Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Ta młoda kobieta w czerni, z bukietem fiołków, o głębokim spojrzeniu, którą Manet namalował w 1870, to Berthe Morisot. Jej twarz o dumnych rysach skrywa jakąś tajemnicę. Jedna z modelek? Nie: to jedyna kobieta w grupie impresjonistów. Berthe Morisot urodzona na francuskiej prowincji w 1841 r., córka prefekta, malowała i wystawiała wraz z tą grupą mężczyzn sprzeciwiających się sztuce oficjalnej, na razie głównie krytykowanych, bez publiczności. Byli wśród nich: Manet, Degas, Monet, Renoir.
Żarliwa, ale tajemnicza, delikatna, ale namiętna, kochająca życie rodzinne, a jednocześnie modelka i przyjaciółka – a może, kto wie? ktoś więcej – Edourada Maneta, którego brata poślubiła: w milczeniu i cieniach Berthe Morisot kryje się zagadka.
Dominique Bona, czerpiąc z niepublikowanych dotąd dokumentów, roztacza przed nami szeroką panoramę impresjonizmu: z Giverny do plaż Normandii, od Mallarmego piszącego czułe bileciki do Méry Laurent do Niny de Callias pozującej Renoirowi wśród praczek, od krwawej Komuny Paryskiej do rządów burżuazji, od sal Luwru do pracowni bohemy.
Autorka maluje subtelny portret artystki, która wymyśliła swoją wolność.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 426
Trzy siostry na starcie
Było ich trzy. Trzy siostry. Najstarsza, Yves, nosiła imię męskie. Przyszła na świat trzy lata po ślubie rodziców, 5 października 1838, w Valenciennes. Druga, urodzona 13 grudnia 1839, również w Valenciennes, otrzymała imię Edma – żeńską formę imienia Edme. Yves i Edma miały jasnobrązowe włosy i cerę właściwą blondynkom, czyli karnację ojca. Berthe, która przyszła na świat 14 stycznia 1841, okazała się czarnym łabędziem. Była bardzo ciemna, jak matka.
O ile wszystkie trzy siostry miały taki sam prostokątny kształt twarzy, silnie zaznaczony podbródek, tak samo smukłą sylwetkę i wąską klatkę piersiową, co wyraźnie wskazywało, że są ze sobą spokrewnione, podobieństwo na tym się kończyło. Każdą wyróżniał własny styl. Mimo męskiego imienia Yves była najpowolniejsza i najłagodniejsza z nich trzech, temperamentem nie dorównywała siostrom. W jej oczach, pozbawionych marzycielskiej mgiełki i głębi, rzadko można było wyczytać wzruszenie, a trójkątne wargi miały wyraz smutku czy zniechęcenia – może dlatego, że siostry zawsze odsuwały ją nieco na bok, a może dlatego, że na swoich wątłych barkach musiała dźwigać odpowiedzialność najstarszej z rodzeństwa. Była dziewczyną konkretną i rozsądną. Zwracała uwagę swoistą elegancją, godną damy z wysokich sfer. Degas namalował kiedyś jej portret.
Edma, z puszystymi kosmykami włosów spadającymi na czoło, miała marzycielskie spojrzenie ojca; przepełniała ją ta sama łagodność, którą ojciec chciał ukryć, a także melancholia właściwa duszy artystycznej. Ze swoją jasną cerą, niebieskozielonymi oczami, rozmarzonym wzrokiem i czarną aksamitką wokół szyi przypominała romantyczne bohaterki. Miała może mniej klasy niż Yves, lecz nieskończenie więcej wdzięku. Była uosobieniem wdzięku. Sama jej obecność wpływała odprężająco na atmosferę, gdyż Edma przynosiła ze sobą woń buduaru i pokoju dziecinnego, a także przewrotną świeżość kobiety-dziecka. Miała się stać ulubioną modelką Berthe Morisot, która jako malarka zawsze zapominała o najstarszej, miała tylko jedną siostrę: Edmę.
Berthe, trzecia i najmłodsza, nazywana przez matkę Klejnocikiem, Sarenką, podobnie jak siostry miała elegancką sylwetkę. Była zdecydowanie najszczuplejsza – prawie nic nie jadła. Najdrobniejsza przykrość odbierała jej apetyt; cierpiała na anoreksję o niegroźnym przebiegu, lecz utrzymującą się i chroniczną. Jej uroda nie przypominała klasycznej urody Yves ani romantycznej świeżości Edmy. Lubiła swoje pełne żaru spojrzenie, chętnie podkreślała siłę swej osobowości, niezrównany sposób noszenia głowy, długość szyi, która kazała ją porównywać do łabędzia, nadając jej równocześnie wyraz dumy. Równie żywa i nerwowa, jak Yves powolna, a Edma łagodna, Berthe zaznaczała swój charakter. Z nią najtrudniej było obcować na co dzień. Lecz miała najsilniejszą wolę.
Mimo że między Yves a Edmą, podobnie jak między Edmą a Berthe był zaledwie rok różnicy, bardzo wcześnie dwie młodsze siostry zawarły ze sobą przymierze. Ich grupka składała się z najstarszej siostry i dwóch nierozłącznych, tak doskonale się rozumiejących, tak silnie ze sobą związanych, że Yves często czuła się wyrzucona poza nawias. Edma nie była w stanie nic zrobić bez Berthe ani Berthe bez Edmy. Zgadzały się we wszystkim: nigdy nie pojawił się między nimi najmniejszy nawet cień konfliktu. Yves nie łączyło z nimi takie porozumienie. Edma była najbliższa matce, najspokojniejsza, wolna od wahań nastroju. Berthe, od urodzenia natura zawiła i mroczna, wpadała w gniew, w dyskusji potrafiła się odciąć. Często bezczelna, cierpka albo wręcz uparta, sprzeciwiała się ojcowskim nakazom i wymaganiom, podczas gdy Edma potrafiła je z wdziękiem omijać. Edme Tiburce miał zdolność irytowania Berthe, która w takich sytuacjach dąsała się, zachowywała niechętne milczenie i mściła się przy stole, odmawiając jedzenia. Niezależnie od powodu kłótni, Berthe mogła liczyć na jednego sprzymierzeńca: w podjętej walce Edma zawsze bez wahania stawała po jej stronie.
Trzy siostry i matka: u Morisotów kobiety stanowiły większość. Tym bardziej że przez długi czas mieszkała z nimi jeszcze babka – pani Thomas z domu Mayniel – a grono niewiast poszerzała również służąca. Wybitnie kobiecy światek: perfumy, szepty, bieganie po domu w halkach, eleganckie toalety, które się przymierzało i którymi można było się wymieniać, niepohamowane wybuchy śmiechu i ataki nerwowe, sonaty grane na cztery ręce. O mężczyznach można by właściwie zapomnieć – o ojcu i synu – gdyby pierwszy nie był przedmiotem ciągłej troski pani domu, a drugi, także noszący imię Tiburce, o wiele młodszy od sióstr – urodził się w 1848 roku – nie był tak bardzo denerwujący. Mężczyźni w gruncie rzeczy raczej zawadzali. Byli niczym kłopotliwi goście, których nawyki czy nakazy należało znosić. Nigdy jednak nie ubarwiali atmosfery. Dziewczęta wolały przebywać w swoim gronie i z mamą.
Kiedy przyszły na świat, pani Morisot była zaledwie dorastającą dziewczyną. Córki zwracały się do niej „proszę mamy”, jak przystało w dobrej rodzinie, podczas gdy ona mówiła do nich „ty”. Wobec wszystkich trzech, a szczególnie wobec młodszych, zachowywała się jak rozumiejąca, życzliwa, lecz surowa starsza siostra. Wychowała córki bardzo starannie, aby mogły się rozwijać i być szczęśliwe. Był to szczególny punkt widzenia, tak rzadki w jej pokoleniu, uważany za niewłaściwy w XIX wieku, gdy w większości przypadków alergicznie reagowano na rozwój kobiet, pragnąc raczej zaszczepić im ducha ofiarności czy poświęcenia. Pani Morisot koniecznie chciała, żeby jej „drogie maleństwa” miały osobowość i żeby dawały temu wyraz.
Marie-Cornélie (z domu Thomas) była energiczną, pełną optymizmu kobietą, pewną siebie i gotową w każdej sprawie wyrazić własne zdanie. Pukle jej czarnych włosów otaczały twarz o idealnym owalu. Elegancka, bardzo dbająca o wygląd, znała się na strojach i wymaganiach światowego życia. Lubiła rozrywki poza domem, lubiła też przyjmować u siebie: wtorek był dniem otwartym dla wszystkich jej przyjaciół i dla przyjaciół dzieci, lecz codziennie można było wpaść do niej na herbatę. U Morisotów gościnność stanowiła podstawową zasadę życiową. Marie-Cornélie w wieku szesnastu lat wyszła za mąż z miłości, i to prawdopodobnie nadało jej promienność i wyraz spełnienia, których najmłodsza córka nigdy nie osiągnęła. W rodzinie mówiło się, że Berthe odziedziczyła trudny charakter po babce ze strony matki. Dzikie ataki złości pani Thomas, kiedy potrafiła kląć jak mężczyzna, mogły zdumiewać jej wnuczkę, chociaż przejęła po babce gwałtowność i ognisty temperament. Trudna w życiu codziennym i nieufna, mimo że nie potrafiłaby kląć czy komukolwiek ubliżyć, miewała jednak napady wściekłości. Jej gniew nie zwracał się przeciwko innym, lecz przeciwko niej samej. Siebie uważała za przyczynę wszelkich życiowych trudności czy niesprawiedliwości. Za kilka lat miała ciąć nożem swoje nieudane obrazy. Z jej młodzieńczych prac nic się nie zachowało. Wyrafinowana, doskonale opanowana, nieznosząca okazywania uczuć ani wulgarności, Berthe nosiła w sobie jednak dziką porywczość. Często ogarniał ją niszczycielski gniew albo rozpacz. Targały nią uczucia skrajne. Matka pełniła przy córce funkcję anioła opiekuńczego. Spokojna i silna, wesoła i roześmiana, dodawała odwagi, podtrzymywała na duchu i odganiała strachy. Miała poczucie humoru. A potrzebowała go wiele, żeby obłaskawić namiętny i tajemniczy charakter Berthe.
Wszystkie trzy siostry, jak większość dziewcząt w tamtych czasach, pobierały nauki w domu. Nie uczęszczały na pensję. W Caen nauczycielka, panna Félicie, przychodziła do prefektury uczyć je ortografii, historii, arytmetyki, trochę geografii. W Paryżu przez krótki czas chodziły do szkoły prowadzonej przez siostry Sacré-Cœur, przy rue de Varenne, a następnie na zajęcia do panny Désir, przy rue de Verneuil. Lecz wychowanie, jakie odebrały zgodnie z wymaganiami swojego środowiska, miało przede wszystkim rozwinąć w nich zamiłowanie do sztuk uprzyjemniających życie, a więc czyniących młodą pannę miłą w oczach przyszłych pretendentów do ręki. Należały do nich: muzyka, śpiew, haftowanie, dobre maniery, umiejętność układania bukietów i, dodatkowo, rysunek – zajęcie raczej uboczne, traktowane jako sposób na rozproszenie panieńskiej nudy w długich chwilach bezczynności, jako rozrywka, zbawcza, odprężająca zachcianka, wprowadzająca w dobry humor.
Młoda mieszczanka powinna była przede wszystkim posiąść umiejętność gry na fortepianie. Pani Morisot, która kiedyś marzyła o karierze pianistki, lecz nauczyła się zaledwie grać gamy, bardzo wcześnie posadziła córki przy instrumencie będącym w salonie najważniejszym sprzętem. Sprowadziła dla nich nauczyciela. Yves jakoś sobie radziła. Edma nie znosiła gry na pianinie. Berthe promieniała: wszystko wskazywało, że ma wrodzone zdolności w tej dziedzinie. Kompozytor Rossini, przyjaciel państwa Morisot, z przyjemnością słuchał wieczorami grywającej dla niego Berthe i zachęcał ją do dalszej pracy. W związku z tym Marie-Cornélie wysłała Yves i Berthe, by doskonaliły swoje umiejętności pod kierunkiem wybitnego profesora, Stamaty’ego syna. Tam Berthe nieoczekiwanie doznała pierwszych wzruszeń artystycznych. Rysunek Ingres’a na ścianie, przedstawiający Rodzinę Stamaty, zafascynował ją o wiele bardziej niż nuty czy pięciolinie. Rysunek Ingres’a zajął jej uwagę tak bardzo, że stała się głucha na Chopina, ale matce nie szepnęła o tym ani słowa.
„Ponieważ masz wrodzone zdolności do gry na fortepianie, ćwicz wytrwale i z uwagą, a przekonasz się, że później będziesz bardzo rada, mogąc sprawić przyjemność innym, a i sobie zapewnić miłe chwile – pisała Marie-Cornélie do swojego Klejnocika. – Wielokrotnie powtarzałam, że zgodziłabym się nawet na kalectwo, byleby tylko mieć talent muzyczny”.
Mama również była niespełnioną artystką. Z żalu, że nie zdołała się wyróżnić jako pianistka, przerzuciła swoje pragnienia na córki. Widziała i słyszała w nich siebie, cudownie grającą na fortepianie przed gronem olśnionych, zasłuchanych przyjaciół i krewnych... Tak więc wpływ na edukację sióstr wywarło niezrealizowane powołanie obojga rodziców: powołanie ojca, który nie został architektem, i powołanie matki, niespełnionej pianistki, zaciążyło na losach córek. Yves znalazła rozwiązanie problemu, rozwijając swoje zainteresowanie szyciem i młodo wychodząc za mąż. Edma pod pretekstem małżeństwa zakończyła karierę malarską. I w końcu tylko Berthe ośmieliła się zrobić to, na co nikt w rodzinie się nie zdobył: spełnić swoje marzenie. I stać się tym, kim od czasów Fragonardów nikt inny nie był: artystą malarzem.