Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
O tych, którzy chcieli rządzić Polską silną ręką.
„Beton” – tak o nich mówiono. Ortodoksi, zamordyści, jądro PZPR. Wśród polskich komunistów zawsze byli ludzie, dla których nawet Gomułka był liberałem i sługusem kapitalistów. Byli antysemitami, nie cierpieli inteligentów i wyrażali ostentacyjną wrogość wobec elit. Twardogłowi skupiali w swoich rękach służby specjalne, często też media. To oni rozpętali antyżydowską kampanię w marcu 1968 roku i zawsze opowiadali się za rozwiązaniami siłowymi. Znakomicie wyczuwali nastroje społeczne i potrafili nimi zręcznie manipulować.
A jednak… nigdy nie zdołali przejąć w komunistycznej Polsce pełni władzy. Moskwa nigdy na nich nie postawiła, choć chętnie się nimi posługiwała. Dlaczego?
Andrzej Brzeziecki, autor m.in. nagradzanej Wielkiej gry majora Żychonia, dokładnie analizuje tę nieustanną rozgrywkę o władzę między „liberałami” a „dogmatykami”. Prowadzi nas przez zakulisową historię Polski, wciągając w pełne intryg zmagania partyjnych frakcji, kryjących się za fasadową jednomyślnością. Opowiada o tym z dbałością o historyczną rzetelność, ale z dziennikarską ikrą. Na kartach książki pojawia się plejada strasznych, choć nietuzinowych postaci, z budzącym grozę Mieczysławem Moczarem na czele, ale także błędnymi rycerzami komunizmu, dla których nawet Związek Radziecki utracił czar, cynicznymi graczami i bezwzględnymi partyjnymi bonzami. Brzeziecki wnika też w umysły komunistycznych zamordystów – pokazuje ich sposób myślenia i postrzegania najważniejszych momentów w historii Polski lat 1944–1989.
Pogrobowcy betonu nie rozpłynęli się w 1989 roku w powietrzu. Nie zniknęły też tęsknoty za władzą silnej ręki, a Betonowy umysł pomaga zrozumieć te inklinacje. Bo choć od dawna nie ma już PZPR, to mechanizmy władzy i polityki są wieczne.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 304
1
NA POCZĄTKU BYŁA ZBRODNIA
Twardogłowi nie stanowili zupełnie obcej siły w PRL – byli częścią PZPR i częścią elity władzy, wchodzili w alianse z politykami o odmiennych poglądach, nawet jeśli ta odmienność dla opozycji była niemalże niedostrzegalna; sami także zmieniali poglądy szczerze lub ze względów taktycznych. Nawet utrącani, najczęściej miękko lądowali na posadach mało eksponowanych, ale intratnych. Na tle Natolina, moczarowców czy choćby Mirosława Milewskiego – partyjni liberałowie czy ludzie partyjnego środka prezentują się zazwyczaj niczym apostołowie demokracji, praw człowieka i wolności słowa. Tak oczywiście też nie było i warto o tym pamiętać, czytając dzienniki, wspomnienia bądź relacje takich ludzi jak Edward Gierek, Wojciech Jaruzelski, Mieczysław F. Rakowski czy Stanisław Kania. Czytając Dzienniki polityczne Rakowskiego, które przed publikacją i tak zostały przezeń poddane licznym retuszom i uzupełnieniom, a czasem wręcz manipulacjom, co pokazał jego biograf, Michał Przeperski, niemal na każdej stronie napotykamy krytykę ustroju i polityki PZPR oraz partyjnego betonu, jakiej nie powstydziłby się żaden antykomunista. Ostatecznie jednak, właściwie do końca PRL, bliżej było liberałom z PZPR do Stefana Olszowskiego czy Stanisława Kociołka niż do Jacka Kuronia albo Lecha Wałęsy. Słynne wystąpienie Rakowskiego w Stoczni Gdańskiej w 1983 roku uplasowało go bliżej twardogłowych, niż on sam by chyba chciał.
A jednak w latach 1956–1989 można wskazać przekazywaną niczym pałeczkę w sztafecie postawę, którą właśnie nazywa się, upraszczając i uogólniając, dogmatyczną, a jej zwolenników partyjnym betonem, komunistycznymi ortodoksami, zamordystami, zwolennikami rozwiązań siłowych i wreszcie twardogłowymi. W oczach Moskwy byli to zaś nastojaszczije komunisty.
Postawa ta oznaczała niechęć do rzeczywistego dialogu ze społeczeństwem, a zarazem schlebianie mu i żerowanie na jego strachach oraz uprzedzeniach, zwalczanie inteligencji, zwłaszcza liberalnej, kokietowanie swojskości i plebejskości oraz próby pisania historii na nowo, by poniżyć politycznych rywali i wywyższyć siebie. Zadziwiająco często postawa ta oznaczała też próbę pogodzenia socjalizmu z nacjonalizmem. Stąd brał się również antysemityzm, ale i niechęć do Zachodu i oskarżanie go o wtrącanie się w polskie sprawy. To wszystko wymagało określonych narzędzi i nieprzypadkowo chyba wielu z twardogłowych miało w swym życiorysie okres pracy w resortach siłowych, a niektórzy nawet stali na ich czele.
Liderzy twardogłowych mieli talent do dostrzegania potrzeb nowych pokoleń w aparacie partyjnym i wykorzystywania ich aspiracji do walki ze starszymi politykami, którzy zajmowali wysokie stanowiska. Lubili też retorykę rozliczeń, „czystych rąk” i odwoływania się do moralności w życiu publicznym, grali na nastrojach, lękach i ambicjach dołów partyjnych. Światopogląd marksistowski wprzęgano więc w walkę o stołki, pieniądze i prestiż. Byli tacy towarzysze z betonu, których poglądów nic nie zdołało skruszyć. Nie wszyscy jednak, którzy dali się poznać jako beton, wyznawali głoszone poglądy. Dlatego nie powinniśmy się dziwić, że ten sam człowiek w jednej epoce, na przykład za Władysława Gomułki, jawił się jako twardogłowy, a potem, gdy do władzy doszedł Edward Gierek, jako liberał, by znów zbliżyć się do dogmatyków po powstaniu Solidarności, gdy licytowano się na twardość i gotowość do powstrzymania kontrrewolucji. Oni nosili jedynie mundur swojej epoki. Inni wykorzystywali koniunktury, może z czasem naprawdę zmieniali poglądy. Generał Wojciech Jaruzelski i Stanisław Kania w latach sześćdziesiątych XX wieku kojarzeni byli z Moczarem. Pierwszy, jako wojskowy, miał opinię człowieka wysoko ocenianego w Moskwie, drugi w latach siedemdziesiątych XX wieku odpowiadał w partii za resorty siłowe. A jednak udało im się odkleić od betonu.
W ostateczności, gdy opadały ideologiczne zasłony, postawa betonu oznaczała dążenie do władzy i trzymanie się jej choćby za cenę przemocy, bez oglądania się na głoszone wartości. Stąd także często pojawiał się w PRL postulat, by po prostu niesforne społeczeństwo „wziąć za mordę”.
To o ludziach, którzy pod płaszczykiem wyższych wartości – moralności, patriotyzmu i sprawiedliwości – chcieli rządzić Polską, jest właśnie ta opowieść.