Zimna odwilż - Justyna Chrobak - ebook

Zimna odwilż ebook

Justyna Chrobak

4,4

Opis

Przeżywając osobistą tragedię Malwina odkrywa coś, co na zawsze zmieni jej życie. Kiedy myśli, że już nic nowego jej nie zaskoczy, dowiaduje się o ogromnym spadku. Na horyzoncie pojawia się również tajemniczy przyjaciel rodziny, a także ktoś, kto zaślepiony chęcią zysku grozi jej i szantażuje.

Kobieta dociera do punktu, z którego nie uda jej się już samej wyplątać z problemów, musi więc poprosić o pomoc i choć na chwilę zapomnieć o swojej dumie. Nie będąc odpowiedzialna już tylko za siebie, musi wybrać drogę, która zapewni bezpieczeństwo jej i jej bliskim. Czy będzie potrafiła to zrobić pomimo zranionych uczuć i gniewu? Czy Sebastian zburzy mur, który powstał przez jego złe decyzje?

Jedno pozostaje pewne - w życiu Zimnej S… nieuchronnie nadchodzi odwilż.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 331

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (215 ocen)
120
60
27
8
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
GumiBunia

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo mi się podobała :)
10
MagdalenaHaM

Dobrze spędzony czas

Fajne zakończenie
00
Nataliakulinska

Nie oderwiesz się od lektury

bardzo fajna książka 😍
00
magklim25

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna
00
Monika309

Nie oderwiesz się od lektury

Obie części fantastyczne
00

Popularność




Okładka: Maciej Sysio
Fotografia na okładkę: Twoje Foto Magdalena Świerczek
Modelka: Klaudia Szczepański
Redakcja: Beata Kostrzewska
Korekta: Katarzyna Bieńkowska
Skład: Monika Pirogowicz
ISBN 978-83-960662-1-3
Copyright © by Justyna Chrobak
Wydanie I, Bielsko-Biała 2021
Konwersja: eLitera s.c.

ROZDZIAŁ I

Miarowe stukanie wypielęgnowanych paznokci w kolorze głębokiego rubinu pozwalało lepiej skoncentrować się na czytanej wiadomości. Tego dnia w pracy Malwina miała istne urwanie głowy. Poranne wizyty w szpitalu, które od kilku tygodni stały się rutyną, sprawiały, że cały schemat tygodnia stawał się dziwnie zaburzony, a ona sama była mocno rozkojarzona. Jednak każdego dnia starała się tak zaplanować obowiązki, by kończyć pracę bez żadnych zaległości.

Od ostatnich wydarzeń minął już prawie miesiąc. Stan jej ojca był ciężki, ale stabilny. Każdego dnia liczyła na poprawę. Każdego dnia miała nadzieję, że w końcu zamienią więcej niż dwa zdania. On jednak był słaby i choć kilka krótkich rozmów mieli już za sobą, była boleśnie świadoma, jak wiele kosztuje go odrobina skupienia i wypowiedzenie kilku słów.

– Cześć, kochanie! – Nagłe pojawienie się w drzwiach Henia sprawiło, że podskoczyła nerwowo.

– Cześć, Heniu. – Obdarowała mężczyznę bladym uśmiechem.

– Jak tam ojciec dziś rano? – To pytanie stało się już jego poranną tradycją, a Malwina nie wiedziała, czy bardziej ją to drażni, czy też jest mu za nie wdzięczna.

– Wiesz co... – zaczęła i przez chwilę się zawahała. – Chyba ma dobry dzień. Uśmiechał się i nawet zamieniliśmy dwa zdania.

– O widzisz. – Kiwnął głową.

Przysiadł na brzegu masywnego fotela przygotowanego dla osób, które przychodziły spotkać się z Malwiną w bardziej lub mniej służbowych sprawach. Przyjrzał się jej, mocno zaniepokojony jej obecnym wyglądem.

– To dobrze, dobrze. Każdy pozytyw jest na wagę złota. Czy to sprawiło, że twój nastrój też jest dziś choć odrobinę lepszy?

– Czy lepszy, to nie wiem. Na pewno jest odrobinę lżej, niż przez ostatnie kilka dni – westchnęła. – Zmieniając temat, mam już powoli dość siedzenia w domu. Wiem, że mamy ostatnio kocioł w pracy, ale czy nie chciałbyś dziś wieczorem gdzieś się ze mną wyrwać na miasto? Choćby na chwilę? Dla małego odreagowania? – zapytała ze szczerą nadzieją w głosie, choć smutek w jej oczach ani trochę nie pasował do imprezowego nastroju.

Chudy mężczyzna osunął się na fotel, przyjmując zbolały wyraz twarzy. Cały czas czekał na jakikolwiek przebłysk lepszego nastroju u swojej przyjaciółki, a kiedy w końcu się go doczekał, musiał jej odmówić.

– Skarbie, wiesz, że dla ciebie to generalnie wszystko? – zapytał, trzepocząc zabawnie rzęsami.

– Tak, chyba tak. Tylko dlaczego mówisz to takim żałosnym głosem? I robisz oczami tak, jak zazwyczaj słodkie zwierzątka w kreskówkach?

– Bo właśnie dziś muszę powiedzieć ci nie i próbuję załagodzić tę odmowę urokiem osobistym – odparł cicho, nie przerywając mrugania.

– Aha... – jęknęła żałośnie. – Zdziwiłeś mnie. Nigdy nie mówiłeś nie... – stwierdziła z wyraźnym zaskoczeniem.

– No, tak jakoś wyszło. – Henio uśmiechnął się pod nosem, a jego szczupłe, pozbawione jakiegokolwiek zarostu policzki oblały się rumieńcem jak u zawstydzonego nastolatka.

– Heniek! – W jednym momencie doznała olśnienia. – Czy ty się z kimś umówiłeś?! – Uśmiechnęła się szeroko.

Malwina cieszyła się tym, choć to była ostatnia informacja, jakiej się teraz spodziewała. Jej Heniek od dłuższego czasu stronił od przelotnych znajomości i mocno skupił się na prowadzeniu firmy. Po pracy wystarczało im ich własne towarzystwo, pomijając jej jednorazowe wyskoki i jego rzadkie, kilkugodzinne miłostki. Wszystko zmieniło się parę tygodni temu, gdy Malwina zaczęła mieć dla Henia coraz mniej czasu, ponieważ poznała Adama i jeszcze później... gdy cały jej świat wywrócił się do góry nogami.

– Przecież ty się z nikim nie umawiałeś już od... Matko! Lata się z nikim nie umawiałeś! Pomijając parę pojedynczych schadzek. Kim on jest? Gadaj zaraz!

– Za wcześnie na szczegóły. To dopiero nasze trzecie spotkanie. Wszystko zaczęło się, gdy... – Zawahał się na chwilę, nie wiedząc, jak delikatnie nazwać jej chwilową nieobecność w mieście, którą, jak wiedział, dość ciężko wspominała. – Gdy czasowo nie było cię w domu.

Przez jej twarz przemknął cień smutku. W wyobraźni pojawiły się niechciane obrazy. Chwile bliskości z Adamem. Wypadek samochodowy, napad w pracy, podróż do małego domku z Sebastianem. A później już tylko strach, krew i puste, martwe oczy jej byłego kochanka, który okazał się psychopatą. Bardzo szybko jednak odgoniła czarne myśli, by pokazać swojemu przyjacielowi, że radzi sobie z tym, co ją spotkało, i nie zamierza tego rozpamiętywać. Złe wspomnienia nie opuszczały jej nawet na chwilę, jednak nie zamierzała tego po sobie pokazywać.

– Czyli ja zostałam brutalnie wywieziona daleko od domu, a tobie się zachciało randek? – Postanowiła wszystko potraktować z uśmiechem, który jak najbardziej miał być zbliżony do naturalnego, tak by nie niszczyć radości Henia z tego, że w końcu coś się zmienia w jego życiu. – Bardzo się cieszę, mój drogi. I mam nadzieję, że niedługo mnie przedstawisz twojemu wybrankowi.

– No jasne – przytaknął, nie kryjąc zdziwienia jej reakcją. – Nie ukrywam, że twoja radość, spowodowana moim szczęściem, bardzo mnie cieszy. Bałem się, że możesz tego nie zaakceptować, być smutna, lub jeszcze coś gorszego. Jednak skoro mam twoje błogosławieństwo, to nie pozostaje mi nic innego, jak cieszyć się tym dniem. – Podszedł i dał jej soczystego buziaka w policzek. – Cieszę się, Melka. Bardzo się cieszę, że coś się u mnie zmienia. – Popatrzył na przyjaciółkę i nie mógł zignorować zmieszania i ukłucia smutku, jakie go zaatakowały na widok jej zmęczonych i lekko załzawionych oczu. – U ciebie też się wszystko ułoży. Musisz tylko poczekać i otworzyć się na ludzi.

– Spokojnie, Henio. Ostatnio mnie trochę życie zahartowało, więc można powiedzieć, że na razie nie mam najmniejszej ochoty na spotkania towarzyskie. Jest dobrze tak, jak jest – powiedziała, kręcąc lekko głową, by odrobinę od siebie odgonić jego badawcze spojrzenie.

Mężczyzna ruszył do drzwi i jeszcze raz się do niej obrócił. Włożył wypielęgnowane dłonie do tylnych kieszeni obcisłych, skórzanych rurek i pokiwał się na piętach, przeciągając moment opuszczenia gabinetu. Miał świadomość, że teraz musiał ją na chwilę zostawić samą, bo nie uda jej się już długo utrzymać tego sztucznego wyrazu radości na twarzy. Wiedział, jaki Malwina naprawdę ma nastrój, ale nie chciał, by jej starania o zachowanie pozorów legły w gruzach. Pragnął zaoferować jej pomoc, ale widocznie nie był to jeszcze moment, w którym mogła ją przyjąć.

– Dzięki, Melka, że się starasz cieszyć razem ze mną. Nie ukryjesz swojego humoru, ale doceniam, że próbujesz zachowywać się normalnie. Pamiętaj, nie musisz się kryć z tym, jak jest naprawdę. Kocham cię.

– Ja ciebie też kocham. I pomijając mój podły nastrój, naprawdę się cieszę twoim szczęściem – wyszeptała przez ściśnięte gardło.

Heniek posłał jej jeszcze jeden szeroki uśmiech i zniknął za drzwiami. Została sama ze swoimi myślami. Odwróciła się na fotelu i założyła nogę na nogę. Czuła, jak krótka ołówkowa spódnica sama podjeżdża do góry, a marynarka uwiera, jakby nie była w odpowiednim rozmiarze. Wszystko ją denerwowało. Nic nie było takie jak kiedyś.

Zapatrzyła się na pochmurne wrocławskie niebo. Ciężkie chmury gnały naprzód, pchane zimowym wiatrem. Nie tak dawno temu jej życie wyglądało zupełnie inaczej. Gdyby jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia ktoś jej powiedział, że za kilka tygodni może się czuć jak wyprana z wszystkich dobrych uczuć pusta skorupka, to zaśmiałaby się tej osobie w twarz. Zawsze była zimna, wyrachowana, nie do skrzywdzenia. Po ostatnich wydarzeniach myślała nawet, że łatwo da sobie radę. Na zewnątrz już przecież przypominała dawną siebie: wymuskaną, zadbaną, elegancką. A w środku? Co działo się w jej niegdyś chłodnym i nieczułym wnętrzu?

Myślała, że się ogarnie, wróci do starego życia, zapomni.

Tak się jednak nie stało. Ojciec stał się jej bliski, mimo że tak naprawdę tylko leżał. Dawał jej jedynie naznaczone cierpieniem spojrzenie, kiwnięcie palcami, czasem słaby uśmiech. A jednak właśnie w ten sposób powoli zbliżał się do niej, przełamując lód, który od zawsze okrywał jej serce. Tylko czy wystarczy mu sił, by do niej wrócić? A jeśli ją zostawi? Jej ciało przeszył zimny dreszcz. Odgoniła od siebie myśli, które w niczym jej teraz nie mogły pomóc. Dobrze wiedziała, że co ma być, to będzie, a sama jest zdana jedynie na łaskę czasu. Rokowania nie były dobre i musiała sobie z tym poradzić. Jak zawsze samodzielnie. Jedynie z przyjacielskim wsparciem niezastąpionego Henia.

Nawet nie zauważyła, kiedy minął jej cały dzień. Równo o szesnastej zamknęła klapę swojego laptopa, zebrała rzeczy z biurka i szybko opuściła firmę, żegnając się w pośpiechu z ludźmi, którzy jeszcze ciężko pracowali, nierzadko zostając po godzinach, by nadgonić zaległe tematy.

Od rana była mocno zamyślona, sama nie wiedziała, gdzie błądził jej umysł. Droga z firmy do szpitala również minęła nieświadomie, jakby Malwina znajdowała się w letargu. Nie mogła się wyrwać z dziwnego otępienia, senności, która ciągle ją w ostatnich dniach męczyła. Przemęczenie? Stres? Czy tak radziło sobie jej ciało?

Gdy wysiadła z samochodu, rozejrzała się nerwowo. To był u niej ostatnio odruch bezwarunkowy, jednak po tym, co ją spotkało, nie dziwiła się samej sobie ani trochę.

Weszła szpitalnymi schodami na drugie piętro, stukając donośnie wysokimi szpilkami na kamiennej posadzce. Na oddziale intensywnej terapii, na którym przebywał jej ojciec, panował spokój. Nie kręciło się tu zbyt wielu odwiedzających. Większość pacjentów była nieprzytomna, zwykle więc rodzinom wystarczały krótkie wizyty, często dla samego zaznaczenia obecności. Potem znikali, pędząc na powrót do swojego codziennego życia. Witając po drodze skinieniem głowy znane z widzenia pielęgniarki, Malwina dotarła w końcu do pokoju taty.

Jego twarz była jakby przezroczysta, a jednocześnie szara i blada. Wojciech Nevel na jej oczach zapadał się w sobie każdego dnia. Nie dopuszczała do siebie tej informacji, ale bezwzględny rozum sam, niepytany, podpowiadał jedyne rozwiązanie sytuacji, w której teraz tkwili. Nie była to dobra perspektywa, ale wydawała się nieunikniona. Powinna się przygotować na to, że z ojcem lepiej już nie będzie. Jednak podświadome pragnienie, by nadrobić stracone lata, nie dawało za wygraną i wciąż kazało wierzyć, że wyjdą stąd razem, uśmiechnięci, a tata będzie wspierać się na jej ramieniu.

Mężczyzna drgnął, jakby wyczuł jej obecność. Otworzył oczy i przez moment nieprzytomnie rozglądał się na boki. Gdy jego wzrok natrafił na nią, uśmiechnął się słabo. Cieszył się, że widzi twarz ukochanej córki.

– Cześć, tato – wyszeptała, hamując gromadzące się pod powiekami łzy.

– Cześć, skarbie – wychrypiał, krzywiąc się lekko z powodu zaschniętego gardła.

Podeszła do niego, usiadła na swoim miejscu i wzięła szklankę z wodą, która stała na przyłóżkowej szafce. Delikatnie, specjalnym wacikiem, zwilżała ojcu wargi, wiedząc, że nie może usiąść i napić się sam. Był nawadniany przez kroplówki i nie miała pojęcia, czy w najbliższym czasie będzie się to mogło zmienić.

– Jak się czujesz, tato? – zapytała cicho, widząc, że mężczyzna unosi się tylko odrobinę nad krawędzią wymuszonego lekami snu.

– Dobrze, dziecko, dobrze – odpowiedział od razu, a jego powieki przymykały się bezwładnie i podnosiły z trudem.

– Coś się działo, jak mnie nie było? – Starała się podtrzymać rozmowę, dopóki ojciec był choć trochę przytomny, choć wiedziała, że nic sensownego jej nie powie.

– Chyba nie. Musiałem spać. – Miała dreszcze, słysząc, z jakim wysiłkiem mówi do niej te krótkie zdania. Pocieszała się tym, że odpowiadał w miarę logicznie.

– To dobrze. Sen jest dobry. Pozwoli nabrać ci sił.

Mężczyzna popatrzył na nią i znów uśmiechnął się słabo. Doskonale rozumiał sytuację i czuł o wiele więcej, niż jego córka mogła przypuszczać. Te momenty świadomości, spowodowane odrobiną bólu, która przenikała przez grubą zasłonę z leków i cuciła rozum, wystarczały, by pojął wszystko. Choroba wygrywała. Nie miał dużo czasu.

– Tak, córeczko. Sen jest dobry. Nic mnie wtedy nie boli. Budzę się, a ty jesteś obok. To cieszy.

Nic nie odpowiedziała, tylko ścisnęła jego dłoń. Była ciepła i gładka. Malwina chciała powiedzieć mu tyle rzeczy, ale wiedziała, że mogłoby to być dla niego za dużo. Musiała się zadowolić tymi kilkoma zdaniami, jakie ze sobą wymienili.

– Odpoczywaj, tato, będę tu z tobą – szepnęła i znów na niego popatrzyła. Oczy mężczyzny już były zamknięte, na powrót pochłonął go farmakologiczny sen.

Malwina przełknęła nieprzyjemną gulę, która nagle pojawiła się w jej gardle. Miarowy rytm wybijany przez urządzenia monitorujące pracę serca działał na nią nużąco. Spoglądała na twarz śpiącego ojca i nie wiedzieć kiedy jej własne oczy zaczęły się przymykać. Pozwoliła sobie na chwilę opuścić zmęczone powieki i jakby sekundę później poczuła szarpnięcie. Jej głowa chciała bezwiednie opaść, zatonąć w dziwnej drzemce. Nawet nie wiedziała, kiedy minęło piętnaście minut. Nie miała kontroli nad ogarniającym ją zmęczeniem.

Postanowiła zakończyć tę krótką wizytę, bo wiedziała, że po chwilowej aktywności ojciec znów odpłynął w mocny sen. Wyszła z jednoosobowej sali i wpadła na lekarza prowadzącego, który bardzo przyjaźnie się do niej odnosił i na bieżąco informował ją o stanie taty.

– Pani Malwino, dziś jest bardzo dobry dzień. Odebraliśmy wyniki z lepszymi parametrami. Odczekamy jeszcze dwie, trzy doby i będziemy myśleć nad wdrożeniem leczenia onkologicznego, niech tylko pacjent będzie w trochę lepszym stanie. To dobry znak, organizm walczy. Cieszmy się tym i trzymajmy kciuki.

– Bardzo dziękuję, panie doktorze. Nawet pan nie wie, ile to dla mnie znaczy. Będę ponownie jutro rano.

Ze szpitalnego budynku wyszła już w znacznie lepszym nastroju niż w momencie, w którym opuszczała salę, gdzie leżał chory. Istniała nadzieja i to się dla niej liczyło najbardziej. Malwinie zrobiło się jakby lżej, uśmiechnęła się pod nosem i pomimo zmęczenia w drodze do domu odwiedziła jeszcze jedną z licznych małych knajpek niedaleko szpitala. Zjadła posiłek, patrząc w mokre od lekkiej, zimnej mżawki okna, i dopiero z pełnym żołądkiem, i też w znacznie lepszym humorze, udała się do swojego mieszkania.

Myślała, że spędzi miły wieczór z ulubionym serialem, jednak wszystko pokrzyżował sen, który dopadł ją, gdy tylko przykryła się kocem na obszernej kanapie w salonie. Wcześniej wskoczyła w wygodny dres, rozpuściła upięte w ciasnego koka włosy, wypiła gorącą herbatę z sokiem malinowym i rozkoszowała się ogarniającym ją w środku ciepłem. Kapryśny luty, który raz ścinał lodem, a raz pozwalał na topnienie wszystkiego przy temperaturach powyżej zera, powodował, że Malwina co chwilę czuła się wyziębiona i osłabiona. Bała się, że rozchoruje się na dobre, więc wieczorami aplikowała sobie podwójny rutinoskorbin i herbatkę z malinami. Tak miała nadzieję wytrwać do wiosny, która jeszcze zapewne długo nie nadejdzie.

Spała tak mocno, że zbudziła się dopiero nad ranem, wyrwana ze snu dźwiękiem nadchodzącego połączenia. Była rozespana i nie odebrała za pierwszym razem, jednak chwilę później ktoś ponownie zaczął się do niej dobijać. Chwyciła komórkę i nie patrząc na wyświetlacz, odebrała.

– Słucham? – odezwała się zachrypniętym głosem, bardziej znajdując się jeszcze w półśnie niż na jawie.

– Witam, z tej strony doktor Tomasz Hańczyk, jestem lekarzem w Dolnośląskim Centrum Onkologicznym. Pani Malwina Nevel? – Usłyszała chłodny głos nieznajomego mężczyzny.

– Tak, to ja. Coś się dzieje z tatą? – Zerwała się do pozycji siedzącej.

– Bardzo mi przykro, ale pani ojciec zmarł dziś w nocy. Tuż po godzinie trzeciej. Prosimy o pojawienie się w szpitalu, jak tylko będzie pani w stanie. – Lekarz przekazał tę informację głosem wypranym z emocji.

W telefonie nastała cisza. Lekarz cierpliwie czekał na jej potwierdzenie. Pewnie rozumiał, że w takich momentach brakuje słów.

– Tak, oczywiście – powiedziała pustym głosem i chwilę później usłyszała dźwięk zakończonego połączenia.

Siedziała w bezruchu jeszcze kilka sekund. Zerknęła na ekran i zobaczyła, że jest dopiero czwarta rano, co tłumaczyło wszechobecną ciemność. Wokół panowała cisza, a Malwina przez moment nie była w stanie zrozumieć, co się tak naprawdę stało. Gdy już trochę oprzytomniała i ponownie rozbrzmiały jej w głowie słowa lekarza, zerwała się z kanapy i pędem pobiegła do łazienki. Zaczęła wymiotować i nawet gdy czuła się już całkiem pusta, jej ciałem dalej targały mocne torsje. Żółć na ustach mieszała się ze słonymi łzami, które płynęły po twarzy w niekontrolowany sposób. Siedziała tak długo, aż poczuła, jak nogi zaczynają drętwieć w niewygodnej pozycji, a chłód bijący od kafelków przeszywa na wskroś ciało okryte jedynie cienkim dresem.

Wstała i opłukała twarz, po chwili wyszorowała zęby. Wszystkie te czynności wykonywała mechanicznie. Ubrała się i od razu ruszyła na parking. Pół godziny po tym strasznym telefonie była już w drodze na plac Hirszfelda, gdzie mieścił się szpital. Na miejscu została wpuszczona do sali, gdzie leżał jeszcze do niedawna żywy ojciec. Kilkanaście minut później zjawili się sanitariusze, którzy mieli go przewieźć do specjalnego pomieszczenia.

Wyglądał identycznie jak wczorajszego popołudnia. Miała nawet wrażenie, że jego klatka piersiowa w dalszym ciągu lekko się porusza przy każdym wdechu i wydechu. Było jednak inaczej. Cicho. Wokół nie pracowały już żadne maszyny. A ciało jej ojca było zimne i nieruchome.

Kiedy zabrano zwłoki, jeszcze długo stała na korytarzu, czekając na całą dokumentację. Przekazał ją ktoś obcy, dołączając oschłe i nieszczere kondolencje. Godzinę później była z powrotem w swoim mieszkaniu. Usiadła na kanapie i nie mogła zebrać myśli. Cały poranek działała jak automat, nie do końca świadoma tego, co się wokół niej dzieje.

– Tato... – wyszeptała nie wiadomo do kogo i ten jeden wyraz sprawił, że poczuła wewnątrz ogromny ból.

Skurczyła się tak, jakby przed chwilą otrzymała silny cios w żołądek, po czym zaczęła płakać żałośnie, zupełnie jak małe dziecko. Dopiero teraz powoli zaczynało do niej docierać, co się stało. Szloch wstrząsał całym jej ciałem. Nie miała żadnej kontroli nad tym, co się z nią działo. I choć bardzo tego potrzebowała, nie było nikogo, kto by ją teraz przytulił i pocieszył. Była sama. Całkiem sama.

Nie wiedziała nawet, kiedy ponownie zmógł ją mocny sen, taki sam jak wczorajszego wieczoru. Ogarnęło ją dziwne uczucie déjà vu, gdy usłyszała dźwięk komórki. Usiadła zdezorientowana, przypominając sobie, dlaczego spała na kanapie. Rozejrzała się po ciemnym mieszkaniu, którego nie oświetlały promienie słońca, zdradzając, że za oknem musiał wstać bardzo pochmurny dzień. Dopiero po chwili przypomniała sobie, co się wydarzyło wcześniej tego poranka. To wszystko niestety nie okazało się tylko koszmarem. Sięgnęła po telefon i odebrała połączenie od Henia.

– Malwina! Gdzie ty jesteś? Już po dziewiątej, a ja nie kojarzę, żebyś wspominała coś o tym, że cię dziś nie będzie.

Milczała chwilę, nie chcąc mówić na głos tego, co i tak w końcu musiało paść z jej ust.

– Melka? Halo? Jesteś tam, słońce?

– Mój ojciec zmarł dziś rano. – Usłyszała swój własny głos, który teraz brzmiał dziwnie obco.

– O matko! Malwinka, i jak się trzymasz? Przyjechać do ciebie? Zaraz mogę u ciebie być...

– Henio, wiesz co, ja się jeszcze położę, przyjedź, proszę, koło południa. Pomożesz mi z tym wszystkim. Muszę pozałatwiać formalności i w ogóle. Nie chcę sama. – Wzbraniała się przed wszystkim, czym musiała się zająć, co było na jej głowie. Wiedziała, że nie powinna obarczać tym przyjaciela, ale miała tylko jego.

– Pewnie, kochanie. Będę o dwunastej.

Rozłączyła się bez pożegnania i ponownie wcisnęła w sofę, szukając odrobiny pocieszenia pod miękkim, ciepłym kocem. Jej policzki znów zrobiły się mokre. Ona, która do niedawna nie potrafiła się rozpłakać, teraz znajdowała w sobie nieskończone pokłady łez. Nie przeszkadzało jej to. Właśnie to chciała teraz robić. Leżeć i płakać. Dotarło do niej, że teraz już nigdy nie doczeka tego, o czym marzyła: nadrobienia tak niewielu chwil bliskości z ojcem, którego nigdy nie było obok.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zimna S

Życie nauczyło ją, że nie może sobie pozwolić na słabość. Jednak gdy rodzi się namiętność, złamanie zasad staje się cholernie kuszące.

Malwina jest typem silnej kobiety, która wie, czego chce i jak ma to osiągnąć. Prowadzi własną firmę, jest wyrachowana i skuteczna. Nie ma czasu i ochoty na miłosne dramaty. Wie, że nikt nie zadba o nią tak dobrze, jak ona sama.

Za namową współpracownika zatrudnia Sebastiana, który szybko zaczyna działać jej na nerwy. Dodatkowo zbliżają się święta, których kobieta nie cierpi. Gdy więc na horyzoncie pojawia się przystojny Adam, Malwina pozwala sobie na niezobowiązujący romans. Ma przecież swoje potrzeby.

Pewnego dnia dzwoni do niej ojciec. Dostaje groźby, ktoś chce się na nim zemścić, a Malwina stała się celem. To burzy jej cały porządek. Tym bardziej że związek z Adamem się rozwija, ale i Sebastian coraz częściej zajmuje jej myśli.

.

Zapach miłości

Magda czasem ma ochotę rzucić wszystko w diabły. Niby nie powinna narzekać – pracuje na kierowniczym stanowisku, jest niezależna... ale w jej życiu czegoś brakuje. Czegoś czy raczej kogoś – Tego Jedynego, do którego mogłaby się przytulić po powrocie do domu, z kim mogłaby zjeść kolację i przy kim mogłaby budzić się i zasypiać. Niespodziewanie życie Magdy przewraca się do góry nogami. W drodze do pracy wpada na Roberta – mężczyznę z marzeń. I wszystko byłoby cudownie, gdyby ten po jakimś czasie nie stwierdził, że cudowny romans to błąd.

.

Trzy razy M

Kiedy życie 27-letniej Małgosi rozpada się w drobny mak, dziewczyna postanawia w raz na zawsze odciąć się od przeszłości. Wyjeżdża z Wrocławia i zatrzymuje się u starszej siostry, która pomaga jej stanąć na nogi. Nowe otoczenie, nowi ludzie, nowa praca... Małgosia czuje, że właśnie rozpoczyna się kolejny rozdział jej życia i jest z tego dumna. Nawet niesympatyczny szef nie stanowi dla niej większego problemu. Ale jak to zwykle z przeszłością bywa, ta lubi powracać w najmniej odpowiednich momentach. Dlatego pewnego dnia dziewczyna będzie musiała raz jeszcze spojrzeć w twarz mężczyźnie, od którego starała się uciec...

.

Córka Lasu

Jest to powieść o młodej dziewczynie, wyrwanej ze swojego dotychczasowego życia, która musi odnaleźć się w nowej rzeczywistości do jakiej trafiła, przez przypadkowe poznanie tajemniczego młodego mężczyzny. Ryann, główna bohaterka, poznaje swoją rodzinę, swoje korzenie i nadprzyrodzoną część świata, o której wcześniej nie miała pojęcia. Wszystko to dzieje się w odległej krainie, do której można trafić przemierzając północną Norwegię, ale próżno jej szukać na mapie.