Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Miłość nie pyta, skąd przychodzisz. Miłość pokazuje ci drogę, którą powinieneś iść.
Ania i Oliwier spotykają się przypadkiem na promie wycieczkowym. Dla niego to ostatnia wspólna podróż z byłą partnerką, która postanowiła zakończyć ich długoletni związek. Dla niej – moment wytchnienia w towarzystwie mamy, jedynej osoby, która zna jej bolesny sekret. Los postanawia dać tym dwojgu szansę, choć początkowo wydaje się, że nie będą potrafili jej wykorzystać. Ani jej, ani jemu nie w głowie przelotny romans. A jednak obydwoje coraz wyraźniej czują, że połączyła ich magiczna więź, której nie powinni lekceważyć. Wkrótce po powrocie do Polski przekonają się, jak bardzo są sobie potrzebni. Tylko czy uda im się przetrwać wszystkie trudności, które napotkają na swojej drodze do wspólnego szczęścia?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 314
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Ewelina Dobosz
Bądź, tak po prostu
Tę książkę dedykuję mojemu mężowi i córce.
Jesteście dowodem na to, że niemożliwe nie istnieje.
Spojrzałem na santoryńską kalderę i białe domki wydrążone w skałach. Pomyślałem wtedy, że Oia nie jest już dla mnie miejscem, którym była wcześniej. Zapomniałem nawet, jak wielkie zrobiła na mnie wrażenie za pierwszym razem. Z ulubionej wyspy stała się taką, która powoli drażniła moje zmysły.
– Nic nie powiesz? – Głos, który ostatnimi czasy znałem najlepiej, ponownie przyciągnął moją uwagę.
Odwróciłem wzrok na kobietę, która dziesięć lat temu zdecydowała się na związek ze mną. Bardzo szybko ze sobą zamieszkaliśmy i byłem pewien, że dobraliśmy się idealnie. Poznaliśmy się, gdy dołączyła do mojego zespołu. Niemal od razu poczuliśmy do siebie coś więcej. Po dwóch latach czułem presję ze strony rodziny, że powinienem się oświadczyć, jednak na szczęście Karolina szybko wyjaśniła mi, żebym tego nie robił, bo przecież tak naprawdę obydwoje nie chcemy ślubu. Czułem satysfakcję, że znalazłem kobietę, która tak dobrze mnie rozumie. Wierzyłem, że małżeństwo może skomplikować coś, co jest naprawdę dobre. Byliśmy typem pary, dla której papierek nie był do niczego potrzebny.
Dzisiaj zaczynałem wierzyć, że obydwoje musieliśmy przeczuwać, że na naszej drodze pojawi się coś, co nas rozdzieli. Tak naprawdę chodziło o to, by furtka za nami w dalszym ciągu pozostała otwarta.
– Oliwier, odezwij się… – ponagliła mnie.
– A co mam powiedzieć? Nie potrafisz się pogodzić z tym, czego się dowiedziałaś. Nie jestem już dla ciebie tym, kim byłem. – Wzruszyłem ramionami.
– Upraszczasz… – odpowiedziała, po czym westchnęła i oparła się o krzesło. – Kiedy ostatnio to się powtórzyło, zrozumiałam, że ja tego nie udźwignę. Po prostu nie jestem gotowa się z tym zmierzyć.
A ja jestem. Zdecydowanie.
Uśmiechnąłem się szeroko i wypiłem resztkę prosecco, a potem podniosłem rękę, by zawołać kelnera.
– Karolina, jeśli ktoś tu coś upraszcza, to tym kimś nie jestem ja. Naprawdę nie mam do ciebie pretensji. Nie chcesz ze mną być po tym wszystkim, więc rozumiem. Zastanawiam się tylko, czemu postanowiłaś mi o tym powiedzieć dopiero tutaj? Nie mogłaś tego zrobić przed urlopem? Albo już po nim? Nie wiem, zrobiło się niezręcznie. I to lekko mówiąc. – Nachyliłem się, by dodać nieco ciszej: – I o co ci chodziło z tym wczorajszym seksem? To było na pożegnanie, czy jak?
– Przestań… – Pokręciła głową. – Nie chodzi o to, że nie chcę…
– Wiem, nie udźwigniesz tego wszystkiego – wtrąciłem zirytowany, bo zaczynała mnie drażnić. – Nie musisz się powtarzać. Czasami na człowieka spada taka wiedza, której nie jest w stanie znieść. Dlatego odpuść. Powiedziałem, nie mam pretensji. Jestem jaki jestem. Pewnych kwestii nie zmienię.
Kelner stanął przy naszym stoliku i obdarzył mnie uśmiechem. Ja nie byłem w stanie zachowywać się tak, jakby nic się nie stało. Nie czułem żalu do Karoliny. Byłem najzwyczajniej w świecie zdegustowany tym, że do tej chwili wysyłała mi sygnały, jakby jej zależało. Poczułem się oszukany, bo sam straciłem sporo energii, by zawalczyć o tę relację, a tak naprawdę nam obojgu już dawno przestało zależeć.
– Poproszę rachunek – powiedziałem, gdy usłyszałem zniecierpliwione chrząknięcie nad uchem.
Patrzyłem przez chwilę, jak mężczyzna mocuje się z przenośną kasą, i przyłożyłem telefon do terminala. Zostawiłem hojny napiwek i podziękowałem za pyszny obiad. Od zawsze uwielbiałem grecką kuchnię, tak samo było tym razem.
Po raz pierwszy na Santorini przyjechałem z Karoliną zaraz po tym, jak zaczęliśmy się spotykać, co zapoczątkowało pewną tradycję. Co roku w podobnym okresie jadaliśmy tutaj obiad, delektując się przepięknym widokiem.
Jednak wszystko się zmieniło, gdy kilka minut wcześniej powiedziała mi, że odchodzi. Dosłownie od razu poczułem, że jestem tutaj ostatni raz. Jakbym się dusił… Santorini było naszą wyspą, a my właśnie przestaliśmy istnieć.
Podniosłem się z krzesła i zerknąłem w smutne oczy Karoliny.
– Musimy się zbierać, bo ucieknie nam prom do Heraklionu – powiedziałem, nie mogąc znieść tej ciszy, ale na szczęście już po chwili ruszyliśmy na parking, gdzie stało wypożyczone przez nas auto.
W tym roku zdecydowaliśmy się spędzić wakacje na Krecie. Santorini jest piękne, ale tygodniowy urlop w tym miejscu bywa po prostu nudny. Nie chodziło o pieniądze. Lubiłem wypożyczyć samochód i zwiedzać okolicę. Kretę polecili nam przyjaciele i mieli rację – jest przepiękna. Tegoroczny pobyt na Santorini ograniczyliśmy do jednodniowego relaksu. Gdy dotarliśmy do portu, skąd mieliśmy odpłynąć na Kretę, Karolina nie odzywała się już do mnie ani słowem. Nie potrafiłem sobie wyobrazić pozostałej części urlopu. Od czasu, gdy pewne wydarzenie wstrząsnęło naszym życiem, relacja pomiędzy nami zrobiła się oschła. Początkowo nie mogłem sobie z tym poradzić, ale na szczęście zdążyłem to przepracować na tyle, że jej decyzja spłynęła na mnie z ulgą. W ten sposób jako trzydziestoczterolatek musiałem się nauczyć żyć od nowa, ale wierzyłem, że tak będzie po prostu lepiej.
Wsiedliśmy na prom, gdzie od razu poszedłem do łazienki. Po wyjściu z toalety umyłem ręce i spojrzałem na opaloną twarz w lustrze. Moje ciemnobrązowe włosy od mocnego słońca nabrały złocistej barwy, co ciekawie kontrastowało z niebieskimi oczami. Wyglądałem dobrze, lubiłem siebie pod tym względem. Jedynie drobne zasinienia pod oczami mogły zdradzać, że coś na mnie ciąży. Potrząsnąłem głową i wyszedłem na salę, by znaleźć swój fotel. Karolina już tam siedziała i trzymała kawę dla nas obojga. Nie odezwała się jednak. Ja również nie chciałem z nią rozmawiać. Wlepiłem wzrok w niewielki ekran przed nami, na którym puszczano filmiki z National Geographic, i przejąłem od niej kubek. Przez dłuższy czas skupiałem się tylko na oddechu. Zmęczenie i wyczerpanie wzięły nade mną górę.
Wyjąłem z kieszeni telefon i przejrzałem służbowe maile, które dosłownie zasypały moją skrzynkę, a potem poczułem, jak silniki katamarana, na którym się znajdowaliśmy, wprawiły cały prom w delikatne drgania. Zbyt długo skupiłem się na tym uczuciu, bo go nie znosiłem. Nienawidziłem wręcz. Zerknąłem na fotel, na którym opierałem rękę, i podniosłem ją na tyle, by uwolnić się od tego przeklętego odczucia. Gdyby nie to, że mieliśmy wynajęty samochód, pewnie poszedłbym na drinka przy barze, chociaż przy każdej takiej myśli przypominałem sobie o tym, że alkohol jest najgorszą opcją.
– Oliwier, powinnam cię przeprosić. Myślałam, że inaczej to będzie wyglądało. – Karolina dotknęła mojego nadgarstka, ale cofnąłem rękę. – Myślałam, że…
– Co myślałaś? – Spojrzałem na nią, nadal siląc się na bezuczuciowy wyraz twarzy, jednak barwa mojego głosu zdradzała nieco więcej. – Karolina, co ty sobie myślałaś, co? Że powiesz mi w pięknych okolicznościach, że jednak nasze doświadczenia cię przerosły i ode mnie odchodzisz? A wtedy ja z uśmiechem zerknę na otaczającą nas przyrodę i powiem: och, pewnie! Nie dziwię ci się! Kto by to wytrzymał! Wróćmy do hotelu się napić! Co powiesz na jeszcze jedno pożegnalne bzykanko z widokiem na morze?
– Oliwier… ludzie nas słuchają. – Zerknęła na stojące obok nas małżeństwo, które zdawało się rozumieć mój wywód. – Tym razem to ja popełniłam błąd.
– Tym razem tak. – Parsknąłem śmiechem, a potem odchrząknąłem i kontynuowałem spokojnie: – Zostawmy już to. Może uda się wynająć dodatkowy pokój w hotelu i jakoś przepękamy resztę pobytu. Nie każ mi tylko teraz rozmawiać o wyprowadzkach i innych takich. Jestem, kurwa, na urlopie, na który czekałem przez pół roku harówki w pieprzonej klinice.
Karolina opuściła głowę i oplotła się ramionami, jak zawsze miała w zwyczaju robić w sytuacji zagrożenia. Wiedziałem, że mam ją z głowy na najbliższe dwie godziny. Mimochodem zerknąłem na idącą w moim kierunku dziewczynę i zastygłem. Była ode mnie dużo młodsza, ale z jakiegoś powodu zwróciła moją uwagę. Początkowo nie powiedziałbym, że jest w moim typie, jednak im dłużej ją podglądałem, tym bardziej fascynująca się wydawała. Od razu zwróciłem uwagę na długie i proste włosy o kasztanowej barwie. Jej uśmiech zdobił dołeczek na prawym policzku. Miała na sobie krótkie jeansowe spodenki, sweterek odkrywający kawałek brzucha i jasne adidasy. Była ucieleśnieniem pozornie niewinnej uczennicy, z której wyzierała seksualność, a o jakiej być może nie miała nawet pojęcia. Nie emanowała seksapilem w wulgarny sposób, ale świeciła zdecydowanie jaśniej niż jakakolwiek kobieta w jej otoczeniu. Usiadła po mojej lewej stronie i podciągnęła kolana, opierając je na fotelu przed sobą, a potem zaczęła czytać książkę Siedmiu mężów Evelyn Hugo. Odwróciłem głowę i westchnąłem. Zazdrościłem jej bardzo tego etapu w swoim życiu, kiedy to z ogromną nadzieją wchodzi się w dorosłość. Ja już zdążyłem zatęsknić za beztroskim szkolnym czasem.
Zwróciłem wzrok na ekran przed sobą i próbowałem skupić się na wyświetlanym filmie. Niezbyt mi to wychodziło. Przez całą podróż łapałem się na tym, że zerkam na przepiękną dziewczynę siedzącą przy moim boku.
Gdy w końcu statek zaczynał dopływać do portu, zwróciłem się do Karoliny:
– Zejdźmy już pod pokład. Chciałbym, żebyśmy szybko dotarli do samochodu, inaczej ciężko będzie wyjechać.
Kiwnęła głową i wstała. Wypuściłem ją i czekając, aż zabierze swoje rzeczy, oparłem się ręką o fotel przed śliczną, rudowłosą dziewczyną. Poczułem na sobie jej spojrzenie i oblizałem dolną wargę, nie wiedząc, czy tak naprawdę chcę odwrócić na nią swój wzrok. To przecież miała być tylko niewinna wymiana spojrzeń, a jednak coś przez kilka chwil próbowało mnie zablokować. Ciekawość jednak wzięła górę. Powoli okręciłem głowę i poczułem ścisk w żołądku. Nigdy nie widziałem tak zielonych oczu. Mój oddech się pogłębił, gdy przez chwilę się sobie przypatrywaliśmy. Ona była… zjawiskowa. Mrugnęła kilka razy i nie wytrzymała napięcia pomiędzy nami. Speszyła się i wróciła do czytania, a przynajmniej udawała, że to robi. Miałem zaledwie kilka sekund, by przypatrzeć się rumieńcom na jej policzkach, za które zapewne byłem odpowiedzialny.
– Idziemy? – Karolina ruszyła pomiędzy fotelami do wyjścia, a ja oderwałem się od fotela i poczułem żal, że nigdy więcej nie zobaczę tej dziewczyny.
Wciągnęłam łapczywie powietrze, jakby mi go wcześniej brakowało. Być może przez chwilę faktycznie zapomniałam, jak się oddycha. Zapach tego mężczyzny był piorunujący. Gdy zobaczyłam, że przydzielono mu miejsce na promie zaraz obok mnie, byłam załamana. Już i tak wystarczająco zawrócił mi w głowie. Miałam nadzieję, że na tej wycieczce odrobinę odsapnę. Niestety, znalazł się obok mnie zupełnie niespodziewanie. Był z nią. Oczywiście, że tak. Przecież byli parą.
Ja jednak nie robiłam nic złego. Po prostu na niego patrzyłam, bo miałam wrażenie, że nigdy nie widziałam na żywo mężczyzny z takim magnetyzmem. Miał oczy jak jeden z moich ulubionych aktorów – Jesse Williams. Ich piękna chabrowa barwa zwracała uwagę. Do tego gęste, dość ciemne włosy, w które aż chciałoby się wpleść palce…
Jednak to nie sama jego obecność w tym momencie sprawiła, że moje serce stanęło. On mnie po prostu zauważył…
Powiodłem wzrokiem za znikającą na zapleczu Greczynką. Zerknęliśmy na siebie przelotnie z Karoliną, a wtedy ona podeszła do mnie i poprawiła mi koszulę. Zachowywała się, jakby pomiędzy nami nic się nie zmieniło. Zacząłem się zastanawiać, kto z naszej dwójki tak naprawdę oszalał?
– To tylko cztery dni. Damy radę.
Oczywiście, cztery dni w łóżku ze swoją eks to nic takiego.
Wolałem nie odpowiadać. Spojrzałem na wracającą do nas kobietę i chociaż to wszystko trwało tylko kilkanaście sekund, byłem bardzo zmęczony sytuacją. Godzinę wcześniej planowałem wyrzucić z siebie nerwy na siłowni, ale w tej chwili myślałem tylko o tym, żeby położyć się do łóżka.
– Już sprawdzam w systemie, czy mamy wolne pokoje na ten czas. Może być problem, bo na bieżąco wyjeżdżają i przyjeżdżają nowi goście hotelowi. Niemal cały czas mamy komplet, ale zobaczę, co da się zrobić.
Kiwnięciem głowy przyjąłem szczery uśmiech, którym mnie obdarzyła.
– Oli, dajmy spokój – nalegała Karolina, ale wyjąłem delikatnie rękę z jej uścisku i pokręciłem lekko głową, by przestała na mnie naciskać. Byłem na granicy wytrzymałości.
– Mają państwo szczęście, bo jest jeden wolny pokój o takim samym standardzie. Co prawda nie będzie przy nim opcji przedłużenia pobytu, gdyż mają państwo transfer na lotnisko późnym wieczorem, ale przynajmniej jest tak samo piękny widok, jak w pokoju obecnym.
Recepcjonistka nie wiedziała, że mógłbym spać nawet w kantorku na miotły.
– To nie jest żaden problem. Poproszę. Ile wynosi dopłata? – Wyjąłem portfel, ale kobieta uniosła rękę.
– Spokojnie. Tu ma pan kartę do pokoju. Proszę sobie spokojnie z niego korzystać. Rozliczymy się na koniec pobytu, kiedy będą państwo regulować opłatę klimatyczną.
Podziękowałem i ruszyłem z Karoliną do naszego apartamentu, gdzie w milczeniu zacząłem pakować walizki.
– Zaczynam myśleć, że moja decyzja była ci na rękę. – Karolina się zaśmiała. – Powiedziałam, że odchodzę, a ty niemal w podskokach wynająłeś nowy pokój i pakujesz się, jakbyś tylko na to czekał.
Policzyłem w myślach do dziesięciu, żeby opanować nerwy, a później odłożyłem swoje rzeczy i wstałem. Spojrzałem na nią z politowaniem. Musiałem być dyplomatyczny. Najchętniej bym odpowiedział, że tylko na to czekałem, ale nie chciałem jej zranić. Zawsze uważałem, że człowieka łatwo poznać po tym, w jaki sposób rozstaje się z bliską osobą.
– Posłuchaj, od kilku miesięcy nasz związek gasł z dnia na dzień. Po tym wszystkim nawet seks zaczął się nam sypać, chociaż wcześniej było naprawdę świetnie. Abstrahując już od sytuacji z wczoraj, ale urlop, alkohol to coś innego. Mówiłaś, że sobie poradzisz, ale jak widać, przeceniłaś samą siebie. I tak, masz rację, poczułem ulgę, bo w tym wszystkim czułem nadchodzącą katastrofę, jednak nie chciałem wychodzić z inicjatywą. Poprosiłaś o trochę czasu, to ci go dałem. Pomyśl przez chwilę, co ja mogę czuć.
– Wiem… – jęknęła z żalem i podeszła do mnie. – Dałam plamę, ale ja też muszę myśleć o sobie.
Uśmiechnąłem się na jej słowa. To ciekawe, że rzucenie mnie w ten sposób nazywała dawaniem plamy. Przez chwilę zastanawiałem się nad tym, czy ona zawsze była taką egoistką, a ja byłem ślepy? Czy jednak ludzie po prostu się zmieniają wbrew temu, co się często słyszy?
– Jestem facetem, który nie lubi się cackać z życiem, okej? Po prostu się odsuń i przejdźmy przez to najprościej, jak się tylko da.
Karolina usiadła na łóżku, powoli uniosła na mnie wzrok i widziałem po niej, że zaczyna odpuszczać. Chyba oboje tego potrzebowaliśmy.
– Przepraszam, Oliwier…
Wyszedłem.
Ta zmiana pokoju to był tylko symbol rozstania. Nasza relacja umarła już dawno temu.
Wzdrygnęłam się, słysząc głos mamy. Nie zauważyłam, kiedy wróciła z restauracji.
– Córko, a może przebierzesz się w strój i pójdziemy na plażę?
Wcisnęłam enter i z dumą spojrzałam na moje najnowsze dzieło. Za każdym razem szło mi coraz lepiej.
– Przecież jesteśmy na urlopie, a ty masz wakacje – kontynuowała mama.
– Wczoraj dostałam zlecenie, za które dostanę pięć stówek, więc warto było zarwać nockę.
– Warto było? Czyli już skończyłaś? – zapytała melodyjnym głosem pełnym nadziei.
– Tak. – W tym samym momencie wysłałam mailem link do pobrania pliku i zamknęłam laptop.
– Uff… Ty i to twoje programowanie.
– Mamo, tylko nie zaczynaj znowu z tymi stereotypami.
Zsunęłam się z łóżka i podeszłam do okna, za którym rozpościerał się kuszący widok na Morze Kreteńskie. Problem w tym, że nie lubiłam upałów, więc nie uśmiechało mi się wychodzić na ten skwar. Cały ten przylot na Kretę w środku sezonu to wyłącznie spełnienie marzeń mojej mamy. No i niestety przerwa na studiach jak na złość wypada właśnie w tym terminie. Moja propozycja spędzenia urlopu gdzieś w północnej Norwegii została odrzucona, więc zamierzałam się cieszyć tym, co jest, chociaż nie będę ukrywać, że polały się łzy na samą myśl, że mam tu z nią przylecieć.
– Jestem z ciebie bardzo dumna. Wiesz o tym. – Objęła mnie od tyłu i pocałowała w policzek. – Ale chodźmy już nad ten basen, dobrze?
– A nie możesz iść sama? – Odwróciłam się i posłałam jej skwaszoną minę. – Zaraz się spalę na buraka i będzie po urlopie.
Patrzyłam z niesmakiem, jak mama wyciąga z kosmetyczki znienawidzony przeze mnie balsam i nim we mnie rzuca.
– No popatrz, znalazłam rozwiązanie. Krem z filtrem powinien załatwić sprawę. – Rozłożyła ramiona i poszła do łazienki, żeby się przebrać.
W tym momencie musiałam dać za wygraną. Obiecałam sobie, że wezmę się w garść i jakoś to sobie ułatwię. Najpierw mrożona kawa, a gdy pora stanie się nieco bardziej przyzwoita, zamienię ją na zimne białe wino. Do tego chłodna woda w basenie i już powoli zaczynałam mieć chęć na to, by faktycznie spędzić dzień na zewnątrz.
Założyłam bikini oraz białą narzutkę i wyszłam z mamą na patio.
– Wezmę sobie kawę z baru. Przynieść ci też?
– Nie trzeba – odpowiedziała mama, nawet się nie odwracając. – Tylko jak nie dołączysz do mnie w ciągu dziesięciu minut, to przysięgam, że przytargam cię za włosy.
– Mamo! – rzuciłam oburzona, nie kryjąc przy tym uśmiechu.
Otworzyłam szklane drzwi i weszłam do części barowej. W środku uderzył mnie przyjemny chłód. Gdy przyszła moja kolej, oparłam się o kontuar, by złożyć zamówienie.
– Dzień dobry, poproszę mrożoną kawę – powiedziałam po angielsku. Nie lubiłam rozmawiać w tym języku, bo chociaż znałam go świetnie, akcent miałam fatalny.
– Jasne, ale daj mi proszę pięć minut, bo kolega czyści ekspres.
– Nie ma sprawy. Poczekam tu. – Wskazałam palcem kanapę w rogu, a po chwili wygodnie się na niej rozłożyłam. Nie obraziłabym się, jakby ten ekspres nie był gotowy przez najbliższe dwie godziny.
Zacisnęłam wargi, gdy otworzyły się drzwi i stanęła w nich żona przystojniaka, od którego nie potrafiłam odwrócić wzroku od momentu zobaczenia go na lotnisku, czyli od trzech dni.
Nic nie potrafiło zmienić mojego myślenia. Dawno temu obiecałam sobie, że nikt nigdy nie wlezie z butami w moje życie, bo chociaż bywały momenty, że tego chciałam, wiedziałam, że nie mogę sobie na to pozwolić. Z tego powodu często bywałam wredna, kąśliwa i niedostępna. Zakładanie takiej maski mnie męczyło, ale czasami nie byłam w stanie rozegrać bitwy ze światem w inny sposób.
Dlatego z jakiegoś powodu cieszyłam się, gdy mogłam obserwować Oliwiera. Jego imię poznałam przypadkiem. Był ode mnie starszy, ale niebezpiecznie pociągający. Przyglądanie się mu mogło być odebrane jako forma stalkingu, ale wiedziałam, że taka platoniczna forma zauroczenia jest dla mnie jedyną możliwą.
Był tylko jeden problem. Jego żoną była kobieta, która właśnie przeglądała leżące na barze menu i to z jakiegoś powodu budziło we mnie wyrzuty sumienia. Co prawda nie robiłam nic złego, ale jakoś w jej towarzystwie czułam się nieswojo. Być może byłam po prostu zazdrosna, że jest z mężczyzną, na którego ja mogę sobie tylko popatrzeć, co było absurdalnie głupie. Na szczęście za marzenia i fantazje nikt nie mógł mnie ukarać.
Westchnęłam, a potem podniosłam się, gdy zobaczyłam, jak barman wyciąga w moim kierunku duży kubek z kawą. Pani Oliwierowa zerknęła na mój nowy nabytek i zapragnęła napić się tego samego, nie szczędząc barmanowi komplementów na temat jego oczu. Poczułam niesmak.
Co za babsko! Ma w łóżku takiego faceta, a ogląda się za innymi? Nigdy nie zrozumiem tego świata…
Podeszłam do mamy, która już odleciała gdzieś myślami na słonecznym haju, i gdy zapytałam, czy będzie miała coś przeciwko, jak położę się bliżej morza, w otoczeniu gaju oliwnego. Nie zgłosiła protestu. Widocznie chodziło jej tylko o to, żeby wyciągnąć mnie na zewnątrz.
Złapałam swój ręcznik i z radością poszłam w nieco bardziej ustronne miejsce. Dostrzegłam wolne dwa leżaki niemal przy samej linii brzegowej, pod drzewem. Jakaś para właśnie je zwolniła, więc można powiedzieć, że miałam szczęście. Wbrew pozorom, uciekających przed słońcem osób jest całkiem sporo.
– Idealnie – mruknęłam i rozłożyłam się wygodnie.
Książkę, którą wcześniej wyciągnęłam z torby, rozłożyłam sobie na udach, i delektując się wiatrem ze strony morza, oddałam się lekturze.
Taka forma relaksu była dla mnie zaskakująco dobrą odmianą. W tym przypadku opuszczenie swojej strefy komfortu wyszło mi na dobre.
Od moich myśli oderwał mnie przyjemny męski głos.
– Przepraszam, czy to miejsce obok pani jest wolne? – zapytał mężczyzna po angielsku. – Nie widzę tutaj innych leżaków, a zależy mi, żeby poleżeć w cieniu.
– Jasne – odpowiedziałam, nie unosząc oczu znad książki.
Nie przeszkadzała mi obecność nieznajomego, bo czytana przeze mnie historia potężnie mnie wciągnęła. Gdy dotarłam do końca sceny, w której opisywano dość brutalne morderstwo, zamknęłam książkę, by ochłonąć. Wypuściłam z siebie powietrze, które pod napięciem przetrzymywałam nieco zbyt długo, i odruchowo zerknęłam na mojego nowego sąsiada. Szybko poruszał swoimi zgrabnymi palcami po klawiaturze podpiętej do niewielkiego tabletu.
Cała kawa, którą przed momentem wypiłam, podeszła mi do gardła.
Oliwier? Jak mogłam go nie zauważyć?
Zerknął na mnie przelotnie, posyłając delikatny uśmiech, a potem od razu wrócił do pracy.
W tym momencie miałam ochotę uciec. Mężczyzna, w którym niczym małolata zauroczyłam się na wakacjach, siedział prawie ramię w ramię ze mną. Naturalny dla wyspy powiew wiatru co rusz pobudzał moje receptory węchowe seksownym zapachem Oliwiera.
Przysięgam, że jeszcze chwila. Jeszcze moment i oszaleję…
– O nie… – mruknęłam pod nosem, gdy książka upadła pod jego leżak.
Mężczyzna był szybszy ode mnie i podał mi moją zgubę niemal od razu.
– Nie wiedziałem, że jest pani Polką – stwierdził z uśmiechem.
– Zdziwiło mnie, że mówi pan do mnie po angielsku – palnęłam bezmyślnie, po czym miałam ochotę się rozpłakać, bo tak naprawdę czemu miało mnie to dziwić? Skąd on mógł wiedzieć, że wcześniej go zauważyłam i że wiedziałam o tym, że jest Polakiem?
Nie zapytał mnie jednak o to, za co byłam bardzo wdzięczna. Sądziłam, że większej idiotki zrobić z siebie już nie można. W zamian za to przygryzł zębami dolną wargę i już tym razem bez zbędnych słów wrócił do swoich zajęć. W tym momencie poziom niezręczności przekroczył już jakąkolwiek skalę. Usiadłam i zaczęłam zbierać swoje rzeczy. Zerknął na mnie pytająco, ale nie obdarzyłam go nawet jednym krótkim spojrzeniem. Ten mężczyzna był naprawdę pociągający, ale sposób, w jaki na mnie działał, zupełnie mi nie odpowiadał. Czułam się z tym źle.
Musiałam go unikać, chociaż wcześniej lubiłam go podglądać.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji
Nakładem Wydawnictwa Amare ukazały się również:
Czy każda miłość zasługuje na to, by dać jej szansę?
Laura żyje w dwóch światach. Pierwszym jest szkoła prywatna, w której jako nauczycielka rozwija swoją zawodową pasję. Drugi to świat wirtualny, gdzie od roku flirtuje z mężczyzną o imieniu Paweł. Internetowa znajomość zaczyna być dla niej na tyle ważna, że mimo wielu wątpliwości i złych przeczuć decyduje się na spotkanie w realu. Okazuje się, że Paweł nie był z nią do końca szczery i zataił istotne fakty ze swojego życia. Laura, zraniona i rozczarowana, postanawia rzucić się w wir pracy i definitywnie zerwać kontakt z ukochanym. Nie będzie to jednak łatwe, bo jej dwa światy są w rzeczywistości znacznie bliżej siebie, niż do niedawna myślała…
Droga Czytelniczko,
serdecznie zapraszamy Cię do polubienia naszego profilu na Facebooku. Dzięki temu jako pierwsza dowiesz się o naszych nowościach wydawniczych, przeczytasz i posłuchasz fragmenty powieści, a także będziesz miała okazję wziąć udział w konkursach i promocjach.
Przyłącz się i buduj z nami społeczność, która uwielbia literaturę pełną emocji!
Zespół
Bądź, tak po prostu
ISBN: 978-83-8313-994-4
© Ewelina Dobosz i Wydawnictwo Amare 2024
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Novae Res.
REDAKCJA: Marta Grochowska
KOREKTA: Anna Grabarczyk
OKŁADKA: Izabela Surdykowska-Jurek
Wydawnictwo Amare należy do grupy wydawniczej Zaczytani.
Grupa Zaczytani sp. z o.o.
ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia
tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]
http://novaeres.pl
Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.
Opracowanie ebooka Katarzyna Rek