Na otwartym sercu - Ewelina Dobosz - ebook + audiobook + książka
BESTSELLER

Na otwartym sercu ebook i audiobook

Dobosz Ewelina

4,2

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Powieść, która przyspieszy bicie serca!

Ambitna i pewna swoich umiejętności Marta ma w życiu jeden cel – chce zostać chirurgiem. Nikt nie może jej powstrzymać. Dziewczyna wyjeżdża do mniejszego miasta, licząc na to, że podczas rezydentury będzie mogła aktywniej uczestniczyć w operacjach, a nie tylko się przyglądać. Dziewczyna nie wie, że na miejscu pozna aroganckiego, egoistycznego i uzdolnionego Oskara, który na nieszczęście Marty jest też niesamowicie przystojny. Jak się okazuje, mężczyzna jest również jej nowym współlokatorem.

Marta ukrywa przed wszystkimi fakt, że całym jej życiem kieruje tragiczne wydarzenie z jej historii. Tragiczna śmierć jej przyjaciółki może i jest odległą przeszłością, jednak pewne demony nigdy nie odpuszczają. Czy tajemnica, która prześladuje Martę od lat, i tym razem odmieni jej los?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 292

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 7 godz. 39 min

Oceny
4,2 (323 oceny)
180
73
32
27
11
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
mentosozerca
(edytowany)

Z braku laku…

Widzę dużo pozytywnych recenzji, ale proszę, niech mi ktoś wytłumaczy, dlaczego? Jestem w szóstym rozdziale, ale już nie mogę brać tej książki na poważnie. Trochę spoiler, albo i nie: w pierwszym rozdziale nasza bohaterka jedzie pociągiem, ponieważ „Mimo że mia­łam prawo jazdy, nie ku­pi­łam sobie jesz­cze sa­mo­cho­du.” Jasna sprawa, ale dlaczego, w szóstym rozdziale na pytanie o to dlaczego nie ma samochodu odpowiada, że nie ma prawa jazdy i „Wo­la­łam za­cho­wać dla sie­bie smut­ną praw­dę o tym, że w szko­le jazdy in­struk­tor wziął mnie na roz­mo­wę i po­wie­dział, że po­win­nam sobie dać spo­kój z jeż­dże­niem sa­mo­cho­dem.” CO JEST GRANE XD Jakim cudem, JAKIM CUDEM ta książka, mimo, że nie łączy się w najprostszych faktach takich jak zwykle prawo jazdy, które się posiada albo nie, jest brana na poważnie? Change my mind. Przeczytam, ale z ironicznym usmiechem.
40
Kamila070820

Z braku laku…

Jak dla mnie strasznie dziwna, spodziewałam się czegoś lepszego 🤷
40
2323aga

Nie polecam

Dwoje lekarzy zafascynowanych śmiercią, umawiających się w prosektorium, do tego psychopatyczny morderca... Co kto lubi.
30
ewitka66

Dobrze spędzony czas

Fajna historia, polecam
10
Mamoja2007

Nie oderwiesz się od lektury

Super książka
10

Popularność




Playlista

OneRepublic ⭐ Secrets

Emiliana Torrini ⭐ Jungle Drum

Snow Patrol ⭐ Chasing Cars

Natalie Taylor ⭐ Surrender

Katie Garfield, OBEDS ⭐ Who Will Save You

Bellsaint ⭐ Losing My Religion

Malia J ⭐ Shout

Ursine Vulpine, Annaca ⭐ Wicked Game

Adele ⭐ Strangers By Nature

Prolog

Zsunęłam z siebie koszulę nocną i zrobiłam krok w przód na miękkiej wykładzinie. Spuściłam wzrok na swoje bose stopy. Dzień wcześniej pomalowałam paznokcie na krwistoczerwony kolor. Miałam wrażenie, że czerwień jest dla mnie idealna. Pasowała do mnie pod każdym względem. Weszłam do łazienki i od razu skierowałam się pod prysznic. Stanęłam pod deszczownicą i z pełną świadomością odkręciłam wodę. Drgnęłam, gdy nieprzyjemne zimno omiotło moje ciało. Oparłam się dłońmi o białe płytki i spojrzałam na wstrętne blizny na moim śródręczu, a potem zacisnęłam palce w nadal płonącej we mnie złości. Myślałam, że to z czasem minie. Przecież tyle się mówi, że czas koi ból i zasklepia rany. W moim przypadku coś najwyraźniej nie działało.

Umyłam się, gdy woda zrobiła się przyjemnie gorąca, a potem wyszłam spod natrysku i zatrzymałam się przy zaparowanym lustrze. Mokrą ręką przesunęłam po srebrnej tafli i spojrzałam na swoją nieco zniekształconą twarz.

Wyglądałam nie najgorzej, biorąc pod uwagę ostatnie miesiące, ale gdy patrzyłam we własne tęczówki, budziło się we mnie jedno skojarzenie, które oplatało mnie niczym bluszcz.

Śmierć.

Miałam wrażenie, że widzę ją niemal wszędzie. Dostrzegałam ją w swoich wspomnieniach, oczach, bliznach na klatce piersiowej czy rękach. Widziałam ją w innych ludziach, w przyrodzie. Była obecna nawet w niektórych zapachach. Potrafiłam ją odnaleźć na każdej płaszczyźnie i do pewnego momentu mojego życia wydawało mi się to odrobinę niepokojące.

Długo nie umiałam tego nazwać, a może nie chciałam się do tego przyznać, ale fascynacja śmiercią zaczęła mną kierować. Czasem podążałam za nią świadomie, a czasami to los decydował za mnie. Nienawidziłam jej, bo wiele mi zabierała, choć jednocześnie dawała dwukrotnie więcej. Targała moimi emocjami i ważyła moje decyzje.

Jakie to popieprzone… Na szczęście życie pokazało mi, że mogę to odpowiednio wykorzystać. Dotarło do mnie, że moim przeznaczeniem jest symbioza ze śmiercią – jakkolwiek to brzmi, bo przecież zwykle ludzie się jej boją, unikają jej, nie chcą jej na swojej drodze. Ja miałam całkowicie inne odczucia.

Wytarłam się białym puchatym ręcznikiem i wróciłam do pokoju, do którego powoli docierały promienie wschodzącego słońca. Naga kucnęłam przy swojej walizce. Wyciągnęłam z niej dokumenty i stanęłam przed biurkiem, na którym nie było niczego poza telefonem. Odłożyłam zieloną teczkę i wyjęłam z niej zdjęcie martwej, niezwykle bliskiej mi kobiety. Jej życia nie dało się uratować. To właśnie ta śmierć sprawiła, że się zmieniłam. Udało mi się przemienić ból w siłę, dzięki której stałam się niemal niezniszczalna.

Uniosłam wzrok i jeszcze raz spojrzałam na siebie w lustrze. Uśmiechnęłam się ponuro i już wiedziałam, że decyzja, którą podjęłam, jest słuszna.

Jeśli chciałam dalej żyć pełnią życia, musiałam zgodzić się na to, by śmierć towarzyszyła mi podczas tej drogi.

Rozdział 1

Kilka miesięcy wcześniej

Zamknęłam walizkę i zaczęłam tańczyć wokół niej do piosenki Jungle Drum. Przymknęłam oczy, uniosłam ręce i kręciłam się w kółko, wyobrażając sobie wszystko, co przede mną. Czułam podekscytowanie, niesamowitą radość, ale przede wszystkim niepowtarzalną dumę, że udało mi się osiągnąć ten upragniony cel. Ciężko na to pracowałam.

W pewnym momencie zakręciło mi się w głowie. Zatrzymałam się i by utrzymać równowagę, chwyciłam za otwartą szufladę, z której przed momentem wyjęłam swoje rzeczy.

– Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że śpiewasz o miłości do Mirona?

Otworzyłam oczy i spojrzałam na mojego brata bliźniaka, który ze skrzyżowanymi nogami opierał się o framugę drzwi do mojego pokoju. Odnosił się do piosenki, która przed kilkoma sekundami się skończyła.

– „Hey, I’m in love. My fingers keep on clicking to the beating of my heart” – zaśpiewałam z uśmiechem, a potem dostrzegłam niespakowaną ładowarkę do telefonu i kucnęłam, by ją dołożyć do bagażu. Miałam problem z otwarciem zamka, więc mój brat odepchnął się od drzwi i podszedł do mnie.

– Daj, ja to zrobię. – Patrzyłam na jego przystojną twarz, gdy z wyraźnym smutkiem na twarzy pomagał mi się pakować. W końcu postawił walizkę na kółkach i wstał. Rozejrzał się po moim pustym pokoju i zacisnął szczękę. – To jak to jest z tą twoją miłością?

Wstałam i założyłam ręce na piersi.

– Miron zostaje w Warszawie. Nie wyobrażam sobie, żeby to miało przetrwać. – Wzruszyłam ramionami. – Wyjeżdżam ze względu na to, co kocham, i to mnie w tym momencie nakręca. Znasz mnie, Kacper.

– Znam cię. – Brat chwycił moją twarz w dłonie i spojrzał mi głęboko w oczy. – Nie chcę, żebyś się zatraciła. Nie chcę, żeby cokolwiek zmieniło twoją osobowość. Tylko że… Chciałaś z tym facetem zbudować dom, stworzyć rodzinę, a tu nagle taka zmiana. Co się stało?

Uśmiechnęłam się i chwyciłam jego nadgarstki, by go od siebie odsunąć.

– Nic się nie stało, braciszku. Nie chcę tkwić w bezpiecznej pozycji. Chcę więcej, mocniej. Potrzebuję wrażeń. Tutaj tego nie osiągnę. Poza tym to wy widzieliście w Mironie szansę na moją stabilizację. Ja nigdy go tak nie traktowałam. Gdy wam o tym opowiadał, nigdy mu nie wtórowałam. Nie zauważyłeś tego? – Zmrużyłam oczy i wydęłam usta.

– W sumie masz rację – odpowiedział Kacper

– Jak możesz tak mówić o warszawskich realiach, co? Już pomijam chłopaka, który byłby dla ciebie idealną szansą, ale przecież Warszawa to potęga, a ty tak po prostu z tego rezygnujesz – wtrąciła mama, która nawet nie wiem kiedy znalazła się w moim pokoju.

– Mamo, a ty dalej swoje… – Skierowałam wzrok na brata. – Czy zawieziesz mnie na dworzec?

– Zawiozę. Mamo, daj jej już spokój.

Uśmiechnęłam się do Kacpra z wdzięcznością, że zdecydował się mnie poprzeć, chociaż nie byłam do końca pewna, czy nie robi tego tylko z mojego powodu. Bym poczuła się lepiej. Być może myślał inaczej? Nawet jeśli, to nigdy nie dał mi tego odczuć. Szanował mnie i to było naprawdę fajne w naszej relacji. Zresztą nie bez kozery się mówi o niezwykłej więzi, jaka łączy bliźnięta.

– Marta wielokrotnie ci tłumaczyła, z czego wynika jej decyzja.

– Tak, tylko że teraz nie jestem w stanie jej pomóc finansowo. Ledwo utrzymuję ten dom, nie stać mnie na to, żeby opłacać mieszkanie w innym mieście. Odkąd ojciec musiał przestać pracować, jest nam o wiele trudniej.

– Mamo, ale ja nie chcę od ciebie pieniędzy. Zrozum mnie. Będę zarabiać. Pozwól mi żyć po swojemu. Mam już dwadzieścia sześć lat. Wiem, co robię.

– Jasne, zarabiać! – Mama prychnęła. – Za tę pensję zamierzasz się utrzymywać, dalej szkolić i jeszcze coś odłożyć?

– Proszę cię, przestań, dobrze? Podjęłam już decyzję i choćbym nawet chciała, nie mogłabym jej zmienić.

Pewnie że bym mogła, ale nie chcę. Mama podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła.

– Przyjedziemy do ciebie z Kacprem za jakiś czas, a teraz uważaj na siebie. Kocham cię.

Nie lubiłam czułych pożegnań. Nie byłam typem kobiety, na której takie ckliwe momenty robiły wrażenie. Nie byłam sentymentalna ani nazbyt wrażliwa. Odsunęłam się od niej, pocałowałam ją w czoło i wyszłam na zewnątrz. Pozwoliłam bratu zanieść moją walizkę do auta. Zajęłam miejsce pasażera w jego sportowym bmw, a potem pomachałam mamie stojącej na ganku.

Dojazd do dworca zajął nam blisko pół godziny. Kacper zaparkował na zakazie i na mnie spojrzał.

– Ty to się niczym nie przejmujesz, prawda? – zapytałam, wskazując na znak. Zaśmiałam się.

– Prawie niczym. – Mrugnął do mnie, a wtedy ja spoważniałam.

– Nie powiesz jej?

– Nie teraz. Póki co wystarczy, że jej ukochana córeczka zdecydowała się wyjechać z miasta.

– Czyli spieprzyłam ci plany?

– Raczej poszłaś mi na rękę. Wolę to odkładać w nieskończoność.

– Ale nie możesz tego robić. Musisz myśleć o sobie. – Położyłam mu rękę na ramieniu i ścisnęłam.

– Dobra, Marta, wypieprzaj z mojego samochodu. Zaczynasz się robić marudna, a to do ciebie niepodobne.

– Mam jeszcze dużo czasu do pociągu!

– To kup sobie jakąś książkę i zjedz cheesburgera. Jestem umówiony na wieczór, nie mam czasu tu z tobą kwitnąć. – Nachylił się i cmoknął mnie w usta. – Pokaż im tam, co to znaczy być zajebistym.

Uśmiechnęłam się do mojego najlepszego przyjaciela i wysiadłam. Kacper wyjął z bagażnika moją walizkę, po czym dostrzegł nadjeżdżającą policję, wskoczył do auta i odjechał. Zaśmiałam się i pokręciłam głową, gdy zignorował ich sygnał dźwiękowy, błyskawicznie wjechał na skrzyżowanie i zniknął za rogiem.

– Zawsze byłeś tym grzeczniejszym – zażartowałam pod nosem i weszłam do budynku dworca. Lubiłam podróżować pociągiem. Mimo że miałam prawo jazdy, nie kupiłam sobie jeszcze samochodu. Jeżdżenie po Warszawie byłoby dla mnie zbyt stresujące, a i sama oszczędność pieniędzy była wystarczającym argumentem, żeby nie rozstawać się z transportem publicznym. Poza tym miałam w sobie coś z niegroźnego stalkera. Lubiłam obserwować ludzi. Patrzyłam, jak oddychają, jak się uśmiechają, kłócą, płaczą. Lubiłam określać kolor ich skóry i na podstawie drobnych szczegółów zgadywać, czy na coś chorują. Czy to normalne? Tego nie wiem. Jestem obserwatorką, ot co.

Od razu skierowałam się do jednej z restauracji z niezdrowym jedzeniem, gdzie spędziłam większość czasu. Gdy w końcu zadzwonił alarm w telefonie, wstałam i skierowałam się do miejsca, z którego już niedługo miał odjeżdżać mój pociąg. Stanęłam na swoim peronie przy odpowiednim torze. Mój pociąg miał wjechać na tor za kilkanaście minut. Usiadłam na ławce i wyjęłam z torebki czytnik książek, na którym miałam aktywny abonament jednej z platform z e-bookami. W ostatnim czasie nie miałam zbyt wiele czasu na czytanie, ale kilkugodzinna podróż była świetną okazją do tego, by co nieco nadrobić. Zdecydowałam się na najnowszą książkę Pauliny Świst. Skusił mnie jej ostry język i mocne sceny seksu. Na co dzień obcowałam z ludźmi, którzy nie dość, że nie wyciągali kija z tyłka, to w ogóle zapominali, że go mają. A ostry seks… W sumie chciałam poczytać o jakichkolwiek zbliżeniach. W ostatnich tygodniach nie doświadczałam szczególnego urodzaju w tych kwestiach. Westchnęłam cicho i zaczęłam czytać.

– Pomocy!

Rozejrzałam się i dostrzegłam spanikowaną dziewczynę, która wołała o wsparcie. Zamknęłam czytnik i schowałam go do torebki. Nie myślałam o bagażu, rozsądek nakazał mi jedynie zabrać ze sobą torebkę. Minęłam grupkę pasażerów, którzy woleli traktować leżącego na ziemi mężczyznę jak pijanego.

Kucnęłam przy chłopaku i złapałam go za nadgarstek, na którym miał bransoletkę.

– Mówił, że mu słabo, że ma nogi jak z waty. Chciał dodać coś więcej, ale zasłabł i upadł – wyjęczała dziewczyna.

– Czy wiedziałaś, że jest cukrzykiem? – zapytałam i w tym czasie ułożyłam go sprawnie w pozycji bocznej ustalonej. – Która to jego torba?

– Jezu, co z nim? Trzeba zadzwonić po pogotowie! – wykrzyczała rozhisteryzowana, a ja przeklęłam pod nosem, odliczając uciekające, zbyt cenne sekundy.

– Jego rzeczy, do cholery! – wrzasnęłam, a ona przysunęła do mnie walizkę. Od razu ją otworzyłam. – Pomóż mi szukać podłużnego pomarańczowego plastikowego pudełka.

Miałam sporo szczęścia i znalazłam glukagon szybciej, niż się spodziewałam. Chociaż byłam niemal pewna, że chłopaka dopadła silna hipoglikemia, wykorzystałam leżący obok glukometr i szybko sprawdziłam poziom cukru we krwi. Sytuacja była kryzysowa. Wyjęłam strzykawkę z opakowania.

– Wezwijmy lepiej pogotowie – pisnęła dziewczyna. – Skąd pani wie, co robić?

Uniosłam wzrok nad igłą, a potem wbiłam ją w udo chłopaka.

– Bo jestem lekarzem – odpowiedziałam i opadłam na pięty. – Teraz możemy zadzwonić po pogotowie.

Podniosłam się i ze stoickim spokojem zadzwoniłam pod numer sto dwanaście. Przekazałam wszystkie potrzebne informacje dyspozytorowi i poczekałam z wystraszoną kobietą na przebudzenie chorego. Na szczęście bardzo szybko wróciła mu świadomość. Któryś z gapiów zapytał, czy nie potrzebujemy pomocy – poprosiłam go o pomoc w położeniu chłopaka na ławce. Skoro byłam pewna, że jest już bezpieczny, nie chciałam, żeby leżał na zimnym betonie. Gdy tylko wygodnie go ułożyliśmy, zobaczyłam zbiegających po schodach ratowników. Uśmiechnęłam się do dziewczyny, poszłam po swoją walizkę i wsiadłam do pociągu, który miał mnie zawieźć do celu. Przez okno obserwowałam, jak młody lekarz pomaga cukrzykowi stanąć na nogi, a gdy ruszyliśmy, rzuciłam ostatnie spojrzenie na dziewczynę, która zaczęła mi machać z wyraźną wdzięcznością w oczach.

– No, to rozgrzewkę mam już dzisiaj zaliczoną – bąknęłam do siebie, a po chwili zorientowałam się, że wszyscy w przedziale mnie obserwują. Wyjęłam z torebki czytnik i wróciłam do lektury.

Wszystko wskazywało na to, że zapowiada się świetna historia.

Rozdział 2

Doszło do awarii i w naszym przedziale nie było światła. Przez chwilę ktoś próbował to naprawić, ale w końcu konduktor machnął ręką i życzył nam dobrego wieczoru. Z niezadowoleniem schowałam swój czytnik, który nie miał podświetlenia. Oparłam głowę przy oknie i wpatrywałam się w czerń za szybą. Miałam wrażenie, że już po kilku minutach wszyscy spali. Odwróciłam lekko głowę i na nich spojrzałam. Moje oko przystosowało się do panującej ciemności, którą spotęgowało zaciągnięcie zasłonek do przedziału. Jakiś młody chłopak przebudził się i wyciągnął z kieszeni telefon, zawstydzony schował go jednak z powrotem do kieszeni, bo światło ekranu wybudziło starszą kobietę po jego lewej stronie. Mruknęła coś niezrozumiałego pod nosem, a chłopak wzruszył ramionami w moim kierunku i ponownie opuścił głowę, by zasnąć. Skrzywiłam się, bo myślałam już tylko o jego obciążonym od tej pozycji kręgosłupie.

Nie dałam rady zasnąć. Wiedziałam, że czekają mnie jeszcze blisko trzy godziny podróży w kompletnej ciszy, przy akompaniamencie rozbudzonych myśli, których bez względu na wszystko nie umiałam wyłączyć. Należałam do grona nieszczęśników, którzy nie potrafili się przełączyć na tryb nicnierobienia. Przypomniałam sobie, że w torebce mam słuchawki. Muzyka była jedną z kilku rzeczy, które sprawiały, że mogłam trwać. Tak po prostu. W walce zmęczenia z przemyśleniami to pierwsze powoli zaczynało wygrywać i zapadłam w płytki sen. Przez ciągłe wybudzanie się i zasypianie miałam wrażenie, że podróż trwa bez końca. Dodatkowo moją irytację pogłębiał fakt, że pociąg, jak to często bywa, miał spore opóźnienie.

Gdy w końcu po dłuższym czasie na korytarzu zobaczyłam konduktora, wyjęłam słuchawki z uszu. Mężczyzna informował o najbliższym przystanku. Dotarłam do celu! Zerwałam się z miejsca i cudem nie zabijając żadnego pasażera, ściągnęłam swoją walizkę z półki nad siedzeniami. Mając gdzieś, czy nikogo nie obudzę, pożegnałam się i wyszłam, by stanąć blisko wyjścia. Pociąg zatrzymał się na peronie, a ja wysiadłam z całkiem sporą grupą ludzi. Ostatnim razem przyjechałam tu z Kacprem samochodem, w związku z czym nie bardzo wiedziałam, jak się poruszać. Zawsze powtarzałam: podążać za tłumem powinieneś tylko wtedy, gdy nie wiesz, gdzie jest wyjście.

Tak też zrobiłam tym razem. W ten sposób szybko dotarłam do postoju taksówek, wsiadłam do jednego z aut i podałam taksówkarzowi adres mojego nowego miejsca zamieszkania. Gdy starszy mężczyzna próbował mnie zagadnąć, posłałam mu ze dwa spojrzenia, po których już wiedział, że nie jestem najlepszą kompanką do rozmów. W końcu wjechaliśmy na brukowaną drogę na osiedlu domków jednorodzinnych. Minęliśmy przystanek autobusowy, z którego jak wcześniej sprawdziłam, miałam odjeżdżać do pracy, i z trwogą obserwowałam długą jazdę taksówki. To oznaczało, że co rano będę miała spory kawałek do przejścia. Niby analizowałam to wcześniej na mapie, ale z jakiegoś powodu nie wydało mi sie to wtedy kłopotliwe. Zresztą i tak nie wpłynęłoby to na moją decyzję. Warunki, w jakich miałam mieszkać, były dla mnie odpowiednie. Nie znalazłabym niczego lepszego w podobnej cenie. Moj budżet był – umówmy się – żenujący.

Na szczęście dom, w którym miałam zamieszkać, był całkiem dobrze utrzymany. Z dosyć sporego, urokliwego ogrodu i tak miałam w najbliższym czasie nie korzystać ze względu na pogodę. Zapłaciłam za kurs i wysiliłam się na uśmiech dla mężczyzny, który uszanował moją potrzebę ciszy. Podeszłam do bramki, przy której znajdował się domofon. Zadzwoniłam, ale nie było żadnej reakcji. Czy dzisiaj wszystko wokół mnie musi się psuć?, zapytałam samą siebie.

– Hej! Naciśnij klamkę! – usłyszałam kobiecy głos, który musiał się wydobywać gdzieś zza zasłoniętych solidnym krzakiem drzwiami.

Zrobiłam to, o co poprosiła nieznajoma, i ruszyłam do wejścia.

– Jestem w samym ręczniku, przepraszam! – powiedziała uśmiechnięta blondynka, gdy stanęłam na przeciwko niej. – Jesteś Marta, tak?

– We własnej osobie.

– To chodź. Wszyscy pozamykali się już w swoich pokojach. Domofon nie działa, jak już pewnie zauważyłaś.

– Jakim cudem mnie dostrzegłaś? – zapytałam i zamknęłam za sobą drzwi.

– Na górze w łazience mamy okno. Myłam zęby i dostrzegłam zbłąkaną owieczkę. Poza tym spodziewałam się ciebie. – Wzruszyła ramionami. – Ubiorę się, poczekasz? Usiądź w kuchni.

Przeszłyśmy przez obity boazerią przedpokój do całkiem ładnej jasnej kuchni, która jeśli wierzyć zdjęciom podesłanym przez wynajmującego, ewidentnie odstawała od reszty domu. Nie miała na sobie piętna lat osiemdziesiątych. Najwidoczniej właściciel małymi krokami odnawiał to, co tego odnowienia absolutnie wymagało.

– Tu masz czajnik – poinstruowała mnie, a potem sama go włączyła. – Generalnie kawę czy herbatę każdy ma swoją, ale domyślam się, że nie zrobiłaś jeszcze zakupów, więc częstuj się wszystkim z mojej półki. – Wskazała ręką.

– Dobrze… – Zawahałam się, nie znając nawet imienia mojej nowej współlokatorki.

– Julia. – Wyciągnęła rękę, którą uścisnęłam, a potem pobiegła na górę.

Podeszłam do czajnika, a potem zorientowałam się, że nie dała mi żadnej szklanki. Wiem, jak niektórzy są wyczuleni na picie przez obcych ze swoich ukochanych kubków, więc odpuściłam sobie póki co tę herbatę.

– Potrzebujesz pomocy? – Podskoczyłam, gdy usłyszałam męski, niski głos.

Odwróciłam się na pięcie i stanęłam twarzą w twarz z przystojnym brunetem z ładnie przystrzyżonym zarostem, który ze zmarszczonymi brwiami i zdezorientowanym uśmiechem czekał na jakiekolwiek wyjaśnienia.

– Niekoniecznie – stwierdziłam. – Jestem tu nowa i jeszcze nie ogarniam otoczenia.

– Ach, Marta? – zapytał, jakby dotarło do niego, że zagoszczę tu dłużej. Obejrzał mnie sobie od góry do dołu, a ja oparłam się rękami o blat, bo chociaż nie lubiłam takich zagrywek, nie zamierzałam mu pokazać, że takie prostackie gesty robią na mnie wrażenie.

Kiwnęłam głową.

– Jestem Wojtek. – Podszedł do mnie zbyt blisko, nie spuszczając ze mnie wzroku. Gdy już chciałam zapytać, co on wyprawia, pochylił się, by włożyć do zlewu swój kubek, a potem odwrócił się ode mnie i skierował ku schodom.

Po chwili zbiegła Julia i zaprowadziła mnie na piętro, by pokazać mi mój pokój. Był na szczęście tak schludny jak na zdjęciu.

– Masz najładniejszy pokój. Po ostatnim współlokatorze, który wyleciał ze szpitala za ćpanie, musieli zrobić remont.

– Lekarz-ćpun? – Zdziwiłam się.

– Nie. Był salowym. Właściciele pracują w szpitalu, w którym my wszyscy pracujemy. Ubzdurali sobie, że wszyscy, którzy będą podnajmować u nich pokoje, mają pracować w jednym miejscu.

– Czyli też pracujesz w tym samym szpitalu co ja? – Odłożyłam swoje rzeczy przy dużej szafie z lustrem.

– Tak, jestem na drugim roku rezydentury na pediatrii. Lubię małe bąbelki. – Mrugnęła do mnie, a ja parsknęłam śmiechem, bo już miałam o to zapytać.

– Poznałam na dole Wojtka.

– Wojtek jest na ortopedii. Jest jeszcze Oskar, z którym pewnie będziesz miała wątpliwą przyjemność pracować na chirurgii. Jest już na ostatnim roku.

– Czemu mówisz o wątpliwej przyjemności?

– Ten facet przeraża i poraża jednocześnie. – Wzdrygnęła się. – Sama zobaczysz, chociaż musisz wiedzieć, że w swojej dziedzinie jest raczej geniuszem.

– Okej. – Potaknęłam głową. Nie lubiłam takich samozwańczych Einsteinów, ale tym nie zamierzałam się przejmować. – Ktoś jeszcze?

– Tak. Mamy również dwójkę normalniejszych ludzi. Mariusz jest ratownikiem medycznym, a Elwira pielęgniarką, która… – Machnęła ręką. – Nie będę ci psuć radości z poznawania tych ludzi. Tworzymy grupę raczej lekko popieprzonych współlokatorów.

– Dobra. Jest jakiś regulamin?

– Skromny. Każdy ma swoją szafkę w kuchni i swoją półkę w lodówce. Poznasz, bo twoje są w tej chwili puste. Sprzątamy po sobie i składamy się po pięć dyszek miesięcznie na studentkę pedagogiki, która dwa razy w miesiącu przychodzi do nas sprzątać. Wszyscy raczej sporo pracujemy, obroślibyśmy brudem, gdybyśmy mieli jakieś dyżury w sprzątaniu.

– Okej, to wydaje się rozsądne. – Uśmiechnęłam się.

Podskoczyłam, gdy usłyszałam trzaśnięcie za ścianą i pisk kobiety, której ktoś najprawdopodobniej robił krzywdę.

– Jezu, co to?! – pisnęłam przerażona.

– Aaaa… – Spojrzała na ścianę i westchnęła. – To jeden minus mieszkania w tym ładnym pokoju.

Zwróciłam przerażony wzrok na swoją nową koleżankę i cofnęłam brodę.

– To Oskar… – Zagryzła wargę. – Nie lubię go, ale chciałabym chociaż raz poczuć to, co te jego laski.

– Chcesz powiedzieć, że on…?

– Och, tak. Przed momentem jedna z nich właśnie czegoś takiego doświadczyła.

Julia powiedziała, że przygotuje dla nas obu kolację, a ja w tym czasie miałam się rozpakować. Wyszłam na balkon i dostrzegłam, że od pokoju słynnego Oskara dzieli mnie jedynie kilka kroków. Mieliśmy wspólny balkon, co niezbyt mi się podobało.

Wiedziałam, że nie wolno tego robić. To było złe, niestosowne i po prostu niegrzeczne. Było jednak ciemno, a ciekawość rozbudzona po krzyku kobiety wzięła nade mną górę. Przechyliłam głowę i przez białą firanę dostrzegłam boskie męskie wytatuowane ciało, które leżało rozluźnione na łóżku. Mężczyzna zaciskał rękę na włosach jakiejś brunetki, gdy ta rytmiczne poruszała głową pomiędzy jego udami. Nie mogłam się odsunąć, by przestać patrzeć, miałam jednak wrażenie, że w końcu mnie zauważył, i wtedy wróciłam do środka.

Usiadłam zszokowana na łóżku i zamknęłam oczy, by uspokoić oddech. Nie przeraziło mnie to, że inni uprawiają seks. Przeraziło mnie, że podobało mi się ich podglądanie.

Rozdział 3

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:

Okładka
Karta tytułowa
Playlista
Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25

Redaktorka prowadząca: Joanna Pawłowska

Wydawczyni: Joanna Pawłowska

Redakcja: Justyna Yiğitler

Korekta: Małgorzata Hayles

Projekt okładki: Łukasz Werpachowski

Zdjęcie na okładce: © peopleimages.com / Stock.Adobe.com

Copyright © 2022 by Ewelina Dobosz

Copyright © 2022 by Niegrzeczne Książki

an imprint of Wydawnictwo Kobiece sp. z o.o.

Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.

Wydanie elektroniczne

Białystok 2022

ISBN 978-83-8321-076-6

Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek