Archangel One. Tom 3. Cesarski Gambit - Currie Evan - ebook + audiobook

Archangel One. Tom 3. Cesarski Gambit ebook i audiobook

Currie Evan

4,6

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

W trzecim tomie serii Archangel One załoga znana z cyklu Odyssey One musi zmierzyć się z przerażającą rzeczywistością galaktycznej wojny.

Nieugięte Imperium postawiło nowo powstały Sojusz Ziemski i sprzymierzonych z nim Priminae w sytuacji bez wyjścia.

Komandor Stephen Michales i jego Archanioły kontynuują misję na terytorium wroga, podając się za najemników i piratów. Dzięki swoim staraniom odkrywają ponurą prawdę. Dążenia do wojny są w Imperium zakorzenione głębiej, niż ktokolwiek mógłby podejrzewać...

Podczas gdy jego młody przyjaciel i protegowany wykonuje swoją misję, Eric Weston boryka się z własną. Choć do tej pory udawało mu się niweczyć wysiłki Imperium, by zagarnąć przestrzeń kontrolowaną przez Ziemian i Priminae, Weston wie, że ten stan rzeczy nie będzie trwał wiecznie. Nieprzyjaciel ma zbyt wiele okrętów i jest gotów poświęcić zbyt wiele istnień, aby osiągnąć własne cele. Jednak nawet Eric Weston nie zdaje sobie sprawy, jak daleko może posunąć się wróg.

Imperium opracowało własną superbroń. 

Pokój można utrzymać tylko, jeśli wszystkie strony żyją w zgodzie. By wywołać wojnę, wystarczy jeden odstępca.

Tym odstępcą jest Imperium.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 336

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 10 godz. 15 min

Lektor: Roch Siemianowski
Oceny
4,6 (306 ocen)
213
77
16
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Piotrbialy1979

Nie oderwiesz się od lektury

ciężko się oderwać od czytania. polecam ciekawe opisy bitew kosmicznych
00
polonusx

Całkiem niezła

Bardziej wstęp do książki niż samodzielna produkcja. Ale zapowiada się ciekawie.
00
Duda1234

Nie oderwiesz się od lektury

bardzo dobra kolejna część cyklu.niby ,,archangel one" ale bardziej chyba ,,odyssey one", pana siemianowskiego też lubię więc wszystko na plus.
00
arekmoras

Nie oderwiesz się od lektury

trzyma poziom
00
Qiub791

Całkiem niezła

Jak dla mnie najslabsza z serii. Wieje nudą.
00

Popularność




Tytuł oryginału: Imperial Gambit. Archangel One Book Three

Text copyright © 2022 by Evan Currie

All rights reserved

Projekt okładki: Tomasz Maroński

Redakcja: Rafał Dębski

Korekta: Agnieszka Pawlikowska

Skład i łamanie: Karolina Kaiser

Opracowanie wersji elektronicznej:

Książka ani żadna jej część nie może być kopiowana w urządzeniach przetwarzania danych ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy.

Utwór niniejszy jest dziełem fikcyjnym i stanowi produkt wyobraźni Autora. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe.

Wydawca:

Drageus Publishing House Sp. z o.o.

ul. Kopernika 5/L6

00-367 Warszawa

e-mail: [email protected]

www.drageus.com

ISBN EPUB: 978-83-67053-56-3

ISBN MOBI: 978-83-67053-57-0

PROLOG

Imperialny Świat Kraike

– Cóż, komandorze floty – rzekła cesarzowa cicho, przeglądając raport. – Nie powiem, żebym dokładnie tego się spodziewała, ale i tak jestem pod wrażeniem.

– Istotnie – zgodził się cesarz, zaglądając córce przez ramię. – Wygląda na to, że ostatnie zawirowania nauczyły komandora floty Micha odrobiny… subtelności.

Cesarzowa skinęła głową w roztargnieniu, zastanawiając się nad sytuacją.

Zazwyczaj komandor floty Imperium nie musiał uciekać się do subtelności. W końcu ostrożne interakcje nie były typowe dla współczesnego Imperium. Liczyła się potęga, a subtelność można było pozostawić słabeuszom.

Wiele jednak przemawiało za tym, że Imperium okazało słabość w regionie, gdzie pracował komandor. Wolne Gwiazdy były dla Imperium pożyteczną lokalizacją, zapewniającą załogom i dowódcom możliwość odbywania szkoleń, a od czasu do czasu także materiały o kluczowym znaczeniu. Materiał, o który chodziło tym razem, był tak cenny, że w normalnych warunkach Imperium już dawno by go zabezpieczyło. Znajdował się on jednak zbyt głęboko w obszarze Wolnych Gwiazd i za daleko od imperialnych granic.

Akceptowalną alternatywą okazało się pozwolenie, by miejscowi, w tym wypadku Protektorat Hele, zabezpieczyli i wydobywali materiał dla Imperium. Teraz jednak słabość takiego układu została wyciągnięta na światło dzienne. I to przez kogo? Przez garstkę piratów!

– Jeśli są tak żałośni, że oddali najważniejszą gwiazdę zbieraninie, która, według wszystkich raportów, celowo osłabiła własną zdolność bojową, aby oszczędzić niewolników… – Potrząsnęła głową. – Chyba zgadzam się z komandorem. Zwrot układu Protektoratowi jest… trudny do przyjęcia.

– Racja – odparł cesarz, odwracając się, by spojrzeć na ogromne miasto rozciągające się u stóp cesarskiej wieży. – Jakie siły zamierzasz pozostawić na tym obszarze?

Cesarzowa wzięła głęboki oddech, zastanawiając się nad pytaniem i jednocześnie dostrzegając w nim ukrytą próbę.

Kuszącą możliwością było pozostawienie przynajmniej eskadry, a może i pełnego elementu floty. Materiał z gwiazdy neutronowej prezentował dla Imperium wartość niemożliwą do oszacowania, zważywszy szczególnie na niedawną porażkę w walce z ksenosami, sprzymierzonymi z tchórzami i zdrajcami z przestrzeni Przysiężnych. Jednak ponieważ cesarzowa wiedziała więcej, niżby chciała, zdawała sobie sprawę, że logistyka związana ze stacjonowaniem tak wielkiego elementu w tak dużej odległości od linii Imperium nastręczy problemów.

– Sądzę, że wystarczy jeden okręt – stwierdziła po ­chwili. – Niewielki. Taki, który można poświęcić. A z drugiej strony, powinien być zdolny do dalekich rejsów.

Cesarz skinął głową.

– Skąd taki wniosek?

– Jeżeli flaga Imperium nie wystarczy, by odstraszyć tubylców, wysłanie odpowiedniej floty mogłoby nauczyć miejscowych szacunku – powiedziała zdecydowanym tonem. – Jeśli nie zareagują, pozyskamy materiał minimalnym kosztem. A jeżeli będą na tyle bezczelni, żeby atakować układ pomimo obecności naszej jednostki, wykorzystamy to w propagandzie. Wstrząśniemy światami granicznymi i usprawiedliwimy wysłanie floty w celu skorygowania błędu. Dla floty będzie to przy okazji cenny trening.

– To dopuszczalne.

Cesarzowa uśmiechnęła się lekko, słysząc aprobatę w głosie ojca. Jednak nieznaczny uśmieszek na twarzy mężczyzny stopniał chwilę później.

– Jakie przygotowania należy poczynić? – zapytał cesarz.

„Kolejna próba” – pomyślała jego córka, pospiesznie rozważając możliwości.

– Przygotowania, ojcze?

– Gdyby miejscowi postanowili sprawdzić determinację Imperium, z pewnością doszłoby do rozruchów.

– Nasza flota rozgromi wroga.

– Naturalnie, jednak w tym czasie Imperium pozostanie bez dostawy, a możliwe, że i kilku dostaw, materiału z gwiazdy neutronowej – wyjaśniał cesarz cierpliwie.

– Aha… – Młoda cesarzowa zgarbiła się nieznacznie. – Nie pomyślałam o tym. Trzeba będzie zatem zgromadzić zapas.

– Otóż to.

– Będę o tym pamiętać i…

– Wasza Wysokość!

Cesarzowa obróciła się, spoglądając gniewnie na intruza, powstrzymała jednak złość, wiedząc, że nikt z jej podwładnych nie składałby niezapowiedzianych wizyt bez uzasadnionej przyczyny.

– O co chodzi? – zapytała oziębłym tonem, wyćwiczonym tak, by w razie konieczności przeszyć rozmówcę na wylot.

Gościem okazał się znany jej oficer z oddziału wywiadowczego. Nie należał do osób, po których spodziewałaby się bezczelnego zakłócania chwil spędzanych z ojcem.

– Wasza Wysokość – powtórzył mężczyzna, kłaniając się nerwowo – elementy Ósmej Floty powróciły w przestrzeń Imperium.

– Elementy? – zapytała cesarzowa łagodnym tonem, wstając i wychodząc zza biurka. – A co z resztą?

Imperialne Dowództwo

„To szaleństwo! Jakim cudem komandor Birch mogła wpakować się w coś takiego?”

Raporty niedobitków Ósmej Floty wprawiały w rozpacz. Nie wiedzieć dlaczego, cała grupa dała się zwabić w pułapkę, a następnie pokonać. Według oficjalnych sprawozdań wyłącznie ostatni rozkaz pani komandor pozwolił zapobiec całkowitej klęsce, jednak nie miało to sensu, jeśli wierzyć zapisom z przesłuchań i meldunkom innych ocalałych.

Emilia Starsbane nie spodziewała się, że jej długoletnia przyjaciółka wpadnie w takie tarapaty, rozwiązując problem w koloniach Przysiężnych. Nikt tego nie podejrzewał.

– Co się stało z komandor Birch? – zapytała cesarzowa spokojnie, choć jej ton nie pozostawiał wątpliwości co do powagi pytania.

– Przykro mi, Wasza Wysokość – odparł oficer wywiadu. – Jej okręt został zniszczony wkrótce po tym, jak nakazała odwrót.

Twarz Emilii zastygła w wyrazie gniewu toczącego walkę z żalem i bez trudu odnoszącego zwycięstwo.

„Ośmielili się…” W głębi duszy Emilia kipiała ze złości. „Ośmielili się zniszczyć okręt Heleny? Zapłacą mi za to”.

– Żądam pełnych raportów o wszelkich działaniach podjętych przez Ósmą, od wylotu z przestrzeni Imperium do zakończenia ostatniej bitwy – rozkazała. – Mają być u mnie do rana.

– Ależ, Wasza Wysokość… – wydusił oficer.

– Do rana, podkomandorze. Inaczej czekają pana przykre konsekwencje.

– Tak jest, Wasza Wysokość.

Emilia wstała ze stanowiska w centrum dowodzenia, wpatrując się w ekrany ukazujące aktualny stan okrętów należących niegdyś do Ósmej Floty.

„Pomszczę cię”.

Zakład Karny Konfederacji Ares Dawna orbita Marsa

Helena Birch rozejrzała się po ciasnej celi z pewnym niesmakiem, musiała jednak uczciwie przyznać, że widywała już o wiele gorsze miejsca. Gościła nawet w jednym czy dwóch lokalach, przy których obecny wyglądał wręcz luksusowo.

„Cóż, to chyba ryzyko zawodowe, kiedy jest się oficerem wywiadu w terenie” – stwierdziła w duchu.

Jej kariera nie była typowa dla sił imperialnych. W porównaniu ze znakomitą większością oficerów spędziła o wiele więcej czasu w terenie niż w fotelu dowódcy. Jej koledzy przeważnie sami nie ruszali do akcji, przynajmniej nie z rozmysłem, a jeśli już, zajmowali wygodne miejsca na tyłach. Chyba że nie byli kompletnymi nieudacznikami. Wtedy stawali na pozycjach bojowych.

Birch działała daleko poza liniami frontu, zwykle z ograniczonymi zasobami, otoczona przez rozmaitych przeciwników.

„Przyznam, że teraz moje zasoby są nieco bardziej ograniczone niż zazwyczaj – pomyślała z ponurym rozbawieniem – ale osaczenie przez nieprzyjaciół to dla mnie nie pierwszyzna”.

Co dziwne, ci, którzy wzięli ją do niewoli, zachowywali się dosyć uprzejmie. Jedzenie było w porządku, zakwaterowanie… Może i nie spełniało najwyższych standardów, ale Helena nie mogła mieć zastrzeżeń.

„Zresztą gdybym je miała, przenieśliby mnie pewnie do jeszcze lepszej celi”.

Właśnie to ją zastanawiało. Do tej pory nikt nie podejmował choćby próby przesłuchania. Pytano ją o nazwisko i o to, czy rzeczywiście dowodziła okrętami, a Birch nie widziała powodu, by kłamać, zważywszy że nieprzyjaciel przejął część systemów komputerowych floty. Jednak poza tym nie usłyszała zbyt wielu pytań co do swojej tożsamości.

Mimo to tkwiła tu już od kilku tygodni, być może od ponad miesiąca.

„To dość czasu, by ocalałe elementy powróciły do Imperium. Mam nadzieję, że przynajmniej większość dotarła do domu”.

Czas upływał jej głównie na nudzie, choć porywacze wykazali się szczodrością również w kwestii rozrywki. Większość dostarczonych materiałów przetłumaczono na język imperialny, co prawda z koszmarnym akcentem, ale tak czy inaczej było to imponujące przedsięwzięcie.

Inni komandorzy floty byliby dogłębnie zdumieni takim traktowaniem, Birch znała jednak technikę, którą posłużył się nieprzyjaciel. Imperium nie korzystało z niej często, przede wszystkim ze względu na niecierpliwość osób zajmujących wysokie stanowiska.

Ta łagodność była oznaką prawdziwego profesjonalizmu. Ktoś był zainteresowany prawdziwymi rezultatami, a nie takimi, które uzyskuje się na torturach.

„Kim oni są?”

***

Admirał Gracen z zaciekawieniem wpatrywała się w kobietę na ekranie.

Już wcześniej zdarzało się im brać jeńców. Nieprzyjaciel ponoć nigdy nie podejmował takich prób. Teraz jednak mieli przed sobą najwyższego rangą imperialnego oficera, jakiego do tej pory zdołali schwytać. Nikt nie był w stanie przewidzieć, co z tego wyniknie.

Komandor sprawiała wrażenie zdyscyplinowanej, inteligentnej i niebywale spostrzegawczej. Gracen nie wątpiła, że kobieta kataloguje każdy szczegół na wypadek, gdyby jednak miała szansę zameldować o wszystkim Imperium.

Dlatego tak skrupulatnie ograniczano jej dostęp do czegokolwiek, co mogłaby wykorzystać wywiadowczo. Nawet materiały rozrywkowe pochodziły z telewizji i filmów z ubiegłego wieku, z czasów na długo przed wybuchem wojny z Blokiem, i były pozbawione wszelkich ewentualnych wskazówek co do rzeczywistych działań bojowych.

Jak dotąd rozmowy z jeńcem nie przyniosły rezultatów. Oficer była ewidentnie przeszkolona w zakresie technik kontrwywiadu.

Dla Gracen była to najlepsza wiadomość, jaką na razie posiadali.

Co do zasady, nie zapewniało się szkolenia na takim poziomie komuś, kto tego nie potrzebował. A jeśli ktoś tego wymagał, znaczyło to, że posiada coś, co warto chronić.

Admirał już teraz zmagała się z przedstawicielami innych wydziałów, żądającymi dostępu do jeńca. Zbyt wielu z nich miało zwyczaj sięgać po głupie rozwiązania.

Tortury zdążyły już wyjść z mody w Konfederacji i u jej sojuszników, jednak zawsze znaleźli się tacy, którzy uważali, że nazywanie ich „wzmocnionymi przesłuchaniami” cokolwiek zmieni. Gracen za nic w świecie nie dopuściłaby tych zidiociałych osiłków w pobliże schwytanej kobiety.

Oczywiście istniały sposoby na oddzielenie fałszywych informacji od prawdziwych, nawet z zastosowaniem „wzmocnionych” technik, jednak tego typu barbarzyńskie praktyki miały zbyt wiele wad jak na gust pani admirał. Prędzej czy później trzeba będzie wypuścić więźniów. Według wiedzy Gracen posyłanie ich do domu z opowieściami o potworach nie leżało w interesie Konfederacji.

Co innego, jeśli chodzi o pozyskanie rzetelnych danych.

– Kiedy zaczynacie? – zwróciła się Gracen do funkcjonariusza wywiadu stojącego w milczeniu obok niej.

Gregory Magg wzruszył ramionami.

– Sądzę, że już wkrótce. Przyzwyczaiła się do nowej lokalizacji i nawet nie próbowała uskarżać się na warunki. To lekko zaskakujące i nieco rozczarowujące, bo gdyby miała pretensje, przenieślibyśmy ją do przyjemniejszej kwatery. Mam jednak wrażenie, że ta kobieta wie, co się tu gra.

– Pewnie tak – parsknęła Gracen. – Już nie raz znajdowała się w tarapatach.

– My również tak uważamy. Może jest z wywiadu, w każdym razie musiała spędzić trochę czasu na placu boju.

Grace skinęła głową, myśląc o raporcie z „Odyseusza”… I wiadomościach od samego Odyseusza, kimkolwiek lub czymkolwiek był.

Nie przepadała za tym bytem, jednak otrzymane od niego informacje pokrywały się prawie idealnie z oczekiwaniami oficerów wywiadu. Gracen niemal żałowała, że nie udało jej się zatrzymać Odyseusza w Sol choć odrobinę dłużej, by skorzystać z jego umiejętności czytania w myślach. Jednak flagowa jednostka wraz z całą eskadrą nadal musiały demonstrować swoją obecność i reagować na wszelkie interwencje ze strony Imperium.

„Ciekawe, co oni na to…”

ROZDZIAŁ 1

Grupa zadaniowa „Odyseusza” Kraniec przestrzeni Priminae

Stojąc na mostku admiralskim, komodor Eric Stanton Weston spoglądał na podkomendnych wykonujących przydzielone zadania. Grupa została wzmocniona i zyskała kilka dodatkowych jednostek z powodu strat poniesionych parę tygodni wcześniej podczas pułapki na flotę imperialną.

Niektóre okręty, na przykład „Boadicea”, nadal przechodziły naprawy w portach i miały tam pozostać w możliwej do przewidzenia przyszłości. Nieźle oberwały, pilnując, by nieprzyjaciel pozostał na miejscu na tyle długo, żeby admirał Rael i siły Priminae zbliżyli się i rozgromili wroga. Weston przypuszczał, że takie posunięcie było koniecznością.

Teraz spoglądali z krańca przestrzeni zajętej przez Priminae, oczekując na kolejny ruch ze strony Imperium.

Eric wpatrywał się w gromadę gwiazd leżącą, jak podejrzewano, w centrum imperialnego terytorium.

Kapitan Passer i Włóczęgi zbadali granice tego obszaru podczas pierwszych kilku spotkań z Imperialnymi. Od tego czasu w raportach od Stepha i jego eskadry Archaniołów przybywało informacji na ten temat, jak również danych o miejscach na przeciwległym krańcu imperialnej przestrzeni gwiezdnej.

Znajdowali się jednak daleko od tych miejsc, przynajmniej jeśli chodzi o dystanse międzygwiezdne. Prawie tysiąc lat świetlnych od krańca przestrzeni Imperium do pierwszych układów, które Priminae uznali za własne. Ziemia leżała jeszcze trochę dalej, nieco poniżej płaszczyzny galaktycznej.

Oznaczało to, że nawet przy maksymalnej prędkości nadświetlnej, jaką oferowały napędy Imperium i Priminae, okręty potrzebowały wielu tygodni, by pokonać drogę między dwoma gwiezdnymi domenami.

„Niedobitki floty musiały niedawno dotrzeć do przestrzeni Imperium, o ile oczywiście przetrwały. Ciekawe, jak długo będziemy czekać na odpowiedź”.

Pod wieloma względami strategiczne ruchy okrętów odzwierciedlały poczynania taktyczne, do których Eric zdążył przywyknąć od czasu, gdy dowodził „Odyseją”. W strategii chodziło nie tyle o przemyślane manewry, co o znajomość reguł matematycznych określających opcje obu stron.

Jeśli człowiek orientował się w liczbach i poznał swojego wroga, naprawdę niewiele mogło go zaskoczyć. Trzeba było nie lada sprytu, by wywinąć jakiś numer w kosmosie.

Nie było to jednak niemożliwe.

Wystarczyła odrobina… kreatywności.

Kapitańska sala odpraw

– O rany…

Miriam spojrzała w miejsce, skąd dobiegał głos, choć była pewna, że nikogo tam nie ma. Westchnęła ledwie słyszalnie, widząc w kącie znajomą sylwetkę Odyseusza. Przybrał bardziej stonowaną formę, z gustownymi dodatkami i nowoczesnym pancerzem w miejsce wymyślnej, antycznej zbroi, którą z początku preferował.

W takiej postaci bardziej podobał się Miriam i zapewne dlatego wybrał ten wygląd.

– Otóż to, pani komandor.

– Nie rób tego, proszę – powiedziała Miriam zmęczonym tonem. – Ciarki mnie przechodzą, kiedy ktoś odpowiada na moje myśli.

– Proszę wybaczyć. – Odyseusz wzruszył ramionami. – Taka już moja… natura.

– Rozumiem, ale postaraj się, proszę.

– Tak zrobię, ma’am.

Miriam skinęła zdawkowo głową, po czym powróciła do przerwanych rozmyślań.

– O co chodziło z tym „o rany”? – zaciekawiła się.

– Komodor myśli o… kreatywności, ma’am – oświadczył Odyseusz niemal z goryczą. Wydawał się autentycznie zaniepokojony tą myślą.

„I nie mogę mieć o to do niego pretensji” – przyznała w duchu Miriam. Sama była cała w nerwach na myśl o kreatywnych rozwiązaniach Westona.

– Komodor jest jaki jest, Odyseuszu – stwierdziła na głos. Jednak krzywy uśmieszek, odwzajemniony przez młodzieńca w zbroi, odzwierciedlał jej prawdziwe przemyślenia, które rozmówca niewątpliwie odczytał.

Z czasem Miriam… może nie zapałała sympatią do Odyseusza, ale z pewnością zaczęła go doceniać, gdy byt zapanował nad swoimi… Szczerze powiedziawszy, nie była nawet pewna, na czym polegały jego problemy, ale im poważniej podchodził do pokładowej dyscypliny, tym łatwiej było jej traktować nietypowego członka załogi z równą powagą.

– Jestem pewna, że w końcu znajdzie wiele okazji do popisania się kreatywnością – powiedziała po chwili. – Chwilowo jednak nieprzyjaciel nie daje znaku życia.

Odyseusz przytaknął.

– Najprawdopodobniej minie co najmniej kilka tygodni, zanim doczekamy się przemyślanej odpowiedzi.

Miriam odwróciła się z zaciekawieniem.

– Ty to wyliczyłeś czy ktoś inny?

Byt wydawał się lekko zawstydzony.

– Komodor, ma’am – przyznał.

Miriam pokiwała głową, zupełnie niezaskoczona.

– Rozumiesz podstawy jego obliczeń?

– Owszem, ma’am. Czas przelotu, czas reakcji, polityka…

– Znakomicie. – Miriam wstała i wyszła zza biurka. – Dobrze jest znać swojego wroga, ale często jeszcze lepiej jest rozumieć jego logistykę. Bez względu na to, jak zechce zareagować, będą wiązały go ograniczenia, które odegrają ważniejszą rolę niż jakiekolwiek pragnienia, którym zechce pofolgować.

– Tak je… – Odyseusz urwał, obracając się w bok ze spojrzeniem, które Miriam nauczyła się już rozpoznawać.

– Co się dzieje?

– Chyba zjawiły się już jednostki, na które czekaliśmy, ma’am.

– Doskonale! – powiedziała, zmierzając do drzwi. – Widzimy się na mostku.

– Tak jest.

„Łup Teacha” Frachtowiec należący wcześniej do Protektoratu Hele

– Mamy kontakt, sir.

– Świetnie, poruczniku – rzucił nonszalancko mężczyzna przy konsoli, odrywając się od tego, czym się właśnie zajmował.

Dowódca był zaledwie starszym porucznikiem, a podkomendny tak naprawdę nie dosłużył się jeszcze stopnia porucznika, ale w pracy dla rządu to chyba wystarczało. Aby upewnić się, że jego załoga pryzowa prawidłowo odczytała sygnały, dowódca wstał i przeszedł na stare stanowisko łącznościowe, gdzie osobiście sprawdził dane.

Wszystko wyglądało w porządku. Całe szczęście, zważywszy na teratony dziwnej materii, które aktualnie przewozili. Wpadki nie były potrzebne.

– Wywołują nas, kapitanie.

– Na moją pozycję – rozkazał dowódca, odbierając sygnał na niby-prywatnym stanowisku należącym do kapitana.

Szybko sprawdził zapytanie, wystukał kody i otworzył kanał.

– Mówi porucznik Jarod Kimble z eskadry „Odyseusza”.

– Witamy w przestrzeni Priminae, poruczniku – odezwał się przyjazny głos. – Otrzymaliśmy prośbę o kontakt. Wygląda na to, że macie spory ładunek.

– Potwierdzam. Chcielibyśmy jak najszybciej się go pozbyć i wrócić do eskadry.

– Oczywiście. Trzymajcie się kursu. Nasze masowce będą leciały równo z wami, żeby dokonać przeładunku. Wygląda na to, że będzie trzeba ich wysłać kilka.

Mało powiedziane. „Łup” był zdobycznym frachtowcem Protektoratu Hele. Wyglądał niezbyt okazale, prowadził się jeszcze gorzej, ale miał ogromną ładowność. Przeładunek zająłby masowcom Konfederacji całą wieczność.

Na szczęście istniała jeszcze inna opcja.

– Informuję, że „Łup” może wypuścić kapsuły z ładunkiem. Statki mogłyby wziąć je na hol – zaproponował Kimble.

Po drugiej stronie zaległa spodziewana cisza. W końcu głos odezwał się ponownie:

– Przyjąłem, „Łup”, wypuśćcie kapsuły, kiedy będziecie gotowi.

Kimble podniósł wzrok.

– Zwolnij mocowania ładunku.

– Jak to, sir?

– Dobrze słyszałeś. Zrzucimy wszystko tutaj.

– Tak jest.

Jak można się było spodziewać, rozkaz wprawił załogę mostka w zakłopotanie i wyraźny niepokój. Dowódca nie miał o to pretensji. Wyładowywane neutronium miało wartość przekraczającą pojęcie całej załogi. Zgodnie ze zwykłymi procedurami za utratę choćby ułamka tego, co teraz mieli porzucić, groziłaby im egzekucja.

Mimo to rozkaz został wykonany. Okręt zakołysał się lekko, gdy mocowania zwalniały się jedno po drugim, a pojemniki z ładunkiem odczepiały od konstrukcji jednostki.

– Potwierdzam odłączenie ładunku. Masowce już nadlatują, żeby go przechwycić – poinformował kontroler z „Odyseusza”. – Potrzebujecie jakichś zapasów?

– Żadnych. Wracamy na obszar operacyjny.

– Przyjąłem, poruczniku. Pomyślnej żeglugi!

– Dziękuję, „Odyseuszu”.

– Komodor przesyła pozdrowienia. Przekazał też prywatną wiadomość do komandora Michaelsa.

– Dopilnuję, żeby dotarła do adresata. „Łup” dziękuje za pozdrowienia. Do następnego razu. Bez odbioru – powiedział Kimble, spoglądając na sternika. – Zabierz nas z tego układu. Kurs jest już wprowadzony do komputerów.

– A…aye, kapitanie.

Kimble rozluźnił się, zadowolony z udanej operacji wypadowej. Uporanie się z krótką misją będzie dobrze wyglądało w raportach potrzebnych do awansu, mimo że dowodził jedynie frachtowcem. A fakt, że po drodze nic się nie schrzaniło, zawsze stanowił przyjemny dodatek.

Okręt Sojuszu Ziemskiego „Odyseusz”

Eric patrzył, jak niepozorny frachtowiec opuszcza studnię grawitacyjną, zawraca i przyspiesza, tworząc solidną bańkę zakrzywienia czasoprzestrzennego.

– Ma mocne silniki – zauważył, sprawdzając dane liczbowe.

– Ja myślę, przy takim ładunku – odparła Miriam. – Sprawdź manifest.

Eric uniósł z zaciekawieniem brew, otwierając przesłany plik. Wydał z siebie gwizd słyszalny aż na mostku.

– Sporo neutronium i dziwnej materii – stwierdził po chwili.

Neutronium i neutronowa dziwna materia były kluczowymi elementami napędu okrętu, zapewniającymi ściśle zlokalizowaną masę potrzebną, by skutecznie ukształtować bańkę grawitacyjną i zapewnić szczytowe osiągi. Terrańskie modele radziły sobie bez tego, ale pod względem wydajności daleko im było do napędów Priminae czy Imperium.

– Goście z działu badań i rozwoju będą uradowani tą dostawą – powiedział Weston. – Mamy wystarczający uciąg, żeby to wszystko odholować?

– Obliczenia są w toku – odparła Miriam. – W najgorszym razie powinniśmy uciągnąć większość masowcami, ale na zmniejszonych obrotach. Resztę mogą wziąć krążowniki.

– W porządku, załatwmy to w ten sposób – polecił Eric. – Na razie i tak nie mamy nic innego do roboty.

Miriam skinęła głową i szybko wydała rozkazy. Weston tymczasem skupił się na obserwowaniu czarnej przestrzeni poza okrętem.

„Powodzenia i udanych łowów, Archanioły”.

ROZDZIAŁ 2

Archanioł dowódcy Układ zapadniętej gwiazdy neutronowej Wolne Gwiazdy

Steph przedzierał się przez wąskie włazy i korytarze małej kanonierki, zwinnie wymijając innych członków załogi i podążając do centrum dowodzenia.

Gdy dotarł na miejsce, Tyke już na niego czekał.

Odkąd zajęli układ i obronili go przed próbą odbicia, w dużej mierze pozostawali w trybie oczekiwania. Wszyscy byli już na bieżąco z naprawami i konserwacją, więc niecierpliwie czekali na powrót do akcji.

Flota imperialna, ogólnie rzecz biorąc, wisiała w pobliżu i po prostu obserwowała, podczas gdy ludzie Stepha pomagali miejscowym w przygotowaniach do należytego prowadzenia prac wydobywczych, jednak już sam ten fakt zdradzał więcej, niż zdaniem Stephanosa chcieliby ujawnić Imperialni.

– Imperium dalej prowadzi naprawy i konserwację? – zapytał Steph, zajmując stanowisko dowodzenia i omiatając wzrokiem dane.

– Tak, ale kiepsko im idzie – odparł Tyke, wskazując głową ekran. – Tu widzimy łatę na dziurawym kadłubie. Najwyraźniej jakiś odłamek skalny przeleciał przez pole zakrzywiające.

Steph pokiwał głową z roztargnieniem, analizując dane.

Od razu zauważył, że spoina była niczego sobie, ale materiał wydawał się całkiem do kitu. Steph sprawdził szybko analizę spektralną, po czym prychnął pogardliwie.

– Ten metal nawet nie nadaje się na pancerz – stwierdził. – Co oni wyprawiają?

– Stawiałbym na naprawy w terenie – powiedział Tyke, potrząsając głową. – Stop, którego używają, jest łatwiejszy w obróbce.

– Jasne, ale nie ochroni ich przed uderzeniem mikrometeoroidu, nie mówiąc już o ostrzale – odparł Steph.

Jak każda inna grupa, z którą mieli do czynienia od chwili rozpoczęcia eksploracji przestrzeni poza krańcem Układu Słonecznego, Imperium również stanowiło wielką masę sprzeczności. Cechowało się wojowniczością, a jednocześnie niskim poziomem innowacji. Działało agresywnie, choć czasami z wahaniem. Podobne cechy można było wymieniać w nieskończoność, a Steph obawiał się, że jeśli kiedykolwiek uda mu się rozpracować charakter Imperialnych, będzie to sygnał, że postradał zmysły.

„Choć żaden z moich przyjaciół pewnie nie zauważy różnicy” – zaśmiał się w duchu.

– Ciekawe, skąd w ogóle wzięło się to uszkodzenie – powiedział Tyke. – Przecież nie walczyli w tym układzie.

– Racja – przyznał Steph, spoglądając uważniej na ekran. – Ile miejscowych napraw wykonali?

Komputer przekazał odpowiedź chwilę później, po pasywnym przeskanowaniu imperialnych jednostek i poddaniu danych analizie spektralnej.

Tyke aż gwizdnął.

– Całkiem sporo tych napraw w terenie.

– I sporo szkód w boju. – Steph spochmurniał. – Wiem, że Imperium trochę tu rozrabiało, ale nie spodziewałem się, że miejscowi aż tak im… Chwila, a to co?

Zaznaczył fragment informacji o naprawach, powiększając go na ekranie, i polecił komputerowi przeprowadzić analizę. Po otrzymaniu wyników osunął się oszołomiony w fotelu.

– Nie wierzę.

– Co jest?

– To nasza broń tak ich załatwiła!

Tyke przekręcił się w jego stronę.

– Przecież ich nie ostrzeliwaliśmy.

– „Odyseusz” zrobił to kilka miesięcy temu – wyjaś­nił Steph. – Rozpad promieniotwórczy na krawędziach odpowiada trafieniom torped impulsowych. Mogły lecieć nieprecyzyjnie i w rozproszeniu. Mieli kilka miesięcy, więc dlaczego nie zlecili porządnych napraw?

Tyke wzruszył ramionami.

– Nie mam pojęcia, ale to ciekawe.

– Prawda? – Steph zadumał się, wprowadzając informacje. Poświęcił chwilę na stworzenie zapasowej kopii danych i przesłanie informacji innym Archaniołom.

„Wręcz przerażająco ciekawe…”

Okręt flagowy Trzeciej Floty Imperialnej

– Fascynujące – stwierdził Jesan Mich, komandor Trzeciej Floty, oglądając skany niewielkich jednostek najemniczych.

Z bliska ich niewielki rozmiar zaskakiwał jeszcze bardziej niż na odczytach po poprzednich spotkaniach. Okręty miały znikomy potencjał bojowy, a ich napędy zapewniały przygnębiająco mały maksymalny zasięg.

„Nie posyłałbym ich do walki, choć i tak zasłużyły sobie na uznanie”.

Na razie ich kapitan, ten cały… Teach… postępował ostrożnie, jeśli chodzi o ujawnianie prawdziwego portu rejestracji, jednak Mich nie był tym zaskoczony. Z tego, co udało mu się ustalić, jednostki pracowały dla któregoś z pomniejszych, kieszonkowych imperiów w tym obszarze, zapewne jako tajne siły. Jeśli się nie mylił, ujawnienie powiązania z prawdziwym portem macierzystym groziło niepowodzeniem misji.

Ich mocodawcy musieli jednak dysponować pokaźnymi zasobami, ponieważ okręty nie były podobne do kup złomu zazwyczaj rozsianych po całym regionie. Wizytówką rządów lokalnych były raczej niszczyciele, ledwo zdolne do samodzielnego lotu, a nie tego typu małe jednostki bojowe.

Znaczyło to, że kogoś poniosła wyobraźnia. Chwilowo nie stanowiło to problemu, ale sytuacja mogła ulec zmianie bez odpowiedniego nadzoru.

Mimo to działania okrętów na razie przynosiły Imperium korzyści, więc Mich był skłonny zostawić je w spokoju… Chyba że cesarzowa zażyczy sobie inaczej.

A skoro o tym mowa…

Mich wstał i przeszedł przez centrum dowodzenia.

– Dostaliśmy odpowiedź ze stolicy? – zapytał, wiedząc, że wiadomość zwrotna powinna nadejść już wkrótce, o ile już nie przyszła.

– Jeszcze nie, komandorze – odparł oficer łącznościowy. – Ruch wiadomości w regionie przebiega normalnie. Nie dostaliśmy sygnałów z przekaźników dalekiego zasięgu.

– Rozumiem. Poinformuj mnie niezwłocznie, kiedy nadejdzie odpowiedź.

– Tak jest, komandorze.

Jeżeli cesarzowa pragnęła zagłady niewielkiej eskadry, teraz był ku temu najwyższy czas. Okręty Micha znajdowały się blisko małych jednostek, przy zerowej prędkości względnej. Jesanowi nie uśmiechało się ściganie wroga w otwartej przestrzeni, ponieważ nie wątpił, że okręciki będą swobodnie krążyć wokół niego, zanim wreszcie znikną w kosmicznym mroku.

Aby zmusić je do walki, trzeba było poświęcić wiele potu i krwi, a zapewne i niejedną łzę, uronioną z frustracji.

Ogólnie rzecz biorąc, Mich był przekonany, że może to zrobić. Wiedział jednak, że nie będzie to nic przyjemnego.

„Latający Holender”

Milla starała się nie rozmyślać zbyt intensywnie o obecności floty imperialnej, unoszącej się zaledwie kilka tysięcy kilometrów od jej pozycji. Musiała popracować nad zdobycznym małym niszczycielem, który służył eskadrze jako okręt flagowy od chwili wejścia w przestrzeń tak zwanych Wolnych Gwiazd.

Na pewien cud zakrawało, że gdy Milla po raz pierwszy weszła na pokład niszczyciela, okręt nadal funkcjonował. Nie chodziło tylko o szkody wyrządzone w boju przez Stepha. Sam pokład był w szokująco opłakanym stanie.

Od tego czasu udało się pozyskać materiały do napraw, jednak wiele trudu kosztowało przywrócenie „Holendra” do choćby minimalnego bezpiecznego poziomu działania. Ku własnemu zaskoczeniu Milla nabrała sporo szacunku dla tego, kto zaprojektował i wybudował ten mały okręt w bliżej nieokreślonej przeszłości.

Konstrukcja była solidna, wytrzymała i niezawodna. W przeciwnym razie Imperium Belj straciłoby niszczyciel na długo, zanim przechwyciłyby go Archanioły. Jeśli wierzyć dokumentom, sami Belj również przejęli jednostkę od kogoś innego, a pewne przesłanki historyczne wskazywały, że nie był to pierwszy taki przypadek.

Nie sposób było określić, od jak dawna „Holender” dryfował wśród Wolnych Gwiazd, obrywał pociskami i przechodził naprawy, zanim trafił w ręce Stephena.

Kiedyś „Holender” z pewnością wzbudzał respekt.

Milla stwierdziła z uśmiechem, że obecnie mówienie o jakimkolwiek respekcie byłoby lekką przesadą. Z odpowiednim zapleczem można było zapewnić okrętowi przyzwoitą sprawność. Ale kto wie kiedy będzie to możliwe?

Archanioł Jeden „Zemsta Gai”

– Wejść.

Seamus Gordon nie podniósł wzroku, gdy drzwi rozsunęły się z delikatnym zgrzytem, by wpuścić komandora. Nie musiał, bo nikt inny nie wpadał tu z wizytą.

– Gordon. – Steph pociągnął jeden z rozkładanych foteli na ścianie i rozsiadł się wygodnie.

– Komandorze. Domyślam się, że chodzi o naszych przyjaciół? – zapytał Gordon właściwie retorycznie. Okręty Imperium były jedynym powodem, dla którego komandor mógł przyjść do gabinetu.

– Można tak powiedzieć – przyznał Steph. – Znasz założenia naszej misji równie dobrze jak ja, a pod pewnymi względami może nawet lepiej.

Seamus mruknął, nie do końca zgadzając się z rozmówcą, ale na pewno nie zaprzeczając.

– Sądzę, że można to ująć w ten sposób. Zapewne przychodzi pan do mnie z pytaniem?

Steph przytaknął, wodząc niewidzącym wzrokiem po pomieszczeniu. Gordon zauważył, że komandor błądzi gdzieś myślami, i milczał, czekając, aż jego gość uporządkuje myśli.

– Mamy jakieś możliwości – powiedział w końcu Steph. – Tyle tylko, że nie jestem pewien jakie. Plan zawsze zakładał działanie na obrzeżach Imperium, obserwowanie jego interakcji z innymi obszarami i porównywanie ich z sytuacją Priminae i naszymi konfrontacjami.

– Racja – odparł Gordon, zamykając komputer i kładąc dłonie na biurku. – Możemy śmiało stwierdzić, iż bez względu na grupę, z którą ma do czynienia Imperium, reakcja jest dość przewidywalna.

– Niestety – zgodził się Steph. – Jak wynika z przesłuchań, Imperium darzy Priminae szczególnym, że tak zażartuję, „szacunkiem”, choć Wolne Gwiazdy traktuje tak samo.

– Prawdopodobnie trochę lepiej – poprawił go Sea­mus. – Głównie dlatego, że Wolne Gwiazdy zostały już podbite i zmuszone do kapitulacji. Priminae, jak się zdaje, wszczęli bunt i nie chcieli się podporządkować. Oczywiście koniec końców woleli uciekać, zamiast walczyć, jednak Imperium widzi w nich zapewne upartych rebeliantów.

Steph nie mógł powstrzymać śmiechu.

– Przepraszam – powiedział. – Myśl o Priminae wszczynających bunt po prostu…

– Zdaję sobie sprawę ze sprzecznych informacji – odparł Gordon oschle. – Nie radziłbym jednak mylić pokojowego nastawienia z bezbronnością, komandorze.

– Ani myślę. – Steph potrząsnął głową. – O Priminae można wiele powiedzieć, ale na pewno nie to, że są bezbronni.

– Z doświadczenia wiem, że o niewielu można tak powiedzieć, o ile w ogóle o kimkolwiek – stwierdził Gordon. – Brak wyraźnej możliwości wyrządzania krzywdy jest doprawdy potwornym kryterium oceny. Im bardziej nieszkodliwy ktoś się wydaje, tym większe zaskoczenie, gdy posuniemy się za daleko.

Steph skinął głową. Sam znał takich ludzi. Cholera, przecież Eric zachowywał się w ten sposób po służbie. Był spokojny, wyluzowany, zbywał wszystko śmiechem… Ale jeśli ktoś mu podpadł, konsekwencje przypominały atak artylerii marines.

– W każdym razie mamy teraz pewien dylemat – powiedział Steph po chwili. – Czy będziemy dążyć do kolejnych interakcji z Imperium?

Gordon westchnął, odchylając się w fotelu. Wiedział, że istnieją dobre argumenty za tym posunięciem. Jak również cholernie przekonujące kontrargumenty.

– Sądzę… – odpowiedział powoli. – Sądzę, że nie będziemy.

Steph posłał mu surowe spojrzenie.

– Spodziewałem się, że poprzesz ten pomysł.

– Prawdopodobnie poparłbym go, gdybyśmy nadal prowadzili działania zbrojne – przyznał Gordon. – W obecnej sytuacji mamy jednak czas. Powinniśmy go właściwie spożytkować.

Komandor pokiwał głową powoli i w zamyśleniu. Odczuł pewną ulgę, słysząc te słowa od asa wywiadu, ponieważ sam myślał podobnie. Eskadra była już dobrze znana flocie imperialnej. Zdołała z nią nawet nawiązać dość uprzejmą relację. Nadużywanie uprzejmości wydawało się ryzykowne.

– Mimo wszystko proszę zachować otwarty umysł – poradził Gordon. – Jeśli nie nadarzą się żadne okazje do wykorzystania… cóż, trzeba będzie wrócić do mentalności najemników, prawda?

– Chyba masz rację – odparł Steph z uśmiechem.

Gordon wzruszył ramionami.

– To i tak nieuniknione.

Okręt flagowy Trzeciej Floty Imperialnej

– Komandorze floty?

– Tak? – Jesan odwrócił głowę.

– Hiperszybka wiadomość ze świata stołecznego, sir.

Jesan skinął głową. Właśnie na to czekał. Podszedł do bezpiecznego łącza i klepnął oficera w ramię. Ten szybko zwolnił fotel. Mich usiadł, wpisał identyfikator i szyfry zabezpieczające. Szybciej było to zrobić bezpośrednio przy łączu, zamiast czekać, aż wiadomość dotrze na zabezpieczone stanowisko.

Wyczekiwanej przesyłce nadano odpowiedni priorytet… Nie, nawet wyższy, niż oczekiwał Mich.

„Jej Wysokość podpisała się osobiście… A to ciekawe”.

Jesan przeczytał wiadomość, najpierw szybko, a następnie z większą uwagą. Na pozór nie zawierała niczego szczególnie istotnego, jednak sam komunikat, jednocześ­nie rzeczowy i subtelny, był dość interesujący.

Na razie Mich miał pozostawić w układzie samotny okręt, aby rzucić wyzwanie systemom Wolnych Gwiazd. Jeśli którykolwiek z nich postanowi połknąć haczyk, Trzecia Flota będzie musiała powrócić i postarać się wyjaśnić nieprzyjacielowi, gdzie popełnił błąd.

Z perspektywy Imperium brzmiało to sensownie. Ryzyko było minimalne, potencjalna nagroda wysoka, a nawet gdyby się nie udało, Imperium mogłoby na tym skorzystać.

„To typowe dla rozumowania starego cesarza” – zauważył Jesan, zadowolony, że cesarzowa odziedziczyła zalety po ojcu.

Pozostawał wszak jeden ciekawy wątek…

Oficjalnie Imperium nie interesowało się najemnikami. Mówiąc wprost, Mich podejrzewał, że mógłby ich załatwić już teraz, jednak czytając wiadomość od cesarzowej, między wierszami natrafił na coś, co przykuło jego uwagę.

„Ciekawi ją, czy uda nam się rozciągnąć na ten region sferę wpływów Imperium bez podboju z użyciem floty. A dzięki tym najemnikom możemy trochę poeksperymentować”.

Westchnął, odchylając się w fotelu z delikatnym uśmiechem.

„Jak mniemam, niewdzięcznie byłoby ich tak po prostu zniszczyć, już nawet pomijając interes cesarzowej. Stawia mnie to jednak w cokolwiek niezręcznej sytuacji”.

Rzecz jasna, Imperium wydawało wyroki śmierci na najemników… Przynajmniej na tych, którzy działali bez jego wsparcia. Gdyby znaleźli się choć trochę bliżej imperialnych układów, Mich pozbyłby się ich ot tak, dla zasady.

Jednak w tak odległym miejscu reguły Imperialnego Pokoju były egzekwowane… mniej rygorystycznie, o ile w ogóle, nawet gdy flota znajdowała się w układzie.

Oczywiście pozwalanie, by piraci i najemnicy latali samopas, tak czy inaczej wydawało się nienaturalne, jednak chwilowo można było przymknąć na to oko.

Jesan od niechcenia stuknął w ekran, ponownie czytając wiadomość od Jej Wysokości.

„Jest jeszcze inna opcja” – pomyślał.

Spis treści

Okładka

Strona tytułowa

Strona redakcyjna

Prolog

Rozdział 1

Rozdział 2

Rozdział 3

Rozdział 4

Rozdział 5

Rozdział 6

Rozdział 7

Rozdział 8

Rozdział 9

Rozdział 10

Rozdział 11

Rozdział 12

Rozdział 13

Rozdział 14

Rozdział 15

Rozdział 16

Rozdział 17

Rozdział 18

Rozdział 19

Rozdział 20

Rozdział 21

Rozdział 22

Rozdział 23

Rozdział 24

Rozdział 25

Rozdział 26

Rozdział 27

Rozdział 28

Rozdział 29

Rozdział 30

Rozdział 31