Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
O czym jest ta książka?
„Pisanie z Bogiem” Eweliny C. Lisowskiej to zbiór krótkich tekstów, w których autorka dzieli się własnymi doświadczeniami z zakresu pisania i zdobywania Czytelników. Znajdziesz tutaj również kilka fragmentów książek i Złote Myśli. Książka dla piszących, niezależnie od dziedziny i gatunku. Książka dla Czytelników autorki, która chce przekazać im wiele wartościowych treści z dziedziny ducha i bliskiej relacji z Bogiem.
Ewelina C. Lisowska to autorka wielu powieści. Zadebiutowała w 2018 roku z romansem współczesnym religijnym pt. „Substytuty Miłości”. Napisała także „NOWY EDEN Powrót Raju utraconego”, „Naturę Derwana” oraz inne książki, które zahaczają o świat duchowości oraz relacji z Bogiem.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 53
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Pisanie z Bogiem
Zbiór reportaży
i
fragmentów książek
Ewelina C. Lisowska
Pisanie z Bogiem
Zbiór reportaży
i
fragmentów książek
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
Ewelina C. Lisowska
Pisanie z Bogiem – Reportaże i fragmenty książek
Wydanie 1.
Rajcza 2024
ISBN 978-83-971126-8-1
Wydawnictwo Romanse
www.ecl-pisarka.pl
„Ciężka praca potrafi sprawić cuda, zwłaszcza gdy się ma potężnego Przyjaciela. Nie zapominaj z kim przebywasz i kto jest Twoim bliskim Przyjacielem.”
Po latach pisania i publikowania książek własnego autorstwa nie mogę być aż tak niewdzięczna, żeby nie wspomnieć moim Czytelnikom o Kimś, kto ma istotny wpływ na moją twórczą pracę. Jest to Ktoś, kto zawsze we mnie wierzył i mnie wspierał. To On podsuwał mi kolejne pomysły, kiedy gasłam, zahukana przez surowy i bezwzględny świat. Zawdzięczam mu wiele, także napisanie tej książki, którą Czytelnik trzyma w dłoniach lub odczytuje na tablecie, telefonie, komputerze... Zatem o czym jest ta historia? O mnie, moim pisaniu i moim Przyjacielu. O tym, że pisarz wcale nie musi być taki samotny, nawet gdy w czterech ścianach ciszy kreuje nowy świat.
Gdzie jest początek tej drogi?
Pewnego dnia była sobie dziewczynka, która pisała opowiadania o miłości. Szybko jednak traciła cierpliwość dla swojej nieudolności. Chowała więc swoją pisaninę do szuflady, aby pewnego dnia pozbyć się ze wstydem tego, co inni wyśmiali. I historia mogłaby się na tym zakończyć, ale gdzie wówczas byłaby puenta?
Dziewczynka miała także inne pasje, których nie bała się pokazać światu. Rysunki koni, które robiła, tak bardzo podobały się rodzicom, że posłali ją do szkoły artystycznej... Po latach była także fascynacja architekturą krajobrazu, rękodziełem, kaligrafią... Ale pisanie pozostało jej niczym wszczepiony do serca implant, który kazał jej robić to, przed czym uciekała. A uciekała, bo przecież na pisaniu nie da się zarobić kokosów – jak to odkryła, po tym jak stała się copywriterem. Ale to nadal nie było to...
Kiedy nikt nie widział, potajemnie pisała do komputerowej „szuflady” i szyfrowała swoje pierwsze książki. Dopiero gdy dziewczyna stała się kobietą, zdecydowała się doprowadzić do idealnego stanu pierwszą ulubioną powieść. Naprawdę wzięła to sobie do serca. Jak tylko wszystko było już gotowe, znalazła swoje ulubione wydawnictwo i wysłała konspekt oraz książkę. Otrzymała potwierdzenie, że email otrzymano. Niestety. Odpowiedz nigdy nie nadeszła...
Poszukiwanie własnej drogi w życiu, tego jedynego na całe życie powołania, nie było dla mnie łatwe. Wielokrotnie zmieniałam kierunek, kluczyłam, wierząc, że to już jest to! Ta jedyna droga. Ale jeden motyw przewijał się w moim życiu nieustannie. Ja po prostu musiałam coś pisać! Musiałam, bo tak mi dyktowało serce. Ale zanim odkryłam, że powołania szuka się w sercu, musiałam wiele razy poddać się i powiedzieć sobie: „Nie, ja się do tego/tamtego nie nadaję. To nie dla mnie!”
Kto w końcu pomógł mi zrozumieć, do czego jestem stworzona?
„Twoją domeną jest SŁOWO, a ono jest potężnym orężem. Może zabić, może też uzdrowić.”
I mogłabym właściwie darować sobie podszepty duszy... Ale to było silniejsze ode mnie.
Dużo się modliłam. Szukałam znaków i czekałam na nie. A przecież najczytelniejszy znak miałam w sobie. Gdy do moich myśli napływały kolejne pomysły na książki, musiałam zacząć je spisywać. Początkowo to nie były teksty wysokich lotów. Wiadomo, zaczyna się od zera, aby czasem uczyć się coraz więcej. Ale nie w tym był problem. Tutaj chodziło o coś całkiem innego. O pokazanie światu tego, co się napisało. O wystawienie się „nago” przed tymi geniuszami, krytykami, osobami, które już coś osiągnęły. Ale nie tego bałam się najbardziej. To krytyka rodziny była dla mnie największym strachem, który musiałam pokonać. Zaraz po tym, żeby dopuścić do myśli, że oto powoli staję się pisarką...
Po jakimś czasie doszłam do wniosku, że muszę wydawać swoje książki samodzielnie, jeśli chcę, żeby coś z tego było. Ok, pierwsza książka w przygotowaniu do wydania. Odważnie – po wielu niepowodzeniach. Za mną napisanych z pięć... Ale to ta pierwsza w publikacji, więc musi być idealna! Błędy sprawdzone, fabuła gra, okładka, wszystkie dane w ISBN na swoim miejscu... Aż tu nagle dopada mnie strach strachów! „Oni mnie zmiotą z powierzchni ziemi, jak to przeczytają!”
Jak trwoga to do Boga. Zaczęłam się modlić i żalić Przyjacielowi. A że wrażliwą istotką jestem, to strach mocno buzował nie tylko w moich myślach, ale i w ciele. Czy można być chorym ze strachu? Można! Dlatego żeby nie wystartować od razu z pułapu osoby, która sprzedaje powieść, która może nie nadać się do czytania dla geniuszy literatury, zaczęłam udostępniać za darmo. I pech chciał, że trafiłam w kilka nieodpowiednich miejsc...
Portale literackie, na których piszący oceniają piszących i dają im „dobre rady”, to zawsze niezłe bagno. O czym przyszło mi się przekonać na własnej skórze. Pewni bardziej zaznajomieni z pisaniem „krytycy literatury” i wulgarne dziewuchy dały mi ostro popalić. W ich oczach to, co napisałam, było beznadziejne. Być może dlatego, że sami coś próbowali pisać. Dlatego po tym, jak „skatowali” mnie ostrymi komentarzami, postanowiłam sprawdzić, jak na moją książkę zareagują recenzenci...
„Twoja pisarska podróż jest jak pływanie łodzią i odwiedzanie portów. W jednych będzie Ci dobrze, zostaniesz w nich na dłużej. Warto tam wrócić. Ale z innych szybko uciekaj i więcej nie wracaj.”
Ta rada od Przyjaciela okazała się bardzo pomocna przy doborze współpracy recenzenckiej. Po drodze zacumowałam także do czasopism oraz Związków pisarskich... Oczywiście bez echa. Kto miałby cokolwiek do powiedzenia komuś takiemu jak ja? Istocie gorszego gatunku, która sięga swoją krzywą, pokraczną łapką tam, gdzie nie powinna – do wyżyn pisarskich ideałów.
Szybko przekonałam się, że w tym świecie obowiązują niepisane reguły gry. Zwróciłam się więc do zwyczajnych osób, które od tak przeczytałyby moją powieść i powiedziały, co o niej myślą. A kiedy już to się stało, znowu spotkał mnie zawód. To ktoś nie zrozumiał przesłania książki, to zaś ktoś widział w moich tekstach wiele błędów. Tak, domyślałam się, że robię błędy. Ale co innego poprawić błąd, który umie się znaleźć, a co innego poprawić po raz dziesiąty tekst, który wcześniej uznało się za gotowy do czytania...
„Nie pisz dla wszystkich. Pisz dla tych, którzy doceniają twoją twórczość.”