Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Szósty tom romantycznej serii o rodzinie Ravenelów.
Magnat kolejowy Tom Severin jest wystarczająco bogaty i potężny, by móc zaspokoić każde swoje pragnienie. Wszystko i wszyscy są na jego rozkazy, znalezienie żony nie powinno więc stanowić problemu. Niestety, rzeczywistość okazuje się o wiele bardziej skomplikowana - jego wybranka, lady Cassandra Ravenel, piękna i bystra arystokratka, jest zdeterminowana, by wyjść za mąż z miłości. Tylko że to uczucie jest jedyną rzeczą, jakiej nie może jej dać…
Chociaż bezwzględny Tom Severin niewątpliwie zainteresował Cassandrę, to życie u jego boku w świecie, gdzie liczy się jedynie wygrana, nie jest już tak zachęcającą wizją. Gdy jednak reputacja dziewczyny legnie w gruzach, propozycja mężczyzny okazuje się wybawieniem. Severin jest pewien, że zdobył to, czego chciał – ale czy na pewno? Jest jedna lekcja, której jeszcze musi się nauczyć od swojej narzeczonej: nigdy nie lekceważ rodziny Ravenelów.
Pogoń za ręką Cassandry może niedługo dobiec końca... ale pogoń za jej sercem dopiero się zaczyna
Lisa Kleypas (ur. 1964) - amerykańska pisarka, której romanse stały się bestsellerami na całym świecie. Tworzy opowieści historyczne i współczesne, a grono ich wiernych czytelniczek powiększa się z każdą nową książką. Mieszka w stanie Waszyngton wraz z mężem i dwójką dzieci.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 329
Tytuł oryginału
CHASING CASSANDRA
Copyright © 2020 by Lisa Kleypas
All rights reserved
Projekt okładki
Ewa Wójcik
Zdjęcie na okładce
© @Ildiko Neer/Arcangel.com
Redaktor prowadzący
Milena Rachid Chehab
Redakcja
Anna Płaskoń-Sokołowska
Korekta
Katarzyna Kusojć
Bożena Hulewicz
ISBN 978-83-8234-414-1
Warszawa 2022
Wydawca
Prószyński Media Sp. z o.o.
02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28
www.proszynski.pl
Carrie Feron,
mojej redaktorce naczelnej,
mojej inspiracji,
mojej bezpiecznej przystani pośród burzy.
Z pozdrowieniami,
LK
Rozdział 1
Hampshire, Anglia, czerwiec 1876
Wproszenie się na ten ślub było błędem.
Tom Severin bynajmniej nie dbał o takt ani etykietę. Lubił bywać w miejscach, do których go nie zapraszano; wiedział, że jest zbyt bogaty, by ktoś śmiał go wyrzucić. Powinien był jednak przewidzieć, że wesele Ravenelów okaże się strasznie nudne… jak każde wesele. Te romantyczne bzdury, wystygłe jedzenie i stanowczo, ale to stanowczo za dużo kwiatów… Podczas porannej ceremonii maleńka kaplica w Eversby Priory była nimi wypełniona po sufit, jakby wrzucono do niej cały towar z kwiatowego rynku Covent Garden. Ich nieznośnie intensywny zapach przyprawiał Toma o lekki ból głowy.
Przemierzał starą jakobińską rezydencję w poszukiwaniu spokojnego kąta, gdzie mógłby usiąść i zamknąć oczy. Na zewnątrz goście zgromadzili się przy frontowym wejściu, żeby pożegnać nowożeńców wyjeżdżających w podróż poślubną. Poza kilkoma osobami, takimi jak Walijczyk Rhys Winterborne, właściciel domu towarowego, weselny tłum tworzyli arystokraci. A to oznaczało, że rozmowy kręciły się wokół spraw, które Toma zupełnie nie obchodziły. Polowań na lisy. Muzyki. Wybitnych przodków. Nikt z tego towarzystwa nie wdawał się w dyskusje o interesach, polityce ani o czymkolwiek, co mogłoby go zainteresować.
Antyczna rodowa siedziba stanowiła przykład typowej wiejskiej posiadłości dziedziczonej z pokolenia na pokolenie – nieco podupadłej, lecz wciąż luksusowej. Tom nie lubił staroci, zapachu stęchlizny i wielowiekowego kurzu, wytartych dywanów, nierównego szkła w witrażowych oknach. Urokliwe wiejskie otoczenie także niczym go nie zachwycało. Większość ludzi przyznałaby, że Hampshire – z jego zielonymi wzgórzami, obfitością terenów leśnych i kredowymi strumieniami – dorównuje najpiękniejszym obszarom na ziemi, ale Tomowi w naturze podobało się jedynie to, że może ją przecinać drogami, mostami i torami kolejowymi.
Odległe radosne okrzyki i śmiechy dotarły aż do spokojnego wnętrza domu. Bez wątpienia nowożeńcy salwowali się ucieczką, obsypywani ziarnkami surowego ryżu. Wszyscy sprawiali wrażenie szczerze zadowolonych, co irytowało i jednocześnie zdumiewało Toma. Jakby każdy z tu obecnych znał sekret, którego jemu nikt nie zdradził.
Dorobiwszy się fortuny na kolei i w budownictwie, Tom nie spodziewał się, że znów poczuje zazdrość. Tymczasem ta drążyła go niczym kornik starą belkę. Nie widział w tym sensu. Był szczęśliwszy od większości tych ludzi, a w każdym razie bogatszy, co mniej więcej wychodziło na jedno. Dlaczego więc nie czuł się spełniony? Od miesięcy właściwie nic nie robiło na nim wrażenia. Stopniowo narastało w nim poczucie, że wszystkie jego dotychczasowe pragnienia i apetyty ulegają stępieniu. Rzeczy, które dotąd sprawiały mu przyjemność, obecnie go nudziły. Nic, nawet noc spędzona w ramionach pięknej kobiety, nie dawało mu zadowolenia. Nigdy wcześniej taki nie był. I nie miał pojęcia, co na to poradzić.
Uznał, że dobrze mu zrobi towarzystwo Devona i Westa Ravenelów, których znał od co najmniej dziesięciu lat. Dawniej we trójkę albo z resztą swoich osławionych znajomych często hulali po całym Londynie. Sytuacja jednak uległa zmianie. Przed dwoma laty Devon niespodziewanie odziedziczył tytuł earla i podjął się roli odpowiedzialnego patriarchy. A West, kiedyś beztroski pijak, obecnie zarządzał rodową posiadłością oraz dzierżawcami i bezustannie mówił o pogodzie. O pogodzie! Bracia Ravenel, niegdyś tacy zabawni, stali się męczący jak cała reszta.
Tom wszedł do pustego pokoju muzycznego i znalazł wyściełany fotel ustawiony w zacisznym kącie. Postawił go tyłem do drzwi, usiadł i zamknął oczy. Wokół panowała cisza, zakłócana jedynie delikatnym cykaniem zegara. Westchnął, czując, że dziwne zmęczenie ogarnia go niczym mgła. Ludzie zawsze stroili sobie żarty z jego witalności i szybkiego tempa życia, za którym nikt nie nadążał. A teraz wyglądało na to, że nie mógł nadążyć sam za sobą.
Musiał zrobić coś, co by go wyrwało z tego odrętwienia.
Może powinien się ożenić. Był najwyższy czas, by w wieku trzydziestu jeden lat znalazł sobie żonę i spłodził potomstwo. Wokół roiło się od młodych kobiet na wydaniu, wysoko urodzonych i dobrze wychowanych. Ślub z którąś z nich pomógłby mu w towarzyskim awansie. Pomyślał o siostrach Ravenel. Najstarsza Helen wyszła za Rhysa Winterborne’a, a lady Pandora tego ranka poślubiła lorda St. Vincenta. Ale została jeszcze bliźniacza siostra Pandory, Cassandra.
Tom nie zdążył poznać jej osobiście, ale poprzedniego wieczoru podczas kolacji udało mu się ją dostrzec pomiędzy obfitością kwietnych dekoracji i lasem srebrnych świeczników. Zobaczył tylko tyle, że jest młoda, jasnowłosa i małomówna. Wprawdzie nie tylko tego oczekiwał od żony, ale początek wydawał się obiecujący.
Rozmyślania przerwał mu odgłos otwieranych drzwi. Do licha! Na tym piętrze były dziesiątki wolnych pokoi, dlaczego ktoś musiał wybrać akurat ten. Już miał wstać i ujawnić swą obecność, gdy usłyszał chlipnięcie. Odruchowo się skulił i wcisnął głębiej w fotel. O nie… Zapłakana kobieta.
– Przepraszam – odezwał się drżąco nieznany mu damski głos. – Nie wiem, dlaczego tak się przejmuję.
Przez moment Tom myślał, że słowa są skierowane do niego, ale zaraz odpowiedział jakiś mężczyzna:
– Wyobrażam sobie, że nie jest łatwe rozdzielenie z siostrą, z którą zawsze było się najbliżej. W dodatku bliźniaczką. – Tom rozpoznał głos Westa Ravenela, cieplejszy i czulszy, niż kiedykolwiek słyszał.
– Po prostu wiem, że będę za nią tęsknić. Ale też cieszę się, że znalazła prawdziwą miłość. Bardzo się cieszę… – Szloch wzruszenia nie pozwolił kobiecie dokończyć.
– Właśnie widzę – skomentował cierpko West. – Weź, proszę, moją chusteczkę i wytrzyj te łzy radości.
– Dziękuję.
– To zupełnie naturalne – dodał jeszcze łagodniej – że trochę jej zazdrościsz. Nie stanowi tajemnicy, że chciałaś wyjść za mąż, podczas gdy Pandora wiecznie się zarzekała, że ani myśli stawać na ślubnym kobiercu.
– Nie zazdroszczę, tylko się martwię. – Rozległ się odgłos wydmuchiwanego nosa. – Bywałam na tych wszystkich kolacjach i tańcach i poznałam już każdego. Niektórzy kawalerowie zachowywali się bardzo miło, ale choć nic mnie w żadnym z nich specjalnie nie raziło, nic też mnie nie pociągało. Poniechałam szukania miłości, pragnę jedynie mieć kogoś, kogo mogłabym z czasem pokochać, ale nawet tego nie mogę znaleźć. Coś jest ze mną nie tak. Skończę jako stara panna.
– Nie ma czegoś takiego jak stara panna.
– To jak byś nazwał kobietę w średnim wieku, która nigdy nie wyszła za mąż?
– Kobietą z wymaganiami? – podsunął West.
– Ty może byś ją tak określił, ale dla wszystkich innych jest starą panną. – Nastąpił moment ponurego milczenia. – Poza tym jestem za gruba. Wszystkie suknie mnie cisną.
– Wyglądasz tak samo jak zawsze.
– Wczoraj wieczorem trzeba było zrobić poprawki, bo suknia nie zapinała się z tyłu.
Tom ostrożnie odwrócił się na fotelu i ukradkiem wyjrzał zza oparcia. Widok zaparł mu dech w piersiach.
Po raz pierwszy w życiu Tom Severin stracił głowę. Z zaskoczenia i zachwytu.
Była piękna urodą ognia i słońca: ciepła, promienna i złocista. Od patrzenia na nią aż ściskało go w dołku, jakby umierał z głodu. Miała w sobie wszystko, za czym tęsknił w swojej trudnej młodości, każdą utraconą nadzieję i szansę.
– Kochanie – zwrócił się do niej West, łagodnie i cierpliwie. – Nie masz się czym martwić. Albo poznasz kogoś nowego, albo weźmiesz pod uwagę kogoś, kogo z początku nie doceniałaś. Na niektórych mężczyzn dopiero z czasem nabiera się apetytu. Jak na ostrygi albo gorgonzolę.
Kobieta znów wydała z siebie drżące westchnienie.
– Kuzynie Weście, jeśli nie wyjdę za mąż, nim skończę dwadzieścia pięć lat… a ty nadal będziesz kawalerem… czy zostaniesz moją ostrygą?
West patrzył na nią z osłupieniem.
– Umówmy się, że weźmiemy ślub, jeśli żadnego z nas nikt inny nie zechce – dodała, niezrażona jego miną. – Byłabym dobrą żoną. Zawsze marzyłam tylko o tym, żeby mieć własną rodzinę i szczęśliwy dom, gdzie każdy czuje się bezpieczny i mile widziany. Wiesz, że nigdy nie zrzędzę, nie trzaskam drzwiami ani nie dąsam się po kątach. Potrzebuję kogoś, o kogo będę dbać. I dla kogo będę ważna. Zanim odmówisz…
– Lady Cassandro Ravenel – przerwał jej West – to najgłupszy pomysł od czasu, gdy Napoleon postanowił zaatakować Rosję.
– Dlaczego? – spytała tonem wyrzutu.
– Poza całym mnóstwem innych powodów jesteś dla mnie za młoda.
– Nie jesteś wcale starszy od lorda St. Vincenta, a on właśnie wziął ślub z moją siostrą bliźniaczką.
– Wewnętrznie jestem od niego starszy o całe dziesięciolecia. Moja dusza jest wyschnięta jak rodzynka. Wierz mi na słowo, nie chciałabyś być moją żoną.
– Wolałabym to od samotności.
– Co za bzdury… „Sama” a „samotna” to dwa różne pojęcia. – West wyciągnął rękę i odgarnął złoty kosmyk przylepiony łzą do jej policzka. – Idź obmyć twarz zimną wodą i…
– Ja będę pani ostrygą. – Tom wstał z fotela i zbliżył się do pary, która patrzyła na niego oniemiała z zaskoczenia.
Zaskoczył również siebie. Wyróżniał się talentem do negocjowania rozmaitych interesów, a właśnie postąpił wbrew wszelkim zasadom. Wypowiadając tych kilka słów, postawił się w najsłabszej możliwej pozycji.
Jednak pragnął tej kobiety tak bardzo, że nie mógł się powstrzymać.
Im bliżej do niej podchodził, tym trudniej mu było zachować jasność myślenia. Serce, rozdygotane przyśpieszonym, nierównym rytmem, chciało mu wyskoczyć z piersi.
Cassandra przysunęła się do Westa, zapewne oczekując, że ją ochroni, a jednocześnie wpatrywała się w Toma, jakby uważała go za szaleńca. Bynajmniej jej się nie dziwił… i już żałował swojego wystąpienia, ale przecież nie mógł cofnąć czasu.
– Severin, skąd się tu, u diabła, wziąłeś? – West mierzył go wzrokiem spod gniewnie ściągniętych brwi.
– Odpoczywałem w fotelu. A jak już zaczęliście rozmawiać, nie było dobrego momentu, żeby wam przerwać. – Tom nie mógł oderwać oczu od Cassandry. Jej wielkie zdziwione oczy przypominały mu wieczorne niebo, błyszczące gwiazdami łez. Jej śliczne mocne ciało składało się z samych krągłości, żadnych ostrych kątów czy linii prostych, sama zmysłowa słodycz. Gdyby należała do niego… może w końcu zaznałby spokoju widywanego u innych mężczyzn. Wreszcie by się skończyły wieczne pragnienia i poszukiwania nigdy nieznajdujące zaspokojenia.
– Ożenię się z panią – oznajmił. – W dowolnym momencie. I na dowolnych warunkach.
West delikatnym pchnięciem skierował Cassandrę ku drzwiom.
– Idź już, kochanie, a ja porozmawiam z tym obłąkańcem.
Lekko różowa z zakłopotania, Cassandra skinęła kuzynowi głową i posłusznie skierowała się do wyjścia.
– Milady – odezwał się bez zastanowienia Tom, kiedy już przekraczała próg.
Odwróciła się powoli i spojrzała na niego zza framugi.
Nie miał pojęcia, co powiedzieć, ale nie mógł pozwolić, by wyszła z przekonaniem, że odbiega od ideału, którym w istocie była.
– Nie jest pani za gruba – wydukał. – Im więcej pani na świecie, tym lepiej.
Komplement nie należał do najbardziej wyszukanych, ale w niebieskich oczach Cassandry zamigotały iskierki rozbawienia, nim ich opuściła.
Tom poczuł napięcie we wszystkich mięśniach; instynkt kazał mu ruszyć za nią, jak gończemu psu za śladem.
West stał przed nim z miną wyrażającą zdumienie i irytację. Nim jednak zdążył się odezwać, Tom wyrzucił z siebie pytanie:
– Czy może być moja?
– Nie.
– Muszę ją zdobyć, pozwól…
– Nie.
W tej sytuacji gładko przeszedł do metod biznesowych:
– Chcesz ją dla siebie, to całkowicie zrozumiałe. Będziemy negocjować.
– Przed chwilą podsłuchałeś, jak odmawiam jej małżeństwa – przypomniał mu ze złością West.
Tom ani przez sekundę mu nie wierzył. Jakże to możliwe, by West czy jakikolwiek inny mężczyzna przy zdrowych zmysłach nie pragnął tej kobiety tak samo dziko i namiętnie jak on?
– Oczywiście to strategia, żeby później ją do siebie przyciągnąć – stwierdził domyślnie. – Ale dam ci za nią czwartą część mojej firmy kolejowej. I udziały w przedsiębiorstwie wydobywczym. Dorzucę też trochę gotówki. Podaj sumę.
– Zwariowałeś? Lady Cassandra nie jest dobytkiem, który mógłbym przekazać jak parasol. Prawdę mówiąc, nawet parasola bym ci nie dał.
– Mógłbyś ją przekonać. Widać, że ci ufa.
– I sądzisz, że wykorzystałbym to przeciwko niej?
Tom nie ukrywał zniecierpliwienia.
– Jakiż jest pożytek z czyjegoś zaufania, jeśli nie można go wykorzystać?
– Lady Cassandra nigdy za ciebie nie wyjdzie, Severin – oświadczył zdecydowanie West.
– Ale ja zawsze chciałem kogoś takiego jak ona.
– Skąd wiesz? Na razie widziałeś tylko ładną młodą kobietę o blond włosach i niebieskich oczach. Zastanowiłeś się w ogóle, jaka jest wewnątrz?
– Nie. Wszystko mi jedno. Może być w środku, jaka chce, o ile da mi to, co na zewnątrz. – Widząc minę Ravenela, Tom dodał tonem usprawiedliwienia: – Wiesz, że nigdy nie należałem do sentymentalnych mięczaków.
– Masz na myśli mężczyzn posiadających ludzkie uczucia? – uściślił kwaśnym tonem West.
– Posiadam uczucia – oznajmił Severin. – Kiedy chcę.
– A we mnie jedno właśnie wzbiera. I zanim każe mi cię kopnąć w tyłek, przywołam cię do porządku. – Ravenel wbił w niego groźne spojrzenie. – Trzymaj się od niej z daleka. Znajdź sobie jakąś inną niewinną dziewczynę, którą zechcesz sprowadzić na złą drogę. I bez tego mam dość powodów, żeby cię zamordować.
Tom uniósł brwi w wyrazie zdziwienia.
– Nadal masz pretensje o warunki tamtej umowy? – spytał domyślnie.
– Zawsze będę miał o to pretensje – przyznał West. – Próbowałeś nas pozbawić praw do wydobycia surowca na terenie naszej własnej posiadłości, choć wiedziałeś, że jesteśmy na skraju bankructwa.
– To tylko biznes – obruszył się Tom.
– A przyjaźń?
– Przyjaźń i biznes nie mają ze sobą nic wspólnego.
– Chcesz powiedzieć, że nie byłbyś zły, gdyby przyjaciel próbował cię oskubać, zwłaszcza gdybyś chciał tych pieniędzy?
– Ja zawsze chcę pieniędzy. Dlatego mam ich tak dużo. I nie, nie byłbym zły, gdyby przyjaciel próbował mnie oskubać: doceniłbym jego wysiłek.
– Zapewne. – Ton Westa bynajmniej nie wyrażał uznania. – Jesteś bezdusznym draniem o żarłoczności rekina, ale przynajmniej zawsze byłeś szczery.
– A ty uczciwy. Dlatego proszę cię, żebyś powiedział lady Cassandrze o moich zaletach, nie tylko o wadach.
– Jakich zaletach? – zdziwił się Ravenel.
Tom musiał się zastanowić.
– O tym, jaki jestem bogaty? – podsunął.
West jęknął i pokręcił głową.
– Współczułbym ci, gdybyś nie był takim samolubnym draniem. Widziałem cię już takiego i wiem, do czego to prowadzi. To dlatego posiadasz więcej domów, niż możesz zasiedlić, więcej koni, niż zdołasz dosiąść, i więcej obrazów niż ścian. Ktoś taki jak ty nieuchronnie musi doznawać rozczarowania. Gdy tylko zdobędziesz obiekt swego pożądania, przestaje cię on pociągać. I sądzisz, że wiedząc o tym, Devon albo ja pozwolimy ci się zalecać do Cassandry?
– Nie straciłbym zainteresowania własną żoną.
– A jakżeby inaczej! Dla ciebie liczy się jedynie pogoń za zdobyczą.
CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI