Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
19 osób interesuje się tą książką
Prawdziwa historia Tiffany Jenkins – szanowanej obywatelki i uzależnionej przestępczyni. Autorka tego amerykańskiego bestsellera, z urzekającą powagą i zaskakującym humorem, przedstawia, jak wygląda życie osoby uzależnionej od opioidów. To opowieść o 120 dniach w więzieniu na Florydzie, o szantażach ze strony byłego chłopaka, o układach z handlarzem narkotyków. Wreszcie o niespodziewanej i inspirującej drodze do wyzdrowienia. Jej osobista historia o uzależnieniu i desperackich decyzjach, które się za nimi kryją, to szczera opowieść o tym, jak narkotyki zniszczyły jej życie. To z jednej strony bezlitosna spowiedź. Z drugiej – intymna opowieść kobiety zmagającej się z chorobą, która w uniwersalny sposób pokazuje, że może to dotknąć każdego z nas.
“Chciałam dotrzymać tej obietnicy, miałam szczere intencje, ale uzależnienie to podstępny demon. Nie obchodzi go, z kim się spotykasz, kogo kochasz, czy masz dzieci, pracę i plany na życie. Nie dba o to, kim byłeś ani kim chcesz zostać. Podkrada się w najmniej oczekiwanym momencie, pochłania twoje myśli i całe twoje życie.” – fragment książki
"Gdyby przetłumaczyć dosłownie, to „na haju” znaczyłoby „w uniesieniu”, „wzniośle”, „upojnie” albo „na wyżynach”. Tymczasem w rzeczywistości to – najkrócej mówiąc – dno den, na którym nie zechcesz się nigdy znaleźć. Oby ta szczera do bólu spowiedź ćpunki faktycznie miała taką moc rażenia każdego, komu marzą się narkotyczne stany …wyższej świadomości."
Ewa Woydyłło, psycholożka i terapeutka uzależnień
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 365
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Dla moich rodziców – Tiny i Freddy’ego.
Gdyby nie Wy, dziś już by mnie tu nie było.
Dosłownie i w przenośni. Tęsknię za Wami.
Mam nadzieję, że jesteście ze mnie dumni.
Od autorki
Zmieniłam imiona i nazwiska występujących w tej książce osób, a także informacje mogące ujawnić ich tożsamość, oraz nazwy miejscowości. Ponadto, dla płynniejszej narracji, pominęłam niektóre mniej zajmujące szczegóły procesu sądowego. Opisane tu wydarzenia miały miejsce, zanim wyszłam za mąż, więc w książce występuję pod panieńskim nazwiskiem Johnson.
1
Raz, dwa, trzy.
Błysk flesza mnie oślepił. Kazano mi zdjąć do zdjęcia okulary, więc przez chwilę nie widziałam zupełnie niczego. Nie myłam głowy od trzech dni, a policja obudziła mnie z samego rana i wyciągnęła prosto z łóżka, więc miałam pewność, że fotka do kartoteki, która niedługo ukaże się we wszystkich gazetach i zostanie pokazana w wiadomościach lokalnych, będzie równie okropna co zbrodnie, przez które wyniknęło to całe zamieszanie.
– Rozkuję cię na chwilę, żebyś mogła zdjąć biżuterię i włożyć ją do tej torebki. Potem trafisz do tamtej celi. – Funkcjonariuszka wskazała palcem drzwi. – Musisz się przebrać. Wyglądasz na rozmiar L, proszę – powiedziała, wręczając mi kombinezon z poliestru. Sięgnęła do koszyka i wyciągnęła z niego parę gumowych klapek.
– To twoje nowe buty. Będziesz je nosić bez przerwy, nawet pod prysznicem. Nie zgub ich. – Dołożyła klapki na stos rzeczy, które trzymałam na rękach, i popchnęła mnie w kierunku celi. Starałam się nie myśleć o tym, ile osób nosiło te klapki przede mną, lecz mimo najszczerszych chęci nie mogłam się pozbyć myśli, że już niedługo na moich stopach zamieszkają setki różnych szczepów bakterii.
Kiedy zatrzasnęły się za mną metalowe drzwi, aż podskoczyłam. W celi było ciemno, czuć było wyraźny zapach moczu. Wstrzymując oddech rozebrałam się szybko i wskoczyłam w kombinezon. Czułam się, jakbym włożyła na siebie kartonowe pudło. Strażniczka obserwowała mnie przez okienko, a kiedy skończyłam się przebierać, otworzyła drzwi.
– Włóż tu swoje ubrania. – Podała mi brązową papierową torbę. Patrzyłam na swoje rzeczy, gdy wrzucałam je do środka. Kiedy funkcjonariuszka zawinęła torbę i podała ją drugiej policjantce, serce podeszło mi do gardła. Te rzeczy przestały być moją własnością, od tej chwli należą do władz hrabstwa.
– Teraz przejdziemy do oddziału szpitalnego. Trzeba ci pobrać krew i zrobić test ciążowy.
Przez chwilę modliłam się, żeby być w ciąży. Może wtedy mogłabym wrócić do domu.
Dom. Nie wiedziałam już, czy w ogóle go mam. Na pewno nie mogłam już wrócić tam, gdzie wcześniej mieszkałam. Byłam pewna, że moje rzeczy zostały już spakowane i wystawione za drzwi.
Siedząc na zimnym metalowym krześle naprzeciwko pielęgniarki, zdałam sobie nagle sprawę, że czuję się okropnie w sensie fizycznym. Krzesło było bardzo zimne, lecz mimo to pot lał się ze mnie strumieniami. Zaczęły mnie boleć kości, z oczu płynęły łzy. Byłam w fatalnym stanie.
– Dobra... Johnson. Zrobimy parę badań, ale najpierw zadam ci kilka pytań – powiedziała pielęgniarka, biorąc do ręki twardą podkładkę do pisania.
– Imię i nazwisko?
– Tiffany Johnson.
– Wiek?
– Dwadzieścia siedem lat.
– Waga?
– Hmm, siedemdziesiąt... trzy kilo?
– Czy przyjmujesz obecnie jakieś leki? – Zawahałam się. Pielęgniarka podniosła wzrok znad formularza i powtórzyła pytanie: – Czy przyjmujesz obecnie jakieś leki? Tak czy nie?
– Tak.
– Jakie?
Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam wymieniać:
– Dilaudid, Roxicodone, OxyContin, Xanax, Percocet, Lortab, Vicodin i marihuanę. Nie wiem, czy to ostatnie zalicza się do leków, ale...
– Dobrze. A czy opisałabyś przestępstwa, które ci zarzucają, jako „szokujące”?
– Tak, jak najbardziej. – Spojrzała na mnie znad okularów, odłożyła długopis i oparła się na krześle. – Zazwyczaj tego nie robię, ale udało ci się mnie zainteresować. Opowiesz mi, dlaczego uważasz, że są szokujące?
Kiedy opowiadałam jej, co zrobiłam, widziałam wyraźnie, że wyraz jej twarzy ewoluował od dezorientacji, przez szok i zniesmaczenie, po zmieszanie. Wreszcie pochyliła się i zaznaczyła coś w formularzu.
– Rzeczywiście, to z pewnością kwalifikuje się jako szokujące przestępstwo – stwierdziła, próbując się uspokoić. – Odchrząknęła, spojrzała na mnie nerwowo i coś zanotowała. – Dobrze, będziesz miała gwałtowne objawy odstawienia opiatów, więc zatrzymamy cię kilka dni na oddziale szpitalnym, zanim trafisz na oddział ogólny. Będziemy monitorować twój stan i zadbamy o twoje bezpieczeństwo, kiedy pojawią się objawy zespołu odstawiennego. Pobiorę ci trochę krwi, a potem odprowadzą cię do celi.
Patrzyłam uważnie, jak przygotowuje strzykawkę. Na jej widok żołądek wywrócił mi się na lewą stronę. Zaczęły mi się pocić dłonie i nagle poczułam się tak, jakbym miała eksplodować. Przeszły mnie ciarki, nerwowo przebierałam nogami. Odkąd po raz ostatni się naćpałam, minęło dopiero jakieś dwadzieścia godzin, a ja już czułam się okropnie. Potem miało być jeszcze gorzej.
Funkcjonariuszka, która prowadziła mnie do celi, nie odezwała się do mnie ani słowem. Otworzyła ciężkie metalowe drzwi i zatrzasnęła je za mną z hukiem, aż podskoczyłam. Pomyślałam, że chyba nigdy się do tego nie przyzwyczaję. Odwróciłam się, żeby spytać, kiedy będę mogła zadzwonić – widziałam to w filmach – ale już jej nie było. Rozejrzałam się po mojej małej celi. Znajdowały się w niej: metalowa toaleta, metalowa umywalka, rolka papieru toaletowego i duży plastikowy postument. Zrozumiałam, że mam na nim rozłożyć plastikową matę, którą wręczono mi wcześniej, i na tym spać.
Nagle poczułam, jak coś ociera się o moją stopę. Wydałam z siebie krzyk, jakby mnie mordowali. Właśnie wtedy zauważyłam, że nie jestem w celi sama. Na podłodze po lewej stronie stał drugi postument, już zajęty. Kobieta była owinięta wełnianym kocem cała, od stóp do głów. Widać było jedynie zarys jej ciała.
Cicho rozłożyłam matę na wolnym postumencie i położyłam się na niej. Zdałam sobie sprawę, że objawy zespołu odstawiennego dopadną mnie w więzieniu, zaczęło też do mnie docierać, że siedzę. Przez całą wieczność gapiłam się na zarys współosadzonej, próbując sobie wyobrazić, z jakim przestępcą przyszło mi dzielić tę niewielką celę. Wtem gonitwę myśli przerwał mi zgrzyt otwieranych drzwi. Więźniarka w kombinezonie w czerwone pasy położyła na podłodze dwie tace i szybko zamknęła drzwi. Zanim zdążyłam dostrzec, co nam zaserwowano, wełniany koc odwinął się, współwięźniarka usiadła i wlepiła we mnie wzrok.
„Kurde, obudziła się. Tylko bez paniki” – pomyślałam i spróbowałam się uśmiechnąć.
– Będziesz szamać? – zapytała wlepiając we mnie wzrok z gniewnym wyrazem twarzy.
– No, cześć. Jestem Tiffany. Chyba nie... to znaczy nie jestem za bardzo głod... No nie wiem, a co? – odparłam, z całych sił starając się zachować pokerową twarz i ukryć fakt, że umieram ze strachu.
– To ja oszamie, jak nie chcesz – oświadczyła, nie spuszczając ze mnie wzroku. Byłyśmy do siebie bardzo podobne, tylko że ona nie miała ani jednego zęba, jej twarz była pokryta strupami, a na szyi widniał tatuaż. Wyglądał jak jakiś symbol, pewnie gangu. Cholera, trafiłam na ganguskę. Tego było już dla mnie za wiele.
– Dobra – odparłam nerwowo – proszę, i tak nie jestem głodna. W ogóle nie przepadam za jedzeniem, więc...
Bez wahania rzuciła się na tace i niczym dzikie zwierzę porwała je na swoje łóżko. Nie chciałam się przyglądać, jak je, więc położyłam się na swoim plastikowym postumencie i zamknęłam oczy. Wiedziałam, że nie zasnę, bardzo źle się czułam. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić, więc po prostu gapiłam się w sufit. Słuchałam wstrętnych odgłosów mlaskania, aż nagle ucichły.
– Poka cycki.
Otworzyłam oczy i popatrzyłam na nią, żeby sprawdzić, do kogo mówi. Patrzyła prosto na mnie.
– Słucham? – odparłam. Może się przesłyszałam, może powiedziała „frytki”? Czy dają tu frytki? Mam nadzieję, że tak.
– No, cycki pokaż – powiedziała surowo, patrząc mi prosto w oczy.
Co byście na moim miejscu odpowiedzieli? „Wal się? Nie ma mowy? Odczep się wariatko?”. Byłyby to adekwatne odzywki, ale byłam zbyt przerażona. Oglądałam mnóstwo filmów o więzieniach, więc wiedziałam, że bójki są tu na porządku dziennym, a nie chciałam oberwać już pierwszego dnia odsiadki.
– Mówisz poważnie, czy się zgrywasz, bo nie wiem? – spytałam nerwowo.
– A wyglądam, jakbym była poważna? – odparła z poważnym wyrazem twarzy.
– No dobra, tak to wygląda? Tak tu jest? To jakiś rytuał inicjacyjny, czy co? Nie chcę być w gangu, ja tyl...
– Dobra, paniusiu, świeć cyckami. Ile razy mam powtarzać?
Trzęsącymi się rękami chwyciłam brzeg koszuli i podciągnęłam ją w górę, a po trzech sekundach opuściłam. Usiadłam na łóżku, czekając na kolejne polecenia, ale niczego więcej nie powiedziała. Dalej obierała pomarańczę. Siedziałam cicho, próbując wyczytać z jej twarzy, co tu się u diabła dzieje, ale na nic się to nie zdało. Patrzyła na mnie bez wyrazu, jakby oglądała reklamy w telewizji. Zjadła pomarańczę, odłożyła puste tace pod drzwi i chwilę na mnie popatrzyła. Uśmiechnęłam się, nie wiedząc, co jeszcze mogłabym zrobić.
– Śniadanie jest o szóstej rano, daj znać, czy będziesz szamać.
Zakryła się kocem aż po czubek głowy i położyła na swoim postumencie.
Siedziałam w ciszy, znów przyglądając się kształtowi jej ciała. „I tak teraz będzie wyglądało moje życie? Jestem tu dopiero od trzech godzin, a już oddałam posiłek i pokazałam cycki” – pomyślałam. Dopadał mnie powoli zespół odstawienny, a nie pozwolili mi jeszcze zadzwonić. Utknęłam w celi wielkości dwa i pół na trzy metry z lesbijką z piekła rodem, nie postawiono mi żadnych zarzutów, nie wiedziałam, kiedy wyjdę ani co dalej ze mną będzie. Niepewność przyszłości mnie przytłoczyła, a po policzkach zaczęły mi płynąć łzy. Byłam sama, kompletnie pogubiona. Zdałam sobie sprawę, że od teraz muszę mieć bardzo grubą skórę. Przede mną wiele dziwnych, niekomfortowych, przerażających sytuacji, a to przecież dopiero początek.