Alessandro Del Piero. Gramy dalej - Alessandro Del Piero - ebook

Alessandro Del Piero. Gramy dalej ebook

Alessandro Del Piero

3,3

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

`Kiedy dorosnę, chcę zostać piłkarzem. Kiedy dorosnę, chcę grać w piłkę nożną. To wspaniały zawód. To moje marzenie` - tak mógł napisać w szkolnym wypracowaniu. Zamiast tego nauczyciele przeczytali, że chciałby być elektrykiem, tak jak tata, albo kucharzem lub kierowcą ciężarówki.

Na szczęście Alessandro Del Piero miał dość odwagi, żeby wziąć sprawy w swoje ręce, zrealizować dziecięce marzenie i żyć nim do dzisiaj. W Gramy dalej snuje historię najmniejszego i najbardziej nieśmiałego chłopaka w prowincji San Vendemiano, który stał się jednym z najlepszych piłkarzy na świecie. Po dwudziestu latach niestrudzonego grania w Juventusie Del Piero wciąż pozostaje taki sam: na boisku prezentujący prawdziwą wirtuozerię, pełen entuzjazmu i poświęcenia dla kolegów z drużyny, napędzany pragnieniem pokonywania kolejnych wyzwań, a przede wszystkim marzący o ciągłej grze w piłkę.

Gramy dalej to szczera i odważna książka. Mistrz opowiada o tym, co dla niego najważniejsze: talent, pasja, przyjaźń, wytrwałość, uczciwość, piękno, duch drużyny, poświęcenie, styl i wyzwanie - te pojęcia ukształtowały go i sprawiły, że Alessandro Del Piero znalazł się na ustach milionów kibiców.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 132

Oceny
3,3 (7 ocen)
0
2
5
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
maniu1982

Całkiem niezła

Ciekawa, ale brak faktów i ciekawostek z życia.
00

Popularność




Przedmowa

„Ostatnie dzikie prerie przeszły do historii”. Ktoś kiedyś powiedział, że zawsze po obejrzeniu Tańczącego z wilkami czuje dziwny smutek, zwłaszcza kiedy czyta owe końcowe napisy. Faktycznie, gdy patrzy się na przepiękne dzikie krajobrazy przedstawione w filmie, człowiek zaczyna żałować, że nie urodził się wcześniej, że już nigdy nie będzie mu dane zobaczyć tych żółto-pomarańczowych pól i doświadczyć nieskrępowanej wolności, jaką czuł filmowy bohater John Dunbar.

Podobną pustkę odczuwało wielu z nas, kiedy na stadionie pełnym płaczących kibiców Alessandro Del Piero kończył swój ostatni mecz w koszulce Juventusu. Łzy goryczy żegnające kapitana mieszały się wówczas ze słodkimi, witającymi upragnione mistrzostwo Włoch. W tym wypadku jednak dane nam było poniekąd przeżywać przygodę Del Piero w Juve razem z nim. Widzieliśmy też na własne oczy, jak jego kariera w biało-czarnych barwach przechodziła do historii. Tęsknota za czymś, co się utraciło, jest zdecydowanie gorsza od tej za tym, czego nigdy się nie miało.

Jednak to nie smutek powinien być znamieniem tej opowieści. Alessandro Del Piero wiele razy podnosił nas, kibiców, na duchu – swoim piłkarskim stylem, osobowością, genialnymi zagraniami i bramkami w decydujących momentach, tak jak w meczu z Realem Madryt w 2003 roku czy trzy lata później z Interem na Giuseppe Meazza. Zrobił to po raz kolejny, tym razem dwoma słowami: „Gramy dalej”. To filozofia życia Del Piero – droga, którą podąża już od wielu lat, a rytm tej wędrówce niezmiennie nadają nowe wyzwania. W tych dwóch słowach my sami odnajdujemy własny sens. Nie chodzi przy tym o banalne stwierdzenie, że „życie toczy się dalej”. Tkwi w nich cała tajemnica nieśmiertelności Aleksa: „Del Piero będzie grał dalej bez względu na to, czy pokopie piłkę jeszcze przez kilka lat, czy też zawiesi buty na kołku po kolejnym piłkarskim sezonie”. Stanie się tak, ponieważ wieloletni kapitan Starej Damy i reprezentant Włoch to nie tylko niesamowite sztuczki piłkarskie, niewyobrażalne rzuty wolne i przepiękne bramki. Alessandro Del Piero to ikona najważniejszych i najszlachetniejszych zasad, nie tylko piłkarza, ale przede wszystkim człowieka. Wartości, które wydeptał na wszystkich stadionach świata, nie da się przykryć nowo posianą, jasnozieloną trawą ani zatrzeć w żaden inny sposób. Dla jednych już zawsze będą wskazówkami na drodze prawdziwego piłkarza i człowieka, dla innych zaś niewygodnym wyrzutem sumienia i przeszkodą, o którą będą się potykać.

Giovanni Agnelli, historyczny szef Juventusu, porównał niegdyś Del Piero do piętnastowiecznego włoskiego malarza Pinturicchio. Dla nas – kibiców – Alex jest też niczym wspaniały kompozytor. Kiedy wielki muzyk przestaje grać, melodia rozbrzmiewa dalej – w uszach, głowie i sercach milionów słuchających. Na tym właśnie polega istota nieśmiertelności każdego artysty. Kluczem do odkrycia jej tajemnicy jest książka, którą właśnie trzymasz w rękach.

Redakcja serwisu JuvePoland.com

Moim dzieciom

Tobiasowi, Dorotei i Sashy

Kim będę, gdy dorosnę?

Chyba wszystko zaczęło się od wypracowania na ten temat w podstawówce. Chciałem wtedy napisać: „piłkarzem”, ale wydało mi się to niezbyt dobrym pomysłem. Co by pomyślała nauczycielka? To przecież żaden zawód – co najwyżej zabawa. Zawód to miał mój tata – był elektrykiem i nawet w nocy musiał być „pod telefonem”. Z tym hasłem w głowie dorastałem: „pod telefonem”. Czasem telefon dzwonił w środku nocy i tata musiał się szybko ubrać i wyjść, bo koledzy czekali już na niego gdzieś pod słupem elektrycznym. Leżąc w łóżku i wsłuchując się w letnie ulewy, często wyobrażałem sobie, jak mimo szalejącej burzy tata wspina się po słupie, by w końcu z powrotem włączyć światło w całej wiosce. Mój bohater! Tak, elektryk był z pewnością poważnym zawodem.

Ostatecznie napisałem wtedy, że chciałbym po prostu być kiedyś taki jak tata. Że mógłbym być kucharzem albo kierowcą ciężarówki. Kucharzem, bo bardzo lubiłem jeść – zresztą do dzisiaj uwielbiam. Kierowcą ciężarówki, bo zawsze jest w podróży, widzi wiele ciekawych rzeczy, a poza tym… ciężarówki są piękne.

Ostatecznie w życiu robiłem jednak to, o czym tak naprawdę chciałem napisać w tamtym wypracowaniu, ale do czego wówczas zabrakło mi odwagi. Poza tym w głębi marzyłem jeszcze o kilku innych zawodach. To była długa przeprawa. Sport nauczył mnie, że nawet jeśli masz na stole za dużo, i tak powinieneś wszystko dobrze przeżuć i strawić. Pod tym względem mam nadzieję, że stałem się choć trochę podobny do taty.

Wszystko zaczęło się w moich rodzinnych stronach. Pamiętam te fantastyczne popołudnia. Latem zaczynaliśmy grać w piłkę zaraz po obiedzie i nie przestawaliśmy aż do zmroku. Świat przestawał dla nas istnieć. Robiło się coraz ciemniej, mrok ogarniał domy, łąki i winnice nieopodal podwórka. Tata zawieszał wtedy cztery niewielkie lampki, żebyśmy mogli dalej grać. To był mój stadion, mój Puchar Mistrzów.

Koledzy w końcu musieli wracać do domów. Czasem ktoś się pożegnał i zostawiał resztę ekipy. „Mama czeka na mnie w domu” – mówił jeden. Inny bez słowa po prostu się odwracał i odchodził. Zostawało nas na podwórku coraz mniej. Siedmiu, pięciu, trzech chłopaków… W końcu zostawaliśmy we dwóch. Spoceni słuchaliśmy, jak gdzieś niedaleko rechotały żaby. Byliśmy wykończeni, i to było piękne. W mroku nie dało się wypatrzyć już praktycznie niczego, ale jedną rzecz widzieliśmy bardzo wyraźnie. Była jasna, okrągła i nigdy się nie zatrzymywała. Piłka.

Z kumplem, który zostawał najdłużej, zaczynaliśmy kiwać się ze sobą, urządzaliśmy konkursy strzałów na bramkę, a czasem po prostu graliśmy mecze jeden na jednego, bez bramkarzy – i tak do czasu, kiedy przychodziła noc i on też musiał iść do domu. Wtedy zostawałem już tylko ja i moja piłka, najwierniejsza towarzyszka. Grałem dalej, tym razem z niewidzialnym przeciwnikiem.

Tak wyglądało moje dzieciństwo. W głowie miałem tylko piłkę. Nie chciałem jednak być w tym sam, chciałem zostać prawdziwym piłkarzem. Chciałem stać się mistrzem. Marzyłem o mistrzostwach kraju i Pucharze Świata. Chciałem stać się sławny. Chciałem, by ludzie mnie kochali. Chciałem udowodnić wszystkim dookoła, że nawet najmniejszy może stać się najlepszym.

Nazywam się Alessandro Del Piero i gram w piłkę nożną. Spełniły się wszystkie moje marzenia z dzieciństwa: jestem szczęśliwym i uprzywilejowanym człowiekiem, ponieważ moja pasja stała się w końcu moim życiem i moim zawodem. Los nie mógł być dla mnie bardziej łaskawy. Wychowuję trójkę małych szkrabów. Mam nadzieję, że każdy z nich doświadczy czegoś wielkiego, ale życzę im przede wszystkim, by ich pasje również stały się ich życiem. Chciałbym, by któregoś dnia wspominali mnie tak, jak ja wspominam swojego ojca. Może będę dla nich tak dobrym tatą, jak mój był dla mnie. Tak bardzo chciałbym móc mu powiedzieć „kocham cię” o parę razy więcej… Zamiast tego obaj woleliśmy jednak ciszę. Tak bardzo chciałbym, by poznał moje dzieci.

Jestem napastnikiem i moje zadanie polega na strzelaniu bramek, a nie pisaniu książek. Rozpocząłem jednak wyjątkowy mecz sam ze sobą. Nie jestem żadnym guru ani filozofem, ale wiele w życiu zobaczyłem i doświadczyłem i tym właśnie chcę się podzielić. Sport to wybitna szkoła wartości. Kto nie myśli w ten sposób, nie jest prawdziwym sportowcem. Chciałbym, żeby ta książka była encyklopedią dziesięciu rzeczy, których się nauczyłem. Dziesięciu – tak jak mój numer na koszulce. Dziesięciu fundamentalnych poglądów, którymi kieruję się nie tylko na boisku. Książka ta nie jest pamiętnikiem, nie jest też autobiografią – te przecież pisze się na końcu, a liczę na to, że od końca dzieli mnie jeszcze spora odległość. Ta książka to ja: ludzie wiedzą o mnie wszystko, ale niewielu zna mnie faktycznie od podszewki.

Nie lubię kazań i sam też nie zamierzam ich wygłaszać. Kocham za to zasady, wartości. Jakie? Ducha drużyny, zdolność przetrwania. Styl, jako zachowanie wyższej klasy. Cenię uczciwość i poświęcenie. Pasję, która oznacza dla mnie skupianie całej energii na rzeczach, które kocham. Cenię przyjaźń. Cenię solidarność i możliwość dokonywania wyboru: to z niej bowiem skorzystałem po raz kolejny w moim życiu, podejmując decyzję dotyczącą ostatniej części kariery piłkarskiej, po dwudziestu latach z Juventusem. Nie była łatwa, ale mimo wszystko konieczna.

Lubię zwyciężać. Czasem nawet sam już nie wiem, co jest silniejsze: wola zwycięstwa czy nienawiść do porażki. Lubię też być coraz lepszy, czasem do granic szaleństwa. Ktoś taki jak ja nie ma już innego wyjścia. Doświadczam radości słuchania, rozumienia, obserwowania, najlepiej w ciszy: z natury jestem ciekawy, i to bardzo pomogło mi w życiu. Wiele zawdzięczam mojemu talentowi, który towarzyszy mi od małego – gdyby nie on, nie wiem, co by było. Talent do gry w piłkę do końca pozostanie jednak dla mnie tajemnicą: przypomina mi jakiś dar z niebios, który dostałem zupełnie niezasłużenie. Jako dzieciak spędzałem całe wieczory z piłką z gąbki, próbując wstrzelić ją pomiędzy nogi krzesła, wyobrażając sobie, że trafiam do prawdziwej bramki. Jednak nie może być przecież tak, że w tym tkwi cały sekret. Mój talent to ja sam. Jestem zdumiony, ale równocześnie wdzięczny, że ciągle mi towarzyszy.

Przez cały ten czas dążyłem do tego, by być jak najlepszym piłkarzem, kimś naprawdę dobrym w tym, co robi. Raz mi się to udawało, innym razem nie. Najważniejsze, by cały czas do tego dążyć. Wielu życzyło mi dobrze – na stadionie, ale i w rodzinie. Przeżywałem mroczne chwile. Poznałem ból fizyczny i cierpienie moralne. Myślę, że udawało mi się rozgonić mrok dzięki woli walki, ambicji, ale i miłości, jaką obdarzali mnie inni. Nie ma chyba nic piękniejszego niż spacer po wiejskich okolicach – chyba że chwile, kiedy kładę się na trawie razem z dziećmi i wspólnie wpatrujemy się w niebo, a ja zatracam się we wspomnieniach.

Moja rodzina zawsze żyła prosto, lecz z godnością: tata Gino z tą swoją nieco magiczną elektrycznością i mama Bruna, która zajmowała się domem, nami – dziećmi – oraz milionem rozmaitych prac. Brat Stefano, starszy ode mnie o dziewięć lat, zawsze był dla mnie bardzo ważną postacią, punktem odniesienia, a pod wieloma względami wręcz idolem. Uzupełniamy się nawzajem, tworzymy całość. Sonia to wspaniała kobieta, świetna żona i mama. Mam nadzieję, że nasze dzieci będą swego rodzaju ucieleśnieniem zdrowych zasad i wartości, które im oboje wpajamy. Do pełni szczęścia brakuje tylko taty. Myślę o nim bez przerwy i wiem, że któregoś dnia wreszcie po nim zapłaczę: do tej pory nie potrafiłem. Ból, tak jak i talent, jest dla mnie tajemnicą.

Wróćmy jednak na tamto podwórko. Robi się coraz później i ciemniej. Dopiero co pożegnał mnie ostatni kumpel – w domu czeka na niego mama. Może zaczęła się już o niego martwić, choć tutaj, w Saccon, niedaleko San Vendemiano, jest zupełnie bezpiecznie, a wszyscy znają się nawzajem. Mój tata pojechał skuterem po pizzę – w ten sposób najłatwiej zaoszczędzić na obsłudze i napojach, a poza tym fajnie jest jeść wspólnie w domu. Niedługo mnie zawołają i w ten sposób dzień się skończy. No dobrze, jeszcze chociaż chwilę. Przewracam się na ziemię, spoglądam w niebo i mocno ściskam piłkę. Ona jest całym moim życiem.

Tytuł oryginału:

GIOCHIAMO ANCORA

Copyright © Edge S.r.l., 2012

Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Sine Qua Non 2013

Copyright © for the translation by Marcin Nowomiejski 2013

Redakcja i korekta

Kamil Misiek, Tomasz Wolfke, Joanna Mika-Orządała

Opieka redakcyjna

Michał Rędziak, Przemek Romański

Skład

Joanna Pelc

Okładka

Paweł Szczepanik

Cover photographs provided byEdge Srl

Photographs inside the book:Getty Images

All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Książka ani żadna jej część nie może byćprzedrukowywana ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy.

Spis treści
Okładka
Strona tytułowa
Przedmowa
Dedykacja
Kim będę, gdy dorosnę?
Strona redakcyjna