Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Rozwój duchowy z Maryją?
Uczenie się balansu między ciałem i duchem z inspiracji Litanii Loretańskiej?
Poprawa relacji z bliskimi poprzez uczenie się języka uwielbienia od Arki Przymierza?Jasne, że tak!
Maryja jest przykładem człowieka spełnionego w stu procentach. Skąd ta pewność? Bo została wzięta do nieba z duszą i ciałem. Tak jakby Bóg chciał powiedzieć: Kocham Cię całą – z ciałem i z duszą!
Te same słowa Bóg chce powiedzieć także Tobie.
Tylko jak przeżyć życie, żeby kiedyś móc je usłyszeć?
Ta książka przybliży Ci „drogę Maryi”, abyś mógł rozwijać się w różnych obszarach swojego życia, a przez to osiągnąć świętość.
30 twarzy Maryi, które odkryjesz w wezwaniach Litanii Loretańskiej, pozwolą Ci zachwycić się najpierw Nią – Wieżą Dawidową, a potem sobą, ponieważ przyglądanie się Tej, która jednym tak zmieniła oblicze ziemi, to opowieść o Tobie i tym, do czego jesteś zaproszony.
Posłuszeństwo Maryi, Jej otwarcie na Boży plan, zaufanie i słuchanie słowa, to prosta recepta na udane życie. Po to Jezus przyszedł na świat, abyśmy „mieli życie i mieli je w obfitości” (por. J 10,10) oraz aby „radość nasza była pełna” (por. J 15,11). Chcesz zatem mieć udane życie? Skorzystaj z recepty Maryi, bo tylko tak staniesz się najlepszą wersją samego siebie.
fragment książki
Ta książka jest dla Ciebie, jeśli:
zależy Ci na całościowym rozwoju ciała i ducha
chcesz pogłębić relację z Bogiem i z samym sobą
chcesz poprawić swoje relacje z bliskimi, odnaleźć w nich nową jakość
chcesz nie tylko czcić, ale też naśladować Maryję i mieć z Nią mocniejszą więź
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 110
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
30 twarzy Maryi. Poznaj Ją, odkryj siebie
ks. Mateusz Dudkiewicz dla RTCK
Autor: Mateusz Dudkiewicz
Produkcja: RTCK SA
Nowy Sącz 2023
Wydanie I
© RTCK SA 2023
ISBN Epub: 978-83-67290-58-6
ISBN Mobi: 978-83-67290-59-3
Fragmenty biblijne pochodzą z:Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu. Biblia Tysiąclecia, wyd. IV, Wydawnictwo Pallottinum,Poznań 2003. Fragmenty Katechizmu Kościoła Katolickiegowg wyd. Pallottinum, Poznań 1994.
Redakcja: Krystyna Sadecka
Korekta: Justyna Jadach; Seiton, www.seiton.pl
Projekt typograficzny i łamanie:
Adam Gutkowski, goodkowskydesign.com
Wersje epub i mobi: Barbara Wrzos, Graphito, www.graphito.pl
Projekt graficzny okładki: Jakub Kosakowski
RTCK Rób to co kochasz
RTCK SA
ul. Zielona 27, WSB, bud. C
33-300 Nowy Sącz
tel. 531 009 119
www.rtck.pl
Dołącz do społeczności ludzi, którzy chcą robić, co kochają
Zapisz się na www.rtck.pl, a będziemy Cię wspierać na tej drodze, wysyłając wartościowe materiały!
Jest taki żart:
Właściciel Mercedesa przyszedł kiedyś do papieża i pyta:
– Ile muszę zapłacić, żeby w Piśmie Świętym znalazła się reklama mojej firmy, żeby choć raz znalazło się tam słowo: „mercedes”?
Ojciec Święty, zaskoczony, odpowiada stanowczo:
– Co pan sobie wyobraża?! Przecież to się nie godzi! To jest niemożliwe!
A na to właściciel Mercedesa:
– No ale FIAT jakoś się z wami dogadał…
Pokorne fiat Maryi (łac. fiat mihi secundum verbum tuum, czyli „niech mi się stanie według słowa twego”) zmieniło historię wszechświata.
To słynne fiatśw. Tomasz z Akwinu przyrównał do stwórczego słowa Boga z początków Księgi Rodzaju. Pierwszefiat sprawiło, że świat zaczął istnieć – drugie sprowadziło na ten świat Zbawiciela. Kobieta, którą Wszechmogący uczynił „pełną łaski”, odpowiedziała Bogu TAK, a tym samym zdała się całkowicie na Jego wolę. „Fiat – to modlitwa chrześcijańska: być całkowicie dla Niego, ponieważ On całkowicie należy do nas” (KKK 2617).
Fiat Maryi rozpoczęło dzieło nowego stworzenia. Nasze małe fiat wypowiadane każdego dnia też mogą sprawić, że w naszym życiu będą się działy wielkie rzeczy. Wystarczy mieć otwarte serce – takie jak miała Ona. Maryja. Dziewczyna z Nazaretu.
Sporo ostatnio mówi się o rozwoju osobistym, zawodowym, o ścieżce kariery itd. Jak grzyby po deszczu pojawiają się kolejne poradniki: „Jak wygrać życie?”, „Jak być fit?”, „Jak zmienić nawyki na zdrowsze?”, „Jak stawać się lepszym – zawodowo, fizycznie, psychicznie?”. Jeśli wziąłeś tę książkę do ręki, bo szukałeś czegoś podobnego – nie zawiedziesz się, znajdziesz w niej bowiem wiele rad i wskazówek, jak wprowadzać nową jakość w swoje życie. Ale oprócz przydatnych życiowo sugestii znajdziesz w niej jeszcze coś. Znajdziesz WZÓR osoby, która przeszła tę samą drogę, co każdy z nas, i doszła do celu, do którego także i Ty – jak sądzę – chcesz dojść.
Maryja jest przykładem człowieka spełnionego w stu procentach. Skąd ta pewność? Bo została wzięta do nieba z duszą i ciałem. Tak jakby Bóg chciał powiedzieć: Kocham Cię całą – z ciałem i z duszą!
Te same słowa Bóg chce powiedzieć także Tobie. Tylko jak przeżyć życie, żeby kiedyś móc je usłyszeć? Ta książka przybliży Ci „drogę Maryi”, abyś mógł rozwijać się, a przez to osiągnąć świętość.
Człowiek to nie tylko ciało, ale także dusza. Duch i ciało. Ciało i duch.
Kiedy pytam dzieci w czasie rekolekcji, co jest ważniejsze: ciało czy dusza, dzieci bez namysłu odpowiadają: „Dusza!”. A ja wtedy mówię: „Nieprawda”. „W takim razie ciało!” – krzyczą dzieci, a ja znowu: „Nieprawda!”. Prawidłowa odpowiedź brzmi: i ciało, i dusza!
Każdy z nas ma obowiązek dbania zarówno o ciało, jak i o duszę. Tymczasem współczesny świat jakoś dziwnie nie potrafi zaproponować nam w tym względzie zdrowego balansu. Zamiast tego wciąż uparcie podsuwa nam same skrajności.
Jedna z nich to przesadne troszczenie się o ciało. Chodzę na siłownię, biegam, korzystam z zajęć fitness, jem wyłącznie zdrowe i ekologiczne produkty zakupione na lokalnych targowiskach, broń Boże w markecie. Do tego dbam o odpowiednią ilość i jakość snu, no i regularnie się badam. Równocześnie zupełnie nie zależy mi na duszy (albo nie bardzo wierzę, że w ogóle ją mam). Nie widzę więc potrzeby, by wzmacniać relację z Bogiem, nie przywiązuję się do przepisów prawa kościelnego, ignoruję Boże przykazania, życie sakramentalne od dawna przestało mnie interesować. Czasem, od święta, pójdę do kościoła albo odmówię pacierz, którego nauczył mnie katecheta przed komunią...
Jest i druga skrajność. Ta z kolei skłania do koncentrowania się w stu procentach na rozwoju duchowym. Nie ma dla mnie nic ważniejszego niż pogłębianie relacji z Bogiem. Odprawiam pierwsze piątki i pierwsze soboty, medytuję, chodzę na adoracje, w adwencie nie odpuszczam żadnych rorat, a w wielkim poście co piątek jestem na drodze krzyżowej. Tyle że mam coraz większą nadwagę, bo jem, co popadnie, zrobiłem się nerwowy, pewnie w związku z tym, że mało śpię, i nie pamiętam, kiedy ostatnio byłem na spacerze, nie wspominając o jakiejkolwiek innej formie aktywności sportowej. I z tym moim chorym ciałem (bo trzydziestokilogramową nadwagę ciężko jest ukryć nawet pod ornatem w rozmiarze XXL) grzmię z ambony, pouczając moich parafian o zdrowiu duszy…
Człowiek jest jednością cielesno-duchową i te sfery naszego życia są jak naczynia połączone, a to oznacza, że nie da się ich oderwać od siebie*. Zatem droga prawdziwie chrześcijańska to odpowiednia (czytaj: z zachowaniem właściwych proporcji) troska i o ciało, i o duszę!
Jeśli mam 40-stopniową gorączkę i katar, to zamiast na adorację, idę do przychodni lekarskiej. Z kolei jeśli okazuje się, że w niedzielę nie mam czasu iść na mszę świętą, bo koniecznie muszę być na treningu, to też powinienem powiedzieć sobie: „Stop! Coś tu przecież nie gra!”. Jezus mówił: „Uważajcie na siebie, aby wasze serca nie były ociężałe wskutek obżarstwa, pijaństwa i trosk doczesnych” (Łk 21,34). Warto zadbać o odpowiednią masę ciała, ale też o właściwy ciężar swojego ducha.
Mówimy: „W zdrowym ciele zdrowy duch”, ale równie dobrze moglibyśmy uznać: „W zdrowym duchu zdrowe ciało” albo odwrócić to powiedzenie i rzec: „W chorym ciele chory duch”. Kondycja ducha wpływa na kondycję ciała, zatem gdy choruje dusza (a grzech jest chorobą duszy), trudniej jest zachować dobrostan ciała. Z kolei dobra kondycja ciała sprawia, że i duszy żyje się jakby trochę lżej. Chodzi po prostu o całościowy rozwój (holistyczny – choć to akurat okropnie ostatnio wyświechtane słowo) i ciała, i duszy.
Pomyśl, co by się mogło zmienić w Twoim życiu, gdybyś od dzisiaj z RÓWNYM zaangażowaniem dbał o duszę i o ciało.
Ta książka ma posłużyć Ci w rozwoju DUCH -owym (celowo tak to właśnie zapisuję, gdyż chcę zwrócić uwagę na to, że najgłębsze źródło rozwoju naszej duszy i ciała jest w DUCHU ŚWIĘTYM), ale też wspomóc Cię „w ogarnięciu” także innych przestrzeni Twojego życia.
Dzisiaj jest dobry moment na to, by westchnąć do Ducha Świętego i otworzyć się na Jego działanie. On jest najlepszym Nauczycielem modlitwy, Ożywicielem i Uświęcicielem.
Warto pomyśleć
Modlimy się często: „o dary Ducha Świętego” albo „o Boże błogosławieństwo”, tymczasem wcale nie musimy się o to modlić, a wręcz nawet nie powinniśmy się tak modlić! Nie wolno nam sądzić, że Bóg mógłby nie chcieć nam udzielić swojego błogosławieństwa (bo np. coś zrobiliśmy nie tak) i że musimy Go o nie prosić, bo jak nie poprosimy, to nie dostaniemy. Otóż NIE! Bóg nieustannie chce nam błogosławić, a Duch Święty w każdej chwili chce nam dawać pełnię swoich darów.
Jezus powiedział: „Ja przyszedłem po to, aby [owce] miały życie i miały je w obfitości” (J 10,10). Bóg o niczym innym nie marzy, jak o tym, żeby nam hojnie błogosławić i udzielać swoich darów. Naszą modlitwę powinniśmy więc formułować bardziej jako prośbę o owocne wykorzystanie tej Bożej łaski, o otwarcie się na nią i o twórczą współpracę z darami Ducha Świętego.
Fiat oznacza: „Niech mi się stanie według słowa Twego”. Otwórz się teraz na działanie Ducha Świętego! Poproś o owocną współpracę z Jego darami i Bożą łaską! Otwórz się na dar mądrości, rozumu, rady, męstwa, pobożności, umiejętności i bojaźni Bożej. Powiedz Bogu: „Fiat. Niech Twoja łaska, Panie, mnie przemienia. Chcę twórczo współpracować z Twoimi darami”.
Fiat to nie magia ani samospełniająca się przepowiednia. To twórcza i codzienna współpraca z Bożą łaską, a zatem powiedzenie Bogu fiat nie zwalnia z obowiązku wysiłku na rzecz własnego rozwoju. Co zrobiła Maryja po zwiastowaniu? Czy usiadła w fotelu w oczekiwaniu na anielskie trąby? Nie! Jak pisze św. Łukasz, Maryja „poszła z pośpiechem w góry”. Poszła, aby odwiedzić swoją kuzynkę Elżbietę i pomóc jej. Wstała „z kanapy”, jakby to ujął papież Franciszek, wyszła, jak powiedzą inni, ze swojej strefy komfortu. I Ciebie czeka droga (i to w góry). Czas ruszyć z miejsca! – oto pierwsza lekcja Maryi.
Ta książka jest dla Ciebie, jeśli:
• zależy Ci na całościowym rozwoju ciała i ducha;
• chcesz pogłębić relację z Bogiem i z samym sobą;
• chcesz poprawić swoje relacje z bliskimi, odnaleźć w nich nową jakość;
• chcesz nie tylko czcić, ale też naśladować Maryję i mieć z Nią mocniejszą więź;
• znudziło Ci się bezmyślne „klepanie litanii” albo „odmawianie zdrowasiek”, zamierzasz ożywić swoją modlitwę;
• chcesz zrozumieć, po co urządza się majówki i co znaczą tajemnicze zwroty z litanii, jak np. „Różo duchowna” albo „Domie złoty”.
Jak czytać tę książkę?
Oczywiście możesz przeczytać ją jak każdą inną – od deski do deski. Możesz też potraktować treści, które tu znajdziesz, jako inspirację do codziennej pracy nad sobą przez najbliższy miesiąc (albo w dowolnym wycinku czasowym, jaki uznasz za dobry).
Napisałem tę książkę w taki sposób, by pokazać Ci logikę drogi Maryi – od słuchania słowa, poprzez piękne i pełne uwielbienia życie, aż do nieba; od zwiastowania, przez krzyż, do wniebowzięcia. To jest dobra droga. Może bez brylowania i szpanowania nowym mercedesem, jak by chcieli ci, którzy mawiają: „bez gwiazdy nie ma jazdy”, ale za to zgodnie ze sprawdzoną, choć niemodną recepturą na wieczność, której głównym składnikiem jest jedno skromne słowo:fiat.
Od czego zacząć?
Na początek warto, byś zastanowił się, w jakim momencie życia jesteś, z czym się borykasz i co chciałbyś zmienić.
Wyznacz sobie główny cel swojego miesięcznego rozwoju duchowego, czyli odpowiedz na pytanie, nad czym szczególnie chcesz pracować w tym miesiącu. To może być np. praca nad relacją małżeńską / rodzinną / przyjacielską / zawodową albo też nad własną samooceną. Wybór należy do Ciebie – otwórz się jednak na działanie Ducha Świętego i na modlitwie poproś Go, by pokazał Ci te przestrzenie, które wymagają od Ciebie większej otwartości na Jego działanie.
Każdego dnia…
W każdym dniu proponuję Ci odsłonięcie jednej twarzy Maryi – inspiracją do tego będzie wezwanie lub kilka wezwań z litanii loretańskiej. Czytając refleksję, możesz zakreślić sobie fragment, który szczególnie Cię porusza, i w ciągu dnia kilkakrotnie do niego wrócić. Pod refleksją znajdziesz propozycję zadania lub kilku zadań, jakie możesz wykonać tego dnia. Są one jakby „przedłużeniem” refleksji, wychodzą w stronę Twojej codzienności i Twoich relacji tak, byś mógł objąć różne przestrzenie swojego życia. Jeśli uznasz, że posłużą Ci one w rozwoju duchowym, to idź tym tropem. Jeśli nie – wyznacz sobie inne zadanie lub zadania, które lepiej pomogą Ci się rozwijać.
Pamiętaj, nie od razu Rzym zbudowano. Daj sobie czas. Wykorzystaj metodę małych kroków. Każdego dnia zrób choć jeden mały krok do przodu. Jeśli w pakiecie z tą książką nabyłeś ćwiczenia rozwojowe, znajdziesz w nich miejsce na zapisanie swoich notatek, refleksji i postanowień towarzyszących codziennym rozważaniom i rachunkowi sumienia.
Kroki milowe
W realizowaniu Twojego głównego celu będą Ci pomagały podsumowania, które proponuję trzykrotnie w ciągu miesiąca, po każdej części książki. W ćwiczeniach rozwojowych na podsumowania są przeznaczone osobne karty, na których możesz na bieżąco ocenić swoje postępy, zapisać wnioski i zaplanować kolejne etapy pracy. Jeśli nie korzystasz z ćwiczeń i chcesz pracować tylko z książką – nic straconego. Po prostu po każdej części znajdź czas na krótką refleksję nad tym, co już udało Ci się zrobić „w temacie” danej części, a w czym widzisz jeszcze potencjał na rozwój.
Książka podzielona jest na 3 etapy. Są to: Poczęcie przez ucho, Najkatolicka literka świata oraz Selfie Królowej. W części pierwszej nasz wewnętrzny fokus ustawimy na słuchanie Boga i ludzi, z którymi jesteśmy w relacjach. Będę Cię zachęcał do przyjrzenia się temu, jak słuchasz słowa Bożego, ile czasu poświęcasz na modlitwę, jak ona wygląda. Będzie też o pielęgnowaniu ciszy i o uważności w relacjach z bliskimi. W drugiej części spróbujemy odzyskać balans między ciałem a duszą. Zadamy sobie m.in. pytanie o to, czym jest i gdzie kryje się prawdziwe piękno człowieczeństwa oraz jak odnaleźć się między aktywizmem a kontemplacją – dbaniem o ciało a troszczeniem się o duszę. W części trzeciej przyjdzie czas na zobaczenie szerszej perspektywy i określenie sobie celu ostatecznego, jakim jest życie wieczne. Pomoże nam w tym opanowanie języka wieczności – języka uwielbienia. Będziemy mówić też m.in. o radości, o potrzebie błogosławienia i o szukaniu pokoju w sobie i wokół siebie.
Zawsze warto pamiętać…
Pamiętaj, że – niezależnie od tego, przy którym wezwaniu będziesz – każdego dnia jest Ci potrzebny czas dla ciała, dla psychiki oraz dla duszy. Bądź kreatywny. Znajdź kilka minut na spacer, gimnastykę, zdrowy i zjedzony w spokoju posiłek, dobrą książkę, muzykę. Poświęć jednak codziennie przynajmniej kwadrans na SŁUCHANIE BOGA – to raptem niecały 1% dnia. Pamiętaj o regularnej modlitwie, czytaniu Pisma Świętego, lekturze duchowej.
W zmaganiu się z problemami dnia codziennego zastosuj metodę „Zjedz żabę na śniadanie”, czyli zabierz się za trudne sprawy jak najwcześniej, żeby reszta dnia upłynęła Ci już tylko na realizacji mniejszych, łatwiejszych i przyjemniejszych rzeczy. Wieczorem w ramach rachunku sumienia pomyśl, czy rozwinąłeś się dzisiaj fizycznie, psychicznie i duchowo; zastanów się, ile czasu poświeciłeś każdej z tych stref w ciągu dnia (miejsce na notatki znajdziesz w ćwiczeniach rozwojowych).
No to jak? Ruszamy w drogę?
* Zobacz, jak pisze o tym Katechizm Kościoła Katolickiego: „Jedność ciała i duszy jest tak głęboka, że można uważać duszę za »formę« ciała; oznacza to, że dzięki duszy duchowej ciało utworzone z materii jest ciałem żywym i ludzkim; duch i materia w człowieku nie są dwiema połączonymi naturami, ale ich zjednoczenie tworzy jedną naturę” (KKK 365).
– Marian, czy ty mnie kochasz? – pyta żona męża.
Mąż milczy.
– Marian, kochasz mnie?
Nadal cisza.
– Marian, no kochasz mnie czy nie?
– Przecież już ci raz mówiłem. – Marian nie wytrzymuje w końcu. – Przed ślubem. Nic się nie zmieniło. Jak się zmieni, to ci powiem.
Po co są nam litanie?
Każdy, kto jest w jakimkolwiek związku, wie dobrze, że nie wystarczy raz powiedzieć: „Kocham Cię”, by bliska osoba czuła się kochana przez całe życie. Umiejętność wyrażania miłości słowami jest ważna w budowaniu dojrzałej i trwałej relacji. Dzięki wyrażeniom afirmatywnym, komplementom, słowom uznania i pochwałom ludzie czują się bardziej wartościowi, docenieni i zauważeni.
Po takim wstępie być może łaskawszym okiem spojrzymy na wszelkiego rodzaju litanie, które odmawiamy przy najrozmaitszych okazjach. Bo czyż litanie nie są właśnie formą następujących po sobie wyrażeń afirmatywnych (żeby nie powiedzieć: komplementów i pochwał) kierowanych do Osób Trójcy Świętej bezpośrednio lub za wstawiennictwem Matki Bożej albo świętych?
Wezwania wypowiadane w jednakowym tempie zmieniają się w strumień uwielbień płynący w rytm błagań: „zmiłuj się nad nami”, „przepuść nam, Panie”, „wysłuchaj nas, Panie” lub „módl się za nami”.
Z litaniami jest trochę tak, jak z komunikacją zakochanych. Gdy chłopak zakochuje się w dziewczynie, najpierw korzysta z komplementów, które gdzieś zasłyszał, a to u taty, a to u dziadka, być może u starszych kolegów albo w filmach czy na forach internetowych. Potem te „oklepane” już trochę słowa przestają wystarczać i człowiek zakochany szuka własnych form wyrażania miłości – bardziej spersonalizowanych i wysublimowanych. Wtedy powstają najlepsze autorskie piosenki i najpiękniejsze – bo płynące z głębi serca – wiersze miłosne. W końcu nadchodzi taki moment, że zaczyna się doceniać po prostu bycie razem. Słowa płyną wówczas naturalnie, z wewnętrznej potrzeby, i nie są koniecznością, bo przecież równie cenne stają się te chwile, kiedy można z ukochaną osobą pobyć w ciszy. Nie trzeba wszystkiego „przegadywać”.
W naszym rozwoju duchowym też może być tak, że na początku potrzebujemy trochę „cudzych” tekstów, ułożonych przez kogoś i sprawdzonych. Pomagają nam one kształtować relację z Bogiem, uczą, jak z Nim rozmawiać. Potem przychodzi czas na modlitwę spontaniczną, osobistą, medytację, trwanie w Bożej obecności nawet bez słów.
Czy to znaczy, że odmawianie litanii jest gorsze od medytacji? Czy litania jest oznaką infantylizmu modlitewnego? W żadnym wypadku! Świadomie odmówiona litania zawsze jest inspiracją do pogłębienia modlitwy, do lepszego rozumienia Boga i Jego działania. Ta forma modlitwy może pomóc kształtować i pogłębiać więź z Bogiem. Kiedy jest się w relacji z drugim człowiekiem, trzeba nauczyć się okazywania mu miłości na różne sposoby, także za pomocą słów, by bliska osoba czuła się piękna i kochana, zauważona i akceptowana. O ile więc bardziej warto w podobny sposób wyrażać cześć i uwielbienie samemu Bogu!
Niektórzy ludzie nazywają litanie „modlitwami szturmowymi” i twierdzą, że te modlitwy mają szczególną skuteczność. Skąd bierze się to przekonanie i czy jest prawdziwe? Warto uświadomić sobie, że skuteczność modlitwy nie zależy od takiego, z jakich słów jest ona skomponowana, ale od Bożej woli i naszej wiary. Żadna litania – choćby nawet została zatwierdzona przez wszystkich papieży świata – nie jest magicznym zaklęciem, które gwarantuje, że stanie się to, o co proszę. Jezus nigdy nikomu nie obiecywał, że modlitwa działa na zasadzie magii. Zamiast tego nawoływał:
Miejcie wiarę w Boga! Zaprawdę, powiadam wam: Kto powie tej górze: Podnieś się i rzuć w morze, a nie zwątpi w duszy, lecz wierzy, że spełni się to, co mówi, tak mu się stanie. Dlatego powiadam wam: Wszystko, o co prosicie w modlitwie, stanie się wam, tylko wierzcie, że otrzymacie. A kiedy stajecie do modlitwy, przebaczcie, jeśli macie coś przeciw komuś, aby także Ojciec wasz, który jest w niebie, przebaczył wam wykroczenia wasze.
Mk 11,22-25
Litania będzie modlitwą skuteczną o tyle, o ile za jej wypowiadaniem będzie stała nasza wiara. Maryja jest świetną nauczycielką wiary i modlitwy, dlatego ufamy, że za jej pośrednictwem możemy skutecznie rozwijać naszą wiarę, pogłębiać relację z Bogiem i ożywiać modlitwę.
Litania jest bardzo pomocna szczególnie w czasie kryzysu. Gdy przychodzi do mnie czasem małżeństwo przeżywające trudności w relacji, to pytam: „A co was przed laty połączyło?”, „Co cię zachwyciło w niej / w nim?”, „Jakie cechy miała twoja dziewczyna, że się z nią ożeniłeś / Co cię urzekło w tym facecie, że się zgodziłaś wyjść za niego?”. I zdarza się tak, że – oczywiście jeśli jest na to otwartość z obu stron – dobre wspomnienia, miłe słowa i komplementy sprzed lat pomagają przetrwać życiowe burze i oprzeć się różnym „związkowym” zawieruchom.
W naszym życiu duchowym też może przyjść czas kryzysu (zawinionego lub nie), wypalenia, znużenia, kuszenia… Trudno jest się wtedy modlić swoimi słowami. Litania, ten sprawdzony „gotowiec”, niejednemu już pomogła przetrwać najbardziej ciemne noce wiary, skupić się na Bogu i na nowo odkryć Jego miłość.
Zatem niezależnie od tego, na jakim etapie rozwoju duchowego jesteś, warto, byś przyjrzał się łaskawszym okiem litaniom. Polecam tę formę modlitwy zarówno osobom, które dopiero zaczynają przygodę z Panem Bogiem, jak i bardziej „zaawansowanym”, a szczególnie tym „po przejściach” i w kryzysie.
55 razy „Kocham Cię”
Wyrażenia afirmatywne, z których składa się litania loretańska, nie są tylko komplementami, słowami uznania czy miłymi komentarzami w stosunku do Maryi. One są czymś więcej. To tak, jakby 55 razy powiedzieć Maryi: „Kocham Cię”, i zarazem to samo powiedzieć całej Świętej Trójcy. Oddając cześć Maryi, zawsze uwielbiamy równocześnie wielkość i wspaniałość Boga, a Maryję prosimy, aby wstawiała się za nami.
To działa trochę tak samo, jak w rodzinie. Kiedy ktoś chwali przy wszystkich dziecko – pośrednio pochwałę dostają też jego rodzice. Lub gdy ktoś docenia publicznie za coś mamę, jej dzieci także czują się docenione. Maryja jest najpiękniejszym dzieckiem Boga, a równocześnie jest mamą Jezusa. Kiedy Ją chwalimy – cała Trójca Święta pęka z dumy.
Maryja – będziemy o tym wielokrotnie w książce przypominać – niezmiennie prowadzi do Jezusa. Jest znakiem, który wskazuje na Boga. Nigdy nie zatrzymuje na sobie, lecz odsyła do Syna. Maryja jest najpiękniejszą z niewiast, „nową Ewą”, ale nie jest Bogiem ani czwartą osobą Trójcy Świętej. Jej oddajemy cześć, natomiast Bogu – i tylko Jemu – należy się uwielbienie!
Czy wiesz, że...
Nazwa litanii loretańskiej pochodzi od włoskiego miasteczka Loretto, w którym znajduje się sanktuarium maryjne z XIII w. To właśnie w nim od wieków przechowywana jest niezwykła relikwia – domek Matki Bożej z Nazaretu. Budynek – jeśli wierzyć dokumentom przechowywanym w watykańskich archiwach – miał zostać w ogromnym sekrecie przetransportowany drogą morską przez rodzinę Angeli najpierw do Chorwacji, a potem złożony w lesie laurowym (stąd nazwa miasteczka). Przeprowadzone w XIX w. badania naukowe potwierdziły autentyczność zabytku, wiadomo, że rzeczywiście pochodzi z czasów Jezusa. Dziś nazaretańki domek mieści się pod ołtarzem bazyliki w Loretto. Umieszczono w im figurę Matki Bożej trzymającej Dzieciątko.
W Loretto litania, zwana dzisiaj loretańską, przybrała swoją ostateczną formę i zaczęła rozchodzić się na cały Kościół. W 1581 r. papież Sykstus V w swojej bulli zachęcał do jej odmawiania, udzielając za to 200 dni odpustu (kolejni papieże przypisywali do niej dalsze odpusty). Urzędowo została zatwierdzona do odmawiania przez papieża Benedykta XIV w XVII w. (źródło: https://modlitwy24.pl/historia-litanii-loretanskiej).
Właściwej hierarchii wartości uczy nas już sam układ litanii loretańskiej. Jak wiadomo, rozpoczyna się ona od wezwań do osób Twórcy Świętej. To otwarcie znakomicie ustawia perspektywę – zwracamy się wprost do Boga, Jego i tylko Jego prosząc o zmiłowanie. Dopiero później następują wezwania sławiące Maryję, którą prosimy o to, by modliła się za nami.
Najpierw pojawiają się w litanii trzy wezwania wywodzące się ze starożytnej litanii do wszystkich świętych. Są to: Święta Maryjo, Święta Boża Rodzicielko i Święta Panno nad pannami. Te wezwania niejako przedstawiają nam Maryję poprzez przywołanie dwóch podstawowych dogmatów maryjnych: Maryi jako Bożej Rodzicielki i zarazem dziewicy. Kolejne 14 wezwań rozpoczyna się od słowa: „matko”, dalsze 6 podkreśla panieństwo Maryi, a kolejne 18 odwołuje się do rożnych biblijnych skojarzeń i obrazów. Litanię zamyka 14 określeń Maryi jako królowej.
Warto wiedzieć
Litania loretańska nie od początku wyglądała tak, jak obecnie. W pierwszej wydrukowanej wersji (z 1572 r.) miała tylko 43 wezwania. Z czasem stała się jednak tak popularna, że wierni – w swojej gorliwości – zaczęli dokładać do niej kolejne wezwania, w dodatku, co tu wiele mówić, nie zawsze poprawne teologicznie. Doszło do tego, że w 1631 r. Kościół zakazał wprowadzania wszelkich zmian w litanii bez zezwolenia Stolicy Apostolskiej.
Po 1631 r. każde nowe wezwanie było więc oficjalnie wprowadzane i uzasadniane przez Kościół. Na przykład w 1854 r. dodano wezwanie „Królowo bez zmazy pierworodnej poczęta”, w 1917 r. zaczęto, zapewne w związku z wydarzeniami w Rosji, wzywać orędownictwa „Królowej pokoju”, w 1922 r. w polskiej wersji litanii pojawiło się wezwanie „Królowo Korony Polskiej” (w 1965 r. zmienione na „Królowo Polski”), w 1950 r. dodano „Królowo wniebowzięta”, równolegle z ogłoszeniem przez papieża Piusa XII dogmatu o wniebowzięciu NMP, a w ostatnich dekadach XX wieku pojawiły się z inicjatywy Jana Pawła II wezwania do „Królowej Kościoła” (1980) i „Królowej rodziny” (1995). W 2020 r. papież Franciszek, rozeznając najbardziej naglące potrzeby Kościoła i świata, wprowadził do litanii 3 nowe wezwania: „Matko miłosierdzia”, „Matko nadziei” oraz „Pociecho migrantów”.
Znasz powiedzenie: „Jak trwoga, to do Boga”? Niektórzy odbierają je negatywnie, rzucają z sarkazmem: „Przycisnęło go życie, to i przypomniał sobie o Panu Bogu…”. No ale z drugiej strony do kogo niby mielibyśmy się zwrócić w chwilach trudnych, jak nie do Niego? Chyba jednak lepiej późno niż wcale…
Warto przemyśleć
W czasie pandemii COVID-19 można było zaobserwować zupełnie przeciwny trend. Zewsząd byliśmy bombardowani zaleceniami, żeby ze względu na ryzyko zarażenia zostać w domu, nie iść do kościoła, generalnie unikać kontaktu z ludźmi. Pojawiły się limity i obostrzenia, także w świątyniach.
Pandemia całe szczęście jest już za nami… I co? Okazuje się, że mniej więcej co trzeci z katolików wcześniej chodzących regularnie do kościoła, po pandemii do tego zwyczaju nie wrócił (podobno około 30%). Dlaczego tak się stało? No i jak teraz ci ludzie radzą sobie z „trwogą”?
„Jak trwoga, to do Boga” wskazuje naturalny kierunek chrześcijańskiego myślenia, działania i reagowania, a ostatecznie także pokładania nadziei. Rozpoczynając litanię loretańską (jak zresztą każdą inną litanię) od słów: „Kyrie, eleison!”, przywracamy w naszym życiu właściwą hierarchę wartości i przypominamy sobie, że jesteśmy tylko stworzeniami zależnymi od swojego Stwórcy. Oto taki, jaki jestem: słaby, przestraszony, nieradzący sobie z problemami, staję przed Tobą – Panem.
Mawia się, że ten, kto potrafi przyklęknąć przed Bogiem, nie musi kłaniać się nikomu innemu. Wejście w litanię jest pokłonieniem się całej Trójcy Świętej i zanurzeniem w miłości Ojca z nieba, Syna Odkupiciela świata i Ducha Świętego.
„Jak trwoga, to do Boga…”
Zastanawiałeś się kiedyś, co w gruncie rzeczy jest największą trwogą człowieka? Odpowiedź jest prosta: wszystkich nas paraliżuje strach przed śmiercią. Pytanie o to, co czeka nas po „drugiej stronie”, jest najważniejszym i najgłębszym pytaniem, jakie zadajemy sobie w ciągu życia. Jedną z najlepszych odpowiedzi na to pytanie dał Benedykt XVI: „Wszystkie odpowiedzi, które nie sięgają aż do Boga, są za krótkie” (Monachium, 10 września 2006 r.). W Jezusie – Odkupicielu mamy wystarczająco długą odpowiedź na pytanie o życie i śmierć (źródło: https://teologiapolityczna.pl/ks-jerzy-szymik-benedykt-xvi-teologia-radykalnego-prymatu-boga-2).
Wszyscy mamy wybór. Możemy wybierać między bez-BOŻNĄ rozpaczą a po-BOŻNĄ nadzieją. Wypowiadając pierwsze słowa litanii (każdej litanii) deklarujemy, że nie chcemy żyć w rozpaczy i wybieramy nadzieję, która ma swoje źródło w przebitym Sercu Jezusa. Jezus, Odkupiciel świata, wziął na siebie naszą największą trwogę: śmierć.
Dostałem kiedyś bardzo oryginalne życzenia świąteczne: Ktoś powiedział mi: „Życzę Ci dobrego używania znaków interpunkcyjnych”, a kiedy zapytałem, o co chodzi, otrzymałem takie wyjaśnienie: „Żebyś zawsze pamiętał, że śmierć nie jest kropką w zdaniu naszego życia. Śmierć to tylko przecinek”.
Pierwsze wersety litanii uczą nas, że Bóg JEST i że On jest miłością. Kolejne wezwania litanijne będą nas uczyć, jak żyć, czyli jak pięknie „umierać” z dnia na dzień i jak przechodzić z życia do życia.
Zadanie
Zastanów się dzisiaj, co dla Ciebie znaczą słowa: „żyć pięknie”. Weź pod uwagę 3 sfery swojego życia: rodzinną, zawodową, duchową. W każdej z nich wyznacz sobie cel główny i cele szczegółowe, jakie chciałbyś osiągnąć w tym miesiącu.
Jakiś czas temu jedna z gazet mocno propagowała akcję pt. „Nieposłuszne nikomu”. Chodziło o popularyzację feministycznych haseł głoszących, że kobiety powinny być niezależne, że nie muszą nikogo słuchać (a już szczególnie mężczyzn), że mogą same o sobie decydować itd. W ramach akcji pojawiły się bilbordy, na których widniała kobieca ręka z nadgryzionym jabłkiem i bransoletką w kształcie węża. W kraju o tak silnych korzeniach chrześcijańskich, jak Polska, jest oczywiste, że wszyscy oglądający od razu mieli skojarzenia z biblijnym rajem i sceną upadku pierwszych ludzi.
Akcja trwała bardzo krótko, a plakaty szybko zniknęły z przestrzeni publicznej. Dlaczego? W którymś momencie twórcy akcji zorientowali się, że efekty są odwrotne od zamierzonych. „Nieposłuszeństwo” z reklamowego hasła zostało bowiem powiązane (wbrew zamiarom copywriterów) z nieposłuszeństwem Bogu okazanym poprzez zerwanie owocu z rajskiego drzewa, a wizerunek węża na bransoletce jawnie przeczył myśli o „nieposłuszeństwie NIKOMU” – wszak wąż od razu przywodził na myśl jeszcze jednego „bohatera” tej historii, a mianowicie szatana.
I tak – wbrew zapewne intencjom twórców akcji reklamowej – ludzie uświadomili sobie, że nieposłuszeństwo jednej osobie (w tym przypadku Bogu) z automatu oznacza posłuszeństwo komuś innemu… Cóż, w życiu duchowym nie ma próżni.
To nie przypadek, że Maryję nazywamy „nową Ewą”, bo – w przeciwieństwie do naszej pramatki – jest ona wzorem pełnego posłuszeństwa.
Warto wiedzieć
Istnieje mało znana teoria na temat znaczenia imienia Miriam. Głosi ona, że imię to pochodzi od hebrajskiego czasownika „buntować się”. Maryja – buntowniczka? – TAK! Można powiedzieć, że Maryja zbuntowała się przeciwko demonom i całemu królestwu zła, a ostatecznym wyrazem Jej buntu jest przyniesienie w sobie na świat Jezusa – pogromcy szatana. Jej fiat („niech mi się stanie”) jest ripostą na wypowiedziane przed wiekami przez szatana non serviam („nie będę służył”).
Jeśli zatem ktoś czuje w sobie potrzebę zbuntowania się przeciw czemuś, to niech zainspiruje się buntem Maryi i powie „NIE” temu, co prowadzi go do zła.
Nam nieraz wydaje się (na tym zresztą polega kuszenie szatana), że Bóg z tymi swoimi wszystkimi zakazami jest jak pies ogrodnika: sam nie zje, a drugiemu nie da. Myślimy, że On coś przed nami ukrywa, prowadzi z nami jakąś gierkę, chce nam coś zabrać i pozbawić nas przez to pełni radości i szczęścia…
Cóż, jak by nie patrzeć na to, co stało się w raju, Ewie nieposłuszeństwo Bogu nie wyszło na zdrowie. Musiała opuścić raj, skazana na starzenie się, zmarszczki, cellulit, a do tego konflikty w relacji z Adamem. Maryja wybrała inną drogę. Jej życie było w pełni zgodne z Bożym zamysłem i dzięki temu – choć naturalnie niepozbawione cierpienia – ostatecznie okazało się spełnione i szczęśliwe.
Ojcowie Kościoła mawiali, że Maryja poczęła za pośrednictwem ucha, czyli przez słuchanie słowa, i chyba wykazali się dobrą intuicją, bo to właśnie dzięki Jej posłuszeństwu Słowo weszło w Nią i w Niej stało się płodne.
Posłuszeństwo Maryi, jej otwarcie na Boży plan, zaufanie i słuchanie słowa, to prosta recepta na udane życie. Po to Jezus przyszedł na świat, abyśmy „mieli życie i mieli je w obfitości” (por. J 10,10) oraz aby „radość nasza była pełna” (por. J 15,11). Chcesz zatem mieć udane życie? Skorzystaj z recepty Maryi, bo tylko tak staniesz się najlepszą wersją samego siebie.
Pewnie że możemy śpiewać za Edytą Górniak: „To nie ja byłam Ewą, to nie ja skradłam niebo”, ale faktów nie zmienimy: każdy z nas doświadcza konsekwencji nieposłuszeństwa Adama i Ewy. Taki nieszczęsny spadek odziedziczyliśmy po pierwszych rodzicach.
Możemy w kółko powtarzać slogany typu: „starość się Bogu nie udała” albo „gdzie był Bóg w Auschwitz”, ale ta droga prowadzi donikąd. Prawda jest taka, że Bóg nie chciał dla człowieka ani starości, ani choroby, ani cierpienia, ani tym bardziej wiecznej śmierci. Nie taki był plan Boży dla naszej ludzkiej rasy. To wszystko są efekty nieposłuszeństwa pierwszych ludzi, wskutek którego ludzka natura została skażona i stała się skłonna do grzechu.
Jest taki kawał: „Wiesz, czym różni się Bóg od teściowej? Bóg wie wszystko, a teściowa – wie lepiej”. Można się z tego śmiać, ale każdy z nas mniej lub bardziej cierpi na ten sam „kompleks teściowej”. Wciąż wydaje nam się (ba, rękę byśmy sobie dali za to uciąć!), że wiemy lepiej. Nic bardziej mylnego…
Nieposłuszeństwo Bogu, życie „Zosi-Samosi” w myśl dobrze sprzedających się haseł typu „mój brzuch – moja sprawa”, zawsze – wcześniej lub później – doprowadzi do życiowej katastrofy. Tylko Bóg „wie lepiej”, co jest dla nas dobre i co służy prawdziwemu dobru naszemu i naszych bliskich. Dlatego warto na wzór Maryi kształtować w sobie postawę SŁUCHANIA (przede wszystkim Boga, choć czasem pewnie również teściowej) i mieć serce otwarte na to, co Bóg dla nas zaplanował. Maryja, nowa Ewa, pokazuje, jak być człowiekiem spełnionym i szczęśliwym na sto procent. Ona po prostu zawsze jest na TAK.
W tej części książki, rozważając kolejne wezwania z litanii loretańskiej, będę Cię zachęcał do kształtowania w sobie postawy uważności i słuchania Boga, bliskich Ci ludzi, a także… swoich potrzeb. Jak mówi św. Paweł w liście do Hebrajczyków, słowo Boże jest „żywe i skuteczne” (por. Hbr 4,12). Ono nas buduje i umożliwia nasz pełny rozwój – nie tylko w wymiarze duchowym, ale też biologicznym i moralnym. Dobrze jest nauczyć się SŁUCHAĆ i kształtować w sobie postawę SŁUCHANIA – na wzór Maryi, bo jestem przekonany, że także w Tobie dobre rzeczy mogą się „począć” przez ucho.
W STRONĘ PRAKTYKI…
Żeby usłyszeć słowo, usłyszeć samego Boga, potrzebujemy ciszy. A jak my dzisiaj żyjemy? W parku, w autobusie, w sklepie – niemal wszędzie widzimy ludzi w słuchawkach, różnokolorowych, bezprzewodowych lub z kabelkiem, małych lub dużych. Każdy wciąż czegoś słucha.
Gdy będziesz planował swoje cele na najbliższe dni, weź pod uwagę to, czego Ty słuchasz. Ile czasu spędzasz każdego dnia na słuchaniu muzyki, podcastów albo audiobooków, a przez ile minut rzeczywiście słuchasz Boga?
Matka Teresa z Kalkuty miała taki zwyczaj, że codziennie przez godzinę adorowała Jezusa. Ponoć zdarzało się, że nie pozwalała wychodzić do pracy z ubogimi na ulicy siostrze, której nie było poprzedniego wieczoru na adoracji… A Ty? Czy jesteś gotowy poświęcić choć 15 minut dziennie na słuchanie Bożego słowa? Już wiesz, że to niecały 1% Twojego dnia...
Zaplanuj sobie w najbliższych dniach czas na słuchanie Boga: czytanie Pisma Świętego, adorację w ciszy. Zrób to teraz, najlepiej z kalendarzem w ręku albo korzystając z ćwiczeń rozwojowych (znajdziesz w nich miejsce, w którym będziesz mógł wpisać swoje ustalenia). Zwróć też uwagę na to, czy i jak słuchasz swoich najbliższych. Ile masz dla nich czasu? Czy potrafisz słuchać z uwagą, bez rozpraszania się?
Coraz częściej, w różnych kontekstach (budowania relacji, slow live, w terapiach psychologicznych) pojawia się pojęcie uważności (ang. mindfulness)jako specjalnego rodzaju uwagi, świadomej, nieosądzającej i koncentrującej się na tym, co dzieje się tu i teraz. Warto ćwiczyć w sobie tę umiejętność. Prawdziwy mindfulness rozpoczyna się od przyznania Bogu pierwszego miejsca i wsłuchania się w Jego słowo. Benedykt XVI zachęcał do ciągłego przewrotu kopernikańskiego: to Bóg jest słońcem – ja ziemią**. Umiejętność wsłuchania się w słowo Boże sprawia, że człowiek staje się bardziej uważny w słuchaniu najbliższych. Jedynie w perspektywie Boga możemy prawdziwie zrozumieć nas samych i naszych bliźnich. Tego też chcemy uczyć się od Maryi z pomocą pierwszej części tej książki.
** Por. J. Ratzinger, Patrzeć na Chrystusa. Ćwiczenie się w wierze, nadziei, miłości, w: Opera Omnia, t. IV, przeł. R. Biel, M. Górecka, red. K. Góźdź, M. Górecka, Lublin 2017, s. 429.
Miriam, Mariam, Maria, Maryja.
Myślę, że Joachim i Anna nieprzypadkowo wybrali dla swojej jedynej córki to właśnie imię. Znaczyło ono: „piękna”, „przynosząca radość”, „pani”. Piękne imię, bo też piękna jest ta, która je nosi. Piękno Maryi zauważył nawet Anioł Gabriel, który, witając Ją podczas zwiastowania, zwrócił się do Niej słowami: „pełna łaski”. Zaraz, zaraz… co ma łaska do piękna? W języku polskim nie jest to tak oczywiste, ale po grecku użyte przez Gabriela słowo charis (jego łacińskim odpowiednikiem jest wyraz gratia) oznacza właśnie „piękno” i „wdzięk”! Niezwykłe, prawda? Maryja jest pełna łaski, więc jest piękna! W dodatku Jej piękno nie ogranicza się tylko do wyglądu zewnętrznego, choć – co zgodnie podkreślają wszyscy, którzy widzieli Maryję podczas objawień – zawsze jest niesamowicie piękna także w swojej kobiecości, ale to piękno obejmuje także sferę psychiczną i duchową.
Warto – mając przed oczami Maryję – popatrzeć na piękno szerzej niż tylko na wygląd zewnętrzny i także w sobie poszukać Piękna przez duże „P”.
Warto wiedzieć
W języku polskim w modlitwie i liturgii posługujemy się staropolską formą imienia Miriam – Maryja. Podkreślamy w ten sposób wyjątkowość Matki Jezusa, odróżniając Ją od wielu polskich kobiet noszących imię Maria.
W myśleniu o Maryi można popaść w dwie skrajności: albo pomijać Ją i umniejszać Jej rolę, albo też ubóstwiać Ją i traktować na równi z Bogiem. Tymczasem zdrowe patrzenie na Maryję to droga środka: bez umniejszania, ale i bez przesady.
Kim zatem jest Maryja? Najpierw powiedzmy, kim nie jest.
Maryja nie jest Bogiem. Przyszła na świat jak każdy inny człowiek, miała swoich rodziców, krewnych, przodków. To prawda, że jako matka Jezusa została zachowana od grzechu pierworodnego, ale to nie znaczy, że jest boginią. Nie jest nią, zatem nie należy Maryi adorować ani składać jakichkolwiek ofiar W IMIĘ Maryi.
Warto wiedzieć
W historii pojawiały się różne błędne teorie mówiące o rzekomo cudownym poczęciu Anny oraz niezwykłych narodzinach Maryi. Głoszono też różne herezje, które np. zrównywały Maryję z osobami Trójcy Świętej i zakładały oddawanie jej czci na równi z Bogiem (np. sekta kollyrydianek).
Odpowiedź na pytanie, kim jest Maryja, w dużej mierze zawarta jest w poszczególnych wezwaniach litanii loretańskiej (będziemy je analizować krok po kroku w tej książce). W pierwszych kilku wezwaniach Maryja określona została mianem świętej.
„Święty” w języku hebrajskim oznacza odcięcie się (separację, oddzielenie) od tego, co ziemskie i świeckie, czyli od sfery profanum. Dlatego prawdziwie święty jest jedynie Bóg. Świętość jest też cechą wszystkich tych osób, miejsc i rzeczy, które należą do Boga, w których Bóg się objawia i które są Bogu poświęcone. Maryja jest święta, bo jest blisko Boga po trzykroć Świętego – od niepokalanego poczęcia aż do wniebowzięcia – pełna łaski!
Zadania
Ustaw sobie w telefonie (albo na laptopie) tapetę z ikoną Matki Bożej.
Spójrz na siebie dzisiaj jako na obraz Boga. Skup się na tym, co jest w Tobie dobre, piękne, święte, „pełne łaski”. Poszukaj w sobie piękna nie tylko w wymiarze fizycznym, ale też emocjonalnym i duchowym. Podziękuj za nie Panu Bogu podczas Eucharystii albo w czasie indywidualnej modlitwy.
Theotokos. Bogurodzica.
Maryja jest Matką Jezusa, ale ponieważ Jezus to nie tylko prawdziwy człowiek, lecz też prawdziwy Bóg, Maryja jest równocześnie Bogu-rodzicą, czyli Bożą rodzicielką. Boże macierzyństwo Maryi jest charyzmatem, czyli darmowym darem Ducha Świętego.
„Bogurodzica Dziewica, Bogiem sławiena Maryja” – śpiewali nasi praojcowie, zdumieni Bożą tajemnicą. Nie sposób po ludzku zrozumieć, jakim cudem (ano właśnie cudem) w Maryi macierzyństwo połączyło się z dziewictwem. To dlatego Maryja jest nazywana Panną nad pannami – jest bowiem jedyną panną na świecie, która urodziła dziecko, a równocześnie nie straciła dziewictwa.
Oj, wiele było w historii Kościoła sporów i dyskusji na temat macierzyństwa i dziewictwa Maryi… Ale warto wiedzieć, że nie dotyczyły one wcale tylko Maryi, bo szły dalej – w nich kryły się najważniejsze dla naszej religii pytania o to, kim jest Jezus!
Pojawiały się np. głosy sugerujące, że nie należy Maryi nazywać Matką Boga, a jedynie Matką Chrystusa. No dobrze, tylko że wtedy mogłoby się wydawać, że Maryja jest jedynie Matką Jezusa jako człowieka, co przeczyłoby bóstwu Chrystusa. Tymczasem Jezus jest i prawdziwym Bogiem, i prawdziwym człowiekiem – i jako taki urodził się z Maryi. Maryja naprawdę jest Matką Bożą. BOŻĄ. Prawdziwą Theotokos!
Sporo zamieszania było też z prawdą o dziewictwie Maryi, bo też temat nie jest łatwy. Zastanawiano się na przykład nad tym, czy po narodzinach Jezusa Maryja pozostała dziewicą i w ogóle skąd ta pewność, że Maryja rzeczywiście była dziewicą. Wprawdzie proroctwo Izajasza jasno głosiło: „Oto Panna pocznie i porodzi Syna, i nazwie Go imieniem: Bóg z nami” (Iz 7,14), ale skąd wiadomo, że to proroctwo NA PEWNO się sprawdziło?
Tak, możemy być pewni panieństwa Maryi. Prawdę o dziewiczym poczęciu i narodzeniu Chrystusa uroczyście zdefiniował Sobór Chalcedoński już w 451 r.: „Przed wiekami zrodzony z Ojca jako Bóg, w ostatnich czasach narodził się dla nas i dla naszego zbawienia jako człowiek z Maryi Dziewicy, Bożej Rodzicielki”, zaś w Katechizmie Kościoła Katolickiego widnieje zapis, że: „Jezus począł się z Ducha Świętego w łonie Dziewicy Maryi, ponieważ jest Nowym Adamem, który daje początek nowemu stworzeniu” (KKK 504).
Zadanie
Odmów radosną cząstkę różańca, najlepiej we wspólnocie.
Czy wiesz, że...
Jeśli różaniec (co najmniej jedną część naraz) odmawiają minimum dwie osoby w kościele lub w publicznym miejscu modlitwy albo w gronie rodzinnym, w społeczności religijnej, to można zyskać odpust zupełny pod zwykłymi warunkami? Może więc zaproponujesz modlitwę różańcową komuś z bliskich: mamie, żonie/mężowi, siostrze, dziecku? To może być okazja, by podziękować Bogu za Waszą relację.
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej