Czekam w pokoju 206 - Ewelina Dobosz - ebook + audiobook + książka
BESTSELLER

Czekam w pokoju 206 ebook i audiobook

Dobosz Ewelina

4,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

 

Pokoje hotelowe bywają świadkami niejednej gorącej nocy. Jakie tajemnice skrywają tym razem?

Michał, menedżer hotelu w Krakowie, ostatnio był nieco zbyt... niegrzeczny. Jego nieodpowiedzialne zachowanie spowodowało, że szef zdecydował się oddelegować go do pracy w innej placówce, aż w Zakopanem. To jego ostatnia szansa, by się zrehabilitować. Ale czy podupadający hotel nie będzie dla Michała zbyt nudny?

Nic bardziej mylnego! Na miejscu czeka go niejedna niespodzianka. Czy Michałowi uda się zostawić przeszłość za sobą? A może nowe pokusy okażą się jeszcze bardziej uzależniające i niebezpieczne? W hotelu dochodzi do kolejnych tajemniczych incydentów, a na scenę wkraczają postacie, które pozornie już dawno zniknęły z życia Michała. Komu można zaufać? I czy namiętność okaże się przekleństwem? Jedno jest pewne – lepiej nie wchodzić do pokoju 206 bez pukania.

Gorąca historia, a w niej: elementy romansu biurowego, hate-love, niegrzeczni chłopcy i mroczne sekrety.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 307

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 8 godz. 35 min

Lektor: Ewelina Dobosz
Oceny
4,3 (340 ocen)
178
92
54
13
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
casia04

Całkiem niezła

Mam mieszane uczucia. Z jednej strony i perspektywa i intryga są ciekawe ale czegoś tej książce brakuje. Główny bohater jest mało pogłębiony, a bohaterki pierwszoplanowe niewykorzystane. Całość pędzi na złamanie karku przeskakując od wydarzenia do wydarzenia. Skala emocji bohaterów w następujących scenach jest az śmiesznie bezrefleksyjna. Lektura pozostawiła we mnie przekonanie, że historia jest niedopracowana.
Wiolka0117

Całkiem niezła

Książka nie wciągnęła mnie od pierwszych stron. Czegoś w niej brakowało.
20
Jagulka12

Całkiem niezła

średnia książka, niczym się nie wyróżniała
10
moniska0162

Z braku laku…

Niestety mnie nie wciągneła. A szkoda... początek zachęcający.
10
Han_Mar

Całkiem niezła

Zapowiadała się ciekawie, niestety im dalej tym gorzej. Mało ambitnie, pomysł padł w trakcie pisania. Szkoda.
10

Popularność




Rozdział 1

Zaciągnąłem się dymem i pozwoliłem, by przyjemny dreszcz przeszedł po ciele. Uwielbiałem ten stan. Ten moment, gdy dochodzące z zewnątrz nuty rozbudzały moje komórki. Uniosłem lekko dłoń w wyczekiwaniu na ulubiony beat w utworze Return to Oz (ARTBAT Remix), a potem przygryzłem wargę, przymknąłem powieki i cały oddałem się muzyce.

Odleciałem.

Odleciałem, bo uwielbiałem ten stan. I odleciałem, bo znowu się zjarałem i wypiłem zbyt dużo, chociaż następnego dnia rano miałem być w pracy, w hotelu. Kipiałem męskością i odpowiedzialnością.

Z przemyśleń ocknąłem się dopiero wtedy, gdy z pokoju mojego kumpla wybiegły dwie nagie laski. Trochę ospale powiodłem za nimi wzrokiem i potarłem zamykające się powieki. Poczułem parszywy ból kręgosłupa od spania na siedząco i wyprostowałem się, układając wygodnie na oparciu. Zerknąłem na znajdujący się na moim nadgarstku zegarek i wyplułem z siebie kilka przekleństw. To był ten moment, kiedy położenie się spać przestawało się opłacać. Nie mogłem jednak dalej się oszukiwać, że wcale nie jestem śpiący…

– Co się z tobą dzieje? – Niski głos Karola wyrwał mnie z kolejnej fazy, w którą zaczynałem zapadać. Poprawiłem się na kanapie i oparłem łokciami o schowane pod dżinsami uda. Nie odpowiedziałem, a zamiast tego oblizałem spierzchnięte usta i zacząłem szukać wzrokiem czegokolwiek do picia. Kumpel, widząc to, zrobił dwa kroki w stronę otwartej kuchni i rzucił we mnie butelką wody niegazowanej. Nie przeszkadzało mi, że stoi przede mną nagi. Był jednym z tych gości, którzy mieliby frajdę, gdyby publiczne noszenie ubrań było jedynie możliwością, a nie obowiązkiem. To oznacza mniej więcej tyle, że widok jego fiuta to dla mnie chleb powszedni. I wiem, że nie brzmi to najlepiej…

– Pytam cię o coś, stary. – Nie dawał za wygraną.

– Widziałeś gdzieś mój telefon? – W dalszym ciągu ignorowałem jego marudzenie. Wstałem i poszedłem do przedpokoju, gdzie miałem nadzieję znaleźć moją kurtkę.

– Jesteś ostatnio jakiś nieswój. Nie poznaję cię! Zorganizowałem dropsy, a ty zluzowałeś.

– Ja pierdolę, czy ja po prostu nie mogę nie mieć na coś ochoty? – Spojrzałem na niego chmurnie.

– Twój problem. Towar może poczekać, ale ogólnie to straciłeś szansę na dobre dupczenie. – Podniósł z podłogi dżinsy, które wsunął na tyłek. Co tu się, do kurwy, wyrabiało? – Płakać nie będę. Więcej dla mnie. – Uśmiechnął się szyderczo, a potem wrócił do salonu, zostawiając mnie samego.

Rzuciłem okiem w stronę łazienki i tym razem to ja parsknąłem pod nosem. Wyjąłem swoją komórkę z kieszeni i wróciłem do pokoju, w którym Karol odpalał papierosa.

– Nieźle się spisałeś, skoro te dwie laski właśnie zabawiają się na twojej pralce.

– Kurwa – warknął, zgasił fajkę w szklance z wodą i wykrzykując coś do swoich kochanek, pobiegł do nich, nie zwracając na mnie więcej uwagi.

Postanowiłem wykorzystać urażoną męską dumę i wyszedłem z jego domu. Na moje nieszczęście mieszkał na jebanym zadupiu. Spojrzałem tęsknie na moją niunię zaparkowaną pomiędzy służbowymi samochodami Karola i ruszyłem przed siebie kierowany głosem rozsądku. Pieszo. Niunia musiała na mnie poczekać. Jak zawsze zresztą, kiedy wracałem od Karola. Nasze imprezy nigdy nie kończyły się na herbatce. Nawet jeśli prosił, żebym mu coś przywiózł, zawsze lądowaliśmy w tym samym punkcie. Karol otwarcie twierdził, że trzeźwość jest dla mięczaków. Nie potrafiłem się z nim zgodzić, ale jednak brnąłem w to bez ograniczeń.

Wczesnowiosenny chłód robił swoje. Włożyłem skórzaną kurtkę, chwyciłem w zęby marlborasa i w telefonie znalazłem numer do taksówki, która przyjechała po mnie nadzwyczajnie szybko. Jak się okazało, facet mieszkał niedaleko i właśnie zaczynał pracę. Podziwiałem go, nie było jeszcze piątej rano. Tak czy inaczej, był w porządku, bo po krótkim wyjaśnieniu nie zdecydował się wchodzić ze mną w jakąkolwiek polemikę. W lusterku wstecznym zobaczył, że kulę się z zimna. Jestem przekonany, że miał obawy, czy w ogóle ureguluję opłatę za kurs, i pewnie się zdziwił, gdy bez słowa rzuciłem mu na przednie siedzenie banknot, który dwukrotnie przekraczał wartość wyświetlającą się na taksometrze. Przed wyjściem rzuciłem frywolnie, że reszty nie trzeba, i trzasnąłem drzwiami, nie słysząc już żadnej odpowiedzi.

Kraków o tej porze był już pusty. Gdzieniegdzie rozbrzmiewał śmiech niedopitych studentów, ale raczej większość z nich już siedziała poukrywana w swoich akademickich gniazdkach, do których będą wracać wspomnieniami przez resztę życia.

Wszedłem na zapyziałe podwórko przy swojej kamienicy i przekląłem pod nosem, że stojąca przy drzwiach latarnia znowu nie działa. Podświetliłem sobie wejście telefonem i wszedłem na drugie piętro, gdzie znajdowały się dwa mieszkania. Moją sąsiadką była pani Frątczak, która nienawidziła mnie od momentu, gdy przeleciałem jej wnuczkę. Nie chciałbym się jakoś bardzo usprawiedliwiać, ale dziewczyna sama przyniosła mi ciastka, kanapki, wino i swoje ciało odziane jedynie kuszącym szlafrokiem. Pani Frątczak najwidoczniej miała jakiś radar, który namierzał takich jak ja, więc od tego czasu nasze relacje sąsiedzkie stały się oschłe. Żeby nie powiedzieć, że złe. Od tamtej pory miałem niesympatyczne uczucie ściśnięcia w żołądku za każdym razem, gdy stałem sam przed swoimi drzwiami. Mógłbym sobie dać za to uciąć rękę, że w tym momencie obserwuje mnie przez wizjer i krytykuje pod nosem. Nazwała mnie diabelskim nasieniem, więc czego mogłem oczekiwać?

Wsunąłem klucz do zamka i w tym czasie usłyszałem skrzeczące drzwi za swoimi plecami. – Kurwa mać…

Przekręciłem głowę, by rzucić złowrogie spojrzenie niezadowolonej z sąsiedztwa kobiecie i lekko uniosłem kąciki ust, widząc zamiast niej wspomnianą wcześniej wnuczkę, która zalotnie przytrzymywała się framugi. Odwróciłem się i oparłem plecami o drzwi. Zwróciłem uwagę na jej rude włosy.

– Kasia, ładniej ci było w blondzie – powiedziałem buńczucznie.

– Nie udawaj, że mój kolor włosów ma dla ciebie jakiekolwiek znaczenie – odpowiedziała, zagryzając przy tym wargę. Od razu zaczęła ze mną flirtować. Była niezmordowana.

– Nie ma. – Zaśmiałem się. Uniosłem nadgarstek, by upewnić się, że faktycznie jest tak wcześnie. – Dlaczego, do jasnej cholery, atakujesz mnie o tak nieludzkiej godzinie?

– Dopiero wróciłam z imprezy. Mogę wejść? – zapytała z pełną powagą, a ja pokręciłem głową. – Babcia wzięła tabletkę na sen, więc dzisiaj pośpi dłużej. Zawsze tak robi, kiedy przyjeżdżam do Krakowa i wychodzę na noc. – Oparła głowę o ścianę i zmrużyła oczy.

– Nie mam ochoty, wybacz. – Odwróciłem się, by otworzyć drzwi. Uchyliłem je i odwróciłem się delikatnie w jej stronę. – Za trzy godziny zaczynam zmianę.

Dziewczyna obrzuciła mnie spojrzeniem i parsknęła śmiechem. Mimo mojej odmowy podeszła i chwyciła za mój pasek od spodni.

– Chwilkę… – szepnęła do mojego ucha. – Nie będę potrzebowała wiele czasu.

– Ale ja bym w tym momencie potrzebował go więcej niż normalnie – burknąłem i bez najmniejszego żalu odsunąłem jej dłonie od mojego rozporka. Pomyślałem o stanie, w którym się znajdowałem. – Dobranoc.

Zignorowałem półnagą laskę, która proponowała mi szybki, niezobowiązujący i dobry seks, a potem zamknąłem za sobą drzwi od środka. W normalnych warunkach na pewno bym nie odmówił, ale już resztką sił słaniałem się na nogach. Wybrała najgorszy możliwy moment. Od razu padłem na kanapę w salonie i zasnąłem, zanim dobrze ułożyłem głowę na poduszce.

***

Znacie to uczucie, gdy w waszym śnie dzwoni telefon, ale nie możecie go odebrać, bo tak naprawdę to nie jest sen? Nienawidzę tego bardziej niż samego diabła, bo zazwyczaj to oznacza kłopoty, w które znowu się władowałem. Nie wiem, jaka jest tutaj zależność przyczynowo-skutkowa, ale, kurwa, za każdym razem taki sen przepowiadał jakiś pieprzony dramat. Otworzyłem jedno oko i chwyciłem po leżącego na stoliku samsunga. Początkowo zdziwiło mnie imię kierowcy, z którym pracowałem. Przez chwilę przytrzymałem palec nad czerwoną słuchawką, ale gdy ślimaczym tempem dotarło do mnie, która jest godzina, wyskoczyłem z łóżka jak poparzony i odebrałem.

– Ja pierdolę! Schodzę! – krzyknąłem, rozglądając się za swoimi rzeczami.

– No – burknął Maciek i przerwał połączenie.

Pobiegłem do łazienki, omal nie wywracając się po potknięciu o nieschowane pranie. Zrzuciłem ubrania i wskoczyłem pod zimny prysznic. W ciągu pięciu minut umyłem się cały, łącznie z zębami, i ubrany w garnitur zbiegłem na dół, gdzie kolega siedział w czarnym bmw i zapewne znowu grał w grę z dinozaurami na telefonie.

– Nawet dobry czas – powiedział, nie podnosząc głowy. Ten człowiek miał do mnie anielską cierpliwość. Znacznie większą, niż zasługiwałem. Zapiąłem pas i wziąłem głęboki oddech. Odchyliłem osłonę przeciwsłoneczną, by spojrzeć w lusterko. Podkrążone i przekrwione oczy, szara cera, zajebiście.

– Jak to dzisiaj załatwiłeś? – zapytałem, po czym opuściłem zasłonę, nie chcąc patrzeć na ten obraz nędzy i rozpaczy.

– Negocjacje z aktorem, który miałby zrobić prywatny występ dla młodej pary podczas nocy poślubnej.

Zmarszczyłem brwi i spojrzałem na niego z niedowierzaniem.

– Jezu! I ktoś ci w to uwierzył? Przecież to jakaś bzdura. Kto by chciał oglądać pokaz teatralny podczas nocy poślubnej?

– Wątpię, że ktokolwiek wierzy, że ja naprawdę jeżdżę z tobą na jakiekolwiek spotkania, więc nie ma znaczenia, czy wymyślę coś zwykłego, czy puszczę wodze fantazji. – Spojrzał na mnie spod byka i uniósł jedną brew. – Widziałeś, że twoja koszula jest pognieciona i brudna?

Pochyliłem głowę i przesunąłem palcami po śladach od wylanej kawy. Kurwa, dlaczego powiesiłem do szafy brudną koszulę?

– Teraz już widzę. Co do pierwszej części twojego zdania, bardzo prawdopodobne, że nikt już nam nie wierzy, aczkolwiek dla bezpieczeństwa przygotuję ci listę zadań, które standardowo załatwiam dla klientów. Te twoje są mocno oderwane od rzeczywistości. Mimo wszystko wolałbym, żebyś nie opowiadał niestworzonych historii na mój temat.

– Spokojnie, przecież każdy wie, że jesteś wzorowym pracownikiem – stwierdził, po czym się roześmiał. Pokręciłem jedynie głową i zignorowałem jego uwagę.

Po drodze zajechaliśmy na stację, gdzie kupiłem mocną kawę oraz energy drinka. Zanim dojechaliśmy do pracy, byłem już w całkiem dobrym stanie. Maciek wjechał na parking podziemny, a ja wysiadłem, zapiąłem marynarkę, by ukryć dowód mojego niedbalstwa, i wszedłem do windy. Poklepałem się po policzkach, by blada cera nabrała koloru i nieskutecznie spróbowałem poprawić fryzurę. Na szczęście mój nieład na głowie zazwyczaj sprawiał wrażenie kontrolowanego, więc jakoś za bardzo się tym nie przejąłem. Musiałem tylko szybko dopaść do mojej szafki pracowniczej, w której zawsze trzymałem zapasową koszulę. Wysiadłem przy recepcji i stanąłem obok recepcjonisty, który rzucił mi krótkie spojrzenie w momencie, gdy wziął od gościa hotelowego dowód osobisty.

– Dzień dobry. – Uśmiechnąłem się czarująco w kierunku młodej kobiety i mężczyzny, którzy meldowali się na tygodniowy pobyt. – Nazywam się Michał Kalicki. Jestem menedżerem tego hotelu. Gdyby pojawiły się jakieś pytania, wątpliwości czy życzenia, cała obsługa hotelu Marlid jest do państwa dyspozycji.

– Dziękujemy. – Mężczyzna kiwnął głową i ruszył do windy, ostentacyjnie chwytając kobietę za rękę. Uśmiechnąłem się zadziornie, gdy obejrzała się za siebie, by jeszcze raz zawiesić na mnie oko. Cmoknąłem pod nosem, gdy speszona uciekła wzrokiem.

– Code blue. Code blue – mruknął stojący na recepcji Piotrek.

Wyprostowałem się i spojrzałem na kolegę.

– O mnie chodzi?

– Tak. Szef zadzwonił kilka minut przed twoim przyjściem i przekazał, że masz się u niego zjawić, jak tylko stawisz się na stanowisku. Chyba widział, jak Maciek wjeżdżał na teren hotelu.

– Ja pierdolę. Brzmi poważnie. – Przewróciłem oczami i przybiłem koledze piątkę, a potem uśmiechając się w kierunku zbliżających kolejnych gości, ruszyłem do gabinetu dyrektora. Portier stojący przy wejściu odwrócił się na mój widok i mrugnęliśmy do siebie w powitaniu.

Pani Basia, która siedziała przed gabinetem szefa, wskazała mi drzwi. Wygląda na to, że cały hotel był postawiony w gotowości, bylebym tylko się zjawił. Tak się jednak składa, że bycie w centrum uwagi nigdy nie było dla mnie problemem.

Wszedłem do wnętrza, które wystrojem łudząco przypominało pokoje hotelowe, lecz zamiast łóżka można było dostrzec solidne drewniane biurko, za którym siedział Marek Śliwiński, dyrektor generalny i właściciel hotelu, a także najbliższy przyjaciel mojej rodziny. To on od młodego zarażał mnie pasją do hotelarstwa, i to dzięki niemu skończyłem dwa kierunki, hotelarstwo i zarządzanie, by jak najlepiej przygotować się do swojej pracy. Nigdy nie bałem się przyznać, że to ten facet pociągnął mnie ze sobą na górę. Życie jest jakie jest i czasami bez dobrych znajomości nie da się wejść tak wysoko, jak by się chciało. Niestety, już dawno zrozumiałem, że życie nie jest sprawiedliwe i że nie ma w tym nic złego.

– Chciałeś mnie widzieć – zacząłem, widząc brak reakcji z jego strony i oparłem się dłońmi o oparcie krzesła stojącego na wprost niego.

– Tak – odpowiedział i nie podnosząc głowy znad kartki, spojrzał na mnie, mrużąc oczy. – Ale siadaj.

Rozpiąłem guzik marynarki i opadłem na krzesło. Westchnąłem wymownie.

– W czym problem?

– Naprawdę jeszcze pytasz? – Dyrektor oparł się o krzesło i złączył dłonie na brzuchu. Przechylił głowę, a na jego czole pojawiła się zmarszczka. – Jak ty wyglądasz, tak w ogóle?

– Spóźniłem się do pracy, rozumiem. Zasługuję na reprymendę. Zaraz się przebiorę. Prawdopodobnie pomyliłem kosz na pranie z szafą. – Rozłożyłem ręce. – Nie wiem, naprawdę, miałem ciężki poranek. Dlaczego chciałeś się ze mną widzieć?

– Michał, bądźmy poważni, bo ewidentnie pozwalasz sobie na zbyt wiele. – Nachylił się i położył przedramiona na biurku. – Twoje zachowanie kwalifikuje się już do dyscyplinarki.

– Bez jaj. – Parsknąłem śmiechem. – Mógłbyś mnie zwolnić, bo mam ujebaną koszulę i spóźniłem się do pracy? To nie jest powód, bo robota zawsze jest zrobiona, a ja nigdy nie wychodzę przed czasem.

– Spóźnienia wobec wszystkiego, co zaczynasz robić, powoli stają się twoją dobrą stroną. Mam kamery i lojalnych ludzi. Od czego zacząć? Od tego, że przychodzisz napruty do roboty, czy od tego, że pokojówka przyłapała cię na seksie w windzie z kobietą będącą gościem hotelu?

No dobra, to nie brzmi najlepiej. To nie było tak, że ta kobieta była gościem hotelu. Była starą znajomą… Dobra, nieważne.

– I co teraz? Zwolnisz mnie? – Zagryzłem policzek, bo chociaż próbowałem zachować twardą postawę, odrobinę mnie to zaniepokoiło. Nie spodziewałem się, że szef przez ten cały czas tak dobrze udawał. Do tej pory uważałem, że mój obraz w jego oczach jest nieco lepszy. Ewidentnie się pomyliłem. Byłem dobry w swojej pracy, ale przede wszystkim nie potrafiłem robić niczego innego. Dyscyplinarka byłaby blokadą przed znalezieniem innej pracy w zawodzie. Jeżeli ktoś na moim stanowisku ma nasrane w papierach, to niemal pewne, że jeśli w ogóle chce mieć pracę, musi zmienić branżę.

– Nie. Jeszcze nie, Michał. Dobrze jednak wiesz, że nie zrobię tego tylko i wyłącznie przez wzgląd na twojego ojca. – Przyjaźnili się aż do śmieci mojego staruszka. – Ale daję ci ostatnią szansę, bo już i tak jestem na każdym kroku oskarżany o koneksje.

– Okej, to się już więcej nie powtórzy. Poprawię się – odpowiedziałem z ulgą. Gdy chciałem wstać, dyrektor uniósł rękę.

– Ale ja jeszcze nie skończyłem rozmowy, Michał. – Popatrzył na mnie niespokojnie, jakby bał się odezwać. I wcale mu się nie dziwię. – Przenoszę cię – dokończył bez emocji, jakby informował mnie, że mam zostać dłużej w firmie.

– Słucham?! – Otworzyłem szeroko oczy.

– Wyjeżdżasz do Zakopanego.

– O, czyli teraz będziemy żartować!

– Akurat tak się składa, że na żartowanie to mam najmniej ochoty.

– Nie ma mowy. – Roześmiałem się w głos. – Bez takich… O co w tym wszystkim chodzi? Mam ci zejść z oczu? Okej, wezmę urlop, nawet bezpłatny, ale nie róbmy sobie jaj.

– Tamtejsze stanowisko się zwolniło. Nie masz tutaj żadnych zobowiązań, rodziny. Przyjaciele, z którymi trzymasz, raczej powinni zniknąć z twojego życia.

– Chyba przesadzasz, jeśli myślisz, że będziesz mi wybierać znajomych! – Uderzyłem ręką w blat, a Śliwiński jedynie poczęstował mnie jednym krótkim, niewzruszonym spojrzeniem.

– W tym czasie – kontynuował ostrym tonem – będę szkolić tutaj nowego, bo jak dobrze wiesz, wziąłem sobie na głowę dyrektorowanie dwoma hotelami. Jesteś świetnym specjalistą i potrzebuję cię w Zakopanem. Poprzedni menedżer omal nie puścił mnie z torbami.

– To nowy nie może pójść do Zakopanego? – warknąłem i czułem, że żyła na szyi zaczyna mi pulsować.

– Fantastyczny pomysł – parsknął. – Dobrze wiesz, że beze mnie to się nie uda. Jak tylko się ogarniesz, prawdopodobnie pozwolę ci wrócić do Krakowa, ale najpierw muszę mieć pewność, że nie spierdolisz sobie życia.

– Aha, świetnie – parsknąłem. – A jeśli się nie zgodzę?

– To możesz od razu zacząć pakować swoje rzeczy, a ja wyzbędę się jakichkolwiek wyrzutów sumienia w związku z twoją bezmyślnością. Potraktuj to jako jedyną szansę, a nie jako opcję. Poza tym, jeśli to dla ciebie za mało, to przypomnij sobie, że ogromne międzynarodowe sieci hotelowe prowadzą politykę, według której przenosi się menedżerów do innych hoteli co cztery lata, by utrzymać ich wysoki poziom zaangażowana i rozwoju. Idealnie się składa, że dostałeś awans cztery lata temu, w swoje trzydziestce urodziny. Już wtedy powinienem trzymać się myśli, że jesteś jeszcze za młody. Dobry dyrektor musi być dojrzały, nie chodzi jednak o fizyczność, ale o emocjonalność i zrównoważenie, którego tobie najwidoczniej brakuje.

Ludzie, co za pierdoły!

– Nie mogę tutaj powalczyć? Naprawdę się ogarnę, przecież dobrze wiesz, że tak będzie. – Zaczynało mi brakować argumentów. Ten facet był po prostu zbyt inteligentny, bym mógł mu stawiać warunki. Przy nim byłem tylko mierną płotką.

– Nie, Michał, bo muszę ci zrobić odcięcie! Nie rozumiesz? Ostrzegałem cię dwukrotnie. Za każdym razem sielanka trwała kilka tygodni, a potem robiłeś się coraz gorszy. Nie wiem, co cię tak zmieniło, ale mam już dosyć niańczenia cię, chociaż obiecałem twojemu ojcu, że będę to robił tak długo, aż starczy mi sił. A chcę, żebyś wiedział, że już mi ich powoli zaczyna brakować.

Zacisnąłem szczękę, bo wiedziałem, co ma na myśli. Chciał, żebym wziął się w garść i zmienił otoczenie. Widziałem w jego oczach coś, co pozostawił w nim mój ojciec. Troskę i rozczarowanie. Opuściłem głowę i potarłem przesuszone oczy. Poczułem od siebie woń alkoholu i zrobiło mi się autentycznie głupio. Uniosłem pewnie brodę i spojrzałem na swojego przełożonego. Skoro dotarło do mnie, że zjebałem, musiałem wziąć to na klatę.

– Okej. Kiedy mam się przenieść?

Śliwiński z ulgą pokiwał głową i wyciągnął z szuflady wszystkie dokumenty, które musiałem podpisać.

– Bardzo rozsądna decyzja, synu.

Nie odpowiedziałem, ale w nerwach chwyciłem papiery i wypełniłem wszystkie formalności. Nie odezwałem się jednak ani słowem. Gdy skończył mówić, powiedział, że jestem wolny.

Tego dnia dał mi urlop. Musiałem się doprowadzić do porządku i zacząć powoli pakować. Najpierw jednak musiałem odebrać swój motocykl, a potem wziąć się w garść. Nie spodziewałem się, że z dnia na dzień moje życie tak bardzo się odmieni. Tylko że to był dopiero pieprzony początek…

Rozdział 2

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:

Okładka
Karta tytułowa
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25

Redaktorka prowadząca: Joanna Pawłowska

Wydawczyni: Joanna Pawłowska

Redakcja: Ida Świerkocka

Korekta: Magdalena Kawka

Projekt okładki: Łukasz Werpachowski

Zdjęcie na okładce: © Stasia04 / Shutterstock.com

Copyright © 2022 by Ewelina Dobosz

Copyright © 2022 by Niegrzeczne Książki

an imprint of Wydawnictwo Kobiece Łukasz Kierus

Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.

Wydanie elektroniczne

Białystok 2022

ISBN 978-83-67335-82-9

Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek