Berezowska. Nagość dla wszystkich - Małgorzata Czyńska - ebook

Berezowska. Nagość dla wszystkich ebook

Małgorzata Czyńska

4,2

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Przed wojną źle, po wojnie jeszcze gorzej. W dwudziestoleciu Maję Berezowską i jej śmiałe rysunki prześladowały bigotki, po 1945 roku – ideolodzy socrealizmu. Ona sama zupełnie się tym jednak nie przejmowała. Rysowała nawet w Ravensbrück. Jej modelkami były współwięźniarki i strażniczki. Tym pierwszym dodawała ducha, drugie traktowała koniunkturalnie.

Urodzona w belle époque, współtworzyła artystyczny mit dwudziestolecia. Przyjaźniła się z malarzami i poetami. Z Karolem Szymanowskim wymieniali pełne czułości listy. Zawsze otaczała się pięknymi ludźmi, pięknymi przedmiotami i kwiatami. I w twórczości, i w życiu pozostawała wierna sobie i swojej sztuce. Poczucia humoru nie traciła nawet w szarej powojennej rzeczywistości.

Małgorzata Czyńska opisuje kobietę, której los to materiał na porywający serial. Pytanie tylko, czy znalazłby się reżyser odważny na tyle, by pokazać nam Maję bez cenzury.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 217

Oceny
4,2 (29 ocen)
16
5
6
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




SERIA BIOGRAFIE

Już w księgarniach:

Beata Chomątowska Lachert i Szanajca. Architekci awangardy

Aleksander Kaczorowski Havel. Zemsta bezsilnych

Małgorzata Czyńska Kobro. Skok w przestrzeń

Angelika Kuźniak Stryjeńska. Diabli nadali

Aleksander Kaczorowski Hrabal. Słodka apokalipsa

Stanisław Bereś Gajcy. W pierścieniu śmierci

Olga Szmidt Kownacka. Ta od Plastusia

Mariusz Urbanek Makuszyński. O jednym takim,któremu ukradziono słońce

Wojciech Orliński Lem. Życie nie z tej ziemi

Klementyna Suchanow Gombrowicz. Ja, geniusz

Anna Bikont Sendlerowa. W ukryciu

Jakub Socha Żebrowski. Hipnotyzer

Aleksander Kaczorowski Ota Pavel. Pod powierzchnią

Małgorzata Czyńska

Berezowska

Nagość dla wszystkich

Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w  internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i  koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.

Projekt okładki Agnieszka Pasierska / Pracownia Papierówka

Projekt typograficzny Robert Oleś / d2d.pl

Na okładce portret Mai Berezowskiej wykonany przez Benedykta Dorysa w 1932 roku, zbiory Biblioteki Narodowej w Warszawie

Wybór zdjęć Karolina Andrzejewska-Batko i Małgorzata Czyńska

Copyright © by Małgorzata Czyńska, 2018

Redakcja Ewa Polańska

Korekta d2d.pl

Redakcja techniczna i skład Robert Oleś / d2d.pl

Skład wersji elektronicznej d2d.pl

ISBN 978-83-8049-769-6

Może to nie najszczęśliwszy pomysł, żeby na płycie nagrobnej wyryć wizerunek nagiego Amora. Krewni i znajomi próbują odwieść Jadwigę Kopijowską od tego zamiaru. Golas na cmentarzu będzie budził zgorszenie. Jakoś nie wypada. Przyjaciółka Mai Berezowskiej, jej spadkobierczyni i strażniczka pamięci nie ma jednak wątpliwości. Przekazuje kamieniarzowi rysunek autorstwa zmarłej artystki: amorek odwrócony pupą do widza, uchwycony w susie, w radosnym biegu, dmie w trąbę. Podpis: „Maja”. Poniżej: „Radość życia sławiła sztuką swoją”. Dalej: „Maja Berezowska 1978”.

Amor rzeczywiście prowokuje. Oburzeni moraliści oblewają nagrobek farbą i atramentem.

1 Maja Berezowska, Toaleta średniowiecznej damy, 1955

Archiwum domu aukcyjnego Agra-Art

Rozpustnica, zbereźnica, libertynka. Tak o niej mówią. Z biegiem lat – stara rozpustnica, stara zbereźnica, stara libertynka. Najlepszy przydomek – „Sex-realistka” – wymyślił dla niej przyjaciel Artur Maria Swinarski, satyryk i komediopisarz. Do artystki Mai Berezowskiej określenie to pasuje jak ulał. ­Libertynka też, jak najbardziej. Jest kobietą wyzwoloną, w życiu i w sztuce. We wspomnieniach jej współczesnych zachowały się wzmianki o orgiach u Mai, a nawet o tym, że zdarzyło się jej tańczyć nago na stole do jakiegoś przeboju. Przy jej figurze stół musiał być solidny! Słynie z rysunków przedstawiających sceny miłosne. W dowolnej konfiguracji. Najprzyjemniejsze są te, na których smukła kobieta jest otoczona obwarzankiem ślicznych młodzieńców. Najlepiej nagich, bo jak często powtarza, ubrania tylko przeszkadzają, „wszystkie szmatki to są rzeczy, które przecinają i psują zasadniczy kształt, piękny kształt człowieka”. Pragnie piękna i swobody. Do znudzenia powtarza wszystkim zgorszonym golizną na jej rysunkach, że nagość nie zawsze jest sprośna, że jest wspaniała. I przytacza przykłady mistrzów renesansu, freski Michała Anioła w kaplicy Sykstyńskiej. „Wojuję trochę o tę nagość” – mówi.

Wprawdzie ilustrując fraszki Jana Kochanowskiego czy Mikołaja Reja, trzeba bohaterów ubrać w historyczny kostium, ale męskie pośladki w rajtuzach zawsze są wyrzeźbione jak u tancerzy z zespołu Teatru Wielkiego, a wydatne biusty pań rozsadzają sznurówki gorsetu. Piersi u Berezowskiej są twarde jak gruszki. Niejeden rysunek tak właśnie zatytułowała – Piersi twarde jak gruszki.

Pozostałe określenia artystki są mniej adekwatne, bo co z niej za zbereźnica? Jest damą, poświntuszyć lubi w granicach dobrego smaku. „Nie uwierzyłby, kto jej nie zna, że krzywi się nawet przy tłustych kawałach, jeśli nie usprawiedliwia ich wyjątkowy dowcip – stwierdza jej przyjaciółka, dziennikarka Hanna Nalepińska-Pieczarkowska. – Bo dowcip rozgrzesza wiele, podobnie jak sztuka”.

Pikantnych dowcipów słucha więc chętnie, o ile nie są po prostu tylko ordynarne. To ją zresztą łączyło z Karolem Szymanowskim. Lubili pożartować. Dwuznaczność, dosadność, owszem, ale wulgarność nigdy.

Uwielbia pisarzy renesansu, którzy byli znacznie bardziej wyzwoleni od współczesnych twórców. „Najbardziej kocham Kochanowskiego, nomen omen – stwierdza. – On tak cudownie pisze, i tak pode mnie uwypukla to, co w życiu jest najładniejsze, to znaczy miłość, i piękno ciała, i piękno sztuki, i wesołość. Niektóre jego fraszki są takie wesołe, niemoralne nawet, ale świetne, cudowne”.

W sztuce Maja preferuje miłość, młodość, nagość i urodę. W życiu również. Im jest starsza, tym chętniej otacza się młodymi. Starych przegania.

Im jest starsza, tym chętniej też przyjmuje u siebie. Zawsze wolała spotkania towarzyskie w domu czy w pracowni od bywania w lokalach na mieście. W młodości się w nich oczywiście nabywała. Z wnętrzem własnego domu zdaje się jednak przenikać, wszystko tu emanuje jej osobowością, goście od progu wchodzą w czarowną atmosferę.

Co z tego, że jej powojenne mieszkanie mieści się w niestylowym bloku przy ulicy Wołoskiej (w latach 1967–1992 ulicy Władimira Komarowa) na Górnym Mokotowie, kiedy w malutkich pokoikach stworzyła prywatną arkadię iskrzącą erotyzmem.

„Sprawami seksu żyła nie tylko na użytek sztuki – wspomina pisarz Antoni Marianowicz. – W jej ślicznym mieszkaniu goście przechodzili przez swoiste kręgi wtajemniczeń – cudowne trunki na bazie lubczyków, demonstracja egzotycznych amuletów i rysunków przedstawiających girlandy połączonych ze sobą seksualnie postaci. A wszystko przepojone emanującą z tego sanktuarium i jego kapłanki zmysłowością, czystą i wyzbytą wszelkiej trywialności”.

Podczas spotkań lubi podkręcić atmosferę, porozmawiać chociażby o ekscesach erotycznych Katarzyny Wielkiej. Miron Białoszewski w tomie Proza stojąca, proza lecąca zanotował taką oto scenę z wizyty u Berezowskiej, przytoczoną przez malarza Leszka Solińskiego:

– Jaki panowie mają stosunek do Katarzyny? Ona zaszkodziła Polsce, ale to, co robiła w innych rzeczach, to całkiem była w porządku, ona tak dużo mężczyzn miała i takie powodzenie

Na to Le.:

– Rozbiór Polski robiło troje Niemców, z tego dwoje związanych z jezuitami, wychowanek i opiekunka. Ona miała się zająć katolikami i unitami, jezuitów sobie zatrzymała, obiecała, że da rozwój, i wszystkim wyznaniom. Była wolterianką. Uznawała jego idee. A on zgodził się na rozbiór polski

– to chyba musiała mu się spodobać

Maja zaczęła kręcić w palcach loczek na głowie zakręcony w ­kutasa

– chyba go skołowała.

I dalej:

Maja chciała na Katarzynę. Siebie. Nas wrobić. Miśkowi portret. „Niech się pan rozsiądzie tu, ja siądę tu, to panom pokażę”. No i ze stylowego, spod intarsjowanego blatu wyciąga kwiatki takie, jak uczennice malują, „kolego ja biorę za obraz trzy tysiące, w desie, ale od kolegi nie wezmę”. I do Miśka: „pan jest podobny do księcia Windsoru, ale zupełnie. Byłabym szczęśliwa robiąc pana portret”. „O, pani Maju, tu jest jego portret na tryptyku Łukasza z Lejdy, o, ten anioł, co go pcha za dupę, to ja, tylko założyłem szaty”. „Który z panów jest starszy?”. „Obydwaj starzy jesteśmy, obydwaj”. „Ale ten anioł tak ładnie go pcha za lędźwie. To on taki Łukasz z Lejdy?”. „Pani Maju, z dodatkiem centaura”. „O, widzą panowie na ścianie, to jest prawdziwy Hogarth. Panowie wiedzą, kto to był Hogarth? On wart więcej niż to całe mieszkanie, cała ta kamienica. Wie pan, ja go dostałam za takie dwa obrazki swoje, takie sprośne, a tutaj w tych kwadratach namalowałam miniaturę Ninon de Lenclos. Ona, jak była już bardzo stara, to przyjmowała u siebie młodych kawalerów, grała na gitarze i śpiewała. Oczywiście sprośne piosenki. Takiej zieleni, jak jest w tle tej miniatury, to ja zawsze poszukuję. Panowie przynoszą mi szczęście. Znalazłam to, o co posądzałam tylu ludzi, że mi rozkradziono. Jadę do Nieborowa. Nie wiem, jaka będzie pogoda. Długie jesienne wieczory. Co starym ludziom pokażę, jak nie erotyki? Niech panowie zobaczą rysuneczek z naniesioną akwarelką, siedzi pan na stylowym krześle ubrany we francuskie pludry, przed nim klęczy pani w błękitnym płaszczu jasełkowym i z tego krzesła wyrasta coś w rodzaju rury, bynajmniej nie w anatomicznym miejscu u pana, i na ten wyrostek – rurę pani nakłada miniaturową koronę à la czapka. Podpis Hołd ruski.

Wspomniana Ninon de Lenclos to słynna paryska kurtyzana, wolnomyślicielka i skandalistka. W jej salonie literackim bywali Blaise Pascal, Jean-Baptiste Lully i Jean de La Fontaine, a jedenastoletni Voltaire dostał od niej pieniądze na zakup książek.

Ryszard Czubak pamięta, że podczas pierwszej wizyty u Mai już na dzień dobry, kiedy przy podaniu rąk została przesłana cudowna energia, gospodyni od razu skierowała go do łazienki, gdzie wisiał przepiękny akt Hermesa. Zobaczył wspaniale narysowaną postać przepasaną tiulem czy muślinem, jakby podwiewanym przez wiatr.

Polska Ninon de Lenclos sygnuje erotyki symbolem planety Wenus. „To kółko to jest Słońce – wyjaśnia. – A ta strzałka w to kółko to jest znak Wenus”.

Jawnogrzesznica

Za najmilszą patronkę Maja Berezowska uważa swoją imienniczkę – Maję, matkę Buddy. Berezowska naprawdę ma na imię Maria, ale już we wczesnym dzieciństwie wołano na nią Maja i tak zostało. Jako dojrzała artystka wiele rysunków będzie podpisywała tylko imieniem. Jej druga ulubiona patronka to Maria Egipcjanka, która jako dwunastolatka uciekła z rodzinnego domu do Aleksandrii i oddawała się rozpuście. Nawet idąc z pielgrzymami do Jerozolimy, uprawiała najstarszy zawód świata. Pomimo grzesznego stylu życia uważała się za chrześcijankę. Kiedy więc w święto Podwyższenia Krzyża chciała z grupą wiernych wejść do bazyliki Grobu Świętego, a tajemnicza siła nie pozwoliła jej przestąpić progu świątyni, zrozumiała, że jest niegodna. Żeby odpokutować za grzechy, udała się na pustynię za Jordan. Spędziła na samotnej pokucie długie lata, żywiąc się tym, co znalazła na pustyni, okryta jedynie własnymi włosami. W jej historii nie porusza Mai pokuta, ale właśnie te długie włosy i nagość. „Czy może być coś piękniejszego jak nagie ciało i włosy do pięt? – pyta. – Była święta i cnotliwa, a jednak także naga”.

Kiedy na początku lat sześćdziesiątych ksiądz Jan Twardowski poprosi artystkę o wpis do sztambucha (ma w nim autografy między innymi Jarosława Iwaszkiewicza i Marleny Dietrich), ta narysuje nawróconą Marię Magdalenę. Doda dedykację: „Miłośnikowi Sztuki, wspaniałemu, renesansowemu Xiędzu – jawnogrzesznica Maja Berezowska”. „Wierzę w Pani umiłowanie piękna, emocji” – pisze do niej Twardowski.

Od dzieciństwa marzy, żeby okryć się jedynie pelerynką długich włosów, ale żyje w epoce, która nagość uznaje za nieprzyzwoitą. Nawet dziecięca moda początku XX wieku jest opresyjna, z całym rynsztunkiem halek, fartuszków, z drapiącymi w szyję kołnierzykami i nicianymi rękawiczkami, bucikami zapinanymi na guziczki. I jeszcze obowiązkowymi kapeluszami. Chociaż akurat zamiłowanie do oryginalnych nakryć głowy będzie towarzyszyć Mai przez całe życie. Już jako dojrzała pani na pytanie dziennikarza, jak sobie wyobraża kobietę przyszłości, powie: „Powinna przede wszystkim być wysportowana, piękna, leciusieńko ubrana, chodzić półnago całe życie”.

Bogu niech będą dzięki za Isadorę Duncan – myśli nastoletnia Maja. Amerykańska tancerka wypromowała nie tylko nowoczesny styl tańca, odrzucając dotychczasowe klasyczne rygory, ale i nowy rodzaj kostiumu scenicznego – zrezygnowała z tutu i baletek, przywdziała grecką tunikę i rozpuściła włosy. Co za swoboda! Tyle tylko, że Maja pragnie ubierać się w ten sposób na co dzień. Wkłada tunikę na nagie ciało, sandałki na bose stopy i tak wystrojona wymyka się do szkoły. Co więcej, buntuje dziewczynki z klasy, żeby poszły za jej przykładem. Za ten niekonwencjonalny strój nieodmiennie dostaje bury od nauczycieli, którzy odsyłają ją do domu. A tam czeka na nią kolejne napomnienie – od matki, która nieustannie stawia jej za wzór starszą siostrę, spokojną i poważną Eleonorę. Janina Berezowska z Przecławskich, nieraz popłakując, żali się przyjaciółkom: „Że też z Elą nigdy nie ma kłopotu, a z Mają bez przerwy!”. Pani Berezowska, wątła i delikatna dama, jest życiowo niezaradna. A już pomysły młodszej córki doprowadzają ją do rozpaczy. Co raz docierają do niej skargi na Maję, która wiosną nie może usiedzieć nad rachunkami, więc namawia koleżanki na wagary, zrzucenie bucików i dzikie pląsy boso po rosie. Słowem, enfant terrible. Hanna Nalepińska-Pieczarkowska pamięta te ekscesy, bo w Petersburgu rodzina Nalepińskich utrzymywała bliskie kontakty z Berezowskimi – starsza siostra Hanny, Janina, przyjaźniła się z Eleonorą. Hanna, która nie chodzi jeszcze do szkoły, co dzień wypatruje powrotu Janki do domu i w progu pyta ją, czy Maja coś nowego wymyśliła.

W Petersburgu Berezowscy zadomowią się na dobrych kilka lat. Do tej pory ich życie było mało stabilne, na walizkach, i dosłownie toczyło się wraz z biegiem szyn kolejowych. Ojciec Mai – Edmund Berezowski, absolwent Mikołajewskiej Akademii Inżynieryjnej w Petersburgu – zaraz po dyplomie, czyli w 1889 roku, został zatrudniony przez władze carskie przy budowie Kolei Transsyberyjskiej. Do końca 1917 roku pełni służbę w wojskach kolejowych jako inżynier oraz podpułkownik wojska rosyjskiego (w 1923 roku przywdzieje polski mundur w randze generała Wojska Polskiego). Pasjonuje się geologią, prowadzi pionierskie badania na terenie Dagestanu i wybrzeża czarnomorskiego. Korpulentny, zażywny Edmund jest człowiekiem dowcipnym, żyje z rozmachem i szlachecką fantazją. Maja wiele przejęła od ojca. Wzorem matki z kolei stanie się strażniczką polskich tradycji i savoir-vivre’u.

Nie wiadomo dokładnie, kiedy urodziła się Maja Berezowska. Wiadomo, że w miasteczku Baranowicze, gdzie znajdował się ważny węzeł kolejowy. Berezowscy czekali właśnie na zmianę koni przy tarantasie, którym podróżowali, kiedy Janina dostała bólów porodowych.

Po II wojnie światowej Maja nieustannie majstruje przy dacie urodzenia. W większości dokumentów figuruje data 13 kwietnia 1898 roku. Wiele wskazuje jednak na to, że odjęła sobie dobrych kilka lat. Proceder ten jest zresztą powszechny. Przyjaciółka Mai satyryczka Magdalena Samozwaniec bardzo się irytuje, kiedy dziennikarze pytają ją o datę urodzenia potrzebną do biogramu. Przemilcza sprawę. „Oczywiście, nie mam choroby umysłowej i wiem, ile mam lat, ale kto kobiecie wzbroni się odmłodzić” – ripostuje. Dobry pomysł miał Kornel Makuszyński, który jeszcze przed II wojną światową zgłosił do sejmu projekt, by zwolnić kobiety z obowiązku podawania wieku, skoro je to uszczęśliwi!

– A Majunia Berezowska ma ile? – pyta Leszka Solińskiego ­Miron Białoszewski.

– Ona tai. Nie dowiesz się.

Z zachowanych dokumentów wynika, że Eleonora Berezowska przyszła na świat 22 lipca 1889 roku w Orzechówce, rodzinnym majątku matki. Gdy patrzy się na zdjęcia sióstr w dzieciństwie i w okresie nastoletnim, widać, że różnica wieku między nimi jest niewielka. Hanna Nalepińska-Pieczarkowska podaje, że w gimnazjum w Petersburgu Maja uczyła się o klasę niżej od Eleonory.

W czasie okupacji w kenkarcie miała wpisaną datę urodzenia 1893. W karcie pacjenta z poradni leczenia jaskry z 1975 roku widnieje rok urodzenia 1892. Może Berezowska stwierdziła, że w obliczu utraty wzroku nie ma co bałamucić lekarzy odejmowaniem sobie lat i lepiej przyznać się do własnego wieku.

Dzieciństwo Mai upływało w odległych zakątkach Syberii. Groźne piękno tamtejszej przyrody, ogromne jezioro Bajkał, zwane błękitnym okiem Syberii, zapamięta na całe życie, ale też zawsze będzie tęsknić do łagodnego klimatu. „Kocham słońce i kolory – mówiła – dlatego zawsze z ekstatyczną radością witałam nagłe wybuchy wiosny, kiedy zakwitały tam różne dziwne kwiaty”.

Z racji koczowniczego stylu życia dzieci Berezowskich pobierają edukację domową. Następnie Ela i Maja uczą się na pensji prowadzonej przez siostry nazaretanki w Jazłowcu, w gimnazjum w Irkucku, w końcu w prywatnym gimnazjum Marii Stojuniny w Petersburgu.

O ile poważna Eleonora uchodzi w rodzinie za intelektualistkę (ma wybitne zdolności językowe i zainteresowania przyrodnicze), o tyle Maja, to szalone dziecko, jest utalentowana plastycznie. Ani u Przecławskich, ani u Berezowskich nie było dotąd żadnych artystów. Tymczasem Maja ledwie wyrosła z niemowlęctwa, a już nie rozstaje się z ołówkiem i blokiem rysunkowym. Po latach na pytania dziennikarzy o to, kiedy zaczęła rysować, odpowiada: „Kiedy się w ogóle zaczęłam. Nie pamiętam siebie bez rysowania”.

2 Edmund Berezowski z córkami Eleonorą i Mają, fot. Nikołaj Aleksiejewicz Uziemski, około 1900

Biblioteka Narodowa

Siedzi w wysokim krzesełku i rysuje. Kiedy niania, Rosjanka, zabiera jej ołówek, dziewczynka złości się, prosi: „Nie mieszajtie mnie, ja risuju”. I tak jej zostanie na całe życie, nie lubi przerywać pracy, bo rysowanie to dla niej największa radość.

Być może rysunki golasów zaczyna tworzyć pod wpływem spowiednika, dopytującego, czy aby „nieprzystojnych obrazeczków” nie było. Kto wie? Taka to epoka, kiedy niejedno dziecko, klęcząc przy konfesjonale, zostaje naprowadzone na uciechy życiowe przez dociekliwego duchownego. Tak stało się chociażby w przypadku Magdaleny Samozwaniec, która w swojej wspomnieniowej książce Maria i Magdalena, opisując dorastanie sióstr Kossakówien, przytacza taką historię:

Wstyd niemalowania „nieprzystojnych obrazeczków” był tak wielki, że w końcu Magdalena zaczęła próbować. Amorek o przedziwnej anatomii, który wpadł w ręce Mamy, był pierwszą bardzo udaną próbą w tym kierunku. – Co to Madzia narysowała! – zawołała Mama, udając bardzo oburzoną. Porwała rysuneczek i pokazała go swojemu mężowi. Madzia usłyszała potem z drugiego pokoju wybuchy śmiechu obojga. Honor jej jako grzesznicy został jednak uratowany, bo gdy w czasie następnej spowiedzi ksiądz Tuszowski znów ją zapytał, „czy nieprzystojnych rysuneczków nie było?”, odparła z dumą: – Były! Historia rysowania amorków o dziwnej anatomii miała swój początek w czasach, kiedy siostry w jakimś muzeum zobaczyły dokładne kopie antycznych rzeźb, z których jedna miała coś obtłuczonego, druga coś zakrytego listkiem figowym, a inna nie miała żadnych braków i ściśle odpowiadała naturze. Dziewczynki zainteresowała ta różnorodność i nieraz tak rozprawiały między sobą: – Ja – mówiła Lilka – chciałabym mieć takiego całego. – A ja nie – odparła Madzia – ja bym wolała takiego z listkiem.

W 1908 roku Maja Berezowska zaczyna naukę w Tawriczeskim Liceum Artystycznym przy ulicy Bolszaja Morska pod numerem 38. Kierownikiem szkoły jest wówczas Nikołaj Roerich, wielka postać świata artystycznego Petersburga, bo i malarz, i pedagog, ale też archeolog, filozof, pisarz, teozof, podróżnik. Słowem, oryginał. „To była najwspanialsza szkoła rysunkowa” – stwierdzi Maja.

Z Bolszaja Morska biegnie nad Newę do Ermitażu, gdzie studiuje obrazy wielkich mistrzów – Poussina, Watteau, Rembrandta, Rubensa, Rafaela i Tycjana. Wspaniałe dzieła sztuki francuskiej kupował na polecenie carycy Katarzyny Wielkiej sam Denis Diderot, wybitny filozof epoki oświecenia, krytyk literatury i sztuki. Maja podziwia antyczną sztukę grecką, którą uważa za koronę wszystkich sztuk starożytności. Wszechobecne akty z pewnością działają na wyobraźnię młodej artystki. Nigdy nie zapomni lekcji finezji i frywolności twórców epoki rokoka. Po latach stwierdzi: „Boucher, Fragonard… Bez nich byłabym inna albo w ogóle może by mnie nie było?”.

Za to w petersburskich galeriach i kawiarniach rządzi sztuka nowoczesna. Na łamach pisma „Świat Sztuki” wypowiadają się Siergiej Diagilew, który już niebawem założy słynne Les Ballets Russes, malarze Aleksandr Benois i Léon Bakst. Nowe trendy są wszechobecne – w malarstwie, rzeźbie, scenografii, nawet w modzie. Młodziutka Maja Berezowska nasiąka sztuką jak gąbka.

W 1965 roku, w odpowiedzi na ankietę tygodnika „Stolica”, na pytanie: „Dlaczego jestem tym, kim jestem?”, napisze: „Już takie nieuniknione, ale miłe przeznaczenie ubierać i rozbierać ołówkiem”.

Edukacja panien

Naga, rudowłosa kobieta rozmiarów naturalnych dosiada karego konia. Wierzchowiec staje dęba, toczy pianę z pyska. Kobieta, półleżąc na jego grzbiecie, obejmuje szyję zwierzęcia białymi ramionami, a jej rozwiane włosy splatają się z jego grzywą. Ekstaza. Młode uczennice ze Szkoły Sztuk Pięknych dla Kobiet Marii Niedzielskiej stoją jak zaczarowane przed wielkim płótnem Szał uniesień Władysława Podkowińskiego.

Każdy chyba słyszał o skandalu, jaki swego czasu wywołał ten obraz. W marcu 1894 roku ludzie ustawiali się w długiej kolejce do warszawskiej Zachęty, żeby zobaczyć dzieło. Krążyły plotki, że modelką była kobieta z towarzystwa. Wokół Szału uniesień powstała tak niezdrowa atmosfera, że Podkowiński, załamany opiniami na temat obrazu, rankiem 24 kwietnia pociął płótno nożem.

Na początku XX wieku, starannie odrestaurowane, wysokie na ponad trzy metry dzieło zajmuje centralne miejsce w krakowskim mieszkaniu Feliksa Jasieńskiego, na rogu ulicy Świętego Jana i Rynku Głównego. Tu schodzi się elita intelektualna miasta. Jasieński patronuje wielu artystom. Portretują go Olga Boznańska, Xawery Dunikowski, Konstanty Laszczka, Jacek Malczewski, Józef Pankiewicz, Władysław Podkowiński czy Leon Wyczółkowski.

Wszystkie ściany mieszkania są szczelnie obwieszone obrazami i sztychami, na każdym możliwym stoliczku, blacie i parapecie stoją piękne przedmioty z laki i brązu. Jasieński śmieje się, że mieszka kątem u swoich zbiorów. Wiele tu dzieł sztuki japońskiej – kolekcjoner nie na darmo zyskał sobie pseudonim „Manggha” (w 1901 roku wydał książkę pod tym właśnie tytułem, dzięki której stał się autorytetem w dziedzinie sztuki japońskiej), z zapałem kolekcjonuje bowiem japońskie rzemiosło i drzeworyty.

Maja Berezowska, która od 1911 roku jest uczennicą szkoły Niedzielskiej, zapewne przychodzi do Mangghi na cotygodniowe lekcje historii sztuki. Ciekawe, czy ekscentryczny profesor przyjmuje odziany w nobliwy surdut, czy też w piękny, błękitny, jedwabny kaftan, znany z obrazu „Wyczóła”, czyli Wyczółkowskiego. W prywatnym muzeum Jasieńskiego dziewczęta pochylone nad barwnymi drzeworytami oglądają sceny rodzajowe, także miłosne.

Siostry Berezowskie mieszkają teraz w Krakowie. Ela studiuje na wydziale przyrodniczym Uniwersytetu Jagiellońskiego, Maja uczy się u Niedzielskiej, bo krakowska Akademia Sztuk Pięknych nie przyjmuje kobiet w swe szacowne progi. Cud, że dziewczęta mają już wstęp ma uniwersytet. Jeszcze niedawno doktor Ludwik Rydygier, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego i Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie, na łamach „Przeglądu Lekarskiego” dosadnie wygłosił swoje zdanie na temat emancypacji kobiet:

Biorąc zasadniczo, to równouprawnienie kobiet z mężczyznami jest nonsensem, bo się sprzeciwia odwiecznym prawom natury. Dopóki kobieta jest przeznaczona do rodzenia dzieci i karmienia niemowląt, jak na to wskazuje sama budowa jej narządów, to stanowczo ani mowy być może o równouprawnieniu z rodzajem męskim. Tak już w całej przyrodzie Pan Bóg rzeczy ułożył, albo kto woli, niech powie, tak już w całej przyrodzie rzeczy się ukształtowały, że role są podzielone nie tylko u ludzi, ale i u zwierząt, a nawet roślin.

Maria Dulębianka czy Zofia Baltarowicz-Dzielińska latami walczą o możliwość studiowania w akademii. W 1895 roku Dulębianka na łamach „Steru” publikuje artykuł pod jakże znamiennym tytułem Kołaczcie, a będzie wam otworzone. Przed kilku laty Jan Matejko, ówczesny rektor, w odpowiedzi na jej starania, stwierdził: „Ja już i sił, i czasu ku temu mam za mało”.

Jeszcze w 1913 roku rektor Jacek Malczewski jest przeciwny dopuszczeniu kobiet do akademii. Dopiero 14 grudnia 1918 roku na posiedzeniu grona profesorów pod przewodnic­twem rektora Wojciecha Weissa zostanie przyjęta oficjalna uchwała o dopuszczeniu kobiet na studia w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie.

Zanim do tego dojdzie, zaradne kobiety muszą zorganizować sobie edukację. Maria Niedzielska, która sama ukończyła Szkołę Malarstwa i Rysunku dla Kobiet Toli Certowicz oraz uzupełniła edukację w paryskiej Académie Colarossi i w warszawskiej szkole wybitnego malarza Konrada Krzyżanowskiego, w 1908 roku zakłada szkołę dla kobiet przy ulicy Szpitalnej 17, a niebawem przenosi się na Kolejową 3. Chętnych do nauki nie brakuje. Tuż przed Berezowską kursy u Niedzielskiej kończyła Zofia Stryjeńska. Maria Niedzielska czuwa nad edukacją dziewcząt, zaprasza do współpracy cenionych artystów, wykładowców krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, bo jak podaje regulamin, „Celem Szkoły jest danie możności kobietom polskim nabycia w kraju wykształcenia artystycznego w zakresie sztuk plastycznych, zarówno pod względem technicznym, jak niemniej jako podstawy ogólnego rozwoju i wyrobienia estetycznego”. Oferta edukacyjna szkoły jest następująca:

Dział rysunku i malarstwa obejmuje studia z żywego modelu, martwej natury i pejzażu.

Dział sztuki dekoracyjnej ma na celu uczennice posiadające już wstępne przygotowanie rysunkowe skierować na drogę twórczości artystycznej na polu przemysłowym.

Dział rzeźby w razie zgłoszenia się dostatecznej liczby uczennic.

Kurs trwa od 1 października do 30 czerwca, z krótkiemi przerwami podczas świąt Bożego Narodzenia i Wielkiej Nocy.

W dziale malarstwa i rysunku nauka jest intensywna, odbywa się codziennie z wyjątkiem niedziel i świąt, od godziny dziewiątej rano do pierwszej po południu i od piątej do siódmej wieczorem.

Przedpołudniami dziewczęta ćwiczą rysowanie i malowanie aktu i głowy, a wieczorami tylko aktu. Jeden tydzień w miesiącu przeznaczony jest na wyjścia w plener pod kierunkiem profesora, malowanie martwej natury i kwiatów, naukę kompozycji pejzażu w pracowni. Najprzyjemniej jest w czerwcu – jeśli zgłosi się wystarczająca liczba chętnych, to można całe dnie spędzać w podkrakowskim plenerze. Profesorowie przychodzą do pracowni na korektę cztery razy w tygodniu. W gronie nauczycielskim są sławy, takie jak Jacek Malczewski, Leon Wyczółkowski, Stanisław Kamocki, Wojciech Weiss i Józef Pankiewicz. Miron Białoszewski w swoich zapiskach podaje za Mają wzmiankę o krakowskiej edukacji u Niedzielskiej. „A później byłam u Pankiewicza czy u Podkowińskiego, zaraz, bo mylę te dwa nazwiska… który później umarł?” – pyta rozbrajająco.

Na dorocznej wystawie prac uczennic zawsze są obecni przedstawiciele prasy. W 1912 roku krytyk sztuki z „Tygodnika Ilustrowanego” chwali Berezowską za „małą galerię typów, z których każdy mimo pewnych usterek rysunkowych jest indywidualnie pojęty”.

Dwa lata nauki u Niedzielskiej mijają jak z bicza strzelił – czas ruszyć dalej, do Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych w Monachium. Po statecznym Krakowie Maja wpada w kocioł kipiący nowymi pomysłami w sztuce. I na chwilę zanurza się w nim po uszy.

Paryż ma swoje niekwestionowane miejsce w świecie sztuki, ale Monachium wcale nie jest gorsze. Do wybuchu I wojny światowej miasto to jest jednym z najważniejszych ośrodków niemieckiego życia artystycznego. Tutaj malarze Franz Marc i Wassily Kandinsky zakładają grupę, a raczej ruch artystyczny Der Blaue Reiter (Błękitny Jeździec). Tę poetycką nazwę wymyślają przy kawie na cienistym tarasie w Sindelsdorfie. „Obaj lubiliśmy błękit – wyjaśnia Kandinsky. – Marc kochał konie, ja – jeźdźców. I tak samo z siebie przyszło to słowo”. Wokół Błękitnego Jeźdźca skupia się rzesza artystów: Paul Klee, August Macke, Gabriele Münter, Marianne von Werefkin, Aleksiej von Jawlensky, Alfred Kubin, Hanns Bolz i Arnold Schönberg. Grupa organizuje wystawy artystów francuskich: Pabla Picassa, Georges’a Braque’a, Andrégo Deraina, Maurice’a de Vlamincka, Keesa van Dongena, Roberta Delaunaya; Rosjan: Natalii Gonczarowej, Michaiła Łarionowa, Kazimierza Malewicza. W sztuce europejskiej rewolucja goni rewolucję – Pablo Picasso i Georges Braque dopiero co objawili światu kubizm, a już kombinują dalej, idą w kierunku kubizmu syntetycznego, naklejają celofan na płótna, rzeźbią w farbie grzebieniem. Od Monachium po Moskwę artyści wyswobadzają się z oków rzeczywistości i dążą ku abstrakcji. Ekspresjonizm, kubizm, orfizm, abstrakcja – wszystko to można zobaczyć na wystawach w monachijskich galeriach. „Nie chodzi nam o propagowanie jakiejś szczególnie określonej formy – głosi Błękitny Jeździec. – Chcemy ukazać, jak w różnorodności form przedstawianych urzeczywistnia się w najrozmaitszy sposób wewnętrzne pragnienie artystów”. Maja Berezowska chodzi na wystawy awangardzistów i też chce być artystką nowoczesną. Chce wierzyć w sztuce w to, co Kandinsky określa „koniecznością wewnętrzną”. Tyle tylko, że przykładnej studentce Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych trudno się buntować. Trafiła do tradycyjnej pracowni profesora Heinricha Knirra, świetnego portrecisty (przejdzie do historii jako twórca oficjalnego portretu Adolfa Hitlera – jako jedyny będzie miał okazję malować swojego modela na żywo), autora nastrojowych pejzaży i martwych natur. Równocześnie Franz Marc twierdzi: „Tradycja jest piękną rzeczą, ale pięknie jest tworzyć tradycję, nie zaś żyć na jej koszt”. Trzeba zaryzykować.

Reszta tekstu dostępna w regularniej sprzedaży.

WYDAWNICTWO CZARNE sp. z o.o.

www.czarne.com.pl

Sekretariat: ul. Węgierska 25a, 38-300 Gorlice

tel. +48 18 353 58 93

[email protected], [email protected]

[email protected], [email protected], [email protected]

Redakcja: Wołowiec 11, 38-307 Sękowa

[email protected]

Sekretarz redakcji: [email protected]

Dział promocji: ul. Marszałkowska 43/1, 00-648 Warszawa

tel./fax +48 22 621 10 48

[email protected], [email protected]

[email protected], [email protected]

[email protected]

Dział marketingu: [email protected]

Dział sprzedaży: [email protected]

[email protected], [email protected]

Audiobooki i e-booki: [email protected]

Skład: d2d.pl

ul. Sienkiewicza 9/14, 30-033 Kraków, tel. +48 12 432 08 52

e­-mail: [email protected]

Wołowiec 2018

Wydanie I