. Postanowiono też, że dama do towarzystwa księżnej pojedzie drugą windą wraz z inspektorem Rossem Hoganem i detektyw sierżant Roycroft.
William przygotował szczegółowy plan wizyty Jej Królewskiej Wysokości, ale pierwsze pytanie księżnej zbiło go z tropu.
– Czy Artemisia jest pana córką?
– Tak, ma’am – potwierdził, mając w pamięci instrukcje Jastrzębia dotyczące sposobu zwracania się do księżnej i prawidłowej wymowy jej tytułu, który ma się rymować ze słowem „spam”. – Skąd takie przypuszczenie? – zapytał, na chwilę zapominając, że nie zwraca się do podkomendnego.
– Gdyby tak nie było, nie zarumieniłbyś się – usłyszał w odpowiedzi, gdy znaleźli się w windzie.
– Uprzedziłem ją, ma’am, żeby z tobą nie rozmawiała – tłumaczył się William. – A tym bardziej nie zadawała pytań.
– Ale cię nie posłuchała, a ja mam przeczucie, że to właśnie ona okaże się najciekawszą osobą z dzisiaj poznanych – szepnęła Diana, gdy drzwi windy się zamknęły. – Skąd się wziął pomysł na imię Artemisia?
– Otrzymała je po Artemisii Gentileschi, wielkiej włoskiej malarce baroku.
– Czyli z powodu pańskiego zainteresowania sztuką?
– Tak, wielkiego zamiłowania, ma’am. Ale imię wybrała dla niej moja żona, Beth, która jest kuratorem sztuki w muzeum Fitzmolean.
– W takim razie będę miała okazję jeszcze spotkać się z Artemisią, bo jeśli dobrze pamiętam, w przyszłym roku otwieram w Fitzmolean wystawę dzieł Fransa Halsa. Koniecznie muszę na tę okazję włożyć przynajmniej diadem, jeśli nie mam znowu usłyszeć wymówki – dodała, gdy drzwi windy otworzyły się na pierwszym piętrze.
– Muzeum Zabójstw, ma’am – zaczął William, powracając do swego planu. – Bardziej znane jako Czarne Muzeum. Powstało dzięki inspektorowi Neame’owi, który był jego pomysłodawcą. W tysiąc osiemset sześćdziesiątym dziewiątym roku uznał, że takie muzeum byłoby pomocne w prowadzeniu dochodzeń, a nawet w zapobieganiu przestępstwom, ponieważ policjanci mieliby możliwość analizowania dobrze znanych przypadków. W tworzeniu zbiorów pomagał mu konstabl Randall. Zgromadził on materiały o wielokrotnych przestępcach i miejscach zbrodni, które następnie znalazły się w tej galerii łotrów jako pierwsze eksponaty. Muzeum otwarto pięć lat później, w kwietniu tysiąc osiemset siedemdziesiątego czwartego roku, ale do tej pory nie zostało udostępnione do zwiedzania.
William mimochodem spojrzał za siebie i zobaczył Rossa Hogana rozmawiającego z damą do towarzystwa księżnej. Swego królewskiego gościa prowadził długim korytarzem do pokoju 101. Tam przed księżną otworzyły się kolejne drzwi. Był ciekaw, czy Jej Królewska Wysokość kiedykolwiek sama otworzyła sobie drzwi, ale szybko tę myśl porzucił i skupił się na planie zwiedzania.
– Mam nadzieję, ma’am, że eksponaty, które zobaczysz w tym muzeum, nie zrobią na tobie nazbyt wstrząsającego wrażenia. Podobno niejeden zwiedzający, który znalazł się tu przypadkiem, był bliski omdlenia – powiedział.
Weszli do sali pogrążonej w półmroku, gdzie jeszcze bardziej powiało grozą.
– Trudno mi sobie wyobrazić coś gorszego od czterech dni w Ascot. Tam mam ochotę mdleć raz po raz – skomentowała księżna.
William chciał się roześmiać, ale się opanował.
– Znajdujące się tu eksponaty – zaczął, podchodząc do dużej przeszklonej gabloty – to najwcześniejsze pamiątki po przestępcach zebrane przez Neame’a i Randalla.
Księżna uważnie przyglądała się narzędziom zbrodni użytym przez siedemnastowiecznych przestępców. Były wśród nich: laska, która po przekręceniu gałki zmieniała się w miecz, rozmaite noże, ciężkie drewniane pałki i kastety. William, nie zwlekając zbyt długo, przeszedł do następnej gabloty z kolekcją przedmiotów pozostałych po Kubie Rozpruwaczu. Na przykład jego własnoręczny list z drwinami z policji i zapewnieniem, że nigdy go złapią, który wysłał do londyńskiej Centralnej Agencji Prasowej w tysiąc osiemset osiemdziesiątym ósmym roku, czyli w czasie największego nasilenia zabójstw, których się dopuścił. William zwrócił uwagę, że wtedy w Met jeszcze nie korzystano z daktyloskopii do identyfikacji osób na podstawie śladów linii papilarnych i ponad sto lat przed zastosowaniem badania DNA w kryminalistyce.
– Na razie trzymam się na nogach – zażartowała księżna, gdy mijali następną gablotę, tym razem z zabytkową lornetką. – Co jest w niej takiego specjalnego? – zapytała.
– Że nie wykonano jej z myślą o wyścigach w Ascot, ma’am – wyjaśnił William. – Była prezentem szczególnie nieprzyjemnego typa dla jego narzeczonej. Tę lornetkę otrzymała od niego kilka dni po zerwaniu z nim zaręczyn. Podniosła ją i próbowała ustawić ostrość, a wtedy z lornetki wystrzeliły jej prosto w oczy dwa gwoździe. Oczywiście straciła wzrok. Na rozprawie na pytanie prokuratora, dlaczego postąpił tak okrutnie, oskarżony odparł sucho: „Żeby nigdy więcej nie spojrzała na żadnego mężczyznę”.
Diana zasłoniła dłońmi oczy. William szybko ruszył dalej.
– Ten eksponat, ma’am, jest szczególnie fascynujący – kontynuował, wskazując niepozorną metalową kasetkę. – Dostarczyła istotnej wskazówki w pierwszej sprawie prowadzonej przez Met, w której jako dowód wykorzystano odciski palców. W tysiąc dziewięćset piątym roku bracia Alfred i Albert Stratton zostali aresztowani pod zarzutem zabójstwa właściciela sklepu Thomasa Farrowa i jego żony Ann. Zbrodnia uszłaby im na sucho, gdyby Alfred nie zostawił odcisku kciuka na pustej kasetce. Obaj zostali uznani za winnych i straceni przez powieszenie.
Przeszli do następnej gabloty, przy której księżna przelotnie zerknęła na znajdującą się wewnątrz fotografię, po czym zwróciła się do Williama:
– Proszę mi o niej opowiedzieć.
– Osiemnastego lutego tysiąc dziewięćset czterdziestego dziewiątego roku John Haigh pozbawił życia Olive Durand-Deacon, zamożną wdowę, która odwiedzała go w warsztacie mechanicznym w Crawley. Haigh ograbił ją ze wszystkiego, co miała przy sobie, i rozpuścił jej ciało w beczce z kwasem siarkowym, przekonany, że jeśli policja nie zdoła odnaleźć zwłok, nie będzie można go oskarżyć o morderstwo. Nie przyszło mu jednak do głowy, że zgubna okaże się ekspertyza doktora Keitha Simpsona, patologa, który odkrył trzy kamienie żółciowe i kilka sztucznych zębów ofiary w stosie gruzu na tyłach warsztatu. Jego właściciela aresztowano, skazano i powieszono.
– Widzę, że lubi pan, starszy inspektorze, wybrać się z dziewczyną na pierwszą randkę w romantyczne miejsce – napomknęła żartem księżna, a William po raz pierwszy od początku jej wizyty odprężył się i roześmiał.
– Kolejny eksponat, jeden z pierwszych w tym muzeum – kontynuował, gdy zatrzymali się przed następną gablotą – wiąże się ze zbrodnią dokonaną przez doktora Hawleya Harveya Crippena, amerykańskiego homeopatę. Zamordował on własną żonę Corę w Londynie przed ucieczką do Brukseli w towarzystwie swojej kochanki, Ethel Le Neve. Stamtąd oboje udali się do Antwerpii, gdzie Crippen kupił dwa bilety na parowiec Montrose płynący do Kanady. On i Ethel weszli na pokład w przebraniu, udając ojca i syna. Ale zanim statek wyruszył w morze, kapitan, któremu pokazano list gończy z wizerunkiem pary, nabrał podejrzeń, gdy zobaczył Crippena i Le Neve całujących się i trzymających za ręce. Natychmiast wysłał telegram do Scotland Yardu. Prowadzący sprawę starszy inspektor Walter Dew niezwłocznie udał się do Liverpoolu i stamtąd na pokładzie znacznie szybszego statku Laurentic dotarł do Montrealu wcześniej niż Montrose. Dew w mundurze pilota wszedł na pokład parowca, który wpływał na Rzekę Świętego Wawrzyńca, aresztował Crippena wraz z Ethel i sprowadził ich z powrotem do Anglii, gdzie stanęli przed sądem. Ławie przysięgłych wystarczyło zaledwie trzydzieści minut, żeby uznać Crippena za winnego zbrodni.
– Czyli on też trafił na szubienicę – podsumowała pogodnie księżna. – A co z Ethel?
– Została uniewinniona z zarzutu współudziału. Ława przysięgłych potrzebowała jednak znacznie więcej czasu na podjęcie tej decyzji.
– Ciekawe, jak często kobietom występki uchodzą na sucho – zastanawiała się księżna po drodze do następnej sali, która nie wyglądała ani trochę bardziej zachęcająco od poprzedniej.
– Przedstawię teraz, ma’am, kilku znanych gangsterów z East Endu – zapowiedział William. – Zacznę od najsławniejszych, czyli braci Krayów, Reggiego i Ronniego.
– Nawet ja o nich słyszałam – przyznała księżna, stojąc przed czarno-białymi zdjęciami osławionych bliźniaków.
– Mimo że przez lata wielokrotnie popełniali okrutne przestępstwa, także morderstwa, nie sposób było postawić im zarzutów, nie mówiąc już o ich skazaniu, ponieważ nikt nie chciał wystąpić i zeznawać przeciwko nim ze strachu przed konsekwencjami.
– W takim razie jak ostatecznie zostali złapani?
– Policji w końcu udało się ich aresztować w tysiąc dziewięćset sześćdziesiątym siódmym roku, gdy Reggie zamordował ich wspólnika, Jacka „The Hat” McVitiego. Obaj Krayowie zostali skazani na dożywocie.
– A osoba, która złożyła zeznanie? – zapytała księżna.
– Nie świętowała swoich następnych urodzin, ma’am.
– Wciąż trzymam się na nogach, starszy inspektorze – przekomarzała się z Williamem księżna, gdy przechodzili do następnej sali, w której znajdowała się wystawa jutowych lin różnej długości i grubości.
– Aż do dziewiętnastego wieku w Tyburn zbierały się rzesze ludzi, którzy chcieli być świadkami publicznych egzekucji – opowiadał idący z tyłu komisarz. – Tej barbarzyńskiej rozrywki zaniechano w tysiąc osiemset sześćdziesiątym ósmym roku i od tamtego czasu przeprowadzano je za murami więzień bez publiczności.
– Czy jako młody funkcjonariusz był pan kiedyś świadkiem takiego zdarzenia? – księżna zapytała sir Petera.
– Na szczęście tylko raz, ma’am.
– Proszę mi przypomnieć, starszy inspektorze – księżna zwróciła się do Williama – kim była ostatnia kobieta stracona na szubienicy?
– Uprzedziłaś mnie, ma’am – powiedział William, przechodząc do następnej gabloty. – Była to Ruth Ellis, hostessa w klubie nocnym. Została powieszona trzynastego lipca tysiąc dziewięćset pięćdziesiątego piątego roku. Zastrzeliła swojego kochanka z rewolweru Smith and Wesson kaliber trzydzieści osiem. Można go obejrzeć tutaj.
– A ostatni mężczyzna? – dociekała księżna, przyglądając się broni.
William łamał sobie głowę, ponieważ na takie pytanie nie był przygotowany. Spojrzał na komisarza, ale i on nie odpowiedział.
Z niezręcznej sytuacji wybawił ich kurator muzeum, który podszedł bliżej.
– Gwynne Evans i Peter Allen, ma’am – wyjaśnił. – Obaj zostali powieszeni trzynastego sierpnia tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego czwartego roku za zabójstwo Johna Alana Westa. W następnym roku do parlamentu został wniesiony projekt poselski ustawy o zawieszeniu kary śmierci za morderstwo, którą ostatecznie przyjęto. Ale dodam, ma’am, że utrzymano karę śmierci przez powieszenie za zdradę stanu lub piractwo z użyciem przemocy.
– Myślę, że w moim wypadku zdrada jest bardziej prawdopodobna – skwitowała księżna, rozbawiając wszystkich tym żartem.
William poprowadził gościa do ostatniej sali na trasie zwiedzania, w której pokazał księżnej rząd butelek z różnymi truciznami. Wyjaśnił, że do trucicielstwa najchętniej uciekały się kobiety, a ofiarami najczęściej stawali się ich mężowie. Pożałował tych słów w tej samej chwili, w której je wypowiadał.
– I tak dobiegła końca nasza wycieczka. Mam nadzieję, ma’am, że była… – Zawahał się i słowo „przyjemna”, które pierwsze miał na myśli, zastąpił słowem „interesująca”.
– Fascynująca, starszy inspektorze, byłoby lepszym określeniem minionej godziny – odpowiedziała księżna, gdy towarzyszył jej do wyjścia z muzeum.
Szli długim korytarzem w stronę windy, mijając toaletę, która została specjalnie przeznaczona dla królewskiego gościa. Przy drzwiach czekały dwie młode policjantki, ale ich asysta nie była potrzebna. Ku ich rozczarowaniu. Księżna to wyczuła i przystanęła na krótką rozmowę, zanim ruszyła dalej.
– Będę z niecierpliwością czekać na następne spotkanie z panem, starszy inspektorze, i mam nadzieję poznać pańską żonę przy okazji otwarcia wystawy obrazów Fransa Halsa – powiedziała, wsiadając do windy. – Zapewne będzie to weselsze wydarzenie.
William zdobył się na uśmiech.
Gdy drzwi windy na parterze się otworzyły, komisarz ponownie przejął przewodnictwo i odprowadził królewskiego gościa do samochodu, gdzie przy otwartych tylnych drzwiach czekał agent ochrony osobistej księżnej. Zatrzymała się i pomachała do ludzi, którzy zebrali się po drugiej stronie ulicy.
– Nie zwlekałeś długo z pogawędką z jej damą do towarzystwa – zauważył William, gdy zjawił się inspektor Hogan.
– Czuję, że mam u niej pewne szanse – odparł Ross, nie dając się zbić z tropu.
– Rzekłbym, że próbujesz mierzyć zbyt wysoko – odparował William.
– Nigdy się tym nie przejmowałeś – odwzajemnił się Ross z uśmiechem.
– Punkt dla ciebie! – William lekko się skłonił przed przyjacielem.
– Lady Victoria powiedziała mi, że obecny agent ochrony osobistej księżnej pod koniec roku odchodzi na emeryturę i jeszcze nie znaleźli zastępcy. Mam nadzieję, że wstawisz się za mną dobrym słowem.
– Jakie słowo miałeś na myśli? – zapytał William. – Niewiarygodny? Podejrzanej reputacji? Roztrzepany?
– Myślę, że ona właśnie kogoś takiego szuka – oznajmił Ross, gdy dama do towarzystwa wsiadła do samochodu przed księżną.
– Pomyślę o tym – mruknął William.
– Tylko na tyle możesz się zdobyć po tym wszystkim, co przez te lata dla ciebie zrobiłem?
William starał się nie roześmiać, gdy pomyślał o finale ich ostatniej eskapady. Obaj niedawno wrócili z Hiszpanii z podróży tropem Milesa Faulknera. Wreszcie dogonili swego dawnego wroga, którego odnaleźli w Barcelonie, i doprowadzili z powrotem do więzienia Belmarsh – tego samego, z którego uciekł rok wcześniej. William i Ross czuli się triumfatorami, ale też zdawali sobie sprawę z nieuchronnych konsekwencji, z jakimi będą się musieli zmierzyć „po złamaniu wszystkich obowiązujących zasad” – takimi słowami komendant podsumował ich wyczyn. William przypomniał swemu szefowi, że Miles Faulkner nie uznaje żadnych zasad, a gdyby oni nie złamali absurdalnych przepisów regulaminowych, to z pewnością znowu wymknąłby im się z rąk.
„Zło nigdy nie usprawiedliwia zła”, przypomniał im dowódca.
William się zastanawiał, jak długo zdołają utrzymać Faulknera w zamknięciu, skoro jego skorumpowany prawnik tylko czeka na okazję, żeby te same zasady nagiąć na tyle, na ile się da, i zagwarantować swemu „szacownemu klientowi” oczyszczenie z wszystkich zarzutów i zwolnienie z więzienia bez uszczerbku na reputacji. Było również wiadomo, że radca królewski Booth Watson zaspokoi swoje ambicje dopiero wtedy, gdy William i Ross staną przed komisją dyscyplinarną i w upokarzającej atmosferze zostaną zwolnieni ze służby za niedopuszczalne zachowanie podczas pełnienia obowiązków. William ostrzegł już żonę, że przez kilka najbliższych miesięcy nie będzie łatwo.
– Żadna nowość – skomentowała Beth i dodała, że będzie zadowolona dopiero wtedy, gdy Booth Watson wraz z tym swoim „szacownym klientem” znajdą się za kratkami, czyli tam, gdzie jest ich miejsce.
William powrócił do teraźniejszości, gdy Jej Królewska Wysokość znalazła się w samochodzie na tylnym siedzeniu, a funkcjonariusz z eskorty podkręcił obroty silnika i wyprowadził królewską kolumnę ze Scotland Yardu na Victoria Street.
Księżna pomachała im wszystkim z samochodu, a oni odpowiedzieli tym samym, oprócz Rossa, który wciąż uśmiechał się do lady Victorii.
– Wiesz, Ross, twój problem polega na tym, że przyrodzenie masz większe od mózgu – zakpił William, gdy kolumna powoli oddalała się od siedziby Nowego Scotland Yardu.
– Ale dzięki temu mam o wiele ciekawsze życie – odciął się Ross.
Gdy konwój księżnej zniknął z pola widzenia, podeszli do nich komisarz i Jastrząb.
– Mieliście dobry pomysł – pochwalił ich sir Peter – żeby zamiast nas, starych pierników, naszych gości oprowadzali po muzeum dwaj młodzi oficerowie. Zwłaszcza że jeden z nich najwyraźniej wzorowo wywiązał się ze swego zadania.
– Dziękuję, sir – powiedział Ross, czym wywołał krzywy uśmiech komendanta.
– Uważam, że Warwick zasłużył sobie na wolne popołudnie – zasugerował sir Peter i oddalił się do swego gabinetu.
– Płonne nadzieje – mruknął Jastrząb, gdy komisarz znalazł się poza zasięgiem głosu. – A was obu chcę widzieć u siebie wraz z resztą zespołu. I to jak najszybciej… a najszybciej znaczy w tej chwili.
Komendant zajął miejsce u szczytu stołu, dołączając do swojej ekipy, której kompletowanie zajęło mu pięć lat, a teraz uznawano ją za jedną z najlepszych w Scotland Yardzie. Ale mógł na nią spaść dotkliwy cios w związku z akcją złapania Milesa Faulknera w Hiszpanii po jego ucieczce z więzienia i sprowadzenia go wreszcie z powrotem do Anglii, by stanął przed sądem.
Jastrząb mógł się tylko zastanawiać, ilu członków jego zespołu otrzyma wezwanie do złożenia zeznań w tej konkretnej sprawie. William i Ross prawdopodobnie będą się musieli poddać przesłuchaniu krzyżowemu przez bezkompromisowego adwokata Faulknera. Booth Watson, dla którego wszystkie chwyty są dozwolone, bez wahania poinformuje sędziów przysięgłych, że dwaj najbardziej doświadczeni oficerowie z Met pojmali z naruszeniem prawa jego klienta, który udał się w podróż do Barcelony. Wprawdzie Jastrząb wciąż miał asa w rękawie – wiedział bowiem o Watsonie coś, co wybitny radca królewski wolałby zachować w tajemnicy przed Radą Adwokacką – ale mimo to w tej sprawie rozegra się zacięta walka.
Jastrząb traktował oficerów siedzących z nim przy stole raczej jak członków rodziny niż współpracowników, ale nic w tym dziwnego, bo przecież nie miał własnych dzieci. Jak w każdej rodzinie, tak i w ich zespole pojawiały się problemy i różnice zdań, toteż zastanawiał się, jak zareagują na to, co zamierzał im powiedzieć.
William Warwick był najprawdopodobniej najmłodszym starszym inspektorem w historii Met, ale nikt już go nie nazywał Chórzystą, może oprócz inspektora Rossa Hogana, który siedział naprzeciw niego. Ross był niewątpliwie czarną owcą w ich rodzinie, indywidualistą, którego bardziej interesowało zamykanie przestępców niż wypełnianie tasiemcowych formularzy. Często wychodził obronną ręką ze starć z przełożonymi tylko dlatego, że Jastrząb uważał go za najlepszego tajnego agenta, z jakim dotychczas pracował.
Po prawej stronie Hogana siedziała detektyw sierżant Roycroft, jedna z wielu byłych kochanek Rossa, która uchodziła za najodważniejszą policjantkę wśród zebranych przy stole. Jackie jako młoda policjantka w stopniu konstabla, świeżo upieczona absolwentka Hendon, kiedyś zmierzyła się z algierskim handlarzem bronią, który miał metr dziewięćdziesiąt pięć wzrostu. Powaliła go na ziemię i zakuła w kajdanki, zanim pojawił się drugi funkcjonariusz. Ale chyba wśród swoich kolegów bardziej zasłynęła z tego, że znokautowała inspektora, który podczas służby położył jej rękę na udzie. Nikt nie stanął w jej obronie, gdy zgłosiła skargę, ponieważ inspektor, o którym mowa, był jedynym świadkiem. Po tym zdarzeniu jej kariera nagle utknęła w miejscu, do czasu aż komendant dostrzegł jej potencjał i zaprosił ją do swego zespołu.
Naprzeciwko niej zajął miejsce detektyw sierżant Adaja. Bystry, zaradny i ambitny z godnością i wdziękiem radził sobie z wszelkimi uprzedzeniami rasowymi w policji i poza nią. Jastrząb nie wątpił, że Paul będzie pierwszym ciemnoskórym policjantem, który otrzyma awans na komendanta, i bawiło go, że Paul również był tego pewien.
I wreszcie detektyw sierżant Pankhurst, najmłodsza członkini zespołu, która nigdy nie wspomniała o nauce w szkole publicznej ani świadectwie z wyróżnieniem pierwszej klasy, a już na pewno nie o tym, że jedna z jej najsłynniejszych antenatek więcej niż raz siedziała w więzieniu. Wiele wskazywało na to, że Rebecca jest najbystrzejsza w gronie siedzących przy stole, a komendant już zdecydował, że niebawem ją awansuje, chociaż jeszcze jej o tym nie powiedział.
Kłopot z dowodzeniem tak błyskotliwymi i energicznymi podwładnymi polegał na tym, że trzeba było wstawać wcześnie – bardzo wcześnie – rano, żeby mieć szansę wyprzedzić ich o kilka kroków. Ale tym razem komendant wiedział, że będzie w gotowości, nim zadzwonią ich budziki.
– Zacznę od złożenia wam gratulacji za zaangażowanie w akcje ścigania bezwzględnych zabójców, które zlecał nam zastępca komisarza. Ale te sprawy należą już do przeszłości a my musimy patrzeć przed siebie.
Podniósł wzrok i stwierdził, że wszyscy słuchają go w skupieniu.
– Komisarz z tylko sobie znanych powodów postanowił odebrać nam prowadzenie spraw o morderstwo i postawić przed nami większe wyzwanie. – Zawiesił głos, ale tylko na chwilę. – W przekonaniu komisarza w Wydziale Ochrony Członków Rodziny Królewskiej… – znów przerwał i czekał, aż wybrzmią jego słowa – …panuje samowola. Szefowi tej służby, niejakiemu nadinspektorowi Brianowi Milnerowi, wydaje się, że jest nietykalny, że odpowiada wyłącznie przed rodziną królewską i że w związku z tym jego wydział przestał być częścią Metropolitalnej Służby Policyjnej. Niebawem wyprowadzimy ich z błędu. Od pewnego czasu Milner nie przeprowadza rozmów kwalifikacyjnych z kandydatami z zewnątrz, gdy któryś z jego oficerów odchodzi ze służby albo na emeryturę. W ten sposób nie traci kontroli nad jednostką, co samo w sobie stanowi problemem. Po niedawnych atakach terrorystycznych na całym świecie otrzymaliśmy z jednostki MI6 ostrzeżenie, że następnym razem mogą być one wymierzone w kogoś z rodziny królewskiej, ponieważ jej członkowie, zdaniem policji, są na ogół łatwym celem. Również w królową.
Nastała cisza.
– Skąd, zdaniem MI6, miałby nadejść taki atak? – zapytał Paul po długiej chwili.
– Prawdopodobnie z Bliskiego Wschodu – odpowiedział Jastrząb. – Służby antyterrorystyczne bacznie obserwują każdą osobę przybywającą do nas z Iranu, Iraku i Libii. Wymieniam jedynie trzy najbardziej prawdopodobne kraje pochodzenia potencjalnych przestępców. Zastępca komisarza, Harry Holbrooke, dobitnie mi uświadomił, z czym mamy do czynienia. Wymienił trzy organizacje terrorystyczne z jego listy objęte obserwacją i stanowiące bezpośrednie zagrożenie.
Wszyscy siedzący wokół stołu na bieżąco robili notatki.
– Holbrooke uważa, że raczej nie opuszczą swoich krajów, gdzie czują się bezpiecznie, ale nie ma wątpliwości, że przestępcy z wszystkich trzech rozlokowali po kilka uśpionych komórek terrorystycznych w Wielkiej Brytanii, pozostających w gotowości do działania w każdej chwili. Powołał już zespoły monitorujące, które mają uważnie obserwować około tuzina najbardziej podejrzanych, ale zarazem przyznaje, że nie dysponuje wystarczającym personelem do realizacji tego zadania, ponieważ środki są bardzo ograniczone. Dlatego też poprosił nas o dzielenie się wszelkimi informacjami wywiadowczymi, które zdołamy zgromadzić, nawet tymi, które mogą się nam wydawać nieistotne.
– Zwykli gliniarze i rabusie z pewnością są już postaciami z przeszłości – skomentował z lekkim rozżaleniem Ross.
– Owszem, odeszli w mroczną i odległą przeszłość – przyznał Jastrząb. – Na domiar złego Holbrooke stracił zaufanie między innymi do nadinspektora Milnera jako szefa królewskiej ochrony i chce go jak najszybciej wymienić.
– Z jakiegoś szczególnego powodu? – zapytał Ross.
– Tak. Zadzwonił do niego na Buckingham Gate i zostawił wiadomość z prośbą o pilny kontakt, a Milner odezwał się dopiero po tygodniu. Ponadto, gdy Holbrooke poinformował go szczegółowo o narastającym zagrożeniu terrorystycznym, tamten go zbył jednym zdaniem: „Nie martw się, stary, mamy wszystko pod kontrolą”.
– Nasuwa mi się wobec tego pytanie, sir – odezwała się Jackie, podnosząc wzrok znad notatnika – czy tylko z tego powodu, że zdaniem komisarza Milner nie podoła zadaniu, nas wszystkich przydzielono do ochrony rodziny królewskiej?
Komendant Hawksby przez pewien czas milczał.
– Nie, to nie jest jedyny powód. W rzeczywistości nawet Holbrooke nie zna całej sprawy, ponieważ w dalszym ciągu uważam ją za wewnętrzną. – Zamknął teczkę, którą miał przed sobą. – Przestańcie notować – dodał i wszyscy bez dalszych pytań zastosowali się do jego polecenia. – Komisarz ma również podstawy podejrzewać, że Milner i niektórzy policjanci z jego najbliższego kręgu są uwikłani w układy korupcyjne. I chodzi nie tylko o to, że za pensję nadinspektora wiedzie, jak się zdaje, dostatnie życie dalszego kuzyna rodziny królewskiej. Gdyby te podejrzenia się potwierdziły, będziemy potrzebować niepodważalnych dowodów na jego poczynania przez ostatnie dziesięć lat, żeby w ogóle myśleć o jego aresztowaniu. Nie tylko dlatego, co zresztą jest oczywiste, że ma on wysoko postawionych przyjaciół i z niektórymi z nich pracuje od wielu lat. W związku z powyższym w najbliższej przyszłości do zespołu Milnera dołączą cztery nowe osoby, ale wśród nich nie znajdzie się Ross Hogan, który będzie podlegał bezpośrednio mnie.
– Czy znowu będę tajnym agentem? – zapytał Ross.
– Nie – rzekł Jastrząb. – Przeciwnie, będziesz tak widoczny, że bardziej się nie da – dodał bez wyjaśnienia.
Nikt już nie wystąpił z żadnym pytaniem ani nie przerywał szefowi, który szczegółowo przedstawiał plan.
– Detektyw starszy inspektor Warwick dołączy do zespołu ochrony członków rodziny królewskiej jako zastępca nadinspektora Milnera, ale dopiero wtedy, gdy reszta z was będzie miała pełny obraz problemów, z którymi przyjdzie się wam zmierzyć, a ich rozpoznanie może potrwać co najmniej kilka miesięcy. Przyjmijcie do wiadomości, że Milner nie może się dowiedzieć, co szykujemy. Czyli poza tym gabinetem nie wolno wam z nikim rozmawiać na ten temat. Nie możemy sobie pozwolić na stworzenie mu nawet najmniejszej okazji do zatarcia śladów, zanim się tam pojawimy. Starszy inspektor Warwick będzie miał wolną rękę do wykluczenia tych funkcjonariuszy, którzy wedle ich mniemania są postawieni ponad prawem, a jednocześnie będzie się starał dowiedzieć, czy w ogóle poważnie traktują zagrożenie terrorystyczne.
– Pierwszym problemem – komendant zwrócił się do Williama – może być sam Milner. Jeśli w beczce gnije największe jabłko, to czego można się spodziewać po pozostałych? Nie zapominajmy, że Milner dowodzi jednostką od ponad dziesięciu lat i uważa, że jedyną osobą, przed którą odpowiada, jest Jej Królewska Mość Elżbieta II. Będziesz musiał postępować ostrożnie, jeśli zamierzasz zostać tam przez tyle czasu, ile trzeba, żeby się dowiedzieć, jak mu to wszystko, co robi, uchodzi na sucho – dodał Jastrząb, przekazując pałeczkę jedynej osobie przy stole, która już została w pełni poinformowana.
– W ciągu najbliższych kilku tygodni – zabrał głos William – chcę, żebyście dokładnie zbadali, jak poszczególni członkowie rodziny królewskiej wykonują swoje obowiązki publiczne. Musicie przyjąć założenie, że o niczym nie macie pojęcia. Zacząć od zera i każdego z nich traktować jak przestępcę, którego należy rozpracować.
– Czuję, że będzie zabawnie – ucieszyła się Jackie.
– Możesz zacząć od rezerwacji wycieczki po zamku Windsor w dniu otwartym, kiedy nie ma w nim nikogo z rodziny królewskiej. Twoim celem będzie rozpoznanie terenu i jednocześnie kontrola bezpieczeństwa. Chcę, żebyście byli we wszystkim dobrze zorientowani, zanim pierwszego dnia zgłosicie się na służbę w charakterze agentów ochrony członków rodziny królewskiej.
– Jakieś przeciwwskazania, żebym się niepostrzeżenie dostał do pałacu? – zapytał Ross.
– Nawet o tym nie myśl – przestrzegł go Jastrząb. – I tak masz wystarczająco dużo kłopotów. Ale możesz się przypadkowo natknąć na któregoś z niedawno emerytowanych agentów ochrony i wybrać się z nim na ryby. Tylko się pilnuj i nie skończ jako przynęta, bo wtedy możesz być pewien, że następnym razem telefon od nich zadzwoni na biurku Milnera i zostaniesz wykluczony ze sprawy.
– Powinniśmy się jednak liczyć z tym – kontynuował William – że gdy w końcu zgłosimy się tam gotowi do służby, spotkamy się z lekceważeniem, upokorzeniami, a nawet kpinami ze strony funkcjonariuszy, którzy teraz nie zdają sobie sprawy, że za kilka miesięcy może ich tam nie być. Ale pamiętajcie! Nie wszyscy są skorumpowani i niektórzy mogą nawet podzielać odczucia komisarza w stosunku do Milnera, chociaż moim zdaniem nie da się ich przywrócić na właściwe tory. Spotkania naszego zespołu będą się odbywać tutaj, w Yardzie, każdego ranka między ósmą a dziesiątą. Będziemy mogli się w tym czasie dzielić aktualnymi informacjami i miejmy nadzieję, że się dokładnie dowiemy, z czym mamy do czynienia, zanim się tam pojawimy. Jakieś pytania?
– Nie wspomniałeś, jaka rola mnie przypadnie w udziale – wtrącił detektyw inspektor Hogan, udając lekko urażonego.
– Będzie zależała od tego, czy ona zaproponuje ci pracę.
– Ona? – zapytał Ross.
– Jej Królewska Wysokość księżna Walii – wyjaśnił William i odwrócił się twarzą do starego przyjaciela. – Zaprosiła nas do siebie na herbatę do pałacu Kensington jutro o trzeciej po południu.
Ross milczał przez chwilę. Nie mógł się zorientować, czy William sobie z niego żartuje.
– Niestety, nie dam rady – zaryzykował od niechcenia. – Na jutro po południu mam już umówione spotkanie w pilniejszej sprawie. Muszę iść się ostrzyc.
Pozostali członkowie ekipy czekali na reakcję Jastrzębia.
– Inspektorze, jedyne pilne spotkanie, jeśli jutro po południu nie stawisz się na czas w pałacu Kensington, czeka cię w londyńskiej Tower, a tam się dowiesz, że nadzór nad torturami powierzyłem starszemu inspektorowi Warwickowi. Detektyw sierżant Roycroft będzie obsługiwać łoże sprawiedliwości, detektyw sierżant Adaja zgniatacze kciuków, a detektyw sierżant Pankhurst otrzyma zadanie znalezienia na tyle dużego kloca, żebyś mógł położyć na nim głowę. Nie musisz pytać, kto będzie katem. Jeszcze jakieś nieprzemyślane pytania, inspektorze Hogan?
Tym razem zamiast śmiechu rozległo się głośniejsze niż zwykle bębnienie w stół. Gdy ucichło, pierwszy odezwał się William.
– Od jutra zaczynamy pracować nad naszymi nowymi zadaniami, a dziś do końca dnia macie wolne. O ósmej rano czekam na was w moim gabinecie. Dowiecie się, jakie powierzę wam role. Do tego czasu dokładnie przeczytajcie instrukcje. – Wręczył każdemu gruby plik dokumentów.
Paul zerknął na swoje akta.
– Szefie, pozwolę sobie zwrócić uwagę, że z punktu widzenia logiki, o którą zawsze tak pan dba, nie będziemy mogli skorzystać z tego wolnego czasu, skoro mamy się stawić jutro o ósmej rano po uważnym zapoznaniu się z tą dokumentacją.
– Masz całkowitą rację – przyznał bez chwili wahania William. – Ale jeśli nie stawisz się punktualnie i nie będziesz znał treści wszystkich dokumentów, detektywie sierżancie Adajo, będziemy mieć w naszych szeregach dwóch detektywów konstabli, a ja mogę uznać, że jest o jednego za dużo…
– Będę na czas, sir – zapewnił Paul, biorąc ze stołu akta, zanim William zdążył dokończyć zdanie.
– Miło mi to słyszeć – ucieszył się Jastrząb – ale na razie ty, Paul, Jackie i Rebecca możecie nas zostawić, a ja porozmawiam ze starszym inspektorem Warwickiem i inspektorem Hoganem.
Odezwał się, dopiero gdy zamknęły się drzwi.
– Mamy, jak obaj dobrze wiecie, jeszcze poważniejszą sprawę do omówienia. Miles Faulkner wrócił do więzienia i wznowiono bieg jego wyroku za oszustwo i wyłudzenie, który odsiadywał przed ucieczką, ale pojawią się bardzo poważne pytania o to, w jaki sposób przywieźliście go z Hiszpanii do Belmarsh. Zakładam – powiedział, pochylając się do przodu i stawiając oba łokcie na stole – że obaj macie wiarygodne uzasadnienie waszych pozasłużbowych działań w Hiszpanii, które Booth Watson z pewnością przedstawi ławie przysięgłych jako uprowadzenie i kradzież oraz nie pominie informacji o rażącym pogwałceniu praw człowieka, czyli jego klienta.
– Kradzież, sir, w sensie prawnym polega na zabraniu czegoś, czego nie zamierza się zwrócić prawowitemu właścicielowi – wyjaśnił William. – Rzeczywiście portret Fransa Halsa został wyniesiony z domu Faulknera w Hiszpanii, ale oświadczam, że od razu trafił do rąk prawowitego właściciela w Anglii. Odbiór obrazu potwierdziła na piśmie była żona Faulknera, Christina – kontynuował i podał komendantowi dokument.
– Gdzie teraz znajduje się obraz? – zapytał Jastrząb po zapoznaniu się z jego treścią.
– W muzeum Fitzmolean i tam w przyszłym roku zostanie zaprezentowany na wystawie dzieł Fransa Halsa.
– Niezbyt dobrze się składa, że twoja żona jest kuratorem tej wystawy – strapił się Jastrząb, patrząc wprost na Williama.
– Moja żona i Christina przyjaźnią się od kilku lat – przypomniał mu William. – Dodam jeszcze, że Beth zawsze widzi w ludziach ich najlepsze cechy.
– Wątpliwa to przyjaźń – zauważył Jastrząb. – Pani Faulkner, gdyby miała takie widzimisię, zmieniłaby front szybciej, niż obraca się wprawiona w ruch moneta. – Oficerowie nie zareagowali na tę uwagę. – Nie zmienia to faktu, że wciąż mamy do czynienia z zarzutem uprowadzenia dzieła sztuki. Czy nadzieja, że masz na to wiarygodne wyjaśnienie, to zbyt wiele powiedziane?
– Przecież uratowałem Faulknerowi życie – powiedział nieco urażony Ross. – Czego jeszcze chce ten przeklęty typ?
– Przypuszczam, że wydostać się z więzienia z czystą kartą – odparł Jastrząb. – Niezależnie od tego, jak się potoczy sprawa, ława przysięgłych będzie chciała wiedzieć, jak i dlaczego uratowałeś Faulknerowi życie.
– Faulkner w jakiś sposób zamknął się we własnym sejfie, a ja byłem jedyną osobą, która wiedziała, jak go otworzyć – wyjaśnił Ross. – Prawdę mówiąc, dotarłem w samą porę, bo gdyby mnie tam nie było, Faulkner niestety by nie przeżył – dodał, ale w jego głosie nie zabrzmiało nawet echo smutku.
– Przypomnę sędziom przysięgłym, że Faulkner był nieprzytomny, gdy otworzyliśmy sejf – uzupełnił William, zaglądając do swego raportu. – Porucznik Sanchez z hiszpańskiej policji musiał zastosować metodę usta-usta, żeby przywrócić mu czynności życiowe.
– Zaraz potem ze strony Bootha Watsona padnie pytanie: „Dlaczego od razu nie wezwałeś pogotowia ratunkowego?” – zwrócił uwagę komendant.
Po krótkim zastanowieniu Ross odpowiedział:
– Już miałem to zrobić, ale zjawił się Faulkner i krztusząc się, nieskładnie mnie błagał…
– „Domagał się” brzmiałoby bardziej przekonująco – zasugerował Jastrząb.
– Domagał się wizyty u swego lekarza. Sądziłem, że tamtejszego, Hiszpana, ale Faulkner chciał się dostać do doktora Simona Redwooda, który ma gabinet na Harley Street 122.
– Co się stało potem? – zwrócił się Jastrząb do Williama.
– Odwieźliśmy Faulknera na lotnisko, gdzie przygotowywano do startu jego prywatny odrzutowiec.
– Cóż za szczęśliwy zbieg okoliczności – skomentował Hawksby. – I z całą pewnością pilot zapytał cię, dlaczego nie odwiozłeś Faulknera do najbliższego szpitala. Powinniśmy się liczyć z tym, że zanim odpowiesz, Booth Watson postawi tego pilota na miejscu dla świadków.
– Ależ on to pytanie zadał – zapewnił Ross, wyraźnie z siebie zadowolony. – A ja mu odpowiedziałem, że wykonuję polecenie pana Faulknera. Dodałem też, że jeśli chce, może zgłosić zastrzeżenia swojemu szefowi. Ale tego nie zrobił.
– Na szczęście, prawda, inspektorze? – zauważył Jastrząb, nawet nie próbując ukryć ironii. – Jednak i tak będziesz musiał wyjaśnić ławie przysięgłych, dlaczego po wylądowaniu na Heathrow od razu nie zabrałeś Faulknera na Harley Street, ale kazałeś go zawieźć do Belmarsh, najlepiej strzeżonego więzienia w Londynie.
– Była piąta rano. Zadzwoniłem z samochodu do centrum zdrowia na Harley Street, ale odezwała się tylko automatyczna sekretarka informująca, że lekarz przyjmuje od dziewiątej – wyjaśnił William.
– Zarejestrował się czas tego połączenia? – dociekał Jastrząb.
– Tak jest. Było o piątej zero siedem. Ponowiłem próbę tuż po dziewiątej i poinformowałem doktora Redwooda, że może odwiedzić swego pacjenta w szpitalu więziennym w dogodnym dla siebie czasie i przeprowadzić pełne badanie. Zrobił to później tego samego ranka.
– Dzięki Bogu, że chociaż jeden z was wykazał się przytomnością umysłu. – Jastrząb odetchnął z ulgą. – Sugerowałbym jednak, żebyście obaj śpiewali jednym głosem na długo przed wniesieniem sprawy do sądu. Zapewniam was, że gdy Booth Watson wróci z Hiszpanii i będzie miał okazję skonsultować się ze swoim klientem, szybko się zorientuje, że ma więcej niż wystarczająco dużo argumentów, żeby podważyć wszystkie wasze dowody. Przyjdzie się wam modlić, by ława przysięgłych dała wiarę wersji wydarzeń przedstawionej przez Rossa, a nie przez Faulknera. Jeśli sędziowie się dowiedzą, że wbrew prawu schwytałeś Milesa Faulknera, a potem zaciągnąłeś go z powrotem do Anglii, możecie skończyć w jednej celi.
Na biurku komendanta odezwał się telefon. Jastrząb chwycił słuchawkę i niemal krzyknął:
– Angelo, chyba wyraźnie powiedziałem, że nie przyjmuję żadnych telefonów. – Słuchał przez chwilę. – Dobrze, połącz go.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Tytuł oryginału: Next in Line
Copyright © 2022 Jeffrey Archer
All rights reserved
Copyright © for the Polish e-book edition by REBIS Publishing House Ltd., Poznań 2023
Informacja o zabezpieczeniach
W celu ochrony autorskich praw majątkowych przed prawnie niedozwolonym utrwalaniem, zwielokrotnianiem i rozpowszechnianiem każdy egzemplarz książki został cyfrowo zabezpieczony. Usuwanie lub zmiana zabezpieczeń stanowi naruszenie prawa.
Redaktor: Małgorzata Chwałek
Projekt serii: Zbigniew Mielnik
Projekt i opracowanie graficzne okładki: Urszula Gireń
Fotografie na okładce
© Unique Vision / Shutterstock (sylwetka mężczyzny)
© QQ7 / Shutterstock (Pałac Buckingham)
Wydanie I e-book (opracowane na podstawie wydania książkowego: W następnej kolejności, wyd. I, Poznań 2024)
ISBN 978-83-8338-855-7
Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o.
ul. Żmigrodzka 41/49, 60-171 Poznań
tel. 61 867 81 40, 61 867 47 08
e-mail: [email protected]
www.rebis.com.pl
Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w systemie Zecer