W sidłach Potwora (t.2) - Aleksandra Witkowska - ebook

W sidłach Potwora (t.2) ebook

Witkowska Aleksandra

4,6

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.

20 osób interesuje się tą książką

Opis

Kiedy Potwór otwiera przed tobą drzwi swojego azylu, powinnaś zachować czujność.

Witaj w Niebie, Gabriello. A może to po prostu kolejny krąg piekieł?

Gabriella straciła już wszelką nadzieję i była gotowa na wszystko, co najgorsze. W świecie Potwora jednak nic nie jest pewne. Ostatnie, czego się spodziewała, to to, że więzienną celę zamieni na dom oprawcy. Wpuścił ją do swojego bezpiecznego miejsca, podarował jej namiastkę swobody, a ona odkryła jego największą tajemnicę.

Potwór czuje jej naiwność, dobro i łagodność, które nie pasują do jego mrocznego świata. Powinien się jej pozbyć. Jest za dobra, za ładna, za seksowna, za bardzo się do niej zbliża, za bardzo czuje. Może mu się jednak przydać, w końcu to on zastawił pułapkę, w którą dała się złapać.

Z tych sideł nie da się uwolnić. Ale czy na pewno chcesz próbować?

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 692

Oceny
4,6 (428 ocen)
319
59
30
16
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
kati2001

Całkiem niezła

Po dwóch częściach: mnóstwo powtórzeń - potwór, brunet, szatynka, puszczanie oka, zagryzanie wargi, mnóstwo opisów nie wpływających na fabułę, część pierwsza 360 str a druga 640.... Część tego strumienia świadomości przewertowałam. Mafia z takimi żołnierzami to jak określił pod koniec drugiej części jest jak "przedszkole". Pomysł ok ale trochę to bezpłciowe. Zgaduje, że w 3 części bohaterkę porwie były przyjaciel. Mąż będzie ją zdalnie nadzorować a i ona okaże się być w ciąży.
Aleksandra-67758

Nie polecam

Żal mi to pisać. Pierwsza część mnie tak zachwyciła, że nie mogłam doczekać się drugiej. Codziennie sprawdzałam, czy może pojawi się wcześniej. Owszem były chwilę, które denerwowały, ale pierwsza część była zbudowana idealnie. Brutalnie, a on... Naprawdę czułam ten respekt, strach i podziw. I nie sądziłam, że ta książka mnie tak rozczaruje że nie będę mogła doczytać. Nie doszłam do połowy, a naprawdę próbowałam czytać bo nie mogłam uwierzyć, jak można popsuć takiego bohatera. Z twardego lidera stał się kluchą...
Daga12_12

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam z całego serca ! Mam nadzieję że szybko będzie dalszą część ! ❤️❤️
51
mater0pocztaonetpl

Nie oderwiesz się od lektury

Genialna historia 💙💙💙
41
Blue_heaven33

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam 👍
31

Popularność




Projekt okładki: Katarzyna Pieczykolan

Adaptacja graficzna projektu: Piotr Wszędyrówny

Redakcja: Anna Rozenberg

Redaktor prowadzący: Małgorzata Święcicka

Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz

Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski

Korekta: Katarzyna Szajowska, Karolina Mrozek

© for the text by Aleksandra Witkowska

© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2024

OSTRZEŻENIE

Książka zawiera opisy aktów przemocy, brutalne opisy, wulgaryzmy oraz sceny erotyczne.

Przeznaczona jest dla pełnoletnich czytelników.

ISBN 978-83-287-3166-0

Wydawnictwo Akurat

Wydanie I

Warszawa 2024

–fragment–

Dla wszystkich, którzy walczą ze swoimi wewnętrznymi potworami. Miejcie siłę i odwagę, by stawić im czoła!

Jeśli już mam być komuś lub czemuś wierna,

to przede wszystkim sobie samej.

– PAULO COELHO

Godzinę wcześniej

Z każdą upływającą sekundą traciła siły. Próby jej krzyku zamieniły się w bezradne łkanie. Nie miała już sił walczyć. Nie mogła znieść obłędu, jaki malował się w oczach mężczyzny. Zacisnęła powieki tak mocno, jak tylko mogła. Byleby tylko nie widzieć. Byleby tylko nie czuć.

– Puść ją, kurwa! – Usłyszała nagle znajomy męski głos.

[…]

– Co tu się odpierdala?! Zapłaciłem już całą kasę! – krzyknął na całe gardło Esteban.

Javier na dźwięk jego słów wyraźnie się skrzywił.

– Transakcja została anulowana.

[…]

– Jestem pewien, że wiecie, co grozi za tknięcie choćby palcem narzeczonej bossa.

Gabby się wzdrygnęła. […]

Co on, do cholery, powiedział? „Narzeczonej”? Musiała się przesłyszeć. To nie mogło być prawdą. Co tu się do diabła działo?

[…]

– Od tej pory macie ją, kurwa, szanować. Jeśli coś jej się stanie, to poznacie, czym jest mój gniew. Nie macie prawa jej znieważać, a tym bardziej tknąć. Powtórzę to jeszcze raz. Ona jest nietykalna. Za tydzień zostanie moją żoną.

Gabriella już jako mała dziewczynka bała się potworów. Niedawno przekonała się, że istnieją one naprawdę, gdy na jej drodze stanął najgroźniejszy z nich. Javier Ramirez, potwór z krwi i kości, stał się jej przekleństwem i ochroną w jednym. Miała być tylko towarem, spłatą długu, który zaciągnęła jej siostra, a stała się kimś więcej. Kimś znacznie więcej. Przekonała się, że kiedy w sercu zajadłej, rozjuszonej bestii pojawiają się uczucia, staje się jeszcze bardziej niebezpieczna. Teraz czekało ją niebezpieczeństwo w najmroczniejszej postaci. Miała zostać żoną Ramireza. Żoną Potwora ze swoich dziecięcych koszmarów.

Stała nieruchomo, wpatrując się w przestrzeń pustego korytarza. Javier kazał jej przez chwilę na siebie poczekać i nigdzie się nie ruszać. Stwierdził, że zanim odwiezie ją do willi, musi najpierw odbyć jakąś niespodziewaną ważną naradę. Strażnicy, którzy po jego słowach od razu spokornieli, udali się do magazynów. A ona pozostała zupełnie sama z myślami, które chaotycznie przelatywały przez jej umysł.

Złość ogarnęła teraz wszystkie jej zmysły. Słowa Javiera odbijały jej się echem w głowie. Krew buzowała w żyłach, a adrenalina podniosła się do granic możliwości. Jeszcze nigdy w życiu nie była aż tak wściekła. Czuła się tak, jakby wszystko właśnie w niej pękło. Cały strach i lęk, które odczuwała, zniknęły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. W jej sercu narastał bunt, którego nie mogła i nie chciała powstrzymać.

Co ten drań sobie wyobrażał?! Za kogo on się uważał? Myślała, że odnalazł w sobie resztki człowieczeństwa i postanowił zwrócić jej wolność, a on tymczasem… wymyślił sobie, że za tydzień zostanie jego żoną. Też coś. Uważał się za władcę świata i myślał, że będzie miał wszystko, co tylko zechce. Ten łajdak pewnie oczekiwał, że tylko pstryknie palcem, a ona, jak naiwna owieczka, posłusznie wykona wszystkie jego polecenia. Że zatańczy tak, jak jej zagra. Ale nie z nią takie numery. Skończyło się. Była w stanie wytrzymać wszystko. Ze strachu znosiła wszystkie upokorzenia. Mógłby ją sprzedać, torturować albo nawet zabić. Ale nigdy w życiu nie zgodzi się wyjść za niego za mąż. A już na pewno nie z własnej woli. Ten pieprzony drań będzie musiał zmusić ją do tego siłą. On już chyba całkowicie postradał zmysły.

Tym razem nie była w stanie nie zareagować i biernie patrzeć na kaprysy tego łotra. Nie zamierzała poddać się temu, co zaplanował. A już na pewno nie bez walki. Czuła, że właśnie została przekroczona jej najczulsza granica. Od dziecka marzyła o tym, by wyjść za mąż za miłość swojego życia, założyć rodzinę. Chciała stworzyć ciepły, pełen uczuć dom, którego nigdy nie miała. Dać swoim dzieciom bezpieczną przystań, do której zawsze będą chciały wracać. Nie mogła pozwolić na to, by ten łajdak odebrał jej marzenia. Nie stanie się marionetką w rękach tego popaprańca. Nie będzie kolejną z rzędu żoną mafioza, którą za jakiś czas znajdą okaleczoną w plastikowym worku. Mogła się tylko domyślać,z czym wiązało się bycie małżonką bossa i przynależenie do mafii. Wiedziała, że kobiety w takim środowisku traktowane są jedynie jak przedmioty lub worki treningowe, służące do wyładowywania na nich złości przez „zestresowanych” mężów. A w najlepszym wypadku stają się pustymi i nic nieznaczącymi ozdobami bydlaków, za których wyszły.

Nie mogła pozwolić na to, by i ją spotkał ten sam los. Tym razem była gotowa na wszystko. Nie zamierzała dłużej siedzieć cicho. Nadszedł czas, by ten drań poznał jej temperament. Jeszcze się przekona, w co się wpakował. Szybko odechce mu się tego ślubu. Może ją nawet zabić, ale nie zmusi jej do utraty własnej godności. Co to, to nie.

Poczuła, jak wszystkie wiotkie mięśnie w jej ciele teraz mocno się napięły. W głowie huczało jej od emocji, a w sercu rodziła się właśnie prawdziwa wściekłość. Przymknęła powieki i ucisnęła lekko palcami obolałe od nadmiaru myśli skronie.

To był jakiś porąbany kabaret, a zarazem koszmar, z którego chciała się jak najszybciej wybudzić.

Wstrzymała oddech. Poczuła nagły przypływ adrenaliny. Wiedziała, że już nie zdoła się kontrolować. Słowa Javiera wracały do niej z podwójną siłą.

Ona jest nietykalna. Za tydzień zostanie moją żoną.

Skrzywiła się ze złością.

A niech to! Nie mogła dłużej czekać, aby wygarnąć mu, co myśli o nim i o tym jego niedorzecznym pomyśle. Musiała to zrobić właśnie teraz. Choć rozum podpowiadał jej, że to zbyt niebezpieczne, serce odrzucało wszystkie obawy. Po prostu… musiała mu nawrzucać. Nic nie było w stanie jej powstrzymać. Choćby miała za to stracić życie, w tej chwili zupełnie jej to nie obchodziło. Teraz wiedziała już, jak wygląda prawdziwa wściekłość kobiety, zrodzona z bólu i bezsilności.

Kierowana silnymi emocjami bez namysłu ruszyła w stronę jego gabinetu. Nie obchodziło jej to, że odbywał właśnie jakąś idiotyczną naradę.

Też coś. Spotkania z takimi samymi bydlakami jak on, na których zapewne omawiali, ile osób w tym tygodniu się pozbędą, nazywał „służbowymi naradami”. Jakby pracował na jakimś kierowniczym stanowisku w korporacji. Pieprzony hipokryta.

Kolejne kroki pokonywała w ekspresowym wręcz tempie. Nim się obejrzała, stała już pod jego gabinetem. Gdy tylko ujrzała dobrze jej znane bogato zdobione drzwi, bez namysłu chwyciła za klamkę i ją nacisnęła. Serce waliło jej jak oszalałe, ale w tej chwili nie liczyło się nic poza wyrzuceniem z siebie buzującej się złości. Nie zamierzała pukać. Nie tym razem. Teraz, uważała to za kompletnie zbędne. Wparowała do środka, nie czekając na zaproszenie.

Przed nią ukazało się kilku mężczyzn, którzy natychmiast odwrócili się w jej kierunku. Spojrzała na stojącego przy biurku bruneta, który gdy tylko ją dostrzegł, uniósł w zaskoczeniu brwi.

– Ty pieprzony dupku! – krzyknęła, kompletnie nie zwracając uwagi na pozostałych mężczyzn. – Za kogo ty się uważasz?! – Zrobiła kilka kroków w jego stronę. – Możesz mnie sprzedać albo nawet zabić, ale nigdy nie dostaniesz tego, co sobie wymyśliłeś! Nie zostanę twoją żoną! Słyszysz?! Po moim trupie!

Na twarzy Javiera pojawiły się szok i chwilowa dezorientacja. Po raz pierwszy widziała, by ten okrutny i bezpardonowy mężczyzna był czymś naprawdę oszołomiony.

Najwyraźniej nie spodziewał się, jakie siły w niej drzemią. Biedaczek. Jeszcze się przekona, z kim zadarł. A niech ją nawet zabije, teraz było jej już wszystko jedno.

Po chwilowym osłupieniu jego błękitne tęczówki w ułamkach sekund pociemniały tak bardzo, jakby pokryły się smołą. Zacisnął pięści i spojrzał na nią z gniewem, kątem oka mierząc rozbawionych jej reakcją pracowników.

Był wkurwiony do granic możliwości. Nie mógł pozwolić sobie na takie zachowanie. W szczególności przy pracownikach. Nikt nie miał prawa go ośmieszać. Zwłaszcza ona. Teraz, gdy postanowił, że będzie jego pokazową małżonką, miał zdobyć jeszcze większy respekt w środowisku. Nie mógł pozwolić sobie na takie jebane wybuchy. Musiał jednak zachować twarz i udawać niewzruszonego.

– Gabriello – wysyczał przez zęby, zmuszając się do spokojnego tonu – to nie czas i miejsce na takie rozmowy. Porozmawiamy, jak skończę naradę. Wyjdź i poczekaj na mnie na zewnątrz – burknął, wbijając w nią swoje mordercze spojrzenie.

– Nigdzie nie pójdę, dopóki mnie stąd nie wypuścisz! – krzyknęła jeszcze głośniej, rozsierdzona jego słowami. – Nie złamiesz mnie! Możesz mnie torturować, ale i tak za ciebie nie wyjdę! Rozumiesz?! Nawet gdybyś był ostatnim mężczyzną na tej planecie albo płaciliby mi za to grube miliony, to i tak trzymałabym się od ciebie z daleka. Przynajmniej o kontynent dalej! – wrzasnęła, zupełnie się nie kontrolując.

Adrenalina, która krążyła teraz w jej żyłach, odebrała jej zdolność logicznego myślenia. Choć strach przepełniał jej serce, to złość okazała się dużo silniejsza.

– Myślisz, że możesz mieć wszystko, co chcesz, tak? Aż tak jesteś zdesperowany, że musisz przymuszać kobiety do ślubu?! Co, żadna nie chciałaby takiego psychopaty? Też mi nowina! – Rozłożyła ostentacyjnie ręce. – Teraz posłuchaj mnie uważnie, draniu. – Wskazała na niego palcem i spojrzała mu prosto w oczy. – Jutro wracam do Pensylwanii i w dupie mam to, co o tym sądzisz!

Javier zacisnął ze złości zęby.

Zupełnie nie spodziewał się tego po tej małej. Skrywała w sobie temperament, którego nie brał pod uwagę. Najwyraźniej właśnie go w niej rozbudził. Sądził, że była tak zastraszona, że na wieść o ślubie nawet nie piśnie słówkiem. To się, kurwa, przeliczył.

Widział rozbawienie i niedowierzanie wymalowane na twarzach obecnych u niego mężczyzn, którzy wymieniali się spojrzeniami. Zaśmiał się przez zęby, próbując przybrać maskę obojętności.

– Gabriello, nie rozśmieszaj mnie. – Pokręcił głową z udawaną wesołością. – Zostaniesz tutaj i w tej kwestii masz gówno do gadania. Ostatni raz ci powtarzam. Wyjdź i poczekaj na mnie na zewnątrz – dodał zdecydowanym i ostrym tonem, mierząc ją gniewnym wzrokiem.

– Nie będę twoją prywatną dziwką! Możesz zmusić do tego każdego, ale nie mnie!

Nie zastanawiając się nawet chwili, podbiegła do jego biurka i chwyciła w dłoń wysoki ceramiczny wazon. Cisnęła nim o betonową podłogę, roztrzaskał na setki małych kawałków.

– Wolę umrzeć niż zostać twoją żoną! – wrzasnęła, cała trzęsąc się ze złości.

– Kurwa! – warknął z ogromną wściekłością, po czym podbiegł do niej i chwycił ją mocno za nadgarstek.

Z całej siły przyciągnął ją do siebie.

– Nie przeginaj, kurwa! Jak sama nie nauczysz się posłuszeństwa, to ja się za to wezmę – wysyczał przez zęby, patrząc prosto w jej rozedrgane tęczówki.

Kierowana nienawiścią, której nie była w stanie zatrzymać, nie spuściła wzroku.

– Pierdol się – burknęła mu prosto w twarz.

W jego oczach dostrzegła realną furię. Mięśnie w jego ciele napięły się, a krew zaczęła buzować w żyłach. Był wkurwiony jak nigdy.

Nikt nie miał prawa tak się do niego odzywać, zwłaszcza przy innych ludziach. To było nie tylko złamanie wszelkich zasad, ale również igranie z prawdziwym potworem, który się w nim czaił. Jeszcze nikt nigdy nie pozwolił sobie przy nim na coś takiego. Nawet najbrutalniejsi przestępcy uciekali w popłochu przed jego gniewem. A ta niepozorna i zahukana panienka odważyła się przekroczyć wszelkie granice. To starcie nie mogło się dla niej dobrze skończyć.

Zacisnął mocniej palce na jej nadgarstku, po czym przeniósł wzrok na zdezorientowanych całą sytuacją mężczyzn.

– Wypierdalajcie stąd! Skończymy naradę jutro – wycedził w ich stronę.

Wzdrygnęła się, słysząc jego słowa. Po całym jej ciele przetoczyły się zimne dreszcze. Wiedziała, że postawiła wszystko na jedną kartę. Bała się tego, co z nią zrobi, gdy zostaną sami, ale nie mogła się teraz ugiąć i do końca musiała udawać twardą. Ten drań nie mógł dostrzec jej lęku. To oznaczałoby, że przegrała.

Mężczyźni bez słowa posłusznie ruszyli w kierunku wyjścia.

– Zamknijcie za sobą drzwi – rzucił w ich stronę twardym tonem, nie puszczając jej nadgarstka.

Przełknęła głośno ślinę, czując, jak jej oddech momentalnie przyspieszył.

Gdy tylko ostatni z mężczyzn opuścił gabinet i zostali zupełnie sami, Javier z całej siły pchnął ją i przycisnął do przeciwległej ściany.

– Co ty odpierdalasz?! – krzyknął wściekły.

Zadrżała. Pod jej powiekami zgromadziły się łzy, ale wiedziała, że nie może się poddać i dać po sobie poznać, że się boi. Mimo ogromnego lęku patrzyła mu prosto w oczy.

– To był pierwszy i ostatni raz, jak znieważyłaś mnie przy współpracownikach! – Zacisnął jedną dłoń na jej krtani, a drugą przycisnął jej nadgarstek do ściany.

Przerażona wstrzymała oddech. W jego oczach widziała ogromny gniew.

Piekielnie się bała. Czuła, że zrobi jej krzywdę. Ktoś taki jak on nigdy nie puszczał płazem nawet drobnych pomyłek, a co dopiero takiego zachowania. Wiedziała, że był nieobliczalny. Teraz mogła jedynie modlić się o to, by od razu odebrał jej życie. Widziała już bowiem, do czego był zdolny.

Jego wzrok zatrzymał się nagle na jej ustach. Spostrzegła, że na tle jego pociemniałych od złości oczu pojawił się nieznany dotąd błysk. Rozluźnił ucisk i choć ten wcześniejszy tak naprawdę nie sprawiał jej fizycznego bólu ani nie odbierał zdolności swobodnego oddychania, teraz zelżał do takiego stopnia, że jedynie czuła sam dotyk jego dłoni na krtani. Wrażliwe miejsce, jego intensywne spojrzenie i adrenalina, która buzowała w jej organizmie, spowodowały, że na jej ciele mimowolnie pojawiła się gęsia skórka. Poczuła zupełnie nieadekwatne do sytuacji mrowienie w podbrzuszu.

Javier zmrużył oczy i zacisnął mocno szczękę.

– Odważna jesteś – odparł niskim tonem, uśmiechając się do siebie pod nosem.

Jego reakcja kompletnie zbiła ją z tropu i… zszokowała. Jej oddech lekko się uspokoił, a serce spowolniło bicie. Nie chciała pokazać Javierowi swojego zdumienia. Nie mógł wiedzieć, że chwilę wcześniej obawiała się tego, że chce ją zabić. Musiała do końca pokazać przy nim odwagę. Nawet jeśli tylko udawaną.

– To wbrew pozorom przydatna cecha u żony bossa – dodał z cynicznym uśmiechem.

Poczuła, jak w jej sercu na nowo zrodziła się ogromna złość. Szarpnęła się, próbując wyswobodzić z jego uścisku.

– Ja nią nigdy nie będę! – krzyknęła mu prosto w twarz. – Nawet jeśli będziesz chciał zmusić mnie do tego siłą, to i tak się na to nie zgodzę! Nie wyjdę za potwora! – Skrzywiła się.

Widziała, że jego oczy ponownie pociemniały. Uścisk na jej krtani stał się wyraźnie mocniejszy.

– Obawiam się, słonko, że nie masz tu nic do gadania. Jeśli będę chciał cię zabić, to to zrobię. Jeśli będę chciał, żebyś została moją żoną, to nią będziesz. Jeśli zechcę… – objął wzrokiem jej zlęknioną twarz – cię pieprzyć, to będę cię pieprzył – powiedział twardym tonem, przybliżając się do niej.

Wzdrygnęła się. Lodowaty prąd przebiegł po jej kręgosłupie.

– Rozumiesz, jak to działa? – Uśmiechnął się szyderczo. – To ja tutaj decyduję. I dziwię się, że po takim czasie jeszcze tego nie zrozumiałaś.

Jej oczy zaszkliły się od łez.

– Jesteś pojebanym psychopatą! – krzyknęła, próbując go od siebie odepchnąć, ale jej próby na nic się nie zdały. – Uważasz się za władcę świata, a tak naprawdę jesteś zwykłym łajdakiem! – Po jej policzkach spłynęły łzy.

Choć tak bardzo jej na tym zależało, nie była w stanie ich powstrzymać.

Poczuła ogromny ból w sercu. Nie mogła pozwolić na to, by ten drań traktował ją jak przedmiot. Nie była w stanie tego znieść. Jego wzrok palił ją i zadawał jej fizyczne ciosy.

– Nie będę zabawką w twoich rękach! – Spróbowała wyszarpnąć dłoń, ale od razu umocnił uścisk. – Nigdy mnie nie dotkniesz! – Ponownie spojrzała mu prosto w oczy. – Na pewno nie za moją zgodą! Teraz czujesz satysfakcję, bo masz nade mną przewagę i wydaje ci się, że trzymasz moje życie w garści, ale gdyby nie to, że mnie uwięziłeś, to nigdy bym na ciebie nie spojrzała! – wrzasnęła, chcąc ugodzić w jego ego i wyrzucić z siebie rozdzierające ją od środka emocje. – Możesz mnie zgwałcić, ale to nie zmieni faktu, że byłeś, jesteś i będziesz dla mnie nikim! W moich oczach nie jesteś mężczyzną!

W ułamku sekundy naparł na nią i przycisnął ją z całej siły do ściany. Na jego twarzy pojawiła się prawdziwa wściekłość.

– W jednej chwili mogę odebrać ci życie albo sprawić, że będziesz piszczeć z bólu, a ja będę na to patrzeć – wysyczał przez zęby, tym razem mocniej ściskając jej szyję.

– Więc zrób to – powiedziała pewnym głosem, patrząc mu prosto w oczy.

Choć cholernie się bała, wiedziała, że nie może przegrać tej bitwy.

Widziała, że w jego oczach pojawiło się zaskoczenie.

– No zrób to! – krzyknęła.

– Nie prowokuj mnie, Gabriello – warknął, wbijając palce w jej krtań.

Wpatrywał się w jej jasne, ożywione emocjami tęczówki. Zauważyła, że w jego oczach ponownie pojawił się dziwny błysk. Mimowolnie zaczęła ciężej oddychać i poczuła niezrozumiałą suchość w gardle.

Nachylił się nad jej twarzą i wyszeptał wprost do jej ucha:

– Tak bardzo nie chciałaś okazać przy mnie słabości i udawałaś odważną. Ale przegrałaś. To ja cię kontroluję.

Puścił ją i się od niej odsunął.

Poczuła złość i odruchowo zacisnęła zęby. Prychnęła pod nosem, przygładzając dłońmi materiał sukienki.

– Masz temperament. – Uśmiechnął się prowokująco.

Skrzywiła się i odwróciła wzrok, rozmasowując obolały nadgarstek.

– Kompletnie nie nadajesz się na żonę bossa. Powinnaś być potulna i przede wszystkim posłuszna – oznajmił pełnym zaintrygowania tonem.

Uniosła wzrok i zerknęła na niego z nadzieją, że jednak nie zechce wziąć z nią ślubu.

Spojrzał na nią nieodgadnionym i pełnym tajemniczości wzrokiem.

– Ale ja nie jestem typowym bossem. – Zbliżył się do niej, na co od razu się cofnęła.

Zupełnie nie zwracając uwagi na jej reakcję, ponownie się nad nią nachylił.

– I lubię wyzwania – wychrypiał tuż przy jej mokrym od łez policzku. – Poradzę sobie z tym wyzwaniem, Gabriello. I to szybciej, niż ci się wydaje.

Zadrżała. Nie wiedziała, która z emocji, jaką teraz odczuwała, była silniejsza. Jego niski głos i niespodziewana bliskość spowodowały, że zmiękły jej kolana i ledwo utrzymywała się na nogach, a na jej skórze pojawiło się irracjonalnie przyjemne mrowienie. Z drugiej jednak strony, lęk i złość, które tliły się w jej sercu, nie pozwalały jej zapomnieć o tym, że właścicielem tego niedorzecznie pociągającego głosu był prawdziwy potwór.

Nie zważając na to, w jak trudnym emocjonalnie stanie teraz była i jak bardzo się trzęsła, odsunął się od niej i ruszył w kierunku drzwi. Otworzył je i wychylił się na korytarz.

– Chodźcie tu. – Usłyszała jego ostry ton, a już po chwili do pomieszczenia weszło dwóch wysokich postawnych mężczyzn.

Wzdrygnęła się, czując, że jej odwaga zaczynała powoli ustępować miejsca strachowi, który ogarnął jej serce. Skuliła się pod ścianą. Kątem oka dostrzegła leżącą na kanapie broń. Poczuła nagły przypływ adrenaliny.

To mogła być jej ostatnia i jedyna szansa na powrót do domu i odwrócenie przeznaczenia.

– Znajdźcie Rafaela i przyprowadźcie go tu – rozkazał. – Przekażcie mu, żeby zawiózł Gabriellę do willi.

Strażnicy potaknęli głowami.

Nie zastanawiając się ani chwili, z drżącym sercem spojrzała na odbezpieczony pistolet.

Wiedziała, że nie było odwrotu. Ból, który rozrywał na wskroś jej duszę, nie pozwalał na racjonalne myślenie. Silne emocje wzięły górę nad rozsądkiem. Choćby przyszło jej teraz zginąć, musiała spróbować się stąd uwolnić. Teraz albo nigdy.

Nikt cię nie uratuje przed tobą samą. Zasypiasz na łące, z gór schodzi wilk i masz nadzieję, że ktoś cię obudzi. Albo przegoni wilka. Zastrzeli go. Kiedy jednak zorientujesz się, że wilk jest w tobie, zrozumiesz, że nie uciekniesz. I że nikt, kto cię kocha, nie zabije tego wilka, bo on jest częścią ciebie. Każdy widzi w nim twoją twarz. I nie naciśnie na spust.

– AVA DELLAIRA

Serce zaczęło dudnić jej w piersi tak mocno, że odbijało się echem w głowie. Nie słyszała już słów, które wokół niej padały. Żaden dźwięk nie dochodził do jej uszu. Całą swoją energię skupiła jedynie na tym niebezpiecznie połyskującym przedmiocie, który już za chwilę miał przynieść upragnioną wolność. Naraz w jej umyśle pojawiła się mgła, która zagarnęła wszystkie myśli. Choć rozmowy wokół niej nie ucichły, ona miała wrażenie, że otaczała ją tylko cisza. Mroczna i pochłaniająca całą tę bolesną rzeczywistość, z której tak bardzo chciała się w tym momencie wyrwać.

Potwornie się bała. Wiedziała, że jeśli zdecyduje się na ten ruch i chwyci za broń, nie będzie już odwrotu. Zdawała sobie sprawę z tego, że jeżeli coś pójdzie nie po jej myśli, może nie wyjść z tego żywa. Jednak złość i strach przed tym, że lada dzień miałaby zostać żoną Javiera Ramireza i przynależeć do mafii, wzięły górę nad jej emocjami i zdrowym rozsądkiem. Jedyne, o czym teraz marzyła, to by z powrotem znaleźć się w swojej ukochanej Pensylwanii. Z dala od tego miejsca, ludzi, a przede wszystkim od… niego.

Na samą myśl, że mógłby ją gwałcić do końca życia, stosować wobec niej przemoc i zrobić z niej pustą ozdobę, w jej oczach zebrały się łzy. Nie zastanawiając się dłużej nad możliwymi konsekwencjami, podbiegła do kanapy i chwyciła pistolet. Miała wrażenie, że wszystko wokoło działo się, jakby w zwolnionym tempie. Roztrzęsiona i pełna lęku spojrzała na bruneta i przyłożyła broń do swojej skroni.

– Wypuść mnie stąd albo się zabiję! – krzyknęła, zalewając się łzami.

Javier przystanął nagle jak zamurowany. Przeniósł na nią wzrok i spojrzał prosto w jej zapłakane, pełne bólu oczu. Od razu uciął rozmowę i zamilkł.

– Jeśli mnie nie wypuścisz, strzelę! – wrzasnęła trzęsącym się głosem. – Moje życie nic dla ciebie nie znaczy, ale pokrzyżuję ci twoje ślubne plany! Nigdy mnie nie dostaniesz! Nawet gdybym miała teraz umrzeć! – Po jej policzkach spływał potok gorzkich łez.

Jego wzrok się wyostrzył. Zacisnął pięści, wpatrując się w nią z niedowierzaniem. Jego spojrzenie zdradzało, jak wielki chaos panował teraz w jego umyśle.

– Gabriello – powiedział zaskakująco cichym głosem, nie odrywając od niej oczu. – Uspokój się i odłóż broń.

Zrobił krok w jej kierunku.

– Stój, bo się zabiję! Przysięgam! – krzyknęła, ruszając palcem na spuście.

Zacisnął zęby i wyciągnął przed siebie dłonie.

– Odłóż tę broń – wysyczał, wyraźnie wypowiadając każde ze słów.

Powoli zaczął się do niej zbliżać.

Od razu się cofnęła.

– Nie zbliżaj się do mnie! – Cała drżąc, przycisnęła mocniej lufę pistoletu do skroni.

Widziała, że jego oczy otworzyły się szerzej, a na tle jego błękitnych tęczówek zaczął malować się prawdziwy… lęk. Po raz pierwszy na twarzy tego okrutnego i władczego mężczyzny dostrzegła niepewność i chwilową niemoc, która spowodowała, że wszystkie mięśnie na jego ciele w ułamku sekundy napięły się do granic możliwości.

Nie wiedział, co się z nim działo, ale miał wrażenie, że jego skórę oblał właśnie zimny pot. Do tej pory czerpał satysfakcję ze śmierci każdego, kto ginął na jego oczach. Ale widok tej małej, która trzęsła się jak galareta, trzymając palec na spuście i groziła samobójstwem, spowodował, że po tylu latach znów poczuł realny strach. Jakim, kurwa, trzeba być debilem, żeby zostawić odbezpieczoną broń na kanapie?! Nie mógł sobie tego darować. Po jego głowie krążyło jednak inne pytanie, które nie dawało mu spokoju – dlaczego, do chuja, tak go to obchodziło?

– Odłóż ten pierdolony pistolet – powiedział ostrym tonem i powoli ponownie ruszył w jej kierunku.

Cofnęła się, ale gdy się zorientowała, że za jej plecami pojawiła się ściana, zadrżała.

Dwóch zdezorientowanych sytuacją strażników ruszyło za swoim szefem.

Poczuła się cholernie bezsilna. Nie miała odwagi pozbawić się życia. Liczyła na to, że pozwoli jej odejść, ale on najwyraźniej w ogóle nie brał tego pod uwagę.

– Gabriello. Podejdę do ciebie spokojnie, a ty oddasz mi broń, dobrze? – Z chwilowego letargu wyrwał ją jego dziwnie spokojny ton.

Ostrożnie zbliżył się do niej o kolejny krok i wyciągnął w jej kierunku otwartą dłoń, dając znak, by oddała mu pistolet.

Widziała, że jeden z mężczyzn znajdujących się za jego plecami ruszył raptownie w jej stronę. Pełna emocji i strachu odruchowo wymierzyła w niego broń i… strzeliła. Trafiła prosto w jego udo. Głośny jęk bólu rozbrzmiał po całym gabinecie. Postrzelony strażnik upadł na podłogę, kurczowo trzymając się za nogę.

– Kurwa! – krzyknął Javier i bez zastanowienia podbiegł do niej i wyrwał jej z dłoni broń.

No, tego to się nie spodziewał. Miał wrażenie, jakby był w jebanym matrixie.

Zadrżała. Czuła na sobie jego wściekłe spojrzenie, ale ze strachu nie potrafiła na niego spojrzeć. Wbiła wzrok w podłogę, czując, że za chwilę z emocji straci przytomność.

– Ja pierdolę! Ta dziwka go postrzeliła! – wrzasnął drugi z mężczyzn.

Javier zacisnął z gniewem zęby i przetarł nerwowo dłonią twarz. Pierwszy raz widziała go w takim stanie.

Zmierzył ją wzrokiem, po czym spojrzał na strażnika.

– Przestań drzeć mordę. Przez ciebie nie mogę skupić myśli – burknął w jego stronę wkurwiony. – Rusz dupę i biegnij po lekarza – dodał po chwili jak gdyby nigdy nic. – Kula nie trafiła w tętnicę. Pozszywa go i wyliże się z tego.

Mężczyzna zrobił wielkie oczy.

– Jak to? Daruje to szef tej suce? – spytał oszołomiony.

Javier od razu ruszył w jego kierunku.

– Nie wkurwiaj mnie! Odszczekasz to albo cię zapierdolę! Nikt nie ma prawa obrażać narzeczonej bossa. Za każdą zniewagę wobec Gabrielli od tej pory grozić będą surowe konsekwencje. Jeśli chcesz dziś oglądać w lustrze swój ryj w całości, to lepiej stąd wypierdalaj! – wrzasnął na całe gardło.

Strażnik pokręcił z niedowierzaniem głową i wybiegł z gabinetu.

Gabby spojrzała na leżącego w kałuży krwi mężczyznę i momentalnie zbladła. Poczuła, że zaczęło brakować jej oddechu. Javier podszedł do stolika i chwycił w dłoń szklankę.

– Chcesz wody? – rzucił w jej stronę, jakby odruchowo wyczuł jej stan.

Ona jednak nie potrafiła wykrztusić z siebie nawet słowa.

Do pomieszczenia wszedł nagle Rafael. Stanął jak wryty, przyglądając się leżącemu na podłodze kumplowi.

– Dobrze, że jesteś. Właśnie miałem kogoś po ciebie wysłać – powiedział twardym głosem brunet, próbując opanować gniew i uważnie mu się przyjrzał.

Od razu go rozpoznała. To ten sam mężczyzna, który pilnował jej celi po śmierci Simona. Doskonale zapamiętała, że był dużo łagodniejszy od reszty strażników. Już wtedy czuła, że Javier nie bez powodu wybrał właśnie jego, aby jej pilnował. Czy tym razem było podobnie? Więc to on miał ją zawieźć do willi? Czuła, że to nie był przypadek.

– Co tu się stało? – spytał zszokowany rudowłosy mężczyzna.

– Małe komplikacje – odparł wściekłym głosem Javier i kątem oka spojrzał na Gabriellę.

Zmierzył ją lodowatym spojrzeniem.

– Zawieź ją do willi – powiedział rozkazującym tonem, w którym na próżno można było szukać spokoju.

– Jasne, szefie. – Rafael potaknął ze zrozumieniem głową.

Spojrzał porozumiewawczo na Gabriellę, po czym ruszył do wyjścia.

Wstrzymała oddech, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie się działo.

Była pewna, że odbierze jej życie. Znieważyła go przed pracownikami, postrzeliła strażnika, a on… kazał ją zawieźć do willi? Przez jej głowę przelatywały teraz tysiące myśli, których nie była w stanie zrozumieć.

Nie mogła jednak dłużej tutaj zostać. Jęk bólu postrzelonego przez nią mężczyzny sprawiał, że cierpła jej skóra. Chciała jak najszybciej się stąd wydostać. Nie miała odwagi spojrzeć na bruneta. Niepewnie ruszyła za strażnikiem, nawet na chwilę się za siebie nie oglądając.

Dopiero gdy wyszła na korytarz, poczuła, jak mocno biło teraz jej serce. Wszystkie zmysły stopniowo zaczęły do niej powracać. Cała drżąc z emocji, kierowała się za Rafaelem wprost do wyjścia z tego przeklętego miejsca. Gdy nareszcie znalazła się na zewnątrz i poczuła na swojej skórze chłodny podmuch wiatru, odetchnęła z ulgą. Wzięła głęboki oddech, żeby chłonąć ożywcze powietrze. Po dzisiejszych przejściach wyjątkowo mocno potrzebowała dotlenić umysł. Koszmar, którego dziś doświadczyła ze strony Estebana Garcii dobiegł końca, ale nadal znajdowała się w sidłach prawdziwego potwora, który ani myślał o tym, by zwrócić jej wolność. Wręcz przeciwnie, właśnie postanowił na zawsze ją jej pozbawić.

Pokręciła ze złością głową. Kątem oka spostrzegła, że Rafael podszedł już do jednego z aut i otworzył tylne drzwi od strony pasażera. Skrzywiła się, ale mimo ogromnego gniewu, który teraz targał jej sercem, podeszła do samochodu.

Przeszło jej przez myśl, by spróbować uciec gdzieś po drodze, ale szybko wyrzuciła ten pomysł z głowy. Nie chciała robić kłopotu mężczyźnie. Rafael, jako jedyny z tych wszystkich łajdaków, był wobec niej łagodny i nie obrażał jej. Wiedziała, że jeśli udałoby się jej zwiać, strażnik mógłby przypłacić to życiem. Nie chciała mieć go na sumieniu. Musiała inaczej zawalczyć o swoją wolność. Jedynym rozwiązaniem było doprowadzenie Javiera Ramireza do szału, tak, by szybko zrezygnował ze swoich niedorzecznych ślubnych planów. A jak dotąd, świetnie jej to wychodziło. Ten drań nie wiedział jednak, że to dopiero przedsmak tego, co go czeka.

Zaskoczona niespodziewaną uprzejmością Rafaela, który czekał przy drzwiach aż wsiądzie do samochodu, zajęła miejsce na tylnym siedzeniu. Rudowłosy mężczyzna ostrożnie zamknął za nią drzwi, po czym wsiadł do auta. Pospiesznie przekręcił kluczyk w stacyjce i odpalił silnik. Gabby widziała, że strażnik był zdenerwowany i próbowała zrozumieć, co mogło być tego przyczyną.

Gdy tylko samochód ruszył, odruchowo wbiła wzrok w szybę i nerwowo zagryzła wargę.

Cieszyła się, że opuszcza magazyny, ale myśl, że za chwilę z powrotem znajdzie się w domu tego łotra, napawała ją ogromną złością. Starała się skupić teraz całą swoją uwagę na tym, że już za chwilę znów zobaczy Lię, Rosę i Estelę. Tylko ta myśl dawała jej siłę do tego, by się nie poddać i starać się znaleźć pozytywy w tej popapranej sytuacji.

Droga do rezydencji mijała jej bardzo powoli. Przy wyjeździe z miasta, poczuła na sobie intensywny wzrok Rafaela, który uważnie przyglądał jej się w lusterku, nerwowo stukając palcami o kierownicę.

– Odpowiada pani temperatura w aucie? Zmniejszyć klimatyzację? A może wolałaby pani, żebym otworzył okno?

Każde z kolejnych pytań, które padały z jego ust, wzbudzały w niej coraz to większą konsternację. Spojrzała na niego ze zdumieniem.

Dlaczego był dla niej aż tak miły i czemu do diabła tak jej nadskakiwał?

– Pani? Dlaczego tak się do mnie zwracasz? – spytała z niedowierzaniem.

Co on u licha wygadywał?

Do tej pory paleta epitetów, która padała w jej stronę z ust tych łajdaków była ograniczona. Ci dranie potrafili być bardzo twórczy w wymyślaniu, co rusz to nowych i coraz bardziej obraźliwych dla niej wyzwisk. Zawsze jednak kończyły się na przekleństwach i obelgach.

Mężczyzna nie odpowiedział na jej pytanie. Całą swoją uwagę skupił na drodze.

– Czemu mnie o to pytasz? – nie dawała za wygraną.

Odkąd tu przyjechała, wszyscy traktowali ją, jak przedmiot, na którym mogli się wyżyć, a teraz ktoś interesował się tym, czy odpowiada jej temperatura w aucie? To wydawało jej się po prostu niedorzeczne.

– Jest pani narzeczoną szefa. Muszę zadbać o wszelkie pani wygody.

Poczuła się tak, jakby ktoś uderzył ją czymś ciężkim w głowę. Patrzyła na niego, jak osłupiała.

– Nie jestem jego narzeczoną! – powiedziała ze złością i aż zatrzęsła się z oburzenia.

– Szef twierdzi inaczej – odparł z rozbawieniem mężczyzna, kręcąc przy tym głową.

– Nie interesuje mnie to, co on sobie twierdzi – burknęła.

Rafael uniósł w zaskoczeniu brwi. Ponownie spojrzał na nią w lusterku. Na jego twarzy malowało się niemałe oszołomienie. Postanowił jednak nie komentować jej słów. Wolał się w to nie mieszać.

Gdy tylko podjechali pod rezydencję, Gabby pospiesznie chwyciła za klamkę. Spostrzegła, że mężczyzna otworzył usta, aby coś powiedzieć, ale natychmiast mu przerwała.

– Poradzę sobie sama. Nie traktuj mnie jak księżniczki. Nie zgodzę się na to ani na ten cyrk, który zaczął się tu odwalać. Zacisnęła usta.

– Proszę nie denerwować szefa. On ma do pani wyjątkową cierpliwość. Niejeden za takie zachowanie już dawno straciłby życie. Proszę nie ryzykować – odezwał się Rafael.

Na dźwięk jego słów od razu się skrzywiła i prychnęła głośno pod nosem.

– On jeszcze nie wie, co go czeka – odparła poirytowana, po czym pospiesznie otworzyła drzwi i wysiadła z samochodu.

Stanęła u schodów prowadzących wprost do drzwi rezydencji. Rozejrzała się wokoło z dziwnym uczuciem… ulgi. Ten dom jeszcze do niedawna wywoływał w niej ogromny strach i poczucie niemocy. Teraz jednak w jakiś irracjonalny sposób cieszyła się z tego, że znów może tu być. Wszystko było lepsze od niewoli u tego psychopaty Estebana Garcii. Wciąż czuła na sobie jego obrzydliwy i bolesny dotyk. Duszący zapach jego perfum wdarł się do jej podświadomości z taką mocą, że nawet na moment nie była w stanie go zapomnieć. To, że nadal czuła go na swojej skórze i ubraniu, jeszcze bardziej jej to utrudniało. Teraz jak nigdy dotąd potrzebowała długiej kąpieli. Chciała jak najszybciej zmyć z siebie wstyd i ból, które targały jej sercem. Próba gwałtu i późniejsze wydarzenia kompletnie emocjonalnie ją wycieńczyły. Chciała jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju i skryć pod kołdrą, z dala od wszystkich i wszystkiego, co ją otaczało.

Wbiegła w pośpiechu po schodach, po czym niepewnie otworzyła znajome już, wejściowe drzwi i weszła do środka. Gdy tylko przekroczyła próg willi, do jej uszu dobiegł głośny kobiecy pisk.

– Boże, Gabby! To naprawdę ty? – Rosa podbiegła do niej i rzuciła się jej na szyję.

Przytuliła ją do siebie tak mocno, jakby się bała, że dziewczyna była jedynie wytworem jej wyobraźni i za chwilę znów miałaby zniknąć.

Gabriella potaknęła ze łzami w oczach i szczerze się do niej uśmiechnęła.

Naprawdę cieszyła się na jej widok. Tak bardzo się bała, że już nigdy się nie spotkają.

– Ty żyjesz! Jesteś tutaj! – Rudowłosa dziewczyna dotknęła dłońmi jej policzków, upewniając się, że była prawdziwa.

Gabby roześmiała się, a po jej twarzy spłynęły łzy radości. Po raz pierwszy od kilku godzin czuła się naprawdę spokojna.

– Tak, to ja, Ros. Nie jestem duchem. Spokojnie – dodała z rozbawieniem, po czym mocno ją uściskała.

– Co ty tu robisz? Co się stało? Esteban nie przyjechał? Javier zmienił zdanie? – Z ust jej przyjaciółki padł potok pytań.

Niecierpliwie przyglądała się twarzy Gabrielli, aby jak najszybciej poznać niezbędne dla jej emocjonalnego spokoju odpowiedzi.

– Można tak powiedzieć – stwierdziła Gabby, kręcąc nerwowo głową.

Rosa spojrzała na nią z zaskoczeniem.

– Co to znaczy? Gabby, nie trzymaj mnie dłużej w niepewności, bo zaraz tu oszaleję! – Podparła się dłońmi o biodra. – Zwrócił ci wolność? – spytała z ogromną nadzieją w głosie i szeroko się uśmiechnęła.

Jednak widząc minę szatynki, od razu się wyprostowała.

– Gabby, co się dzieje? Co tam się stało? Powiedz mi, proszę – powiedziała ciepłym głosem, ściskając jej dłoń.

Gabriella głośno westchnęła.

– Nie zwrócił mi wolności. Wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej mi ją odebrał – odparła ze złością.

– Jak to? – Rosa wbiła w nią uważne spojrzenie.

Gabby poczuła, jak emocje z dzisiejszego dnia momentalnie zaczęły do niej powracać. Tak bardzo potrzebowała teraz wyrzucić z siebie wszystko to, co jej ciążyło. Podeszła do masywnych schodów wiodących na piętro rezydencji, usiadła na jednym ze stopni i zakryła twarz dłońmi. Musiała zebrać myśli. Cała trzęsła się z nerwów.

Rosa usiadła przy niej i objęła ją lekko ramieniem.

– Gabby, chodź. Pójdziemy do twojego pokoju. Tam mi wszystko opowiesz. Nie powinnyśmy tutaj rozmawiać. Lepiej nie ryzykować. – Chwyciła ją za dłoń i pociągnęła na piętro.

Dziewczyna potaknęła głową i ruszyła za Rosą na górę.

Gdy tylko weszły do sypialni, od razu usiadła na łóżku i się rozpłakała.

Rosa mocno ją przytuliła. Nie wymuszała na niej odpowiedzi. Wiedziała, że przyjaciółka potrzebowała teraz chwili, by się uspokoić i jak nigdy dotąd – jej wsparcia.

– Esteban Garcia przyjechał do siedziby kartelu – powiedziała, chlipiąc, i pociągnęła nosem. – Czekał na mnie w jednej z celi. Miałam z nim jechać do jego domu, ale postanowił, że najpierw… zgwałci mnie na miejscu – wyrzuciła z siebie drżącym głosem na jednym wdechu.

– Boże… – Rudowłosa spojrzała na nią ze łzami w oczach. – Zrobił ci coś… No wiesz… zgwałcił cię? – spytała niepewnie, z trudem wypowiadając ostatnie słowa.

Szatynka pokręciła głową.

– Jak udało ci się uciec?

– Javier mnie uratował – burknęła nagle ze złością Gabby i energicznie przetarła dłońmi mokre od łez policzki. – Po­wiedział, że zrywa zawartą z Garcią umowę i do sprzedaży nie dojdzie.

– To fantastycznie! – krzyknęła ze szczęścia Rosa i klasnęła w dłonie.

Gabby jedynie jeszcze bardziej się skrzywiła. Widziała, że jej przyjaciółka uniosła w zdumieniu brwi i zrobiła wielkie oczy. Najwyraźniej nie takiej reakcji się spodziewała.

– Skoro Javier zdecydował, że umowa z Estebanem jest nieważna, to dlaczego masz taką minę?

Gabriella zacisnęła zęby, czując, że na nowo narastał w niej ogromny gniew. Na samą myśl o tym, czego dowiedziała się od tego drania, z emocji brakowało jej tchu.

– Ten łajdak wymyślił sobie, że zostanę jego żoną – wychrypiała ledwo słyszalnym głosem.

To ostatnie słowo z trudem przeszło jej przez gardło.

– Rozumiesz? Żoną! – krzyknęła, uderzając dłońmi o materac łóżka.

Rosa patrzyła na nią przez chwilę w osłupieniu bez słowa.

– Żartujesz? – spytała nagle, zupełnie nie dowierzając w to, co właśnie usłyszała.

– Niestety nie – westchnęła Gabby. – Już kazał wszystkich o tym powiadomić. Podobno jestem nietykalna – dodała z przekąsem, krzywiąc się.

Spostrzegła, że na twarzy rudowłosej dziewczyny pojawił się niespodziewany uśmiech.

– Ale ma fantazję. Nie spodziewałam się tego po nim – powiedziała roześmiana Rosa. – Ale cóż… ostatnio zauważyłam, że jakoś inaczej na ciebie patrzył.

Gabriella na dźwięk jej słów mocno się obruszyła, a już po chwili na jej twarzy pojawił się ogromny smutek.

– Gabby… – Rosa, widząc jej stan, chwyciła ją za dłoń. – Nie smuć się, proszę. Najważniejsze, że nie trafiłaś do Estebana. Będziesz tutaj z nami. Ze mną, Estelą i Lią. – Uśmiechnęła się do niej promiennie. – Nie martw się. Zobaczysz, wszystko się jakoś ułoży. – Przytuliła ją.

– Jak mam się nie martwić, Ros? – Po policzkach szatynki spłynęły słone łzy. – Nie pozwolę na to, by ten drań zmusił mnie do ślubu! – krzyknęła. – Może mnie sprzedać, a nawet zabić, ale nigdy nie zgodzę się zostać jego żoną. Nie zmusi mnie do tego. Nigdy w życiu za niego nie wyjdę. Choćby mnie torturował.

– Gabby, co ty mówisz? Nawet tak nie myśl. Wszystko jest lepsze od śmierci. Javier jest uważany za potwora, ale…

Przerwała jej.

– Nie. On jest potworem. Prawdziwym, żywym i bezdusznym potworem bez serca.

Rosa spojrzała na nią ze zrozumieniem.

– Rozumiem cię. Wiem, że go nienawidzisz, ale… uratował cię. Gdyby nie on, Esteban Garcia zrobiłby z twojego życia piekło. – powiedziała, próbując ją pocieszyć.

– A przy nim nie będę mieć piekła?

– Tego nie wiemy. Może jak zostaniesz jego żoną, to zmieni swoje zachowanie.

– Naprawdę w to wierzysz? Ros, tacy dranie nigdy się nie zmieniają. – Gabby pokręciła ze smutkiem głową. – Wiem, jak traktowane są kobiety w mafii. Nie chcę podzielić ich losu. – dodała z boleścią w głosie. – Gdyby nie ten łajdak, to byłabym teraz w domu. Daleko stąd. Szczęśliwa i spokojna.

– Wiem, Gabby. Zdaję sobie sprawę z tego, że to dla ciebie bardzo trudne, ale wybacz mi, nie potrafię nie cieszyć się z tego, że tu teraz jesteś. – W oczach Rosy zebrały się łzy. – Tak bardzo się bałam, że już więcej cię nie zobaczę. Jak tylko Sergio cię zabrał, nie mogłam się na niczym innym skupić. Przez wszystkie ostatnie godziny płakałam i modliłam się o cud. A teraz tak cholernie się cieszę, że jesteś tu ze mną.

Gabriella poczuła przyjemne ukłucie w sercu.

– Ros, ja też się cieszę, że cię widzę – mówiła ciepłym głosem, szczerze wzruszona słowami przyjaciółki. – Choć krótko się znamy, jesteś dla mnie jak siostra. Dziękuję ci za wszystko, co dla mnie zrobiłaś, ale ja… nie potrafię inaczej myśleć o tym, co ten drań zaplanował.

– To zrozumiałe, Gabby, że się boisz. Ale wierzę, że nie wszystko jest jeszcze przesądzone – powiedziała pełnym współczucia głosem Rosa. – Wiem, że życie kobiet w mafii nie należy do łatwych. Ich mężowie to z reguły psychopaci, znęcający się nad swoimi rodzinami i traktujący swoje kobiety jedynie jak trofea, którymi mogą się pochwalić przed innymi. Ale znam Javiera już od wielu lat i wiem, że nie jest typowym bossem. W kwestii małżeństwa i związków nigdy nie podporządkowywał się starszyźnie. Zawsze szedł własną drogą, na przekór rodzinie i wszelkim konwenansom. Poza tym odkąd się u nas pojawiłaś, bardzo się zmienił. Wszyscy to zauważyli. A teraz jeszcze pozwolił ci tu zostać…

– Ale jakim kosztem! – przerwała jej zdenerwowanym tonem Gabby i energicznie wstała z łóżka.

Podeszła do dużego okna i wbiła wzrok w ocean. Nawet on nie dawał jej dziś ukojenia.

– Wiem, że jest różnica pomiędzy tym, czy byłabym sprzedana bydlakowi, który zabił i torturował swoją żonę, czy miałabym być prywatną prostytutką tego drania, ale w każdym z tych przypadków czeka mnie cierpienie. Pod tym względem Esteban i Javier w ogóle się od siebie nie różnią! – dodała podniesionym głosem, ledwo hamując nerwy.

Rosa nic na to nie odpowiedziała. Nie chciała sprawić jej przykrości i nie wiedziała, jak mogłaby ją pocieszyć. Przyglądała się przyjaciółce z ogromnym smutkiem.

Gabby opuściła głowę, z bólem wpatrując się w podłogę. Nagle wzdrygnęła się i starła z twarzy łzy.

– Już wiem – powiedziała z wyczuwalną w głosie ekscytacją. – Zatruję mu życie tak, że odechce mu się tego pieprzonego ślubu.

Rosa spojrzała na nią z niedowierzaniem.

– Gabby, nie poznaję cię. Co ty wymyśliłaś?

– Ros, dzisiaj wszystko we mnie pękło, rozumiesz? Nie pozwolę na to, by ten łajdak robił ze mną, co mu się żywnie podoba.

– A on już wie, że nie zgadzasz się na ślub? – Rosa nagle się zaśmiała, wyraźnie rozbawiona jej zachowaniem.

– Dobitnie mu to dziś zakomunikowałam – odparła szatynka, przewracając oczami. – Postrzeliłam jednego ze strażników… – dodała niepewnie, bojąc się reakcji przyjaciółki.

– Co? – Rudowłosa dziewczyna aż pisnęła z emocji. – Serio?

– No tak… Trochę przesadziłam, wiem. Ale to nie było zamierzone. Byłam w amoku i kompletnie się nie kontrolowałam.

– To się Javier musiał zdziwić. – Rosa spojrzała na nią z ożywieniem i głośno się zaśmiała. Pokręciła z rozbawieniem głową. – Swoją drogą… – zamyśliła się przez chwilę – jeśli za coś takiego nie pozbawił cię życia i nadal chce, żebyś została jego żoną, to albo mu się styki w głowie poprzepalały i kompletnie mu odbiło, albo naprawdę ma do ciebie słabość.

– No wiesz. – Gabby spojrzała na nią z grymasem. – To niemożliwe. A jeśli nawet, to mam to gdzieś. Niech sobie ma słabość czy cokolwiek tam chce, ale ja jego żoną nie zostanę! – fuknęła.

Cała się trzęsąc, usiadła z powrotem na łóżku i zakryła twarz dłońmi.

Rosa od razu czule ją objęła.

– Widzę, że będzie tu teraz ciekawie. – Uśmiechnęła się pod nosem, ale widząc minę przyjaciółki, od razu spoważniała. – Oj, Gabby, nie denerwuj się. Może nie będzie tak źle. – Pogładziła jej włosy.

Gabriella pociągnęła nosem, a kolejne krople łez zaczęły spływać po jej rozgrzanych od emocji policzkach.

– Postrzeliłam jego pracownika… Boże… Ros… ja naprawdę tego nie chciałam. Tak bardzo się bałam i odruchowo nacisnęłam na spust. Gdybym tylko mogła cofnąć czas… – mówiła drżącym głosem.

Rosa od razu jej przerwała.

– Spokojnie. – Przytuliła ją mocniej. – Wiem. Gabby, znam cię i wiem, że jesteś dobrą osobą – powiedziała z pełną wyrozumiałością. – A tym strażnikiem się nie przejmuj. Kimkolwiek był, na pewno sobie na to zasłużył. W kartelu u Javiera nie pracuje nikt, kto nie miałby czegoś grubszego za uszami. Masz rację, że to łajdacy.

– Może i tak, ale… skąd mam wiedzieć, czy Javier za zamkniętymi drzwiami domu nie postanowi mnie ukarać za to, co zrobiłam? Chce, żebym została jego żoną, więc na pewno mnie nie zabije, ale jest zdolny do wielu okrucieństw. Może nie bez powodu darował mi to na magazynach. Może to był tylko podstęp i celowo mnie tu zwabił? Najgorsze jest to, że choć chciałabym szukać pomocy i spróbować skontaktować się z ambasadą, to za bardzo się boję, by to zrobić. Nawet ciebie nie mogłabym o to prosić. Co innego pyskowanie czy robienie Javierowi na złość, a co innego faktyczne stanięcie przeciwko niemu. Boję się, jak by zareagował, gdybym wezwała służby. Nie jestem w stanie wykonać takiego otwartego ruchu, przez który mogłabym mu realnie zaszkodzić… Strach mi na to nie pozwala…

– Oj, Gabby, niepotrzebnie się tym zamartwiasz. Wiem, że się boisz, ale… przez tyle lat, ile tu pracuję, nie widziałam jeszcze, by Javier odciągał w czasie swoją zemstę. Jest bardzo impulsywny i zawsze instynktownie zadaje innym cierpienie. Nietrudno jest wyprowadzić go z równowagi. Jeśli ktoś zaszedł mu za skórę, to nie potrzeba było dużo czasu, a już po chwili dowiadywaliśmy się, że się go pozbył. Skoro dziś tak bardzo pod­niosłaś mu ciśnienie, a on nie zrobił ci krzywdy, to istnieje ogromna szansa na to, że już tego nie zrobi. To do niego zupełnie niepodobne, ale najwyraźniej potrafiłaś nie tylko uleczyć Lię, ale i w jakimś stopniu skruszyć lodowate serce jej brata. Wcale się nie dziwię, wszyscy cię tu pokochaliśmy.

Gabby poczuła, jak przyjemne ciepło rozlało się po całym jej wnętrzu.

– Dziękuję, Ros… – Uśmiechnęła się do niej szczerze. – Jesteś taka kochana. – Spojrzała na nią wzruszona.

Rosa odwzajemniła uśmiech.

– Posłuchaj, Javier kiedyś bardzo mi pomógł. – Dziewczyna chwyciła Gabby za dłoń. – Byłam wtedy w trudnej sytuacji. Znał moją rodzinę i zaoferował mi pracę. Co prawda to było jeszcze przed śmiercią Veroniki i przejęciem przez niego władzy w kartelu. Bardzo się przez ten czas zmienił, ale chcę, żebyś wiedziała, że on czasami ma ludzkie odruchy.

– Pomógł ci? – Gabriella spojrzała na nią zdziwiona.

– Tak… Kiedyś ci o tym opowiem. Teraz nie jestem jeszcze na to gotowa – odparła Rosa ze smutkiem.

Gabby nie chciała naciskać jej i wypytywać. Domyślała się, że tak cudowna dziewczyna nie mogła trafić tu przypadkiem. Wiedziała jednak, że nie może wymuszać na niej tego, by zwierzała jej się ze swojej przeszłości. Wierzyła w to, że kiedyś, gdy poznają się jeszcze lepiej, będą mogły otwarcie powiedzieć sobie o wszystkim.

Na twarzy Rosy pojawiła się nadzieja.

– Po prostu uważam, że może jeśli zacznie mu na tobie zależeć, to…

– Nie chcę tego! – przerwała jej Gabby. – Zresztą, naprawdę wierzysz w to, że komuś takiemu jak on mogłoby na kimkolwiek zależeć? To łajdak bez serca i grama jakichkolwiek uczuć. Nie będę żoną takiego potwora! – powiedziała podniesionym tonem, po chwili jednak lekko się uspokoiła i spuściła ze smutkiem głowę. – Nie chcę wychodzić za mąż za kogoś, kogo nie kocham. Nie tak wyobrażałam sobie swoje życie… – dodała z ogromnym bólem i żalem w głosie.

W jej oczach ponownie zgromadziły się łzy.

– Wiem, kochana, wiem… – mówiła przygaszonym tonem rudowłosa i ponownie mocno ją przytuliła.

Wzdrygnęły się, gdy usłyszały pukanie do drzwi. Gabby poczuła, jak serce momentalnie zaczęło dudnić jej w piersi. Adrenalina na nowo zaczęła krążyć jej w żyłach.

– Proszę… – powiedziała niepewnie i spojrzała ze strachem na przyjaciółkę.

Nagle w drzwiach stanął Rafael. Na jego twarzy malowało się onieśmielenie. Zaskoczony widokiem zapłakanej Gabby i Rosy spuścił wzrok i głośno chrząknął.

– Bardzo panią przepraszam. Nie śmiałbym do pani przychodzić, ale szef… – Rafael podrapał się nerwowo po karku – to znaczy pani narzeczony kazał mi przekazać, że czeka na panią u siebie w gabinecie.

Zadrżała. Lodowaty dreszcz przeszył jej ciało.

Co ten drań mógł teraz od niej chcieć? Może właśnie przyszedł czas na jego zemstę? Jej serce momentalnie przyspieszyło swe bicie. Bała się i choć nie była gotowa na to starcie, na pewno nie teraz, wiedziała, że nie może się poddać. Musiała wybić mu z głowy te jego pieprzone plany, na które nigdy się nie zgodzi. Choćby miał ją za to zabić, pokaże mu, gdzie raki zimują. Potulna Gabby odeszła dziś w cień. Nadszedł czas na wojowniczkę, której nie brakuje odwagi, i reżyserkę swojego przeznaczenia.

* * *

koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji

Wydawnictwo Akurat

imprint MUZA SA

ul. Sienna 73

00-833 Warszawa

tel. +4822 6211775

e-mail: [email protected]

Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl

Wersja elektroniczna: MAGRAF sp.j., Bydgoszcz