Biblioteka Europy Środka. Litwa, ojczyzna moja - Venclova Tomas - ebook

Biblioteka Europy Środka. Litwa, ojczyzna moja ebook

Venclova Tomas

0,0
49,00 zł

-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Książka Tomasa Venclovy obejmuje dzieje Litwy od przybycia na jej ziemie praindoeuropejczyków do odzyskania przez Litwinów niepodległości w 1990 roku. Opisuje on nie tylko historię polityczną kraju, ale i jego kulturę, zmiany społeczne i obyczajowe, relacje z sąsiadami czy fale emigracji.

Jest ona summą myśli Tomasa Venclovy, opartą na jego nieprawdopodobnej erudycji, wiedzy i samoświadomości, długoletnich badaniach, wielu rozmowach, niezliczonych lekturach. A także na czymś jeszcze, co nazwać można pewnym zmysłem dziejów, którym obdarzony był również jego przyjaciel, Czesław Miłosz. Obaj umieli wsłuchać się w ich rytm — raz ludziom przychylny, innym razem złowieszczy.

Tomas Venclova świetnie zna i rozumie swoich rodaków, choć potrafi się z nimi nie zgadzać, a jednocześnie umie wczuć się w tych, z którymi przyszło im dzielić historię — Polaków, Żydów, Białorusinów, Tatarów, Rosjan, Niemców, a także innych bliższych i dalszych sąsiadów.

Jest to przekład edycji przygotowanej przez samego Venclovę na potrzeby polskiego wydania, na podstawie jego dwutomowej historii Litwy, publikowanej w Wilnie w latach 2019-2021.

Nikt inny dzisiaj nie mógłby podarować Europie takiej historii Litwy!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 1040

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Copy­ri­ght © Tomas Venc­lova

Książka jest adap­ta­cją dwóch tomów publi­ka­cjiLie­tu­vos isto­rija visiems (R. Pak­nio leidy­kla, 2019) wyko­naną przez autora na potrzeby wyda­nia pol­skiego

Copy­ri­ght © for Polish edi­tion by Mię­dzy­na­ro­dowe Cen­trum Kul­tury, 2024

Tłu­ma­cze­nie sfi­nan­so­wano ze środ­ków Litew­skiego Insty­tutu Kul­tury

Książka wydana w ramach zada­niaPol­ska i Litwa. Wspólne dzie­dzic­two, wspólne war­to­ści

Dofi­nan­so­wano ze środ­ków Mini­ster­stwa Kul­tury i Dzie­dzic­twa Naro­do­wego

redak­torka pro­wa­dząca Marzena Daszew­skaopra­co­wa­nie skró­tów litew­skiej wer­sji języ­ko­wejoraz przy­go­to­wa­nie biblio­gra­fii Beata Kalębaredak­cja mery­to­ryczna Pau­lina Roszak-Nie­mir­skakorekty Piotr Nie­mir­ski, Pau­lina Orłow­ska-Bańdo, Alek­san­dra Kuwikmapy Lech Mazur­czyk

ISBN 978-83-66419-65-0

Pierwsze czterdzieści tysięcy lat

Pierw­sze czter­dzie­ści tysięcy lat

Neandertalczycy i ludzie z Cro-Magnon

Czło­wiek wyod­ręb­nił się jako gatu­nek na sku­tek dłu­giego i zło­żo­nego pro­cesu, o któ­rym nie­wiele wiemy i zapewne ni­gdy nie uda się poznać go dokład­nie. Z pew­no­ścią jed­nak kolebką ludz­ko­ści jest Afryka. Prze­ło­mo­wym momen­tem w roz­woju rodziny czło­wie­ko­wa­tych było wykształ­ce­nie się około 700 tysięcy lat temu (cho­ciaż poda­wane są też inne data­cje) czło­wieka nean­der­tal­skiego, uwa­ża­nego za podgatu­nek Homo sapiens bądź odrębny gatu­nek. Nean­der­tal­czycy byli rela­tyw­nie nie­wy­socy, ale mocno zbu­do­wani i znacz­nie sil­niejsi od nas, mieli duże oczy, roz­wi­nięty wał nado­czo­do­łowy i naj­praw­do­po­dob­niej lep­szy wzrok, a także więk­szy mózg. Znali ogień — ogrze­wali się przy nim, nie­wy­klu­czone, że przy­go­to­wy­wali jedze­nie; wytwa­rzali ubiory i pry­mi­tywne narzę­dzia; grze­bali zmar­łych, może nawet kła­dli przy cia­łach kwiaty; potra­fili tro­chę mówić oraz muzy­ko­wali. W jed­nym ze sta­no­wisk przez nich zasie­dlo­nych zna­le­ziono arte­fakt z kości niedź­wie­dzia, z dwiema okrą­głymi dziur­kami, który został uznany za flet (bada­cze spie­rają się co do antro­po­ge­nicz­nego pocho­dze­nia otwo­rów i nacięć). Rzeź­bili z kości zwie­rzę­cych figurki jeleni, łosi i leopar­dów; praw­do­po­dob­nie uży­wali jako ozdoby pta­sich piór.

Nean­der­tal­czycy byli jed­nak dla nas — ludzi rozum­nych — „duble­rami” lub „kuzy­nami”, a za przodka w linii pro­stej uznać można inny pod­ga­tu­nek bądź gatu­nek, czyli roz­wi­ja­ją­cego się przy­pusz­czal­nie około 20 tysięcy lat temu w Afryce czło­wieka z Cro-Magnon (kro­mań­czyka), który pod wzglę­dem ana­to­micz­nym nie­mal nie różni się od dzi­siej­szego czło­wieka. Kro­mań­czycy szybko prze­ści­gnęli nean­der­tal­czy­ków, a jeśli mowa o cywi­li­za­cyj­nym zaawan­so­wa­niu: żyli w sku­pi­skach (do stu osob­ni­ków) i już nie tylko w jaski­niach — potra­fili budo­wać sza­łasy, a nawet pry­mi­tywne chaty, ubie­rali się w skóry, oswo­ili pso­wate. Zmar­łych cho­wali, malu­jąc ich uprzed­nio ochrą i ozda­bia­jąc. Udo­sko­na­lali język i sys­temy sym­bo­liczne, w tym sztukę (wymieńmy choćby figurki pale­oli­tycz­nych Wenus i naskalne malo­wi­dła w Lascaux).

Krajobraz a historia

Cywi­li­za­cja euro­pej­ska zaczęła kształ­to­wać się po ostat­nim zlo­do­wa­ce­niu: 10–15 tysięcy lat temu. Na tere­nach, na któ­rych dziś roz­ciąga się Litwa, poja­wili się wtedy ludzie z Cro-Magnon — wcze­śniej byłoby tu dla nich zbyt zimno. Jeśli jed­nak nasi przod­ko­wie osie­dlali się tutaj już daw­niej, mniej wię­cej 40 tysięcy lat temu, to żyli w bar­dzo suro­wym kli­ma­cie, w tun­drze, wśród stad renów, mamu­tów i noso­roż­ców wło­cha­tych.

Gdy stop­niały ostat­nie lodowce, w miej­scu dzi­siej­szego Morza Bał­tyc­kiego powstało ogromne jezioro. Ostatni raz zbior­nik ten był czę­ścią oce­anu około 5 tysięcy lat p.n.e. Licząc od tam­tego czasu, już nie­wiele się zmie­nił: był i jest sza­ra­wym, nie­zbyt głę­bo­kim, mgli­stym akwe­nem, róż­nią­cym się znacz­nie od błę­kit­nego Morza Śród­ziem­nego. Zna­kiem roz­po­znaw­czym Bał­tyku jest bursz­tyn — jeden z sym­boli Litwy.

W nie­da­le­kiej prze­szło­ści, bo zale­d­wie 3 tysiące lat p.n.e., ufor­mo­wała się Mie­rzeja Kuroń­ska — wyjąt­kowo piękny, stu­ki­lo­me­trowy wąski pół­wy­sep z pasmem wydm, oddzie­la­jący od Bał­tyku tereny u ujścia Nie­mna i Zalew Kuroń­ski, bogatą w ryby słod­ko­wodną lagunę.

Jedną z przy­czyn pew­nego zapóź­nie­nia histo­rycz­nego Litwy wzglę­dem euro­pej­skich sąsia­dów było wła­śnie zlo­do­wa­ce­nie, które nie dotknęło połu­dnio­wej i więk­szej czę­ści zachod­niej Europy. Pod­czas gdy na pół­nocy kon­ty­nentu wciąż żyli pry­mi­tywni myśliwi, na połu­dniu i zacho­dzie roz­wi­jała się już cywi­li­za­cja, w Afryce w zjed­no­czo­nym Egip­cie roz­kwi­tały zaś idee pań­stwo­wo­ści, nauka i wyra­fi­no­wana sztuka. Z kolei na wybrzeżu Morza Bał­tyc­kiego bra­kuje wul­ka­nów i trzę­sień ziemi nisz­czą­cych daw­niej i dziś kraje Połu­dnia. Nie ma tu zresztą żad­nych gór, a tylko wyrzeź­bione przez cofa­jący się lodo­wiec niziny z licz­nymi jezio­rami oraz kręte doliny rzek z urwi­stymi brze­gami. Lodo­wiec zosta­wił po sobie także ogromne kamie­nie, spo­śród któ­rych naj­słyn­niej­szy (choć wcale nie naj­oka­zal­szy) jest Pun­tu­kas — ponad­sze­ścio­me­trowy gra­ni­towy głaz leżący nie­da­leko Oni­kszt, przy­nie­siony przez masy lodu około 20 tysięcy lat temu z Fin­lan­dii.

Lodo­wiec ufor­mo­wał także litew­skie wznie­sie­nia zlo­ka­li­zo­wane przede wszyst­kim na wscho­dzie kraju — w regio­nach Auksztoty (Aukštaitija; lit. aukštas — wysoki) i Dzu­kii (Dzūkija). Nie­opo­dal czter­na­sto­wiecz­nego zamku w Mied­ni­kach Kró­lew­skich (w pobliżu dzi­siej­szej gra­nicy z Bia­ło­ru­sią) znaj­duje się Wysoka Góra (Aukštojas), naj­wyż­sze wznie­sie­nie na Litwie, liczące 294 metry n.p.m. Pasmo Wyso­czy­zny Mied­nic­kiej cią­gnie się od Oszmiany po Wilno — należy doń na przy­kład wileń­ska Góra Trzy­krzy­ska. Rzecz jasna, te i podobne wznie­sie­nia nazywa się górami tylko na mocy tra­dy­cji, tak naprawdę są to rela­tyw­nie nie­wiel­kie wzgó­rza. Zachodni region Litwy — Żmudź (Žemaitija; lit. žemas — niski), roz­cią­ga­jąca się bli­żej morza — ma niż­sze wyso­ko­ści bez­względne, ale i w jego cen­trum przy­cup­nął masyw ze zna­nymi szczy­tami: Mie­dwe­gołą (Medvėgalis; 235 metrów n.p.m.), Girgždūtė i Die­vy­tis (Dyvi­tis). Opie­wany przez póź­no­ro­man­tycz­nego poetę Mairo­nisa (Jonas Mačiulis) i innych pisa­rzy, choć ustę­puje wznie­sie­niom Auksztoty o pra­wie sześć­dzie­siąt metrów, to jed­nak na wielu robi wra­że­nie. Trze­cie pasmo wyżyn, dużo niż­sze niż dwa poprzed­nie, leży na połu­dniu Suwalsz­czy­zny, przy gra­nicy z Pol­ską. Pagór­ko­wate ukształ­to­wa­nie terenu utrud­niało uprawę roli, toteż rol­nic­two naj­szyb­ciej roz­wi­jało się w pół­noc­nej, rów­nin­nej czę­ści regionu. Nie­mało osób uważa, że malow­ni­czy kra­jo­braz odbija się w cha­rak­te­rze Litwi­nów i dla­tego są oni pełni polotu i skłonni do snu­cia fan­ta­zji.

Wśród wzgórz roz­rzu­cone są jeziora, płyną rzeki i stru­mie­nie. Cie­ków wod­nych nali­czono na Litwie nawet 7 tysięcy, więk­szość z nich składa się na zle­wi­sko Nie­mna (Nemu­nas), naj­waż­niej­szej litew­skiej rzeki, któ­rej dłu­gość od źró­deł w oko­li­cach bia­ło­ru­skiego Miń­ska po ujście do Zalewu Kuroń­skiego wynosi 937 kilo­me­trów; dla Litwi­nów to rzeka-sym­bol, a ich ojczy­znę czę­sto nazywa się „kra­jem nad­nie­meń­skim”. Na litew­ską wyobraź­nię kul­tu­rową rów­nie mocno oddzia­ły­wał dopływ Nie­mna — Wilia (Neris) prze­pły­wa­jąca przez sto­licę — Wilno; nie bez zna­cze­nia są także inne cieki wpa­da­jące do Nie­mna: Nie­wiaża (Nevėžis), Dubissa (Dubysa), Szeszupa (Šešupė). Pozo­stałe istotne rzeki: Wenta, zwana też Win­dawą (Venta) i Musza (Mūša) ucho­dzą nie do Nie­mna, lecz — już na Łotwie — do Bał­tyku. Jezior jest w Litwie około 4 tysięcy; jak na nie­wielki kraj to bar­dzo dużo. Zwy­kle są wąskie i dłu­gie, cza­sem w kształ­cie zbli­żo­nym do okręgu, na przy­kład Duś (Dusia), Rakiewo (Rėkyva) czy znaj­du­jąca się dziś na tery­to­rium Bia­ło­rusi Narocz (Naru­tis); z kolei Galwe (Galvė) obok Trok, Rubiki (Rubi­kiai) i Pło­tele (Pla­te­liai) mają wiele wysp. Wody dawały żyw­ność, umoż­li­wiały uprawę roli, trans­port (w tym po lodzie), wresz­cie — sta­no­wiły natu­ralną zaporę chro­niącą przed wro­gami.

Teren tak czy ina­czej był trudno osią­galny ze względu na gęste lasy, które pokryły go po cof­nię­ciu się lodowca. Lasy zresztą rów­nież są sym­bo­lem Litwy — to wła­śnie one jako pierw­sze rzu­cały się w oczy przy­jezd­nym z innych kra­jów. Podobne pusz­cze rosły nie­gdyś w całej Eura­zji, od Atlan­tyku po Pacy­fik, tyle że na Litwie prze­trwały dłu­żej niż w zachod­niej czę­ści kon­ty­nentu. Pewne poję­cie o nie­gdy­siej­szych euro­pej­skich lasach dają Pusz­cza Gro­dzień­ska roz­cią­ga­jąca się na połu­dnie od Wilna oraz Pusz­cza Bia­ło­wie­ska w śre­dnio­wie­czu nale­żąca do Wiel­kiego Księ­stwa Litew­skiego. Dobrze znany jest frag­ment Pana Tade­usza, w któ­rym Adam Mic­kie­wicz wspo­mniał litew­ską pusz­czę — matecz­nik zwie­rząt: „Szczę­ściem, czło­wiek nie zbłą­dzi do tego ostępu, / Bo Trud i Trwoga, i Śmierć bro­nią mu przy­stępu”1. Zbli­żony, uzna­wany za kla­syczny opis litew­skich lasów pozo­sta­wił autor współ­cze­sny Mic­kie­wi­czowi — Szy­mon Dowkont (Simo­nas Dau­kan­tas)2, pierw­szy histo­ryk two­rzący po litew­sku:

Traw tam nie było tylko splą­tane kłą­cza i wijące się wokół sie­bie pędy. Świerki i sosny o nie­ob­ję­tych pniach jedne przez dru­gie wycią­gały się ku niebu tak, że nie dostrzegł­byś ich wierz­choł­ków; posi­wiałe, liczące sobie setki lat dęby bro­da­tymi gałę­ziami jakby pod­trzy­my­wały się wza­jem­nie. W zagaj­ni­kach lipo­wych i brzo­zo­wych podob­nie było, a klony, wiązy i graby, rosnąc mię­dzy nimi, jakby odpy­chały je od sie­bie nawza­jem tak, by się w jedno drzewo nie zro­sły3.

Podró­żo­wać po kraju mogły nie­wiel­kie grupy pie­szych albo kon­nych; trans­port kołowy był pra­wie nie­moż­liwy. Rzeki były szer­sze i głęb­sze niż obec­nie, mokra­dła nie do przej­ścia, a gleba po odwilży jesz­cze długo zatrzy­my­wała wodę. W odróż­nie­niu od innych państw euro­pej­skich, Litwa nie miała natu­ral­nych gra­nic, chyba że uznać za nie lasy. Szcze­gól­nie gęste i bagni­ste pusz­cze cią­gnęły się na dzi­siej­szej Suwalsz­czyź­nie, która była słabo zalud­niona, a rol­nic­two roz­wi­nęło się tam późno. Trzę­sa­wi­ska oddzie­lały miesz­kań­ców Auksztoty od tere­nów nad Dźwiną (współ­cze­śnie na Łotwie). Miej­scami, zwłasz­cza na Żmu­dzi, na mokra­dłach wyty­czano tajne szlaki — uło­żone pod wodą kamienne ścieżki ukry­wane przed wro­gami.

Drewno i żywica przez stu­le­cia były bodaj naj­więk­szymi skar­bami Litwy, podob­nie jak skóry zwie­rząt — od ogrom­nych niedź­wie­dzich, po futra gro­no­sta­jów. W dobie śre­dnio­wie­cza kraj sły­nął z popu­la­cji turów i żubrów. Według legendy książę Gie­dy­min (Gedi­mi­nas) zało­żył mia­sto Wilno po polo­wa­niu na tura, a temu dru­giemu ssa­kowi jest poświę­cona szes­na­sto­wieczna Pieśń o żubrze Miko­łaja Hus­sow­skiego:

Naj­dzik­szy stwór ten w pusz­czach litew­skich się rodzi, A ciel­skiem tak ogrom­nym odzna­czać się zwykł, Że kiedy łeb, kona­jąc, zwy­cię­żon pochyli, Trzech chło­pów może wpo­śród rogów jego siąść4.

Ostatni tur padł w 1627 roku; pozo­stały tylko rogi i kości tych zwie­rząt. Żubry nie­mal wygi­nęły, ale gatu­nek udało się odtwo­rzyć dzięki osob­ni­kom z ogro­dów zoo­lo­gicz­nych. Dziś w Litwie żubry żyją na wol­no­ści, naj­wię­cej w oko­li­cach Ponie­wieża. Niedź­wie­dzie zaś — długo będące sym­bo­lem kraju, podob­nie jak Nie­men czy bursz­tyn — znik­nęły. Jesz­cze pod koniec XVII wieku wie­rzono, że niedź­wie­dzice wycho­wują ludz­kie dzieci; te ludowe opo­wie­ści stały się nawet pożywką dla lite­ra­tury. Praw­do­po­dob­nie ostatni raz na Litwie upo­lo­wano niedź­wie­dzia w 1883 — co cie­kawe, jest to rok, od któ­rego liczy się począ­tek litew­skiego ruchu naro­do­wego. W minio­nych latach zda­rzało się, i to dość czę­sto, że niedź­wie­dzie docie­rały na tery­to­rium pań­stwa z Łotwy albo Bia­ło­rusi i ata­ko­wały zwie­rzęta gospo­dar­skie, stra­szyły przy­pad­ko­wych prze­chod­niów, po czym prze­pa­dały. Są tu gatun­kiem chro­nio­nym i można mieć nadzieję, że w jakimś regio­nie Litwy osie­dlą się na dłu­żej. Wytrze­biono także bobry, jed­nak obec­nie są w kraju repre­zen­to­wane dość licz­nie.

Do fauny litew­skiej należą rów­nież łosie, dziki, rysie oraz drob­niej­sze ssaki, a spo­śród więk­szych pta­ków — orły, głuszce, cie­trze­wie i łabę­dzie; są też węże, które Litwini nie­gdyś czcili, jado­wite żmije, a nawet żół­wie, zwane „żela­znymi żabami”. Dzi­siej­sze lasy i bagna litew­skie to tylko nie­wielka pozo­sta­łość po tych daw­nych. Ogromną część ich powierzchni wytrze­biono i osu­szono na potrzeby rol­nic­twa; warunki dla niego na Litwie nie są zresztą szcze­gól­nie dobre: pogoda jest zmienna, wio­sny dość suche, z przy­mroz­kami, a lata desz­czowe. Dobrej jako­ści gleby znaj­dują się jedy­nie na Suwalsz­czyź­nie, Żmu­dzi i na pół­nocy Auksztoty.

Mówiąc o wpły­wie sze­ro­ko­ści geo­gra­ficz­nej na bieg histo­rii, warto wspo­mnieć, że Litwa nie ma naj­cen­niej­szych zaso­bów natu­ral­nych: ani złota, ani sre­bra, ani soli (w 1967 roku zna­le­ziono nie­wiel­kie złoża nafty). Nawet bursz­tyn można wydo­by­wać z ziemi tylko na tere­nie obwodu kró­le­wiec­kiego — na litew­skie wybrzeże tra­fia on stam­tąd morzem. Litwa ma wyłącz­nie pokłady torfu, wapie­nia, pia­sku, na bagnach rudy żelaza, a także źró­dła wód mine­ral­nych. W daw­nych cza­sach na jej zie­miach nie było też wielu żegla­rzy — tym Litwini róż­nili się od Łoty­szy, Estoń­czy­ków, a zwłasz­cza od Szwe­dów czy Duń­czy­ków. Jedy­nie Kuro­wie, we wcze­snym śre­dnio­wie­czu żyjący w oko­li­cach dzi­siej­szych Połągi i Kłaj­pedy, docie­rali stat­kami do prze­ciw­le­głych brze­gów Morza Bał­tyc­kiego, do któ­rych było im bli­żej niż do Trok albo Wilna. Wła­śnie dla­tego Kuro­wie byli majęt­niejsi od zamiesz­ku­ją­cych leśne ostępy Litwi­nów.

Wcześni europeidzi

Wróćmy jed­nak do naszych przod­ków. Z cza­sem wykształ­ciły się trzy rasy (odmiany) gatunku ludz­kiego: euro­pe­idzi o bia­łej skó­rze, mon­go­lo­idzi o żół­ta­wej skó­rze i wąskich szpa­rach ocznych oraz negro­idzi o czar­nej skó­rze. Po ostat­nim zlo­do­wa­ce­niu, czyli mniej wię­cej 10 tysięcy lat temu, na współ­cze­snych zie­miach litew­skich zja­wili się wła­śnie euro­pe­idzi. Przy­byli z połu­dnia (dzi­siej­szej Pol­ski) i zachodu (dzi­siej­szych pół­noc­nych Nie­miec). Nie wiemy nic o języku, jakim się posłu­gi­wali, ale można ich już nazy­wać przod­kami Litwi­nów, gdyż nie­wąt­pli­wie ci wędrowni myśliwi odziani w skóry zwie­rząt prze­ka­zali im przy­naj­mniej część swo­ich genów. Pierw­sze sie­dli­ska euro­pe­idów odna­le­ziono w połu­dniowo-zachod­niej Litwie. Pod wzglę­dem kul­tu­ro­wym zali­cza się je do star­szej i śred­niej epoki kamie­nia (pale­olitu i mezo­litu), w rejo­nach bli­żej rów­nika zakoń­czo­nej kilka tysięcy lat wcze­śniej. Ludzie, o któ­rych opo­wia­damy, byli koczow­ni­kami, osie­dlali się na jakiś czas na brze­gach jezior i rzek, polo­wali na reny (łosie, jele­nie, dziki i inne znane dziś gatunki zwie­rząt poja­wiły się w tych oko­li­cach póź­niej). Potra­fili posłu­gi­wać się sie­cią, haczy­kami do połowu, łukiem i strza­łami o krze­mien­nych gro­tach oraz skro­ba­kami do wypra­wia­nia skór. Żywili się mię­sem i rybami, oswo­ili pso­wate. Tam, gdzie się poru­szali, zie­mie były na wpół, a nie­raz nawet cał­ko­wi­cie opu­sto­szałe. Około 5 tysięcy lat p.n.e. przy­szło ocie­ple­nie, nasi przod­ko­wie zaczęli porzu­cać wędrowny tryb życia i decy­do­wać się na osia­dły. Wciąż jed­nak nie­wiele wię­cej możemy o nich powie­dzieć; moż­liwe, że przy­naj­mniej nie­któ­rzy prak­ty­ko­wali kani­ba­lizm powszechny w tam­tej epoce: nad jezio­rem Kre­tony (Kre­tu­onas), nie­opo­dal Igna­liny, zna­le­ziono liczące 6 tysięcy lat ludz­kie kości ze śla­dami zębów.

Na okres mię­dzy 4 i 3 tysiąc­le­ciem p.n.e., albo nieco wcze­śniej, datuje się na zie­miach litew­skich młod­szą epokę kamie­nia (neo­lit; w tym cza­sie w Mezo­po­ta­mii, Egip­cie i Indiach trwała już epoka brązu, gdzie­nie­gdzie nawet żelaza): poja­wiły się zagrody, a ludzie oprócz psów trzy­mali także bydło. Począt­kowo na zacho­dzie, a z bie­giem lat coraz dalej na wschód, przyj­mo­wały się rol­nic­two i hodowla zwie­rząt. Ludzie neo­litu uży­wali cera­miki, łodzi i wio­seł. Bogat­sze było rów­nież ich życie duchowe: zacho­wał się posąg bożka z ludzką twa­rzą, rytu­alne laski z głową łosia oraz ozdoby z bursz­tynu.

W tam­tym okre­sie ogromne obszary Europy i Azji zostały zasie­dlone przez ludy ugro­fiń­skie — ich potom­kami są Fino­wie, Estoń­czycy i Węgrzy, a w Rosji wiele nie­zbyt licz­nych naro­dów, takich jak Maryj­czycy, Mor­dwini czy Komiacy. Ugro­fi­no­wie nie han­dlo­wali z innymi ludami, gdyż nie bar­dzo mieli czym (chyba że topor­kami z gła­dzo­nego kamie­nia wymie­nia­nymi na bursz­tyn), żyli w lasach i na bagnach, a przed aktyw­niej­szymi ple­mio­nami wyco­fy­wali się na pół­noc i pół­nocny zachód. Zdaje się, że na ich czele nie stali wodzo­wie, tylko sza­mani, więc byli uzna­wani za potęż­nych cza­row­ni­ków. Około 2,5 tysiąca lat p.n.e., albo nawet wcze­śniej, Ugro­fi­no­wie dotarli na dzi­siej­sze zie­mie litew­skie i zaczęli krzy­żo­wać się z miesz­ka­ją­cymi tu euro­pe­idami. Z tego powodu rów­nież oni w jakimś stop­niu są przod­kami Litwi­nów, któ­rzy odzie­dzi­czyli po nich nie­liczne hydro­nimy, na przy­kład nazwę rzeczki Tarandė (z kolei od niej wzięło się miano jed­nej z dziel­nic Wilna; przed drugą wojną świa­tową była to wio­ska zwana po pol­sku Taranda). W cza­sach histo­rycz­nych ludy fiń­skie (oddzie­lone już wtedy od wspól­noty ugryj­skiej) żyły tylko na pół­noc od Dźwiny i w pół­nocnej Kur­lan­dii.

Indoeuropejczycy i języki indoeuropejskie

Roz­wój języ­ków był pro­ce­sem dłu­gim i zło­żo­nym, podob­nie jak kształ­to­wa­nie się gatunku Homo sapiens. Euro­pe­idzi pod wzglę­dem języ­ko­wym podzie­lili się na wspo­mnia­nych Ugro­fi­nów, Indo­eu­ro­pej­czy­ków, Semi­tów i kilka innych rodzin, przy czym geo­gra­ficz­nie naj­sze­rzej roz­prze­strze­niły się języki indo­eu­ro­pej­skie — dzi­siaj posłu­guje się nimi nie­mal połowa świa­to­wej popu­la­cji. W epoce neo­litu ist­niała już, być może, wspól­nota pra­in­do­eu­ro­pej­ska, która z cza­sem roz­pa­dła się na wiele ludów, jej mowa zaś — na liczne dia­lekty. Z nich z kolei powstały języki odrębne, ale z dru­giej strony nie tak od sie­bie odle­głe, by nie dało się wytro­pić ich wspól­nego źró­dła. Do rodziny indo­eu­ro­pej­skiej należą nie­mal wszyst­kie języki naszego kon­ty­nentu, a więc na przy­kład litew­ski oraz łotew­ski.

Wciąż nie mamy pew­no­ści, gdzie znaj­do­wała się kolebka Pra­in­do­eu­ro­pej­czy­ków. Wielu naukow­ców, wśród nich słynna arche­olożka litew­skiego pocho­dze­nia Marija Gimbutienė, sądziło (część z nich na­dal nie zmie­niła zda­nia), że pierw­szą ojczy­zną tych posia­da­ją­cych konie i wozy bojowe ludów były stepy mię­dzy Dnie­prem a Wołgą, może też zie­mie dzi­siej­szego Kazach­stanu. Stam­tąd w 4 albo na początku 3 tysiąc­le­cia p.n.e. miały one dotrzeć do Europy. Zda­niem Gimbutienė (zga­dza się z nią zresztą zde­cy­do­wana mniej­szość histo­ry­ków) wojow­nicy ci znisz­czyli wcze­śniej­szą, bar­dziej huma­ni­tarną kul­turę zastaną na kon­ty­nen­cie, w któ­rej wła­dzę spra­wo­wały kobiety — jej pozo­sta­ło­ściami mogą być bogi­nie, laumy i cza­row­nice. Dopiero po tym pod­boju zaczęli domi­no­wać męż­czyźni. Według wielu bada­czy dzie­lili się oni na trzy war­stwy: kapła­nów, wojów oraz rol­ni­ków, z cza­sem do ostat­niej dołą­czyli kupcy (owe grupy do dziś zacho­wały się w indyj­skim sys­te­mie kasto­wym; Indo­eu­ro­pej­czycy dostali się nie tylko do Europy, ale i — przez dzi­siej­sze Iran i Afga­ni­stan — do Indii). Czcili naturę: niebo i zie­mię, wodę i ogień, słońce i księ­życ, pio­runy, a następ­nie każdy z ludów wytwo­rzył wła­sną reli­gię poli­te­istyczną.

Według dal­szych kon­cep­cji kolebka Pra­in­do­eu­ro­pej­czy­ków leżała w kli­ma­cie umiar­ko­wa­nym, w stre­fie lasów, może nawet nie­zbyt daleko od Litwy, gdyż więk­szość języ­ków indo­eu­ro­pej­skich w podobny spo­sób nazywa wilka, jele­nia, bobra, niedź­wie­dzia, dąb, brzozę i świerk (ale już nie morze). Jesz­cze inni naukowcy twier­dzą, że źró­deł kul­tury pra­in­do­eu­ro­pej­skiej trzeba szu­kać na Kau­ka­zie, ponie­waż języki indo­eu­ro­pej­skie mają wiele wspól­nych słów odno­szą­cych się do tam­tej­szego kra­jo­brazu (należy do nich także „wino”).

Naukow­com dzięki bada­niom porów­naw­czym w dużym stop­niu udało się odtwo­rzyć pra­in­do­eu­ro­pejsz­czy­znę. Nie­miecki języ­ko­znawca August Schle­icher w poło­wie XIX wieku napi­sał w zre­kon­stru­owa­nym języku bajkę zwie­rzęcą zaczy­na­jącą się zda­niem: „Avis, jasmin varnā na ā ast, dadarka akvams, tam, vāgham garum vaghan­tam…”, co ozna­cza: „Owca pozba­wiona wełny zoba­czyła konie, z któ­rych jeden cią­gnął ciężki wóz…”. W opo­wia­stce wystę­pują więc słowa cał­ko­wi­cie lub w dużym stop­niu przy­po­mi­na­jące litew­skie wyrazy: „avis” (owca), „vilna” (wełna), „ne esti (nesti)” (nie jest), „ašva” (dawne litew­skie słowo ozna­czające klacz), „tą” (tego), „važį” (wóz; Acc.), „vežantį” (wio­zący)… Litewsz­czy­zna jest wszak archa­iczna — zacho­wała wiele rdzeni i form gra­ma­tycz­nych, które inne języki indo­eu­ro­pej­skie stra­ciły w trak­cie roz­woju. Uznaje się, że ist­nieje sześć mode­lo­wych języ­ków indo­eu­ro­pej­skich: san­skryt, kla­syczne greka i łacina, gocki, staro-cer­kiewno-sło­wiań­ski oraz wła­śnie litew­ski. Jedy­nie ten ostatni jest powszech­nie uży­wany do dziś.

Archa­icz­ność litew­skiego na tle pozo­sta­łych języ­ków indo­eu­ro­pej­skich wynika stąd, że zmie­niał się on powoli — przod­ko­wie Litwi­nów żyli w izo­la­cji, daleko od naj­waż­niej­szych szla­ków euro­pej­skich i w małym stop­niu brali udział w wymia­nie kul­tu­ro­wej. Uważa się, że struk­tu­ral­nie litew­ski odpo­wiada łaci­nie z mniej wię­cej III wieku p.n.e. Już w XV stu­le­ciu Jan Dłu­gosz twier­dził, że litewsz­czy­zna, nie licząc nie­wiel­kich róż­nic, to łacina. Jest tutaj rzecz jasna sporo prze­sady, ale fak­tycz­nie oba języki mają dużo wspól­nych form gra­ma­tycz­nych i słów, łącz­nie z tymi naj­czę­ściej uży­wa­nymi jak: „vyras” (łac. vir — mąż, męż­czy­zna) albo „ugnis” (łac. ignis — ogień). Popu­la­ry­zo­wano także pogląd, że język litew­ski jest szcze­gól­nie bli­ski san­skry­towi. To rów­nież zbyt mocne stwier­dze­nie, ich podo­bień­stwa wcale nie są zauwa­żalne na pierw­szy rzut oka. Nie zmie­nia to jed­nak faktu, że ten pierw­szy jest nie­zwy­kle cen­nym mate­ria­łem dla języ­ko­znaw­ców — indo­eu­ro­pe­istów. W XVIII i XIX wieku to prze­ko­na­nie o wyjąt­ko­wo­ści i „dosko­na­ło­ści” języka litew­skiego poma­gało pod­bu­do­wy­wać i pod­trzy­my­wać zani­ka­jącą litew­ską toż­sa­mość.

Bałtowie

Na kon­ty­nen­cie euro­pej­skim Indo­eu­ro­pej­czycy roz­prze­strze­nili się w róż­nych kie­run­kach. Około 2 tysięcy lat p.n.e. nad Bał­ty­kiem i dalej na wschód osie­dliła się jedna spo­śród ich grup lud­no­ścio­wych — Bał­to­wie. Asy­mi­lo­wali oni bądź wypie­rali dotych­cza­so­wych miesz­kań­ców tych ziem. Bał­to­wie opa­no­wali wtedy tery­to­rium sześć razy więk­sze od tego, jakie dziś zaj­mują ich potom­ko­wie, czyli Litwini i Łoty­sze: od dol­nej Wisły po górne biegi Dnie­pru i Wołgi, a na pół­nocy — do obec­nego Pskowa i Nowo­grodu Wiel­kiego. Wska­zują na to hydro­nimy, na przy­kład nazwa rzeki Upa (lit. upė — rzeka) pły­ną­cej przez rosyj­skie mia­sto Tuła albo pol­skiego jeziora Hań­cza (lit. antis — kaczka). W kie­runku połu­dnio­wym Bał­to­wie się­gali oko­lic dzi­siej­szego Kijowa. Było ich na tych tere­nach zapewne w gra­ni­cach pół miliona.

Nie jest do końca jasny zwią­zek Bał­tów ze Sło­wia­nami. Zwy­kle uważa się, iż ist­niała bał­to­sło­wiań­ska wspól­nota języ­kowa, która z cza­sem ule­gła roz­pa­dowi. Rosyj­ski języ­ko­znawca Wła­di­mir Topo­row sądził, że języki sło­wiań­skie wyro­sły z bał­tyj­skich, są więc od nich młod­sze (podob­nie jak angiel­ski wywo­dzi się z pnia języka ger­mań­skiego). Nie­za­leż­nie od tego, jak było w rze­czy­wi­sto­ści, pod wzglę­dem języ­ko­wym Bał­to­wie są bliżsi Sło­wia­nom niż na przy­kład Ger­ma­nom, Cel­tom albo Ita­li­kom. Argu­men­tem za słusz­no­ścią tej hipo­tezy jest obec­ność licz­nych ana­lo­gii w lek­syce tych dwóch grup języ­ko­wych (na przy­kład lit. ranka — ręka, lit. galva — głowa). Języki bał­tyj­skie wraz ze sło­wiań­skimi, indyj­skimi i aryj­skimi należą do grupy języ­ków sate­mo­wych, a więc takich, w któ­rych słowo ozna­cza­jące liczbę „sto” zaczyna się od gło­ski [s] lub [sz].

Bał­to­wie zasie­dlili swoje tery­to­ria jesz­cze w okre­sie neo­litu, następ­nie two­rzyli tam kul­tury epoki brązu i żelaza (ta ostat­nia trwała aż do śre­dnio­wie­cza). Podob­nie jak wcze­śniej ten roz­wój w porów­na­niu choćby z regio­nem basenu Morza Śród­ziem­nego był powolny — wśród Bał­tów pano­wały wciąż dość pry­mi­tywne metody uprawy roli i zwy­czaje. A jed­nak zaczęli oni wtedy nawią­zy­wać kon­takty ze świa­tem antycz­nym, czy też — ina­czej mówiąc — śród­ziem­no­mor­skim. Dzięki temu Bał­to­wie tra­fili na karty grec­kich i rzym­skich źró­deł pisa­nych. Zwy­kle uważa się, że jako pierw­szy wspo­mniał o nich rzym­ski histo­ryk Publiusz Kor­ne­liusz Tacyt. W swo­jej Ger­ma­nii z około 98 roku, przed­sta­wia­jąc ludy ger­mań­skie, pisał o ich wschod­nich sąsia­dach — Estach (łac. Aestio­rum gen­tes). Jego zda­niem upra­wiali oni zie­mię, zboża i inne rośliny lepiej i z więk­szą pie­czo­ło­wi­to­ścią niż nie­zdarni Ger­ma­no­wie; na wybrzeżu zbie­rali bursz­tyn, na który mówili gle­sum; ich zwy­czaje i odzie­nie były takie jak u Swe­bów, ale język mieli bliż­szy Bry­tom. Trzeba tu dodać, że w cza­sach Tacyta Swe­bami nazy­wano kilka ple­mion ger­mań­skich (stąd póź­niejsi „Szwa­bo­wie”), Bry­to­wie zaś mieli pocho­dze­nie cel­tyc­kie. Sta­ro­żytny histo­ryk odno­to­wał też co nieco na temat wie­rzeń i kul­tury walki Bał­tów: mieli oni czcić bogi­nię matkę, nosili amu­lety z wize­run­kiem dzika, a mie­czy uży­wali rza­dziej niż kijów.

Esto­wie poja­wiają się także w innych źró­dłach. W XX wieku języ­ko­znawca Kazi­mie­ras Jau­nius od ich miana utwo­rzył ter­min „Ajsto­wie”, który następ­nie długo sto­so­wano na okre­śle­nie daw­nych Bał­tów. Twier­dzono, że ist­niał nie­gdyś przy­miot­nik aistus — „praw­dziwy, czy­sty, szla­chetny”, a więc ozna­cza­jący nie­mal to samo, co w san­skry­cie słowo arja. Lek­sem aistus pró­bo­wano zre­kon­stru­ować na pod­sta­wie litew­skiej nazwy Zalewu Wiśla­nego — Aistmarės, czyli „zatoka czy­stej, słod­kiej wody”, choć wyraz Aistmarės jest neo­lo­gi­zmem.

Współ­cze­śni bada­cze są jed­nak skłonni sądzić, że „Esto­wie” tłu­ma­czyć można po pro­stu jako „ludy Wschodu” (jak nie­miec­kie Ost czy angiel­skie East) i nazy­wać tak nie tylko Bał­tów, ale i ple­miona fiń­skie. Swoją drogą, z cza­sem to okre­śle­nie zaczęto odno­sić wyłącz­nie do Estoń­czy­ków — liczą oni zresztą swoją pisaną histo­rię, podob­nie jak Litwini, od Ger­ma­nii Tacyta. Z kolei wspo­mniane już słowo gle­sum sko­ja­rzyć można z nie­miec­kim Glas i angiel­skim glass (szkło), mimo że nie­któ­rzy twier­dzą, że w bał­tyj­skich dia­lek­tach ist­niał rze­czow­nik gly­sis (bursz­tyn). Z tych powo­dów dzi­siejsi pro­fe­sjo­nalni uczeni zwy­kle nie uży­wają ter­minu „Ajsto­wie”, choć wśród ama­to­rów wciąż jest on popu­larny. Zastą­piło go miano „Bał­to­wie”, zapro­po­no­wane jesz­cze w poło­wie XIX wieku przez pro­fe­sora uni­wer­sy­tetu w Kró­lewcu Geo­rga Nes­sel­manna. Utwo­rzył je oczy­wi­ście od nazwy „Bał­tyk” (pocho­dzą­cej albo od przy­miot­nika „biały” [lit. bal­tas], albo od pru­skiego okre­śle­nia bagien lub nawet od nie­miec­kiego Belt — cie­śnina). Sami Bał­to­wie z pew­no­ścią nie mieli dla sie­bie jed­nej wspól­nej nazwy. Około pięć­dzie­się­ciu lat po Tacy­cie grecki geo­graf Klau­diusz Pto­le­me­usz wymie­nił Galin­dów, Sudo­wów i jesz­cze kilka innych ple­mion żyją­cych na wschód od Wisły; jak się zdaje, to pierw­sze wia­ry­godne źró­dło histo­ryczne, w któ­rym mowa o czę­ści Bał­tów.

Epoka brązu i epoka żelaza

Brąz na wybrzeże Bał­tyku spro­wa­dzano z róż­nych regio­nów Europy. Znaj­duje się wyko­nane z niego narzę­dzia, broń i ozdoby dato­wane już na 2 tysiąc­le­cie p.n.e. Poja­wiły się wów­czas osady obronne budo­wane na wzgó­rzach lub kop­cach (lit. pilia­kal­niai — góry zam­kowe), które stały się kolej­nym sym­bo­lem Litwy. Na jej dzi­siej­szych zie­miach jest co naj­mniej osiem­set takich antro­po­ge­nicz­nych wznie­sień, wśród nich impo­nu­jące Įpiltis na pół­noc­nej Żmu­dzi, Urdo­min na połu­dnio­wej Suwalsz­czyź­nie, Šeimyniškėliai pod Oni­ksztami, tak zwana Góra Pale­mona we wsi Śred­niki nad Nie­mnem czy wresz­cie sym­bol pań­stwowy — Góra Gie­dy­mina w cen­trum Wilna. W tym przy­padku można już mówić o począt­kach archi­tek­tury, choć były to jesz­cze budowle ziemne. Zamki Litwini zaczęli sta­wiać dopiero w śre­dnio­wie­czu, wcze­śniej po pro­stu wygła­dzali i umac­niali zbo­cza natu­ral­nych wzgórz, by na ich szczy­tach chro­nić się przed wro­gami za drew­nianą pali­sadą. Poza tym palone na nich ogni­ska i wysy­łane stam­tąd sygnały dymne poma­gały utrzy­my­wać osa­dom kon­takty nawet mimo znacz­nych odle­gło­ści.

Epoka żelaza na zie­miach litew­skich rów­nież była opóź­niona, lecz już nie tak bar­dzo jak wcze­śniej­sze okresy — tylko o kil­ka­set lat. Wyroby żela­zne poja­wiły się tu około 500 roku p.n.e.; lżej było pra­co­wać, korzy­sta­jąc z nich, za to narzę­dzia z brązu jesz­cze długo prze­wyż­szały je trwa­ło­ścią (kamienne i kościane też były w uży­ciu). Począt­kowo suro­wiec przy­wo­żono z innych regio­nów Europy, ale z cza­sem Bał­to­wie nauczyli się czer­pać z dostęp­nych na miej­scu złóż rud dar­nio­wych. Po epoce żelaza przy­szło śre­dnio­wie­cze, a jego obraz odtwa­rzamy już nie tylko dzięki arche­olo­gii i języ­ko­znaw­stwu, ale i na pod­sta­wie źró­deł pisa­nych.

Życie było wtedy — w porów­na­niu z dzi­siej­szym — wszę­dzie podobne i mono­tonne, do tego nie zmie­niało się pra­wie w ogóle przez całe stu­le­cia. A jed­nak roz­wój cywi­li­za­cyjny przy­spie­szał, prze­obra­żała się na przy­kład cera­mika. W neo­li­cie była to cera­mika sznu­rowa, wią­zana z wcze­snymi osad­ni­kami indo­eu­ro­pej­skimi, z któ­rych jesz­cze nie wyod­ręb­nili się Bał­to­wie. W epoce brązu poja­wiła się cha­rak­te­ry­styczna dla tych ple­mion cera­mika sztry­cho­wana (kre­sko­wana), a następ­nie szorstka. We wcze­snym śre­dnio­wie­czu Bał­to­wie zaczęli sto­so­wać koło garn­car­skie i wypa­lać gli­niane naczy­nia w piecu. Doszło też do zróż­ni­co­wa­nia spo­so­bów pochówku i zwy­cza­jów pogrze­bo­wych. Uprzed­nio, w epoce kamie­nia, zmar­łego skła­dano w ziem­nym dole na boku, w pozy­cji embrio­nal­nej — być może cho­dziło o to, by naro­dził się ponow­nie. Cia­ło­pa­le­nie upo­wszech­nione w epoce brązu było popu­larne także w epoce żelaza i utrzy­mało się aż do chrztu Litwy w obrządku chrze­ści­jań­skim. Obok zwłok w ziemi umiesz­czano broń, narzę­dzia i ozdoby; w przy­padku wojów — koń­skie głowy albo zęby.

Podob­nie jak wcze­śniej, polo­wano na tury, żubry, niedź­wie­dzie i inne zwie­rzęta, któ­rych mięso było istot­nym ele­men­tem diety. Skóry bobrów, kun i róż­nych małych ssa­ków prze­zna­czano na wymianę — odgry­wały więc rolę środka płat­ni­czego. Myśli­stwo i rybo­łów­stwo ustę­po­wały jed­nak rol­nic­twu; w tam­tym cza­sie sto­so­wano w nim tech­nikę wypa­le­ni­skową. Upra­wiano psze­nicę, jęcz­mień i proso (tego ostat­niego w dzi­siej­szej Litwie już pra­wie nie ma). Żyto było rzad­kie, a chleb z niego uwa­żano za naj­smacz­niej­szy. Posłu­gi­wano się motyką, potem upo­wszech­niła się drew­niana socha z meta­lo­wym lemie­szem: cią­gnęły ją konie wyko­rzy­sty­wane rów­nież do walki, a w razie potrzeby jako poży­wie­nie. Wydaje się, że Bał­to­wie pili też koń­skie mleko. Ponie­waż kli­mat był wil­got­niej­szy niż obec­nie, konieczne oka­zy­wało się susze­nie zboża w suszar­niach. Siano groch, fasolę, kono­pie i len; Bał­to­wie znali jabłka, wiśnie i inne drzewa owo­cowe oraz nie­które warzywa, takie jak mar­chew i cebulę. Kapu­sta poja­wiła się około XIII wieku (gdy Pru­so­wie zoba­czyli jedzą­cych ją Krzy­ża­ków, stwier­dzili, że żują trawę jak konie). Ziem­niaki przy­wie­zione z Ame­ryki zaczęły upo­wszech­niać się w XVII stu­le­ciu (mówi się, że naj­wcze­śniej upra­wiano je w Reto­wie), a pomi­dory dopiero po pierw­szej woj­nie świa­to­wej.

W gospo­dar­stwach trzy­mano nie tylko konie, lecz także byki, krowy, owce, kozy, drób, zapewne też świ­nie i oczy­wi­ście psy. Z pew­no­ścią nie było kotów: ich kości są dato­wane na połowę XIV wieku (zna­le­zi­ska z Kier­nowa). Wiemy wiele o psz­cze­lar­stwie Bał­tów. Dzi­kie psz­czoły zakła­dały roje w dziu­plach drzew; ludzie sprze­da­wali wosk, a miód zwy­kle trak­to­wali jako przy­smak, wytwa­rzali ponadto miód pitny — bodaj jedyny znany im napój alko­ho­lowy. Dawne psz­cze­lar­stwo i stop­niowe oswa­ja­nie tych owa­dów pozo­sta­wiły wyraźne ślady w języku i oby­cza­jo­wo­ści, na przy­kład wyłącz­nie o psz­czole Litwini mówią, że umiera, a nie zdy­cha, więc sym­bo­licz­nie zrów­nują ją z czło­wie­kiem. Języ­ko­znawca i semio­tyk Algir­das Julius Gre­imas dogłęb­nie zba­dał tra­dy­cję bičiulystė, czyli wspól­nego upra­wia­nia psz­cze­lar­stwa, widząc w niej istotny fun­da­ment spo­łecz­no­ści Bał­tów i ich życia ducho­wego. Warto wspo­mnieć, że litew­skie słowo bičiulis ozna­cza „zażyły, bli­ski przy­ja­ciel”.

Bał­tyj­ską komórkę spo­łeczną two­rzyły duże, wie­lo­po­ko­le­niowe rodziny — ich człon­ko­wie razem upra­wiali zie­mię, gro­ma­dzili mają­tek i bro­nili się przed intru­zami czy zagro­że­niami, które mogli sta­no­wić nie tylko inno­ję­zyczni przy­by­sze, ale i sąsie­dzi. Bał­to­wie zresztą, czę­sto cier­piący na brak żyw­no­ści i róż­nych dóbr, sami także wędro­wali na obce zie­mie w celach rabun­ko­wych. Do wypraw i najaz­dów docho­dziło naj­czę­ściej zimą ze względu na łatwość podró­żo­wa­nia po zamar­z­nię­tych rze­kach i mokra­dłach. Od dzie­się­ciu do dwu­dzie­stu rodzin two­rzyło grupę i zwy­kle osie­dlało się wokół góry zam­ko­wej; takich wcze­snych osad naj­wię­cej było na pagór­ko­wa­tych tere­nach Żmu­dzi oraz w Aukszto­cie. Chaty były kurne, drew­niane, kryte słomą, a zwie­rzęta gospo­dar­skie miesz­kały wraz z ludźmi. Podobne pry­mi­tywne domy, nazy­wane numas, na Żmu­dzi prze­trwały do XVII wieku, gdy zaczęły peł­nić funk­cję obór albo kuchni let­nich. Budynki kon­stru­owano z kłód drewna, obok chat sta­wiano spi­chlerz i łaź­nię, którą Bał­to­wie naj­pew­niej prze­jęli od Finów.

W epoce brązu i żelaza pro­wa­dzono wymianę towa­rów — wiemy, że w wielu gospo­dar­stwach były przed­mioty wyko­nane w dale­kich stro­nach. Trakty han­dlowe obej­mo­wały przede wszyst­kim duże rzeki oraz morze. Bursz­tyn docie­rał nie tylko do Gre­cji i Rzymu, ale i do Egiptu, Mezo­po­ta­mii, a na wscho­dzie — do gór­nego biegu Jeni­seju. Nato­miast na zie­mie litew­skie tra­fiały nawet wyroby hetyc­kie z obszaru dzi­siej­szej Tur­cji. Po jakimś cza­sie Bał­to­wie zaczęli sprze­da­wać drewno, skóry, wosk, a kupo­wać nie tylko broń i narzę­dzia, lecz rów­nież sól, tka­niny i ozdoby. Oprócz kup­ców poja­wiali się rze­mieśl­nicy, głów­nie kowale darzeni ogrom­nym sza­cun­kiem. Tacyt odno­to­wał, że Estów nie obcho­dziły pie­nią­dze i dzi­wili się, gdy ofe­ro­wano im je za bursz­tyn; rzym­skie monety są jed­nak znaj­do­wane także na tere­nach Litwy. Pła­ci­dłami były też kawałki złota lub sre­bra albo zwie­rzęce skórki. Wła­sne monety Litwini wybi­jali dopiero w okre­sie Wiel­kiego Księ­stwa Litew­skiego.

Nie­wiele możemy powie­dzieć o wcze­snej struk­tu­rze spo­łecz­nej i kul­tu­rze ducho­wej Bał­tów. Spo­śród tych, któ­rym powo­dziło się lepiej, wybie­rano wodzów ple­mie­nia albo danej ziemi, tytu­ło­wano ich rykis (wyraz przy­po­mina łac. rex i san­skr. radża) albo kuni­gas (por. niem. König, szw. konung, ang. king, ros. kniaz’). Z cza­sem sło­wem kuni­gas zaczęto nazy­wać księży, a świec­kich wład­ców kunigaikštis, czyli „książę”. Doszło do wykształ­ce­nia się war­stwy szla­chet­nie uro­dzo­nych i gospo­da­rzy (chło­pów), byli też nie­wol­nicy (jeńcy albo prze­stępcy), jed­nak nie tak liczni jak w Gre­cji lub w Rzy­mie.

Podob­nie jak dawni Indo­eu­ro­pej­czycy, Bał­to­wie czcili ciała nie­bie­skie, ogień, pio­runy, święte drzewa i lasy, wie­rzyli w cza­row­nice i laumy, a nie­wy­klu­czone, że także w życie pośmiertne okre­ślane mia­nem ana­pi­lis (zaświaty) albo dau­sos (nie­biosa). Źró­dła pisane wspo­mi­nają o bał­tyj­skim kul­cie węży, któ­rego relikty prze­trwały do XIX i XX wieku. Bał­to­wie praw­do­po­dob­nie nie mieli świą­tyń (choć wiele o nich mówili roman­tycy). Ist­nieli odpra­wia­jący rytu­ały wieszcz­ko­wie i waj­de­loci porów­ny­walni z cza­row­ni­kami i sza­ma­nami z innych grup etnicz­nych, wydaje się jed­nak, że nie two­rzyli oni odręb­nej war­stwy spo­łecz­nej. Jeśli cho­dzi o cha­rak­ter i men­tal­ność Bał­tów, jeste­śmy skłonni mówić o nich w samych super­la­ty­wach: pra­co­wici, poko­jowi, gościnni, sza­nu­jący przy­rodę, gotowi dbać o bliź­nich homi­nes huma­nis­simi — „naj­bar­dziej ludzcy z ludzi”, jak pisał w XI wieku nie­miecki kro­ni­karz Adam z Bremy. W rze­czy­wi­sto­ści Bał­tom, nie ina­czej niż wielu ple­mio­nom w tam­tych cza­sach, nie bra­ko­wało okru­cień­stwa, skłon­no­ści do pod­stępu, róż­nych cech wła­ści­wych gra­bież­com, a także nie­po­rad­no­ści i ponu­rac­twa — notują to wszy­scy im współ­cze­śni, nie­ko­niecz­nie nasta­wieni do nich nega­tyw­nie.

W 476 roku w połu­dnio­wej Euro­pie doszło do kata­strofy: upa­dło Cesar­stwo Rzym­skie, któ­rego cywi­li­za­cyjny wpływ odczuli rów­nież Bał­to­wie. Prze­trwało ono wpraw­dzie kolejne tysiąc lat na wscho­dzie w postaci Cesar­stwa Bizan­tyń­skiego, na zacho­dzie zaś w jakiejś mie­rze odtwo­rzyli je papieże i cesa­rze nie­mieccy, jed­nak oczy­wi­ście to już nie było to samo.

Tym­cza­sem Bał­to­wie na­dal żyli na ubo­czu, z dala od dzie­jo­wej zawie­ru­chy. O Estach (Ajstach) wspo­mi­nali auto­rzy wcze­sno­śre­dnio­wieczni, ale przod­ko­wie Litwi­nów zna­leźli się w polu widze­nia Europy dopiero około ośmiu­set lat po Tacy­cie i Pto­le­me­uszu.

Bałtowie na wschodnim pograniczu

Dawni Bał­to­wie wcze­śnie zaczęli dzie­lić się na ple­miona, z któ­rych następ­nie ukształ­to­wały się narody. Nie mamy dużej wie­dzy na temat tego pro­cesu: wska­zano wiele jego przy­czyn, przede wszyst­kim zwią­za­nych z wpły­wami poprzed­nich miesz­kań­ców ziem zasie­dla­nych przez Bał­tów oraz ich sąsia­dów. Spora część Bał­tów żyła daleko na wscho­dzie; spo­śród nich naj­le­piej roz­po­znani są Galin­do­wie (nie należy ich mylić z Galin­dami osia­dłymi na Mazu­rach, opi­sy­wa­nymi przez Pto­le­me­usza).

Poczy­na­jąc od epoki wędró­wek ludów, mamy wię­cej wia­do­mo­ści o dość bli­skich krew­nych Bał­tów, czyli Sło­wia­nach, któ­rzy żyli na połu­dniu — zaczęli wów­czas prze­miesz­czać się na pół­noc wzdłuż Dnie­pru i jego dopły­wów, dotarli do gór­nego biegu Dźwiny i rejo­nów dzi­siej­szego Pskowa oraz Nowo­grodu Wiel­kiego. Tam nawią­zali kon­takty z Finami, a około VIII–X wieku osta­tecz­nie wbili się kli­nem pomię­dzy wschod­nich a zachod­nich Bał­tów. Pod napo­rem sło­wiań­skim wielu z nich z bie­giem rzek prze­nio­sło się na zachód, na obecne zie­mie Bia­ło­rusi i Litwy, ci zaś, któ­rzy zostali, powoli zesla­wi­zo­wali się i zani­kli; ich asy­mi­la­cję bar­dzo przy­spie­szył chrzest Sło­wian i towa­rzy­szące mu prze­miany kul­tu­rowe. A jed­nak Galin­do­wie, żyjący na zachód od Moskwy w oko­li­cach współ­cze­snego Możaj­ska, któ­rego nazwa ma bał­tyj­skie pocho­dze­nie (od rzeki Możajki; bałt. mažoji — mała), prze­trwali przy­naj­mniej do XII wieku. Wal­czył z nimi jesz­cze Jerzy I Dołgo­ruki, zało­ży­ciel Moskwy. W pasie Psków–Połock spo­tyka się ślady Bał­tów do XIII stu­le­cia, a więc do okresu pano­wa­nia litew­skiego króla Men­doga (Min­dau­gas). Warto wspo­mnieć, że Bał­to­wie wschodni żyli prze­mie­szani z ple­mio­nami fiń­skimi.

Co cie­kawe, ze wschod­nimi Bał­tami nie­ro­ze­rwal­nie zwią­zana jest etno­ge­neza Bia­ło­ru­si­nów, któ­rych przod­ko­wie, Sło­wia­nie wschodni, asy­mi­lo­wali część ludów bał­tyj­skich (na przy­kład Jaćwin­gów). Co prawda nazwa „Bia­ło­ruś” ozna­cza nie „Bał­tycka Ruś” (baltiškoji), a „Biała Ruś” (bal­toji), ale w języku bia­ło­ru­skim można napo­tkać słowa litew­skie, cho­ciażby putra — zacierka, dzir­wan (lit. dirvo­nas) — ugór, wencer (lit. ven­te­ris) — wię­cierz; nie­które z nich są bar­dzo stare, inne zaczerp­nięto z cza­sów Wiel­kiego Księ­stwa Litew­skiego. W bia­ło­ru­skim nie bra­kuje także bał­tyj­skich nazwisk — Butrym, Rym­sza. Ist­nieją ana­lo­gie w mito­lo­giach, folk­lo­rze, zwy­cza­jach wesel­nych, ubio­rach, ozdo­bach oraz tech­nice budo­wa­nia domów. Podob­nie jak Litwini, Bia­ło­ru­sini prak­ty­ko­wali kult żmij i kamieni. Z dru­giej strony w litew­skim jest wiele zapo­ży­czeń z bia­ło­ru­skiego. Wydaje się, że miesz­kańcy dzi­siej­szych tere­nów Bia­ło­rusi, a czę­ściowo rów­nież Litwy, długo byli bilin­gwalni, a ich języki wów­czas nie róż­niły się tak bar­dzo jak współ­cze­śnie.

Bałtowie zachodni

Na prze­ciw­le­głym pogra­ni­czu tery­to­rium zasie­dlo­nego przez Bał­tów — mię­dzy Nie­mnem a Wisłą, a nawet nieco dalej na zachód (do rzeczki Par­sęty) — żyły ple­miona Pru­sów; około XVI wieku stały się one naro­dem pru­skim, który nie­wiele póź­niej się zger­ma­ni­zo­wał. Nazwa „Pru­so­wie” (po pol­sku czę­sto jako „Pru­sacy”) prze­szła na tam­tej­szych Niem­ców, w dużej mie­rze potom­ków nie­gdy­siej­szych bał­tyj­skich Pru­sów.

W źró­dłach histo­rycz­nych Pru­so­wie są wzmian­ko­wani od IX wieku (o Litwi­nach i Nie­mnie jesz­cze wtedy nie wie­dziano). Ich nazwę wiąże się ze sło­wami pru­sti (dobrze rosnąć, roz­kwi­tać), prau­sti (myć), a nawet z san­skryc­kim imie­niem pra­ojca Puru­szy, z któ­rego ciała miał powstać świat. Ist­niało przy­naj­mniej dzie­sięć ple­mion pru­skich; na przy­kład na połu­dnie od współ­cze­snego obwodu kró­le­wiec­kiego żyli Natan­go­wie, na pół­noc od nich, aż po Mie­rzeję Kuroń­ską — Sam­bo­wie, nad Zale­wem Wiśla­nym — War­mo­wie, na połu­dniowy wschód od nich, na tere­nach obec­nej Pol­ski — Bar­to­wie, tro­chę dalej na połu­dnie i wschód — Galin­do­wie zachodni, w rejo­nie Wystruci (dzi­siej­szy Czer­nia­chowsk) i Goł­dapi — Nad­ro­wia­nie, a w oko­li­cach Tylży (dzi­siej­szy Sowieck) i litew­skiego mia­steczka Pojegi — Skal­wo­wie. Wydaje się, że klany pru­skie w ostat­nich dwóch wymie­nio­nych regio­nach się zli­tu­ani­zo­wały. W porów­na­niu z więk­szo­ścią Bał­tów Pru­so­wie byli majętni, mieli wię­cej kon­tak­tów z Zacho­dem, a nawet mia­sta, mię­dzy innymi Truso (dzi­siej­szy Elbląg) czy Tuwang­ste (dzi­siej­szy Kró­le­wiec). Dzięki sprzy­ja­ją­cemu poło­że­niu, han­dlowi bursz­ty­nem i żyznym zie­miom naj­le­piej wio­dło się ple­mie­niu Sam­bów, które prze­trwało naj­dłu­żej — do XVIII wieku.

Powstało wiele legend poświę­co­nych Pru­som, jedna z nich opo­wiada o pierw­szych pru­skich wład­cach: bra­ciach Waide­wu­cie i Bru­te­nie. Zgod­nie z prze­ka­zem śre­dnio­wiecz­nego nie­miec­kiego kro­ni­ka­rza Szy­mona Gru­naua byli oni Skan­dy­na­wami z Gotlan­dii. Pru­so­wie obrali Waide­wuta na swo­jego króla, a Bru­tena na naj­wyż­szego kapłana — krewe-kre­wejto (krivių kri­va­itis). Rodzeń­stwo zbu­do­wało zamek oraz świą­ty­nię Riko­jot (Romowe), wła­ści­wie — zapo­znało zachod­nich Bał­tów z cywi­li­za­cją; działo się to w VI wieku. Waide­wut i Bru­ten zło­żyli się w cia­ło­pal­nej ofie­rze bogom. Ten pierw­szy miał dwu­na­stu synów, któ­rych imio­nami nazwano ple­miona pru­skie, a także Litwę — odzie­dzi­czyła miano po naj­star­szym z nich: Litwo (Liphto, Lyt­t­pho); imię Bru­tena nosił zaś cały kraj — w łaciń­skich kro­ni­kach noto­wana jest nie tylko Prus­sia (Borus­sia), ale i Pru­te­nia (Bru­tenia).

W świę­tym miej­scu Riko­jot przez cały rok zie­le­nił się potężny dąb, a w jego kona­rach wid­niały trzy posągi: naj­wyż­szego boga Perkūnsa (Perkūnas), boga płod­no­ści i uro­dzaju Patrīmpsa oraz boga śmierci Patolsa (Pikuls). Przy drze­wie skła­dano ofiary i pło­nął tam wieczny ogień, a jeśli zgasł, czu­wa­jący przy nim waj­de­lota pła­cił za to życiem. Wize­runki tych samych bogów wid­niały na cho­rą­gwi Waide­wuta; jej rysu­nek zosta­wił Gru­nau — uka­zuje nie tylko wspo­mnianą trójcę, ale i dziwne, dotąd nie­od­czy­tane znaki. Jak to w legen­dach, można przy­jąć, że prawda histo­ryczna mie­sza się tu ze zmy­śle­niem i z magiczną inter­pre­ta­cją wyda­rzeń. Z pew­no­ścią jed­nak Waide­wut i Bru­ten są typo­wymi boha­te­rami mitycz­nymi, któ­rzy porząd­kują i nazy­wają świat.

Nieco wię­cej można powie­dzieć o języku pru­skim, ponie­waż mamy jego zabytki. Dają one poję­cie o tym, że mowa Pru­sów róż­niła się znacz­nie od innych dia­lek­tów bał­tyj­skich i że była naj­bar­dziej archa­iczna z nich wszyst­kich, a przy tym bliż­sza litew­skiemu niż łotew­skiemu. Pru­so­wie wrócą jesz­cze na karty tej książki, bowiem podob­nie jak Litwi­nom i Łoty­szom udało się im stać naro­dem histo­rycz­nym.

Narodu takiego nie zdą­żyli utwo­rzyć Jaćwin­go­wie — zachodni Bał­to­wie żyjący pomię­dzy Pru­sami a Litwi­nami. Jak się zdaje, zaj­mo­wali oni trzy tery­to­ria: Suda­wię (od ziemi Nad­ro­wian po Nie­men), Daj­nawę (nieco dalej na wschód) i Jaćwież (na połu­dnie od wcze­śniej wymie­nio­nych, aż do rzeki Bug, a z cza­sem — Narwi). Miesz­ka­jąca tam lud­ność posłu­gi­wała się dia­lek­tami języka jaćwie­skiego, przy­po­mi­na­ją­cego pru­ski. Pozo­stało po nim wiele nazw miej­sco­wych, na przy­kład mia­sto Sejny (seina — trawa na brzegu rzeki), rzeka Kir­sna na Poje­zie­rzu Olsz­tyń­skim (być może od kir­snan — czarny), jezioro i wieś Szta­binki (sta­bis — kamień), litew­ska rzeczka i wieś Nedzingė (od rdze­nia -ne(i)d- — ciek-nąć, pły­nąć). Nie jest zupeł­nie jasne, kiedy wymarł język jaćwie­ski; uważa się, że pod koniec XVI stu­le­cia, choć nie­któ­rzy naukowcy sądzą, że w zakąt­kach zachod­niej Bia­ło­rusi i wschod­niej Pol­ski prze­trwał do XIX wieku albo nawet do okresu sowiec­kiego. Jesz­cze około 1860 roku 30 tysięcy osób żyją­cych mię­dzy Grod­nem a Brze­ściem Litew­skim okre­ślało się jako Jaćwin­go­wie, mimo że ich języ­kiem był bia­ło­ru­ski. W latach sie­dem­dzie­sią­tych XX wieku sen­sa­cją stał się słow­ni­czek pol­sko-jaćwie­ski Pogań­skie gwary z Narewu, zna­le­ziony w pół­noc­nej czę­ści Pusz­czy Bia­ło­wie­skiej przez Vjačesłava Zinova, miesz­kańca Brze­ścia. Zawie­rał on 215 słów, spo­śród któ­rych więk­szość była bez wąt­pie­nia bał­tyj­ska. Publi­ka­cja ta jed­nak uwa­żana jest przez wielu języ­ko­znaw­ców za fał­szywkę.

Jaćwin­go­wie długo toczyli walki ze sło­wiań­skimi sąsia­dami, a rów­no­cze­śnie, być może, uczest­ni­czyli wraz z nimi w wypra­wach — w tym nawet do Bizan­cjum. Sły­nęli z odwagi (śre­dnio­wieczni auto­rzy twier­dzili, że Jaćwin­go­wie wie­rzyli w metemp­sy­chozę — ich zda­niem dusze zabi­tych wojów odra­dzały się w innych cia­łach). Pod koniec XIII wieku zie­mie Jaćwin­gów spu­sto­szyli Krzy­żacy, msz­cząc się za wspar­cie udzie­lone Pru­som pod­czas ich powsta­nia prze­ciwko Niem­com. Wiele rodzin jaćwie­skich prze­sie­dlono wtedy pod Kró­le­wiec, na tereny zamiesz­kane przez Sam­bów. Wódz i krewe Sko­mand prze­szedł na stronę Niem­ców, a drugi wódz, Skurda, ze swo­imi pod­wład­nymi wyco­fał się na Litwę. Zie­mie Jaćwin­gów w dużej mie­rze się wylud­niły i dopiero po kil­ku­set latach znów poja­wili się tam liczni osad­nicy.

Zabytki dzie­dzic­twa jaćwie­skiego są obecne przede wszyst­kim w dzi­siej­szej pół­nocno-wschod­niej Pol­sce, w oko­li­cach Suwałk i Augu­stowa, choć ich kopce gro­bowe i góry zam­kowe (gro­dzisz­cza) znaj­dują się także na Bia­ło­rusi w rejo­nie Nowo­gródka i w Litwie nie­da­leko Ejszy­szek oraz Dzie­wie­ni­szek. W Pol­sce i Litwie Jaćwin­go­wie stali się wręcz obiek­tem kultu; swoje utwory poświę­cili im tacy pisa­rze litew­scy jak Vin­cas Pie­ta­ris i Vin­cas Krėvė-Mickevičius, a potom­kami Jaćwin­gów nazy­wali się Kazys Boruta i Sigi­tas Geda.

Bałtowie północni

Jak wia­domo, na pół­noc od Litwy żyją dziś Łoty­sze — drugi naród bał­tyj­ski, który prze­trwał zawie­ru­chy histo­rii. Język łotew­ski jest podobny do litew­skiego, lecz bar­dziej zmo­der­ni­zo­wany i uprosz­czony (tro­chę jakby zesta­wić łacinę i język wło­ski). Do podziału na Bał­tów pół­nocnych — przy­szłych Łoty­szy — i na przy­szłych Litwi­nów doszło zapewne w VI–V wieku p.n.e. Prawy, a w wielu miej­scach także lewy brzeg Dźwiny zasie­dlali wów­czas Fino­wie, co wpły­wało na kształ­tu­jące się języki bał­tyj­skie.

Na naród łotew­ski zło­żyły się cztery ple­miona bał­tyj­skie: Kuro­wie, Zemga­lo­wie, Zelo­wie i Łat­ga­lo­wie (część pierw­szych trzech zlała się z ple­mionami litew­skimi i naro­dem litew­skim). Każde z nich miało wła­sny język i histo­rię.

Jako pierw­szych w źró­dłach wymie­niono Kurów ze względu na to, że wal­czyli ze Skan­dy­na­wami. Byli bodaj naj­barw­niej­szą bał­tycką grupą etniczną. Pod koniec XII wieku pisał o nich Duń­czyk Saxo Gram­ma­ti­cus (ten sam, od któ­rego Wil­liam Szek­spir zaczerp­nął temat Ham­leta), następ­nie kro­niki nie­miec­kie, a także Sło­wia­nie wschodni. Kuro­wie żyli na zachód od współ­cze­snej Rygi (po czę­ści rów­nież na Żmu­dzi), a ich zie­mie do dziś są nazy­wane Kur­lan­dią. Na tery­to­rium nie­gdyś przez nich zaj­mo­wa­nym znaj­dują się litew­skie miej­sco­wo­ści: Kłaj­peda, Połąga, Kre­tynga, a nawet sto­lica Żmu­dzi — Tel­sze. Kuro­wie sły­nęli z walecz­no­ści. Inne ple­miona bał­tyj­skie ata­ko­wały na lądzie, a oni byli także żegla­rzami, a wła­ści­wie praw­dzi­wymi pira­tami, łupią­cymi Gotlan­dię i Olan­dię, wybrzeża Danii i Szwe­cji. Adam z Bremy pisał, że zyskali opi­nię naj­okrut­niej­szego pogań­skiego ple­mie­nia, któ­rego wszy­scy się wystrze­gali. W XIII wieku Niemcy pod­bili i ochrzcili Kurów, a w stu­le­ciach XVI i XVII ich przed­sta­wi­ciele ule­gli let­to­ni­za­cji. Nato­miast zasie­dla­jący połu­dniowe pogra­ni­cza zli­tu­ani­zo­wali się — w dia­lek­cie żmudz­kim jest wiele śla­dów języka Kurów, na przy­kład w nazwach miej­sco­wych: Ablinga, Kretingalė, Žemalė; oraz pospo­li­tych, jak choćby kūlis (kamień). Rów­nież słowo w języku ogól­nym zuikis (zając) ma pocho­dze­nie kuroń­skie.

Nie­któ­rzy uwa­żają, że na Mie­rzei Kuroń­skiej nie­liczni Kuro­wie prze­trwali do naszych cza­sów. Fak­tycz­nie, żyła tam odrębna grupa etno­gra­ficzna kuršininkai (Kuro­no­wie pru­scy), lecz po dru­giej woj­nie świa­to­wej zostały z niej może poje­dyn­cze osoby — nie­mal wszy­scy zgi­nęli, prze­nie­śli się do Nie­miec albo zli­tu­ani­zo­wali. Mamy opisy i słow­niki ich języka. Kuro­nów pru­skich nale­ża­łoby jed­nak nazy­wać Łoty­szami, ponie­waż dawni Kuro­wie byli wpraw­dzie przod­kami więk­szo­ści z nich, ale oni sami — Kuro­no­wie — przy­byli na Mie­rzeję dopiero w XVI wieku i poro­zu­mie­wali się już nie po kuroń­sku, ale w dia­lek­cie języka łotew­skiego (ogól­nie rzecz bio­rąc, byli nawet trój­ję­zyczni: w domu mówili po łotew­sku, w miej­scach publicz­nych po nie­miecku, a w kościele i w kon­tak­tach z innymi miesz­kań­cami wybrzeża zwy­kle uży­wali języka litew­skiego). Ich dzie­dzic­twem jest uro­kliwa archi­tek­tura Nidy i Juodkrantė — miej­sco­wo­ści na Mie­rzei Kuroń­skiej — tam­tej­sze tra­dy­cje rybac­kie i legendy.

Na połu­dnie od dzi­siej­szej Rygi osie­dlili się Zemga­lo­wie. Żyli oni, podob­nie jak Kuro­wie, na spo­rej czę­ści obec­nej Litwy — mniej wię­cej od gra­nicy łotew­sko-litew­skiej po Szawle. Zemga­lów znano przede wszyst­kim jako rol­ni­ków (jesz­cze w XIX wieku wła­śnie w Semi­ga­lii byli liczni naj­znacz­niejsi łotew­scy gospo­da­rze, spo­śród nich wywo­dziło się wielu dzia­ła­czy łotew­skiego odro­dze­nia naro­do­wego). A prze­cież to rów­nież Zemga­lo­wie zało­żyli port u ujścia rzeki Lelupy, budo­wali nie byle jakie zamki i mieli wodzów wojen­nych, któ­rych imiona odno­to­wano w źró­dłach. O Zemga­lach wspo­mina się w lato­pi­sach Sło­wian wschod­nich, w skan­dy­naw­skich sagach i kro­ni­kach, nazwę ple­mie­nia zapi­saną runami można zna­leźć na kamie­niach na tere­nie Szwe­cji. Litwini z Zemga­lami spo­ty­kali się zwy­kle na polu walki, choć zawie­rali też ze sobą soju­sze. Ci dru­dzy pod­dali się Niem­com jako ostatni spo­śród pół­noc­nych Bał­tów, a potem orga­ni­zo­wali powsta­nia. Naj­póź­niej­sze upa­dło w 1290 roku i wów­czas duża część popu­la­cji Zemga­lów prze­nio­sła się na Litwę (choć mówi się o stu tysią­cach, jest to raczej liczba zawy­żona). Los tej spo­łecz­no­ści był podobny do losów Kurów: w XIV–XV wieku ule­gli albo let­to­ni­za­cji, albo litu­ani­za­cji.

Zelo­wie osie­dlili się na połu­dniowy wschód od Zemga­lów, pomię­dzy Łat­ga­lami a Litwi­nami. Wiemy o nich nie­wiele. Wydaje się, że ich nazwa została wymie­niona w cza­sach Tacyta i Pto­le­me­usza. Na słyn­nej Tabula Peu­tin­ge­riana, trzy­na­sto­wiecz­nej kopii mapy impe­rium rzym­skiego z IV stu­le­cia, można zna­leźć rzekę Zelów (łac. Flu­vius Sel­lo­nus) — zapewne cho­dzi o Dźwinę. Bez wąt­pie­nia ple­mię to poja­wia się w źró­dłach w XIII wieku, a więc naj­póź­niej z wszyst­kich Bał­tów. Na zie­miach litew­skich Zelo­wie żyli w oko­li­cach Birż, Kupi­szek, Raki­szek, Dusiat i Jezio­ro­sów. Niemcy pod­po­rząd­ko­wali ich sobie już w 1208 roku. Pierw­szy litew­ski król Men­dog, który uwa­żał się także za władcę Zelów, osta­tecz­nie prze­ka­zał Niem­com pół­nocną część Zelo­nii. Dzie­dzic­two tego ludu jest ukryte w gwa­rach wschod­niej Auksztoty, w nazwach miej­sco­wych i etno­gra­fii: na przy­kład Jezio­rosy (Zara­sai) pocho­dzą od zeloń­skiego eza­ras albo aza­ras ozna­cza­ją­cego jezioro.

Tych spo­śród Kurów, Zemga­lów i Zelów, któ­rzy się nie zli­tu­ani­zo­wali, zasy­mi­lo­wali Łat­ga­lo­wie. Żyli oni bli­żej Sło­wian, gdzie­nie­gdzie z nimi prze­mie­szani — w źró­dłach sło­wiań­skich pod nazwą „Lety­gola” są wspo­mi­nani w XI wieku. Stwo­rzyli mające liczne kon­takty z Połoc­kiem i Psko­wem księ­stwa: Jer­sika (oko­lice dzi­siej­szych Dyne­burga i Rze­życy), Kok­nese (nad Dźwiną) i Talawa (łotew­skie Vidzeme, czyli „śród­zie­mie” — obszar Liwo­nii). U progu XIII wieku Niemcy pod­bili wszyst­kie tery­to­ria Łat­ga­lów. Już w tam­tym cza­sie okre­ślano ich jako Łoty­szy — i wła­śnie tym mia­nem objęto póź­niej rów­nież Kurów, Zemga­lów i Zelów. Niemcy w pew­nym stop­niu wspie­rali język Łat­ga­lów (a nie, na przy­kład, kuroń­ski), gdyż byli z nim dość dobrze zazna­jo­mieni; następ­nie stał się pod­stawą piśmien­nic­twa łotew­skiego. Język ten, w miarę zro­zu­miały dla Litwi­nów, zawiera wiele zapo­ży­czeń z fiń­skiego, nie­miec­kiego, dia­lek­tów sło­wiań­skich, a także z litewsz­czy­zny (w XIX wieku Łoty­sze nie trak­to­wali lek­syki litew­skiej jako obco­ję­zycz­nej).

Losy naro­dów litew­skiego i łotew­skiego począt­kowo znacz­nie się róż­niły: pod­czas gdy ci pierwsi mieli swoje pań­stwo, ci dru­dzy przez kil­ka­set lat żyli pod wła­dzą nie­miecką i już w XVI wieku przy­jęli lute­ra­nizm. Nato­miast póź­niej obie nacje zbli­żyło wspólne doświad­cze­nie. Nie­mal w tym samym momen­cie, w dru­giej poło­wie XIX stu­le­cia, powstały ich ruchy wyzwo­leń­cze (łotew­ski roz­wi­jał się w bar­dziej sprzy­ja­ją­cych warun­kach). W 1918 roku naj­pierw Litwini, a następ­nie Łoty­sze ogło­sili nie­za­wi­słość (dzia­łacz litew­ski Jonas Šliūpas myślał nawet o wspól­nym pań­stwie). W mię­dzy­woj­niu Łotwa roz­wi­jała się szyb­ciej niż Litwa, lecz w okre­sie sowiec­kim róż­nice się zatarły. W latach 1990–1991 oba narody, dzięki podob­nym pro­ce­som, odzy­skały nie­pod­le­głość.

Warto pamię­tać, że słowo „Łat­ga­lo­wie” ma dziś inne zna­cze­nie niż w oma­wia­nych cza­sach. Okre­śla się nim grupę etno­gra­ficzną zamiesz­ku­jącą mniej wię­cej tereny nie­gdy­siej­szego księ­stwa Jer­sika. Jej człon­ko­wie, podob­nie jak inni Łoty­sze, są potom­kami daw­nych Łat­ga­lów, jed­nak wyróż­niają się pod wzglę­dem gwa­ro­wym i wyzna­nio­wym: od XVII stu­le­cia ich zie­mie, zwane Łat­ga­lią, były len­nem Rze­czy­po­spo­li­tej Obojga Naro­dów, dla­tego ci ludzie na­dal wyznają kato­li­cyzm. Współ­cze­sny dia­lekt łat­gal­ski odbiega od łotew­skiego języka lite­rac­kiego tak bar­dzo, że poja­wiały się pro­po­zy­cje, by go wyod­ręb­nić, a Łat­ga­lów uznać za osobny bał­tyj­ski naród. Tak się nie stało, cho­ciaż od XVIII wieku uka­zują się dru­kiem książki po łat­gal­sku, są też łat­gal­scy pisa­rze, któ­rzy ze względu na wspólną wiarę i doświad­cze­nia histo­ryczne czują zwią­zek z Litwi­nami. Dziś Łat­gal­czy­ków jest około 150 tysięcy.

Litwini

Ple­mię Litwi­nów żyło w cen­tral­nej czę­ści ziem Bał­tów, oto­czone przez pokrewne ludy i praw­do­po­dob­nie spo­śród nich naj­sil­niej­sze. Jak już wspo­mnie­li­śmy, w VIII–X wieku Sło­wia­nie oddzie­lili Bał­tów zachod­nich od tych żyją­cych naj­da­lej na wschód. Nie­zwy­kle trudno wyty­czyć gra­nicę mię­dzy Litwi­nami a Sło­wia­nami — zda­rzały się tereny, gdzie mie­szali się oni ze sobą, bywały strefy dwu­ję­zyczne, tym bar­dziej, że Litwini od około XII wieku roz­sze­rzali swoje tery­to­rium w kie­runku Pskowa, Połocka i Miń­ska. Z dru­giej strony, Sło­wia­nie dość wcze­śnie zaczęli osie­dlać się na przy­kład w Wil­nie.

Wydaje się, że ple­mię Litwi­nów wyod­ręb­niło się w V–VI wieku. Jego kolebką było dorze­cze Nie­mna, Wilii i Mere­czanki, w rejo­nie ogra­ni­czo­nym dzi­siej­szymi Wil­nem, Kow­nem i Ora­nami (Varėna). Wędro­wali oni stam­tąd na zie­mie Jaćwin­gów, Zemga­lów, Zelów, a także obec­nej Bia­ło­rusi, a jakiś czas póź­niej dotarli na tereny Kurów i Ska­lo­wów. Nie była to poko­jowa eks­pan­sja — wal­czyli w okrutny spo­sób. Zda­niem histo­ry­ków ówcze­śni Litwini przy­po­mi­nali Wikin­gów, tyle że bili się i gra­bili na lądzie. W XIII stu­le­ciu nie­miecki kro­ni­karz Hen­ryk Łotysz twier­dził, że pół­nocni sąsie­dzi Litwi­nów byli dla nich jak poży­wie­nie, niczym owce w pasz­czy wilka. Mówiono, że pół­nocni Bał­to­wie ze względu na ataki Litwi­nów hodują wyłącz­nie świ­nie, ponie­waż nie da się ich prze­pę­dzić na duże odle­gło­ści. Przez tery­to­ria Zelów i Zemga­lów Litwini się­gali ziem Estów, prze­cho­dzili po lodzie na wyspę Sarema (wtedy Ozy­lia), łupili nawet Kare­lię, gdzie zasłu­żyli sobie na nie naj­lep­szą opi­nię.

Litwini najeż­dżali także osady Sło­wian, ci zaś nie pozo­sta­wali im dłużni. Jeń­ców nie brano, chyba że dzieci, kobiety, nie­raz (dla okupu) szla­chet­nie uro­dzo­nych. W daw­nym piśmien­nic­twie Sło­wian wschod­nich nie bra­kuje wzmia­nek o ich ksią­żę­tach, któ­rzy zgi­nęli w wal­kach. Nazywa się tam Litwi­nów „cho­ro­braja Litwa” (dzielna Litwa), a cza­sem też „Litwa oka­jan­naja” (Litwa opę­tana przez dia­bła). Swoją drogą, w pół­nocno-zachod­niej Rosji sło­wami „Litwa oka­jan­naja” do dziś beszta się nie­grzeczne dzieci.

To „awan­tur­nic­two” sprzy­jało zle­wa­niu się pozo­sta­łych Bał­tów oraz Sło­wian z Litwi­nami. Nie­mal od początku dawni Litwini dzie­lili się na dwie grupy: wschod­nią i zachod­nią (póź­niej nazwano ich odpo­wied­nio Aukszto­tami i Żmu­dzi­nami); do tej dru­giej dołą­czyło nie­mało Kurów. Około XII stu­le­cia ple­mię zaczęło zyski­wać toż­sa­mość naro­dową. Wkrótce Litwini pod­bili ogromne tereny zasie­dlone przez Sło­wian, za to dostęp do Morza Bał­tyc­kiego udało się im zdo­być tylko na nie­dłu­gim odcinku w oko­li­cach dzi­siej­szych Połągi i Świę­tej.

Dawni Litwini żyli podob­nie jak inne ple­miona bał­tyj­skie w epoce żelaza: wie­lo­po­ko­le­niowe rodziny zamiesz­ki­wały pry­mi­tywne chaty sta­wiane zwy­kle na wzgó­rzach, a potem także u ich pod­nóży; z cza­sem wzno­sili rów­nież drew­niane zamki. Do uprawy roli sto­so­wali tech­nikę wypa­le­ni­skową i dwu­po­lówkę. Mieli drew­niane sochy z żela­znymi lemie­szami i toporki z tego samego mate­riału, sierpy oraz kamienne żarna. Trud­nili się hodowlą zwie­rząt, rze­mio­słem i han­dlem; wyty­czali drogi przez lasy, budo­wali mosty. Nie mamy tak barw­nych prze­ka­zów o ich wie­rze­niach jak w przy­padku pogań­skich Pru­sów, toteż roman­tycy przy­pi­sali Litwi­nom pru­ski Riko­jot. Na pewno wiemy jed­nak, że pogań­scy Litwini czcili dwa naj­wyż­sze bóstwa: Perkūnasa i jego anta­go­ni­stę Vel­niasa, wią­za­nego przez nie­któ­rych mito­znaw­ców z hin­du­skim (albo nawet pra­in­do­eu­ro­pej­skim) bogiem Waruną. Po chry­stia­ni­za­cji Litwy jego imie­niem zaczęto okre­ślać dia­bła (lit. vel­nias — dia­beł). Nie bra­ko­wało dru­go­rzęd­nych bóstw, spore zna­cze­nie miały bogi­nie: Laima (odpo­wie­dzialna za los) albo Žemyna (patronka ziemi i płod­no­ści), które zda­niem Mariji Gimbutienė są dzie­dzic­twem z cza­sów, gdy Indo­eu­ro­pej­czy­ków nie było jesz­cze w Euro­pie. Litwini mieli nie tylko święte lasy, ale i święte rzeki, źró­dła i jeziora (nie wolno w nich było łowić). Na Litwie są przy­naj­mniej trzy rzeki noszące nazwę Święta — naj­dłuż­sza w Aukszto­cie, w oko­li­cach Oni­kszt i Wił­ko­mie­rza, druga nie­opo­dal Połągi, a więc nad morzem, i ostat­nia pod Smol­ni­kami (przy gra­nicy z obwo­dem kró­le­wiec­kim).

Struk­tura spo­łeczna w ple­mie­niu Litwi­nów rów­nież przy­po­mi­nała tę u pozo­sta­łych Bał­tów. Trzeba jed­nak pod­kre­ślić pewną kwe­stię, o jakiej dotych­czas nie było tu mowy. Ogromna część ludz­ko­ści, od Egiptu po Chiny, posłu­gi­wała się poję­ciem wła­sno­ści zbio­ro­wej. Ina­czej było w antycz­nych Gre­cji i Rzy­mie, któ­rych cywi­li­za­cje opie­rano na idei wła­sno­ści indy­wi­du­al­nej, oso­bi­stej, co z cza­sem pozwo­liło roz­wi­jać się demo­kra­cji i pra­wom czło­wieka. W zachod­niej Euro­pie, na gru­zach impe­rium rzym­skiego, przy­jęła się forma wła­sno­ści zwana alo­dium (łac. allo­dium) — zgod­nie z nią pose­sjo­nat mógł dowol­nie dys­po­no­wać swoją nie­ru­cho­mo­ścią (wła­sność bez­wa­run­kowa), a gdy zmarł, przej­mo­wana była przez jego dzieci (wła­sność dzie­dziczna). Posia­da­cze alo­diów byli zobo­wią­zani pła­cić władcy kraju podatki. Zda­niem histo­ryka Edvar­dasa Gudavičiusa na zie­miach litew­skich alo­dia przy­jęły się — być może pod wpły­wem Skan­dy­na­wów — około XII wieku, a więc jesz­cze przed powsta­niem pań­stwa. Do całej spo­łecz­no­ści nale­żały tylko lasy, jeziora i mokra­dła. Odróż­niało to Litwi­nów od Sło­wian wschod­nich i póź­niej­szych Rosjan, u któ­rych wspól­no­towa wła­sność na wsiach prze­trwała do XIX stu­le­cia (sta­li­now­skie koł­chozy, dodat­kowo odda­la­jące kraj od Zachodu, były pod pew­nymi wzglę­dami kon­ty­nu­acją tego pra­daw­nego modelu, tyle że w dużo gor­szym kształ­cie). Przy­swa­ja­jąc sobie kon­cep­cję prawa wła­sno­ści indy­wi­du­al­nej, Litwa obrała kurs na cywi­li­za­cję euro­pej­ską — i stało się to nie­mal tysiąc lat temu.

Skąd się wzięła nazwa Litwa? Wielu odpo­wie: od słowa „deszcz” (lit. lie­tus). Ta ludowa ety­mo­lo­gia tra­fiła do popu­lar­nego nie­gdyś wier­sza powo­jen­nego poety Edu­ar­dasa Mieželaitisa w postaci wersu: „Čia Lie­tuva. Čia lietūs lyja” [Tutaj jest Litwa. Tu deszcz leje]. Inna znana hipo­teza mówi, że miano pocho­dzi od jede­na­sto­ki­lo­me­tro­wej rzeczki Litawki (Lie­tava — być może „roz­le­wa­jąca się”), wpa­da­ją­cej do Wilii nie­da­leko Kier­nowa. Miej­sco­wość ta, poło­żona około czter­dzie­stu kilo­me­trów na pół­nocny zachód od Wilna, jest uwa­żana za pierw­szą litew­ską sto­licę, dla­tego języ­ko­znawca Kazi­mie­ras Kuza­vi­nis stwier­dził, że ten wła­śnie hydro­nim dał nazwę całemu kra­jowi. Przez więk­szość bada­czy jest to pod­wa­żane, ponie­waż nie sądzą, by nie­wielki ciek z zaba­gnio­nymi brze­gami, w któ­rego oko­licy nie ma żad­nego śladu góry zam­ko­wej, mógł ode­grać tak donio­słą histo­ryczną rolę. Pol­ski sla­wi­sta i znawca Litwy Jan Otręb­ski utrzy­my­wał, że nie­gdyś „Nie­men” okre­ślano jako „Leita” lub „Lieta” — czego świa­dec­twem byłoby na przy­kład mia­sto Olita (Aly­tus) — jed­nak ta wie­lo­pię­trowa hipo­teza rów­nież nie wydaje się spe­cjal­nie wia­ry­godna.

Inny języ­ko­znawca, Simas Karaliūnas, powią­zał Litwę z nie­miec­kim sło­wem leiten (wieść, pro­wa­dzić, prze­wo­dzić komuś); podobny wyraz ist­niał w języku pra­in­do­eu­ro­pej­skim. Nazwy Lie­tuva, lie­tu­viai (Litwa, Litwini) począt­kowo mia­łyby więc ozna­czać „grupa wojów”. Ta teo­ria dziś wydaje się naj­bar­dziej wia­ry­godna. Histo­ryk Artūras Dubo­nis z kolei zwró­cił uwagę, iż rdzeń liet- pocho­dzi z leit-, a w czę­ści źró­deł o Litwi­nach pisano leitis (po pol­sku „leiciai”; Witold Kiej­stu­to­wicz [Vytau­tas] chciał koro­no­wać się na króla Leiciów). Leiciami nazy­wano także we wcze­snym okre­sie Wiel­kiego Księ­stwa Litew­skiego grupę spo­łeczną nale­żącą do rycer­stwa, któ­rej człon­ko­wie z cza­sem sta­wali się szlachtą bądź chłop­stwem. Co cie­kawe, słowo leitis w zna­cze­niu „Litwin” zacho­wało się w języku łotew­skim. W XIX wieku nadano mu nega­tywny odcień (przez to, jak się zdaje, że w fabry­kach w Rydze Litwini wyko­ny­wali naj­cięż­sze prace) i zastą­piono je neo­lo­gi­zmem lie­tu­vie­tis. Pol­skie „Litwin” kie­dyś było w uży­ciu także u Rosjan. Pierwsi Żydzi osie­dla­jący się na Litwie za pano­wa­nia księ­cia Witolda, czyli na prze­ło­mie XIV i XV stu­le­cia, ukuli swoją wer­sję: Lite lub Lito (obej­mo­wała rów­nież Bia­ło­ruś), Żydzi wywo­dzący się z Lite to litwacy, a etnicz­nych Litwi­nów okre­ślali oni jako litvi­ner. W okre­sie roz­bio­rów carat zaka­zał uży­wa­nia nazwy „Litwa”, zastę­pu­jąc ją „Kra­jem Pół­nocno-Zachod­nim”; dla nazi­stów był to „Ostland”, któ­rego czę­ścią uczy­nili Komi­sa­riat Gene­ralny Litwa, zresztą z cen­trum nie w Wil­nie, lecz w Kow­nie. Jak wia­domo, Sowieci Litwie dodali SRR — „socja­li­styczna repu­blika radziecka”.

Sąsiedzi: Liwowie i Wendowie

Bał­to­wie nie byli i nie są samotną wyspą, należy więc powie­dzieć co nieco o ich sąsia­dach. Zacznijmy od Finów. To potom­ko­wie daw­nych Ugro­fi­nów, począt­kowo zamiesz­ku­jący lasy dzi­siej­szej pół­noc­nej Rosji. Ugro­wie ode­rwali się od Finów i przedarli do środ­ko­wej Europy w IX–X wieku, następ­nie utwo­rzyli tam pań­stwo węgier­skie; Fino­wie tym­cza­sem wędro­wali na zie­mie poło­żone na pół­noc od sie­dzib Bał­tów, któ­rzy nie­rzadko mie­szali się z nimi, podob­nie jak ze Sło­wia­nami. Fino­wie trud­nili się przede wszyst­kim myśli­stwem i rybo­łów­stwem, w mniej­szym stop­niu uprawą roli i hodowlą zwie­rząt, ale pod wpły­wem Bał­tów powoli zaczęli wybie­rać osia­dły tryb życia. Przy­swo­ili wiele bał­tyj­skich słów, w tym nawet takie jak laiva (lit. laivas — sta­tek); z dru­giej strony litew­skie burė (żagiel) to zapo­ży­cze­nie z fiń­skiego — purje.

Z cza­sem wykształ­ciły się dwa narody fiń­skie: Estoń­czycy i Fino­wie (we współ­cze­snym rozu­mie­niu), któ­rzy długo żyli pod obcym pano­wa­niem, wła­sne pań­stwa stwo­rzyli dopiero w XX wieku, lecz zaj­mują istotne miej­sce w dzie­jach i kul­tu­rze Europy. Fiń­ski poemat Kale­vala nie ustę­puje epo­som fran­cu­skim czy nie­miec­kim. Doświad­cze­nia Estoń­czy­ków, tak jak Łoty­szy, w XIX i XX stu­le­ciu przy­po­mi­nały koleje losu Litwi­nów, dla­tego tych pierw­szych nazy­wano trze­cim, brat­nim naro­dem Bał­tów; współ­cze­śnie Estoń­czycy trzy­mają się raczej z Finami i Skan­dy­na­wami. Potom­ko­wie daw­nych Ugro­fi­nów, żyjący nie­gdyś w głębi Rosji, wiele prze­cier­pieli, ale kilka wywo­dzą­cych się z nich grup prze­trwało, na przy­kład Komiacy i Udmurci. W dol­nym biegu rzeki Ob do dziś żyją potom­ko­wie Ugrów — Chan­to­wie i Man­so­wie, z któ­rymi Węgrzy są w sta­nie się jako tako poro­zu­mieć.

Dla pozna­nia dzie­jów Litwy waż­niejsi są jed­nak Liwo­wie — naród fiń­ski bli­ski Estoń­czy­kom, przy­były nad Bał­tyk tro­chę wcze­śniej niż przod­ko­wie Bał­tów. Mię­dzy X a XIII wie­kiem żył on nad Zatoką Ryską (Rygę także zało­żono na jego zie­miach), oddzie­la­jąc od morza ple­miona pół­noc­nych Bał­tów. Wtedy było to pokaźne i liczące się ple­mię, za sprawą któ­rego w śre­dnio­wie­czu nie­mal całe tereny dzi­siej­szych Łotwy i Esto­nii były nazy­wane Liwo­nią. Liwo­wie okre­ślali sie­bie — przy­naj­mniej w ostat­nich stu­le­ciach — sło­wem rāndalizt, co ozna­cza „miesz­kańcy wybrzeża”, a swój język rāndakēļ, czyli „język wybrzeża”. W XIII stu­le­ciu zostali pod­bici przez Niem­ców, cho­ciaż pod­dali się nie ger­ma­ni­za­cji, lecz let­to­ni­za­cji. W XIX wieku żyło w przy­bli­że­niu 3 tysiące Liwów, w nie­pod­le­głej Łotwie w mię­dzy­woj­niu około 2 tysięcy, współ­cze­śnie zaś w Kur­lan­dii, w kilku wsiach na brzegu morza, jest ich tylko mniej wię­cej 500, spo­śród nich po liw­sku mówi zale­d­wie 30 osób. Prawo łotew­skie uznaje Liwów za auto­chto­nów i wspiera ich kul­turę.

Inne ple­mię, które z bie­giem czasu się zlet­to­ni­zo­wało, jest jesz­cze bar­dziej tajem­ni­cze: to tak zwani Wen­do­wie. Osta­tecz­nie zani­kli oni w XVI wieku, ale w XII stu­le­ciu żyli w oko­li­cach dzi­siej­szego mia­sta Kieś (łot. Cēsis; daw­niej Wen­den), na szlaku z Rygi do Esto­nii. Miesz­kali też w Kur­lan­dii, na pół­noc­nym brzegi Wenty (nie­wy­klu­czone, że zarówno nazwa rzeki, jak i miej­sco­wo­ści — Venta i Vent­spils — pocho­dzą od tego ple­mie­nia). Za dzie­dzic­two Wen­dów uważa się obo­wią­zu­jącą flagę Łotwy: kar­mi­nową z bia­łym pasem pośrodku; jeden z nie­miec­kich kro­ni­ka­rzy zapi­sał, że tak wyglą­dała, zgod­nie „z wen­dyj­skim oby­cza­jem”, cho­rą­giew Kiesi. Wielu histo­ry­ków sądzi, że Wen­do­wie byli ludem fiń­skim, jed­nak ist­nieje hipo­teza wysu­nięta przez Jerzego Sta­ni­sława Ochmań­skiego, że to raczej Indo­eu­ro­pej­czycy, któ­rzy nad morzem poja­wili się wcze­śniej niż Bał­to­wie i mogą być utoż­sa­miani z Wene­tami — zosta­wili oni ślady w dzie­jach Ita­lii (na przy­kład w postaci nazwy „Wene­cja”). Kul­tura Wene­tów róż­niła się od kul­tury Bał­tów, cho­ciażby inna była ich cera­mika i zwy­czaje zwią­zane z pochów­kiem, a mowa zaś zupeł­nie nie­zro­zu­miała dla Liwów, mimo że spo­krew­niona z języ­kiem Bał­tów. Z kolei Estoń­czycy wzięli od Wene­tów wła­sne okre­śle­nie Rosjan — vene.

Sąsiedzi: Goci i Skandynawowie

Na zachód i pół­nocny zachód od Bał­tów osie­dlili się indo­eu­ro­pej­scy Ger­ma­nie. Praw­do­po­dob­nie jako pierwsi w sąsiedz­twie Bał­tów poja­wili się Goci. Żyli oni na zie­miach dzi­siej­szej Szwe­cji (ich nazwę nosi wyspa Gotlan­dia), ale gdy zabra­kło im tam żyw­no­ści, na samym początku naszej ery dostali się nad Wisłę w oko­lice zamiesz­ki­wane przez daw­nych Pru­sów. Uważa się, że od ger­mań­skiego ludu wziął się etno­nim „Gudas”, który Litwini prze­nie­śli potem na Bia­ło­ru­si­nów. Goci nie zagrzali długo miej­sca na połu­dnio­wym wybrzeżu Bał­tyku i ruszyli dalej, nisz­cząc cały ówcze­sny porzą­dek na kon­ty­nen­cie euro­pej­skim. Dotarli do Morza Czar­nego i przy­jęli chrze­ści­jań­stwo — to z tam­tych cza­sów, a dokład­niej z IV wieku, pocho­dzi Biblia Wul­fili (Biblia gocka). Gotów wygnali jed­nak Huno­wie i w kon­se­kwen­cji ci pierwsi powę­dro­wali na zachód, przy­kła­da­jąc rękę do upadku impe­rium rzym­skiego. Część z nich tra­fiła do Ita­lii i Hisz­pa­nii. Pewna liczba Gotów prze­trwała do końca XVI stu­le­cia w górach Krymu. Moż­liwe, że w epoce wędró­wek ludów i upadku Rzymu Goci pocią­gnęli za sobą grupę Bał­tów, acz­kol­wiek jest to hipo­teza bar­dzo trudna do zwe­ry­fi­ko­wa­nia.

Póź­niej­sze kon­takty Bał­tów z ludami ger­mań­skimi się­gają IX i X wieku. Zostały utrwa­lone na przy­kład w dwu­na­sto­wiecz­nej Sadze o Egilu, w któ­rej zna­lazł się opis gra­bież­czego napadu Wikin­gów na Kurów. Jesz­cze zanim doszło do tych wyda­rzeń, na zie­mie Bał­tów wdarł się duży zastęp Skan­dy­na­wów — w Vita Ans­ga­rii [Żywot Świę­tego Ans­gara] zano­to­wano, iż w 853 lub 854 roku 7 tysięcy Szwe­dów pod wodzą króla Olafa oto­czyło twier­dzę Kurów Apu­lię, bro­nioną przez nawet 15 tysięcy ludzi (co nie­wąt­pli­wie było prze­sadą, za to zgodną z poetyką utworu hagio­gra­ficz­nego). Oblę­że­nie trwało osiem dni i Szwe­dzi już nie­omal stra­cili nadzieję na zwy­cię­stwo, lecz przy­po­mnieli sobie, że biskup Ans­gar pora­dził im, by w takiej sytu­acji zwró­cili się do Chry­stusa, który wes­prze ich lepiej niż pogań­scy bogo­wie. Tak też uczy­nili, a Kuro­wie popro­sili o pokój, pro­po­nu­jąc pół funta sre­bra za każ­dego czło­wieka prze­by­wa­ją­cego w twier­dzy. Szwe­dzi, otrzy­maw­szy okup i trzy­dzie­stu zakład­ni­ków, odstą­pili od znisz­cze­nia Apu­lii i się wyco­fali. Mamy tu do czy­nie­nia z pierw­szą zapi­saną w źró­dłach datą zwią­zaną z dzie­jami Litwy i z pierw­szym takim miej­scem. Zwy­kle sądzi się, że Apu­lia to Apuolė, góra zam­kowa pod Szku­dami (Sku­odas) przy gra­nicy z Łotwą. Pod koniec lata odbywa się tam doroczny arche­olo­giczny festi­wal „Apuolė 854”, poświę­cony woj­sko­wo­ści i rze­mio­słu daw­nych ple­mion bał­tyj­skich tego regionu. W żywo­cie nie poja­wia się wpraw­dzie nazwa „Litwa” (Skan­dy­na­wo­wie jej nie uży­wali), ale połu­dniowi Kuro­wie, do któ­rych nale­żała Apuolė, stali się czę­ścią narodu litew­skiego.

Skan­dy­na­wo­wie — Wikin­go­wie i nie tylko — ata­ko­wali i pusto­szyli zie­mie Kurów, lecz ci ostatni wcale nie ustę­po­wali im odwagą i okru­cień­stwem. Cała Europa modliła się wtedy: „Panie, chroń nas przed Wikin­gami”, ale mówi się, że Duń­czycy w kościo­łach pro­sili: „Panie, chroń nas przed Kurami”. Wikin­go­wie pró­bo­wali osie­dlać się nad Dźwiną, wzdłuż Dnie­pru i dalej w kie­runku Morza Czar­nego oraz Kon­stan­ty­no­pola, jed­nak zarzu­cili ten szlak, ponie­waż Bał­to­wie bez­li­to­śnie nisz­czyli ich osady. Warto wspo­mnieć, że kon­takt bojowy to nie wszystko: Bał­to­wie rów­nież han­dlo­wali ze Skan­dy­na­wami i to od nich nauczyli się ważyć metale szla­chetne. Uważa się, że dawne litew­skie słowo vaizbūnas (kupiec) pocho­dzi od nazwy gotlandz­kiego mia­sta Visby.

Po okre­sie walk ze Skan­dy­na­wami sąsia­dami i wro­gami Bał­tów stali się Niemcy, a więc jesz­cze jeden naród ger­mań­ski. Ale to już cał­kiem inna, a przy tym bar­dzo ważna opo­wieść. Kolejni Ger­ma­nie — Holen­drzy i Anglicy — zetknęli się z Litwi­nami i Łoty­szami znacz­nie póź­niej.

Sąsiedzi: Polacy i Ruś Kijowska

Jak zostało powie­dziane, pod wzglę­dem języ­ko­wym Bał­to­wie są bliżsi Sło­wia­nom niż Ger­ma­nom czy jakim­kol­wiek Indo­eu­ro­pej­czy­kom. W VI–VII wieku Sło­wia­nie żyli pomię­dzy Odrą a Dnie­prem, mniej wię­cej na połu­dnie od Bał­tów. Dzie­lili się na trzy grupy: Sło­wian zachod­nich, wschod­nich i połu­dnio­wych, a te z kolei — na ple­miona. Sło­wia­nie połu­dniowi raczej nie mieli kon­tak­tów z Bał­tami, za to prze­ka­zali im pewne dzie­dzic­two: język staro-cer­kiewno-sło­wiań­ski, który uczy­niono pod­stawą litur­gii pra­wo­sław­nej. Nato­miast Sło­wia­nie zachodni i wschodni — podob­nie jak Niemcy — ode­grali w dzie­jach Bał­tów ogromną rolę, odczu­waną do dziś.

Pod koniec pierw­szego tysiąc­le­cia naszej ery, gdy Skan­dy­na­wo­wie gra­bili zie­mie Bał­tów, a Bał­to­wie Skan­dy­na­wów, nad Odrą i Wisłą żyło kilka ple­mion sło­wiań­skich. Naj­waż­niej­szym z nich byli Pola­nie — miesz­kańcy Wiel­ko­pol­ski z głów­nymi gro­dami w Gnieź­nie i Pozna­niu, oraz Wiśla­nie — zasie­dla­jący Mało­pol­skę z cen­trum w Kra­ko­wie. Ci spo­śród Sło­wian zachod­nich, nazwani póź­niej Pola­kami, nie utrzy­my­wali szcze­gól­nych kon­tak­tów z Bał­tami. Ogra­ni­czały się one zapewne, tak jak w przy­padku Skan­dy­na­wów, do wza­jem­nych najaz­dów.

Ina­czej kształ­to­wały się rela­cje z ple­mio­nami Sło­wian wschod­nich. Warto zresztą pamię­tać, że począt­kowo Bał­to­wie nie gra­ni­czyli w tych oko­li­cach ze Sło­wianami, a z innymi Indo­eu­ro­pej­czy­kami — Scy­tami i Sar­ma­tami. Były to naj­pew­niej ludy irań­skie. W języ­kach bał­tyc­kich można zna­leźć słowa, które przy­pusz­czal­nie są ira­ni­zmami, na przy­kład aitva­ras (lata­wiec), vana­gas (jastrząb), a nawet namas (dom). Scy­tów i Sar­ma­tów znad Morza Czar­nego wyparły koczow­ni­cze ludy Pie­czyn­gów, Połow­ców i Cha­za­rów. Na pół­noc od nich, na ogrom­nych obsza­rach mię­dzy dzi­siej­szym Nowo­gro­dem Wiel­kim a środ­ko­wym bie­giem Dnie­pru, w IX wieku żyli już Sło­wia­nie wschodni. Zało­żyli oni księ­stwa: połoc­kie, nowo­grodz­kie i kijow­skie. Jak wspo­mnia­łem, tam­tędy biegł nad Morze Czarne szlak Wikin­gów. Jed­nego ze swo­ich wataż­ków, wodza Ware­gów Ruryka, w 862 roku obwo­łali księ­ciem nowo­grodz­kim. Stał się on pro­to­pla­stą dyna­stii Rury­ko­wi­czów, któ­rej człon­ko­wie szybko ule­gli sla­wi­za­cji, zapo­mnieli ojczy­stego języka i zaczęli przyj­mo­wać sło­wiań­skie imiona (o wiele póź­niej podobny pro­ces miał miej­sce w przy­padku litew­skich Gie­dy­mi­no­wi­czów i Jagiel­lo­nów).

Następcy Ruryka dotarli do Kijowa i prze­nie­śli tam swoją sto­licę. Jeden z nich, Wło­dzi­mierz I Wielki, w 988 roku przy­jął chrzest. Istotne jest to, że do Gnie­zna chrze­ści­jań­stwo przy­szło z Rzymu, a do Kijowa — z Kon­stan­ty­no­pola, co po wiel­kiej schi­zmie (1054) poskut­ko­wało trwa­ją­cym do dzi­siaj podzia­łem na kato­licki Zachód i pra­wo­sławny Wschód. Pierwsi Rury­ko­wi­cze utwo­rzyli silne pań­stwo chrze­ści­jań­skie — Ruś Kijow­ską. Róż­niła się ona znacz­nie od póź­niej­szej (a i współ­cze­snej) Rosji, ponie­waż nie­wąt­pli­wie była czę­ścią cywi­li­za­cji naszego kon­ty­nentu: ksią­żęta kijow­scy zawie­rali mał­żeń­stwa z wład­cami zachod­niej Europy, a Kijów w żad­nym wypadku nie był odizo­lo­wany od innych kra­jów.

Bał­tów rów­nież łączyła z Rusią Kijow­ską rela­cja typowa dla tam­tych cza­sów: urzą­dzali wyprawy na jej tery­to­rium, a Rury­ko­wi­cze najeż­dżali zie­mie przy­szłych Litwi­nów i Łoty­szy. Lat­ga­lo­wie, Zemga­lo­wie, Kuro­wie i Jaćwin­go­wie są wymie­niani wśród ple­mion, które w X–XI wieku skła­dały Rusi Kijow­skiej daninę. Boha­ter ruskich bylin Ilja Muro­miec miał raz na trzy lata przy­by­wać na Litwę i zbie­rać opłaty dla księ­cia Wło­dzi­mie­rza. Jeśli to prawda, to wpływy z ziem Bał­tów szybko się skoń­czyły, Litwini zaś zaczęli zaj­mo­wać pół­nocne zie­mie Rusi Kijow­skiej, przy­pusz­czali ataki na Psków i Nowo­gród Wielki, a okre­sowo kon­tro­lo­wali Połock — zna­czący ośro­dek póź­niej­szej Bia­ło­rusi. W Sło­wie o pułku Igora można zna­leźć nastę­pu­jący frag­ment o księ­ciu Iza­sła­wie I, wła­da­ją­cym zie­miami w oko­li­cach dzi­siej­szego Nie­świeża:

Iza­sław tylko sam jeden w tej toni O hełm litew­ski sta­rym mie­czem dzwoni; […] A sam pod szczyty czer­wo­nymi pada; Na błoń litew­skie zwa­liły go mie­cze5.

W XII stu­le­ciu zarówno Pol­ska, jak i Ruś Kijow­ska roz­pa­dły się na wiele małych księstw, co oczy­wi­ście sprzy­jało Bał­tom, a zwłasz­cza Litwi­nom. Z cza­sem Litwa przy­łą­czyła nie­mal całe tery­to­rium Rusi Kijow­skiej, a nawet Kijów, przed­tem jed­nak w tym regio­nie Europy musiało dojść do istot­nych zmian — będzie o nich mowa w dal­szej czę­ści książki.

Próby ochrzczenia Bałtów. Święci Wojciech i Brunon. Pierwsza wzmianka o Litwie

Śre­dnio­wieczna Europa przyj­mo­wała chrze­ści­jań­stwo eta­pami. Pogań­stwo wyco­fy­wało się na pół­noc i pół­nocny wschód podob­nie jak nie­gdyś lodo­wiec: rytm dzie­jów był powtó­rze­niem rytmu natury. W XII wieku poga­nami pozo­sta­wali już tylko Bał­to­wie i Fino­wie. Ta część „młod­szej Europy” zda­niem nie­któ­rych nie miała prawa samo­dziel­nie decy­do­wać o przy­ję­ciu chrztu. Ci ostatni poga­nie abso­lut­nie nie chcieli się ugiąć, a więc pod­po­rząd­ko­wać najeźdź­com, a rów­no­cze­śnie powoli zaczy­nali rozu­mieć, że zmiana wiary ozna­cza dołą­cze­nie do cywi­li­zo­wa­nej Europy. Wraz ze zbli­ża­ją­cym się mil­le­nium wśród chrze­ści­jan rosło pra­gnie­nie, by żaden czło­wiek nie został bez chrztu: w 1000 roku miał nadejść koniec świata i Kościół nie chciał, aby ludzie, któ­rzy nie zdążą przy­jąć świa­tła Chry­stusa, byli ska­zani na męki pie­kielne.

Bodaj pierw­szym chrze­ści­jań­skim misjo­na­rzem na zie­miach Bał­tów był Woj­ciech Sław­ni­ko­wic. Przez jakiś czas był bisku­pem Pragi; uważa się, że to on ochrzcił Węgrów, a następ­nie wyru­szył na pół­noc. Tam zaopie­ko­wał się nim Bole­sław Chro­bry, który przy­dzie­lił mu trzy­dzie­stu wojów. Woj­ciech powę­dro­wał wraz z nimi do kra­iny nie­prze­by­tych, dzi­kich leśnych ostę­pów — tam, gdzie żyli pogań­scy Pru­so­wie. Gdy zna­lazł się na tery­to­rium Sam­bów, ode­słał straż­ni­ków i dalej podró­żo­wał już tylko z dwoma innymi duchow­nymi. Żaden z nich nie znał języka pru­skiego, więc pró­bo­wali korzy­stać z pomocy tłu­ma­cza. Misjo­na­rzowi gro­żono śmier­cią, jeśli w ciągu jed­nej nocy nie opu­ści wraz z towa­rzy­szami nie swo­jej ziemi.

Zgod­nie z legendą Woj­ciech wytrwał wśród pogan pięć dni i nawet spra­wo­wał msze w świę­tym lesie. 23 kwiet­nia 997 roku zabito go pru­ską włócz­nią bądź mie­czem. Doko­nać tego miał wiesz­czek Sikas (Sicco), któ­rego brata wcze­śniej zgła­dzili Polacy. Pozo­sta­łych duchow­nych ode­słano do Pol­ski. Bole­sław Chro­bry wyku­pił ciało misjo­na­rza i uro­czy­ście zło­żył je w kate­drze gnieź­nień­skiej. Już po dwóch latach papież Syl­we­ster II kano­ni­zo­wał Woj­cie­cha, a rok póź­niej przy jego gro­bie modlił się sam cesarz Otton III.

Na pła­sko­rzeź­bach z dato­wa­nych na 1175 rok Drzwi Gnieź­nień­skich, opo­wia­da­ją­cych o życiu Woj­cie­cha, można zoba­czyć, jak wów­czas wyglą­dali albo jak wyobra­żano sobie Bał­tów z X wieku. Inna pamiątka po tej nie­uda­nej misji do Pru­sów zacho­wała się w obwo­dzie kró­le­wiec­kim. W Sam­bii, w oko­li­cach dzi­siej­szego mia­steczka Pri­morsk, nad morzem znaj­do­wał się krzyż, któ­rym ozna­czono domnie­mane miej­sce śmierci świę­tego. W 1949 roku Sowieci znisz­czyli kru­cy­fiks, ale w 1997 roku kato­licka para­fia w Kró­lewcu go odbu­do­wała — dziś wznosi się nad wyso­kim nad­mor­skim brze­giem.

Drugi misjo­narz Bał­tów podob­nie jak Woj­ciech wywo­dził się z oto­cze­nia Ottona III i Bole­sława Chro­brego. Znał swo­jego poprzed­nika, napi­sał jego życio­rys, a nawet go powtó­rzył — rów­nież został męczen­ni­kiem i świę­tym. Litwini pamię­tają o nim przede wszyst­kim dla­tego, że przy oka­zji jego misji w źró­dłach po raz pierw­szy poja­wiła się nazwa „Litwa”. Cho­dzi o Sak­soń­czyka Bru­nona z Kwer­furtu, który począt­kowo dzia­łał w Mag­de­burgu. Następ­nie zło­żył śluby zakonne i przy­jął imię Boni­facy, a w 1004 roku wyzna­czono go na „arcy­bi­skupa pogan”. Mil­le­nium minęło, świat się nie skoń­czył, ale w niczym nie zmniej­szyło to gor­li­wo­ści Boni­fa­cego w chry­stia­ni­zo­wa­niu ple­mion nie­wier­nych. Zło­żył on wizytę w Kijo­wie i ze wspar­ciem władcy Rusi, wspo­mnia­nego wcze­śniej Wło­dzi­mie­rza, podró­żo­wał po ste­pach — zie­miach koczow­ni­czych Pie­czyn­gów. Tra­fił u nich do nie­woli, mimo to zdo­łał nawró­cić około trzy­dzie­stu moż­nych, a nawet wyświę­cił dla nich biskupa. Praw­do­po­dob­nie w Kijo­wie usły­szał o Litwi­nach. Po powro­cie do Pol­ski wyru­szył do Pru­sów — od połu­dnia, przez zamar­z­nięte mokra­dła. W 1009 roku w Rocz­ni­kach Kwe­dlin­bur­skich zano­to­wano: „Święty Bru­non zwany też Boni­fa­cym, arcy­bi­skup i zakon­nik, w jede­na­stym roku od swego nawró­ce­nia na pogra­ni­czu Rusi i Litwy (Lituae) zabity przez pogan wraz z osiem­na­stoma towa­rzy­szami, wstą­pił do nieba dnia 9 marca”.

Inne źró­dła podają cie­kawe infor­ma­cje doty­czące apo­stol­stwa Bru­nona do Bał­tów. Dok­tor Kościoła Pie­tro Damiani opi­sał spo­tka­nie przy­szłego świę­tego z wodzem ple­mie­nia bał­tyj­skiego Neti­me­rem, który, zoba­czyw­szy bosego i ubogo odzia­nego misjo­na­rza, zapro­po­no­wał mu mają­tek, byle tylko prze­stał wygła­szać kaza­nia. Wów­czas Bru­non wdział uro­czy­ste bisku­pie szaty i wrzu­cił do ognia posągi pogań­skich boż­ków. Wście­kły Neti­mer pchnął w pło­mie­nie samego Bru­nona, ten jed­nak usiadł w nich spo­koj­nie na stolcu bisku­pim i trwał tak, aż odśpie­wano sie­dem psal­mów. Zaob­ser­wo­wany cud spra­wił, że Neti­mer ochrzcił się w pobli­skim jezio­rze wraz ze swo­imi trzy­stoma towa­rzy­szami. Edvar­das Gudavičius uważa, że wódz przy­jął chrze­ści­jań­stwo z wła­snej woli, a tylko urzą­dził z tej oka­zji uro­czy­ste przed­sta­wie­nie dla swo­ich pod­wład­nych. Jed­nak legen­darne czy mityczne wyda­rze­nia rzą­dzą się wła­sną logiką i nie zawsze da się je „prze­ło­żyć” na język histo­rycz­nej intrygi.

Bru­nona uwię­ził potem i uśmier­cił brat Neti­mera, uparty poga­nin Zebe­den (Zebe­diej). Rodzeń­stwo repre­zen­tuje dwie orien­ta­cje, które nie­raz ujaw­nią się w dzie­jach Litwy: Neti­mera można nazwać pierw­szym bał­tyj­skim „euro­fi­lem”, a Zebe­dena — „euro­scep­ty­kiem”. Głowę ścię­tego misjo­na­rza wrzu­cono do rzeki. Według Pie­tra Damiana zabójca zaraz potem oślepł, a jego wojo­wie zostali spa­ra­li­żo­wani.

Imiona Neti­mer i Zebe­den brzmią dzi­wacz­nie — na pewno ule­gły znie­kształ­ce­niu. Wąt­pliwe, by bra­cia byli Litwi­nami, raczej War­mami, zachod­nimi Galin­dami lub Jaćwin­gami. W now­szych prze­ka­zach już się ich nie wymie­nia. Rzeki, w któ­rej zato­nęła głowa Bru­nona, nie ziden­ty­fi­ko­wano. Powszech­nie uważa się, że „arcy­bi­skup pogan” zgi­nął pod dzi­siej­szym Giżyc­kiem, na ziemi War­mów. Część bada­czy twier­dzi, że Bru­nona zgła­dzono na Jaćwieży, a jesz­cze inni — że nawet w rejo­nie współ­cze­snego litew­skiego Mariam­pola.

Nie­za­leż­nie od tego, jaka jest prawda, w żywo­cie świę­tego Bru­nona z Kwer­furtu o Litwie nie mówi się wprost, a tylko wspo­mina o jej pogra­ni­czu. To jed­nak pierw­sza zacho­wana w źró­dłach histo­rycz­nych wzmianka o tym kraju, dla­tego w 2009 roku obcho­dził on swoje tysiąc­le­cie. Można powie­dzieć, że 1009 rok był momen­tem przej­ścia Litwi­nów z pre­hi­sto­rii do histo­rii. Stało się to póź­niej niż w przy­padku więk­szo­ści naro­dów euro­pej­skich, ale — jak mówi przy­sło­wie — lepiej późno niż wcale.