ADMIRAŁOWIE. Nimitz, Halsey, Leahy oraz King. Pięciogwiazdkowi admirałowie, którzy zdobyli dla Stanów Zjednoczonych panowanie na morzach - Walter R. Borneman - ebook

ADMIRAŁOWIE. Nimitz, Halsey, Leahy oraz King. Pięciogwiazdkowi admirałowie, którzy zdobyli dla Stanów Zjednoczonych panowanie na morzach ebook

Walter R. Borneman

5,0

Opis

W historii Ameryki tylko czterech oficerów awansowano do stopnia pięciogwiazdkowych admirałów floty: Williama Leahy’ego, Ernesta Kinga, Chestera Nimitza i Williama Halseya. Byli to najlepsi, najwybitniejsi synowie Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych i wspólnie poprowadzili ją do triumfu w II wojnie światowej, zapewniając jej status najpotężniejszej floty na świecie.

W niniejszej książce wielokrotnie nagradzany historyk Walter R. Borneman po raz pierwszy szczegółowo opisuje ich losy. Korzystając z czasopism, dzienników okrętowych oraz innych źródeł ożywia niesłychane, przełomowe momenty dziejów, pokazuje nam jak tych czterech admirałów na zawsze zrewolucjonizowało wojnę morską, dzięki wykorzystaniu okrętów podwodny i lotniskowców. Opisuje, jak ci czterej mężczyźni – przyjaciele, ale także rywale – współpracowali, aby posłać na dno floty Państw Osi i zapewnić Aliantom zwycięstwo w II wojnie światowej.

 

Recenzje:

„To pierwsza książka, która zajmuje się całą czwórką [admirałów] na raz, skupiając się na ich wzajemnie przeplatających się losach, przyjaźniach, a także rywalizacji… Kunsztownie napisana pozycja”.

John Lehman, Washington Post

 

„Walter R. Bornem w swojej znakomicie przyjętej, nowej książce zmaga się z kluczowym problemem przywództwa wojskowego: co sprawia, że niektórzy oficerowie potrafią odpowiednio umotywować siły bojowe do walki, a inni nie?”.

Tony Perry, Los Angeles Times

 

„Wciągająca i oparta na gruntownych badaniach książka… Borneman potrafi przystępnie objaśnić skomplikowane manewry i kontrmanewry w toku bitwy w zatoce Leyte… co w przypadku opisów tej bitwy nie zawsze się udaje”.

Andrew Roberts, Wall Street Journal

 

„Admirałowie Waltera Bornemana to monumentalny portret Leahy’ego, Kinga, Nimitza i Halseya. Żaden historyk od czasów Samuela Eliota Morisona nie potrafił roztoczyć przed czytelnikiem tak znakomitego obrazu pięciogwiazdkowych admirałów, którzy podczas II wojny światowej pomogli rzucić Japonię na kolana. Polecam!”.

Douglas Brinkley, profesor historii na Rice University

 

„Czterej pięciogwiazdkowi admirałowie amerykańskiej marynarki z czasów II wojny światowej kompletnie różnili się temperamentem i osobowością, ale łączyły ich wizja, poświęcenie i odwaga. Walter Borneman stworzył porywającą opowieść o zwycięstwie na morzu”.

Evan Thomas, autor The War Lovers

 

„Oto Walter Borneman w szczytowej formie. Portret zapomnianego admirała, Williama Leahy’ego, jest godny osobnej książki. W Admirałach czytelnika na niemal każdej stronie spotyka coś nieoczekiwanego, a nierzadko i wstrząsającego”.

Thomas Fleming, autor Time and Tide

 

O Autorze:

Walter Borneman jest autorem siedmiu książek, między innymi 1812, The French and Indian War czy Polk. Posiada tytuły naukowe z historii i prawa. Mieszka w Kolorado.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 861

Rok wydania: 2017

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Copyright © 2012 by Walter R. Borneman

Tytuł oryginału

The Admirals: Nimitz, Halsey, Leahy, and King

The Five-Star Admirals Who Won the War at Sea

All rights reserved

© Copyright for Polish Edition

Wydawnictwo Napoleon V

Oświęcim 2017

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

Tłumaczenie:

Mateusz Grzywa

Redakcja:

Paweł Grysztar

Redakcja techniczna:

Mateusz Bartel

Dystrybucja: ATENEUM www.ateneum.net.pl

Pełna lista wydanych publikacji i sprzedaż detaliczna:

www.napoleonv.pl

Numer ISBN: 978-83-7889-624-1

Skład wersji elektronicznej:

Kamil Raczyński

konwersja.virtualo.pl

SPIS MAP

Region Pacyfiku podczas II wojny światowej

Opłynięcie przylądka Horn przez Oregon, 1898 rok

Bitwa pod Cuszimą, 1905 rok

Rejs dookoła świata Wielkiej Białej Floty, 16 grudnia 1907 – 22 lutego 1909 roku

Trasy konwojów północnoatlantyckich, 1917-1918 rok

Bitwa na Morzu Koralowym, maj 1942 roku

Strategia Kinga oraz podział dowództw na Pacyfiku, 1942 rok

Guadalcanal i Wyspy Salomona, 1942 rok

Kampanie na Pacyfiku, 1943-1944 rok

Bitwa w zatoce Leyte, październik 1944 roku

Wielki tajfun, grudzień 1944 roku

PROLOG:BRZEGI RZEKI SEVERN

Dzień zakończenia studiów w Annapolis – na Akademii Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych. Rok nie ma znaczenia. Mogłoby dziać się to niegdyś, dzisiaj lub w jednym z wielu nadchodzących lat. Słowa mówcy niosą się głośnym echem, ale słychać tu coś jeszcze.

Niedaleko rozległe estuarium rzeki Severn spotyka się z wodami zatoki Chesapeake. Ciepła bryza niesie ze sobą woń morskiej wody i pisk mew, ale i tutaj jest coś więcej niż tylko słonawe zapachy i ptasia kakofonia.

Motto akademii jest proste i jednoznaczne: Ex Scientia Tridens – „Przez wiedzę do potęgi morskiej”. Uczelnia zapewnia tę wiedzę, ale i coś jeszcze.

Uginają się pod tym drzewa rosnące przy alejkach, trawiaste place apelowe, a nawet niewielkie łódeczki kołyszące się z gracją na cumowiskach. Wykrzykują to nazwy gmachów górujących nad brzegami Severn: historia i tradycja, obowiązek i honor, przenikliwość i odwaga są tu obecne w wielkiej obfitości.

Granitowe mury Leahy Hall to pierwszy przystanek każdego kandydata na midszypmena1 marynarki wojennej. W King Hall, z wydajnością, której na pewno domagałby się patron tego miejsca, serwuje się tysiące posiłków dziennie. Nimitz Library dominuje nad College Creek, za którym cmentarz akademii strzeże szczątków wielu ludzi, których losy zapełniły strony niniejszej książki. Halsey Field House to ośrodek treningowy, serce zaciętej rywalizacji sportowej.

Gmach administracyjny, jadalnia, biblioteka oraz hala sportowa – budynki tak różne, jak mężczyźni, których nazwiskami zostały ochrzczone. Wytrawny dyplomata, pewny siebie strateg, przebiegły mistrz szczegółów, zadziorny wojownik – wszyscy czterej w ostatnich ośmiu latach XIX wieku właśnie tutaj rozpoczęli swoje kariery.

To jedyni oficerowie w dziejach Ameryki, którzy doczekali się pięciu gwiazdek przynależnych stopniowi admirała floty. Kiedy zaczynali naukę, żaden z nich nie mógł przewidzieć w jakiej mierze ich odmienne osobowości oraz sposoby działania przekształcą Wielką Białą Flotę Theodore’a Roosevelta z lat ich młodości w ostateczne narzędzie globalnej supremacji z czasów jego kuzyna, Franklina.

Dzięki połączeniu bystrych rad, irytującego ego, wystudiowanej cierpliwości oraz taktyki typowej dla ulicznych bójek William D. Leahy, Ernest J. King, Chester W. Nimitz i William F. Halsey, Jr. zbudowali nowoczesną Marynarkę Wojenną Stanów Zjednoczonych i wygrali II wojnę światową na morzach. Każdy z nich na wieki stał się częścią Akademii Marynarki Wojennej, a Annapolis zawsze było częścią nich.

Dzisiaj na placu apelowym stoi brygada absolwentów. W ślady tych mężczyzn maszeruje ku historii kolejny rocznik.

SOBOTA, 6 GRUDNIA 1941 ROKU

Vichy, Francja

Europa walczy już od ponad dwóch lat. Amerykańska ambasada zajmuje w uzdrowisku mineralnym Vichy pomieszczenia jeszcze niedawno należące do miejscowego lekarza. Choć na wyposażenie nie można narzekać, to atmosfera i tkanka całego miasteczka są odbiciem smutnego położenia, w jakim znalazła się cała Francja. Kraj ten szybko przeciwstawił się inwazji Hitlera na Polskę, lecz niemiecki blitzkrieg zmusił go do haniebnej kapitulacji.

Warunki kapitulacji – zawieszenia broni, jak wolała nazywać ją vichystowska Francja – pozwoliły na stworzenie przejściowego rządu, który miał administrować nieobjętą okupacją, południową częścią państwa, a także francuskimi koloniami na całym świecie. Zachował on atut w postaci francuskiej floty, nadal należącej do najsilniejszych na świecie.

Amerykański ambasador, admirał w stanie spoczynku William D. Leahy, docenia ten fakt bardziej niż większość ludzi. Jest przede wszystkim marynarzem, niemniej podczas ponad czterdziestoletniej kariery w marynarce dokładnie przyjrzał się również dyplomatycznej stronie polityki międzynarodowej. Nie byłoby go tutaj, gdyby prezydent Franklin D. Roosevelt nie wierzył, że potrafi on wycisnąć z francuskiego „gabinetu cieni” ostatnie krople proamerykańskiego nastawienia.

Ale Leahy jest zniechęcony. Przywykł do wiernej służby przełożonemu, ale ostatnie miesiące okazały się bardzo frustrujące. Francja Vichy to kraj podległy III Rzeszy w każdym aspekcie z wyjątkiem nazwy. Nocami Leahy kładzie się spać w nadziei, że zostanie wezwany z powrotem do Waszyngtonu – nieważne czy powodem będzie chęć okazania francuskim władzom niezadowolenia przez prezydenta Roosevelta, czy po prostu emerytura. Ze względu na różnicę czasu następny świt dotrze nad środkowy Pacyfik o dwanaście godzin później niż nad Francję Vichy.

Zatoka Narragansett

Ciężki krążownik USS Augusta to już powszechnie znany okręt. Cztery miesiące wcześniej ta jednostka flagowa Floty Atlantyku przewiozła prezydenta Roosevelta na tajne spotkanie z brytyjskim premierem Winstonem Churchillem u południowo-wschodniego cypla Nowej Fundlandii. Co prawda po konferencji, obejmującej między innymi niedzielne nabożeństwo, podczas którego odegrano hymn Onward, Christian Soldiers, Ameryka nie ruszyła jeszcze na wojnę, ale Roosevelt i Churchill stali się przyjaciółmi.

Tego ranka Augusta wpłynęła na osłonięte wody zatoki Narragansett i zacumowała przy swojej boi w Newport w stanie Rohde Island, w siedzibie floty. Na jej maszcie powiewała czterogwiazdkowa flaga rangowa admirała Ernesta J. Kinga, naczelnego dowódcy Floty Atlantyku. Pokój się już skończył, ale jeszcze nie zaczęła wojna. Na Północnym Atlantyku toną amerykańskie statki, lecz odpowiedź Kinga krępują względy polityczne.

Augusta łagodnie kołysała się przy boi, a King spędził poranek na pisaniu listów. Niektóre dotyczą oficjalnych spraw marynarki. Inne mają trafić do przyjaciół w rodzinnym mieście oraz kolegów z rocznika w Annapolis. Jego rodzina to temat na osobną historię.

Tego popołudnia admirał popłynął na swojej łodzi do Newport, gdzie ruszył w górę Church Street, mijając wieżę Kościoła Świętej Trójcy. Zgodnie ze swoim zwyczajem wpadł na kieliszeczek sherry do Newport Reading Room, najbardziej szacownego prywatnego klubu w mieście. Wracając na Augustę nadal jest w refleksyjnym nastroju, w ciemniejących barwach zachodu słońca słyszy okrętowy sygnał na trąbkę. King zawsze doceniał znaczenie historii. W kabinie na zaciemnionym okręcie wybiera książkę ze swojej kolekcji biografii oraz prac historycznych, i przed snem oddaje się lekturze.

Waszyngton

Nagie gałęzie licznych klonów, wiązów i dębów rosnących wzdłuż alej mówią same za siebie: stolica znalazła się w objęciach późnej jesieni. Bezlistne wiśnie (podarunek od narodu japońskiego z 1912 r.) otaczające Tidal Basin oraz niemal już ukończony pomnik Jeffersona w wiszącym nisko, grudniowym słońcu również wyglądają posępnie i mrocznie. Sam Waszyngton próbuje wyprzeć się swej coraz większej roli centralnego ośrodka dynamicznie rozrastającego się, federalnego rządu.

Kontradmirał Chester W. Nimitz, jak zwykle w soboty, przebywa w swoim biurze w gmachu Departamentu Marynarki Wojennej, masywnej budowli ciągnącej się prawie przez cztery przecznice wzdłuż północnej strony parku National Mall. Przyszła jego kolej na zajęcie się obowiązkami na lądzie i od 1939 r. pełni funkcję szefa Biura Nawigacji.

Wieczory przynoszą niezwykle cenione przez Nimitza chwile oddechu i domowe kolacje z rodziną. Mieszka z żoną Catherine, najmłodszą córką Mary, synową Joan oraz osiemnastomiesięczną wnuczką. Zajmują mieszkanie przy 2222 Q Street, skąd zaledwie o przecznicę dalej w jednym kierunku znajduje się Rock Creek Park, zaś w drugim ambasady przy Massachusetts Avenue. Do codziennych rytuałów admirała należy wieczorny spacer z Frecklesem, należącym do rodziny cocker spanielem, trasą, która wiedzie między innymi przy japońskiej ambasadzie.

Dwie starsze dziewczynki Nimitza, Kate i Nancy, mieszkają po drugiej stronie korytarza. Na miejscu brakuje tylko syna admirała. Młody Chet, też absolwent Akademii Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych, rocznik 1936, przebywa na drugim końcu świata. Został przydzielony na okręt podwodny Sturgeon, operujący z bazy na Filipinach.

Na morzu, dwieście mil morskich na zachód od Pearl Harbor

Aura nie chce współpracować. Task Force 8, złożone z lotniskowca Enterprise, trzech ciężkich krążowników i dziewięciu niszczycieli, z mozołem przedziera się na wschód przez wzburzony ocean. Stojący na mostku lotniskowca wiceadmirał William F. Halsey, Jr., jest zaskoczony, że nadal walczy tylko z pogodą. Wydał rozkazy nakazujące Enterprise’owi i eskorcie operować według uwarunkowań wojennych.

Dziewięć dni wcześniej okręty admirała wypłynęły z Pearl Harbor do miejsca przeznaczenia znanego tylko jemu oraz jego najbardziej zaufanym. Na morzu Enterprise przyjął własne eskadry lotnictwa, ale oprócz tego powitał na pokładzie także dwanaście myśliwców Grumman F4F Wildcat z 211. Eskadry Myśliwskiej Piechoty Morskiej. Jej dowódca polecił pilotom przygotować się na dwa dni ćwiczeń, więc wszyscy zabrali ze sobą do kokpitów co najwyżej maszynki do golenia i bieliznę na przebranie.

Lotnicy piechoty morskiej wystartowali z pokładu Enterprise’a ku swojemu tajnemu celowi rankiem 4 grudnia, bez żadnych niezwykłych incydentów. Po dostarczeniu przesyłki Task Force 8 zawróciło do Pearl Harbor nie wiedząc, że setki mil na północ gigantyczne zgrupowanie japońskich lotniskowców posuwa się na wschód niemalże równoległym kursem.

Halsey zamierzał rzucić kotwicę w Pearl Harbor właśnie dzisiaj, lecz porywisty wiatr i gwałtowne fale naruszyły spawy jednego z niszczycieli i spowolniły tankowanie na morzu. Admirał przyjął to ze spokojem, lecz jego załogi nie były tak wyrozumiałe. Dopłynięcie na Hawaje w sobotni wieczór miało uratować choć część weekendu na lądzie. Teraz ci, którzy są już po służbie, ale nadal tkwią na lotniskowcu, będą musieli zadowolić się wspólnym seansem Sierżanta Yorka z Garym Cooperem na pokładzie hangarowym. Planowaną datę zawinięcia Task Force 8 do Pearl Harbor przesunięto na mniej więcej południe w niedzielę, 7 grudnia.

1  Org. „midshipman”. To najniższy stopień oficerski w marynarkach niektórych państw anglosaskich, na przykład USA i Wielkiej Brytanii. Odpowiednik polskiego podchorążego (przyp. M.G.).

CZĘŚĆ IMARYNARZE1897-1918

Czyż w razie wojny zadowolimy się schowaniem do skorupki niczym żółw i spoglądaniem,

jak wróg wypiera nas z wszelkich dalszych regionów, zagarnia nasz handel i rujnuje

wpływy naszego kraju na całym świecie?

– FRANKLIN D. ROOSEVELT

asystent sekretarza marynarki wojennej, rok 1913

William F. Halsey junior, dumny z symbolu „N” Marynarki Wojennej na swetrze (pomimo że przy zapinaniu zapomniał o jednym guziku), jako dowódca niszczyciela Shaw (DD-68) u brzegów Irlandii, lato 1918 roku (fot. F.E. Sellman, dzięki uprzejmości Gary’ego Fabiana).

ROZDZIAŁ ILEAHY

„THE JUDGE” – ANNAPOLIS, ROCZNIK 1897

Połyskujący dziób amerykańskiego pancernika Oregon pruł kolejne, wysokie fale, przebijając się z mozołem przez niespokojne morze. Płynął na południe. Jego drzewce dziobowe co chwilę znikało pod wodą, gdy prawie pięciometrowe grzywacze docierały do przedniej wieży artyleryjskiej, pokrywając białą pianą niemal cały pokład. Był kwiecień 1898 r., a gdy Oregon gnał ku legendarnej Cieśninie Magellana, atmosfera gęstniała od plotek na temat zbliżającej się wojny z Hiszpanią. W owej epoce, która nie znała jeszcze łączności radiowej, kapitan nie miał jak się dowiedzieć, czy wojna już nie wybuchła.

Zgodnie ze standardami wszystkich ówczesnych marynarek wojennych, Oregon był ważnym orężem strategicznym. Stępkę pod okręt położono pod koniec 1891 r. w Union Iron Works w San Francisco; był trzecim pancernikiem typu Indiana. Przy długości 106 m, szerokości 21 m i wyporności 10 288 t, okręt stanowił potężną platformę artyleryjską o oszałamiającej sile ognia. Zarówno w przedniej, jak i tylnej wieży artyleryjskiej posiadał dwa działa 330 mm.

Oregon i jego starsze siostry, Indiana oraz Massachusetts, zawdzięczały istnienie temu, że Ameryka wreszcie ocknęła się po wojnie secesyjnej i zrozumiała, że po zakończeniu ekspansji pomiędzy Atlantykiem a Pacyfikiem, Stany Zjednoczone powinny przygotować się nie tylko do obrony własnych interesów, ale także do poszukania nowych terytoriów daleko od swoich granic. Jednakże nie wszyscy popierali kiełkujący amerykański imperializm. Wielu zdeklarowanych izolacjonistów z Kongresu życzyło sobie jedynie obrony wybrzeża i sprzeciwiało się ofensywnym pancernikom o dalekim zasięgu. Futuryści z amerykańskiej marynarki zdołali uciszyć te spory, nazywając nową generację okrętów „pełnomorskimi okrętami przybrzeżnymi”.

Oprócz potężnego uzbrojenia, Oregon mógł polegać na swoich 457-mm płytach pancernych na burtach i cieńszym pancerzu na wieżach artyleryjskich i pokładach. Okręt posiadał również dwie inne zalety: był szybki jak na swoje czasy – dwie śruby pozwalały wyciągnąć ponad piętnaście węzłów, a jego przestronne węglownie zapewniały zasięg ponad 6000 mil morskich. Ciężko uzbrojony, solidnie opancerzony, szybki i dalekosiężny Oregon i jego siostrzane okręty bez wątpienia zwiastowały początek nowego rozdziału historii wojskowości morskiej. Mogły się szczycić mianem pierwszych nowoczesnych pancerników US Navy.

Wśród złożonej z 32 oficerów i 441 marynarzy załogi znajdowało się sześciu zupełnie zielonych kadetów marynarki wojennej. Byli absolwentami Akademii Marynarki Wojennej w Annapolis z rocznika 1897, ale jeszcze nie pełnoprawnymi podporucznikami, gdyż marynarka przed nadaniem stopnia wymagała dwuletniej służby na morzu. Przydział na pierwszorzędny okręt pokroju Oregonu stanowił prawdziwy rarytas, nawet jeżeli część starej gwardii uważała kadetów bardziej za utrapienie niż początkujących oficerów.

19 marca 1898 r., gdy pancernik wypłynął z San Francisco, przeszedł Golden Gate i skierował się ku celowi znanemu wyłącznie dowódcy, serca zaczęły mocniej bić zarówno zaprawionym wilkom morskim, jak i młodym nowicjuszom. Po pokonaniu 4700 mil i tradycyjnej uroczystości towarzyszącej przekraczaniu równika, Oregon udał się do Callao w Peru. Jednak okręt i załoga zatrzymali się w porcie jedynie na tyle, by zapełnić węglownie i zgromadzić dodatkowe dwieście ton węgla w workach na pokładzie.

Krążyły pogłoski, że okręt zmierza do Honolulu lub nawet na Filipiny, lecz po wyjściu z peruwiańskiego portu Oregon skierował się na południe, ku burzliwym wodom wokół przylądka Horn, na samym krańcu Ameryki Południowej. Po pozostawieniu za rufą kolejnych 3000 mil, okręt począł zbliżać się do Cieśniny Magellana, a lodowate, południowe wichry podnosiły łupiące w burty fale na jeszcze większe wysokości. „Pod nawałą tych kolosalnych wód”, wspominał kadet William D. Leahy, „okręt dawał nura, trząsł się, otrzepywał z fal i znowu nurkował”. „Mawialiśmy, że wyczuł hiszpańską flotę”, stwierdził1.

Irlandzcy dziadkowie kadeta Leahy’ego, Daniel i Mary Egan Leahy, wyemigrowali do USA w 1836 r. i osiedli w Massachusetts. Ich syn, Michael Arthur, urodził się dwa lata później, tuż przed przeprowadzką rodziny do New Hampshire. Tam na świat przyszedł drugi syn, John Egan. Jednak to w maleńkiej wiosce w hrabstwie Dodge w Wisconsin, zaraz na zachód od Milwaukee, rodzina zapuściła korzenie na stałe.

Podobnie jak wielu mężczyzn z ich pokolenia, bracia Michael i John służyli podczas wojny secesyjnej – niekoniecznie z własnego wyboru, czasami po prostu z poczucia obowiązku. Gdy na początku 1864 r. w Milwaukee sformowano 35. Ochotniczy Pułk Piechoty Wisconsin, dwudziestopięcioletni Michael Leahy został kapitanem w kompanii D, a jego brat, John porucznikiem w kompanii C.

W Wisconsin nie brakowało słynnych jednostek. Przypuszczalnie może największą sławę zdobyły pułki z tego stanu, które weszły w skład niezłomnej Żelaznej Brygady Armii Potomaku. Nie mniej zasłużony był 24. Pułk z Wisconsin. W zimny listopadowy dzień 1863 r. oddział ten stanął u stóp Missionary Ridge pod Chattanoogą w Tennessee. Wojska Unii próbowały znieść oblężenie tego miasta, lecz konfederaci zaciekle się bronili. Nagle, bez żadnych rozkazów, pułki Unii stojące w środku szyku zaczęły maszerować w górę grzbietu. Kiedy ich szaleńcze natarcie dobiegło końca, wśród sztandarów powiewał też ten 24. Pułku z Wisconsin, niesiony przez osiemnastoletniego „chłopca-pułkownika” Arthura MacArthura. Jego syn, Douglas, przez większość kariery wojskowej będzie starał się dorównać wyczynowi ojca.

35. Pułkowi z Wisconsin nie była pisana taka chwała. Pełnił głównie służbę garnizonową pod Nowym Orleanem oraz Mobile w Alabamie, daleko od najważniejszych kampanii wojny. Ale i ta służba wiązała się z ryzykiem. Pułk stracił tylko dwóch ludzi w walce, natomiast trzech oficerów i 271 żołnierzy zmarło w wyniku chorób. Bracia Leahy wrócili z wojny dumni z odbytej służby, a Michael przez resztę życia regularnie uczestniczył w spotkaniach weteranów i maszerował w defiladach z okazji Dnia Niepodległości.

Po zwolnieniu ze służby Michael studiował prawo na Uniwersytecie Michigan i w 1868 r. uzyskał stopień naukowy. Na krótko porzucił Wisconsin i otworzył praktykę w małym miasteczku Hampton w stanie Iowa, gdzie jego wzrok przykuła o trzynaście lat młodsza mieszkanka rodzinnego stanu, Rose Mary Hamilton. Para się pobrała, a gdy 6 maja 1875 r. na świat przyszedł William Daniel Leahy, pierwsze z ośmiorga ich dzieci, nadal mieszkali w Hampton.

Michael wraz z żoną nie mogli doczekać się powrotu do Wisconsin i wkrótce dołączyli do jego brata Johna w Wausau, w północnej części stanu. Zanim młody William, niemal przez wszystkich nazywany „Billem”, zdążył rozpocząć naukę w liceum, rodzina przeniosła się jeszcze dalej na północ, do Ashland na południowym brzegu Jeziora Górnego.

Gdy w 1892 r. Bill zbliżał się do ukończenia liceum, Michael Leahy zachęcał syna, aby poszedł na prawo na Uniwersytecie Wisconsin, a następnie pracował razem z nim. Bill z całą pewnością przejawiał predyspozycje do tego zawodu, włącznie z wręcz stoickim, rozważnym sposobem myślenia i przywiązywaniem wagi do szczegółów, lecz intrygowało go coś w (było nie było krótkiej oraz raczej mało efektownej) służbie wojskowej ojca. Ostatecznie postanowił ubiegać się o miejsce na Akademii Wojskowej Stanów Zjednoczonych w West Point.

Młodzian zrobił dobre wrażenie na kongresmenie Thomasie Lynchu, ale ten nie dysponował już wolnymi miejscami na West Point na tenże rok, miał za to miejsce na rok przyszły, tyle że w Akademii Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych w Annapolis. Czy Leahy interesował się marynarką? Pomimo że mieszkał w pobliżu smaganych wiatrem wód Jeziora Górnego, to, jak większość Amerykanów w tym czasie, nie poświęcał jej zbyt wiele uwagi. Kiedy dorastał razem z całym krajem obserwował wyczyny Armii na Zachodzie, na przykład pogoń za wodzem Apaczów Geronimo. Niemniej Akademia Marynarki była uczelnią wojskową, no i edukacja była tam darmowa. Leahy się zgodził i przez następny rok przygotowywał się do egzaminów wstępnych, zwłaszcza dodanych niedawno testów kwalifikacyjnych z algebry2.

Z geograficznego punktu widzenia w płynącej przez stan Maryland Severn nie ma nic szczególnie wyjątkowego, co wyróżniałoby ją na tle wielu podobnych rzeczek, strumieni i potoków wpadających do zatoki Chesapeake. W 1649 r. wygnańcy z Wirginii założyli osadę na jej północnym brzegu, ale szybko przenieśli się do lepiej osłoniętego portu po południowej stronie. Przez pewien czas nazywano go Anne Arundel’s Towne, na cześć małżonki lorda Baltimore, ale w 1694 r. miasto zostało stolicą kolonii Maryland oraz zmieniło nazwę na Annapolis – ale nie na cześć Anne Arundel, lecz raczej księżniczki Anny, która wkrótce miała zostać królową Anglii.

Annapolis pełniło funkcję centrum handlowego do czasu aż zostało wyprzedzone przez Baltimore, po czym zadowoliło się rolą ośrodka politycznego i kulturalnego. W latach 1783-1784 niedawno ukończony kapitol stanowy służył jako tymczasowy kapitol raczkujących Stanów Zjednoczonych i to właśnie tam generał George Washington złożył rezygnację z funkcji naczelnego dowódcy Armii Kontynentalnej.

W 1808 r. w miejscu zwanym Windmill Point zbudowano Fort Severn, z mającym chronić miasto szańcem obronnym na około dwanaście dział. Na horyzoncie majaczyła wojna z Wielką Brytanią i we wrześniu 1814 r. liczne siły brytyjskie rzeczywiście skierowały się w górę zatoki Chesapeake, lecz ominęły Annapolis skuszone tłustszą zdobyczą w postaci Baltimore, spod którego zresztą zostały odparte przez obrońców Fort McHenry.

Pomimo sukcesów w wojnie 1812 r., po jej zakończeniu amerykańska marynarka podupadła. Edukacja oficerów odbywała się na pokładach jednostek i często prowadzono ją w sposób dość przypadkowy. Wyższe szarże obsadzili oficerowie zawdzięczający pozycje raczej stażowi niż zdolnościom dowódczym. Zmieniło się to wraz z wyborami prezydenckimi w roku 1844. James K. Polk mianował wtedy na sekretarza marynarki wojennej jednego z architektów swojego zwycięstwa wyborczego, kolegę z Partii Demokratycznej George’a Bancrofta z Massachusetts.

Zawsze wytwornie ubrany Bancroft zapisze się w dziejach głównie jako historyk, niemniej z animuszem zabrał się za tworzenie formalnego systemu edukacji dla ambitnych oficerów marynarki (Armia zaczęła realizować podobne kształcenie w West Point już w 1802 roku). Pojawił się jednak problem wyboru odpowiedniego miejsca. Bancroft spotkał się z powszechną krytyką („Kształcenie marynarzy na uczelni na lądzie, to jak uczenie kaczek pływania na strychu”) oraz konkretnymi zarzutami, że próba przekształcenia istniejącego szpitala marynarki w Filadelfii w sprawnie działającą uczelnię, zostanie pokrzyżowana „przez pokusy i rozrywki typowe dla dużego, ludnego miasta”3.

Tak więc Bancroft postawił na Fort Severn w stosunkowo staromodnym, spokojnym Annapolis. 19 października 1845 r. zaaranżował przekazanie tej placówki marynarce przez armię i obszedł kwestię przyznania pieniędzy przez Kongres, znajdując fundusze na uruchomienie uczelni we własnym budżecie. Były one raczej skromne, lecz nad brzegi Severn przybyło pięćdziesięciu kadetów oraz siedmiu wykładowców, którzy zasadzili tam nasiona długiej i szlachetnej tradycji. W 1850 r. uczelnia miała już oficjalną nazwę, Akademia Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych, lecz często nazywano ją po prostu „Annapolis”4.

Gdy pod koniec maja 1893 r. William D. Leahy przybył nad Severn, Annapolis była zdecydowanie słabszą z dwóch akademii sił zbrojnych, a słabość ta odzwierciedlała niski szacunek kraju dla swojej marynarki wojennej. Czteroletni program nauczania realizowało łącznie 243 kadetów (midszypmenami mieli zostać nazwani dopiero kilka lat później). W tym samym roku (1893) na West Point przyjęto 318 kandydatów na oficerów.

Marynarka bez ociągania zabrała się za odsiewanie szczurów lądowych od prawdziwych marynarzy. Już w pierwszym tygodniu czerwca Leahy oraz jedna trzecia jego liczącego siedemdziesięciu siedmiu studentów rocznika znaleźli się na pokładzie Constellation – sędziwej fregaty z czasów wojny 1812 r., i popłynęli na wschód przez Atlantyk. Leahy został przydzielony do fokbramreji, pracował więc przy najwyższych żaglach na fokmaszcie. Jeżeli w ogóle myślał z utęsknieniem o zielonych polach West Point, to odsunął te rozważania na bok i poświęcił się nowemu stylowi życia – choć z czasem w pewnej mierze zmodyfikował wspomnienia owych lat. Kiedy rocznik 1897 wspominał pierwsze tygodnie na morzu w dzienniku pierwszego roku na Akademii, korekty były widoczne gołym okiem: „Bezładnie, ślizgając się po pochylonym pokładzie, z twarzami wykrzywionymi dojmującą udręką, pędziliśmy, aby oddać hołd staremu Oceanowi, a następnie zlec i poczuć, że śmierć oraz suchy ląd to dwie najwspanialsze rzeczy na świecie”5.

Consetllation miała przewieźć nieopierzonych kadetów aż do Europy, lecz burzliwe wody Środkowego Atlantyku zmusiły okręt do skierowania się na Azory, a następnie na Maderę, gdzie musiał przejść naprawy. Kiedy prace dobiegły końca, fregata skierowała już swój dziób na zachód, gotowa do powrotu do Annapolis na początek roku akademickiego. Wśród oficerów mających oko na świeży rocznik kadetów znajdował się porucznik William F. Halsey, którego syn William, Jr, wtedy zaledwie nastolatek, był zdeterminowany pewnego dnia samemu wkroczyć w progi Akademii.

Powróciwszy na ląd kadeci rozpoczęli wyczerpujące zajęcia, mocno skoncentrowane na naukach ścisłych. Kursy obejmowały szeroki wachlarz tematów: od fizyki, chemii oraz rozmaitych dziedzin matematyki, po nawigację, praktyczne żeglarstwo i mechanikę silników parowych. Na porządku dziennym były też deklamacje utworów poetyckich. Nie zabrakło zajęć z historii, prawa międzynarodowego oraz wybieranych przez kadetów języków obcych. Leahy oraz większość kolegów z roku roztropnie wybrali francuski, wówczas międzynarodowy język dyplomacji i handlu. Jak zauważył później Leahy, jedynym poważnym niedociągnięciem programu nauczania był brak zajęć z poprawnego użycia angielskiego w mowie i piśmie. Jego edukacja na tym polu skończyła się na literowaniu oraz zapamiętaniu kilku wierszy, które zresztą szybko wyleciały mu z głowy6.

Leahy nabrał krzepkiego, choć raczej nie zniewalającego wyglądu, urósł bowiem tylko na 178 cm. Jego szare oczy osadzone pod brązowawymi włosami, które szybko zaczęły cofać się nad czołem, były raczej czujne niż lśniące. Ci, którzy nie znali go dobrze, mieli później twierdzić: „W jego sowim profilu i zawsze poważnym usposobieniu było coś złowieszczego. Na zdjęciach wychodził zazwyczaj, jakby nieustannie czuł zapach zepsutej ryby”7.

W Annapolis Leahy zawsze był solidnym, ale nigdy wybitnym uczniem i sportowcem. Zadowolił się grą na obronie w drugiej drużynie futbolowej, czasami wydawało się, że zajęcia zalicza bez pełnego zaangażowania. Jeden z jego kolegów z uczelni i przyjaciel na całe życie, późniejszy admirał Thomas C. Hart, wspominał, że Leahy był „nieszczególnie dobrym, trochę leniwym” studentem. Niemniej dodał od razu, że gdy przychodziło do ważnych decyzji lub pojawiał się trudny problem, ktoś prędzej czy później mówił: „Chodźmy zapytać Billa Leahy’ego. Jest rozsądniejszy niż my wszyscy razem wzięci”8. Tenże właśnie zdrowy rozsądek zdawał się emanować z raczej wycofanej, a nawet ponurej postaci Leahy’ego przez całe jego życie. Dzięki niemu zasłużył sobie u kolegów z roku na pseudo „Judge”.

4 czerwca 1897 r. William D. Leahy skończył uczelnię na budzącym szacunek czternastym miejscu w czterdziestoośmioosobowym roczniku 1897. Choć ta relatywnie niska liczba nowych oficerów stanowiła odzwierciedlenie ówczesnych rozmiarów US Navy, nie należy lekceważyć oddziaływania Akademii na przyszłość marynarki. Dwunastu z tych absolwentów miało dojść do wysokich stopni oficerskich i uzyskać gwiazdki admiralskie. Jednak póki co, przed ostatnią turą egzaminów i uzyskaniem stopnia podporucznika marynarki, wszystkich czekały dwa lata służby na morzu9.

Leahy’emu oraz pięciu innym kolegom z roku rozkazano zameldować się na pancerniku Oregon. Na okręt dotarli w Victorii w Kolumbii Brytyjskiej, dokąd przypłynął, aby wziąć udział w hucznych obchodach diamentowego jubileuszu królowej Wiktorii. Przez sześćdziesiąt lat jej rządów Wielka Brytania niepodważalnie władała morzami całego świata. Jednak teraz sędziwa monarchini i jej imperium musieli mierzyć się z coraz silniejszą konkurencją. Przede wszystkim ze strony Niemiec, pochłoniętych wodowaniem nowej generacji pancerników. Rosja, Francja i Japonia także wzmacniały swoje floty nowymi okrętami. Wydawało się, że nawet Hiszpania pragnie kurczowo trzymać się resztek swojego, niegdyś, przed rozwojem brytyjskiej potęgi, globalnego imperium, właśnie z pomocą floty. Sam Oregon stanowił z kolei dowód na to, że do wyścigu włączyły się też Stany Zjednoczone.

Do zwiększenia amerykańskiej potęgi morskiej dążył przede wszystkim trzydziestoośmioletni asystent sekretarza marynarki wojennej, który zjadł swoje okazałe zęby na tym zagadnieniu, opisując triumfy amerykańskiej floty w wojnie roku 1812. Zawierający męczące szczegóły na temat wagi salw burtowych poszczególnych okrętów, a także sporadyczne hiperbole bestseller Theodore’a Roosevelta, The Naval War of 1812 (pierwsze wydanie w 1882 r.), stał się pozycją tak ważną dla rozbudzenia amerykańskiej marynarki, że na pokładzie każdej jej jednostki obowiązkowo miał znajdować się przynajmniej jeden egzemplarz tej książki. Wśród jego późniejszych dzieł była także dobrze przyjęta kronika amerykańskiej ekspansji na zachód kontynentu, a teraz zdawało się, że jest zdeterminowany, aby wzmocnić rolę USA na świecie.

Pomijając wiedzę marynistyczną, którą zdobył parając się historią, niewiele przemawiało za tym, by rekomendować Roosevelta na stanowisko asystenta sekretarza marynarki wojennej. Jednak była to nominacja polityczna, a on należał do wielu republikanów, którzy podczas wyborów 1896 r. przyczynili się do przeciągnięcia kraju na stronę Williama McKinleya.

Po wygranej liczni stronnicy Roosevelta bezwstydnie zabiegali o względy prezydenta w jego imieniu, ale nowy gospodarz Białego Domu pozostawał sceptyczny. „Mam nadzieję, że [Roosevelt] nie ma jakichś powziętych z góry planów, które zechce forsować, gdy tylko dostanie się [do Departamentu – dop. M.G.]” – powiedział rozdrażniony prezydent-elekt dobremu przyjacielowi Roosevelta, Henry’emu Cabotowi Lodge’owi. Naturalnie, że nie, odparł ten z kamienną twarzą. Wobec innego zwolennika Roosevelta McKinley przyznał, że zna go co prawda słabo, ale boi się, iż nowojorczyk może okazać się „nazbyt wojowniczy”.

Podejrzenia McKinleya okazały się słuszne w obu przypadkach, niemniej ugiął się pod nawałą orędowników nominacji Roosevelta, który w 1897 r. został asystentem sekretarza marynarki wojennej. Zaledwie tydzień po zaprzysiężeniu przedłożył prezydentowi raport na temat gotowości floty, o którego przygotowanie został poproszony. Obok jasno przedstawionych szczegółów oraz wyważonych analiz, dokument zawierał aż cztery odrębne ostrzeżenia o możliwych „problemach z Kubą”10.

Problemy z Kubą oznaczały problemy z Hiszpanią, która pomimo częstych powstań lokalnej ludności i okazjonalnych przerw w sprawowaniu realnej władzy, władała tą wyspą od czasów Krzysztofa Kolumba. Z kolei Stany Zjednoczone wyrażały zainteresowanie Kubą od przynajmniej półwiecza, a teraz trwał tam kolejny powszechny zryw, który według niektórych wymagał amerykańskiej interwencji.

Później tego lata, gdy Leahy kończył naukę w Annapolis, Roosevelt powiedział słuchaczom na Naval War College, że „Gotowość do wojny to najskuteczniejszy sposób wspierania pokoju”. Mniej więcej w tym samym czasie nawiązał przyjaźń z komodorem11 marynarki Georgem Deweyem.

Jako młody porucznik służący pod rozkazami admirała Davida Farraguta podczas wojny secesyjnej, Dewey obserwował z podziwem, jak drewniane okręty admirała omijają forty konfederatów, co umożliwiło opanowanie Nowego Orleanu. Później Dewey wspominał z tęsknotą słynne zawołanie Farraguta „Do diabła z torpedami; cała naprzód!”, kiedy admirał wpływał do zatoki Mobile. Liczył, że podobna okazja może trafić się również w jego karierze, a Roosevelt chciał mu ją ofiarować12.

Theodore Roosevelt najbardziej lubił swoją pracę, kiedy sekretarz marynarki, łagodny i dobrotliwy John D. Long, wyjeżdżał wypocząć na urlop. Wtedy sam pełnił funkcje sekretarza. Dzień przed powrotem Longa z wakacji do stolicy, pod koniec września 1897 r., pełniący obowiązki sekretarza Roosevelt odkrył ku swojemu przerażeniu, że w miejsce Deweya, na stanowisko dowódcy Eskadry Azjatyckiej, rekomendowano innego komodora. Natychmiast zakasał rękawy, wysłał do McKinleya pewnego senatora, żeby ten wstawił się za Deweyem i zanim następnego ranka Long wrócił do pracy, na jego biurku leżała notatka, w której prezydent zwracał się o mianowanie Deweya. Sekretarz przeczytał ją i się wściekł, bowiem sam faworyzował tamtego komodora, ale przecież nie mógł kłócić się z prezydentem. A zatem George Dewey wkrótce mógł wyruszyć do Hong Kongu, a Theodore Roosevelt miał na Dalekim Wschodzie swojego człowieka13.

Filipiny znalazły się już na celowniku Deweya, więc Roosevelt skupił się na Kubie. Jak na ironię to nie kto inny, a sekretarz Long zasugerował, żeby w przyjacielskim geście dyplomatycznej kurtuazji wysłać z Key West do Hawany pancernik Maine. Hiszpańskie władze wyspy raczej nie mogły sprzeciwić się amerykańskiej inicjatywie, niemniej napięcie osiągnęło taki poziom, że po przybyciu do Hawany dowódca pancernika nie pozwolił swojej załodze zejść na ląd.

Wieczorem 15 lutego 1898 r., gdy Maine stał na kotwicy w hawańskim porcie, okrętem wstrząsnęła nagle potężna eksplozja, która niemal całkowicie zniszczyła przód jednostki. Maine szybko poszedł na dno, zabierając ze sobą 266 ludzi. Do dzisiaj trwają gorące spory czy wybuch był skutkiem miny albo innego zewnętrznego ładunku, czy też niewykrytego pożaru w jednej z węglowni, sąsiadującej z magazynem prochu. Wówczas jedyną możliwą do przyjęcia odpowiedzią, zwłaszcza dla tych, którzy palili się do wojny, był sabotaż14.

Po południu 25 lutego, szczęśliwie ponownie pełniąc obowiązki w zastępstwie sekretarza Longa, Roosevelt zadepeszował do komodora Deweya do Hong Kongu, żeby trzymał kotły na swoich okrętach rozgrzane, a w razie wypowiedzenia wojny Hiszpanii, podjął działania ofensywne przeciwko hiszpańskiej flocie na Filipinach. Następnego ranka, po powrocie do pracy, Long donosił, że „Roosevelt, z typową dla siebie porywczością, nieomal doprowadził do eksplozji większej od tej na Maine”. Co jednak znamienne, nie cofnął jego rozkazów, a gdy kilka tygodni później pęd ku wojnie wyrwał się spod kontroli sekretarza, sam nakazał Oregonowi pośpieszenie wyruszyć z zachodniego wybrzeża i dołączyć do głównych sił Floty Atlantyku15.

Ten sam pęd porwał i prezydenta. W poniedziałek, 11 kwietnia 1898 r., zachęcony przez opinię publiczną William McKinley przesłał na Kapitol orędzie wojenne. W Kongresie zasiadało dość izolacjonistów, żeby ciągnąć debatę przez ponad tydzień, jednak amerykański parlament wypowiedział wojnę Hiszpanii 19 kwietnia – dokładnie rok po tym, jak Theodore Roosevelt rozpoczął pracę w Departamencie Marynarki Wojennej.

William D. Leahy oraz inni członkowie załogi Oregonu dowiedzieli się o tym 30 kwietnia od kapitana portu w Rio de Janeiro. Po walce ze sztormami Pacyfiku i bezpiecznym przejściu przez Cieśninę Magellana, Oregon płynął na północ wzdłuż atlantyckiego wybrzeża Ameryki Południowej. Pojawiły się liczne plotki, że gdzieś przed nim czają się cztery hiszpańskie krążowniki i trzy niszczyciele torpedowców16. Pomalowany na biało pancernik natychmiast przemalowano na mniej efektowny szary, a z pokładu usunięto wszystkie zbędne w czasie walki rzeczy. Zanim okręt zawinął do Bahia (obecnie Salvador) w Brazylii, na lądzie szalały pogłoski, że hiszpańska flota wymanewrowała amerykańską Eskadrę Północnego Atlantyku i opanowała Filadelfię oraz Boston17.

Jednakże prawda okazała się jeszcze bardziej zadziwiająca, a wieści napłynęły z drugiego końca świata. Kraj, który tak ochoczo palił się do wojny, był oszołomiony szybkością i skalą swego pierwszego triumfu. Eskadra Azjatycka komodora Deweya, złożona z dwóch ciężkich krążowników, Olympii i Baltimore, trzech lekkich krążowników oraz kanonierki, odważnie wpłynęła na wody Zatoki Manilskiej. Zgrupowanie pięć razy przedefilowało przed stojącą na kotwicy hiszpańską flotą, plując ogniem ze swych dział. „O godzinie 7:35”, meldował Dewey, „przerwałem ogień i wycofałem eskadrę na śniadanie”. Zanim wznowił atak „hiszpański okręt flagowy i niemal cała hiszpańska flota stały w płomieniach”. Co nadzwyczajne, po amerykańskiej stronie nikt nie zginął, a jedynie siedmiu ludzi odniosło rany18.

George Dewey został w trybie natychmiastowym awansowany na kontradmirała i szybko stał się tematem rozmów w całych Stanach Zjednoczonych. Doczekał się od dawna wyczekiwanej chwały, ale zdawał sobie przy tym sprawę, że szansę zawdzięczał Theodore’owi Rooseveltowi. Kolejny członek najbliższego kręgu Roosevelta, strateg morski Alfred Thayer Mahan, nazwał bitwę w Zatoce Manilskiej „wielkim zwycięstwem” i wieszczył, że „historia zapamięta ją jako największą bitwę morską w dziejach”.

Bez wątpienia przesadził. Niemniej Mahan stawał się wówczas kimś w rodzaju idola jeżeli chodzi o rozważania na temat potęgi morskiej. Wielu młodszych oficerów z zapałem wczytywało się w jego ocenę, że „rezultat tego starcia jednoznacznie wskazuje, iż opanowany dowódca, który wejdzie do walki jako pierwszy i weźmie się do roboty, może od samego początku kontrolować bitwę”19.

Sprawy nie wyglądały tak kolorowo, kiedy Oregon spotkał hiszpańską flotę na wodach Kuby. Z Hiszpanii naprawdę przypłynęły cztery krążowniki i trzy niszczyciele torpedowców, które obecnie kotwiczyły w porcie Santiago, na południowo-wschodnim wybrzeżu wyspy. 26 maja, pokonawszy ponad 14 000 mil w sześćdziesiąt dziewięć dni od wypłynięcia z San Francisco, Oregon dołączył do pancerników Eskadry Północnego Atlantyku w Key West.

Niektórzy uważali przejście pancernika z jednego wybrzeża na drugie w tak krótkim czasie za nadzwyczajne osiągnięcie. Dla innych okrężna trasa Oregonu dookoła Ameryki Południowej była mocnym dowodem potwierdzającym konieczność budowy Kanału Panamskiego. Nikogo nie zaskoczyło, że Theodore Roosevelt znajdował się w awangardzie orędowników budowy Kanału i objęcia go zdecydowaną kontrolną wojskową USA. Zdeterminowany, żeby osobiście włączyć się do walki, właśnie zrezygnował ze stanowiska asystenta sekretarza marynarki i zajął się rekrutacją ochotniczego pułku, na czele którego chciał ruszyć na wojnę20.

Po załadowaniu węgla w Key West, Oregon wyszedł w morze wraz z najważniejszymi okrętami Eskadry Północnego Atlantyku oraz jednostkami Eskadry Lotnej i zajął miejsce w blokadzie Santiago. Stanowisko Leahy’ego mieściło się przy dziobowej wieży z działami 330 mm. Ogólne dowództwo sprawował kontradmirał William T. Sampson, a Eskadrą Lotną dowodził komodor Winfield Scott Schley. Żadnemu z nich nie było pisane poczesne miejsce w historii, nie wspominając nawet o niekwestionowanej sławie. Jeżeli chodzi o marynarkę, wydawało się, że monopol na takie zaszczyty zarezerwował sobie George Dewey. Lecz zbliżająca się bitwa nie miała przypominać starcia w Zatoce Manilskiej. Admirał don Pascual Cervera y Topete wiedział, że przeciwnik posiada przygniatającą przewagę liczebną oraz siły ognia, lecz w razie otrzymania stosownego rozkazu, nie zamierzał uchylać się od walki. Jego cztery krążowniki wypierały po około 7000 t i dysponowały działami 254 i 279 mm. W walce jeden na jednego nie mogły się równać z Oregonem czy jego siostrzaną Indianą, ale Cervera liczył, że w bitewnym zamieszaniu przynajmniej kilka jego okrętów zdoła umknąć nieprzyjacielowi.

Rankiem 3 lipca 1898 r. panowała ładna, karaibska pogoda. Admirała Sampsona nie było na miejscu, gdyż odpłynął na swoim okręcie flagowym, pancerniku New York, żeby naradzić się z Armią, której siły lądowały na wyspie. Na pokładach pozostałych jednostek panowała nuda zrodzona z miesięcznej bezczynności. Był spokojny, niedzielny poranek. Leahy oraz większość młodszych oficerów Oregonu przebywali w swoich kwaterach, przygotowując swoje kiepsko wyprane, białe mundury do inspekcji. Nagle, ku wielkiemu zaskoczeniu oraz niezadowoleniu „pomysłem ćwiczeń bojowych w niedzielę”, rozległ się sygnał wzywający do walki. Jeden z kolegów Leahy’ego oświadczył, „że nie ruszy się ani na centymetr, dopóki idiota, który uruchomił alarm nie nada sygnału odwołującego”. Jednakże następnie rozległy się dźwięki wzywające załogę na stanowiska, a jeden z towarzyszy Leahy’ego z mesy biegł przez rufówkę wołając: „No to teraz ich mamy, flota wypływa”21.

Okręt flagowy Cervery, pomalowana na czarno Infanta Maria Teresa, torował drogę pod powiewającym proporcem admirała. Leahy twierdził później, że to Oregon oddał pierwszy strzał w kierunku wychodzącego z portu i kierującego się na zachód okrętu flagowego, za którym podążała reszta hiszpańskiej floty. Amerykańskie okręty ruszyły w stronę wybrzeża, żeby przygwoździć Hiszpanów do brzegu. Oregon odegrał kluczową rolę w zapędzeniu płonącej Marii Teresy na mieliznę. Texas i Iowa zostały trafione przez inne hiszpańskie jednostki, ale z powodzeniem odparły niszczyciele torpedowców nieprzyjaciela. Tymczasem Cristóbal Colón, najpewniej najszybszy okręt uczestniczący w tym starciu, dostrzegł lukę w amerykańskim szyku, przez którą mógł umknąć na zachód, i wyminął dobijający Marię Teresę pancernik Leahy’ego.

Oregon oraz krążownik komodora Schleya Brooklyn natychmiast rzuciły się w pościg. Trzy wyrzucające ze swych kominów kłęby czarnego dymu okręty, pędziły na zachód. Po kilku godzinach pogoni i przebyciu jakichś sześćdziesięciu mil, dwa pociski z przedniej wieży artyleryjskiej Leahy’ego, obramowały Cristóbala Colóna. Jego dowódca skręcił więc w stronę lądu, wyprowadził okręt na mieliznę i opuścił banderę. Bitwa dobiegła końca zanim admirał Sampson wrócił pod Santiago na New Yorku. Hiszpańska flota została zniszczona za cenę zaledwie dwóch ludzi po stronie amerykańskiej – jeden z nich poległ, drugi został ranny. Zginęło natomiast przynajmniej sześciuset marynarzy hiszpańskich22.

Leahy w typowy dla siebie sposób opisał w dzienniku bitwę pod Santiago zwięzłym, rzeczowym językiem, niczym oderwany od wydarzeń obserwator. Jednak inni odmalowali zupełnie odmienny obraz naszego bohatera, który to ponoć „stał przy swojej wieży, podskakiwał, walił czapką w uda i wrzeszczał na całe gardło”23. Koniec końców cichy, wycofany Leahy też był tylko człowiekiem. Co więcej, pomimo że przez następne czterdzieści lat będzie wielkim orędownikiem przydatności pancerników, tego dnia stoczył swoją jedyną bitwę morską.

1  WDL/Dziennik, 16 kwietnia 1898; dane dotyczące Oregona za Patrick McSherry, „U.S.S. Oregon”, Spanish-American War Centennial Website, http://www.spanamwar.com/oregon.htm, dostęp 27 lipca 2009 r.

2  Henry H. Adams, Witness to Power: The Life of Fleet Admiral William D. Leahy, Annapolis, Naval Institute Press, 1985, s. 5-7; Roster of Wisconsin Volunteers, War of the Rebellion, 1861-1865, Wisconsin Historical Society Library, http://www.wisconsinhistory.org/roster/index.asp, dostęp 27 lipca 2009 r.; „Delayed Certificate of Birth”, WDL/dziennik, przed tekstem zasadniczym.

3  „Kształcenie marynarzy na uczelni na lądzie” w Lilian Handlin, George Bancroft: The Intellectual as Democrat, New York, Harper and Row, 1984, s. 208; „pokusy i rozrywki” w „A Brief History of the United States Naval Academy”, United States Naval Academy, http://www.usna.edu/VirtualTour/150years/, dostęp 27 czerwca 2010 r.

4  Kongres zauważył istnienie uczelni, przegłosowując 28 200 $ na naprawy, usprawnienia oraz nauczanie w Fort Severn w 1846 roku. System przyznawania miejsc na uczelni przez członków Kongresu został wprowadzony w 1852 roku.

5  „Bezładnie, ślizgając się” w Lucky Bag, 1894, t. 1, s. 35; dane dotyczące liczby studentów Annapolis i West Point za Report of the Secretary of the Navy, 1893, Washington, D.C., Government Printing Office, 1893, s. 197, oraz Annual Report of the Superintendent of the United States Military Academy, 1893, Washington, D.C., Government Printing Office, 1893, s. 4.

6  Adams, Witness to Power, s. 9-10.

7Washington Post, 19 marca 1950 r.

8  Thomas C. Hart, The Reminiscences of Thomas C. Hart, New York, Columbia University Oral History Project, 1972, s. 44.

9  Adams, Witness to Power, s. 11; rocznik 1897 mógł poszczycić się najwyższym odsetkiem oficerów flagowych, jaki kiedykolwiek opuścił mury Annapolis: oprócz Leahy’ego, wywodziło się z niego czterech admirałów, sześciu kontradmirałów i jeden generał major Korpusu Piechoty Morskiej.

10  Edmund Morris, The Rise of Theodore Roosevelt, New York, Coward, McCann & Geoghegan, 1979, s. 154-155; „Mam nadzieję, że [Roosevelt]” oraz „nazbyt wojowniczy”, s. 555; „problemy z Kubą”, s. 567.

11  Org. „commodore”. Stopień w amerykańskiej marynarce, który został zniesiony w 1899 r. (przejściowo przywrócony ponownie podczas II wojny światowej) (przyp. M.G.).

12Ibid., s. 577-578; „Gotowość do wojny”, s. 569. W ostatnich dniach wojny siedmioletniej Wielka Brytania opanowała Kubę, ale na mocy postanowień traktatu paryskiego z 1763 r. wyspa została zwrócona Hiszpanii.

13Ibid., s. 586-587.

14  Możliwość wybuchu pożaru w węglowni zyskuje na wiarygodności po wzięciu pod uwagę, że Oregon zmagał się rzekomo z podobnymi pożarami podczas rejsu wokół Ameryki Południowej. Mając na uwadze trudności, jakie palacze czasami miewali, żeby rozpalić różnej jakości węgiel w komorach paleniskowych, pewien strażak odnotował cierpko w swoim dzienniku: „Wydaje się, jak gdyby bez przerwy trwały jeden lub kilka pożarów” oraz „doprawdy wygląda na to, że jedynymi miejscami, w których węgiel chce się palić, są węglownie” (G[eorge] W. Robinson dziennik, MS 344, Special Collections and Archives Department, Nimitz Library, United States Naval Academy, s. 8).

15  Morris, The Rise of Theodore Roosevelt, s. 602-603.

16  Org. „torpedo-boat destroyer”. Pod koniec XIX wieku niszczyciele były nową klasą okrętów. Powstała ona w celu obrony pancerników i innych ciężkich jednostek przed torpedowcami, stąd też ta wczesna nazwa klasy znanej dziś powszechnie jako po prostu „niszczyciele” (przyp. M.G.).

17  WDL/dziennik, ok. 4 maja 1898 r.; o plotkach na temat zajęcia Filadelfii i Bostonu w dzienniku Robinsona, s. 18.

18  „Dewey’s Report of the Battle of Manila Bay”, w The Library of Historic Characters and Famous Events, Boston, J. B. Millet, 1907, t. 12, s. 241.

19  „George Dewey” w ibid., s. 235.

20  David McCullough, The Path Between the Seas: The Creation of the Panama Canal, 1870-1914, New York, Simon & Schuster, 1977, s. 254-255, 257.

21  WDL/dziennik, 3 lipca 1898 r.

22  „Destruction of Cervera’s Fleet”, w The Library of Historic Characters, s. 259-266; WDL/dziennik, 3 lipca 1898 r.

23  Adams, Witness to Power, s. 17.

ROZDZIAŁ IIKING

„REY” – ANNAPOLIS, ROCZNIK 1901

Tuż przed północą 8 lutego 1904 r. dziesięć smukłych, japońskich niszczycieli wślizgnęło się w ciszy do rosyjskiej bazy morskiej w Port Artur (obecnie Lüshun) w Chinach. Polegając na niedawno opracowanych torpedach Whiteheada, przypuściły niszczycielski atak na siedem pancerników i siedem krążowników Marynarki Wojennej Imperium Rosyjskiego. Uderzenie zakończyło się oszałamiającym triumfem. Między innymi dlatego, że zostało przeprowadzone z zaskoczenia. Co prawda stosunki dyplomatyczne pomiędzy oboma państwami były mocno napięte i w końcu zostały zerwane, ale Japonia i Rosja nie znajdowały się w stanie wojny.

Ku niezadowoleniu Japonii w latach 90. XIX wieku Rosja zaczęła prężyć muskuły w tej części świata. Tokio toczyło z Chinami spór o Mandżurię oraz Półwysep Koreański, a Rosja wykorzystała ten konflikt do opanowania Port Artur. Dobrze chroniony port w tym mieście leżał na czubku niewielkiego półwyspu na chińskim wybrzeżu, zaraz na zachód od Korei. Był położony w ważnym strategicznie miejscu, w pobliżu szlaków morskich łączących Koreę, Chiny oraz Japonię. Rozdrażnienie Japonii przybrało na sile, kiedy Rosja zażądała od Chin formalnej dzierżawy, obejmującej między innymi prawo do połączenia Port Artur z Koleją Transsyberyjską. Car Mikołaj II posiadał już swój port nad Pacyfikiem we Władywostoku, jakieś 1200 mil dalej na północ, a Japonia uważała obecność Rosjan w Port Artur za absolutnie nieakceptowalne wtargnięcie w jej sferę wpływów.

Niszczyciele które zaatakowały bazę dowiodły, że Japonia nie zamierza stać z założonymi rękami. Wszystkie powstały w Anglii w latach 1899-1902. Na ten moment Japonia nie dysponowała własnymi stoczniami zdolnymi budować duże, stalowe okręty, a admirał Heihachiro Togo usprawiedliwiał uderzenie z zaskoczenia koniecznością troski o ograniczone środki walki morskiej. Walka z otwartą przyłbicą lub przewlekła blokada portu szybko nadszarpnęłyby jego siły.

Rosjanie doznali straszliwej klęski – trzy z największych okrętów cara doznały dotkliwych uszkodzeń. W burcie pancernika Retwizan ziała pokaźna dziura. Krążownik Pałłada lśnił czerwienią od pożarów szalejących w jego węglowniach. Z kolei pancernik, Cesariewicz, prawdopodobnie najpotężniejsza jednostka w całej rosyjskiej flocie, tkwił bezradnie w mule u wejścia do portu wewnętrznego z roztrzaskanymi grodziami i zalanymi przedziałem sterowym. Co jednak być może najistotniejsze, butnie poczynający sobie na Dalekim Wschodzie car został upokorzony1.

Stacjonujący 500 mil dalej na południe, w Cavite na Filipinach (amerykańskiej bazie morskiej utworzonej za sprawą admirała Deweya), krążownik Cincinnati był z praktycznego punktu widzenia neutralnym, ale na pewno nieobojętnym świadkiem tych wydarzeń. Cincinnati miał dopiero dziesięć lat, ale przy 93 m długości i wyporności 3200 ton, już stał się przestarzały na tle nowszych krążowników. Niemniej jednak natychmiast otrzymał rozkaz udania się na północ do Szanghaju, a następnie przejścia przez Morze Żółte do koreańskiego portu Czemulpo (obecnie Inczon), skąd miał rozeznać sytuację.

Wpływając do Czemulpo Cincinnati znalazł liczne dowody świadczące o tym, że Japończycy zaatakowali także rosyjskie okręty stojące na kotwicy w tym koreańskim porcie. Wzbudzający niepokój japoński torpedowiec śledził przybywający amerykański krążownik, ale ten bez żadnych incydentów rzucił kotwicę pośród okrętów neutralnych państw. Wachtę na mostku Cincinnati pełnił świeżo opierzony podporucznik Ernest J. King. Dla młodego oficera zdeterminowanego, aby się zasłużyć, było to wymarzone miejsce do obserwacji początku wojny rosyjsko-japońskiej2.

***

Ernest Joseph King wywodził się z rodu budowniczych. Jego ojciec James Clydesdale King urodził się w Szkocji w 1848 roku. Ojciec Jamesa zmarł, gdy ten miał dziewięć lat, a jego matka, zubożała wdowa z pięcioma synami oraz córką, wyemigrowała do Stanów Zjednoczonych, do brata w Cleveland. James dorastał nad jeziorem Erie. Pracował na szkunerach przemierzających Wielkie Jeziora, lecz przez ścinające ich wody lodem zimy praca była sezonowa, wkrótce więc podjął stabilniejsze zatrudnienie przy budowie mostów.

Joseph Keam pracował dla Royal Navy jako majster stolarz w dokach angielskiego Plymouth, kiedy w jego życie wtargnęły stalowe okręty parowe. On także szukał lepszych perspektyw w Ameryce i w 1872 r. zabrał żonę oraz cztery córki na wydaniu do Cleveland. Znalazł tam pracę przy rafinacji w Standard Oil Company. Jego córka Elizabeth, znana jako „Bessie”, w 1876 r. wyszła w Cleveland za Jamesa Kinga. W ramach miesiąca miodowego nowożeńcy wybrali się koleją na Wystawę Stulecia w Filadelfii.

James przez kilka lat jeździł wszędzie tam, gdzie czekała nań praca przy budowie mostów, jednak ten wędrowny fach nie zapewniał Bessie poczucia pewności. Kiedy ich pierwszy syn zmarł w niemowlęctwie, namówiła męża, żeby znalazł stałą pracę bliżej domu. Zatrudnił się więc w kolejowym warsztacie naprawczym w Lorain w stanie Ohio, około 30 km na zachód od Cleveland. To właśnie tam, w niewielkiej chatce nieopodal jeziora Erie, 23 listopada 1878 r. na świat przyszedł Ernest Joseph King. Rodzina co jakiś czas się przenosiła, ale Lorain na zawsze pozostało jej domem.

Ernest był nieodrodnym synem ojca. Chłopak dorastał pośród zapachu smarów i szczęku stali rozbrzmiewającego w warsztacie. Mechanicy zabierali go do kabin maszynistów, gdy jeździli lokomotywami po bocznicach kolejowych, a montażyści z radością odkrywali przed nim tajemnice tłoków, przekładni i maszynerii parowej. Ernest być może odziedziczył wrodzoną prostolinijność i nieustępliwość po ojcu oraz dziadku Keamie, jednakże kontakt z otwartymi, nieowijającymi w bawełnę ludźmi pracy bez dwóch zdań uwypuklił te cechy charakteru.

Dyplomacja, takt, pobłażliwość – to słowa obce Ernestowi, nawet w młodym wieku. Pewnego razu matka zbeształa go za wyrażenie niepochlebnej opinii o cieście dyniowym sąsiadów i to w obecności gospodarzy, ale siedmioletni Ernest twardo pozostał przy swoim zdaniu. „Ale to prawda”, powtórzył z uporem, „Nie smakuje mi”. Absolutna szczerość, niezależnie jak grubiańska czy obelżywa, stała się jego znakiem rozpoznawczym. „Jeżeli z czymś się nie zgadzałem”, wspominał później, „to o tym mówiłem”.

Jego ojciec był nie mniej uparty. Kiedy Ernest uroczyście oświadczył, że po ósmej klasie opuszcza szkołę, żeby poszukać pracy, James King ustąpił synowi, ale pod warunkiem, że chłopak będzie pracował przez przynajmniej rok bez prawa do zmiany zdania. Ernest znalazł zatrudnienie przy składaniu sprzętu drukarskiego, ale gdy nadeszła jesień i jego przyjaciele wrócili do szkoły, zaczął się zastanawiać nad swoją decyzją. Jednak ojciec nie zamierzał zmieniać postawionych warunków. Zawarli układ i Ernest musiał przepracować cały rok. Następnej jesieni z ogromną radością rozpoczął naukę w liceum w Loraine.

W drugiej klasie Ernest nieomal zmarł na dur brzuszny. Jego matka, która również chorowała, zabrała młodsze dzieci do siostry w Cleveland. Odzyskującego zdrowie Ernesta pielęgnowała pewna starsza Niemka (nazywała go „Yonny”), którą odwiedzał w późniejszych latach, gdy wracał do Loraine. Jego matka zmarła następnej wiosny, ale Ernest zdążył już polubić samotne życie z ojcem i wydaje się, że przyjął jej śmierć bez większych emocji.

Tymczasem zaczął myśleć o karierze poza zakładem remontowym. King pożyczał od miejscowego weterana wojny secesyjnej książki opowiadające o żołnierzach i bitwach stosunkowo niedawnego konfliktu. Stanowiły dlań interesującą lekturę i pogłębiły jego zainteresowanie wojskiem, rozbudzone pewnym artykułem o Akademii Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych w Annapolis. Pewnego razu, niepomny, że doświadczył niegdyś na jeziorze Erie koszmarnego napadu choroby morskiej, zwierzył się ojcu, że chciałby pójść na tę uczelnię.

James King wybrał się na rozmowę ze swoim kongresmenem, Winfieldem Scottem Kerrem z 14. okręgu wyborczego w Ohio, gdy ten przyjechał do Loraine ubiegać się o reelekcję latem 1896 roku. Poszczególni kongresmeni podchodzili do miejsc na uczelniach wojskowych znajdujących się w ich dyspozycji różnie. Niektórzy ofiarowywali je synom ulubionych stronników, inni upierali się przy przejrzystej rywalizacji konkursowej. James King nie posiadał najmniejszych wpływów politycznych, dlatego bardzo ucieszyli się z synem, kiedy Kerr zaprosił Ernesta na przyszłoroczne egzaminy.

Ernest spędził ostatni rok liceum na przygotowaniach do egzaminów i po wygłoszeniu mowy pożegnalnej przed swoją trzynastoosobową klasą w Loraine, wyruszył w pierwszą podróż z dala od domu, do odległego o 80 km rodzinnego miasta kongresmena Kerra, Mansfield w stanie Ohio, żeby walczyć o miejsce w Annapolis. Mierzący już 184 cm wzrostu, ale ważący zaledwie 61 kg patykowaty Ernest przeszedł sprawdzian sprawnościowy bez większego trudu, a gdy ogłoszono wyniki testów z wiedzy, okazało się, że znalazł się na pierwszym miejscu spośród trzydziestu kandydatów. Ernest J. King miał podążyć do Annapolis.

Jeżeli nawet młody King miał jakieś wątpliwości, to raczej nie mógł obnosić się z nimi przed krajanami z Loraine, dla których stał się kimś w rodzaju bohatera już gdy zaczął zabiegać o tak wielką i daleką przygodę (była też pewna dziewczyna, Leona Doane, z którą rozstał się zawierając „umowę” na przyszłość). Jednakże James King wcale nie był pewien czy wyjazd syna dobrze się skończy. Kupił mu bilet powrotny z Annapolis – tak na wszelki wypadek3.

Ernest J. King stawił się w Akademii Marynarki Wojennej 15 sierpnia 1897 r. – dziesięć tygodni po tym, jak William D. Leahy zakończył naukę i wyruszył służyć na Oregonie. Zdał standardowe egzaminy wstępne, żeby formalnie uzasadnić wybór kongresmena i dołączył do osiemdziesięciu siedmiu kolegów z rocznika 1901.

King bardzo szybko wyznaczył sobie osobiste cele do zrealizowania na uczelni, co zresztą stało się jego zwyczajem. Kiedy pewien apodyktyczny student z wyższego rocznika oskarżył go, że przechwala się tym, iż zamierza być pierwszy na roczniku, King zaprzeczył. Ich rozmowę usłyszał inny chłopak z roku Kinga, przyszły admirał Adolphus Andrews, który sam natychmiast stwierdził z dużą pewnością siebie, że to on będzie najlepszy. Starszy uczeń zaczął więc łajać Andrewsa za czcze przechwałki, a cały incydent dał Kingowi sporo do myślenia. Jeżeli skończy uczelnię na pierwszym miejscu w roczniku, rozumował, to znajdzie się na świeczniku, co utrudni komfortowy rozwój dalszej kariery. Oczekiwania przełożonych mogą okazać się wówczas za wysokie. Natomiast jeżeli zajmie trzecie lub czwarte miejsce, to nadal będzie cieszył się sporym prestiżem, ale uniknie badawczych spojrzeń wszystkich dookoła. Był to przykład typowego dla Kinga racjonalnego myślenia, którym miał posługiwać się w podobnych sytuacjach przez całą karierę.

Na pierwszym roku studenci nie otrzymywali przepustek na Boże Narodzenie. Pierwsi dwaj współlokatorzy Kinga „pękli” i porzucili naukę. Potem wybuchła wojna z Hiszpanią. Studenci czwartego roku zostali absolwentami w trybie natychmiastowym, bez większych ceremonii poza uroczystą kolacją, i zostali wysłani na okręty w całej flocie. Trzeci rocznik trafił na morze po zdaniu egzaminów kończących rok. Natomiast jeżeli chodzi o studentów drugiego i pierwszego roku uznano, że stanowiliby większy kłopot niż pożytek, dlatego wysłano ich do domów aż do jesieni.

Początkowo King w ogóle się tym nie przejął, lecz w drodze do Loraine zatrzymał się w Bethesda w stanie Maryland u kolegi z roku. Obaj kadeci dowiedzieli się zupełnie przypadkowo, że jeden z ich kolegów w jakiś sposób zdobył skierowanie na morze. Służba na morzu w czasie wojny dla studenta pierwszego roku? Jeżeli to prawda, to King absolutnie nie zamierzał dać się pominąć. Razem z przyjacielem przywdziali mundury galowe i stawili się w centrum Waszyngtonu w Departamencie Marynarki Wojennej, który wówczas zajmował budynek sąsiadujący z Białym Domem.

Wojna wywołuje zamieszanie. Dzięki niemu King oraz czterech kolegów z rocznika otrzymali przydział na krążownik San Francisco, służący wówczas jako okręt flagowy Eskadry Patrolu Północnego (za ofiarowanie tej szansy młodym mężczyznom zdeterminowanym, aby walczyć na wojnie, można by podziękować Theodore’owi Rooseveltowi, jednak ten zdążył już zrezygnować z funkcji asystenta sekretarza marynarki). Służba na San Francisco okazała się ekscytującym doświadczeniem, zwłaszcza gdy nikomu nieznanym kadetom polecano wykonywać rzekomo rutynowe manewry morskie. Wcale nie pomagało, że kadeci pokroju Kinga szybko nabierali przekonania, iż wiedzą już wszystko na temat marynarskiego rzemiosła.

Gdy jego okręt stał na kotwicy w Provincetown w stanie Massachusetts, Kinga wysłano na brzeg w małej łodzi wiosłowej po zapasy żywności. W drodze powrotnej miał zatrzymać się przy krążowniku Dixie. W typowy dla siebie sposób uznał, że zaoszczędzi trochę czasu, jeżeli podpłynie do dziobu Dixie rufą, a nie dziobem uprzednio zawracając – jak przewidywały obowiązujące procedury. Obecny na łódce sternik wyraził swoją dezaprobatę, ale King był przekonany, że sam wie najlepiej. Naturalnie gdy wspiął się po drabince na pokład Dixie, zastępca dowódcy, kapitan marynarki Hugo Osterhaus, przywitał go ostrą reprymendą: „Nie wiesz, jak podchodzić do burty okrętu?”. King odparł, że chciał uniknąć dwukrotnego nawracania przed powrotem na San Francisco, ale Osterhausa nie przekonało to wytłumaczenie. Tak czy inaczej zapamiętał sobie zuchwałego kadeta. Na szczęście w innych przypadkach King potrafił z wdzięcznością przyjmować rady doświadczonych ludzi morza4.

Początkowo San Francisco i jego eskadrze wyznaczono zadanie ochrony Nowej Anglii przed atakami hiszpańskiej floty, o której obecności krążyły w tym czasie pogłoski. Jednak gdy stało się jasne, że zagrożenie jest wyimaginowane, krążownik i towarzyszące mu okręty skierowano na południe – do Key West. Jednak zanim były gotowe, aby włączyć się do walki na wodach Kuby, Flota Atlantyku zdążyła odnieść miażdżące zwycięstwo pod Santiago, nie pozostało więc wiele do roboty poza blokowaniem północnego wybrzeża wyspy, włącznie z Hawaną.

12 sierpnia, gdy San Francisco otrzymał rozkaz zablokowania wyjścia z hawańskiego portu, aby zapobiec oczekiwanej próbie przełamania blokady przez stojące w nim okręty, King pełnił funkcję młodszego oficera pokładowego. Krążownik dostał się pod ogień hiszpańskich baterii nadbrzeżnych i sam odpowiedział ogniem. Nadzieje na kolejne Santiago szybko się rozwiały, gdyż nie pojawiły się żadne wrogie okręty, ale King przeszedł swój chrzest bojowy. Do zmroku zawarto zawieszenie broni, a niedługo później wojna dobiegła końca.

Po powrocie do Key West kadeci nagle okazali się niepotrzebni na pokładzie San Francisco. Natychmiast udzielono im przepustki, po których mieli stawić się w Annapolis, żeby rozpocząć drugi rok nauki. King czym prędzej pojechał do rodzinnego Loraine, gdzie, jak się okazało, był już kimś więcej niż bohaterem. Miejscowa kompania A z 5. Pułku z Ohio przed zakończeniem wojny zdołała dotrzeć jedynie do Tampy, a Ernest King brał przecież udział „w akcji pod Hawaną”. Zarówno on, jak i towarzysze z okrętu otrzymali te same odznaczenia co zwycięzcy spod Santiago. Tej jesieni King wrócił do Annapolis z dwiema innymi pamiątkami wojennych doświadczeń – kotwicą wytatuowaną na lewej ręce oraz niewielkim kordzikiem paradnym u prawego boku5.

Po wojennych przygodach kolejny rok na uczelni oraz rejs ćwiczebny następnego lata jawiły się dość prozaicznie, pomimo że w czasie rejsu miał przepłynąć na żaglowcu Monongahela przez Atlantyk do Plymouth w Anglii. Tam odwiedził kuzynów ze strony matki i jeszcze lata później opowiadał z emfazą o popołudniowej herbatce z truskawkami i śmietanką z hrabstwa Devon.

W drodze powrotnej do Annapolis Monongahelę opóźniła cisza na ocenie i jednostka ledwie zdążyła na początek roku akademickiego. Dla Kinga nie miało to większego znaczenia, bowiem jego encyklopedyczny umysł świetnie nadawał się do pamięciowych metod nauczania. Dzięki temu, że za młodu praktycznie terminował w warsztatach kolejowych w Ohio, bez problemu przyswajał również wiedzę na kursach z mechaniki.

King nie należał do utalentowanych sportowców, ale i tak przez cztery lata grał w drugiej drużynie futbolowej (zespół nazywano „Hustlers”), a po zamarznięciu Severn w wolnym czasie rozkoszował się jazdą na łyżwach. Przybrał czternaście kilogramów i pod koniec trzeciego roku skupił się na swoim ostatecznym celu – chciał zdobyć cztery belki komandora podporucznika kadetów i dowodzić batalionem. Żeby to osiągnąć musiał zaskarbić sobie szacunek i zaufanie zarówno podopiecznych, jak i przełożonych. Takie przywództwo przypomina czasami stąpanie po kruchym lodzie, ale King świetnie się sprawdził i został czołowym dowódcą kadetów swojego rocznika.

Niemniej nie oznacza to, że King był pozbawiony wad. Uganianie się za kobietami i palenie papierosów niemal pociągnęły go na dno. Leona Doane z Loraine zwróciła mu słowo na trzecim roku jego studiów, pisząc jednocześnie, że zamierza wyjść za innego mężczyznę. King odpisał z największą przyzwoitością, życząc jej wszystkiego najlepszego. Być może tak naprawdę poczuł ulgę, bowiem jego uwagę zdążyła już przykuć inna młoda dama.

Mattie Egerton nazywano „najpiękniejszą, mającą największe wzięcie młodą kobietą w Annapolis”, a King stanowczo pragnął wysunąć się na czoło zalotników. Oboje kochali tańczyć i byli wzajemnie zachwyceni swoją prezencją. Wkrótce zaplanowali, że pobiorą się, gdy tylko King odbędzie dwuletnią służbę na morzu i uzyska stopień oficerski.

Kolejną sprawą były jego wybryki z papierosami. W Akademii palenie było surowo zabronione, choć wielu studentów wymykało się, żeby ulżyć swojemu nałogowi – w swoim czasie zwyczaj ten sprawiał, że mesy oficerskie okrętów na całym świecie spowijał siwy dym. Pewnego razu oficer z Akademii przyłapał go na paleniu w kawiarni w Annapolis, a jako że był to już trzeci taki przypadek, to – dowódca batalionu czy nie – Kingowi zagroziło wydalenie z uczelni. Oficer poprzestał jednak na ostrej połajance, natomiast King, ponownie lekceważąc roztropne rady, miał przez całe życie być fotografowany z papierosem w dłoni.

Oprócz pełnionych na ostatnim roku obowiązków dowódcy batalionu, King był jednym z redaktorów Lucky Bag – księgi pamiątkowej swojego rocznika. Nie wiadomo czy sam uczestniczył w wyborze słów do swojego biogramu, w każdym razie na pewno doń pasowały: „Człek tak różnorodny, że wydaje się ucieleśnieniem nie jednej osoby, ale całej ludzkości”. Jeszcze bardziej wymowne były opinie kolegów: „Potańcówki – cóż, oczywiście!” czy „Usposobienie? – nie igraj z nitrogliceryną”.

Były jeszcze przydomki. W Akademii Marynarki Wojennej obowiązywała wieloletnia tradycja, że każdy midszypmen musiał mieć przynajmniej jedno, a czasami kilka przezwisk. Często przywierały do oficerów już do końca kariery, choć przywilej posługiwania się nimi posiadali zazwyczaj tylko koledzy z roku. Kinga nazywano „Dolly” ze względu na jego przystojną powierzchowność oraz różowe policzki cherubinka (pogardzał tą ksywką i po Annapolis rzadko wypływała na światło dzienne), a także „Rey”, czyli „król” po hiszpańsku, co podobało mu się o wiele bardziej6.

W dzień ukończenia uczelni sześćdziesięciu siedmiu kadetów z rocznika 1901 ruszyło po tymczasowe dyplomy. King, zgodnie z planem, zakończył naukę na czwartym miejscu. Nadal posiadał niewykorzystany powrotny bilet kolejowy, zakupiony przez ojca cztery lata temu, jednak to ojciec wybrał się z Loraine na uroczystość i słuchał Theodore’a Roosevelta, obecnie już wiceprezydenta USA, wygłaszającego przemówienie z okazji rozdania dyplomów.

Trzy krótkie miesiące na Kubie i kilka godzin na wzgórzu San Juan wykatapultowały Roosevelta na fotel gubernatora stanu Nowy York. Dwa lata później William McKinley, który niegdyś wzdrygał się na myśl o mianowaniu Roosevelta asystentem sekretarza marynarki, zgodził się przekazać mu wiceprezydenturę i wyciągnął go ze stanowej polityki. Nie miną trzy miesiące od ukończenia studiów przez Kinga, a kula zamachowca uczyni z Roosevelta prezydenta.

Gdy King wyjeżdżał z Annapolis, żeby objąć swój pierwszy przydział, coś mogło rzucić mu się w oczy. Miasteczko się zmieniało. Nędzne kwatery studentów, pozostałość po wojnie secesyjnej, zastąpił nowoczesny gmach Bancroft Hall. Ulice zostały wybrukowane i zaczęły pojawiać się na nich tramwaje. Każdy nowy rocznik liczył więcej kadetów. Annapolis zmieniało się, bowiem zmieniała się Ameryka, która na wodach Zatoki Manilskiej i Santiago zrozumiała, że jej obecność na świecie jest uzależniona od nowoczesnej, sprawnie dowodzonej i dobrze wyposażonej marynarki wojennej.

***

Po opuszczeniu Annapolis King rozpoczął obowiązkową dwuletnią służbę na morzu, poprzedzającą uzyskanie stopnia oficerskiego i kolejne przydziały na fregacie szkolnej Constellation oraz jednostce hydrograficznej Eagle. Wiosną 1902 r. skierowano go na nowo przyjęty do służby pancernik Illinois, który wyruszał do Europy, gdzie miał pełnić funkcję amerykańskiego okrętu flagowego na wodach Starego Kontynentu. Wśród wspomnień Kinga z tego okresu poczesne miejsce zajmował spektakularny przegląd sił morskich reprezentujących szesnaście państw, których okręty zgromadziły się na wodach cieśniny Spithead w Anglii z okazji koronacji Edwarda VII. Illinois rzucił kotwicę obok niemieckiego pancernika Kaiser Friedrich III, a King miał wiele okazji, żeby dokładnie przyjrzeć się jednostkom rywali.

Kiedy Illinois pływał po wodach Europy, a następnie zimą przełomu lat 1902/1903 brał udział w manewrach na Karaibach, King stanął przed dylematem natury politycznej. W przyszłości będzie wręcz rutynowo znajdował się w takich sytuacjach, od których zależeć będzie tempo jego kariery. Do ostatnich egzaminów i uzyskania stopnia podporucznika brakowało mu jeszcze pół roku i nawet sam dowódca Illinois radził mu, żeby pozostał na pokładzie pancernika. Początkowo King uznał to za roztropny pomysł, ale wkrótce dowiedział się o wakacie na krążowniku Cincinnati. Uchwycił się tej szansy, bowiem mniej liczna załoga tego okrętu pozwalała mu dowodzić mu działem i zostać oficerem wachtowym przed uzyskaniem stopnia podporucznika. Dowódca Illinois nie był zachwycony, ale King poszedł swoją drogą.

Na Cincinnati objął pierwsze bezpośrednie dowództwo nad czterdziestoosobowym działem. Teraz miało się okazać czy potrafi być surowy, ale równocześnie sprawiedliwy. Zanim jego okręt dotarł na swój posterunek na Dalekim Wschodzie, w Eskadrze Azjatyckiej, King zdążył zaliczyć egzaminy końcowe, zostać podporucznikiem, a także przejść nieformalny sprawdzian z przywództwa, przeprowadzony przez jego własnych ludzi. Kiedy marynarze z jego grupy ustawiali się do grupowego portretu w Szanghaju, uparli się, żeby King zapozował razem z nimi – był to rzadki komplement, który sprawił mu wielką przyjemność. Naprawdę potrafił być surowy i sprawiedliwy.

A jednak King musiał zmierzyć się z demonem, który prawie zrujnował jego karierę. W tych czasach alkohol był na pokładzie legalny, a podczas przepustek na brzegu nigdy go nie brakowało. Picie uważano za zwyczajny sposób zwalczania nudy, ale nie każdy miał wystarczająco mocną głowę. Pewnego razu King wrócił spóźniony z przepustki w Szanghaju – ewidentnie pijany i niechlujny zataczał się po pokładzie Cincinnati. Kiedy dowódca odnotował to w jego aktach, King jak zwykle zaczął dzielić włos na czworo i wykłócać się czy spóźnił się o „parę” czy o „kilka” godzin.

Dwa miesiące później ponownie się spóźnił i to przed pełnieniem pewnych nadzwyczajnych obowiązków, jednakże teraz na Cincinnati dowodził już nowy kapitan, a mianowicie komandor porucznik Hugo Osterhaus, który doskonale pamiętał pana Kinga z incydentu z niewłaściwym podchodzeniem do burty w Provincetown kilka lat wstecz. Tym razem nie zdobył się na litość. „Podporucznik King to młody i obiecujący oficer”, napisał w następnym raporcie oceniającym, „i przymknięcie oka na wykroczenie tej natury byłoby wobec niego nieuczciwe”. Od tej pory King już zawsze stawiał się w wyznaczonym miejscu sprawowania obowiązków na czas, niezależnie od tego, jakim hulankom oddawał się poprzedniej nocy.

W toku służby na Dalekim Wschodzie Cincinnati składał gościnne wizyty w wielu portach regionu – od Hong Kongu przez Szanghaj po Jokohamę. Zawinął również do Chefoo (obecnie Yantai w Chinach), jakieś 75 mil na południe od rosyjskiej bazy w Port Artur. W tych czasach okręty zachodnich mocarstw regularnie odwiedzały chińskie i japońskie porty, a położone na 37 równoleżniku szerokości północnej Chefoo stanowiło ulubione miejsce letnich spotkań, a także poligon, na który Eskadra Azjatycka mogła uciec przed tropikalnymi upałami.

Na początku grudnia 1903 r. trzy pancerniki i cztery krążowniki eskadry, w tym i Cincinnati, otrzymały niespodziewany rozkaz udania się z maksymalną prędkością na Hawaje. Na środkowym Pacyfiku okręty trafiły na sezonowe burze, niemniej pokonały trasę w rekordowym czasie. Nawet ich dowódca dopiero kilka lat później poznał powody, dla których musiał ruszyć w ten morski sprint. Prezydent Theodore Roosevelt chciał po prostu sprawdzić, jak szybko eskadra może pojawić się na wschodzie, gdyby jakieś państwa Ameryki Łacińskiej sprawiały problemy w interesującej go kwestii amerykańskiej kontroli nad trasą planowanego Kanału Panamskiego. Sześć tygodni później, kiedy japońskie niszczyciele uderzyły na rosyjską flotę w Port Artur, King i Cincinnati byli już z powrotem na Filipinach7.