Znikające nadzieje - Justyna Chrobak - ebook + audiobook + książka

Znikające nadzieje ebook i audiobook

Justyna Chrobak

4,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Co zrobisz kiedy twoje poukładane, szczęśliwe życie nagle zamieni się w koszmar?

Hania jest szczęśliwą mężatką, marzy o dziecku i prowadzi Fundację „Nadzieja” dla kobiet w trudnej sytuacji. Wydawałoby się, że w jej życiu wszystko jest poukładane i trwałe. W jednej chwili jednak, z niezrozumiałego dla niej powodu, wszystko zaczyna się zmieniać.

Szymon musi spłacić dług wdzięczności, dlatego niechętnie, ale zgadza się wykonać ostatnie już powierzone mu zadanie. Ma zostać wolontariuszem, by pomóc Fundacji dotrzeć do większej liczby potrzebujących.

Nagle, w tajemniczych okolicznościach, zaczynają znikać podopieczne Nadziei. Hania nie potrafi przejść obok tego obojętnie. Nie otrzymuje pomocy tam, gdzie się jej spodziewała i musi rozpocząć poszukiwania na własną rękę. Czy będzie w tym całkiem sama?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 357

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 8 godz. 55 min

Lektor: Justyna Chrobak
Oceny
4,3 (126 ocen)
72
29
18
6
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Marti1957

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo dobra książka.Polecam.
00
Kajtek72

Nie oderwiesz się od lektury

Fajna fabuła. Ciekawa intryga. Dziękuję pani Agnieszce za interpretację. Autorce za przekaz płynący z książki, choćby sytuacja była beznadzjna, zawsze znajdzie się ktoś taki jak Szymon. Pozdrawiam i życzę wiernych czytelników.
00
Nikulinda

Nie oderwiesz się od lektury

Warto sięgnąć po tą książkę! Polecam.
00
Grace66

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna historia z wątkiem kryminalnym.
00
DorotaDrezek

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo fajnie się czyta wciągająca
00

Popularność




Redakcja: Beata Kostrzewska
Korekta: Katarzyna Bieńkowska
Skład: Monika Pirogowicz
Projekt okładki: Maciej Sysio
Zdjęcie na okładce: Twoje Foto Magdalena Świerczek
Copyright © by Justyna Chrobak
Wydanie I, Bielsko-Biała 2022
ISBN 978-83-960662-3-7
Wszelkie prawa do publikacji zastrzeżone. Zezwala się na rozpowszechnianie okładki i fragmentów w związku z promocją w mediach. Powielanie i rozpowszechnianie całości z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki zabronione.
Zapraszamy na autorskie social media:facebook.com/justynachrobakprofilautorskiinstagram.com/justynachrobak_autor
Konwersja: eLitera s.c.

DLA WERKI I SZYMKA

ROZDZIAŁ I

– Dziewczyny! Halo! Proszę o chwilę ciszy.

W niedużym pomieszczeniu, po którym rozchodził się zapach pomarańczy, barszczu i smażonego karpia, w końcu ucichło. Głos przywołujący do porządku był spokojny i daleki od donośnego, jednak pośród rozlegających się w salce głośniejszych szeptów miał bardzo dużą siłę przebicia. Kilkanaście par oczu skierowało się w stronę stojącej u szczytu stołu uśmiechniętej kobiety.

– Jest mi niezmiernie miło, że zdecydowałyście się tu dziś pokazać i spędzić ten wyjątkowy świąteczny dzień ze mną.

– A niby gdzie indziej miałabym poleźć? – odezwała się z drugiego końca sali jedna z osób. Prowadząca spotkanie, nawet jej nie widząc, z samego tylko sarkastycznego tonu mogłaby rozpoznać, iż przeszkodzić jej musiała wyróżniająca się zafarbowanymi na pomarańczowo włosami oraz krępą budową ciała siedząca po przeciwnej stronie stołu nastolatka. Pozostałe kobiety zareagowały na to wybuchem śmiechu.

Drobna postać, której przerwano, zmierzyła ją pouczającym spojrzeniem. Ruchem dłoni poprosiła o powstrzymanie się przed niepotrzebnymi uwagami. Po chwili jednak znów serdecznie się uśmiechnęła do dziewczyny i kontynuowała, niezrażona wcześniejszym komentarzem.

– Pamiętajcie, że nie ma znaczenia, czy macie się gdzie podziać, czy nie. Ważne, że zawsze jest to miejsce. Nie tylko od święta, ale na co dzień. Jesteśmy tu dla was i z waszą pomocą dla niektórych może stać się ono drugim, znacznie przyjemniejszym domem. Częstujcie się wszystkimi smakołykami, same się nad nimi napracowałyście od rana. Spędźmy razem ten czas jak najmilej. Jeśli tylko chcecie, możecie dziś tutaj zostać. To zaproszenie jest zawsze aktualne. Powtarzam, nigdy nie jesteście same, zawsze możecie przyjść w to miejsce. Zawsze. Tu jesteście bezpieczne.

Przemowa została zakończona. Na sali rozbrzmiały brawa, przez które przebił się głośny okrzyk kolejnej z zebranych przy stole dziewczyn.

– Dziękujemy, pani Haniu!

Policzki przemawiającej przy tak głośnych oklaskach pokryły się czerwienią na znak zakłopotania. Pomachała towarzyszkom, dając znak, żeby się już nie wygłupiały. Zajęła swoje miejsce i jako pierwsza zaczęła nalewać sobie barszczu, żeby ośmielić zebrane do skorzystania z poczęstunku, pod którym dziś stół aż się uginał. Hania była pewna, że wszystko zniknie w dość szybkim czasie. Dania, które dla przeciętnego człowieka nie były wcale czymś nadzwyczajnym, dla niektórych zgromadzonych tu dziewczyn stanowiły prawdziwe rarytasy. Dla tych, które odwiedzały Fundację częściej, taka wizyta była okazją do spożywania w miarę regularnego ciepłego posiłku. Zdarzało się jednak, że część kobiet nie miała nic w ustach nawet przez kilka dni z rzędu.

Spotkanie wigilijne trwało kilka godzin. Po kolacji część podopiecznych „Nadziei” rozeszła się w sobie tylko znanych kierunkach, najpewniej szukając najlepszego dla siebie sposobu na dalsze spędzenie tego pięknego czasu. Parę dziewczyn od razu zniknęło w kilku dostępnych salach, w których dotychczas spędziły już niejedną noc. Niejednokrotnie po prostu nie miały innego wyjścia. Nikt na nie nie czekał, a w taki wieczór jak ten tylko tutaj mogły poczuć się bezpiecznie, zaznać ciepła i po prostu być szczęśliwe.

Po wspólnym posiłku zastępującym wigilijną wieczerzę Hania usiadła jeszcze na krótko z dwiema współpracownicami, które tego dnia akurat zostawały na dyżurze. Wspólnie ustaliły wszystkie pilne sprawy na najbliższe dwa dni. Każda pracownica ośrodka znała dobrze przełożoną i wiedziała, że nawet w taki wieczór jak dziś rozmowa o sprawach zawodowych nie jest dla niej problemem, a najchętniej kobieta spędziłaby tutaj całe Boże Narodzenie. Z początkiem grudnia wszystkie się zmówiły i zaplanowały grafik tak, by w święta nie uwzględnić w nim Hani, tym samym dając jej szansę na dwa wolne dni z rzędu, co nie zdarzało się prawie nigdy.

– Myślę, że na ten moment to wszystko. Dzwońcie, gdyby cokolwiek się działo. To, że mam wolne, nie oznacza, że jestem niedostępna.

– Dobrze, dobrze, będziemy pamiętać, ale sądzę, że nie wydarzy się nic, co by nas zmusiło do telefonu do ciebie. Chociaż... jeśli chodzi o ten okres, to wiadomo, różnie bywało... – odezwała się Paulina, prawa ręka Hani.

– Mam nadzieję, że będziecie mieć względny spokój i obejdzie się bez rozmaitych akcji.

– Masz nie rozmyślać o nas i cieszyć się czasem z mężem. Bartosz też załatwił sobie wolne?

– Tak, na szczęście mu się udało, choć ostatnio to nigdy nic do końca nie wiadomo. Niedawno coś tam przebąkiwał o jakimś awansie po nowym roku, przez co mam wrażenie, jakby był w pracy non stop, albo ciałem, albo duchem. No ale nic, idą święta, mam nadzieję, że nacieszymy się sobą i chwilą spokoju.

Spotkanie dobiegało końca, a Hania zaczęła się zbierać. Kochała to miejsce i poświęcała mu znaczną część swojego czasu oraz energii. Jej pracownice oczywiście też zauważały i doceniały ten fakt. Dlatego chociaż raz chciały zrobić coś dobrego i dla niej. Opiekunka ośrodka najpierw protestowała, ale w końcu – po zaciętych dyskusjach – uległa i teraz już nie było odwrotu. Przed wyjściem Hania kolejny raz przypomniała, że w razie czego jest pod telefonem, po czym zmęczona, ale szczęśliwa opuściła budynek i ruszyła ulicą Sikorskiego na przystanek autobusowy.

W drodze do domu zamierzała jeszcze odwiedzić sklep spożywczy. Gdy tylko weszła z mrozu wprost do ogrzewanego wnętrza, jej okulary zaparowały, co zawsze niezmiernie ją denerwowało. Kiedy w końcu uporała się ze złośliwymi szkłami, wyciągnęła z torebki krótką listę brakujących produktów i ruszyła między regały. W małym supermarkecie kupiła kilka składników do dań, które zaplanowała na dzisiejszą wieczerzę. Już od lat starała się przygotowywać wszystko to, co jej mąż od zawsze spożywał w Wigilię ze swoją rodziną. Ona sama nie miała za czym tęsknić. Smaki dzieciństwa kojarzyły jej się z mdłymi, niedoprawionymi potrawami serwowanymi przez kucharki w domu dziecka. Nie było nic, co mogłaby wspominać z nutką jakiejkolwiek nostalgii czy tęsknoty. Dlatego też uchwyciła się przyjemnych wspomnień męża i traktowała je jak zastępstwo dla swoich własnych. Z tego powodu dostosowywała się do jego życzenia, by jeść dokładnie to, co spożywał w swoich młodzieńczych latach.

W domu po rozpakowaniu zakupów zabrała się do gotowania. Część dań przygotowała już poprzedniego dnia. Dziś niektóre potrawy musiała już tylko dokończyć, do tego przyrządzić na świeżo to, czego nie dało się ugotować wcześniej. Kiedy zupa grzybowa była w końcu idealnie doprawiona, karp dogrzewał się w piekarniku, a pozostałe łakocie tylko czekały, by nałożyć je na świąteczną zastawę, Hania mogła wreszcie udać się do łazienki i przyszykować do odświętnej kolacji.

Zdecydowała się wziąć szybki prysznic, by przypadkiem w międzyczasie, gdy ona będzie rozkoszować się gorącą wodą, mąż nie zdążył wrócić do domu. Wysuszone włosy potraktowała prostownicą, najbardziej skupiając się na niesfornej grzywce, która próbowała się wywinąć to w jedną, to w drugą stronę, bo nigdy nie chciała leżeć idealnie w dół. Makijaż składał się tylko z cienkiej warstwy podkładu i delikatnego tuszu na rzęsach. Wszystko dziś miało być dokładnie tak, jak uwielbiał Bartosz. Skromne i naturalne. Taką lubił ją najbardziej. Dlatego też na sam koniec zarzuciła na siebie luźną bordową sukienkę, lekko zmarszczoną pod linią piersi, i nie dołożyła do niej żadnych dodatków. Kiedy spojrzała w lustro, ujrzała szczupłą kobietę, której rude wyprostowane włosy spływały lekko na ramiona, kończąc się tuż poniżej nich. Podkreślone oczy ładnie się odznaczały na tle jasnej karnacji i płoworudej grzywki, i nawet zza szkieł korekcyjnych, oprawionych w cienkie srebrne oprawki, wyglądały bardzo korzystnie. Hania była w tej chwili wyjątkowo zadowolona z całokształtu i prawie pewna, że Bartoszowi też spodoba się to, co zobaczy.

Boso zbiegła schodami z powrotem na parter. Szybko się upewniła, że w kuchni wszystko już można powyłączać, a chwilę później wskoczyła na kanapę w salonie, by zerknąć w laptopie na pocztę i przekonać się, czy nie czekają tam jeszcze jakieś wysłane w ostatniej chwili życzenia, na które trzeba by odpowiedzieć. Po kilku minutach odłożyła komputer na niski stolik kawowy i wyciągnęła się na całej długości kanapy, by po ciężkim, mocno aktywnym dniu móc choć chwilę odpocząć.

Nawet nie spostrzegła, kiedy jej głowa opadła na miękkie oparcie, a ona sama zapadła w lekką drzemkę. Ze snu wyrwał ją dźwięk przekręcanego w zamku klucza. Zerwała się niespokojnie, przez moment nie wiedząc, co robi na sofie i jaka jest teraz pora dnia. Kilka sekund później doszła w końcu do siebie, wstała i poprawiła zmiętą sukienkę. Jej mąż znajdował się już w środku i właśnie zdejmował płaszcz, starając się nie hałasować. Hania zerknęła na zegar wiszący na ścianie w salonie, dziwiąc się, że już po dziewiętnastej. Według tego, na co się umawiali, kolację mieli jeść o osiemnastej, a Bartosz był raczej jedną z tych osób, które jak już się na coś umówią, to zawsze dotrzymują ustalonego terminu.

Ruszyła w kierunku przedpokoju. Mężczyzna zerknął na nią w chwili, gdy odwieszał swój płaszcz na wieszak. Jego uwagę przykuł odświętny strój żony i to, że tuż za nią w salonie widać było nakryty elegancko stół. Stał tak, przez chwilę zaskoczony całą sytuacją – wyglądał, jakby w tym momencie nie docierało do niego, jaki jest dzień i jaka okazja do takich przygotowań. Milczał jednak, co było kolejnym dziwnym akcentem w jego zachowaniu. Hania przekrzywiła lekko głowę i również się nie odzywała, czekając na jakąkolwiek reakcję męża. Jego postawa była zdecydowanie niecodzienna i nie bardzo wiedziała, jak wobec tego ma się zachować. W ciągu sześciu lat małżeństwa już niejedno ze sobą przeżyli i zdążyli wiele się o sobie nauczyć. Jednak obecna sytuacja wydała się Hani całkiem nietypowa, co zdołało wywołać u niej lekki niepokój.

– Cześć, kochanie. – Mężczyzna w końcu się zreflektował i przerwał ciszę, ale zamiast podejść do żony, ruszył prosto do łazienki na piętrze, gdzie zatrzasnął drzwi nerwowym ruchem.

Hania pokręciła głową i starała się nie przejmować, tylko spokojnie poczekać na wyjaśnienia. Poszła do kuchni, by odgrzać w piekarniku rybę i włączyć kuchenkę, na której czekała zupa.

Ukochany dołączył do Hani po dziesięciu minutach i jakby nigdy nic przytulił się do niej, obejmując ją od tyłu szerokimi i silnymi ramionami. Odwróciła się do niego i zadarła głowę, by popatrzeć mu prosto w oczy. W tym momencie Bartosz wypuścił ją z uścisku. Z wyrazu twarzy kobiety można było wyczytać, że zdecydowanie nie miała teraz ochoty na czułości. Nie była przyzwyczajona do tego, by czuć się tak jak w tym momencie. Mąż z reguły nie dawał jej powodów do zmartwień, między nimi zawsze wszystko było jasne. Ciężkie dni w pracy stanowiły częste zjawisko, taki niestety miał zawód, ale zazwyczaj wtedy dzwonił do niej, by zapowiedzieć, że tego wieczoru będzie później i że może mieć gorszy nastrój. Dzisiejsza sytuacja różniła się od dotychczasowych: spóźnił się, nie dał wcześniej znać, że coś może go zatrzymać, no i teraz był zdecydowanie nieswój.

– Czy coś się stało, kochanie? Dlaczego jesteś tak późno i tak dziwnie się zachowywałeś po wejściu do domu? – zapytała Hania wprost.

– Nie rozumiem, o co ci chodzi. – Pozostawił jej pytanie bez odpowiedzi i podszedł do naczyń stojących na kuchence, by sprawdzić, co zaraz będą jedli.

– No jak to... przecież cię znam. Zawsze dzwonisz, gdy cokolwiek jest nie tak i możesz się spóźnić.

– Skarbie, jestem padnięty po pracy. Po prostu zamyśliłem się, ściągając buty oraz płaszcz, a potem zobaczyłem ciebie w tej odświętnej kiecce i musiałem przez chwilę się zastanowić, jakie mamy dziś święto.

– Zapomniałeś o Wigilii?! – Hania parsknęła śmiechem, przyjmując rozbudowane tłumaczenie męża z ufnością, która towarzyszyła jej przez lata.

Mężczyzna ponownie do niej podszedł, jeszcze raz objął ją w pasie i zdecydowanym ruchem przyciągnął do siebie. Poczuła jego perfumy i przypomniała sobie, jak niedawno sama mu je wybierała z okazji ostatniej rocznicy ślubu, którą świętowali kilka tygodni temu. Uwielbiała ten leśny zapach wymieszany z ciepłem jego skóry.

– Chciałem opowiedzieć ci wszystko po kolacji, ale skoro tak mi wiercisz dziurę w brzuchu, to wyspowiadam się od razu. To był naprawdę ciężki dzień, jeżeli chodzi o nasze działania. Normalnie bym zadzwonił, ale jak już miałem chwilę spokoju, odezwali się do mnie z góry i dali znać, że to już pewne i że z początkiem roku zamierzają wręczyć mi nominację na wyższy szczebel. Szczegóły są do uzgodnienia. Możliwe, że będzie wymagana przeprowadzka, ale to jeszcze wszystko do obgadania po nowym roku. Więc dzień ciężki, ale chyba koniec końców jesteś ze mnie dumna, słońce? Chcę zakończyć go tak, by pamiętać tylko te pozytywy. Możemy już zacząć świętować? – Bartosz zasypał ją nowymi informacjami, między kolejnymi zdaniami nie dając jej dojść do słowa.

– Przeprowadzka? – Chyba to najmocniej utkwiło jej w pamięci z tej całej przemowy i jednocześnie najbardziej przeraziło.

– Myszko, musimy teraz o tym gadać? Jestem skonany. Chcę zasiąść z tobą do wigilii, a nie rozmawiać o pracy. Proszę... – Potarł delikatnie swoim nosem jej mały nosek i ruszył w kierunku kuchenki, tym samym dając czytelny sygnał, że jedyne, czego teraz chce, to jeść.

– Dobrze więc... – wymamrotała Hania cicho i poszła za nim. Nie mogła się pozbyć myśli o tym, co właśnie usłyszała. – Zjedzmy kolację. Porozmawiamy, jak będziesz już najedzony i wypoczęty.

– A może zjemy i zajmiemy się czymś dużo przyjemniejszym niż rozmowa o pracy... – Stanął tuż za nią i wyszeptał prosto do jej ucha. Chwilę później chwycił ją za pośladki. – Szybka wigilia, a później uraczymy się jakimś wybornym deserem.

Hania uśmiechnęła się pod nosem, mieszając gorącą zupę. Słyszała w głosie męża to, co pozwalało jej zyskać pewność, że nie ma co się nastawiać na szczerą rozmowę na poważne tematy. Zawsze musiał postawić na swoim. Zawsze wiedział, co powiedzieć i co zrobić, by odciągnąć jej myśli od jakichś poważniejszych spraw. Tak też się stało tym razem. Zjedli pyszną kolację, a później wylądowali w sypialni i zajęli się sobą, oddalając się od wszystkich mniej lub bardziej ważnych tematów.

*

– Czy wszystko poszło dziś zgodnie z planem? – Kobiecy zachrypnięty głos odezwał się w słuchawce zaraz po odebraniu połączenia.

– Wszystko poszło tak, jak miało pójść. Było ciężko, ale przynęta została skutecznie zarzucona. Do końca roku akcja będzie zakończona – odpowiedziała pewnym głosem druga kobieta, nie kryjąc zadowolenia z dobrze wykonanego zadania.

– No i pięknie, moja droga. Zdawaj relację po każdym kontakcie, on ma być twój i lepiej, żeby było mu z tobą dobrze, bo dzięki temu stanie się nasz. Później już będzie tylko pokutował.

– Z pewnością będzie mu wspaniale, dopilnuję tego. Do usłyszenia po świętach.

ROZDZIAŁ II

Całe Boże Narodzenie Hania spędziła, odpoczywając w domu, jednak w międzyczasie dzwoniła do swojej Fundacji, żeby podpytać dziewczyny, czy wszystko w porządku, czy nie dzieje się nic złego i czy nikomu niczego nie brakuje. Nie potrafiła wytrzymać bez kontaktu z pracownicami, nawet jeśli się umawiały, że w czasie wolnym miała nie uciekać myślami w kierunku pracy. Czuła się odpowiedzialna za to miejsce i za wszystkie podopieczne. Pragnęła i starała się z całych sił, by było ono dla wszystkich potrzebujących niczym dom – w niektórych przypadkach jedyny, jaki mieli. Właśnie w takim celu trzy lata temu stworzyła w Bielsku-Białej Fundację – przez poczucie, że to, co robi, ma sens i ona sama jest potrzebna. Hania wiedziała, że czyni coś dobrego dla tych, którzy nie mieli w życiu tyle szczęścia co ona.

Kiedy czas świątecznego relaksu wreszcie minął, można było wrócić do normalnego trybu pracy. Punktualnie o siódmej rano zjawiła się więc w swoim biurze i spokojnie podsumowała cały świąteczny okres z dziewczyną, która ubiegłej nocy była na zmianie. Gdy Hania już myślała, że może swobodnie usiąść do papierkowej roboty związanej z administracyjną częścią prowadzenia „Nadziei”, do jej małego gabinetu ponownie zapukała Alicja, pracownica Fundacji.

– Haniu, przyszła jakaś kobieta i szuka kierownika, ponoć ma ważny temat do omówienia.

– Nie byłam z nikim umówiona – odpowiedziała szybko, przez kilka sekund myśląc tylko o tym, by się wymigać od jakichś niepotrzebnych rozmów. Chwilę później dotarło jednak do niej, że może to jakaś kolejna potrzebująca osoba i przecież nie powinna nikomu odmawiać samej rozmowy. – Zaproś ją, proszę, mogę na chwilę odpocząć od papierkowej roboty – dokończyła, uśmiechając się radośnie.

Zdążyła odsunąć wszystkie segregatory i dokumenty na bok, tak by biurko przed nią zostało puste, gdy do pomieszczenia weszła nieznana jej domniemana nowa podopieczna. Miała piękne blond włosy sięgające ramion, które spływały grubymi falami, zupełnie jakby kilka minut temu ułożył je fryzjer. Na twarzy można było dostrzec mocny, ale nie odstraszający makijaż. Jej ubiór wyglądał na drogi i został dobrany ze smakiem, całości zaś dopełniały wysokie kozaki sięgające nad kolano. Nieznajoma zdecydowanie nie wyglądała jak większość kobiet, które Hania widywała na co dzień – nieszczęśliwych i zaniedbanych. Na oko miała ponad czterdzieści lat, jednak z pewnością z pomocą licznych zabiegów kosmetycznych zdołała oszukać upływający czas, maskując pojawiające się z wiekiem niedoskonałości. Zanim Hania zdołała się przywitać z nowo przybyłą, do jej nozdrzy doleciał ciężki zapach wyrafinowanych perfum.

– Dzień dobry. Dziękuję bardzo, że znalazła pani dla mnie chwilkę – powiedziała kobieta wysokim, lekko zachrypniętym, pretensjonalnym głosem. – Nazywam się Katarzyna Majer. – Blond piękność uścisnęła rękę Hani na powitanie.

– Hanna Starzewska, miło mi. Co panią do mnie sprowadza? – zapytała, siadając na swoim krześle i dłonią zapraszając, by Katarzyna zajęła miejsce naprzeciwko niej.

– Wie pani, święta mamy już za sobą i może się to pani wydać dziwne, ale ja w ich trakcie siedziałam i siedziałam, rozmyślając nad tym, co jest ważne w życiu. Dostajemy masę prezentów, drogich oczywiście, ale szczęście z nich jakieś takie ulotne. Mój mąż posądził mnie nawet o depresję, ale chwilę później zmienił zdanie i stwierdził, że może mam babski kryzys wieku średniego. Głuptas. – W pokoju rozbrzmiał chichot, który zamiast wywołać uśmiech na twarzy Hani, sprawił, że na jej ciele pojawiła się nieprzyjemna gęsia skórka. – No i rozmawiałam wczoraj wieczorem z moim mężusiem i doszliśmy do wniosku, że w tym pustym świecie chciałabym zrobić w końcu coś dla kogoś i jakoś zadziałać charytatywnie. Szukałam sobie wczoraj w Internecie różnych miejsc, które przykułyby moją uwagę. No i nie powiem, że było lekko, ale w końcu natrafiłam na pani Fundację. Inicjatywa cudowna, takich podobnych organizacji u nas nie ma. Jednak jest jeden problem: pani w ogóle nie widać! Jak te wszystkie biedaczyska mają to miejsce znaleźć? No i w końcu wymyśliłam... Same pieniądze, które mogę przelać na wasze konto, nie dadzą aż tyle, ile bym chciała, a przynajmniej na pewno nie poczuję z tego takiej głębszej satysfakcji. Mam za to inny pomysł. Ofiaruję pani dodatkowego pracownika.

Hania w milczeniu czekała, aż kobieta zakończy swoją jakby specjalnie przygotowaną przemowę. Kiedy w końcu zapadła cisza, a ona dalej nie dowiedziała się, o jakiego pracownika chodzi tej dziwnej osobie, stwierdziła, że z grzeczności dopyta, bo zapewne tego oczekiwała blondynka.

– Ciekawe... ale o jakim pracowniku mowa? W tej chwili mamy już obsadzoną całą kadrę.

– Na pewno potrzebny wam jest marketingowiec, PRowiec, nie wiem... Jakiś komputerowy mistrz, który sprawi, że będziecie bardziej widoczni w sieci. Trzeba to zrobić dla dobra jak największej liczby potrzebujących.

Po tych słowach Hania już wszystko zrozumiała. Od razu bardziej się wyprostowała i przyjęła postawę osoby, która musi wyprowadzić kogoś z błędu i sprostować nieprawdziwe informacje.

– Proszę posłuchać, jak najbardziej doceniam pani... inicjatywę. Datki są mile widziane, ale jeżeli pani sprawi, że będziemy bardzo widoczni, to byle datki mogą nam nie wystarczać.

– Czyż nie dostaje pani od miasta dofinansowania do każdego noclegu tutaj?

– Słucham?

– No przecież miasto musi się jakoś dorzucać!? – Ton głosu nieznajomej stał się jeszcze wyższy i jeszcze bardziej drażniący niż na początku.

– Miasto nas oczywiście wspiera, ale na pewno nie przelicza każdego noclegu. – Hania uśmiechnęła się delikatnie, chcąc ostudzić zapał kobiety i odrobinę ją uspokoić.

– Nieważne. W każdym razie wy musicie być bardziej widoczni. Trzeba was zareklamować, zdobyć sponsorów, zrobić jakieś społeczne akcje, sprawić, by wasze dziewczyny się gdzieś udzielały. Przecież chyba zależy pani na tym, żeby waszym podopiecznym było lepiej?

– Niech pani troszkę przystopuje. – Hania od razu nastawiła się dziwnie krytycznie do przedstawionych przed chwilą pomysłów. Nie chciała być niemiła, w końcu kobieta przyszła do niej z wyraźną chęcią pomocy. A jednak miała ochotę jedynie na to, by wyrzucić stąd tę babę, która niestety zniszczyła pozytywne wrażenie i coraz bardziej denerwowała ją wtrącaniem się w nie swoje sprawy. Hania lubiła, gdy ktoś miał dobre, świeże pomysły, jednak taki superoptymizm i wybujała fantazja w działaniach, gdy chodziło o innych ludzi, nie były tym, za czym przepadała.

– Rozumiem, że ciężko otworzyć się na taką dużą zmianę. Jednak widzę, że najważniejszą dla pani sprawą jest pomoc tym dziewczynom. Ja nie ukrywam, że mam wszystko, czego mi w życiu trzeba, a nawet znacznie więcej. Jednak zdaję sobie sprawę, że nie każdy posiada tyle, co ja, i to mnie boli. Byłam kiedyś w tym samym miejscu, w którym są teraz pani podopieczne. I wiem, że dziś nawet nie przyszłoby to pani do głowy, bo ciężko to po mnie poznać, ale w sercu wciąż noszę głęboką ranę, która nigdy się nie zagoi i już zawsze będzie ze mną. – Kobieta zamilkła na kilka sekund. Pierwszy raz od pojawienia się tutaj nie wyglądała na tak pewną siebie, na jaką chciała pozować. Widać było, że wypowiadane słowa bardzo mocno na nią działały, bo potrzebowała chwili, by się uspokoić. – Może wyglądam na lalunię, która myśli tylko o sobie, ale prawda jest taka, że głęboko w środku czuję ból. Ból, który jest spowodowany niesprawiedliwością tego świata. Wiem, że najłatwiej byłoby wysłać gdzieś pieniądze, ale ja jednak wolałabym widzieć, jaki jest faktyczny efekt mojego wsparcia. Dlatego bardzo proszę... Niech się pani zgodzi na współpracę.

Hania milczała dłuższą chwilę, analizując dokładnie każde słowo tej specyficznej kobiety. W jej głowie toczyły bitwę dwa zupełnie odmienne wrażenia, jakie wywarła na niej nieznajoma. Znów nie chciała wyjść na kogoś, kto odtrąca pomocną dłoń. Tu nie chodziło o jej widzimisię, a o prawdopodobieństwo realnego zwiększenia zasięgu świadczonej przez jej Fundację pomocy. Czuła, że powinna być otwarta na takie rzeczy, a jednak nie opuszczały jej dziwne wątpliwości. Gdyby coś nie wyszło, skutki tego odbiłyby się nawet nie na niej, a na jej dziewczynach.

– Dobrze, proszę w takim razie o odrobinę więcej czasu do namysłu.

– Dziecko drogie... – Hani zdecydowanie nie spodobał się ten zwrot. „Pani hojna” przecież nie była w nie wiadomo jakim wieku, mogłaby więc sobie darować zwracanie się do niej jak do dziewczynki. – Finansowego wsparcia udzielę tak czy inaczej. Dodatkowo, żebyś wiedziała, na co się piszesz, może umówmy się tak: podeślę tutaj mojego pracownika na próbę jako wolontariusza. Co ty na to? Na jeden miesiąc. Zobaczysz, czy jego działania przypadną ci do gustu, i wtedy zadecydujesz.

Hania westchnęła cicho i po chwili dodała:

– Dobrze, niech będzie. Widzę, że jest pani bardzo zdeterminowana. – Jednak jej ton sugerował, że nie do końca pasuje jej to, co właśnie zaproponowała Katarzyna, czyli według Hani niańczenie jakiegoś znudzonego, nic niewiedzącego o prawdziwej pracy dzieciaka i użeranie się z nim.

Jednak wbrew temu, co czuła, uśmiechnęła się do nieznajomej, w końcu kobieta chciała wesprzeć to, o co ona walczyła już od kilku lat.

– Świetnie, przekonasz się, że to przyniesie same plusy, kochaniutka. A teraz uciekam, wyślę do was kogoś zaraz po Nowym Roku. – Elegancka dama zerwała się z miejsca, ucieszona tym, czego przed chwilą dokonała, i ruszyła do wyjścia z gabinetu. – Do widzenia.

– Do widzenia – powiedziała Hania do znikających za drzwiami pleców kobiety.

Została sam na sam z myślami i przez moment pozwoliła wniknąć w swój umysł wszelkim wątpliwościom. Z każdą chwilą była coraz bardziej niezadowolona z przebiegu tej rozmowy, w której ona stanowiła bierną stronę, a jakaś obca kobieta po prostu poprowadziła dialog tak, jak tego chciała. To bardzo nie spodobało się Hani. Podczas tego typu spotkań starała się być bardziej stanowcza i konsekwentna, ale gdy tylko trafiała na jakąś silniejszą jednostkę, od razu przegrywała w starciu charakterów.

– Czy ja się kiedyś nauczę mówić „nie” albo chociaż stawiać na swoim? – Westchnęła pod nosem i pokręciła głową, jakby chciała wyrzucić z niej wszystkie nagromadzone tam złe myśli. – Dość tego biadolenia, pora wrócić do normalnych obowiązków.

*

Tego wieczoru leżała wtulona w Bartosza na obszernej kanapie w salonie i wspólnie oglądali w telewizji wiadomości. Kiedy już dotarli do bloku sportowego, obróciła się w stronę męża i popatrzyła na niego lekko rozespanym wzrokiem, próbując ukryć fakt, że podane informacje wcale jej zbyt mocno nie zainteresowały.

– Wiesz, że dziś musisz się jeszcze mną porządnie zająć? – Jej ton był niby-poważny, jednak usta, niepotrafiące ukryć zaczepnego uśmiechu, zdradzały prawdziwe intencje.

– Muszę? Czyżby? – Bartosz od razu wiedział, o co chodzi, jednak też przybrał ten droczący się ton. Miał zamiar toczyć tę grę, dopóki nie dopadnie Hani w sypialni albo choćby nawet i tu, gdzie byli w tej chwili.

– Owulacja mi podpowiada, że musisz. Czy tego chcesz, czy nie. – Uśmiechnęła się do niego rozbawiona. Czuła się lekko zmęczona po całym dniu spędzonym na papierkowej robocie, jednak wiedziała, jak ważne jest zawalczenie właśnie dzisiaj o to, czego oboje tak mocno pragnęli.

– No to powiedz swojej owulacji, że nie zamierzam się z nią teraz kłócić. Chodź tu do mnie... – Obrócił się w jej stronę tak, że Hania znalazła się nie u jego boku, a tuż pod nim. Pocałował ją głęboko, stwierdzając w myślach, że nie ma najmniejszej ochoty na drogę na piętro i do wykonania tego przyjemnego obowiązku spokojnie wystarczy im kanapa.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki