1000 lat naszego rybołówstwa - Andrzej Ropelewski - ebook

1000 lat naszego rybołówstwa ebook

Andrzej Ropelewski

0,0

Opis

Tę książkę możesz wypożyczyć z naszej biblioteki partnerskiej! 

 

Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego. 
Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych.  

 

Książka ta poświęcona jest przeszłości naszego rybołówstwa morskiego i dlatego nie omawia stanu tej dziedziny gospodarki morskiej i jej rozwoju na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat, a ściślej od roku 1949 do 1962, kiedy to rozrosła się ona do rozmiarów potężnego jak na nasze warunki morskiego przemysłu rybnego. 
[ze wstępu] 

 

Książka dostępna w zasobach: 
Miejska Biblioteka Publiczna im. Stefana Żeromskiego w Helu 
Miejska Biblioteka Publiczna w Gdyni (2) 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 261

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



 

1000 LAT NASZEGO RYBOŁÓWSTWA

 

ANDRZEJ ROPELEWSKI

 

1OOO LAT

NASZEGO

RYBOŁÓWSTWA

WYDAWNICTWO MORSKIE

 

Okładkę i stronę tytułową projektowałaKRYSTYNA ROGACZEWSKA

Od autora

Książka ta poświęcona jest przeszłości naszego rybołówstwa morskiego i dlatego nie omawia stanu tej dziedziny gospodarki morskiej i jej rozwoju na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat, a ściślej od roku 1949 do 1962, kiedy to rozrosła się ona do rozmiarów potężnego jak na nasze warunki morskiego przemysłu rybnego. Dowodem tego niech będą następujące porównania liczb. Otóż jeżeli w ciągu całego okresu międzywojennego (1920—1939) ówczesne rybołówstwo morskie dostarczyło krajowi ogółem ponad 144 000 ton ryb, to obecnie w jednym tylko roku nasz morski przemysł rybny wydobywa z morza blisko 170 000 ton ryb. Jeżeli zważymy, że w roku 1938 rybołówstwo polskie złowiło około 12 500 ton, a rybołówstwo całego obecnego wybrzeża polskiego (z uwzględnieniem połowów dokonanych na wybrzeżu odzyskanym) dostarczyło wówczas około 30 000 ton, to biorąc pod uwagę nasze obecne roczne połowy ryb na morzu okaże się, że w porównaniu z rokiem 1938 zwiększyliśmy produkcję surowca rybnego blisko sześciokrotnie, uwzględniając całe obecne wybrzeże, a blisko czternastokrotnie, jeżeli się weźmie pod uwagę połowy tylko dawnego naszego wybrzeża. Te liczby mówią za siebie. Dodam zaś jeszcze, że jeżeli przed rokiem 1939 nie zbudowano w Polsce ani jednego dalekomorskiego statku rybackiego, to obecnie przemysł okrętowy Polski Ludowej buduje wszystkie niemal typy najnowocześniejszych statków rybackich, a kraj nasz zajmuje drugie w świecie miejsce — po Japonii — pod względem wielkości produkcji rocznej statków rybackich, wyprzedzając kolejno NRF, Danię, Hiszpanię, Wielką Brytanię, Francję i szereg innych państw.

Omówienie tego wszystkiego, czego dokonaliśmy w tym zakresie w Polsce Ludowej na przestrzeni lat 1949—1962, przekracza ramy tej książki i wymaga oddzielnego, obszerniejszego opracowania, które — miejmy nadzieję — trafi w niedalekiej przyszłości na półki księgarskie.

Przy opracowaniu tego popularnonaukowego zarysu dziejów naszego rybołówstwa morskiego korzystałem z dość obszernej literatury, której ważniejsze pozycje wymieniam na końcu książki. Dorywcze gromadzenie notatek i wyciągów z piśmiennictwa rozpocząłem w roku 1950. Niezależnie od tego wykorzystałem materiały archiwalne oraz relacje wielu osób, dzięki czemu mogłem przytoczyć tu fakty nie wymienione dotychczas w żadnych publikacjach.

Za życzliwą pomoc w zbieraniu materiałów do tej książki oraz za cenne wskazówki i informacje pragnę w tym miejscu podziękować szczególnie prof. dr W. Cięgle wieżowi, inż. Z. Ćwiekowi, prof. dr K. Demelowi, porucznikowi żeglugi wielkiej rybackiej P. Gicowi, kapitanowi żeglugi wielkiej rybackiej W. Gorządkowi, prof. dr K. Jażdżewskiemu, dr Z. Kabacie, p. H. Kabatowi, prof. dr J. Kostrzewskiemu, prof. dr J. Kulikowskiemu, mgr S. Ludwigowi, prof. dr W. Mańkowskiemu, porucznikowi żeglugi wielkiej rybackiej J; Netzelowi oraz porucznikowi żeglugi małej rybackiej F. Piechockiemu.

Andrzej Ropelewski

Wstęp

Najdawniejszą historię rybołówstwa u brzegów Bałtyku południowego, a więc i na naszym wybrzeżu, tworzyli — wbrew temu, co twierdzili ci, którzy nadali Gdyni w 1939 roku nazwę Gotenhafen — Słowianie. Kiedy Polska Piastów wkraczała w dzieje przed tysiącem lat, na zachód od ujścia Wisły siedziały od wieków od czasów niepamiętnych, plemiona Słowian Zachodnich, tworzące pewne związki polityczne, mniejsze i większe państewka i państwa. Pomorzanie, którzy zajmowali wówczas nasze obecne wybrzeże, graniczyli na Odrze z Wieletami, zwanymi też Lucicami, a ci z kolei sąsiadowali od zachodu z Obodrzycami, których ziemie ciągnęły się aż po Łabę.

Mimo że plemiona te tworzyły historię rybołówstwa w tej części Bałtyku, niewiele wiemy o tej dziedzinie zwłaszcza my, Polacy. Złożył się na to brak źródeł historycznych z wcześniejszych wieków oraz w pewnej mierze i to, że historycy nasi mało zajmowali się tymi zagadnieniami. A szkoda, bo jak się okazuje na podstawie badań uczonych innych narodowości Słowianie Zachodni byli dzielnymi rybakami. Dla potwierdzenia tego oddajmy głos jednemu z niemieckich badaczy i znawców zagadnień rybołówstwa morskiego, dr Stahmerowi, który w roku 1925 pisał:

Wendowie byli o wiele dzielniejszymi i bardziej od plemion germańskich doświadczonymi rybakami i dlatego potrafili doskonale wykorzystywać duże bogactwo ryb, którym odznaczały się wówczas wody Pomorza i Rugii.

Wyjaśnić trzeba, że Wendami nazywają Niemcy plemiona Słowian Zachodnich, które zajmowały niegdyś ziemie nad Bałtykiem.

Jeżeli już wspomniano tu Rugię, to można dodać, że rybołówstwo jej dawnych słowiańskich mieszkańców, zwanych Ranami, zasługuje na szczególną uwagę. Po pierwsze dlatego, że wiadomości o nim przetrwały w źródłach historycznych, po drugie, iż stanowi ono dobry przykład działalności morskiej Słowian nadbałtyckich.

Dzięki wyspiarskiemu położeniu swej ojczyzny Ranowie uniezależnili się w dużym stopniu od sąsiednich plemion słowiańskich, a nawet w ciągu XII wieku zdołali wysunąć się na czoło Słowiańszczyzny Połabskiej i odgrywali w tym czasie poważną rolę polityczną, tworząc państewko morskie, którego gospodarka opierała się w dużej mierze na rybołówstwie, a siła na stosunkowo licznej flocie. Już wówczas wyspa była gęsto zaludniona, o czym świadczy fakt, że w roku 1170 liczbę jej mieszkańców liczono na około 30 000.

Głównymi zajęciami Ranów było korsarstwo oraz rybołówstwo. Pierwsze umożliwiała im silna flota, drugie — dogodne położenie, dobrze rozwinięta linia (brzegowa, liczna ludność i wreszcie znaczna obfitość ryb w płytkich rozlewiskach, zalewach i morzu.

Najwięcej wiadomości o rybołówczej działalności Ranów zawdzięczamy niemieckiemu kronikarzowi Helmoldowi, który żył od około roku 1100 do roku 1177 i był autorem znanej „Kroniki Słowian”. Pisząc o Rugii podawał on, że „[...] w listopadzie, gdy wiatry wieją gwałtowniej, wiele się tam śledzi poławia”. Dalej pisał Helmold, że w okresie jesiennych wydajnych połowów na Rugię przybywali liczni kupcy z odległych nawet miast, aby kupować, a nawet łowić tam ryby. Zarówno za prawo łowienia, jak i uprawiania handlu rybami kupcy ci musieli składać ofiary i opłaty na rzecz miejscowego bóstwa, Światowita.

Do rybołówstwa, a raczej handlu rybnego na ówczesnej Rugii, powrócimy jeszcze w jednym z rozdziałów tej książki. Obecnie zajmiemy się pokrótce dostępem Polski do Bałtyku w różnych okresach historycznych.

Za Mieszka I i Bolesława Chrobrego Polska opierała się o Bałtyk w granicach zbliżonych bardzo do naszej obecnej granicy morskiej. Za panowania Bolesława Krzywoustego wpływy polskie sięgały prawdopodobnie nawet Rugii, sprawa ta nie jest jednak dostatecznie wyjaśniona. Tak rozległy dostęp Polski piastowskiej do morza rychło jednak kurczy się pod naporem niemieckiej ekspansji politycznej, w wyniku której Pomorze Zachodnie odrywa się w 1181 roku od Polski, miejscowi książęta dostają się pod lenno niemieckie, a okresowo pod władzę królów duńskich i margrabiów brandenburskich. Za niemieckim parciem politycznym na wschód ruszyła fala kolonizacji niemieckiej, szczególnie silna od XIII wieku.

Jakiż był wówczas los słowiańskiej nadbałtyckiej ludności rybackiej, i oczywiście również nierybackiej? Wybitny niemiecki znawca zagadnień rybołówstwa bałtyckiego, prof. dr P. F. Meyer-Waarden, obecnie dyrektor Instytutu Rybołówstwa Przybrzeżnego w Hamburgu, tak o tym pisze:

Z dokumentów wynika, że germańscy Sasi napierający od około roku 1200 pozostawiali rybołówstwo na Bałtyku w rękach Wendów, .podczas gdy sami oddawali się rolnictwu, a gdzie warunki na to pozwalały — handlowi. Jako wyjaśnienie tego podaje się, że Wendowie znali doskonale miejscowe wody i byli lepszymi rybakami.

Oto jeszcze jedno cenne dla nas świadectwo o zdolnościach rybołówczych naszych nadbałtyckich przodków.

Mimo że napływający na Pomorze koloniści niemieccy pozostawiali rybołówstwo w rękach bardziej pod tym względem sprawnych Słowian, tym ostatnim nie działo się jednak najlepiej. Jako podbici pozostawali pod władzą zdobywców, nie posiadając wolności osobistej. W związku z tym nie mieli oni prawa zamieszkiwania w osadach i miastach zakładanych przez Niemców. Zabraniano im również trudnienia się handlem. Z biegiem czasu, kiedy niemieccy osadnicy i ich potomkowie sami zaczęli zajmować się rybołówstwem, nadal był utrzymywany podział na wolnych Niemców i niewolnych Słowian. Ktokolwiek nie posiadał przodków germańskich, a więc nie był z pochodzenia Niemcem, ten nie mógł być przyjęty do powstających później cechów rybackich, względnie nie mógł sprawować urzędu związanego z rybołówstwem. Z czasem zasada ta została tak dalece zaostrzona, że rozciągano ją nawet na rybaków Niemców ożenionych z kobietami pochodzenia słowiańskiego.

Przedstawiony stan rzeczy dotyczy Pomorza Zachodniego. Dodać tu trzeba, że ziemie te po oderwaniu ich od Polski pozostawały przez pewien czas pod wpływami Danii, a po wygaśnięciu zniemczonych już książąt pomorskich, ostatni z nich Bogusław XIV zmarł w roku 1637, nastąpił rozbiór Pomorza Zachodniego między Brandenburgię i Szwecję w pokoju westfalskim w 1648 roku. Szwedom przypadła tylko część leżąca na zachód od Odry oraz kilka powiatów prawobrzeżnych, zajmowanych stopniowo przez Brandenburgię. Szczecin należał do Szwedów do 1720 roku.

Tak więc od roku 1181 Polska posiada dostęp do Morza Bałtyckiego jedynie na Pomorzu Gdańskim, zagrabionym podstępnie przez krzyżaków w roku 1308 na przeciąg lat bez mała stu pięćdziesięciu, bo do roku 1454 (ostatecznie zwrot Pomorza Gdańskiego Polsce potwierdził pokój zawarty w 1466 roku w Toruniu).

O ile jednak na Pomorzu Zachodnim element niemiecki niemal zupełnie wyparł z czasem odwiecznych słowiańskich mieszkańców tych ziem, o tyle na Pomorzu Gdańskim krzyżacy pozostawali zawsze w mniejszości w stosunku do ludności polskiej, na pracy której musieli się opierać. Dlatego też, jak się później przekonamy, rybacy Pomorza Gdańskiego cieszyli się znacznymi swobodami, mimo że Zakon Krzyżowy obarczał ich poważnymi ciężarami i obowiązkami, podczas gdy sam ograniczał się do utworzenia pewnego rodzaju administracji rybackiej i kontrolowania rybołówstwa wykonywanego rękami miejscowej polskiej ludności.

Podobnie było w okresie zaboru pruskiego, kiedy Prusy zagarnęły Pomorze Gdańskie w 1772 roku, po przeszło trzystu latach naszego gospodarowania na tej ziemi, mąconego jedynie wojnami i najazdem szwedzkim. Zaborcy pruscy usiłowali niemczyć ludność polską, a w tym i rybaków, ale zamiary te spełzły na niczym. Z radością więc witano na Pomorzu Gdańskim wojsko polskie wkraczające tu pamiętnego lutego 1920 roku.

Raz jeszcze niestety okupant, tym razem hitlerowski, zagarnął nasz dostęp do morza w roku 1939 i w ciągu paru następnych lat gnębił i prześladował ludność tutejszą, również i rybaków morskich. I tym razem jednak próby zniszczenia żywiołu polskiego nie powiodły się. Godna postawa naszych rybaków pod okupacją hitlerowską daje im najlepsze świadectwo. Hitlerowcy nosili się nawet z zamiarem całkowitego ich wysiedlenia z terenu wybrzeża. Na szczęście losy wojny pokrzyżowały te nieludzkie plany.

Dziś, w wyniku drugiej wojny światowej, stoimy nad Bałtykiem w naszych dawnych granicach sprzed tysiąca lat. Ale jesteśmy w innej niż kiedykolwiek przedtem sytuacji. Już nie zagraża nam odwieczny germański „Drang nach Osten”, ponieważ za Odrą mamy po raz pierwszy w naszej historii zaprzyjaźnione państwo niemieckie — Niemiecką Republikę Demokratyczną, której rybacy wraz z naszymi rybakami morskimi łowią dziś wspólnie na Bałtyku, rzetelną pracą i niemal codzienną wzajemną pomocą utrwalając dobrosąsiedzkie stosunki naszych narodów.

Przedhistoryczne rybołówstwo

Prawdopodobnie jeszcze 20 tysięcy lat temu Bałtyk zalegała pokrywa lodowca, której ustępowanie miało miejsce przypuszczalnie jakieś 17—18 tysięcy lat temu. Dopiero po ustąpieniu lodowca z obszaru Bałtyku i ziem doń przylegających możliwe było pojawienie się człowieka nad naszym morzem, które w ciągu paru następnych tysiącleci zmieniło swój zasięg, a linia jego brzegów stopniowo zbliżała się do znanego nam współcześnie.

Ogólnie przypuszcza się, że pierwsi ludzie pojawili się nad Bałtykiem około 12—14 tysięcy lat temu, w końcu starszej epoki kamiennej, a ślady życia osiadłego na południowych brzegach Bałtyku pochodzą ze środkowej epoki kamiennej (5—2,5 tysiąca lat przed n.e.). Ówcześni ludzie nie umieli jeszcze ani uprawiać ziemi, ani też zapewne hodować zwierząt. Żywili się mięsem upolowanych zwierząt lub złowionych ryb oraz owocami, które zbierali z różnych roślin. Tak więc myślistwo, rybołówstwo i zbieractwo — to najdawniejsze sposoby zaopatrywania się człowieka w pożywienie.

Człowiek epoki kamiennej, żyjący nad Bałtykiem, zwykł był wyrzucać na jedno miejsce odpadki i resztki pożywienia. Z biegiem czasu w pobliżu osiedli ludzkich powstawały zwały tego rodzaju śmieci, otaczające niektóre osiedla szerokimi wałami. Usypiska te dały nazwę pewnemu okresowi kultury, tak zwanej kultury „odpadków kuchennych”. W znacznej większości przypadków usypiska tego rodzaju biegły równolegle do brzegu morskiego i przypuszcza się, że służyły one jako osłona przed wiatrem. Wniosek taki wysunięto na tej podstawie, że bardzo często od strony lądu przy usypiskach tych znajdowano ślady ognisk, naczynia gliniane, resztki muszli, szczątki ryb i innych zwierząt. Usypiska zachowały się w znacznej ilości, stanowiąc dziś doskonałe źródło informacji o życiu tych, którzy te ogromne śmietniki pozostawili po sobie.

Wały z odpadków kuchennych znaleziono najpierw na wyspach duńskich, gdzie występują one bardzo licznie, a następnie na brzegach Szlezwig-Holsztynu, w Niemczech północnych, na Pomorzu Gdańskim i w dawnych Prusach Wschodnich. Nie natrafiono natomiast na ich ślady w Meklemburgii i na Pomorzu Zachodnim, co nauka tłumaczy faktem, że w tym obszarze linia brzegowa uległa znacznemu przesunięciu i prawdopodobnie dawne osady ludzi z epoki kamiennej leżą dziś na dnie morza, w pewnej odległości od dzisiejszej linii brzegowej.

Usypiska odpadków żywności składają się w większej części ze skorup małżów, które w pewnych miejscach tworzą zwarte pokłady parumetrowej grubości, znajdujące nawet obecnie zastosowanie jako surowiec w przemyśle. Jest przy tym rzeczą dość interesującą, że składają się one nie tylko z muszli małżów, żyjących i dziś jeszcze w Bałtyku, jak omułek, sercówka i piaskołaz, ale w pierwszym rzędzie z muszel ostryg, które nigdzie w Bałtyku obecnie już nie występują. Należy to przypisać zmianom środowiska Bałtyku, jakie zaszły na przestrzeni paru tysięcy lat. Obok muszli w usypiskach znajdowano również szczątki śledzi, dorszy, płastug, pospolicie zwanych flądrami, sandaczy, szczupaków, linów, płoci i innych ryb. Stąd wniosek, że człowiek epoki kamiennej żywił się małżami oraz rybami zarówno morskimi, jak też słodkowodnymi. Rybami morskimi oczywiście tylko na tyle, na ile udawało się je złowić w czasie podchodzenia do brzegu dla odbycia tarła lub dla poszukiwania żeru. Obok szczątków małżów i ryb w owych „śmietnikach” znajdowano też kości i szczątki łosi, jeleni, saren, dzików i fok oraz ptactwa wodnego: mew, gęsi, kaczek i łabędzi.

Również na terenie Polski znaleziono nad Bałtykiem ślady osad ludzkich z epoki kamiennej. Największa z nich i najlepiej chyba zbadana znajdowała się nad samym prawie morzem w pobliżu wsi Rzucewo, około 4 km na wschód od Pucka. Wokół osady tej, pochodzącej z młodszej epoki kamiennej (neolit, około 2500—1700 lat przed n.e.) biegło usypisko odpadków, liczące około dwa metry wysokości. Znaleziono w nim między innymi ogromne ilości kości zwierzęcych oraz ości i łusek rybich. Szczególnie ciekawe było stwierdzenie obecności szczątków kostnych paru gatunków fok, a wśród nich foki grenlandzkiej, która musiała wówczas powszechnie występować w Bałtyku. Znaleziono bowiem kości pochodzące z co najmniej stu osobników tego gatunku. Obecnie foka grenlandzka w Bałtyku nie występuje i nie jest nigdy spotykana w wodach tego morza. Zamieszkuje ona współcześnie północne obszary Atlantyku i stanowi tam przedmiot na szeroką skalę zakrojonych polowań. Poza kościami fok, zajmującymi pierwsze co do ilości miejsce w osadzie rzucewskiej, spotkano tam liczne kości zwierząt domowych. Szczątki ryb, zarówno słodkowodnych, jak i morskich, tworzyły miejscami nawet dość grube pokłady.

Bliższe badania wykazały, że osadę rzucewską zamieszkiwała ludność ugrofińska, wśród której większość stanowili rybacy — łowcy fok.

Inna osada z epoki kamiennej znaleziona została na brzegu Zalewu Wiślanego, w pobliżu miejscowości Tolkmicko. I tam również odkopano liczne odpadki i szczątki pożywienia, ciągnące się warstwą liczącą około 50 m długości. Znaczną ich część stanowiły ości i szczątki linów, płoci, leszczy, sandaczy, sumów i innych gatunków ryb. Między różnymi szczątkami sprzętów i narzędzi znaleziono tam małe płaskie naczynia gliniane, które zdaniem archeologów służyć mogły jako pewien rodzaj lamp. Przypuszcza się, że w lampach tych palono tłuszczem rybim.

Omawiane wykopaliska i znaleziska świadczą nie tylko o tym, że ówczesny człowiek żywił się między innymi rybami, małżami i fokami, ale do pewnego stopnia pozwalają na poznanie sposobów przy pomocy których pożywienie to zdobywano.

Obok kamiennych noży, siekierek, ostrzy oszczepów i innych podobnych przedmiotów, znaleziono haczyki do wędek wykonane z krzemienia lub z kości, oraz specjalne ostrza harpunów, przy pomocy których poławiano najprawdopodobniej ryby w taki sposób, jak robią to do dziś jeszcze rybacy używający ości, zwanych też bodorami. Ostrza takich harpunów wyrabiane były z różnych materiałów, najczęściej jednak z kamienia. Znano już wówczas również sieci rybackie, o czym świadczą znalezione w usypiskach ciężarki do ich obciążania, tak zwane grzęzy. Między innymi we wspomnianej już osadzie rzucewskiej znaleziono jeden ciężarek do sieci, wykonany z miękkiego kamienia, mający wywiercony w środku otwór do zawieszania go przy sieci.

Okres brązu (1700—750 lat przed n.e.), a następnie okres żelaza (750 lat przed n.e. — 1200 n.e.) nie przyniosły zasadniczych zmian w narzędziach połowu ryb. Ówcześni ludzie zaczęli natomiast używać do ich wyrobu metali (oczywiście chodzi o haczyki, ości itp.) W tym czasie znane już były prawdopodobnie małe więcierze i żaki, wykonywane z wikliny, jazy lub odjazki zwane niekiedy „zagrodami” na ryby, oraz w coraz szerszym użyciu były sieci. Rybołówstwo, a raczej metody, przy pomocy których było ono wykonywane, nie zmieniły się wyraźnie i nadal ograniczano się w połowach wyłącznie do strefy wód morskich przylegających bezpośrednio do brzegu. Nie znano jeszcze wtedy takiej łodzi, która pozwalałaby na oderwanie się od brzegu i śmiałe żeglowanie na większe odległości. W związku z tym nie mogły się z kolei rozwinąć pełnomorskie narzędzia połowu.

Łodzie ówczesnego człowieka wykonywane były przeważnie z jednego pnia drzewa, który oczyszczano z kory, a następnie po nadaniu mu odpowiedniego kształtu za pomocą kamiennych, a później i metalowych narzędzi wypalano wnętrze przy użyciu rozżarzonych kamieni, a częściowo wydłubywano je. Łodzie takie nazywa się dłubankami. Mogły one pomieścić jednego lub dwóch ludzi. Wymiary dotychczas znajdowanych dłubanek są następujące: długość od 4 do 7 m, szerokość od 50 do 70 cm, wysokość od 30 do 40 cm. Łódź drążona w jednym pniu przetrwała aż do naszych czasów w różnych częściach świata, szczególnie u ludów znajdujących się na niskich stopniach cywilizacji, chociaż jeszcze przed drugą wojną światową łodzie takie można było spotkać u rybaków estońskich w Zatoce Ryskiej, w okolicach Parna wy. W Polsce na niektórych rzekach i jeziorach rybacy dziś jeszcze posługują się takimi łodziami przy połowach ryb.

W 1951 roku polski trawler rybacki „Uran” poławiając na Bałtyku w rejonie odległym o około 55 mil morskich na zachód od Libawy, w dniu 18 czerwca wyłowił włokiem dennym dłubankę dębową zupełnie dobrze zachowaną, zaopatrzoną na rufie w rodzaj nieruchomego steru. W dwa lata później inny nasz trawler, „Polesie”, wydobył z dna Bałtyku denną część dłubanki. Miało to miejsce 24 kwietnia 1953 roku w odległości około 30 mil morskich na wschód od południowego cypla wyspy Olandii. Pochodzenie tych dwóch łodzi nie zostało dotychczas ustalone ani też nie określono ich wieku. Mimo to są one dobrym przykładem tego rodzaju szkutnictwa.

Na zakończenie tego rozdziału trzeba zwrócić uwagę na szczególnie ważne dla nas zjawisko, związane z osiedlaniem się ludzi na terenie naszego wybrzeża morskiego w czasach przedhistorycznych. Otóż stwierdzić można, że napływające wówczas nad Bałtyk grupy ludności osiedlały się głównie w rejonie przyujściowym Odry i Wisły, podczas gdy obszar Wybrzeża Środkowego był znacznie mniej zaludniony i znajdowało się tam mniej grodzisk wczesno dziejowych niż nad brzegami Zatoki Gdańskiej i Zatoki Pomorskiej oraz obydwu Zalewów — Szczecińskiego i Wiślanego. Miało to oczywiście bezpośredni związek z. rozwojem rybołówstwa na tych ziemiach. Dzięki większym skupiskom ludzkim było ono znacznie intensywniej uprawiane w rejonie dolnej Odry i Zatoki Pomorskiej na zachodzie oraz dolnej Wisły, Zalewu Wiślanego i Zatoki Gdańskiej na wschodzie. O większym rozwoju rybołówstwa w omawianych rejonach decydowało jednak nie tylko ich gęściejsze zaludnienie, ale również warunki środowiska geograficznego. Znacznie bezpieczniej bowiem i łatwiej było wówczas puszczać się w małych, słabych i prymitywnych łodziach na wody zalewów lub zatok osłoniętych Od wiatrów, zwłaszcza zaś Zatoki Gdańskiej, niż na bardziej burzliwe wody wybrzeża środkowego, wystawione na działanie wiatrów.

Jak się przekonamy, również i w późniejszych okresach historycznych rybołówstwo morskie skupiało się głównie w tych dwóch rejonach — szczecińskim i gdańskim.

Dawne rybołówstwo Pomorza Zachodniego

Do najstarszych osad słowiańskich nad Bałtykiem w rejonie Pomorza Zachodniego zalicza się w pierwszym rzędzie dwa znaczne, jak na owe czasy, grody, a mianowicie Szczecin i Wolin, leżący na wyspie o tej samej nazwie. Historia tych miast, sięgająca co najmniej IX wieku, jest na ogół dość dobrze znana, opisana w różnych publikacjach i nie będziemy się nią zajmować, gdyż nie jest to celem tej pracy. Trzeba jednak zatrzymać się nad badaniami naszych archeologów, prowadzonymi tam w ostatnich latach, ponieważ ich wyniki są dla przeszłości rybołówstwa szczególnie interesujące. Na ich podstawie można było stwierdzić, że rybołówstwo stanowiło jedno z ważnych zajęć wczesnodziejowych mieszkańców wymienionych grodów. Wiele szczątków rybich znalezionych podczas prac wykopaliskowych wskazuje na to, że różne gatunki ryb stanowiły wtedy poważną pozycję w pożywieniu. Zauważono przy tym, opierając się na ilościach znajdowanych szczątków rybich, że w Wolinie mieszkańcy środkowej części dawnego grodu spożywali prawdopodobnie mniej ryb niż ludność zamieszkująca przedmieścia, przypuszczalnie uboższa. Kupcy i rzemieślnicy, którzy należeli do warstwy posiadającej i zamieszkiwali centrum miasta, żywili się w znacznie większym stopniu mięsem zwierząt lądowych i zbożem, o czym świadczą znaleziska kości oraz ziarna.

Jeżeli chodzi o sprzęt rybacki, to podczas wykopalisk w obu tych grodach znaleziono kawałki sieci rybackich i kleszczki, czyli iglice do ich wiązania, pływaki do sieci wykonane z kory drzew, ciężarki do obciążania sieci, haczyki do wędek oraz ości (bodory) do połowu ryb.

Słowianie Zachodni w X wieku (wg Niederlego, Widajewicza)

Granice Polski za Mieszka I, 992 rok (wg Mitkowskiego)

Przedhistoryczne narzędzia połowu i ich fragmenty; a — cztery ostrza harpunów na ryby, wykonane z kości lub rogu, b — ostrze strzały do zabijania ryb z łuku, c — bodory, d — dwie grzęzy kamienne, e — haczyki z krzemienia, f — najdawniejsze formy haczyków, g — haczyk z brązu, h — haczyki z kości (wg Krausego)

Najdawniejsza forma „haczyka” neolitycznego o dwóch ostrzach i sposób założenia nań przynęty (wg Balcera)

Zarówno szczątki ryb, jak też różne przedmioty należące do sprzętu rybackiego znajdowano też w innych grodach i grodziskach wczesnodziejowych, jak np. w Kamieniu Pomorskim, Ustowie i Mścięcinie pod Szczecinem. W Kamieniu Pomorskim znaleziono między innymi żelazny rak do chodzenia po lodzie. Dziś jeszcze rybacy używają podobnych raków podczas połowów pod lodem. W jednym z drewnianych domów słowiańskiego Wolina, który, jak zdołano stwierdzić, należał zapewne do cieśli, znaleziono między innymi części poszycia burt łodzi. Cieśla więc zajmował się przypuszczalnie i szkutnictwem.

Jeżeli chodzi o gatunki ryb poławiane wówczas w rejonie dolnej Odry, Szczecina i Zalewu Szczecińskiego, to stwierdzono, że największe znaczenie gospodarcze miały sandacze, leszcze, szczupaki, liny, sumy i płocie, a więc gatunki występujące i obecnie w tych wodach.

Zanim zajmiemy się dalszym rozwojem rybołówstwa omawianego obszaru, począwszy od wieku XII, z którego mamy już przekazy historyczne, należy choćby pokrótce zaznajomić się ze stosunkami społeczno-ekonomicznymi, jakie wówczas panowały. Pozwoli to lepiej zrozumieć pewne zagadnienia i fakty omawiane zarówno w tym rozdziale, jak też w niektórych dalszych, dotyczących średniowiecza.

Prawo do ziemi, brzegu morskiego, morza i ryb w nim żyjących posiadał jedynie panujący książę, który zrzekał się częstokroć części swoich uprawnień na rzecz możnowładców, rycerzy, duchowieństwa i ludzi wolnych, którzy z zasady płacili mu za to czynszem w naturze, zaś w okresie późniejszym — w pieniądzach. Zwłaszcza duchowieństwo zabiegało o uzyskiwanie licznych praw i nadań ze strony księcia, co szczególnie da je się obserwować w dziedzinie rybołówstwa. Liczba dni postnych w średniowieczu sięgała stu pięćdziesięciu w ciągu roku i na okresy te duchowieństwo, zresztą nie tylko duchowieństwo, zaopatrywało się z dużą zapobiegliwością w ryby. W związku z tym obserwujemy znaczną ilość nadań rybołówczych dla duchownych świeckich i klasztorów, które ze względu na swoje stanowisko w świecie średniowiecznym często otrzymywały tak zwane „wolne” prawo wykonywania rybołówstwa, to znaczy wolność od wszelkich świadczeń na rzecz księcia. Często też książę nadawał duchowieństwu swoje prawa ściągania opłat od rybaków, którzy w nowej sytuacji musieli dziesięciny rybne składać duchownym, a najczęściej zakonom.

Należy stwierdzić, że wpływ chrześcijaństwa na rozwój rybołówstwa w średniowieczu w całej Europie, a więc i w Polsce, był bardzo duży. Zawdzięczać to należy w głównej mierze znacznemu zapotrzebowaniu na ryby w okresie postów. Niektórzy badacze wyrażają ponadto pogląd, że klasztory zakładane w średniowieczu w różnych krajach Europy przyczyniały się do wprowadzania nowych metod i narzędzi połowu ryb. Przyczyniały się też do tego rozległe kontakty zakonników i ich wędrówki z kraju do kraju, wynikiem których było przenoszenie ze sobą obcych doświadczeń i osiągnięć również w interesującej nas dziedzinie.

Obok księcia, względnie pana feudalnego, oraz duchowieństwa i klasztorów, istniała jeszcze w średniowieczu trzecia grupa społeczno-ekonomiczna, do której należało organizowanie rybołówstwa. Ośrodkiem tym były cechy, skupiające w swych szeregach rybaków wolnych. Cechy takie istniały również i na naszym wybrzeżu.

Powstanie zawodu rybaka morskiego, a co za tym idzie skupienie się tych rybaków w organizacje cechowe, było ściśle związane z rozwojem miast średniowiecznych, których ludność stale wzrastała i musiała być zaopatrywana w środki spożywcze. Duży popyt ludności miejskiej na ryby zapewniał stałe możliwości ich zbytu i pozwalał na wyłączne zajęcie się rybołówstwem. Nadawanie miastom praw rybołówczych przez książąt w znacznym stopniu przyczyniło się do przyspieszenia procesu tworzenia się rybołówstwa w sensie stałego zawodu. Na naszym odcinku wybrzeża Bałtyku obserwujemy to począwszy od XIII — XIV wieku.

Pierwsze źródło pisane, mówiące o narzędziach połowu w rejonie Zalewu Szczecińskiego, pochodzi z 1177 roku. W roku tym książę pomorski Bogusław I zezwolił klasztorowi w miejscowości Grabina na wyspie Uznam na stawianie odjazków w wodach wokół Mnichowa. W przywileju późniejszym, z roku 1184, prawo to rozszerzone zostało na wody zatok na wyspie Uznam i koło Warpna. Wydaje się, że odjazki jako narzędzie połowu musiały mieć wówczas duże znaczenie gospodarcze na obszarze Zalewu Szczecińskiego i wód do niego przylegających. W roku 1181 w nurcie Dziwny (prawdopodobnie w okolicy Wolina) ustawionych było pięć odjazków. Pod koniec wieku XII i w wieku XIII odjazki często wymienia się w dokumentach i źródłach.

Odjazki lub jazy, których pierwotną formę stanowiły tak zwane zagrody na ryby, znane współcześnie jeszcze u ludów na niskim poziomie cywilizacji, są to płoty zbudowane z pali, prętów i faszyny, które podobnie do późniejszych skrzydeł żaków węgorzowych i śledziowych mają prowadzić ryby do różnego rodzaju sieci-pułapek. Odjazki, będące jednym z najstarszych narzędzi połowu, przetrwały do dziś w wielu krajach, między innymi i w Polsce, gdzie używane są, wprawdzie rzadko, w rybołówstwie rzecznym.

Sieci wymienione są po raz pierwszy w przywileju księcia pomorskiego Barnima I z roku 1267, którym nadał on jednemu z klasztorów na wyspie Uznam prawo połowu na wodach zalewu sześcioma dużymi sieciami — „sex magnis sagenis dictis vulgariter grotę garnę”. Duże sieci to prawdopodobnie niewody, które uważane były zwykle za szkodliwe narzędzia połowu, niszczące narybek i drobne ryby. W związku z tą opinią w roku 1243 wydano klasztorowi szczecińskiemu zakaz połowu niewodami na zalewie.

Połowy niewodowe uprawiane były z reguły z łodzi. W końcu wieku XIII klasztor na wyspie Uznam posiadał 48 łodzi niewodowych do połowów na zalewie. Należy sądzić, że tak liczna na owe czasy „flotylla połowowa” była w stanie nie tylko pokrywać zapotrzebowanie mnichów na rybę, ale dostarczała też nadwyżki rybne, zapewniające klasztorowi pewne dochody. Należy w tym miejscu uzmysłowić sobie, że jeżeli tylko jeden klasztor posiadał aż 48 łodzi, to w skali ogólnej wody Zalewu Szczecińskiego już przed siedmioma wiekami musiały być stosunkowo intensywnie odławiane.

Obok niewodów dokumenty z XIII wieku wymieniają szereg sieci stawnych używanych na zalewie, między innymi słępy i nety oraz zarzutnie.

Nowe rodzaje narzędzi połowowych występują na zalewie znacznie później. Na podstawie źródeł stwierdzono w XVI wieku pojawienie się na Zalewie Szczecińskim cezy. Do połowu tym rodzajem sieci używano specjalnych łodzi cezowych, dużych, ciężkich, płaskodennych.

Rybołówstwo cezowe dawało doskonałe rezultaty i wśród innych metod połowu przez dłuższy czas zajmowało dominujące miejsce. Z biegiem lat jednak zaczęły mnożyć się skargi na szkodliwość tego rodzaju połowów, co znalazło odbicie w przepisach rybackich dla Zalewu Szczecińskiego, które zabraniały bądź ograniczały w pewnych okresach połowy cezami. Po raz pierwszy ograniczenia takie wprowadzono prawdopodobnie w 1541 roku. W tym właśnie czasie na terenie całego zalewu czynnych było około 90 łodzi do połowów cezami, po czym ilość ich zaczyna się stopniowo zmniejszać, tak że po upływie dwóch wieków, w roku 1750, było ich na zalewie tylko około 20. W okresie, kiedy upadło znaczenie cezy jako narzędzia połowu, łodzie do tego rodzaju rybołówstwa ze względu na ich znaczne rozmiary używane były prawdopodobnie do przewozu towarów między miejscowościami leżącymi nad zalewem.

Nieco wcześniej niż ceza, z końcem wieku XV, na Zalewie Szczecińskim zaczęto również uprawiać rybołówstwo za pomocą tuki. Podobnie jak rybołówstwo cezowe połowy tuką znacznie się z czasem rozwinęły, dając bardzo dobre rezultaty.

W roku 1595 na wodach zalewu pracowało 25 par łodzi tukowych. W początkach wieku XVII ilość ta spadła do zaledwie 4 par, następnie zaś wzrastała powoli, aby w roku 1825 osiągnąć, a nawet przekroczyć poziom z roku 1595. W wieku XIX połowy tuką na zalewie spadły bardzo znacznie, a wreszcie w okresie międzywojennym zostały zabronione.

Należy dodać jeszcze, że zalewowi rybacy tukowi zjednoczeni byli prawdopodobnie od wieku XVI w cechu św. Jana, którego siedzibę stanowił Wolin.

Z początkiem wieku XVIII na zalewie rozwijać się zaczyna jeszcze jedna forma połowów narzędziami czynnymi, być może stanowiąca ewolucję połowów tuką. Nowa forma połowów polegała na współpracy dwóch łodzi o niewielkich rozmiarach, które ciągnęły pod żaglami sieć denną w formie worka bez skrzydeł. Sieć ta rozwierana była pionowo za pomocą dwóch drążków.

O ile posiadamy nieco wiadomości o stanie liczebnym łodzi rybackich na Zalewie Szczecińskim na przestrzeni wieków oraz o rodzajach narzędzi połowowych, o tyle brak jest w źródłach i literaturze danych mówiących o wysokości połowów oraz o ich składzie gatunkowym.

W przeciwieństwie do Zalewu Szczecińskiego i wód do niego przylegających zachodni i środkowy odcinek naszego wybrzeża otwartego Bałtyku nie sprzyjał rozwojowi rybołówstwa. Mimo to jednak i na tym obszarze powstały i rozwinęły się ośrodki rybołówcze, z których największe znaczenie miały Kołobrzeg i Darłowo.

Kołobrzeg już w X wieku stanowił znaczny gród o nieźle rozwiniętym rybołówstwie. Rybacy miejscowi łowili głównie i solili dorsze oraz śledzie, co umożliwiały istniejące do dzisiaj na terenie miasta solanki, dostarczające tak cennej wówczas soli. Należy jednak podkreślić, że notowano skargi na jakość soli kołobrzeskiej, nie nadającej się rzekomo do solenia ryb. Z drugiej jednak strony nie posiadamy bliższych danych pozwalających na stwierdzenie, że do Kołobrzegu przywożono wtedy sól z innych miejscowości do konserwowania ryb, jak miało to miejsce w niektórych miastach południowo-bałtyckich. W każdym razie eksploatacja miejscowych solanek dawała mieszkańcom ówczesnego Kołobrzegu znaczne korzyści gospodarcze w związku z wydajnymi połowami śledzi w tym rejonie, w których uczestniczyli również rybacy z innych miejscowości nadmorskich Pomorza Zachodniego.

Z rybołówstwem średniowiecznego Kołobrzegu wielu autorów wiąże pośrednio pieśń wojów Bolesława Krzywoustego z okresu, kiedy zdobył on to miasto. Tekst pieśni przekazany nam przez kronikarza Galla w latach 1105—1107 jest następujący:

Naszym przodkom wystarczały ryby słone i cuchnące,

my po świeże przychodzimy w oceanie pluskające.

Ojcom naszym wystarczało jeśli grody dobywali,

a nas burza nie odstrasza, ni szum groźny morskiej fali.

Nasi ojce na jelenie urządzali polowanie,

a my skarby i potwory łowim skryte w oceanie.1

Trudno stąd wyciągać jakieś szersze wnioski. Możemy jedynie na jej podstawie przypuszczać, że rycerze Bolesława Krzywoustego kupowali w Kołobrzegu ryby lub po prostu brali je od rybaków. Wydaje się, że raczej to drugie. Ryb było wówczas dużo w wodach Bałtyku i na Pomorzu Zachodnim były one tanie. Pewien zakonnik, który opisywał życie św. Ottona, apostoła Pomorza Zachodniego za czasów Bolesława Krzywoustego, podawał między innymi:

Ryb na Pomorzu jest obfitość, wszelką miarę przechodząca [...]

kupiłbyś wóz śledzi za jeden pieniążek, a to świeżych, pachnących i tłustych [...]

Ożywione rybołówstwo kołobrzeskie dostarczało książętom pomorskim poważnych dochodów w postaci tak zwanego „powiosłowego”, czyli opłaty od wiosła użytego na łodziach łowiących śledzie. Im więcej wioseł miała dana łódź, tym większa oczywiście była ta opłata, którą uiszczano w okresie połowów śledzi wraz z daniną w naturze w postaci ryb.

Niezależnie od opłat za dokonywanie połowów książęta pomorscy musieli również czerpać pewne dochody ze sprzedaży śledzi do Polski. Wiemy bowiem, że właśnie w Kołobrzegu zaopatrywali się w śledzie książęta śląscy oraz klasztory. Tak na przykład klasztor w Lubiążu na Śląsku wysyłał dwa statki do Kołobrzegu po śledzie (1175 r.), a klasztor trzebnicki, również na Śląsku, jeden statek (1214 r.). Przybywały też do Kołobrzegu po śledzie statki klasztorów w Oliwie i w Żarnowcu, zabierające również pewne ładunki soli.

W roku 1255 z okazji lokowania Kołobrzegu jako miasta na prawie lubeckim książę pomorski Warcisław III i biskup kamieński (z Kamienia Pomorskiego) Hermann nadają mieszczanom tego grodu prawo poławiania ryb na rzece Parsęcie i w morzu. Książę Barnim w roku 1266 potwierdza ten przywilej, określając zarazem dokładniej obszary, gdzie rybacy kołobrzescy mogli dokonywać połowów, a mianowicie na rzece Parsęcie od jej ujścia do miasta i gdziekolwiek w „słonym morzu”. Wreszcie książę Bogusław IV w przywileju z 25 kwietnia 1286 roku rozszerzył uprawnienia rybołówcze Kołobrzegu, zezwalając miastu na dokonywanie połowów na morzu w oparciu o brzeg morski od Kołobrzegu aż do ujścia Świny, a więc do rejonu Świnoujścia. Tak znaczne rozszerzenie uprawnień rybołówczych Kołobrzegu miało określoną przyczynę gospodarczą. Otóż w tym właśnie okresie, w końcu wieku XIII, wydajność połowów śledzi na łowiskach pomorskich, a więc i kołobrzeskich, znacznie się obniżyła, być może na skutek zaniku tych ryb w tym właśnie rejonie Bałtyku. Powstała więc konieczność rozszerzenia działalności rybołówczej dalej na zachód, gdzie śledzie występowały w większych ilościach, a połowy ich były wydajniejsze.

Wiadomości pochodzące z nieco późniejszego okresu świadczą również o tym, że rybołówstwo odgrywało w życiu gospodarczym i społecznym Kołobrzegu dość znaczną rolę. Wynika to między innymi z notatki z roku 1350, według której w mieście istniały wówczas dwie bramy, względnie wieże zwane rybackimi. W razie potrzeby jedną z nich obsadzali rybacy, bez bliższego ich określenia, drugą zaś tylko ci rybacy, którzy trudnili się poławianiem łososi.

Istniał również w mieście osobny rynek rybny, na który, według akt miejskich z roku 1480, rybacy obowiązani byli dostarczać ryby trzy razy — w ciągu trzech dni — tygodniowo. Przedmiotem handlu miejscowego był głównie śledź oraz dorsz i łosoś.

Podobne uprawnienia w zakresie rybołówstwa jak Kołobrzeg uzyskało również Darłowo, wymienione po raz pierwszy w dokumentach z 1205 roku jako gród, wokół którego leżała osada rybacka. Miasto otrzymuje przywileje rybołówcze w 1312 roku, między innymi prawo do posiadania i użytkowania dwóch dużych łodzi do połowów śledzi. Darłowo było w tym okresie, a również i w latach późniejszych, znacznym ośrodkiem rybołówstwa łososiowego, przy czym połowów dokonywano głównie na rzece Wieprzy.

Oprócz Kołobrzegu i Darłowa na Pomorzu Zachodnim, a raczej już w Środkowym, istniały w średniowieczu dwie niewielkie osady rybackie, a mianowicie Ustka, wymieniona po raz pierwszy w źródłach z roku 1337 i Łeba (dawna nazwa brzmiała Koszczewicin lub podobnie), wspomniana w 1282 roku. Rybołówstwo tych miejscowości nie rozwinęło się na większą skalę i pod tym względem nie odgrywały one, jak Się wydaje, znaczniejszej roli. Pewne znaczenie dla rybołówstwa tego rejonu mogła mieć również niewielka osada Regoujście, wymieniona po raz pierwszy w dokumentach z 1250 roku. Znajdowała się ona w rejonie dawnego ujścia rzeki Regi, pomiędzy dzisiejszymi miejscowościami Mrzeżyno i Dźwirzyno, a należała do klasztoru cystersów w Białym Buku koło Trzebiatowa. W roku 1328 miasto Gryfice otrzymało decyzją papieską prawo suszenia sieci rybackich w Regoujściu oraz budowy tam chat, czy też szop rybackich, co wskazuje, że rybołówstwem morskim zajmowały się nawet miasta nie leżące nad samym morzem.

Brama lub wieża rybaków „łososiarzy” w Kołobrzegu, wydajne połowy łososi w Darłowie i okolicy oraz inne, wprawdzie nieliczne, podobne wiadomości pozwalają na wysunięcie wniosku, że w średniowieczu musiano poławiać duże ilości ryb łososiowatych — łososi i troci — na Pomorzu Zachodnim. Było tak również i w wiekach późniejszych. Zapiski kronikarzy z wieku XVII informujące o ordynarii (świadczenia w naturze) należnej służbie dworskiej w majątkach i folwarkach Pomorza Zachodniego mówią na przykład o zastrzeżeniach, według których czeladzi nie wolno było podawać posiłków z łososia częściej niż dwa razy w tygodniu.

Nie ryby łososiowate, poławiane głównie w rzekach, decydowały jednak o rozwoju rybołówstwa morskiego i handlu rybnego dawnego Pomorza Zachodniego. Rybą, od której rozwój ten zależał, był w pierwszym rzędzie śledź. Ryba ta występowała bardzo licznie w wodach zachodniego Bałtyku i jak się później przekonamy, stanowiła ona wówczas jeżeli nie podstawę to w każdym razie jeden z filarów bogactwa wielu miast nadbałtyckich, w tym również i pomorskich. Siedź bałtycki był wtedy przedmiotem szerokiego handlu europejskiego.

W wieku XVI następuje bądź okresowy zanik śledzi na Bałtyku zachodnim, bądź bardzo znaczne zmniejszenie się liczebności stad tej ryby, gdyż zauważa się spadek połowów śledzi, co oznaczało również upadek rybołówstwa morskiego. Upadek ten zaznaczył się też i na naszym wybrzeżu Bałtyku, w jego obecnych granicach. Następne stulecie — XVII — przynosi dalsze pogorszenie. W tym okresie poławiano prawdopodobnie głównie ryby słodkowodne w rzekach Pomorza Zachodniego. Wydaje się, na podstawie skąpych wiadomości z tego okresu, że pewnego znaczenia nabrały połowy jesiotrów, które zabezpieczano przed zepsuciem się, gotując je w dużych naczyniach. Nie możemy jednak na razie stwierdzić, czy ryby te łowiono przeważnie w rzekach, czy też w morzu.

Największa depresja rybołówstwa na Pomorzu Zachodnim i Środkowym przypada na wiek XVIII. Jedną z najważniejszych przyczyn tego stanu nie były jednak czynniki przyrodnicze, które spowodowały zanik śledzia na Bałtyku i upadek rybołówstwa w wieku XVI, a wojny. Już wojna trzydziestoletnia (1618—1648) pozostawiła po sobie na Pomorzu straty i zniszczenia, zwielokrotnione później podczas wojny północnej (1701—1720) i siedmioletniej (1756—1763). Oblężenia, przemarsze i kwatery wojsk w miastach i osiedlach, kontrybucje, grabieże i gwałty wyniszczyły, wygłodziły i częściowo wyludniły wiele połaci kraju. Wiele strat spowodowały też pożary, zwłaszcza w gęsto zabudowanych miastach. W takich warunkach całe życie gospodarcze, a z nim również i rybołówstwo, znalazło się w ruinie, z której miało się podnieść dopiero w wieku XIX.

Rybołówstwo Pomorza Gdańskiego do XIV wieku

W czasie powstawania państwa polskiego, na wschodnich krańcach naszego współczesnego dostępu do Bałtyku, na wschód od dolnej Wisły, siedzieli Prusowie, lud z bałtyckiej grupy językowej. Prusowie zamieszkiwali również brzegi Zalewu Wiślanego i pierwsze wiadomości historyczne, dotyczące rybołówstwa na Zalewie Wiślanym, mówią właśnie o rybakach pruskich. Wiadomości te dotyczą głównie obrzędów religijnych rybaków pruskich, nie mówią zaś nic bliższego o połowach i gatunkach łowionych ryb, łodziach, narzędziach połowu.

Prusowie czcili między innymi dwa bóstwa — Kurchę (względnie Gorchę), który był bóstwem jedzenia i picia, a według wierzeń swoich wyznawców zamieszkiwał puste pnie starych drzew lub rozłożyste konary potężnych dębów, oraz Perdojtasa, bóstwo żeglarzy i rybaków. Perdojtasa czczono głównie nad Zalewem Kurońskim i wierzono, że kiedy wpada on w gniew, wówczas rozpędza i rozprasza ławice ryb, a nawet zabija je. Ciekawe, czy w ten właśnie sposób Prusowie nie tłumaczyli sobie przypadkiem masowego wymierania ryb na Zalewie Wiślanym i Kurońskim, co — jeżeli chodzi o Zalew Wiślany — obserwujemy obecnie co parę lat. Może i wówczas zjawisko to miało czasem miejsce.

Wymienionym bóstwom — Kursze i Perdojtasowi — Prusowie zajmujący się rybołówstwem składali ofiary z ryb, które spalali przeważnie na dużych kamieniach. Jednym z miejsc, gdzie odbywało się takie palenie rybich ofiar, miał być między innymi wielki głaz granitowy, leżący po dziś dzień w wodach Zalewu Wiślanego tuż u jego południowego brzegu, pomiędzy Tolkmickiem a Fromborkiem. Przy składaniu tego rodzaju ofiar odbywały się uczty, podczas których kapłani wróżyli, gdzie będą się znajdowały najlepsze, najwydajniejsze miejsca połowu ryb, a następnie dzielili te miejsca, łowiska, pomiędzy zebranych rybaków. Zdaniem niektórych badaczy te czynności pogańskich kapłanów pruskich można w pewnym sensie traktować jako rodzaj pierwotnego nadzoru nad wykonywaniem połowów ryb.

Na zachodnich wodach Zalewu Wiślanego i na pobliskich przybrzeżnych wodach Zatoki Gdańskiej poławiali wówczas — we wczesnym średniowieczu, a raczej we wczesnych dziejach — również słowiańscy rybacy z Gdańska. Dodać trzeba, że wody ówczesnego Zalewu Wiślanego były znacznie rozleglejsze niż dzisiaj i sięgały dalej na zachód i południe. Widać to na załączonej mapce.

O rybołówstwie i rybakach wczesnodziejowego Gdańska wiemy dziś stosunkowo wiele dzięki pracom wykopaliskowym i badaniom naszych archeologów, prowadzonym w Gdańsku od roku 1948 pod kierunkiem profesora dra Konrada Jażdżewskiego z Uniwersytetu Łódzkiego. Wykopaliska prowadzone były na terenie Starego Miasta, u zbiegu Motławy i Raduni, a głównie w miejscu otoczonym ulicami: Rycerską, Dylinki, Sukienniczą i Na dylach. Odsłonięto i zbadano kilka warstw osadniczych, z których najgłębsze sięgały X i XI wieku.

Wymienione wyżej prace archeologiczne odsłoniły tę część grodu słowiańsko-pomorskiego, otoczonego wałem ziemno-drewnianym, w której zamieszkiwała ludność najuboższa — rzemieślnicy i rybacy. Wydaje się, że rybołówstwo było jednym z podstawowych rodzajów zajęć ówczesnych mieszkańców Gdańska. Świadczą o tym znaleziska dotyczące rybactwa, których ilość, w porównaniu z przedmiotami innego użytku i przeznaczenia, jest bardzo znaczna. Dotychczas znaleziono najwięcej — grubo ponad tysiąc — drewnianych pływaków do sieci rybackich. Są one różnej wielkości, najmniejsze liczą około 5 cm długości, największe dochodzą nawet do 40 cm. Kształt znalezionych pływaków jest na ogół jednolity, podłużny, i nie różnią się one zupełnie pod tym względem od pływaków drewnianych, używanych obecnie przez naszych morskich rybaków przybrzeżnych. Na wielu pływakach stwierdzono obecność merków, czyli znaków własnościowych, ponacinanych przez poszczególnych rybaków. Merki te nie odbiegają zasadniczo od wzorów merków używanych jeszcze do dziś przez rybaków kaszubskich.

Oprócz pływaków sieciowych archeolodzy znajdowali wśród wykopanych przedmiotów corocznie około 140 m lin, sporządzonych niemal wyłącznie z łyka lipowego i składających się z dwóch żył, czyli pokrętek. Przeważają liny o średnicy około 2—3 cm, ale znajdowano też takie, których średnica wynosiła 4, a nawet 5 cm. W kilku przypadkach wydobyto też z wykopu kawałki lin z przywiązanymi do nich i oplecionymi kamieniami, które stanowiły najprawdopodobniej grzęzy do sieci.

Jeżeli chodzi już o same narzędzia połowu, to w tym zakresie dokonano również całego szeregu znalezisk, pozwalających stwierdzić, że ówcześni rybacy gdańscy znali niewody dobrzeżne, różnego rodzaju sieci stawne, wiklinowe wiersze oraz tak zwane brodniki. Wiersze, należące do najdawniejszych pułapkowych narzędzi połowu, wykonywano z prętów wikliny wiązanych w formie cylindrycznego kosza. Brodnik była to sieć rozpięta na dwóch ramach drewnianych, ustawionych pod pewnym kątem do siebie. Połowu tym narzędziem dokonywało zapewne dwóch rybaków, którzy ciągnęli je po dnie, brodząc po płytkiej wodzie, stąd nazwa brodnik. Ten rodzaj połowu ryb przetrwał do czasów dzisiejszych.

Oprócz szczątków sieci znaleziono również takie na przykład przedmioty, jak rodzaj szelek do wyciągania niewodów, kulki drewniane do wplatania w liny, które ułatwiały ich chwytanie i trzymanie podczas wyciągania niewodów na brzeg, iglice do wiązania sieci („kleszczki”), raki żelazne używane do chodzenia po lodzie w czasie połowów zimowych oraz nieliczne klocki używane do połowu ryb na haki pod lodem, młotki drewniane do wbijania palików do sieci w dno i wiele podobnych przedmiotów, znanych i używanych w niezmienionej na ogół postaci w dzisiejszym rybołówstwie przybrzeżnym.

Podczas prac wykopaliskowych w Biskupinie, gdzie w roku 1933 odkryto grodzisko prasłowiańskie sprzed 2500 lat, natrafiono na parę dziegciami z ich kompletnym wyposażeniem, zwłaszcza zaś z naczyniami służącymi do ogrzewania kory. Otóż w Gdańsku znaleziono takie same naczynia. Na tej podstawie oraz opierając się na innych analogiach archeolodzy nasi twierdzą, że już wówczas rybacy gdańscy musieli używać dziegciu jako środka do konserwowania (garbnikowania) swoich sieci oraz sprzętu połowowego, który tego wymagał. Jest to bardzo ciekawe stwierdzenie.

Interesujący jest również fakt, że podczas prac wykopaliskowych w Gdańsku — prowadzonych w ciągu kilku lat — znaleziono zaledwie parę haczyków rybackich, wykonanych z żelaza lub brązu. Jeden z tych haczyków, żelazny, ma kształt kotwiczki. Tak nieliczne występowanie haczyków wykonanych z metalu (nie znaleziono haczyków wykonanych z innych materiałów) uczeni tłumaczą znaczną wartością metalu w owych czasach, co czyniło haki narzędziem drogim. Metalu używano w pierwszym rzędzie do sporządzania bardziej niezbędnych przedmiotów użytku codziennego lub tak cenionej wówczas broni.

Duże znaczenie historyczne mają pozostałości łodzi, jakie wydobyto w Gdańsku. Potwierdziły one inne badania naszych uczonych, z których wynika, że ówcześni, wczesnodziejowi szkutnicy słowiańscy, a wśród nich i ci z Gdańska, budowali piękne łodzie, w niczym nie ustępujące łodziom Wikingów. Jak wiadomo nauka niemiecka, zwłaszcza po roku 1933, twierdziła, że łodzie wczesnohistoryczne, jakie znaleziono niegdyś między innymi w Gdańsku Oruni, Brzeźnie, Łebie, Bągarcie i Charbrowie, były budowane nie przez Słowian, lecz przez Skandynawów. Badania naszych naukowców udowodniły jednak, że Słowianie nadbałtyccy byli doskonałymi szkutnikami.

Łodzie używane przez ówczesnych rybaków gdańskich były znacznych rozmiarów. Budowano je z dranic (czyli desek, zwanych obecnie piankami) dębowych, ułożonych na zakładkę, zachodzących jedna na drugą tak jak rzędy dachówek. Poszczególne dranice łączono ze sobą przy pomocy gwoździ — kołków drewnianych, rozmieszczonych co 10—15 centymetrów. Szpary pomiędzy dranicami uszczelniano mchem, pakułami lub wełną, które nasycano uprzednio smołą. Szkielet łodzi składał się ze stępki i wręgów, również drewnianych. Łodzie takie poruszano wiosłami. Niewątpliwie obok tego rodzaju łodzi, znano i używano również łodzi z jednego pnia, dłubanek, o których była już uprzednio mowa.

Zatrzymamy się wreszcie nad gatunkami ryb poławianych w dawnym Gdańsku. Jesteśmy dzisiaj bardzo dobrze o tym poinformowani dzięki szczątkom ości i łuskom, jakie w znacznej ilości zostały znalezione w wykopach. Gromadziły się one w domostwach rybaków i wokół nich, gdzie wyrzucano odpadki kuchenne. Na podstawie tych znalezisk wiemy, że najwięcej poławiano wówczas jesiotrów oraz łososi. Te dwa gatunki stanowiły według profesora Jażdżewskiego około 80% ówczesnych połowów. Obok tego poławiano sandacze, karpie, leszcze, szczupaki, niewielkie ilości śledzi oraz bardzo nieliczne dorsze. Taki skład gatunkowy, w którym ogromną większość stanowiły ryby słodkowodne lub wędrowne, jest zjawiskiem zupełnie zrozumiałym. Ówczesne łodzie oraz narzędzia połowu umożliwiały połowy głównie na zalewach i na rzekach oraz w strefie przybrzeżnej morza. Gatunki morskie, jak śledź i dorsz, były rzadszą zdobyczą człowieka, który mógł je łowić tyłków okresie podejścia tych ryb tuż do brzegów. Dotyczy to w pierwszym rzędzie śledzia w czasie jego dobrzeżnych wędrówek tarłowych.

Obok ryb przedmiotem spożycia było też ptactwo wodne oraz ssaki morskie. Spośród tych ostatnich udawało się czasem zabić fokę szarą, kiedy nieopatrznie zasnęła na brzegu lub zaplątała się przypadkiem w sieci. Niezmiernie ciekawe było natrafienie w czasie wykopalisk gdańskich na szczątki kostne niedźwiedzia polarnego.

Świadczy to, że jeszcze około tysiąc lat temu zwierzę to spotykano na wodach Bałtyku i bywało ono, aczkolwiek rzadko, ofiarą tutejszych rybaków.

Dodać tu można, że wczesnodziejowi gdańszczanie spożywali również i inne zwierzęta, które dziś nie występują już zupełnie na Pomorzu. Do takich należą: tury, łosie, niedźwiedzie, wilki, rysie i żbiki. Kości wszystkich tych zwierząt znaleziono wśród odpadków kuchennych.

To, co wiemy obecnie o rybołówstwie Gdańska w okresie do końca wieku XIII, zawdzięczamy niemal wyłącznie nauce polskiej, a zwłaszcza trudowi naszych archeologów po drugiej wojnie światowej. Niezależnie od tego przetrwały do naszych czasów przekazy historyczne o tym mieście, które po raz pierwszy pojawiło się w źródłach z 997 roku pod dzisiejszą, nieco tylko zmienioną, nazwą. Niestety jednak w źródłach tych nie natrafiono na wiadomości dotyczące rybołówstwa. Natomiast wiele informacji o ówczesnym rybołówstwie morskim Pomorza Gdańskiego zawierają dokumenty i źródła związane z działalnością klasztorów, które wówczas się tu znajdowały.

O znaczeniu ryb i rybołówstwa dla średniowiecznych klasztorów i duchowieństwa była już mowa w rozdziale poprzednim. Dotyczy to oczywiście w całej rozciągłości również i Pomorza Gdańskiego.

Spośród klasztorów założonych przez książąt pomorskich nad Zatoką Gdańską i otwartym Bałtykiem najstarszy był klasztor cystersów w Oliwie, który z czasem stał się bardzo bogaty i zdobył szerokie wpływy.

Już w przywileju księcia Sambora I z roku 1178 klasztor oliwski otrzymał prawo wykonywania wolnego rybołówstwa na wodach Zatoki Gdańskiej i Zalewu Wiślanego z zastosowaniem wszelkich znanych wówczas narzędzi i metod połowu. Znacznie bogatszy w wiadomości o rybołówstwie jest tak zwany „wielki przywilej” księcia Świętopełka z 1232 roku. Zgodnie z jego treścią klasztorowi oliwskiemu nadano brzeg morski od potoku Swelina aż do ujścia Wisły, wraz ze wszystkimi korzyściami jakie z tego płynęły, a więc połów ryb, zbieranie bursztynu, przedmioty wyrzucane przez morze na brzeg oraz inne. Rybacy obcy, nie klasztorni, obowiązani byli do oddawania klasztorowi części swojego połowu, o ile został on wyciągnięty na ten odcinek brzegu, na który rozciągały się uprawnienia klasztoru. Ponadto klasztor uprawniony został do połowów w Zatoce Puckiej, z wyjątkiem śledzia, który miał zostać wyłączną własnością księcia. Obcy rybacy winni byli oddawać klasztorowi daninę z połowu również i z tego rejonu. Następnie klasztor otrzymał prawo połowów na jeziorze Żarnowieckim i jego odpływie do morza, jak również do danin od rybaków tam poławiających, oraz prawo poławiania na pełnym morzu śledzia za pomocą jednej łodzi.

W miejsce dochodów z danin kupców gdańskich, jakie przyznawał klasztorowi przywilej z 1178 roku, a które przestawały napływać do Oliwy z chwilą nadania Gdańskowi praw miejskich (około 1224 r.), otrzymał klasztor prawo używania na morzu jeszcze jednej łodzi, drugiej zaś na Zalewie Wiślanym. Ponadto klasztor mógł używać jednego niewodu wolnego od opłat na dowolnym odcinku wybrzeża i to zarówno latem, jak i zimą.

Ludzie klasztorni, którzy mieszkali na odcinku brzegu morskiego nadanego klasztorowi, mogli poławiać wszelkie gatunki ryb za pomocą takich metod, jakie opat uważał za najwłaściwsze. Poza granicą jednak terenu, na który rozciągały się uprawnienia klasztoru, rybołówstwo musiało być wykonywane zgodnie z ówczesnym prawem zwyczajowym, to znaczy: sieciami stawnymi, haczykami oraz ościami.

W roku 1266 klasztor oliwski wybudował szopę dla rybaków tuż u ujścia Wisły. Prawdopodobnie znajdowały się tam pomieszczenia dla rybaków oraz do solenia ryb.

Warto w tym miejscu zwrócić uwagę, że takie szopy rybackie, będące swego rodzaju schronieniem, były szeroko znane w średniowieczu i w czasach późniejszych. Budował je także klasztor oliwski i to w różnych okresach. Między innymi mnisi oliwscy mieli taką szopę przy brzegu morza w Sopocie, a w roku 1589 opat oliwski Dawid Konarski zezwolił na zbudowanie nawet paru szop rybackich w miejscu, gdzie obecnie znajduje się wieś rybacka Rewa w powiecie puckim. Widzimy więc, że takie wydawałoby się mało znaczące „budowle” mogły z czasem stanowić zaczątek osiedla rybackiego.

Cystersi oliwscy oraz inne klasztory Pomorza Gdańskiego otrzymały na przestrzeni XIII stulecia szereg nadań rybołówczych. Oprócz klasztoru oliwskiego najbardziej uprzywilejowani pod tym względem byli dominikanie w Gdańsku i Słupsku oraz cysterki w Żarnowcu. Poniższe zestawienie, sporządzone na podstawie obszernych badań Władysława Łęgi obrazuje omawiane zagadnienie.

Przywileje rybołówcze klasztorów pomorskich

Rok

Wystawca przywileju

Uprzywilejowany

Zakres terytorialny

Zakres rzeczowy

1235

Świętopełk

klasztor oliwski

port Mosty nad morzem

wolny połów i jeden jaz

1249

Świętopełk

klasztor żukowski

Oksywie

10 łodzi

Rok

Wystawca przywileju

Uprzywilejowany

Zakres terytorialny

Zakres rzeczowy

1260

Świętopełk

klasztor żukowski

Oksywie

wolny połów przy użyciu 10 łodzi w oparciu o wszystkie stacje książęce

1268

Warcisław

klasztor bukowski

morze

połów śledzi i innych ryb

1273

Mestwin II

Chrystian z Tczewa

morze

1 łódź do połowu śledzi i jesiotrów

1278

Mestwin II

klasztor słupski dominikanów

morze

połów wszelkimi sieciami i metodami

1279

Mestwin II

klasztor

żarnowiecki

morze

połów 1 niewodem w lecie i zimą, wszystkie gatunki ryb

1280

Mestwin II

klasztor gdański dominikanów

morze

połów śledzi i jesiotrów przy użyciu wywłoki i wszelkich innych metod połowu

1281

Mestwin II

klasztor słupski żeński

pełne morze

4 łodzie do połowu śledzi

1282

Mestwin II

biskup włocławski

Zatoka Gdańska, port w Mostach

połów śledzi

1283

Mestwin II

klasztor oliwski

morze od portu do rzeki Sweliny

połów śledzi, płastug i innych ryt wszelkimi metodami przy użyciu 1 łodzi na pełnym morzu i 1 łodzi do połowów przybrzeżnych

1283

Mestwin II

klasztor

żarnowiecki

morze

wolny połów śledzi, płastug i innych ryb przy użyciu 1 łodzi

1285

Mestwin II

klasztor gnieźnieński klarysek

morze przy Brudzewie koło Pucka

1 wolna łódź do połowu ryb

Rok

Wystawca przywileju

Uprzywilejowany

Zakres terytorialny

Zakres rzeczowy

1288

Mestwin II

klasztor oliwski

morze koło Mechlinek i Trzęsawiska oraz przy Kochowie

2 łodzie do połowu śledzi, stacja rybacka

1291

Mestwin II

klasztor łekneński

morze

połów wszystkich ryb na pełnym morzu przy użyciu 2 łodzi

1291

Przemysł

klasztor oliwski

morze koło Oksywia

połów śledzi, płastug i innych ryb przy użyciu 1 łodzi

1291

Przemysł

klasztor żarnowiecki

morze

połów wszelkich ryb przy użyciu 1 łodzi

1292

Mestwin II

klasztor pelpliński

miejscowość Wąskie na Mierzei Wiślanej

połów wszelkich ryb przy użyciu 1 łodzi, 1 niewodu oraz 4 lanek (zestawów) sieci stawnych

1294

Mestwin II

klasztor eldeński

pełne morze

wolny połów śledzi i innych ryb

1295

Przemysł

klasztor oliwski

morze

połowy jak dawniej

1299

Władysław

klasztor oliwski

morze

potwierdzenie dawnych przywilejów

1305

Wacław III

klasztor oliwski

morze

połów śledzi, płastug i innych ryb niewodem

1308

Władysław

Jakub i Jan, rycerze

morze koło

Wiślina

i Niesuliny koło Gdyni

połów śledzi, przypuszczalnie niewodem

Należy wyjaśnić, że miejscowości wymienione w przywileju z roku 1288 obecnie, oprócz Mechlinek, już nie istnieją. Znajdowały się one prawdopodobnie w rejonie Kępy Oksywskiej.

Bliższego omówienia wymaga określenie „stacja rybacka”, występujące w załączonym zestawieniu przywilejów, na przykład w przywileju z roku 1260. Z pojęciem tym spotykamy się często w dokumentach pochodzących z XII, XIII i XIV stulecia, a dotyczących rybołówstwa. Sądzę, że najlepiej wyjaśnił to znany ba dacz dziejów i kultury materialnej Pomorza ks. dr Łęga, który między innymi pisał:

Stacje rybackie, które służyły za podstawę dla rybołówstwa morskiego, były to punkty zborne i miejsca postoju dla rybaków, przystanie dla łodzi, place dla rozwieszania sieci, składania przyrządów rybackich, ale zarazem były to stanowiska dla urzędników państwowych, którzy tu kontrolowali pracę rybaków i pobierali podatek in natura od każdej łodzi służącej do łowienia ryb.

I dalej:

Na tych stacjach urzędnicy państwowi pełnili funkcje skarbowe [...] Trzy rodzaje żądań stawiać mogli urzędnicy wobec rybaków: daniny, posługi i posłuszeństwa [...] Obowiązkiem urzędników było kontrolować kto i jakie posiada przywileje i odpowiednio do tego wymierzać świadczenia.

Według wszelkiego prawdopodobieństwa wspomniane wyżej szopy rybackie mogły być wznoszone właśnie na owych stacjach rybackich. Dzisiejsze przystanie morskich rybaków łodziowych w niektórych miejscowościach naszego wybrzeża prawdopodobnie niewiele różnią się od średniowiecznych stacji rybackich, oczywiście pod względem ich ogólnego wyglądu czy raczej charakteru. Widzimy więc na nich niewielkie drewniane szopy i łodzie wyciągnięte na plażę lub zakotwiczone przy samym brzegu.

W wieku XII i XIII ilość stacji rybackich na wybrzeżu morskim pomiędzy zachodnim krańcem Zalewu Wiślanego a rejonem Darłowa była dość znaczna. Było ich co najmniej 19, a przypuszczalnie około 26. Co najmniej połowa tych stacji znajdowała się na brzegach Zatoki Gdańskiej. Te stacje, które leżały na brzegu otwartego Bałtyku, rozmieszczone były przeważnie przy ujściach rzek i strumieni, które mogły stanowić dobre miejsce postoju dla łodzi rybaków.

Znaczne zapotrzebowanie klasztorów na ryby przyczyniło się w dużym stopniu do rozwoju rybołówstwa na morskich wodach przybrzeżnych Zatoki Gdańskiej i Bałtyku. Wody te dostarczały tak cennych ryb, jak jesiotry, łososie oraz śledzie, które jako produkt solony można było dość długo przechowywać. Nic więc dziwnego, że niektórzy badacze nazywają omawiany okres rozwoju rybołówstwa na naszym wybrzeżu okresem „rybołówstwa klasztornego”.

Przedhistoryczne dłubanki (wg Krausego)

Pierwotna forma jazu z kamieni; w środku pułapka na ryby

Pływaki do sieci z XII wieku wydobyte w Gdańsku (wg Kmiecińskiego)

Wczesnośredniowieczny haczyk do wędki wykonany z żelaza, wydobyty w Gdańsku (wg Balcera)

Rybołówstwo pomorskie w XII—XIII wieku (wg Łęgi)

Delta Wisły i Zalew Wiślany około 1300 roku (wg Bertrama)