Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
22 osoby interesują się tą książką
Potwór nie prosi. Potwór bierze to, czego chce. Witaj w piekle, Gabriello.
Jesteś moja. Zacznij się do tego przyzwyczajać.
Gabriella już jako mała dziewczynka bała się potworów. Wkrótce, jako dorosła kobieta, przekona się, że istnieją naprawdę. Kiedy wsiada na pokłąd samolotu do Meksyku, jest przekonana, że czeka ją pełen wrażeń urlop z odnalezioną po latach siostrą. To właśnie wtedy zaczyna się jej koszmar. Została sprzedana najgroźniejszemu bossowi narkotykowego świata.
Potwór – tak nazywają go wszyscy. Jego pojawienie się budzi strach, przywołuje mrok i zwiastuje wszystko, co najgorsze. Gabriella to kolejna dziewczyna, której ciało miało przynosić mu dobre dochody. Jest spłatą długu, towarem, który zamówił. Jest też kimś, kogo od pierwszego spotkania chce chronić, kogo nie umie i nie pozwala skrzywdzić. Chociaż sam nie rozumie dlaczego.
Kiedy w sercu zajadłej, rozjuszonej bestii pojawiają się uczucia, staje się jeszcze bardziej niebezpieczna. Z tego piekła nie ma ucieczki. Możesz tylko spróbować rozświetlić jego mrok.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 384
Projekt okładki: Katarzyna Pieczykolan
Redakcja: Anna Rozenberg
Redaktor prowadzący: Małgorzata Święcicka
Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz
Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski
Korekta: MS, Katarzyna Szajowska
© for the text by Aleksandra Witkowska
© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2024
OSTRZEŻENIE
Książka zawiera opisy aktów przemocy oraz wulgaryzmy. Przeznaczona jest dla pełnoletnich czytelników.
ISBN 978-83-287-3140-0
Wydawnictwo Akurat
Wydanie I
Warszawa 2024
–fragment–
Dla wszystkich, którzy nie kierują się w życiu jedynie czarno-białymi schematami. Czasem spotyka nas szarość, którą również trzeba jakoś zdefiniować.
***
Specjalną dedykację kieruję do moich kochanych wattpadowych czytelników, którzy byli ze mną od początku tworzenia tej historii i uczestniczyli w całym procesie twórczym. Bez Was ta trylogia nigdy by nie powstała. Dziękuję za ogrom wsparcia
Potwory. Będąc dziećmi, widujemy je w bajkach albo sennych marach. Czasem odgrywamy ich rolę w szkolnych przedstawieniach. W dorosłym życiu udajemy, że ich nie ma, bo tak przecież mówili nasi zatroskani rodzice, chcący nas chronić przed całym złem tego świata. Próbowali wpoić nam przeświadczenie, iż ta zielona, pełna lądów i wód, ziemska planeta jest jedynie szlachetnym i prawdziwie dobrym miejscem, jak z krainy bajek. A tymczasem wciąż ciągnie nas do wiedzy, która w dzieciństwie była dla nas zakazana, bo nasza delikatna psychika i ufne, czyste serce nie byłyby w stanie znieść jej bez traum i zranień.
Zupełnie nieświadomie nadajemy więc kształt czemuś kompletnie nieznanemu, tajemniczemu, a następnie powołujemy to do życia po to, by móc się odpowiednio przygotować na przyszłe spotkanie. Tworzymy własną, przerażającą fikcję, w duchu modląc się o to, byśmy nie musieli mierzyć się z nią w realnym życiu. Liczymy na to, że wiedza innych będzie naszymi przyszłymi drogowskazami, chroniącymi nas przed łamaniem reguł i popełnianiem błędów, których nie da się cofnąć. Wierzymy, że posłużą nam, jako kompas, który pomoże nam odnaleźć bezpieczną drogę do domu.
Pewne pomyłki i pochopnie podjęte działania mogą bowiem już na zawsze zmienić bieg naszego życia.
Od dzieciństwa wpajane są nam do głowy zasady panujące na tym świecie. W zależności od narodowości, kultury, religii, a nawet płci różnią się one od siebie czasem nawet w skrajny sposób. Rodzice chcą przekazać nam wartości, które sami już dawno wchłonęli jak gąbki. Czy ktoś jednak kiedykolwiek odważył się poruszyć zakazany i mroczny temat, omijany przez wszystkich tak, jakby w ogóle nie istniał, i spróbował odpowiedzieć na pytanie:
Czy w ludzkim ciele może się czaić bestia? Czy potwory wykreowane przez naszą wyobraźnię w dzieciństwie mogą przybierać ludzką postać?
Każdy z nas w największych odmętach i najczarniejszych zakamarkach duszy skrywa własne uśpione demony, które pod wpływem mroku zaczynają swe figle. Wypełzają na powierzchnię wtedy, gdy robi się ciemno, a wokoło ucicha zgiełk tego zabieganego, niczego nieświadomego świata. Gdy ogarnia nas wszechogarniająca cisza, nigdy nie wiemy, czy nie jest ona przypadkiem początkiem i wstępem do nadchodzącej burzy.
Nikt nie jest w stanie uciec przed siłami własnego mroku, który skrywany jest tak głęboko, że na pierwszy rzut oka nie jesteśmy w stanie go dostrzec. Gdy w grę wchodzą niespodziewane, brutalne scenariusze, wtedy reguły i cnoty, które wpajane były nam od dziecka, przestają mieć znaczenie. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć tego, jak naprawdę się zachowamy, dopóki nie przeżyjemy czegoś na własnej skórze.
A co, jeśli pojawimy się w nieodpowiednim miejscu i czasie, w wyniku czego zetkniemy się z prawdziwym obliczem barbarzyńskiego i bezpardonowego mroku, którego nic nie jest w stanie powstrzymać? Może ten czas i miejsce samo nas wybrało?
Czymże więc jest istota bądź postać, którą kreujemy już od dzieciństwa w naszej wyobraźni? Co się stanie, gdy naprawdę pojawi się na naszej drodze? A może to my trafiliśmy na jej ścieżkę? Spotykamy żywego, oddychającego potwora, który na pozór wygląda tak, jak my, ale paskudny mrok bijący z jego serca wywołuje w nas paraliżujący strach i drętwienie kończyn. Czy ktoś kiedyś uczył nas, jak z podniesioną głową stanąć z nim twarzą w twarz bez strachu i… przetrwać?
Prawość, szlachetność, niewinność oraz wierność ideałom to wartości, które w dzisiejszym świecie pozostały już tylko na kartkach podręczników, a w realnym życiu odeszły na dalszy plan. Pieniądz kupił wszystko i zmył nawet ostatnie pokłady przyzwoitości i harmonii, która kiedyś łączyła pokolenia. Przychodzimy na ten świat i dorastamy w otoczeniu mroku i potworów, które na każdym kroku czyhają, by nas pożreć. Są częścią naszego życia, więc łatwo asymilujemy się z nimi i przyzwyczajamy się do ich obecności. Zapominamy jednak, że kiedyś może przyjść taki moment, iż naprawdę będziemy musieli stanąć z nimi twarzą w twarz i zmierzyć się z bezwzględną żądzą krwi, którą przesiąknięte są ich serca.
Nie ma na świecie groźniejszego i bardziej nieprzewidywalnego stworzenia od człowieka. Podobno, żeby ujarzmić bezlitosną i despotyczną bestię, trzeba jej spojrzeć prosto w oczy oraz poczuć jej oddech. Tylko tak można skruszyć jej serce. Jedynie głębia duszy może dosięgnąć tych cząstek mroku, którego nic nie jest w stanie powstrzymać.
Potwór jest najbardziej niebezpieczny wtedy, gdy kocha. Czy zatem ktoś, kto ma brudne ręce, może mieć na tyle czystą duszę, by dostać od losu najpiękniejszy z możliwych prezentów – prawdziwą miłość?
Czy jedno spojrzenie może dotknąć czyjegoś serca? Czy jedno wypowiedziane słowo jest w stanie zmienić bieg wydarzeń i odwrócić nasze przeznaczenie? A co, jeśli naszym przeznaczeniem od początku narodzin było to jedno spotkanie, dwojga różnych dusz – świata mroku i światłości?
Los Gabrielli już przy narodzinach został przypieczętowany. Już jako mała dziewczynka bała się potworów. Wkrótce, jako dorosła kobieta, przekona się, że istnieją one naprawdę, gdy najgroźniejszy z nich stanie na jej drodze.
Bo gdy dotkniemy mroku, tylko miłość może rozświetlić jego ciemność.
W całej północnej części stanu Pensylwania od tygodnia zapowiadano silne burze. Naukowcy ścigający od lat jedną z najbardziej niszczycielskich sił na ziemi, stworzyli właśnie specjalną aplikację monitorującą zasięg wszelakich orkanów i cyklonów. Aleja Tornad, wzbogacona o sieć zbudowanych na terenie stanu radarów, ma ułatwiać zlokalizowanie powstałego cyklonu w promieniu nawet dwustu kilometrów. Gubernator zarządził natychmiastowe wprowadzenie stanu wyjątkowego i nakazał wszystkim mieszkańcom zachować właściwe do obecnej sytuacji zasady bezpieczeństwa. Do wielu większych i mniejszych miast masowo zaczęli przyjeżdżać pasjonujący się tym tematem łowcy tornad oraz żądni sensacji dziennikarze, zajmujący się opisywaniem klęsk żywiołowych. W środkach masowego przekazu na każdym kroku zaczęły pojawiać się komunikaty o konieczności uruchamiania specjalnych schronów dla mieszkańców. Meteorologowie alarmowali także o potrzebie wprowadzania specjalistycznego systemu wczesnemu ostrzegania. Coraz liczniejsza grupa mieszkańców zaczęła deklarować, iż na czas sztormu postanowili wyjechać do graniczącej od północy kanadyjskiej prowincji Ontario. Inni zdecydowali się na chwilowy wyjazd do Ohio, Delaware oraz Maryland. Zalecano, by każdy obywatel zachował szczególne środki ostrożności.
W Filadelfii od ponad godziny panowała silna burza, niestanowiąca jednak tak wielkiego zagrożenia, jak występujące obecnie w innych częściach stanu wichury i niebezpieczne tornada. Mieszkańcy już z samego rana zostali poinformowani, iż to duże miasto o tak wysokiej gęstości zaludnienia będzie jednym z najbezpieczniejszych miejsc w całym regionie. Zalecano jednak, by na czas trwania burzy pozostać w domu i bez ważnej przyczyny nie wychodzić na zewnątrz.
Nad niewielkim domem z białej cegły, na obrzeżach miasta, w otoczeniu pól i lasów, zgromadziły się właśnie wyjątkowo ciężkie i ciemne burzowe chmury. Dochodziła właśnie godzina druga w nocy, gdy porywisty wiatr w przeciągu kilkunastu minut zerwał linie telekomunikacyjne i spowodował już wiele szkód u miejscowych gospodarzy. Cały region otaczała teraz ciemność. W krótkim czasie od pierwszych grzmotów, nastąpiły problemy z dostawą prądu. Silny podmuch wiatru spowodował, iż jedno z najstarszych drzew w ułamku sekundy złamało się na pół, a jego gruba gałąź, uderzając z impetem w okno, rozbiła szybę na setki małych fragmentów. Stare, wysłużone drzwi, wprawiane w ruch przez wyjątkowo dokuczliwy przeciąg, skrzypiąc, zaczęły uderzać rytmicznie o drewnianą futrynę. Głośne uderzenia starego, zardzewiałego zawiasu słychać było na całym piętrze wiekowego budynku.
Nagle w całym w domu rozbrzmiał krzyk, a po wszystkich pomieszczeniach rozniósł się dźwięk przerażającego, dziecięcego płaczu. Pięcioletnia Gabby obudziła się z sennego koszmaru i usiadła na skraju łóżeczka. Zlękniona, podkuliła nóżki, głośno szlochając. Do pokoju w mgnieniu oka wbiegła zatroskana matka, która natychmiast usiadła obok córeczki i przytuliła ją mocno do piersi. Głaszcząc ją czule po włosach, kołysała ją w swych ramionach. Po chwili ucałowała z troską jej główkę i zaczęła nucić jej ulubioną kołysankę. Dziewczynka z każdym kolejnym dźwiękiem melodii płynącej z ust ukochanej mamy stopniowo się uspokajała. Oplotła delikatnie małymi drżącymi rączkami jej szyję i przymknęła powieki.
– Kochanie, znów ci się śnił ten koszmar? – spytała zatroskanym głosem kobieta.
Gabriella potaknęła główką ze strachem, cała się trzęsąc.
– Już dobrze, skarbie – odparła niezwykle kojącym głosem Linda. – Jestem przy tobie i zawsze będę. Potwory nie istnieją, aniołku. One występują tylko w bajkach. Jak następnym razem spotkasz któregoś we śnie, to uśmiechnij się do niego i zobaczysz, że wszystko zniknie. – Ucałowała czule córkę.
Dziewczynka ze łzami w oczach wskazała paluszkiem na dużą drewnianą szafę znajdującą się naprzeciwko jej łóżeczka.
– On jest tam.
Kobieta spojrzała na nią z troską.
– Kochanie, tam nic nie ma.
– Mamusiu, tam jest potwór – powiedziała cieniutkim głosikiem Gabby, po czym ponownie objęła małymi rączkami szyję mamy i mocno się w nią wtuliła.
Wysoka blondynka przytuliła do siebie córeczkę, zagryzając usta. Próbowała nie dać po sobie poznać mieszanki smutku i złości, jaką odczuwała w sercu.
Doskonale wiedziała, skąd brały się te koszmary u dziewczynki, i doznawała z tego powodu ogromnych wyrzutów sumienia. Nie miała odwagi, by zmienić swoje życie, i bolał ją fakt, że najbardziej cierpiała na tym właśnie Gabby. To na pewno jej partner, gdy była w pracy znów się upił i puścił dziewczynce tę okropną bajkę o potworach, po której zawsze tak bardzo się bała. Kobiecie ta bajka nigdy się nie podobała i uważała, że jest niezwykle szkodliwa, zwłaszcza dla tak malutkich dzieci. Wszystko byłoby inaczej, gdyby biologiczny ojciec Gabrielli nadal żył i miał szansę poznać córkę. Niestety mężczyzna zginął przed samymi narodzinami dziewczynki. Potrąciła go ciężarówka, gdy zmieniał koło na ruchliwej autostradzie. Od tamtej pory kobieta wychowywała córeczkę sama, aż do momentu, gdy w zeszłym roku poznała swojego obecnego partnera. Od razu się do siebie zbliżyli, a Linda czuła, że nareszcie będzie miała wsparcie przy wychowywaniu i opiece nad dzieckiem. Niestety wkrótce po tym, jak mężczyzna się do nich wprowadził, okazało się, że ma poważne problemy z alkoholem. Nie był agresywny i nigdy nie podniósł na nie ręki, ale nałóg całkowicie go zniewolił i sprawił, że mężczyzna każdego dnia upijał się do nieprzytomności.
Z powodu swojego alkoholizmu kilka miesięcy temu stracił pracę i od tamtej pory to Linda dźwigała na swoich barkach całe finansowe utrzymanie domu. Pracowała jako pielęgniarka w miejscowym szpitalu, ale po godzinach dorabiała, sprzątając hotele. Było jej niezwykle ciężko, ale tylko tak mogła zapewnić godny byt córce. Niestety przez to bardzo często nie było jej w domu, a opiekę nad dziewczynką musiała powierzyć partnerowi. Mężczyzna, gdy sięgał po kieliszek, aby nie musieć pilnować Gabrielli, puszczał jej bajki. Niestety nie miał dobrego rozeznania w tych sprawach i w ten sposób wywołał u dziewczynki paniczny strach i traumę, które powodowały jej senne koszmary.
– Skarbie, poczekaj tu chwilkę. – Kobieta pogładziła czule policzek córki i podeszła do drewnianej szafy.
Otworzyła ją powoli i spojrzała na dziewczynkę z miłością.
– Zobacz, kochanie. Nic tutaj nie ma. – Uśmiechnęła się do niej czule.
Przestraszona Gabby zakryła buzię rączkami i spojrzała niepewnie przez paluszki w kierunku matki i drewnianego mebla. Zamrugała kilka razy, jakby chcąc się upewnić, że rodzicielka mówiła prawdę. Po chwili na tle jej zaszklonych tęczówek ujawniły się małe iskierki, a na jej okrągłej zaróżowionej buzi pojawił się promienny uśmiech. Kobieta widząc, że dziewczynka się uspokoiła, chwyciła w dłoń dużego białego misia i wsadziła go do otwartej szafy.
– Spójrz, aniołku. Pan Niedźwiadek będzie cię pilnował i nie pozwoli, by ktokolwiek się tutaj zjawił. – Podeszła do córeczki i ponownie mocno ją przytuliła. – Kochanie, tutaj jesteś bezpieczna. Jesteś w domku. Bardzo mocno cię kocham i przy mnie nic złego ci się nigdy nie stanie – dodała, nie wypuszczając nawet na sekundę dziewczynki ze swych objęć.
Ułożyła się obok niej w małym łóżku i przytuliła ją delikatnie do siebie. Gabby objęła rączkami ulubioną pluszową maskotkę i wtuliła się w ramiona rodzicielki. Po chwili spokojnie zasnęła, nie wybudzając się już aż do rana. Gdy tylko zaczynała mówić coś cichutko przez sen, kobieta głaskała czule jej główkę. Przyjemne ciepło mamy natychmiast dawało dziewczynce ukojenie, którego tak bardzo potrzebowała.
Dwa lata później, ośrodek opiekuńczy dla dzieci
Głośny krzyk rozbrzmiał po całym piętrze sierocińca. Siedmioletnia Gabby, cała zapłakana, rzucała się po małym drewnianym łóżku.
Ten sam znajomy koszmar sprzed lat znów wracał do niej podczas snów. Bajka o potworze, którego tak ogromnie się bała, odcisnęła piętno na jej delikatnej i kruchej jeszcze psychice. Przez ostatnie lata senne koszmary na chwilę ustały. Niestety po śmierci mamy dziewczynka znów musiała się z nimi borykać, i to w jeszcze bardziej nasilonym stopniu. Linda zmarła miesiąc temu po długiej walce z rakiem. Wkrótce potem jej partner trafił do więzienia za drobne kradzieże, w wyniku czego mała Gabriella została umieszczona w domu dziecka. Gdy tylko przestraszona dziewczynka przekroczyła próg sierocińca, wszystkie jej lęki powróciły do niej ze zdwojoną siłą.
Obudziła się zlana potem i natychmiast oparła się o zimną ścianę, cała trzęsąc się ze strachu. Dochodziła dopiero szósta rano, a na całym piętrze słychać już było głośne rozmowy i wszechobecny gwar. Gabby podkuliła nóżki, słysząc śmiechy dzieci, które wbiegły właśnie do jej pokoju.
– Gabby znów się boi! Gabby znów się boi! – Pełne rozbawienia, wytykały ją palcami.
Nagle do pomieszczenia weszła jedna z opiekunek. Kobieta spojrzała ze złością na dziewczynkę, która kuląc się w rogu łóżka, coraz głośniej płakała.
– Co ty znowu wyrabiasz? Po raz kolejny w tym tygodniu wybudziłaś wszystkie dzieci! Jesteś tu dopiero od dwóch tygodni, a już są z tobą same kłopoty! – krzyczała wściekła, mierząc ją wzrokiem pełnym nagromadzonej w niej frustracji.
– Miałam koszmar… – wydukała cichutko Gabby, głośno chlipiąc.
Kobieta spojrzała na nią, unosząc w zaskoczeniu brwi i westchnęła ostentacyjnie.
– Co ci się śniło, dziecko? – spytała, jakby od niechcenia, zniecierpliwionym głosem.
– Potwór… – odparła zapłakana dziewczynka, przytulając się do swojej ulubionej maskotki, która już na zawsze kojarzyć jej się będzie z ciepłem i miłością mamy.
– Pfff – prychnęła opiekunka, kręcąc nerwowo głową. – Przez takie głupoty narobiłaś z rana rumoru? Za to, że rozbudziłaś wszystkich, dostaniesz karę. Może to cię czegoś nauczy. Nie dostaniesz dziś deseru. – Uśmiechnęła się do siebie pełna satysfakcji, widząc na twarzy dziewczynki ogromny smutek, po czym wyszła z pokoju.
Gabby rozpłakała się na dobre, wciąż nie mogąc przestać się trząść.
– Mamusiu… Miałaś być zawsze przy mnie. Wtedy ten sen i potwór nie wracał… – powiedziała cichutko, sama do siebie – Mamusiu, gdzie jesteś? – Spojrzała w kierunku wielkiego okna, a jej wzrok utknął w błękitnym niebie i puszystych białych chmurkach, w które uwielbiała się wpatrywać zawsze wtedy, gdy było jej naprawdę smutno i źle.
Dwie godziny później, stołówka
Przy śniadaniu, gdy dziewczynka siadała właśnie do jednego ze stolików znajdujących się w kącie, podbiegł do niej z chytrym uśmieszkiem jedenastoletni chłopiec. Gabby się wzdrygnęła.
– Słyszałem, że krzyczałaś coś przez sen o potworach. A wiesz co? – Podszedł do niej, chcąc ją jeszcze bardziej nastraszyć. – One istnieją naprawdę. Przychodzą w nocy, wtedy gdy jest już ciemno. Jak zamkniesz dziś oczy, to na pewno po ciebie przyjdą.
– Nie! – krzyknęła Gabby i ze łzami w oczach wybiegła ze stołówki.
Słyszała za sobą śmiech dzieci, ale nie zważając na nic, wbiegła do małego pokoiku i zapłakana, schowała się pod łóżkiem, cała drżąc ze strachu.
Piętnaście lat później, Meksyk
Na obrzeżach turystycznego miasta Cancun, w otoczeniu starych magazynów, gdzie światło księżyca jako jedyne oświetlało swym blaskiem całą mroczną przestrzeń tego rejonu, podjeżdżały właśnie duże ciężarówki z towarem nieznanego pochodzenia. Wokoło nich uwijali się w pośpiechu wyczerpani nawałem roboty pracownicy. Teren ten omijany był przez rdzennych mieszkańców szerokim łukiem. Każdy rodowity Meksykanin, ale i większość przyjezdnych zdawało sobie sprawę z tego, iż dla własnego dobra powinni trzymać się z dala od tego niebezpiecznego miejsca. Przez wszystkich wtajemniczonych kojarzone było ono bowiem ze wcieleniem zła i cierpieniem, które mogło spotkać każdego, kto przez nieuwagę lub zbytnią ufność, wściubił tu swój nos.
Siedziba największego w kraju, a zarazem najgroźniejszego w swych działaniach kartelu narkotykowego, mieściła się w idealnie stworzonym do tego rejonie. Odludne pustkowie, w głębi którego praca aż paliła się w rękach, było perfekcyjnym kamuflażem przed ciekawskimi spojrzeniami niespodziewanych gości. Członkowie tego niezwykle brutalnego w swych zapędach, przestępczego półświatka nie musieli jednak martwić się o wewnętrzne rozłamy lub jakiekolwiek komplikacje. Byli ponad prawem i uwielbiali to wykorzystywać. Zaangażowana na szeroką skalę w działania kartelu skorumpowana amerykańska i meksykańska policja zapewniały im całkowite bezpieczeństwo. Członkami przestępczej grupy byli także politycy na najwyższych szczeblach władzy państwowej, sędziowie, prokuratorzy oraz wyjątkowo szanowani medycy. To dawało poczucie niezwykłej władzy, choć nikt nie zapominał o tym, że znajdowała się ona w całości w rękach tylko jednego człowieka, który rozdawał tutaj wszystkie karty. Jego imię nie bez powodu owiane było ogromnym mrokiem.
Dochodziła czwarta rano, gdy pod gmach siedziby podjechał właśnie z piskiem opon ciemny samochód. Zewsząd dało się odczuć atmosferę grozy i mroku. Gdy tylko w aucie zgasły światła i ucichł dźwięk silnika, wokoło zapanowała grobowa cisza, co rusz przerywana głośnymi oddechami strwożonych pracowników. Kierowca trzasnął drzwiami, po czym z zaciśniętymi ze złości pięściami ruszył pewnym krokiem w kierunku firmy.
Rodzina Ramirez od pokoleń zajmowała się swoim przestępczym fachem. Jeśli urodziłeś się z tym nazwiskiem lub płynęła w tobie ta sama krew, musiałeś liczyć się z tym, że już w dniu narodzin twoje życie oraz przyszłe wybory zostały przypieczętowane. Od niedawna władzę po zmarłym ojcu przejął jego jedyny, pierworodny syn. Stary Ramirez był bezwzględnym i okrutnym szefem, ale również bardzo nieudolnym, przez co wprowadził firmę w ogromne długi. Odkąd nowym bossem został jego syn, wszystkie długi zostały spłacone, a kartel odzyskiwał swoją dawną świetność i potęgę. To dzięki jego rządom firma stała się najpotężniejsza w kraju i zdobyła wielu zaufanych popleczników, przez co była kompletnie nie do ruszenia przez jakąkolwiek władzę.
Mężczyzna przejął jednak po ojcu wszystkie jego najgorsze cechy i uważany był przez wielu za jeszcze groźniejszego. Nie bez powodu nazwany został w całym kraju – Potworem. Jego obecność wywoływała paraliżujący strach, a na dźwięk jego imia i nazwiska wszystkim miękły nogi. Nawet największym gangsterom… Uważany był przez mieszkańców za niezwykle okrutnego człowieka. Każdy, kto tylko o nim usłyszał, wiedział, iż nie miał serca lub grama jakichkolwiek ludzkich odruchów. Współpracownicy zaś mówili o nim jako o najbardziej bezlitosnym i surowym szefie, jakiego spotkali… Jeśli ktoś nacisnął mu na odcisk lub choćby w minimalnym stopniu zagrażał interesom firmy, musiał zginąć dla przykładu. Nie interesowało go humanitarne zabijanie. Odczuwał ogromną przyjemność i satysfakcję, gdy mógł torturować swoje ofiary, zwłaszcza te, które świadomie działały na jego szkodę.
Mężczyzna skierował się w stronę piwnicy, śmiałym krokiem zmierzając do swojego gabinetu. Gdy tylko spostrzegł w podziemnym korytarzu kilku pracowników, którzy na jego widok od razu się wyprostowali, zacisnął szczękę i spojrzał na nich lodowatym wzrokiem.
– Co jest, kurwa?! Dlaczego dzwoniliście do mnie o tej porze i czy ktoś może mi wytłumaczyć, dlaczego towar przywieziony ponad dziesięć minut temu nie jest jeszcze na swoim miejscu?! Dlaczego, do chuja, nikt się nim nie zajmuje?!
Przerażeni mężczyźni spojrzeli na siebie, jakby szukając wsparcia.
– Mamy tu chaos, szefie – odezwał się jeden z nich, głośno przełykając ślinę.
Brunet skrzywił się ze złością i nawet przez chwilę się nie zastanawiając, podszedł do niego i z całej siły przycisnął go do ściany, boleśnie wbijając w jego krtań swe palce.
– Chuj mnie to obchodzi! Robota ma być zawsze wykonana o czasie! – Zaciskał coraz mocniej ręce na jego szyi, aż mężczyźnie zaczęło brakować powietrza.
– Javier, puść go, do cholery! – Usłyszał nagle za sobą męski, dobrze mu znany głos.
Pokręcił nerwowo głową, po czym niechętnie puścił tego fajtłapę. Ten, z trudem łapiąc powietrze, upadł na podłogę.
Brunet obejrzał się za siebie i od razu jego oczom ukazał się Sergio, najbardziej zaufany z jego ludzi, a zarazem jego prawa ręka. Zmierzył go z wyraźną niechęcią.
– To może ty mi wytłumaczysz, po co zbudziliście mnie o tak wczesnej porze? – warknął.
– Mamy tę parę, która w zeszłym tygodniu ukradła cały utarg i zawinęła kilka działek – odparł pewnym tonem Sergio.
– Ci nowi dilerzy? – spytał, z błyskiem w oku Javier, czując, jak jego mięśnie od razu wyraźnie się napięły.
– Tak, szefie. Mamy ich.
– Przynajmniej było warto zarwać nockę. – Uśmiechnął się z ogromną satysfakcją, a Sergio od razu zobaczył w jego oczach prawdziwą żądzę krwi.
Znał go doskonale i wiedział, co chodziło jego szefowi po głowie.
– Co z nimi zrobić? – spytał, jakby chcąc tylko potwierdzić swoje całkowicie pewne przypuszczenia.
– Przyprowadź ich do celi tortur – odparł brunet pełnym srogości głosem.
Od ponad godziny w jednym z podziemnych pomieszczeń słychać było głośne jęki i skowyt bólu, który przerywany był jedynie co chwilę damskim płaczem. Javier, nie okazując litości, nieprzerwanie męczył i torturował na oczach dziewczyny jej chłopaka. Po chwili puścił mężczyznę tak, aż uderzył głową o marmurową posadzkę, po czym spojrzał ze wściekłością na zalaną łzami blondynkę.
– Za tydzień masz tu wrócić z całą kasą, inaczej go zabiję. A uwierz mi, że to nie będzie humanitarna śmierć, za to będzie cholernie bolało. Później z wielką przyjemnością cię odnajdę i zajmę się tobą – wysyczał przez zęby.
– Ale ja nie dam rady w tak krótkim czasie zorganizować tylu pieniędzy… – wydukała cicho, cała się trzęsąc.
Mężczyzna podbiegł do niej i zacisnął palce na jej krtani, wpatrując się w nią z obłędem w oczach.
– Trzeba było o tym myśleć wcześniej, zanim mnie okradliście! – krzyknął na całe gardło, po czym popchnął ją na podłogę.
Kobieta ledwie zdążyła pisnąć, a już uderzyła z hukiem o posadzkę. Ból rozniósł się po całym jej ciele.
– Tydzień, kurwa, i ani dnia dłużej – wysyczał przez zęby brunet, patrząc na nią z pogardą i obrzydzeniem.
– Proszę… – powiedziała, trzymając się za obolałą szyję i z trudem łapiąc oddech.
Nagle wzdrygnęła się, czując, że wpadł jej do głowy pomysł, który mógłby stać się jej ostatnią deską ratunku.
– A gdybym zapłaciła połowę i przyjechała tu ze specjalnym prezentem? – spytała pełnym nadziei głosem.
Mężczyzna spojrzał na nią, unosząc brwi.
– Jakim? – warknął już mocno zniecierpliwiony.
– Spodoba się panu – powiedziała podekscytowana i wyciągnęła z torebki zdjęcie, po czym przekazała mu je z wyraźnym przejęciem.
Javier zmrużył oczy i przez dłuższą chwilę przyglądał się fotografii. Wyglądał tak, jakby usilnie nad czymś myślał. Nagle podszedł do leżącego na podłodze, zalanego krwią mężczyzny i kopnął go z całej siły w brzuch.
Blondynka pisnęła, głośno płacząc.
– Jak przyprowadzisz tu tę dziewczynę, to wtedy pogadamy i się zastanowię. A teraz zabrać go i przygotować dla mnie na jutro. – Zaśmiał się jej prosto w twarz.
Przerażona kobieta, cała drżąc, wyszła posłusznie za czekającym już na nią strażnikiem, ścierając z twarzy łzy.
– Wiesz, co masz robić. – Brunet spojrzał wymownie na Sergio, który teraz wpatrywał się w niego z zaciekawieniem.
Ufał mu, jak nikomu innemu na świecie. Nie raz nadstawił dla niego karku, więc mu cholernie wdzięczny za wiele przysług, które mu wyświadczył. Nigdy go nie zawiódł i zawsze w interesach szedł z nim ramię w ramię.
Spojrzał jeszcze raz na fotografię przedstawiającą piękną szatynkę z szaroniebieskimi oczami.
– No, no. Ładna – powiedział Sergio, podchodząc do niego i spoglądając na zdjęcie.
– Tak, ładna. Kurewsko ładna – potwierdził zaskakująco niskim i tajemniczym tonem, w którym dało się wyczuć podekscytowanie. Oblizał usta.
– Czyli już zadecydowałeś, że umorzysz tej dziwce i jej chłoptasiowi część długu? – spytał z zaskoczeniem Sergio.
– Ona będzie moją zapłatą – odparł pewnym tonem brunet, nie odrywając wzroku od fotografii.
– W sumie… masz rację. Jest młoda, ładna, a poza tym jest też Amerykanką. Taka uroda ostatnio się u nas świetnie sprzedaje. Dostaniesz za nią dużo więcej niż są nam winni ci skurwiele.
– Wiesz, że nie sprzedaję kobiet. Wy się tym zajmujecie. – Zaśmiał się Javier.
– Więc nie musisz się o nic martwić. Zostaw to nam. My się nią odpowiednio zajmiemy, a ty będziesz tylko liczyć zera na koncie. – Uśmiechnął się szyderczo Sergio.
Brunet przewrócił oczami, po czym pokręcił z rozbawieniem głową.
– Profesjonalny, jak zawsze. – Poklepał przyjaciela z uznaniem po plecach, po czym schował zdjęcie do kieszeni skórzanej kurtki i udał się w kierunku korytarza.
Wychodząc, obejrzał się za siebie i spojrzał mężczyźnie prosto w oczy.
– Sprawdź mi jej wszystkie dane. Chcę wiedzieć o niej, kurwa, wszystko – powiedział pełnym napięcia głosem, po czym zniknął za drzwiami.
* * *
koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji
Wydawnictwo Akurat
imprint MUZA SA
ul. Sienna 73
00-833 Warszawa
tel. +4822 6211775
e-mail: [email protected]
Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl
Wersja elektroniczna: MAGRAF sp.j., Bydgoszcz