Ateny - Sparta 431-404 p.n.e - Kulesza Ryszard - ebook

Ateny - Sparta 431-404 p.n.e ebook

Kulesza Ryszard

0,0
35,92 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Wojna peloponeska, która wybuchła w 431 roku p.n.e., była największą i najdłuższą z wojen, jakie toczyli starożytni Grecy. W trwających przez ponad ćwierć wieku zmaganiach Aten ze Spartą wzięła udział większość greckich państw-miast. Szacuje się, że działania wojenne pochłonęły ponad 10% ludności Hellady. Świadek i historyk tej wojny Tukidydes pisał: „tyle cierpień przypadło w udziale Hellenom, ile nigdy przedtem w równie długim okresie. Nigdy bowiem przedtem nie zdobyli i nie zamienili w pustynię tylu miast ani barbarzyńcy, ani sami Grecy walczący przeciw sobie”.

Konflikt miał charakter totalny. Był prowadzony na wyniszczenie przeciwnika i do ostatecznego zwycięstwa. Szala przechylała się raz na jedną, raz na drugą stronę, a Sparta zawdzięczała zwycięstwo w równej mierze szczęśliwemu przypadkowi, jak i niewybaczalnym błędom popełnionym przez Ateńczyków. Zmienne losy wojny peloponeskiej barwnie przybliża czytelnikom profesor Ryszard Kulesza, znawca dziejów starożytnej Grecji, z Uniwersytetu Warszawskiego.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Wstęp

Wojna pelo­po­ne­ska była naj­więk­szą i naj­dłuż­szą z wojen, jakie toczyli sta­ro­żytni Grecy. W trwa­ją­cym przez ponad ćwierć wieku kon­flik­cie ateń­sko-spar­tań­skim wzięła udział więk­szość pań­ste­wek grec­kich. Sza­cuje się, że dzia­ła­nia wojenne pochło­nęły ponad 10% całej lud­no­ści Hel­lady. Ogromne ofiary w ludziach, straty mate­rialne, a także spu­sto­sze­nie w psy­chice ludz­kiej wywo­łane bez­przy­kładną eska­la­cją okru­cień­stwa, odci­snęły nega­tywne piętno na póź­niej­szych dzie­jach Gre­cji. Naoczny świa­dek, a zara­zem histo­ryk wojny pelo­po­ne­skiej, Tuki­dy­des, prze­ciw­sta­wiał ją woj­nom per­skim, które trwały znacz­nie kró­cej, a o ich wyniku prze­są­dziło kilka wiel­kich bitew: „…obecna zaś wojna była dłu­go­trwała i tyle cier­pień przy­pa­dło w udziale Hel­le­nom, ile ni­gdy przed­tem w rów­nie dłu­gim okre­sie. Ni­gdy bowiem przed­tem nie zdo­byli i nie zamie­nili w pusty­nię tylu miast ani bar­ba­rzyńcy, ani sami Grecy wal­czący prze­ciw sobie. Są też mia­sta, które po zdo­by­ciu zostały sko­lo­ni­zo­wane przez zupeł­nie nową lud­ność. Ni­gdy też przed­tem nie było takiej fali wysie­dleń ani takiego prze­lewu krwi wsku­tek dzia­łań wojen­nych i walk domo­wych. Rze­czy, które daw­niej znano tylko ze sły­sze­nia, ale które raczej rzadko znaj­do­wały potwier­dze­nie w rze­czy­wi­sto­ści, obec­nie utra­ciły swą nie­wia­ry­god­ność: nie­zwy­kle silne trzę­sie­nia ziemi na dużych obsza­rach, zaćmie­nia słońca, zda­rza­jące się czę­ściej, niż to z daw­niejszych cza­sów wspo­mi­nano, wiel­kie susze i spo­wo­do­wane przez nie klę­ski gło­dowe, a przede wszyst­kim zaraza, która w poważ­nym stop­niu spu­sto­szyła i czę­ściowo znisz­czyła Hel­ladę – wszystko to szło rów­no­cze­śnie z tą wojną” (Thuc. I, 23).

Wojna, która ogar­nęła Gre­cję w 431 roku, miała cha­rak­ter totalny. Pro­wa­dzona była na wynisz­cze­nie prze­ciw­nika i do osta­tecz­nego zwy­cię­stwa. Na kon­flikt inte­re­sów oby­dwu mocarstw nało­żyły się różne mniej­sze sprzecz­no­ści i anta­go­ni­zmy pomię­dzy ich sojusz­ni­kami. Była to wojna o pano­wa­nie nad Gre­cją, ale także star­cie idei. Oli­gar­chiczna Sparta wal­czyła z demo­kra­tycz­nymi Ate­nami. Zasad­ni­cze linie podzia­łów bie­gły nie tylko wedle gra­nic stref wpły­wów wal­czą­cych stron, ale rów­nież w obrę­bie poszcze­gól­nych państw. Ary­sto­kraci sprzy­jali Spar­cie, a zwo­len­nicy demo­kra­cji – Ate­nom. Oby­dwa wiel­kie bloki mili­tarne wal­czyły z naj­więk­szą zacię­to­ścią, a osta­teczny wynik wojny był nie­wia­domy pra­wie do samego jej końca. Szala zwy­cię­stwa ważyła się długo, prze­chy­la­jąc się raz na jedną, raz na drugą stronę, a zwy­cię­stwo Sparta zawdzię­czała w rów­nej mie­rze szczę­śli­wemu przy­pad­kowi, jak i nie­wy­ba­czal­nym błę­dom popeł­nio­nym przez Ateń­czy­ków.

Sparta i Ateny

Sparta

Kształt tery­to­rialny oraz ustro­jowy Sparty w V wieku p.n.e.1 był wyni­kiem dłu­giego i skom­pli­ko­wa­nego pro­cesu, który roz­po­czął się wraz z przy­by­ciem ple­mion doryc­kich na Pelo­po­nez na prze­ło­mie II i I tysiąc­le­cia p.n.e. Sparta, jaką znamy z okresu kla­sycz­nego, ufor­mo­wała się osta­tecz­nie w VI wieku p.n.e. Wła­śnie wów­czas ważny dotąd ośro­dek rze­mio­sła i kul­tury wszedł w okres izo­la­cji od reszty świata grec­kiego, a jego struk­tury poli­tyczne i spo­łeczne ule­gły cał­ko­wi­temu skost­nie­niu. Zamy­ka­nie się Sparty na wpływy zewnętrzne wią­zało się z woj­nami zabor­czymi, które dopro­wa­dziły do zaję­cia w VII wieku p.n.e. Mes­se­nii. Obszar pań­stwa zwięk­szył się znacz­nie, osią­ga­jąc około 8500 km2, co uczy­niło Spartę naj­więk­szą polis grecką2. Ser­cem pań­stwa była Sparta, jak nazy­wano pięć nie­znacz­nie odda­lo­nych od sie­bie wsi zamiesz­ka­łych wyłącz­nie przez peł­no­praw­nych oby­wa­teli zwa­nych Spar­tia­tami3. Na ich potrzeby pra­co­wali nie­wolni chłopi – heloci, któ­rych liczbę powięk­szyli miesz­kańcy pod­bi­tej Mes­se­nii, oraz wolni, ale pozba­wieni praw poli­tycz­nych perioj­ko­wie. W jakimś sen­sie ci ostatni trak­to­wani byli jako bierni oby­wa­tele, na co wska­zy­wa­łaby m.in. ofi­cjalna nazwa miesz­kań­ców polis – Lace­de­moń­czycy – obej­mu­jąca tak Spar­tan, jak i perioj­ków. Nie wiemy dokład­nie, jak doszło do usta­le­nia się tego podziału, ale można domnie­my­wać, że jego początki się­gają końca II tysiąc­le­cia, gdy doryccy Spar­tanie zajęli Lako­nię. Skoro jed­nak ist­nie­nie lud­no­ści zależ­nej jest poświad­czone rów­nież w innych czę­ściach Gre­cji, a mimo to wła­ści­wie ni­gdzie (poza Kretą) nie odgry­wała ona takiej roli jak w Spar­cie, jej odmien­ność zaś utrwa­liła się dopiero po zaję­ciu Mes­se­nii, domy­ślamy się, że ten ostatni fakt w nie­ma­łym stop­niu prze­są­dził o dal­szych losach Sparty.

Pomyśl­ność oby­wa­teli i całego pań­stwa opie­rała się na licz­nej i utrzy­my­wa­nej w bez­względ­nym posłu­szeń­stwie war­stwie helo­tów. Wraz z osią­gnię­ciem peł­no­let­no­ści Spar­ta­nin otrzy­my­wał od pań­stwa dział ziemi (kle­ros) upra­wia­nej przez dzie­dzicz­nie przy­wią­zane do niej rodziny heloc­kie. One dostar­czały oby­wa­te­lowi oraz jego bli­skim wszyst­kiego, co było nie­zbędne do życia.

Spar­ta­nin był raczej użyt­kow­ni­kiem, ani­żeli wła­ści­cie­lem swo­ich helo­tów. Słu­żyli jemu, ale nie mógł nimi dowol­nie roz­po­rzą­dzać, a pań­stwo nie pozo­sta­wiało sto­sun­ków oby­wa­tele-heloci tylko samym Spar­ta­nom. Jako wspól­nota użyt­kow­ni­ków helo­tów polis spar­tań­ska podej­mo­wała różne środki mające odda­lić nie­bez­pie­czeń­stwo buntu lud­no­ści zależ­nej. W razie, gdyby któ­ryś ze Spar­tan oka­zał się zbyt łagodny wobec swo­ich helo­tów, nara­ziłby się nie tylko na potę­pie­nie ze strony innych, ale zostałby rów­nież uka­rany przez wła­dze. Każdy oby­wa­tel mógł, a nawet powi­nien, skar­cić krnąbr­nego helotę, w razie potrzeby wymie­rza­jąc mu karę cie­le­sną. Ze wzglę­dów bez­pie­czeń­stwa helo­tom kazano ubie­rać się w ści­śle okre­ślony spo­sób, dzięki czemu byli łatwi do roz­po­zna­nia. Cho­dziło o to, aby wytwo­rzyć w nich psy­chozę stra­chu, prze­ko­nu­jąc, że wszelki sprze­ciw ska­zany jest na nie­po­wo­dze­nie. Trak­tu­jąc helo­tów jak pod­lu­dzi, Spar­tanie sami sta­wali się w jakimś stop­niu ofia­rami ter­roru, na któ­rym zbu­do­wali swoje pań­stwo. Na poli­tyce Sparty zawsze ważyła obawa rewolty heloc­kiej, która gro­ziła roz­sa­dze­niem całej struk­tury pań­stwowej. Spar­tanie uni­kali zbroj­nego anga­żo­wa­nia się na odle­głych tere­nach i wysy­ła­nia więk­szo­ści woj­ska poza Pelo­po­nez wła­śnie ze względu na helo­tów.

Znacz­nie wyżej w hie­rar­chii spo­łecz­nej stali perioj­ko­wie. Zamiesz­ki­wali oni w osob­nych osa­dach, korzy­sta­jąc z auto­no­mii, w zamian za którą zobo­wią­zani byli do służby woj­sko­wej (w odręb­nych oddzia­łach) oraz dostar­cza­nia Spar­ta­nom róż­nych wyro­bów rze­mieśl­ni­czych. Sto­sunki mię­dzy Spar­ta­nami a perioj­kami uło­żyły się na zasa­dzie obo­pól­nych korzy­ści. W prze­ci­wień­stwie do helo­tów perioj­ko­wie byli lojal­nymi miesz­kań­cami Sparty, o czym świad­czy brak jakich­kol­wiek wzmia­nek źró­dło­wych zarówno o środ­kach zarad­czych podej­mo­wa­nych prze­ciwko nim przez wła­dze spar­tań­skie, jak i o bun­tach z ich strony.

Jedy­nymi peł­no­praw­nymi człon­kami polis byli Spar­ta­nie. Sami o sobie mówili z dumą, że są „jed­na­kowi” (homo­ioi), co do pew­nego stop­nia musiało odpo­wia­dać praw­dzie. Eko­no­miczną rękoj­mią rów­no­ści były działy ziemi, zbli­żone do sie­bie raczej pod wzglę­dem wydaj­no­ści ani­żeli powierzchni. Uwol­nieni od koniecz­no­ści pracy na roli Spar­ta­nie zaj­mo­wali się głów­nie dosko­na­le­niem swych umie­jęt­no­ści woj­sko­wych. Bez­u­stanne ćwi­cze­nia indy­wi­du­alne i zbio­rowe stwo­rzyły armię, która nie miała sobie rów­nych w Gre­cji i była gwa­ran­cją wewnętrz­nej sta­bil­no­ści pań­stwa.

Spar­ta­nin był czę­ścią zbio­ro­wo­ści, któ­rej ele­menty dzia­łały zgod­nie dla osią­gnię­cia wspól­nego celu. Wszy­scy oby­wa­tele pod­le­gali tym samym rygo­rom. Wła­dze inge­ro­wały w nie­mal każdą dzie­dzinę życia, two­rząc sys­tem naka­zów i zaka­zów obli­czo­nych na wycho­wa­nie posłusz­nego oby­wa­tela oraz świet­nie wyszko­lo­nego żoł­nie­rza.

Zakres wol­no­ści jed­nostki okre­ślono nie­zwy­kle wąsko. Wol­ność oby­wa­tela Sparty była w głów­nej mie­rze wol­no­ścią do słu­że­nia polis. Inte­res oso­bi­sty musiał scho­dzić na dal­szy plan. Nawet decy­zja o losie dzieci oby­wa­tela nie zale­żała od niego samego. Gdy naro­dził mu się syn, musiał zanieść nie­mowlę przed obli­cze star­szy­zny, która po doko­na­niu oglę­dzin, wyro­ko­wała o pozo­sta­wie­niu chłopca przy życiu, uzna­jąc, że może wyro­snąć w przy­szło­ści na dobrego wojow­nika, lub o porzu­ce­niu go w górach na pewną śmierć, gdy starsi dopa­trzyli się jakiejś ułom­no­ści. W domu rodzin­nym dziecko prze­by­wało jedy­nie do siód­mego roku życia, po czym roz­po­czy­nało żywot w gru­pie rówie­śni­ków, pod­le­ga­jąc dys­cy­pli­nie i szko­le­niu woj­sko­wemu. Wycho­wa­nie spar­tań­skie (agoge) w nie­wiel­kim tylko stop­niu obej­mo­wało kształ­ce­nie umy­słu. Jak się wydaje, poprze­sta­wano na ele­men­tar­nej zna­jo­mo­ści pisa­nia i czy­ta­nia4. W cza­sie agoge młody czło­wiek sta­wał się praw­dzi­wym Spar­ta­ni­nem. Czło­wiek, który jej nie prze­szedł, nie mógł zostać peł­no­praw­nym oby­wa­te­lem. Po skoń­cze­niu dwu­dzie­stego roku życia mło­dzie­niec prze­cho­dził do grupy doro­słych, ale na­dal więk­szość czasu spę­dzał w gro­nie męż­czyzn. Obo­wiąz­ko­wym ele­men­tem życia Spar­tan były wspólne posiłki, spo­ży­wane w mniej wię­cej dwu­dzie­sto­oso­bo­wych gru­pach (sys­si­tie). Udział w nich był warun­kiem człon­ko­stwa we wspól­no­cie. Spar­tanin, który nie mógł dostar­czyć okre­ślo­nej ilo­ści pro­duk­tów prze­zna­czo­nych na wspólne posiłki, tra­cił prawa oby­wa­tel­skie. Wyży­wie­nie było zresztą skromne. W całej Gre­cji słynna była spar­tań­ska czarna polewka, sym­bol nie­wy­szu­ka­nego gustu kuli­nar­nego Spar­tan. Plu­tarch opo­wiada aneg­dotę o królu Pontu, który nabył kucha­rza lakoń­skiego i kazał mu przy­rzą­dzić spar­tań­ską potrawę. Nie­za­do­wo­lo­nego króla miał kucharz dow­cip­nie poin­for­mo­wać, że aby doce­nić jej smak, należy wcze­śniej wyką­pać się w Euro­ta­sie (Plut. Likurg 12, 7). Przy­na­leż­ność do poszcze­gól­nych sys­si­tii była stała, a przy­ję­cie do nich zale­żało od wyniku taj­nego gło­so­wa­nia dotych­cza­so­wych człon­ków nad nowym kan­dy­da­tem. Od udziału w sys­si­tiach nie byli zwol­nieni nawet kró­lo­wie (choć skąd­inąd nie prze­cho­dzili np. przez agoge). Gdy po powro­cie z jed­nej z wypraw wojen­nych król Agis chciał spo­żyć posi­łek wraz z żoną w domu i posłał po swoją por­cję jedze­nia do „sto­łówki”, odmó­wiono mu jej wyda­nia (Plut. Likurg 12, 3).

Na życie rodzinne przy­cho­dził czas dopiero po ukoń­cze­niu trzy­dzie­stu lat. Mał­żeń­stwo Spar­ta­nina nie było wła­ści­wie jego sprawą pry­watną. Pań­stwo potrze­bo­wało nowych oby­wa­teli i nawet w tej dzie­dzi­nie nie pozo­sta­wiało oby­wa­te­lom wiele swo­body. Od króla Anak­san­dri­dasa, któ­rego żona nie mogła mieć dzieci, efo­ro­wie zażą­dali, aby ją ode­słał i wziął sobie nową mał­żonkę. Wobec sprze­ciwu Anak­san­dri­dasa, który kochał swą żonę i nie chciał jej odsy­łać, pozwo­lono mu w końcu pozo­sta­wić ją, naka­zu­jąc jed­no­cze­śnie wzię­cie nowej w celu spło­dze­nia z nią dzieci (Hdt. V, 39–41). Zało­że­nie rodziny było oby­wa­tel­skim obo­wiąz­kiem. Młode dziew­częta zamy­kano w ciem­nym pomiesz­cze­niu i wpusz­czano tam kawa­le­rów, a doko­nany w tych warun­kach wybór nie mógł następ­nie zostać zmie­niony w świe­tle dzien­nym, co nie­kiedy pro­wa­dziło do praw­dzi­wych dra­ma­tów. Nie było pobła­ża­nia dla tych, któ­rzy nie kwa­pili się do zało­że­nia rodziny. Sta­rzy kawa­le­ro­wie musieli w środku zimy bie­gać nago po rynku, wyśpie­wu­jąc szy­der­cze pio­senki na swój temat. Stary kawa­ler nie korzy­stał z należ­nego star­szym sza­cunku; młodsi od niego nie musieli np. ustę­po­wać mu miej­sca.

Za naczelną cnotę uzna­wano walecz­ność. Spar­ta­nin wra­cał z wojny „z tar­czą”, czyli zwy­cię­ski, lub „na tar­czy”, czyli mar­twy. Gdy stchó­rzył, po powro­cie sta­wał się obiek­tem prze­śla­do­wań; musiał wdziać hań­biący strój w kolo­rowe łaty, golić jedy­nie połowę wąsów, każdy napo­tkany oby­wa­tel mógł go bez­kar­nie ude­rzyć. Tacy tchó­rze, tre­san­tes, jak ich nazy­wano, tra­cili też część praw oby­wa­telskich. Waż­niej­sza jed­nak od for­mal­nych kar była atmos­fera, w któ­rej tchó­rzo­stwo ucho­dziło za naj­więk­szą hańbę. Z dwóch Spar­tan, któ­rzy nie pole­gli wraz z Leoni­da­sem pod Ter­mo­pi­lami, Pan­ti­tes powie­sił się, a Ari­sto­de­mos zgi­nął pod Pla­te­jami, doko­nu­jąc cudów walecz­no­ści, aby odzy­skać dobre imię.

Ustrój poli­tyczny Sparty odzna­czał się daleko posu­niętą pro­stotą. Wła­dze polis two­rzyło dwóch kró­lów, Zgro­ma­dze­nie Ludowe, rada star­szych oraz efo­ro­wie.

Dwóch dzie­dzicz­nych kró­lów z dyna­stii Agia­dów i Eury­pon­ty­dów sta­no­wiło pozo­sta­łość ustroju kró­lew­skiego. Ota­czani byli wiel­kim sza­cun­kiem i mieli duże zna­cze­nie poli­tyczne. Do ich naj­waż­niej­szych upraw­nień zali­czamy spra­wo­wa­nie naczel­nego dowódz­twa w cza­sie wypraw wojen­nych5.

Zgro­ma­dze­nie (apella) zwo­ły­wano co mie­siąc w celu omó­wie­nia spraw bie­żą­cych. Apella nie okre­ślała jed­nak kie­run­ków poli­tyki Sparty. Jej uczest­nicy nie mieli nawyku dys­ku­sji. Do dobrego tonu nale­żało lako­niczne wysła­wia­nie się, a więc krót­kie, rze­czowe, bez zbęd­nych upięk­szeń. Gdy Zgro­ma­dze­nie przy­stę­po­wało do wyboru urzęd­ni­ków, gło­so­wano za pomocą krzyku, któ­rego inten­syw­ność oce­niała grupa Spar­tan zamknię­tych w sąsied­nim budynku. Prze­cho­dził ten kan­dy­dat, któ­rego przy­jęto naj­gło­śniej­szymi okrzy­kami.

Zanim Zgro­ma­dze­nie się w ogóle roz­po­częło, więk­szość posta­no­wień była już pod­jęta. Wiele z nich podej­mo­wała trzy­dzie­sto­oso­bowa Rada Star­szych (geru­zja), któ­rej człon­ko­wie zwo­ły­wali i prze­wod­ni­czyli obra­dom apelli, a nawet mogli je roz­wią­zy­wać, gdy oby­wa­tele skła­niali się ku szko­dli­wej ich zda­niem decy­zji.

Naj­wię­cej mieli jed­nak do powie­dze­nia efo­ro­wie. Spo­śród ogółu oby­wa­teli wybie­rano na rok pię­ciu efo­rów, powie­rza­jąc im wła­dzę nad Spar­ta­nami, nad­zór nad helo­tami, kon­trolę nad kró­lami, pie­czę nad całą polis.

Spar­ta­nie nie mieli na co dzień wiel­kiego wpływu na poli­tykę pań­stwa. W ich imie­niu rzą­dziła wąska grupa rodzin, która potra­fiła zapew­nić sobie domi­nu­jącą pozy­cję we wspól­no­cie „jed­na­ko­wych”. Pod wzglę­dem zna­cze­nia w Spar­cie byli nie­wąt­pli­wie „równi” i „rów­niejsi”.

Armia była siłą i dumą Sparty6. Prze­waga wojow­ni­ków spar­tań­skich nad pozo­sta­łymi Gre­kami wyni­kała ze spe­cy­fiki ich życia. Kiedy sprzy­mie­rzeńcy pozo­sta­jący pod roz­ka­zami króla Age­si­la­osa narze­kali na szczu­płość sił wysła­nych przez Spartę, ten pole­cił usiąść wszyst­kim żoł­nie­rzom, po czym naka­zał wstać garn­ca­rzom, potem kowa­lom, a po nich sto­la­rzom, budow­ni­czym i innym, aż do momentu, gdy pra­wie wszy­scy sprzy­mie­rzeńcy znaj­do­wali się już na nogach (Plut. Ages. 26, 4–5). Nie było wśród nich Spar­tan, co wła­śnie chciał poka­zać Age­si­laos. W prze­ci­wień­stwie do innych armii grec­kich, które two­rzyli ludzie na co dzień upra­wia­jący cał­ko­wi­cie poko­jowe pro­fe­sje, spar­tań­ska skła­dała się z żoł­nie­rzy odda­ją­cych się wyłącz­nie rze­mio­słu wojen­nemu. Nie bez racji nazy­wano ich „arty­stami wojny” (Xen. Lak. Pol. 13, 5). Masze­ru­jąca w zwar­tych sze­re­gach w rytm narzu­cany przez flet­ni­stę lub z pie­śnią bojową na ustach armia spar­tań­ska musiała budzić strach i podziw zara­zem.

Armię spar­tań­ską two­rzyło 6 mor (gr. mora), które sta­no­wiły naj­więk­szą jed­nostkę7. W skład dowo­dzo­nej przez pole­mar­chę mory wcho­dziło na początku V wieku 1280 żoł­nie­rzy roz­dzie­lo­nych pomię­dzy dwa lochoi (lp lochos), liczące po 640 ludzi każdy. Na czele lochosu stał locha­gos, któ­remu pod­le­gało czte­rech pen­te­kon­te­rów, dowód­ców pen­te­ko­stii, oddzia­łów zło­żo­nych ze 160 żoł­nie­rzy. Naj­mniej­szą jed­nostką była eno­mo­tia licząca w peł­nym sta­nie 40 żoł­nie­rzy pod­le­ga­ją­cych roz­ka­zom eno­mo­tar­chy. W prak­tyce liczeb­ność poszcze­gól­nych jed­no­stek ule­gała zmia­nom zwią­za­nym ze spad­kiem liczby peł­no­praw­nych oby­wa­teli, a także z tym, że na kon­kretne wyprawy powo­ły­wano jedy­nie część rocz­ni­ków przy­pi­sa­nych do eno­mo­tii. Gdy więc czy­tamy w źró­dle o morze, locho­sie lub eno­mo­tii, nie mamy ni­gdy pew­no­ści, o jaką dokład­nie liczbę żoł­nie­rzy cho­dzi. W okre­sie wojny pelo­po­ne­skiej prze­ciętna liczeb­ność eno­mo­tii wyno­siła praw­do­po­dob­nie 32 ludzi (Thuc. V, 68, 3). Mobi­li­za­cję prze­pro­wa­dzano wedle rocz­ni­ków, a pod­stawą dla niej był stan eno­mo­tii, do któ­rych przy­dzie­lano mło­dych oby­wa­teli wraz z osią­gnię­ciem przez nich 20 roku życia. W skład armii wcho­dziły jako osobne jed­nostki oddziały Ski­ri­tai, Hip­peis i jazdy. Ski­ri­tai, któ­rych nazwa pocho­dzi być może od okręgu Ski­ri­tis, praw­do­po­dob­nie byli perioj­kami, któ­rzy z jakichś powo­dów wysta­wiali uprzy­wi­le­jo­wany oddział hopli­tów, trak­to­wa­nych na równi z pozo­sta­łymi Spar­ta­nami. Ski­ri­tai spra­wo­wali zwy­kle straż nocną w obo­zie spar­tań­skim. Trzy­stu Hip­peis, mło­dych ludzi wyzna­cza­nych przez tzw. hip­pa­gre­tai, two­rzyło gwar­dię kró­lew­ską. Nie jest dosta­tecz­nie jasne, czy Hip­peis byli cał­ko­wi­cie odrębną jed­nostką, czy też wcho­dzili w skład jed­nej z mor. Z pew­no­ścią należy ich odróż­niać od gwar­dii przy­bocz­nej towa­rzy­szą­cej kró­lom w cza­sie wypraw wojen­nych (dory­fo­roi). Uważa się, że mimo swej nazwy Hip­peis (gr. jeźdźcy) byli pie­chu­rami. Wła­ściwa jazda nie odgry­wała w woj­sku spar­tań­skim więk­szej roli. Być może podob­nie jak pie­chota była podzie­lona na 6 morai dowo­dzo­nych przez hip­par­mo­stes, ale jej liczeb­ność nie była stała, lecz zależna od potrzeb. Spar­tiaci nie słu­żyli w jeź­dzie, byli nato­miast dowód­cami poszcze­gól­nych oddzia­łów. Po raz pierw­szy sły­szymy o jeź­dzie spar­tań­skiej w 424 roku, kiedy utwo­rzono ruchome oddziały w związku z obec­no­ścią Ateń­czy­ków w Pylos i koniecz­no­ścią odpie­ra­nia ata­ków ateń­skich z morza. W 394 roku w bitwie pod Nemeą uczest­ni­czyła jazda lace­de­moń­ska w sile 600 żoł­nie­rzy (Xen. Heli. IV, 2, 16).

W razie potrzeby na wyprawę zwo­ły­wano rów­nież perioj­ków, a także two­rzone osobne oddziały nie­peł­no­praw­nych Spar­tan, tzw. neo­da­mo­deis (począw­szy od lat dwu­dzie­stych), a nawet helo­tów, któ­rzy w tej roli wystą­pili po raz pierw­szy w okre­sie wojny pelo­po­ne­skiej, uczest­ni­cząc w licz­bie 700 w wypra­wie Bra­zy­dasa do Chal­ki­dyki w 424 roku. Zwy­kle auto­rzy sta­ro­żytni na okre­śle­nie armii spar­tań­skiej uży­wają ogól­nego ter­minu Lace­de­moń­czycy, co spra­wia, że nie bar­dzo wiemy, ilu wła­ści­wych Spar­tan liczyła ona naprawdę. Z pew­no­ścią ich udział sta­wał się z upły­wem czasu coraz mniej­szy, skoro liczba oby­wa­teli, się­ga­jąca na początku V wieku około 10 000, w końcu IV wieku spa­dła do 1000.

Idą­cemu na wojnę Spar­tia­cie towa­rzy­szył słu­żący, zwy­kle helota, który niósł tar­czę oraz pozo­stały sprzęt bojowy z wyjąt­kiem samej broni. Uzbro­je­nie Spar­tan nie róż­niło się zasad­ni­czo od wypo­sa­że­nia innych armii grec­kich. W IV wieku można ich było odróż­nić po widocz­nej z daleka lite­rze lambda na tar­czy. W V wieku umiesz­czano na tar­czach raczej sym­bole indy­wi­du­alne. Włócz­nie spar­tań­skie miały dłu­gość od dwóch do dwóch i pół metra, a więc były podobne do uży­wa­nych przez innych Gre­ków. Jedy­nie mie­czy mieli Spar­tanie uży­wać nieco krót­szych.

Sparta nie utrzy­my­wała wła­snej floty. W wypadku pro­wa­dze­nia dzia­łań wojen­nych na morzu tra­dy­cyj­nie do Spar­tan nale­żało naczelne dowódz­two nad flotą wysta­wianą przez ich sojusz­ni­ków. Wyzna­czano wów­czas na rok nauar­chę (nauar­chos) oraz jego zastępcę, tzw. sekre­ta­rza (epi­sto­leus). Zwy­kle, choć nie zawsze, uwzględ­niano w tym wypadku kom­pe­ten­cje, co tłu­ma­czy kariery ludzi spoza wła­ści­wej elity wła­dzy, takich jak Lizan­der i Gylip­pos, w okre­sie wojny pelo­po­ne­skiej.

Armią lądową dowo­dził jeden z kró­lów, a gdy było to z jakichś szcze­gól­nych powo­dów nie­moż­liwe – czło­nek rodziny kró­lew­skiej. W „szta­bie” naczel­nego wodza znaj­do­wali się pole­mar­cho­wie, trzech spe­cjal­nie w tym celu wyzna­czo­nych homo­ioi, a także flet­ni­ści, chi­rur­dzy i „ochot­nicy”.

Swej prze­wa­dze mili­tar­nej zawdzię­czała Sparta hege­mo­nię na Pelo­po­ne­zie. Opar­ciem dla niej była ukształ­to­wana jesz­cze w VI wieku p.n.e. sym­ma­chia spar­tań­ska, okre­ślana nie­kiedy nie cał­kiem traf­nie jako Zwią­zek Pelo­po­ne­ski. W źró­dłach sta­ro­żyt­nych wystę­puje ona pod nazwą „Lace­de­moń­czycy i ich sprzy­mie­rzeńcy (sym­ma­choi)”. Poszcze­gól­nych sprzy­mie­rzeń­ców łączyły ze Spartą odrębne soju­sze, z któ­rych wyni­kało jej przy­wódz­two nad całą sym­ma­chią. W mia­stach sprzy­mie­rzo­nych rzą­dziły sprzy­ja­jące Spar­cie oli­gar­chie, co było dodat­ko­wym gwa­ran­tem sta­bil­no­ści soju­szu. Człon­kami sym­ma­chii były wła­ści­wie wszyst­kie pań­stwa Pelo­po­nezu z wyjąt­kiem skłó­co­nego od dawna ze Spartą Argos. Po 480 roku Argos prze­ży­wało jed­nak okres osła­bie­nia, a od 451 roku obo­wią­zy­wał 30-letni rozejm, który sku­tecz­nie chro­nił Spar­tan przed wro­gimi akcjami z tej strony. W chwili wybu­chu wojny pelo­po­ne­skiej Argiwi i Acha­jo­wie zacho­wali neu­tral­ność, pod­czas gdy reszta państw Pelo­po­nezu sta­nęła po stro­nie Sparty. Jej sojusz­ni­kami spoza Pelo­po­nezu byli Mega­rej­czycy, Beoci, Lokro­wie, Fokej­czycy, Ampra­kioci, Leu­ka­dyj­czycy, Anak­to­ryj­czycy. Z reguły sprzy­jali im też oli­gar­cho­wie z miast pozo­sta­ją­cych pod wpły­wem Aten, co miało w przy­szło­ści uła­twić Spar­tanom pro­wa­dze­nie wojny. Wraz ze swo­imi sojusz­ni­kami Spar­tanie mogli wysta­wić około 50 000 hopli­tów oraz co naj­mniej tyle samo lek­ko­zbroj­nych, pewną liczbę jazdy i około setki trier. Na lądzie prze­waga nale­żała bez wąt­pie­nia do Sparty, ale pro­blem pole­gał na tym, że wszyst­kich sił nie można było użyć do pro­wa­dze­nia dłu­go­trwa­łych dzia­łań. Część swo­ich wojsk Spar­tanie musieli zawsze pozo­sta­wiać w kraju, aby zapo­biec ewen­tu­al­nemu bun­towi helo­tów, a sojusz­nicy spar­tań­scy musieli prze­cież obra­biać rów­nież wła­sne pola. Sym­ma­chia nie miała wiel­kich rezerw finan­so­wych i, co z tym zwią­zane, środ­ków na budowę floty, co dałoby moż­li­wość zada­nia Ate­nom decy­du­ją­cego ciosu na morzu.

Ateny

Zaj­mu­jące trzy­krot­nie mniej­szy niż Sparta obszar Ateny były po niej drugą co do wiel­ko­ści, a zara­zem naj­lud­niej­szą polis grecką (około 35–45 000 doro­słych męż­czyzn-oby­wa­teli w V wieku)8. Podob­nie jak w Spar­cie w Ate­nach mamy do czy­nie­nia z ist­nie­niem trzech odręb­nych grup lud­no­ści. Naj­niż­szą z nich byli znaj­du­jący się prze­waż­nie w rękach pry­wat­nych nie­wol­nicy9. W miarę boga­ce­nia się spo­łe­czeń­stwa coraz bar­dziej liczni, ni­gdy jed­nak nie wyrę­czali Ateń­czy­ków, jak heloci Spar­tan, w pracy. Nie­jed­nemu nie­wol­ni­kowi wio­dło się nie gorzej niż prze­cięt­nemu oby­wa­te­lowi, a nie­liczni docho­dzili do dużych pie­nię­dzy. W Ate­nach nie dało się odróż­nić na ulicy oby­wa­tela od nie­wol­nika; ubrani podob­nie, otrzy­my­wali też takie samo wyna­gro­dze­nie za pracę, zapłata nie zale­żała bowiem od sta­tusu pra­cow­nika, lecz od cha­rak­teru zaję­cia.

Nie­wol­ni­kom powo­dziło się bar­dzo róż­nie, ale tym, co ich wszyst­kich łączyło, była utrata wol­no­ści oso­bi­stej. Nie­wol­nik nale­żał cał­ko­wi­cie do wła­ści­ciela, któ­rego praw pań­stwo nie sta­rało się ogra­ni­czać, zaka­zu­jąc jedy­nie zabi­ja­nia oraz pozwa­la­jąc szcze­gól­nie bru­tal­nie trak­to­wa­nemu nie­wol­ni­kowi szu­kać azylu w jed­nej ze świą­tyń, gdzie mógł doma­gać się, aby sprze­dano go innemu panu.

Nie­wol­nicy ateń­scy pra­co­wali na roli, w kopal­niach, kamie­nio­ło­mach, w zamoż­nych domach sprzą­tali, goto­wali, opie­ko­wali się dziećmi, robili zakupy. Zda­rzało się, że wła­ści­ciel w zamian za udział w zyskach pozwa­lał nie­wol­ni­kowi na samo­dzielne pro­wa­dze­nie sklepu lub warsz­tatu rze­mieśl­ni­czego. W naj­lep­szej sytu­acji znaj­do­wał się nie­wol­ni­czy per­so­nel ateń­skich ban­ków. Ich wła­ści­cielami zosta­wali nie­rzadko wyzwo­leni uprzed­nio nie­wol­nicy, wyna­gra­dzani cza­sem za zasługi dla Aten oby­wa­tel­stwem.

Wła­ści­cie­lem nie­wol­ni­ków było rów­nież pań­stwo. Spo­śród nie­wol­ni­ków publicz­nych rekru­to­wała się służba świą­tynna oraz różni woźni, archi­wi­ści, rach­mi­strzo­wie. Porządku w mie­ście pil­no­wało trzy­stu nie­wol­ni­ków scy­tyj­skich. Nie­wol­nicy publiczni korzy­stali ze znacz­nej swo­body, otrzy­my­wali wyna­gro­dze­nie, za które kupo­wali ubra­nie, żyw­ność, wynaj­mo­wali miesz­ka­nie, mogli nawet zakła­dać rodziny.

Nie­wol­nik mógł rów­nież – naj­czę­ściej uciu­ław­szy odpo­wied­nią sumę – wyku­pić się, uzy­sku­jąc od wła­ści­ciela wyzwo­le­nie. Wyzwo­lony nie­wol­nik prze­cho­dził do zło­żo­nej z osia­dłych na stałe w mie­ście cudzo­ziem­ców grupy metoj­ków. Metoj­ko­wie nie uczest­ni­czyli w życiu poli­tycz­nym mia­sta, nie mogli posia­dać ziemi ani domu na wła­sność, ale w sfe­rze gospo­dar­czej korzy­stali z tych samych praw co oby­wa­tele. Pod­le­gali podob­nym, choć nie­znacz­nie więk­szym niż oby­wa­tele, obcią­że­niom finan­so­wym oraz obo­wiąz­kowi służby woj­sko­wej. Znaczna ich część zaj­mo­wała się han­dlem i rze­mio­słem. Zosta­nie metoj­kiem zale­żało od indy­wi­du­al­nej decy­zji cudzo­ziemca, który też w każ­dej chwili mógł powró­cić do swo­jego ojczy­stego mia­sta.

Nie­zwy­kle rzadko zda­rzało się, aby czło­wiek z zewnątrz uho­no­ro­wany został oby­wa­tel­stwem. Oby­wa­te­lem ateń­skim trzeba było się uro­dzić, przy czym od połowy V wieku już nie tylko ojciec, ale rów­nież i matka musiała być rodo­witą Atenką. Oby­wa­tele ateń­scy two­rzyli zbio­ro­wość liczną i wewnętrz­nie zróż­ni­co­waną. Mimo róż­nic pocho­dze­nia i zamoż­no­ści wszy­scy byli sobie równi jako oby­wa­tele. Bycie boga­tym nie dawało żad­nych szcze­gól­nych przy­wi­le­jów, zobo­wią­zy­wało nato­miast do pro­por­cjo­nal­nych do zamoż­no­ści świad­czeń na rzecz wspól­noty.

Polis ateń­ska nie inge­ro­wała w życie pry­watne oby­wa­teli. Wycho­wa­nie dzieci, sto­sunki wewnątrz rodziny, zaję­cia oby­wa­teli zale­żały od nich samych. Od oby­wa­tela wyma­gano speł­nia­nia obo­wiąz­ków finan­so­wych (bogatsi), woj­sko­wych (wszy­scy), uczest­nic­twa w kul­cie bóstw opie­kuń­czych polis oraz postę­po­wa­nia god­nego Ateń­czyka. Na utratę praw oby­wa­tel­skich nara­żał się ktoś, kto nie zapew­nił na sta­rość opieki rodzi­com, zanie­dbał rodzinne groby, lek­ce­wa­żył kult bogów lub upra­wiał pro­sty­tu­cję. Polis ocze­ki­wała od oby­wa­teli udziału w życiu publicz­nym, ale nie zmu­szała ich do niego. Powszech­nie korzy­stano z wol­no­ści słowa, zezwa­la­ją­cej na swo­bodne gło­sze­nie wyzna­wa­nych poglą­dów. W nie­ma­łej mie­rze także dzięki temu Ateny mogły stać się inte­lek­tu­alną sto­licą antycz­nej Gre­cji.

Ory­gi­nal­ność Aten i ich odręb­ność od Sparty uka­zuje ustrój poli­tyczny tego mia­sta. Od cza­sów reform Klej­ste­nesa w Ate­nach kształ­to­wała się powoli demo­kra­cja, która w dru­giej poło­wie V wieku osią­gnęła swą postać doj­rzałą. Jej istotą było rów­no­upraw­nie­nie oby­wa­teli. Naj­wyż­szą wła­dzą w pań­stwie było Zgro­ma­dze­nie Ludowe (ekle­zja), które decy­do­wało o poli­tyce wewnętrz­nej i zagra­nicz­nej Aten. Wszy­scy oby­wa­tele (poli­tai) byli równi wobec prawa, mieli jed­na­kowy głos na Zgro­ma­dze­niu i jed­na­kowe prawo do spra­wo­wa­nia urzę­dów.

Ateń­czycy nie sądzili jed­nak, że wszy­scy są tacy sami i z tego powodu zasłu­gują na równe trak­to­wa­nie. „Rów­ność praw” (iso­no­mia) nie wyra­stała z prze­ko­na­nia o rów­no­ści natu­ral­nej, lecz z uzna­nia, że każdy winien uzy­skać równą z innymi szansę wyka­za­nia się. Dla­tego urzędy, poza nie­licz­nymi, obsa­dzano w dro­dze loso­wa­nia. Zakła­dano, że zwy­kły oby­wa­tel nadaje się do peł­nie­nia więk­szo­ści funk­cji publicz­nych. Ateń­czyk, który ukoń­czył trzy­dzie­ści lat i chciał objąć urząd pań­stwowy, mógł więc wysu­nąć swoją kan­dy­da­turę i, jeśli los mu sprzy­jał, zostać urzęd­ni­kiem. Wylo­so­wa­nych cze­kał wpraw­dzie egza­min, ale nie pytano ich o kwa­li­fi­ka­cje, spraw­dzano jedy­nie, czy są oby­wa­telami oraz wła­ści­wie wypeł­niają swoje obo­wiązki finan­sowe, reli­gijne i woj­skowe. Owa lote­ria urzęd­ni­cza była kry­ty­ko­wana już w sta­ro­żyt­no­ści i dziś pew­nie nie­wielu zna­la­złaby zwo­len­ni­ków. Nie­mniej pań­stwo ateń­skie, które korzy­stało z usług swo­ich loso­wa­nych urzęd­ni­ków, miało się zupeł­nie dobrze i upa­dło po pra­wie dwu­stu latach ist­nie­nia wcale nie z ich powodu. Musimy pamię­tać, że choć loso­wano spo­śród tysięcy oby­wa­teli, two­rzyli oni spo­łecz­ność sto­sun­kowo jed­no­rodną, łączył ich wspólny inte­res, wszy­scy żywo inte­resowali się spra­wami polis, a uczest­nic­two w Zgro­ma­dze­niu i spra­wo­wa­nie urzę­dów dawało nie­zbędne mini­mum wie­dzy o funk­cjo­no­wa­niu pań­stwa. Wresz­cie było to spo­łe­czeń­stwo odpo­wie­dzialne, w któ­rym jed­nostka dzia­ła­jąca na jego nie­ko­rzyść zosta­łaby nie tylko napięt­no­wana, ale uka­rana i pozba­wiona wszel­kiego zna­cze­nia. Oby­wa­teli ateń­skich okre­śla się nie­kiedy mia­nem poli­ty­ków i choć jest to ter­min tech­niczny zare­zer­wo­wany dla pew­nej grupy ludzi, nie da się zaprze­czyć, że oby­wa­tel-poli­tes, bro­nił swo­jego pań­stwa (polis) w cza­sie wojny jako hoplita i kształ­to­wał jego poli­tykę w cza­sie pokoju (i wojny), zasia­da­jąc w Zgro­ma­dze­niu i spra­wu­jąc funk­cje urzęd­ni­cze.

Zgro­ma­dze­nie Ludowe (ekle­sia) było naj­waż­niej­szym orga­nem wła­dzy pań­stwo­wej. Kilka razy w mie­siącu na nie­wy­so­kim wzgó­rzu o nazwie Pnyks odby­wały się posie­dze­nia, w któ­rych uczest­ni­czyło zwy­kle 3000–6000 oby­wa­teli. Mimo że przyjść mógł każdy, nawet wów­czas, gdy zaczęto pła­cić za uczest­nic­two (IV wiek), fre­kwen­cja nie była zbyt wysoka. W ciągu zwy­kle kilku godzin radzono nad bie­żą­cymi pro­ble­mami, a także roz­strzy­gano różne zasad­ni­cze kwe­stie. Pod­czas obrad Zgro­ma­dze­nia mógł zabrać głos każdy Ateń­czyk, choć, co oczy­wi­ste, nie wszyst­kich słu­chano rów­nie uważ­nie. Prze­ma­wia­nie przed wie­lo­ty­sięczną publicz­no­ścią stwa­rzało zapo­trze­bo­wa­nie na świet­nych mów­ców, umie­ją­cych sobie radzić z nie­spo­koj­nym tłu­mem. Nic też dziw­nego, że wła­śnie w Ate­nach sztuka wymowy osią­gnęła wyżyny. Wybie­ra­jąc pomię­dzy róż­nymi pro­po­zy­cjami, zgro­ma­dzeni dawali wyraz swo­jemu sta­no­wi­sku poprzez gło­so­wa­nie. W odróż­nie­niu od człon­ków współ­cze­snych par­la­men­tów Ateń­czycy na ekle­zji decy­do­wali dosłow­nie o sobie. Opo­wia­da­jąc się za wyprawą wojenną, Ateń­czyk wie­dział, że on lub jego bli­scy wezmą w niej udział, co na ogół zachę­cało do kie­ro­wa­nia się roz­sąd­kiem, a nie emo­cjami lub pry­watą.

Zgro­ma­dze­nie nie było hała­śli­wym wie­cem, ale dzia­ła­ją­cym wedle z góry usta­lo­nej pro­ce­dury orga­nem wła­dzy. Nad stroną tech­niczną posie­dze­nia, przy­go­to­wu­jąc je, a następ­nie uczest­ni­cząc w reali­za­cji czę­ści posta­no­wień, czu­wała Rada Pię­ciu­set. W jej skład wcho­dziło 50 przed­sta­wi­cieli każ­dego z dzie­się­ciu okrę­gów tery­to­rial­nych (tzw. fyl), na jakie u schyłku VI wieku podzie­lono Attykę. Ze wzglę­dów prak­tycz­nych wła­śnie owe 50-oso­bowe komi­sje Rady (tzw. pry­ta­nie) wyko­ny­wały w jej imie­niu więk­szość czyn­no­ści. Co mie­siąc starą grupę pry­ta­nów zastę­po­wała nowa. Codzien­nie loso­wano jej prze­wod­ni­czą­cego, który przez 24 godziny był kimś w rodzaju „głowy pań­stwa”. Jeśli na dany dzień wypa­dło posie­dze­nie Zgro­ma­dze­nia, peł­nił rów­nież funk­cję prze­wod­ni­czą­cego. W jego ręku znaj­do­wała się pie­częć pań­stwowa i klu­cze od skarbca. Jak­kol­wiek 365 razy w roku „głową pań­stwa” był inny wylo­so­wany Ateń­czyk, ani razu nie sły­szymy o nad­uży­ciach popeł­nia­nych pod­czas spra­wo­wa­nia tego urzędu. We dnie i w nocy pry­ta­no­wie czu­wali w budynku o nazwie Tolos, a każdy oby­wa­tel mógł zwró­cić się do nich z żąda­niem zwo­ła­nia nad­zwy­czaj­nego posie­dze­nia ekle­zji lub pod­ję­cia innych dzia­łań, któ­rych wyma­gał inte­res pań­stwa. W peł­nym skła­dzie Rada Pię­ciu­set zbie­rała się dla omó­wie­nia pro­gramu posie­dze­nia ekle­zji lub przyj­mu­jąc zagra­nicz­nych posłów.

Mimo swej liczeb­no­ści, Rada nie była wła­ści­wie niczym wię­cej niż bar­dzo roz­bu­do­wa­nym kole­gium urzęd­ni­czym i jako taka nie mogła wyrę­czać ludu w rzą­dze­niu. Swoją wła­dzę spra­wo­wał on poprzez udział w ekle­zji oraz w sądach.

Ze względu na swój cha­rak­ter i zna­cze­nie sąd ateń­ski (heliaia) w nie­wiel­kim tylko stop­niu przy­po­mina sądy współ­cze­sne, mimo że jak one zaj­mo­wał się głów­nie roz­strzy­ga­niem spo­rów. Spo­śród oby­wa­teli, któ­rzy zgło­sili swoje kan­dy­da­tury, co roku loso­wano 6000 sędziów, z tej zaś grupy taką ich liczbę, jaka była w danym dniu potrzebna. Zwy­kłe pro­cesy odby­wały się przed skła­dami liczą­cymi 200–400 (sprawy pry­watne) lub 500 (sprawy publiczne) sędziów. Nie­jed­no­krot­nie w wypadku waż­nych spraw publicz­nych pro­cesy toczyły się w obec­no­ści 1000, 1500, a nawet wię­cej sędziów.

Sędzio­wie nie byli eks­per­tami w dzie­dzi­nie prawa. Cała ich wie­dza praw­ni­cza brała się ze słu­cha­nia mów oskar­ży­cieli i obroń­ców. Nie zada­wali pytań, lecz bez­po­śred­nio po wysłu­cha­niu mów przy­stę­po­wali do gło­so­wa­nia. Dodajmy, że w Ate­nach nie było urzędu oskar­ży­ciela publicz­nego, obo­wią­zek zgła­sza­nia skarg w sytu­acjach, w któ­rych szkodę pono­siła wspól­nota oby­wa­tel­ska, spa­dał na oby­wa­teli.

Ateń­czy­kom i ich sądom wypo­mi­nano nie­jed­no­krot­nie stron­ni­czość, wyro­ko­wa­nie na nie­ko­rzyść boga­tych, wro­gów demo­kra­cji, nie­spra­wie­dliwe wyroki w pro­ce­sach dowód­ców woj­sko­wych. Nie ulega wąt­pli­wo­ści, że prze­grana kam­pa­nia wojenna pra­wie zawsze koń­czyła się wyto­cze­niem stra­te­gowi pro­cesu o zdradę lub korup­cję, a sędzio­wie w takich razach fero­wali na ogół surowe wyroki, ska­zu­jąc obwi­nio­nych na wyso­kie grzywny, wygna­nie, a nawet śmierć. Na „ławie oskar­żo­nych” zasia­dali czę­sto poli­tycy, pła­cąc za rze­komo lub naprawdę błędne wnio­ski. Na ogół nie umiemy powie­dzieć, kiedy winni byli poli­tycy, a kiedy sędzio­wie oka­zy­wali zbyt daleko posu­niętą podejrz­li­wość. Z pew­no­ścią nato­miast nie powin­ni­śmy zbyt pochop­nie oce­niać ateń­skiego sądow­nic­twa10. Liczba ujaw­nia­nych prze­stępstw oraz zwią­za­nych z tym pro­ce­sów świad­czy nie tylko o zepsu­ciu, ale także o zdol­no­ści pań­stwa do walki z nim.

Demo­kra­cja ateń­ska nie mogła się obyć bez urzęd­ni­ków, przy­go­to­wu­ją­cych obrady oraz reali­zu­ją­cych posta­no­wie­nia ekle­zji i sądów, a także czu­wa­ją­cych nad spraw­nym funk­cjo­no­wa­niem polis na co dzień. Urzędy pia­sto­wano przez rok, zawsze kole­gial­nie, bez moż­li­wo­ści powta­rza­nia, a urzęd­ni­ków wyła­niano poprzez loso­wa­nie spo­śród oby­wa­teli powy­żej trzy­dzie­stego roku życia. Swoją magi­stra­turę trak­to­wali Ateń­czycy ze sporą nie­uf­no­ścią. Zda­wali się wycho­dzić z zało­że­nia, że nie należy mno­żyć pokus sto­ją­cych przed tymi, któ­rzy uzy­skali jakąś wła­dzę, lecz tak okre­ślić warunki jej wyko­ny­wa­nia, aby jak naj­szyb­ciej wykryć prze­stęp­stwo i usu­nąć, a następ­nie uka­rać jego sprawcę. Ateń­czycy gotowi byli loso­wać urzęd­ni­ków, ale nie mieli naj­mniej­szej ochoty rezy­gno­wać z kon­troli nad nimi, ryzy­ku­jąc utratę wła­dzy w ogóle. Admi­ni­stra­cję ateń­ską two­rzyli ama­to­rzy, któ­rzy pod­le­gali cią­głej rota­cji, co zmniej­szało nie­bez­pie­czeń­stwo zasie­dze­nia się na urzę­dzie, a także poprzez łącze­nie urzęd­ni­ków w zwy­kle 10-oso­bowe kole­gia kła­dło tamę ambi­cjom jed­no­stek. Urzęd­nika, a nawet całe kole­gium, można było w dowol­nym momen­cie odwo­łać, jeśli zawie­dli zaufa­nie spo­łe­czeń­stwa.

Co mie­siąc zada­wano zebra­nym na ekle­zji oby­wa­te­lom pyta­nie, czy urzęd­nicy wła­ści­wie wyko­nują swoje obo­wiązki. Oby­wa­tel mógł wów­czas zgło­sić zastrze­że­nia zarówno co do kon­kret­nych urzęd­ni­ków, jak i całych kole­giów. W gło­so­wa­niu oby­wa­tele wyra­żali swój sto­su­nek do zgło­szo­nego wnio­sku, a gło­su­jąc za nim prze­są­dzali o odwo­ła­niu urzęd­nika i skie­ro­wa­niu jego sprawy do sądu. Urzęd­nik, który koń­czył swoją kaden­cję, zda­wał spra­woz­da­nie przed spe­cjalną komi­sją, a następ­nie przed 500 sędziami. Rów­nież wów­czas Ateń­czyk mógł zło­żyć skargę prze­ciwko urzęd­ni­kowi. Szcze­gólną wagę przy­kła­dano do spraw­dza­nia uczci­wo­ści urzęd­ni­ków. W razie ujaw­nie­nia przy­pad­ków łapow­nic­twa lub mal­wer­sa­cji kazano win­nemu zapła­cić grzywnę 10-krot­nie wyż­szą od osią­gnię­tego przez niego zysku. Z dru­giej strony urzęd­nik, który nara­ził pań­stwo na straty finan­sowe, np. wsku­tek nie­dbal­stwa, musiał wyrów­nać ponie­siony przez wspól­notę uszczer­bek. Nie dopusz­czano nato­miast moż­li­wo­ści, aby skutki złego zarzą­dza­nia fun­du­szami publicz­nymi mieli pono­sić oby­wa­tele, a nie winni urzęd­nicy.

Więk­szość urzę­dów obsa­dzano drogą loso­wa­nia, ale dla pew­nych funk­cji uczy­niono wyją­tek, wyła­nia­jąc kan­dy­da­tów poprzez wybór. Odnosi się to przede wszyst­kim do funk­cji woj­sko­wych wyma­ga­ją­cych zdol­no­ści, któ­rych nie mógł mieć prze­ciętny oby­wa­tel. Dzie­się­ciu stra­te­gów nie tylko wybie­rano, ale rów­nież zre­zy­gno­wano w ich wypadku z zakazu reelek­cji. Stra­te­go­wie zawia­dy­wali nie­zwy­kle ważną dzie­dziną dzia­łal­no­ści polis, a poza tym obie­rała ich spo­łecz­ność, wyra­ża­jąc w ten spo­sób zaufa­nie, z czego wyni­kała szcze­gólna ranga urzędu. Znacz­nym pre­sti­żem cie­szył się w Ate­nach rów­nież urząd archonta. Archon­to­wie jesz­cze w VI wieku kie­ro­wali pań­stwem, ale w V w. pozba­wieni zostali poważ­niej­szych upraw­nień. Od imie­nia jed­nego z nich, archonta-epo­nyma, nazy­wano rok, mówiąc, że coś wyda­rzyło się za takiego to a takiego archonta11.

Z wyjąt­kiem stra­te­gów i nie­któ­rych innych urzęd­ni­ków ateń­ska magi­stra­tura odgry­wała rolę słu­żebną wobec insty­tu­cji, poprzez które lud spra­wo­wał wła­dzę. Nie bar­dzo jed­nak umiemy sobie wyobra­zić, jak wie­lo­ty­sięczne Zgro­ma­dze­nie mogłoby sku­tecz­nie funk­cjo­no­wać, oby­wa­jąc się bez ośrodka kie­row­ni­czego. Two­rzyli go poli­tycy-oby­wa­tele, któ­rzy czę­ściej niż inni zabie­rali głos, słu­żąc wspól­no­cie radą w spra­wach pań­stwo­wych. Z reguły byli dobrymi mów­cami, oka­zjo­nal­nie spra­wo­wali różne urzędy, zwłasz­cza stra­tega, ale ich pozy­cja zale­żała przede wszyst­kim od sto­sunku ludu do ich wła­snych pro­po­zy­cji oraz ich opi­nii na temat wnio­sków zgła­sza­nych przez innych. Wywo­dzili się prze­waż­nie ze śro­do­wi­ska ary­sto­kra­tycz­nego. Byli wśród nich zarówno zwo­len­nicy oli­gar­chii, jak i demo­kra­cji. Choć jed­nak mówimy nie­kiedy o ugru­po­wa­niach lub stron­nic­twach demo­kra­tycz­nych i ary­sto­kra­tycz­nych w Ate­nach, nie stali oni na czele żad­nych par­tii. W Ate­nach ist­niały wpraw­dzie nie­wiel­kie grupy sku­pia­jące się wokół wybit­nych poli­ty­ków, ni­gdy jed­nak nie doszło do powsta­nia par­tii poli­tycz­nych w nowo­żyt­nym tego słowa zna­cze­niu. Nie dys­po­nu­jąc żad­nymi struk­tu­rami orga­ni­za­cyj­nymi mogą­cymi uła­twić wywie­ra­nie wpływu na spo­łe­czeń­stwo, poli­tycy musieli umieć tra­fić do oby­wa­teli na Pnyk­sie, prze­ko­nać ich do sie­bie i swo­jego pro­gramu. W demo­kra­cji ateń­skiej nie było miej­sca na bez­barwne posta­cie, które chro­niła siła sto­ją­cych za nimi par­tii. Poli­tyk musiał być prze­ko­ny­wa­jący i sku­teczny. Gdy tra­cił zaufa­nie spo­łe­czeń­stwa, na ogół jego prze­szłe zasługi nie bar­dzo mu poma­gały. O tym, kim jest dziś, decy­do­wała jego dzi­siej­sza popu­lar­ność, którą wczo­raj­sze zasługi mogły zwięk­szać, ale nie słu­żyły za uspra­wie­dli­wie­nie popeł­nio­nych błę­dów.

Ważne zmiany w obrę­bie ateń­skiej elity poli­tycz­nej zaszły w okre­sie wojny pelo­po­ne­skiej. Nowi poli­tycy, wywo­dzący się z warstw rze­mieśl­ni­czych i kupiec­kich, zastą­pili ary­sto­kra­tów. Prze­stali oni zabie­gać o urząd stra­tega i cał­ko­wi­cie poświę­cili się dzia­łal­no­ści na Zgro­ma­dze­niu. Kreu­jąc się na zwo­len­ni­ków ludu, zacie­kle zwal­czali tych, któ­rych demo­kra­tyzm można było pod­dać w wąt­pli­wość. Owi nowi poli­tycy, zwani dema­go­gami12, zna­leźli się nie­jako poza struk­tu­rami pań­stwa; korzy­stali prze­cież jedy­nie ze swo­ich praw oby­wa­tel­skich, nie pia­sto­wali urzę­dów, a przez to nie pod­le­gali ogól­nemu sys­te­mowi kon­troli. Zwie­lo­krot­niło to pro­blemy zwią­zane z kwe­stią odpo­wie­dzial­no­ści poli­tycz­nej. Ateń­czycy ni­gdy nie upo­rali się z nią do końca, ale sta­rali się zabez­pie­czyć przed tymi, któ­rzy stwa­rzali zagro­że­nie dla inte­resu polis. Słu­żył temu w V wieku ostra­cyzm – pro­ce­dura myl­nie nazy­wana sądem sko­rup­ko­wym, która umoż­li­wiała usu­nię­cie z kraju na lat dzie­sięć poli­tyka wska­za­nego przez 6000 oby­wa­teli. Po raz pierw­szy zasto­so­wano ostra­cyzm w 488 roku, po raz ostatni około 417 roku, gdy zmowa poli­ty­ków dopro­wa­dziła do skom­pro­mi­to­wa­nia pro­ce­dury. Zagro­żeni ostra­cyzmem Alki­bia­des i Nikiasz (lub Faja­kos) połą­czyli wów­czas swoje siły i poprzez umie­jętną kam­pa­nię pro­pa­gan­dową dopro­wa­dzili do wygna­nia Hyper­bo­losa (Plut. Alcib. 13; Nic. 11).

Ateny V i IV wieku w stop­niu więk­szym ani­żeli jakie­kol­wiek inne znane nam z histo­rii pań­stwa były spo­łe­czeń­stwem oby­wa­tel­skim. Pra­wi­dłowe funk­cjo­no­wa­nie demo­kra­cji zale­żało od ist­nie­nia takiej wła­śnie spo­łecz­no­ści, połą­czo­nej wię­zami wspól­nych inte­re­sów, dość mimo wsze­la­kich róż­nic jed­no­rod­nej eko­no­micz­nie, w któ­rej ist­niała zgoda co do spraw zasad­ni­czych. Na prze­kór tym, któ­rzy wie­rzą w jej zade­kre­to­wa­nie przez Klej­ste­nesa w końcu VI wieku, demo­kra­cja rodziła się w Ate­nach wraz z kształ­to­wa­niem się spo­łe­czeń­stwa demo­kra­tycz­nego. O ile bowiem możemy bez trudu wska­zać pewne wyda­rze­nia posu­wa­jące naprzód dzieło budowy demo­kra­cji w Ate­nach, o tyle trudno byłoby nam okre­ślić dokładny moment jej powsta­nia. Naro­dziny demo­kra­cji były roz­ło­żone w cza­sie, począ­tek pro­cesu łączy się nie­wąt­pli­wie z refor­mami Klej­ste­nesa, jego szczyt, ale nie kres, bo demo­kra­cja będzie się dalej roz­wi­jać i zmie­niać, przy­pada na czasy umow­nie okre­ślane mia­nem epoki Pery­klesa. Do naj­bar­dziej zadzi­wia­ją­cych cech demo­kra­cji ateń­skiej zali­czyć musimy jej sku­tecz­ność. Swej prze­wagi dowio­dła w okre­sie wojny pelo­po­ne­skiej, sta­jąc wie­lo­krot­nie przed szansą zwy­cię­stwa, osta­tecz­nie prze­gry­wa­jąc nie w wyniku sła­bo­ści woj­sko­wej lub eko­no­micz­nej, lecz wsku­tek ruj­nu­ją­cych kon­flik­tów wewnętrz­nych, które otwie­rały drogę dla roz­gry­wek ambi­cjo­nal­nych poli­ty­ków, przed­kła­da­ją­cych inte­res oso­bi­sty ponad inte­res polis.

Ateń­czycy byli nie­zwy­kle dumni ze swego ustroju. W prze­mó­wie­niu, które miał wygło­sić Pery­kles na początku wojny, znaj­du­jemy zapewne poglądy bli­skie więk­szo­ści jego roda­ków:

„Nasz ustrój poli­tyczny nie jest naśla­dow­nic­twem obcych praw, a my sami raczej jeste­śmy wzor­cem dla innych, niż inni dla nas. Nazywa się ten ustrój demo­kra­cją, ponie­waż opiera się na więk­szo­ści oby­wa­teli, a nie na mniej­szo­ści. W spo­rach pry­wat­nych każdy oby­wa­tel jest równy w obli­czu prawa; jeśli zaś cho­dzi o zna­cze­nie, to jed­nostkę ceni się nie ze względu na jej przy­na­leż­ność do pew­nej grupy, lecz ze względu na talent oso­bi­sty, jakim się wyróż­nia: nikomu też, kto jest zdolny słu­żyć ojczyź­nie, ubó­stwo albo nie­znane pocho­dze­nie nie prze­szka­dza w osią­gnię­ciu zaszczy­tów. W naszym życiu pań­stwo­wym kie­ru­jemy się zasadą wol­no­ści”.

W Ate­nach oby­wa­te­lowi wolno było myśleć, co chciał, a mówić, co myślał. Z tej wol­no­ści korzy­stali rów­nież cudzo­ziemcy. Ina­czej niż Sparta, która z nie­uf­no­ścią odno­siła się do obcych, posu­wa­jąc się nie­kiedy do ich wypę­dza­nia (kse­ne­la­sia), Ateny tole­ro­wały obec­ność ludzi o róż­nych prze­ko­na­niach. Wedle zna­nej aneg­doty i w Ate­nach, i w Spar­cie można było kry­ty­ko­wać Ateny, ale Spartę już tylko w Ate­nach. Atmos­fera inte­lek­tu­alna ścią­gała do Aten filo­zo­fów, poetów i mów­ców. Wedle sław­nego okre­śle­nia Pery­klesa Ateny stały się „szkołą wycho­wa­nia Hel­lady”. Zakro­jone na dużą skalę inwe­sty­cje budow­lane spra­wiały, że do Aten przy­by­wali rów­nież rze­mieśl­nicy, arty­ści, mala­rze. Zacho­wane do dziś pozo­sta­ło­ści budowli wznie­sio­nych za cza­sów Pery­klesa na Akro­polu są świa­dec­twem potęgi i umi­ło­wa­nia piękna cha­rak­te­ry­zu­ją­cego Ateny tam­tej epoki. Z punktu widze­nia roz­woju kul­tury Sparta V wieku nie dała światu wła­ści­wie nic, Ateny pra­wie wszystko.

Ówcze­śni kry­tycy Aten dowo­dzili, że ich bogac­two opie­rało się na krzyw­dzie innych. Wol­ność, którą szczy­cili się Ateń­czycy, rze­czy­wi­ście nie prze­kra­czała gra­nic ich pań­stwa. Na zewnątrz pro­wa­dzili poli­tykę impe­ria­li­styczną. Od 478 roku two­rzyli swoją wła­sną sym­ma­chię, zwaną nie­kiedy Związ­kiem Mor­skim, a w sta­ro­żyt­no­ści znaną pod nazwą „Ateń­czycy i ich sprzy­mie­rzeńcy”. Człon­ko­wie sym­ma­chii, do któ­rej nale­żały począt­kowo głów­nie mia­sta joń­skie, a potem więk­szość państw ze strefy Morza Egej­skiego, zawie­rali soju­sze z Ate­nami, przy czym oby­dwie strony zobo­wią­zy­wały się mieć „tych samych przy­ja­ciół i wro­gów”, co wska­zuje na zaczepno-odporny cha­rak­ter soju­szu. Wła­dze sym­ma­chii two­rzyło z jed­nej strony zgro­ma­dze­nie sprzy­mie­rzo­nych (syno­dos), w któ­rym każde pań­stwo roz­po­rzą­dzało jed­nym gło­sem, oraz Ateń­czycy, któ­rzy jako hege­mon spra­wo­wali naczelne dowódz­two nad flotą i okre­ślali wyso­kość daniny (foros) oraz liczbę okrę­tów dostar­cza­nych przez poszcze­gólne mia­sta. Od czasu prze­nie­sie­nia skarbca związ­ko­wego z Delos do Aten w 454 roku zupeł­nie otwar­cie zaczęto trak­to­wać mia­sta sprzy­mie­rzone jak zależne, ogra­niczając ich auto­no­mię, tłu­miąc prze­jawy nie­za­leż­no­ści, pod­da­jąc je eks­plo­ata­cji finan­so­wej. Upo­wszech­niony przez zwo­len­ni­ków Sparty wize­ru­nek Aten jako pań­stwa tyrana nie jest jed­nak do końca słuszny. Rządy ateń­skie nie były zapewne tak powszech­nie znie­na­wi­dzone, jak za auto­rami sta­ro­żyt­nymi suge­ruje część histo­ry­ków nowo­żyt­nych. Tra­cili na nich z pew­no­ścią oli­gar­cho­wie, ale lud odno­sił się do Aten, które popie­rały w mia­stach sprzy­mie­rzo­nych demo­kra­cje, z sym­pa­tią13.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. O Spar­cie: E. Wip­szycka, B. Bravo, Histo­ria sta­ro­żyt­nych Gre­ków, t. I, War­szawa 1988, s. 213–234; P. Car­tledge, Sparta and Lako­nia, Lon­don 1979; T. J. Hooker, The Ancient Spar­tans, Lon­don 1980 oraz inne pozy­cje wymie­nione w biblio­gra­fii na końcu książki. [wróć]

2. Cha­rak­ter grec­kiego mia­sta-pań­stwa, czyli polis, oma­wia m.in. E. Wip­szycka, O sta­ro­żyt­no­ści pole­micz­nie, War­szawa 1994, s. 18–29. [wróć]

3. W tek­ście tym posłu­guję się dalej uży­wa­nym powszech­nie na ozna­cze­nie peł­no­praw­nych oby­wa­teli (Spar­tia­tai) ter­mi­nem Spar­ta­nie. [wróć]

4. Sys­tem agoge oma­wia H. I. Mar­rou, Histo­ria wycho­wa­nia, War­szawa 1969. [wróć]

5. Lista kró­lów Sparty patrz aneks 1. [wróć]

6. Na temat armii: J. F. Lazenby, The Spar­tan Army, War­min­ster 1985. Zwię­złe przed­sta­wie­nie grec­kiej sztuki wojen­nej: Wip­szycka, Bravo , op. cit., s. 189–194 i 259–263. [wróć]

7. Tuki­dy­des nie wspo­mina mor, ale z faktu, że Kse­no­font w swoim Ustroju poli­tycz­nym Lace­de­monu przy­pi­suje stwo­rze­nie morai Likur­gowi, można wnio­sko­wać, że ist­niały one rów­nież w V wieku. [wróć]

8. Naj­bar­dziej kom­pe­tentną pracą na temat polis ateń­skiej okresu kla­sycz­nego jest dzieło M. H. Han­sena, The Athe­nian Demo­cracy in the Age of Demo­sthe­nes, Oxford 1991. Mimo for­mal­nego ogra­ni­cze­nia zakresu chro­no­lo­gicz­nego do IV wieku praca daje wgląd w całe dzieje demo­kra­cji ateń­skiej, zwłasz­cza w sprawy ustro­jowe. Por. także: J. Ble­ic­ken, Die athe­ni­sche Demo­kra­tie, Pader­born 1994 oraz inne prace uwzględ­nione w biblio­gra­fii na końcu książki. [wróć]

9. O nie­wol­nic­twie ateń­skim pisała I. Bie­żuń­ska-Mało­wist (I. Bie­żuń­ska-Mało­wist, M. Mało­wist, Nie­wol­nic­two, War­szawa 1987). [wróć]

10. W lite­ra­tu­rze przed­miotu prze­wa­żają nie­słuszne moim zda­niem nie­po­chlebne opi­nie na temat ateń­skiego wymiaru spra­wie­dli­wo­ści. Patrz: P. Cloché, Les hom­mes poli­ti­ques et la justice popu­la­ire dans l’Athènes du IVe siècle, „Histo­ria” 1960, IX, s. 80–95. [wróć]

11. Listę ateń­skich archon­tów i stra­te­gów do końca V wieku p.n.e. zawiera aneks 2. [wróć]

12. W. R. Con­nor, The New Poli­ti­cians of Fifth Cen­tury Athens, Prin­ce­ton 1971, s. 91. [wróć]

13. G. E. Ste. Croix, The Ori­gins of the Pelo­pon­ne­sian War, Lon­don 1972, s. 36. [wróć]