Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Nowy esej jednej z ważniejszych współczesnych francuskich filozofek, Catherine Malabou, Wymazana przyjemność. Klitoris i myślenie, to historia łechtaczki, tego, jak była przez wieki postrzegana – czy raczej nie dostrzegana i lekceważona, to przerażające dzieje fizycznego i symbolicznego okaleczania kobiet oraz feministycznej walki o przywrócenie godności, o uznanie dla tego małego organu, który służy tylko kobiecej przyjemności – a więc „niczemu”. Ale to również próba myślenia o mocy bez dominacji, próba stworzenia filozoficznej i politycznej alternatywy dla męskiego fallogocentryzmu.
***
„Łechtaczka – mikroskopijny kamyczek ukryty głęboko w wielkim bucie seksualnej wyobraźni. O młodej bogince Klitoris z greckiej mitologii, znanej z niedużych rozmiarów, mówiono, że jest drobna „jak kamyk”. Długo ukrywana, pozbawiona nazwy, nieprzedstawiana w sztuce, nieobecna w traktatach medycznych, często ignorowana przez same kobiety…
Klitoris, ten mały, nabrzmiały sekret, który trwa, opiera się, nęka świadomość i rani piętę, jest jedynym organem, który służy wyłącznie przyjemności – a więc „niczemu”. Zupełnie nic, ogromne nic, wszystko albo nic kobiecej rozkoszy.
Kwestia rozkoszy łechtaczkowej jest nierozerwalnie związana z polityczną kwestią upodmiotowienia. Afirmacja kobiety klitoralnej jest punktem wyjścia do nowego sposobu stawania-się-podmiotem. (…) Bo czy możemy myśleć samodzielnie, nie znając siebie? A czy możemy poznać siebie, nie wiedząc, czym jest i gdzie się mieści nasza przyjemność?
W rzeczywistości nie ma dwóch stron, jest ich cała mnogość, jest wiele odchyleń, zakrzywień i granic. Wiele genderów, a nawet łechtaczek. Tak czy inaczej nie mamy płci. To raczej płeć bierze w posiadanie podmiot, wprawia go w ruch jak maszyna. Ta maszyna to sieć norm logistycznych, biomedycznych i kulturowych, które systematycznie zaburzają hetero-seksualny porządek.
Nie jest tak, że mój umysł jest niebinarny, zaś ciało klitoralne. Intelektualna niebinarność w żadnym razie nie jest bezpłciowa. Libido łechtaczkowe nie jest oddzielone od intelektu. Łechtaczka czuwa w synchronii z mózgiem, linia ognia ciągnie się przez całe moje ciało – od jednego końca do drugiego.
Łechtaczka i anarchia są w zmowie, bo dzielą wspólny los pasażerek na gapę, bo łączy je sekretne, ukryte, zapoznane istnienie. Łechtaczkę także od dawna uważano za wichrzycielkę, za organ nadmiarowy, bezużyteczny, który swoją anarchiczną niezależnością, dynamiką przyjemności oderwanej od wszelkich zasad i celu, szydzi sobie z anatomicznego, politycznego i społecznego porządku. Łechtaczka nie daje sobą rządzić.
Klitoris tekstów wskazuje miejsce, w którym filozofowie robią sobie dobrze i przestają utożsamiać się ze swoją biologiczną i kulturową płcią. To miejsce nie zawsze jest widoczne od razu. Oficjalne kanony interpretacyjne oczywiście starają się je wymazać. Bezskutecznie. W luce między samymi tekstami skrywa się cały szereg form, rozsadzających ramy zachodniego logosu, otwierających je coraz szerzej na obce ciała, na niespisane jeszcze formy rozkoszy.
Łechtaczka, anarchia i pierwiastek kobiecy są dla mnie nierozerwalnie złączone – tworzą ruch oporu”.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 111
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
TRANSGRESJE
___________________________
CATHERINE MALABOU
WYMAZANA
PRZYJEMNOŚĆ
KLITORIS I MYŚLENIE
Przekład
Anastazja Dwulit
OSTROGI
2021
Spis treści
1. Wymazywanie
2. Prawie boginie (Nimfy 1)
3. Obrazy bez płci: Boccaccio, Warburg, Agamben (Nimfy 2)
4. Nadia bez bycia, parę uwag o „kobiecie przedmiocie miłości” (Nimfy 3)
5. Anatomia polityczna
6. „Egzystencja seksualna” według Simone de Beauvoir
7. Dolto, Lacan i „stosunek”
8. „Kobiecy narząd płciowy to klitoris”, Carla Lonzi i feminizm różnicy
9. Luce Irigaray: „Kobieta nie jest ani zamknięta, ani otwarta”
10. „Z czułością i z szacunkiem dla niewinnego sromu”
11. Okaleczenia i naprawa – czy to właściwe słowa?
12. Ciała technologicznie zmodyfikowane. Paul B. i transfeminizm
13. „Mea vulva, mea maxima vulva”. Nimfy 4: nimfomanka
14. Strefy ekstazy realnego
15.Łechtaczka, anarchia i pierwiastek kobiecy
Pamięci Anne Dufourmantelle, w odpowiedzi na jej rozważania o łagodności.
Klitoris, tajemniczy ruchliwy rubin, lśniący jak klejnot na torsie boga.
Pierre Louÿs
1
Wymazywanie
Łechtaczka – mikroskopijny kamyczek ukryty głęboko w wielkim bucie seksualnej wyobraźni. O młodej bogince Klitoris z greckiej mitologii, znanej z niedużych rozmiarów, mówiono, że jest drobna „jak kamyk”. Długo ukrywana, pozbawiona nazwy, nieprzedstawiana w sztuce, nieobecna w traktatach medycznych, często ignorowana przez same kobiety, łechtaczka przez wieki znaczyła tyle co skrupuł, w pierwotnym tego słowa znaczeniu: ziarnko, które utrudnia chodzenie i wwierca się w umysł1. Niepewna etymologia słowa klitoris pozwala umieścić je gdzieś między „wzgórzem” (kleitoris) a „zapięciem” (kleidos). Klitoris – ten mały, nabrzmiały sekret, który trwa, opiera się, nęka świadomość i rani piętę, jest jedynym organem, który służy wyłącznie przyjemności – a więc „niczemu”. Zupełnie nic, ogromne nic, wszystko albo nic kobiecej rozkoszy.
W sensie anatomicznym słowo to po raz pierwszy pojawia się u Rufusa z Efezu, greckiego lekarza z I-II wieku, który bawi się w chowanego z synonimami: „Nimfa lub mirt to umięśniony kawałeczek ciała który wisi pośrodku wejścia [do szczeliny], niektórzy nazywają to hypodermis, inni klitoris – łechtaczką, zaś lubieżne dotykanie tego miejsca nazywamy łechtaniem”2. W języku francuskim nazwa ta w formie „cleitoris” pojawiła się w 1575 roku za sprawą Ambroise’a Parégo, by w 1585 roku w tajemniczy sposób zniknąć z jego Dzieł3. Gabriele Falloppio (pamiętamy, że przewodem Fallopia zwano jajowody) mógł więc w 1561 roku z powodzeniem utrzymywać, że to on odkrył ten organ. Organ, który ledwo się pojawił, a już znikł.
Wiek XXI. Sala pełna osłupiałych mężczyzn, którym ginekolog wyjaśnia, jak zachowuje się łechtaczka podczas aktu miłosnego, jak reaguje na dotyk penisa, wibratora, palców, języka, jak się porusza, jak się zachowuje podczas penetracji czy pieszczot4. Jest wspólniczką waginy, grają w jednej drużynie. Ale jest także samotną hedonistką. Ożywia ją podwójna orientacja erotyczna. Kołysze się, towarzysząc ruchom penetrowanej pochwy. Albo twardnieje, wyginając się jak koci grzbiet. Czasami robi obie te rzeczy jednocześnie. Czasami jedną bez drugiej. Nie poprzestając na żadnej z nich, łechtaczka wymyka się dychotomiom.
Tego jej podwójnego życia, które samo w sobie już kwestionuje normę heteroseksualności, również przez całe wieki nie dostrzegano. Pierwsze próby rozpoznania łechtaczki – przez porównanie jej z penisem – tylko jeszcze bardziej zaciemniały jej charakter. Dobrze znamy Freudowską teorię córki jako chybionego syna, płci żeńskiej jako formy nieobecności. Klitoris byłby blizną po kastracji, kalekim penisem kobiety. Freud jest nadal na swój sposób więźniem modelu unisex. W książce Making Sex: Body and Gender From the Greeks to Freud Thomas W. Laqueur przedstawia śmiałą tezę, wedle której od starożytności do XVIII wieku obowiązywała wizja jednej płci, a anatomiczne różnice między mężczyznami i kobietami uznawano w jej ramach za nieistotne5. Uważano, że w istocie istnieje tylko jedna płeć, tyle że żeńskie narządy płciowe znajdują się wewnątrz ciała, a męskie na zewnątrz. Późniejsze odkrycie łechtaczki przez anatomów wcale nie doprowadziło do całkowitego odrzucenia tego schematu.
Na nim wznosi się fantazmatyczna fabryka lesbijek i inwertów, poważnie podkopana przez Simone de Beauvoir6.
Jednocześnie klitoris jako okaleczony penis zawsze był łączony z nadmierną rozkoszą. Nie przydaje się do rozmnażania. Usunięty, a jednak lubieżny. Legenda głosi, że gorgony, wyposażone w ogromne łechtaczki, skazane były na dożywotnią masturbację. Usunięcie łechtaczki, klitoridektomię, stosowano również jako środek terapeutyczny – ponowna kastracja kobiety miała ukoić targające nią żądze. Radykalne rozwiązanie problemu rozkoszy, która nie zna miary.
Praktyka ta występuje we wszystkich kulturach, nie tylko w Afryce, jak się zbyt często uważa. Na Zachodzie była to metoda leczenia histerii i nimfomanii. Istnieje kilka metod fizycznego usunięcia łechtaczki. Ale jest też wiele sposobów, by się jej pozbyć w sensie psychicznym. Jednym z nich jest legendarna oziębłość, przeciwieństwo nimfomanii.
Nieobecność, usunięcie, okaleczenie, zaprzeczenie. Czy klitoris może w ogóle istnieć w mentalności, w ciele, w nieświadomości w sposób inny niż negatywny?
***
Mówią, że świat się zmienił. To prawda. Dzięki rzeczywistej różnorodności perspektyw, kultur, praktyk, bojowych i performatywnych działań, możemy dziś upominać się o istnienie łechtaczki – anatomicznej, symbolicznej, politycznej. „Zróbmy rewolucję łechtaczek!” – wzywa Nadjeżda Tołokonnikowa z grupy Pussy Riot (dosłownie „bunt cipek”).
Nie tak dawno zaczęły się, na szczęście, ukazywać książki, które pomagają wyjść ze strefy niewidzialności7. Ujawnia się całkiem nowa geografia, estetyka i etyka przyjemności, wykraczająca daleko poza matrycę heteroseksualną i dająca się streścić w dwóch słowach: „poza penetracją”8.
Również feminizm ewoluuje. Inny jest dyskurs feminizmu drugiej, a następnie trzeciej fali, inny wreszcie ultranowoczesnego transfeminizmu. Nie chodzi już o kwestię (albo nie tylko o nią) wskazania na klitoris jako przynależną wyłącznie kobiecie. Odkąd doszły aspekty queerowe, interpłciowe, trans..., łechtaczka stała się nazwą urządzenia libidinalnego, które niekoniecznie należy do kobiet, i które wywraca na nice tradycyjną wizję seksualności, przyjemności i genderów. Inna chirurgia, inne wyobrażenia. Dzisiaj – woła Paul B. Preciado – można, każdy może, nie stosując się do ekskluzywnego ani uniwersalnego modelu, podłączyć „łechtaczkę do splotu słonecznego”9.
A jednak.
***
A jednak piszę to, bo może tak naprawdę nic się nie zmieniło. Po pierwsze, okaleczanie narządów płciowych jest nadal na porządku dziennym. Milionom kobiet wciąż odmawia się prawa do przyjemności. Łechtaczka jest nadal, w sensie fizycznym i psychicznym, organem przyjemności wymazanej. A po drugie, zapobieganie jednemu rodzajowi wymazywania zawsze może oznaczać wymazywanie w inny sposób. Bo czy rozpoznawanie jakiejś rzeczywistości nie jest jednocześnie jej zapominaniem? Czy akt naświetlenia nie jest aktem przemocy? Jedna ręka pieści, druga trzyma gumkę do ścierania.
***
Historię łechtaczki można oczywiście czytać jako trajektorię liniową, postęp, który prowadzi od usuwania w cień do widzialności, od wykreślenia do istnienia. Dzisiaj, nareszcie, przynajmniej w niektórych krajach, a w każdym razie w niektórych kręgach, klitoris odzyskał godność. Jednak pomiędzy każdą fazą, każdą frazą tego „postępu” otwiera się przepaść. Bo żeby wyprowadzić łechtaczkę z mroku, nie wystarczy niestety przypominać o jej istnieniu, szczegółowo opisywać jej anatomię, podkreślać jej znaczenie, afirmować ją performatywnie. Wszystkie moje lektury, wszystkie badania prowadzą do wniosku, że jej dotknięcie, w przenośni, a może także dosłownie, zawsze jest doświadczeniem luki, odstępu. Łechtaczka istnieje tylko w odstępie, co nie narusza ani jej autonomii, ani jej orgazmicznej intensywności, ale jednocześnie paradoksalnie utrudnia postrzeganie jej jako całości, zjednoczonej, skupionej w sobie.
Odstęp między łechtaczką a pochwą – przedmiot tylu analiz i psychoanaliz. Odstęp między łechtaczką a penisem. Odstęp między łechtaczką a fallusem – przy czym ona, w przeciwieństwie do penisa, odmawia posłuszeństwa prawu fallusa. Odstęp między tym, co biologiczne, a tym, co symboliczne, między ciałem a znaczeniem. Wreszcie odstęp między „podmiotami” feminizmu, a jednocześnie między samymi feminizmami.
Odstęp między ciałami. Odstęp między anatomicznym przeznaczeniem płci a społeczną plastycznością genderu. Odstęp między tym, co wrodzone, a interwencją chirurgiczną. Odstęp między twierdzeniem o istnieniu „kobiety” a odrzuceniem takiej kategorii. Odstęp między „my – kobiety” a wielością doświadczeń, które uniemożliwiają zjednoczenie czy uniwersalizację zarówno „nas”, jak i „kobiet”.
Odstęp to nie tylko różnica – różnica między tym samym a innym lub różnica w sobie. Różnica – w tym różnica płci – jest tylko jednym z przypadków odstępu. Odstęp sprawia, że paradoksalna tożsamość różnicy pęka, ujawnia wielość, która się w niej kryje.
Może wydawać się dziwne, że wybieramy jakiś jeden organ, jedną konkretną część ciała lub genitaliów – klitoris – żeby oddać sprawiedliwość tej mnogości odstępów. Dlaczego koncentrujemy się właśnie na nim, a nie na innych obszarach, niekoniecznie genitalnych?
Ponieważ jest niemym symbolem.
Po pierwsze, na palcach jednej ręki możemy policzyć filozofów, którzy odważyli się o nim mówić, choć przecież znajdujemy u nich wiele odniesień do innych części ciała kobiety, chociażby piersi, waginy czy warg sromowych. Fallokracja języka filozoficznego nie jest już zresztą dla nikogo tajemnicą. Jacques Derrida jako pierwszy nazwał go „fallocentryzmem” lub „fallogocentryzmem”10 i poddał dekonstrukcji, stawiając pod znakiem zapytania jego główne cechy: przywilej przyznany temu, co wyprostowane, erekcji (architektoniczny model wszystkiego, co stoi), widzialności, symbolice fallusa, a jednocześnie redukcja kobiety do materii-macierzy, do matki, do waginomacicy. Filozofia nigdy nie mówi o przyjemności kobiet.
W Historii seksualności Michel Foucault nie poświęca ani jednego zdania łechtaczce, prócz wzmianki, że hermafrodyta miała ją „olbrzymią”11. Poza tym nigdy nie rozważa jej roli w „użytku z przyjemności”12. Może dlatego, że utrudniłoby mu to totalne zakwestionowanie „hipotezy represji”13...
Fallogocentryzm od samego początku organizował zachodni dyskurs filozoficzny i rządzi nim do dziś.
Ale też jednym z naukowych i etycznych zadań filozofii zawsze było rzucanie światła na te obszary rzeczywistości, które z różnych powodów pozostawały ukryte, zagrzebane, stłumione. Zatem filozoficznie mówić o klitorisie oznacza sprawiać, by się pojawił. Lecz jak to zrobić, by go nie zakryć ponownie? Jak właściwie o nim myśleć, skoro język filozofii jest logicznym obrzezywaniem?
Po drugie kobiety-filozofki, które próbowały rozwikłać tę sprzeczność i wprowadzić klitoris w obszar myślenia, były krytykowane, a czasem nawet wyśmiewane przez feminizm trzeciej i czwartej fali. W Drugiej płci – książce przez wiele osób słusznie uważanej za filozoficzną – Simone de Beauvoir miała odwagę skonfrontować klitoris z „koncepcją” – poczęciem, mówiąc otwarcie o „dwóch narządach” seksualnych kobiety oraz o wyjątkowości przyjemności, niekoniecznie związanej z rozmnażaniem. Jednak jej podejście uznano za esencjalistyczne, zbyt mocno nastawione na eksplorowanie rzekomej tożsamości kobiecej.
Od tego czasu pojawiło się wiele innych teorii, postgenderyzm, krytyka różnicy płciowej, niezmienności, naturalności i binarności płci.Otworzyły one i nadal otwierają kolejne odstępy – między filozofią a polityką, językami dominującymi a językami mniejszości, różnymi typami eurocentryzmu a ruchami dekolonialnymi. W ten sposób pozbawiono klitoris prostego statusu „narządu płciowego”, przywileju kobiet. Czym jest on właściwie dla podmiotu niebinarnego, dla ono, niemającego ani męskiej, ani żeńskiej tożsamości? Czy nie nadszedł czas, by skończyć z „fetyszyzacją narządów płciowych i anatomii, koncentracją na fizjologii”? – słusznie pyta Delphine Gardey. „To właśnie sugeruje [na przykład] Judith Butler” – ciągnie dalej Gardey – „kwestionując taką koncepcję ciała i erotyki, jaka produkuje ciało «pokawałkowane»”14.
Niewykluczone jednak, że te nowe odkrycia dotyczące seksualności, płci i ciał, choć bez wątpienia bardzo potrzebne, także przyczyniają się na swój sposób do innej formy wymazywania.
Dlaczego nie pozwalamy stworzyć portretu klitoris, mimo że ledwo się pojawił, będąc w pewnym sensie czymś całkiem nowym? Skąd przekonanie, że pisma Simone de Beauvoir czy Luce Irigaray, czy chociażby radykalnych włoskich feministek, takich jak Carla Lonzi czy Silvia Federici, są już kompletnie przestarzałe? Dlaczego nie chcemy słuchać tych, które jako pierwsze miały odwagę oddać głos łechtaczce?
Będę bronić tutaj stanowiska radykalnie feministycznego, choć zdecydowanie odległego od pozycji terfów (transexclusionary radical feminists), które sądzą, że walka o prawa osób trans zagłusza i przesłania specyfikę walki o prawa kobiet15. Nie zgadzam się z tymi, które uważają, że binarność seksualna to dogmat wyryty w kamieniu, które potępiają to, co uważają za ekscesy teorii gender, nie godzą się na rodzicielstwo osób tej samej płci i wciąż robią ustępstwa na rzecz fallokracji. Ale przeciwna jestem systemowemu odrzucaniu feministek działających przed powstaniem teorii gender, a dokładnie pionierek radykalnego feminizmu.
Klitoris wciąż, nawet dzisiaj, nosi bliznę, o którą słowa rozbijają się jak fale, od której umykają, ledwo jej dotknąwszy. Nie znaczy to jednak, że jest miejscem braku, znaczącego, literą lub obiektem a, b, c lub z. Nie, to prostsze, a zarazem bardziej skomplikowane. Nawet jeśli klitoris niekoniecznie należy tylko do kobiety, to pozostaje zagadkowym miejscem tego, co kobiece. Co oznacza, że nie znalazł jeszcze swojego miejsca.
Miejsce to chcę tutaj naszkicować serią pociągnięć pędzla, równocześnie pojawiających się i znikających, oddalonych od siebie, wyjętych z różnych typów dyskursu, bez hierarchii i osądzania. Można je czytać za porządkiem – bo posuwają się zgodnie z chronologią feminizmu, lub nie zważając na ten porządek – wtedy tworzą pętlę.
Nie próbuję niczego udowadniać, chcę tylko dać przemówić wielu głosom, chcę dzięki nim znaleźć równowagę między ogromną trudnością, jaką sprawia dziś wyrażanie tego, co kobiece, a palącą koniecznością jej wyrażania.
Te pociągnięcia pędzla same są jak małe łechtaczki pisma. Rysują, nie tworząc jego obrazu, pozycję narzędzia przyjemności, które – wciąż ten skrupuł – nigdy nie stało się narzędziem myślenia.
2
Prawie boginie
Nimfy 1
„Dwa rodzaje warg sromowych mniejszych nazywane są nymphae, ponieważ przypisuje się im kierowanie strumieniem moczu, […] obramowują górną połowę sromu wewnątrz warg sromowych większych”.
Georges Cuvier,
Leçons d’anatomie comparée16
„Nimfy” mają podwójne znaczenie. Po pierwsze to mitologiczne bóstwa. Po drugie nymphae, nimfy to nazwa warg sromowych mniejszych, a często błędnie synonim łechtaczki. Co się kryje za tym pomieszaniem?
***