Tytuł dostępny bezpłatnie w ofercie wypożyczalni Depozytu Bibliotecznego.
[PK]
Tę książkę możesz wypożyczyć z naszej biblioteki partnerskiej!
Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego.
Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych.
Ta książka jest nie tyle pamiętnikiem, czy podręcznikiem, ile rodzajem ilustrowanego przewodnika po PRL-owskim półwieczu, po którym oprowadza czytelników Jacek Kuroń: aktywny, krytyczny świadek, a z czasem jeden z głównych bohaterów epoki.
[Opis wydawcy]
Seria: A to Polska właśnie
Książka dostępna w zasobach:
Powiatowa i Gminna Biblioteka Publiczna w Jerzmanowicach
Miejska Biblioteka Publiczna im. Adama Asnyka w Kaliszu (8)
Biblioteka - Ośrodek Kultury w Morzeszczynie
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 485
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Stanisław Wyspiański, Wesele
POETA
Po całym świecie możesz szukać Polski, panno młoda, i nigdzie jej nie najdziecie.
PANNA MŁODA
To może i szukać szkoda.
POETA
A jest jedna mała klatka -o, niech tak Jagusia przymknie rękę pod pierś.
PANNA MŁODA
To zakładka gorseta, zeszyta trochę przyciaśnie.
POETA
---A tam puka?
PANNA MŁODA
I cóz za tako nauka?
Serce - ! - ?
POETA
AtoPolskawłaśnie.
PRZYJAŹŃ POLSKO-RADZIECKA TO POKÓJ. NIEZAWISŁOŚĆ.
SZCZĘŚLIWE JUTRO NASZEJ OJCZYZNY
JACEK KUROŃ
Kiedy spotykam się dziś z ludźmi młodszymi ode mnie o 30,40, czy 50 lat - często mam wrażenie, że dzieli nas jakaś ściana. Niby myślimy podobnie, mamy chyba podobne marzenia, a jednak żebyśmy się mogli do końca zrozumieć, często muszę ich męczyć długimi wyjaśnieniami.
Ową niewidoczną ścianę tworzy doświadczenie. Pół wieku - niemal cale świadome życie - które z moimi rówieśnikami przeżyłem w PRL.
Tę książkę napisaliśmy po to, żeby - o ile to możliwe - zmniejszyć dzielącą nas przestrzeń pokoleniowych doświadczeń. Pisaliśmy dla ludzi, którzy PRL nie znali lub pamięcią sięgają zaledwie przedostatniej dekady. Przede wszystkim jednak pisaliśmy dla tych, którzy w życie wkraczają już w III Rzeczypospolitej. Myśląc o nich przypomniałem sobie, że dyplom otrzymałem na Wydziale Historii UW i postanowiłem - przynajmniej częściowo - wrócić do zarzuconej 30 lat temu profesji.
JACEK ŻAKOWSKI
Kiedy Jacek Kuroń zaproponował mi współpracę przy pisaniu książk: o PRL, przeżyłem chwile wahania. Osobiste doświadczenie PRL c wszak Kuroń już w kilku wcześniejszych książkach, w których jegt rówieśnicy z wypiekami na twarzy odkrywali świat „ludzi idei” budu. cych zręby społecznego sprzeciwu wobec ówczesnej rzeczywistości. Ostatecznie przekonała mnie koncepcja tej książki, która nie ma być pamiętnikiem czy podręcznikiem, lecz rodzajem ilustrowanego przewodnika po PRL-owskim półwieczu, z którego sam pamiętam zaledwie połowę, a po którym oprowadza czytelników Jacek Kuroń: krytyczny świadek i z czasem także jeden z głównych bohaterów epoki. PRL nie ma swego muzeum, do którego mógłbym zaprowadzić dzieci, żeby pokazać im świat, w którym się wychowałem. Bardzo bym chci?ł żeby ta książka stała się choć jego namiastką.
Projekt serii:
Andrzej Adamus
Jan Stolarczyk
Opracowanie graficzne serii:
Ryszard Puchała
Jan Stolarczyk
Jacek Kuroń
Jacek Żakowski
WYDAWNICTWO DOLNOŚLĄSKIE Wrocław 1996
W
nocy z 3 na 4 stycznia W 944 r. w rejonie Rokitna na Wołyniu Armia ^^^^oniy?rzękr.oc^5'ła przedwojenną granicę polske«lowiecką, a 12
stycznia Sowieci zajęli Sarny. Pół roku później
byli już na linii Bugu, która w przyszłości, zgodnie z ustaleniami konferencji jałtańskiej, miała wyznaczać nową grani
cę Polski.
Wraz z armią sowiecką do Polski wkraczał nowy porządek. Dla jednych oznaczał on przede wszystkim wyzwolenie, dla innych - kolejną niewolę.
]Vlimo Katynia i zerwania przez Stalina stosunków dyplomatycznych z rządem londyńskim, przywódcy podziemia skłonni byli lojalnie szukać
porozumienia
z Sowietami. Widać to
choćby po założeniach planu „Burza”, w którego ramach przed sowieckimi
dowódcami
ujawniali się komendanci Armii
Krajowej i urzędnicy Państwa
Podziemnego.
Bardzo szybko jednak okazało się, że Sowieci woleli mordować
Żołnierzy Armii Czerwonej nie mogli uznać za sprzymierzeńców mieszkańcy Gib - wsi, w której niemal wszystkich mężczyzn zamordował NKWD (Ludowy Komisariat Spraw Wewnętrznych. Skrót od nazwy rosyjskiej: Narodnyj komissa-riat wnutriennych dieł). Trudno było mówić o wyzwoleniu ludziom zaangażowanym w Polskie Państwo Podziemne. Wejście Sowietów oznaczało dla nich praktycznie koniec tych marzeń, planów, wizji, o których spełnienie walczyli.
Jednak dla wielkiej grupy ludzi
i aresztować, niż nawiązywać współpracę.
Ojciec, Henryk Kuroń, był bardzo czynny w AK, pracował w wydziale informacji lwowskiego BIP, działał w Żegocie. Po wielkiej wsypie w lwowskiej AK wywiózł nas wszystkich do Zarytego, gdzie moja ciotka próbowała przed wojną założyć pensjonat.
śmierci. W takiej sytuacji znajdowały się setki tysięcy Polaków.
Gdzieś pomiędzy wyzwolonym przez Armię Czerwoną Heniem Gawlikiem a aresztowanymi żołnierzami Armii Krajowej i mieszkańcami Gib byli ludzie, którzy na pewno mieli uczucia mieszane, bo wprawdzie skończyła się niemiecka okupacja, ale jeszcze nie było wiadomo, co stanie się z Polską.
Aby dobrze zrozumieć postawę społeczeństwa wobec
wkroczenie Sowietów było realnym vyzwoleniem. Choćby dla mojego kolegi, Henia Gawlika, który siedział w Oświęcimiu i czekał w kolejce do gazu. Zdobycie obozu przez Sowietów oznaczało dla niego oczywiste wyzwolenie od nowej władzy, trzeba przypomnieć sobie polskie doświadczenia wcześniejszych lat. Dziś słabo pamiętamy, jak powszechne było rozczarowanie II Rzecząpospolitą. Najpierw swary partyjne, które raziły niemal wszystkich. Potem rządy sanacji, odrzucanej przez poważne stronnictwa - ludowców, PPS, chadecję i endecję. Bojkotowały one sanacyjne wybory i miały po temu poważne powody - choćby Berezę Kartuską czy proces brzeski. Wreszcie klęska wrześniowa 1939 r. - straszny cios dla znacznej części społeczeństwa, które poważnie traktowało zapewnienia sanacyjnych polityków, że jesteśmy „silni - zwarci - gotowi” i „nie oddamy Niemcom ani guzika od polskiego munduru”. Na przełomie 1939 i 1940 r. żądanie oddania marszałka Rydza--Śmigłego pod sąd było w Polsce powszechne. Takiego nastawienia wobec sanacji nie zmieniła szokująca klęska Francji. Po przegranej wojnie nastały dwie straszne okupacje, które zniszczyły istniejące systemy wartości, zmuszały ludzi do zachowań, na jakie wcześniej nigdy by sobie nie pozwolili. Po tym wszystkim przyszła władza ludowa, która wprawdzie była oczywistą ekspozyturą Sowietów, ale zarazem odwoływała się do haseł wyrosłych z tradycji polskiej demokracji (reforma rolna, upowszechnienie oświaty, przyłączenie Ziem Zachodnich do Polski), a cele obce większości Polaków w pierwszych latach starannie ukrywała.
Trzeba też pamiętać, że przedwojenne społeczeństwo było mocno rozwarstwione, a grupy uprzywilejowane czujnie strzegły swojej pozycji. Tym bardziej więc nośne stało się umieszczone na sztandarach nowej władzy hasło równości i spra
wiedliwości dla warstw, które czuły się upośledzone.
ZA LINIĄ FRONTU
W styczniu 1945 r. ofensywa radziecka dotarła do podkarpackiej wsi Zaryte, między Rabką a Mszaną Dolną, gdzie byłem razem z rodzicami.
Miałem chorą mamę i dwóch dużo młodszych braci. Byłem wówczas 11-letnim chłopcem. Ojciec przez pewien czas przyjeżdżał do nas i przywoził pieniądze. Pew-
W Zarytem - i pewnie nie tylko tam - przyjęto Sowietów bardzo dobrze. Ktoś wyciągnął bimber, ktoś ukroił kawałek słoniny. Gadaliśmy z nimi. Mówili, że tu będzie Polska, a oni tylko wyzwalają.
nego dnia został aresztowany przez Niemców.
Teraz cała rodzina była na mojej głowie. Jednakże ojciec, który był najpierw w więzieniu, potem w obozie w Janowie, po jakimś czasie uciekł i przyjechał do nas.
Front nadciągał przez dwa, trzy tygodnie. Powoli się przy-
^Niemiecki żołnierz opowiadał straszne rzeczy o tym, co Sowieci robią
z jeńcami. Ludzie go ukryli,
zwyczajaliśmy, że wali artyleria, strzelają karabiny maszynowe, słychać wybuchy. Trudno było cały czas siedzieć w piwnicy, więc zacząłem chodzić z chłopakami na
potem dali mu cywilne ubranie, w którym ruszył piechotą do domu.
narty.
sne.
Któregoś dnia okazało się, że jedziemy przez linię frontu. Na górę dotarli już rosyjscy zwiadowcy, a na dole ukryli się Niemcy. Byliśmy całkiem nisko, kiedy z krzaków wyskoczył Niemiec. Miał na sobie zielony mundur feldgrau i nasuniętą na uszy papaszkę z królika, a w ręce trzymał mauzera. Krzyczał do nas przeraźliwie, bo jechaliśmy po jego linii ognia.
Mógł nas zastrzelić, a ocalił nam życie narażając wła
Wkrótce wysadzono most na Rabie i po w chwili zobaczyliśmy sowieckich żołnierzy.
Niesłychanie szybko to przeleciało. Potem pojawił się niemiecki żołnierz, który ukrywał się przed Sowietami. Mówił po polsku, bo był ze Śląska. Następ
nego dnia poszliśmy do kościoła w Rabce. Było mnóstwo biało-czerwonych sztandarów. W kościele śpiewano Boże coś Polskę, panował nastrój wyzwolenia.
Jrzewodniczącym Krajowej Rady Narodowej został Bolesław Bierut i jemu przypadła legitymacja poselska z zaszczytnym numerem 1.
Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego
Ojciec sporo wiedział o różnych ludziach z PKWN. Mówił, że Wasilewska to porządna kobieta, tylko głupia. Znał ją z PPS i uważał, że dała się oszukać, kiedy pomagała Sowietom przyłączyć Ukrainę Zachodnią. Ale był też w PKWN Andrzej Witos, brat Wincentego. Ojciec uważał, że Andrzej na pewno jest w Komitecie za zgodą
Wincentego. Wiedział, że Stanisław Szwalbe - wiceprzewodniczący Krajowej Rady Narodowej (KRN), która powołała PKWN - był założycielem przedwojennej Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Mówił o nim bardzo dobrze. Natomiast zupełnie nie wiedział, kto to jest Osóbka-Mo-rawski.
Wiele lat później, przypadkiem, poznałem historię Osóbki.
K_rajowa Rada Narodowa przyjęła ustawę o stworzeniu PKWN.
W ramach przygotowania do procesu wiosną 1984 r. wezwano mnie do czytania akt. Wśród nich znalazł się maszynopis pamiętnika Osóbki-Morawskiego, zabrany w czasie przeszukania u jednego z moich przyjaciół. Zacząłem czytać i nie mogłem się oderwać.
by zorganizował im spotkanie z grupą socjalistów. Ściągnął ich w noc sylwestrową, nie mówiąc o co chodzi. Kiedy się okazało, że chodzi o powołanie KRN, socjaliści chcieli wyjść. Powiedziano im, że to niemożliwe, bo zgodnie z zasadami konspiracji nikt nie może wyjść przed końcem spotkania. Dowódcą komunistycz
Wyczytałem tam, że Osóbka nie nazywał się Morawski. Był mało znaczącym socjalistycznym działaczem, kiedy w 1943 r. komuniści skontaktowali się z nim i zaproponowali, żenej ochrony wystawionej przez Gwardię Ludową był Józef Kuśmierek - później słynny reporter - który potwierdził, że do rana nikogo nie wypuści. W ten sposób - chcąc nie chcąc - stworzyli KRN.
Osóbka pojechał z delegacją KRN do Moskwy, gdzie napisano Manifest PKWN. Podpisał go jako Osóbka--Wasilewski. (W pamiętnikach chyba nie wyjaśniał, dlaczego, ale osoba wówczas mu bliska powiedziała mi niedawno, że Osóbka nigdy nie lubił swojego prawdziwego nazwiska, które źle kojarzyło się z jego wątłą posturą.) Kiedy przyniesiono im wydrukowany tekst, zobaczył, że jest tam jakiś Osóbka-Morawski.
- Kto to jest? - zapytał.
- To wy - usłyszał.
Bo Stalin powiedział, że nie może być dwóch Wasilewskich (była już Wanda) i polecił nadać mu jakieś inne polskie nazwisko.
I dali: Morawski.
Manifest PKWN
W Rabce na skrzyżowaniu dróg stała tablica ogłoszeń. Wisiał już na niej Manifest PKWN. Stanąłem i pracowicie przeczytałem cały tekst. Zro-
Jesienią 1944 r. Osóbka--Morawski jako przewodniczący PKWN podpisał 2 dekrety (Kodeks Karny Wojska Polskiego i dekret o obronie państwa), stanowiące prawną podstawę wojennego terroru. Karę śmierci przewidywano m.in. za wyszydzanie ustroju, sprzeciwianie się reformie rolnej i posiadanie radia bez zezwolenia.
\lanifest mówił o Polsce
bił na mnie duże wrażenie. Jego język przemawiał do mnie, bo wychowałem się w lewicowym domu.
W chałupie, w której mieszkałem z rodziną, zatrzymali się też wysiedleńcy z Poznańskiego i młynarz bez ręki - oficer Legionów z Przemyskiego. Nasz gospodarz, góral Łopatowski, ciągle pytał, czy brać ziemię. Ojciec mó-
demokratycznej, o wolnych wyborach, suwerenności, reformie rolnej, sprawiedliwości społecznej i o prawie.
wił: „brać!” A jak oni wrócą?
Tylko kapitan ciskał się pryncypialnie, że od bolszewików nie wolno brać niczego.
Dekret rządu wyraźnie mówił o nadaniu ziemi w wieczyste posiadanie. Nie było problemu, że to cudze. Był problem, co
się stanie, gdy
wrócą właściciele. Poczucie, że
to jest chłopska ziemia, było niesłychanie silne.
tem, że są aliantem, że Polska też jest aliantem, więc może - jak mówił Manifest - stracimy ziemie wschodnie, ale tu będzie normalna Polska.
O tym, że w Jałcie alianci zaakceptują linię Cur-zona, nie wiedziano. Ale było oczywiste, że są ta-
O Manifeście dyskutowano bez końca. Kapitan mówił, że pod żadnym pozorem nie należy Sowietom wierzyć, bo oni zawsze kłamią. Natomiast poznaniak twierdził, że Sowieci przecież nie chcą zaczynać z całym świa-kie sowieckie roszczenia. Dla nas to była trudna sprawa, bo pochodziliśmy ze Lwowa i nie mogliśmy tam wrócić.
Od dziecka wychowywano mnie w przeświadczeniu, że Ukraińcy są przez Polaków ciemiężeni i że mają prawo do swojej niepodległości. Kiedy pod koniec wojny zaczęła się rzeź wołyńska, ojciec twierdził, że to jest krwawe żniwo antyukraińskiej polityki sanacji. II Rzeczpospolita złamała przecież umowę z Petlurą, którego wojska w 1920 r. broniły Lwowa przed bolszewikami, a zaraz potem zostały internowane. Później nie zgadzano się na obiecany uniwersytet ukraiński we Lwowie, chciano go umieścić w Krakowie. Kiedy przyjeżdżała do nas jakaś ciotka, która mówiła straszne rzeczy o Ukraińcach mordują-
Jolska była wtedy krajem wędrówek. Tylko w 1945 r. repatriowało się ok. 1,5 min osób. Na Ziemiach Zachodnich osiedliło się 817 tys. osób, do Warszawy wróciło 300 tys. mieszkańców wysiedlonych po upadku powstania. W latach 40. co czwarty Polak zmienił miejsce zamieszkania, a obraz „kraju wędrówek” uzupełniało wysiedlenie kilku (oficjalnie 3, faktycznie więcej) milionów
Niemców z Ziem
cych polskie wsie, ojciec opowiadał straszne rzeczy o polskich ułanach, którzy wcześniej pacyfikowali wsie ukraińskie. Dla mnie ta sprawa miała wymiar tragedii obu narodów, a nie tylko winy zbrodniarzy i krzywdy porządnych ludzi.
Polska lubelska
Przed wojną ojciec był PPS-owskim jednolito-frontowcem - zwolennikiem współpracy z komunistami. Kiedy w 1933 r. Hitler doszedł w Niemczech do władzy, dlatego że socjaldemokraci nie chcieli współpracować z komunistami, mój ojciec - ochotnik w wojnie 1920 r. - opowiedział się za stworzeniem jednolitego frontu socjalistów z komunistami. „Nie możemy, mówił, powtarzać błędu niemieckiego. Jak się nie dogadamy z komuni-
Byłem bardzo związany ze Lwowem, chciałem, żeby to było polskie miasto, ale mając dziesięć lat rozumiałem złożoność sprawy.
W marcu 1945 r. przenieśliśmy się do Krakowa. Ojciec został tam dyrektorem Tymczasowego Zarządu Nieruchomości Państwowych.
stami, to sami sobie sprowadzimy na głowę polskiego Hitlera”. Niebezpieczeństwo pojawienia się polskiego Stalina dostrzegł dopiero, kiedy przeżył we Lwowie sowiecką okupację. Zrobił się z niego antysowietczyk. Chciał porozumienia Polski z Ukraińcami, ale nie z czerwoną Rosją, z czerwonym imperium. Współpracował z Polskimi Socjalistami Próchnika, ale oni też stali się antysowieccy.
Kiedy w 1945 r. zaczęła się odradzać PPS, ojciec pokazał mi instrukcję Londynu, która zakazywała wstępowania do oficjalnie istniejących partii, a nawet do harcerstwa. Ale on sam jeszcze w Polsce PKWN-owskiej uznał, że należy wchodzić we władze i organizować państwo. Generalnie uważał, że „panowie w Londynie kurzyli cygara, kiedy naród walczył”. Mówił mi, że rząd londyński był pański, a w Polsce trzeba stworzyć rząd robotniczo--chłopski. Jednakże do komunistów i PKWN zniechęcało go podporządkowanie Moskwie. Mówił mi więc, że współpraca z komunistami jest złem, ale sam przyjmował urzędy w nowej władzy.
Kiedyś przyjechał do nas sąsiad ze Lwowa, Adam Ostrowski - stary kolega ojca, PPS-owiec, w czasie wojny delegat rządu we Lwowie. Kiedy po akcji „Burza” Sowieci weszli do Lwowa, Ostrowskiego aresztowano. Z więzienia wyszedł jako człowiek nowej władzy, nowej PPS, i wkrótce został PKWN-owskim wojewodą w Krakowie.
Terror 1945 r.
W 1945 r. ojciec nie rozmawiał ze mną o aresztowaniu ludzi AK przez NKWD i polski Urząd Bezpieczeństwa (UB). Nic o tym nie wiedziałem. Dość powierzchowną wiedzę na ten temat uzyskałem gdzieś na przełomie 1965 i 1966 r., kiedy zacząłem rewidować swój stosunek do PRL, ale całą prawdę o terrorze NKWD i UB w Polsce PKWN-owskiej zacząłem poznawać na początku lat 70. Działając w opozycji zetknąłem się wtedy osobiście z ludźmi, których myślenie wywodziło się z tradycji piłsudczykowskich, PPS-owskich, chadeckich, prawicowych, liberalnych. Część z nich koniec lat 40. przesiedziała w więzieniu. Kazimierz Moczarski, Aleksander Małachowski, który siedział w Wilnie, Józef Rybicki, dowódca warszawskiego Kedywu i jeden z dowódców organizacji „Wolność i Niezawisłość” (WiN), z którym się zaprzyjaźniłem, Władysław Bartoszewski, Ludwik Cohn (nestor PPS-WRN). To, co zaczęli mi opowiadać o tamtych czasach, wymagało nowego spojrzenia na historię Polski.
Zacząłem szukać książek, dokumentów, relacji. Odkryłem prawdę o terrorze skierowanym przeciw ludziom AK. Tak potężnym, że wbrew rozkazom o rozwiązaniu oddziały znowu zaczęły się skupiać, bo AK-owcy ze strachu przed represjami chowali się w lesie.
Osóbka-Morawski pisał o zbrojnym podziemiu, które występowało przeciwko nowej władzy, i o sowieckim żądaniu zlikwidowania dywersji na tyłach Armii Czerwonej. Martwił się tylko, że terror dotykał także ludzi popierających nową władzę, natomiast uważał, że tych, którzy
Ujawnienie się grupy Radosława w Woli Rafalowskiej. Uchwalona przez KRN 22 lipca 1945 r. amnestia doprowadziła do ujawnienia (wg danych oficjalnych) ok. 30 tys. osób z poakowskiego podziemia. Delegatura Sił Zbrojnych uważała, że z amnestii „powinni korzystać tylko ci żołnierze, którzy są do tego zmuszeni okolicznościami zewnętrznymi”.
byli władzy niechętni, trzeba było wykryć i zniszczyć. Zaczęło się wielkie polowanie na podziemie.
W 1945 r. oddziały partyzanckie były zbyt rozdrobnione i za słabe, żeby atakować na przykład wojskowe magazyny. Bały się, że zostaną wykryte i rozbite przez Sowietów. Więc rabowano chłopów. Ruszył proces wyradzania się partyzantki w bandytyzm. Od chwili rozwiązania AK coraz trudniej było odróżnić bandę rabunkową od grupy niepodległościowej.
(jrupa funkcjonariuszy UB
W Polsce 1945 r. o zbrojne podziemie otarta się co druga rodzina. Jedni byli w AK, drudzy mieli kogoś bliskiego w AK, inni mieli w AK ; przyjaciół, krewnych, znajomych. W Zarytem właściwie w każdej chałupie czy stodole górale chowali pistolet, karabin maszynowy, granaty. Na wszelki wypadek.
Jeden z najgłośniejszych dowódców antysowieckiej partyzantki, major Zygmunt Szendzielarz „Łupaszka” z żołnierzami. Według różnych źródeł w latach 1944-1946 działało w Polsce od ok. 250 do blisko 1,5 tys. zbrojnych grup antykomunistycznych.
PPS
Któregoś dnia dziadek przyszedł do domu i powiedział:
- Jestem w PPS.
Ojciec zapytał, czy to jest prawdziwa PPS.
Dziadek zaczął wymieniać różnych działaczy z przedwojennej PPS, którzy byli w niej obecnie.
Trochę się kłócili, ale
Polska Partia Socjalistyczna Centralny Komitet Wykonawczy Warszawa
tfiejcka 16
L d>.
* Warszawa, dn. ( lubego 194— 86155 ) Tcw•Piaskowskie~o Wo j ewod y Doi no - Ślą s k i e go
Pic.-.er. :: a ub.r. l.dz. 6604/45 akie-
rowalil y do Waa tow.mgr.^ana GA2.A3IA na stanowisko starosty w administracji państwowej, prosimy o zawiadomi nie nas o wyniku tej sprawy.
Z socjalistycznym pozdrowieniem
Pismo Józefa Cyrankiewicza, sekretarza generalnego PPS, z 1946 r.
dwa dni potem okazało się, że ojciec też jest w PPS.
Obaj byli patriotami tyleż Polski, co partii, która w swoim programie jako pierwsza zawarła postulat niepodległości Polski. Mówiąc o Polsce, mówili o swojej partii.
Dziadek był bojowcem w 1905 r. Na argumenty mo-
jego ojca, że to jest zepsuta PPS, odpowiadał, że już po I wojnie była popsuta, bo szła z Piłsudskim. A dziadek zawsze uważał, że Piłsudski to zdrajca.
- Piłsudskiego nie ma, a partia została. I teraz też, partia zostanie, a tych łobuzów już nie będzie.
^Nadanie sztandaru organizacji warszawskiej PPS
Jacek Kuroń - jeszcze nie polityk...
Dziadek był patriotą PPS, a Piłsudskiego nie znosił, bo na przystanku Niepodległość Piłsudski wysiadł z czerwonego tramwaju i - jak mówił dziadek - został dyktatorem. A jeszcze bardziej nie cierpiął go za konszachty z warszawską organizacją, która jego zdaniem bardzo wcześnie stała się organizacją bandycką. Weszli tam zwykli bandyci (choćby Tata Tasiemka znany ze złodziejskich ballad), którzy popierali Piłsudskiego. Dziadek uważał, że za to odpowiedzialny był Piłsud-
ski, bo godził się na budowanie Organizacji Bojowej jako narzędzia wymuszania ustępstw pracodawców.
Płk Jan Rzepecki, mianowany w maju 1945 r. rozkazem p.o. Naczelnego Wodza Delegatem Sił Zbrojnych na Kraj, za jeden z najważniejszych celów uznał „rozładowanie zbrojnego podziemia i zapobieżenie wojnie domowej”.
Podziemie
Pamiętam taką scenę z jesieni 1945 r.: ojciec smaży jajecznicę dla mnie i dla siebie, kiedy wchodzi chłopiec w sandałkach i mówi:
- Pan Śledziński pyta, czy będziemy robili dalej to samo.
Nie ręczę, że on powiedział „pan Sledziński”, może użył innego zwrotu. Ale wiedziałem, o kogo chodzi. Ojciec powiedział: nie!
I ten chłopak wyszedł.
Wkrótce potem pan Śledziński sam nas odwiedził. W lwowskiej AK był bezpośrednim dowódcą mojego ojca. Prowadził sklep elektrotechniczny na Wałach Hetmańskich. Nosiłem mu różne rzeczy do naprawy - raz patefon, drugi raz żelazko elektryczne. Wiedziałem, co noszę, i gdzie to jest w tych rzeczach schowane. Ojciec mi mówił, żebym na wszelki wypadek wiedział, co niszczyć. Kiedy przychodziłem, Śledziński rozmawiał ze mną, potem szedł na zaplecze, coś tam majstrował i oddawał mi „naprawione” rzeczy.
Po wojnie Śledziński jako Myślenicki zamieszkał na Ziemiach Zachodnich. W jakiś czas po wizycie tego chłopca zapukał nocą do mojego okna. Przyjechał z Magdą, swoją łączniczką, którą też znalem. Nocowali
&Pł^
PO LS KA NA ZAWSZE ZJEDNOCZONA
Zapisałem się do zuchów.
u nas i tamtej nocy odbyli z moim ojcem bardzo długą rozmowę, którą w całości podsłuchałem.
Śledziński-Myślenicki mówił, że trzeba dalej walczyć, że wojna się nie skończyła, że przyjdą alianci. Ojciec mu odpowiadał, że Polska nie przeżyje następnej wojny, że naród jest zmęczony, nie chce wojny, że żadni alianci nie przyjdą.
To Sledziński zostawił tę instrukcję, którą ojciec dał mi przeczytać. Ja się właśnie zapisywałem do zuchów. Przeczytałem tę instrukcję i zapytałem ojca, czy mam do
tych zuchów wstępować. Ojciec powiedział: masz iść.
WiN i ROAK
Twórcy WiN, pułkownicy Janusz Bokszczanin, Franciszek Niepokólczycki (u dołu), Józef Rybicki, Jan Rzepecki, Antoni Sanojca, Jan Szczurek-Cergowski
Rozkaz o rozwiązaniu AK miał podrozkaz mówiący o zachowaniu na wszelki wypadek broni i łączności między dowódcami. Zostało to szybko wykryte i stało się jednym z pretekstów do represji, a represje powodowały spontaniczne odtwarzanie się podziemia. WiN była organizacją cywilno-polityczną, którą powołano po to, że-
deklarowali, że politykę Polski „musi cechować trzeźwy realizm w ocenie moralnych i materialnych sił światem rządzących”. WiN koncentrowała się na
nielegalnej działalności politycznej i wydawniczej. Istniała dwa lata cały czas prześladowana aresztowaniami.
Rzepeckiego aresztowano już 5 listopada 1945 r. Jego następcę, Rybickiego, jeszcze w tym samym roku. Kolejni prezesi WiN wpadali po kilku miesiącach urzędowania. W nowych warunkach konspiracja okazała się znacznie trudniejsza niż pod okupacją niemiecką.
by doprowadzić do rozładowania podziemia.
Prześladowani AK-owcy zaczynali na nowo konspi-rować. W różnych rejonach kraju powstawały organizacje samoobrony - np. Ruch Oporu Armii Krajowej (ROAK).
Józef Rybicki, członek komendy WiN, był zdecydowanym przeciwnikiem walki zbrojnej. Uważał, że wojna domowa niepotrzebnie wykrwawia naród, szkodzi Pol
sce, uzasadnia represje i grozi wpędzeniem podziemia w bandytyzm. Opowiadał mi o tym w latach 70., gdy obaj byliśmy członkami KOR.
Jeszcze w latach 60. spotykałem w więzieniach ludzi z AK i Narodowych Sił Zbrojnych (NSZ). Niektórzy mówili, że cały czas do 1959 czy 1960 r. toczyli wojnę o niepodległość, ale jak się w rozmowie okazywało, prowadzili normalne akcje ra-
bunkowe. Mieszkali po domach, a schodzili się tylko na skok. Najpierw zabijali działaczy PPR. Z czasem cała ich działalność ograniczyła się do rabowania. Tyle tylko, że nie rabowali chłopów, ale gminne spółdzielnie.
Spotkałem ludzi z AL, którzy w Miechowskiem okradali punkty skupu tytoniu. Niby mogli sami ten tytoń uprawiać, ale przeżyli swoje wielkie dni i strasznie
łCmchnia Polskiego Komitetu Opieki Społecznej, rok 1946
trudno im było do takiej pracy wrócić.
Odrodzenie
Kiedy zamieszkaliśmy w Krakowie, co niedziela pod moimi oknami polskie wojsko maszerowało do kościoła śpiewając polskie piosenki - na przykład szturmówkę: „Bywaj zdrów i prowadź na Lwów”. To było wielkie święto. Szło Wojsko Polskie! Nasza armia. Dużo było biało-czerwonych sztandarów, połamanych swastyk, słowo „Niemiec” pisało się małą literą. To wszystko przemawiało do mnie melodią powrotu Polski.
To był wielki ludowy zryw nie mający nic wspólnego z jakąkolwiek władzą. To się robiło dla siebie, dla nas, dla Polski - nie dla poparcia jakiejkolwiek władzy czy jakiegokolwiek politycznego porządku.
Wobec nowej władzy
Nowa władza z jednej strony niosła terror, a z drugiej
^Na naszych oczach Polska wracała do życia. Już w Polsce PKWN-owskiej zaczął się wielki impet odbudowy kraju. Ludzie uruchamiali swoje fabryki, elektrownie, szpitale, szkoły, naprawiali tory kolejowe, budowali mosty, odgruzowywali ulice, otwierali domy kultury, łaźnie, kina. Nie pytali o pieniądze. Dostawali przydział chleba, może jeszcze coś do chleba, i pracowali.
bardzo podkreślała, że chce budować Polskę lepszą od przedwojennej, sprawiedliwą.
Chłopi brali ziemię, a potem przychodzili leśni i zabijali tych, co ziemię dawali, albo nawet tych, którzy brali - bo wzięli nie swoje. Więc chłopi zaczęli się bać nie tylko nowej władzy, która pacyfikowała wsie podejrzane o współpracę z leśnymi, ale także leśnych.
Jeszcze bardziej złożona była sytuacja na terenach białoruskich. Kiedy w latach 90. ruszyła lustracja, Eugeniusz Czykwin, działacz
chłopom ziemi. Nawet poza dekretem. Polska miała być ludowa, miała być dla
JDardzo szybko przeprowadzono parcelację i przystąpiono do dawania
chłopów i robotników, obiecywała nowe szanse, awans.
prawosławny i białoruski poseł na sejm, złożył oświadczenie, że w jego stronach polskie podziemie zabijało Białorusinów, a on sam żyje dzięki temu, że to przypadkiem nie w jego wsi podpalono cerkiew, do której leśni spędzili Białorusinów - mężczyzn, kobiety, dzieci. W związku z tym uważał, że dla Białorusinów współpraca z policją, z nową władzą, była jedynym ratunkiem i jeżeli chce się zachować minimum przyzwoitości, nie wolno ich sądzić nawet za współpracę z UB.
Rok 1946, Warszawa, zjazd uczestników walki z hitleryzmem, delegacja białostocka
Zdrada aliantów?
się pod przemożną presją aliantów, którzy złudzeń nie mieli. Od premiera Mikołajczyka domagano się natych
Tymczasem w Londynie trwały zakulisowe boje. Rząd londyński, który żywił mnóstwo złudzeń, znalazł miastowego porozumienia z Sowietami. Mikołajczyk po Jałcie zgodził się, by w rozmowach oprócz niego i PKWN brali udział przedstawiciele „sił demokratycznych, antyfaszystowskich kraju”.
W stosunku do Polski była to formuła nieprzyzwoita. W Polsce nikt nie poparł Hitlera. Hitlerowcy tego nie chcieli, bo ustalono, że tu będzie teren ekspansji koloni-zacyjnej, a Polacy mają się nauczyć tylko pisania i czytania. Więc może nie była to wyłącznie nasza zasługa, ale jest faktem, że byliśmy krajem bez Quislinga i bez Petaina, poza komunistami zaś, których dopuszczono
]\4jtem jest stwierdzenie, że Zachód nas sprzedał w Jałcie i Poczdamie. Nie sprzedał, tylko przyjął do wiadomości fakty. Tu była sowiecka armia, więc nie istniała kwestia, czy oddać Polskę Sowietom. Było tylko pytanie, czy rozpoczynać z nimi wojnę, czy też starać się jak najwięcej wytargować po dobroci.
do obrad, w Polsce nie istniały siły antydemokratyczne.
Mój ojciec mówił, że polskie społeczeństwo nie chce już wojny i nie będzie walczyło. I miał rację. Podobnie było na Zachodzie. Namówić wówczas zachodnie społeczeństwa do rozpoczęcia wojny ze Związkiem Sowieckim w obronie Polski było po prostu niemożliwe. Więc wytargowano dla Polski wolne wybory i udział Mikołajczyka w rządzie.
Zbigniew Brzeziński powiedział, że Zachód popełnił błąd, traktując Stalina jako przywódcę demokratycznego społeczeństwa. Może tak. Ale mógł mieć świadomość, że Stalin jest wschodnim satrapą, który nie dotrzyma umów, tylko że nie potrafił nic na to poradzić. Bo - tak samo jak my - nie miał siły walczyć z sowiecką Rosją.
Pytanie istotne dotyczy gwarancji. Czy Zachód mógł przeciwdziałać mordowaniu Polaków przez NKWD i UB? Czy mógł zapobieczsfałszowaniu wyborów? Obawiam się, że nie.
PRÓBA DEMOKRACJI
Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej (TRJN)
Powstanie TRJN było wynikiem długich negocjacji z Rosją prowadzonych przez Zachód i konsultacji w Moskwie, na które pojechali niezwykle zacni ludzie z kraju i z emigracji. Z kraju przyjechał Władysław Kiernik (współpracownik Witosa, przed zamachem majowym członek rządu, więzień brzeski), Zygmunt Żuławski (przed wojną wieloletni poseł i przewodniczący Rady Naczelnej PPS), Adam Krzyżanowski (bliski krakowskim konserwatystom profesor ekonomii), Stanisław Kutrzeba (znany profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego bez doświadczenia politycznego), Henryk Kołodziejski (wybitny mason, przed- i powojenny dyrektor Biblioteki Sejmowej). Z emigracji - oprócz Mikołajczyka, który wcześniej (w listopadzie 1944 r.) zrezygnował z teki premiera rządu londyńskiego - przyjechali Antoni Kołodziej (mało znany działacz związku marynarzy) i Jan Stańczyk (minister w londyńskich rządach Sikorskiego i Mikołajczyka). Rząd lubelski reprezentowali Władysław Gomułka (sekretarz generalny PPR), Bolesław Bierut (przewodniczą-
cy KRN), Edward Osóbka-Morawski (premier) i Władysław Kowalski (przywódca propepeerowskiego Stron-
Po utworzeniu Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej, pożegnanie w Moskwie. Od lewej w pierwszym rzędzie: Zygmunt Modzelewski, Edward Osóbka--Morawski, Bolesław Bierut, Wiaczesław Mołotow, Michał Rola-Żymierski, Nikołaj Bułganin, Andriej Wyszyński, Jan Stańczyk.
Zygmunt Żuławski, członek KRN, w 1945 r. próbował bez powodzenia założyć Polską Partię Socjalno-Demokratyczną. W kwietniu 1946 r. dokooptowany do Rady Naczelnej PPS, w październiku odszedł z partii. W 1947 r. poseł na sejm z listy PSL, wystąpił z ostrą krytyką polityki PPR.
nictwa Ludowego, przed wojną członek Komunistycznej Partii Polski).
Kiedy delegaci dotarli do Moskwy, powstał problem, czy mają przystępować do rozmów, bo właśnie zaczął się pokazowy proces 16 przywódców Polski Podziemnej, których Rosjanie aresztowali w Pruszkowie.
Żuławski pytany o to, opowiadał przy mnie, że trzeba było jak najprędzej stworzyć władze niezależne od Sowietów, a te rozmowy były elementem budowania niezależności. Mówił, że oczywiście można było zerwać rozmowy, ale proces dochodzenia do nich był strasznie trudny i gdyby je zerwano, nie wiadomo, o ile przedłużyłoby się bezpośrednie panowanie Sowietów w Polsce.
W całej Polsce stały przecież wojska sowieckie i działał NKWD, który robił, co chciał - na przykład nie uprzedzając nikogo aresztował polskich sędziów grodzkich. Pod niemiecką okupacją sądy grodzkie działały za zgodą Państwa Podziemnego, zainteresowanego ograniczeniem bandytyzmu i złodziejstwa. Sowieci zaś uznali sędziów za kolaborantów i dopiero w wyniku interwencji PKWN zgodzili się ich zwolnić.
Inaczej mogli sytuację widzieć ci, których w procesie moskiewskim sądzono. W swoich wspomnieniach Pużak z pogardą pisze o uczestnikach rozmów, negocjujących z Sowietami, gdy przywódcy Państwa Podziemnego gnili w sowieckim więzieniu. I ta pogarda była uzasadniona.
Uznanie TRJN w karykaturze Gwidona Miklaszewskiego
Utworzony w Moskwie TRJN był zdominowany praktycznie przez PPR. Premierem został Osóbka-Morawski (formalnie z PPS), a wicepremierami Gomułka (PPR) i Mikołajczyk (PSL). Tylko cztery ministerstwa objęli ludzie nie związani z KRN czy PKWN. Rolnictwem i reformami rolnymi kierował Mikołajczyk, oświatą - Czesław Wycech, administracją publiczną - Władysław Kiernik, a pracą i opieką społeczną - Jan Stańczyk.
Wielki skok
Po wejściu Mikołajczyka do rządu sporo emigrantów zaczęło wracać do kraju.
Z działaczy przedwojennej PPS wrócili między innymi Jan Szczyrek, Henryk Jabłoński, Julian Hochfeld i Ludwik Grosfeld.
Jan Szczyrek był przed wojną sekretarzem PPS we Lwowie. Tworzył tam jednolity front z komunistami i zaprzyjaźniony był z moim ojcem, który też należał do PPS-owskich jednolitofrontowców.
.Zygmunt Zaremba,
Pamiętam dwie rozmowy ojca ze Szczyrkiem i Zygmuntem Zarembą. Podczas pierwszej byli jeszcze przekonani, że w Polsce da się coś zrobić. Tchnął z nich optymizm, bo powołano Centralny Urząd
wybitny działacz
socjalistyczny.
Od 1946 r. kontynuował działalność polityczną na emigracji w Paryżu.
Planowania (CUP) kierowany przez Czesława Bobrowskiego, wybitnego ekonomistę związanego z piłsudczykowską lewicą, a współpracował z nim przedwojenny wicepremier, Eugeniusz Kwiatkowski. I rzeczywiście, w dwa lata stworzono bardzo sensowny 3-letni plan odbudowy. Dzięki temu w roku 1947 poziom dochodów zaczął zbliżać się do stanu z roku 1938. Ponieważ jednocześnie zmniejszyły się olbrzymie przed wojną różnice zarobków, już dwa lata po wojnie wielu ludziom żyło się le
piej niż w II Rzeczypospolitej.
Szybko pojawiło się poczucie wielkiego przełomu, bo żywność stała się tania i nareszcie było jej dość, a nawet dużo. Sklepy były pełne.
Któregoś dnia odwiedziła nas przyjaciółka mojej
ciotki, która była w armii Andersa. Mówiła, że od powrotu do kraju szaleje ze szczęścia, bo w Polsce bez przerwy je i je. W Anglii obowiązywały kartki, trwała reglamentacja, a w Polsce na co dzień jedliśmy bułki z masłem. Poczucie skoku stopy życiowej było niewątpliwe. To był bardzo istotny element tamtej epoki.
Ojciec Jacka Kuronia na powojennym posiedzeniu.
Nadzieje
Wśród inteligencji dominowało złudzenie, że Rząd Tymczasowy jest rzeczywiście tylko tymczasowy, a po wyborach będziemy mieli wolną Polskę. „Ni z tego, ni z owego będzie Polska na pierwszego”. Liczono, że Sowieci się wycofają, że pójdą sobie za Bug.
Wiosną 1946 r. ojciec przeniósł się do Warszawy, gdzie został figurą w Naczelnej Organizacji Technicznej (NOT), a jednocześnie pisał w „Robotniku”. Rodzina została w Krakowie, a ja z oj-
cem mieszkałem w Warszawie, na Lwowskiej 6 - VI piętro bez windy.
Ojciec był inżynierem i o święcie myślał po inżynierska. Cały kraj, rozwój, gospodarkę traktował jak proces technologiczny. Jak wszystkim socjalistom, wydawało mu się, że świat można zaprojektować. A przyszedł czas wielkiego projektowania: zago-
Z kraju rolniczo--przemystowego, jakim była „pańska” II Rzeczpospolita, Polska miała się przekształcić w uprzemysłowione państwo robotników i chłopów.
spodarowanie Ziem Zachodnich, wieloletnie plany, które miały dać rozwój, uprzemysłowienie (marzenie dwudziestolecia), w miejsce przeludnionej, głodnej wsi - wielkie fabryki. To była wizja przemawiająca do środowisk inżynierskich.
W ówczesnej Polsce niezwykle silne były takie inżynierskie marzenia starannie wypielęgnowane przez II Rzeczpospolitą. Zdjęcie Śląska z dymiącymi kominami znajdowało się na okładkach przedwojennych podręczników. Pamiętam, jak w 1946 r. jechałem z ojcem przez Śląsk na wrocławski Kongres Techników. Kiedy zobaczyłem to morze kominów i chmury dymu - po prostu urosło mi serce. Teraz ten obraz wywołuje grozę, a wtedy dawał nadzieję, stwarzał obietnicę nowoczesno
Banknoty emisji 1946 r.
ści - dobrego, dostatniego życia.
Grzech lewicy
W myśleniu lewicowym tkwiło zaszczepione przez Marksa przeświadczenie, że źródłem całego zła jest prywatna własność środków produkcji, która rodzi nędzę, biedę, ciemnotę i wyzysk. Wynikało z tego, że uspołecznienie środków produkcji niejako automatycznie oczyści całe życie społeczne. To był grzech pierworodny lewicy.
Nowa władza bardzo się starała pozyskać inteligencję, a szczególnie twórców. Jak tylko mogła, zabiegała o ich przychylność. Dla literatów zakładano specjalne stołówki, dawano im
^^^TZtgchczasoWBch IH
MICKIBAAICZAI
L. —-
Bl . O4«*»tows S? najszerszym
II EŁ"“”™ ?sa."s ■
Bl w 150-tą rOCTz catośt W6rcZOSLL Narodowego Igi
i | cd 1.» * «•« 1M9Tekst ^tyczny li
■ I opracU.a>1K“roitet ^-okładka pól^ywna- Ig
B^iil płosze w sk ieg°. an<erJ5e bezdraewnj j^odnych warunków 1...
Wydanie na PaP rt__vętać jeszo-e x n Narodowego l|
II K^y k«o r* ■ n
■ I przedpłaty. M^klewi«» pomzs« znacznie 1
■ l S^aMa * ^a^klej cena I po o«"^ g
■L Adminst” _ —fl
|| zAMOwreS1®— "ńXSi|
■ «“iSs.’0-''
Pełne Wydanie Dzieł
HENRYKA
W pheiwmehacie
Wydział Prenum ’ m «IV ^rutu Wydau^Z**0 Warszawa, ul. Krucza^” oraz wszystkie Oddziały wojewódzkie Piw
Wysyłka prospektów na Udanie instytutowy instytut wydawniczy
jtaowiio
----
' Unię
uUca, nr- dotnu
Dla polskich inteligentów wychowanych w etosie służby dla ludu, marzących, aby książki „zbłądziły pod strzechy” i żeby Janko Muzykant miał skrzypce, sprawy kultury były arcyważne.
podpis
-------~~~ )b^ przeplsać 1
cJa ___
jielaka 1«. « --
KSIĘGARNIA
■■
Dom przy ulicy
Lwowskiej 6 - nasz pierwszy warszawski adres
Entuzjazm odbudowy powodował, że Polska błyskawicznie podnosiła się z wojennych zniszczeń.
mieszkania, w gigantycznych nakładach wydawano książki, sprzedawane potem za śmieszne pieniądze. Drukowano Prusa, Orzeszkową, nawet Mickiewicza.
Polska inteligencja nie była taka głupia jak ja - 12--letni chłopiec. Więcej wiedziała choćby o ówczesnym terrorze, ale jakoś go sobie próbowała tłumaczyć. Maria Dąbrowska na przykład miała świadomość, że dzieją się rzeczy straszne, ale uważała je za efekt wojny, która zawsze zostawia deprawację. Wierzyła, że wkrótce się to skończy. Jednocześnie widziała bowiem, jak dokonuje się historyczna sprawiedliwość, jak otwierają się drogi wielkiego awansu, jak chłopskie i robotnicze dzieci nareszcie mogą się uczyć i najeść do syta.
Złudzenia socjalistów
Ponieważ byliśmy w Warszawie tylko we dwóch, ojciec zabierał mnie na spotkania przedwojennych PPS--owców. Pamiętam takie spotkanie po sąsiedzku, na Lwowskiej, w mieszkaniu jakiegoś malarza. Było tam dużo obrazów. Malarz robił czarną kawę. Wszyscy pili gorzką, więc ja też. Była to pierwsza kawa w moim życiu. Wydawało mi się, że to nieprawdopodobne świństwo.
W tej rozmowie było dużo optymizmu. W początkach 1946 r. wszyscy oni byli pełni nadziei. Szczyrek był przekonany, że pod bokiem sowieckiej Rosji uda się w Polsce stworzyć niesowieckie, chociaż przyjazne Sonędza przedwojennej wsi. Był to sukces nie tyle nowego porządku, ile rezultat wojny. Po pierwsze w czasie okupacji dzięki drogiej żywności wieś się wzbogaciła. Po drugie odbudowująca się gospodarka potrzebowała rąk do pracy i przeludniona wieś te ręce chętnie dawała. Plan 3-letni angażował olbrzymie rzesze ludzi, przed wojną bezrobotnych.
wietom państwo. Wszyscy uważali, że odbędą się wolne wybory i powstanie normalna wolna Polska. Może mówiło się tam o terrorze, o lagrach, o UB, ale każda dyskusja prowadziła do wniosku, że bez względu na czarne strony tej rzeczywistości uspołecznienie pociągnie za sobą oczyszczenie społeczne i wszystko, co złe, zniknie. Zakładano, że uda się urządzić Polskę socjalistyczną, ale nie sowiecką. Ktoś się nawet powoływał na rozmowy z komunistami. Najłatwiej było to robić Szczyrkowi, który przed wojną miał z nimi bliskie kontakty.
Ówczesna sytuacja pozwalała na optymizm. Bezrobocie błyskawicznie zniknęło, podobnie jak
Referendum
Kiedy zapadła decyzja o referendum, pętla zaczęła się zacieśniać. Bardzo się zaktywizował UB, który teraz działał już nie tylko przeciw podziemiu, ale także przeciw Mikołajczykowi. Zaczęły się zupełnie otwarte ataki na PSL, zwłaszcza na wiejskich działaczy, których najpierw straszono, a potem zaczęto mordować. Zygmuntowi Żuławskiemu już jesienią 1945 r. uniemożliwiono powołanie Polskiej Partii Socjalno-Demokra-tycznej, a Karolowi Popielowi - odtworzenie samodzielnego Stronnictwa Pracy.
W 1946 r. przedwojenni PPS-owcy zaczęli tracić nadzieję. Któregoś dnia - już po referendum, a może tuż przed - poszliśmy z ojcem odwiedzić chorego Jana Szczyrka. Jako poseł KRN mieszkał w Starym Domu Poselskim - mniej więcej w tym pokoju, w którym póź-
^Nowa władza, mimo wszystko, bała się narodu, więc postanowiła odsunąć wybory i na razie zrobić referendum.
niej miałem biuro jako przewodniczący Komisji Mniejszości Narodowych.
Szczyrek przeżył łagry. Potem trafił do armii Andersa i dzięki temu się uratował, ale strach przed Rosją ciążył na jego życiu. Bał się Rosji, niechętnej demokracji, zdradzieckiej, zaborczej. W pierwszej rozmowie nie słyszałem tego strachu. W drugiej - może pół roku później - słychać było niemal
Wbrew sugestii propagandowego plakatu, 3 x tak (jak tego chciała PPR) odpowiedziało nie więcej niż 27% glosujących, a 3 x nie co najmniej 33%.
Oficjalnie podano, że zniesienie senatu poparło
67%, przeprowadzone reformy 78%, a nowe granice 92%.
tylko strach. Już nie wierzył, że w cieniu Sowietów da się stworzyć niesowiecką Polskę. Nie miał złudzeń. Z tego czasu pamiętam też podobną rozmowę ojca z Zygmuntem Zarembą.
To narastało zupełnie błyskawicznie. A kiedy sfałszowano referendum (30 czerwca 1946 r.), wszyscy oni stracili nadzieję. Zrozumieli, że tu nie chodzi o idee, tylko o władzę i sowiecką kontrolę nad Polską.
PPR
Po referendum, kiedy stało się jasne, że to komuniści mający oparcie w Sowietach będą rządzili Polską, zaczęli do PPR ciągnąć ludzie
szukający kariery.
Przed wojną, podczas studiów, mój ojciec mieszkał w Drugim Domu Techników razem z Jankiem Platonem, który był komunistą. Ojciec ukrywał mu bibułę. Kiedyś policja dowiedziała się, że w ich wspólnym pokoju jest maszyna drukarska i bibuła. Już obstawili dom, kiedy przyszedł do nich starszy brat Blatona, Ludwik, który był zawodowym podoficerem. Powiedzieli mu, co się dzieje. Mieli wszystko spakowane w dwóch walizkach. Ludwik wziął te walizki i w mundurze sierżanta przeszedł z nimi obok policji.
Potem Jan Blaton wyjechał na stypendium do Danii. Był znanym w świecie profesorem fizyki. Jeszcze przed wojną napisał do ojca, że zerwał z komunizmem, bo jest on zagrożeniem dla świata. Natomiast Ludwik Blaton stał się komunistą. Przyjechał do nas, kiedy był sekretarzem PPR w Limanowej. Bardzo lubił opowiadać o swoim życiorysie przedwojennego komunisty. Aż któregoś dnia mój ojciec nie mógł już tego słuchać:
- Przed wojną - mówi - to ty byłeś zupakiem, a nie komunistą.
- Ale wyniosłem te walizki - Blaton na to.
- Fakt, wyniosłeś, ale opowiadasz życiorys swojego brata.
- A nie szkoda, żeby się taki życiorys marnował?
Potem Blaton został dyrektorem departamentu w Ministerstwie Komunikacji.
Szkota partyjna im. Marchlewskiego w Łodzi. W lipcu 1944 r. PPR miała 20 tys. członków, w kwietniu 1945 r. już 300 tys.
Franciszek Jóźwiak - w latach 1944-1949 komendant główny Milicji Obywatelskiej (a w latach 1948-1956 członek KC PZPR) - miał do dyspozycji przeszło 60 tys. funkcjonariuszy i 100 tys. członków bojówek Ochotniczej Rezerwy MO (ORMO).
Nik#.zjU«'®w
Nowa fala przemocy
Po referendum (formalnie wygranym, ale w rzeczywistości wyraźnie przegranym) komuniści - widząc, że nie mają szans w wyborach - próbowali wciągnąć Mikołajczyka do wspólnego frontu. Kiedy to się nie powiodło, zaczęli zwalczać PSL administracyjnymi represjami, cenzurą, brutalną propagandą, wreszcie terrorem.
Ropaganda przedwyborcza przybierała różne formy.
Był to jednak terror ograniczony: działaczy przetrzymywano na komisariatach, kogoś pobito, zrobiono rewizję w partyjnym lokalu. Konflikt z mocarstwami zachodnimi był już wyraźny, ale wciąż starano się zachować minimum pozorów, że w Polsce panuje demokracja. Kiedy na posiedzeniach KRN posłowie PSL protestowali przeciw mnożącym się nadużyciom UB, mówili o „sanacyjnych metodach” i przestrzegali, że może być „tak źle, jak w Polsce pańskiej”. Przyrównywanie nowej władzy do sanacji wciąż uważano za obraźliwe.
Dopiero przed samymi wyborami zaczęła się potworna presja z użyciem wszelkich środków. Coraz częściej pojawiali się „nieznani sprawcy” mordujący opornych działaczy. Było oczywiste, że wytaczane procesy nie mają nic wspólnego z wymiarem sprawiedliwości. Powszechnie uważano je za element przedwyborczej kampanii zastraszania społeczeństwa.
W każdym razie kampania wyborcza uruchomiła już spiralę wielkiego terroru. Po wyborach ogłoszono
wprawdzie amnestię i terror nieco zelżał, ale wkrótce znów wrócił i trwał aż do 1954 r., kiedy zaczął opadać.
Odpowiedzią na terror komunistycznej władzy była aktywizacja zbrojnego podziemia. Gomułka miał rację, kiedy zarzucał Mikołajczykowi, że PSL zbliża się do podziemia. To było nieuchronne, bo rosnąca przemoc ze strony komunistów wzmacniała argumenty za stawianiem zbrojnego oporu. Wyobraźnią społeczną coraz częściej rządził strach, chęć odwetu, żądza zemsty.
Temu procesowi próbował przeciwstawić się Kościół. Nowy (od 1948 r.) prymas Stefan Wyszyński potępiał podziemie. W porozumieniu z rządem, które zawarł w 1950 r., zdecydowanie zobowiązał się, że Kościół nie będzie wspierał żadnej konspiracji. Wcześniej podobnie wypowiadał się kardynał Hlond.
Jan Józef Lipski zwrócił mi kiedyś uwagę, że terror różnie wyglądał i był różnie odbierany w różnych miejscach Polski. W Przasnyskiem Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego (KBW) i UB prowadziły regularne pacyfikacje. Po
dobnie na całym południowym wschodzie, gdzie po zamordowaniu generała Karola Świerczewskiego w marcu 1947 r., przeprowadzono wielką, skierowaną przeciw Ukraińcom akcję pacyfikacyjną pod kryptonimem „Wisła”. Na Ziemiach Zachodnich UB tępił głównie Niemców i volksdeutschów, podobnie w Bydgoskiem, gdzie UB wśród Polaków nie budził grozy. W centralnej Polsce było inaczej, bo tu zajmowano się głównie pacyfikowaniem wrogów ustroju.
ż\.kcja „Wisła” oznaczała m.in. wysiedlenie z terenu Bieszczad ok. 30 tys. rodzin ukraińskich (150 tys. osób). Wcześniej na mocy umowy z ZSRR wyjechało z Polski (na ogół pod przymusem) blisko 500 tys. Ukraińców.
Antysemityzm i pogromy
W czasie wojny ojciec prowadził fabryczkę, która była odkrywką wywiadu AK, a ponieważ pracował w lwowskiej Zegocie, zatrudniał dużo Żydów. Kiedyś przyszedł do domu i mówi, że zaczęła się akcja „oczyszczania” - zostać mogą tylko ci, którzy są potrzebni do pracy dla wojska. Fabryczka produkowała lampy dla wojska. Dzięki
]VIanifest Lipcowy zapowiadał: „Żydom po bestialsku tępionym przez okupanta zapewniona zostanie [...] odbudowa ich egzystencji oraz prawne i faktyczne równouprawnienie”.
tym lampom ojciec dostał 50 żółtych karteczek z literą „W”. Ocaleć mogli tylko ci, którym je dał. Ale karteczek było 50, a Żydów ze 100. Opowiadał o tym przy kolacji. Mówił, że sprawa jest prosta - da inteligencji, twórcom, działaczom, a jak coś zostanie, to jeszcze silnym, młodym, zdrowym, którzy mają szansę ocaleć. Dokonywał racjonalnej selekcji.
MANIFEST
i pierwsze dekrety Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego
Fo II wojnie Żydzi (w lipcu 1946 r. po repatriacji z ZSRR było ich 245 tys.) nie zamieszkiwali już jednolicie etnicznych uliczek, jak ten zaułek na krakowskim Kazimierzu. Zniknęli też tradycyjnie noszący się Żydzi. Mimo to gwałtownie ożyła wiara, że do wyrobu rytualnej macy Żydzi używają krwi chrześcijańskich dzieci. Wiele osób wierzyło w tę bzdurną plotkę, którą przed rewolucją 1905 r. puściła carska ochrana, żeby narastający w Rosji ferment skanalizować w antysemickich ekscesach.
Do dziś jest we mnie z tego powodu poczucie wielkiego wstydu.
Myślę, że prawie w każdym z nas, którzy przeżyliśmy wojnę, jest chociaż trochę takiego - może niezawinionego - wstydu. Przez kilka poprzednich lat na polskich ulicach hitlerowcy prowadzili wielkie polowanie na Żydów. Nic na to nie mogliśmy poradzić. Musieliśmy z tą świadomością żyć. A co robi człowiek, który widzi, jak na ulicach mordują ludzi? Albo staje po ich stronie -a to wymagało ogromnej odwagi, bo mogło oznaczać śmierć - albo tłumaczy sobie, że ci, których mordują, jakoś na to zasłużyli.
Kilka, może nawet 10% Polaków jakoś Żydom pomagało. Reszta musiała inaczej ugłaskać sumienie. Pomagały im pewnie przedwojenne antysemickie emocje, ale w dużo większym stopniu pomagała potężna hitlerowska propaganda. Plakaty, gazety gadzinowe, szcze-kaczki, dodatki w kinach, hasła typu „Żydzi-wszy-ty-fus”, nawet specjalne lekcje w szkole.
Widziałem, jak wstydziła się moja nauczycielka w lwowskiej szkole podstawowej, kiedy pod niemiecką okupacją przyszło jej poprowadzić lekcję na temat „Żydzi jako niższa rasa”. Nie wiedziała, co z tym zrobić. Zaraz znalazł się tłum dzieciaków, które krzyczały, że „Hitler zrobił dobrze zabijając Żydów”. Siedziałem wstrząśnięty. Moja Pani wywołała antysemicki wrzask - tak jak było w programie - ale widziałem, że ona tego nie chce, że jest zażenowana tym, co zrobiła.
Po wojnie cudem ocaleni Żydzi zaczęli wracać do swoich domów, które im zabrano w czasie okupacji. Tymczasem do tych domów już wprowadzili się ludzie, mieszkali tam dwa, trzy lata. I co teraz? Mieli się wyprowadzać?
W tych latach klimat pogromów wisiał w powietrzu. Pogromy Żydów w Kielcach, Krakowie, Rzeszowie nie wybuchały przypadkiem. Były prowokowane przez władze, ale te prowokacje trafiały na podatny grunt.
Kiedyś mój dziadek zabrał młodszego brata, Felka, na spacer. Ale Felek, jasny blondynek, nie miał ochoty nigdzie iść, więc dziadek wziął go za rękę i ciągnął.
Dziadek zwyczajem starych robotników chodził zawsze w czapce. Ludzie na ulicy uznali, że to Żyd ciągnie gdzieś chrześcijańskie dziecko - zapewne na macę. Nie chcieli dziadkowi uwierzyć, że prowadzi wnuka na spacer. Postanowili sprawdzić. Wielki tłum przyprowadził ich na nasze podwórko.
- Niech się pokaże matka - krzyczeli.
Więc moja mama wychyliła się, wzięła Felka na ręce. Ale on był tak przerażony, że dalej płakał. Ludzie zaczęli mówić, że gdyby to była matka, to przestałby płakać. Potem przyjechał UB. Kazali Felkowi znaleźć jakieś zabawki. U nas nie było żadnych zabawek, bo ciągle się przenosiliśmy, ale Felek stanął na wysokości zadania. Wlazł pod łóżko i wyciągnął stare taczki.
Ubecy wyszli. Ludziom na dole powiedzieli, że to jest na pewno dom tego dziecka. Felek wlazł na okno, uśmiechał się, przestał się bać. Tłum rzedł. Awantura rozeszła się po kościach. Ale równie do
brze mogło dojść do regularnego pogromu, gdyby mamy akurat nie było w domu.
Po wojnie silne było przekonanie, że Żydzi są na usługach Sowietów. I rzeczywiście, nie brakowało Żydów w bezpiece, w PPR-owskim aparacie, w urzędach nowej władzy, ale Polaków było tam dużo więcej. Różne się na to składały przyczyny. Po pierwsze, przed wojną zasymilowani Żydzi chętnie przystawali do komunistów, bo komunizm był jedyną ucieczką przed antysemityzmem. Po
]Vlimo niechlubnych powojennych ekscesów, Polacy stanowią najliczniejsze grono wśród odznaczonych medalem „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”. Pośród 12 tys. odznaczonych jest 4,5 tys. Polaków.
Według ogłoszonych wówczas danych Centralnego Komitetu Żydów w Polsce tylko od stycznia do sierpnia 1945 r. z rąk polskich zginęło ok. 230 Żydów, a fala antysemityzmu dopiero narastała.
PAMIĘCI 42 ŻYDÓW ZAMORDOWANYCH 4 LIPCA 1946 R PCDCZAS ROZRUCHÓW ANTYSEMICKICH.
TABLICA WMUROWANA W 44 ROCZNICE Z INICJATYWY LECHA WAŁĘSY PRZEWODNICZĄCEGO NSZZ SOLIDARNOŚĆ PRZEZ RUNDACJE RODZINY NISSENBAUMOW
drugie, Sowieci bardziej ufali ludziom, którzy przeżyli II wojnę w Związku Sowieckim. A wielu Żydów
ocalało w Sowietach. Przeżyli, wrócili do Polski i tu proponowano im różne posady. Przy tym masowo zmieniano im nazwiska pod pretekstem, że nie powinno być w Polsce niemieckich nazwisk.
wjynwriy' r"4z ” rra rx TN' 1UU-I34B 'z V TJ-4 UVT
.limznx yu.-u'Z’YZ'rzx'T “yz irnnmr*x T'x r -xusmix -wt ircx'rrx Ryn ltzi rxry* pa wnKa .xaivjxi* iv? y'simia iyi nrr ••uiuuwnxr’Txtr .UWIJVU'3 V"7W3 "NT yra
Ostać się przy żydowskim nazwisku znaczyło być bardzo twardym człowiekiem.
Na pewno wśród Żydów, którzy przeżyli, wielu odczuwało potrzebę zemsty za antysemityzm. Nie na Polakach, ale na antysemitach. Tak było, ale w stopniu niewspółmiernie mniej-
IN MEMORY OF THE 42 JEWS MURDERED ON JULY THE 4'“ IN 1946 DURING ANTI-SEMITIC RIOTS COMMEMORATING PLATE IS BUILT IN THE ANNIVERSARY OF ’MIS EVENTS BYNISSENBAUM FOUNDATION ON THE INITlilTIVE GF LECH WALESA THE LEADER OF SOLIDARITY.
szym od mitu, który wokół tego powstawał. Bo mit był przeolbrzymi. Dla narodu przeżywającego sowiecką inwazję pożyteczne było wskazanie, że komunizm to Żydzi. Skoro naród polski odmówił komunistom poparcia, ten, kto ich popierał, mógł być tylko Sowietem lub Żydem.
Od początku 1946 r. wyraźnie ujawniało się napięcie między ZSRR a Stanami Zjednoczonymi. 5 marca w Fulton Winston Churchill użył terminu „żelazna kurtyna” dla określenia separacji demokratycznego Zachodu od komunistycznego Wschodu. Punktem zwrotnym stało się jednak stuttgarckie przemówienie sekretarza stanu Jamesa Byrnesa, który 6 września 1946 r., obiecując Niemcom pomoc w odbudowaniu demokratycznego państwa, zakwestionował powojenny podział Europy - w tym granicę na Odrze i Nysie. Obok - manifestacja w Łodzi po mowie Byrnesa, 1946 r.
Wybory
Wybory 1947 r. odbyły się w atmosferze terroru, a wyniki oczywiście zostały sfałszowane.
W maszynopisie wspomnień Osóbki-Morawskiego czytałem, że razem z Gomułką pojechali do Stalina uzgodnić wynik wyborów. Osóbka nalegał, żeby PPS i PSL zdobyły wprawdzie mniej mandatów niż PPR, ale na tyle dużo, by dla uzyskania większości PPR potrzebo-
musiał zrozumieć, że to jest kres PPS. Bolało go to, bo był patriotą tej partii, a nie rozumiał, że w zniewolonej Polsce nie ma miejsca na niezależną PPS.
Warto jednak zwrócić uwagę, że nawet według wewnętrznych danych WiN jedna trzecia głosów została oddana na tzw. blok demokratyczny. To znaczy, że jedna trzecia Polaków poparła nowy porządek.
W 1947 r. nowa władza przegrała wybory, a wyniki sfałszowała, ale trzeba pamiętać, że „na dzień dobry”
wała głosów PPS. Osóbka opisywał swoją wściekłość, kiedy w prasie przeczytał ostateczne wyniki wyborów. „Oszuści - pisał - oszukali mnie”. Bo Berman z Bierutem jeszcze raz pojechali do Stalina i nic Osóbce nie mówiąc ustalili całkiem nowe wyniki. PPR miała olbrzymią przewagę, a PSL otrzymało bardzo niewiele, więc głosy PPS praktycznie nie były komunistom potrzebne. W tym momencie Osóbka-Morawski poparła ją duża część społeczeństwa. Nie miała większości, ale jednak miała realne poparcie. Trudno więc powiedzieć, że komunizm do Polski przyjechał na czołgach i trzymał się tylko na sowieckich bagnetach. Gdyby nie wkroczyła armia sowiecka, tego ustroju by nie było; Armia Czerwona wzmocniła obóz komunistyczny, ale ten obóz tu był i - co więcej - miał realną siłę.
Repatriacja
Ludzi, którzy po wojnie wrócili do Polski, zacząłem poznawać w latach 60., kiedy podejmowaliśmy razem działalność w opozycji. Utkwiła mi w pamięci relacja starszej pani, która w czasie wojny była drużynową Szarych Szeregów, oficerem AK, brała udział w Powstaniu, trafiła do oflagu, potem na krótko do Belgii, a do Polski wróciła bodaj w 1947 r.
Jakub Berman - jeden z najbliższych współpracowników Bieruta we władzach partyjnych - odpowiadał m.in. za „bezpieczeństwo” i może dlatego nie lubił się fotografować. Tu wyjątkowo pozwolił sobie zrobić zdjęcie w kolejce do głosowania.
Po wyborach pod naciskiem aliantów zaczęli wracać z Zachodu polscy żołnierze. Wielkie rzesze ludzi szukały sobie miejsca w nowej Polsce i w nowym ustroju, który im się przeważnie nie podobał, ale na który nic już nie mogli poradzić.
Opowiadała, jak jechała przez Polskę i widząc sowieckie wojska miała poczucie, że kraj jest okupowany. Czuła, że trzeba walczyć dalej, a jednocześnie rozumiała beznadziejność walki. Spotkała wtedy kolegę z czasu okupacji. Zaczęli wspólnie pracować. Pewnego dnia, już w 1949 r., przyszli po niego z UB. Nie zastali go, ale pod podłogą znaleźli jakieś archiwum. Wzięli ją. Siedziała. Przeszła twarde, ciężkie przesłuchania. Kiedy ją zwolniono, zaczęła pracować w bibliotece. Czuła, że Polska jest okupowana, że w miarę możliwości trzeba stawiać opór, ale uważała, że poza tym trzeba gromadzić narodowe dobra rozproszone po kraju i świecie.
W pracy poznała młodego człowieka, który w obozie przesiedział całą okupację, ale myślał
tak jak ona. Pobrali się. Oboje uważali, że w okupowanym kraju najważniejsze jest ratowanie substancji kulturowej. Aż pewnego dnia on doszedł do wniosku, że okropieństwa obozu, które przeżył, są produktem cywilizacji, w jakiej oboje wyrośli, a teraz tworzy się nowa cywilizacja - dokonują się naprawdę wielkie rzeczy - biblioteki też rozkwitają jak nigdy. I wstąpił do partii.
Zaczął się między nimi śmiertelny konflikt. Ona wciąż
najlepiej.
była przekonana, że Polska jest okupowana. On wierzył, że buduje się nowy ład.
Amnestia
Kiedy sejm po wyborach uchwalił amnestię dla antykomunistycznego podziemia, w zamian za ujawnienie obiecując puszczenie „win” w niepamięć, w środowiskach poakowskich powstał zasadniczy podział. Jedni uważali, że trzeba trwać w oporze, próbowali kontynuować konspirację albo decydowali się na emigrację wewnętrzną. Inni uznawali, że skoro na sowiecką dominację nie ma ra
dy i Polska skazana jest na komunizm, trzeba się włączyć w życie i dla dobra Polski robić to, co każdy umie
W lutym 1947 r. Bierut został wybrany na prezydenta i tego samego dnia ułaskawił oficerów skazanych w procesie I Komendy WiN. Pułkownik Jan Rzepecki -w czasie wojny szef BiP AK, potem współtwórca WiN - zaraz po zwolnieniu wstąpił do wojska i został komendantem Wojskowego Instytutu Historycznego. Wpuszczono go wtedy do Pawilonu XI na Mokotowie, gdzie jeszcze siedział pułkownik Józef Rybicki, jego następca w komendzie WiN i współoskarżony
Bolesław Bierut składa przysięgę prezydencką.
w procesie, któremu karę złagodzono, ale nie darowano w całości. Kiedy Rzepecki wszedł do celi, Rybicki nie chciał się do niego odezwać. Uważał, że trwa okupacja, a Rzepecki przeszedł na stronę wroga.
Jan Józef Lipski także był zdecydowanym przeciwnikiem ustroju, ale był też przeciwny walce zbrojnej. Uważał, że z komunizmem należy walczyć budując siłę kultury i więzi międzyludzkie. Jeszcze inne podejście reprezentowali Jerzy Wiatr i Janusz Reykowski. Po wojnie Wiatr działał w PSL-owskich „Wiciach”, a Reykowski w Związku Młodzieży Demokratycznej. Obaj byli przeciwnikami nowego ustroju. Ktoś mi opowiadał, że po wyborach 1947 r., zdaje się, że w domu państwa Rey-kowskich, odbyło się spotkanie, na którym ojciec Janusza wyłożył młodym opozycjonistom dość popularną wówczas filozofię życia w komunistycznej Polsce. „Zachód Polskę zdradził, a Sowieci podbili nas - tak jak Hunowie podbili Rzym. Ale w historii nieraz już bywa-
Boces tzw. II Komendy WiN. Obok pułkownika Franciszka Niepokólczyckiego i jego sztabu jesienią 1947 r. przed sądem wojskowym w Krakowie stanęli działacze PSL (m.in. Stanisław Mierzwa, prezes zarządu wojewódzkiego w Krakowie i członek NKW) oraz przedstawiciele krakowskiego środowiska naukowego (m.in. Kazimierz Wilczyński, zięć prof. Stanisława Kutrzeby). Władze chciały wykazać agenturalny charakter WiN i jej powiązania z PSL oraz krakowską profesurą. Wydano osiem wyroków śmierci. Za przekazanie podziemnych gazetek brytyjskiemu dyplomacie Wilczyński dostał dwanaście lat. Najniższy wyrok - sześć lat.
ło, że jeżeli podbity naród miał wyższą kulturę, to asy-milował zwycięzców. I tak może być również tym razem. Więc trzeba wchodzić we władzę, żeby asymilować Sowietów i komunistów”.
Jesienią 1948 r. znalazłem się w takim ZMP, w którym na Żoliborzu rządzili Rey-kowski i Wiatr. W tym czasie krewny Wiatra, wyższy ofi-
Według oficjalnych danych na podstawie amnestii zwolniono 26 285 więźniów, ale wielu skazanym tylko obniżono kary, pozostawiając ich w więzieniach i obozach. „Ogłoszenie amnestii miało na celu pogłębienie rozkładu organizacji podziemnych - mówił Gomułka na posiedzeniu KC PPR -[...] Lepiej mieć na oczach rozbrojonego i nie zorganizowanego wroga, który za cenę amnestii wyrzeka się prowadzenia dalszej walki z reżimem, aniżeli mieć go w podziemiu uzbrojonego, zorganizowanego, walczącego”.
cer, który przyjechał z Londynu, podobnie jak wielu innych repatriantów z Anglii, wstąpił do wojska i zaczął pracę w sztabie.
Przekonanie, że „podbijemy zwycięzców”, odgrywało olbrzymią rolę.
Inteligencja i władza
W tym okresie kluczowe było pytanie, jak to się stało, że polska inteligencja, szczególnie młoda, tak masowo włączyła się w nowy system. Myślę, że poza poczuciem realizmu i konformizmem czy karierowiczostwem istotną rolę odegrała też świadomość społecznego grzechu.
Przedwojenna inteligencja - także ta niezaangażowa-na politycznie, choć wychowana na Judymach i Jankach Muzykantach - była na ogół lewicowa, czy raczej postępowa, jak się wówczas mówiło. Inteligenci - zwłaszcza ci, którym się powiodło - czuli się w pewien sposób winni, gdy widzieli nędzę przeludnionej wsi i bezrobotnych wyrzucanych na bruk.
Grzech społeczny, który ciążył na sumieniu niemal każdego inteligenta, jakoś był przez tę nową Polskę odkupywany. „A że odkupienie - rozumowano - dokonuje się dużym kosztem - trudno; że rządzą ludzie niewykształce-ni - trudno. Widać tak musi być. Nim nowi władcy wejdą na salony i nauczą się kulturalnie zachowywać, musi minąć czas”. Maria Dąbrowska, która widziała bardzo
ostro i bardzo dużo, jest symbolem takiego myślenia.
Ja też byłem wychowywany w przekonaniu, że moim obowiązkiem jest zawsze stawać po stronie pokrzywdzo-
nego, że gdy biją słabego, to trzeba być bitym razem
z nim, że lepiej oberwać razem ze słabym niż patrzeć
obojętnie, bo największym grzechem jest obojętność na czyjeś nieszczęście. Obok naszego domu we Lwowie stały baraki dla bezrobotnych. Bawiłem się w tych barakach, bo ich istnienie to był mój wstyd, wyrzut sumienia, który stale w sobie noszę, a który po wojnie przemawiał za nową władzą budującą dla robotników jasne, suche domy. Innym wątkiem, który przekonywał mnie do nowej władzy, była sprawa antysemityzmu. Z odrazą i przerażeniem patrzyłem na powojenny antysemityzm, a władza bardzo jednoznacznie mu się przeciwstawiała, uważając za takiego samego wroga, jak imperializm, wyzysk, społeczną niesprawiedliwość.
Awans
Już w końcu lat 40. można się było pozbyć inteligenckiego wstydu, bo dokonywał się ogromny awans
społeczny. Przedwojenny robotnik miał szansę zrobienia urzędniczej kariery, a jeżeli przed wojną należał do klasowych związków zawodowych albo do PPS, awans miał murowany. Zwykły robotnik spotykał w urzędach ludzi, którzy mówili tym samym językiem, myśleli
w tych samych kategoriach, funkcjonowali w tym samym kręgu kulturowym. Robociarz w kombinezonie przychodził do robociarza w urzędzie i wszystkie drogi były przed nim otwarte. To było niewątpliwie odczuwane jako awans klasy.
Plan 6-letni, który ruszył w roku 1950, spowodował następną falę awansu. Teraz także ludzie ze wsi zaczęli przychodzić nie tylko do wojska, milicji i UB, ale przede wszystkim na wielkie budowy socjalizmu.
Kilku moich kolegów rzuciło szkołę średnią i wzięło się za elektrykę. Kuli w ścianach kanały pod kable. To byli panowie. Nosili się
]V1 oże awansowali
stosunkowo nieliczni, ale wytworzy! się klimat awansu całej klasy wzmacniany przez propagandę nieustannie podkreślającą znaczenie przodującej klasy.
z elegancją. Pili, gdzie chcieli, nikt nie mógł na nich krzyczeć. Mieli tyle pieniędzy, że mi się w głowie kręci-
Wrocławski Kongres Intelektualistów w Obronie Pokoju był dziełem Jerzego Borejszy, twórcy partyjnego koncernu wydawniczo-prasowego „Czytelnik”, który - tak jak w „Czytelniku” - przyciągnął do współpracy największe nazwiska powojennej humanistyki.
Obecność we Wrocławiu intelektualistów tej miary, co Irene Joliot-Curie, Le Corbusier, Pablo Picasso,
Paul Eluard, Julian Huxley, Salvatore Quasimodo legitymizowała komunistyczne władze
w oczach Zachodu i potwierdzała polskie prawa do Ziem Odzyskanych. Skandal związany z ocenzurowaniem przez władze listu Alberta Einsteina do uczestników kongresu i atakami delegacji radzieckiej na Jean-Paula Sartre’a („hiena
pisząca na maszynie”) doprowadził jednak do zbiorowego protestu i opuszczenia kongresu m.in. przez Huxleya.
ło. A możliwości ich wydawania nie były wielkie - cztery schabowe i pół litra. Ale dla chłopaków ze wsi to był olbrzymi skok. A jak tylko chcieli, mogli awansować dalej. Stworzono dla nich cały mechanizm Dwuletnich Studiów Przygotowawczych (DSP), na które szło się z organizacyjnej rekomendacji. Nawet nie trzeba było specjalnie działać. Wystarczyło, że gdzieś się zapisałeś i byłeś chłopskim albo robotniczym dzieckiem. Nie pytali cię o wykształcenie - po to były te dwa lata, żeby wszystko wyrównać. I przez dwa lata oni rzeczywiście ciężko
pracowali. Uczyli się dzień i noc. Gdy przychodziłem tam, mieli nogi w miednicy, głowy pookręcane mokrymi ręcznikami, i czytali, kuli, ryli, wbijali wiedzę do głowy.
A potem zdawali egzamin i dostawali się na pierwszy rok studiów. Szli przeważnie na politechnikę. Ale na inne uczelnie też. Wszędzie dominowali. Kiedy w 1953 r. dostałem się na historię, wśród sześćdziesięciu paru studentów było nas pięć osób z inteligenckich rodzin. A właściwie to była ich czwórka, bo ja z inteligencją nie trzymałem.
Później ci chłopscy synowie bardzo szybko zapominali, jakiego dokonali skoku. Zaraz po studiach porównywali już swoją pozycję do pozycji przedwojennych inżynierów, lekarzy, sędziów, urzędników. Mówili: „przed wojną to ja bym był pan, zarabiałbym majątek, a teraz dostaję tyle co robotnik”. Nie brali pod uwagę tego, że przed wojną paśliby krowy.
Z zapyziałej wioski miody chłopak szedł do Nowej Huty i już sam ten fakt dawał wsparcie nowej władzy. W mieście już był kim innym. Mieszkał w hotelu młodego robotnika, budował bloki, w których sam miał dostać mieszkanie, zdobywał zawód i dość dużo zarabiał.
Toczył się olbrzymi walec awansu. Z dzisiejszej perspektywy można powiedzieć, że to wyrządziło szkody, niszcząc polską inteligencję, i tak już przetrzebioną przez wojnę. Ale gwałtowna rozbudowa wymagała nowych kadr.
Nowa logika terroru
Po wyborach i akcji ujaw-nieniowej terror na krótko ustał, a potem zaczął narastać. Apogeum nastąpiło w latach 1949-1950.
W latach 1944-1945 terror był selektywny - skierowany przeciw ludziom, którzy mieli
broń. Toczyła się regularna wojna domowa. Po zakończeniu wojny, latem 1945 r. terror osłabi mniej więcej na rok. Potem znowu wybuchał, ale też był selektywny - tym razem skierowany przeciw działaczom partii opozycyjnych. Przez cały czas zasadnicza filozofia terroru była taka sama - „wrogiem jest ten, kto jest przeciw nam”. Atakowano tych, którzy się - tak lub inaczej - czynnie sprzeciwiali.
Filozofia terroru zmieniła się w 1948 r. Wrogiem stał się ten, „kto nie jest z na-
Iroces przywódców PPS z okresu okupacji, wśród oskarżonych Kazimierz Pużak (1) i Tadeusz Szturm de Sztrem (2). Celem represji stało się nie tyle karanie „winnych”, ile zastraszenie pozostającej na wolności większości społeczeństwa. Proces ten służył zastraszeniu PPS przed zjazdem zjednoczeniowym.
Absurdalne oskarżenia, m.in. o „przekształcenie WRN
mi”. Dzieciak, który rzucił ogryzkiem w portret Bieruta albo dolepił koronę do orła, mógł trafić do aresztu - z początku może nie do więzienia. Z czasem terror zaczął się stawać metodą rządzenia. Uderzał nie tylko we wrogów, ale także w ludzi dalekich od polityki. Do więzień zaczęto zamykać za opowiadanie dowcipów, czyli za tak zwaną szeptankę.
w instrument obsługi
wet jeżeli już przed wojną byli związani z lewicą PPS
Potem filozofia terroru jeszcze raz się odwróciła. Już nie wystarczyło „być z nami”. Trzeba było być z odpowiednimi „nami”. Czystka w PPS dotyczyła wszystkich, których uważano za prawicowych socjalistów, za socjaldemokratów, za zwolenników samodzielności PPS - na-i w II Rzeczypospolitej opowiadali się za jednolitym frontem z komunistami. Wreszcie przyszło uderzenie w komunistów - aresztowano Gomułkę i Spychalskiego.
Dowiedziałem się o tym po latach z książek i z opowiadań różnych ludzi. Wtedy nie czułem strachu.
wywiadów i związki z UPA” pozwoliły na wydanie wyroków od 5 do 10 lat więzienia.
Zresztą pojawił się bardzo skuteczny mechanizm, powodujący, że aresztowania przyjmowało się jako akt sprawiedliwości. Pamiętam, jak wprowadzili do szkoły przysposobienie wojskowe. Dla mnie, to wojsko, któ
rego mnie socjalistyczna Polska próbowała uczyć, było ohydną pruską armią, budzącą najwyższą odrazę. Więc
kiedy przeczytałem, że Spychalski został wyrzucony, pozbawiony funkcji za to m.in., że wprowadzał do wojska pruski dryl, odetchnąłem z ulgą.
Tak to było przez dużą część
DEKLARACJA
PROSZĘ O PRZYJĘCIE MNIE DO POLSKIEJ PAR I II ROBOT NICZI ZOBOWIĄZUJĘ SIĘ BYĆ CZYNNYM CZŁONKIEM PAR I II I WYRAŻAJ GOTOWOŚĆ WCIELANIA W ŻYCIE ZASAD PROGRAMOWY«. H PP
ludzi odbierane. Zwykłym ludziom czystka dawała nadzieję, bo zawsze znajdowano wyjaśnienie, które do nich trafiało. Mówiono, że różne nieprawidłowości były wynikiem zdrady na szczycie albo w aparacie i teraz aresztowania nareszcie położą im kres, a udręczeni ludzie chętnie się tej nadziei czepiali.
W grudniu 1947 r. PPS i PPR miały podobną liczbę członków (PPR - 820 tys., PPS - 713 tys.), ale w chwili zjednoczenia PPR była już dwukrotnie większa (PPR -ponad 1 min, PPS - 531 tys.).
Komuniści
W 1947 i 1948 r. w PPR było już mnóstwo zwykłych łobuzów, karierowiczów i ciemnoty. Przychodzili ludzie prawie niepiśmienni, którzy komunizm znali z opowiadań i krótkich kursów. Ale byli też przedwojenni polscy komuniści, komunistyczni inteligenci albo wykształceni robotnicy, którzy wyobrażali sobie, że system sowiecki jest tylko rosyjską deformacją komunizmu. Wielu z nich znało poglądy Róży Luksemburg, że zwycięstwo rewolucji w kraju chłopskim musi doprowadzić do cezary-zmu, a zniesienie wolności słowa i demokracji prowadzi do samozaprzeczenia rewolucji. Może nie całkiem się z nią zgadzali, ale w każdym razie stalinizm uważali za produkt specyficznej rosyjskiej duszy.
Tacy ludzie jak Stefan Staszewski, Władysław Bieńkowski, Celina Budzyńska, może trochę naiwnie wierzyli w komunizm bardziej marksowski niż leninowski czy tym bardziej stalinowski. W czystej formie taką osobą była Budzyńska.
Uważała ona, że polscy komuniści dali się złapać w pułapkę marksizmu zniszczonego przez Rosję - pozbawioną wielkoprzemysłowej klasy robotniczej i demokratycznej tradycji, a mającą potężną tradycję samodzierżawia. Wierzyła, że należy odrzucić samodzierżawie, a nie komunizm. Tak samo mówił później Staszewski. Kiedy mi to mówili, ciągle wierzyli w komunizm. Ale swoim życiem udowodnili, że byli uczciwymi ludźmi.
^Władysław Gomułka chciał „korzystać z wzorów”, ale zachować narodową specyfikę. Jego pochwała narodowej tradycji PPS, sprzeciw wobec kolektywizacji, niechęć do potępienia Jugosławii stworzyły postawę, która po Październiku nazwana została „polską drogą”. W 1948 r. takiej nazwy nie używano - pojawił się natomiast termin: „odchylenie prawicowo--nacjonalistyczne”.
Celina Budzyńska przeszła w Rosji łagry, po wojnie stała się czołową aktywistką PPR, potem trafiła na j ważny, ale boczny tor - została '
dyrektorem Wyższej Szkoły Nauk Społecznych, czyli kuźni kadr partyjnych. W 1956 r. bardzo mocno
zaangażowała się w odnowę. Kiedy odeszła na emeryturę, opiekowała się starymi komunistami, a jednocześnie od początku dawała pieniądze na KOR.
Gdzieś w 1946 r. pierwszy raz usłyszałem, jak PPS-owcy mówili, że komuniści, którzy wrócili ze Związku Sowieckiego - a przeszli tam przez śledztwa, wywózki, łagry -। mają „przetrącony kręgosłup”. Ten I „przetrącony kręgosłup” części komuni-I stów był bardzo ważnym czynnikiem ' w Polsce początku lat 50. To nie byli ludzie sowieckiego komunizmu, oni nie chcieli sowieckiej Polski, ale wiele wskazuje na to, że przy rozprawie z Gomułką to właśnie oni go pogrzebali. Wcześniej go popierali, a potem przestraszyli się i nagle przeszli
Odznaka i plakat „Służby Polsce”
Tysiące rąk, miliony rąk
A serce bije jedno wzniesiemy dom, ludową rzecz słoneczną Niepodległą
STALINIZM
na sowiecką stronę.
W gruncie rzeczy podobnie zachowywali się ludzie, którzy przyszli do partii z daleka. Oni może nie mieli tego „przetrąconego kręgosłupa”, ale musieli nosić balast w postaci nieodpowiedniego życiorysu. Miał taki balast ten bibliotekarz,
który poszedł do partii z AK, miał go też Jurek Dargiel, żołnierz „Parasola”, bard Szarych Szeregów, po wojnie dyrektor teatru Baj na Żoliborzu -człowiek lewicowy czy „postępowy”
w przedwojennym, żoliborskim rozumieniu -który wstąpił do PZPR. To on jest autorem bardzo pięknych i popularnych piosenek Deszcz, jesienny deszcz, Kiedy drogą szła piechota, ale to także on napisał sztandarową ZMP-owską piosenkę lat 50.:
Bardzo trudno powiedzieć, kiedy zaczął się w Polsce stalinizm, bo miał on różne wymiary. Specyfikę tego systemu wyznaczały trzy elementy:
- kompletna centralizacja władzy, czyli podporządkowanie wszystkich instytucji i organizacji absolutnej władzy Biura Politycznego;
- terror i potęga policji politycznej posługującej się wielomilionową rzeszą donosicieli, stosującej tortury, dysponującej sądami skazującymi oskarżonych na takie wyroki, jakich władza sobie życzyła;
- niemal bezpośrednie rządy sowieckie w Polsce i innych krajach bloku, realizowane przez polecenia Stalina dla kierownictw bratnich partii lub za pośrednictwem tysięcy ra
dzieckich doradców ulokowanych we wszystkich ważnych instytucjach.
Na ogół przyjmuje się jednak, że epoka stalinowska zaczęła się w Polsce w 1948 r., kiedy wszystkie te zjawiska zaczęły występować powszechnie i jawnie.
Sowietyzacja
Decyzja o „sowietyzacji” zapadła w trakcie rozmów Stalina z kierownictwem PPR i na spotkaniach partii komunistycznych.
W Polsce proces stalinizacji był związany z przygotowaniami do zjednoczenia PPS i PPR. Wiosną 1948 r. Gomułka napisał referat o dorobku, z którym obie partie idą do zjednoczenia. Znalazła się tam m.in. bardzo ostra krytyka nihilizmu narodowego komunistów i teza, że trzeba się uczyć od PPS, która zawsze wysoko dzierżyła patriotyczny sztandar.
Wokół tego referatu zrobiła się wielka burza, zwłasz-
Cezaryzm, zapowiedziany przez Różę Luksemburg, przybrał formę komunistycznego kultu jednostki. Najwyższemu kultowi Stalina w państwach bloku komunistycznego odpowiadały kulty krajowych I sekretarzy.
Wielką rolę odegrała narada partii komunistycznych w Szklarskiej Porębie. Ustalono tam, że cały blok będzie budował sowiecki model komunizmu.
cza że Gomułka już wcześniej nie miał w Rosji dobrej opinii. Kiedy wybuchło napięcie między Stalinem a Titą, który sprzeciwił się sowietyzacji i dominacji Sowietów, Gomułka próbował mediować, chciał szukać porozumienia. Inni komuniści mówili później, że Gomułka, który był „krajów-
cem” (czyli spędził wojnę w kraju, a nie w ZSRR), nie wiedział, co w Sowietach znaczy „dyskutować z władzą” i co może oznaczać jego polemika ze Zdanowem. Sam nie znosił krytyki, nie cierpiał sprzeciwu, ale nie rozumiał, co oznacza sprzeciw - a praktycznie każda próba dyskusji -w Związku Radzieckim.
Oczywiście nie mówiono wtedy o „so-
wietyzacji”. Mówiono o korzystaniu ze wzorów.
Koniec pluralizmu
Wyjazd Mikołajczyka - wymuszony aresztowaniami, represjami, skrytobójstwami dokonywanymi na działaczach chłopskich - przypieczętował klęskę jego ruchu, a praktycznie przesądził o zjednoczeniu PSL z propepe-erowskim SL i powstaniu Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego. Towarzyszyły temu aresztowania, przesłuchania, przymuszanie na różne sposoby do współpracy. Ruch ludowy mógł dalej istnieć tylko jako agentura komunistycznej władzy.
W modelu sowieckim wszystko musiało być podporządkowane jednemu ośrodkowi dyspozycyjnemu i faktycznie upaństwowione. Struktura organizacyjna całego społeczeństwa została możliwie uproszczona, żeby ułatwić zarządzanie. Dotyczyło to nie tylko polityki, ale wszystkich sfer życia: spółdzielczości, sportu, stowarzyszeń kulturalnych, rolnictwa, które poddano kolektywizacji.
W końcu lat 40. proces „upraszczania” struktury poprzez likwidację „niepotrzebnych” organizacji odbywał się we wszystkich krajach bloku sowieckiego. Na ogół
„słuszne” organizacje pochłaniały „mniej słuszne”, a całkiem „niesłuszne” były po prostu likwidowane.
Polska była pewnym wyjątkiem, bo u nas zjednoczenie PPS z PPR celebrowano. Jeszcze przed zjazdem zjednoczeniowym dokonano jednak dość radykalnego oczyszczenia PPS z „burżuazyjnych elementów”. Usuwano głównie członków