9,99 zł
Gdy Lucy poznaje Michaela Finna z miejsca ulega jego urokowi. Jeszcze tego samego dnia zaczyna się ich romans. Lucy zakochuje się w Michaelu, lecz wie, że nie powinna liczyć na nic poważnego. Nie należy przecież do eleganckiego, korporacyjnego świata. Dlatego postanawia zerwać tę znajomość, ale wcześniej nie potrafi sobie odmówić weekendu z Michaelem na tropikalnej wyspie…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 149
Tłumaczenie: Janusz Maćczak
Ukochana zmarła córka pochowana w niewłaściwej kwaterze.
Mężczyzna rozkopujący grób.
Pies, który dostał amoku na cmentarzu i poobtłukiwał głowy aniołków.
Co za początek poniedziałku, pomyślała, jadąc na cmentarz Greenlands, Lucy Flippence, której zlecono opanowanie tych sytuacji. I to właśnie dziś, w trzydzieste urodziny jej siostry, kiedy przydałoby się trochę luzu. Miło będzie zaprosić Ellie na lunch, zwłaszcza że Lucy bardzo chciała zobaczyć ją w nowych, barwnych ciuchach i z nową fryzurą.
Ellie przyda się ta odmiana. Przez ostatnie dwa lata ubierała się w czernie, szarości i ciemne brązy i tak bardzo pochłaniała ją praca osobistej asystentki Michaela Finna, że nie miała czasu na prywatne życie i nie zwracała uwagi na mężczyzn.
Lucy od niedawna lepiej pojmowała ten brak zainteresowania mężczyznami – a dokładnie odkąd okropny incydent w irlandzkim pubie w Port Douglas zepsuł jej weekend spędzany z przyjaciółmi. Poznany facet wydawał się początkowo obiecującym księciem z bajki, lecz okazał się wstrętnym typem. Lucy skłonna była sądzić, że ze wszystkich mężczyzn prędzej czy później wyłazi bydlę. W wieku dwudziestu ośmiu lat nie spotkała jeszcze takiego, którego czar szybko by nie zblakł.
Mimo to nie zamierzała przestać umawiać się z facetami na randki. Uwielbiała związany z tym dreszczyk podniecenia i poczucie, że jest kochana, choćby tylko przez chwilę. To było warte późniejszego nieuchronnego rozczarowania. Pragnęła doświadczać w życiu wszystkiego, co przyjemne. Tak radziła jej matka, która wyszła za obrzydliwego człowieka, ponieważ zaszła z nim w ciążę i urodziła Ellie.
„Nigdy nie popełnij takiego błędu, Lucy – mawiała. – Bądź ostrożna”.
I Lucy była ostrożna. Nieustannie.
Zwłaszcza że nie chciała mieć dzieci. Niewątpliwie odziedziczyłyby po niej dysleksję i miałyby w szkole takie same kłopoty, jak niegdyś ona. A jej problemy bynajmniej nie ustały po zakończeniu edukacji. Owo nieuleczalne upośledzenie zamykało wiele życiowych dróg dostępnych dla innych ludzi.
Wzdragała się na myśl o narażeniu niewinnej istotki na takie cierpienia. Nie zamierzała ryzykować – co oznaczało, że zapewne nigdy nie wyjdzie za mąż. Jaki miałoby to sens, skoro nie mogłaby założyć rodziny?
Zawsze jednak pozostawała nadzieja, że pozna wspaniałego mężczyznę, któremu nie zależy na posiadaniu dzieci albo także obciążonego jakąś wadą genetyczną. Kogoś, kogo zadowoli szczęśliwe życie małżeńskie we dwoje. Nie wykluczała takiej możliwości. To pozwalało jej zachować optymizm i energię.
Ujrzała teraz cmentarz Greenlands leżący na przedmieściach Cairns. Tonął w zieleni, jak wszystko w tym położonym na północy Australii tropikalnym stanie Queensland – zwłaszcza teraz, w sierpniu, po porze deszczowej, a przed dokuczliwymi letnimi upałami. Lucy cieszyło, że może napawać się blaskiem słońca, zamiast tkwić za biurkiem.
Wjechała furgonetką na parking i zobaczyła obok jednego z grobów starszego mężczyznę z łopatą. Nie sprawiał wrażenia niebezpiecznego, toteż bez wahania zdecydowała się do niego podejść. Zresztą jej wygląd i ubiór zawsze rozbrajały ludzi.
Uwielbiała nosić ekstrawaganckie stroje kupowane na niedzielnych jarmarkach w Port Douglas. Teraz miała na sobie haftowaną minispódniczkę z brązowym skórzanym paskiem, luźną bluzkę i sandały z rzemykami krzyżującymi się na łydkach. Do tego ubioru świetnie pasowały drewniane korale i bransoletki. Wysoko upięte jasne włosy odsłaniały długie drewniane kolczyki. Nie wyglądała na urzędniczkę i dlatego budziła w ludziach zaufanie.
Starszy mężczyzna spostrzegł ją i przestał kopać. Wsparł się na stylisku łopaty i zmierzył wzrokiem nadchodzącą Lucy. Zobaczyła stojące obok niego dwie wielkie plastikowe torby z ziemią ogrodową, a za nimi wierzchołek różanego krzewu.
– Dziewuszko, jesteś miłym widokiem dla znużonych starych oczu – powitał ją z lekkim uśmiechem. – Odwiedzasz zmarłą bliską osobę?
– Tak, ilekroć tu bywam, zawsze zaglądam na grób matki – odpowiedziała również z uśmiechem.
Mężczyzna miał pobrużdżoną twarz osiemdziesięciolatka, ale zachował sprężystą sylwetkę, zapewne dzięki aktywnemu trybowi życia.
– Matki? Musiała umrzeć młodo – zauważył.
Lucy przytaknęła.
– Miała zaledwie trzydzieści osiem lat.
– Na co umarła?
– Na raka.
– Ach, to ciężka śmierć. – Smutno potrząsnął głową. – Chyba powinienem być wdzięczny, że moja żona odeszła szybko. Zawał. Dożyła siedemdziesięciu pięciu lat, niemal do naszego diamentowego wesela.
– Musieliście być szczęśliwym małżeństwem – skomentowała Lucy.
Zastanawiała się, czy to prawda. Zaobserwowała, że niektóre pary trzymają się razem tylko z przyzwyczajenia.
– Moja Gracie była cudowną kobietą – powiedział starzec z miłością i tęsknotą w głosie. – Byliśmy dla siebie stworzeni. Tak bardzo mi jej brak…
W oczach stanęły mu łzy.
– Przykro mi – rzekła łagodnie Lucy. Odczekała chwilę i spytała: – Sadzi pan te róże dla niej?
– Tak. Gracie kochała róże. Te przyniosłem z naszego ogrodu. Uwielbiała ich zapach.
– No cóż, panie… – Lucy urwała i pytająco uniosła brwi.
– Nazywam się Ian Robson.
– A ja Lucy Flippence. Pracuję w administracji cmentarza – oznajmiła. – Ktoś powiadomił nas, że rozkopuje pan grób, i przysłano mnie, żebym zbadała sytuację. Widzę jednak, że nie robi pan żadnej szkody.
– Tylko zasadzam krzak róży – wyjaśnił.
– Wiem. I nie mam nic przeciwko temu – uspokoiła go. – Ale potem posprząta pan i zabierze te puste torby, dobrze?
– Oczywiście. Zapewniam też, że będę dbał o te róże, podlewał je i przycinał, żeby kwitły pięknie dla mojej Gracie.
Lucy posłała mu serdeczny uśmiech.
– Nie wątpię, panie Robson. Miło było pana poznać. A teraz odwiedzę grób mojej matki.
– Życzę pani wszystkiego dobrego – rzekł na pożegnanie.
– Nawzajem.
Odchodząc, Lucy pomyślała, że Ian Robson z pewnością był wspaniałym mężem dla swojej Gracie. Tego rodzaju oddanie świadczy o prawdziwej, wiecznej miłości. Wprawdzie rzadko spotyka się takie głębokie uczucie, ale pocieszające, że jednak czasem się zdarza. Może przydarzy się także jej, jeśli będzie miała mnóstwo szczęścia.
Przystanęła przy grobie matki, westchnęła ciężko i odczytała napis na nagrobku ułożony przez Ellie:
Veronica Anne Flippence, ukochana matka Elizabeth i Lucy
Nie „ukochana żona George’a”, gdyż to byłoby wielkie kłamstwo. Ich ojciec opuścił rodzinę, gdy tylko u matki wykryto nieuleczalnego raka. Zresztą i tak nie na wiele by się przydał. Wcześniej, ilekroć przyjeżdżał do domu na urlop z kopalni w Mount Isa, upijał się i zachowywał grubiańsko. Lepiej, że pozostawił córkom opiekę nad chorą matką, chociaż dowiódł tym, że jest ostatnim łajdakiem.
Ellie odkryła, że wiódł podwójne życie – w Mount Isa miał inną kobietę. To dopełniło miary jego występków i oszustw. Lucy była rada, że wyniósł się na dobre. Wciąż go nienawidziła.
– Dzisiaj są urodziny Ellie, mamo – powiedziała na głos. – Kupiłam jej piękną wzorzystą bluzkę i pasującą do niej zieloną spódnicę. Przestała o siebie dbać i chcę ją trochę rozruszać. Mówiłaś, żebyśmy się zawsze troszczyły o siebie nawzajem, a Ellie ogromnie pomagała mi w moich kłopotach spowodowanych dysleksją. Chciałabym, żeby spotkała swojego księcia z bajki. Faceci zwracają uwagę na barwnie ubrane dziewczyny. Powinna dać sobie szansę, nie sądzisz?
Dziś rano Ellie oznajmiła jej przez telefon, że skróciła swe długie ciemnobrązowe włosy i ufarbowała je na rudo. Był to krok we właściwym kierunku, toteż Lucy przyjęła tę wiadomość z uśmiechem. Gdyby tylko jej siostra trochę się jeszcze rozluźniła, zaczęła okazywać więcej radości. Faceci to lubią i lgną do takich kobiet.
– Byłoby wspaniale, gdybyśmy obie poznały uroczych mężczyzn. Prawda, mamo? – Lucy znowu westchnęła, gdyż niezbyt w to wierzyła. – A teraz muszę już iść odszukać kilka odłupanych głów nagrobnych aniołków.
Dotarła na miejsce i przeraził ją rozmiar zastanych szkód. Ten pies musiał być wilczurem albo dogiem niemieckim. Niewątpliwie dostał szału. Podniosła z ziemi jedną głowę aniołka, ale zorientowała się, jak bardzo jest ciężka, i odłożyła ją z powrotem. Postanowiła podjechać bliżej furgonetką.
Załadowanie wszystkich odłupanych głów zajęło jej godzinę. Spojrzała na zegarek i zdecydowała, że zawiezie je do kamieniarza dopiero po lunchu. Jeśli nie dotrze do biura Ellie przed dwunastą, siostra może wyjść gdzieś sama. Lucy mogłaby wprawdzie do niej zadzwonić, ale wolała sprawić jej swą wizytą niespodziankę.
Znalezienie miejsca do zaparkowania w pobliżu siedziby Finn Franchises było niemożliwością. Lucy zostawiła samochód dwie przecznice wcześniej i resztę drogi przebyła biegiem. Zdyszana wpadła do gabinetu Ellie zaledwie kilka minut po dwunastej i uśmiechnęła się promiennie na widok nowego wyglądu siostry.
– Och, masz wspaniałą fryzurę! – wykrzyknęła z entuzjazmem, przysiadłszy na skraju biurka. – Jest taka seksowna. I pasuje do stroju. Świetnie go wybrałam. Wyglądasz fantastycznie. Powiedz mi, czy równie fantastycznie się czujesz?
Ellie uśmiechnęła się z lekkim zakłopotaniem.
– Cieszę się z tej zmiany – oświadczyła, po czym w sposób dla siebie typowy zmieniła temat, by nie mówić o sobie. – Jak ci minął weekend?
– Och, średnio – odrzekła Lucy i wymijająco machnęła ręką. Nie chciała opowiadać o nieprzyjemnym zajściu w irlandzkim pubie. – Ale miałam dziś okropny poranek.
Zaczęła paplać o mężczyźnie rozkopującym grób i psie, który odłupał głowy aniołków. Spostrzegła jednak, że coś odwróciło uwagę siostry, która utkwiła wzrok gdzieś poza nią.
– Głowy aniołków? – rzekł z niedowierzaniem głęboki męski głos, którego brzmienie przyprawiło Lucy o zmysłowy dreszcz.
Odwróciła się szybko i ujrzała wysokiego, ciemnowłosego, przystojnego mężczyznę – istnego księcia z bajki!
Michael Finn zapomniał o wszystkim na widok tej olśniewająco pięknej dziewczyny siedzącej na skraju biurka. Najpierw rzuciły mu się w oczy jej długie piękne nogi, a potem upięte wysoko lśniące, jasne włosy. Miała na sobie białą spódniczkę sięgającą do połowy ud, luźną białą bluzkę i artystyczne kolczyki kołyszące się przy jej uroczej długiej szyi. Z twarzą zwróconą do Elizabeth opowiadała jej coś równie fascynującego, jak fascynujący był jej wygląd.
– Głowy aniołków? – powtórzył.
Zazwyczaj starannie oceniał kobiety, zanim zdecydował się nawiązać trwalszy związek – a i tak wkrótce rozczarowany zrywał każdy z nich. Jednak w tej dziewczynie było coś, co sprawiło, że bez namysłu zapragnął się do niej zbliżyć.
Odwróciła do niego głowę. Na jej twarzy odmalowało się zaskoczenie, a potem z seksownie uszminkowanych ust wyrwało się mimowolne westchnienie podziwu.
Michaela natychmiast ogarnęło erotyczne podniecenie, co nie zdarzało mu się nigdy przy pierwszym spotkaniu z jakąkolwiek kobietą – nawet gdy był jeszcze napalonym nastolatkiem. Obecnie, w wieku trzydziestu pięciu lat, stanowiło to dla niego całkiem nowe doświadczenie, które wprawiło go w lekkie zakłopotanie, jako że szczycił się swym opanowaniem.
– Jesteś szefem Ellie? – zapytała dziewczyna.
– Tak – zdołał wyjąkać. – A ty?
– Lucy Flippence, jej siostra. Pracuję w administracji cmentarza Greenlands i dlatego mam często do czynienia z nagrobnymi aniołkami – wyjaśniła. Zeskoczyła z biurka, podeszła do Michaela i wyciągnęła do niego rękę. – Miło mi cię poznać.
– Mnie ciebie również – rzekł, uścisnął jej ciepłą dłoń i przeniknął go zmysłowy dreszcz.
Do pokoju wszedł jego brat Harry, umówiony z nim na biznesowe spotkanie. Michael miał nadzieję, że Lucy nie wywarła na nim równie wielkiego wrażenia. Nie chciałby walczyć z bratem o kobietę, lecz w tym przypadku gotów był to uczynić. Opanował go pierwotny instynkt posiadania. Rzucił bratu spojrzenie ostrzegające, by nie wkraczał na jego terytorium i nie próbował z nim rywalizować. Dotychczas zawsze wzajemnie respektowali swe zainteresowanie wybranymi kobietami, lecz Lucy niewątpliwie wzbudzała pożądanie w każdym mężczyźnie.
– To mój brat Harry – przedstawił go i wezbrała w nim satysfakcja, gdy Lucy, nie puszczając jego dłoni, drugą ręką skinęła tylko na powitanie i rzuciła dość obojętnie:
– Cześć, Harry.
– Jestem oczarowany tym spotkaniem – oświadczył brat.
Jego ton podrywacza najwyraźniej nie wywarł na niej wrażenia. Natychmiast znowu zwróciła spojrzenie na Michaela i powiedziała:
– Zapewne nie wiesz, że dziś są urodziny Ellie. Chciałabym w przerwie na lunch zaprosić ją do jakiegoś miłego lokalu. Nie masz nic przeciwko temu, że wróci trochę później?
Ach, tak! – pomyślał radośnie Michael. Pragnął skorzystać z okazji, by lepiej poznać tę zachwycającą dziewczynę.
– Właściwie ja też wybieram się na lunch – oznajmił. – Do Mariners Bar.
Lucy rozbłysły oczy.
– To może pójdźmy tam razem i wspólnie uczcijmy urodziny Ellie – zaproponowała.
– Ja też się przyłączę – wtrącił Harry.
Michael uznał, że jest mu to w gruncie rzeczy na rękę. Brat będzie zabawiał Elizabeth, a on zajmie się Lucy.
– Co ty na to, Ellie? – zwróciła się do siostry. – W czwórkę będzie o wiele przyjemniej.
– W twoim towarzystwie niewątpliwie nie grozi nam kłopotliwa cisza – odparła Ellie z lekką nutą ironii.
– Zatem ustalone – rzekła ze śmiechem Lucy. – Idziemy na imprezę!
Lecz Michaela nie interesowała impreza. Skupiał uwagę wyłącznie na Lucy i pragnął ją mieć tylko dla siebie. Nie przyszło mu do głowy, że przespanie się z siostrą swojej osobistej asystentki to nie najlepszy pomysł. Myślał jedynie o tym, by dopiąć tego jak najszybciej.
Lucy nie mogła wprost uwierzyć swemu szczęściu. Spodobała się temu księciu z bajki i chciał spędzić z nią czas. A w dodatku jest nie tylko szalenie przystojnym mężczyzną, lecz także miliarderem. Ellie opowiadała jej wcześniej o tym bajecznie bogatym właścicielu firmy Finn Franchises, lecz nigdy nie wspomniała, że jest również taki seksowny.
Zastanowiła się, dlaczego właściwie nie pociągał Ellie. Czy jest strasznie wymagającym, władczym szefem? Lucy nie przepadała za despotycznymi mężczyznami. Zanim zdecyduje się nawiązać romans z Michaelem Finnem, musi się dowiedzieć, dlaczego nie wzbudził zainteresowania w jej siostrze.
Chwilowo jednak cieszyła się pięknym dniem. Wyszli z budynku i ruszyli chodnikiem parami – ona z Michaelem przodem, a Ellie i Harry za nimi.
Michael rzucił jej uroczy uśmiech.
– Opowiedz mi o sobie – zagadnął. – Jak to się stało, że pracujesz w administracji cmentarza? Z twoją urodą powinnaś być raczej modelką.
Lucy była oczarowana zainteresowaniem Michaela – nawet jeśli było tylko przelotne. Opowiedziała mu o swoich doświadczeniach jako modelki – o zaletach i wadach tej pracy – i o tym, że później była przewodniczką wycieczek. Kiedy przeszła do relacji o okresie pracy w studiu tanecznym, zapytała:
– Czy lubisz tańczyć?
– Kiedy Harry i ja byliśmy dziećmi, matka nakłoniła nas do uczęszczania na lekcje tańca – odpowiedział z uśmiechem. – Twierdziła, że to niezbędna umiejętność towarzyska. Z początku narzekaliśmy, że przez jakieś dziewczyńskie tańce mamy mniej czasu na sport, ale w końcu nam się to spodobało. Odkryłem, że taniec dostarcza takiej samej adrenaliny jak uprawianie sportu.
– To dowód, że matka wie lepiej – zauważyła Lucy.
– Ona zawsze miała rację – rzekł ze smutkiem Michael.
Widząc zmianę jego nastroju, Lucy spytała łagodnie:
– Czy to znaczy, że twoja matka nie żyje?
– Rodzice zginęli w katastrofie lotniczej. Nie pamiętasz jej? Pisały o tym wszystkie gazety.
– Niestety nie – odparła, nie zamierzając się przyznać, że dysleksja utrudnia jej czytanie prasy.
– To się wydarzyło niemal dekadę temu. Może byłaś za młoda, żeby zwrócić na to uwagę. Ile masz lat?
– Dwadzieścia osiem. Przed ponad dziesięcioma laty moja matka umarła na raka i przez pewien czas nie obchodziło mnie nic innego.
– Rozumiem – rzekł współczująco.
– Nie mam też ojca – wyznała. – Porzucił nas jeszcze przed śmiercią mamy. Teraz zostałyśmy tylko Ellie i ja.
– Mieszkacie razem?
– Tak. Ellie to cudowna siostra – powiedziała.
W tej samej chwili usłyszała za sobą pełen rozdrażnienia głos swej cudownej siostry:
– To dlatego, że jesteś taki irytujący!
Zaskoczona Lucy obejrzała się szybko. Pragnęła, by nic nie zepsuło tego dnia. Michael też się odwrócił. Ellie przewróciła oczami, prychnęła ze złością i wyjaśniła:
– Nic się nie stało. Po prostu Harry zachowuje się jak zwykle.
Lucy poczuła wyrzuty sumienia. Czyżby nieumyślnie skazała Ellie w jej urodziny na towarzystwo nielubianego mężczyzny? Była tak zauroczona Michaelem, że nie spytała siostry, czy pomysł lunchu we czworo naprawdę jej odpowiada.
– Harry, bądź miły dla Elizabeth – rzucił kpiącym tonem Michael. – To jej urodziny.
– Jestem dla niej miły – zaprotestował brat.
Lucy wiedziała jednak, że Ellie nie wpada w złość bez powodu. Przyjrzała się Harry’emu. Opalony i muskularny brunet sprawiał wrażenie bardzo męskiego. Miał na sobie biały podkoszulek i szorty. Emanował pewnością siebie, którą kobiety uwielbiają – jednak u Ellie nie miałby żadnych szans, gdyby uznała go za playboya.
– Postaraj się bardziej – poradził mu Michael.
Przestał się zajmować tamtymi dwojgiem i delikatnie ujął Lucy za łokieć. Lecz jej niepokój nie rozwiał się tak łatwo.
– Czy Ellie nie lubi twojego brata? – spytała.
– Chyba nie w tym rzecz – odrzekł Michael. – Wszyscy go lubią, bo ma wrodzony wdzięk. Ale jego próby flirtowania irytują Elizabeth.
Są flirty i flirty, pomyślała Lucy. Niektóre potrafią być naprawdę
wstrętne.
– Nie przejmuj się – ciągnął Michael. – Teraz, kiedy go ostrzegłem, będzie się zachowywał grzecznie.
Jednak Lucy nadal dręczyło poczucie winy z powodu niezręcznej sytuacji, w jaką mimowolnie wpakowała siostrę. Miała nadzieję, że zdoła pomówić z Ellie na osobności w barze koktajlowym, zanim wszyscy czworo wejdą do sali restauracyjnej. Tymczasem jednak zamierzała się nacieszyć towarzystwem Michaela.
– Skończyliśmy rozmowę o tobie na studiu tanecznym – przypomniał jej z błyskiem zaciekawionego rozbawienia w szarych oczach. – Praca modelki, przewodniczki wycieczek, nauczycielki tańca… W jaki sposób doprowadziło cię to do posady w administracji cmentarza?
– Och, po drodze zajmowałam się jeszcze mnóstwem innych rzeczy – odrzekła beztrosko. – Za pieniądze zarobione w studiu tańca ukończyłam kurs kosmetyczki. Dzięki niemu podjęłam pracę w salonie kosmetycznym wielkiego magazynu, a później kolejno w dwóch kurortach wypoczynkowych. – Obrzuciła Michaela spojrzeniem błyszczących oczu. – Gdybyś kiedykolwiek potrzebował, potrafię robić wspaniały masaż stóp i pedikiur.
– Masz wiele talentów – powiedział z uroczym śmiechem, który przyprawił ją o mocniejsze bicie serca.
Proszę, niech jego brat nie okaże się draniem, błagała w duchu. To całkiem zepsułoby ten obiecujący lunch.
Michael dalej wypytywał o życie Lucy, co wydało jej się czarujące. Większość facetów gada tylko o sobie. Miała wrażenie, że nigdy nie spotkała równie uroczego mężczyzny. Bez względu na to, czy ta znajomość potrwa długo, Lucy pragnęła się nią nacieszyć.
Oczywiście Michael Finn wcale by się nią nie zainteresował, gdyby znał prawdę. Nie zmieniała tak często pracy z chęci szukania nowych, odmiennych wyzwań. Najczęściej powodem były nieuniknione problemy wynikające z jej dysleksji. Była skazana na to upośledzenie, lecz starała się nim nie przejmować i zachować optymistyczne nastawienie do życia.
W tej chwili pragnęła miło spędzić czas z Michaelem, chociaż wciąż się niepokoiła, czy siostra bawi się równie dobrze. Chciała, aby Ellie była szczęśliwa w dniu urodzin. W życiu Lucy mężczyźni pojawiali się i znikali, natomiast siostra była jedyną osobą, na którą zawsze mogła liczyć.
Minęli klub jachtowy i podążyli alejką wiodącą do baru koktajlowego restauracji Mariners Bar. Nagle Harry zawołał:
– Hej, Mickey! Postawię dziewczynom drinki, a ty w tym czasie zajmij stolik.
Mickey? Lucy przewróciła oczami. To takie dziecinne. Może Harry jest po prostu przerośniętym chłopcem i właśnie jego głupia niedojrzałość tak irytuje Ellie.
– Dobrze – rzucił za siebie Michael, najwyraźniej nie przejmując się tym zdrobnieniem.
Tak czy owak, będzie miała chwilę czasu, by porozmawiać z siostrą. Michael wszedł szybkim krokiem do restauracji, a Harry usadowił je w jednej z lóż koktajlbaru.
– Wydajecie się bardzo ze sobą zżyte – zauważył.
– Mogę zawsze liczyć na Ellie – potwierdziła Lucy. – Nie wiem, co bym bez niej poczęła. Zawsze była moją kotwicą.
– Kotwicą… – powtórzył z zadumą Harry. – W moim życiu brakuje właśnie chyba czegoś takiego.
– Kotwica tylko ściągałaby cię w dół – wtrąciła sucho Ellie. – Czułbyś się z nią jak z kamieniem u szyi.
– Niektóre łańcuchy bywają miłe – rzekł Harry.
– Spróbuj złotych – odparowała Ellie.
Harry się roześmiał.
– Czy wy stale się tak ze sobą sprzeczacie? – spytała ze zdziwieniem Lucy.
– Aż lecą iskry – potwierdził Harry.
Ellie rzuciła mu filuterne spojrzenie.
– Muszę przyznać, że jego towarzystwo działa na mnie ożywczo.
Lucy zaśmiała się i klasnęła w dłonie. Najwyraźniej tych dwoje tylko się ze sobą dobrodusznie przekomarza.
– Och, to cudownie! Wobec tego czeka nas miły lunch – powiedziała.
Widocznie jej siostra jedynie udaje irytację i obojętność wobec tego mężczyzny, który w gruncie rzeczy ją ekscytuje.
– Wybiorę dla was drinki – oświadczył Harry. – Elizabeth, dla ciebie margarita, a dla ciebie, Lucy, pina colada.
Lucy znowu klasnęła w dłonie.
– Świetny wybór, Harry. To mój ulubiony koktajl.
– Do usług – odrzekł, zasalutował żartobliwie i ruszył w kierunku baru.
Lucy pojęła, dlaczego Michael powiedział, że jego brat ma wrodzony wdzięk. Ten wdzięk pociąga Ellie, lecz zarazem budzi w niej nieufność. Siostra powinna pozbyć się tej obawy, rozluźnić się i beztrosko cieszyć towarzystwem Harry’ego.
Pochyliła się do przodu, by przekazać Ellie tę radę.
– On jest właśnie tym, kogo potrzebujesz. Taki pełen radości. Od zbyt dawna dźwigasz brzemię odpowiedzialności. Pora, żebyś pozwoliła sobie na trochę luzu. Bądź raz motylem, a nie pracowitą pszczółką.
– Może masz rację – rzekła Ellie z lekkim uśmiechem.
– To nie wahaj się – zachęciła ją Lucy, podekscytowana możliwością, że obydwaj bracia mogą się okazać książętami z bajki. – Mnie podoba się Michael. Jest naprawdę urodziwy. Cieszę się, że urwałam się wcześniej z pracy na cmentarzu, bo w przeciwnym razie bym go nie poznała. Dlaczego nigdy nie powiedziałaś mi, że twój szef to taki przystojniak?
– Uważałam go zawsze za nieco chłodnego.
Lucy z politowaniem machnęła ręką na ten brak rozeznania siostry.
– Uwierz mi, to gorący facet. Sam jego widok mnie rozpalił!
Ellie wzruszyła ramionami.
– Przypuszczam, że to kwestia chemii. Na mnie działa Harry.
Tak, chemii, pomyślała Lucy. To wszystko wyjaśnia. Pomiędzy dwojgiem ludzi albo jest chemia, albo jej nie ma. Zdarzało jej się poznawać całkiem miłych facetów, ale nie widziała sensu w umawianiu się z nimi. Po prostu jej nie pociągali.
Rozsiadła się wygodnie, zadowolona, że pozbyła się dręczących ją wątpliwości. Teraz mogła się swobodnie znowu zakochać.
– Bracia i siostry… – rzekła z uśmiechem do Ellie. – Czyż nie byłoby cudownie, gdybyśmy stworzyli razem szczęśliwą rodzinę?
To była urocza fantazja… ale całkowicie nierealna. Lucy wiedziała, że taka zwyczajna dziewczyna jak ona nie zdołałaby zatrzymać przy sobie mężczyzny pokroju Michaela Finna. Spędzi z nim dzisiejszy dzień i prawdopodobnie noc. Może będzie go miała przez tydzień lub dwa, jeśli uda jej się ukryć przed nim, jak bardzo go pragnie.
– Myślę, że zanadto wybiegasz w przyszłość – odrzekła Ellie z lekką naganą.
Była rozsądna jak zawsze – i jak zawsze miała rację.
Ale Lucy w marzeniach szybowała wysoko i nie chciała, by ściągano ją na ziemię. Może stanie się tak jutro, pojutrze albo za dwa dni. Dziś jednak była w siódmym niebie i pragnęła tam pozostać.
Tytuł oryginału: His Most Exquisite Conquest
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2013
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
Korekta: Hanna Lachowska
© 2013 by Emma Darcy
© for the Polish edition by Arlekin – Harlequin Polska sp. z o.o., Warszawa 2015
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu z Harlequin Books S.A.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.
Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Znak firmowy wydawnictwa Harlequin i znak serii Harlequin Światowe Życie są zastrzeżone.
Wyłącznym właścicielem nazwy i znaku firmowego wydawnictwa Harlequin jest Harlequin Enterprises Limited. Nazwa i znak firmowy nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
Harlequin Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25
www.harlequin.pl
ISBN 978-83-276-1060-7
ŚŻ – 568
Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o. | www.legimi.com