Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Druga część przygód uroczej wampirki!
Do Amelki, Dyńki, Florki i Kostka dołączą tym razem rozpieszczony, ale w sumie dobroduszny następca tronu, książę Tadżin oraz jego ojciec – już nie tak straszny - król Vladimir. Ta upiorrrrna drużyna podejmie się zadania, które przyprawiłoby o dreszcze niejednego mieszkańca Nokturnii – wyprawy do Królestwa Światła…
Nie obejdzie się rzecz jasna bez kamuflażu. Wszak Świetliste Istoty wierzą, że wampiry wysysają krew, a yeti miażdżą kości. Za to urocza wróżka z przerośniętymi kłami, pulchny jednorożec, wesoło podskakujący kwiatek, nieco mroczny aniołkociak, przerośnięta biedronka i pan wróżek – nie są już tak straszni.
Czy naszym bohaterom uda się rozwikłać tajemnicę zaginięcia żony króla Vladimira? Przekonajcie się sami, towarzysząc Amelce w jej najnowszej przygodzie w krainie, gdzie jednorożce czają się za każdą tęczą.
Spokojnie, ta wampirka Was nie ugryzie!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 93
Z dedykacją dla dziadka Johna –
genialnego muzyka o dziewięciu palcach i niewyparzonym języku.
„Radzisz sobie jak żaba na rowerze!”
Kocham Cię. Na zawsze.
Gałązka xxx
Piiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii! – zapiszczał o świcie budzik w kształcie dyni.
Amelka Kieł przeciągnęła się i wyszła niezgrabnie z trumny. Jej ukochane zwierzątko, Dyńka, podskakiwało w najlepsze i radośnie witało się ze wszystkimi, liżąc każdego po kolei.
– Oj, Dyńko – powiedziała Amelka, tłumiąc ziewnięcie. – Jakim cudem jesteś o tej porze taka żwawa?
– A NIECH TO WSZYSTKO DRZWI ŚCISNĄ – jęknęła Florka Kudłacz i przewróciła się na drugi bok. Florka była wielkim kudłatym przedstawicielem rzadkiego gatunku yeti (nie mylić z bestią). Przede wszystkim jednak była najlepszą przyjaciółką Amelki.
– Niemożliwe, już czas? – marudził Kostek, naciągając sobie kaptur na twarz. Kostek Ponurak był po prostu śmiercią. Dopóki był mały, zajmował się tylko zgonami niewielkich stworzonek w Nokturnii. Za większe odpowiadała jego mama, pani Kostucha.
Akurat trwały ferie, bo zbliżało się Halloween. W Królestwie Mroku wzeszło słońce, co oznaczało, że wszystkie stworzenia w Nokturnii i na jej równie strasznych przedmieściach właśnie kładły się spać. Wszystkie poza Amelką Kieł i jej przyjaciółmi. Oni planowali lada chwila wyruszyć na poważną wyprawę do Królestwa Światła.
– FLORKA! – odezwał się książę Tadżin Promyczek La Puszek Pierwszy i dwa razy klasnął w dłonie. – Żądam śniadania!
– JA CI ZARAZ ZAKLASZCZĘ! – warknęła Florka, zaciskając kudłate pięści.
– Tadżin – westchnęła Amelka. – Pamiętasz, o czym rozmawialiśmy? Postaraj się nie rozkazywać innym.
– Wciąż o tym zapominam – odparł nieśmiało Tadżin. – A czy mogę chociaż troszkę porozkazywać?
– Nie! – roześmiała się Amelka. – Jesteśmy twoimi przyjaciółmi.
– Służbą – uśmiechnął się Tadżin.
– Prze-ra-ży-ciół-mi – zaznaczyła Amelka.
Tadżin wziął głęboki oddech.
– Przyyyyy... – Otarł sobie czoło. – Przyyyyy... – spróbował jeszcze raz. – Przysługusami? – Teraz był wyraźnie dumny z siebie.
– No, widzę już pewien... postęp – odparła Amelka.
Kiedy Amelka poznała Tadżina, młody książę zachował się wobec niej paskudnie: ukradł jej ukochaną Dyńkę. Później okazało się jednak, że w rzeczywistości Tadżin był samotny i chciał po prostu mieć przyjaciela. Książę dorastał w pałacu całkiem sam – za jedyne towarzystwo miał służące mumie. Nie miał matki – wiedział tylko, że była wróżką i nazywała się Promyczek. Niestety, Promyczek w tajemniczych okolicznościach zniknęła, kiedy Tadżin był malutki. Ojciec księcia, król Vladimir, tak bardzo przeżył zaginięcie żony, że całkowicie zaniedbał zarówno królestwo, jak i synka. Całe lata poświęcił na bezowocne poszukiwania Promyczka. Właśnie z tego powodu Tadżin wyrósł na rozpuszczonego smarkacza (i między innymi dlatego uznał, że wolno mu bezkarnie ukraść nieszczęsną Dyńkę). Ale na tym nie koniec – Tadżin był przecież w połowie wampirem, a w połowie wróżką. Ta skrzętnie skrywana informacja przeraziłaby większość mieszkańców Królestwa Mroku. Amelka odkryła jednak, że Świetliste Istoty nie są tak straszne, jak wszyscy opowiadają. Okazało się, że wróżki wcale nie kradną wampirzych kłów, a jednorożce nie strzelają z zadu śmiercionośnym promieniem tęczy.
– Jestem tak zmęczony, że chyba nie wytrzymam całego dnia – narzekał Kostek.
– Poradzimy sobie – pocieszyła go Amelka.
Kiedy mała wampirzyca i jej przyjaciele maszerowali korytarzem Kiełkowego Dworu, nagle z dołu rozległ się głośny śmiech, a potem przeciągłe beknięcie. Z jadalni na dole powoli wyfrunął tata Amelki, hrabia Drak Trzeci. Leciał teraz zgięty wpół wprost do sufitu.
– WYGRAŁEM! – wołał. – Wygraaaałeeeem! Wpędziłem cię do grobu, a potem przeszedłem przez Trollowy Most, gdzie zdobyłem aż dwieście goblinowych szlamopunktów.
Z jadalni wychynął król Vladimir. Miał czkawkę. Po chwili on też uniósł się w powietrze.
– WCALE NIE, Draku, mój stary druhu! BEEEK! Byłem na Trollowym Moście dużo wcześniej niż ty, bo wykorzystałem kartę Wilczego Wycia w połączeniu z bonusem Błyskawicy, który został mi z...
– Obaj przegrywacie! – zawołała mama Amelki, hrabina Frywolita. – Bo ja mam kartę Całkowitego Zaćmienia. SPÓJRZCIE! – to mówiąc, machnęła elegancko ozdobioną kartą przed twarzami obu panów.
– A niech to! – odparli obaj jednocześnie. Uściskali się nawzajem i powolutku obrócili o trzysta sześćdziesiąt stopni, by następnie opaść na sam dół.
– Maaaamoooo! – zawołała z góry Amelka. – Już świta. Nie zauważyliście?
– A niech to koszmarne koboldy, masz rację! – krzyknęła hrabina. – Tak nas pochłonęła gra w Łowców Smoków! Nie wierzę, że jest już dzień!
Dorośli zaczęli wspinać się po schodach.
Król Vladimir wyraźnie poweselał, odkąd Amelka i jej przyjaciele zaproponowali, że pomogą mu w poszukiwaniach Promyczka. Od dawna szukał ukochanej całkiem sam. Teraz miał grono pomocników i, co najważniejsze, nadzieję.
W ramach przygotowań do niebezpiecznej wyprawy do Królestwa Światła hrabina zrobiła dla Amelki, Florki, Kostka i dla króla sprytne przebrania, które mieli założyć, zanim wyruszą. Świetliste Istoty były bowiem przekonane, że wampiry wysysają krew, a yeti miażdżą kości. Przebrana za stokrotkę Dyńka podskakiwała, przejęta zbliżającą się podróżą.
Amelka obróciła się w swoim przebraniu wróżki.
– Nie jest źle... – powiedziała, patrząc z podziwem na lśniące skrzydełka. – Ale czy ja przypadkiem nie jestem trochę za duża jak na wróżkę?
– Skądże! – wykrzyknął król. – Wróżki mogą przybierać różne postaci i różne rozmiary. Jedne są duże, a inne całkiem malutkie. Promyczek była wielkości mojego ramienia. W sam raz do przytulania – dodał z uśmiechem.
– A DLACZEGO JA MUSZĘ BYĆ JEDNOROŻCEM? – zapytała Florka, prostując róg na czole.
Podenerwowany Kostek przyglądał się swojemu ogonkowi aniołkociaka.
Tadżin zaś podziwiał własne (prawdziwe!) wróżkowe skrzydełka w jednym z wielu luster hrabiny Kieł.
– A ja tam uważam, że wyglądam wystrzałowo! – zawołał. – Tato, przebierałeś się, kiedy sam zapuszczałeś się do Królestwa Światła?
– Próbowałem – odparł król. – Ale nie miał mi kto pomóc, a ja sam bardzo kiepsko szyję. Chciałem sobie zrobić strój jednorożca, ale rozleciał się po drodze do Zjawiskowego Zagajnika i zostałem... jeśli można tak powiedzieć... – Król urwał na moment – zupełnie nagi.