Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Oto świat, w którym spełniają się najskrytsze marzenia…
Asha to bystra i pełna optymizmu siedemnastolatka, która troszczy się o rodzinę i innych mieszkańców ukochanego Rosas. Choć zdaje jej się, że zna najpotężniejszego człowieka na świecie, niebawem dowie się, że nikt nie ma większej mocy we wszechświecie niż ktoś, kto nosi w sercu prawdziwe życzenie.
Kolejna powieść z serii „Biblioteczka przygody” to nowelizacja filmu pt. „Życzenie” The Walt Disney Stusios. Do książki dołączona jest 8-stronicowa kolorowa wkładka z kadrami filmowymi i dodatkowymi treściami, a także piękna filmowa zakładka.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 130
W przytulnej chatce ukrytej w sercu lasu siedemnastoletnia Asha pomagała dziadkowi założyć pelerynę. Zapinając mu guzik pod szyją, zaczęła snuć opowieść o Rosas, pięknym miejscu, które było ich domem.
– Dawno, dawno temu – zaczęła – na odległej wyspie istniało magiczne królestwo, którego twórca i władca miał moc spełniania życzeń. Ludzie przybywali tam ze wszystkich krańców świata i osiedlali się w nadziei, że i ich marzenia w końcu staną się rzeczywistością.
Asha miała już wiele okazji widzieć, jak król Magnifico spełnia życzenia – co miesiąc odbywała się specjalna ceremonia, podczas której jeden szczęśliwiec otrzymywał to, czego najbardziej pragnął. Lecz dziś dziewczyna myślała tylko o jednym życzeniu i jednym człowieku, do którego życzenie to należało: swoim ukochanym dziadku Sabinie.
– I nikt nie miał wątpliwości – ciągnęła opowieść – że istnieje ktoś, kto najbardziej na świecie zasługuje na to, by spełniło się jego życzenie… To mój dziadek – najwspanialszy, najcudowniejszy, najprzystojniejszy dżentelmen, który kończy dziś równe sto lat! – dokończyła ze swadą.
Coś poruszyło się za jej plecami. Młody koziołek w żółtej piżamie zaczął gramolić się na półkę, lecz Asha ledwo zwróciła na niego uwagę, zbyt zajęta zapinaniem ostatnich guzików dziadkowej peleryny. Na koniec podniosła lusterko i przytrzymała je, by staruszek mógł się w nim przejrzeć.
Sabino uśmiechnął się do swojego odbicia, a w oczach ukrytych pod kępkami siwych brwi, równie krzaczastych jak jego czupryna, pojawił się błysk.
– A do tego wciąż mam wszystkie ulubione zęby – pochwalił się.
Asha parsknęła śmiechem i sięgnęła po skórzaną torbę, do której wsunęła swój nieodłączny szkicownik.
– To nie może być przypadek, że król zaplanował ceremonię życzeń właśnie na dziś – stwierdziła z przekonaniem. Wiedziała, jak bardzo Sabino pragnie, by jego marzenie się spełniło.
Stuknął teraz knykciami w głowę, żeby odpukać.
– Oj, bo przyjdzie pech – mruknął – i skończy się śmiech.
– Nie wygłupiaj się, dziadku – żachnęła się Asha. – Dziś twój wielki dzień. Czuję to – dodała rozpromieniona i pocałowała Sabina w policzek.
– Cóż, wiesz, co mówią – odparł staruszek. – Wszystko jest możliwe…
W tym momencie do izby weszła mama Ashy, Sakina, z koszem przędzy.
– … w Królestwie Życzeń! – dokończyli we troje.
Sakina zaśmiała się, a czarne loki wymykające się spod jej lawendowej chustki zatańczyły, gdy rozejrzała się dokoła.
– A gdzie Valentino?
Asha i Sabino odwrócili się, by spojrzeć na wiszące na ścianie półki, gdy Valentino właśnie koziołkował z najwyższej z nich prosto do kosza Sakiny.
– Ach, tu jesteś! – rzuciła kobieta ze śmiechem.
Asha wyciągnęła ręce po koziołka, który protestował ochrypłym meczeniem.
– Wybacz, nie mówię po koziemu – tłumaczyła, ostrożnie stawiając Valentina na podłodze, lecz ten natychmiast wdrapał się na gzyms kominka.
– Pomożesz mi przy torcie dla dziadka? – zwróciła się do córki Sakina.
– Oj, nie mogę. Prowadzę wycieczkę – odparła szybko Asha, która w Rosas miała specjalne zadanie. Gdy zjawiali się w nim turyści, oprowadzała ich po królestwie. – A potem… eee… pomagam Dahlii – bąknęła niewyraźnie, pozwalając kurtynie ciemnych warkoczyków opaść na twarz, żeby schować się przed spojrzeniem mamy. Asha rzeczywiście zamierzała wybrać się do zamku, gdzie pracowała jej najlepsza przyjaciółka, ale bynajmniej nie po to, żeby jej pomagać. Była umówiona na pewne spotkanie, o którym nie mogła powiedzieć rodzinie… przynajmniej jeszcze nie teraz. – No właśnie, więc…
– Jakoś dziwnie to mówisz. – Mama zmrużyła oczy i wzięła się pod boki. Coś podejrzewała.
– To znaczy jak? – spytała Asha niewinnie.
– Co ty znowu knujesz? – odpowiedziała pytaniem Sakina, celując w córkę palcem.
Asha wzruszyła ramionami.
– Niby skąd taki pomysł?
– Bo dobrze wiem, co to znaczy, gdy tak zawieszasz głos – odparła Sakina.
– Cóż, dojrzewam – odparła Asha wymijająco. – A razem ze mną moja elokwencja. – Dała mamie szybkiego całusa.
– Asha… – próbowała jeszcze zagaić Sakina.
– Nie mam czasu na pogaduchy – ucięła dziewczyna. – Spóźnię się. Widzimy się na ceremonii życzeń! – rzuciła jeszcze przez ramię i wybiegła na dwór.
Pomknęła w dół zbocza w kierunku zamku, a Valentino deptał jej po piętach. Do portu właśnie zawinął statek i na pomoście zaczynali się już tłoczyć turyści.
Asha minęła znak z napisem „WITAMY W ROSAS!”.
– Jestem. Już jestem – wysapała. – Sekundkę. Dajcie mi odetchnąć. – Po czym przywitała gości w kilku językach, tak by wszyscy poczuli się komfortowo: – Hola! Szalom! Salam! Wszyscy gotowi?
Dziewczyna poprowadziła grupę przez wielki łuk bramy. Idąc główną aleją w stronę zamku, mijali uśmiechniętych od ucha do ucha piekarzy, kwiaciarzy i muzyków. Valentino wskoczył na kamienny murek, żeby lepiej widzieć.
Turyści szeroko otwartymi oczami patrzyli na zadowolonych mieszkańców miasta, których najskrytsze pragnienia za sprawą króla Magnifica stały się rzeczywistością. Jak wyjaśniła im Asha, spełnić się mogło d o w o l n e życzenie – nieważne, czy marzyło się o tym, by zostać utalentowanym tancerzem, mieć długie bujne włosy czy wybrać się w podróż kosmiczną.
Asha przystanęła, żeby zaprezentować niezwykłe owoce i kwiaty, które można było spotkać wyłącznie w Rosas – one także były efektem spełnionego życzenia. W końcu otworzyła bogato zdobione wrota, które prowadziły na tętniący życiem bazar.
Przybysze z zachwytem wpatrywali się w przepiękny zamek i chorągwie, na których widniała podobizna przystojnego mężczyzny. To właśnie on, król Magnifico, wiele lat temu założył miasto Rosas. Dziewczyna nie omieszkała dodać czegoś, co wydawało się oczywiste: władca był hojnym i potężnym czarodziejem.
– Takiemu to nie odmówiłabym całusa – rzuciła jakaś turystka, wdzięcząc się do posągu króla.
– Ojeja – mruknęła Asha pod nosem.
Zwróciła uwagę oprowadzanych przez siebie gości na spektakl teatrzyku lalek przedstawiający sposób, w jaki dokonywało się spełnianie życzeń: po ukończeniu osiemnastu lat każdy mieszkaniec Rosas przekazywał swoje życzenie królowi podczas specjalnej ceremonii.
– Czy to boli? – spytał ktoś.
– Pewnie trochę się płacze, co? – dodał ktoś inny.
Asha zapewniła turystów, że przekazywanie życzeń to operacja całkowicie bezbolesna. Wszyscy, którzy oddali królowi swoje marzenie, zrobili to chętnie i wcale za nim nie tęsknili. Bo zupełnie go nie pamiętali! A do tego mogli mieć pewność, że władca czuwa nad ich życzeniami, strzeże ich swoimi magicznymi mocami i każdego miesiąca wybierze kolejną szczęśliwą osobę, której marzenie po prostu się ziści.
Dziewczyna prowadziła wycieczkę w stronę mostu, z którego rozciągał się widok na port. Gdy się zatrzymali, żeby go popodziwiać, Asha z przekonaniem oświadczyła, że w Rosas wszystko jest możliwe. Choć sama nie oddała jeszcze swojego marzenia królowi, wiedziała, że gdy nadejdzie ta chwila, będzie mogła sobie zażyczyć naprawdę czegokolwiek.
Zbliżał się kulminacyjny punkt programu; Asha dała sygnał Valentinowi. Koziołek dyskretnym kopniakiem przesunął dźwignię i w jednej chwili na stopniach schodów rozwinął się dywan, a nad głowami zebranych podniósł obłok konfetti.
Turyści wydali zgodny okrzyk zachwytu.
– Chciałbym tu mieszkać! – westchnął wysoki mężczyzna.
– Naprawdę po wypowiedzeniu życzenia całkiem się je zapomina? – spytała kobieta podróżująca z córką.
– Puść marzenie w zapomnienie! – odpowiedziała Asha. – To takie nasze powiedzonko.
– Też chcę wypowiedzieć życzenie! – wykrzyknęła córka kobiety.
– A ja spotkać króla! – wtrąciła turystka, która wcześniej omdlewała przy posągu władcy.
– Macie szczęście – odparła na to Asha. – Bo ceremonia życzeń odbędzie się dziś wieczorem! Wszyscy są zaproszeni. No dobrze, kto zgłodniał?
Jak na sygnał zjawili się kelnerzy niosący tace pełne pieczywa, owoców, mięs i deserów.
– Dziękujcie Marianie, szefowej kuchni – rzuciła Asha. – Tak się składa, że życzyła sobie zostać najlepszą kucharką na świecie!
– Palce lizać! – zachwycił się ktoś.
Turyści stłoczyli się wokół przekąsek, a Asha wykorzystała ten moment, żeby się oddalić.
– Smacznego! – krzyknęła na pożegnanie i potruchtała w stronę zamku.
Do jej arcyważnego spotkania zostało niewiele czasu. Tym razem nie mogła się spóźnić.
Asha wbiegła do zamkowej kuchni z Valentinem u boku. Na półkach piętrzyły się tu bochenki chleba i pięknie zdobione ciasta. Dahlia w czystym czerwonym fartuchu i okularach z drucianymi oprawkami na nosie zagniatała ciasto na kuchennym blacie. Skończyła dopiero szesnaście lat, ale w sztuce cukiernictwa nie miała sobie równych.
– No hej, cześć, się masz, najlepsza przyjaciółko i fontanno zdrowego rozsądku! – Asha przywitała się potokiem słów, czując na widok koleżanki niewypowiedzianą ulgę. – Rozmowa już za godzinę. Trema tak mnie zżera, że zaraz zostanie ze mnie ogryzek. – Jakby na dowód tego zaczęła krążyć niespokojnie wokół kuchennego stołu.
Właśnie to tajne spotkanie chciała ukryć przed rodziną: starała się o posadę uczennicy króla. I potwornie się denerwowała!
– Rozmowa? – powtórzyła Dahlia, ucierając zioła w moździerzu. – Jaka rozmowa?
– Dahlia! – fuknęła Asha. Nie wierzyła, że przyjaciółka żartuje w takiej chwili.
– Ahaaa, chodzi o rozmowę z naszym kochanym i milusim jak puchaty kotek królem – podjęła Dahlia rozmarzonym tonem i uśmiechnęła się szeroko.
– Proszę cię, nie mów tak.
– Moja najlepsza przyjaciółka uczennicą króla – zaćwierkała Dahlia. – Będę sławna.
– Język kołkiem mi staje – rzuciła zrozpaczona Asha. – Nie pamiętam ani jednego słowa. Opada mi warga? – Mówiąc to, podciągnęła sobie kącik ust.
– Tylko kiedy ciągniesz ją w dół – odparła Dahlia. – Wypij to. Róża z lawendą. Koi nerwy. – Podała Ashy kubek.
Asha wzięła łyk, podczas gdy jej rozbiegany wzrok wędrował po całej kuchni.
– Szybko – powiedziała, przełknąwszy napar. – Zadaj mi jakieś zawodowe pytanie.
– Dobra. – Dahlia zamyśliła się na chwilę. – Co jest twoją największą słabością?
– Słabością? – powtórzyła Asha. – Eee… Gdy zżera mnie trema, zaczynam zachowywać się irracjonalnie.
– Nie, nie – poprawiła ją Dahlia. – Za bardzo się troszczysz.
– Naprawdę? – zdziwiła się Asha. – A to wada?
– Właśnie dlatego to najlepsza odpowiedź – oświadczyła Dahlia z dumą. – Nie ma za co.
– Rany, zaraz zwymiotuję – mruknęła Asha.
Dahlia pospiesznie przesunęła miskę z ciastem z dala od przyjaciółki.
– Tu jest kuchnia, nawet tak nie żartuj – powiedziała. – Spokojnie. Jesteś wśród przyjaciół.
„Naprawdę?”, odparła Asha w myślach i rozejrzała się po pomieszczeniu.
Dahlia posłała jej przebiegły uśmieszek i zdjęła ścierkę z tacy pełnej wciąż ciepłych ciasteczek ozdobionych podobizną urodziwego króla. Ich aromat podryfował do Simona, który drzemał na worku mąki.
– Mmm, ciasteczka? – mruknął, ziewając. Osiemnastoletni Simon był łagodnym rudzielcem, który zawsze sprawiał wrażenie, jakby właśnie miał zapaść w drzemkę.
Chwilę później kuszący zapach ciastek Dahlii zwabił do kuchni jeszcze czworo nastolatków. Hal, Safi i Gabo zaczęli się przepychać, wbijając wzrok w pyszny cel i rywalizując o najbardziej strategiczną pozycję.
– Ciacha! – pokrzykiwali.
– Uważaj!
– Moje!
– Ciacha! – powtórzył Dario. Ale w przeciwieństwie do towarzyszy wysoki, tyczkowaty blondyn przebiegł obok stołu i wypadł z pomieszczenia. Inni odprowadzili go wzrokiem i wzruszyli ramionami.
Trzynastoletni Gabo, który nie dorównywał innym wzrostem, musiał walczyć, żeby dorwać się do ciastek.
– Uważaj, Safi! – Dahlia ostrzegła chłopaka o kręconych włosach. – Jest w nich cytryna…
Safi, który miał uczulenie na niemalże wszystko, kichnął prosto na tacę z wypiekami.
Gabo cofnął rękę.
– O nie! – jęknął. – Życie jest niesprawiedliwe.
– Możesz zjeść moje, Gabo – zaoferował ktoś pełnym słodyczy głosem.
Gabo okręcił się na pięcie i stanął twarzą w twarz z Bazeemą, szczupłą dziewczyną w żółtej sukience, która pojawiła się za jego plecami nie wiadomo skąd.
– Bazeema, aaaa! – wrzasnął, przestraszony. – Skąd się tu u licha wzięłaś?!
Nieśmiała nastolatka miała zwyczaj zakradać się niezauważona i równie niepostrzeżenie znikać. Uśmiechnęła się.
– Cały czas tu byłam.
Gabo wziął od niej ciastko i odgryzł kęs.
– Blee, paskudztwo! – stwierdził, wypluwając okruszki. – Zdrowe są, czy co?
– Oczywiście – przyznała Dahlia. – Właśnie takie lubi król.
– No dzięki, a ja się właśnie uspokoiłam – jęknęła Asha na wspomnienie króla. Przełknęła kolejny łyk naparu, licząc na to, że pomoże jej opanować tremę.
– No tak – mruknął Gabo. – Masz rozmowę z królem. Nie martw się. Po wszystkim chętnie użyczę ci rękawa, żebyś miała się w co wypłakać.
– Gabo! – ofuknęła go Hal. Wiecznie uśmiechnięta dziewczyna z lśniącymi kolczykami w kształcie kół była dokładnym przeciwieństwem ponurego Gaba.
– No co? – obruszył się chłopak. – Większość ludzi daje ciała na każdym polu.
W tym momencie w kuchni ponownie zjawił się Dario.
– Aaa, tu są ciacha! – ucieszył się i sięgnął do tacy.
– Dario, czekaj! – ostrzegła go Dahlia. – Safi na nie kichnął.
– Aha – odparł Dario. – Okej, spoko, dzięki. – I bez wahania odgryzł kawałek herbatnika.
Gabo wzdrygnął się na ten widok.
– Kontynuując… – powiedział, ponownie odwracając się do Ashy – …nie żebym cię winił za chęć ogrania systemu.
Asha uniosła brew.
– Słucham? – zdziwiła się. – Niczego nie próbuję ograć.
– Daj spokój – żachnął się Gabo. – Wszyscy wiedzą, że król spełnia życzenia swoich uczniów. I zwykle też ich krewnych.
Asha otworzyła usta, żeby coś odpowiedzieć, ale w duchu musiała przyznać, że Gabo nie do końca się mylił. Rzeczywiście liczyła na to, że poznawszy ją, władca spełni życzenie jej dziadka.
– Nie zawsze – wtrąciła Dahlia, spiesząc Ashy z odsieczą. Spróbowała przypomnieć sobie jakiegoś ucznia, którego życzenie nie zostało spełnione, ale nikt nie przychodził jej do głowy. – No dobra, może i zawsze.
– Twój dziadek kończy dziś stówkę i ciągle się nie doczekał – zauważył kwaśno Gabo.
Inni stłoczyli się wokół Ashy, starając się ją pocieszyć:
– To się dziś zmieni.
– Czuję to w kościach.
– Wszyscy tak myślą.
– Olej go.
Ale Gabo jeszcze nie skończył:
– Nie wspominając o twojej osiemnastce…
– Wszystkiego najlepszego! – palnął Dario.
– …za parę miesięcy – ciągnął Gabo. – Przecież nie chcesz skończyć jak ten nasz Simon, kiedy już zdradzisz swoje życzenie królowi.
Simon uchylił powieki, moszcząc się wygodniej na swoim miękkim siedzisku.
– A co jest nie tak z naszym Simonem? – spytał sennie.
– To nie twoja wina – zbył go Gabo. – Wypowiedzenie życzenia ze wszystkich robi nudziarzy.
Simon wyprostował się jak struna.
– Zrobiłem się nudny? – spytał z urazą. – Wszyscy tak myślicie?
Safi przerwał niezręczną ciszę nagłym kichnięciem, jakby chciał w ten sposób zmienić temat.
– Wcale nie nudny – zapewniła Asha pospiesznie. – Nie, tylko taki…
– Bardziej wyciszony – podjęła Hal.
– Spokojniejszy – dodała Dahlia.
– Bardziej… ukontentowany? – podsunęła Bazeema niepewnie.
Simon spochmurniał. Widział, że przyjaciele starają się być mili.
– Simon, nie przejmuj się – powiedziała Asha. – Wciąż jesteś sobą i założę się, że twoje życzenie niedługo się spełni.
– Nie tak jak z twoim biednym dziadkiem – burknął Gabo. – Który czeka i czeka…
Asha, która miała już serdecznie dość kąśliwego kolegi, wzięła garść mąki i dmuchnęła mu nią prosto w twarz.
– Asha? – odezwał się jakiś głos.
W kuchni pojawiła się królowa Amaya. Jej elegancka suknia w kolorze złamanej bieli i lśniąca peleryna sprawiały, że wydawała się zupełnie nie na miejscu w przyprószonej mąką kuchni.
– Królowa… – wyrwało się Ashy szeptem.
Wszyscy rzucili się, by ją powitać.
– O rety, o rety – mruknęła Dahlia, gorączkowo ustawiając przyjaciół w równym rządku. – Prędko.
– Ale jazda! – rzuciła podekscytowana Hal.
– Tylko nie kichaj – mruknął Safi do siebie. – Tylko nie kichaj!
Gabo jęknął, obserwując szamoczących się przyjaciół.
– Matko, co za wiocha – szepnął pod nosem.
Gdy rozgardiasz został opanowany, każde z nich zbliżyło się do niecodziennego gościa, by złożyć mu ukłon lub dygnąć. Nawet Valentino skłonił głowę z szacunkiem.
– Ciasteczko? – zaoferował Dario, podsuwając królowej pod nos jeden z łakoci, na które nakichał Safi. Dahlia prędko złapała go za rękę i pociągnęła ją w dół.
– Nie, dziękuję – odparła Amaya rzeczowo. W obecnej chwili była skupiona wyłącznie na tym, by pomóc mężowi w znalezieniu nowej uczennicy lub ucznia. – Asho, król już na ciebie czeka.
– Teraz? – spłoszyła się Asha. – Spóźniam się? Wydawało mi się…
– Jesteś na czas – zapewniła ją królowa. – Ostatnia rozmowa…
Ze schodów za jej plecami dobiegł pełen żałości szloch.
– …była katastrofą! – wykrzyknął jakiś zapłakany mężczyzna, wybiegając z zamku.
– …skończyła się wcześniej – gładko podjęła Amaya. – Idziemy? – Odwróciła się w stronę drzwi.
– Aha, w porządku – odparła Asha. – Jestem gotowa! – W jej oczach błysnęła panika. – Absolutnie nie jestem gotowa – szepnęła do Dahlii.
– Świetnie sobie poradzisz – zapewniła ją przyjaciółka równie cicho. – Tylko niczego nie dotykaj, nie zapomnij dygnąć i powiedz mu, że go kochasz. – Zawahała się. – Żartuję. Tego mu nie mów.
Asha zdobyła się tylko na słabe kiwnięcie głową i z oczami wytrzeszczonymi ze strachu podreptała za królową.
– To pa! Nie rób sobie nadziei! – zawołał za nią Gabo.
Tym razem Dahlia go nie ofuknęła. Zostawiła to Valentinowi:
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki