Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
romans współczesny, romans erotyczny
Czy tajemnice mogą rozdzielić zakochanych?
Czy Darek porzuci Kasię, gdy dowie się, że jest chora?
Czy Kasia wybaczy Darkowi, że ukrywał przed nią upokarzającą tajemnicę?
Kasia dowiaduje się, że jest chora na endometriozę – kobiece schorzenie, które komplikuje całe jej życie. Koszmarne dolegliwości, niemożność zajścia w ciążę, bolesne stosunki… Co jeszcze kryje się pod tym hasłem? Już sama walka z chorobą okazuje się nierówna. Podzielone zdania lekarzy nie ułatwiają wyjścia na nierówną prostą, bowiem choroba ta ciągnie się za kobietą przez całe życie i niezbyt wiele można zrobić, aby poczuć się lepiej.
Kasia boi się wyznać Darkowi prawdę, ukrywa przed nim swoją chorobę. Darek chce mieć z nią dzieci, planuje z nią ślub… A przecież Kasia jest niepłodna. Ale i Darek nie jest do końca z Kasią szczery. Tajemniczy układ, który łączy go z córką szefa, okazuje się podłożem dla wstydliwej i poniżającej afery, w którą zostaje wciągnięty mężczyzna.
Czy wzajemne tajemnice pomogą czy utrudnią zakochanym podtrzymanie wzajemnej miłości? Co zrobi Kasia, gdy dowie się o problemie Ukochanego? Czy Darek zaakceptuje chorobę Kasi, i w jaki sposób się o niej dowie?
KOCHAJ MNIE MIMO WSZYSTKO to trzecia część cyklu WIEK-NIEWAŻNY. W pierwszej części pt. Szukając siebie poznajemy Kasię, która zmaga się z depresją. Darek próbuje się do niej zbliżyć, ale choroba dziewczyny przesłania jej cały świat. Druga część Powroty pokazuje więcej o Darku, który również zmaga się przez cały czas z problemami. Triada problemów: depresja, problemy seksualne i endometrioza… To z pewnością nie jest typowa seria romansów współczesnych. Seria pokazuje, że nawet największe problemy można przezwyciężyć. Ale jak? Dowiesz się, czytając serię WIEK-NIEWAŻNY Eweliny C.Lisowskiej.
Odwiedź stronę autorską -> Pisarka Ewelina C.Lisowska
Książka dostępna w druku na życzenie na RIDERO.EU
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 518
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Ewelina C. Lisowska
Kochaj mnie mimo wszystko
WIEK–NIEWAŻNY
cz. 3
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
Książka chroniona jest prawem autorskim na mocy ustawy o prawie autorskim (Dz.U. 1994 Nr 24 poz. 83). Zabrania się wszelkiego udostępniania treści powieści, kopiowania i publikowania bez zgody autorki.
Seria Wiek-nieważny
Cz. 3. Kochaj mnie mimo wszystko
Ewelina C. Lisowska
Wydanie 1.
Rajcza 2023
Ebook EPUB 978-83-960211-8-2
Wydawnictwo Romanse
Rajcza 498B, 34-370 Rajcza
www.ecl-pisarka.pl
Miłość wzajemna jest prawdziwym cudem, którego wszyscy pragniemy. Ale gdy przychodzi, nie do końca możemy w nią uwierzyć na sto procent, zwłaszcza, gdy czekamy na nią przez bardzo długi czas. A przynajmniej było tak w moim przypadku. Odzyskaliśmy się. Układało się tak dobrze, że zaczęłam się bać, że przyjdą znów samotne, smutne chwile bez niego. Kilka miesięcy spędzonych u jego boku niemal utwierdziło mnie w przekonaniu, że tak już będzie zawsze – ja i on trwający we wzajemnej miłości.
Obudzona przez budzik, o nieprzyzwoicie wczesnej porze, z niesmakiem zwlekłam się z łóżka. Myśl, że dziś Dariusz ma swoje urodziny, a wieczorem jest wielkie przyjęcie na jego cześć, sprawiła, że zapomniałam o dosypianiu w sobotę rano. Po całym tygodniu lubiłam się wyspać chociaż w weekend, ale tym razem nie mogło być o tym mowy.
W kuchni powitała mnie moja Jolcia. Jak ona to robiła, że wciąż miała w sobie tyle energii i siły do życia? Miałam wrażenie, że wcale nie śpi, tylko czeka, aż wszyscy położą się spać a później wstaną, żeby mogła od razu służyć im swoją pomocą. Gdy weszłam, śniadanie już na mnie czekało na stole. W powietrzu unosił się zapach kawy zbożowej i pieczonego biszkopta. Na mój widok Jola oderwała się od mieszania masy w misce i włączyła czajnik z wodą.
– No, wstałaś w końcu! – powiedziała, jakbym spała całe wieki. Z nieładem we włosach, upaprana mąką i masłem, energicznie zaczęła szurać drewnianą pałką w makutrze.
– Jolciu, jest dopiero ósma! – zajęczałam i usiadłam do stołu.
– Leszek i Darek już wyszli.
– Co? Czemu tak wcześnie?
– Załatwiają cały catering, kwiaty… – Woda zagotowała się, więc porzuciła ucieranie masy, żeby zrobić mi herbatę. – Zapomniałaś już, jak to jest organizować duże przyjęcia, co? Przybędą ważni goście i wszystko musi być dopięte na ostatni guzik – prawiła przejęta.
– Wiem Jolu. – Ugryzłam kęs bułki z serem i szynką, która czekała na mnie na stole. – Od tego przyjęcia może zależeć, czy Daro po trzech miesiącach próbnych zostanie w końcu przyjęty do pracy w… – przełknęłam kęs. – W banku na stałe.
– No właśnie dziecko, dlatego zaraz idziemy pucować salę balową. Musimy ją dokładnie odkurzyć, bo zdążyła się zapuścić przez te dwa lata. Wielkie przyjęcia były tylko za czasów twojej firmy. – Podała mi kubek z gorącą herbatą i usiadła do stołu, żeby znów mieszać masę do tortu.
– Dziękuję za herbatkę. Pyszne robisz kanapki – chwaliłam jak zwykle.
Jola była świetną kucharką. Gdyby nie jej problemy z nogą i mój antytalent do gotowania, same dałybyśmy sobie radę z organizacją przyjęcia.
– Na zdrowie, kochana. – Uśmiechnęła się, po czym znów spoważniała. – Zaraz będę kończyła robić tort. Spody do ciasta już stygną.
– Robisz ten sam pyszny tort bezowy co dla mnie w tamtym roku? – Na samą myśl pociekła mi ślinka.
– Tak. Darek też go uwielbia!
– Wiem. – Wymieniłyśmy uśmiechy. Cieszyła się z mojego prywatnego szczęścia równie mocno, jak ja sama. Jej oczy, uszy i serce były światkiem mojego cierpienia przez wiele lat. Teraz wszystko się zmieniło. Miałyśmy powody do szczęścia. Ona wzięła ślub z Leszkiem, a ja trwałam w szczęśliwym związku z mężczyzną mojego życia. Odrzuciłam w końcu na bok strach, który uparcie nękał mnie wizjami nagłego i niespodziewanego rozstania z Ukochanym. Teraz wszystko już zawsze miało układać się dobrze. I z tą myślą poszłam zająć się tym, co do mnie należało.
Uzbroiłam się w ścierki, wiaderko, mopa i cały arsenał środków czystości, po czym ruszyłam walczyć z salą balową. Jolcia miała do mnie dołączyć za pół godzinki, najpierw musiała skończyć tort. Pokaźnej wielkości pomieszczenie znajdowało się na parterze pałacu. Niegdyś mieściło się tutaj około stu osób. Dziś miało przybyć ich trochę mniej, bo około dwudziestu, ale to i tak było dla mnie za dużo, zważywszy na fakt dokuczającej mi od czasu do czasu klaustrofobii. Tłok dusił mnie, przerażał – w tym temacie nic się nie zmieniło. Gdy tylko weszłam na parkiet, kichnęłam kilka razy pod rząd. Salwa potoczyła się echem po zakurzonym wnętrzu. Niewielkie kwadratowe stoliczki z drewna stały poskładane w kącie, czekały na mnie nakryte prześcieradłami. Pasujące do kompletu krzesła były jeszcze w całkiem dobrym stanie, choć już było po nich widać, że przeszły niejedno przyjęcie. Dlatego Leszek specjalnie wypożyczył na dzisiaj pokrowce, które miały przykryć niedoskonałości siedzisk i oparć noszących ślady przetarć. Wzięłam się za mycie jednego z trzech wysokich, tarasowych okien. W myślach zaczęłam wymieniać listę gości…
„Ja i Daro, Solscy, szef Dariusza z żoną i córką, czterech kolegów z jego pracy oraz ich partnerki, przyjaciel Darka z sierocińca, Darka ciotka z mężem i kuzynka z mężem, i jacyś znajomi Leszka – para starszych osób. Ponad dwadzieścia osób. To daje niezły tłumek! Mam nadzieję, że moje lęki nie odezwą się w najmniej odpowiednim momencie! No nic, trzeba wziąć się ostro do pracy!”
W pocie czoła walczyłam z myciem okien i parapetów, a czas mijał… Zrobiłam sobie małą przerwę na drugie śniadanie i herbatę. Później odsłoniłam stoły i krzesła. Miałyśmy z Jolą zamiar poustawiać je dopiero pod koniec sprzątania, więc nawet ich nie ruszałam, tylko przetarłam z kurzu i wzięłam się za mycie parkietu. Właśnie doszłam do połowy salki, gdy do środka wszedł Dariusz. Ubrany w jasnobłękitne jeansy i szarą bluzę z kapturem, miał na głowie szykowny nieład, który od zawsze mi się podobał.
– Cześć Śliczna! – powiedział i uśmiechnął się do mnie czarująco. Jego morskozielone oczy zabłysły ku mnie swoją wesołością. Podszedł do mnie, aby się przytulić.
– Poczekaj! – zajęczałam w proteście. Czułam się niekomfortowo, taka upaprana kurzem i cuchnąca. – Jestem cała brudna i spocona!
– E tam! Ja też! Nie przejmuj się! – Porwał mnie w ramiona i mocno przytulił, a później uniósł ku górze, aby dać mi całusa na dzień dobry.
– Mmm… działasz jak magnes – powiedział, oderwawszy się na chwilkę od moich ust. – Mało! – Pocałował mnie po raz kolejny, ale tym razem przedłużył zmysłowy taniec naszych ust o kilkadziesiąt sekund. Zmiękłam w jego ramionach jak wosk. – Tęskniłem od wczoraj – powiedział i postawił mnie na podłodze.
– Ja też, Kochanie – wyznałam i przypomniałam sobie jego wczorajsze pieszczoty.
– Byłaś cudowna – wymruczał mi do ucha, nie wypuszczając z objęć. – Coraz bardziej mam ochotę na…
– Zbliżenie? – powiedziałam na głos to, czego nie dokończył.
– Dokładnie. – Znów zaczął mnie całować i przytulać.
– Ale może nie tutaj? W takich okolicznościach? – Speszona odsunęłam się od niego. Zaśmiał się, a jego donośny śmiech potoczył się po sali.
– Dla mnie to bez znaczenia, Kasiu.
– Nie drocz się, jeszcze mam dużo do sprzątnięcia.
– Zaraz tu będą ludzie, co to dokończą, więc możesz się iść zrelaksować i wypięknić na ten wyjątkowy wieczór. Już dość się te śliczne rączki dzisiaj napracowały. – Ujął moją dłoń, po czym ściągnął z niej gumową rękawiczkę. Złożył gorący pocałunek na mojej skórze, która wciąż tak samo intensywnie reagowała na jego dotyk.
– Skoro tak mówisz, to… – Ściągnęłam drugą rękawiczkę. – Muszę jednak najpierw pomóc Joli z tortem. Coś jej tam nie wyszło i musiałam wszystko posprzątać sama.
– Jej coś nie wyszło?! – zaśmiał się. Przecież doskonale oboje wiedzieliśmy, że Jola robi znakomite torty.
– Masa się ścięła, czy coś…
– A jaki to będzie tort? – Oblizał usta, aż ślinił się na samą myśl o jego jedzeniu. Podobnie jak ja!
– Tajemnica – zabrzmiałam enigmatycznie.
– Domyślam się, że na pewno będzie pyszny… jak Ty. – Znów się do mnie przykleił. – Kocham – rzekł, po czym ucałował moje czoło.
– Ja też. – Pocałowałam jego duży nos.
– No, to idziemy stąd Kochanie. – Pociągnął mnie za sobą.
Zaprowadził mnie na górę, pod drzwi do kuchni, ale ani kroku dalej. Miał tam surowy zakaz wstępu. Tort miał być niespodzianką, więc Jola szybko wygoniła solenizanta z kuchni, co skazało go na moją łaskę. Musiałam zanieść mu jedzenie do jadalni, gdzie razem z Leszkiem spożyli drugie śniadanie. Później czas leciał bardzo szybko. Mijaliśmy się, rozpędzeni w ciągłym toku przygotowań. Jakieś dwie godziny przed przyjęciem – które miało odbyć się o dziewiętnastej – zaczęłam się robić na bóstwo. Specjalnie na tę okazję kupiłam sukienkę i nowe buty. Wyszykowana do granic możliwości, spojrzałam na swoje odbicie w lustrze.
– To ja? – zapytałam samą siebie. Koronkowa, czarna, rozkloszowana sukienka z długimi, ażurowymi rękawami, sięgająca mi do kolan, a do tego czarne szpilki na znośnym obcasie. Makijaż starałam się zrobić stonowany i niekrzykliwy. A jednak moje rzęsy, pomalowane czarnym tuszem, szczególnie przykuły teraz moją uwagę. Pamiętałam, co ostatnio powiedział mi Daruś odnośnie moich oczu, więc uśmiechnęłam się do swoich myśli. „Nie można oprzeć się temu spojrzeniu, a ty jeszcze podkreślasz je tuszem. Za to już powinni karać, Moja Droga! Teraz nie będę mógł patrzeć na nic innego! Jesteś niebezpieczna!” Zaśmiałam się, bo przypomniałam sobie to, jak wszedł wtedy do salonu i nie mógł już oderwać ode mnie oczu. Potknął się biedak o dywan i omal nie wywinął orła! „To wszystko przez to, że upiększasz to, co już jest piękne!” – strofował mnie pół żartem, pół serio.
I nagle przeszył mnie dreszcz niepokoju. Przypomniałam sobie bowiem, że zaraz będę musiała zejść na dół, do tych wszystkich, obcych ludzi. Przestraszyłam się, że zrobię Darkowi obciach… Znowu to samo. Strach, że coś jest ze mną nie tak. Ale tym razem nie miałam zamiaru zostawiać go samego w tłumie gości. Musiałam temu podołać – dla niego.
Uśmiechnęłam się do siebie, może trochę na siłę, i ruszyłam prawie odważnie w kierunku schodów. Zeszłam na półpiętro klatki schodowej i zatrzymałam się jak wryta. Przyczajona za balustradą zobaczyłam, jak Mój Ukochany wita się z piękną, długowłosą blondyną o olśniewającym uśmiechu, ubraną w nieprzyzwoicie krótką małą czarną i wysokie szpilki, które sprawiały, że niemal była mu równa wzrostem. Jego uśmiech, skierowany wprost ku niej, napełnił mnie niepokojem do granic możliwości. Poczułam się nie tyle zazdrosna, co przerażona myślą, że może istnieć kobieta, która może mi go odebrać i że być może ta kobieta właśnie teraz stoi przed Nim. Zawróciłam, tak żeby mnie nie zauważyli, i cichaczem poszłam do pokoju. Usiadłam na łóżku, po czym zrzuciłam buty ze stóp… „Nigdzie nie idę!”
„Nawet mnie nie zauważył, kiedy stałam sześć stopni wyżej i patrzyłam na tą całą scenę. Izabella Simons. Tak to musiała być ta piękna córka szefa, o której Daro wspominał. Nigdy jednak nie powiedział o tym, że jest aż tak piękna!”
Spojrzałam na swoje oblicze w lustrze. „Mała, brzydka i niepewna siebie.” Po moim policzku ściekła łza zazdrości, robiąc nierównomierny ślad na pudrze, za którym ukryłam moje całodzienne zmęczenie i niedoskonałości cery. „Kobiety typu Izabella Simons na pewno nie mają niedoskonałości.”
– Nie schodzę tam! – zdecydowałam. „Darek i tak nie zauważy mojej nieobecności, mając u boku taką laskę.”
Mijały więc minuty, a ja nadal nie mogłam otrząsnąć się z tych myśli, które stawiały mnie w rzędzie kobiet, z którymi Daro nie powinien mieć nic wspólnego. „Tak, ale przecież pojawienie się tej, która mogłaby mi go odebrać, jest nieuniknione! Przecież powinnam to wiedzieć, że prędzej czy później znajdzie się taka, która będzie ode mnie lepsza. O wiele lepsza…”
Było już dwadzieścia po dziewiętnastej, gdy do drzwi mojego pokoju ktoś zastukał.
– Proszę! – odpowiedziałam niepewnie. „Może to Daro?” Miałam nadzieję, że jednak zauważył moją nieobecność. Jak wielkie było moje rozczarowanie, gdy do pokoju weszła Jola.
– Kasiu! Co się z tobą dzieje? Wszyscy na ciebie czekają na dole przy stole! – lamentowała wystrojona dama koło sześćdziesiątki. Ubrała się w gustowny, różowy kostium, a włosy miała tak wymodelowane jak po wyjściu od najlepszego fryzjera! Byłam pod wrażeniem.
– J-ja… – zająknęłam się, bo nie miałam nic na swoje usprawiedliwienie.
– No chodź! Pospiesz się! – ponaglała mnie. I gdyby nie te jej stanowcze nakazy, chyba nie zdecydowałabym się na wyjście z mojej bezpiecznej nory.
Wsunęłam buty i posłusznie jak skazaniec zeszłam na dół, czując, jak trzęsą mi się kolana. Dariusz nagle wydał mi się celem nie do osiągnięcia, kimś prawie obcym, kimś komu zepsułam przyjęcie. A przecież chciał wywrzeć dobre wrażenie na szefie. Wszystko mu zepsułam. W tym nastroju weszłam do sali balowej. Przy długim, prostokątnym stole, umiejscowionym na prawo od wejścia, pod ścianą, siedziało dwadzieścia osób. Stół niemal uginał się od jedzenia, bogatej zastawy i kwiatów. Wszyscy byli żywo zajęci rozmowami toczonymi w wąskich, kilkuosobowych gronkach. Daro siedział u szczytu, ubrany w garnitur, a po jego lewej stronie siedziała… Izabella. Poczułam ukłucie zazdrości w swoim sercu. „Czyżby to ona była gościem honorowym tego przyjęcia?!”
Zatrzymałam się u wejścia i zamieniłam się w posąg strachu i niepewności. Nie mogłam się dalej ruszyć. Wszyscy przy stole rozmawiali, zdawali się mnie nie zauważać. Jola poszła po tort i pozostawiła mnie samą z tym okropnym odkryciem. Daro siedział obok niej! Nie dostrzegał mnie w tym dużym pomieszczeniu, zdawało mi się, że był zagniewany. Iza, która zajmowała miejsce u jego boku, wciąż go zagadywała i uśmiechała się zalotnie, a on co chwilę zerkał ku niej i grzecznie, z uśmiechem na ustach odpowiadał, po czym znów się zasępiał. Miałam ochotę uciec! Gdy w końcu mnie dostrzegł, na jego twarzy zarysował się wyraźny niepokój i troska. Wstał, przeprosił pannę Simons, po czym podszedł ku mnie, okrążywszy pokaźnej długości stół.
– Kochanie, czy coś się stało? – zapytał mnie cicho i dotknął delikatnie mojego policzka opuszkami swoich palców. Były tak przyjemnie ciepłe i czułe. – Chyba nie płakałaś? – zapytał i przyjrzał mi się badawczo.
Zapomniałam, że miałam poprawić makijaż.
– Pewnie źle wyglądam? – zapytałam zawstydzona.
– Później się tym zajmiesz, przy tym nastrojowym świetle goście nie zauważą. Poza tym… Jola już czeka z tortem za twoimi plecami. – Uśmiechnął się lekko, rozbawiony sytuacją. Właśnie grałam rolę przeszkody stojącej na drodze zniecierpliwionej kobiecinie. Jola tak wiele serca włożyła w przygotowanie głównego dania tej uroczystości. Poczułam się głupio, że zagradzam jej drogę do zebrania splendorów, więc odstąpiłam o krok, aby zrobić jej przejście. Było mi głupio, lecz chwilę później z opresji uratował mnie Dariusz. Podał mi dłoń i zaprowadził do stołu, gdzie na moment zajęłam miejsce po jego prawicy, co niestety usytuowało mnie tuż naprzeciwko Izabelli. Nawet nie miałam odwagi spojrzeć na ten ideał kobiecego piękna. Postanowiłam udawać, że jej nie widzę i nie patrzeć na nią.
Jola zapaliła świeczki na torcie, następnie zaintonowała „Sto lat!”. Podczas gdy wszyscy śpiewali, wjechała do środka pomieszczenia z tortem bezowym, ubranym w ponad trzydzieści malutkich świeczuszek. Daro skończył 33 lata. Za kilka miesięcy miały być również moje trzydzieste trzecie urodziny. Byłam od niego młodsza o niecałe pięć miesięcy. I pomyśleć, że kiedyś wzięłam go za nierozgarniętego młokosa. To wspomnienie trochę mnie rozbawiło.
– Chodź! Dmuchniemy razem! – zachęcił mnie, abym podeszła razem z nim do wózka kelnerskiego, na którym stał tort. Trochę skołowana, poszłam za jego prośbą. Zdmuchnęliśmy świeczki za pierwszym razem, trzymając się za ręce. Później delikatnie pocałował mnie w usta. Nie wstydził się tego przed gośćmi, co podbudowało moją pewność siebie. Na każdym kroku pokazywał mi, że jestem dla niego najważniejsza. Obejął mnie ramieniem, zbliżył usta do mojego ucha i zapytał:
– Co sobie życzyłaś? Bo ja, żeby ten wieczór się udał i żebyś niebawem została moją żoną – powiedziawszy to, przytulił mnie serdecznie. To było takie miłe.
– Wszystkiego najlepszego Kochanie – wypowiedziałam do miłości mojego życia najbardziej banalne życzenia świata. Lecz jemu to chyba nie sprawiło różnicy. Wszak rozumieliśmy się bez słów. Wiedział, że ten tłum patrzących na nas osób, rozstraja mnie. Podziękował mi czułym pocałunkiem, a później zatopił swój czuły wzrok w moich oczach.
Lecz ta chwila musiała kiedyś nadejść…
Zaczęły się życzenia, więc Daro nagle stał się dla mnie obiektem westchnień, pozostającym poza moim zasięgiem. Chwilę po tym, jak się ode mnie odsunął, wpadł prosto w objęcia córki szefa, która zaczęła mu składać przydługie i nazbyt serdeczne życzenia. Prędki pocałunek prosto w usta spotkał się z jego zdumieniem i z kolejną falą zazdrości z mojej strony. Przez chwilę widziałam, że ma zamiar mi się wytłumaczyć, ale później kolejni goście zaczęli go serdecznie ściskać i składać najlepsze życzenia. Był tak zajęty innymi osobami, że niemal czułam się jak powietrze. Wycofałam się w kierunku stołu i zajęłam swoje miejsce. Spoglądałam na tort i wyczekiwałam chwili, aż On znów będzie obok mnie. Coś jednak nie dawało mi spokoju. Dotknięta zachowaniem Izabelli, czułam, jak wzrasta we mnie kolejna fala niepewności i lęku. Popatrzyłam na ten ideał piękna, tak szczerze i ślicznie brylujący w towarzystwie, i poczułam się jak Brzydkie Kaczątko. Musiałam na chwilę opuścić to zacne zgromadzenie. Wstałam więc i wyszłam na taras…
„Jak już podadzą tort i zacznie grać muzyka, będę mogła się trochę przejść. Chyba, że Daro poprosi mnie do tańca...” Zerknęłam ku niemu z daleka, stojąc tuż obok uchylonych, tarasowych drzwi. Chłodniejsze, wieczorne powietrze przynosiło mi ukojenie. Zgromadzeni zerkali na mnie co jakiś czas. Nie wiedzieli najwyraźniej, czego mają się po mnie spodziewać. Co najgorsze, ja sama tego nie wiedziałam. Dariusz uśmiechał się właśnie do swojej ciotki i przyjmował życzenia od wujka. Wciąż zdawał się nie zauważać mojej nieobecności u jego boku.
I nagle całą tę życzeniową sielankę przerwał donośny głos:
– Dobry wieczór wszystkim! – Spojrzałam w kierunki drzwi i zobaczyłam zawadiacko uśmiechniętego bruneta, ubranego w czarną koszulę i jasne spodnie. W dłoni trzymał butelkę wina. – Czy ktoś tu ma dziś urodziny, czy tylko mi się wydawało, że ktoś mnie zaprosił na imprezę i wpakowałem się na nieświadomce?! – zażartował.
– Bartek?! – Daro podszedł do niego natychmiast, po czym obydwaj serdecznie się uścisnęli. – Bartolo, ale ty się chłopie odstawiłeś! Prawie cię nie poznałem!
– Nie to co kilka lat temu, co Darek?! Ale z nas były wtedy łachudry, co? Ale ty też całkiem dobrze wyglądasz! Czyżby to zasługa twojej ukochanej Kasi? Która to? Pozwól, niech zgadnę! To ta piękna blondi… – rzekł pewny swego, zwracając się do Izabelli Simons. Widać było, że ta pomyłka całkiem jej spasowała, bo zbliżyła ku nim pewnym krokiem, intensywnie kręcąc przy tym swoim tyłkiem.
Moja zazdrość sięgnęła zenitu. Odwróciłam się w kierunku tarasu, bo już nie mogłam patrzeć na to wszystko. Na szczęście w porę zjawiła się Jola, która jako pierwsza odkryła to, że mam ochotę dać nogę przez taras. Zerknęłam przez ramię i wtedy ją zobaczyłam. Sięgnęła prędko po kawałek tortu, który spoczywał na talerzyku deserowym, po czym ruszyła w moim kierunku. Przez cały czas trzymała mnie swoim bacznym spojrzeniem na celowniku. Kiedy zatrzymała się przy mnie, podała mi talerzyk oraz łyżeczkę.
– Chyba nie chcesz zostawić go samego? – zapytała. Dobrze mnie wyczuła.
Miałam ochotę się rozpłakać, w zamian z przymusu wzięłam kawałek słodkiego, bezowego tortu do ust i zaczęłam mielić go w ustach. Dariusz, Bartek i Izabella żartowali w najlepsze. Nikt nie sprostował tej pomyłki? Czy nagle wyparowałam i mój ukochany o mnie zapomniał? Byłam podłamana i znów nosiłam się z zamiarem porzucenia tego wszystkiego…Wtem nagle odezwał się donośny głos mojego ukochanego.
– Nie stary! To pani Izabella Simons, córka mojego szefa!
– To gdzie ta twoja gwiazda? – zapytał Bartek. – Pani wybaczy, Izabello… – zaczął mówić ciszej, więc nie usłyszałam, co było dalej.
Wtedy Dariusz odkrył, że nie ma mnie przy stole. W panice rozejrzał się po wnętrzu. Gdy mnie w końcu dostrzegł, w znacznej odległości od siebie, z ulgą ruszył w moją stronę.
– Kasia jest tutaj, pozwól Bartolo!
Zobaczyłam, jak obydwaj zbliżają się w moim kierunku.
– Odwagi, kochana. Nikt tutaj nie chce cię skrzywdzić, a już na pewno nie on! – rzuciła ku mnie na odchodne Jola. Wzięła ode mnie nadgryzione ciastko, którego i tak nie miałam zamiaru teraz jeść, po czym zniknęła mi sprzed oczu. Odsunęłam się od drzwi i stanąwszy na baczność, odczekałam swoje. Zbliżyli się ku mnie dwaj przystojniacy. W oczach Dariusza wyczytałam nieme zapytanie. Zmusiłam się do uśmiechu, żeby wydać się jego przyjacielowi przystępną i przyjaźnie nastawioną.
– Kochanie, pozwól, że przedstawię ci mojego przyszywanego braciszka – oznajmił żartobliwie Dariusz.
– Bardzo mi miło! – Bartek ukłonił się nisko i ucałował moją dłoń na powitanie. – Bartosz Walicki.
– Ka…
– Wiem, wiem! Daro nie mówił ze mną przez telefon o nikim innym przez ostatnie dwa lata! Katarzyno Kowalska! – Zaśmiał się radośnie.
Wspomniany przez niego maniak telefoniczny spuścił wzrok w zakłopotaniu. Potem niepewnie skierował swoje morskozielone oczęta ku mnie i lekko się zaczerwienił. „Zawstydził się przede mną? Ciekawe, dlaczego?” Dla mnie to, że wciąż o mnie rozmawiał z bliską osobą, zabrzmiało jak komplement. Przez wiele miesięcy myślałam, że go nie interesuję, a tymczasem on nie potrafił o mnie zapomnieć.
– Miło mi pana poznać – odpowiedziałam, starając się być przy tym miła.
– Mów mi Bartek, po prostu Bartek albo Bartolo!
Uśmiech chłopaka sprawił, że trochę się rozluźniłam. Nie był jednym z tych sztywniaków w garniturkach, których powaga urzędowa stawiała człowieka do pionu.
– Moi drodzy! Siadajcie do stołu! – poprosiła donośnie Jola, która już zajęła krzesło obok mojego.
– Ach, tak! – Bartek zorientował się, że przedłuża oczekiwanie gości. Każdy chciał zająć się w końcu jedzeniem tych pyszności, kuszących swoim aromatem. Stół niemal uginał się od ilości znajdujących się na nim smakołyków. Wszyscy troje ruszyliśmy w stronę zasiadających przy nim ludzi, lecz ja na moment przystanęłam. Jak wody zapragnęłam w tej chwili odrobiny samotności w tym tłumie. Tym razem jednak nie mogłam uciec na taras, gdyż Daro ujął moją dłoń. Musiał wyczytać w moim zachowaniu chęć ucieczki. Przytrzymał mnie mocno rękę, jakby bał się, że mu ucieknę.
– Trzymasz się jakoś? – zapytał, nachyliwszy się ku mnie na sekundę, następnie pociągnął mnie w kierunku stołu.
– Tak, nie martw się – odparłam, udając spokojną i opanowaną.
– Pamiętaj, jestem tuż obok. Nie pozwolę cię nikomu skrzywdzić.
– Wiem. – Radosne motylki zawirowały w mojej piersi. Mogłam na niego liczyć w każdej chwili. Pamiętał o moich lękach i ofiarowywał mi wsparcie. To była dla mnie bezcenne.
Kiedy siadałam do stołu, Daro podsunął mi krzesło.
– Dziękuję – powiedziałam cichutko. Nie wiedziałam, czym zasłużyłam sobie na tak królewskie traktowanie, ale nie zaprotestowałam.
– Proszę – rzekł, po czym zajął miejsce obok mnie.
Na stole, obok talerzyków z tortem, były rozstawione lampki szampana. Bartosz zastukał dźwięcznie łyżeczką o swój kieliszek, wstał i oznajmił:
– Chciałbym wnieść toast za mojego przyjaciela i niebiologicznego brata. Niech żyje sto lat, niech się mu darzy i niech się w końcu ustatkuje, stary kawaler! – zażartował.
Po sali potoczyły się śmiechy.
– Odezwał się ten, co nie chce się dać zakuć w okowy małżeństwa! – odgryzł się Daro. Bartek przekornie pokazał mu język, po czym zajął swoje miejsce.
– Wybacz – szepnął ku mnie Mój Ukochany. Pochylił się w moją stronę, żebym go lepiej słyszała. A ja z przyjemnością przysunęłam się ku niemu. – On jest trochę nieokrzesany… jak na psychologa.
– Jest psychologiem? – zdziwiłam się. Jednak to nie temat rozmowy przykuł moją uwagę w kierunku Dariusza. Miło było odbierać każdy jego czuły gest skierowany w moim kierunku, podczas gdy Izabella mogła jedynie spoglądać na niego z ukosa i mierzyć mnie wzrokiem od czasu do czasu. To ja byłam dla niego najważniejsza. Ona musiała trzymać się od niego z daleka.
– Tak, i to całkiem dobrym – powiedział cicho w pobliżu mojego ucha. Uśmiechnęłam się. Znów miałam go przy sobie, jego uwaga była skierowane ku mnie. Nie trzeba mi było więcej.
Zaczęliśmy jeść. Kilka razy złowiłam wzrok Bartka, który siedział po drugiej stronie stołu, jakieś kilka krzeseł od Darka. Mrugał do mnie porozumiewawczo, czasem się uśmiechnął… Nie wiedziałam, jak mam reagować na te jego zaczepki. Nagle poczułam pod stołem czyjąś dłoń na swoim kolanie. Z ulgą stwierdziłam, że to nie przedłużona ręka Bartka, ale dłoń mojego Ukochanego.
– Nie przejmuj się tymi zaczepkami. On już taki jest – szepnął, nachyliwszy się w moją stronę. Jego dotyk podziałał na mnie rozbudzająco. Zapragnęłam go pocałować, ale wiedziałam, że to nie wypada, tak przy wszystkich.
Skinęłam mu głową, po czym wsłuchałam się w rozmowy, które toczyły się dookoła nas.
W końcu od stołu powstał Leszek i zbliżył się do swojego starodawnego gramofonu, aby włączyć płytę z równie wiekową jak odtwarzacz muzyką.
– Daro, możemy porozmawiać? – zapytała Izabella Simons i położyła dłoń na ręce Dariusza. Zapaliła mi się czerwona lampka ostrzegawcza.
– Dobrze – odparł i odsunął od niej swoją dłoń. Wydał mi się speszony jej śmiałością. Lecz czy na pewno? – Kochanie, zaraz wrócę – powiedział do mnie. Ucałował mnie w czoło i uśmiechnął się trochę zbyt smutno, jak na uśmiech skierowany ku mnie. Coś było nie tak, jednak odruchowo odsunęłam od siebie tę myśl, bo miałam nadzieję, że to tylko moje lęki.
Puścił przodem kręcącą tyłkiem Izabellę i ruszył za nią w kierunku drzwi. Zanim wyszedł, obejrzał się jeszcze raz w moim kierunku, po czym znikł w drzwiach prowadzących na korytarz. To spojrzenie nie świadczyło o niczym dobrym. Czułam to. Dariusz był spięty, coś go gnębiło. Może nawet się bał. Lecz ja w tej chwili nie mogłam nic na to poradzić. Musiałam zaczekać.
Zostałam sama w pomieszczeniu pełnym radośnie roztańczonych ludzi. Na sto procent znałam tylko Jolę i Leszka oraz kuzynkę Darka, lecz wszyscy oni byli zajęci. Nie chciałam się wcinać komuś w rozmowę lub przerywać tańca, więc siedziałam cicho. Zerknęłam w kierunku, gdzie Solski rozmawiał z ojcem Simons. Szef Dariusza był średniego wzrostu, łysawy i miał koło sześćdziesiątki. Wyglądał na całkiem sympatycznego, starszego pana. Ciotka i wujek Darka też mieli mniej więcej sześćdziesiąt lat – obydwoje niscy i przy kości – tańczyli w rytm wolnego kawałka przygrywanego przez zespół muzyczny, którego nazwy nie znałam. Musiała to być muzyka z ich lata młodości. Koledzy Dariusza z pracy byli trochę sztywni i nie integrowali się z otoczeniem, woleli spędzać czas w wąskim gronie razem ze swoimi partnerkami. Myślałam, że chociaż przyjdzie Ola, moja przyjaciółka. Choć bardzo ją o to prosiłam, ona nie przyszła – nad czym obydwoje z Dariuszem ubolewaliśmy. I nagle moje rozważania na temat otoczenia przerwał głos, który zabuczał tuż nad moim uchem:
– Czy mogę pani dotrzymać towarzystwa? – Drgnęłam na dźwięk nieznanego głosu. Spojrzałam przez ramię i zobaczyłam Bartka. Przystojny brunet o ciemnym, krótkim zaroście i brązowych oczach, przyniósł ze sobą ciężki zapach męskich perfum.
– Yyy… tak, proszę – rzekłam, choć w głębi serca byłam niezdecydowana. Jeszcze nie wiedziałam, czy mężczyzna ten będzie moim dobrym znajomym, czy będziemy się widzieć raz na długi czas. A może stanie się dla mnie kimś bliskim, tak jak dla mojego faceta?
– Dziękuję! – Zajął miejsce obok mnie. Jola znów szalała w kuchni, więc w sumie pozostałam bez towarzystwa. Rozparł się wygodnie na krześle i odwrócił się lekko w moją stronę. Uśmiechał się zagadkowo, jakby chciał zadać mi dziwne pytanie. I w końcu wypalił: – Nie jesteś zazdrosna o tą Izabellę?
– Dlaczego o to pytasz?
– Bo to atrakcyjna kobieta i właśnie zniknęła gdzieś z twoim facetem?
Poczułam, jakby sam wepchał mi do głowy tę myśli. Ale po chwili zrozumiałam, że tak naprawdę to nazwał po imieniu to, co gryzło mnie od środka.
– Darek by mnie nie zdradził – rzekłam trochę niepewna.
Bartek uśmiechnął się ironicznie.
– Każdy, zapewniam cię, każdy facet myśli co pięć minut o seksie… nie tylko ze swoją dziewczyną.
Spuściłam wzrok. Miałam nadzieję, że to jednak nieprawda.
– Ale ten okaz – zaczął po chwili już bardziej poważnie – to całkiem inny przypadek. Czy wiesz, że Daro miał kiedyś przezwisko Mnich?
– Nie, nie wiedziałam – odparłam z ulgą, gdyż być może Mój Ukochany nie zaliczał się do tych wszystkich mężczyzn, którzy co pięć minut…
– Tak, miał przezwisko Mnich i uchodził za faceta nie do zdobycia. Laski za nim szalały, bo taki młody i przystojny i w dodatku niedostępny! Ha, ha! Ale Daro zawsze miał problemy natury seksualnej. Wiesz, zadam ci niedyskretne pytanie, ale nie mów mu, że o to pytałem… – Nachylił się w moją stronę, a ja odruchowo zwiększyłam dystans.
– Jeśli to nic obraźliwego… – wzruszyłam ramionami.
– Czy wy już… no tego, uprawialiście seks? – zapytał prawie szeptem.
Rozejrzałam się po ludziach, bo bałam się, że ktoś mógł usłyszeć to pytanie, ale muzyka chyba zagłuszyła niedyskretność Bartka. Speszona odparłam:
– Można powiedzieć, że prawie to zrobiliśmy. Ale dlaczego pytasz?
– Bo Darek kiedyś uchodził za geja. Miał tylko jedną przygodę w wieku osiemnastu lat. Miał „parcie na szkło” i przeżył pierwszy raz ze swoją opiekunką w Domu Dziecka, która była starsza od niego o kilkanaście lat. Miała później z tego problemy, a Daro ma traumę do dzisiaj. Nie wychodziło mu z dziewczynami w łóżku, dlatego jego związki szybko się rozpadały. Ostatnio już zwątpiłem, myślałem, że już po nim. Nie odzywał się przez pół roku, a tu nagle taka nowina! Strasznie się cieszę, że w końcu znalazł sobie mądrą kobietę, która daje mu to, czego on potrzebuje. Całkiem się zmienił, nie mogłem go dziś poznać. – Zrobił głęboki wdech i świszczący wydech, po czym rzekł: – A teraz przyznaj, że jesteś o niego zazdrosna i pozwól sobie pomóc.
– Przyznaję, że nie podoba mi się ta sytuacja – oznajmiłam.
– No! To chodź ze mną. – Wstał i wyciągnął ku mnie swoją dłoń. Wstałam, ale nie przyjęłam jego gestu. To był dla mnie obcy mężczyzna, a sprawiał wrażenie, jakby znał mnie od lat. To wzbudziło we mnie niepokój, a nawet podejrzenia co do jego szczerości. Był nazbyt sympatyczny i wtrącał się do nieswoich spraw. Najgorsze było to, że nie umiałam się wyzwolić spod jego wpływu. W końcu jednak ujął mnie pod rękę, a ja musiałam mu na to pozwolić.
– No, nie wstydź się! – Uśmiechnął się czarująco. Znałam te krzywe uśmieszki. Ten człowiek miał dwie twarze, wyczuwałam to instynktownie, ale mimo to poszłam z nim.
Wyszliśmy na piętro. Zaprowadziłam Bartka do gabinetu biznesowego Leszka. Miałam nosa: Daro i Izabella byli tam i o czymś rozmawiali, ich głosy dochodziły ze środka. Przystanęliśmy pod drzwiami gabinetu.
– Zaczekaj za drzwiami – wyszeptał, po czym zapukał.
– Proszę! – odpowiedział Darek.
Cofnęłam się pod ścianę, żeby będący w środku nie dostrzegli mnie. Bartosz otworzył drzwi i zakrył sobie usta dłońmi. Zerknął na mnie, udając przerażenie. Zadrżałam na myśl, że zastał ich w dwuznacznej sytuacji, ale on rzekł tylko:
– Kończycie? Goście na ciebie czekają Daro!
– Zaraz kończymy, jeszcze tylko jeden podpis – powiedziała Izabella.
– Dobrze, czekamy więc na dole. – Bartek ukłonił się lekko, po czym zamknął drzwi.
Spojrzał w moją stronę i zaczął:
– Kasiu, nie wiem jak ci to powiedzieć… – zabrzmiał śmiertelnie poważnie. – Twój ukochany…
– Nie strasz mnie! – zdenerwowałam się, bo widziałam, że robi sobie ze mną pośmiewisko.
– Jak dobrze, że wyznałaś się na żarcie! – Zaśmiał się, po czym odparł już bardziej poważnie: – Daro coś podpisuje.
– Może to umowa o pracę? – powiedziałam z nadzieją, że Darek w końcu dostanie pracę na stałe.
– Może. A teraz chodź piękna towarzyszko! Musisz koniecznie ze mną zatańczyć! – Bez pytania ujął moją dłoń. Dosyć szybko przeszedł ze mną przez korytarz i poprowadził mnie po schodach na dół. Wszedł ze mną do sali balowej, a tam od razu zaczął mną wywijać. Nie cierpiałam szybkich tańców, dlatego zaprotestowałam już po półminutowym występie. Czułam się jak idiotka: niezgrabna w tańcu, sztywna, zalękniona.
– Wystarczy! – zaprotestowałam. Spojrzenia kilku gości spoczęły na mnie.
Puściłam ręce szalonego Bartka, on skinął mi głową zdumiony… Poszłam zająć miejsce przy stole. Mój taneczny partner zajął miejsce obok mnie, aby kontynuować przedtem zaczęty temat. Marzyłam o chwili, gdy się od niego uwolnię!
– Katarzyno, myślę, że powinnaś wzbudzić troszkę zazdrości w swoim facecie – oznajmił. – Czuje się zbyt pewny siebie, skoro zostawia cię samą na przyjęciu, podczas gdy znajduje się w tym samym pomieszczeniu jego… przyjaciel! – żartował. – A tak serio, to nie powinien cię tak zostawiać i musimy dać mu to do zrozumienia. Nie uważasz?
– Nie wiem… może – powiedziałam od niechcenia. Miał rację czy nie? Nie wiedziałam. Jednak jego autorytet przemawiał na korzyść wysuniętej przez niego tezy. W końcu był psychologiem.
– Wystarczy, żeby zastał nas szepczących sobie coś do ucha. To bardzo prosty trik… – wyjaśnił mi swój zamiar. – Żal mi ciebie, dziewczyno. Zostawił cię w pomieszczeniu pełnym ludzi, a sam poszedł sobie do osobnego pokoiku z długonogą, niedokładnie przykrytą blondyną. – Pokiwał głową na boki. Aż mi się zrobiło żal samej siebie. – Daj się przekonać. Zapewniam, że cały wieczór nie odstąpi od ciebie nawet na centymetr. Tylko podaj mi dłoń i daj się poprowadzić – poinstruował.
A ja, głupia, dałam się namówić na zainscenizowanie tej idiotycznej pantomimy. Poprowadził mnie ku drzwiom wychodzącym na taras, tak, żeby dobrze nas było widać od strony wejścia do Sali. Następnie nachylił się w moją stronę i trzymając mnie za dłoń, szeptał zbyt blisko mojej twarzy:
– Uwaga! Wchodzą! – Poczułam jego gorący oddech na moim uchu. Zerknęłam dyskretnie, żeby ujrzeć mimikę Darka. Na widok tego żywego, teatralnego obrazka stanął jak wmurowany i utkwił w nas swój zdumiony wzrok. Wyglądał teraz, jakby ktoś dał mu w twarz. Od razu pożałowałam, że dałam się w to wciągnąć. Myślałam, że do nas podejdzie, ale on wyszedł.
– Bardzo dobrze – powiedział Bartek i odsunął się ode mnie. – Zaraz wróci tutaj czerwony ze złości i mi się dostanie, ha, ha, ha! – Miał świetny ubaw. Zabolało mnie to, że bawi się naszym kosztem. Ale tak, miał rację z tym, że mój facet nie powinien mnie zostawiać samej na przyjęciu i zamykać się gdzieś po kątach z obcą kobietą.
Dariusz wrócił po kilku minutach. Z jego szyi zniknął krawat, a koszula miała rozpiętych kilka guzików pod szyją. Jego zmierzwione włosy sprawiały wrażenie, jakby dopiero co umył głowę – były wilgotne. „Brał zimny prysznic, czy jak?” Zadowolony z siebie Bartek spojrzał na mnie i uśmiechnął się czarująco. Dariusz w końcu odważył się do nas podejść.
– Bartolo, muszę z tobą pogadać – usłyszałam zimny, stalowy głos. Do mnie nigdy się tak nie zwracał. Nawet nie spojrzał na mnie, tylko wbił surowy wzrok w przyjaciela.
– Jasne, już lecę braciaszku! – Bartek mrugnął do mnie lewym oczkiem i poszedł posłusznie za wściekłą bestią o morskozielonych oczach. Przystanęli w drugim kącie sali pod oknem.
Pozostałam w tym samym miejscu, aby obserwować obydwu panów. Wyglądało na to, że Bartek bardzo dokładnie tłumaczy się z całego zajścia. Darek wyglądał na coraz bardziej wściekłego. Faktycznie z trupiobladej, jego twarz zaczęła robić się czerwona. Jego przyjaciel zaśmiał się donośnie i poklepał go po ramieniu. Tamten wywrócił oczami, uśmiechnął się jednostronnie, a potem obydwaj podali sobie ręce. „Uff, chyba się dogadali.” Ulżyło mi, gdy obydwaj podeszli ku mnie już trochę bardziej wyluzowani.
– Już wszystko sobie wyjaśniliśmy – rzekł Bartosz. – Idę zatańczyć z piękną blondi. – I po chwili już go nie było.
– Nie chciałem, żebyś poczuła się osamotniona – zabrzmiał łagodny głos mojego Ukochanego. Przysunął się i objął mnie. Jego ciało było tak rozpalone, że zrobiło mi się gorąco. Byłam pewna, że to z zazdrości w jaką wpadł na widok tego, jak jego niebiologiczny brat gra rolę mojego „kochanka”. – Przepraszam – zabrzmiał pokornie, po czym ucałował moje usta.
– Ja tylko… on… – nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć.
– Nie tłumacz się, to moja wina. Chodź! Zatańczymy Kochanie – powiedział czule. Zaprowadził mnie na parkiet. Wszystkie pary bujały się w takt wolnej muzyki. Miło było poczuć go w końcu blisko siebie, z świadomością, że jest teraz tylko mój i nikt nam nie odbierze tej chwili szczęścia.
Schylił się lekko w kierunku mojego ucha i usłyszałam:
– Przez chwilę bałem się, że spodobał ci się mój przyszywany braciszek.
– Skąd takie podejrzenia? – zapytałam lekko rozbawiona.
– Pozwoliłaś się mu do siebie zbliżyć. Wiem, to było celowe, ale nadal mam w sobie niepokój. Chyba bym nie zniósł, gdyby ktoś mi ciebie odebrał – wyznał nieco łamiącym się głosem. Dobrze wiedziałam, do czego jest zdolny ten wrażliwy człowiek, gdy złamie się mu serce. Nie, nigdy więcej nie zrobiłabym mu tego: nie dałabym mu kosza. Byliśmy tacy sami, On był całym moim światem, a ja jego.
– Kochanie… – brzmiała moja czuła odpowiedź. Żeby zaoszczędzić sobie zbytnich wywodów, pocałowałam go w usta. Przedłużył swój pocałunek poza granicę, do której już nie wypada się całować przy innych ludziach.
– Daro, kiedy ślub? – zapytał Bartek, który tańczył tuż obok nas z Izabellą Simons. Tamta zmierzyła mnie lodowatym spojrzeniem, ale ja nie wymiękłam, tylko mocniej przytuliłam się do mojego partnera.
– Kiedy tylko uda mi się zrealizować pewne plany, na pewno będziesz zaproszony – odpowiedział Daro, po czym zsunął swoje dłonie na moje biodra. Czułam się trochę dziwnie – tak publicznie obmacywana przez męskie dłonie – ale w końcu przecież obmacywał mnie mój facet, a nie ktoś obcy. Na wspomnienie tego, co robimy sam na sam w chwilach namiętności, serce zabiło mi mocniej.
– Super, w takim razie czuję się zaproszony! – brzmiała radosna odpowiedź.
I wszystko skończyłoby się dobrze, cały ten dziwny psychologiczno-analityczny wieczór… gdyby nie to, że zjawił się niespodziewany gość.
– Dobry wieczór wszystkim!!! – powiedział głośno znany mi dobrze głos kobiecy. Obydwoje z Darkiem popatrzyliśmy z niepokojem w kierunku drzwi. Wysoka blondyna, z burzą długich, falistych włosów na głowie, zielona minisukienka i czerwone szpilki, czerwona szminka na ustach iii... żółty kapelusz na głowie. „Wioletta!” Jak zwykle musiała zrobić show swoją ekstrawagancją! Oczy wszystkich gości skierowały się ku niej, nikt jednak nie śmiał jej odpowiedzieć, czy choćby poruszyć się. Byli w szoku, tak jak ja i Daro.
– Co ona tutaj robi? – zapytałam go zdumiona, gdy odblokowało mi mowę. Gdy tylko ujrzałam ten cień przeszłości, ogarnął mnie lęk.
– Nie wiem, ale zaraz to załatwię – rzekł poirytowany, po czym pozostawił mnie na środku parkietu. – Proszę, bawcie się dalej! – zachęcił wszystkich, aby w końcu się ruszyli. Nastąpiło stopniowe rozluźnienie atmosfery.
Dariusz podszedł do Wioletty, wziął ją pod rękę i wyprowadził na korytarz. To nie wróżyło niczego dobrego. Nie wiedziałam, co prawda, na jakich warunkach się rozstali – przecież byli w związku przez pewien czas – ale on wyglądał teraz na wściekłego, co oznaczało zbliżającą się nieuchronnie, ostrą wymianę zdań. Podeszłam do stołu z zamiarem zajęcia przy nim miejsca, ale niepokój okazał się silniejszy. Czym prędzej ruszyłam w kierunku drzwi.
Skierowałam kroki ku górze, tam skąd dochodziły głosy rozmowy, a raczej cichej kłótni.
– Po co wróciłeś do tej wariatki? Mało ci jeszcze!? – zabrzmiał kobiecy głos z piętra wyżej. Wiola nigdy mnie nie oszczędzała. Zawsze była bezlitosna.
– Licz się ze słowami! – warknął na nią Daro.
– No tak, cały ty! Poświęcisz się w imię szaleńczej miłości! – szydziła otwarcie.
– Przejdź do sedna! – warknął ostro.
– Czy ona wie, z czym masz problem? I wie, że ze mną ci się udało?! – zapytała niespodzianie, a ja początkowo nie wiedziałam, o co chodzi. – Na pewno jej nie powiedziałeś! Nic dziwnego, bo ta psycholka by cię po tym zostawiła! Boisz się tego, co!?
– Czego ty chcesz?! – zapytał gniewnie.
– Chcę się dobrze bawić! Poza tym nie ukrywajmy, że coś nas nadal łączy…
– Ha, ha! Niby co? – szydził.
– Uczucie, miłość, namiętność, wzajemna fascynacja… – wyrzucała z siebie namiętnym głosem.
– Odsuń się! Nic nas nie łączy! Jesteś chora! Daj nam spokój raz na zawsze!
– Dam ci spokój, jeśli zrobisz coś dla mnie. Później może sobie pójdę… – wodziła go za nos
– Czego chcesz?
– Żebyś ze mną zatańczył i przedstawił swoim znajomym i rodzinie.
– I dasz nam spokój raz na zawsze?
– Tego nie mogę ci obiecać, ale jeśli chcesz, żebym sobie poszła… i żeby Kasia dowiedziała się o tym, że ze mną jednak dałeś radę to zrobić… – zaczęła mu grozić, a ja poczułam takie rozczarowanie, że ciężar mojego serca niemal przygwoździł mnie do podłogi. Mówili o seksie! Darek uprawiał z nią seks! A mnie powiedział coś całkiem innego! To był cios w samo serce. Z wrażenia chwyciłam się mocno balustrady, żeby nie upaść.
– Dobrze, ale tylko jeden taniec i wychodzisz.
– Najpierw prezentacja, Mój Drogi.
– Tylko ręce przy sobie!
– Jak mam to zrobić, podczas tańca z tobą? – zamruczała.
– Chodź! Szkoda mojego cennego czasu!
Usłyszałam, że schodzą, więc czym prędzej poszłam do salki balowej. Tam uciekłam w najdalszy kąt pomieszczenia. Zatrzymałam się przy oknie zasłoniętym ciemnymi kotarami, przez chwilę nawet rozważałam, czy nie schować się za jedną z nich... Od drzwi dzieliło mnie osiem metrów, ale mimo to i tak poczułam się zbyt blisko tych dwojga, gdy weszli do środka. Z nietęgą miną Daro zaczął prezentację gościa. Słyszałam, jak Wioletta produkuje się słodkimi słówkami i miłym głosikiem, i aż mnie mdliło na myśl, że spała z moim Ukochanym mężczyzną. W dodatku nadal coś do niego czuła i mogła walczyć o jego miłość przy pomocy szantażu. „Tym razem Dariusz dał się jej podejść, ale co będzie następnym razem? Do czego może się posunąć ta diablica? A jeśli on jej w końcu ulegnie?!” Postanowiłam, że porozmawiam z nim o tym, żeby nie było między nami niejasności. Ostatecznie uprawiali seks, zanim znów zostaliśmy z Darkiem parą. Nie zrobiłby mi tego w trakcie trwania naszego związku… chyba, że zrobił to wtedy, gdy wyjechał do ciotki i zerwał ze mną. Przeszył mnie dreszcz niepewności, niczego przecież nie mogłam wiedzieć na sto procent…
Rozejrzał się po pomieszczeniu i w końcu mnie zobaczył. Ocenił w jakim jestem stanie, a później zmarszczył czoło w niepokoju. Przeprosił mnie spojrzeniem i zaczął tańczyć z Wiolettą. Sposób w jaki go objęła, przypominał mi zachowanie ośmiornicy, która obejmuje wszystkimi swoimi ośmioma mackami ofiarę, którą zaraz udusi. Była tak mocno w niego wtulona, jakby robiła to po latach, z tęsknoty za ukochanym mężczyzną. Z tym, że ten mężczyzna raczej nie wyglądał na zadowolonego. W pierwszej chwili nawet nie wiedział, czy kłaść na partnerce swoje dłonie. Dopiero po chwili ona sama ułożyła je sobie na talii. Zaczęli się kołysać w takt wolnej muzyki.
Sytuacja diametralnie zmieniła się, gdy do środka weszła Jola. Stanęła jak wmurowana, zrobiła wielkie oczy, a następnie podniosła larmo:
– A to co?! Co ty tutaj robisz?! – zabrzmiała oburzona.
W tym momencie wszyscy goście przestali tańczyć, a muzyka ucichła. Wioletta odsunęła się od Darka i zmieszana spojrzała na wściekłą Jolę.
– Dobry wieczór, Jolu – bąknęła grzecznie.
– Wiola wychodzimy, ale już! – powiedziała na głos, następnie pociągnęła ją za rękę i wyprowadziła na korytarz. Nigdy nie widziałam, żeby Wioletta tak się kogoś bała. Daro wyszedł za nimi, a ja natychmiast poszłam ich śladem, nie zwracając uwagi na pytające spojrzenia gości. Zamknęłam za sobą drzwi salki balowej i poszłam piętro wyżej, gdzie przy drzwiach wyjściowych toczyła się rozmowa.
– Nie dość już namieszałaś?! Po co tutaj przyszłaś? Daj im spokój! – mówiła Jola do Wioletty.
– Ale to Dariusz mnie zaprosił, prawda? – rzekła z naciskiem ostatnie słowo, jakby chciała go nim zaszantażować.
– Nie wierzę! – odparła Jola rozbawiona.
– Dariusz, powiedz coś! – naciskała dziewczyna.
Wiedziałam, że jeśli uda jej się znów go zaszantażować, to Wiola zostanie z nami na dłużej niż jeden wieczór. Musiałam wkroczyć do akcji. Wyszłam po schodach i zatrzymawszy się u boku Dariusza, rzekłam:
– Dobry wieczór, Wioletto!
Ujęłam jedną z drżących dłoni mojego Ukochanego, aby dodać mu otuchy. Był blady jak ściana. Drgnął i spojrzał na mnie z przestrachem, jakbym właśnie poznała tę straszną prawdę, o której nie chciał mi powiedzieć. Wioletta wlepiła w niego oczekujące spojrzenie. Nie uzyskała oczekiwanego efektu, więc kiwnęła mu porozumiewawczo głową, a na jej ustach odmalował się krzywy uśmieszek.
– Dobry wieczór, Kasiu – odparła, po czym podała mi rękę. – Nie wiedziałam, że Daro nie powiedział ci o jednej ważnej sprawie…
– Tak, nie powiedział mi, że cię zaprosił – weszłam jej w zdanie. – Inaczej nie zgodziłabym się, żebyś tutaj przyszła – odpowiedziałam chłodno, wypowiadając jej tym samym wojnę.
Oszołomiona moją postawą, w pierwszej chwili nie wiedziała, co ma powiedzieć. Zawsze ustępowałam jej miejsca, bo bałam się jej wybuchowego charakteru oraz słów, którymi potrafiła boleśnie ranić. Tym razem spotkała się z inną Katarzyną, nie tą, którą byłam kiedyś, gdy Wiola była moją pracownicą. Zrobiła się czerwona jak burak, nie wiedziała, co ma powiedzieć.
– Jolu, wracaj do gości i uspokój ich. My sobie z tym poradzimy – powiedziałam spokojnie. Ta tak zwykle poczciwa i łagodna kobieta, która stanęła w obronie mojego związku jak lwica, poszła za moją radą. W jej oczach dostrzegłam niepokój. Po co miałam narażać ją na niepotrzebny stres? Wiolce chodziło o mnie. Gdy tylko dał się słyszeć z dołu odgłos zamykanych drzwi, Wiola zaczęła kontratak.
– To ty jeszcze żyjesz? Do prawdy jak to możliwe, że taka wariatka jak ty jeszcze się nie zabiła? – wysyczała z nienawiścią.
Zatem to Joli bała się Wiola, nie mnie. To troszkę mnie zbiło z tropu, ale nie poddałam się. Był ze mną jeszcze Daro. Zachowałam więc zimną krew i odpowiedziałam:
– Zastanawiam się, co ty tutaj jeszcze robisz? Nie dość jasno się wyraziłam, że nie życzę sobie tutaj twojej obecności?
– Powiedz tej wariatce, żeby nas zostawiła – zwróciła się do mojego chłopaka. – Chcę z tobą porozmawiać, Kochanie. – Zarzuciła mu ręce na szyję.
Natychmiast ją od siebie odsunął i odepchnął.
– Wiolka, ty naprawdę jesteś chora! Daj nam spokój! – warknął na nią, ale ona nie dała za wygraną. Wytoczyła swoje bitewne działa pełne podłych słów i zaczęła nas bombardować.
– Dobrze wiesz, że nie ułożysz sobie z nią życia! – zwróciła się do mojego ukochanego. – W każdej chwili może cię znowu zostawić! A wtedy będziesz potrzebował mnie! Bo to ja cię naprawdę kocham! Tylko ja! Gdyby nie nasze nieporozumienie, bylibyśmy teraz razem! Ale zniknąłeś, a później długo cię szukałam! Zasługujesz na normalną kobietę, na normalne życie! A ona ci się nie pozwoli od tak do siebie zbliżyć. Pamiętasz jeszcze to, co było? Nie wytrzymasz z tą wariatką! Trafisz przez nią do psychiatryka! Pewnie nawet nie będziesz mógł mieć z nią dzieci! I dobrze, bo jeszcze dziecku by coś zrobiła!
Jej słowa trafiały we mnie raz za razem, a z każdą chwilą czułam, że już więcej nie zniosę.
– To nieprawda – zaprotestowałam cicho, aby choć w malutkim stopniu móc się obronić przed jej atakiem. Ale ona zaatakowała mnie bezpośrednio:
– Ty nie powinnaś mieć dzieci! Wariatki nie powinny ich mieć!
– Dosyć!!! – krzyknął Daro. – Wynoś się stąd i nigdy nie wracaj! – Schwycił ją za ramię, po czym siłą wyciągnął ją za drzwi frontowe. Z trzaskiem zamknął je za sobą, przekręcił klucz w dolnym i górnym zamku, i jakby bał się, że to jeszcze mało, zasunął dodatkowo skobelek zawieszony na łańcuszku. Później podszedł do schodów i usiadł. Wsparł głowę na rękach, jakby zaczęła go boleć. Po kilku chwilach dało się słyszeć jego ciężkie westchnienie.
Wybuch jego złości trochę mnie przestraszył, ale to co czułam w chwili, gdy w końcu na mnie spojrzał, przeraziło mnie jeszcze bardziej. Co czaiło się za tym spojrzeniem: rozczarowanie, ból, żal?!
– To straszne… – urwał i spuścił wzrok.
Stałam tam, na tym ciemnym korytarzyku i zastanawiałam się nad ucieczką. A on milczał. Wyrzucił ją, ale milczał. Czyż miał o mnie takie samo zdanie? Nie powinnam mieć dzieci?
– Jeśli coś jeszcze do niej czujesz, to może powinniście… – zaczęłam, ale urwałam. Przypomniałam sobie, jak Dariusz cudem się we mnie zakochał, później byliśmy z sobą na próbę, aż w końcu dałam mu kosza. Był z Wiolką przez jakiś czas, później zerwali i znów zaczął o mnie walczyć. Posunął się do szaleństwa, żeby mnie odzyskać, udając kogoś, kim nie był, i do tego te jego problemy seksualne… „Czy jego życie potoczyłoby się lepiej, gdyby mnie nie poznał? Może miałby teraz normalną rodzinę?”
Spojrzał na mnie z niedowierzaniem, następnie wstał i zapytał:
– O czym ty mówisz?!
– Może ona ma rację. – Spuściłam głowę i zamknęłam się w swoim bólu.
– Nie, nie ma racji!
Podszedł do mnie, a później czule objął.
– Ale może to ty powinnaś zostawić mnie? Jak mogłem pozwolić jej na wypowiedzenie tych okropnych słów pod twoim adresem?! – Miał żal do samego siebie.
– Nie miałeś na to wpływu – wytłumaczyłam go. – Za to wyrzuciłeś ją wzorowo – pochwaliłam go, a on cicho się zaśmiał. Niespodziewanie odsunął się ode mnie i znów usiadł na schodach. Chwycił się znów za głowę, co oznaczało, że Wioletta przyprawiło go o migrenę.
– Ona przyszła tutaj, żeby mnie szantażować – wyznał cicho.
Domyśliłam się, że ta tajemnica, która już nią nie była, ciążyła mu na sercu od dawna. „Dlaczego mi o tym nigdy nie powiedział?”
– Słyszałam waszą rozmowę. Przepraszam, że podsłuchiwałam – wyznałam skruszona. W jego oczach zobaczyłam strach, który natychmiast ugasiłam. – To działo się, gdy nie byliśmy parą i nie ma to nic wspólnego z naszą teraźniejszością. Prawda?
– Tak, to było po tym, jak wróciłem ze szpitala. Zajęła się mną, a później… – nie chciał dalej mówić.
– Nie tłumacz się. Było minęło.
– Jestem pewien, że z tobą też dam radę. Wtedy byłem osłabiony i być może dlatego wytrzymywałem dłużej… Próbowaliśmy kilka razy i…
– To było tego więcej niż raz? – zadałam to pytanie machinalnie.
– Dwa razy, a później… straciłem ochotę na wszystko. – Spuścił głowę, jakby właśnie powrócił do wspomnień.
– Kochanie. – Ukucnęłam przed nim. Uniosłam jego ciężką od problemów głowę i pocałowałam go czule prosto w usta. Odwzajemnił mój pocałunek i przez chwilę znów poczułam się dobrze. Niestety zaraz później powrócił mi na myśl temat dzieci.
– Daro, a jeśli chodzi o dzieci… – zaczęłam. – ja nie wiem, jak będę się czuła po ciąży. To znaczy jeśli zajdę, nie wiem, czy depresja nie powróci. Nie wiem, czy dam radę zająć się dzieckiem.
– Kasiu, nie myślmy o tym na razie. Mamy jeszcze czas – pocieszył mnie i pogładził mój policzek.
– Masz rację – odparłam i uśmiechnęłam się do niego.
– Jak tam, moje dzieci? Poszła ta zołza? – zapytała Jola, przerywając nasze słodkie sam na sam.
– Tak – odpowiedzieliśmy jednocześnie.
– I chwała niech będzie Najwyższemu! – odetchnęła z ulgą i złożyła dłonie, jakby do dziękczynnej modlitwy. Na jej zmartwionej buźce pojawiła się ulga.
Wydawało się, że to koniec, że wszystko już jest ok. Ale w moim sercu pozostał żal, że Dariusz od razu nie powiedział mi prawdy. Mimo to porzuciłam na razie żale i poszłam z nim, aby wspólnie z innymi świętować jego urodziny.
Przyjęcie spokojnie dobiegło końca. O dwunastej goście się rozjechali, pozostawiwszy tony naczyń do zmywania, prezenty i brudną podłogę w domu. Byliśmy wszyscy tak zmęczeni całą tą aferą i gośćmi, że poszliśmy spać bez dodatkowego roztrząsania trudnych tematów. Wykończony Daro poszedł do siebie, ja poczłapałam do siebie. Żałowałam, że nie mogę spać z Ukochanym, ale nie chciałam gorszyć staroświeckich Joli i Leszka. Nadal spaliśmy w osobnych pokojach, aby nie gorszyć naszych seniorów. Kiedy leżałam już samotnie na swoim łóżku, otoczona mrokiem nocy i ciszą jednoosobowej sypialni, zadałam sobie bardzo ważne pytanie: „Dlaczego jeszcze się ze mną nie zaręczył? Przecież po tym, co przeszliśmy, byłaby to czysta formalność.” I dumałam nad tym do drugiej w nocy…
Niedziela upłynęła nam pod znakiem „sprzątania po imprezie” i rozpakowywania prezentów. Wszystkie pudełka i zawiniątka, wraz z kartkami wypełnionymi po brzegi miłymi życzeniami zdrowia i spełnienie marzeń, zanieśliśmy do sypialni solenizanta. Po śniadaniu usiedliśmy wszyscy czworo w jego pokoju, żeby popatrzeć, jak otwiera paczki i torebki z podarunkami. Alkohol, bombonierki, kwiaty i…
– O krawat! – zdziwił się Daro. Siedział na łóżku, obok mnie, i sięgał co jakiś czas po kolejną paczkę, żeby ją otworzyć. Gdy zobaczyłam czerwoną, ozdobną torebkę papierową, a z niej wyłaniający się zielony krawat, byłam zdumiona. Zwłaszcza, że krawat był produktem ekskluzywnej, znanej marki modowej. Dariusz sięgnął ponownie do środka i wyciągnął bilecik.
– „Żebyś zawsze prezentował się elegancko i z klasą. Iza.” – przeczytał na głos.
Popatrzyłam na Jolę, ona na mnie. My także kupiłyśmy solenizantowi krawat, to znaczy ja wybrałam ten model razem z Jolą, a następnie zapłaciłam! I na pewno był tańszy od tego, który podarowała mu córka szefa. Ubodło mnie to, że kupiła mu lepszy prezent od mojego. I w ogóle jakim prawem kupowała mu krawat?! To był przywilej jego ukochanej! A nie jakiejś obcej baby, która będzie na niego patrzeć w pracy, jak „prezentuje się elegancko i z klasą.”
Zachowałyśmy z Jolą milczenie, aby zaczekać na reakcję Dariusza na prezent ode mnie.
– O! Drugi krawat! – zaśmiał się zakłopotany, gdy otworzył pudełeczko, które wcześniej rozpakował z ozdobnego papieru. W środku znalazł bilecik ode mnie. – „Dla Miłości Mojego życia! Niech Ci dobrze służy w pracy i od święta. Kocham Cię! Kasia”
Uśmiech na jego ustach powiedział mi więcej niż tysiąc niepotrzebnych słów. Pocałował mnie prosto w usta, dodał jeszcze jeden czuły uśmiech, po czym sięgnął po kolejny prezent.
– Podoba ci się? – zapytałam jeszcze dla pewności. Lubił ten kolor.
– Tak! Jest piękny! – zapewnił, zerknąwszy na mnie jedynie przez chwilę.
„Nie, nie podoba ci się.” – oceniłam subiektywnie jego reakcję.
– Dariusz po prostu nigdy nie dostał tylu prezentów naraz! – zażartował stojący obok Joli Leszek.
– Masz rację – przyznał. – Ale w sumie to nie dostałem niczego na urodziny od bardzo dawna. Urodziny to ogólnie dla mnie smutne święto. Zawsze spędzałem je z rodzicami. Odkąd ich nie ma… – głos uwiązł mu w gardle.
Popatrzyliśmy na siebie ze zrozumieniem. Daro nie musiał już mówić nic więcej.
– Ale teraz masz nasz! – powiedziałam, żeby przegnać jego smutki. Dotknęłam jego ramienia i pogładziłam je pocieszająco. Smutny uśmiech solenizanta przedarł się w końcu przez traumatyczne wspomnienia. Ale od tej chwili wszyscy byliśmy już bardziej poważni.
***
Tego majowego, romantycznego wieczora miałam nadzieję na chwilę intymności z Ukochanym, mimo że sprzątanie dało nam wszystkim w kość. Myślałam, że spacer po mieście we dwoje, w aurze zachodzącego słońca i kwitnących drzew i krzewów, otrzeźwi i rozbudzi jego zmysły, ale już pod koniec i ja miałam serdecznie dosyć tego dnia. Tęskniłam za wsią, ciszą i czystym powietrzem. W słodkich nutach kwiatowych wciąż odnajdywałam dominację miejskich spalin i kurzu. On był milczący, zamyślony, spacerowaliśmy więc w ciszy, jeden drugiemu nie wchodząc w tok myśli. Nie przeszkadzało nam milczenie, nie musieliśmy przecież ciągle mielić językami, żeby czuć się z sobą dobrze. Kiedyś nawet Daro powiedział mi, że:
– Lubię u ciebie to, że umiesz milczeć z taktem, gdy mam w głowie chaos. Twoja cisza przynosi mi ukojenie. Inna kobieta zagadałaby mnie na śmierć!
Na wspomnienie tych słów, wygłoszonych zaledwie tydzień temu, uśmiechnęłam się.
– Wracamy do domu? – zapytał mnie, gdy przeszliśmy przez rynek.
– Tak.
Daro czuł się tak źle, że poszedł spać wcześniej i spędziłam wieczór na czytaniu romansu. Żeby życie było tak proste jak w romansie, to już dawno bylibyśmy po ślubie i na swoim, a nie męczyli się teraz osobno. Mój Kochany wspominał mi ostatnio o kredycie na remont domu po rodzicach. Szkoda, że nie wspominał o ślubie. Nie dawało mi to spokoju już od jakiegoś czasu. Dzięki temu, że sprzedał ziemię i budynek, który miał być wymarzonym pensjonatem jego rodziców, wyszedł na finansową prostą. „Po co mu kolejny kredyt? Przecież tutaj jest nam dobrze, a Leszek obiecał nam w spadku dom!” Domyślałam się, że to sentyment do tego domku w Górkach skłaniał go ku zaciągnięciu kolejnego długu. Musiałam to uszanować, choć napawało mnie to niepokojem.
***
W poniedziałek zasiedliśmy do wspólnego śniadania. Lubiłam kuchenne klimaty i kanapki Jolci, więc z przyjemnością zajęłam moje ulubione miejsce pod oknem i zaczekałam, aż Jocia naleje nam herbaty do kubków. Leszek siedział po drugiej stronie stołu, czytał swoją ulubioną gazetę codzienną. Dariusza jeszcze nie było, ale wiedziałam, że zaraz wstanie. Zawsze wstawał najpóźniej z nas. Byłam w całkiem dobrym humorze. Za oknem była śliczna, wiosenna pogoda: wstające, poranne słoneczko, odgłosy budzącego się do życia miasta i widok na rabatkę z kolorowymi kwiatami... Czego chcieć więcej?! Było fajnie, przynajmniej dopóki nie zobaczyłam Dariusza wchodzącego do kuchni. Na jego widok zamarłam. Miał na sobie czarną koszulę i jeansy, w których jeździł do pracy, a do tego… nowy zielony krawat, zamiast tego, który podarowałam mu ja! Przecież gdy otwierał wczoraj prezenty, mówił, że się mu podoba! A teraz zasiadał do stołu w ciemnozielonym krawacie od Izabelli Simons! To był cios w samo serce. Wbiłam wzrok w talerz z kanapkami.
– Smacznego! – powiedział i ziewnął przeciągle. Usiadł obok mnie, po czym cmoknął mnie w usta na dzień dobry.
Jola spojrzała na mnie porozumiewawczo. Dobrze wszyscy wiedzieliśmy, że to prezent od tamtej. Krawat dla Dariusza wybierałyśmy razem z Jolą kilka dni temu.
– Ładny krawat, Dareczku – zagadnęła moja 60-letnia przyjaciółka, po czym upiła łyk herbaty.
– Całkiem szykowny – potwierdził Leszek, który spojrzał na niego zza gazety.
– Mnie się nie podoba – burknął pod nosem Daro, po czym zajął się pałaszowaniem kanapek.
Nagle dał się słyszeć dźwięk dzwonka do drzwi. Któż mógł nas odwiedzać o tak wczesnej porze?! Była dopiero 8:30!
– Ja sprawdzę! – powiedziała Jola. – Jedzcie, dzieci, bo zaraz wychodzicie do pracy. – Poleciała czym prędzej ku drzwiom frontowym. Wróciła po chwili z małym bukiecikiem różowych różyczek w dłoni. Podeszła do mnie i podała mi go. – Ktoś ci przysłał kwiaty, Kasiu – rzekła zdumiona, spoglądając pytająco na Darka. Zięba przestał jeść i wbił we mnie pytajniki swoich oczu. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć, więc wzięłam bukiet i otworzyłam bilecik.
– Od kogo to? – zapytał mnie.
„Jesteś niesamowita, Katarzyno! Darek wybrał tak dobrze, że aż mu zazdroszczę. Mam nadzieję, że niedługo znów się spotkamy.
Bartolo
PS: masz piękne oczy.”
Z zakłopotania zaczerwieniłam się po same uszy. Nie miałam zamiaru go okłamywać, więc powiedziałam prawdę, której efektem był dziwny grymas na jego twarzy.
– To od Bartka.
Przełknął głośno kęs jedzenia.
– Co napisał? – dopytał zapatrzony we mnie, jakbym miała zamiar coś przed nim ukryć. Niemal czułam, jak przeszywa mnie spojrzeniem. „Pokazać mu ten bilecik czy nie pokazać?!” – pytałam samą siebie w panice. „Jak zareaguje Daro na widok tego bileciku?”
– Sam zobacz. – Zaryzykowałam i podałam mu karteczkę. W końcu między mną a Bartkiem nie stało się nic, o czym On by nie wiedział.
Dariusz przeczytał wiadomość, po czym zacisnął usta, jakby powstrzymywał się od wypowiedzenia kilku uwag pod adresem nadawcy przesyłki. Spojrzałam z ukosa na jego twarz. Był wyraźnie zniesmaczony. To był błąd, że mu to pokazałam.
Postanowiłam zachowywać się tak, jakby słowa Bartka nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia.
– To miły gest, ale średnio mam ochotę na psikusy twojego przyszywanego braciszka – powiedziałam lekko oburzona i skrzyżowałam ręce z przodu. – Wyrzucę te kwiatki! Nie podobają mi się!
Myślałam, że Dariusz zareaguje, ale nie! Wstał od stołu, a następnie rzucił na odchodne tylko dwa słowa:
– Do zobaczenia.
Po tych słowach wyszedł z jadalni, następnie zszedł po schodach, aż w końcu opuścił dom, trzasnąwszy drzwiami frontowymi. Nie poczekał na mnie, choć codziennie podwoził mnie do galerii! Po prostu wyszedł. Był urażony do głębi, a to przecież nie była moja wina! Za chwilę usłyszałam, jak wyjeżdża z podwórka swoim starym cabrioletem.
– Ja cię podwiozę do pracy, nie martw się – pocieszył mnie Leszek. Uśmiechnął się sympatyczne spod swoich siwych wąsów.
– Kasiu, co tam jest napisane? – zapytała zmartwiona Jola. Podałam jej karteczkę. Gdy skończyła czytać, z wrażenia uniosła brwi i popatrzyła na mnie znacząco.
– No nie patrz tak na mnie! – denerwowałam się. – Dariusz jest zazdrosny, a przecież to nie moja wina, że Bartek to napisał! Zresztą nie ma tam nic złego! – Dałam upust moim emocjom. Byłam wściekła na tego człowieka. Bartek wiedział, że Daro się na mnie wkurzy. Zrobił to specjlanie!
– Będziecie musieli porozmawiać, zanim urosną między wami mury nieporozumienia – skwitowała to krótko Jola i oddawszy mi karteczkę, zajęła się jedzeniem.
– Przepraszam was na chwilę, ale muszę coś sprawdzić. – Powstałam, choć nie zjadłam jeszcze do końca śniadania. Odszedł mnie apetyt. – Jeśli to nadal aktualne, Leszku, to bardzo proszę o podwózkę do Małego Prado.
– Aktualne, za dziesięć minut Kasieńko. – Zakończył miłym uśmiechem.
– Dziękuję – odpowiedziałam z ulgą. Na niego zawsze mogłam liczyć.
Udałam się wprost do pokoju pana Zięby. Zastałam tam niezły bałagan. Nie posprzątał po wczorajszym rozpakowywaniu prezentów. Wszędzie leżały jakieś papierki i pudełka, do tego nie zaścielił łóżka i zostawił otwartą szafę na ubrania. Pokiwałam głową z dezaprobatą i zaczęłam rozglądać się w poszukiwaniu podarunku ode mnie. Po kilku minutach poszukiwań wśród papierów – zajrzałam także do szafy, później do biurka i do kosza, a na końcu pod łóżko – zguba się znalazła. Obok nieświeżych, rzuconych niedbale skarpetek oraz kłębów kurzu, znalazłam także błękitny krawat. „Prezent od ukochanej chowasz pod łóżko?”: powiedziałam w myślach do Darka. „No, to lepiej będzie, jeśli go zabiorę.” Z wielką przykrością w sercu poskładałam błękitny krawat na kostkę i – z postanowieniem, że następnym razem kupię mu coś, czego nie będzie mógł wrzucić pod łóżko – opuściłam sypialnię z niechcianym prezentem w ręku.