50 wielkich mitów psychologii popularnej - Scott O. Lilienfeld, Steven Jay Lynn, John Ruscio, Barry L. Beyerstein - ebook

50 wielkich mitów psychologii popularnej ebook

Scott O. Lilienfeld, Steven Jay Lynn, John Ruscio, Barry L. Beyerstein

4,3

Opis

Człowiek używa zaledwie dziesięciu procent swojego mózgu, przeciwieństwa się przyciągają, chcieć
to móc, z raka można wyleczyć się samemu, wykrywacz kłamstw zawsze wskaże oszusta, człowiek
zahipnotyzowany zrobi wszystko, co mu się każe, i przypomni sobie wszystkie złe rzeczy, jakie
zdarzyły mu się w życiu, można się nauczyć obcego języka przez sen, mężczyźni są z Marsa, a kobiety
z Wenus (i do tego bez przerwy gadają)…
Każdy z nas zna setki takich „psychologicznych prawd” i każdy z nas nieustannie się z nimi styka. W
kinie, w telewizji, w setkach książek, audycji radiowych i artykułów prasowych nieustannie karmieni
jesteśmy psychologiczną mitologią, a sądząc z tego, że taka „poppsychologia” regularnie – i to na
całym świecie – trafia na listy bestsellerów, to bardzo chcemy takiej karmy. Jest tylko jeden „drobny”
problem: większość tej „wiedzy” nie ma nic wspólnego z tym, co współczesna psychologia naukowa
wie już o ludzkich postawach, zachowaniach, motywacjach, emocjach i osobowości.
Scott O. Lilienfeld, Steven Jay Lynn, John Ruscio, Barry L. Beyerstein, autorzy książki
50 wielkich
mitów psychologii popularnej
, to wykładowcy i profesorowie renomowanych amerykańskich uczelni.
Dla kogoś, kto tak jak oni zajmuje się psychologią zawodowo i wykształcił już kolejne pokolenie
psychologów, kariera mitów tworzonych przez przemysł psychologii popularnej stanowi poważne
wyzwanie i to nie tylko dlatego, że dominujące w kulturze masowej mity i stereotypy w większości
albo są fałszywe, albo odwołują się do dawno już zarzuconych teorii i koncepcji natury ludzkiej.
Gorzej, że część z tych mitów jest po prostu szkodliwa!
Skąd się biorą psychologiczne mity i dlaczego niektóre z nich są groźne, jak nie dać się uwieść
poppsychologii i dlaczego w psychologii fakty są zwykle znacznie ciekawsze od fikcji – na te pytania
odpowiada
50 wielkich mitów psychologii popularnej

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 623

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (58 ocen)
29
19
8
1
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
MJASION

Nie polecam

Jakkolwiek opisane mity są zapewne rzeczywiście mitami, liczba bzdur i fatalnych potknięć redakcyjnych jest olbrzymia. Rażą zwłaszcza niekonsekwencje pomiędzy treścią poszczególnych rozdziałów a tabelkami „mity-fakty” oraz miejscami kompletne nierozumienie zasad rachunku prawdopodobieństwa i statystyki. Straszliwy jest rownież brak spójności pojęć. Miało być ambitnie ale jest to popularny gniot z olbrzymią bibliografią.
00
yuping

Dobrze spędzony czas

Dość ciekawa, niestety bardzo skupia się na społeczeństwie amerykańskim, przez co trochę niereprezentatywna w naszym przypadku
00
Thewhiskey

Nie oderwiesz się od lektury

Ok, dość ciekawa
00
Jolanta85

Dobrze spędzony czas

Całkiem dobra książka. Czytało się lekko,Nie ze wszystkim się zgadzam , cześć zagadnień jest słabo wyjaśnione, a niektóre wydają się totalnie nieistotne życiowo. Ogólnie dla kogoś kto nie siedzi w psychologii bardziej, dla psychologa też uczy innego spojrzenia na wiele spraw
00

Popularność




© 2010 Scott O. Lilienfeld, Steven Jay Lynn, John Ruscio, and Barry L. Beyerstein

© 2011 for Polish edition and Polish translation by Wydawnictwo CiS

Przekład Dariusz Sagan

Przekład przejrzał i poprawił Piotr J. Szwajcer

Konsultacja naukowa — dr Aneta Brzezicka

Projekt okładki — Studio Gonzo

Wszelkie prawa zastrzeżone. Reprodukowanie, kodowanie w urządzeniach do przetwarzania danych, przesyłanie drogą elektroniczną (przewodowo i bezprzewodowo), odtwarzanie w jakiejkolwiek formie w wystąpieniach publicznych w całości lub w części tylko za wyłącznym, pisemnym zezwoleniem właściciela praw autorskich.

Wydanie II, poprawione

Stare Groszki 2017

Adres redakcji:

Wydawnictwo CiS

Opoczyńska 2A/5

02–526 Warszawa

e-mail: [email protected]

www.cis.pl

ISBN 978–83–61710–66–0

Skład wersji elektronicznej — Marcin Kapusta

konwersja.virtualo.pl

Nauka zatem zaczynać musi od mitów, magicznych praktyk i technik — od ich analizy i krytyki1.

sir Karl Popper (1957)

PRZEDMOWA

Z psychologią stykamy się nieustannie. Młodość i starość, zapominanie i pamięć, sen i sny, miłość i nienawiść, szczęście i smutek, choroby psychiczne i psychoterapia — chcemy tego, czy nie, psychologia człowieka to nasz chleb powszedni. Kanały informacyjne, programy telewizyjne, filmy i Internet pełne są rozważań dotyczących rozmaitych zagadnień psychologicznych: funkcjonowania mózgu, psychiki, doświadczenia przebywania poza ciałem, odzyskanych wspomnień, przydatności wykrywaczy kłamstw, miłości, wychowywania dzieci, molestowania seksualnego, zaburzeń psychicznych, przestępstw i psychoterapii. Wystarczy rzucić okiem na książki wystawione na półkach najbliższej księgarni, aby znaleźć dziesiątki, a nawet setki pozycji poświęconych samopomocy, związkom, uzdrawianiu i uzależnieniom, książek pełnych rad, jak radzić sobie na wyboistej drodze życia. Zwolennicy bezpłatnych porad psychologicznych mogą z kolei znaleźć ich niewyczerpane źródło w Internecie. Nie da się ukryć, że przemysł psychologii popularnej, psychobiznes, jak niektórzy go nazywają, pod wieloma względami kształtuje społeczną rzeczywistość początków dwudziestego pierwszego wieku.

Okazuje się jednak, że zadziwiająco duża część uznawanych przez nas przekonań psychologicznych nie jest prawdziwa. Księgarnie i Internet istotnie oferują łatwy dostęp do licznych opracowań z zakresu psychologii popularnej, ale w nich aż roi się od błędów i przesądów. W dzisiejszym, rozwijającym się w zawrotnym tempie i przeładowanym informacjami świecie, dezinformacja jest w istocie co najmniej równie powszechna, jak rzetelna wiedza. Istnieje niestety znikomo mało książek, które mogłyby służyć nam pomocą w ambitnej próbie odróżnienia faktów od fikcji w świecie psychologii popularnej. W rezultacie często pozostajemy na łasce różnych guru samopomocy, gospodarzy programów telewizyjnych i samozwańczych radiowych ekspertów od zdrowia psychicznego, których psychologiczne porady stanowią na ogół dezorientującą mieszaninę prawd, półprawd i jawnych nonsensów. Bez godnego zaufania przewodnika, umożliwiającego oddzielenie psychologicznych mitów od naukowych faktów, ryzykujemy zagubienie w gąszczu błędnych przekonań.

Poppsychologiczne mity nie tylko przedstawiają fałszywy obraz natury ludzkiej, ale mogą też być przyczyną podejmowania co najmniej nierozsądnych decyzji w codziennym życiu. Ktoś, kto uwierzył, że ludzie zwykle wypierają wspomnienia bolesnych przeżyć (por. Mit #13), może poświęcić większość życia na bezowocne próby odzyskania wspomnień o traumatycznych zdarzeniach z dzieciństwa; bezowocne, zdarzenia takie bowiem nigdy nie miały miejsca. Ci, którzy uznają, że warunkiem szczęścia są głównie okoliczności zewnętrzne (por. Mit #24), zmarnują życie, poszukując doskonałej „formuły” zapewniającej najwyższą satysfakcję i koncentrując się wyłącznie na tym, co znajduje się poza nimi, a nie na własnym wnętrzu. Ktoś jeszcze inny, kto usłyszał, że miłość to przyciąganie się przeciwieństw (por. Mit #27), może spędzić lata na poszukiwaniu swej „drugiej połowy” wśród ludzi o diametralnie odmiennej osobowości i ceniących sobie inne wartości — a wszystko jedynie po to, by zbyt późno odkryć, że takie „dobrane pary” istnieją tylko w filmach. Cóż — mity też tworzą rzeczywistość.

Jak zauważył znany historyk i analityk nauki David Hammer (1996), naukowe przesądy mają cztery podstawowe cechy: (1) to trwałe i często stanowczo podtrzymywane przekonania o świecie, którym (2) przeczą dobrze ugruntowane świadectwa. Mity te jednak (3) wpływają na sposób pojmowania świata przez ludzi i (4) należy je obalać, aby umożliwić dostęp do autentycznej wiedzy (Stover, Saunders, 2000). Dla nas ten ostatni punkt jest szczególnie ważny, w naszym przekonaniu bowiem obalanie mitów powinno stanowić istotny element psychologicznej edukacji, jako że głęboko zakorzenione przesądy psychologiczne mogą stanowić poważną przeszkodę na drodze do zrozumienia natury ludzkiej i to niebezpieczeństwo czyha nie tylko na studentów.

Istnieją liczne słownikowe definicje słowa „mit”, ale z naszego punktu widzenia najodpowiedniejsze znaleźć można w American Heritage Dictionary: „popularne (lecz fałszywe) przekonanie lub historia kojarzona z jakąś osobą, instytucją, bądź zdarzeniem” albo „fikcja lub półprawda, zwłaszcza taka, która stanowi element ideologii”. Większość zaprezentowanych w tej książce mitów to powszechnie podzielane i powielane przekonania, które ewidentnie niezgodne są z wynikami badań psychologicznych, pozostałe natomiast związane są z wyolbrzymianiem lub zniekształcaniem twierdzeń dobrze opisujących rzeczywistość, zatem czasem, jak to się mówi, tkwi w nich ziarno prawdy. W każdym razie, większość omawianych przez nas mitów również dlatego może wydawać się tak nieodparcie prawdziwa, że wpisuje się w ogólniejszy pogląd na ludzką naturę, który przez wielu ludzi uznawany jest za wiarygodny. Na przykład fałszywe przekonanie, że człowiek wykorzystuje jedynie 10 procent mocy swojego mózgu (por. Mit #1), jest spójne z wiarą, że ludzie przeważnie nie zdają sobie w pełni sprawy z własnego intelektualnego potencjału. Natomiast mit głoszący, że przyczyną niedostosowania jest zaniżona samoocena (por. Mit #33), jest odbiciem przekonania, że jeśli tylko ktoś uwierzy w siebie, może osiągnąć praktycznie wszystko.

Wiele mitów poppsychologii wywodzi się ze zrozumiałych prób usensownienia świata. Niemiecki socjolog i filozof nauki Klaus Manhart (2005) zaobserwował, że w całej historii ludzkości mity pełniły pewną kluczową funkcję: pomagały wyjaśnić to, co w przeciwnym razie było niewyjaśnialne. Wiele mitów omawianych w tej książce, jak choćby ten, że symboliczne znaczenie snów zostało naukowo udowodnione (por. Mit #20), to w istocie próby rozwiązania pewnych odwiecznych tajemnic życia — w tym wypadku zrozumienia ukrytego sensu nocnego świata naszego umysłu.

Nasza książka to pierwsza publikacja tak szeroko omawiająca problematykę poppsychologicznej mitologii poprzez konfrontację powszechnie żywionych przesądów ze zgromadzonymi do tej pory naukowymi świadectwami. Mamy nadzieję, że uda nam się obalić liczne popularne, lecz fałszywe przekonania, a także uzbroić naszych czytelników w wiedzę, która może okazać się pomocna przy podejmowaniu lepszych decyzji w prawdziwym świecie. Książka ma formę dość swobodnego wykładu, acz czasem uciekamy się też do ironii. Szczególnie zatroszczyliśmy się o to, by była ona przystępna dla początkujących studentów i laików — nie oczekujemy od naszych czytelników formalnej psychologicznej wiedzy i dlatego staramy się posługiwać w miarę łatwym, niefachowym językiem. Dzięki temu, taką mamy przynajmniej nadzieję, z książki będą mogli skorzystać zarówno specjaliści, jak i amatorzy.

Naszą podróż po bezkresnych przestworach psychologii popularnej rozpoczynamy od wskazania zagrożeń wiążących się z psychologicznymi mitami oraz dziesięciu głównych źródeł, z których mity te wypływają. W zasadniczej części książki analizujemy natomiast 50 rozpowszechnionych mitów. W przypadku każdego mitu analizujemy jego popularność, omawiamy przykłady zaczerpnięte z kultury masowej i opracowań poppsychologicznych, rozważamy kwestię pochodzenia i wreszcie prezentujemy przeczące mu wyniki badań. Mimo iż jednym z naszych najważniejszych celów jest obalenie mitów, staramy się robić znacznie więcej. W ramach każdego tematu przedstawiamy również to, o czym wiemy, że jest prawdą, a więc przekazujemy autentyczną wiedzę psychologiczną, którą czytelnicy mogą wykorzystać w codziennym życiu. Do niektórych rozdziałów dołączyliśmy też (w ramkach) krótkie tekściki tworzące cykl „Obalanie mitów. Przyjrzyjmy się bliżej”, w których rozpatrujemy pokrewne do omawianych właśnie mitów. Każdy rozdział zakończony jest z kolei zestawieniem innych mitów, które wymagają zbadania — w sumie wskazaliśmy ich 250 — i odsyłaczami do przydatnej w tym celu literatury. Wykładowcy psychologii mogą potraktować te dodatkowe mity jako tematy prezentacji lub prac zaliczeniowych dla studentów. Pragnąc mocniej podkreślić, że psychologiczna prawda jest nieraz równie, o ile nie bardziej fascynująca niż psychologiczne mity, w Postscriptum zamieściliśmy naszą psychologiczną „listę przebojów”: „Pierwszą dziesiątkę” najbardziej niezwykłych odkryć psychologicznych, które mogą wydawać się mitami, lecz w istocie są prawdziwe. Książkę zamyka Dodatek zawierający wykaz polecanych witryn internetowych, stanowiących ważne źródło wiedzy o rozmaitych mitach psychologicznych.

Mamy nadzieję, że nasza książka trafi do kilku różnych kręgów odbiorców. Najbardziej powinna zainteresować studentów uczestniczących w takich zajęciach jak wstęp do psychologii lub wstęp do metodologii nauk, jak również prowadzących je wykładowców. Sporo studentów rozpoczyna te kursy z błędnymi wyobrażeniami o wielu zagadnieniach, więc skonfrontowanie ich wiedzy (a raczej niewiedzy) z rzeczywistością może być ważnym krokiem na drodze do przekazania rzetelnej wiedzy. Jako że treść książki przedstawiliśmy w jedenastu grupach tematycznych tradycyjnie omawianych w ramach wstępu do psychologii — funkcjonowanie mózgu i percepcja, pamięć, uczenie się i inteligencja, emocja i motywacja, psychologia społeczna, osobowości, psychopatologia i psychoterapia — może ona służyć albo jako niezależne źródło wiedzy, albo jako uzupełnienie obowiązkowego podręcznika. Wykładowcy korzystający z tej książki równolegle ze standardowym podręcznikiem z łatwością mogą zestawić część lub wszystkie mity z każdego rozdziału z odpowiednim rozdziałem zalecanego studentom podręcznika.

Niespecjaliści pragnący dowiedzieć się czegoś więcej o psychologii mogą uznać tę książkę zarówno za przydatne źródło wiedzy, jak i za ciekawe kompendium wiedzy psychologicznej. Dla praktykujących psychologów i innych specjalistów w zakresie zdrowia psychicznego (na przykład psychiatrów, pomocniczego personelu medycznego w zakładach psychiatrycznych, pedagogów szkolnych i pracowników opieki społecznej), wykładowców psychologii i naukowców pracujących w tej dziedzinie, studentów, którzy wybrali psychologię jako specjalizację, oraz absolwentów psychologii również może ona być ciekawą lekturą, nie mówiąc już o tym, że odniesienia stanowi również cenne źródło informacji. Mamy ponadto cichą nadzieję, że nasza książka będzie stanowić rekomendowaną (a może nawet obowiązkową?) lekturę dla dziennikarzy, pisarzy, nauczycieli i prawników, którzy w swojej pracy ocierają się o problemy psychologiczne. Może ona uchronić ich przed właśnie tymi rodzajami psychologicznych błędów, przed jakimi tak stanowczo przestrzegamy czytelników.

Nasze przedsięwzięcie nigdy nie mogłoby dojść do skutku, gdyby nie pomoc grupy utalentowanych i pełnych oddania ludzi. Szczerze dziękujemy przede wszystkim Christine Cardone, naszej redaktorce z wydawnictwa Wiley-Blackwell, o której na zawsze zachowamy jak najlepszą opinię. Chris nieustannie udzielała nam bezcennych rad i jesteśmy jej niezmiernie wdzięczni za wsparcie i słowa zachęty. Mieliśmy niezwykłe szczęście, że mogliśmy pracować z kimś tak kompetentnym, uprzejmym i cierpliwym jak ona. Chcielibyśmy podziękować również Seanowi O’Hagenowi za jego łaskawą pomoc w opracowaniu Bibliografii i tekstu poświęconego mitowi starzenia się, Alison Cole za pomoc przy micie kryzysu wieku średniego, Otto Wahlowi za mit schizofrenii oraz Fern Pritikin Lynn, Ayelet Meron Ruscio i Susan Himes za przydatne sugestie odnoszące się do różnych mitów. Ponadto dziękujemy Constance Adler, Hannah Rolls i Annette Abel z Wiley-Blackwell za redakcję i adiustację.

Chcielibyśmy podziękować też osobom, które przejrzały pierwsze szkice całości i kolejnych rozdziałów książki. Ich komentarze, wskazówki i konstruktywna krytyka w znacznej mierze pomogły nam udoskonalić wstępną wersję. Osoby, którym szczególnie jesteśmy wdzięczni za mądre rady, to: David R. Barkmeier z Northeastern University, Barney Beins z Ithaca College, John Bickford z University of Massachusetts-Amherst, Stephen F. Davis z Morningside College, Sergio Della Sala z University of Edinburgh, Brandon Gaudiano z Brown University, Eric Landrum z Boise State University, Dap Louw z University of the Free State, Loreto Prieto z Iowa State University, Jeff Ricker ze Scottsdale Community College oraz liczni wykładowcy, którzy wzięli udział w naszym wstępnym sondażu.

Mamy zaszczyt zadedykować tę książkę pamięci naszego drogiego przyjaciela, kolegi i współautora — Barry’ego Beyersteina. Mimo iż jego praca nad tym tomem została przerwana wskutek przedwczesnej śmierci w 2007 roku, jego błyskotliwość i dar przekazywania skomplikowanych idei szerokiemu kręgowi odbiorców odcisnęły wyraźne piętno na tej książce. Wiemy, że Barry byłby niezmiernie dumny z tego tomu, który jest ucieleśnieniem jego misji — uświadomienia społeczeństwu obietnicy złożonej przez psychologię naukową, że dowiemy się więcej o naturze człowieczeństwa, jak również o niebezpieczeństwach pseudonauki. Ze wzruszeniem wspominamy jego pasję życia i współczucie dla innych. Dedykujemy mu tę książkę na pamiątkę jego nieprzemijającego wkładu do popularyzacji wiedzy naukowej.

Jako autorzy, mamy ogromną nadzieję, że lektura tej książki będzie równie przyjemna, jak jej pisanie. Zachęcamy do jej komentowania, a tym bardziej do wskazywania kolejnych mitów, które mogłyby zostać omówione w przyszłych edycjach.

Przystąpmy zatem do obalania mitów!

WprowadzenieWIELKI ŚWIAT PSYCHOMITOLOGII

„Przeciwieństwa się przyciągają”.

„Dzieci trzeba trzymać krótko”.

„Przyzwyczajenie rodzi lekceważenie”.

„W grupie bezpieczniej”.

Zapewne już wiele razy słyszałeś te twierdzenia. Mało tego, najpewniej uważasz je za równie oczywiste, jak przyrodzone ludzkie prawo do życia, wolności i dążenia do szczęścia. Nasi nauczyciele i rodzice zapewniali, że są trafne, a intuicja i doświadczenie życiowe wydają się je dodatkowo potwierdzać.

Badania psychologiczne dowodzą jednak, że te cztery sformułowania — przynajmniej w zwykle przypisywanym im znaczeniu — są częściowo lub całkowicie błędne. W miłości przeciwieństwa się nie przyciągają, wręcz przeciwnie, najbardziej pociągają nas ludzie o podobnej osobowości, zachowaniu i wartościach (por. Mit #27). Pobłażanie dzieciom niekoniecznie oznacza to samo, co rozpieszczanie, a co więcej, kary cielesne z reguły nie wpływają pozytywnie na ich zachowanie (por. s. 97). Przyzwyczajeniu do kogoś (lub czegoś) zwykle towarzyszy dobre samopoczucie, nie lekceważenie: na ogół wolimy coś, z czym mieliśmy do czynienia wielokrotnie, niż coś, co stanowi dla nas nowość (por. s. 133). I wreszcie, w grupie często jest niebezpieczniej, a nie na odwrót (por. Mit #28) — w sytuacji zagrożenia istnieje większe prawdopodobieństwo, że zostaniemy uratowani, jeżeli świadkiem tego zdarzenia jest tylko jeden człowiek, a nie duża grupa osób.

PRZEMYSŁ PSYCHOLOGII POPULARNEJ

Dzięki przemysłowi psychologii popularnej niemal z całą pewnością „poznałeś” również wiele innych „faktów”. Ten wielki biznes współtworzy obszerna sieć źródeł, z których codziennie czerpiemy informacje na temat ludzkiego zachowania, w tym programy telewizyjne, programy radiowe z udziałem słuchaczy, filmy i seriale, poradniki samopomocowe, prasa (zwłaszcza kolorowe magazyny i tabloidy), a także witryny internetowe. Z takich miejsc można się dowiedzieć na przykład, że:

• człowiek wykorzystuje tylko 10 procent mocy swojego mózgu;

• ludzka pamięć działa jak kamera lub magnetofon;

• gdy jesteśmy rozzłoszczeni, lepiej od razu wyładować złość, niż tłumić ją w sobie;

• dorośli molestowani w dzieciństwie częściej sami molestują dzieci;

• ludzie cierpiący na schizofrenię mają „rozdwojenie jaźni”;

• ludzie zachowują się dziwacznie podczas pełni Księżyca.

Z tej książce dowiemy się jednak, że te sześć „faktów” to w istocie fikcje. Biznes psychologii popularnej może być wprawdzie nieocenionym źródłem informacji o ludzkim zachowaniu, ale towarzyszy temu co najmniej równie dużo dezinformacji (Stanovich, 2007; Uttal, 2003). Ten ogromny korpus zafałszowanej wiedzy nazwaliśmy psychomitologią, ponieważ składają się na niego błędne przekonania, miejskie legendy i mądrości ludowe dotyczące psychologii ludzkich zachowań. O dziwo, większość książek walce z psychomitologią poświęca zazwyczaj nie więcej niż kilka stron. Tylko nieliczne opracowania oferują czytelnikom narzędzia naukowego rozumowania, które mogłyby pomóc odróżnić przekonania oparte na faktach od fikcyjnych twierdzeń psychologii popularnej. W rezultacie wielu ludzi — dotyczy to również absolwentów psychologii — sporo wie o ludzkich zachowaniach, ale ta wiedza obejmuje też sporo bzdur (Chew, 2004; Della Sala, 1999, 2007; Herculano-Houzel, 2002; Lilienfeld, 2005b).

W tym miejscu musimy jednak dodać naszym czytelnikowi nieco otuchy. Nawet jeśli wierzyłeś, że wszystkie zaprezentowane w naszej książce mity odpowiadają prawdzie, nie masz się czego wstydzić, jesteś bowiem w dobrym towarzystwie. Jak wskazują badania, w te (i inne) błędne twierdzenia wierzy wielu, a może nawet większość ludzi (Furnham, Callahan, Rawles, 2003; Wilson, Greene, Loftus, 1986), a także wielu studentów pierwszych lat psychologii (Brown, 1983; Chew, 2004; Gardner, Dalsing, 1986; Lamal, 1979; McCutcheon, 1991; Taylor, Kowalski, 2004; Vaughan, 1977). Ba! — wierzą w nie nawet niektórzy profesorowie psychologii (Gardner, Hund, 1983).

Jeśli wciąż martwisz się o swój „psychologiczny IQ”, to może warto, byś się dowiedział, że Arystoteles (384–322 p.n.e.), powszechnie uważany za jednego z najmędrszych ludzi, jacy kiedykolwiek stąpali po Ziemi, wierzył, że źródłem emocji nie jest mózg, lecz serce, a kobiety są mniej inteligentne od mężczyzn. Twierdził też, że kobiety mają mniej zębów niż mężczyźni! Te „gafy” Arystotelesa powinny każdemu uświadomić, że nawet olbrzymia inteligencja nie stanowi ochrony przed wiarą w psychomitologię. W rzeczy samej, główne przesłanie tej książki brzmi, że o ile nie dysponujemy rzetelną wiedzą, wszyscy możemy paść ofiarą psychologicznych zafałszowań. W równym stopniu dotyczy to czasów minionych, jak i teraźniejszości.

Przez dużą część dziewiętnastego wieku w Europie i Ameryce bardzo modna była „nauka” zwana frenologią (Greenblatt, 1995; Leahy, Leahy, 1983). Frenolodzy byli przeświadczeni, że wszelkie szczególne zdolności psychiczne, na przykład talent poetycki, miłość do dzieci, zmysł kolorystyczny czy religijność, przypisane są różnym obszarom mózgu, i twierdzili też, że potrafią określić cechy osobowości na podstawie pomiarów czaszki (błędnie zakładając, że uwypuklenia (guzy) w czaszce świadczą o powiększonych obszarach mózgu). Liczba zdolności psychicznych postulowanych przez frenologów sięgała od 27 do 43. Pojawiło się wiele „salonów” frenologicznych, w których zaciekawieni klienci poddawali się badaniu czaszek i osobowości (stąd wzięło się do dziś popularne powiedzonko „zbadaj sobie głowę”). Z czasem jednak badania wykazały, że uszkodzenia obszarów mózgu wskazywanych przez frenologów — wbrew ich przewidywaniom — prawie nigdy nie wpływają destrukcyjnie na zdolności psychiczne, a frenologia stała się znamiennym przykładem psychomitologii funkcjonującej w wielkiej, społecznej skali. I chociaż akurat frenologia odeszła już w niepamięć, możemy dzisiaj znaleźć wiele innych, żywotnych przykładów psychomitologii.

W tej książce pomożemy ci odróżnić fakt od fikcji w świecie psychologii popularnej, jak również wykształcić umiejętność obalania mitów — chcemy nauczyć naszych czytelników podstaw naukowej oceny twierdzeń dotyczących psychologii człowieka. Nie tylko podważamy rozmaite psychologiczne mity, ale i wyjaśniamy, co w tej dziedzinie nauki uznawane jest za prawdziwe. Mamy nadzieję przekonać wszystkich, że zweryfikowane naukowo twierdzenia na temat zachowań ludzkich są równie interesujące jak pop-teorie, a przy okazji są często o wiele bardziej zaskakujące.

Nie uważamy oczywiście, że powinniśmy odrzucić wszystko, o czym chcą nas przekonać twórcy psychologii popularnej. Wiele książek samopomocowych zachęca do wzięcia na siebie odpowiedzialności za własne błędy (zamiast obwiniać innych), do stworzenia ciepłego środowiska dzieciom i otoczenia ich opieką, do jedzenia z umiarem i regularnej gimnastyki, a także do polegania na przyjaciołach i społecznym wsparciu, gdy jesteśmy przygnębieni. Ktoś może powiedzieć, że już nasze babcie doskonale to wszystko wiedziały, ale przecież nie zmienia to faktu, że nadal są to całkiem rozsądne porady.

Problem polega na tym, że biznes psychologii popularnej często przeplata takie rady z sugestiami, które pozostają w jawnej sprzeczności z dorobkiem współczesnej psychologii naukowej (Stanovich, 2007; Wade, 2008; Williams, Ceci, 1998). Na przykład niektórzy psychologowie występujący w popularnych programach telewizyjnych zalecają, by w miłości zawsze „iść za głosem serca”, a tymczasem skorzystanie z tej rady może prowadzić do kiepskich wyborów interpersonalnych (Wilson, 2003). Z kolei niejaki Phil McGraw („dr Phil”), psycholog prowadzący bardzo popularny w USA program telewizyjny, stosuje test wariografem, zwanym też „wykrywaczem kłamstw”, gdyż w ten sposób, jak twierdzi, może ustalić, który z partnerów w związku kłamie (Levenson, 2005). Jak się jednak wkrótce dowiemy (por. Mit #23), badania naukowe wykazały, że taki test wcale nie jest niezawodnym wykrywaczem prawdy (Lykken, 1998; Ruscio, 2005). Tego typu przykładów można by podawać tysiące.

DOMOROŚLI PSYCHOLOGOWIE

Teoretyk osobowości George Kelly (1955) napisał kiedyś, że wszyscy jesteśmy domorosłymi psychologami. Nieustannie próbujemy zrozumieć, co irytuje naszych przyjaciół, członków rodziny, partnerów, a również obcych; chcemy widzieć, dlaczego ludzie zachowują się w taki, a nie inny sposób. Psychologia stanowi integralny element naszego codziennego życia. Czy chodzi o miłość, przyjaźń, czy o luki w pamięci, wybuchy emocji, problemy ze snem, wyniki testów czy wreszcie trudności z adaptacją — to wszystko psychologia. Prasa popularna nieustannie bombarduje nas twierdzeniami dotyczącymi rozwoju mózgu, wychowania, edukacji, seksualności, testów na inteligencję, pamięci, przestępczości, zażywania narkotyków, zaburzeń psychicznych, psychoterapii i mnóstwa innych — w istocie również psychologicznych — zagadnień. W większości wypadków nie mamy innego wyjścia, niż przyjąć te twierdzenia wyłącznie na wiarę, mało kto bowiem posiada wiedzę i umiejętności, które pozwoliłyby je zweryfikować. Pogromca mitów w obszarze neuronauki, Sergio Della Sala, zauważył, że „istnieje całe mnóstwo sprzedających się jak ciepłe bułeczki książek dla ludzi, którzy chcą wierzyć, a nie wiedzieć” (1999, s. xiv).

Della Sala ma rację, a konsekwencje tej nadprodukcji są dość kłopotliwe, gdyż tylko niektóre twierdzenia psychologii popularnej mają solidne podstawy (Furnham, 1996). Duża część „potocznej psychologii” to — jak nazwał je psycholog Paul Meehl (1993) — „wnioskowania przy kominku”: efekt kierowania się wyłącznie intuicją. Historia psychologii uczy nas jednak czegoś bardzo ważnego, otóż, jakkolwiek intuicje mogą być ogromnie przydatne w procesie formułowania hipotez, które zostaną później poddane weryfikacji za pomocą rzetelnych metod badawczych, często okazują się stanowczo nieodpowiednim narzędziem ustalania poprawności formułowanych wniosków (Myers, 2002; Stanovich, 2007). Najprawdopodobniej w głównej mierze odpowiada za to fakt, że mózg ludzki wyewoluował w celu zrozumienia otaczającego świata, nie zaś siebie — popularyzator nauki Jacob Bronowski (1966) nazwał tę skłonność „refleksyjnością”. Co gorsza, często sensownie brzmiące — lecz nieprawdziwe — wyjaśnienia własnych zachowań wymyślamy po fakcie (Nisbett, Wilson, 1977), przez co łatwo wyrobić w sobie fałszywe przekonanie, że nasze intuicje mają sens.

NAUKI PSYCHOLOGICZNE A ZDROWY ROZSĄDEK

Jednym z powodów, dla których łatwo dajemy się uwieść psychomitologii, jest to, że jej twierdzenia często wydają się zgodne ze zdrowym rozsądkiem: z naszymi instynktownymi przeczuciami, intuicjami i pierwszymi wrażeniami. Być może słyszałeś, że psychologia to przeważnie „po prostu myślenie zdroworozsądkowe” (Furnham, 1983; Houston, 1985; Murphy, 1990). Liczni celebryci, dość powszechnie traktowani jako autorytety, zgadzają się z tym i przekonują nas, że zawsze powinniśmy zaufać zdrowemu rozsądkowi. Na przykład gospodarz popularnego radiowego talk show, Dennis Prager, z upodobaniem powtarza na antenie, że „Na świecie istnieją dwa rodzaje badań: te, których wyniki są zgodne ze zdrowym rozsądkiem, i te, które są błędne”. Wielu ludzi prawdopodobnie podziela też taki oto pogląd Pragera na kwestię zdrowego rozsądku:

Posługuj się zdrowym rozsądkiem. Jeśli kiedykolwiek — poza obszarem nauk ścisłych — usłyszysz słowa „badania wykazały” i dojdziesz do wniosku, że to, co ci właśnie powiedziano, przeczy zdrowemu rozsądkowi, bądź sceptyczny. Nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek zetknął się z rzetelnymi badaniami, których wyniki przeczyłyby zdrowemu rozsądkowi (Prager, 2002, s. 1).

Do posługiwania się zdrowym rozsądkiem od setek lat zachęcało nas też wielu wybitnych filozofów, naukowców, a ostatnio dołączyli też do tego grona liczni popularyzatorzy nauki (Furnham, 1996; Gendreau, Goggin, Cullen, Paparozzi, 2002). Osiemnastowieczny szkocki filozof Thomas Reid argumentował na przykład, że wszyscy rodzimy się ze zdroworozsądkowymi intuicjami, które stanowią najlepszą podstawę dla odkrywania fundamentalnych prawd o świecie. Parę lat temu, w artykule wstępnym w „New York Timesie”, znany popularyzator nauki John Horgan (2005) wezwał do powrotu do zdrowego rozsądku w procedurze ewaluacji teorii naukowych, wymieniając w tym kontekście również teorie psychologiczne. Horgan uznał, że zbyt wiele teorii w fizyce i innych dziedzinach współczesnej nauki przeczy zdrowemu rozsądkowi i jest to trend głęboko niepokojący. W ostatnich latach ukazuje się też coraz więcej książek — z których część ląduje nawet na listach bestsellerów — broniących roli intuicji i szybkich osądów (Gigerenzer, 2007; Gladwell, 2005). Autorzy większości takich prac bywają nawet świadomi ograniczeń zdrowego rozsądku, gdy idzie o ocenę prawdziwości twierdzeń naukowych, lecz próbują przekonać czytelników, że psychologowie zazwyczaj nie doceniają trafności naszych przeczuć.

Tymczasem — o czym Wolter pisał już w roku 1764 — „Zdrowy rozsądek wcale nie jest taki zdrowy”. Nie powinno nas zatem dziwić, że (na przekór Dennisowi Pragerowi), koncepcje psychologiczne, które podważają poglądy zdroworozsądkowe, dość często okazują się słuszne. Jednym z naszych głównych celów w tej książce jest właśnie zachęcenie do nieufania zdrowemu rozsądkowi, gdy ocenie podlegają twierdzenia psychologiczne. Zasadą jest, że weryfikując jakiekolwiek twierdzenie naukowe, należy kierować się danymi empirycznymi, a nie intuicją. Z badań też zresztą wynika, że szybkie osądy czasem pomagają w ocenie ludzi i ich upodobań oraz uprzedzeń (Ambady, Rosenthal, 1992; Lehrer, 2009; Wilson, 2004), ale zwykle zawodzą, gdy w grę wchodzi ocena trafności hipotez lub twierdzeń psychologicznych. Niebawem dowiemy się, jaka jest tego przyczyna.

Zdaniem wielu naukowców zajmujących się popularyzacją, choćby Lewisa Wolperta (1992) czy Alana Cromera (1993), nauka to niezdrowy rozsądek. Innymi słowy, nauka wymaga odrzucenia zdrowego rozsądku w procesie oceny świadectw (Flagel, Gendreau, 2008; Gendreau et al., 2002). Aby zrozumieć naukę, w tym i psychologię naukową, warto podążyć za radą wielkiego amerykańskiego humorysty, Marka Twaina, wedle którego, ucząc się nowych nawyków myślenia, musimy jednocześnie oduczać się starych. Musimy oduczyć się zwłaszcza skłonności, którą każdy z nas ma niejako z natury — przyjmowania, że instynktowne przeczucia są trafne (Beins, 2008).

Oczywiście, jak już wielokrotnie mówiliśmy, nie wszystkie „mądrości” psychologii popularnej, nazywanej też czasem „psychologią ludową”, są błędne. Większość ludzi na przykład uważa, że zadowoleni pracownicy bardziej przykładają się do pracy niż niezadowoleni, a badania psychologiczne potwierdziły słuszność tego poglądu (Kluger, Tikochinsky, 2001). A jednak co jakiś czas naukowcy — włącznie ze specjalistami w dziedzinie psychologii — odkrywają kolejne sfery, w których nie należy ufać zdrowemu rozsądkowi (Cacioppo, 2004; Della Sala, 1999, 2007; Gendreau et al., 2002; Osberg, 1991; Uttal, 2003). Dzieje się tak po części dlatego, że już nasza percepcja bywa zwodnicza.

Przez wiele setek lat ludzie przyjmowali na przykład nie tylko, że Ziemia jest płaska — z pewnością sprawia takie wrażenie, gdy po niej chodzimy — ale również, że Słońce okrąża Ziemię. Zwłaszcza ten ostatni „fakt” każdemu wydawał się oczywisty. W końcu każdego dnia Słońce zatacza na niebie ogromny łuk, podczas gdy my stoimy twardo na ziemi. Jednakże w tym wypadku obserwatorów zwodzą świadectwa własnych zmysłów. Jak zauważył historyk nauki Daniel Boorstin (1983):

Nic nie może być bardziej oczywiste niż to, że Ziemia nieruchomo tkwi w środku Wszechświata. Współczesna zachodnia nauka narodziła się z odrzucenia tego „zdroworozsądkowego aksjomatu” […] Zdrowy rozsądek, fundament codziennego życia, nie może nam już pomóc w okiełznaniu świata (s. 294).

Rozważmy inny przykład. Ilustracja na następnej stronie przedstawia rysunek wykorzystany w badaniach Michaela McCloskeya (1983), który prosił studentów o przewidzenie toru kuli wylatującej ze spirali. Połowa z nich odpowiedziała — nieprawidłowo! — że kula będzie kontynuować ruch po torze spiralnym, czyli wybrała wariant ukazany po prawej stronie. Oczywiście w rzeczywistości kula będzie poruszać się po linii prostej, co przedstawia dolna lewa ilustracja. Studenci, uzasadniając swoje odpowiedzi, zazwyczaj przywoływali takie zdroworozsądkowe pojęcia jak „impet” (na przykład: „Piłka zaczęła poruszać się w pewien sposób, a więc po prostu będzie ten ruch kontynuować”). Wydawało się wręcz, że traktują piłkę niemal jak osobę, jak łyżwiarkę figurową, która zaczyna wirować na lodzie i przez jakiś czas trwa w tym ruchu. W tym wypadku intuicja ich jednak zawiodła.

RYCINA W.1.Diagram zaczerpnięty z badań Michaela McCloskeya (1983). Jakim torem potoczy się kula po opuszczeniu spirali? Źródło: McCloskey (1983)].

Kolejny świetny przykład ukazuje Rycina W.2, przedstawiająca „stoły Sheparda” (reprodukowana tu dzięki uprzejmości autora, psychologa poznawczego Rogera Sheparda (1990)). Przyjrzyj się uważnie dwóm stołom na ilustracji i zadaj sobie pytanie, który stół jest większy. Na pierwszy rzut oka odpowiedź wydaje się oczywista.

Okazuje się jednak, że powierzchnia obu stołów jest identyczna (jeśli nam nie wierzysz, skopiuj obrazek, wytnij figury i nałóż je na siebie). Jak widać, nie powinno się zawsze ufać nie tylko własnym zmysłom, ale i własnym intuicjom. Może i zobaczyć znaczy uwierzyć, ale nawet zobaczenie czegoś na własne oczy nie zawsze oznacza, że to, w co uwierzyliśmy, jest prawdziwe.

RYCINA W.2.Stoły Sheparda. Czy blaty obu stołów mają jednakową powierzchnię? Źródło: Shepard (1990).

Stoły Sheparda to przykład złudzenia wzrokowego — obrazu, który oszukuje nasz mózg. W dalszych częściach tej książki spotkamy się również z różnymi złudzeniami poznawczymi, czyli ze zjawiskami (przekonaniami, twierdzeniami), które sprawiają, że błędnie interpretujemy rzeczywistość (Pohl, 2004). Wiele lub nawet większość mitów psychologicznych możemy uznać za złudzenia poznawcze, ponieważ mogą nas oszukiwać podobnie jak złudzenia wzrokowe.

DLACZEGO POWINNO NAS TO OBCHODZIĆ?

Dlaczego wiedza o mitach psychologicznych jest tak ważna? Istnieją co najmniej trzy powody:

Mity psychologiczne są szkodliwe. Sędziowie przysięgli, którzy błędnie przyjmują, że pamięć ludzka działa jak kamera, mogą na przykład zagłosować za skazaniem podsądnego na podstawie złożonych z pełnym przekonaniem, lecz nieodpowiadających faktycznemu przebiegowi zdarzeń zeznań naocznych świadków (por. Mit #11). A z kolei rodzice, którzy — również błędnie — wierzą, że kara jest skuteczną metodą zmiany zachowania, mogą nieustannie karać dzieciaka klapsem, kiedy robi coś nie tak, aby poniewczasie odkryć, że zamiast niepożądane zachowanie wyeliminować, wzmocnili je (por.: s. 97).

Mitypsychologiczne mogą wyrządzać szkody pośrednio. Nawet jeśli fałszywe przekonania same w sobie są niegroźne, mogą pośrednio przyczyniać się do powstania problemów. Ekonomiści posługują się terminem koszty alternatywne — taki efekt występuje na przykład przy pseudoterapiach — jeśli ktoś uwierzy, że samopomocowe taśmy z przekazem podprogowym albo kolejna cudowna dieta pozwalają skutecznie zrzucić wagę, może poświęcić wiele czasu, pieniędzy i wysiłku na kompletnie nieefektywne działania (Moore, 1992; por.: Mit #5), a przy okazji utraci możliwość schudnięcia, jaką dałoby skorzystanie z programów odchudzających odwołujących się do autentycznej wiedzy naukowej.

Akceptacja mitów psychologicznych może zakłócić naszą zdolność krytycznego myślenia w innych sprawach. Jak zauważył astronom Carl Sagan (1995), nieumiejętność odróżnienia mitu od rzeczywistości w jednej dziedzinie wiedzy naukowej, takiej jak psychologia, może przerodzić się w niezdolność rozróżnienia faktów i fikcji w innych, niezmiernie ważnych dla współczesnego społeczeństwa kwestiach wiążących się z nauką, takich jak choćby inżynieria genetyczna, badania nad komórkami macierzystymi, globalne ocieplenie, zanieczyszczenie środowiska, walka z przestępczością, kształcenie czy przeludnienie. W rezultacie politycy podejmują nieroztropne, a nawet potencjalnie niebezpieczne decyzje w sferze nauki i technologii. Sir Francis Bacon uświadomił nam, że wiedza to władza. To jednak oznacza, że ignorancja jest bezsilnością.

10 ZRÓDEŁ MITÓW PSYCHOLOGICZNYCH: PODRĘCZNY ZESTAW DO OBALANIA MITÓW

Jak powstają mity i przesądy psychologiczne?

Naszym zdaniem istnieje dziesięć głównych przyczyn, dla których ludzie dają się zwodzić wiarygodnie brzmiącym, lecz fałszywym twierdzeniom psychologicznym. Warto zrozumieć, że wszyscy czasem błądzimy w ten sposób i wszyscy dajemy się nabierać.

Przyswojenie naukowego sposobu myślenia wymaga uświadomienia sobie przyczyn popełniania błędów i nauczenia się, jak ich unikać. Z tym problemem musiała poradzić sobie nauka, bo z oceną pewnych sądów nawet dobrzy naukowcy miewają takie same kłopoty jak zwykli ludzie (Mahoney, DeMonbreun, 1977). Dlatego jednak naukowcy stosują szczególną taktykę, która ma ich chronić — ta taktyka to metoda naukowa, czyli zespół umiejętności pomagających bronić się przed wpadnięciem w sidła własnych błędów. Przyjrzyjmy się zatem dziesięciu głównym źródłom psychologicznych mitów, bo ich znajomość daje gwarancję, że przynajmniej rzadziej będziemy się dawali nabierać na błędne twierdzenia o naturze ludzkiej.

Warto uważnie przeczytać poniższą listę, ponieważ w dalszej części książki co jakiś czas będziemy do niej powracać. Tę wiedzę warto też wykorzystywać w codziennym życiu, kiedy na własny użytek będziemy chcieli zweryfikować jakieś psychologiczne mądrości ludowe. Oto zatem nasz podręczny „zestaw do obalania mitów” (z wieczystą gwarancją!).

(1) WIARA W PRZEKAZ USTNY

Liczne przesądy psychologii ludowej są przekazywane z pokolenia na pokolenie w formie opowieści czy też pod postacią tzw. mądrości ludowych, które jeszcze zwykle — jak choćby powiedzenie „przeciwieństwa się przyciągają” — wpadają w ucho i łatwo je zapamiętać, dlatego ktoś, kto je usłyszał, powtarza je dalej. Na tej samej zasadzie powielane są tak zwane miejskie legendy. Wielu z was słyszało zapewne o aligatorach żyjących w kanałach Nowego Jorku albo o pewnej pełnej dobrych chęci, ale niezbyt rozsądnej kobiecie, która, pragnąc wysuszyć swojego przemoczonego pudla, wsadziła go do mikrofalówki i biedak eksplodował. Ba!, przez wiele lat jeden z autorów tej książki (pierwszy z wymienionych na stronie tytułowej) powtarzał wielokrotnie zasłyszaną historyjkę o innej kobiecie, która kupiła — tak przynajmniej sądziła — psa rasy chihuahua, ale kilka tygodni później dowiedziała się od weterynarza, że to gigantyczny szczur. Otóż takie opowieści świetnie nadają się na nudne przyjęcia, ale w rzeczywistości są one równie prawdziwe, jak omawiane w tej książce psychologiczne mity (Brunvand, 1999).Fakt, że wielokrotnie słyszeliśmy jakieś twierdzenie, nie czyni go prawdziwym, może jednak przyczynić się do uznania go za prawdziwe (nawet jeśli nie jest), a to dlatego, że ludzie często uważają powszechną znajomość jakiegoś „faktu” za dowód jego autentyczności (Gigerenzer, 2007). Bezlitośnie wykorzystują tę zasadę reklamodawcy, bombardując nas kilkadziesiąt razy dziennie sloganem w stylu „Siedmiu na ośmiu dentystów spośród wszystkich marek najchętniej poleca pastę Brightshine!”. Co więcej, jak wiemy z badań, dziesięciokrotne usłyszenie jakiejś opinii z ust jednej osoby („Joe Smith jest najlepszym kandydatem na prezydenta!”) bywa traktowane jako równie silny argument na rzecz jej powszechności, jak wygłoszenie jej przez dziesięć różnych osób (Weaver, Garcia, Schwarz, Miller, 2007). Usłyszeć często znaczy uwierzyć, zwłaszcza jeśli coś jest nieustannie powtarzane.

(2) POTRZEBA ŁATWYCH ODPOWIEDZI I SZYBKICH ROZSTRZYGNIĘĆ

Spójrzmy prawdzie w oczy: codzienne życie nie jest łatwe, nawet dla tych, którzy są do niego najlepiej przygotowani. Wielu z nas stara się znaleźć sposób na zrzucenie wagi, wysypianie się, osiąganie dobrych wyników na egzaminach, satysfakcję z pracy i zdobycie partnera na całe życie. Nic dziwnego, że nas nieodpartą dla wielu pokusą są oferty szybkich i bezbolesnych zabiegów, które błyskawicznie zmienią nas i całe nasze życie. Co chwila pojawiają się na przykład nowe cudowne diety, na które rzucają się kolejne miliony naiwniaków, mimo że badania jednoznacznie wykazują, że zdecydowana większość stosujących je osób odzyskuje swoją poprzednią wagę w ciągu co najwyżej kilku lat (Brownell, Rodin, 1994). Niemal równie popularne są kursy szybkiego czytania, których absolwenci mają rzekomo zwiększyć szybkość czytania z marnych stu lub dwustu do 10 000, a nawet 25 000 słów na minutę (Carroll, 2003). Naukowcy wykazali jednak, że żaden tego typu kurs nie zwiększa szybkości czytania bez jednoczesnego zmniejszenia stopnia zrozumienia tekstu (Carver, 1987), a okazało się również, że same reklamy takich przedsięwzięć bazują na kłamstwie — maksymalna prędkość ruchów gałki ocznej umożliwia przeczytanie co najwyżej trzystu słów w minutę (Carroll, 2003).

Uwaga dla roztropnych: jeśli coś brzmi zbyt pięknie, by mogło być prawdziwe, to najprawdopodobniej jest nieprawdziwe (Sagan, 1995).

(3) SELEKTYWNOŚĆ PERCEPCJI I PAMIĘCI

Jak się już przekonaliśmy, rzadko, o ile kiedykolwiek, postrzegamy rzeczywistość dokładnie taką, jaką jest. Rzeczywistość dociera do nas przez zniekształcające soczewki, a tymi soczewkami są nasze własne nastawienia (w tym i uprzedzenia) oraz oczekiwania. Interpretujemy świat w zgodzie z uprzednio nabytymi przekonaniami, większość z nas żyje jednak w błogiej nieświadomości tego mechanizmu. Błędne założenie, że widzimy dokładny obraz rzeczywistego świata, psycholog Lee Ross nazwał naiwnym realizmem (Ross, Ward, 1996). Naiwny realizm nie tylko przyczynia się do naszej podatności na wiarę w mity psychologiczne, ale przede wszystkim osłabia zdolność rozpoznawania, że w ogóle karmi się nas mitami.

Uderzającym przykładem selektywnej percepcji i pamięci jest nasza skłonność do zwracania uwagi przeważnie na „trafienia” — współwystępujące ze sobą zjawiska, które zapadły nam w pamięć — a nie na „pudła” — czyli brak takich zjawisk. Ten efekt można łatwo wyjaśnić, posługując się prostą tabelą — przedstawiliśmy ją na Rycinie W.3 jako „Wielką Czteroelementową Tabelę Życia”. Wiele scenariuszy życia codziennego można przedstawić za pomocą takiej właśnie tabeli składającej się zaledwie z czterech komórek. Rozważmy na przykład, czy pełnia Księżyca wpływa na liczbę przyjęć do szpitali psychiatrycznych, jak często utrzymuje personel takich placówek (por. Mit #42). Aby odpowiedzieć na to pytanie, musimy przeanalizować wszystkie cztery komórki Wielkiej Czteroelementowej Tabeli Życia: Komórkę A, gdzie znajdują się przypadki współwystępowania pełni Księżyca i przyjęć do szpitali psychiatrycznych; Komórkę B, zawierającą przypadki, w których mimo pełni nie było przyjęć do szpitali psychiatrycznych; Komórkę C, w której znajdują się przypadki przyjęć do szpitali psychiatrycznych podczas nocy bez pełni, oraz Komórkę D, wskazującą na przypadki, kiedy nie było pełni i nikt nie został przyjęty do szpitala. Analiza zawartości wszystkich czterech komórek umożliwia ustalenie korelacji między pełnią Księżyca a przyjęciami do szpitali psychiatrycznych. (Korelacja to statystyczna miara stopnia zależności pomiędzy dwiema zmiennymi, zmienna zaś to bardzo wygodny termin na oznaczenie wszystkiego, co może przyjmować różne wartości, na przykład wzrost, kolor włosów, IQ albo ekstrawersja).

RYCINA W.3.Wielka Czteroelementowa Tabela Życia. W większości przypadków za bardzo skupiamy się na komórce A, w rezultacie czego możemy dostrzegać iluzoryczne korelacje.

Problem polega na tym, że w prawdziwym życiu często słabo sobie radzimy z ustalaniem korelacji ujętych w Wielkiej Czteroelementowej Tabeli Życia, gdyż na ogół nieproporcjonalnie dużą uwagę poświęcamy jednym komórkom, a lekceważymy pozostałe. Z badań wynika zwłaszcza, że ludzie zazwyczaj za bardzo koncentrują się na komórce A, a stanowczo za mało na komórce B (Gilovich, 1991). Jest to zrozumiałe, ponieważ zdarzenia zaliczane do komórki A są zwykle bardziej interesujące i łatwiejsze do zapamiętania niż te, które trafiają do B. Wracając do naszego przykładu — kiedy jest pełnia, a do szpitala psychiatrycznego przyjmowanych jest dużo pacjentów, nasze wyjściowe oczekiwania zyskują potwierdzenie, a więc najczęściej zauważamy je, zapamiętujemy i opowiadamy o tym innym. Komórka A reprezentuje „trafienie” — rzucające się w oczy współwystępowanie zdarzeń. Kiedy jednak jest pełnia i nikogo nie przyjęto do szpitala, rzadko odnotowujemy lub zapamiętujemy takie „nie-zdarzenie”. Najpewniej też nie pobiegniemy podekscytowani do znajomych i nie powiemy: „O rety! Była pełnia Księżyca i zgadnijcie, co się stało? Nic!”. Komórka B jest odpowiednikiem „pudła” — braku rzucającego się w oczy współwystępowania zdarzeń.

Nasza skłonność do zapamiętywania trafień i zapominania pudeł prowadzi najczęściej do ciekawego zjawiska zwanego iluzoryczną korelacją — błędnej percepcji, w której dwa statystycznie niepowiązane zdarzenia uznawane są za powiązane (Chapman, Chapman, 1967). Domniemana zależność pomiędzy pełnią Księżyca a przyjęciami do szpitali psychiatrycznych stanowi modelowy wręcz przykład takiej iluzorycznej korelacji. Mimo iż wielu ludzi wierzy, że taka korelacja występuje, badania jednoznacznie wykazują, że w rzeczywistości nic takiego się nie dzieje (Rotton, Kelly, 1985; por. też: Mit #42). Wiara w efekt pełni jest typowym złudzeniem poznawczym.

Iluzoryczne korelacje mogą sprawić, że będziemy „dostrzegali” różne zależności, które naprawdę nie istnieją. Na przykład wiele osób cierpiących na artretyzm stanowczo twierdzi, że stawy bolą ich bardziej w deszczową pogodę. Badania wykazały jednak, że taki związek jest tylko wytworem wyobraźni (Quick, 1999). Można przyjąć, że artretycy zwracają zbyt dużą uwagę na komórkę A w Wielkiej Czteroelementowej Tabeli Życia — przypadki, kiedy pada deszcz i bolą ich stawy — przez co dostrzegają korelację, która faktycznie nie występuje. Pierwsi frenolodzy podobnie „dostrzegali” ścisły związek pomiędzy uszkodzeniami konkretnych obszarów mózgu a upośledzeniem pewnych zdolności psychicznych — dopiero później okazało się, w jak wielkim byli błędzie, przyjmując, że kształt czaszki odzwierciedla budowę mózgu.

Innym przykładem iluzorycznej korelacji jest spostrzeżenie, że przypadki dziecięcego autyzmu (autyzm to poważne zaburzenie psychiczne przejawiające się znacznym upośledzeniem mowy i społecznego funkcjonowania), mają związek z niektórymi szczepieniami ochronnymi (por. Mit #41). Mimo iż przeświadczone są o tym dziesiątki tysięcy rodziców autystycznych dzieci, liczne i bardzo dokładne badania nie wykazały istnienia żadnej zależności pomiędzy częstością występowania dziecięcego autyzmu a szczepionkami, w składzie których występuje rtęć (Grinker, 2007; Institute of Medicine, 2004; Lilienfeld, Arkowitz, 2007). Z dużym prawdopodobieństwem decydujące znaczenie ma w tym przypadku głos rodziców znów zbyt mocno koncentrujących się na komórce A w poczwórnej tabeli. Trudno ich za to winić, bo przecież jest całkiem zrozumiałe, że usiłują ustalić, co (czy na przykład właśnie podanie szczepionki) mogło być przyczyną autyzmu ich dzieci. Co więcej, mógł ich zwieść fakt, że wystąpienie pierwszych objawów autyzmu — często krótko po ukończeniu drugiego roku życia — na ogół zbiega się z okresem, w którym większość dzieci poddawana jest szczepieniom.

(4) WNIOSKOWANIE O PRZYCZYNOWOŚCI NA PODSTAWIE KORELACJI

Jeżeli dwa zjawiska statystycznie współwystępują (a więc jeśli są „skorelowane”), to istnieje wielka pokusa, by stwierdzić, że istnieje między nimi związek przyczynowo-skutkowy, a jednak bardzo często jest to wniosek fałszywy. Jak mówią nie tylko psychologowie, korelacja nie oznacza przyczynowości. Jeśli zatem zmienne A i B są skorelowane, korelacja ta może mieć trzy główne wyjaśnienia: (a) A może być przyczyną B, (b) B może być przyczyną A lub (c) istnieje jakieś C, które jest przyczyną zarówno A i B. Ten ostatni scenariusz zwany jest problemem trzeciej zmiennej, bowiem C to trzecia zmienna, która może mieć wpływ na związek między zmiennymi A i B. Problem w tym, że naukowcy, prowadząc jakieś badania, mogli w ogóle nie dokonać pomiaru zmiennej C, choćby dlatego, że w ogóle nie podejrzewali jej istnienia.

Rozpatrzmy konkretny przykład. Z licznych badań wynika, że jeżeli ktoś był w dzieciństwie maltretowany, to istnieje większe prawdopodobieństwo, że będzie agresywnym dorosłym (Widom, 1989). Wielu badaczy uznało, że ta statystyczna zależność wskazuje, iż doświadczanie przemocy fizycznej w dzieciństwie przyczynia się do stosowania przemocy w późniejszym życiu. Interpretację tę określa się mianem hipotezy „cyklu przemocy”. W tym wypadku badacze zakładają, że bycie ofiarą przemocy w dzieciństwie (A) jest przyczyną skłonności do agresji w wieku dorosłym (B). Czy to wyjaśnienie jest koniecznie prawdziwe?

Oczywiście, w tym wypadku B nie może być przyczyną A, gdyż A poprzedzało B. Podstawowa zasada logiki mówi, że przyczyna musi poprzedzać skutek. Nie wykluczyliśmy jednak możliwości, że A i B wyjaśnia trzecia zmienna — C. Potencjalną trzecią zmienną może być w tej sytuacji genetyczna skłonność do agresji. Być może większość rodziców, którzy stosują przemoc fizyczną wobec swoich dzieci, ma genetyczną skłonność do agresji, którą następnie przekazują dzieciom. I rzeczywiście, istnieją poważne przesłanki empiryczne, że skłonność do agresji jest przynajmniej częściowo determinowana przez geny (Krueger, Hicks, McGue, 2001) i to właśnie wrodzona skłonność (C) może prowadzić do korelacji pomiędzy przemocą fizyczną w dzieciństwie (A) a późniejszą agresją osób, które jej doświadczyły (B), mimo iż pomiędzy A i B nie istnieje związek przyczynowo-skutkowy (DiLalla, Gottesman, 1991). Nawiasem mówiąc, w omawianym przypadku można znaleźć też innych potencjalnych kandydatów na zmienną C (czy potrafisz wskazać jakichś?).

Najważniejsze to pamiętać, że gdy dwie zmienne są skorelowane, nie powinniśmy z góry zakładać, iż zachodzi między nimi bezpośredni związek przyczynowo-skutkowy. Możliwe są alternatywne wyjaśnienia.

(5) ROZUMOWANIE POST HOC, ERGO PROPTER HOC

Post hoc, ergo propter hoc oznacza po łacinie „po tym, a więc wskutek tego”. Wielu z nas zakłada, że jeśli A poprzedza B, A musi być przyczyną B. Tymczasem bardzo wiele zdarzeń występujących (nawet zawsze) przed innymi zdarzeniami nie jest ich przyczyną. Na przykład fakt, że niemal wszyscy seryjni mordercy w USA (podobnie jak niemal wszyscy Amerykanie) jadali w dzieciństwie płatki zbożowe, nie oznacza, że jedzenie płatków zbożowych przez dziecko kończy się tym, że zostaje ono seryjnym mordercą. Podobnie fakt, że niektórzy ludzie stają się mniej przygnębieni po zażyciu jakieś ziołowego specyfiku, nie znaczy, że ów specyfik spowodował lub choćby przyczynił się do poprawy ich stanu. Poprawa nie musiała być związana z zażyciem owego specyfiku, lecz na przykład ze skorzystaniem w tym samym czasie z innych skutecznych zabiegów (jak rozmowa z terapeutą czy nawet z przyjacielem). Możliwe też, że zażycie tegoż (pseudo?)remedium dało im nadzieję na zmianę na lepsze, prowadząc do wystąpienia — jak nazywają go psychologowie — efektu placebo, czyli poprawy wynikającej wyłącznie z oczekiwania poprawy.

Ofiarą rozumowania post hoc, ergo propter hoc padają nawet ludzie zawodowo uprawiający naukę. W czasopiśmie „Medical Hypotheses” Flensmark (2004) opublikował artykuł wskazujący, że tuż po pojawieniu się butów na Zachodzie, czyli około tysiąca lat temu, odnotowano też pierwsze przypadki schizofrenii, i na podstawie tej zbieżności wysunął przypuszczenie, że buty odgrywają jakąś rolę w etiologii schizofrenii. Umasowienie obuwia mogło jednak zbiegać się z innymi zmianami, jak modernizacja albo silniej stresujące warunki życia, co mogło mieć bardziej bezpośredni związek z pojawieniem się schizofrenii.

(6) NIEREPREZENTATYWNA PRÓBA

Tak poprzez media, jak i w codziennym życiu często mamy do czynienia z generalizacjami opartymi na danych dotyczących grupy niereprezentatywnej dla określonej zbiorowości, populacji, czy dla całego społeczeństwa. Taka nielosowa próba przez psychologów nazywana bywa niekiedy „grupą tendencyjną”. Z pewnego programu telewizyjnego można było się na przykład dowiedzieć, że blisko 75 procent cierpiących na poważną chorobę psychiczną wykazuje skłonność do zachować agresywnych (Wahl, 1997), chociaż w rzeczywistości przemoc w tej grupie jest zjawiskiem znacznie rzadszym (Teplin, 1985; por. też Mit #43). Tego typu błędne informacje podawane w mediach mogą prowadzić do mylnego wrażenia, że większość osób cierpiących na schizofrenię, zaburzenie afektywne dwubiegunowe (niegdyś zwane psychozą maniakalno-depresyjną) lub inne poważne choroby psychiczne stanowi dla nas fizyczne zagrożenie.

Szczególnie podatni na ten błąd mogą być psychoterapeuci, ponieważ w pracy stykają się głównie z przedstawicielami grupy wybitnie niereprezentatywnej, a mianowicie z ludźmi decydującymi się na leczenie psychologiczne. Oto przykład: znaczna część psychoterapeutów twierdzi, że bardzo trudno jest samodzielnie rzucić palenie. Badania wykazały jednak, że wielu, o ile nawet nie większość palaczy radzi z tym sobie doskonale bez pomocy psychologa (Schachter, 1982). Psychoterapeuci prawdopodobnie padają ofiarą tego, co statystycy Patricia i Jacob Cohenowie (1984) nazwali złudzeniem klinicysty, to jest tendencji praktykujących lekarzy do zawyżania stopnia chroniczności (przewlekłości) schorzenia, którym się zajmują. Przyczyną wystąpienia tego złudzenia jest właśnie formułowanie uogólnień na podstawie niereprezentatywnej próby — psychologowie kliniczni, którzy pomagają wyjść z nałogu palenia, stykają się głównie z tymi, którzy nie potrafili rzucić palenia samodzielnie (w przeciwnym razie raczej nie szukaliby pomocy u psychologa). To wystarczy, by wystąpiła wyraźna skłonność do przeceniania trudności samodzielnego wyjścia z nikotynizmu.

(7) WNIOSKOWANIE Z PODOBIEŃSTWA

Często na podstawie czysto powierzchownego podobieństwa dwóch zjawisk czy obiektów wnioskujemy, że są one do siebie podobne również pod innymi względami. Psychologowie nazywają to zjawisko heurystyką reprezentatywności (Określenie „heurystyka” w tym kontekście oznacza praktyczną regułę postępowania, natomiast „reprezentatywność” odnosi się właśnie do podobieństwa; Tversky, Kahneman, 1974)

Zazwyczaj heurystyka reprezentatywności, jak każda inna heurystyka, sprawdza się nieźle (Gigerenzer, 2007). Jeśli idziemy ulicą i widzimy zamaskowanego człowieka wybiegającego z banku z bronią w ręku, prawdopodobnie będziemy chcieli jak najszybciej zejść mu z drogi. Robimy tak, ponieważ uznajemy, że ten osobnik przypomina nam (jest podobny do/reprezentatywny dla) rabusiów bankowych, których widzieliśmy na filmach. Oczywiście, istnieje możliwość, że ten mężczyzna robi komuś dowcip albo właśnie ktoś kręci film akcji, ale lepiej zadbać o swoje bezpieczeństwo, niż później żałować. W wypadku takim zastosowanie heurystyki zwykle jest rozsądnym zachowaniem.

Heurystykę reprezentatywności stosujemy jednak również wtedy, gdy nie powinniśmy. Nie wszystko, co nawet nie tylko na pierwszy rzut oka jest podobne, jest ze sobą powiązane, a więc heurystyka reprezentatywności niekiedy prowadzi nas na manowce (Gilovich, Savitsky, 1996). Inna zdroworozsądkowa zasada — podobieństwa bywają mylące — lepiej się w takich sytuacjach sprawdza. Wiele mitów psychologicznych najprawdopodobniej bierze się właśnie z niewłaściwego zastosowania heurystyki reprezentatywności. Niektórzy grafolodzy, czyli ludzie zajmujący się analizą pisma odręcznego, twierdzą na przykład, że osoby, których pismo zawiera dużo szeroko rozstrzelonych liter, mają silną potrzebę dystansu interpersonalnego, a jeśli ktoś przecina litery „t” czy „f” linią falistą, ma skłonność do sadyzmu (bo falka przypomina bat!). W tym przypadku grafolodzy przyjmują, że dwie rzeczy, które łączy czysto powierzchowne podobieństwo (duże odstępy między literami i dystans interpersonalny), wiąże jakaś zależność statystyczna. Oczywiście takie twierdzenia nie mają nawet śladowego potwierdzenia empirycznego (Beyerstein, Beyerstein, 1992; por. też Mit #36).

Inny przykład to testy osobowości stosowane przez licznych psychologów klinicznych, polegające na rysowaniu ludzkich postaci (lub par postaci) przez pacjentów (Watkins, Campbell, Nieberding, Hallmark, 1995). Uczestnik testu ma pełną dowolność w kreowaniu rysunku, a na podstawie tego, co stworzył, klinicyści formułują diagnozę. Otóż część psychologów stosujących tego typu techniki głosi, iż — na przykład — duże oczy u narysowanej postaci to wskaźnik paranoi, duża głowa narcyzmu (egocentryzmu), a jeśli komuś zdarzy się narysować mężczyznę z długim krawatem, to nieomylna oznaka nadpobudliwości seksualnej (długi krawat to ulubiony przez freudystów symbol członka). Podstawą wszystkich tych twierdzeń jest powierzchowne podobieństwo między szczególnymi właściwościami rysunków postaci ludzkich a konkretnymi cechami psychiki rysującego. Badania nie potwierdzają jednak istnienia żadnych tego typu zależności (Lilienfeld, Wood, Garb, 2000; Motta, Little, Tobin, 1993).

(8) FAŁSZYWY OBRAZ W MEDIACH

Liczne problemy psychologiczne, zwłaszcza choroby psychiczne i ich leczenie, w programach rozrywkowych i informacyjnych często przedstawiane są w nieprawdziwym świetle (Beins, 2008). Media mają skłonność do ubarwiania wszystkiego i poszukiwania sensacji również tam, gdzie jej nie ma. Na przykład w niektórych, nawet kręconych niedawno filmach terapia elektrowstrząsowa (ECT — electroconvulsive therapy) przedstawiana jest jako metoda bardzo brutalna, wręcz niebezpieczna dla pacjentów (Walter, McDonald, 2004) — choćby w horrorze House on Haunted Hill (1999) można zobaczyć, jak ludzie poddani ECT wpadają w gwałtowne konwulsje. To prawda, że niegdyś terapia szokowa była kuracją dość niebezpieczną, ale już od kilkudziesięciu lat dzięki wielkim postępom medycyny jest mniej ryzykowna dla organizmu niż znieczulenie (Glass, 2001; por. też Mit #50), choćby dzięki stosowaniu środków zwiotczających, a co więcej, przy obecnej technologii nie powoduje też konwulsji.

Kolejna ilustracja — otóż zwłaszcza Hollywood lubuje się w przypisywaniu dorosłym autystom szczególnych zdolności umysłowych. Przykład chyba najbardziej znany tytułowy bohater oskarowego Rain Mana z 1988 roku. Dustin Hoffman stworzył tam wspaniałą kreację autysty również dzięki temu, że scenarzysta dodał tej postaci „syndrom sawanta” (Ryc. W.4). Cechą charakterystyczną syndromu „genialnego idioty” są niezwykłe umiejętności, na przykład wyjątkowo szybkiego liczenia, i genialna pamięć. (Taki filmowy sawant spytany, jaki dzień tygodnia był 5 marca 1317 roku, albo jakie były wyniki w III kolejce spotkań NFL w 1934, odpowie bez wahania). Tymczasem, jak pokazują badania, zaledwie 10 procent autystycznych dorosłych to sawanci (Miller, 1999; por. też Mit #41).

RYCINA W.4.Filmowy wizerunek chorych na autyzm, jak choćby postać, w którą wcielił się Dustin Hoffman w nagrodzonym Oscarem w 1988 roku filmie Rain Man, często sugeruje, że osoby takie mają niezwykłe zdolności umysłowe. Tymczasem jedynie 10 procent chorych na autyzm to sawanci. Za: Photos 12/Alamy.

(9) WYOLBRZYMIANIE

Niektóre mity psychologiczne nie są całkowicie fałszywe, są natomiast wyolbrzymieniami (nieuzasadnioną, nadmierną generalizacją) twierdzeń przynajmniej w pewnym stopniu prawdziwych. Na przykład niemal na pewno jest prawdą, że wielu ludzi nie zdaje sobie w pełni sprawy z własnego potencjału intelektualnego. Fakt ten nie oznacza jednak, że większość z nas wykorzystuje jedynie 10 procent mocy mózgu, jak błędnie sądzi wielu ludzi (Beyerstein, 1999; Della Sala, 1999; por. też Mit #1). Zapewne jest też całkiem możliwe, że pewne różnice między partnerami w obszarze zainteresowań czy cech osobowości mogą związkowi dodać nieco pikanterii, choćby dlatego, że związek dwóch osób, które w pełni i we wszystkim się zgadzają, bez wątpienia będzie harmonijny, ale może być też dość nudny. Od urozmaicenia do tezy, że przeciwieństwa się przyciągają (por. Mit #27), jest jednak dość daleko. Z drugiej strony również skłonność do wyolbrzymia małych różnic owocuje powstaniem wielu innych mitów. Wiadomo na przykład, że mężczyźni i kobiety komunikują się w odmienny sposób, ale z tej różnicy stylów komunikowania się niektórzy autorzy psychologii popularnej próbują uczynić argument na rzecz zasadniczej odmienności obu płci. Największą karierę zrobił na tym John Gray, współautor książki głoszącej, że „mężczyźni są z Marsa, a kobiety z Wenus” (por. Mit #29), a później całego marsjańsko-wenusjańskiego popprzemysłu.

(10) ZAMĘT TERMINOLOGICZNY

Do błędnych wniosków mogą prowadzić też niektóre terminy stosowane w psychologii i psychiatrii. Na przykład określenie „schizofrenia”, które szwajcarski psychiatra Eugen Bleuler (1911) ukuł na początku dwudziestego wieku, oznacza dosłownie „rozszczepiony umysł”. Trudno się dziwić, że wielu ludzi — błędnie oczywiście — uważa, że schizofrenicy mają więcej niż jedną osobowość (por. Mit #39). W języku potocznym istotnie określenie „schizofreniczny” oznacza czasem to samo, co ambiwalentny, dwojaki („Do mojej dziewczyny mam stosunek nieco schizofreniczny: pociąga mnie fizycznie, ale przeszkadzają mi jej dziwactwa”). W każdym razie ludzie często mylą schizofrenię z zupełnie innym schorzeniem zwanym „zaburzeniem osobowości wielorakiej” (współcześnie określanym jako „dysocjacyjne zaburzenie tożsamości”), które rzeczywiście może przejawiać się występowaniem u chorego więcej niż jednej osobowości (American Psychiatric Association, 2000). Tymczasem schizofrenicy mają jedną, aczkolwiek rozchwianą osobowość. Bleulerowi chodziło o to, by podkreślić, że u chorych na opisywane przez niego zaburzenie następuje rozdzielenie funkcji umysłowych, takich jak myślenie i uczucia, co oznacza, że sfery uczuć poznawcza i emocjonalna funkcjonują jakby niezależnie. Niestety w świecie psychologii popularnej oryginalne znaczenie uległo zatarciu, a jego miejsce zajął fałszywy — za to mocno w kulturze masowej rozpowszechniony — stereotyp schizofrenika, który w różnych sytuacjach zachowuje się jak dwie zupełnie inne osoby.

Kolejny przykład to hipnoza. Samo słowo pochodzi od greckiego „hypno”, przedrostka odnoszącego się do snu, bowiem pierwsi hipnotyzerzy uważali, że stan hipnotyczny jest formą snu. Niestety to skojarzenie jest przyczyną wielu nieporozumień i nadal część ludzi, nawet psychologów, sądzi, że pod wpływem hipnozy pacjent zapada w specyficzny stan przypominający sen. (Filmowi hipnotyzerzy często wywołują stan hipnozy, powtarzając „robisz się senny”). Tymczasem w istocie stan hipnozy nie ma żadnego fizjologicznego związku ze snem, ponieważ człowiek zahipnotyzowany nie zasypia i jest w pełni świadomy otoczenia (Nash, 2001; por. też Mit #19).

ŚWIAT PSYCHOMITOLOGII, CZYLI O CZYM BĘDZIE DALEJ

W tej książce poznasz pięćdziesiąt mitów szeroko rozpowszechnionych w świecie psychologii popularnej. Mity te dotyczą takich zagadnień jak funkcjonowanie mózgu, percepcja, rozwój, pamięć, inteligencja, uczenie się, odmienne stany świadomości, emocje, zachowania interpersonalne, osobowość, choroby psychiczne, wymiar sprawiedliwości i psychoterapia. Dowiesz się o psychologicznych i społecznych źródłach poszczególnych mitów, o tym, jak kształtowały one (i kształtują) postrzeganie ludzkich zachowań, a także, co na te tematy mówią badania naukowe. Na końcu każdego rozdziału zamieszczamy wykaz innych psychologicznych mitów, które warto przeanalizować, a w Postscriptum — listę fascynujących odkryć, które mogą wydawać się absurdalne, tymczasem są najzupełniej prawdziwe. W ten sposób chcemy przekonać czytelników, że w autentyczne osiągnięcia naukowej psychologii nieraz trudniej uwierzyć niż w to, co próbuje wpierać nam psychomitologia i psychobiznes, i też nierzadko są one znacznie bardziej od tychże mitów zaskakujące.

Obalanie mitów pociąga za sobą pewne niebezpieczeństwa (Chew, 2004; Landau, Bavaria, 2003). Psycholog Norbert Schwarz i jego współpracownicy (Schwarz, Sanna, Skurnik, Yoon, 2007; Skurnik, Yoon, Park, Schwarz, 2005) wykazali na przykład, że próby skorygowania błędnego wyobrażenia (badacze posłużyli się stwierdzeniem „Skutki uboczne szczepionek na grypę są często gorsze od samej grypy”), mogą niekiedy przynieść odwrotny efekt, sprawiając, że ludzie z większym prawdopodobieństwem podważane twierdzenie zaakceptują. Problem polega na tym, że ludzie często zapamiętują samo stwierdzenie, a już nie towarzyszący komunikatowi „znak negacji”, czyli szczególną mentalną adnotację, że to (znane nam) twierdzenie jest błędne. Eksperymenty Schwarza uzmysławiają nam, że samo zapamiętanie listy błędnych przekonań nie wystarczy: kluczowe jest zrozumienie powodów, dla których należy je uznać za fałszywe. Badania te wskazują również, że skuteczna edukacja musi polegać tak na uświadomieniu, co jest fałszem, jak i na przekazaniu prawdziwych informacji. Najlepszym sposobem na obalenie jakiegoś błędnego wyobrażenia jest skonfrontowanie go ze stanem faktycznym (Schwarz et al., 2007). To dlatego po kilka stron poświęcimy wyjaśnieniu nie tylko, dlaczego każdy z omawianych pięćdziesięciu mitów jest fałszywy, ale też, w jaki sposób można od nich przejść do twierdzeń prawdziwych.

Na szczęście są pewne powody do optymizmu. Badania wykazały, że stopień akceptacji mitów psychologicznych (takich jak na przykład „ludzie wykorzystują tylko 10 procent swojego mózgu”) wśród studentów psychologii maleje z liczbą odbytych zajęć z psychologii (Standing, Huber, 2003). Te same badania wykazały też, że częstość akceptacji błędnych przekonań jest mniejsza wśród studentów, którzy wybrali psychologię jako specjalizację. Mimo iż te badania miały charakter wyłącznie korelacyjny — jak już wiemy, korelacja nie zawsze oznacza istnienie związku przyczynowego — takie wyniki dają nam przynajmniej iskierkę nadziei, że edukacja może osłabić wiarę ludzi w psychomitologię. Co więcej, przeprowadzone niedawno eksperymenty laboratoryjne wskazują, że jednoznaczne obalenie błędnych przekonań psychologicznych w trakcie wykładów lub w tekstach wprowadzających do psychologii może przyczynić się do dużego — nawet do 53,7 procent — spadku akceptacji dla takich przekonań (Kowalski, Taylor, w druku).

Jeśli nasza misja się powiedzie, książka ta powinna nie tylko podnieść „psychologiczny IQ” każdej czytelniczki i czytelnika, ale i pozwolić im mądrzej poruszać się pośród gąszczu twierdzeń psychologii popularnej i lepiej odróżniać fakty od fikcji. A co być może najważniejsze, powinna też wyposażyć czytelników w narzędzia krytycznego myślenia, które umożliwiają lepszą ocenę twierdzeń psychologicznych w codziennym życiu.

Jak pisał biolog i ceniony popularyzator nauki Stephen Jay Gould (1996), „najwięcej nieprawd kryje się w najlepiej znanych opowieściach, tych przecież nigdy nie weryfikujemy, ani nie podważamy” (s. 57). W tej książce pragniemy przekonać, by nigdy nie przyjmować twierdzeń dotyczących ludzkiej psychiki i zachowań wyłącznie na wiarę i zawsze sprawdzać i kwestionować te, które we własnym mniemaniu znamy najlepiej.

Tak więc, bez dalszej zwłoki, zapraszamy wreszcie w podróż do zaskakującego, a nierzadko wręcz fascynującego świata psychomitologii.