Na haju. Szokująca historia pewnej ćpunki - Tiffany Jenkins - ebook + audiobook
NOWOŚĆ

Na haju. Szokująca historia pewnej ćpunki ebook i audiobook

Tiffany Jenkins

4,4

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

19 osób interesuje się tą książką

Opis

Prawdziwa historia Tiffany Jenkins – szanowanej obywatelki i uzależnionej przestępczyni. Autorka tego amerykańskiego bestsellera, z urzekającą powagą i zaskakującym humorem, przedstawia, jak wygląda życie osoby uzależnionej od opioidów. To opowieść o 120 dniach w więzieniu na Florydzie, o szantażach ze strony byłego chłopaka, o układach z handlarzem narkotyków. Wreszcie o niespodziewanej i inspirującej drodze do wyzdrowienia. Jej osobista historia o uzależnieniu i desperackich decyzjach, które się za nimi kryją, to szczera opowieść o tym, jak narkotyki zniszczyły jej życie. To z jednej strony bezlitosna spowiedź. Z drugiej – intymna opowieść kobiety zmagającej się z chorobą, która w uniwersalny sposób pokazuje, że może to dotknąć każdego z nas.

“Chciałam dotrzymać tej obietnicy, miałam szczere intencje, ale uzależnienie to podstępny demon. Nie obchodzi go, z kim się spotykasz, kogo kochasz, czy masz dzieci, pracę i plany na życie. Nie dba o to, kim byłeś ani kim chcesz zostać. Podkrada się w najmniej oczekiwanym momencie, pochłania twoje myśli i całe twoje życie.” – fragment książki

"Gdyby przetłumaczyć dosłownie, to „na haju” znaczyłoby „w uniesieniu”, „wzniośle”, „upojnie” albo „na wyżynach”. Tymczasem w rzeczywistości to – najkrócej mówiąc – dno den, na którym nie zechcesz się nigdy znaleźć. Oby ta szczera do bólu spowiedź ćpunki faktycznie miała taką moc rażenia każdego, komu marzą się narkotyczne stany …wyższej świadomości."
Ewa Woydyłło, psycholożka i terapeutka uzależnień

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 365

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 8 godz. 42 min

Lektor: Małgorzata Gołota
Oceny
4,4 (51 ocen)
31
14
1
4
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Danuta2323

Nie polecam

Totalny gniot.
10
nina2408

Z braku laku…

Nie wiem czy to wina tłumaczenia czy moze książka jest napisana bardzo prostym językiem, bardzo trudno się to czyta osobie dorosłej.
00
michalaniol

Nie oderwiesz się od lektury

Pierwszy raz od dawna mnie coś wciągnęło.
00
emilialech

Nie oderwiesz się od lektury

Omg! Byłam pewna że to fikcja literacka a to reportaż. Rewelacyjna historia o walce z nałogiem i jego czarnych stronach. Ile można poświęcić dla jednego strzału?
00
NataliaKupczyk

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna książka, inspirująca, ciekawa i niezwykle potrzebna, swego rodzaju autobiografia. Znajdziemy w niej przejmującą historię i ważną lekcję. A także będzie bardzo ciekawa dla osób lubiących klimaty „my dzieci z dworca zoo” westworth czy Orange is the new black. Wciągnęłam w jeden dzień i żałuję, że nie mogę sobie wymazać pamięci bo z chęcią przeczytałabym ją jeszcze raz.
00

Popularność




Tif­fany Jen­kins Na haju. Szo­ku­jąca hi­sto­ria pew­nej ćpunki
Na haju to książka oparta na praw­dzi­wych wy­da­rze­niach.Nie­które imiona i na­zwi­ska bo­ha­te­rów zo­stały zmie­nione.
Wy­dawca: Kom­pa­nia Me­diowa sp. z o.o. ul. Chełm­ska 21, bu­dy­nek 4A 00–724 War­szawawww.kmbo­oks.pl
Wszyst­kie pu­bli­ka­cje Wy­daw­nic­twa Kom­pa­nia Me­diowa do­stępne są także w for­mie au­dio­bo­oków i ebo­oków
Śledź na­sze no­wo­ści:https://www.youtube.com/chan­nel/UCGi­ZnO­Xxm­By­3n7K7Z6LVY8Ahttps://pl-pl.fa­ce­book.com/kom­pa­nia­me­diowa/
HIGH ACHIE­VER: The In­cre­di­ble True Story of One Ad­dict’s Do­uble Life
Co­py­ri­ght © 2017 by Tif­fany Jen­kins All ri­ghts re­se­rved in­c­lu­ding the ri­ght of re­pro­duc­tion in whole or in part in any form. This edi­tion pu­bli­shed by ar­ran­ge­ment with Har­mony Bo­oks, an im­print of Ran­dom Ho­use, a di­vi­sion of Pen­guin Ran­dom Ho­use LLC Co­py­ri­ght © Po­lish edi­tion Kom­pa­nia Me­diowa, 2024 Co­py­ri­ght © Po­lish trans­la­tion Diana Wierz­bicka, 2024
ISBN 978-83-971281-9-4
Pro­jekt okładki: Be­ata Ku­le­sza-Da­ma­ziak, Stu­dio KA­RAN­DASZ
Skład i ła­ma­nie: TYPO 2 Jo­lanta Ugo­row­ska
Re­dak­cja: Pau­lina Ko­strzyń­ska
Ko­rekta: Mi­ro­sława Ko­strzyń­ska
Pro­duk­cja: Le­szek Mar­cin­kow­ski
Wszyst­kie prawa za­strze­żone
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Dla mo­ich ro­dzi­ców – Tiny i Freddy’ego.

Gdyby nie Wy, dziś już by mnie tu nie było.

Do­słow­nie i w prze­no­śni. Tę­sk­nię za Wami.

Mam na­dzieję, że je­ste­ście ze mnie dumni.

Od au­torki

Zmie­ni­łam imiona i na­zwi­ska wy­stę­pu­ją­cych w tej książce osób, a także in­for­ma­cje mo­gące ujaw­nić ich toż­sa­mość, oraz na­zwy miej­sco­wo­ści. Po­nadto, dla płyn­niej­szej nar­ra­cji, po­mi­nę­łam nie­które mniej zaj­mu­jące szcze­góły pro­cesu są­do­wego. Opi­sane tu wy­da­rze­nia miały miej­sce, za­nim wy­szłam za mąż, więc w książce wy­stę­puję pod pa­nień­skim na­zwi­skiem John­son.

1

Raz, dwa, trzy.

Błysk fle­sza mnie ośle­pił. Ka­zano mi zdjąć do zdję­cia oku­lary, więc przez chwilę nie wi­dzia­łam zu­peł­nie ni­czego. Nie my­łam głowy od trzech dni, a po­li­cja obu­dziła mnie z sa­mego rana i wy­cią­gnęła pro­sto z łóżka, więc mia­łam pew­ność, że fotka do kar­to­teki, która nie­długo ukaże się we wszyst­kich ga­ze­tach i zo­sta­nie po­ka­zana w wia­do­mo­ściach lo­kal­nych, bę­dzie rów­nie okropna co zbrod­nie, przez które wy­nik­nęło to całe za­mie­sza­nie.

– Roz­kuję cię na chwilę, że­byś mo­gła zdjąć bi­żu­te­rię i wło­żyć ją do tej to­rebki. Po­tem tra­fisz do tam­tej celi. – Funk­cjo­na­riuszka wska­zała pal­cem drzwi. – Mu­sisz się prze­brać. Wy­glą­dasz na roz­miar L, pro­szę – po­wie­działa, wrę­cza­jąc mi kom­bi­ne­zon z po­lie­stru. Się­gnęła do ko­szyka i wy­cią­gnęła z niego parę gu­mo­wych kla­pek.

– To twoje nowe buty. Bę­dziesz je no­sić bez prze­rwy, na­wet pod prysz­ni­cem. Nie zgub ich. – Do­ło­żyła klapki na stos rze­czy, które trzy­ma­łam na rę­kach, i po­pchnęła mnie w kie­runku celi. Sta­ra­łam się nie my­śleć o tym, ile osób no­siło te klapki przede mną, lecz mimo naj­szczer­szych chęci nie mo­głam się po­zbyć my­śli, że już nie­długo na mo­ich sto­pach za­miesz­kają setki róż­nych szcze­pów bak­te­rii.

Kiedy za­trza­snęły się za mną me­ta­lowe drzwi, aż pod­sko­czy­łam. W celi było ciemno, czuć było wy­raźny za­pach mo­czu. Wstrzy­mu­jąc od­dech ro­ze­bra­łam się szybko i wsko­czy­łam w kom­bi­ne­zon. Czu­łam się, jak­bym wło­żyła na sie­bie kar­to­nowe pu­dło. Straż­niczka ob­ser­wo­wała mnie przez okienko, a kiedy skoń­czy­łam się prze­bie­rać, otwo­rzyła drzwi.

– Włóż tu swoje ubra­nia. – Po­dała mi brą­zową pa­pie­rową torbę. Pa­trzy­łam na swoje rze­czy, gdy wrzu­ca­łam je do środka. Kiedy funk­cjo­na­riuszka za­wi­nęła torbę i po­dała ją dru­giej po­li­cjantce, serce po­de­szło mi do gar­dła. Te rze­czy prze­stały być moją wła­sno­ścią, od tej chwli na­leżą do władz hrab­stwa.

– Te­raz przej­dziemy do od­działu szpi­tal­nego. Trzeba ci po­brać krew i zro­bić test cią­żowy.

Przez chwilę mo­dli­łam się, żeby być w ciąży. Może wtedy mo­gła­bym wró­cić do domu.

Dom. Nie wie­dzia­łam już, czy w ogóle go mam. Na pewno nie mo­głam już wró­cić tam, gdzie wcze­śniej miesz­ka­łam. By­łam pewna, że moje rze­czy zo­stały już spa­ko­wane i wy­sta­wione za drzwi.

Sie­dząc na zim­nym me­ta­lo­wym krze­śle na­prze­ciwko pie­lę­gniarki, zda­łam so­bie na­gle sprawę, że czuję się okrop­nie w sen­sie fi­zycz­nym. Krze­sło było bar­dzo zimne, lecz mimo to pot lał się ze mnie stru­mie­niami. Za­częły mnie bo­leć ko­ści, z oczu pły­nęły łzy. By­łam w fa­tal­nym sta­nie.

– Do­bra... John­son. Zro­bimy parę ba­dań, ale naj­pierw za­dam ci kilka py­tań – po­wie­działa pie­lę­gniarka, bio­rąc do ręki twardą pod­kładkę do pi­sa­nia.

– Imię i na­zwi­sko?

– Tif­fany John­son.

– Wiek?

– Dwa­dzie­ścia sie­dem lat.

– Waga?

– Hmm, sie­dem­dzie­siąt... trzy kilo?

– Czy przyj­mu­jesz obec­nie ja­kieś leki? – Za­wa­ha­łam się. Pie­lę­gniarka pod­nio­sła wzrok znad for­mu­la­rza i po­wtó­rzyła py­ta­nie: – Czy przyj­mu­jesz obec­nie ja­kieś leki? Tak czy nie?

– Tak.

– Ja­kie?

Wzię­łam głę­boki od­dech i za­czę­łam wy­mie­niać:

– Di­lau­did, Ro­xi­co­done, Oxy­Con­tin, Xa­nax, Per­co­cet, Lor­tab, Vi­co­din i ma­ri­hu­anę. Nie wiem, czy to ostat­nie za­li­cza się do le­ków, ale...

– Do­brze. A czy opi­sa­ła­byś prze­stęp­stwa, które ci za­rzu­cają, jako „szo­ku­jące”?

– Tak, jak naj­bar­dziej. – Spoj­rzała na mnie znad oku­la­rów, odło­żyła dłu­go­pis i oparła się na krze­śle. – Za­zwy­czaj tego nie ro­bię, ale udało ci się mnie za­in­te­re­so­wać. Opo­wiesz mi, dla­czego uwa­żasz, że są szo­ku­jące?

Kiedy opo­wia­da­łam jej, co zro­bi­łam, wi­dzia­łam wy­raź­nie, że wy­raz jej twa­rzy ewo­lu­ował od dez­orien­ta­cji, przez szok i znie­sma­cze­nie, po zmie­sza­nie. Wresz­cie po­chy­liła się i za­zna­czyła coś w for­mu­la­rzu.

– Rze­czy­wi­ście, to z pew­no­ścią kwa­li­fi­kuje się jako szo­ku­jące prze­stęp­stwo – stwier­dziła, pró­bu­jąc się uspo­koić. – Od­chrząk­nęła, spoj­rzała na mnie ner­wowo i coś za­no­to­wała. – Do­brze, bę­dziesz miała gwał­towne ob­jawy od­sta­wie­nia opia­tów, więc za­trzy­mamy cię kilka dni na od­dziale szpi­tal­nym, za­nim tra­fisz na od­dział ogólny. Bę­dziemy mo­ni­to­ro­wać twój stan i za­dbamy o twoje bez­pie­czeń­stwo, kiedy po­ja­wią się ob­jawy ze­społu od­sta­wien­nego. Po­biorę ci tro­chę krwi, a po­tem od­pro­wa­dzą cię do celi.

Pa­trzy­łam uważ­nie, jak przy­go­to­wuje strzy­kawkę. Na jej wi­dok żo­łą­dek wy­wró­cił mi się na lewą stronę. Za­częły mi się po­cić dło­nie i na­gle po­czu­łam się tak, jak­bym miała eks­plo­do­wać. Prze­szły mnie ciarki, ner­wowo prze­bie­ra­łam no­gami. Od­kąd po raz ostatni się na­ćpa­łam, mi­nęło do­piero ja­kieś dwa­dzie­ścia go­dzin, a ja już czu­łam się okrop­nie. Po­tem miało być jesz­cze go­rzej.

Funk­cjo­na­riuszka, która pro­wa­dziła mnie do celi, nie ode­zwała się do mnie ani sło­wem. Otwo­rzyła cięż­kie me­ta­lowe drzwi i za­trza­snęła je za mną z hu­kiem, aż pod­sko­czy­łam. Po­my­śla­łam, że chyba ni­gdy się do tego nie przy­zwy­czaję. Od­wró­ci­łam się, żeby spy­tać, kiedy będę mo­gła za­dzwo­nić – wi­dzia­łam to w fil­mach – ale już jej nie było. Ro­zej­rza­łam się po mo­jej ma­łej celi. Znaj­do­wały się w niej: me­ta­lowa to­a­leta, me­ta­lowa umy­walka, rolka pa­pieru to­a­le­to­wego i duży pla­sti­kowy po­stu­ment. Zro­zu­mia­łam, że mam na nim roz­ło­żyć pla­sti­kową matę, którą wrę­czono mi wcze­śniej, i na tym spać.

Na­gle po­czu­łam, jak coś ociera się o moją stopę. Wy­da­łam z sie­bie krzyk, jakby mnie mor­do­wali. Wła­śnie wtedy za­uwa­ży­łam, że nie je­stem w celi sama. Na pod­ło­dze po le­wej stro­nie stał drugi po­stu­ment, już za­jęty. Ko­bieta była owi­nięta weł­nia­nym ko­cem cała, od stóp do głów. Wi­dać było je­dy­nie za­rys jej ciała.

Ci­cho roz­ło­ży­łam matę na wol­nym po­stu­men­cie i po­ło­ży­łam się na niej. Zda­łam so­bie sprawę, że ob­jawy ze­społu od­sta­wien­nego do­padną mnie w wię­zie­niu, za­częło też do mnie do­cie­rać, że sie­dzę. Przez całą wiecz­ność ga­pi­łam się na za­rys współ­o­sa­dzo­nej, pró­bu­jąc so­bie wy­obra­zić, z ja­kim prze­stępcą przy­szło mi dzie­lić tę nie­wielką celę. Wtem go­ni­twę my­śli prze­rwał mi zgrzyt otwie­ra­nych drzwi. Więź­niarka w kom­bi­ne­zo­nie w czer­wone pasy po­ło­żyła na pod­ło­dze dwie tace i szybko za­mknęła drzwi. Za­nim zdą­ży­łam do­strzec, co nam za­ser­wo­wano, weł­niany koc od­wi­nął się, współ­więź­niarka usia­dła i wle­piła we mnie wzrok.

„Kurde, obu­dziła się. Tylko bez pa­niki” – po­my­śla­łam i spró­bo­wa­łam się uśmiech­nąć.

– Bę­dziesz sza­mać? – za­py­tała wle­pia­jąc we mnie wzrok z gniew­nym wy­ra­zem twa­rzy.

– No, cześć. Je­stem Tif­fany. Chyba nie... to zna­czy nie je­stem za bar­dzo głod... No nie wiem, a co? – od­par­łam, z ca­łych sił sta­ra­jąc się za­cho­wać po­ke­rową twarz i ukryć fakt, że umie­ram ze stra­chu.

– To ja osza­mie, jak nie chcesz – oświad­czyła, nie spusz­cza­jąc ze mnie wzroku. By­ły­śmy do sie­bie bar­dzo po­dobne, tylko że ona nie miała ani jed­nego zęba, jej twarz była po­kryta stru­pami, a na szyi wid­niał ta­tuaż. Wy­glą­dał jak ja­kiś sym­bol, pew­nie gangu. Cho­lera, tra­fi­łam na gan­gu­skę. Tego było już dla mnie za wiele.

– Do­bra – od­par­łam ner­wowo – pro­szę, i tak nie je­stem głodna. W ogóle nie prze­pa­dam za je­dze­niem, więc...

Bez wa­ha­nia rzu­ciła się na tace i ni­czym dzi­kie zwie­rzę po­rwała je na swoje łóżko. Nie chcia­łam się przy­glą­dać, jak je, więc po­ło­ży­łam się na swoim pla­sti­ko­wym po­stu­men­cie i za­mknę­łam oczy. Wie­dzia­łam, że nie za­snę, bar­dzo źle się czu­łam. Nie wie­dzia­łam, co ze sobą zro­bić, więc po pro­stu ga­pi­łam się w su­fit. Słu­cha­łam wstręt­nych od­gło­sów mla­ska­nia, aż na­gle uci­chły.

– Poka cycki.

Otwo­rzy­łam oczy i po­pa­trzy­łam na nią, żeby spraw­dzić, do kogo mówi. Pa­trzyła pro­sto na mnie.

– Słu­cham? – od­par­łam. Może się prze­sły­sza­łam, może po­wie­działa „frytki”? Czy dają tu frytki? Mam na­dzieję, że tak.

– No, cycki po­każ – po­wie­działa su­rowo, pa­trząc mi pro­sto w oczy.

Co by­ście na moim miej­scu od­po­wie­dzieli? „Wal się? Nie ma mowy? Od­czep się wa­riatko?”. By­łyby to ade­kwatne od­zywki, ale by­łam zbyt prze­ra­żona. Oglą­da­łam mnó­stwo fil­mów o wię­zie­niach, więc wie­dzia­łam, że bójki są tu na po­rządku dzien­nym, a nie chcia­łam obe­rwać już pierw­szego dnia od­siadki.

– Mó­wisz po­waż­nie, czy się zgry­wasz, bo nie wiem? – spy­ta­łam ner­wowo.

– A wy­glą­dam, jak­bym była po­ważna? – od­parła z po­waż­nym wy­ra­zem twa­rzy.

– No do­bra, tak to wy­gląda? Tak tu jest? To ja­kiś ry­tuał ini­cja­cyjny, czy co? Nie chcę być w gangu, ja tyl...

– Do­bra, pa­niu­siu, świeć cyc­kami. Ile razy mam po­wta­rzać?

Trzę­są­cymi się rę­kami chwy­ci­łam brzeg ko­szuli i pod­cią­gnę­łam ją w górę, a po trzech se­kun­dach opu­ści­łam. Usia­dłam na łóżku, cze­ka­jąc na ko­lejne po­le­ce­nia, ale ni­czego wię­cej nie po­wie­działa. Da­lej obie­rała po­ma­rań­czę. Sie­dzia­łam ci­cho, pró­bu­jąc wy­czy­tać z jej twa­rzy, co tu się u dia­bła dzieje, ale na nic się to nie zdało. Pa­trzyła na mnie bez wy­razu, jakby oglą­dała re­klamy w te­le­wi­zji. Zja­dła po­ma­rań­czę, odło­żyła pu­ste tace pod drzwi i chwilę na mnie po­pa­trzyła. Uśmiech­nę­łam się, nie wie­dząc, co jesz­cze mo­gła­bym zro­bić.

– Śnia­da­nie jest o szó­stej rano, daj znać, czy bę­dziesz sza­mać.

Za­kryła się ko­cem aż po czu­bek głowy i po­ło­żyła na swoim po­stu­men­cie.

Sie­dzia­łam w ci­szy, znów przy­glą­da­jąc się kształ­towi jej ciała. „I tak te­raz bę­dzie wy­glą­dało moje ży­cie? Je­stem tu do­piero od trzech go­dzin, a już od­da­łam po­si­łek i po­ka­za­łam cycki” – po­my­śla­łam. Do­pa­dał mnie po­woli ze­spół od­sta­wienny, a nie po­zwo­lili mi jesz­cze za­dzwo­nić. Utknę­łam w celi wiel­ko­ści dwa i pół na trzy me­try z les­bijką z pie­kła ro­dem, nie po­sta­wiono mi żad­nych za­rzu­tów, nie wie­dzia­łam, kiedy wyjdę ani co da­lej ze mną bę­dzie. Nie­pew­ność przy­szło­ści mnie przy­tło­czyła, a po po­licz­kach za­częły mi pły­nąć łzy. By­łam sama, kom­plet­nie po­gu­biona. Zda­łam so­bie sprawę, że od te­raz mu­szę mieć bar­dzo grubą skórę. Przede mną wiele dziw­nych, nie­kom­for­to­wych, prze­ra­ża­ją­cych sy­tu­acji, a to prze­cież do­piero po­czą­tek.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki