Władca lenistwa - Ana Huang - ebook + audiobook
NOWOŚĆ

Władca lenistwa ebook i audiobook

Huang Ana

4,5

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

2443 osoby interesują się tą książką

Opis

Nigdy nie pragnął żadnej na tyle, by o nią zabiegać… dopóki nie pojawiła się ona.

 

Czarujący, wyluzowany i niewiarygodnie bogaty Xavier Castillo ma świat u swych stóp.

I choć nie jest zainteresowany przejmowaniem rodzinnego imperium (ku niezadowoleniu ojca), nie powstrzymuje to kobiet przed omdlewaniem na jego widok. Wyjątkiem jest jego PR-owczyni. 

Nic nie sprawia mu większej radości niż granie jej na nerwach, ale kiedy zbliżają ich do siebie tragiczne wydarzenia, musi zmierzyć się z niepewną przyszłością i uświadomić sobie, że jedyna osoba odporna na jego wdzięki jest jednocześnie jedyną, której tak naprawdę pragnie. 

 

***

Chłodna, inteligentna i ambitna Sloane Kensington jest wysoko postawioną specjalistką od PR-u, przyzwyczajoną do radzenia sobie z trudnymi klientami. 

Jednak żaden z nich nie irytuje jej – lub nie pociąga – bardziej niż pewien spadkobierca miliardera, z głupimi dołeczkami w policzkach i lekceważącym podejściem. 

Może być zmuszona do pracy z nim, ale nigdy się w nim nie zakocha… bez względu na to, jak szybko bije jej przez niego serce ani jaką troską ją otacza, gdy akurat nie imprezuje. 

 

Jest jej klientem i nigdy nie będzie nikim więcej. Prawda?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 504

Rok wydania: 2025

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 14 godz. 28 min

Rok wydania: 2025

Lektor: Marcin StecMonika Chrzanowska

Oceny
4,5 (287 ocen)
188
62
28
8
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Magda-25

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna ksiazka aczkolwiek nie podoba mi sie pomysl autorki z bonusowymi scenami, ktore mam sobie gdzies tam sciagac a wydawca mi ich nie przetlumaczył... eee dlaczego taak? Nie mogę jak normalny człowiek tego po prostu dostac w tej ksiazce i w tlumaczeniu? No niestety ale moj angielski nie jest taki dobry zebym sama sobie to tłumaczyła a translatory sa okropne. Zakladajac, ze uda mi sie to w ogole pobrac z jej strony. Masakra Sama ksiazka bardzo mi sie podoba. Bardzo lubię tą autorkę i tę serię. Polecam serdecznie
70
weronikapetr

Nie oderwiesz się od lektury

„Największym darem, jaki mamy, jest czas. Wykorzystuj go mądrze”. [współpraca reklamowa z @_bezwstydna ] Był jej klientem. Tym, którego tak często musiała ratować. Nikt nie denerwował jej tak, jak on. Nie było to jednak jedyne uczucie, które w niej pobudzał. Kilka spojrzeń, chwil sam na sam i to przyspieszone bicie serca… Pragnął jej, lecz nie mógł być kimś więcej, a przynajmniej tak sobie wmawiała. Xavier Castillo był jednak zbyt uparty, a przynajmniej jeśli chodziło o nią. „Bo bez względu na to, jak ciemne były noce, ty zawsze tam byłaś, świecąc tak jasno, że zawsze znajdowałem drogę”. Byłam zbyt niecierpliwa. Od samego początku podejrzewałam, iż „Władca lenistwa” będzie moim ulubionym tomem z serii. Każda wzmianka o Sloane w poprzednich tomach sprawiała, że lubiłam ją coraz bardziej. Chciałam jak najszybciej przeczytać książkę, w której to właśnie ona będzie główną bohaterką. Bardzo długo powstrzymywała się przed sięgnięciem po oryginał w oczekiwaniu na polską premi...
40
martyna_pam

Dobrze spędzony czas

Ilość błędów w tłumaczeniu, gdzie co chwila główna bohaterka mówiła: zrobiłem, sprawdziłem, byłem, nie do przeżycia 😭 a historia świetna!
Dorota958

Dobrze spędzony czas

Książka całkiem fajna, ale uhhhh ta lektorka całkowicie spierniczyła audiobook wrrrr... Bohaterka silna, charakterna a lektorka ma głos jak jakaś zachukana myszka i popsuła cały odbiór książki. Jak można wybrać lektora niepasującego głosem do tekstu???
31
dominiczque

Nie oderwiesz się od lektury

Jak zawsze można liczyć na Anę! Polecam
20



 

 

 

 

Tytuł oryginału: King of Sloth

Copyright © 2024. KING OF SLOTH by Ana Huang

Published by arrangement of Brower Literary & Management Inc., USA and Book/Lab Literary Agency, Poland.

Copyright © for the Polish translation by Iga Wiśniewska, 2024

Copyright © Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o., 2025

 

Redaktorka inicjująca: Paulina Surniak

Redaktorka prowadząca: Zuzanna Sołtysiak

Marketing i promocja: Aleksandra Wróblewska

Redakcja: Patryk Białczak

Korekta: Damian Pawłowski, Magdalena Białek

Projekt typograficzny, skład i łamanie: Justyna Nowaczyk

Oryginalny projekt okładki: © Cat | TRC Designs

Adaptacja okładki i stron tytułowych: Magda Bloch

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej: Dariusz Nowacki

 

Zezwalamy na udostępnianie okładki książki w internecie.

 

eISBN 978-83-68263-96-1

 

CZWARTA STRONA

Grupa Wydawnictwa Poznańskiego sp. z o.o.

ul. Fredry 8, 61-701 Poznań

tel.: 61 853-99-10

[email protected]

www.czwartastrona.pl

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Dla każdej kobiety,

której mówiono, żeby się więcej uśmiechała.

Olej to. Rób, co chcesz.

 

 

 

 

 

 

PLAYLISTA

 

 

 

Midnight Rain – Taylor Swift

Sex, Drugs, Etc. – Beach Weather

Top of the World – Pussycat Dolls

The Lazy Song – Bruno Mars

Flawless – Beyonce

Most Girls – P!nk

Talking Body – Tove Lo

Rude Boy – Rihanna

I Wanna Be Yours – Arctic Monkeys

Te Amo – Rihanna

 

 

 

OSTRZEŻENIE

Powieść zawiera sceny seksu, wulgaryzmy oraz treści, które mogą urazić niektórych czytelników.

Żeby poznać szczegóły, zeskanuj poniższy kod QR.

 

 

 

 

 

 

 

 

ROZDZIAŁ 1

 

 

 

Sloane

 

 

Nie miałam w planach na ten dzień włamania do greckiej willi, w której noc kosztowała dziesięć tysięcy dolarów, ale plany się zmieniały, a ludzie się dostosowywali, zwłaszcza gdy mieli klientów, którzy upierali się, aby utrudnić im życie tak bardzo, jak to możliwe.

Moje kolana otarły się o beton, gdy wciągnęłam się na gzyms tarasu i przeszłam przez barierkę. Jeśli moja nowiutka sukienka od Stelli Alonso się przez to zniszczy, zabiję go, wskrzeszę, żeby posprzątał bałagan, a potem zabiję go jeszcze raz.

Na szczęście dla niego wylądowałam na tarasie bez incydentów i założyłam z powrotem szpilki, które wcześniej zdjęłam. Serce biło mi mocno, kiedy zbliżałam się do przesuwanych szklanych drzwi. Przyłożyłam do czytnika kartę, którą „pożyczyłam” od jednej z pokojówek.

Weszłabym frontowymi drzwiami, ale były za bardzo na widoku. Taras z tyłu był jedyną sensowną opcją.

Czytnik kart warknął i przez sekundę z przerażeniem myślałam, że odmówi mi dostępu. Potem mignął na zielono, a ja pozwoliłam sobie na westchnienie ulgi, zanim ponownie zacisnęłam zęby.

Włamanie się było proste. Przetransportowanie mojego klienta do innego kraju przed zachodem słońca to zupełnie co innego.

Szybko ruszyłam do kuchni, a następnie przeszłam przez salon do głównego apartamentu. Wzdrygnęłam się na widok pustych butelek po piwie walających się na kuchennym blacie i całą siłą woli powstrzymałam się od wyrzucenia ich do kosza na śmieci, wysterylizowania marmuru i spryskania pomieszczenia odświeżaczem powietrza.

Skup się. Na szali leżała moja reputacja zawodowa i osobista.

W willi było chłodno i cicho pomimo wczesnopopołudniowego słońca wpadającego przez okna, a sypialnia była jeszcze chłodniejsza i cichsza.

Być może dlatego, kiedy podeszłam do łóżka i bezceremonialnie wylałam dużą miskę lodowatej wody na śpiącego w nim lokatora, szybkość jego reakcji sprawiła, że aż sapnęłam, co nie zdarzało mi się często.

Silna ręka wystrzeliła i chwyciła mnie za nadgarstek. Pusta miska stuknęła o ziemię, a pokój się przechylił, gdy mężczyzna szarpnął mnie, przewrócił i przygniótł do łóżka, zanim sapnięcie zdążyło w pełni opuścić moje usta.

Xavier Castillo wpatrywał się we mnie, a jego przystojna twarz była wykrzywiona grymasem.

Jedyny syn najbogatszego człowieka w Kolumbii i mój najmniej chętny do współpracy klient był zazwyczaj wyluzowany do granic możliwości, ale nie było żadnego luzu w sposobie, w jaki jego przedramię przyciskało się do mojego gardła, ani w ponad osiemdziesięciu kilogramach solidnych mięśni, które mnie pod nim więziły.

Jego twarz się wygładziła, gdy gniew ustąpił miejsca rozpoznaniu i odrobinie przestrachu.

– Sloane?

– Tak mam na imię. – Uniosłam podbródek, starając się nie skupiać na tym, jak ciepły się wydawał w porównaniu z wilgotnym materacem pod moimi plecami. – Byłabym wdzięczna, gdybyś natychmiast ze mnie zszedł. Niszczę sukienkę za siedemset dolarów.

– Mierda. – Zaklął i rozluźnił uścisk na mojej szyi, abym mogła się podnieść. – Co ty tu, do diabła, robisz?

– Pracuję. – Zepchnęłam go z siebie i wstałam. Czy tylko mi się wydawało, czy zrobiło się o wiele zimniej niż pięć minut temu? – Jest dwunasta. Wiesz, gdzie powinieneś być, i nie ma cię tam. – Posłałam mu wyzywające spojrzenie. Niech tylko spróbuje się kłócić.

– Wziąłem cię za intruza. Mogłem zrobić ci krzywdę. – Teraz, gdy ustaliliśmy, że nie znalazłam się tu, aby go okraść lub porwać, znajomy uśmiech zastąpił jego grymas. Xavier powrócił na swoje miejsce na łóżku niczym żywy obraz bezczelności. – Technicznie rzecz biorąc, jesteś intruzem, ale bardzo pięknym. Jeśli chciałaś dołączyć do mnie w łóżku, wystarczyło powiedzieć. Nie musiałaś zadawać sobie tyle trudu. – Uniósł brew, spoglądając na miskę leżącą na podłodze. – Jak w ogóle się tu dostałaś?

– Ukradłam kartę do pokoi i nie próbuj mnie rozpraszać. – Po trzech latach pracy z Xavierem byłam przyzwyczajona do jego sztuczek. – Jest pierwsza po południu. Twój odrzutowiec czeka na nas na lotnisku. Jeśli wyruszymy w ciągu pół godziny, dotrzemy do Londynu na czas, aby przygotować się przed dzisiejszą galą.

– Świetny plan. – Xavier wyciągnął ręce nad głowę i ziewnął. – Jest tylko jeden problem: nie idę.

Wbiłam paznokcie w dłonie, próbując się opanować. Oddychaj. Jeśli zamordujesz swojego klienta, wyjdziesz na nieprofesjonalną.

– Wstaniesz z łóżka – powiedziałam głosem tak zimnym, że mógłby zmrozić kropelki wody utrzymujące się na jego skórze. – Wejdziesz na pokład tego odrzutowca, z uśmiechem na twarzy weźmiesz udział w gali i zostaniesz na całym wydarzeniu jak przykładny przedstawiciel rodziny Castillo, bo w przeciwnym razie uczynię moją osobistą misję z tego, abyś nigdy nie zaznał spokoju. Zepsuję każdą imprezę, na której się pojawisz, ostrzegę każdą kobietę na tyle głupią, by się z tobą zadawała, i umieszczę na czarnej liście wszystkich twoich przyjaciół, którzy umożliwiają ci wygłupy. Mogę sprawić, że twoje życie stanie się piekłem, więc nie rób sobie ze mnie wroga.

Xavier ponownie ziewnął.

Tak wyglądała nasza dynamika, odkąd ojciec Xaviera zatrudnił mnie trzy lata temu, tuż przed przeprowadzką Xaviera z Los Angeles do Nowego Jorku, ale skończyłam z pobłażaniem mu.

– Więc jesteś moją nową PR-owczynią. – Xavier odchylił się na krześle i oparł stopy na moim biurku. Białe zęby błysnęły na tle opalonej skóry, gdy patrzył na mnie z przebiegłością, na którą się skrzywiłam.

Dziesięć sekund po spotkaniu z moim najbardziej dochodowym klientem już go nienawidziłam.

– Zdejmij nogi z mojego biurka i usiądź jak dorosły człowiek. – Nie obchodziło mnie, że Alberto Castillo płacił mi potrójną stawkę za opiekę nad jego synem. Nikt nie będzie mnie lekceważył w moim własnym biurze. – W przeciwnym razie możesz wyjść i wyjaśnić ojcu, dlaczego zostałeś porzucony przez swoją PR-owczynię już pierwszego dnia. Zapewne będzie to miało negatywny wpływ na przepływ gotówki.

– Ach, jesteś jedną z nich. – Ustąpił, ale jego uśmiech stwardniał na wzmiankę o ojcu. – Spięta wyznawczyni zasad. Rozumiem. Powinnaś była przedstawić się w ten sposób, a nie swoim imieniem.

Ulubiony długopis pękł mi w dłoni.

Nie byłam przesądną osobą, ale nawet ja mogłam stwierdzić, że nie wróżyło to dobrze przyszłości naszej relacji.

Miałam rację.

Pozwalałam mu na pewne rzeczy, ponieważ Castillowie to moi najwięksi klienci, ale moim zadaniem było utrzymanie nieskazitelnej reputacji jego rodziny, a nie podlizywanie się spadkobiercy.

Xavier był dorosłym mężczyzną. Nadszedł czas, by zaczął się tak zachowywać.

– Niezła groźba – mruknął. – Każda impreza i kobieta? Musisz mnie naprawdę lubić.

Zwlókł się z łóżka z leniwą gracją pantery budzącej się ze snu. Para szarych spodni dresowych wisiała nisko na jego biodrach, odsłaniając złotobrązową skórę i wycięcie w kształcie litery V, które zupełnie nie pasowało do kogoś, kto spędzał większość swoich dni na imprezowaniu i spaniu. Czarne tatuaże wiły się po jego nagiej klatce piersiowej i ramionach w skomplikowanych wzorach.

Gdyby to był ktoś inny, podziwiałabym jego surowe męskie piękno, ale to był Xavier Castillo. Dzień, w którym zacznę podziwiać cokolwiek poza jego zaangażowaniem w niezaangażowanie, będzie dniem, w którym jakimś cudem znów zapłaczę.

– Nie martw się, Luna – rzucił, przykuwając moją uwagę nieznacznym uśmiechem. – Nie powiem innym klientom, że jestem twoim ulubieńcem.

Czasami nazywał mnie moim prawdziwym imieniem. Innym razem nazywał mnie Luną. Nie było to moje przezwisko, drugie imię ani żadne imię zbliżone do Sloane, ale nie chciał mi powiedzieć, dlaczego tak na mnie mówi, a ja już dawno zrezygnowałam z nakłaniania go do zaprzestania lub wyjaśnienia.

– Choć raz bądź poważny – odparłam. – To wydarzenie ma na celu uhonorowanie twojego ojca.

– Kolejny powód, by nie iść. Przecież mój staruszek nawet się tam nie zjawi, żeby odebrać nagrodę. – Uśmiech Xaviera nie drgnął, ale w jego oczach błysnęła groźna iskra. – On umiera, pamiętasz?

Słowa wdarły się między nas i wyssały cały tlen z pokoju, gdy wpatrywaliśmy się w siebie, a jego niewzruszony spokój był niczym skała w starciu z moją narastającą frustracją.

Relacje między ojcem i synem Castillami były bardzo napięte, ale Alberto Castillo zatrudnił mnie do zajmowania się ich reputacją, a nie sprawami osobistymi – dopóki to, co działo się za zamkniętymi drzwiami, nie przedostawało się do opinii publicznej.

– Ludzie już uważają cię za bezwartościowego bachora z funduszem powierniczym, który uchyla się od obowiązków po zdiagnozowaniu swojego ojca. – Nie przebierałam w słowach. – Jeśli przegapisz wydarzenie, na którym zostanie uhonorowany tytułem Filantropa Roku, media zjedzą cię żywcem.

– Już to robią, a co do tego honorowania… – Xavier uniósł brwi. – Ojciec co roku wypisuje czek na kilka milionów i nie tylko otrzymuje odpis podatkowy, lecz także pochwały za bycie filantropem. Oboje wiemy, że ta nagroda gówno znaczy. Może ją dostać każdy, kto ma wystarczająco dużo kasy. Poza tym… – Oparł się o ścianę i skrzyżował ręce. – Mykonos jest o wiele zabawniejsze niż kolejna duszna gala. Powinnaś zostać. Morskie powietrze dobrze ci zrobi.

Cholera, znałam ten ton. To był ton pod tytułem „możesz przystawić mi pistolet do głowy, a ja i tak się nie ugnę, bo wiem, że cię to wkurzy”. Słyszałam go już tyle razy, że straciłam rachubę.

Przeprowadziłam w myślach szybką kalkulację.

Nie doprowadziłam swojej kariery do miejsca, w którym się znajduje, tocząc przegrane bitwy. Musiałam być w Londynie dziś wieczorem, a nasze szanse na terminowy wyjazd szybko się kurczyły. Spóźnienie się na galę nie wchodziło w grę, ale jeśli Xavier miał zostać w Grecji, to moja praca wymagała, bym ja również została i się nim zaopiekowała.

Ponieważ nie miałam czasu na budzenie w nim wyrzutów sumienia, grożenie lub przekonywanie go do zrobienia tego, co chciałam, swoimi zwykłymi sposobami, pozostała mi ostatnia deska ratunku.

Dobicie targu.

Skrzyżowałam ramiona, naśladując jego postawę.

– No to strzelaj – rzuciłam.

Jego brwi powędrowały wyżej.

– Przedstaw swój warunek. Czego chcesz w zamian za udział w ceremonii wręczenia nagród? Wszystko, co wiąże się z seksem, narkotykami lub nielegalnymi działaniami, nie wchodzi w grę. Poza tym jestem skłonna się targować.

Zmrużył oczy. Nie spodziewał się, że tak łatwo się poddam, i gdybym nie musiała być w Londynie przed ósmą wieczorem, nie zrobiłabym tego. Ale nie mogłam się spóźnić na spotkanie, więc zdecydowałam się na układ z diabłem.

– W porządku. – Xavier uśmiechnął się w swój charakterystyczny sposób, choć na jego twarzy pozostał cień podejrzliwości. – Skoro jesteś taka otwarta, to ja też będę. Chcę wakacji.

– Właśnie jesteś na wakacjach.

– Nie mówię o sobie. Tylko o tobie. – Odepchnął się od ściany i leniwym, ale pewnym krokiem przeszedł przez pokój, by zatrzymać się zaledwie kilka centymetrów ode mnie. – Wezmę udział w gali, jeśli obiecasz dołączyć do mnie na wakacjach. Trzy tygodnie w Hiszpanii. Żadnej pracy, tylko zabawa.

Prośba była tak niespodziewana, że próbując za nią nadążyć, dostałam paraliżu mózgu.

– Chcesz, żebym wzięła trzy tygodnie wolnego?

– Tak.

– Oszalałeś.

Odkąd sześć lat temu założyłam Kensington PR, moją ekskluzywną firmę zajmującą się public relations, wzięłam w sumie dwa dni urlopu. Pierwszy na pogrzeb babci. Drugi, gdy trafiłam do szpitala z zapaleniem płuc (pogoń za paparazzi w środku zimy robi swoje). Nawet wtedy odpowiadałam na maile z telefonu.

Byłam pracą. Praca była mną. Myśl o porzuceniu jej choćby na minutę przyprawiała mnie o skurcz żołądka.

– Taki jest mój warunek. – Xavier wzruszył ramionami. – Możesz się zgodzić albo nie.

– Zapomnij. Nie ma opcji.

– W porządku. – Ponownie odwrócił się w stronę łóżka. – W takim razie wracam do spania. Możesz zostać lub lecieć do domu. Dla mnie bez różnicy.

Zacisnęłam zęby.

Co za drań. Wiedział, że nie polecę do domu i nie zostawię go tutaj, by siał chaos pod moją nieobecność. Z moim szczęściem urządziłby dziś wieczorem publiczną orgię na plaży tylko po to, by wywołać zamieszanie i zwrócić uwagę na fakt, że nie było go na gali, na której powinien być.

Zerknęłam na zegar na ścianie. Musieliśmy wyjść w ciągu najbliższych piętnastu minut, jeśli mieliśmy zdążyć na galę.

Gdybym nie musiała być o ósmej w Londynie, być może sprawdziłabym blef Xaviera, ale tak…

Cholera.

– Mogę się zgodzić na dwa dni – rzuciłam, ustępując. Jeden weekend mnie nie zabije, prawda?

– Dwa tygodnie.

– Tydzień.

– Zgoda.

Jego dołeczki znów mnie oślepiły i zdałam sobie sprawę, że zostałam oszukana. Od początku miał taki plan i celowo zaczął od trzech. Niestety, było już za późno na żale, a kiedy wyciągnął rękę, nie miałam innego wyjścia, jak ją uścisnąć, zgadzając się na zaproponowany warunek.

To było najgorsze w Xavierze. Był bystry, ale wykorzystywał to do niewłaściwych rzeczy.

– Nie patrz na mnie, jakbym zabił ci rybkę – mruknął. – Zabieram cię na wakacje. Będzie fajnie. Zaufaj mi.

Uśmiechnął się szerzej w odpowiedzi na moje lodowate spojrzenie.

Tydzień w Hiszpanii z jedną z najmniej lubianych przeze mnie osób na świecie. Co mogło pójść nie tak?

 

 

 

 

 

 

ROZDZIAŁ 2

 

 

 

Xavier

 

 

Nic nie poprawiało mi humoru tak, jak irytowanie Sloane. Była przewidywalna w swoich reakcjach i spektakularna w swoim gniewie, a ja uwielbiałem patrzeć, jak jej fasada królowej lodu topnieje na tyle długo, by odsłonić przebłysk prawdziwej osoby kryjącej się pod spodem.

Nie zdarzało się to często, ale kiedy już się zdarzało, zapisywałem to w pamięci razem ze wszystkimi rzeczami związanymi ze Sloane.

– Ach, jesteś jedną z nich. – Spojrzałem na ciasny kok i dopasowaną sukienkę mojej nowej PR-owczyni. – Spięta wyznawczyni zasad. Rozumiem. Powinnaś była przedstawić się w ten sposób, a nie swoim imieniem

Spojrzenie, którym mnie obdarzyła, mogłoby zrównać z ziemią całą przecznicę miasta.

Obiektywnie rzecz biorąc, Sloane była jedną z najpiękniejszych kobiet, jakie kiedykolwiek spotkałem. Niebieskie oczy, długie nogi, symetryczna twarz… Sam Michał Anioł nie mógłby wyrzeźbić lepszej kobiecej formy.

Szkoda, że nie towarzyszyło temu poczucie humoru.

Powiedziała coś ostrego w odpowiedzi, ale już ją wyciszyłem.

Do diabła z moim ojcem, który zmusił mnie do tego głupiego układu. Gdyby nie spadek, kazałbym mu się odwalić.

Publicyści byli gloryfikowanymi niańkami, a ja nie chciałem ani nie potrzebowałem niańki. Poza tym, choć Sloane była bardzo miła dla oka, to już wiedziałem, że będzie dla mnie poważnym problemem.

To było nasze pierwsze spotkanie. Moja początkowa niechęć do niej zniknęła od tego czasu, pozostawiając… do licha, sam nie wiedziałem co. Ciekawość. Przyciąganie. Frustrację.

O wiele bardziej skomplikowane emocje niż wrogość, niestety.

Nie miałem pojęcia, kiedy przełącznik się obrócił, ale chciałem się cofnąć i ustawić go z powrotem w pozycji wyjściowej. Wolałbym jej nienawidzić, a nie być nią zaintrygowany.

– Stań prosto – nakazała Sloane, nie odrywając wzroku od mężczyzny zmierzającego w naszą stronę. – Jesteś na gali, a nie na plaży. Postaraj się udawać, że chcesz tu być.

– Jest alkohol, jedzenie i wspaniała kobieta u mego boku. Oczywiście, że chcę tu być – odparłem przeciągle. Pierwsza część mojej wypowiedzi była prawdą, druga kłamstwem.

Omiotłem Sloane spojrzeniem, na tyle szybko, by umknęło to jej uwadze, ale na tyle długo, by w moim umyśle odcisnął się jej obraz. Na kimkolwiek innym prosta czarna suknia byłaby nudna, ale Sloane mogłaby założyć worek, a i tak przyćmiłaby otoczenie.

Jedwab otulał jej szczupłą sylwetkę, podkreślając nieskazitelną skórę i gładkie, nagie ramiona. Włosy upięła w bardziej wyszukaną wersję zwykłego koka, a poza parą małych kolczyków z diamentami nie miała na sobie żadnych dodatków i prawie żadnego makijażu. Najwyraźniej ubrała się z zamiarem wtopienia się w tłum, ale równie dobrze diament mógłby próbować wtopić się w błoto.

Będę szczery – nie spodziewałem się, że zaakceptuje mój warunek. Miałem nadzieję, że to zrobi, ale była oddana swojej pracy, a gala nie była aż tak ważna. To zwykłe wydarzenie na cześć mojego ojca, a nie Bal Dziedzictwa czy królewskie wesele.

Fakt, że poświęciła tydzień cennego czasu pracy w zamian za moją obecność tutaj. Śmierdziało mi to, ale nie zamierzałem zaglądać darowanemu koniowi w zęby.

Od jakiegoś czasu bardzo chciałem wyrwać Sloane z biura. Była tak spięta, że mogła eksplodować, a ja nie chciałem przy tym być, gdy to się stanie. Musiała odreagować. Poza tym podróż była idealną okazją, by ją rozpuścić (dosłownie i w przenośni) – sprawić, żeby rozwiązała włosy, rozluźniła się i dobrze bawiła. Zapłaciłbym za możliwość zobaczenia, jak wyleguje się na plaży niczym normalna osoba, zamiast doprowadzać ludzi do płaczu przez telefon.

Sloane Kensington potrzebowała wakacji bardziej niż ktokolwiek inny, kogo znałem.

– Xavier! – Eduardo w końcu do nas dotarł. Najlepszy przyjaciel mojego ojca i tymczasowy dyrektor generalny Castillo Group klepnął mnie w ramię, wyrywając mnie z zamyślenia, zanim zawędrowałem w niebezpieczne rejony. – Nie spodziewałem się ciebie tutaj, mijo.

– To jest nas dwóch – odparłem sucho. – Dobrze cię widzieć, tío.

Nie był moim biologicznym wujkiem, ale równie dobrze mógłby nim być. Przyjaźnił się z moim ojcem od dzieciństwa i był jednym z jego najbardziej zaufanych doradców, zanim zachorował. Eduardo kierował obecnie firmą, dopóki zarząd nie podejmie ostatecznej decyzji, czy poczekać, aż mój ojciec wyzdrowieje, czy znaleźć nowego prezesa na stałe.

Eduardo odwrócił się do Sloane i pocałował ją w policzek na powitanie.

– Sloane, wyglądasz cudownie – powiedział. – Zakładam, że to tobie powinienem podziękować za to, że Xavier się pojawił. Wiem, jak trudno jest go okiełznać. Kiedy był dzieckiem, nazywaliśmy go pequeńo toro. Uparty jak mały byczek.

Jej wcześniejszy gniew został zastąpiony profesjonalnym uśmiechem.

– To moja praca. Cieszę się, że mogę ją wykonywać.

Kłamała równie dobrze jak ja.

Nasza trójka rozmawiała przez chwilę, dopóki inny gość nie odciągnął Eduarda. Przyjmował nagrodę Filantropa Roku w imieniu mojego ojca, ponieważ ja odmówiłem, ale wszyscy woleli rozmawiać z nim o interesach zamiast o dobroczynności.

Typowe.

Gdy zbliżaliśmy się do naszego stolika, przyłapałem Sloane na ponownym sprawdzaniu czasu.

– Patrzysz na zegarek już jakiś dziesiąty raz, odkąd tu przyjechaliśmy – zauważyłem. – Jeśli tak bardzo chcesz wyjść, możemy pominąć nudną ceremonię i upić się przy barze.

– Ja się nie upijam, a jeśli już musisz wiedzieć, to za godzinę się z kimś spotykam. Ufam, że po moim wyjściu będziesz się zachowywał. – Pomimo chłodnego tonu jej szczęka i ramiona były wyraźnie spięte.

– Spotkasz się z kimś w Londynie o tak później porze? – Usadowiliśmy się na naszych miejscach w momencie, gdy na scenę wkroczył prowadzący, a salę wypełniły oklaski. – Nie gadaj, że masz gorącą randkę.

– Nie twój interes. – Podniosła wykaligrafowaną kartę menu i bez wątpienia przejrzała ją w poszukiwaniu orzechów włoskich. Sloane prowadziła przeciwko nim dziwną wendettę (i nie chodziło o alergię; sprawdziłem).

– Jestem zaskoczony, że znajdujesz czas na randki. – Prowadzący rozpoczął swoją mowę powitalną. Rozsądek kazał mi porzucić ten temat, ale nie mogłem. W Sloane było coś, co sprawiało, że rozsądek zawsze wylatywał przez okno. – Kto jest tym szczęściarzem?

– Xavier. – Opuściła menu i spojrzała na mnie. – Nie czas na to. Nie chcemy powtórki z fiaska w Cannes.

Przewróciłem oczami. Raz przyłapano mnie na drzemce podczas rozdania nagród i nagle stałem się tym złym. Gdyby tego typu wydarzenia nie były tak cholernie nudne, może łatwiej byłoby mi nie zasypiać.

W dzisiejszych czasach ludzie nie umieli się bawić. Kto miało ochotę na miałką muzykę rodem z windy i te same nudne drinki serwowane na każdej gali? Nikt. Gdyby mi zależało, udzieliłbym organizatorom kilku wskazówek, ale nie zależało.

Kelnerzy przynieśli jedzenie, które zignorowałem na rzecz większej ilości szampana, bo ceremonia się przeciągała.

Wyciszyłem ją i zastanawiałem się, z jakim typem faceta może spotykać się Sloane. Przez wszystkie lata naszej wspólnej pracy nigdy nie widziałem jej z nikim ani nie słyszałem, by wspominała o randce, ale oczywiście musiała z kimś być.

Była kąśliwa jak diabli, ale także piękna, inteligentna i utalentowana. Nawet teraz wielu mężczyzn zerkało na nią ukradkiem z sąsiednich stolików.

Dopiłem drinka i popatrzyłem na jednego z nich, aż odwrócił wzrok i poczerwieniał na twarzy. Sloane była moją partnerką tylko z nazwy, ale inni ludzie nie powinni się na nią gapić, skoro przyszła ze mną. Czy nikt już nie przestrzegał etykiety?

Sala wybuchła ogłuszającym aplauzem. Eduardo wstał, a ja zdałem sobie sprawę, że prowadzący właśnie ogłosił mojego ojca Filantropem Roku.

– Klaszcz – wycedziła Sloane ze wzrokiem skierowanym przed siebie. Na jej twarzy pojawił się wymuszony uśmiech. – Kamery patrzą.

– A kiedy nie patrzą? – Klaskałem bez przekonania, tylko dla Eduarda.

– To dla mnie zaszczyt móc przyjąć dziś tę nagrodę w imieniu Alberta – powiedział. – Jak wiecie, był moim przyjacielem i partnerem biznesowym przez więcej lat, niż jestem w stanie zliczyć…

Sloane spojrzała na zegarek i zebrała swoje rzeczy, gdy Eduardo zakończył swoją na szczęście krótką przemowę.

Wyprostowałem się.

– Już wychodzisz? Minęło dopiero pięćdziesiąt minut, a nie godzina.

– Na wypadek korków. Ufam, że będziesz się dobrze zachowywał pod moją nieobecność. – Ostatnie zdanie podkreśliła ostrzegawczym spojrzeniem.

– Gdy tylko wyjdziesz, obleję drinkiem jakiegoś gościa i przejmę system muzyczny – powiedziałem. – Na pewno nie chcesz zostać?

Nie wyglądała na rozbawioną.

– Zrób to, a z naszej umowy nici – odparła bez ogródek. – Zamelduję się pod koniec nocy.

Dyskretnie wstała i skierowała się w stronę wyjścia. Byłem tak skupiony na obserwowaniu, jak odchodzi, że nie zauważyłem zbliżającego się Eduarda, dopóki nie położył mi ręki na ramieniu.

– Masz chwilę? Jest coś, co musimy omówić.

– Jasne. – Po odejściu Sloane zrobiłbym wszystko, by wyrwać się z tego miejsca, od stolika pełnego nudziarzy.

Poszedłem za Eduardo na korytarz. Teraz, gdy ceremonia dobiegła końca, goście wrócili do picia i rozmów, więc nikt nie zwracał na nas większej uwagi.

– Miałem zadzwonić i ci o tym powiedzieć, ale lepiej będzie zrobić to osobiście. – Gdy uwolniliśmy się od czujnych oczu fotografów, usta Eduarda ułożyły się w ponurą linię, która sprawiła, że mój puls przyspieszył. – Xavier…

– Niech zgadnę. Chodzi o ojca.

– Nie. Tak. Cóż… – Eduardo przetarł twarz dłonią, z nietypowym dla niego niezdecydowaniem. – Jego stan jest stabilny. Nic się nie zmieniło.

Ulga lub rozczarowanie rozluźniły węzeł w mojej klatce piersiowej. Jak bardzo popieprzone było to, że miałem mieszane uczucia w związku z czymś, co powinno być dobrą wiadomością?

– To oznacza, że jego stan się nie pogarsza, ale też nie poprawia – wyjaśnił Eduardo. – Nie odwiedzałeś go od miesięcy. Powinieneś się z nim zobaczyć. To może pomóc. Lekarze mówią, że kiedy w pobliżu są bliscy…

– „Bliscy” to słowo klucz. Skoro mojej mamy nie ma w okolicy, to chyba ma przejebane.

Jedyną osobą, na której ojcu naprawdę zależało, była moja matka.

– On jest twoim ojcem. – Mój honorowy wujek zacisnął wargi. – Deja de ser tan terco. Haz las paces antes de que sea demasiado. – Przestań być taki uparty. Popraw się, zanim będzie za późno.

– To nie ja muszę się poprawiać – odparłem. Trudno było próbować w nieskończoność, a ja osiągnąłem swój limit lata temu. – W każdym razie miło się rozmawia, ale muszę być gdzie indziej.

– Xavi…

– Bezpiecznej podróży do domu. – Odwróciłem się. – Pozdrów ode mnie wszystkich.

– To firma twojej rodziny! – zawołał za mną Eduardo. Sprawiał wrażenie zrezygnowanego. Tymczasowo objął stanowisko dyrektora generalnego tylko dlatego, że je odrzuciłem, i wiedziałem, że trzymał się nadziei, że pewnego dnia w cudowny sposób „opamiętam się” w kwestii kontynuowania rodzinnego dziedzictwa. – Nie możesz wiecznie od tego uciekać.

Nie zatrzymałem się.

Po zakończeniu ceremonii gala w zasadzie dobiegła końca, co oznaczało, że nie złamałbym umowy ze Sloane, gdybym wyszedł.

Przypomnienie sobie o niej i tego, gdzie teraz była – prawdopodobnie na randce z jakimś dupkiem – zepsuło mój i tak już kiepski humor.

Zwykle starałem się patrzeć na pozytywy, ale pieprzyć to, czasami facet musi się pogrążyć.

Wziąłem marynarkę z szatni i wsiadłem do jednej z czarnych taksówek czekających na zewnątrz.

– Neon – podałem nazwę najgorętszego klubu nocnego w mieście. – Dam ci sto funtów napiwku, jeśli dowieziesz mnie tam w mniej niż piętnaście minut.

Taksówka ruszyła. Wpatrywałem się przez okno w mijane światła Londynu, marząc już o chwili, w której upiję się na tyle, by znikły wszelkie myśli o Eduardo, moim ojcu i pewnej PR-owczyni, która zajmowała je znacznie częściej, niż powinna.

 

 

Ciąg dalszy w wersji pełnej