Bagnety Republiki. Motywacja i taktyka armii rewolucyjnej Francji 1791-1794 - John Lynn - ebook

Bagnety Republiki. Motywacja i taktyka armii rewolucyjnej Francji 1791-1794 ebook

John Lynn

0,0

Opis

Od autora:

"Pod względem znaczenia w historii niewiele triumfów na polu bitwy dorównuje zwycięstwom odniesionym przez armie rewolucyjnej Francji. Gdyby nie sukces republikańskiego oręża, cudzoziemscy wrogowie, którzy grozili przywróceniem ancien régime’u we Francji, zahamowaliby wielkie polityczne i społeczne dzieło Rewolucji. W tym samym czasie, w którym zabezpieczyły Rewolucję, siły te odmieniły również charakter wojny w Europie. Bezprecedensowe zaangażowanie i wysiłek narodu francuskiego zakończyły epokę wojen dynastycznych i zapoczątkowały erę wojen narodowych.

Moje studium bada motywację i taktykę żołnierzy, którzy stanęli w obronie swojej ojczyzny w kluczowych pierwszych latach wojny. Skupia się na walce lub dokładniej: na skuteczności bojowej. Po pierwsze jest historią szczegółów, analizą składu, dowodzenia, dyscypliny, edukacji, doktryny, szkolenia i stylu walki armii. Po drugie, jest analizą charakteru motywacji oddziału i relacji pomiędzy motywacją a taktyką batalionów w polu.

Ponieważ ostatecznie poruszono tu tradycyjny problem – jak żołnierze radzili sobie w bitwie – wiele z zadanych pytań zostało postawionych już wcześniej, lecz szukałem odpowiedzi w nowy sposób. Dyskusję kształtują teorie spójności oddziału i skuteczności bojowej zapożyczone z nauk społecznych. Podkreślają takie rzadko brane pod uwagę czynniki, jak poczucie indywidualnej wartości, wspólne przekonania i standardy narzucone przez grupę. Bogaty dorobek „nowej historii wojskowości” dostarcza świeżych informacji i spostrzeżeń. Na przestrzeni ostatniego dziesięciolecia ukazało się kilka dobrych prac, w których zbadano armię francuską ze społecznego, politycznego lub instytucjonalnego punktu widzenia. Korzystałem z nich i mam nadzieję, że moja własna praca je uzupełnia. Moim celem było zintegrowanie ich ustaleń z badaniem żołnierzy pod ostrzałem. Przy rekonstrukcji samego systemu taktycznego moje badania opierały się na podejściu ilościowym opracowanym w celu wykroczenia poza wąskie doświadczenia i subiektywne oceny poszczególnych zwolenników tego czy innego punktu widzenia".

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 651

Rok wydania: 2016

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




zakupiono w sklepie:

Sklep Testowy

identyfikator transakcji:

1645559124781824

e-mail nabywcy:

[email protected]

znak wodny:

Tytuł oryginału

The Bayonets of the Republic: motivation and tactics in the army of revolutionary France, 1791-94

© Copyright John Lynn

© All Rights Reserved

© Copyright for Polish Edition

Wydawnictwo NapoleonV

Oświęcim 2016

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

Tłumaczenie:

Grzegorz Smółka

Redakcja:

Michał Swędrowski

Redakcja techniczna:

Mateusz Bartel

Strona internetowa wydawnictwa:

www.napoleonv.pl

Kontakt:[email protected]

Numer ISBN: do podmiany

Skład wersji elektronicznej:

Kamil Raczyński

konwersja.virtualo.pl

PODZIĘKOWANIA

Mam nadzieję, że Czytelnik wykaże się zrozumieniem, jeśli skorzystam z tej okazji do publicznego wyrażenia podziękowań. W bardzo dosłownym znaczeniu tego słowa napisanie Bagnetów Republikizajęło mi 20 lat, odkąd po raz pierwszy poruszyłem temat, gdy byłem jeszcze studentem na Uniwersytecie Illinois. Przez tak długi okres wiele osób udzieliło mi rad, pomocy i pociechy.

Pozwolę sobie wyrazić swoją wdzięczność wobec tych, którzy kierowali moimi studiami i ukształtowali moje standardy pracy historyka: Charlesa Nowella, Richarda Schwaba, Petera Pareta, Andrew Lossky’ego i śp. B.H. Liddella Harta. Spośród mentorów, którzy tak bardzo mi pomogli, muszę wyróżnić Issera Wolocha, wykładającego obecnie na Uniwersytecie Columbia, a dawniej na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles (UCLA). Przez 15 lat był zarówno moim najsurowszym krytykiem, jak i najwierniejszym dobroczyńcą.

Personel Archives de la guerre w Vincennes udzielił mi wszelkiej możliwej pomocy w moich badaniach. Korzystałem również z uprzejmej pomocy personelu Bibliothèque Nationale, Archives Nationales i Biblioteki Miejskiej w Valenciennes.

Dziękuję również Paddy’emu Griffithowi; jego praca dyplomowa na temat działań piechoty dostarczyła mi ważnych spostrzeżeń metodologicznych, które pomogły mi w badaniach.

W przygotowaniu niniejszego rękopisu pomogły mi rady Samuela F. Scotta i Jeana-Paula Bertauda. Okazali się najlepszymi przyjaciółmi zarówno dla mnie, jak i dla mojej pracy naukowej. W istocie trudno sobie wyobrazić, że moja książka zostałaby kiedykolwiek ukończona bez nieustannej pomocy ze strony Jeana-Paula. Inni ludzie, którym muszę podziękować za ich sugestie dotyczące rękopisu, to Morris Janowitz, Theodore Ropp, Blair Kling i Paul Schroeder. Pragnę podziękować mojemu drogiemu przyjacielowi i koledze Fredericowi Jaherowi za nadobowiązkowe poświęcenie czasu i energii.

Muszę również docenić wsparcie finansowe Narodowej Fundacji Nauk Humanistycznych, która przyznała mi grant na badanie edukacji politycznej armii rewolucyjnej.

Lata poświęcone temu projektowi zostały wzbogacone przez bardzo realne wsparcie i życzliwość wielu innych dobrych ludzi: Adelle S. Lynn, Judda i Jean Lynnów, Susan Sackett, Ralpha i Janice Rosenfeldów, Vicki Berger, Harry’ego i Helyn Kramerów oraz Richarda i Sharon White’ów. Dziękuję również Robertowi i Monique Augerom z Montreuil i Amponville, którzy wiele uczynili, aby pomóc mi zrozumieć silny charakter sankiulotów.

Na koniec dziękuję mojej żonie Andrei oraz moim synom Danielowi i Nathanaelowi, którzy musieli podróżować wyboistą ścieżką prowadzącą do Bagnetów Republiki.

WSTĘP

Pod względem znaczenia w historii niewiele triumfów na polu bitwy dorównuje zwycięstwom odniesionym przez armie rewolucyjnej Francji. Gdyby nie sukces republikańskiego oręża, cudzoziemscy wrogowie, którzy grozili przywróceniem ancien régime’u we Francji, zahamowaliby wielkie polityczne i społeczne dzieło Rewolucji. W tym samym czasie, w którym zabezpieczyły Rewolucję, siły te odmieniły również charakter wojny w Europie. Bezprecedensowe zaangażowanie i wysiłek narodu francuskiego zakończyły epokę wojen dynastycznych i zapoczątkowały erę wojen narodowych.

Moje studium bada motywację i taktykę żołnierzy, którzy stanęli w obronie swojej ojczyzny w kluczowych pierwszych latach wojny. Skupia się na walce lub dokładniej: na skuteczności bojowej. Po pierwsze jest historią szczegółów, analizą składu, dowodzenia, dyscypliny, edukacji, doktryny, szkolenia i stylu walki armii. Po drugie, jest analizą charakteru motywacji oddziału i relacji pomiędzy motywacją a taktyką batalionów w polu.

Ponieważ ostatecznie poruszono tu tradycyjny problem – jak żołnierze radzili sobie w bitwie – wiele z zadanych pytań zostało postawionych już wcześniej, lecz szukałem odpowiedzi w nowy sposób. Dyskusję kształtują teorie spójności oddziału i skuteczności bojowej zapożyczone z nauk społecznych. Podkreślają takie rzadko brane pod uwagę czynniki, jak poczucie indywidualnej wartości, wspólne przekonania i standardy narzucone przez grupę. Bogaty dorobek „nowej historii wojskowości” dostarcza świeżych informacji i spostrzeżeń. Na przestrzeni ostatniego dziesięciolecia ukazało się kilka dobrych prac, w których zbadano armię francuską ze społecznego, politycznego lub instytucjonalnego punktu widzenia. Korzystałem z nich i mam nadzieję, że moja własna praca je uzupełnia. Moim celem było zintegrowanie ich ustaleń z badaniem żołnierzy pod ostrzałem. Przy rekonstrukcji samego systemu taktycznego moje badania opierały się na podejściu ilościowym opracowanym w celu wykroczenia poza wąskie doświadczenia i subiektywne oceny poszczególnych zwolenników tego czy innego punktu widzenia.

Aby mój projekt zmieścił się w rozsądnych granicach, skupiłem się głównie na jednej z kilku republikańskich armii strzegących francuskich granic, Armii Północy. Omawiany przedział czasowy zaczyna się w połowie 1791, a kończy w połowie 1794 roku. W 1791 roku Francuzi przygotowywali się do wojny. Regularne pułki zaczęły się odbudowywać po dwóch latach rozpadu; bataliony ochotnicze zmobilizowały się, aby dołączyć do żołnierzy regularnych na froncie. Żołnierze wzdłuż granic Francji zorganizowali się w armie i powstała Armia Północy. Ważne przerwy w ciągłości dyktują wyznaczenie punktu końcowego w 1794 roku. Po pierwsze kształt Armii Północy radykalnie się zmienił w czerwcu 1794 roku, kiedy jej duża część oddzieliła się, aby połączyć się z Armią Mozeli i utworzyć Armię Sambry i Mozy. Po drugie ważne strategie polityczne rządu wobec armii nagle się zmieniły wraz z końcem terroru. Po trzecie dzięki zwycięstwom z maja i czerwca 1794 roku Armia Północy wykonała swoje zadanie obronne. W przyszłości stała się drugorzędną armią ofensywną i ostatecznie zanikła. Skupienie się na Armii Północy w latach 1791-1794 to skupienie się na tym, co najważniejsze – najbardziej krytycznym teatrze działań wojennych w zenicie Rewolucji.

Moje omówienie, dotyczące składu, dowodzenia i motywacji, z konieczności wykracza poza Armię Północy, chociaż armia ta ilustruje obszerne kwestie, które zostały poruszone. Jestem pewny, że można rozsądnie rozszerzyć wyciągnięte w tej części wnioski na całość francuskich sił polowych. Jeśli jednak chodzi o szkolenie i taktykę, generalizowanie na podstawie doświadczeń Armii Północy jest o wiele trudniejsze. Każda armia Republiki opracowała swój własny styl taktyczny pod wpływem szczególnych okoliczności dowódczych, opozycyjnych i geograficznych, unikalnych dla tej armii. W tym przypadku rewolucyjna zmienność i improwizacja doprowadziły do różnorodności.

Rezultaty moich badań kwestionują podręcznikowy pogląd, jakoby rewolucyjni żołnierze, niewykwalifikowani, lecz powodowani patriotycznym entuzjazmem, wygrali po prostu dlatego, że zmiażdżyli swoich przeciwników dzięki niezgrabnej, hordowej taktyce ataku na bagnety. Oczywiście każda nowa interpretacja atakuje swojego własnego chochoła. Czasami publikowane są bardziej umiarkowane poglądy, a niektóre najbardziej fachowe słowa krytyki zaprzeczają stereotypowi, utrzymując, że Francuzi walczyli jedynie jako lekka piechota lub w linii w pierwszych latach wojny. Jednakże przez ostatnie dwa stulecia większość badaczy kładła nacisk wyłącznie na natarcie en masse. Wbrew temu rzeczywistość przedstawiona w niniejszej książce to historia złożoności. Motywacja bojowa obejmowała o wiele więcej niż jedynie patriotyzm, a taktyka nie składała się wyłącznie z szaleńczych ataków. Tylko drobiazgowa i zróżnicowana analiza może naprawdę wyjaśnić, dlaczego bagnety Republiki odniosły zwycięstwo.

CZĘŚĆ IZWYCIĘSTWO NA PÓŁNOCY

ROZDZIAŁ IARMIA PÓŁNOCY W TRAKCIE KAMPANII

Zapewne niewielu czytelników zna historię Armii Północy. W większości jej triumfy łączą się z szerokim prądem rewolucyjnych wydarzeń, a jej zwycięstwa nie należą do jednej armii, lecz do Francji. Dowódcy Armii Północy – hrabia de Rochambeau, markiz de Lafayette, Charles François Dumouriez i Jean Baptiste Jourdan – z większym prawdopodobieństwem mogą przywołać wspomnienia, jednakże również i oni są rzadko kojarzeni z armią, którą dowodzili. Ponieważ analiza wymaga kontekstu, niniejsza historia narracyjna Armii Północy wprowadza nazwiska i wydarzenia omawiane w całej książce. Łączy w odpowiedniej kolejności elementy, które zostaną później wyizolowane w celu ich dokładnego zbadania. Sugeruje również, że zwycięstwo Francuzów na północy było zasługą obywateli-żołnierzy, którzy tworzyli Armię Północy.

WSTĘP DO WOJNY

W 1791 roku Francuzi obawiali się zbrojnej interwencji monarchów europejskich, a po tym, jak Ludwik XVI podjął próbę ucieczki z kraju w czerwcu tego roku, wojna wydawała się niemal nieunikniona. Jednakże w rzeczywistości Austria, Prusy i Rosja były dalekie od uzgodnienia jakiegoś wspólnego sposobu postępowania wobec rewolucyjnej Francji. Wzajemna nieufność i nierozstrzygnięta kwestia losu Polski uniemożliwiały im utworzenie wspólnego frontu. Pomimo braku rzeczywistego zagrożenia Francuzi parli do wojny, ponieważ najpotężniejsze frakcje w Paryżu uważały, że wojna służy ich własnym celom politycznym. Gdyby jednak francuscy politycy naprawdę rozumieli słabość swoich sił zbrojnych, zapewne nie głosowaliby tak chętnie za wypowiedzeniem Habsburgom wojny 20 kwietnia 1792 roku.

Pierwsze dwa lata Rewolucji bardzo osłabiły armię francuską. Egalitarne idee podkopały dyscyplinę, a burzliwe zamieszanie, jakie wówczas panowało, doprowadziło do dezercji na dużą skalę. Szybkie zmiany na stanowiskach dowódczych, do których doprowadziła emigracja niemal 60% oficerów, były dla armii jeszcze dotkliwsze. 1 stycznia 1791 roku Zgromadzenie Narodowe postanowiło, że w czasie pokoju armia będzie liczyć 157 000 ludzi, ale faktyczny stan liczebny sił francuskich nie przekraczał 130 000. Po długiej debacie Zgromadzenie uchwaliło wzmocnienie środków obronnych Francji poprzez powołanie ochotników z Gwardii Narodowej. Stara armia regularna lub liniowa ancien régime’u nie cieszyła się pełnym zaufaniem legislatorów. Nowe bataliony ochotnicze wydawały się bardziej wiarygodne pod względem politycznym. Początkowo te bataliony ochotnicze stanowiły jedynie swego rodzaju bierne siły rezerwy, lecz na gorącym posiedzeniu z 21 czerwca 1791 roku, kiedy Zgromadzenie Prawodawcze dowiedziało się o ucieczce Ludwika, zostały zmobilizowane, aby stanąć u boku niedostatecznie licznej armii regularnej. Zarówno ochotnicy, jak i żołnierze regularni potrzebowali dyscypliny i szkolenia.

Oddziały wyruszyły nad granice w lecie 1791 roku, lecz dopiero w grudniu rząd rozmieścił trzy duże armie wzdłuż wschodniej granicy Francji. Armia Renu, której powierzono granicę od Landau do Huningue, liczyła około 49 000 żołnierzy pod dowództwem marszałka Nicolasa barona Lucknera. Na odcinku od Montmedy do Bitche stała Armia Centrum w sile około 30 000 ludzi pod markizem de Lafayette’em. Od Mozy do morza znajdowało się niemal 53 000 żołnierzy Armii Północy, którymi dowodził marszałek Jean-Baptiste de Vimeur, hrabia de Rochambeau, być może najzdolniejszy oficer we francuskim dowództwie. Ponieważ wojna się rozszerzała, obejmując coraz większą część granicy francuskiej i angażując coraz więcej ludzi, w połowie 1794 roku Republiki Francuskiej broniło 11 armii, które łącznie liczyły około 750 000 ludzi. W latach 1792-1794 Armia Północy pozostawała jednak największym pojedynczym skupiskiem francuskich żołnierzy.

PIERWSZE PRÓBY I NIEPOWODZENIA

Gdy tylko wypowiedziano wojnę, rząd w Paryżu pod naciskiem swego ministra spraw zagranicznych Charles’a François Dumourieza wydał Rochambeau rozkaz posłania jego niewyszkolonych i niedoświadczonych batalionów przeciwko słabszym liczebnie siłom austriackim w Niderlandach Austriackich. Marszałek mądrze sprzeciwił się temu nierozsądnemu żądaniu, ponieważ nawet jego oddziały liniowe potrzebowały więcej czasu na szkolenie, zanim mogłyby stawić czoło znakomitym oddziałom Habsburgów, lecz jego zastrzeżenia zostały odrzucone. 28 kwietnia generał Théobald Dillon poprowadził kolumnę liczącą około 2300 żołnierzy z Lille w kierunku Tournai. Napotkawszy niewielkie siły austriackie tuż za granicą, postanowił wycofać się następnego dnia, ale okazało się, że uporządkowany odwrót przekraczał możliwości jego żołnierzy, którzy wpadli w panikę. 29 kwietnia 1792 roku generał Dillon został zabity przez własnych żołnierzy, którzy uciekając w kompletnej rozsypce, wołali: „Zostaliśmy zdradzeni!” i „Ratuj się, kto może!”. Tego samego dnia Armand-Louis de Gontaut, książę de Biron, wyruszył z Valenciennes z około 15 000 ludzi, aby podjąć próbę zdobycia twierdzy Mons. Jego komenda nigdy nie dotarła do Mons; zamiast tego zawróciła jeszcze przed Jemappes. Wycofujący się żołnierze Birona wpadli w panikę tak jak żołnierze Dillona, ale Biron na szczęście uszedł z życiem. Te porażki sprawiły, że Zgromadzenie zorganizowało nowy zaciąg ochotników z 1792 roku. Okoliczności potwierdziły ocenę sytuacji Rochambeau, ale ponieważ rząd nie chciał mu pozwolić na sprawowanie dowództwa tak jak uzna za stosowne, podał się do dymisji.

Dumouriez, który praktycznie kierował zarówno Ministerstwem Wojny, jak i sprawami zagranicznymi, wybrał teraz marszałka Lucknera, dowódcę Armii Renu, na następcę Rochambeau. Tymczasowe dowództwo nad Armią Renu objął generał Alexis Magallon, hrabia de La Morlière. Z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu Luckner cieszył się w tym czasie dużymi względami rewolucjonistów. Skomponowano nawet na jego cześć cudowną „Chant de guerre pour l’Armée du Rhin”, znaną później jako „Marsylianka”. W rzeczywistości jego umiejętności były bardzo mierne. Reputacja wojskowa Lucknera opierała się na jego wyczynach jako śmiałego dowódcy lekkiej kawalerii hanowerskiej walczącej z Francuzami podczas wojny siedmioletniej. 15 maja przybył do Valenciennes i po niecałym miesiącu spędzonym z Armią Północy ten nieudolny siedemdziesięciolatek wyprowadził 20 000 żołnierzy swojej armii z Camp de Famars w pobliżu Valenciennes, aby dokonać daremnej inwazji na Flandrię. Maszerując najpierw do Lille, ostatecznie zajął Menin i Courtrai 19 czerwca. Jednakże bojaźliwość Lucknera w dowodzeniu armią przewyższała jego śmiałość w dowodzeniu szwadronem i bez dobrego powodu wycofał się z obu miast 30 czerwca i wrócił do Lille.

Wykonano wówczas bardzo dziwny manewr, chassé-croisé. Lafayette, który zawsze i przede wszystkim był generałem-politykiem, pragnął odgrywać większą rolę w sprawach rządu. Sądził, że jeśli jego oddziały znajdą się bliżej Paryża, stanie się arbitrem francuskiej polityki. W konsekwencji spiskował, aby zamienić się komendami z Lucknerem, ponieważ Armia Północy Lucknera znajdowała się bliżej Paryża niż Armia Centrum Lafayette’a. Chociaż Lafayette chciał dokonać zamiany komendy, nie chciał się rozstać z batalionami służącymi pod jego dowództwem, gdyż uważał, że są wobec niego szczególnie lojalne. W efekcie Lafayette zaproponował, aby nie tylko dowódcy zamienili się miejscami, lecz również ich całe armie zamieniły się nazwami i pozycjami. Jakkolwiek może się to wydawać niewiarygodne, ministerstwo zaaprobowało ten szalony manewr. Rząd zmusił Lafayette’a do przyjęcia tylko jednej zmiany w jego planach. Upadły Dumouriez, który dołączył do Armii Północy 1 lipca, wykorzystał wpływy, jakie jeszcze posiadał w Paryżu, aby uzyskać prawo do pozostania z oddziałami, którymi dowodził na północno-wschodniej granicy. Sprawując pieczę nad umocnionym Camp de Maude, miał osłaniać granicę, kiedy dwie armie zamienią się miejscami. W połowie lipca przeprowadzono zamianę bez żadnych poważnych incydentów.

Kampanie Armii Północy, 1792-1794.

Rozwój wypadków sprawił, że Armia Północy zyskała kolejnego naczelnego wodza, a rewolucyjna Francja nowego bohatera. Groźba pruskiej inwazji pod dowództwem Karola Wilhelma Ferdynanda, księcia Brunszwiku, wywołała w Paryżu strach i determinację. 11 lipca 1792 roku Zgromadzenie Prawodawcze obwieściło: „Citoyens, la Patrie est en danger” [Obywatele, ojczyzna w niebezpieczeństwie – przyp. tłum.]. 1 sierpnia Paryż dowiedział się o nieprzemyślanym i wydanym w złym czasie manifeście księcia Brunszwiku, który groził zniszczeniem Paryża, jeśli Ludwikowi XVI stanie się jakaś krzywda. Rewolucyjny tłum odpowiedział na to wyzwanie rzucone swojej odwadze i prawości rewolucją z 10 sierpnia 1792 roku. Layafette, który może i był człowiekiem Rewolucji, ale zawsze pozostawał również rojalistą, usiłował teraz wykorzystać kapitał polityczny zdobyty w chassé-croisé. 15 sierpnia spróbował nakłonić swoich żołnierzy w Sedanie do złożenia przysięgi królowi, lecz nie mógł już liczyć na ich lojalność. Wobec niechęci swej armii do marszu na Paryż w celu ponownego osadzenia króla na tronie, 19 sierpnia Lafayette przekroczył granicę i poddał się sprzymierzonym, którzy więzili go przez następne pięć lat. Na dwa dni przed jego ucieczką Zgromadzenie uchwaliło przekazanie dowództwa nad Armią Północy Dumouriezowi.

KAMPANIE JESIENNE DUMOURIEZA

Dumouriez nie mógłby być bardziej zadowolony; od dawna zalecał inwazję na Niderlandy Austriackie, którą mógł teraz przedsięwziąć. Zaproponował, że najlepszym sposobem na zatrzymanie natarcia Prusaków byłaby ofensywa na północy, lecz ostrożny rząd w Paryżu kazał mu sprowadzić armię na południe w celu obrony stolicy. Dumouriez niechętnie zgodził się to uczynić i 1 września poprowadził większość Armii Północy na południe od Sedanu. W tym momencie zaczyna się dość zagmatwany problem z nazwami. Dumouriez postanowił nazwać bataliony, które maszerowały teraz na południe w kierunku Argonnów, Armią Ardenów, mimo że faktycznie stanowiły jedynie część Armii Północy, a nie odrębną armię. Armia Ardenów była dla Armii Północy tym, czym jednostka do zadań specjalnych dla floty. Od września 1792 do czerwca 1794 roku Armia Ardenów istniała jako odrębna jednostka, ale zawsze miała podlegać dowódcy Armii Północy. Związek pomiędzy nimi dwiema był tak ścisły, że historycy często odnoszą się do Armii Północy i Ardenów. W następnych miesiącach utworzono dwie inne armie, Armię Belgii i Armię Holandii; podobnie jak Armia Ardenów, były one jedynie pododdziałami Armii Północy, choć w przeciwieństwie do Armii Ardenów przestały istnieć do połowy 1793 roku.

Obszar najważniejszych działań Armii Północy.

Dumouriez posłał Armię Ardenów na zalesione wzgórza Argonnów, próbując zablokować marsz Prusaków na Paryż. Przez kilka dni Armia Ardenów wykazywała się niespodziewaną determinacją i sprawnością, dzięki czemu Francuzi zyskali cenny czas. Jednakże z powodu niemal fatalnego w skutkach zamieszania przełęcz w Croix-aux-bois pozostała niestrzeżona i żołnierze księcia Brunszwiku zdołali ją opanować 12 lipca. Armia Ardenów wycofała się wówczas w kierunku St. Menehould i miejsca spotkania z Armią Centrum, którą dowodził teraz generał François-Étienne Kellermann. Oddziały Armii Ardenów spisały się najlepiej jak mogły, maszerując i wywalczając sobie drogę na południe. Doszło do starć pod Grand-Pré 15 września i pod Clermont 17 września oraz w innych miejscach, zanim Kellermann i Dumouriez w końcu połączyli się 19 września 1792 roku. Następnego dnia żołnierze Kellermanna stawili czoło armii księcia Brunszwiku; udręczone i zmęczone bataliony Dumourieza stały w rezerwie. Bitwa pod Valmy, która przypominała bardziej kanonadę niż bitwę, zatrzymała natarcie Prusaków i mimo że armia księcia Brunszwiku nie została zniszczona, Kellermann zapewnił tego dnia Republice pełne zwycięstwo strategiczne. Po ponad tygodniu bezczynności książę Brunszwiku 30 września rozpoczął odwrót. Dumouriez i Armia Ardenów bardzo pomogli w wypełnieniu zadania, które tak dobrze dokończyła Armia Centrum. Teraz mógł ponownie skupić się na Niderlandach.

Dumouriez powierzył dowództwo nad Armią Ardenów generałowi Jeanowi-Baptiste’owi de Timbrune, hrabiemu de Valence, i rozpoczęła ona marsz z powrotem na północ. Dumouriez pojechał naokoło do Paryża, aby uzyskać poparcie dla swych planów. Został upoważniony do zaatakowania Niderlandów Austriackich, które Francuzi nazywali już Belgią, z 88-95 tys. żołnierzy zgrupowanych w jego komendzie. Do przeciwstawienia się tej inwazji Austriacy mogli zgromadzić może ledwie połowę tych sił. Nie będąc już niedoświadczonymi i skłonnymi do paniki żołnierzami z kwietnia, francuscy żołnierze zgromadzeni wzdłuż granicy okazywali nową pewność siebie uzyskaną w wyniku szkolenia i na polu bitwy. Ludzie borykali się z niedoborem sprzętu i uzbrojenia, który miał gnębić Armię Północy przez wiele lat, lecz rwali się do walki. 3 listopada Dumouriez posłał swoich żołnierzy z Valenciennes w kierunku Mons, jednocześnie rozkazując reszcie swej komendy w Lille, Maubeuge i innych miejscach przeprowadzić działania dywersyjne, aby odwrócić uwagę Austriaków. Po wstępnych potyczkach pod Boussu 3 listopada i Quaregnon 5 listopada główne siły Dumourieza liczące 30 000 ludzi, do których dołączyło 10 000 ochotników z 1792 roku pod dowództwem generała Louisa-Auguste’a des Ursins, hrabiego d’Harville, sformowały 6 listopada szyk bojowy poniżej miasta Jemappes, nieopodal Mons. W południe Dumouriez przypuścił główny atak na 14 000 Austriaków obsadzających wzgórza. Jego bataliony pomaszerowały w zwartych kolumnach prosto na nieprzyjaciela. Wynik nie mógł zbyt długo pozostawać niepewny; o godzinie 2 po południu Austriacy byli w odwrocie, chociaż stawili godny podziwu opór. Tego samego dnia na północy inne siły francuskie pokonały wydzielony oddział austriacki pod Le Blaton, a 7 listopada jeszcze inne oddziały z Armii Północy starły się z Austriakami pod Halluin. Nie potrzeba było jednak dalszych zwycięstw, aby Belgia znalazła się pod kontrolą Francuzów – bitwa pod Jemappes rozstrzygnęła sprawę.

CIĘŻKA ZIMA I GORZKA WIOSNA

Francuscy żołnierze wkroczyli do Belgii. Sam Dumouriez prowadził siły, które określał mianem Armii Belgii; powierzył dowództwo nad Armią Ardenów Valence’owi, a nad niewielką Armią Północy najpierw Anne-François hrabiemu de La Bourdonnaye, a następnie Francisco de Mirandzie. Pod koniec grudnia Francuzi kontrolowali Brukselę i Liège. Faktycznie jednak sukces ten bardzo osłabił siły francuskie w Niderlandach. Ludzie, którzy zgromadzili się pod trójkolorową flagą, aby pomóc „la Patrie en danger”, sądzili, że zwycięstwo, wybawiające Republikę od jej wrogów, dało im prawo powrotu do domów. Ci, którzy zostali w swoich batalionach, nie mieli czasu na odpoczynek, reorganizację ani doposażenie. Szkolenie okazało się niemożliwe, ponieważ żołnierze rozproszyli się w małych grupach, aby przetrwać najgorsze miesiące zimy najlepiej, jak tylko mogli. Gdyby rząd wierniej i skuteczniej zaopatrzył swych zwycięskich żołnierzy, być może zdołano by ich zgromadzić w dużych obozach, gdzie można byłoby prowadzić ćwiczenia. Dla tej zmęczonej i zdezorganizowanej armii najgorsze próby miały dopiero nadejść. 1 lutego 1793 roku Konwent wypowiedział wojnę Anglii i Holandii. Dumouriez otrzymał wówczas rozkaz najechania Holandii. Aby przypuścić ten nieprzemyślany atak, zgromadził siły złożone głównie z około 23 000 nowych rekrutów. 16 lutego owa armia, nazwana Armią Holandii, wyruszyła w kierunku Antwerpii. Tymczasem jej siostrzane armie były zaangażowane w oblężenie Maastricht. W sumie na papierze różne armie pod dowództwem Dumourieza liczyły ponad 122 000 ludzi, ale w rzeczywistości należy zmniejszyć tę liczbę.

24 lutego 1793 roku deputowani zasiadający w Konwencie Narodowym w Paryżu ogłosili pobór 300 000 ludzi, lecz nie zdołano zgromadzić i wyszkolić tych rekrutów na czas, aby pomóc w powstrzymaniu fali zwycięstw Austriaków, która wkrótce miała zaowocować wyparciem Francuzów z Belgii. Kiedy republikańscy żołnierze byli zajęci oblężeniem Maastricht i inwazją na Holandię, książę Koburski zgromadził 40-tysięczną armię austriacką. 1 marca 1793 roku te poważne siły przeprawiły się przez rzekę Rur, zaskakując Francuzów. Dumouriez popędził na południe, zostawiając Armię Holandii pod dowództwem generała Louisa-Charles’a de La Motte-Ango, markiza de Flers. Francuzi porzucili Maastricht i wycofali się na Louvain. Z około 40 000 piechurów i 4500 kawalerzystami Dumouriez postanowił zaatakować 30 000 piechurów i 9000 kawalerzystów księcia Koburskiego. 18 marca pod Neerwinden doszło do wielkiej bitwy, do której dążył Dumouriez. Zważywszy na zły stan żołnierzy francuskich, spisali się dobrze. W centrum i na prawym skrzydle stoczyli krwawą, nierozstrzygniętą walkę z Austriakami, lecz żołnierze pod dowództwem generała Mirandy na lewym skrzydle Francuzów załamali się i wycofali na Tirlemont. Po porażce pod Neerwinden Dumouriez próbował ponownie stawić opór pod Louvain 22 marca, ale sytuacja była już wówczas beznadziejna. Aby uniknąć dalszych bezowocnych strat i zapewnić odwrót swym poważnie rozproszonym siłom, Dumouriez wynegocjował konwencję z nieprzyjacielem. Nie przeszkadzając Austriakom w natarciu, jego żołnierze mieli bez przeszkód wycofać się nad granicę francuską. Negocjacje Dumourieza miały jednak zdradziecki cel, ponieważ zamierzał wykorzystać swą armię do przywrócenia monarchii w Paryżu. Niezadowolony z porażki, którą właśnie poniósł Dumouriez, i obawiający się jego tajnych negocjacji Konwent rozsądnie wysłał komisarzy z zadaniem aresztowania go. 1 kwietnia owi komisarze zastali Dumourieza w jego kwaterze głównej, lecz doprowadził on do odwrócenia sytuacji i kazał ich aresztować. Zostali później przekazani księciu Koburskiemu. Jednakże po upływie zaledwie czterech dni Dumouriez przekonał się, że jego pozycja jest nie do utrzymania i podobnie jak Lafayette przeszedł na stronę Austriaków. Zdrada Dumourieza wzbudziła w Konwencie przemożny strach przed własnymi generałami. Od tej pory cień gilotyny towarzyszył nawet oficerom odnoszącym największe sukcesy.

Następny dowódca Armii Północy i Ardenów, generał Auguste Picot, markiz de Dampierre, zdawał się przytłoczony otrzymanymi zadaniami. Zniechęcone i zdezorganizowane bataliony pod jego dowództwem zostały osłabione przez dezercję w trakcie długiego odwrotu i Dampierre mógł przywrócić ich stan liczebny jedynie poprzez szybkie wcielenie nieopierzonych rekrutów do szeregów. Z obiektywnego, militarnego punktu widzenia była to najmroczniejsza godzina Rewolucji; pomiędzy Paryżem a dobrymi żołnierzami austriackimi z armii księcia Koburskiego znajdowały się jedynie pobite bataliony i bardzo słabo bronione twierdze. Oprócz kryzysu na północy Armia Renu hrabiego de Custine była w odwrocie, a Wandeą wstrząsało powstanie. Na szczęście sprzymierzeni zrezygnowali z wielkiej inwazji na Francję w 1793 roku. Rząd w Paryżu uchwalił wiele rewolucyjnych ustaw, które odzwierciedlały powagę sytuacji. W każdej gminie miały powstać komitety nadzoru. W Paryżu utworzono nowy trybunał rewolucyjny. Słynni i budzący strach reprezentanci w misji otrzymali niemal nieograniczoną władzę w celu wykonywania swoich zadań cywilnych i wojskowych. Aby kierować całym wysiłkiem wojennym, Komitet Ocalenia Publicznego, utworzony w kwietniu 1793 roku, uzyskał tak wielką władzę wykonawczą, że nawet Ludwik XIV nie mógłby się z nim równać.

Książę Koburski postanowił oblec Valenciennes, bramę na drodze do Paryża. W pobliżu tej twierdzy, w Camp de Famars, Dampierre zgromadził wszystkie siły, jakie tylko mógł, aby uniemożliwić Austriakom osiągnięcie ich celu. Na szczęście dla Dampierre’a jego udręki miały nie potrwać długo, ponieważ 8 maja 1793 roku został śmiertelnie ranny w bitwie pod Camp de Famars. Ta próba stawienia czoła Austriakom w bitwie zakończyła się jeszcze jedną porażką Francuzów. Generałowi François Josephowi Drouetowi, znanemu jako generał Lamarche, przypadło w udziale jako tymczasowemu dowódcy Armii Północy zadanie kontynuowania obrony Valenciennes, które było nie do pozazdroszczenia. 23 maja Austriacy znowu zaatakowali, tym razem wspierani przez oddziały angielskie pod komendą księcia Yorku. Zablokowane w Camp de Famars główne siły komendy Lamarche’a czekały na atak i zostały pokonane przez siły austriacko-angielskie. Tej nocy Lamarche zostawił generała Jeana-Henriego-Becaysa Ferranda, aby bronił twierdzy Valenciennes, i wycofał główne siły do Camp de César, około 24 km na południowy zachód od Valenciennes. Valenciennes i Condé zostały oblężone pod koniec miesiąca.

ODBUDOWA ARMII PÓŁNOCY

27 maja 1793 roku generał Adam Philippe hrabia de Custine przybył do Cambrai, aby na stałe objąć dowództwo nad Armią Północy. Choć wczesną wiosną poniósł poważne porażki, Custine nadal cieszył się dużą renomą. W czerwcu i lipcu, kiedy Austriacy i Anglicy byli zajęci oblężeniami, Custine pracował nad reorganizacją i szkoleniem żołnierzy z Armii Północy. W Cambrai założył obóz szkoleniowy dla ludzi wybranych z każdego batalionu w Armii Północy i Ardenów, aby zorganizować dla nich błyskawiczne szkolenie z zakresu musztry piechoty, a następnie odesłać z powrotem do ich batalionów, żeby nauczali kolegów nowych umiejętności. Będąc ścisłym rygorystą, Custine miał autokratyczny i niezależny charakter, przez co popadł w konflikt z Ministerstwem Wojny. Mimo wszystko był popularny wśród swoich ludzi, ponieważ najwyraźniej sądzili, że jest w stanie przemienić Armię Północy w lepszą siłę bojową. Custine nie stoczył z Armią Północy żadnych bitew; poświęcił dwa miesiące na lepsze zajęcia; niestety poniósł porażki, nie ryzykując toczenia bitew. 12 lipca 1793 roku Austriacy zdobyli Condé. Cztery dni później Custine podporządkował się wezwaniu otrzymanemu od Komitetu Ocalenia Publicznego i udał się do Paryża. Został aresztowany 22 lipca, a jego los przypieczętował upadek Valenciennes 28 lipca.

Generał Charles-Edouard Jennings de Kilmaine, o irlandzkich korzeniach, został wówczas tymczasowym dowódcą Armii Północy. Jego jedynym czynem militarnym o jakimkolwiek znaczeniu podczas sprawowania dowództwa nad Armią Północy było wydanie żołnierzom rozkazu opuszczenia Camp de César w obliczu nieuchronnego ataku księcia Koburskiego. Kiedy 8 sierpnia nastąpił atak, trafił w próżnię. Armia Północy przeniosła się do Camp de Gavrelle. Niedługo potem Kilmaine przekazał dowództwo generałowi Jeanowi-Nicolasowi Houchardowi, który miał nad nim tylko jedną przewagę – był Francuzem. Armia Północy i Armia Ardenów, które znajdowały się teraz w rękach Houcharda, liczyły w sumie ponad 175 000 ludzi. Houchard nie wydawał się odpowiednim człowiekiem do dowodzenia takimi siłami. Co istotne, był pierwszym stałym dowódcą Armii Północy, który nie był szlachcicem. Był generałem-sankiulotą, którego żądali radykałowie. Mógł się jednak pochwalić tylko miernymi talentami dragona o niewielkiej inteligencji i sile charakteru. Na szczęście dla dzielnego, lecz tępego Houcharda, chociaż droga do Paryża stała teraz otworem przed sprzymierzonymi, nie chcieli nią pomaszerować. Reguły XVIII-wiecznej wojny zabraniały księciu Koburskiemu odsłaniania swych linii komunikacyjnych wrogiej armii. Książę Yorku postanowił również, że Anglicy muszą zająć Dunkierkę, aby służyła jako baza do dalszych działań. Kiedy Anglicy maszerowali na północ, aby oblec Dunkierkę, książę Koburski obległ Le Quesnoy. W trakcie marszu Anglików doszło do pewnych drobnych utarczek z Francuzami. Na przykład 18 sierpnia pod Linselles niewielkie siły angielskie pod komendą pułkownika Lake’a rozbiły większe siły żołnierzy francuskich pod dowództwem generałów Jeana-Baptiste’a Jourdana i Antoine’a Lecourta de Béru.

Na żądanie Komitetu Ocalenia Publicznego Houchard i reprezentanci w misji przy Armii Północy postanowili przeszkadzać Anglikom w oblężeniu najlepiej, jak mogą; nie mieli wielkiego wyboru. Pod koniec sierpnia Houchard zebrał swoje siły do ataku na hanowerskie i angielskie oddziały osłaniające oblężenie. 24 sierpnia generał Théodore-François Leclaire wyparł sprzymierzonych z Esquelbecq jedynie po to, aby zobaczyć, jak je odzyskują. 27 sierpnia Francuzi zdobyli miasta Roncq, Lannoy i Tourcoing, oczyszczając tym samym drogę do natarcia na armię hanowerską osłaniającą oblężenie Dunkierki. Po drobnym niepowodzeniu pod Rexpoede w nocy z 6 na 7 września Houchard z 22 000 francuskich żołnierzy stawił czoło 14 600 Hanowerczykom generała Johana Ludwiga von Walmodena pośród bagien i żywopłotów Hondschoote 8 września. Jako zwolennikom zmasowanego uderzenia, Houchardowi i jego szefowi sztabu, generałowi Etienne’owi-Ambroise’owi Berthélemy’emu, nie spodobało się to pole bitwy, ponieważ utrudniało walkę na bagnety. We wczesnej fazie bitwy Francuzi rozproszyli się w małych grupach, chowając się gdzie tylko mogli za osłonami i strzelając do umocnień Hanowerczyków. Dopiero z wielkim trudem i pewnymi pogróżkami Houchard zdołał zgromadzić swych żołnierzy do ostatecznego ataku, który przyniósł zwycięstwo Francuzom. Pełen sukces jednak wymknął się republikanom z rąk, gdyż Walmoden bez większych trudności wycofał swoich żołnierzy. Nie było pościgu, co Houchard miał przypłacić życiem. Anglicy zrezygnowali z oblężenia, ale zamiast zmiażdżyć nieprzyjaciela, Houchard doprowadził jedynie do jego odwrotu. To zwycięstwo przyniosło niewiele trwałych zdobyczy. Le Quesnoy poddało się Austriakom 11 września i chociaż Francuzi odnieśli sukces w poważnych starciach 12 września pod Wervik i Avesnes-le-Sec oraz 13 września pod Menin, to 15 września Menin ponownie znajdowało się w rękach sprzymierzonych. Komitet Ocalenia Publicznego pozbawił Houcharda dowództwa 22 września, w pierwszym dniu doniosłego roku II nowego kalendarza rewolucyjnego. Dzień po utracie dowództwa został aresztowany. 16 listopada został trzecim dowódcą Armii Północy, który stracił głowę; przed nim na gilotynę trafili Luckner i Custine. Na szczęście Houchard był również ostatnim generałem dowodzącym Armią Północy, którego spotkał taki los.

Następny człowiek, który objął dowództwo nad Armią Północy, zachował głowę i zyskał wielką sławę. Generał Jourdan, przyszły marszałek Napoleona, przejął obowiązki dowódcy Armii Północy, przesłużywszy nieco ponad tydzień na niższym stanowisku dowódcy Armii Ardenów. Wybrał generała Jeana-Augustina barona Ernoufa na swojego szefa sztabu i nie musieli obaj długo czekać, aby wypróbować swoje umiejętności. Po upadku Le Quesnoy książę Koburski skupił uwagę na Maubeuge. Bojaźliwość sprzymierzonych może się wydawać zaskakująca; pomimo luki w umocnieniach granicznych, powstałej w wyniku zajęcia Valenciennes, Condé i Le Quesnoy przez Austriaków, sprzymierzeni nadal nie chcieli uderzyć na Paryż. Pora roku była jednak późna i obciążony niezbędnymi liniami zaopatrzeniowymi książę Koburski raczej nie mógł sobie pozwolić na zostawienie 175 000 uzbrojonych Francuzów na swoich tyłach. W Maubeuge i sąsiednim obozie znajdowało się 20 000 ludzi z Armii Ardenów. Opanowanie miasta i zniszczenie jego garnizonu byłoby dobrą zapowiedzią następnej kampanii. Jourdan dążył do uderzenia na siły osłonowe pod Wattignies i zakończenia oblężenia poprzez ich zniszczenie. Lazare Carnot, organizator zwycięstwa, dołączył do Armii Północy w polu jako reprezentant w misji.

Bitwa pod Wattignies trwała dwa dni, 15 i 16 października 1793 roku. Mimo że austriacki generał Charles de Croix, hrabia von Clairfayt, miał 37 000 ludzi, w trakcie bitwy mógł przeciwstawić 45 000 Jourdana jedynie 21 000 żołnierzy. Pomimo tego książę Koburski, sprawujący naczelne dowództwo, był tak pewny zwycięstwa, że obiecał zostać sankiulotą, jeśli Francuzi wygrają. Wydarzenia z 15 października niemal dowiodły, że książę Koburski miał rację. Wspaniałe bataliony austriackie odpierały jedną falę przeważających liczebnie sił francuskich po drugiej. Tymczasem niewielki kontyngent żołnierzy sprzymierzonych zatrzymał, a następnie rozproszył manewr oskrzydlający generała Jacoba-Joba Elie’go i 3500 żołnierzy z Philippeville. Bataliony Elie’go załamały się i rzuciły do ucieczki pod Beaumont 16 października. W nocy z 15 na 16 października Carnot i Jourdan zmienili swój podstawowy plan. 15 października Francuzi zaatakowali Austriaków wzdłuż całej linii; 16 października większość armii Jourdana miała się skoncentrować przeciwko lewemu skrzydłu Austriaków. Choć lewe skrzydło austriackie było o wiele słabsze liczebnie, biło się dobrze i twardo, lecz po dwóch nieudanych atakach trzeci zmiótł austriackich obrońców. Tak jak pod Hondschoote, pościg był wykluczony i siły austriacko-holenderskie wokół Maubeuge wycofały się bez poważnych przeszkód. Niedługo po bitwie pod Wattignies generał Jean-Baptiste Davaine przypuścił atak na sprzymierzonych we Flandrii, ale ten spóźniony wysiłek spełzł na niczym. Starcia pod Cysoing 20 października, Tilleul 23 października i w innych miejscach nie doprowadziły do rzeczywistego przesunięcia granicy. Menin ponownie wpadło w ręce Francuzów jedynie po to, aby zostać ewakuowane, tak jak wcześniej, 27 października. Sam naczelny wódz Jourdan otrzymał rozkazy ścigania nieprzyjaciela w dół Sambry, lecz odmówił, narażając swe życie. 6 stycznia 1794 roku minister wojny rozkazał niechętnemu Jourdanowi i jego szefowi sztabu stawić się w Paryżu, gdzie obaj zostali pozbawieni dowództwa.

TRIUMF ARMII PÓŁNOCY

Po odejściu Jourdana tymczasowe dowództwo nad Armią Północy przypadło w udziale Ferrandowi, francuskiemu weteranowi. Następnie, 8 lutego 1794 roku, przybył generał Jean Charles Pichegru, aby objąć dowództwo nad Armią Północy aż do końca jej kariery bojowej. Jako były dowódca Armii Renu był doświadczonym żołnierzem. Armia, czy też raczej armie, którymi teraz dowodził, liczyły około 207 000 ludzi w Armii Północy i 36 000 w Armii Ardenów. Chociaż można było osiągnąć ten stan liczebny jedynie poprzez wcielenie dużej liczby nowych rekrutów, w 1794 roku Armia Północy nie wyruszała w pole jako niezdyscyplinowane i nie nadające się do manewrowania jednostki. Dowódcy wykorzystali czas, który zyskali dzięki Jourdanowi, na wyszkolenie swoich ludzi. Ponieważ zgromadzono większość batalionów w dużych obozach, zamiast rozpraszać je po terenach wiejskich, możliwa była poważna, masowa musztra. Armia Północy, która wyruszyła w pole wiosną 1794 roku, miała być lepszą siłą od tej z 1792 czy 1793.

Kluczowa kampania 1794 roku prowadzona była wokół dwóch osi rzecznych: Sambry na południu oraz Skaldy i Lys na północy. Pichegru posiadał niezwykłą umiejętność bycia nieobecnym, ilekroć na którymś froncie dochodziło do wielkiej bitwy. Wiosenna walka zaczęła się, kiedy Pichegru posłał dywizje generałów Antoine’a Ballanda, Jacquesa-Gillesa Gogueta i Jacquesa-Pierre’a Fromentina wzdłuż osi Sambry, aby zaatakować Cateau-Cambrésis 29 marca 1794 roku. Atak ten zakończył się niepowodzeniem, Francuzi stracili ponad 1000 ludzi. Republikanie nie wznawiali ofensywy przez około miesiąc. Inicjatywa przeszła w ręce Austriaków, którzy w połowie kwietnia przystąpili do oblężenia Landrecies. Próba przyjścia Landrecies z odsieczą, podjęta 21 kwietnia przez żołnierzy z dywizji Gogueta i Ballanda, doprowadziła jedynie do kolejnej porażki.

Pichegru próbował poprawić niemal beznadziejną sytuację swojej komendy poprzez powierzenie Ferrandowi dowództwa nad całym prawym skrzydłem Armii Północy. Armia Północy zawsze była zbyt duża, aby mógł ją kontrolować jeden człowiek, i chociaż Armia Ardenów zawsze miała osobnego wodza, nadal pozostawiało to zbyt wielką odpowiedzialność w rękach oficera stojącego na czele Armii Północy. Formalnie Pichegru miał teraz bezpośrednio nadzorować oddziały pomiędzy Skaldą a Lys, podczas gdy Ferrand, podlegający Pichegru, miał objąć dowództwo nad wszystkimi oddziałami wzdłuż Sambry. W rzeczywistości struktura dowodzenia nadal pozostawiała wiele do życzenia. Ferrand, jego podkomendni oraz reprezentanci w misji rywalizowali o władzę. Dopiero przybycie w czerwcu Jourdana z oddziałami z Armii Mozeli miało zapewnić prawemu skrzydłu Francuzów prawdziwą jedność i niezależność, jakiej potrzebowało (Jourdan otrzymał dowództwo nad Armią Mozeli po przejściu na krótko w stan spoczynku).

Ferrand postanowił podjąć nową próbę udzielenia odsieczy Landrecies i w tym celu zaplanował zmasowane natarcie kilku dywizji na szerokim froncie. Rozpoczęciu ataku 24 kwietnia towarzyszyły pewne utarczki z nieprzyjacielem, tak jak pod Silenrieux, lecz do starcia z prawdziwego zdarzenia doszło 26 kwietnia. Dywizja Ballanda z Maubeuge została rozbita; nieszczęsna dywizja Chapuisa została zmiażdżona pod Troisvilles. Oddziały, które prowadził generał Jean-Baptiste baron Cacault, odniosły pewien ograniczony sukces pod Boussu, ale porażka innych części natarcia ostatecznie sprawiła, że jego pozycja stała się nie do utrzymania. Po raz kolejny sprzymierzeni nie wykorzystali swego zwycięstwa i jedynym owocem całego ich trudu był upadek Landrecies 30 kwietnia 1794 roku. Francuzi przynajmniej skorzystali z okazji do zdymisjonowania niektórych niekompetentnych dowódców dywizji. Generał Jacques-Philippe Bonnaud przejął dywizję generała Réné-Bernarda Chapuisa, który dostał się do niewoli w trakcie katastrofy pod Troisvilles. Generał Goguet został zabity przez własnych żołnierzy; jego dywizję przejął generał Paul-Alexis Dubois, sprowadzony niedawno z Armii Mozeli. Znakomity generał Jean-Baptiste Kléber zastąpił generała Ballanda.

Aby pomóc w udzieleniu odsieczy Landrecies, Pichegru postanowił przypuścić atak na północy, gdzie zdecydował się sprawować osobiste dowództwo. W tym celu zebrał dywizje generałów Josepha Souhama, Jeana-Victora Moreau i Pierre’a-Antoine’a Michauda. Wśród dowódców brygad tych operujących na północy dywizji znajdowali się dwaj generałowie, którzy mieli zostać wybitnymi wojskowymi epoki napoleońskiej – Étienne-Jacques Macdonald i Dominique-Joseph Vandamme. Po zorganizowaniu natarcia we Flandrii Zachodniej Pichegru odjechał, aby zająć się innymi obowiązkami; dowództwo nad całą operacją powierzył generałowi Souhamowi. Souham dążył do zajęcia Menin i Courtrai, które wydawały się łatwymi celami, bowiem sprzymierzeni skoncentrowali się dalej na południu. 27 kwietnia wszystko potoczyło się dobrze, ponieważ Francuzi zajęli Wervik i wkroczyli na terytorium Austriaków. Następnego dnia jednak Clairfayt sprowadził siły austriacko-hanowerskie, aby uderzyć na prawe skrzydło Francuzów w Mouscron. Clairfayt wyparł Francuzów z Mouscron, lecz Souham nie zwlekał nawet przez jeden dzień z uderzeniem na samego Clairfayta z większymi siłami. W odróżnieniu od 26 kwietnia, 28 kwietnia nie doszło do żadnej tragedii. Tego popołudnia Souham osobiście poprowadził atak, wykorzystując brygady generałów Macdonalda, Henry’ego-Antoine’a Jardona, Nicolasa Bertina i Hermanna-Wilhelma hrabiego Daendelsa. Souham sprawił, że pod Mouscron Francuzi odnieśli wielkie zwycięstwo, co dobrze wróżyło następnej kampanii. Tymczasem inne oddziały pod jego dowództwem otoczyły i obległy Menin. Duża część garnizonu uciekła rankiem 29 kwietnia, ale reszta skapitulowała później tego samego dnia. Wkrótce w ręce Francuzów wpadło również Courtrai.

Wraz z kapitulacją Landrecies główne siły sprzymierzonych pomaszerowały na północ, aby skoncentrować się przeciwko Francuzom zajmującym Menin i Courtrai. Walka rozgorzała w drugim tygodniu maja. 10 maja dywizja Bonnauda została pokonana przez Anglików w pobliżu Baisieux. Tego samego dnia Souham uderzył na zachód od Courtrai, lecz gdy miasto zostało osłabione przez jego odejście, zaatakował je Clairfayt. Austriacy zostali odparci jedynie dzięki szybkiemu działaniu i zaciętej walce brygad Vandamme’a i Daendelsa. Przygotowano grunt pod wielkie zwycięstwo Francuzów. Z oddziałami sprzymierzonych gromadzącymi się w okolicach Courtrai, książę Koburski i książę Yorku przyjęli plan wychwalanego generała Karla Leibericha barona Macka, przewidujący zakrojone na wielką skalę oskrzydlenie wszystkich sił dowodzonych przez Souhama. Mack miał nadzieję, że sześć bardzo od siebie oddalonych kolumn odetnie i zniszczy dokonujących inwazji Francuzów. Plan wymagał jednak dużej koordynacji i synchronizacji, jednocześnie umożliwiając Francuzom skoncentrowanie swego oporu na odizolowanych częściach armii sprzymierzonych.

Kiedy sprzymierzeni zacieśniali pierścień okrążenia wokół dywizji Souhama i Moreau, obiektywny obserwator mógł sądzić, że Francuzi mają niewielkie szanse na sukces. 73 000 żołnierzy sprzymierzonych zagrażało siłom francuskim liczącym jedynie 60 000 ludzi. W przeszłości Francuzi potrzebowali dużej przewagi liczebnej nawet do stoczenia nierozstrzygniętej walki ze sprzymierzonymi; jaką szansę mieli teraz? Souham stanął jednak na wysokości zadania. Z katastroficznych raportów napływających do jego kwatery głównej w Courtrai dowiedział się, że w rzeczywistości tylko trzy z sześciu kolumn stanowią poważne, bezpośrednie zagrożenie, i że posyłając dywizję Moreau przeciwko jednej z trzech zagrażających mu kolumn, mógłby skoncentrować swą własną dywizję oraz dywizję Bonnauda w Lille przeciwko pozostałym dwóm. Zachowując zimną krew, Souham zebrał 40 000 Francuzów przeciwko zaledwie 20 000 sprzymierzonych. Kilka wynikających z tego starć stoczonych 18 sierpnia w obrębie trójkąta Courtrai - Lannoy - Wervik nosi tę samą nazwę bitwy pod Tourcoing.

Rankiem 18 sierpnia brygada Vandamme’a z dywizji Moreau bardzo ucierpiała w walce z dużymi siłami Clairfayta liczącymi prawie 20 000 ludzi. Ci francuscy żołnierze posiadali jednak nową pewność siebie i sprawność; Vandamme zgromadził ich i jego brygada, dokonując godnego podziwu wyczynu, samotnie zatrzymała natarcie Clairfayta i wyparła jego oddziały z Linselles i Bousbecque. Pod Lannoy i Mouveaux połączone siły Souhama i Bonnauda zaskoczyły pozbawione wsparcia kolumny prowadzone przez księcia Yorku i generała Rudolpha Otta. W walkach na południe od Tourcoing sprzymierzeni stracili ponad 5500 ludzi, zabitych, rannych lub wziętych do niewoli. Francuzi nie ścigali pokonanych przeciwników. Po bitwie pod Tourcoing Souham rozpoczął natarcie na północ w kierunku Ypres i na wschód ku Skaldzie. 22 maja 1794 roku mniej więcej równe siły, liczące po 50 000 ludzi, starły się pod Tournai. Nierozstrzygnięta bitwa zatrzymała natarcie Francuzów, ale jedynie na pewien czas. Austriacy skoncentrowali się wokół Tournai, ściągając żołnierzy z Ypres, które zostało następnie oblężone przez Francuzów.

Po bitwie pod Tourcoing w centrum uwagi znalazła się Sambra. Przez cały maj i połowę czerwca Francuzi na południe od Sambry nieustannie i bez powodzenia uderzali na Austriaków stawiających im czoło po drugiej stronie rzeki. Chaotyczna struktura dowodzenia, ingerencja nieudolnych reprezentantów w misji i złe zachowanie żołnierzy zmniejszały szanse na zwycięstwo. Niewielkie siły austriackie odpierały jeden atak Francuzów po drugim. Pod Grand-Reng 12 i 13 maja oraz ponownie 20 i 21 maja, a także pod Erquelinnes 24 maja powtarzała się ta sama historia. Nawet dobra postawa niektórych brygad, takich jak lekka piechota pod dowództwem generała Philiberta-Guillaume’a Duhesmesa, nie mogła ocalić Francuzów przed wielokrotnymi niepowodzeniami. Na początku czerwca otrzymano jednak pomoc. Dzięki trudnemu marszowi Jourdan sprowadził około 40 000 żołnierzy ze swojej Armii Mozeli na północ, nad brzegi Sambry. Nie dość, że podwoiło to liczbę dostępnych ludzi, to jeszcze sprawiło, iż wszyscy żołnierze znaleźli się pod dowództwem jednego generała, ponieważ Jourdan otrzymał naczelne dowództwo nad 20 000 ludzi z Armii Północy i 21 000 ludzi z Armii Ardenów walczącymi na tym froncie. W połowie czerwca Francuzi ponownie przeprawili się przez Sambrę, tym razem z zamiarem oblężenia Charleroi. Oblegli miasto, ale Austriacy 16 czerwca znowu ich pokonali i wyparli z powrotem za rzekę. Doszło do tego po raz ostatni.

18 czerwca żołnierze Jourdana ponownie przystąpili do oblężenia Charleroi; tego samego dnia na północy w ręce Francuzów wpadło Ypres. Austriacy skoncentrowali teraz swe siły na południu; 23 czerwca książę Koburski osobiście dowodził Austriakami stojącymi naprzeciw Charleroi. Upadł na duchu po bitwie pod Tourcoing i znajdujące się przed nim duże siły francuskie budziły u niego złe przeczucia. Niemniej jednak, będąc zobowiązanym do przerwania oblężenia, 26 czerwca 1794 roku zaatakował ponad 70 000 francuskich żołnierzy okopanych wokół Fleurus. Francuzi mieli dużą, ale nie przytłaczającą przewagę liczebną, gdyż książę Koburski miał jedynie około 52 000 żołnierzy. Książę Koburski popełnił ten sam błąd co pod Tourcoing; zamiast skoncentrować swą armię do jednego wielkiego ataku, podzielił ją na pięć kolumn, próbując oskrzydlić całą pozycję Francuzów. Będąc w defensywie, Jourdan z powodzeniem odparł wszystkie ataki Austriaków i odniósł dla Republiki wielkie zwycięstwo. Oddziały austriackie, angielskie i holenderskie wycofały się, a miasta Belgii ponownie upadły, tak jak w 1792 roku. Trzeba było jeszcze stoczyć trochę zaciętych walk, lecz zwycięstwo było pewne. Pod koniec roku w rękach Francuzów znalazły się Niderlandy Austriackie, a w 1795 roku Francuzi opanowali Holandię.

Historia Armii Północy i Ardenów dobiegła końca w czerwcu 1794 roku. 29 czerwca Konwent oficjalnie odtworzył prowizoryczną zbieraninę dywizji Jourdana z Armii Północy, Ardenów i Mozeli jako nową armię – Armię Sambry i Mozy. Wraz z tym posunięciem Armia Ardenów przestała istnieć, a Armia Północy coraz bardziej malała w stosunku do swojego formalnego stanu. Główne zadanie rozprawienia się z Austriakami przypadło w udziale Armii Sambry i Mozy, która stosownie do tego się rozrosła, podczas gdy zwycięska, lecz teraz już drugorzędna Armia Północy odparła Holendrów i Anglików.

W okresie swego istnienia, w latach 1791-1794, Armia Północy i Ardenów przegrała wiele bitew, lecz utrzymała w dużej części nienaruszoną granicę i ostatecznie pokonała armie, które wysłano przeciwko niej. Czemu można przypisać zwycięską ostatecznie karierę Armii Północy? Z pewnością nie logistyce. Francuzi nie wygrali na północnym wschodzie dzięki cudom produkcji i zaopatrzenia. Pomimo heroicznych wysiłków Komitetu Ocalenia Publicznego żołnierze cierpieli na paraliżujący niedobór żywności, wyposażenia i uzbrojenia. Armia Północy miała o wiele skromniejsze wyposażenie wojskowe niż to, które inne ówczesne siły uznawały za możliwe do zaakceptowania. Przypisanie zwycięstwa przewadze liczebnej Francuzów jest kuszące; ta zaleta nie tłumaczy jednak ich sukcesu, chociaż niewątpliwie się doń przyczyniła. W kontekście całego teatru działań wojennych Armia Północy miała nad swymi przeciwnikami dużą przewagę liczebną. Jeśli jednak zestawimy ze sobą poszczególne bitwy, różnice w liczebności nie są tak duże. Rozważmy zwłaszcza trzy największe bitwy 1794 roku; Francuzi byli słabsi liczebnie pod Tourcoing, dorównywali swym przeciwnikom pod Tournai, zaś pod Fleurus posiadali przewagę wynoszącą jedynie 7:5. Z powodu braku wyposażenia i przeszkolenia duży odsetek Armii Północy nie wchodził w skład sił polowych. Można również pominąć całą debatę, przytaczając oczywistą prawdę, że Bóg nie zawsze sprzyja największym batalionom, i zauważając, że historia wojskowości jest pełna przykładów, w których pomysłowa i zdeterminowana garstka pokonała niewykwalifikowany lub niezdyscyplinowany tłum.

Jeśli chodzi o dowodzenie, to Francuzi także i w tym przypadku nie mogli się pochwalić wyraźną przewagą. Spośród naczelnych dowódców Armii Północy jedynie Rochambeau, Dumouriez i Jourdan zasługują na uwagę. Pierwsi dwaj ponieśli porażkę, zaś Jourdan, mimo że wygrał bitwy pod Wattignies i Fleurus, to żadne z tych zwycięstw nie nosi znamion prawdziwego geniuszu militarnego. Souham, który w tych latach nigdy nie dowodził całą Armią Północy, zasługuje na największe pochwały za swoje dowodzenie pod Tourcoing, lecz jest to jedyna bitwa Armii Północy, jaka charakteryzowała się wyczuciem czasu i finezją. Jeśli dowództwo po stronie Francuzów rzadko wybijało się ponad mierność, to po stronie ich przeciwników nie było aż tak słabe, aby tłumaczyć porażkę sprzymierzonych. Należy przyznać, że sytuacja strategiczna sprzymierzonych była nie do pozazdroszczenia. Przeszkadzały im podzielone dowództwo, rozbieżne cele i tylko częściowe zaangażowanie w walkę o zwycięstwo w Belgii. Uwagę Austriaków, którzy wysuwali się na pierwszy plan wśród sił wystawionych przeciwko Armii Północy, zaprzątały w dużej mierze sprawy polskie. Jednakże nawet jeśli wielki sukces strategiczny był mało prawdopodobny z powodu dowodzenia sprzymierzonych, nie było ono aż tak fatalne, aby zagwarantować Francuzom zwycięstwo.

Najlepszym wytłumaczeniem triumfu wzdłuż granicy belgijskiej jest skuteczność bojowa żołnierzy francuskich. Można zasadnie twierdzić, że do 1794 roku żołnierze sprzymierzonych, którzy stawiali czoło Armii Północy, w pewnej mierze się zdegenerowali, lecz uwypukla to jedynie znaczenie rosnącej jakości bojowej republikańskich batalionów. Efektem połączenia dużej motywacji i skutecznej taktyki były lepsze dokonania Francuzów. Żołnierze byli zaangażowani i pełni werwy, posiadali zarówno wytrwałość, jak i energię. Elastyczne kombinacje formacji piechoty, umiejętnie wspierane przez artylerię, umożliwiły im dostosowanie taktyki do terenu i okoliczności. W konsekwencji analiza zwycięstwa na północy musi być analizą skuteczności bojowej Armii Północy.

ROZDZIAŁ IIELEMENTY ZWYCIĘSTWA: TEORIA SKUTECZNOŚCI BOJOWEJ

Omówienie elementów, które przyniosły Armii Północy zwycięstwo na polu bitwy, powinniśmy zacząć od opartego na posiadanej wiedzy zrozumienia skuteczności bojowej. Zbyt wiele prac historycznych opiera się na uproszczonych lub niejasnych założeniach dotyczących dokonań żołnierzy pod ostrzałem. Autorzy rzadko starają się rozbudować podstawy swoich analiz. Takie metodologiczne niedbalstwo może prowadzić do wypaczenia i zamętu. Aby uniknąć tych pułapek, niniejsze studium zaczyna się od próby zidentyfikowania czynników, które determinują jakość dokonań w walce, i określenia relacji pomiędzy nimi.

Teoria przedstawiona na następnych stronach została opracowana na podstawie literatury na temat skuteczności bojowej, która ukazała się od połowy lat czterdziestych XX wieku. Socjolodzy, psycholodzy, politolodzy i krytycy wojskowi zbadali motywacyjne i techniczne aspekty skuteczności. Dzięki obfitemu wykorzystywaniu wywiadów oraz kwestionariuszy ich badania doprowadziły do nagromadzenia imponującego zbioru danych; niewielu historyków może się pochwalić podobnym osiągnięciem. Ich badania nad współczesnymi armiami dostarczają spostrzeżeń, które pomagają w zrozumieniu wojen z przeszłości. Takie interdyscyplinarne podejście jest bardzo obiecujące, chociaż wymaga zboczenia z gładkich ścieżek narracji historycznej. Zaproponowany tu model skuteczności bojowej można przedstawić w formie graficznej, tak jak na wykresie 1. Przedstawienie modelu w całej jego złożoności nie może się jednak charakteryzować taką estetyczną prostotą, podobnie jak w przypadku przedmiotu badań. Niektórzy krytycy mogą mnie oskarżyć o użycie ciężkiego, teoretycznego młota do ubicia drobnej, metodologicznej muchy, ale rezultaty usprawiedliwiają wysiłek.

Model dowodzi, że koncepcja własnego interesu żołnierza determinuje najskuteczniejszy rodzaj motywacji i kontroli. Obywatele-żołnierze Rewolucji Francuskiej utożsamiali swe interesy z interesami narodu; w konsekwencji posłuszeństwo w armii opierało się głównie na dobrowolnej zgodzie żołnierza, zamiast na sile lub nagrodach materialnych.

Model skuteczności bojowej

Taka uległość normatywna podyktowała wzór czy też system motywacji wspólny dla dzisiejszych sił zbrojnych. Morale, złożony rezultat postaw i opinii armii, jest połączeniem tych podzielanych przez całe społeczeństwo i tych wspólnych jedynie dla żołnierzy. Morale oddziałuje na małą grupę towarzyszy otaczających jednostkę i poprzez nią. Wykazano, że więzi, które jednoczą członków tej podstawowej grupy, mają ogromny wpływ na walczącego żołnierza. Sama motywacja obejmuje inne czynniki, kiedy ludzie znajdują się pod ostrzałem, niż wtedy, gdy nie toczą walki, i należy zrozumieć obie te sytuacje. Większość tego rozdziału dotyczy interesu i motywacji, ponieważ są one bardzo ważnymi dla badań nad Rewolucją, skomplikowanymi zagadnieniami, na których temat przez dziesięciolecia toczyła się większość teoretycznej dyskusji.

Bardziej techniczne elementy systemu militarnego mają swój wkład w motywację, lecz należy je zbadać osobno. Stanowią mechanizmy armii, a nie siłę motywacyjną, która ją napędza. Wojskowy wymiar sprawiedliwości, administracja, organizacja, taktyka i dowodzenie definiują konkretny system militarny. Te techniczne aspekty systemu militarnego łączą się z kolei z psychologicznymi aspektami systemu motywacyjnego, aby określić skuteczność bojową – jakość dokonań w walce. Na koniec siła taktyczna oddziału w polu jest wynikiem jego skuteczności bojowej i rozmiaru. Na szali należy umieścić zarówno ilość, jak i jakość.

INTERES

Hipoteza ta musi się zacząć od omówienia koncepcji interesu, który zajmuje centralne miejsce w motywacji oddziału, a zatem w skuteczności bojowej. Żołnierz, który przestrzega rozkazu trwania w defensywie lub przejścia do ofensywy, zasadniczo postanawia wykonać ten rozkaz. Może to zrobić w celu uniknięcia kary, uzyskania jakiejś nagrody, ochronienia samego siebie i swoich przyjaciół lub dlatego, że wierzy, iż powinien go wykonać, lecz w pewnym sensie walczy, ponieważ jest to zgodne z jego poczuciem własnych interesów. Interes to słowo o kilku znaczeniach. Może oznaczać zysk lub korzyść z czegoś, udział lub uczestnictwo w czymś albo troskę o coś. W każdym z tych trzech znaczeń może wpłynąć na działania jednostki. Na współczesnym polu bitwy interes może mieć zarówno „bezinteresowne”, jak i „samolubne” oblicze. Żołnierz ma ochoczo wykonać rozkaz, który naraża jego życie na niebezpieczeństwo. Jednocześnie jego dążenie do obrony własnego życia w bitwie ma sprawić, że będzie walczył z jeszcze większą zaciętością. Aby zrozumieć motywację bojową, należy rozważyć oba aspekty interesu.

Teoria uległości

Aby armia działała w odpowiedni sposób i aby dochodziło do bitew, żołnierze muszą wypełniać rozkazy, bez względu na to, jak nieprzyjemne lub niebezpieczne jest zadanie. Na przestrzeni dziejów uzyskiwano od żołnierzy zgodę na wykonanie rozkazów poprzez stosowanie trzech rodzajów nacisku: przymusowego, wynagrodzeniowego i normatywnego1. Przymus wiąże się z użyciem gróźb lub wymierzeniem bezpośredniej kary fizycznej nieposłusznym i niezdecydowanym. Wynagrodzenie opiera się na kontroli władz nad zasobami materialnymi i nagrodami, takimi jak ziemia, zapłata lub łupy. Czynniki normatywne składają się z przyznawania lub odmawiania symbolicznych i psychologicznych nagród i kar, takich jak akceptacja, pochwała lub potępienie. Ten trzeci rodzaj nacisku jest subtelniejszy od pierwszych dwóch. Aby był skuteczny, żołnierz musi być nim zainteresowany, tzn. musi być psychologicznie osadzony w otaczającej go społeczności na tyle, żeby cenić jej pochwałę.

Przez setki lat europejskie siły zbrojne polegały na różnych kombinacjach tych trzech form nacisku, aby uzyskać uległość. Feudalny rycerz walczył, żeby utrzymać swe lenno, powiększyć posiadłości lub zdobyć łupy i zachować swój honor; pobudzały go nagrody materialne i normatywne. Brutalni najemnicy z XVI wieku walczyli główne dla korzyści materialnych, więc nacisk wynagrodzeniowy był najskuteczniejszy. W XVII, a zwłaszcza w XVIII wieku uznawano ostrą siłę przymusu za najskuteczniejszy sposób na uzyskanie uległości żołnierza. Fryderyk Wielki obstawał przy tym, że żołnierz „musi się bardziej bać swych oficerów niż niebezpieczeństw, na jakie jest narażony”2.

Rewolucja Francuska fundamentalnie i na trwałe zmieniła schemat uległości. Uważano, że podstawową motywacją ochotników i poborowych jest ich troska o dobro narodu. Ostre i poniżające kary nie były zgodne z nowym statusem żołnierza jako wolnego i równego obywatela. Kary wojskowe przetrwały, ale stały się bardziej kwestią sprawiedliwości niż przymusu. Chociaż ludzie z pewnością potrzebowali wynagrodzenia, płacę uważano za środki utrzymania, a nie zachętę. Kontrola normatywna stała się podstawowym czynnikiem wpływu na postępowanie szeregowców. Oczekiwano, że dyscyplina będzie głównie dobrowolna, a posłuszeństwo będzie aktem nieprzymuszonej woli. Miały minąć dziesiątki lat, zanim wszystkie europejskie armie będą działać na tych samych zasadach. Rozproszenie, jakiego wymagała nowoczesna taktyka, sprawiło również, że uległość normatywna stała się niezbędna, bowiem owa taktyka polega na posłuszeństwie i inicjatywie żołnierzy, których nie da się ściśle obserwować i kontrolować.

Ponieważ żołnierz nie może zyskać niczego materialnego z narażania swego życia w bitwie, aby usprawiedliwić wykonanie niebezpiecznego rozkazu, żołnierz musi cenić interesy lub aprobatę jakiejś zbiorowości oprócz samego siebie. Trzy rodzaje zbiorowości, które budzą lojalność w nowoczesnym środowisku wojskowym, to narodowy system społeczno-polityczny, oddział wojskowy i podstawowa grupa. Interes w każdej z tych zbiorowości niesie ze sobą szczególny poziom motywacji. Odnośnie do narodowego systemu społeczno-politycznego źródło związku jest duże i odległe, np. idealna koncepcja narodu, ideologii politycznej lub systemu społecznego. Jest ono wyrażone w pewnych wyznawanych poglądach lub przekonaniach, takich jak nacjonalizm lub marksizm. Troskę o oddział wojskowy, np. pułk, najlepiej podsumować terminem esprit de corps. Podstawowa grupa, ta niewielka grupa ludzi, z którymi żyje i walczy żołnierz, wyzwala intensywną, osobistą lojalność wyrażaną jako spójność podstawowej grupy. Te trzy poziomy przywiązania nie muszą się wzajemnie wykluczać; ideałem byłoby wykorzystanie wszystkich trzech.

Siła więzi niezbędnych dla uległości normatywnej odzwierciedla głębię zaangażowania odczuwanego przez żołnierza. W przypadku osłabienia tych więzi władze mogą ulec pokusie powrotu do uległości przymusowej lub wynagrodzeniowej. Obie alternatywy są niebezpieczne. Przymus wydaje się nieodzowną częścią wszystkich nowoczesnych systemów militarnych, lecz dyscyplina, którą żołnierze postrzegają jako nierozsądną i brutalną, może podkopać wszelką lojalność, jaką ludzie mogą jeszcze odczuwać wobec swego rządu lub sprawy. Może prowadzić bardziej do oporu niż posłuszeństwa. Nagrody materialne mogą zachęcić ludzi do przedkładania własnych korzyści nad wszelkie inne kryteria, jeszcze bardziej osłabiając siłę zasady normatywnej.

Własny interes

Z opowieści o ludziach w bitwie nigdy nie można wymazać troski żołnierza o własny interes i przetrwanie. W siłach, takich jak armia Stanów Zjednoczonych, złożonych z indywidualistycznych i egocentrycznych żołnierzy, własny interes wydaje się szczególnie potężnym i nieuniknionym czynnikiem wpływu, ale niemal na pewno występuje we wszystkich armiach.

Troska żołnierza o własny dobrobyt sprawia, że kary związane z dyscypliną wojskową są niezbędne i skuteczne. Armia oparta na uległości normatywnej nie powinna przeceniać kary lub groźby jej wymierzenia. System dyscyplinarny może jednak ukształtować koncepcję własnego interesu żołnierza, sprawiając nawet, że niektórzy ludzie będą woleli ryzyko odniesienia obrażeń w walce od pewnej kary w przypadku odmowy wykonania rozkazów.

Chociaż wojskowe kodeksy postępowania stoją w sprzeczności z indywidualną troską o własny interes, nie musi ona być niszczycielska dla właściwego zachowania wojskowego. Własny interes może wzmocnić zbiorowe więzi, kiedy jednostka widzi, że jej bezpieczeństwo zależy od grupy. Może również wzmocnić u żołnierza akceptację systemu militarnego, jeśli wierzy, że jego własne przetrwanie lub sukces wymaga tej akceptacji. Pod ostrzałem instynkt samozachowawczy może motywować człowieka do walki, chociaż prawdopodobnie nie jest to najważniejszy czynnik powodujący stawienie oporu nieprzyjacielowi.

SYSTEM MOTYWACYJNY

Motywacja oddziału to ważny i bardzo złożony temat. Wynika ze schematu postaw, związków i struktur połączonych w system. Zasada uległości działająca w konkretnych siłach zbrojnych walnie przyczynia się do zdefiniowania tego systemu motywacyjnego. Opisany w tym rozdziale system jest odpowiedni dla armii polegającej głównie na uległości normatywnej. W tym przypadku morale, zdefiniowane w szerokim ujęciu, stanowi jedną podstawę motywacji, a spójność małej grupy drugą. Złożona i jedynie częściowo zrozumiała interakcja pomiędzy nimi dwiema, modyfikowana przez interes, prowadzi do powstania motywacji. Sama motywacja zostanie podzielona na trzy rodzaje, aby wyjaśnić część zamieszania związanego z tą kluczową koncepcją.

Morale

To jasne, że morale jest istotne dla motywacji oddziału i skuteczności bojowej. Jak poświadczył Napoleon: „Na wojnie morale to trzy czwarte, a równowaga sił materialnych to jedynie pozostała jedna czwarta”. Jednocześnie, chociaż morale odgrywa kluczową rolę, jest słabo rozumiane, w pewnej mierze dlatego, że sam termin jest zwykle źle definiowany. S.L.A. Marshall zdefiniował morale jako „całą złożoność myśli armii”3. Jest to najlepsza z dostępnych definicji. Oczywiście jest bardzo ogólna, lecz jej rozpiętość podkreśla iluzoryczną złożoność morale. Istnieje jednak różnica pomiędzy używaniem terminu przez Marshalla a sposobem, w jaki zostanie zdefiniowany na tych stronach. Uwzględnił relacje pomiędzy żołnierzami w obrębie małej grupy jako element morale, lecz tutaj morale jest rozpatrywane w oderwaniu od małej grupy. Sens tego odseparowania stanie się jasny później.

Dla wygody można podzielić klimat opinii w armii na pięć kategorii: (1) podstawowe postawy społeczne i grupowe, (2) opinie i kodeksy wynikające z indoktrynacji armii, (3) opinie wojenne, (4) reakcje na warunki służby i (5) esprit de corps.

Podstawowe postawy społeczne i grupowe to fundamentalne opinie i wartości wyznawane w społeczności cywilnej lub w jej części. Obejmują najbardziej podstawowe przekonania, które jednostka zaczyna podzielać we wczesnym wieku, przed rozpoczęciem służby wojskowej. Te postawy mogą się znacznie różnić między różnymi grupami ekonomicznymi, rasowymi, etnicznymi lub religijnymi w obrębie tego samego społeczeństwa. Zazwyczaj są stabilne i zmieniają się bardzo powoli.

Rozważmy na przykład poglądy jednostki i własnego ja wyznawane w społeczeństwie. Chociaż żołnierze podobnego pochodzenia różnie definiują jednostkę, samo społeczeństwo lub grupa określa, jak bardzo osoba może i powinna się dobrowolnie zanurzyć w jakiejś większej grupie lub sprawie. To, czy żołnierz postrzega jednostkę jako aktywny byt zdolny do wszystkiego, czy też jako bierne narzędzie losu, również jest w dużej mierze odzwierciedleniem postaw społecznych. Armia może próbować wpłynąć na te poglądy, ale stanowią one część podstawowej mentalności, z którą nowy żołnierz rozpoczyna służbę. Stosunek wobec jednostki i własnego ja również może zostać podzielony na postawy grupowe. Grupa pogardzana przez resztę społeczeństwa lub uważająca się za takową może zareagować poprzez nabranie złego zdania o własnych członkach. To złe zdanie na temat samych siebie może sprawić, że członkowie tej grupy będą mieli mniejsze oczekiwania wobec samych siebie i swoich towarzyszy w życiu wojskowym. Istnieje bezpośrednia korelacja pomiędzy niskimi oczekiwaniami i słabymi wynikami4.

Inne ważne postawy społeczne i grupowe to definicja mężnego zachowania5, koncepcja obywatelstwa, wizerunek żołnierza z perspektywy społeczności cywilnej, poziom zadowolenia z systemu gospodarczego lub społecznego oraz patriotyzm. Ta lista nie wyczerpuje wszystkich możliwości; sugeruje jedynie zakres.

Indoktrynacja to wysiłek podejmowany przez armię lub rząd w celu ukształtowania wartości i opinii swoich żołnierzy, a nie jedynie nauczenia ich umiejętności. Żołnierze muszą być w pewnej mierze indoktrynowani, gdyż nowoczesna armia ma o wiele wyraźniej zarysowaną strukturę hierarchiczną niż społeczność cywilna oraz dlatego, że armia działa na zasadach, które znacznie się różnią od tych rządzących życiem poza wojskiem. Ludzie w mundurach muszą zaakceptować lub przynajmniej przestrzegać wartości i standardów wojskowych. Wczesne szkolenie i dyscyplina wojskowa ma na celu po części wpojenie tych wartości.

Poza tym indoktrynacja może się posunąć dalej poprzez próbę wywarcia wpływu na postawy polityczne, tak jak rygorystycznie uczyniono to w Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej. Indoktrynacja polityczna prowadzona w obrębie armii może wykorzystywać pozycję żołnierzy jako mimowolnych odbiorców. Edukacja polityczna może być ukierunkowana na pogłębienie zaangażowania żołnierza lub zagwarantowanie jego lojalności wobec władz cywilnych. Inna forma indoktrynacji działa w przeciwnym kierunku poprzez skłanianie żołnierza do identyfikowania się z armią, tworząc w ten sposób esprit de corps. Indoktrynacja na rzecz esprit de corps obejmuje pielęgnowanie nie tylko wartości wojskowych, ale również ogromnego szacunku wobec konkretnego pułku lub dywizji. Brytyjski system pułkowy był szczególnie dobry w budowaniu takiej silnej lojalności.

Opinia wojenna ma duży wpływ na morale, ale prawdopodobnie nie w sensie, w jakim zazwyczaj się tego oczekuje. Opinia wojenna oznacza zarówno opinię wyrażaną przez społeczność cywilną, jak i tę panującą w armii na temat charakteru i wartości konkretnej wojny i walczących w niej żołnierzy. Ponieważ dotyczy reakcji na bieżące wydarzenia, uczucia nie mają odległych źródeł, chociaż są powiązane z długofalowymi, podstawowymi wartościami. Jeśli impet wojny zmieni kierunek lub wojna będzie się przeciągać bez rezultatu, opinia może się zmienić. Opinia wojenna obejmuje takie elementy, jak nienawiść do wroga, poparcie dla dostrzeganego celu wojny i aprobata dla polityki rządu zmierzającej do osiągnięcia celów wojennych.

Można twierdzić, że dla sektora cywilnego cele wojenne i poglądy polityczne są o wiele ważniejsze niż dla militarnego. Mówcy wojenni mają tendencję do przeceniania znaczenia celów wojennych jako motywacji dla prostego żołnierza w polu. Badania nad kilkoma XX-wiecznymi armiami na Zachodzie świadczą o tym, że żołnierze na linii frontu nie troszczą się zbytnio o politykę lub ideologię, choć pewne specjalnie upolitycznione oddziały, takie jak batalion Lincolna w hiszpańskiej wojnie domowej, stanowią wyjątki od tej reguły. Nawet żołnierze w skrępowanych politycznie siłach komunistycznych Wschodu nie muszą być tak żarliwymi wyznawcami ideologii, jak wielu sądzi6.

Większość żołnierzy w większości armii w najlepszym wypadku jedynie częściowo rozumie przyczyny i cele wojny, którą toczą, lecz mają poczucie tego, czy docenia się ich wysiłki, czy nie. Najbardziej kluczową opinią wojenną jest to docenienie ofiar i triumfów żołnierzy. Docenienie jest punktem centralnym elementów morale, które już omówiono. Jest najpotężniejszym przekaźnikiem wartości i opinii z tyłów na front. Docenienie jest uznaniem wartości. Zdeterminowany żołnierz może doceniać własne wysiłki i odczuwać z tego powodu satysfakcję. Jednakże dla przeciętnego człowieka wartość jest zazwyczaj determinowana przez opinie tych, którzy go otaczają, lub całego społeczeństwa. Klimat opinii wśród żołnierzy jest ważny, ale najczęściej będzie on odzwierciedlał opinię społeczeństwa w takiej formie, w jakiej ją postrzegają. Jeśli cała koncepcja nagród normatywnych ma być traktowana poważnie, docenienie społeczne jest najbardziej podstawowym czynnikiem wpływu.

Żołnierze amerykańscy walczący w II wojnie światowej zdecydowanie czuli, że ich wysiłki są doceniane. Spośród 3754 żołnierzy, wśród których przeprowadzono sondaż na europejskim teatrze działań, 82% odpowiedziało, że połowa lub więcej Amerykanów docenia wysiłki żołnierzy7. Nie napisano jeszcze ostatniego słowa na temat doświadczeń Amerykanów w Wietnamie, lecz jasne jest, że młodzi ludzie, którzy walczyli w tamtejszych dżunglach i na polach ryżowych, nie mieli takiego zaufania do rodaków w ojczyźnie. Niektórzy żołnierze posunęli się nawet do wyrażenia swojego rozczarowania poprzez napisanie kredą „UUUU” na swoich kaskach, tzn. „niechętni (unwilling) dowodzeni przez niewykwalifikowanych (unqualified), robiący coś niepotrzebnego (unnecessary) dla niewdzięczników (ungrateful)”8. Istnieją przesłanki, które pozwalają sądzić, że młody Amerykanin w Wietnamie był nastawiony nie mniej patriotycznie i kompetentny niż jego ojciec w II wojnie światowej. Znaczna różnica polegała na tym, że pod koniec lat sześćdziesiątych XX wieku głęboko podzielona Ameryka nie mogła pochwalać działań żołnierza9. Sprzeciw wobec wojny mógł wpłynąć na walczących żołnierzy nie tyle poprzez pozyskanie ich jako politycznych konwertytów, ile poprzez danie im do zrozumienia, że ich cierpienie, wytrwałość i odwaga pozostaną niedocenione i nienagrodzone. Żołnierz mógł nabrać przekonania, że nikt się o niego nie troszczył. Był ofiarą lub „frajerem”, toczącym wojnę, której nikt nie chciał.

Kolejnym aspektem opinii wojennej jest status żołnierza w czasie wojny. Naród, który gardzi żołnierzem w czasie pokoju, może go gloryfikować podczas wojny. Być może jest tak tylko dlatego, że armia powiększona do wojennych rozmiarów reprezentuje szeroki przekrój społeczeństwa, więc pogardzanie ludźmi w mundurach jest równoznaczne z pogardzaniem własnymi sąsiadami i synami. Ostatnim elementem opinii wojennej, o którym warto wspomnieć, jest szacunek i pomoc udzielana rodzinom żołnierzy. Świadomość, że ludzie w ojczyźnie są otaczani szacunkiem i opieką, nie tylko uspokaja umysł żołnierza, ale i daje mu poczucie, że jest szanowany i ceniony.

Reakcje na warunki służby obejmują opinie i uczucia generowane przez realia codziennego życia żołnierza. Niektórzy komentatorzy posuwają się do twierdzenia, że dobre jedzenie, wystarczający odpoczynek, sprawny ekwipunek, odpowiednia opieka medyczna i częsta korespondencja gwarantują wysokie morale. Doświadczenie nie zawsze potwierdza ten pogląd, ale warunki te bez wątpienia są ważne. Dobre uzbrojenie niewątpliwie zapewnia żołnierzom pewność siebie, podczas gdy słabe uzbrojenie ją podkopuje. Warunki służby obejmują również mniej namacalne, lecz bardzo ważne elementy, takie jak charakter dyscypliny, troska okazywana przez oficerów poniżej stopnia majora i kompetencja dowódców. Impet zwycięstwa lub porażki również jest determinantą morale. Armia maszerująca od sukcesu do sukcesu ma mniejsze problemy z morale niż armia, która przegrywa. Ostatecznie reakcje żołnierzy na wszystkie elementy tego, co zostanie nazwane systemem militarnym, stają się częścią morale.

Dla walczącego żołnierza najistotniejszym warunkiem służby jest niebezpieczeństwo i strach, jaki budzi. Nie można przecenić tej kwestii. Doświadczenie – zdobywane wraz z upływem czasu – może nauczyć człowieka, jak skutecznie walczyć, jak polegać na swych towarzyszach i jak sobie radzić ze strachem. Jednocześnie badania wykazały, że odwaga ma swoje granice; ludzie mogą dźwigać brzemię strachu tylko przez określony czas, zanim załamią się pod jego ciężarem10. Strach nie jest jednak jedynym warunkiem, który podkopuje morale po długich okresach czasu na froncie; nuda również ma negatywny wpływ11.