Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Czy sen może zmienić nasze życie? Czy możemy tęsknić za tym, co poznaliśmy w trakcie nocnych marzeń? Czy sen może okazać się bardziej prawdziwy, niż otaczająca nas rzeczywistość?
Wyrusz w podróż z Ryann i odkryj razem z nią krainę Nesbero. Po tej wędrówce nic już nie będzie takie samo.
Rozpoczynająca studia Ryann zaczyna mieć koszmary, które wywracają jej życie do góry nogami. Kiedy jej przybrani rodzice się o tym dowiadują, zaskakują ją swoją nerwową reakcją. Wystraszona dziewczyna, zostaje wysłana w podróż z lekarzem, bliskim przyjacielem rodziny. Jej bliscy twierdzą, że grozi jej ponowne zapadnięcie w śpiączkę. Celem podróży ma być klinika, gdzie specjaliści mają pomóc, by nie wrócił stan śpiączki, w której spędziła ponoć kilka lat swojego dzieciństwa.
Dokąd zaprowadzi ją ta podróż? Kogo tam spotka? I co z jej dotychczasowego życia okaże się prawdą, a co kłamstwem?
W miejscu, do którego trafi pozna ludzi, którzy okażą się jej bliżsi niż mogłaby przypuszczać. Zobaczy rzeczy, o których jej się nie śniło. Doświadczy uczuć, których nie będzie potrafiła długo zrozumieć.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 317
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Czy znasz to uczucie zaraz po przebudzeniu...? Podnosisz rozespane powieki i jeszcze przez chwilę wszystko to, o czym przed momentem śniłeś, wydaje ci się tak realne. Jednak z każdą upływającą sekundą, z wyraźnego obrazu, z dokładnego wspomnienia, zostaje jedynie zlepek kilku zapamiętanych szczegółów, a później już tylko wrażenie, że śniło się nam się coś ważnego i pięknego. Obrazy te zacierają się coraz mocniej, by na koniec w naszym umyśle nie pozostało już nic z sennych marzeń...
... jednak Twoich wpatrzonych we mnie oczunie zapomnę nigdy.
I
Jeszcze przedwczoraj biegła w promieniach wschodzącego słońca swoją ulubioną trasą, która okrążała jej rodzinną miejscowość. Obecnie, drugi dzień z rzędu, podążała wraz z grupką swoich nowych koleżanek brudnymi uliczkami Londynu. Chowała twarz przed przenikliwym powietrzem wieczoru, mocniej owijając grubą bawełnianą chustę wokół szyi. Starała się omijać kałuże, co było trudne, biorąc pod uwagę to, że pokrywały one większą część chodnika.
Przebywała właśnie na wyjeździe integracyjnym, poprzedzającym rozpoczęcie nauki na Akademii Sportu w Dublinie. Ida i Colin, jej przybrani rodzice, namawiali ją, żeby została w domu. Jak zawsze zresztą. Za każdym razem, gdy pojawiła się możliwość jakiegoś wyjazdu, tak kierowali rozmową, by ostatecznie zniechęcić ją do podróży. Chcieli ją mieć na oku. Do tej pory jakoś bardzo jej to nie przeszkadzało. Nie ciągnęło jej do dalekich i długich wyjazdów. Lubiła być blisko domu.
Tym razem jednak było inaczej. Stanowczo uparła się przy swoim. Trochę na siłę i wbrew sobie, ale postanowiła przeciąć pępowinę, łączącą ją z najbliższymi na świecie osobami.
Ulice Londynu tętniły życiem. Biorąc pod uwagę Naas, w którym Ryann mieszkała od zawsze, ruch był tutaj zdecydowanie większy. Wszędzie pełno było młodych, rozbawionych ludzi, z wyraźnie widocznymi oznakami upojenia alkoholowego. Był piątkowy wieczór i w każdym kolejnym lokalu, do którego wchodziły, było coraz mniej wolnego miejsca. Zbliżały się właśnie do baru, przed którym ustawiał się sznur osób oczekujących na wejście. Istniało duże prawdopodobieństwo, że tutaj również zabraknie dla nich wolnego stolika.
Jedyne co ją cieszyło, to fakt, że w środku będzie z pewnością cieplej niż na zewnątrz. Przytrzymała otwarte przez jedną z jej koleżanek drzwi i przekroczyła próg lokalu o wdzięcznej nazwie Raspberry Inn. Ku jej zdziwieniu lokal nie był zadymiony ani jakoś specjalnie zatłoczony. Jednak, gdy tylko wzięła pierwszy wdech, poczuła się dość dziwnie. Zrobiła to ponownie. Wydawało się jej, że chwilę wcześniej nie dostarczyła swoim płucom odpowiedniej ilości tlenu. Miała uczucie, jakby nie docierał on do jej wnętrza. Stanęła w miejscu. Poczuła się mocno zdezorientowana. Lekko zakręciło jej się w głowie. Dziewczyny natomiast zdążyły dotrzeć do baru i zaczęły zagadywać barmana.
Jedna z przyszłych studentek, która wchodziła tuż przed Ryann, zauważyła, że dziewczyny nie ma obok nich i wróciła po nią.
– Hej, co tak stoisz? – zapytała roześmiana. Objęła koleżankę ramieniem w pasie i delikatnie pchnęła ją w kierunku baru.
– Trochę dziwnie się poczułam – odpowiedziała, wpatrując się w nieokreślony punkt na podłodze, próbując choć trochę opanować przyspieszony, płytki oddech.
– Przecież ty, przez cały dzisiejszy wieczór, pijesz tylko sok ananasowy, więc po czym masz się źle czuć? Chodź, chodź. Pewnie zaraz ci przejdzie – mówiąc to, ponownie lekko popchnęła ją do przodu, by obie jak najszybciej dotarły do pozostałych dziewczyn.
Dziewczyna poruszała się niepewnie, z każdym kolejnym krokiem czując się coraz gorzej. Miała świadomość, że dzieje się z nią coś niedobrego i zaczęło ją to trochę przerażać. Była w obcym mieście, w towarzystwie podpitych koleżanek i bała się, że za chwilę zemdleje. Jej oddech przyspieszył, a w gardle poczuła posmak metalu. Próbowała więc przypomnieć sobie, co ostatnio jadła. Pocieszała się tym, że najprawdopodobniej struła się hotelowym jedzeniem, a kiedy znajdzie się w swoim pokoju, na pewno poczuje się lepiej. Teraz jednak była coraz bliższa omdlenia. Przed oczami pojawiły się ciemne plamki. Usiłowała skupić się tylko na tym, by wyjść na świeże powietrze.
Znajomy chichot dziewczyn stawał się coraz wyraźniejszy. Patrzyła na swoje buty, myśląc tylko o tym, by się nie przewrócić, stawiając kolejny krok. Była zaskoczona, że zatrucie pokarmowe może mieć aż takie skutki. Zawroty głowy były coraz mocniejsze, a ona z każdą sekundą czuła się gorzej.
Głosy dobiegały jakby z oddali. Czuła w uszach dudnienie własnego serca. Wreszcie razem z koleżanką zatrzymały się przy innych dziewczynach. Ryann kątem oka zauważyła bar i chwyciła go. Chciała złapać choć trochę równowagi. Usłyszała jak Maria, która ją przyprowadziła, komuś ją przedstawia. Domyśliła się, że musi to być ktoś z obsługi lokalu.
– To nasza ostatnia koleżanka, kiepsko się czuje, ale jak tylko napije się czegoś przygotowanego przez ciebie, to z pewnością od razu zrobi jej się lepiej – zachichotała.
– Witamy w Raspberry. – Ryann usłyszała męski głos.
Postarała się opanować mdłości i unieść na sekundę głowę, by nie wyjść na kompletnie pijaną nastolatkę. Podniosła również rękę, aby uścisnąć wyciągniętą dłoń barmana.
Niezliczoną ilość razy doświadczyła już jak lekki prąd przeskakuje pomiędzy dwoma osobami. Teraz poczuła coś podobnego. Bo cóż innego to mogło być? A jednak, nigdy wcześniej nie odczuła tego tak intensywnie, jak teraz. Dotyk chłopaka był jak zimny prąd – przeszedł od jej ręki aż po kark. Uczucie było obezwładniające i intensywne. Przez ułamek sekundy dziewczyna zapomniała o złym samopoczuciu i mdłościach, które jeszcze przed chwilą zapowiadały utratę przytomności.
Równocześnie wraz z rozpłynięciem się po jej karku mrowiącego zimna, które pozostawiło w niej niepokój, Ryann napotkała wzrok chłopaka. Jego brązowe oczy podziałały na nią jeszcze mocniej niż uścisk dłoni. Poczuła się tak, jakby opadała w otchłań i nagle się zatrzymała. Tak samo prawdopodobnie czułaby się w windzie spadającej z wysokości kilkunastu pięter, która nagle zostaje gwałtownie zatrzymana i wisi w powietrzu, zamiast roztrzaskać się o ziemię. Czas, który przed chwilą zdawał się stać w miejscu, ruszył nagle w przyspieszonym tempie. Wszystkie dolegliwości wróciły ze zwielokrotnioną siłą. Poczuła smak żółci w gardle i zawirowało jej w głowie.
Jak oparzona, nie odzywając się ani słowem, wyrwała swoją dłoń z uścisku. Nie myśląc o trudnych do opanowania zawrotach głowy, ruszyła do wyjścia. Dotarła do drzwi i wypadła przez nie, jakby ją ktoś gonił. Chwyciła się dłońmi zimnej, metalowej barierki, która zapewne nierzadko ratowała ledwie trzymających się na nogach gości baru. Ryann, w przeciwieństwie do innych, nie miała we krwi ani grama alkoholu. Wzięła kilka głębokich wdechów, próbując uspokoić przyspieszony oddech. Chłodne powietrze wypełniło jej płuca.
„Coś jest ze mną nie tak. Zatrułam się czymś. Cholerne hotelowe jedzenie”. Myśli przebiegały przez jej głowę w szalonym tempie, porównywalnym do przyspieszonego rytmu serca. Dopiero po dłuższej chwili udało jej się odrobinę opanować nerwy.
Podniosła powoli głowę. Czuła chłód powietrza na karku i lekko wilgotne od potu włosy. Oddychając już dużo spokojniej, w końcu poczuła się na siłach, aby się wyprostować. Mdłości zniknęły. Całkowicie. Ryann ulżyło, ale jednocześnie była mocno zdezorientowana. Jeszcze przed chwilą miała pewność, że zwymiotuje w zapełnionym ludźmi barze, a teraz nic. Zero zawrotów głowy i zero mdłości.
– Ryann? – Dziewczyna usłyszała głos Marii tuż za sobą. – Co ci się stało, kochana? – zapytała z troską, stając tuż obok niej.
Odwróciła się do niej i słabo uśmiechnęła.
– Przepraszam, że tak wybiegłam. Przez chwilę bardzo źle się poczułam. Ale już jest ok – odpowiedziała, chcąc uspokoić zarówno swoją koleżankę, jak i siebie. – Bawcie się dalej. Ja już mam dość na dziś. Wracam do hotelu.
– Jesteś pewna, że chcesz wracać sama? Może pójdę z tobą? Jesteś blada jak ściana. Nie powinnaś sama chodzić w takim stanie po Londynie. Na dodatek późnym wieczorem...
– Już mi zdecydowanie lepiej. Zresztą, hotel jest tylko kilka minut drogi stąd, więc zrobię sobie krótki spacer. Nic mi nie będzie. Dzięki za troskę. Wracaj do reszty.
– Skoro tak mówisz...
– Zdecydowanie już mi lepiej – Ryann przytaknęła, patrząc jej w oczy.
– W takim razie wracam do dziewczyn. Wyśpij się, żebyś jutro była w pełni sił – odpowiedziała niepewnie, przyglądając się bladej koleżance.
– Dzięki.
Ryann patrzyła jak dziewczyna zniknęła w lokalu. Zaraz po tym oderwała ręce od barierki, o którą ciągle się opierała. Powoli ruszyła w kierunku hotelu, w którym zatrzymały się wraz z całą grupą adeptów uczelni. Cieszyło ją to, że czuje się już całkowicie w porządku. Tak, jakby cała wizyta w lokalu nie miała w ogóle miejsca. Miała tylko jeden dowód na to, że wszystko to, co przed chwilą się wydarzyło, było prawdziwe. Jej prawa dłoń. Ciągle czuła na niej dotyk barmana i gdzieś w środku, nie wiedzieć czemu, bardziej ją to martwiło, niż mdłości i zawroty głowy. Wspomnienie ciemnych oczu, w które patrzyła przez ułamek sekundy, spowodowało, że zaczęła odczuwać niepokojące mrowienie wzdłuż kręgosłupa.
Po powrocie do hotelu, mocno rozgrzana przez długi prysznic, wskoczyła do chłodnej pościeli i ułożyła się do snu. W pokoju panowała błoga cisza. Była tak wyczerpana, jakby coś wyssało z niej całą energię. Marzyła tylko o tym, by zapaść w głęboki sen i rano obudzić się z naładowaną życiową bateryjką.
Ale sen nie przychodził. Myślała o wszystkim i o niczym. No i ten wzrok. Dlaczego ciągle wracało do niej jego spojrzenie? Im bardziej się nad tym zastanawiała, tym bardziej dziwił ją fakt, że poza oczami nie była w stanie przypomnieć sobie wyglądu tego mężczyzny.
Przewracała się z boku na bok nie mogąc zasnąć. Raz po raz sięgała po telefon i zerkała na zegarek. Kiedy usłyszała otwierające się drzwi, była prawie trzecia nad ranem. Ryann uśmiechnęła się pod nosem na myśl o tym, w jakim stanie zapewne znajduje się jej współlokatorka.
Nie myliła się. Maria zrzuciła z siebie kurtkę i nie przebierając się, opadła prosto na swoje łóżko.
– Ryann... śpisz? – zapytała dziewczyna cicho, powodując, że leżąca obok Ryann poczuła jej mocno alkoholowy oddech.
– Nie, nie śpię. Dobrze się bawiłyście?
– Tak. Świetnie. Zostałyśmy w tym barze, z którego uciekłaś. Ten barman był wprost nieziemski. Tajemniczy i przystojny. Wypytywał nas skąd jesteśmy, z jakiej uczelni, czy mieszkamy w kampusie i czy długo zostajemy... No i pytał, gdzie zniknęła nasza koleżanka. W sensie mówił o tobie...
– Pytał o mnie? – zapytała Ryann, nie kryjąc zdziwienia.
– Zapytał, gdzie uciekła nasza koleżanka i czy należymy do jednej grupy na studiach. – Maria ucichła i dopiero po chwili zachichotała. – Oczywiście nie powiedziałyśmy mu, gdzie nocujemy ani na ile tu jesteśmy. Kto wie, kim on jest. Zabawa, zabawą, ale też ostrożność ostrożnością. Fajny wieczór... – westchnęła cicho. – Naprawdę fajny... Szkoda, że uciekłaś...
Dziewczyna umilkła. Ryann się nie odezwała. Leżała z otwartymi oczami, wpatrując się w ciemność, z głową zwróconą w kierunku koleżanki. Po chwili usłyszała lekkie pochrapywanie.
Obróciła się na drugi bok, chcąc pójść w ślady Marii, ale wciąż czuła się nieswojo. Zmęczenie gdzieś się ulotniło, a pojawił się lęk.
Przed godziną piątą rano, młody mężczyzna wszedł na drugie piętro budynku, w którym znajdowało się Raspberry Inn. Przekroczył próg swojej małej kawalerki, zrzucił z siebie koszulę i opadł ciężko na łóżko. Oddychał głęboko, wpatrując się w sufit. Od kilku godzin myślał tylko o tym, że to z pewnością była ona.
Był tego całkowicie pewny. W pierwszym odruchu chciał za nią pobiec, ale szybko zapanował nad tym impulsem. Na pewno by się wystraszyła, uciekła, wezwała policję. Nic by mu to nie dało. Nie zrozumiałaby tego, co chciałby jej powiedzieć. Dziewczyna ewidentnie nic nie pamięta.
Tyle lat jej szukali, a teraz, gdy już prawie wszyscy się poddali, ona, jak gdyby nigdy nic, pojawia się u niego w pracy i podaje mu rękę na przywitanie.
Kto by przypuszczał, że ten dzień będzie tak wyglądał – uśmiechnął się pod nosem. Co za ironia. On jako jedyny z całej grupy, od początku poszukiwań nie wierzył w powodzenie misji, a dziewczyna trafiła akurat na niego. Mógłby to przemilczeć i nikomu o tym nie wspomnieć. Zapewne oszczędziłby jej wielu kłopotów i ciężkich przeżyć. Mogłaby dalej żyć tak, jak do tej pory...
Nie, nie potrafiłby tego przed nim ukryć. Z samego rana musi kolejny raz spróbować dodzwonić się do Toma. Dzisiejszego wieczoru już kilkakrotnie wybierał jego numer, jednak nikt nie odebrał. Ani ojciec, ani pozostali. Nikt się nawet nie spodziewa, jakie ma informacje do przekazania. To wszystko zostawia na jutro.
Ona gdzieś tu jest. W tym mieście. Śpi spokojnie. Nieświadoma niczego.
Zamknął powieki. Próbował przywołać obraz dziewczyny, która pojawiła się równie szybko jak zniknęła. Zacisnął swoją prawą dłoń. Poczuł, jak zaczyna zalewać ją ciepło, podobne do tego, które poczuł, gdy jej dotknął. Zaczął zasypiać. Ciepło rozlewało się coraz wyżej w kierunku szyi i karku, aż w końcu poczuł delikatną falę w całej głowie. Bez oporu oddał się przyjemnemu uczuciu.
– Ryann... – wyszeptał w półśnie.
Szukał jej w myślach. Czekał na jakiś obraz. Nie natrafił jednak na nic oprócz ciemnej ściany i pustki. Zanim całkowicie pochłonął go sen, zrozumiał, że dziewczyna najprawdopodobniej nie śpi. Nie miał siły zastanawiać się, dlaczego. Odpłynął, czując głęboki zawód.