ACT dla analityków zachowania. Praktyczny przewodnik po teorii i terapii - Mark R. Dixon, Steven C. Hayes, Jordan Belisle - ebook

ACT dla analityków zachowania. Praktyczny przewodnik po teorii i terapii ebook

Mark R. Dixon, Steven C. Hayes, Jordan Belisle

0,0
139,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Książka zawiera dogłębne omówienie zasad terapii akceptacji i zaangażowania oraz sposobów ich wykorzystania w obszarze stosowanej analizy zachowania. Autorzy podkreślają konieczność świadomego rozwijania sześciu kluczowych procesów behawioralnych – wartości, zaangażowanego działania, akceptacji, defuzji, Ja jako kontekstu i kontaktu z chwilą obecną – w celu zwiększenia elastyczności psychologicznej, która jest konieczna do nabywania i utrzymania zachowań adaptacyjnych, konkurujących u rozwiniętych werbalnie klientów z nieadaptacyjnymi wzorcami zachowania.

Autorzy szczegółowo omawiają główne założenia terapii akceptacji i zaangażowania oraz wyjaśniają, jak jej sześć podstawowych procesów łączy się z kluczowymi koncepcjami z zakresu nauki o zachowaniu. Przedstawiają najnowsze modele, narzędzia, techniki oraz konkretne wytyczne dotyczące włączenia interwencji ACT do praktyki terapeutycznej. Pokazują również, jak dzięki teorii ram relacyjnych oraz terapii akceptacji i zaangażowania można poszerzyć zakres rozwiązywanych problemów i objąć wsparciem bardziej zróżnicowane populacje kliniczne, także w kontekście pracy ze zdarzeniami prywatnymi takimi jak myśli i emocje.

Książka stanowi cenne źródło wiedzy, inspiracji i praktycznych wskazówek dla analityków zachowania oraz wszystkich, którzy interesują się behawioryzmem. To również wartościowa lektura dla osób zainteresowanych ACT, które poznają dzięki niej podstawowe prawa rządzące zachowaniem, co pozwoli im na bardziej świadome i skuteczne dostosowanie interwencji do potrzeb klientów.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 666

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Przedmowa do wydania polskiego

Przed­mowa do wyda­nia pol­skiego

Droga Czy­tel­niczko!

Drogi Czy­tel­niku!

Droga Osobo Zain­te­re­so­wana!

Przed tobą książka, jakiej jesz­cze w języku pol­skim nie było.

Być może trzy­masz ją w rękach, ponie­waż inte­re­su­jesz się sto­so­waną ana­lizą zacho­wa­nia (SAZ), tera­pią beha­wio­ralną lub efek­tyw­nymi, opar­tymi na dowo­dach nauko­wych spo­so­bami pracy z oso­bami ze spek­trum auty­zmu, a dotarły do cie­bie infor­ma­cje o rosną­cej popu­lar­no­ści tera­pii akcep­ta­cji i zaan­ga­żo­wa­nia (ACT) i pra­gniesz wię­cej się o niej dowie­dzieć. A może czy­tasz tę książkę, ponie­waż fascy­nuje cię ACT albo teo­ria ram rela­cyj­nych (RFT), więc chcesz się­gnąć do ich beha­wio­ral­nych korzeni i pogłę­bić swoją wie­dzę na ich temat. Jeśli pra­cu­jesz kli­nicz­nie, w obsza­rze psychotera­pii (w nur­cie poznaw­czo-beha­wio­ral­nym lub trze­ciej fali, ale nie tylko) albo doradz­twa psy­cho­lo­gicz­nego czy coachingu, być może pra­gniesz popra­wić swoją sku­tecz­ność bądź lepiej zro­zu­mieć, jak i dla­czego sto­suje się okre­ślone inter­wen­cje.

Nie­za­leż­nie od tego, która ścieżka przy­wio­dła cię do tej książki, jej lek­tura jest kro­kiem w bar­dzo dobrą stronę. Auto­rzy są auto­ry­te­tami w obsza­rze badań, roz­woju i sto­so­wa­nia wszyst­kich wymie­nio­nych podejść tera­peu­tycz­nych, a także teo­rii ram rela­cyj­nych jako kon­cep­cji wyja­śnia­ją­cej spe­cy­ficz­nie ludz­kie kom­pe­ten­cje wer­balne. Ucze­nie się od naj­lep­szych w swo­jej dzie­dzi­nie, słu­cha­nie ich i czer­pa­nie z ich doświad­cze­nia sta­nowi wyraz odpo­wie­dzial­no­ści i doj­rza­ło­ści. Cie­szy nas nie­zwy­kle, że są to także twoje war­to­ści.

Na czym polega mery­to­ryczna wyjąt­ko­wość niniej­szej książki? Osoby zain­te­re­so­wane SAZ i beha­wio­ry­zmem mogą dzięki niej pogłę­bić swoją wie­dzę na temat ACT, zro­zu­mieć, w jaki spo­sób nie­ela­stycz­ność psy­cho­lo­giczna utrud­nia funk­cjo­no­wa­nie i jak na to reago­wać z wyko­rzy­sta­niem sze­ściu pro­ce­sów hek­sa­fleksu, kształ­tu­ją­cych ela­stycz­ność psy­cho­lo­giczną. Dowie­dzą się rów­nież, wobec kogo i w jakich oko­licz­no­ściach mogą sto­so­wać ACT w swo­jej prak­tyce – etycz­nie, zgod­nie z dowo­dami nauko­wymi i pod­sta­wo­wymi zasa­dami rzą­dzą­cymi zacho­wa­niem. Z kolei osoby zain­te­re­so­wane ACT i RFT oraz ich beha­wio­ral­nymi korze­niami będą mogły pogłę­bić swoje rozu­mie­nie ela­stycz­no­ści i nieela­stycz­no­ści w kon­tek­ście pod­sta­wo­wych zasad rzą­dzą­cych ludz­kim zacho­wa­niem, z uwzględ­nie­niem pojęć takich jak „kon­trola bodź­cowa”, „ope­ra­cje moty­wa­cyjne”, „wzmac­nia­nie pozy­tywne” i „wzmac­nia­nie nega­tywne” czy „dys­kon­to­wa­nie w odro­cze­niu”. Dzięki temu lepiej pojmą, kiedy i dla­czego sto­suje się poszcze­gólne inter­wen­cje. Choć ACT można sku­tecz­nie wdra­żać bez tej spe­cja­li­stycz­nej wie­dzy, to zrozu­mie­nie leżą­cych u jej pod­łoża zasad rzą­dzą­cych zacho­wa­niem i filo­zo­fii funk­cjo­nal­nego kon­tek­stu­ali­zmu umoż­li­wia świa­dome i bar­dziej umie­jętne dopa­so­wy­wa­nie inter­wen­cji do potrzeb klienta oraz radze­nie sobie w nie­prze­wi­dzia­nych czy nie­ty­po­wych sytu­acjach.

Książka świet­nie poka­zuje roz­wój i eks­pan­sję podej­ścia beha­wio­ral­nego w tera­pii i psychotera­pii. Po począt­ko­wych suk­ce­sach i eks­plo­zji zain­te­re­so­wa­nia tera­pią beha­wio­ralną w poło­wie XX wieku sto­so­wana ana­liza zacho­wa­nia powoli zawę­żała swoje pole dzia­ła­nia do wspo­ma­ga­nia osób z cało­ścio­wymi zabu­rze­niami roz­woju, w szcze­gól­no­ści ze spek­trum auty­zmu – i to tych, które potrze­bują szcze­gól­nie inten­syw­nego wspar­cia dla roz­wi­nię­cia kom­pe­ten­cji komu­ni­ka­cyj­nych, wer­bal­nych. Dopiero poja­wie­nie się pod koniec XX wieku teo­rii ram rela­cyj­nych oraz tera­pii akcep­ta­cji i zaan­ga­żo­wa­nia otwo­rzyło ponow­nie moż­li­wość beha­wio­ral­nej pracy z pro­ble­mami i ocze­ki­wa­niami sze­ro­kiego grona klien­tów, od osób cier­pią­cych na poważne zabu­rze­nia psy­chiczne po osoby szu­ka­jące drogi roz­woju oso­bi­stego. Obec­nie ACT jest powszech­nie znana w śro­do­wi­sku psychotera­pii i tre­nin­gów roz­woju oso­bi­stego, ale nie wszy­scy zdają sobie sprawę, że jej korze­nie mocno tkwią w Skin­ne­row­skiej wizji psy­cho­lo­gii. Niniej­sza książka pozwala dostrzec i zro­zu­mieć, jak pro­cesy i kom­pe­ten­cje skła­da­jące się na hek­sa­fleks mają się do pod­sta­wo­wych praw zacho­wa­nia doty­czą­cych rze­czy­wi­stych zależ­no­ści spraw­czych dzia­ła­ją­cych w śro­do­wi­sku, wzbo­ga­co­nych o odkry­cia, które ujaw­niły spe­cy­ficzny cha­rak­ter ludz­kich zacho­wań wer­bal­nych, czyli roz­wi­ja­nia poprzez ucze­nie się spraw­cze klasy zge­ne­ra­li­zo­wa­nych zacho­wań pole­ga­ją­cych na wywo­dze­niu pod wpły­wem odpo­wied­nich wska­zó­wek dowol­nych rela­cji mię­dzy bodź­cami, co z kolei pro­wa­dzi do zmiany ich funk­cji. Reak­cje poja­wia­jące się w obec­no­ści takich bodź­ców nie odno­szą się już do obiek­tyw­nej cha­rak­terystyki tych sygna­łów, ale do ich indy­wi­du­al­nie wywie­dzio­nego zna­cze­nia funk­cjo­nal­nego. Jest to źró­dłem zarówno postępu cywi­li­za­cyj­nego, jak i nie­słab­ną­cej fali cier­pie­nia. Niniej­sza książka poka­zuje, któ­rędy podą­żać, aby wspie­rać roz­wój i zmniej­szać cier­pie­nie, zacho­wu­jąc wier­ność ideom opi­sa­nym przez Bur­r­husa Fre­de­rica Skin­nera, a potem kolej­nych bada­czy prak­ty­ków zwią­za­nych ze sto­so­waną ana­lizą zacho­wa­nia, w szcze­gól­no­ści przez Donalda M. Baera, Mon­trose’a M. Wolfa i Todda R. Risleya.

Książka dobit­nie prze­ko­nuje, że psy­cho­lo­gia beha­wio­ralna (osa­dzona na grun­cie filo­zo­fii beha­wio­ry­zmu i jego bar­dziej aktu­al­nej formy okre­śla­nej jako „funk­cjo­nalny kon­tek­stu­alizm”) nie umarła wraz z eks­plo­zją zain­te­re­so­wa­nia psy­cho­lo­gią poznaw­czą, psy­cho­lo­gią ewo­lu­cyjną czy neu­ro­nauką, lecz roz­wija się i zazę­bia z tymi dzie­dzi­nami. Nie sta­nowi dla nich alter­na­tywy, ale jest part­nerką w two­rze­niu inter­dy­scy­pli­nar­nego obrazu czło­wieka. Jako ludz­kość dostrze­gamy już war­tość łącze­nia wie­dzy z róż­nych obsza­rów w spójną całość, dzięki czemu możemy pre­cy­zyj­niej i efek­tyw­niej nieść wspar­cie w coraz szer­szym zakre­sie pro­ble­mów i wyzwań, z jakimi przy­cho­dzi nam się mie­rzyć: od dzia­łań na rzecz kli­matu i zrów­no­wa­żo­nego roz­woju przez dzia­łal­ność doty­czącą edu­ka­cji po bli­skie rela­cje mię­dzy­ludz­kie. We wszyst­kich tych obsza­rach – i wielu innych – tym, co się praw­dzi­wie liczy, jest to, co ludzie robią – jest ich zacho­wa­nie. Wła­śnie dla­tego psy­cho­lo­gia beha­wio­ralna żyje i jest nie­zbędna. Lek­tura niniej­szej książki poka­zuje to nie­zwy­kle prze­ko­nu­jąco. Podob­nie jak prze­ko­nu­jąco wska­zuje, jak istotne jest posze­rza­nie swo­ich kom­pe­ten­cji, a co naj­waż­niej­sze – efek­tyw­nie w tym pomaga.

dr Joanna Dudek i prof. dr hab. Paweł Osta­szew­skiUni­wer­sy­tet SWPS

Część 1. Podstawy historyczne i teoretyczne ACT

Część 1

Pod­stawy histo­ryczne i teo­re­tyczne ACT

Rozdział 1. Analiza zachowania i funkcjonalne podejście do interwencji

Roz­dział 1

Ana­liza zacho­wa­nia i funk­cjo­nalne podej­ście do inter­wen­cji

Ana­liza zacho­wa­nia zna­la­zła się w punk­cie wyboru, do któ­rego sama dopro­wa­dziła. Wyniki naszych badań wyraź­nie poka­zują, że kiedy ludzie zaczy­nają mówić, słu­chać i rozu­mo­wać w spo­sób bar­dziej zaawan­so­wany, zależ­no­ści zwią­zane ze wzmac­nia­niem prze­stają być jedy­nymi przy­czy­nami zacho­wa­nia.

Zasta­nów się nad wła­snym spo­so­bem myśle­nia i nad tym, jak domi­nu­jący on bywa. Gdy zbliża się ważne spo­tka­nie, myślisz o tym, jak się do niego przy­go­to­wać. Kiedy odczu­wasz lęk, osa­mot­nie­nie, smu­tek albo kiedy się zasta­na­wiasz, dla­czego czu­jesz to, co czu­jesz, co w związku z tym robisz? Gdy współ­pra­cow­nicy cię nie doce­niają lub przy­ja­ciele zawo­dzą, myśli o tym, kim jesteś, czy rumi­na­cje na temat daw­nych ran bądź zdrad bywają tak domi­nu­jące, że odcią­gają twoją uwagę od tego, co dzieje się tu i teraz.

Tak już – jako ludzie – mamy.

I to jest punkt wyj­ścia więk­szo­ści podejść psy­cho­lo­gicz­nych. Gdy pró­bują one naukowo ana­li­zo­wać funk­cjo­no­wa­nie czło­wieka, szybko ule­gają sil­nej ten­den­cji do sto­so­wa­nia pojęć z języka codzien­nego i ich pozor­nych roz­sze­rzeń do kwe­stii prak­tycz­nych z uży­ciem narzę­dzi i metod odgór­nej, nor­ma­tyw­nej, nomo­te­tycz­nej nauki. Typy oso­bo­wo­ści. Style poznaw­cze. Etapy. Zabu­rze­nia psy­chiczne. Syn­dromy. Psy­chiczne, ale przede wszyst­kim nor­ma­tywne przy­czyny wszel­kiego rodzaju.

Punkt wyj­ścia ana­lizy zacho­wa­nia jest zupeł­nie inny. Są nim bada­nia nad poje­dyn­czymi zwie­rzę­tami, sta­no­wiące swego rodzaju przy­go­to­wa­nie do ziden­ty­fi­ko­wa­nia pre­cy­zyj­nych i obszer­nych zasad, które pozwo­li­łyby odnieść się do funk­cjo­no­wa­nia czło­wieka i popra­wić jego dobro­stan. Ana­liza zacho­wa­nia nie powstała po to, by zatrzy­mać się na gra­nicy zło­żo­no­ści ani zaj­mo­wać zacho­wa­niem szczura per se (Skin­ner, 1995). Cho­dziło o opra­co­wa­nie dobit­nych zasad funk­cjo­nal­nych, aby dało się wyobra­zić sobie, powiedzmy, spo­łecz­ność Wal­den II (Skin­ner, 1948), a następ­nie spró­bo­wać krok po kroku ją stwo­rzyć.

Zasady te zostały opra­co­wane i zwe­ry­fi­ko­wane przy uży­ciu metod idio­gra­ficz­nych, wier­nych ana­li­zie na pozio­mie psy­cho­lo­gicz­nym – inte­rak­cji całego orga­ni­zmu w szer­szym kon­tek­ście oraz z szer­szym kon­tek­stem opi­sa­nym histo­rycz­nie i sytu­acyj­nie. Podej­ście miało być oddolne, a nie odgórne: induk­cyjne, empi­ryczne i eks­pe­ry­men­talne. Kon­cep­cje miały mieć cha­rak­ter funk­cjo­nalny, a nie topo­gra­ficzny. Były one stop­niowo uogól­niane do poziomu nomo­te­tycz­nego, zgod­nie z danymi, poprzez repli­ka­cję, sys­te­ma­tyczne posze­rza­nie zakresu i zasto­so­wa­nia.

Wszy­scy roz­wi­ja­jący w ten spo­sób naszą dzie­dzinę (a w szcze­gól­no­ści Bur­r­hus Fre­de­ric Skin­ner) wie­dzieli, że wiąże się z tym ryzyko stra­te­giczne, i brali pod uwagę ist­nie­nie takich form aktyw­no­ści, które wyma­gają wyja­śnień wykra­cza­ją­cych poza to, co da się zaob­ser­wo­wać w zacho­wa­niu zwie­rząt, ze względu na jakiś czyn­nik poza samą zło­żo­no­ścią. Skin­ner (1995) pisał, że róż­nice, które spo­dziewa się dostrzec mię­dzy zacho­wa­niem szczura a zacho­wa­niem czło­wieka (oprócz róż­nic w zło­żo­no­ści), leżą w dzie­dzi­nie zacho­wań wer­bal­nych. W podej­ściu oddol­nym zosta­łyby one ujaw­nione tylko wów­czas, gdyby rze­czy­wi­ście zaist­niały. Tym­cza­sem dzie­dzina posu­wała się naprzód, dosko­na­ląc swoje kon­cep­cje i poszu­ku­jąc dowo­dów wyraź­nych róż­nic funk­cjo­nal­nych. Pod­czas tych wcze­snych eks­pe­ry­men­tów chyba żadne zwie­rzę nie zostało nauczone zupeł­nie nowego zacho­wa­nia. Gołę­bie dzio­bią. Szczury poszu­kują poży­wie­nia i popy­chają przed­mioty w swoim oto­cze­niu. Takie już są. Beha­wio­ry­ści zdo­łali pod­dać te zacho­wa­nia kon­troli bodź­co­wej. Reak­cja dzio­ba­nia była kon­tro­lo­wana za pomocą wzor­ców prze­strzen­nych. W bada­niach doty­czą­cych poszu­ki­wa­nia poży­wie­nia i popy­cha­nia przed­mio­tów przez szczury wyko­rzy­sty­wano dźwi­gnię oraz bodźce świetlne i inne gadżety. Jed­nakże owe reak­cje są w pew­nym sen­sie czymś, co wspo­mniane zwie­rzęta po pro­stu robią, aby prze­trwać. Co zatem należy do sfery zacho­wań wyłącz­nie ludz­kich?

Do 1957 roku Skin­ner opi­sał teo­rię zacho­wań wer­bal­nych, która nie zmu­szała ana­lizy zacho­wa­nia do wyboru, przed jakim nasza dzie­dzina stoi obec­nie. Cho­ciaż uwa­żano, że zacho­wa­nie wer­balne jest zapo­śred­ni­czone przez wzmac­nia­nie spo­łeczne wyma­ga­jące spe­cjal­nego tre­ningu publicz­no­ści, to jed­nak impli­ka­cje tego poglądu nie kłó­ciły się z ist­nie­jącą stra­te­gią badań ana­lizy zacho­wa­nia. Zgod­nie z ówcze­sną defi­ni­cją inte­rak­cje mię­dzy eks­pe­ry­men­ta­to­rem a zwie­rzę­ciem labo­ra­to­ryj­nym sta­no­wiły „małą, ale rze­czy­wi­stą spo­łecz­ność wer­balną” (Skin­ner, 1957, s. 108, przy­pis 11), więc nic się zasad­ni­czo nie zmie­niło w podej­ściu ana­li­tycz­nym.

Kilka lat póź­niej Skin­ner (1966) roz­róż­nił zacho­wa­nie kształ­to­wane zależ­no­ściami i zacho­wa­nie kie­ro­wane regu­łami, ale to rów­nież nie zmie­niło zasad­ni­czo ścieżki roz­woju ana­lizy zacho­wa­nia. Nie­któ­rzy twier­dzili, że tak by się stało, gdyby udało się powie­dzieć, co ozna­cza „okre­śle­nie” w defi­ni­cji reguł jako „bodźca okre­śla­ją­cego zależ­ność” (Hayes i Hayes, 1989). Nie miało to jed­nak miej­sca.

W dru­giej poło­wie ubie­głego stu­le­cia poja­wiło się wiele sygna­łów świad­czą­cych o zmia­nie, ale zmiany zacho­dzące w pro­fe­sji sto­so­wa­nej ana­lizy zacho­wa­nia osła­biły ich wpływ. Bada­nia nad zacho­wa­niem kie­ro­wa­nym regu­łami przy­nio­sły wyniki trudne do wyja­śnie­nia przy uży­ciu wyłącz­nie bez­po­śred­nio zapro­gra­mo­wa­nych zależ­no­ści (Hayes, 1989). Ekwi­wa­len­cja bodź­ców poka­zała, jak wcze­sne i głę­bo­kie rela­cje wywie­dzione mię­dzy bodź­cami mogą zmie­nić ludz­kie zacho­wa­nie przy braku bez­po­śred­niego wzmac­nia­nia (Sid­man, 1994). Bada­nia rela­cji wielu bodź­ców i ram rela­cyj­nych zaś poka­zały sze­ro­kie zasto­so­wa­nie kon­cep­cji wywie­dzio­nych rela­cji mię­dzy bodź­cami (Hayes, Bar­nes-Hol­mes i Roche, 2001).

Żadne z tych osią­gnięć nie ude­rzyło z pełną mocą w główny nurt sto­so­wa­nej ana­lizy zacho­wa­nia, ponie­waż w cen­trum uwagi znaj­do­wała się wów­czas jesz­cze sil­niej­sza jej pro­fe­sjo­na­li­za­cja. Wiele było do zro­bie­nia w celu okre­śle­nia, jak pra­co­wać z popu­la­cjami z zakresu kom­pe­ten­cji cer­ty­fi­ko­wa­nych ana­li­ty­ków zacho­wa­nia, przy czym zde­cy­do­wa­nie naj­istot­niej­sze pozo­sta­wały osoby z zabu­rze­niami roz­wo­jo­wymi. Roz­po­wszech­niło się kształ­ce­nie na pozio­mie stu­diów magi­ster­skich; zawód wyraź­nie się roz­wi­nął, a dzie­dzina znacz­nie zawę­ziła swoje zain­te­re­so­wa­nie do wspo­mnia­nych popu­la­cji (Axel­rod, McEl­rath i Wine, 2012). Bada­nia, które mogły posze­rzyć jej zakres, zwłasz­cza w obsza­rze zacho­wań wer­bal­nych, skon­cen­tro­wały się na oso­bach z zabu­rze­niami ze spek­trum auty­zmu i innymi zabu­rze­niami roz­wo­jo­wymi, z któ­rych część nie wyka­zy­wała ekwi­wa­len­cji bodź­ców (Dixon, Small i Rosa­les, 2007). Nacisk poło­żono na naukę pod­sta­wo­wych wer­bal­nych zacho­wań spraw­czych, takich jak takty i mandy, oraz na roz­sze­rza­nie opar­tych na nich rela­cji, nawet jeśli były one wyłącz­nie kon­cep­tu­alne.

W ciągu ostat­niej dekady pro­ces pro­fe­sjo­na­li­za­cji okrzepł na dobre, a mło­dzi cer­ty­fi­ko­wani ana­li­tycy zacho­wa­nia – mniej zain­te­re­so­wani dys­pu­tami teo­re­tycz­nymi i świa­domi tego, że aby sta­wić czoła wyzwa­niom, przed któ­rymi stają zarówno oni, jak i ich klienci, potrzeba cze­goś wię­cej – szu­kają pomocy. Obec­ność choćby naj­prost­szych wywie­dzio­nych rela­cji mię­dzy bodź­cami znacz­nie zmniej­sza kla­row­ność odpo­wie­dzi dostar­cza­nych przez tra­dy­cyjną ana­lizę funk­cjo­nalną (Beli­sle, Stan­ley i Dixon, 2017). Każdy prak­ty­ku­jący cer­ty­fi­ko­wany ana­li­tyk zacho­wa­nia dosko­nale zdaje sobie z tego sprawę, ale nie wie, jak sobie z tym radzić. Zara­zem ana­li­tycy zacho­wa­nia wie­dzą, że zarówno rodzice, jak i per­so­nel potrze­bują dodat­ko­wego wspar­cia w radze­niu sobie z wła­snymi zda­rze­niami psy­chicz­nymi, by wdra­żać tra­dy­cyjne pro­gramy beha­wio­ralne. Samo nale­ga­nie, aby postę­po­wali zgod­nie z tymi pro­gra­mami, nic tu nie pomoże.

Jaka więc jest alter­na­tywa?

Nawet w wąskim zakre­sie obec­nej prak­tyki cer­ty­fi­ko­wa­nych ana­li­ty­ków zacho­wa­nia dane potwier­dzają, że teo­ria ram rela­cyj­nych (ang. rela­tio­nal frame the­ory, RFT; Hayes i in., 2001) oraz tera­pia lub tre­ning akcep­ta­cji i zaan­ga­żo­wa­nia (ang. accep­tance and com­mit­ment the­rapy/tra­ining, ACT; Hayes, Stro­sahl i Wil­son, 1999, 2013) mogą oka­zać się uży­teczne. Sta­no­wią rze­czy­wi­stą alter­na­tywę. Doty­czy to takich obsza­rów, jak zarzą­dza­nie per­so­ne­lem (Bethay, Wil­son, Schnet­zer, Nassar i Bor­dieri, 2013; Lit­tle, Tar­box i Alza­abi, 2020) czy tre­ningi rodzi­ciel­skie (Hahs, Dixon i Pali­liu­nas, 2019). Być może jesz­cze bar­dziej wymowne jest to, że wspo­mniane metody znacz­nie popra­wiają wyniki w obsza­rach roz­woju wer­bal­nego (np. Dixon i in., 2017) oraz zarzą­dza­nia zacho­wa­niem (np. Eilers i Hayes, 2015), które pozo­stają głów­nym przed­mio­tem zain­te­re­so­wa­nia naszej dzie­dziny.

W 2018 roku do dorocz­nej kon­fe­ren­cji Asso­cia­tion for Beha­vior Ana­ly­sis Inter­na­tio­nal dodano dzień poświę­cony ACT i RFT, co z per­spek­tywy czasu można uznać za kamień milowy ozna­cza­jący pewną zmianę kursu – ogło­sze­nie, że ana­liza zacho­wa­nia zna­la­zła się we wspo­mnia­nym na początku tego roz­działu punk­cie wyboru. Jeśli rze­czy­wi­ście jest tak, że gdy ludzie zaczy­nają mówić, słu­chać i rozu­mo­wać w bar­dziej zaawan­so­wany spo­sób, wów­czas bez­po­śred­nie zależ­no­ści zwią­zane ze wzmac­nia­niem prze­stają być jedy­nymi przy­czy­nami zacho­wa­nia – a my uwa­żamy, że tak wła­śnie jest – to ana­liza zacho­wa­nia musi zasad­ni­czo się zmie­nić, aby móc słu­żyć ludz­ko­ści. Nie będzie to pro­ste, lecz potrze­bu­jemy roz­wi­jać taką ana­lizę zacho­wa­nia, która odnosi się do zda­rzeń pry­wat­nych wpły­wa­ją­cych na kon­trolę zacho­wa­nia przez zależ­no­ści. Potrze­bu­jemy roz­wi­nąć to, co tra­dy­cyj­nie defi­nio­wa­li­śmy w ramach naszej dzie­dziny jako ana­lizę funk­cjo­nalną. Jed­no­cze­śnie, w tro­sce o spój­ność w tejże dzie­dzi­nie i o jej dal­szy roz­wój, powin­ni­śmy doko­nać tych zmian w spo­sób zgodny z jej najbar­dziej pod­sta­wową wła­ści­wo­ścią, pod­kre­śla­jąc i wzmac­nia­jąc jej podej­ście funk­cjo­nalne, idio­gra­ficzny cha­rak­ter, spój­ność ewo­lu­cyjną i solid­ność badaw­czą.

W pierw­szej czę­ści niniej­szej książki pre­zen­tu­jemy ACT w szer­szym kon­tek­ście. Mamy zamiar przed­sta­wić zna­cze­nie funk­cjo­na­li­zmu i przy­go­to­wać się do trud­nego zada­nia, jakim jest zaj­mo­wa­nie się zda­rze­niami pry­wat­nymi bez ule­ga­nia przy tym poku­sie men­ta­li­zmu. Naszym celem jest poło­żyć solidne fun­da­menty pod zro­zu­mie­nie ACT i bada­nie pro­ce­sów zmiany, które się z nią wiążą. W czę­ści dru­giej poka­żemy, jak tera­pia ta odnosi się do takich wymia­rów zacho­wa­nia, jak afekt, pozna­nie, uwaga, poczu­cie Ja, moty­wa­cja i jawne nawyki dzia­ła­nia opar­tego na war­to­ściach. Bazu­jąc na zasa­dach beha­wio­ral­nych roz­sze­rzo­nych przez RFT i naukę o ewo­lu­cji, uwa­żamy, że pro­ce­sami tymi można się zaj­mo­wać bez opusz­cza­nia obszaru ana­lizy zacho­wa­nia i bez rezy­gno­wa­nia z jej naj­lep­szych tra­dy­cji filo­zo­ficz­nych, teo­re­tycz­nych, meto­do­lo­gicz­nych czy empi­rycz­nych. Wresz­cie, w trze­ciej czę­ści książki sku­pimy się na dzia­ła­niach, jakie należy pod­jąć, aby włą­czyć ACT do prak­tyki ana­lizy zacho­wa­nia.

Roz­pocz­niemy zatem od omó­wie­nia funk­cjo­na­li­zmu i wyja­śnie­nia, dla­czego sta­nowi on pod­sta­wowy rys naszej dzie­dziny.

Funkcjonalizm i naukowiec praktyk

U pod­staw ana­lizy zacho­wa­nia leży funk­cjo­na­lizm. Jest on jedną z klu­czo­wych wła­ści­wo­ści sto­so­wa­nej ana­lizy zacho­wa­nia.

W róż­nych dys­cy­pli­nach nauko­wych, takich jak antro­po­lo­gia, socjo­lo­gia, fizjo­lo­gia czy ana­to­mia, a także psy­cho­lo­gia i bio­lo­gia beha­wio­ralna, roz­róż­nia się funk­cjo­na­lizm i struk­tu­ra­lizm. Z jed­nej strony struk­tu­ra­lizm stara się ujmo­wać przy­czy­no­wość wyłącz­nie w kate­go­riach pod­sta­wo­wych struk­tur prok­sy­mal­nych lub ukła­dów mecha­ni­stycz­nych, któ­rych ist­nie­nie się zakłada i które wyja­śniają dzia­ła­nia sys­te­mów. Na przy­kład czym „jest” zegar? Z per­spek­tywy struk­turalistycznej zegar to urzą­dze­nie z dwiema wska­zów­kami, cyframi i kołami zęba­tymi, które – wyko­rzy­stu­jąc ener­gię z bate­rii lub innego źró­dła – poru­sza wska­zów­kami w okre­ślo­nym tem­pie i w okre­ślony spo­sób. To wszystko prawda – a infor­ma­cje te pozwolą nam w razie potrzeby napra­wić zepsuty zegar. Zain­te­re­so­wa­nie struk­turą ma fun­da­men­talne zna­cze­nie dla całej nauki. Kiedy jed­nak struk­tura staje się „izmem” w opi­sie zacho­wa­nia, trudno wyjść poza cechy topo­gra­ficzne i mecha­ni­styczne, by zgłę­bić histo­rię, kon­tekst, cel i wpływ – co doty­czy zarówno beha­wio­ry­stów, jak i bada­nych przez nich orga­ni­zmów. Struk­tu­ra­lizm może rodzić wąt­pli­wo­ści, czy bada­nie histo­rii, roz­woju i funk­cji ma w ogóle sens, ponie­waż odwo­łuje się do zdro­wo­roz­sąd­ko­wego reali­zmu opar­tego na pro­stym języku; mówiąc meta­fo­rycz­nie, bada­nia struk­turalistyczne mają odpo­wia­dać na pyta­nie, czym w rze­czy­wi­sto­ści jest zegar (lub cokol­wiek innego). Może to pro­wa­dzić do błęd­nego poczu­cia, że nie­wiele wię­cej jeste­śmy w sta­nie poznać. Taki pogląd, zwłasz­cza w naukach beha­wio­ral­nych, bywa nie­bez­pieczny. Zacho­wa­nie ma cha­rak­ter cza­sow­ni­kowy, więc przed­miot zain­te­re­so­wa­nia może się roz­myć, gdy histo­ria, roz­wój i funk­cja nie znaj­dują się na pierw­szym pla­nie. Z dru­giej strony funk­cjo­na­lizm dąży do ziden­ty­fi­ko­wa­nia związ­ków mię­dzy oddzia­łu­ją­cymi w cza­sie zmien­nymi, które dopro­wa­dziły do roz­woju i selek­cji pew­nych cech beha­wio­ral­nych. Ozna­cza to, że z per­spek­tywy funk­cjo­nal­nej ana­li­zuje się powsta­wa­nie i oddzia­ły­wa­nie róż­nych form zacho­wań na prze­strzeni czasu, spo­sób, w jaki wpły­wają one na zmiany roz­woju, ich obecne funk­cjo­no­wa­nie i zna­cze­nie. Gdy tego rodzaju podej­ście funk­cjo­nalne jest roz­cią­gnięte w cza­sie, wta­pia się w powią­zane kon­tek­stu­al­nie histo­rie zmien­no­ści oraz selek­tyw­nego utrzy­ma­nia, które są cechami defi­niu­ją­cymi uję­cie ewo­lu­cyjne i które można odnieść do roz­woju gene­tycz­nego, epigene­tycz­nego czy kul­tu­ro­wego. Kiedy ogra­ni­cza się ono do życia jed­nostki, staje się cechą defi­niu­jącą funk­cjo­nalne i kon­tek­stu­alne podej­ście psy­cho­lo­giczne.

Wra­ca­jąc do przy­kładu z zega­rem: z funk­cjo­nal­nego punktu widze­nia zegar jest urzą­dze­niem uży­wa­nym przez ludzi do okre­śla­nia godziny. Kiedy wska­zówka zegara docho­dzi do okre­ślo­nej cyfry, na przy­kład 6, pro­wa­dzi to do powią­za­nych z kon­kretną godziną wzor­ców zacho­wań, takich jak przy­go­to­wa­nie kola­cji lub wyj­ście na spa­cer. Zegar może być ana­lo­gowy, cyfrowy, sło­neczny. Czę­sto wiele róż­nych form może peł­nić dowolną funk­cję. Zara­zem kon­kretna struk­tura może słu­żyć róż­nym celom. Gdyby ktoś użył zegara ścien­nego jako tale­rza, fizyczna struk­tura tegoż zegara pozo­sta­łaby nie­zmienna, ale jego funk­cja byłaby zupeł­nie inna. Gdyby następ­nie ta funk­cja zaczęła z cza­sem domi­no­wać, struk­tura mogłaby zostać zmo­dy­fi­ko­wana w celu lep­szego wypeł­nia­nia nowej funk­cji, na przy­kład można by zmie­nić szkło wypu­kłe na wklę­słe, dzięki czemu jedze­nie lepiej by się utrzy­my­wało na „tale­rzu”.

Dwu­stronna strzałka (zob. rycina 1.1) pomaga wyja­śnić jeden z powo­dów, dla któ­rych jeste­śmy bar­dziej zain­te­re­so­wani funk­cjo­nalną niż wyłącz­nie struk­tu­ralną per­spek­tywą ana­li­tyczną. Struk­tura jest istotna, ale ewo­lu­cja poka­zuje, że w dłuż­szej per­spek­ty­wie jest ona raczej napę­dzana przez funk­cję, a opisy funk­cjo­nalne mówią wię­cej o tym, jak zmie­nić warunki tak, by wpły­nąć na struk­turę (tj. wygląd zacho­wa­nia). Mówiąc prak­tycz­nie, ana­li­tycy zacho­wa­nia są bar­dziej zain­te­re­so­wani tym, co dana rzecz robi, niż tym, jak wygląda. Aby zmie­nić jej wygląd, musimy zmie­nić to, co ona robi lub jak funk­cjo­nuje w danym śro­do­wi­sku; musimy zro­zu­mieć, dla­czego poja­wia się w śro­do­wi­sku jako adap­ta­cja, i zmie­nić śro­do­wi­sko w odpo­wiedni spo­sób.

Rycina 1.1. Funk­cja a struk­tura

Źró­dło: opra­co­wa­nie wła­sne.

Ponie­waż język i pozna­nie sta­no­wią istotę tego, co sta­ramy się prze­wi­dy­wać i na co chcemy oddzia­ły­wać poprzez inter­wen­cje oparte ACT, warto przy­po­mnieć, w jaki spo­sób owe dwie różne per­spek­tywy – struk­tu­ralna i funk­cjo­nalna – mogą się odno­sić do języka i pozna­nia. Roz­ważmy kla­syczne podej­ście struk­tu­ralne do psy­cho­lin­gwi­styki. Przyj­muje się, że wypo­wia­dane słowa odzwier­cie­dlają pod­sta­wowe struk­tury czę­sto uwa­żane za uni­wer­salne, takie jak głę­bo­kie struk­tury gra­ma­tyczne. Zgod­nie z wcze­snymi i obec­nie już kla­sycz­nymi teo­riami Noama Chom­sky’ego (1972), słyn­nego języ­ko­znawcy zna­nego w ana­li­zie zacho­wa­nia z tego, że nie zga­dzał się z podej­ściem Skin­nera do języka, gra­ma­tyka uni­wer­salna bie­rze się z pod­sta­wo­wych struk­tur, które ist­nieją w „umy­śle/mózgu” jed­nostki. Kon­se­kwen­cją tego jest hipo­te­tyczny mecha­nizm, zwany mecha­nizmem przy­swa­ja­nia języka, który uważa się za ukrytą czy też uta­joną struk­turę wytwa­rza­jącą język – podob­nie jak wyide­ali­zo­wany okrąg w sys­te­mie Pla­tona wytwa­rza inne okręgi. To, czy taki mecha­nizm ist­nieje, nie ma zna­cze­nia; cho­dzi o wska­za­nie, jak głę­boko osa­dzone i jak liczne są struk­tury neu­ro­lo­giczne, które uczest­ni­czą w two­rze­niu ogól­nie jed­no­li­tych wzor­ców gra­ma­tycz­nych ist­niejących u ludzi – a nie u innych zwie­rząt. Jest to o wiele bar­dziej wyra­fi­no­wany spo­sób na powie­dze­nie „gołę­bie dzio­bią”. Ludzie „uży­wają języka”. Wyzwa­niem staje się tu przy­czy­no­wość. Czy te wyde­du­ko­wane pod­sta­wowe struk­tury powo­dują roz­wój gra­ma­tyki i składni w takim stop­niu, w jakim dziób, mózg i mię­śnie szyi ptaka powo­dują dzio­ba­nie? Brak jasno­ści w tym wzglę­dzie spra­wia, że trudno prze­ło­żyć podej­ście struk­tu­ralne na sku­teczne pro­gramy inter­wen­cyjne.

Skin­ner (2022) uwa­żał, że podej­ście for­mi­styczne czy też mecha­ni­styczne może pro­wa­dzić do wielu nie­praw­dzi­wych wyja­śnień, w któ­rych przy­pi­su­jemy przy­czynę hipo­te­tycz­nym for­mom i struk­tu­rom wewnątrz jed­nostki, nie uwzględ­nia­jąc kon­tek­stu, który spo­wo­do­wał powsta­nie tych struk­tur i wyni­ka­ją­cych z nich zacho­wań. W 1957 roku przed­sta­wił on pierw­szą kom­plek­sową ana­lizę funk­cjo­nalną języka jako zacho­wa­nia wer­bal­nego, czyli teo­rię zacho­wań wer­bal­nych. Zamiast sku­piać się wyłącz­nie na struk­turalnych cechach języka zapro­po­no­wał, by podej­ście funk­cjo­nalne uwzględ­niało kon­tekst, z któ­rego język się wyła­nia. Zwa­żyw­szy na jego prace nad warun­ko­wa­niem spraw­czym, nie dziwi, że Skin­ner poło­żył nacisk na wzorce wzmac­nia­nia wspie­ra­jące roz­wój języka. Na przy­kład mand może przy­bie­rać wiele form gra­ma­tycz­nych; może też zawie­rać rze­czow­niki, cza­sow­niki i przy­miot­niki. Ważne, że wystę­puje w kon­tek­ście kon­se­kwent­nych ope­ra­cji usta­na­wia­ją­cych i skut­kuje pozy­ska­niem od słu­cha­cza okre­ślo­nego wzmoc­nie­nia. Ten sam zestaw dźwię­ków może peł­nić w róż­nych kon­tekstach różne funk­cje. Na przy­kład słowo „kot” w zależ­no­ści od kon­tek­stu może funk­cjo­no­wać jako mand (tj. prośba o kota) lub takt (tj. iden­ty­fi­ka­cja kota). Wyja­śnie­nie Skin­nera roz­ciąga się na zda­rze­nia pry­watne takie jak roz­wią­zy­wa­nie pro­ble­mów, myśle­nie i rozu­mo­wa­nie, które są czę­ściej uwzględ­niane w struk­turalistycznych mode­lach poznaw­czych. Ponad pół wieku póź­niej szcze­góły kry­tyki Chom­sky’ego (1959) doty­czą­cej sta­no­wi­ska Skin­nera nie mają dla nas więk­szego zna­cze­nia, jed­nakże ową kry­tykę samą w sobie można rozu­mieć jako róż­nicę mię­dzy struk­turalnym a funk­cjo­nal­nym podej­ściem do badań nauko­wych. Z per­spek­tywy czasu widać, że nie­które z kry­tycz­nych uwag Chom­sky’ego obna­żały luki w funk­cjo­nalnej ana­li­zie języka i pozna­nia czło­wieka. Na przy­kład z wyko­rzy­sta­niem teo­rii Skin­nera trudno w pełni odnieść się do pozor­nej samo­or­ga­ni­za­cji i zło­żo­no­ści widocz­nej w struk­turze ludz­kiego języka i pozna­nia. Now­sze osią­gnię­cia, które oma­wiamy w niniej­szej książce, czy­nią wyja­śnie­nie funk­cjo­nalne bar­dziej wia­ry­god­nym niż wcze­sne teo­rie Skin­nera. Co wię­cej, Chom­sky zda­wał się słusz­nie dostrze­gać pomi­nię­cie przez Skin­nera ana­lizy słu­cha­cza – a rozu­mie­nie języka jest być może nawet waż­niej­sze niż samo mówie­nie. Jed­no­cze­śnie pozo­sta­wił bez odpo­wie­dzi pyta­nie, w jaki spo­sób tak zło­żone struk­tury prze­ja­wiają się tak uni­kal­nie dla każ­dej osoby na kuli ziem­skiej. Rów­nie wyjąt­kowe jest dawne i bie­żące śro­do­wi­sko osoby. To wła­śnie dzięki zro­zu­mie­niu śro­do­wi­ska możemy zacząć rozu­mieć zło­żone zacho­wa­nie.

Funk­cjo­nalne podej­ście do rela­cji typu zacho­wa­nie–zacho­wa­nie. Od czasu pier­wot­nej kon­cep­cji Skin­nera ana­liza zacho­wa­nia bar­dzo się roz­wi­nęła. W następ­nym roz­dziale omó­wimy zagad­nie­nie ekwi­wa­len­cji bodź­ców i poka­żemy, w jaki spo­sób doszło do sfor­mu­ło­wa­nia wła­ści­wego teo­rii ram rela­cyj­nych wyja­śnie­nia wielu rela­cji wywie­dzio­nych mię­dzy bodź­cami i now­szych teo­rii. Na razie pomi­niemy szcze­góły, ponie­waż chcemy sku­pić się na tym, czym jest podej­ście funk­cjo­nalne i czym się ono różni od bar­dziej tra­dy­cyj­nych ujęć – oraz dla­czego ACT i RFT wyma­gają zro­zu­mie­nia, jak jedno dzia­ła­nie może odno­sić się do dru­giego.

Weźmy neu­ro­ty­powo roz­wi­ja­jące się dziecko mówiące po angiel­sku, które na ogół reaguje na pochwałę i kry­tykę spo­łeczną jak na – odpo­wied­nio – wzmoc­nie­nie spo­łeczne i karę spo­łeczną. Jeśli takie dziecko nauczy się, że „mal” jest prze­ci­wień­stwem „bon”, a „bon” ozna­cza to samo co „good” (dobry), praw­do­po­dob­nie będzie można tre­no­wać zacho­wa­nia, uży­wa­jąc słowa „mal” w cha­rak­te­rze kon­se­kwen­cji nega­tyw­nej. Na tę chwilę załóżmy, że wła­śnie tak się stało. Teo­ria ram rela­cyj­nych osta­tecz­nie wyja­śni, jak i dla­czego tak się dzieje, ale na razie to pomi­jamy i na potrzeby naszego przy­kładu pozo­sta­jemy przy uprosz­czo­nym opi­sie.

Teraz wyobraźmy sobie, że dwaj ana­li­tycy nie­zna­jący histo­rii dziecka – struk­tu­ra­li­sta poznaw­czy i ana­li­tyk zacho­wa­nia – zasta­na­wiają się, dla­czego dziecko unika powta­rza­nia dzia­łań, po któ­rych sły­chać słowo „mal”. Struk­tu­ra­li­sta poznaw­czy może tłu­ma­czyć to tym, że słowo „mal” znaj­duje się w sieci seman­tycz­nej, która nadaje mu awer­syjne zna­cze­nie. Z kolei ana­li­tyk zacho­wa­nia suge­ruje, że jest to kara warun­kowa, ponie­waż słowo to praw­do­po­dob­nie zostało powią­zane ze sło­wem „bad” (zły). W rze­czy­wi­sto­ści nie może to być kara warun­kowa, ponie­waż to słowo ni­gdy nie zostało sko­ja­rzone z karą pier­wotną ani warun­kową – ni­gdy nie było sły­szane ani widziane w tym samym kon­tek­ście, co coś złego. Nie ma też żad­nych for­mal­nych wła­ści­wo­ści ist­nie­ją­cych kar warun­ko­wych – nie może wyni­kać z gene­ra­li­za­cji bodźca. W rezul­ta­cie, gdyby taka ana­liza „kara­nia warun­ko­wego” została odnie­siona do innych dzieci, wkrótce sto­so­wa­li­by­śmy warunki dale­kie od tych, które w rze­czy­wi­sto­ści dopro­wa­dziły do danego zacho­wa­nia.

Struk­tu­ra­li­sta poznaw­czy ma zupeł­nie inny pro­blem. Poję­cie sieci seman­tycz­nej nie mówi mu, co ma zro­bić, aby w ogóle spró­bo­wać usta­no­wić zacho­wa­nie. Sieci seman­tyczne opi­sują rezul­tat, ale nie spo­sób dopro­wa­dze­nia do niego.

Opis funk­cjo­nalny mówi ana­li­ty­kom, co należy zro­bić, aby usta­no­wić lub pod­trzy­mać dane zacho­wa­nie… ale tylko wtedy, gdy jest ade­kwatny. Aby zro­zu­mieć rela­cje funk­cjo­nalne, które dopro­wa­dziły do zacho­wa­nia dziecka, trzeba wie­dzieć, jak jedno zacho­wa­nie odnosi się do dru­giego.

W oma­wia­nym przy­padku musie­li­by­śmy zro­zu­mieć, w jaki spo­sób „mal” zostało w pewien szcze­gólny spo­sób odnie­sione do „good” oraz jak i dla­czego uży­cie słowa

„mal” zadzia­łało jako kon­se­kwen­cja innego zacho­wa­nia. Opi­su­jemy tu rela­cję zacho­wa­nie–zacho­wa­nie. Jeśli chcemy wyko­rzy­stać poję­cia beha­wio­ralne do prze­wi­dy­wa­nia zacho­wań i wpły­wa­nia na nie, gdy mamy do czy­nie­nia z rela­cjami zacho­wa­nie–zacho­wa­nie, ważne jest zro­zu­mie­nie kon­tek­stów, w któ­rych wystę­puje każde z dwóch powią­za­nych dzia­łań, a także kon­tek­stu wystą­pie­nia rela­cji mię­dzy tymiż dzia­ła­niami. Poję­cia muszą być funk­cjo­nalne i kon­tek­stualne (Hayes i Brown­stein, 1986), przy czym wza­jem­nie na sie­bie oddzia­łują.

Rycina 1.2. Kon­tek­sty dwóch zacho­wań a kon­tekst rela­cji mię­dzy tymiż zacho­wa­niami

Źró­dło: opra­co­wa­nie wła­sne.

Aby móc zasto­so­wać rozu­mie­nie funk­cjo­nalne i kon­tek­stu­alne, musie­li­by­śmy znać histo­rię i oko­licz­no­ści (kon­tekst), które dopro­wa­dziły do każ­dego ze zda­rzeń beha­wio­ral­nych, oraz ich wza­jemną rela­cję. Należy pod­kre­ślić zwłasz­cza ten ostatni ele­ment, ponie­waż jest on bar­dzo czę­sto pomi­jany. Zro­zu­mie­nie tych trzech cech kon­tek­stu­al­nych jest dokład­nie tym, co RFT i ACT pro­po­nują idio­gra­ficz­nie. Jed­nakże, jesz­cze zanim do tego doj­dziemy, warto zauwa­żyć, że kiedy ana­li­tycy zacho­wa­nia pytają, dla­czego okre­ślone zda­rze­nia peł­nią daną funk­cję, nie­kiedy trzeba zro­zu­mieć rela­cje zacho­wa­nie–zacho­wa­nie, nim będzie można udzie­lić odpo­wie­dzi uży­tecz­nej prak­tycz­nie i zasad­nej naukowo.

Tego rodzaju wie­dza oka­zuje się klu­czowa, gdyż ana­li­tycy zacho­wa­nia wyko­rzy­stują metody naukowe w spo­sób funk­cjo­nalny – do izo­lo­wa­nia idio­gra­ficz­nie sen­so­wych inte­rak­cji funk­cjo­nalnych mię­dzy zmien­nymi śro­do­wi­sko­wymi a zacho­wa­niem. Inte­rak­cje funk­cjo­nalne są odkry­wane w pro­ce­sie zwa­nym ana­lizą funk­cjo­nalną, czyli poprzez obser­wa­cję czy też ana­lizę inte­rak­cji zacho­wa­nie–śro­do­wi­sko na pozio­mie zacho­wu­ją­cego się w jakiś spo­sób orga­ni­zmu. Następ­nie opra­co­wy­wane są odpo­wied­nie inter­wen­cje w celu oddzia­ła­nia na zmienne śro­do­wi­skowe, aby spo­wo­do­wać zmianę zacho­wa­nia.

Więk­szość kon­cep­cji w innych tra­dy­cjach psy­cho­lo­gii sto­so­wa­nej jest wery­fi­ko­wana na pod­sta­wie nor­ma­tyw­nych spój­no­ści mię­dzy ludźmi. Kla­syczny przy­kład sta­nowi psy­cho­me­tria. Ana­liza psy­cho­me­tryczna nie doty­czy funk­cjo­nalno-kon­tek­stu­al­nej rze­czy­wi­sto­ści ludzi – to jest histo­rii jed­no­stek i odno­szą­cych się do nich oko­licz­no­ści – lecz struk­tu­ral­nych spój­no­ści w posłu­gi­wa­niu się języ­kiem mię­dzy ludźmi. Pro­blem w tym, że zmien­ność mię­dzy jed­nost­kami oraz zmien­ność wewnątrz jed­no­stek to nie to samo. W fizyce sta­ty­stycz­nej wia­domo od ponad wieku, że nie da się wia­ry­god­nie przejść od zacho­wa­nia zbioru ele­men­tów do prze­wi­dy­wa­nia zacho­wa­nia poje­dyn­czego ele­mentu, który znaj­duje się w tym zbio­rze – z wyjąt­kiem kilku bar­dzo nad­zwy­czaj­nych oko­licz­no­ści opi­sa­nych przez twier­dze­nie ergo­dyczne (Bir­khoff, 1931; von Neu­mann, 1932). Żadna z tych oko­licz­no­ści (a mia­no­wi­cie sta­cjo­nar­ność i fakt, że wszyst­kie ele­menty wyka­zują te same wła­ści­wo­ści dyna­miczne) nie doty­czy ludzi. Ujmu­jąc rzecz pro­ściej: z nauko­wego punktu widze­nia konieczne jest prze­pro­wa­dze­nie ana­lizy funk­cjo­nal­nej idio­gra­ficz­nie, a następ­nie stop­niowe uogól­nie­nie jej do stwier­dzeń nomo­te­tycz­nych. W dal­szej czę­ści książki omó­wimy tę kwe­stię bar­dziej szcze­gó­łowo.

Nie­pewna rela­cja mię­dzy zmien­no­ścią jed­nostki a zmien­no­ścią wewnątrz jed­nostki czę­ściowo wyja­śnia, dla­czego trudno jest prze­ło­żyć podej­ście nor­ma­tywne na wia­ry­godne inter­wen­cje. Łatwo na przy­kład użyć psy­cho­me­trii do oceny emo­cji, myśli i zacho­wań jaw­nych bez wni­ka­nia w histo­rię tych zda­rzeń ani w kon­tek­sty, w któ­rych one wystę­pują. To ozna­cza, że możemy pozo­stać z uta­jo­nymi kon­struk­tami, które „wyja­śniają” dzia­ła­nie, ale nie wska­zują, co mamy zro­bić, aby owo dzia­ła­nie zmie­nić. A to poważny pro­blem.

Gdyby poja­wiła się nowa stra­te­gia ana­lizy funk­cjo­nal­nej, zakres naszej dzie­dziny mógłby się znacz­nie posze­rzyć, a głę­bia naszych inter­wen­cji – wyraź­nie popra­wić. Widzie­li­śmy to na przy­kła­dzie powszech­nie wyko­rzy­sty­wa­nej tech­niki sto­so­wa­nej ana­lizy zacho­wa­nia, jaką jest eks­pe­ry­men­talna ana­liza funk­cjo­nalna (Iwata, Dor­sey, Sli­fer, Bau­man i Rich­man, 1994). Tech­nika ta oka­zała się ewo­lu­cyj­nym punk­tem zwrot­nym w naszej dzie­dzi­nie (podob­nym do beha­wio­ral­nego punktu zwrot­nego, ale doświad­cza­nym przez wszyst­kich człon­ków spo­łecz­no­ści poprzez zbio­rową zmianę zacho­wa­nia). Wcze­śniej czę­sto zakła­dano, że zacho­wa­nie pozo­staje pod wpły­wem wzmac­nia­nia i kara­nia – co sta­nowi sto­sun­kowo pro­sty model w kon­tek­ście opra­co­wy­wa­nia inter­wen­cji beha­wio­ral­nej. Jeśli ana­li­tyk chce, aby zacho­wa­nie wystę­po­wało czę­ściej, musi je wzmac­niać. Wzmoc­nie­nia wyso­kiej jako­ści, które są dostar­czane natych­miast i w spo­sób zależny od zacho­wa­nia, przy­niosą naj­więk­sze zmiany. W więk­szo­ści przy­pad­ków jed­nak klienci nie są kie­ro­wani do ana­li­tyka zacho­wa­nia ani nie szu­kają jego pomocy w celu nasi­le­nia jakichś zacho­wań, lecz raczej zależy im na ogra­ni­cze­niu tych, które są uwa­żane za destruk­cyjne lub szko­dliwe, jak choćby ste­reo­ty­pie wokalne czy samo­oka­le­cze­nia. I znów roz­wią­za­nie jest dość pro­ste: poważne kary, które są dostar­czane natych­miast i zależne od zacho­wa­nia, przy­czy­nią się do naj­więk­szej reduk­cji takich zacho­wań.

Zwa­żyw­szy na bie­żący stan wie­dzy, można stwier­dzić, że ten pro­sty model może być nie­bez­pieczny. Nad­uży­wa­nie kara­nia może pro­wa­dzić do dłu­go­ter­mi­no­wych nega­tyw­nych skut­ków spo­łecz­nych, emo­cjo­nal­nych i beha­wio­ral­nych. Jest mało praw­do­po­dobne, by pozy­tywne zacho­wa­nia utrzy­mały się po wyco­fa­niu nie­funk­cjo­nal­nych wzmoc­nień. Ana­li­tycy zacho­wa­nia wciąż pró­bują wyswo­bo­dzić się z tej epoki nauki o zacho­wa­niu, ale nie­któ­rzy na­dal sto­sują wiele daw­nych prak­tyk wobec osób z auty­zmem, tyle że pod bar­dziej akcep­to­wal­nymi nazwami (np. „obszar reflek­sji” zamiast „time out” czy „miej­sce wyklu­cze­nia spo­łecz­nego”, „wyco­fa­nie wzmac­nia­nia” błęd­nie nazy­wane „wyga­sza­niem”).

Eks­pe­ry­men­talna ana­liza funk­cjo­nalna zapew­niła metodę owej ana­lizy pozwa­la­jącą wyjść poza bar­dzo ogra­ni­czony model zmiany zacho­wa­nia. Zacho­wa­nie pełni okre­śloną funk­cję. Aby zmie­nić zacho­wa­nie, musimy zacząć od okre­śle­nia, jaką funk­cję ono pełni dla danej osoby – co należy zro­bić w sze­ro­kim zakre­sie i empi­rycz­nie, a nie tylko kon­cep­cyj­nie. Począt­kowo praca z wyko­rzy­sta­niem eks­pe­ry­men­tal­nej ana­lizy funk­cjo­nal­nej sku­piała się na zacho­wa­niach samo­oka­le­cza­ją­cych dzieci z auty­zmem. „Zacho­wa­nie samo­oka­le­cza­jące” to opis struk­tury (tj. tego, jak zacho­wa­nie wygląda), a nie funk­cji. W przy­padku eks­pe­ry­men­tal­nej ana­lizy funk­cjo­nal­nej mani­pu­luje się warun­kami funk­cjo­nal­nymi i ustala ich wpływ na względne tempo zacho­wa­nia. Jeśli na przy­kład samo­oka­le­cza­nie wystę­puje naj­czę­ściej w warunku, w któ­rym umoż­li­wia ucieczkę od wyma­gań, to możemy zało­żyć, że funk­cją tego zacho­wa­nia jest wła­śnie ucieczka. Inter­wen­cja funk­cjo­nalna mająca na celu ogra­ni­cze­nie samo­oka­le­czeń wymaga zatem usta­no­wie­nia nowego zacho­wa­nia, takiego jak funk­cjo­nalna reak­cja komu­ni­ka­cyjna, które pełni tę samą funk­cję, lecz jest bar­dziej efek­tywne. Prze­staje być potrzebne jakie­kol­wiek kara­nie, a zacho­wa­nie, które chcemy wspie­rać, jest pod­trzy­my­wane przez wzmoc­nie­nia funk­cjo­nalne.

Eks­pe­ry­men­talna ana­liza funk­cjo­nalna sta­nowi rów­nież dobry przy­kład tego, jak ważne jest roz­wi­ja­nie nauko­wych modeli zmiany zacho­wa­nia. Model, który zakłada wyłącz­nie wzmac­nia­nie i kara­nie jako funk­cje, z koniecz­no­ści zaowo­cuje stra­te­giami ana­li­tycz­nymi mają­cymi na celu usta­le­nie względ­nego tempa wzmac­nia­nia i kara­nia. Co wię­cej, inter­wen­cje będą pró­bo­wały wpły­nąć na zacho­wa­nie z wyko­rzy­sta­niem jedy­nie tych pro­ce­sów. Doda­nie do naszego modelu nauko­wego ope­ra­cji usta­na­wia­ją­cych (np. wyma­gań, depry­wa­cji uwagi) otwo­rzyło drzwi do bar­dziej funk­cjo­nal­nego podej­ścia do inter­wen­cji, które miało na celu usta­nowienie nowych zacho­wań odno­szą­cych się do tych funk­cji ope­ra­cji usta­na­wia­ją­cych / ope­ra­cji zno­szą­cych. Prawdą jest rów­nież, że to obec­nie „tra­dy­cyjne” podej­ście do eks­pe­ry­men­tal­nej ana­lizy funk­cjo­nal­nej natra­fiło na barierę w postaci rela­cji wywie­dzio­nych mię­dzy bodź­cami, ale i tak powin­ni­śmy trak­to­wać to jako znaczny postęp.

Teraz pora zro­bić kolejny krok – odkryć następny ewo­lu­cyjny punkt prze­ło­mowy – który pozwoli zająć się wywie­dzio­nymi rela­cjami dzięki dal­szemu roz­wo­jowi metod ana­lizy funk­cjo­nal­nej zwią­za­nych bez­po­śred­nio z wyzwa­niami typo­wymi dla ludzi. Naszym zda­niem ACT i RFT – jako nowa stra­te­gia funk­cjo­nalna w ramach ana­lizy zacho­wa­nia – trwale zmie­nią zakres pro­ble­mów prak­tycz­nych, które będziemy w sta­nie roz­wią­zać, i zwięk­szą zróż­ni­co­wa­nie popu­la­cji kli­nicz­nych, któ­rym będziemy mogli pomóc. Zmie­nią rów­nież istot­nie spo­sób, w jaki poma­gamy oso­bom, które zwy­kle odno­siły korzyść z inter­wen­cji beha­wio­ral­nej. Aby zoba­czyć, jak to się sta­nie, musimy przejść od kwe­stii bada­nia i zmiany rela­cji zacho­wa­nie–zacho­wa­nie do nauki doty­czą­cej zda­rzeń pry­wat­nych.

Funk­cjo­nalne podej­ście do zda­rzeń pry­wat­nych. Ana­li­tycy zacho­wa­nia zwy­kle sku­piają się na zacho­wa­niach jaw­nych, ale dość sze­roko rozu­mieją poję­cie „zacho­wa­nie”. Począt­kowo Skin­ner defi­nio­wał zacho­wa­nie na dwa różne spo­soby. Topo­gra­ficz­nie ujmo­wał je jako ruch orga­ni­zmu lub jego czę­ści w ukła­dzie odnie­sie­nia usta­no­wio­nym przez sam orga­nizm lub przez różne zewnętrzne obiekty czy pola siłowe (Skin­ner, 1995). Nie jest to jesz­cze defi­ni­cja funk­cjo­nalna, ponie­waż zgod­nie z nią pod­nie­sie­nie ręki w celu zwró­ce­nia czy­jejś uwagi i pod­nie­sie­nie ręki w celu roz­cią­gnię­cia mię­śni to jedno i to samo zacho­wa­nie. Zale­d­wie kilka zdań dalej Skin­ner (1995) zdefi­nio­wał zacho­wa­nie jako funk­cjo­no­wa­nie orga­ni­zmu, który jest zaan­ga­żo­wany w dzia­ła­nie lub obcuje ze świa­tem zewnętrz­nym. Z tej per­spek­tywy zacho­wa­nie i oko­licz­no­ści, które na nie oddzia­łują, to dwa aspekty jed­nego zda­rze­nia, a wszystko, co wiąże się z obco­wa­niem ze świa­tem, jest czę­ścią ana­lizy zacho­wa­nia. Skin­ner ni­gdy nie powró­cił do tych defi­ni­cji, ale z upły­wem czasu dru­gie rozu­mie­nie zacho­wa­nia coraz wyraź­niej domi­no­wało. Mówił on o myśle­niu jako zacho­wa­niu, przy­po­mi­na­niu sobie jako zacho­wa­niu, uczu­ciach jako zacho­wa­niach i tak dalej. Każdy spo­sób naszej inte­rak­cji ze świa­tem, w kon­tek­ście publicz­nym lub pry­wat­nym, był dla niego zacho­wa­niem.

Za „rady­kalne” w beha­wio­ry­zmie Skin­nera (1945) można uznać to, że zasto­so­wał on myśle­nie zwią­zane z zależ­no­ściami do zacho­wa­nia samych naukow­ców. W ten spo­sób posta­wił na gło­wie tra­dy­cyjny beha­wio­ryzm meto­do­lo­giczny i skie­ro­wał myśle­nie beha­wio­ralne w nowym kie­runku.

W przy­padku ana­lizy zacho­wa­nia ten sam funk­cjo­nalno-kon­tek­stu­alny model zacho­wa­nia, który jest uży­wany do wywo­ła­nia pożą­da­nej zmiany w zacho­wa­niu, odnosi się rów­nież do naukowca. Z per­spek­tywy stricte funk­cjo­nalno-ana­li­tycz­nej i kon­tek­stu­al­nej „nauka” jest po pro­stu poję­ciem, które repre­zen­tuje zacho­wa­nie naukow­ców w kon­tek­ście – jako przed­się­wzię­cie spo­łeczne, któ­rego pożą­daną funk­cją jest roz­wi­ja­nie coraz bar­dziej ustruk­tu­ry­zo­wa­nych stwier­dzeń doty­czą­cych rela­cji mię­dzy zda­rze­niami, tak aby umoż­li­wić osią­gnię­cie celów ana­li­tycz­nych w spo­sób pre­cy­zyjny, sze­roki i pogłę­biony. Innymi słowy, roz­wi­ja­nie i wyko­rzy­sty­wa­nie modeli zmiany zacho­wa­nia jest po pro­stu wzor­cem wspól­nych zacho­wań wer­bal­nych naukow­ców i prak­ty­ków, które mogą się oka­zać sku­teczne w przy­padku waż­nych spo­łecz­nie wyzwań beha­wio­ral­nych (Beli­sle, 2020). W wyjąt­ko­wym przy­padku ana­lizy zacho­wa­nia nauko­wiec i prak­tyk są nie­roz­łączni w tak zwa­nym modelu naukowca prak­tyka (Beli­sle, Stan­ley i Dixon, 2021) i trak­tuje się ich podob­nie jak klien­tów, któ­rych ana­li­zu­jemy.

Oma­wiane podej­ście zasad­ni­czo oddziela roz­róż­nie­nie „publiczne – pry­watne” od roz­róż­nie­nia „obiek­tywne – subiek­tywne”. Skin­ner (1945) argu­men­to­wał, że zacho­wa­nie musi być obser­wo­wane w spo­sób bez­po­średni, ale może to doty­czyć rów­nież zda­rzeń pry­wat­nych takich jak myśle­nie i odczu­wa­nie. Jak twier­dził, obser­wa­cja ma war­tość naukową nie dla­tego, że jest publiczna, lecz dla­tego, że zależ­no­ści kon­tro­lu­jące obser­wa­cję pro­wa­dzoną przez naukowca zapew­niają ści­słą kon­trolę bodź­ców ze strony obiektu obser­wo­wanego. Zgod­nie z tym poglą­dem sama liczba poten­cjal­nych obser­wa­to­rów nie powinna być głów­nym czyn­ni­kiem roz­strzy­ga­ją­cym o tym, co uznamy za zacho­wa­nie, a więc i o tym, co jest dostępne dla ana­lizy zacho­wa­nia.

Weźmy na przy­kład ćwi­cze­nie prze­mó­wie­nia w myślach. Osoba może mówić i słu­chać bez zewnętrz­nych sygna­łów wyko­ny­wa­nia tych czyn­no­ści: zauwa­żać momenty, gdy słowa nie przy­cho­dzą łatwo, więc muszą być dalej ćwi­czone, „słu­chać” efek­tow­nych pauz czy zasta­na­wiać się, jak zaak­cen­to­wać wybrane słowo. Tego rodzaju prze­ma­wia­nie pry­watne jest zacho­wa­niem – a przy­naj­mniej tak twier­dził Skin­ner. Jest ono bez­po­śred­nio obser­wo­walne.

Jeśli zależ­no­ści ste­ru­jące obser­wa­cją są luźne, błędy poja­wią się nie­za­leż­nie od tego, czy obser­wa­cja doty­czy zda­rze­nia publicz­nego, czy pry­wat­nego. Na przy­kład dziecko może twier­dzić, że boli je brzuch, aby unik­nąć spraw­dzianu z mate­ma­tyki. Jed­nakże ten sam pro­ces z łatwo­ścią zacho­dzi rów­nież publicz­nie. Załóżmy, że stu­den­tom poka­zano przez jedną trze­cią sekundy nastę­pu­jący slajd:

Paryż na na wio­snę

Jeśli stu­denci zostaną popro­szeni o zapi­sa­nie wyświe­tlo­nych słów, powie­dzą, że widzieli słowa „Paryż na wio­snę”. Zgod­ność mię­dzy obser­wa­cjami będzie bar­dzo wysoka. Gdy jed­nak poka­żemy ten sam slajd przez minutę, stu­denci zauważą ze śmie­chem, że dłuż­sza obser­wa­cja dowo­dzi, iż tamta „obser­wa­cja” wyni­kła ze zna­jo­mo­ści frazy i miej­sca podziału wer­sów, a nie wyłącz­nie z rze­czy­wi­stych słów i sty­mu­la­cji, jaką zapew­niają. Dla­tego, jak twier­dził Skin­ner, racja więk­szo­ści nie jest rze­tel­nym wskaź­ni­kiem nauko­wego obiek­ty­wi­zmu.

Ana­li­tycy zacho­wa­nia słusz­nie chcą się sku­piać na zacho­wa­niach jaw­nych, co nie powinno się zmie­niać. Jed­nakże waż­nym aspek­tem funk­cjo­nal­nej i kon­tek­stu­al­nej tra­dy­cji beha­wio­ral­nej jest chęć zaję­cia się róż­nymi wła­ści­wo­ściami dzia­ła­nia czło­wieka, także pry­wat­nymi, jeśli ist­nieją ku temu powody kon­cep­cyjne lub prak­tyczne. Krótko mówiąc, ana­liza zacho­wa­nia „nie upiera się przy docho­dze­niu do prawdy drogą uzgod­nie­nia fak­tów, dzięki czemu może roz­wa­żać zda­rze­nia mające miej­sce w »pod­skór­nym«, oso­bi­stym świe­cie” (Skin­ner, 2013, s. 36). Odpo­wiedni podział dzia­łań pry­wat­nych na jed­nostki to wyzwa­nie, lecz nie jest to nic wyjąt­ko­wego, ponie­waż „każda jed­nostka zacho­wa­nia spraw­czego jest do pew­nego stop­nia sztuczna. Zacho­wa­nie jest spójną, cią­głą aktyw­no­ścią inte­gral­nego orga­ni­zmu, cho­ciaż dla celów teo­re­tycz­nych lub prak­tycz­nych można ana­li­zo­wać jego czę­ści” (Skin­ner, 1953, s. 116).

To rady­kal­nie funk­cjo­nalne idee. Ana­liza funk­cjo­nalna naukowca otwiera drzwi do zda­rzeń pry­wat­nych. Możemy podzie­lić stru­mień dzia­łań osoby, jeśli to pomoże nam zro­zu­mieć, co zro­bić, by jej pomóc. Roz­róż­nie­nia są postrze­gane jako zale­d­wie uży­teczne narzę­dzia, a nie twier­dze­nia onto­lo­giczne. Za każ­dym razem, gdy osoba jest pytana: „Co myślisz?” albo „Co czu­jesz?”, stru­mień zacho­wań w pew­nym stop­niu jest dzie­lony, a jedy­nym pro­ble­mem pozo­staje to, jak naj­le­piej w spo­sób funk­cjo­nalny ana­li­zo­wać ludzką zło­żo­ność.

Aby zoba­czyć, jak ten spo­sób myśle­nia pro­wa­dzi nas ponow­nie do rela­cji zacho­wa­nie–zacho­wa­nie, roz­ważmy pyta­nie: „Dla­czego to zro­bi­łeś?”. Kiedy zapy­tany w odpo­wie­dzi for­mu­łuje pewną regułę, ten spo­łeczny „kon­tekst poda­wa­nia powodu” sta­nowi przy­kład, jak można zmie­nić rela­cje zacho­wa­nie–zacho­wa­nie. Osoba, która ma „dobry powód”, aby – powiedzmy – nie iść na umó­wione spo­tka­nie, jest bar­dziej skłonna je opu­ścić nie tylko ze względu na sytu­ację zewnętrzną, ale także dla­tego, że wie, iż jedno zacho­wa­nie (umie­jęt­ność wytłu­ma­cze­nia nie­do­trzy­ma­nia obiet­nicy) zmie­nia kon­tekst dru­giego zacho­wa­nia (nega­tywne kon­se­kwen­cje nie­pój­ścia na spo­tka­nie będą mniej praw­do­po­dobne, jeśli zosta­nie przed­sta­wiony powód).

Rycina 1.3. „Dobry powód” pozwala prze­wi­dy­wać mniej­sze praw­do­po­do­bień­stwo kary spo­łecz­nej

Źró­dło: opra­co­wa­nie wła­sne.

W tym przy­padku spo­łeczny/wer­balny kon­tekst poda­nia powodu jest histo­ryczną i sytu­acyjną wska­zówką, w któ­rej kon­kretna sieć wer­balna może słu­żyć jako bodziec róż­ni­cu­jący (SD) dla innego zacho­wa­nia. Zwróć jed­nak uwagę, że osoba, która nie weź­mie udziału w spo­tka­niu, będzie musiała sfor­mu­ło­wać regułę (wymówkę lub powód) i samo­dziel­nie prze­ana­li­zo­wać jej wia­ry­god­ność. Małe dziecko na pyta­nie: „Dla­czego to zro­bi­łeś?” może odpo­wie­dzieć: „Bo tak”, ale kom­pe­tentny wer­bal­nie doro­sły już tego nie zrobi. Umie­jęt­ność samo­dziel­nego wykry­wa­nia dobrych powo­dów to skom­pli­ko­wane zacho­wa­nie. Wyja­śnie­nie: „Pies zjadł mój kalen­darz” nie jest topo­gra­ficz­nie słab­sze od: „Zepsuł mi się samo­chód”, ale wiąże się z dużo mniej­szym praw­do­po­do­bień­stwem zmiany kon­se­kwen­cji spo­łecz­nych. W nie­któ­rych śro­do­wi­skach (np. obóz woj­skowy dla rekru­tów) żadna wymówka nie zosta­nie uznana za wia­ry­godną, nie­za­leż­nie od jej rze­czy­wi­stych pod­staw. Przy czym próby dookre­śle­nia takich kon­tek­stów są zwy­kle uwa­żane za nie­grzeczne. Kiedy następ­nym razem ktoś ci powie, że nie sta­wił się na spo­tka­nie z tobą, ponie­waż o nim zapo­mniał, spró­buj dopy­tać: „Dla­czego zapo­mniałeś?”, a poczu­jesz, że wkra­czasz na nowe i nie­bez­pieczne tery­to­rium kon­tak­tów spo­łecz­nych.

Wła­śnie tego rodzaju rela­cje spra­wiają, że ana­liza funk­cjo­nalna istot wer­bal­nych jest trudna, ale zara­zem poma­gają opi­sać dzia­ła­nie ACT. Tera­pia akcep­ta­cji i zaan­ga­żo­wa­nia zmie­nia kon­tek­sty spo­łeczne/wer­balne, które wiążą zacho­wa­nia ze sobą, w tym zacho­wa­nia publiczne i pry­watne – osła­bia owe kon­tek­sty, gdy pro­wa­dzą do auto­de­struk­cyj­nych rela­cji zacho­wa­nie–zacho­wa­nie, a umac­nia je, gdy pomaga to oso­bie zre­zy­gno­wać z mniej­szych wcze­śniej­szych wzmoc­nień na rzecz wzmoc­nień więk­szych, ale póź­niej­szych.

Nawia­sem mówiąc, takie podej­ście pozwala unik­nąć funk­cjo­nal­nego błędu men­ta­li­stycz­nego, który polega na przy­pi­sy­wa­niu wła­ści­wo­ści przy­czy­no­wych dzia­ła­niom w odnie­sie­niu do innych dzia­łań z pomi­nię­ciem kon­tek­stów, które pro­wa­dzą do funk­cjo­nal­nych rela­cji mię­dzy zacho­wa­niami. Men­ta­lizm poja­wia się czę­ściej, gdy pry­watne zacho­wa­nie jest uwa­żane za przy­czynę zacho­wa­nia publicz­nego (stąd jego potoczna nazwa), lecz błąd bie­rze się z ana­lizy, a nie z kwe­stii pry­wat­no­ści. Pod­czas gdy kon­tek­stem można bez­po­śred­nio mani­pu­lo­wać, zacho­wa­nia są z natury „zmien­nymi zależ­nymi” – zależą od kon­tek­stu. Trak­to­wa­nie rela­cji zacho­wa­nie–zacho­wa­nie jako przy­czy­nowo-skut­ko­wych bez okre­śle­nia kon­tek­stu sta­nowi sedno men­ta­li­zmu. Taki błąd w przy­padku cał­ko­wi­cie jaw­nego zacho­wa­nia byłby dziwny, ale jest moż­liwy. Podob­nym błę­dem byłoby stwier­dze­nie: „Jan dobrze rzuca piłką base­bal­lową, ponie­waż świet­nie tra­fia do kosza” – po pro­stu jest to rzad­kie, gdyż każdy zdaje sobie sprawę, że ma do czy­nie­nia z dwoma róż­nymi zacho­wa­niami. Jest to jeden z powo­dów, dla któ­rych beha­wio­ry­ści obstają przy nazy­wa­niu wszyst­kich form ludz­kiego dzia­ła­nia zacho­wa­niem. Sztywne sta­nowisko w tej kwe­stii wiąże się ze zbyt wyso­kimi kosz­tami w kul­tu­rze ogól­nej, ale pomocne jest to, że nie­mal wszy­scy ana­li­tycy zacho­wa­nia mieli kon­takt ze śro­do­wi­skiem edu­ka­cyj­nym, w któ­rym kła­dzie się nacisk na okre­śla­nie wszel­kich zda­rzeń psy­chicz­nych za pomocą jed­nej wła­ści­wej nazwy, jaką jest wła­śnie „zacho­wa­nie”.

Analiza funkcjonalna a stosowana analiza zachowania

Chyba każda dzie­dzina ma swój cha­rak­te­ry­styczny język i wła­ściwe sobie podej­ście. W naszym przy­padku jest to coś wię­cej niż „nazy­wa­nie wszyst­kiego zacho­wa­niem”. Sto­so­wana ana­liza zacho­wa­nia (SAZ) to dzie­dzina defi­nio­wana przez idio­gra­ficzną ana­lizę funk­cjo­nalną. Ter­min ten nie odnosi się do żad­nej poje­dyn­czej pro­ce­dury, tech­niki ani zestawu tech­nik. Ana­li­tycy zacho­wa­nia zbyt czę­sto uży­wają wymien­nie pojęć „ana­liza funk­cjo­nalna” i „eks­pe­ry­men­talna ana­liza funk­cjo­nalna” autor­stwa Briana A. Iwaty, co jest pro­ble­ma­tyczne z wielu powo­dów, a prze­gląd histo­rii ana­lizy zacho­wa­nia poka­zuje dla­czego.

Wspo­mnia­nego ter­minu użył pier­wot­nie Skin­ner w odnie­sie­niu do wła­snych eks­pe­ry­men­tal­nych ana­liz orga­ni­zmów innych niż ludz­kie (Dixon, Vogel i Tar­box, 2012; Schlin­ger, 2017). Ana­lizy te nie obej­mo­wały „czte­rech funk­cji” Iwaty, a wiele wcze­snych eks­pe­ry­men­tów nie zawie­rało nawet warunku kon­tro­l­nego. Przez długi czas funk­cjo­nalna ana­liza zacho­wa­nia w ogóle nie doty­czyła ludzi.

Pierw­sze solidne prace z udzia­łem ludzi rów­nież nie były pro­wa­dzone w dzie­dzi­nie tera­pii auty­zmu. Ogden R. Lind­sley i jego współ­pra­cow­nicy (w tym Skin­ner) roz­sze­rzyli je w latach pięć­dzie­sią­tych XX wieku na hospi­ta­li­zo­wa­nych pacjen­tów psy­chia­trycz­nych, aby zara­dzić róż­no­rod­nym trud­no­ściom beha­wio­ral­nym doświad­cza­nym przez tę popu­la­cję (Stur­mey, 2020). Wią­zało się to z sys­te­ma­tycz­nym gro­ma­dze­niem danych beha­wio­ral­nych i roz­wo­jem tech­nik wyko­rzy­stu­ją­cych zależ­no­ści wzmac­nia­jące w celu oddzia­ła­nia na zacho­wa­nie.

Naj­wcze­śniej­sze uży­cie ter­minu „ana­liza funk­cjo­nalna” kła­dło zatem nacisk na eks­pe­ry­men­talną ana­lizę zacho­wa­nia na pozio­mie idio­gra­ficz­nym. Nie­zwy­kle ważne dla sze­rzej rozu­mia­nej psy­cho­lo­gii było to, że Skin­ner i jego współ­pra­cow­nicy byli w sta­nie sku­tecz­nie „włą­czać” i „wyłą­czać” zacho­wa­nie poprzez mani­pu­lo­wa­nie zmien­nymi w wysoce kon­tro­lo­wa­nym śro­do­wi­sku (tzw. klatka Skin­nera). Od początku celem było zasto­so­wa­nie tego podej­ścia na potrzeby roz­wią­zy­wa­nia poważ­nych pro­ble­mów oso­bi­stych i spo­łecz­nych doświad­cza­nych przez ludzi (Skin­ner, 2022), a wcze­sne prace Paula R. Ful­lera i Ogdena R. Lind­sleya, jak rów­nież bada­czy takich jak Sid­ney W. Bijou i Char­les B. Fer­ster, przy­go­to­wały grunt pod metodę ana­lizy funk­cjo­nal­nej, która kła­dła nacisk na eks­pe­ry­men­talną kon­trolę zacho­wa­nia.

Ter­min „ana­liza funk­cjo­nalna” zaczął funk­cjo­no­wać jako bar­dzo pojemne okre­śle­nie, obej­mu­jące znacz­nie szer­szą stra­te­gię rozu­mie­nia inte­rak­cji funk­cjo­nal­nych mię­dzy śro­do­wi­skiem a zacho­wa­niem na pozio­mie jed­nostki, która to stra­te­gia następ­nie była uogól­niana nomo­te­tycz­nie przez zasady zacho­wa­nia. Obej­mo­wała ona eks­pe­ry­menty, ale rów­nież próby prze­kształ­ce­nia spój­nych wyni­ków eks­pe­ry­men­tal­nych w usta­lone zasady ucze­nia się i zacho­wa­nia, a potem teo­re­tycz­nego roz­sze­rze­nia owych wyni­ków w taki spo­sób, aby­śmy mogli wycią­gać przedek­spe­ry­men­talne wnio­ski na temat zło­żo­nych form zacho­wa­nia czło­wieka (tj. for­mu­ło­wać teo­rie i prawa). Cie­ka­wym przy­kła­dem tego ostat­niego etapu było opi­sa­nie przez Skin­nera (1957) teo­rii zacho­wa­nia wer­bal­nego jako „funk­cjo­nal­nej ana­lizy języka” prak­tycz­nie bez żad­nego popar­cia empi­rycz­nego.

Sto­so­wana ana­liza zacho­wa­nia wyło­niła się w ramach owego szer­szego zasto­so­wa­nia ana­lizy funk­cjo­nal­nej. W prze­ło­mo­wym arty­kule na temat SAZ, zawie­ra­ją­cym opis sied­miu defi­niu­ją­cych ją wymia­rów, ana­liza funk­cjo­nalna jest wszech­obecna w każ­dym wymia­rze (Baer, Wolf i Risley, 1968). Okre­śle­nie „sto­so­wana” odnosi się do sto­so­wa­nia stra­te­gii ana­lizy funk­cjo­nal­nej w celu roz­wią­zy­wa­nia pro­ble­mów zwią­za­nych z zacho­wa­niem czło­wieka. „Ana­liza” opi­suje stra­te­gię, która wymaga funk­cjo­nal­nej ana­lizy cią­głej inte­rak­cji mię­dzy śro­do­wi­skiem a zacho­wa­niem. W tro­sce o to, aby wyko­rzy­sty­wane przez nas tech­niki były kon­cep­cyj­nie sys­te­ma­tyczne, sto­su­jemy zasady wykra­cza­jące poza opis ana­lizy funk­cjo­nal­nej. Musimy się upew­nić, że inter­wen­cje są tech­niczne, byśmy mogli wyizo­lo­wać inte­rak­cje mię­dzy śro­do­wi­skiem a zacho­wa­niem oraz by mani­pu­lo­wa­nie śro­do­wi­skiem efek­tyw­nie zmie­niało zacho­wa­nie (tj. było funk­cjo­nalne). Ostatni wymiar – gene­ral­ność – odnosi się do tego, że bie­rzemy pod uwagę pełen stru­mień inte­rak­cji funk­cjo­nal­nych mię­dzy śro­do­wi­skiem a zacho­wa­niem i że zmiany w zacho­wa­niu zacho­dzą w róż­nych kon­tek­stach. Model ten zasad­ni­czo spro­wa­dza się do idei, że ana­liza zacho­wa­nia sta­nowi wyko­rzy­sta­nie ana­lizy funk­cjo­nal­nej (sze­roko rozu­mia­nej) w celu zba­da­nia zacho­wań waż­nych dla ludzi.

Ozna­cza to, że ana­lizy zacho­wa­nia nie można zde­fi­nio­wać za pomocą zestawu tech­nik – nawet tak rewo­lu­cyj­nych, jak eks­pe­ry­men­talna ana­liza funk­cjo­nalna. I cho­ciaż do tej pory sku­tecz­nie sto­so­wa­li­śmy stra­te­gie ana­lizy funk­cjo­nal­nej w pracy z dziećmi z auty­zmem, to jed­nak SAZ nie odnosi się do poje­dyn­czej popu­la­cji czy nie­wiel­kiego pod­zbioru zacho­wań. Nie­zro­zu­mie­nie tej kwe­stii nie tylko nie pozwala doce­nić histo­rii ter­minu „ana­liza funk­cjo­nalna”, którą pokrótce opi­sa­li­śmy, ale także unie­moż­li­wia naszej dzie­dzi­nie, prak­ty­kom ana­lizy zacho­wa­nia i klien­tom na pełną reali­za­cję naszego poten­cjału.

Sto­so­wana ana­liza zacho­wa­nia wyła­nia się z idio­gra­ficzno-funk­cjo­nal­nego – a nie struk­tu­ral­nego – uję­cia zacho­wa­nia. Przy czym nie doty­czy to jedy­nie SAZ, ale także służy do roz­róż­nie­nia podejść w ramach kilku dys­cy­plin nauko­wych. Filo­zo­fia leżąca u pod­staw SAZ jest beha­wio­ry­styczna, ale nie w tra­dy­cyjny spo­sób; „rady­kalne” w rady­kal­nym beha­wio­ry­zmie jest to, że kon­cep­cje ana­lizy funk­cjo­nal­nej odno­szą się rów­nież do bada­cza (Moore, 2007). Ten krok otwiera moż­li­wość ana­lizy zda­rzeń pry­wat­nych, ale zawsze w ramach podej­ścia funk­cjo­nal­nego i kon­tek­stu­al­nego (Zet­tle, Hayes, Bar­nes-Hol­mes i Biglan, 2016; Ivan­cic i Beli­sle, 2019). Wszyst­kie formy zacho­wa­nia mogą wcho­dzić w rela­cje zacho­wa­nie–zacho­wa­nie, ale kiedy tak się dzieje, ana­liza zawsze jest funk­cjo­nalna i kon­tek­stu­alna. W ten spo­sób unika się błędu men­ta­li­stycz­nego. Tera­pia akcep­ta­cji i zaan­ga­żo­wa­nia sku­pia się szcze­gól­nie na tych funk­cjo­nalno-kon­tek­stu­al­nych wła­ści­wo­ściach, które okre­ślają, jak dzia­łają rela­cje zacho­wa­nie–zacho­wa­nie, zwłasz­cza w odnie­sie­niu do roz­wią­zy­wa­nia pro­ble­mów zwią­za­nych z ludz­kim zacho­wa­niem.

Czym jest ACT dla analityków zachowania?

Tera­pia akcep­ta­cji i zaan­ga­żo­wa­nia jako podej­ście sto­so­wane przez ana­li­ty­ków zacho­wa­nia musi nie tylko uwzględ­niać ana­lizę funk­cjo­nalną, ale wręcz być przez nią defi­nio­wana. Mark R. Dixon i jego współ­pra­cow­nicy wyja­śniają, w jaki spo­sób każdy z sied­miu wymia­rów tego, co według wspo­mnia­nego wcze­śniej arty­kułu defi­niuje sto­so­waną ana­lizę zacho­wa­nia, poja­wia się w inter­wen­cjach opar­tych na ACT (Dixon, Hayes, Stan­ley, Law i Al-Nasser, 2020). Tera­pia akcep­ta­cji i zaan­ga­żo­wa­nia speł­nia w każ­dym wymia­rze wyma­ga­nia podej­ścia beha­wio­ral­nego, co suge­ruje, że może, a nawet powinna być prak­ty­ko­wana przez ana­li­ty­ków zacho­wa­nia. Zakres jej zasto­so­wań wykra­cza poza gra­nice ana­lizy zacho­wa­nia, zatem ana­li­tycy zacho­wa­nia prak­ty­ku­jący ACT muszą pamię­tać o kilku warun­kach.

Po pierw­sze, należy wziąć pod uwagę dopa­so­wa­nie mię­dzy klien­tem a ACT. Jeśli klient nie demon­struje reper­tu­aru rela­cyj­nego, w któ­rym słowa lub sym­bole mają funk­cje, a te są czę­ściowo wywie­dzione, podej­ście to może być dla niego zbyt trudne do zro­zu­mie­nia. Bio­rąc pod uwagę, że ACT jest w dużej mie­rze tera­pią opartą na roz­mo­wie, jej uczest­nikt musi rozu­mieć wypo­wia­dane słowa. Ponadto, ponie­waż spora część ACT jest zako­rze­niona w meta­fo­rze i doświad­cze­niu, potrzebna mu będzie pewna zdol­ność do pracy doświad­cze­nio­wej i do zro­zu­mie­nia związku meta­for z jego życiem.

Po dru­gie, mie­rzony wskaź­nik głów­nej zmien­nej zależ­nej będą­cej przed­mio­tem zain­te­re­so­wa­nia powi­nien pozo­stać nie­zmienny przed inter­wen­cją ACT i w jej trak­cie. Dla ana­li­ty­ków zacho­wa­nia taki pomiar zwy­kle pociąga za sobą mie­rzalną i poli­czalną, wery­fi­ko­walną mani­fe­sta­cję zacho­wa­nia. Należy zacho­wać ostroż­ność, dry­fu­jąc w kie­runku bar­dziej subiek­tyw­nych wskaź­ników sku­tecz­no­ści tera­pii. Na przy­kład zmiany wyni­ków testów psy­cho­me­trycz­nych, choć ważne w nie­któ­rych obsza­rach prak­tyki, powinny być postrze­gane jako miary uzu­peł­nia­jące, a nie pod­sta­wowe. Oczy­wi­ście samo­ocena subiek­tyw­nego doświad­cze­nia klienta jest w rze­czy­wi­sto­ści zacho­wa­niem i może dostar­czyć waż­nych infor­ma­cji na temat ukry­tych zda­rzeń pry­wat­nych, lecz dla więk­szo­ści prak­ty­ku­ją­cych ana­li­ty­ków zacho­wa­nia będą one wtórne w sto­sunku do obiek­tyw­nych rezul­ta­tów beha­wio­ral­nych, które dopro­wa­dziły do pod­ję­cia tera­pii.

Po trze­cie, klienci, zacho­wa­nia doce­lowe i oto­cze­nie muszą paso­wać do zde­fi­nio­wa­nego zakresu prak­tyki ana­li­ty­ków zacho­wa­nia. Różni się to w zależ­no­ści od regionu, ale błę­dem jest myśle­nie, że tylko dla­tego, iż postę­po­wa­nie jest spójne z ACT, wszystko staje się jasne. Należy zauwa­żyć, że ACT nie jest inter­wen­cją samą w sobie. Nie ist­nieje jeden for­malny pro­to­kół ACT, który sto­suje się w odnie­sie­niu do każ­dej trud­no­ści. Tera­pia akcep­ta­cji i zaan­ga­żo­wa­nia sta­nowi raczej pewien model tera­peu­tyczny o sze­ro­kim zakre­sie i dużej zmien­no­ści. Gdy zro­zu­miemy zasady leżące u pod­staw inter­wen­cji opar­tych na ACT, wów­czas będziemy mogli znacz­nie pre­cy­zyj­niej okre­ślić, co obej­muje tera­pia, i pozo­stać w zakre­sie inter­wen­cji beha­wio­ral­nej. W rze­czy­wi­sto­ści znaj­dzie tu zasto­so­wa­nie wiele narzę­dzi już uży­wa­nych przez ana­li­ty­ków zacho­wa­nia i będzie można posze­rzyć ich zakres, bio­rąc pod uwagę pod­stawowe pro­cesy modelu ACT.

Po czwarte, jeśli przyj­miemy, że ACT mie­ści się w zakre­sie prak­tyki sto­so­wa­nej ana­lizy zacho­wa­nia, ana­li­tycy zacho­wa­nia powinni przejść odpo­wied­nie prze­szko­le­nie w jej sto­so­wa­niu. Prze­czy­ta­nie niniej­szej książki to jeden krok. Kolej­nym jest cią­głe poszu­ki­wa­nie moż­li­wo­ści szko­le­nio­wych i super­wi­zji ze strony bar­dziej doświad­czo­nych ana­li­ty­ków zacho­wa­nia. Nie różni się to niczym od innych inter­wen­cji z obszaru ana­lizy zacho­wa­nia, a opcji jest coraz wię­cej. To bar­dzo cie­kawy czas na bycie ana­li­ty­kiem zacho­wa­nia i warto się zagłę­bić w ten temat.

Czym jest analiza zachowania dla ACT?

Współ­cze­śni ana­li­tycy zacho­wa­nia dora­stali w świe­cie, w któ­rym ana­liza zacho­wa­nia sta­no­wiła dzie­dzinę zawo­dową w dużej mie­rze kon­cen­tru­jącą się na oso­bach z nie­peł­no­spraw­no­ściami roz­wo­jo­wymi. Tera­pia akcep­ta­cji i zaan­ga­żo­wa­nia budzi zain­te­re­so­wa­nie tej grupy spe­cja­li­stów czę­ściowo ze względu na swoją uży­tecz­ność dla posze­rze­nia zakresu ich prak­tyki, zwłasz­cza w połą­cze­niu z RFT. Ów posze­rzony zakres doty­czy pracy z oso­bami z nie­peł­no­spraw­no­ściami roz­wo­jo­wymi, ale także wielu innych obsza­rów zacho­wa­nia czło­wieka.

Warto jed­nak zasta­no­wić się rów­nież nad tym, co ana­liza zacho­wa­nia – jako dys­cy­plina i jako obszar prak­tyki – może wnieść do ACT. Jak już wspo­mnie­li­śmy, tera­pia akcep­ta­cji i zaan­ga­żo­wa­nia należy do sfery ana­lizy zacho­wa­nia, ale jej roz­wój jako pro­gramu w ramach tejże ana­lizy zacho­wa­nia wymaga dodat­ko­wych dzia­łań. Część z nich roz­po­częto w pro­gra­mie badaw­czym doty­czą­cym ACT/RFT, ale nie zostały one ukoń­czone; pozo­stałe to dzia­ła­nia, któ­rych pod­ję­cie jest moż­liwe dzi­siaj, lecz nie było moż­liwe czter­dzie­ści lat temu.

Zarówno ACT, jak i RFT jako pro­gram badań i prak­tyki zro­dziła się na początku lat osiem­dzie­sią­tych XX wieku w labo­ra­to­rium pro­wa­dzo­nym przez mło­dego psy­cho­loga kli­nicz­nego o orien­ta­cji beha­wio­ral­nej i pro­fe­sora reali­zu­ją­cego bada­nia pod­sta­wowe w ana­li­zie zacho­wa­nia. Wspo­mniany psy­cho­log kli­niczny to jeden z auto­rów niniej­szej książki – Ste­ven C. Hayes. W okre­sie, kiedy powsta­wały ACT i RFT, był on (w latach 1980–1983) zastępcą redak­tora naczel­nego „Jour­nal of Applied Beha­vior Ana­ly­sis” i regu­lar­nie publi­ko­wał w „Jour­nal of the Expe­ri­men­tal Ana­ly­sis of Beha­vior”. Według każ­dej ówcze­snej popraw­nej defi­ni­cji Hayes był ana­li­ty­kiem zacho­wa­nia.

Z kolei wspo­mniany pro­fe­sor, który pro­wa­dził bada­nia pod­sta­wowe w ana­li­zie zacho­wa­nia, nie zazna­czył swo­jej obec­no­ści na liście auto­rów waż­niej­szych publi­ka­cji poświę­co­nych ACT i RFT, ponie­waż zmarł nagle na atak serca w 1986 roku w wieku pięć­dzie­się­ciu trzech lat, gdy owe arty­kuły dopiero nabie­rały kształtu. W chwili śmierci Aaron J. Brown­stein był człon­kiem rady redak­cyj­nej „Jour­nal of the Expe­ri­men­tal Ana­ly­sis of Beha­vior”, pre­ze­sem Southe­astern Asso­cia­tion for Beha­vior Ana­ly­sis oraz świeżo wybra­nym redak­to­rem naczel­nym „Beha­vior Ana­lyst”. I oczy­wi­ście ana­li­ty­kiem zacho­wa­nia. Brown­stein ode­grał klu­czową rolę w ana­li­zie tego, jak odnieść się do rela­cji zacho­wa­nie–zacho­wa­nie w spo­sób nie­men­ta­li­styczny (Hayes i Brown­stein, 1986) – kwe­stii, którą obszer­nie omó­wi­li­śmy w tym roz­dziale, a która zyskała na zna­cze­niu, gdy impli­ka­cje RFT stały się jasne.

Wkrótce po śmierci Brown­ste­ina Hayes został dyrek­to­rem ds. szko­le­nia kli­nicz­nego na Uni­ver­sity of Nevada, co przy­spie­szyło wyko­rzy­sta­nie ACT w prak­tyce kli­nicz­nej, lecz spo­wol­niło jej roz­wój jako formy ana­lizy zacho­wa­nia w węż­szym rozu­mie­niu, zwłasz­cza że sama ana­liza zacho­wa­nia zaczęła się zawę­żać. We wcze­snych publi­ka­cjach z zakresu ACT na­dal jed­nak widać wyraź­nie rys ana­lizy zacho­wa­nia. Na przy­kład – zgod­nie z tym, co piszemy w niniej­szym roz­dziale – Ste­ven C. Hayes i Linda J. Hayes (1992) pod­kre­ślali, że ist­nieją kon­tek­sty spo­łeczno-wer­balne, które usta­na­wiają zwią­zek mię­dzy zda­rze­niami pry­wat­nymi a innymi zacho­wa­niami, i że to wła­śnie te kon­tek­sty są mody­fi­ko­wane przez ACT:

Załóżmy, że osoba z ago­ra­fo­bią myśli: „Tylko się ośmie­szę w tym cen­trum han­dlo­wym”, po czym wpada w panikę i wraca do domu. Beha­wio­ry­sta kon­tek­stu­alny nie wyja­śniałby paniki lub ucieczki na pod­sta­wie formy myśli jako takiej, ale na pod­sta­wie kon­tek­stów powo­du­ją­cych powsta­nie rela­cji myśl–emo­cja lub myśl–zacho­wa­nie jawne. Kon­tek­sty te obej­mują: (a) takie, które nadają sens tre­ści myśli, czy też kon­tekst zna­cze­nia dosłow­nego; (b) takie, które usta­lają walen­cję ośmie­sze­nia, czy też kon­tekst oceny; (c) takie, które pozwa­lają oso­bie „wyja­śnić” i „uspra­wie­dli­wić” zacho­wa­nie na pod­sta­wie zda­rzeń pry­wat­nych, czy też kon­tekst powodu; oraz (d) takie, które usta­na­wiają cel unik­nię­cia „nie­po­żą­da­nych” zda­rzeń pry­wat­nych, czy też kon­tekst kon­troli emo­cjo­nal­nej i poznaw­czej. Zamiast pró­bo­wać zmie­nić myśl lub emo­cję tera­peuta może zmie­niać te kon­tek­sty, aby zmie­nić rela­cję zacho­wa­nie–zacho­wa­nie (Hayes i Hayes, 1992, s. 242).

Rycina 1.4 przed­sta­wia podej­ście kon­tek­stu­alne na tle innych modeli.

Rycina 1.4. Myśli a zacho­wa­nie jawne w róż­nych mode­lach

Źró­dło: opra­co­wa­nie wła­sne.

W prze­ci­wień­stwie do modelu poznaw­czego, zgod­nie z któ­rym myśli bez­po­śred­nio wpły­wają na zacho­wa­nie (lub do tra­dy­cyj­nych modeli beha­wio­ral­nych, w któ­rych myśli są postrze­gane jako epi­fe­no­men bądź w któ­rych twier­dzi się, że myśli nie ist­nieją), według kon­tek­stu­al­nego modelu beha­wio­ral­nego opar­tego na RFT zda­rze­nia pry­watne mogą mieć funk­cjo­nalny wpływ na inne zacho­wa­nia, lecz ów wpływ sam w sobie jest regu­lo­wany przez kon­tekst. Hayes i Hayes (1992) wymie­nili kilka takich kon­tekstów w przy­to­czo­nym wcze­śniej cyta­cie.

Tylko nie­które z tych kon­tek­stów zostały od tego czasu dogłęb­nie zba­dane, a szer­szym impli­ka­cjom tego ogól­nego podej­ścia poświę­cono w bada­niach ogra­ni­czoną uwagę. Ana­li­tycy zacho­wa­nia mie­rzą się współ­cze­śnie z tymi wyzwa­niami, a ich ana­li­tyczne podej­ście oka­zuje się bar­dzo potrzebne.

Roz­ważmy przy­kła­dowo poda­wa­nie powodu. Ist­nieje bogata lite­ra­tura beha­wio­ralna na temat rela­cji typu mówie­nie–dzia­ła­nie i wiemy, że kiedy spo­łecz­ność wer­balna może moni­to­ro­wać tę rela­cję, ma to wpływ na praw­do­po­do­bień­stwo wystą­pie­nia zacho­wa­nia. Kiedy spy­tamy: „Dla­czego to zro­bi­łeś?”, zapy­tana osoba praw­do­po­dob­nie poda wyja­śnie­nie swo­jego zacho­wa­nia. Gdy coś zostaje powie­dziane publicz­nie i możemy moni­to­ro­wać, co się dzieje potem, jeste­śmy w sta­nie stwier­dzić, czy osoba jest kon­se­kwentna, a jeśli nie jest – dostar­czyć odpo­wied­nie kon­se­kwen­cje. To dla­tego wie­dza publiczna na temat inter­wen­cji „poznaw­czych” ma tak duże zna­cze­nie. Jeśli dziecko, które boi się ciem­no­ści, nauczy się mówić: „Jestem odważny i mogę prze­by­wać w ciem­no­ści!”, ma to na nie ogromy wpływ – chyba że skłoni się je do myśle­nia, iż nikt nie może się dowie­dzieć, że ono się tego nauczyło. Wów­czas taka sama inter­wen­cja nie wywiera abso­lut­nie żad­nego wpływu (Rosen­farb i Hayes, 1984). To samo doty­czy „powo­dów” – wer­bal­nych sfor­mu­ło­wań odno­szą­cych się do przy­czyny i skutku, któ­rych wszy­scy uży­wamy do regu­lo­wa­nia wpływu spo­łecz­nego na nasze zacho­wa­nie.

Poda­wa­nie powo­dów było przed­mio­tem naj­wcze­śniej­szych badań w duchu ACT (np. Zet­tle i Hayes, 1986). Powstały metody pomiaru powo­dów (np. autor­stwa nie­ży­ją­cego już Neila S. Jacob­sona i jego uczniów – zob. Addis, Truax i Jacob­son, 1995). Prze­pro­wa­dzono bada­nia w celu spraw­dze­nia, czy liczba bądź rodzaje poda­wa­nych powo­dów wiążą się z pro­ble­mami psy­chicz­nymi i ich lecze­niem. Zwią­zek ten został udo­wod­niony – i oka­zał się bar­dzo silny. Na przy­kład Michael E. Addis i Neil S. Jacob­son (1996) stwier­dzili, że poda­wa­nie powo­dów wią­zało się z gor­szymi wyni­kami akty­wi­za­cji beha­wio­ral­nej w depre­sji.

Kiedy jed­nak tera­pia akcep­ta­cji i zaan­ga­żo­wa­nia zyskała więk­sze popar­cie ze strony tra­dy­cyj­nej psy­cho­lo­gii kli­nicz­nej, jej roz­wój – tak obie­cu­jący na początku – uległ spo­wol­nie­niu. Nieco wię­cej uwagi poświę­cono tech­nice ACT jako formy psy­cho­te­ra­pii i zna­nym kli­ni­cy­stom pro­ce­som psy­cho­lo­gicz­nym, które pod­trzy­mują jej oddzia­ły­wa­nie, a nieco mniej kon­tek­stom spo­łeczno-kul­tu­ro­wym, które od początku były rów­nie ważne czy nawet istot­niej­sze. Być może było to konieczne w ówcze­snym kon­tek­ście (np. nacisk na ran­do­mi­zo­wane bada­nia z grupą kon­tro­lną, ponie­waż to jedyny spo­sób, aby sto­so­wane metody zostały potrak­to­wane poważ­nie w głów­nym nur­cie opieki zdro­wot­nej), lecz pewne zada­nia ana­li­tyczne pozo­stały nie­do­koń­czone. W miarę, jak ana­li­tycy zacho­wa­nia wra­cają do walki, podej­mo­wane są wcze­śniej­sze nie­do­koń­czone wątki. Skąd się biorą reguły doty­czące Ja i jak dzia­łają? Jakie kon­tek­sty spo­łeczno-wer­balne pozwa­lają prze­wi­dzieć, czy zda­rze­nia pry­watne wpły­wają na zacho­wa­nie jawne? Dla­czego powody mają tak duże zna­cze­nie? Potrze­bu­jemy poznać odpo­wie­dzi na te pyta­nia, a dostar­czyć ich może ana­liza zacho­wa­nia.

Do tego zada­nia wno­simy nasze roz­le­głe doświad­cze­nie. Mark R. Dixon stu­dio­wał na Uni­ver­sity of Nevada, gdy pro­fe­so­rem był tam Ste­ven C. Hayes, i ma za sobą ponad dwa­dzie­ścia lat pracy w głów­nym nur­cie ana­lizy zacho­wa­nia jako cer­ty­fi­ko­wany ana­li­tyk zacho­wa­nia, pro­pa­gu­jący sto­so­wa­nie ACT na szer­szą skalę. Jor­dan Beli­sle stu­dio­wał na Southern Illi­nois Uni­ver­sity, gdzie ukoń­czył pierw­sze na świe­cie stu­dia magi­ster­skie z zakresu SAZ. Następ­nie pra­co­wał pod kie­run­kiem Dixona i na­dal zaj­muje się kwe­stią defi­nio­wa­nia języka. Nasza trójka repre­zen­tuje zatem trzy poko­le­nia naukow­ców zaj­mu­ją­cych się głów­nymi zagad­nie­niami w dzie­dzi­nie ana­lizy zacho­wa­nia i zwią­za­nych z jej naj­waż­niej­szymi ośrod­kami.

Należy także wspo­mnieć o bar­dziej pro­ce­du­ral­nym wkła­dzie. Współ­cze­śni ana­li­tycy zacho­wa­nia potra­fią dosko­nale prze­kształ­cać zasady w kon­kretne pro­ce­dury. Pro­gra­mo­wa­nie beha­wio­ralne może mieć zna­cze­nie i warto zauwa­żyć, jak pro­ce­du­ral­nie przej­rzy­sta staje się praca oparta na ACT w wyko­na­niu ana­li­ty­ków zacho­wa­nia. Książka ACT for chil­dren with autism and emo­tio­nal chal­len­ges autor­stwa Marka R. Dixona (2014) zawiera znacz­nie wię­cej kon­kret­nych pro­ce­dur niż kla­syczne książki doty­czące ACT pisane z myślą o psy­cho­lo­gach kli­nicz­nych (np. Hayes, Stro­sahl i Wil­son, 1999). Auto­rzy AIM: Accept. Inde­tify. Move (Dixon i Pali­liu­nas, 2018) idą jesz­cze dalej – roz­sze­rzają to na wie­lo­po­zio­mowe pla­no­wa­nie lek­cji i oparte na war­to­ściach sys­temy kie­ro­wa­nia zależ­no­ściami, które łączą to, czego nauczy­li­śmy się o podej­ściach w duchu ACT, z tym, co już wiemy o sys­te­mach kie­ro­wa­nia zależ­no­ściami skon­cen­tro­wa­nych na klien­cie. W czę­ści 3 niniej­szej książki przed­sta­wimy przy­kłady ilu­stru­jące obie te stra­te­gie.

Trzeci obszar sta­nowi ocena beha­wio­ralna. Ze względu na kon­cen­tra­cję na zacho­wa­niu jaw­nym jest bar­dziej praw­do­po­dobne, że metody pomiaru pro­ce­sów ela­stycz­no­ści psy­cho­lo­gicz­nej poja­wią się na sku­tek dzia­łań ana­li­ty­ków zacho­wa­nia niż labo­ra­to­riów psy­cho­lo­gicz­nych głów­nego nurtu. Nie­ska­żone nie­uza­sad­nio­nymi zało­że­niami psy­cho­me­trycz­nymi miary idio­gra­ficzne oka­zują się znacz­nie bar­dziej ruty­nowe w ana­li­zie zacho­wa­nia, a kroki potrzebne do zmie­rze­nia kon­tek­stu i jaw­nego zacho­wa­nia – lepiej znane jej przed­sta­wi­cie­lom. W miarę, jak ana­lizy idio­gra­ficzne stają się idio­no­miczne (tzn. uogól­niają się do stwier­dzeń nomo­te­tycz­nych poma­ga­ją­cych zwięk­szyć przej­rzy­stość idio­gra­ficzną), ana­li­tycy zacho­wa­nia czują się jak u sie­bie. Będzie jesz­cze wiele do odkry­cia i zba­da­nia, gdy zaczniemy sto­so­wać zasady roz­wi­nięte w SAZ do pro­ce­dur i pro­ce­sów spój­nych z ACT i już potwier­dzo­nych empi­rycz­nie.

Nasza teza jest pro­sta: ow­szem, ACT i RFT mają wiele do zaofe­ro­wa­nia współ­cze­snej sto­so­wa­nej ana­li­zie zacho­wa­nia, ale zależ­ność ta jest obu­stronna. Jest to wła­śnie główny powód napi­sa­nia przez nas tej książki. Pra­gniemy, aby ana­li­tycy zacho­wa­nia czer­pali korzy­ści z ACT i RFT, lecz jed­no­cze­śnie chcemy pod­kre­ślić ich rolę w roz­wi­ja­niu jed­nej i dru­giej.

Rozdział 2. Krótka historia teorii leżącej u podstaw ACT

Roz­dział 2

Krótka histo­ria teo­rii leżą­cej u pod­staw ACT

Na całym świe­cie tysiące ana­li­ty­ków zacho­wa­nia mie­rzą się z fak­tem, że ich przy­go­to­wa­nie prak­tyczne i pro­stota podej­ścia beha­wio­ral­nego cza­sami oka­zują się nie­wy­star­cza­jące do radze­nia sobie ze zło­żo­nymi przy­pad­kami. Cóż zło­żo­nego jest jed­nak w „zło­żo­nym” przy­padku?

W pracy z ana­li­ty­kami zacho­wa­nia z całego świata odkry­li­śmy, że naj­czę­ściej cho­dzi o zro­zu­mie­nie, jak łączyć bez­po­śred­nio zapro­gra­mo­wane zależ­no­ści i wer­bal­nie skon­stru­owane zależ­no­ści zwią­zane z pry­wat­nymi zda­rze­niami beha­wio­ral­nymi w ana­lizę funk­cjo­nalną, która dopro­wa­dzi do spój­nej inter­wen­cji. Łącze­nie czyn­ni­ków funk­cjo­nal­nych w ten spo­sób rze­czy­wi­ście jest bar­dziej zło­żone, ale wykra­czamy tutaj poza samą zło­żo­ność.

Więk­szość ana­li­ty­ków zacho­wa­nia dobrze wie, że zda­rze­nia pry­watne, przy­naj­mniej od cza­sów Bur­r­husa Fre­de­rica Skin­nera, powinny być waż­nymi celami inter­wen­cji, szybko jed­nak odkrywa pewien brudny sekret. Otóż podej­ście oparte na bez­po­śred­nich zależ­no­ściach nie zapew­nia do tego wystar­cza­ją­cych narzę­dzi ana­li­tycz­nych. Więk­szość ana­li­ty­ków zacho­wa­nia także dobrze wie, że należy się wystrze­gać men­ta­li­zmu i duali­zmu, a zara­zem prze­czuwa, iż zaj­mo­wa­nie się zda­rze­niami pry­wat­nymi w jaki­kol­wiek inny spo­sób niż bez­po­śred­nie zależ­no­ści ozna­cza grzech men­ta­li­zmu. Wła­śnie taki dyle­mat ich blo­kuje. Obec­nie ana­li­tycy zacho­wa­nia czę­sto są pro­szeni o zaję­cie się zja­wi­skami beha­wio­ral­nymi bez narzę­dzi ana­lizy zacho­wa­nia, które mogłyby zapew­nić bar­dziej ade­kwatne wyja­śnie­nie owych zja­wisk.

Wygląda na to, że żadne z czte­rech „roz­wią­zań” tego dyle­matu nie jest satys­fak­cjo­nu­jące. Zasto­so­wane na dużą skalę, każde ozna­cza porażkę naszej dzie­dziny w obli­czu wyzwań, które sobie sta­wiamy od początku jej ist­nie­nia.

Roz­wią­za­nie 1.

Wymu­sze­nie ana­lizy bez­po­śred­nich zależ­no­ści nie­ko­niecz­nie dobrze dobra­nej do sytu­acji, a następ­nie uda­wa­nie, że nie widzimy, iż nie działa.

Roz­wią­za­nie 2.

Odmowa zaspo­ko­je­nia potrzeb klien­tów, gdy w grę wcho­dzą pry­watne zda­rze­nia beha­wio­ralne, i reali­za­cja tra­dy­cyj­nego planu zarzą­dza­nia zacho­wa­niem.

Roz­wią­za­nie 3.

Ode­sła­nie klien­tów do pra­cow­ni­ków socjal­nych, spe­cja­li­stów bazu­ją­cych na far­ma­ko­te­ra­pii czy innych pro­fe­sjo­na­li­stów twier­dzą­cych, że wie­dzą, jak pomóc, nawet jeśli wdra­żane przez nich inter­wen­cje nie mają jakie­go­kol­wiek rysu beha­wio­ral­nego.

Roz­wią­za­nie 4.

Praw­do­po­dob­nie naj­gor­sze ze wszyst­kich: powrót do języka laic­kiego i impro­wi­za­cja, co nie­mal na pewno dopro­wa­dzi do błędu men­ta­li­stycz­nego, któ­rego ana­li­tycy zacho­wa­nia uczeni są uni­kać.

Wszyst­kie powyż­sze „roz­wią­za­nia” są powszechne w prak­tyce sto­so­wa­nej ana­lizy zacho­wa­nia, ale żadne z nich tak naprawdę nie jest roz­wią­za­niem.

Nie doty­czy to tylko klien­tów, ale ma miej­sce rów­nież wtedy, gdy pomocy potrze­bują inni spe­cja­li­ści lub sami ana­li­tycy zacho­wa­nia. Kiedy ci ostatni czują się zestre­so­wani, gdy się mar­twią, rumi­nują lub zma­gają z emo­cjami, wów­czas czę­sto pró­bują radzić sobie wyłącz­nie za pomocą metod zwią­za­nych z bez­po­śred­nimi zależ­no­ściami, nie robią nic, szu­kają spe­cja­li­stycz­nej pomocy u kogo­kol­wiek, tylko nie u ana­li­tyka zacho­wa­nia, albo sto­sują na wła­sną rękę roz­wią­za­nia men­ta­li­styczne, pró­bu­jąc ukryć to przed współ­pra­cow­ni­kami. Jak łatwo prze­wi­dzieć, przy­nosi to marne rezul­taty. Czy można jed­nak pora­dzić sobie ze zło­żo­no­ścią bez popeł­nia­nia błędu men­ta­li­stycznego i wycho­dze­nia poza zakres prak­tyki sto­so­wa­nej ana­lizy zacho­wa­nia?

Zda­rze­nia pry­watne – zmar­twie­nia, rumi­na­cje, pobu­dze­nie emo­cjo­nalne – to dzia­ła­nia bez­po­śred­nio obser­wo­walne, lecz dla poje­dyn­czego widza. Błąd men­ta­li­styczny polega nie na zaj­mo­wa­niu się nimi, ale na trak­to­wa­niu ich jako przy­czyn i igno­ro­wa­niu zda­rzeń kon­tek­sto­wych, które nadały im nie­przy­datne funk­cje w ramach ogól­nego sys­temu beha­wio­ral­nego. W roz­dziale 1 omó­wi­li­śmy błędy w myśle­niu o rela­cjach zacho­wa­nie–zacho­wa­nie wła­śnie dla­tego, że są one wszech­obecne. Nie cho­dzi o to, że cele inter­wen­cji są pry­watne – ten sam błąd można popeł­nić w odnie­sie­niu do zacho­wa­nia jaw­nego! Nie­kiedy nam się to zda­rza, na przy­kład gdy łączymy zdol­no­ści przy­wód­cze z wyso­kim pozio­mem osią­gnięć aka­de­mic­kich bez zasta­no­wie­nia się, czy, jak i dla­czego mogą one być ze sobą powią­zane. Zda­rze­nia pry­watne spra­wiają, że ten błąd jest tak łatwy do popeł­nie­nia, iż otrzy­mał ety­kietkę „men­ta­li­styczny”. Skin­ner nazy­wał je „men­tal­nymi przy­stan­kami” i – wbrew opo­wie­ściom krą­żą­cym wśród ana­li­ty­ków zacho­wa­nia – wcale nie żalił się na to, że nie ist­nieją! Nie chciał o to kru­szyć kopii. Jego zastrze­że­nie doty­czyło tego, że są to „przy­czyny” nie­funk­cjo­nalne, któ­rymi – tak jak wszyst­kimi zacho­wa­niami – nie da się bez­po­śred­nio mani­pu­lo­wać. Tylko zda­rze­niami kon­tek­sto­wymi można mani­pu­lo­wać w taki spo­sób, a ana­liza eks­pe­ry­men­talna jest jedyną metodą testo­wa­nia przy­pusz­czeń i oddzia­ły­wa­nia. Dla­tego Skin­ner nazy­wał ana­lizę zacho­wa­nia „eks­pe­ry­men­talną ana­lizą zacho­wa­nia”.

Oddajmy głos samemu Skin­ne­rowi: „Zarzut pod adre­sem kon­cep­cji wewnętrz­nych pro­ce­sów umy­sło­wych nie polega na tym, że nie można ich badać, ale że stoją one na dro­dze bada­nia zja­wisk znacz­nie waż­niej­szych”, a „men­ta­lizm prze­sło­nił poprze­dza­jące zacho­wa­nie czyn­niki śro­do­wi­skowe, dzięki któ­rym można było doko­nać sku­tecz­niej­szej ana­lizy” (Skin­ner, 2013, s. 201; pod­kreśl. nasze). Innymi słowy, men­ta­lizm jest błę­dem prag­ma­tycz­nym, a nie doty­czą­cym tego, co „naprawdę ist­nieje”.

W roz­dziale 1 mówi­li­śmy o tym, jak rela­cje zacho­wa­nie–zacho­wa­nie mogą pro­sto wcho­dzić w inte­rak­cje, lecz osta­tecz­nie one muszą nawią­zy­wać kon­takt z oto­cze­niem w spo­sób, który je wywo­łuje oraz który wzmac­nia ich przy­szłe wystę­po­wa­nie. Na dal­szych stro­nach książki przyj­rzymy się temu zagad­nie­niu nieco bli­żej, na ten moment zaś wystar­czy pewne uprosz­cze­nie. Zacho­wa­nie 1 i zacho­wa­nie 2 wcho­dzą ze sobą w inte­rak­cje i zapew­niają sobie nawza­jem waru­nek kon­tek­stowy, na co wska­zują dwu­kie­run­kowe strzałki na ryci­nie 2.1. Zacho­wa­nie 1 repre­zen­tuje zacho­wa­nie rela­cyjne (może być ono pry­watne, ale nie musi), z kolei zacho­wa­nie 2 repre­zen­tuje zacho­wa­nie jawne, które osta­tecz­nie kon­taktuje się ze śro­do­wi­skiem zewnętrz­nym. Łącze­nie zacho­wań to nic nowego. Ana­li­tycy zacho­wa­nia korzy­stają z niego pod­czas pracy nad nowymi umie­jęt­no­ściami, łącząc różne ele­menty dobrze skon­stru­owa­nej ana­lizy zadań. Dla­czego więc nie mie­li­by­śmy zało­żyć, że podobne „powią­za­nia” dzia­łają w ten sam spo­sób?

Nie ozna­cza to porzu­ce­nia modelu ABC. Wręcz prze­ciw­nie. Oddzia­łu­jące na sie­bie wiązki zacho­wań pry­wat­nych i publicz­nych wystę­pują w kon­tek­ście bodź­ców poprze­dza­ją­cych, które wywo­łują te dzia­ła­nia i mogą wyzwo­lić reak­cje fizjo­lo­giczne lub odru­chowe. Co wię­cej, kon­se­kwen­cje, które poja­wiają się w zależ­no­ści od zacho­wa­nia jaw­nego, mogą umac­niać lub osła­biać nie tylko dzia­ła­nie zewnętrzne, ale także zacho­wa­nia publiczne i pry­watne, które z nim współwystę­pują. Przy­po­mnij sobie, kiedy ostat­nio zda­rzyło ci się roz­wią­zać jakiś pro­blem dzięki jego „prze­my­śle­niu”. Spraw­dziło się, prawda? W takim wypadku praw­do­po­dob­nie spró­bu­jesz roz­wią­zać podobny pro­blem w podobny spo­sób (wzmac­nia­nie). Jeżeli zaś metoda ewi­dent­nie się nie spraw­dziła, to w przy­szło­ści zasto­su­jesz nowe stra­te­gie (zmien­ność wywo­łana wyga­sza­niem). Tera­pia akcep­ta­cji i zaan­ga­żo­wa­nia zachęca klien­tów do zauwa­ża­nia tych zda­rzeń (zacho­wa­nie)! To rów­nież nie jest błę­dem men­ta­li­stycz­nym, ponie­waż także akt zauwa­ża­nia zawsze jest powią­zany z dyna­micz­nym i cią­gle zmie­nia­ją­cym się kon­tek­stem warun­ków poprze­dza­ją­cych oraz wyni­ka­ją­cych z nich kon­se­kwen­cji roz­cią­gnię­tych w cza­sie (por. rycina 2.1).

Kiedy w grę wcho­dzą zda­rze­nia pry­watne, prze­pro­wa­dze­nie w pełni ade­kwat­nej ana­lizy funk­cjo­nal­nej i kon­tek­stu­al­nej oka­zuje się jed­nak pew­nym wyzwa­niem. W tej książce poka­żemy, że sam Skin­ner się pomy­lił, jeśli cho­dzi o szcze­góły, ponie­waż nie miał poję­cia o ist­nie­niu nie­któ­rych zja­wisk beha­wio­ral­nych. Nie zmie­nia to faktu, że nasza dzie­dzina znacz­nie się roz­wi­nęła i obec­nie te same zło­żone przy­padki sta­no­wią dobrą oka­zję do wyko­rzy­sta­nia tre­ningu beha­wio­ral­nego i umie­jęt­no­ści obser­wa­cyj­nych w odnie­sie­niu do tak zwa­nego świata wewnętrz­nego, a także do prze­te­sto­wa­nia nowych kon­cep­cji beha­wio­ral­nych doty­czą­cych tego, jak pro­cesy rela­cyj­nego ucze­nia się jed­no­cze­śnie wspie­rają nas i sta­no­wią dla nas wyzwa­nie.

Rycina 2.1. Kon­tekst bodź­ców poprze­dza­ją­cych a kon­tekst kon­se­kwen­cji

Źró­dło: opra­co­wa­nie wła­sne.

Wła­śnie takie podej­ście będziemy ćwi­czyć w niniej­szej książce. W tym celu wcale nie musimy odkła­dać na bok żad­nych narzę­dzi beha­wio­ral­nych. Prze­ciw­nie, potrze­bu­jemy ich wszyst­kich, ale na wyż­szym pozio­mie zaawan­so­wa­nia. Omówmy je zatem, zaczy­na­jąc od tych naj­bar­dziej oczy­wi­stych.

Zasady behawioralne i podejście konserwatywne

Być może naj­bar­dziej zna­czą­cym aspek­tem prze­wagi ana­li­ty­ków zacho­wa­nia nad innymi spe­cja­li­stami, któ­rzy sta­rają się wpły­wać na zacho­wa­nie, jest to, że wszyst­kie pro­ce­dury ana­lizy zacho­wa­nia bazują na ogra­ni­czo­nym i pre­cy­zyj­nie zde­fi­nio­wa­nym zesta­wie zasad. Na przy­kład wszyst­kie inter­wen­cje mające na celu reduk­cję samo­oka­le­cza­nia u dzieci z auty­zmem, cho­ciaż róż­nią się formą, to jed­nak opie­rają się na zało­że­niu, że zacho­wa­nie to jest pod­trzy­my­wane przez wzmac­nia­nie pozy­tywne lub nega­tywne. Pro­ce­dury spraw­czego wyga­sza­nia w przy­padku samo­oka­le­cza­nia pole­gają na pil­no­wa­niu, by to, co wzmac­nia owo nie­po­żą­dane zacho­wa­nie, nie było dostar­czane w spo­sób zależny od wystą­pie­nia tegoż zacho­wa­nia. Z kolei wzmac­nia­nie róż­ni­cu­jące obej­muje zapew­nie­nie funk­cjo­nal­nego wzmoc­nie­nia dla innego zacho­wa­nia lub pomi­nię­cia samo­oka­le­cze­nia. Tre­ning komu­ni­ka­cji funk­cjo­nal­nej ma na celu wypra­co­wa­nie nowej reak­cji komu­ni­ka­cyj­nej (naj­czę­ściej z wyko­rzy­sta­niem wzmac­niania pozy­tywnego), która ma sta­no­wić zacho­wa­nie alter­na­tywne dla samo­oka­le­cza­nia. We wszyst­kich tych sytu­acjach ana­li­tyk zacho­wa­nia kreuje pozy­tywną zmianę poprzez roz­sze­rze­nie pod­sta­wo­wych zasad na kon­kretne zja­wi­sko beha­wio­ralne.

Wycho­dze­nie od pod­sta­wo­wych zasad to stra­te­gia wspólna dla wszyst­kich nauk przy­rod­ni­czych (np. bio­lo­gii, che­mii). Sta­nowi ona jedno z wielu podo­bieństw mię­dzy ana­lizą zacho­wa­nia a innymi dys­cy­pli­nami nauko­wymi. We wszyst­kich roz­wi­nię­tych naukach przy­rod­ni­czych celem jest sto­so­wa­nie zasad w spo­sób bar­dzo pre­cy­zyjny, który nie znie­kształca ich zna­cze­nia, w odnie­sie­niu do wielu pozor­nie róż­nych sytu­acji (co uka­zuje zakres tychże zasad). Ponadto pod­sta­wowe zasady powinny paso­wać do sie­bie na róż­nych pozio­mach ana­lizy nauko­wej, tak aby na przy­kład che­mia ni­gdy nie naru­szała zasad fizyki (co poka­zuje ich głę­bo­kość). Te trzy wła­ści­wo­ści – pre­cy­zja, zakres i głę­bia – są nie­zbędne dla roz­woju solid­nego i nowo­cze­snego pro­gramu nauko­wego.

W ana­li­zie zacho­wa­nia inte­re­sują nas wła­śnie zasady, które powie­dzą nam, jak zarzą­dzać zmianą zacho­wa­nia oraz robić to pre­cy­zyj­nie, w sze­ro­kim zakre­sie i w spo­sób pogłę­biony. Gdy poja­wiają się opcje inter­wen­cji, które zdają się otwie­rać nowe moż­li­wo­ści zmiany zacho­wa­nia, należy dążyć do kon­cep­cyj­nego zro­zu­mie­nia tych metod, a także się upew­nić, że pod­sta­wowe zasady są sto­so­wane bez znie­kształ­ceń oraz znaj­dują zasto­so­wa­nie w róż­nych sytu­acjach i na róż­nych pozio­mach ana­lizy. Takie kon­ser­wa­tywne sta­no­wi­sko naukowe iden­ty­fi­kuje korzy­ści pły­nące ze spój­no­ści ana­li­tycz­nej i buduje na nich, stop­niowo upra­wo­moc­nia­jąc zakres i głę­bię pre­cy­zyj­nie sto­so­wa­nych zasad. Rzadko się o tym wspo­mina, ale wła­ści­wie wyko­rzy­sty­wane podej­ście kon­ser­wa­tywne ma jesz­cze jedną zaletę. Otóż jest bar­dziej oczy­wi­ste, kiedy potrzebne są nowe zasady. Znie­kształ­ca­nie zasad w celu zacho­wa­nia pozor­nej spój­no­ści mię­dzy sytu­acjami nie jest pomocne i znacz­nie spo­wal­nia postęp naukowy.

Każda obszerna i w pełni roz­wi­nięta nowa tech­no­lo­gia wiąże się z nową ter­mi­no­lo­gią, ale ważne, by nie łączyć tego z naprawdę nowymi pro­ce­sami beha­wio­ral­nymi. Naj­now­szy smart­fon na pierw­szy rzut oka znacz­nie się różni od sta­rych tele­fo­nów z klapką – i ma wię­cej funk­cji, niż wyda­wało się to moż­liwe jesz­cze dzie­sięć lat temu. Nie zmie­nia to faktu, że u pod­staw jego dzia­ła­nia leżą te same fun­da­men­talne zasady pro­jek­to­wa­nia obwo­dów elek­trycz­nych i pro­gra­mo­wa­nia obli­cze­nio­wego. To samo odnosi się do tech­nik zmiany zacho­wa­nia.

Nasza książka doty­czy tera­pii akcep­ta­cji i zaan­ga­żo­wa­nia czy też tre­ningu akcep­ta­cji i zaan­ga­żo­wa­nia. Owa tera­pia bazuje na tych samych fun­da­men­tal­nych zasa­dach zacho­wa­nia, co tech­niki dobrze znane ana­li­ty­kom zacho­wa­nia – z jed­nym waż­nym wyjąt­kiem. W ACT rela­cyjne zacho­wa­nia spraw­cze sta­no­wią pod­stawę wyja­śnia­nia zacho­wań wer­bal­nych. Ten klu­czowy wnio­sek z RFT znaj­duje odzwier­cie­dle­nie w pro­gra­mach tre­ningu wer­bal­nego sto­so­wa­nej ana­lizy zacho­wa­nia, czego główną przy­czyną jest sys­tem PEAK (Dixon, 2015, 2019). Obec­nie wia­domo, że doda­nie tre­ningu rela­cyj­nych zacho­wań spraw­czych do tre­ningu wer­bal­nych zacho­wań spraw­czych Skin­nera znacz­nie przy­spie­sza przy­swa­ja­nie języka i popra­wia posłu­gi­wa­nie się nim, co ma ogromne zna­cze­nie dla pracy ana­li­ty­ków zacho­wa­nia na całym świe­cie (Dixon i in., 2017).

Rela­cyjne zacho­wa­nia spraw­cze, jak wie­rzymy, sta­no­wią dobrze ugrun­to­wany fakt empi­ryczny w pod­sta­wo­wej i sto­so­wa­nej ana­li­zie zacho­wa­nia. Nie trzeba żad­nych nowych zasad, by je wyja­śnić, ponie­waż kon­cep­cja czy­sto funk­cjo­nal­nych zacho­wań spraw­czych jest tak stara, jak sama psy­cho­lo­gia zacho­wań spraw­czych, i wywo­dzi się bez­po­śred­nio z kon­cep­cji warun­ko­wa­nia spraw­czego Skin­nera oraz z poglą­dów funk­cjo­nal­nych wielu innych teo­re­ty­ków zacho­wa­nia, choćby takich jak Char­les Cata­nia, Alan Neu­rin­ger czy Don Baer.

Wni­kliwe prace pro­wa­dzone w ramach RFT wyja­śniły wiele nowych kwe­stii doty­czą­cych zacho­wa­nia wer­bal­nego czło­wieka. Jako fakt empi­ryczny rela­cyjne zacho­wa­nia spraw­cze zmie­niają spo­sób dzia­ła­nia bez­po­śred­nich zależ­no­ści i paro­wa­nia bodź­ców. Na przy­kład jeśli osoba nauczy się w ramach dopa­so­wy­wa­nia do wzorca, że „A jest mniej­sze niż B, a B jest mniej­sze niż C”, po czym B zosta­nie spa­ro­wane z raże­niem prą­dem, to A wywoła mniej­sze pobu­dze­nie, a C wywoła więk­sze pobu­dze­nie niż B (np. Dougher, Hamil­ton, Fink i Har­ring­ton, 2007). Rela­cyjne zacho­wa­nia spraw­cze dzia­łają w obie strony, zmie­niając spraw­czo i kla­sycz­nie uwa­run­ko­wane funk­cje bodź­cowe zda­rzeń na pod­sta­wie ich udziału w rela­cjach wywie­dzio­nych mię­dzy bodź­cami. Taki efekt nie ma żad­nej nazwy. Oddzia­ły­wa­nie rela­cyj­nych zacho­wań spraw­czych wymaga nowych zasad opi­su­ją­cych ich skutki, a nie ich ist­nie­nie jako takie.

Gdy potrzebne oka­zują się nowe zasady, powin­ni­śmy dodać jedy­nie to, co jest nie­zbędne do wyja­śnie­nia zacho­wa­nia, bez znie­kształ­ca­nia zasad już ist­nie­ją­cych. Tak wła­śnie zro­biono w przy­padku ACT i RFT. Nie­wielka korekta uwzględ­nia­jąca wpływ rela­cyj­nych zacho­wań spraw­czych pozwala ana­li­ty­kom zacho­wa­nia otwo­rzyć dzie­dzinę – i wła­sną prak­tykę – na roz­wią­zy­wa­nie pro­ble­mów beha­wio­ral­nych, które wcze­śniej były pomi­jane.

Weźmy na przy­kład bier­ność czy letarg zwią­zane z depre­sją. Nie potrze­bu­jemy ety­kiety syn­dromu, aby myśleć o tych zacho­wa­niach jaw­nych – i wielu beha­wio­ry­stów rze­czy­wi­ście się nimi zaj­mo­wało, choćby Char­les B. Fer­ster (1973) czy Peter M. Lewin­sohn (1974). To samo doty­czy uni­ka­nia bli­skich i przy­ja­ciół w fobii spo­łecz­nej – nie musimy leczyć zabu­rze­nia psy­chicz­nego, aby przyj­rzeć się uni­ka­niu spo­łecz­nemu. Nie ma powodu, dla któ­rego ana­li­tycy zacho­wa­nia mie­liby się nie zaj­mo­wać takimi kwe­stiami, jak prze­ja­da­nie się powo­du­jące oty­łość i zły stan zdro­wia, ćwi­cze­nia zapo­bie­ga­jące cho­ro­bom serca, rzu­ca­nie pale­nia czy poprawa rela­cji spo­łecz­nych.

Wszyst­kie wymie­nione kwe­stie to pro­blemy beha­wio­ralne wyma­ga­jące roz­wią­zań beha­wio­ral­nych. Wszyst­kie repre­zen­tują ważne spo­łecz­nie cele zmiany zacho­wa­nia. Jed­nakże w ich przy­padku rzadko szuka się pomocy ana­li­ty­ków zacho­wa­nia. Tera­pia akcep­ta­cji i zaan­ga­żo­wa­nia poka­zała, jak radzić sobie z tymi pro­ble­mami z wyko­rzy­sta­niem zasad beha­wio­ral­nych roz­bu­do­wa­nych dzięki RFT i zako­rze­nio­nych w nauce o ewo­lu­cji.