Biskupianie - Jan Bzdęga - ebook

Biskupianie ebook

Jan Bzdęga

0,0

Opis

[PK] 

 

Tę książkę możesz wypożyczyć z naszej biblioteki partnerskiej! 

 

Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego. 
Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych.  

 

Przywracamy dziś do życia skromną książeczkę, traktującą o zwyczajach, pieśniach i tańcach Biskupian. Biskupianie - to niewielka grupa ludnościowa południowej Wielkopolski, zasiedziała w około trzydziestu niegdyś wsiach, rozsianych wokół Krobi, na południe od Gostynia.
[Ze wstępu]

 

Książka dostępna w zasobach: 
Biblioteka Publiczna Miasta i Gminy w Gostyniu

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 152

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



JAN BZDĘGA

Z DOMAC1IOWA

B1SKUPIAN1E

WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE

ILUSTRACJE WYKONAŁ: ART. MAL. W. BORATYŃSKI NUTY SPISAŁ: J. BARANOWSKI

SKŁAD GŁÓWNY WIELKOPOLSKI ZW. TEATRÓW LUDÓW. W POZNANIU CZCIONKAMI DRUKARNI SPÓLKOWEJ W KOŚCIANIE

1936

Słowo wstępne

Zdawałoby się, że silna fala idąca przed wojną od zachodu i niwelizująca wszelkie oznaki kultury swojskiej, na żadne nie napotyka zapory i całą ogarnie Wielkopolską. Jednakże stało się inaczej. Lud nasz przywiązany nietylko do wiary praojców, ale i do dawnych ubiorów, zdołał przeciwstawić się sile tej fali niweczącej iv wielu ośrodkach, a mianowicie na Biskupiżnie, tej barwnej oazie najcharakterystyczniejszego stroju wielkopolskiego, koncentrującego się iv Krobi i promieniującego na całą okolicę iv obrębie kilku mil. Tam do dziś dnia nietylko starsza generacja, lecz i młodzież i dzieci z rozkoszą i dumą stroją się iv fałdziste, różnokolorowe suknie i motyliste czepki, ręcznie haftowane. Kto ze strojem tym pragnie się bliżej zapoznać, a niema okazji wyjazdu na Biskupiznę, niechaj podąży do Muzeum Wielkopolskiego, gdzie iv Zbiorach Ludoznawczych im. Heleny i Wiesławy Cichowicz podziwiać może w witrynie (nr. 50) aż 7 stroi kobiecych i męskich, co jeden to wspanialszy.

Cóż piękniejszego jak wycieczka do Krobi iv niedzielę na nabożeństwo iv starej świątyni ukrytej wśród drzew pięknego parku dawne pamiętającego dzieje. A gdy iv dodatku szczęście dopisze i ślubny pokaże się orszak, wówczas prawdziwa to rozkosz dla oka spragnionego widoku naszych przepięknych dawnych strojów ludowych.

Któż więcej potrafi rozmiłować się iv pięknie tego stroju jak nie rodowity Biskupianin? Któż lepiej potrafi scharakteryzować zwyczaje, obyczaje i stare ludu tego obrzędy, jak nie syn tej ziemi?

Słusznie więc też zajął się mozolnem spisaniem i opracowaniem życia ludu Biskupiańskiego rodowity Biskupianin ze starej łam od lat osiadłej rodziny Bzdęgów, Jan Bzdęga z Domachowa.

Jan Bzdęga przepojony miłością do Biskupizny daje nam opis całego bytowania Biskupian iv jak najprzystępniejszej formie, wnikając we wszystkie tajniki życia swej braci.

Zapoznaje nas nietylko ze strojem, zwyczajami i obrzędami, lecz także z ich dialektem, co niezmiernie jest ciekawe. Aby pracę swq uczynić jeszcze przystępniejszą i więcej pouczającą, poprosił o współpracę kolegów swych, młodego artystę malarza p. W. Boratyńskiego, który całym szeregiem ilustracyj pracę tę ozdobił oraz organistę z Domachowa p.J. Baranowskiego, który zebrał i spisał najulubieńsze melodje Biskupian śpiewane czy to z okazji śrendzin, wesel lub innych uroczystości.

Praca u» tej podana formie bardzo jest wartościową i niezmiernie pożądaną dla ludoznawstwa naszego. Ukazuje się ona iv chwili, gdy regjonalizm coraz potężniejsze zdobywa sobie prawa obywatelstwa, i z pewnością przyczyni się do zapoznania szerokiego kola miłośników ludu naszego z tym malowniczym, a trochę zapomnianym zakątkiem Wielkopolski.

(Wiesława Cichowicz) Współtwórczyni Zbiorów Ludoznawczych im. Heleny ł Wiesławy Cichowicz w Poznaniu.

Poznań, dnia 18. IV. 36.

„Hej! z młodych lot, huloł jo ci rod...“ (wyimek z piosenki biskupiańskiej)

Demokracja jest kłamstwem, jeżeli w narodzie brak oświaty! Bez oświaty niema siły!

Bez siły niema zwycięstwa!

ZAPISUJCIE SIĘ NA CZŁONKÓW l CZYTELNIKÓW T. C. L.

Ilustracje strojów biskupiańskich, umieszczone w niniejszym opisie, wydał autor w formie pocztówek, które można nabywać w księgarniach I u wydawcy

Mapka Biskupizny

Biskupizna, to piękny zakątek Wielkopolski, w powiecie gostyńskim, obejmująca kilkanaście wiosek, należących do parafij Krobia i Domachowo. Nazwa tej okolicy wywodzi się stąd, że obszar ten był związany specjalnemi węzłami organizacyjnemi z biskupami poznańskimi, jako proboszczami krobskimi, którzy do dziś mają w Krobi swoją letnią rezydencję.

Na mapie naszej zaznaczyliśmy wioski, które należały niegdyś do Klucza biskupiego, przez podkreślenie. Wioski, na mapie naszej nie podkreślone a leżące wewnątrz zakreślonej granicy, zachowują także zwyczaje i obyczaje sąsiednich Biskupian, chociaż same do Klucza biskupiego nie należały. Wieś Wymysłowo jest zamieszkała dziś przez kolonistów niemieckich i przybyszów-Polaków z innych stron, którzy zwyczajów i obyczajów Biskupian nie zachowują.

W ostatnim czasje Biskupizna zaczęła ciekawić szersze koła badaczy i miłośników naszej ludowości. Jednak badacze, którzy przyjeżdżają zazwyczaj z innych stron, zapoznają się z Biskupizną bardzo powierzchownie i przypatrują się jej przeważnie przez bardzo krótki czas. Zdania ich i opinje są wskutek tego często mało dokładne i dlatego autor, rodem z tejże Biskupizny, pragnie podzielić się z czytelnikiem temi wiadomościami i wrażeniami, jakie przeżył osobiście.

Taniec-Wiwat (1)

HEJ! Z MŁODYCH LOT...

ŹWOWO

Hej 2 młodych lot hu-loł jo ci rod, Nie-je-den fa

la - rok z kie-szy - ni wy-pod. Z kie-szy-ni wy-pod i sie

raz - pły-nqł, do mo - i je-dy-ny ser-co po-pły-nqł. po-pły-nqł.

Krzciny i Jan Krzciciel

Opis zwyczajów i obyczajów biskupiańskich rozpocznę od obrzędu „Krzcin“ to znaczy zwyczajów, zachowanych przy Chrzcie św. Zwyczaje te nie różnią się naogół od zwyczajów, przyjętych na ziemiach Polski.

Przyjście na świat latorośli biskupiańskiej powoduje taki sam „rewetes“ i radość jak i gdzieindziej. Ojciec dumny ze syna — rodzina mówi „to jakby ktoś tysiąc złotych przyniósł do izby“ — matka uradowana córą, cieszy się, że będzie' miała pomoc w kuchni i przy „inwyntorzu“ — choć mówią „to jakby ktoś tysiąc złotych wyniósł z izby“. Potem wybieranie i zapraszanie kumotrów. Trzeba dbać, by dziecko miało^dobry charakter i ładne było, a to po „krzasnych“ ma dziedziczyć. „Krzasnym“ dla chłopca musi być dobry śpiewak. Po powrocie z kościoła kładą maleństwo, w poduszkach rozumie się, pod stół, by było pokorne, mówiąc „zabraliśmy poganina (pogankę) a przynieśliśmy chrześcijanina (chrześcijankę)“. Kumotrowie wkładają pod poduszki w łóżku matki „wiązarki“ z prezentem, najczęściej w gotówce.

Uroczystość „krzcin“ nie obejdzie się bez przekąski i wypitku, bo inaczej by się dziecko nie „chowało“ (nie urosło). Popołudniu zjeżdżają się zaproszeni krewni a wtedy najczęściej tematem ich rozmów jest dopiero co ochrzcony biskupianin lub biskupianka, o której mówią:

Jak jest mała, to ją czesz Jak urośnie, to ją strzeż, Jak przydzie do rozumu, Dej pieniendzy komu, Zęby ją wzlół z domu, „Śpiewka“, tak bardzo ulubiona przez biskupian, rozlega się nad kołyską maleństwa. Na myśl o nieporadnem nowo-narodzonem maleństwie śpiewają pieśń o biednej sierotce(3J:

SZŁA SIEROTKA PO WSI...

Wolno — smętnie

Sała sie - rot - ka po wsi, te - pa - dli jq źli psi

ni-miot 31« kto te* brać/) ni - mioł jej kto te-gnać.

Ja nie jym, nie pije, Łaską boską źyje.

Jo bym tyż była Łaską boską żyła.

Idź żeś ty, idź żeś ty Do swoji macochy.

Niech cie wymyje l niech uczesze.

Kiedy jak mnie myje Nakrenca mi szyje.

A jak mnie czesze, to robi mi piesze.2)

Połószże sie, połószże, Kole boku mygo

Byndziemy tu spać Aż do dnia sądnygo.

Przyśli anieli z nieba, Wzieni sienete do nieba, Przyśli czarci z piekła, Wzieni macochę do piekła.

Za stół posadzili Smoły postawili Macocho upiiej Ty bracie dolywej.(4) włosy.

Pan Jezus sie łebroł

1 sierotkę łegnoł, Z biedy ją wybawił I łaskawie mówił

Sierotko dzie idziesz,

Macierzy swej szukać, Macierzy nie znejdziesz, A sama dzie zejdziesz,

Idź żeś ty, idź żeś ty Na smentorz zielony

Tam na jeji grobie Rośnie kierz lilyji.

Ułomżesz gałonzke, Pukej po tym grobie, Łezwie ci sie, łezwie Ta macierzą tobie.

A któż mi tam pukoł Po tym mojim grobie, A joć to matulo, Puście mnie do siebie.

A co byś tu jedła, A co byś tu piła, A wy co tam jycie, Wy tam co pijecie.

i) zaopiekować, targać za

Biedna sierotka poszła do nieba, a zła macocha do piekła. Piosenka ta ma opinję bardzo starej. Pod okiem troskliwej matki rośnie przyszła lub przyszły dzielny bisku-pianin. Pierwszym jego występem publicznym niejako, będzie „majenie“ (strojenie) z starszą bracią wrót i całego obejścia w wigilję św. Jana Chrzciciela. „Korony" z modraków, łabu-zie (tatarak) ze stawu, gałązki lipowe i bzowe służą do ozdoby, a przedewszystkiem do ochrony dobytku przed złem i „ciotami" (czarownicami). Wszystko to jednak ma znaczenie dziś symboliczne, ponieważ wiara w moc ciot i t. p. zanika. Dorastając, bierze udział, stosownie do wieku, w zwyczajach i obyczajach swoich ojców.

Wcześnie kończą się beztroskie łatą dziecięce. Już jako 14-letni wyrostek pracuje biskupianin przy sianokosach, pomagając w miarę sił starszym. Łąki biskupiańskie leżą przeważnie zdała od wsi — odległości od 4--7 km nie są rzadkością przez co praca przy sianokosach nabiera swoistego uroku przez niecodzienny krajobraz, jaki się przedstawia oczom pracujących. A przy pracy rozlega się śpiew, w którym dzielnie sekunduje starszym dorastająca młodzież. Bardzo często są sianokosy także okazją do bliższego zapoznania się młodzieży między sobą, zwłaszcza, że sąsiedzi zwykle sobie przy pracy tej pomagają. Niejedna dorodna para biskupiańska poznała się bliżej przy sianokosach.

Śrendziny

Jak na całym Bożym świecie, tak i u nas pobierają się i to w zależności od stanu swego. Gospodarska córka t gospodarzem, „pateracka z paterokiem“ (to niby biedniejsi). To już tak pewnie Pan Bóg przykazał, a u nas jest tak „z downa z downości“, choć trafi się i inaczej. Jak się chłopak i dziewucha „mocno mają ku sobie", to on posyła faktorów „na wywiady“, ale jeszcze nie urzędowo. Jeśli rodzice się nie sprzeciwiają — a rodziców wola święta — wysyłają rodzice przyszłego młodego pana do rodziców panny swatów, dobrych „godaczy" — by umieli jak najwięcej „wycyganić“ majątku - co nieraz przychodzi bardzo trudno u sknerów. Gdy nareszcie „żyniaczka ubita“, wyznaczają dzień zrękowin (najczęściej świąteczny) po dawnemu śren-dzinami zwany. „Nadobny“ młodzian wybiera sobie jako drużbę najbliższego krewnego lub dobrego przyjaciela i w naznaczonym dniu po południu jadą konno na śrendziny. Na wyjezdnem ze wsi z radości śpiewają taką śpiewkę:

PRZEZ WODĘ KONIKU...

Przez wo - de, ko - ni - ku, przez wo - de, Do my - 90

dziewczen-cia na zgo-de. Tra - la - la - la -la tra-la

la - la - la, Do my - go dxiewczen-cia na zgo-d®-

Musiałaś jedyno co umieć, Że jo cle nie mogę zapomnieć Tra la la la la, tra la la la la, Że jo cie nie mogę zapomnieć.

Zapomniołem siostrę i brata, A ciebie nie mogę trzy lata Tra la la la la, tra la la la la, A ciebie nie mogę trzy lata.

Zapomniołem matkę i ojca, A ciebie nie mogę bez końca, Tra la la la la, tra la la la la, A ciebie nie mogę bez końca.

Zapomniołem całom rodzinę, A ciebie nie mogę godzinę, Tra la la la la, tra la la la la, A ciebie nie mogę godzinę.

Zapomniołem wszystko z żałości, A ciebie nie mogę z miłości. Tra la la la la, tra la la la la, A ciebie nie mogę z miłości.(5)

śpiewka rozlega się po całej wsi. Ludzie życzliwi zasyłają im „Szczenść Boże“, a źli i zazdrośni, jak to wszędzie są: „Niech kark skrenci“.

Tak długo gadają i obmawiają — aż śpiewka ucichnie za wsią.

Przy wjeździe do wsi panny znów śpiewają, ale na inną nutę:

Mój koń nieborok Trzy dni nic nie jodł, Napasę go, napoje, za mój półtorok. Jak go napasę, wsionde na niego, Pojade jo do dziewczencia, do serca mygo.

Jak tam zajade, Z niom sie rozmówię Dziewczę moje, daj mu buzi, bo ci odjade. Choć mi ódjedziesz, płakać nie byde, Przydzie inkszy, bydzie milszy, ten moim bydzie.(6)

To dopiero we wsi rUch! Przeź „uliczkę0 (furtka w płocie), przez płot ciekawi wyglądają i dalej plotkować: Co za jedni, skąd, do kogo i po co? Nawet Burki i gęsi są niespokojne, bo kundle podczas wesela mUszą być zamknięte, by nie wyły, a gęsiska wyczuwają zbliżającą się śmierć. Pójdą przecież na pieczeń.

Młodzieńcy tak długo przed domostwem panny śpiewają, aż im ktoś otworzy wrota i zaprosi, co rychło feię dzieje, bo radzi ich przyjąć. Parobki gospodarzy odbierają gościom konie i zaprowadzają je do stajni, troskliwie o nie dbając, bo wiedzą, że przy okazji „śrendzin0 też sobie popiją. Goście jakoś „nijako0 się czują, a przedewszystkiem „nadobny0 młodzieniec, bo to dla niego „wielga° chwila się zbliża. Na zaproszenie rodziców, ociągając się, wchodzą w progi i pochwalają Pana Boga. Na prośby nie siadają, tylko drużba występuje z przemową:

„Przezocni i drodzy Państwo! Z daleka myśmy tu przybyli. podróżą som my strudzyni, ale wpierw nim usiondzimy, o jedno słowo Wos prosimy. Słyszeliśmy u nos na wschodzie o Waszej córki cnotach i urodzie. Przyjaciel mój przybył się Wom pokłonić i Wos, Drodzy Państwo Rodzice, o jej renke prosić.0

Starzy kiwają głowami na to „ładne godanie0 i dziwią się, skąd oni o zaletach córki ich wiedzą.

Potem młodzian mówi: „Przybyłem do Wos, Drogi Panie Ojcze i Droga Pani Matko, do nóg się Wom pokłonić i prosić Wos o renke Waszej nadobnej Kasi°.

Na to im przychylnie ojciec: „Co jest od Boga to jest tyż i od ludzi! Jeżeli Wy młodzi jesteście sobie mili, to jo ni mom nic naprzeciw Waszymu pobraniu się. A ty Matko co na to mówisz? — „Jo jestem tego zdania co i Ty° — odpowiada źoha, „W takim razie zgoda między nami, zawołej Matka córkę. Po niewoli nie kce jej wydawać0. A ładna Kasia, która całą rozmowę podsłuchała pode drzwiami w drugiej izbie, wchodzi ze spuszczoną głową (niby się wstydzi), a liczka jej się rumienią, miętosi fartuch i powoli, jakby wstydliwie, wita się z gośćmi.

„Słuchej jeno, moja córko — mówi do niej ojciec — oto młodzieniec ten kce nom cie zabrać, prosił nos włośnie o twoją renke. Rób. córko kochano, jak uwożosz! My z matką naprzeciwko nic nie momy, a wienc powiedz, co ty myślisz, pójdziesz za niego?0 — „tak!“ — szepce, jeszcze bardziej się rumieniąc. Uradowany młodzieniec dziękuje rodzicom, całując ich po rękach, potem oboje klękają przed rodzicami, którzy ich serdecznie błogosławią.

Akt zaręczyn jest dokonany. Od tego czasu on jest panem młodym, ona panną młodą, oboje państwem młodym.

Siadają teraz wszyscy do stołu, a matka przynosi na talerzu jabłko, rozkrajane na dwie połowy, które młodzi państwo smacznie zjadają (to pewnie jest przypomnieniem rajskiego jabłka). Matka zastawia stół potrawami, a drużba z pod pazuchy wydobywa flachę miodówki i tak przy „jodle“ i napitku („jodło“ — potrawy) gwarzą do wieczora. Wieczorem przybywają rodzice pana młodego, serdecznie witani, przywożąc więcej trunku, bo trunek na śrendziny i wesele

Muzyka biskupiańska — »Duda i skrzypek

daje pan młody. Przybywa też grono krewnych, a troskliwy o gości drużba sprowadza skrzypka, aby się nie nudzono. Młodzi dziarsko tańczą „wiwata", a starzy „przodek", na zmianę, aż do białego dnia.

Wśród „tydnia" (tygodnia) idą państwo młodzi do księdza proboszcza do pacierza (na katechizm) i dają na zapo-wiedzie. Na każdą niedzielę w czasie zapowiedzi panna młoda wdziewa innego koloru „spódnik" (suknię). Pan młody nosi w tym czasie przy kapeluszu zieloną wstążeczkę z rozmarynem i zielony „świtek" (wstążeczka krawat) przy kołnierzyku. Po pierwszej zapowiedzi jeżdżą państwo młodzi spraszać gości na wesele, obiecując starym, że się dobrze „wkupią", a młodym, że się suto „wykupią". Ślub odbywa się u zamożnych w poniedziałek lub wtorek, u biedniejszych w środę lub czwartek, bo od tych dni trwa wesele aż do czwartku w nocy. Bawić się w piątek jest grzechem.

Wesele

Wesela odbywają sie najczęściej w jesieni lub na wiosnę.

W dzień ślubu, który odbywa się przed południem na mszy św., zakupionej na intencję nowożeńców, zjeżdżają się do domu weselnego goście już od samego rana. Gości przyjmuje drużba i półdrużba, serdecznie len witając i częstując wódką; gospodarzy zaś wprowadzają uroczyście z muzyką która się składa z „dudy“ (dudziarz) i skrzypka. „Honorowi“ gospodarze sypią dudziarzowi do rogu groszem, za co tenże siarczyściej „rżnie“. Goście zasiadają do stołów zastawionych plackiem, chlebem i kawą, a usługują im druhna i drużba, „bo to ich służba“. Gdy goście wstaną od stołu, drużba wygłasza następującą przemowę:

„Kochani zebrani goście weselni! W imieniu Państwa Młodych i ich Drogich Rodziców składam Wom najserdeczniejsze podziękowanie, iż raczyliście przybyć, aby uczcić te gody małżyńskie. Zebraliśmy się tu, aby nowoźyńców do kościoła zaprowadzić i wspólnie z kapłanem błogosławieństwo dla nich u Boga uprosić. Do Wos zaś, Państwo Młodzi, kilku słowami się zwrocom; uprzytomnijcie sobie, iż wstympujecie do stanu małźyńskiego, pełnygo trudu i boleści. O tym pamientej Ty, Młody Panie, a zapomnij o swym kawalerskim stanie, bo widzisz przed sobą te, która ma być twoją przyszłą i wierną żoną. Opuściła ona ojca i matkę, aby ci na drodze życia towarzyszyć; przyjmij wienc ją jako wierną i kochającą żonę. Ty zaś, Panno Młoda, pojmiesz dziś małżonka przez Boga ci przeznaczonygo i przez Ciebie umiłowanygo. Pamientej, iż dobra żona jest „głowy menża korona“; żegnej wienc Panno Młodo te domowe kąciki i zabierej sie do stanu małźyńskiego i sakramyntu najświent-szego. Ukorzcie wienc Państwo Młodzi serca Wasze u stóp Drogich Rodziców i proście Ich o błogosławieństwo. Niech

Wom Bóg błogosławi! Wiwat! na długi wiek, na dobre lata i na szczeńśliwe pożycie!“

Drużba

Wymowniejszy drużba i taką potrafi wygłosić przemowę:

„Było to staro-polskiem zwyczajem i jest do dziś przechowane w naszem polskiem kraju i jest to rzeczą drużby gości zabawić, objad zastawić, przynieś kolacje, a jak potrzeba to i powiedzieć oracje. A więc jo też nieuczony, nieumiały, chciołbym powiedzieć dla Boży chwały i dla pożytku naszygo, a wienc posłuchejcie słowa mojygo: Szanowni goście, są my tu zaproszeni na to, aby Młodymu Państwu jak najwienkszą radość sprawić mogli i przy tej sposobności sami się ucieszyć mogli. Także na to, aby być świadkami odebrania ślubu tych dwóch małżonków, których tu przed sobą widzicie, bo ślub jest to złączenie a nigdy rozłączenie, ślub jest to ten, który Pan Jezus postanowił w Kanie Galilejski, gdy razu jednygo rzekł do Piotra Świentygo: Piotrze, sługo wierny, idź do ziemi Galilejski, jest tam dwóch ludzi, dasz im ślub. Był także na te gody Pan Jezus zaproszony i Matka Naj-świentsza, gdzie to Pan Jezus pierwszy cud uczynił wino z wody przemienił. A więc musiały sie Panu Jezusowi te gody podobać, iż je tak wielkim cudem uczcił i wniósł do sakramentu godności. Także i Wy, Rodzice Kochani, dochowaliście sie dziatek i dziś puszczacie ze swej opieki, jedni syna, drudzy córkę, i oni idą w świat, aby cnoty świente zachować, a to są: wiara, nadzieja i miłość. Możemy sie poszczycić, że mamy te wiarę świentą, którą jeszcze wszystkie narody nie mają, ale niemam na myśli tej wiary, który nos kościół uczy i rodzice wychowali, tylko te wierność, którą sobie dziś przed ołtarzem ślubować bydziecie i myślę, że Wom nie zajdzie nic takiego, coby was wiodło do życia przeklentego. Także i tą nadzieją pokrzepiać się macie, że w stanie małźyńskiem zbawić sie możecie, bo małżyństwo jest na początku świata od samygo Boga postanowione, niedy to Pan Bóg cały świat stworzył, wszystkie rozkosze tego świata oddał pod panowanie człowiekowi, wiedzioł Pan Bóg dobrze, że pośród tych rozkoszy człowiekowi żyć bydzie niedobrze, a więc postanowił mu stworzyć towarzyszkę życia, to jest niewiastę. Nie stworzył je Pan Bóg jak Adama z ziemi i gliny, bo by sie rozróżniali od siebie, tylko stworzył z kości Adamowy, to jest ciało z ciała, jako by chcioł powiedzieć z menżaś wziyła a wienc do menża należysz. Także i ta miłość w życiu małźyńskiem być powinna, bo gdzie niema miłości niema jedności, gdzie niema miłości niema spólnego życia, gdzie niema miłości niema błogosławieństwa Bożygo, bo miłość przebija skały i przewyższa góry. A wienc małżonkowie starejcie sie o wypełnienie tych cnót, aby Wom to nie było na przekleństwo i zniewagę jedno drugiemu. Bo wierzcie, jeśli wierzyć chcecie, że ten dzień dzisiejszy albo przeklinać albo błogosławić bydziecie. I nim Wom kapłan rence zwiąże rozważcie dobrze co czynicie, byście tego nie żałowali całe życie. A teraz rozważcie powinności swoje. Najprzód ty Panie Młody! Jak masz kochać swą żonę, jak szanować i jak żyć z nią w zgodzie, bo pamientej na to, że w takiem domu, w takiem rodzie, jest łaska z nieba, pomoc Boga, szczenście w domu i dosyć chleba. I że nie bierzesz jej sobie na jakieś żarty, pośmiewisko lub na wzgardę, tylko bierzesz sobie na całe życie. Także i ty Panno Młoda pomni na to, że dobra żona to dla menża złota korona, zła i kłótnica żona to cierniowa korona. Wielka odwaga u Ciebie była, żeś sobie menża poślubić postanowiła. Pamientej na to, że odstempujesz ojca, matkę, braci i siostry, a wstem-pujesz pod zarząd tego małżonka, którego tu przed sobą widzisz i już was nikt nie rozłączy, tylko jeden Bóg Wszechmogący. A teroz Państwo Młodzi, bo najprzód Was sie to godzi, Pan-Ojcowie, Pani-Matki na wozy siadajmy do kościoła po sakrament małźyństwa sie udajmy. Nie na to tylko, aby sie przypatrzeć obrządkowi i być świadkami, tylko na to, aby sie pomodlić, poprosić Pana Boga o łaskę i błogosławieństwo dla tej pary młodej, a z kościoła Bożygo znów do domu weselnygo, gdzie z łaski Boga Najwyższygo cieszyć sie bydziemy. A teroz wy parobcy,1) żebyścle sie Pani —Matkom kłaniali, do tańca je wyprowadzali i żebyście po kieszeniach cukierków nie nosili i za sobą dziewcząt nie wodzili. A wy panieneczki żebyście sie grzecznie zachowały, żebyście od rodziców nagany nie dostały lub później same sie wstydzić nie musiały. A wy muzykanci, żebyście wesoło grali i w kącie nie spali i żebyście dość wódki nie pili, bo byście rozum stracili. A teraz Państwo Młodzi podzienkujcle rodzicom waszym, że Wos tak pienknie po katolicku wychowali a dziś do sakramentu małźyństwa zastosowali, Wy zaś Rodzice dajcie Im błogosławieństwo, to jest ten skarb najdroższy, bo jak Wom Ojciec, Matka nieda i Wom Bóg Wszechmogący z nieba nieda. Wiwat Wom na długi wiek i na długie lata i na szczenśliwe pożycie.”

Następnie klękają państwo młodzi przed rodzicami, którzy udzielają im swego rodzicielskiego błogosławieństwa. Matki i siostry, jak to u kobiet, popłakują sobie, bo niby im to żal panny młodej, ale siostry radeby też jak najprędzej tego chleba pokosztować. Kucharka w tym czasie pokrapia wszystkich święconą wodą, by im się co złego nie przytrafiło w drodze. Potem wychodzą wszyscy a muzyka gra „wsiadanygo”. __i_____

9 Parobkami nazywa się podczas wesela młodzież.

Marsz weselny

JEDZIE WESELE...

Wolno

Jużeśmy wy mili goście, Zebrani, zebrani, Kiedy nam ojciec i ta nasza matka Błogosławieństwa nie dali.

Kiedy nam ojciec i t. d.

Uprośże ty panie młody I ty panna młoda uprośże, A upadnijcie ojcu i matce Całej rodzineczce do nóżek. A upadnijcie i t. d. (7)

Siadają na bryczki, wszyscy odświętnie postrojeni, zwłaszcza kobiety, które na dzień dzisiejszy wdziały najpiękniejsze i najdroższe spódniki (suknie). Młoda panna ma wszystko nowe (wstążki darował pan młody). „Kopka“ (rodzaj czepku) na głowie tiulowa, misternej ręcznej roboty t. zw. „kopczorki"; z tyłu do kopki przypięte są wstążki także przez kopczorkę. Na kopce rozmaryn — symbol nowożeńców, pozatem kryzik (kryz) i sznur korali na szyi. Kaftanik (kabot) obcisły z pelerynką i z falbankami w tyle pasa. Pod nim „jedwabnica“,1) chustka jedwabna czerwono-zielona, opasająca szyję, skrzyżowana na piersiach, z końcami wystającerni zpod kaftanika na biodrach. A spódnic cztery z 77 fałdami jak krynolina, oparte na krochmalonej białej spódnicy; wierzchnia jedwabna z 4 „zagiętkami“ (fałdki poprzeczne

’) Mówią także ,niebawnica*.

u dołu) i fartuch jedwabny też z „zagiętkami" i obszyciem koronkowem u dołu. W ręce chusteczka, książeczka do nabożeństwa i różaniec. Na nogach trzewiki wysoko sznurowane. Druźki różnią się tylko brakiem wstążek i kaftanika, zamiast którego ubierają sznurówkę złączoną ze spódnicą latem, zimą wdziewają jeszcze „jakę" czarną, zwaną także „jaczką“.

Młoda para

Gospodynie w chustkach „tureckich" lub „francuskich"' na kopce z barankiem, wyszywanej z jedwabnego materjału; kryz, korali sznur i „jaka" (bluza — zwana też gdzieniegdzie kabatem) czarna, latem lekka, koronką obszyta, zimą watowana i obszyta pluszem, w ręce „rękawek“ („mufka“) jedynie u biskupianek na wsiach znana. Tak też dziewczyny ubierają się przy niedzieli do kościoła. Spódnice i fartuch niewiele się różnią od stroju młodych, tylko w poważniejszych kolorach i nieco innym kroju. Niektóre gospodynie podczas wesela wdziewają kopkę zwaną „klapicą“, przybraną wstążkami i kaftanik jak u panny młodej.

Mężczyźni we „wołoszkach“ (sukmana z 99 fałdami jak sutanna księża\ noszą kapelusze „pliszewe“ (pluszowe) ze wstążeczką zieloną u pana młodego, a różową u „młodej kawalerki“ i rozmarynem. Przed wojną światową!$gospoda-rze nosili kapelusze, podobne do kardynalskich. Na białej koszuli kamizelka, zwana „westką“, pod szyją zapięta, i kołnierzyk ze świtkiem“ zielonym u pana młodego, a różowym u innych (wstążeczka wąska związana na węzeł krawat-moty-lek), na „weptce“ czerwona „jaka“ (krótka marynarka bez kołnierza wykładanego). Gospodarze starsi noszą bronzową „jakę“ w kratę. Zamiast wołoszki dziś coraz częściej noszą czarne palto, jako praktyczniejszy i tańszy strój na wyjazd do miasta (nad czem autor b. ubolewa). W zimie noszą kożuchy. Spodnie czarne sukienne i buty „pod kolana“. Parobcy, z batami weselnymi, ozdobionymi chuteczkami francuskiemi lub tureckiemi, dosiadają koni, bo konno jadą do kościoła. Chusteczki do bata przywiązuje każda panna swemu kawalerowi. Pary zaprasza się najczęściej chłopaka i dziewuchę mających się „ku sobie“.

Parobcy jadą do kościoła dwójkami; szereg tych dwójek zamyka trójka, złożona z pana młodego, drużby i półdruźby. Pan młody jedzie w środku i trzyma w ręku rózgę brzozową, symbol ojcostwa — przewiązaną zieloną wstążeczką. Za konnymi jadą bryczki (na biedniejszem weselu kawalerka jedzie razem na pierwszej bryczce). Pierwszą z nich zajmuje panna młoda z druhną i gospodynią, która ma pannę młodą czepić. Na tej samej bryczce na przedniem siedzeniu jedzie „muzyka", która przez całą drogę do kościoła i z kościoła przygrywa. Reszta „weselników“ jedzie w dalszych bryczkach, przyczem każdą bryczkę zajmują gospodarze z gospodyniami i druźki. Drużba pomaga gościom przy wsiadaniu i zesiadaniu z bryczek.

W czasie jazdy                   pokrzykują i podśpie

wują piosenki, kończą/ujliclrkhtH^h! uj! oj! cia! da! dana!

Po przybyciu gości do kościoła konie i bryczki zajeżdżają do „gościńca" (karczmy), jak również muzyka.

Do kościoła wchodzą najpierw panny po dwie, potem panna młoda z druhną, gospodynie, i stawają po prawej stronie ołtarza, potem parobcy i gospodarze, stawając po lewej stronie ołtarza(9).Slub odbywa się przed mszą św., a weselnicy idą „na ofiarę" x) za ołtarz. Po mszy św. idą młodzi prosić księdza na wesele, czego im prawie nigdy nie odmawia. Orszak weselny wraca wesoło do domu, a w połowie drogi wysuwa się pierwsza para naprzód i pędzi co koń wyskoczy do domu weselnego po chleb dla panny młodej i cepy dla pana młodego, żeby byli dobrymi gospodarzami i w „te pędy" wracają, wręczając młodym przywiezione symbole, sami zaś próbują wydostać się naprzód, ale drudzy nie pozwalają i zaczyna się gonitwa, jak na wyścigach. Tylko ostatnia para z młodym panem jedzie poważnie. Czasem i furmani ścigają się, bo uważają za ujmę dla siebie jechać na końcu. W drodze chłopacy znajomi rozwieszają upleciony sznur z liści dębowych, wstrzymując pnchód weselny. Drużba hojnie musi się wykupić, by orszak dalej prowadzić.

Po powrocie wszyscy gromadzą się na podwórzu przede drzwiami, młodzi na przodzie. Drużba puka do zamkniętych przez domowników drzwi. Z za drzwi kucharka, która pełni rolę gospodyni domu, pyta: „Skąd jedziecie" -- „Z kościoła Bożygo" — odpowiada drużba. — „Co wieziecie" — „Stan mał-żyński" — „Kto Wom dowoł" — „Kapłan rzymski" — „to zaśpiewejcie: „U drzwi Twoich". Na to weselnicy śpiewają pierwszą zwrotkę tej kościelnej pieśni, muzyka też gra, poczem otwierają się drzwi i kucharka wita młodych państwa chlebem i solą. Wszyscy wchodzą i tańczą (jeden taniec) „w kółko", każdy ze swoją panną, drużba natomiast z młodą panną, a młody pan z druhną. Po pewnym czasie drużba oddaje młodą pannę młodemu panu i ten drużbie druhnę(lO).

Po tańcu zasiadają do śniadania, składającego się z kawy, placka, chleba oraz kiełbasy. Po śniadaniu dopiero zdejmują mężczyźni wołoszki, a kobiety wdziewają lekkie stroje do tańca. Teraz dopiero widać barwę stroju — kawalerka w czerwonych jakach i białych spodniach, panny w różnych kolorach od seledynu do różowego. Panny przywiązują kawalerom białe chustki do batów, by im nie

’) .ofiara*— datek na potrzeby kościoła. pobrudzili koszulek, jak chwytają za pas W tańcu. Muzykanci siadają na żarnach, ustawionych w rogu izby, by byli dobrze widoczni i muzykę było dobrze słychać.

Stoły, oprócz jednego, wynosi się do stodoły. Kobiety tylko siedzą i to na ławach pod ścianami. Drugi półdrużba z flaszką miodówki i kieliszkiem staje przed „groczami" i śpiewa „wiwat“:

Wiwat —taniec

SZCZEŃŚĆ WOM BOŻE... Żwawo

Szczcńść wom Bo - żc mło-dy po-rze w wszem Do - ma-eho - wic,

bo nom dzi-siej za-szu-mia-ła go - rzo-tecz-ka w gło-wie.

A któż te - mu wi-nien, Do-ma-chow-skie^ ko -bie - ty,

bo nos ło - ne na - u - czy -ty pi - joć o - ko - wi - ty.

Czasem śpiewa i inną piosenkę-wiwat, zależy to od okolicy. Przy śpiewie inni mu pomagają, a „grocze** podchwytują i rżną od ucha; wtedy trzy lub pięć par młodych, czasami i stary, jak jest gibki w nogach, tańczą „wiwat*4 (taniec szybki na dwa „pas**), aż izba trzeszczy(12)W tym czasie ten sam półdrużba zaprasza do tańca najstarszą gospodynię z najstarszym gospodarzem, który ze wszystkimi będzie wyprowadzał „przodek** (taniec), wołając: „Hej! Pani Matko Bzdyźyno na te gorzołeczke hej proszę**. Młodzi w tym czasie stale tańczą wiwata. Po poczęstunku pani-matki i pana-ojca (na weselu wszystkich starszych tak się nazywa) i muzykantów, którzy przestają grać wiwata, pan ojciec śpiewa ulubioną piosenkę do przodka:

’) tylko rzeczywistość nie jest tak straszna.

Przodek-taniec

KOZALI MI ORAĆ...

Bardzo szybko

j/ił g g>ggglg H ? g gig J1 ■'

Ko-aa-U mi o-rać na jeziorskiem po-lu, a jo sie wy-mo-wioł, g n dLg. g_g. g g g j!S i£ mi ko-nie cho-re; oj! cho-re, cho-re, o-wie-ska im trzeba,

a jo chłopak mło-dy dziewczencia mi trze-ba, oj! cho-no, chc-re,

o- wie - ska im trze- ba, oj! ta da - na, da - na, da - na.

Grocze grają, a tanecznicy drobno i poważnie na jednem prawie miejscu w kółko tańczą. Wtedy parobcy im „służą , biegając naokoło nich, przytupując, wiewając chustkami od batów nad ich głowami, klaskając w dłonie, pokrzykując wesoło i trzaskając z batów(l3)Jak już starzy się zmęczą, „pon ojciec'* woła „chos", przystaje i śpiewa inną piosenkę:

Równy-taniec, (polonez ludowy) (14)

WEŹMA MY SIE, WEŹMA...

Umiarkowanie szybko                        _____________

1. Weź-ma my sie, weź-ma, som my

Z. Ty by-dłiesz bu - ty szyi, jo by - de wy - szy wać,

„Dudy" powtarzają jeszcze 2 razy od znaku 55 Następnie D. C ai F

4, zbu-du-je-my cha-ta-pecŁ-ke na       "!$ mie-wać.

2. me by-dzu-my cien-zko ro-bic, a