Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Niniejsza publikacja stanowi dogłębną analizę batalii, do jakiej doszło w marcu 1916 roku blisko obecnej granicy litewsko-białoruskiej między wojskami niemieckimi a rosyjskimi. W prezentowanej książce ukazano bitwę z kilku punktów widzenia. Autor uświadamia czytelnikom jakim koszmarem była wojna pozycyjna, w tym przypadku na froncie wschodnim. Pokazuje też ze szczegółami staroświeckość sposobu walki, któremu hołdowano w rosyjskim w dowództwie jeszcze na krótko przed przełomową i nowatorską ofensywą generała Brusiłowa. Oskarża także carską generalicję o marne talenty i opisuje nie najlepsze stosunki panujące w ówczesnej armii rosyjskiej.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 281
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
zakupiono w sklepie:
Sklep Testowy
identyfikator transakcji:
1645559903010102
e-mail nabywcy:
znak wodny:
Tytuł oryginału:
Нарочская операция в марте 1916 г.
© Copyright
Nikołaj Podorożny
Wydawnictwo NapoleonV
Oświęcim 2014
Wszelkie Prawa Zastrzeżone
© All rights reserved
Tłumaczenie i opracowanie:
Dominik Jednorowski
Redakcja techniczna:
Dariusz Marszałek
Strona internetowa wydawnictwa:
www.napoleonv.pl
Kontakt:[email protected]
Numer ISBN: 978-83-7889-519-0
Skład wersji elektronicznej:
Kamil Raczyński
konwersja.virtualo.pl
W marcu 1916 r. blisko obecnej granicy litewsko-białoruskiej, nad jez. Narocz (największym jeziorze późniejszej II Rzeczypospolitej), toczyły się bardzo zacięte walki niemiecko-rosyjskie, których ślady w postaci pozostałości bunkrów i okopów do dziś można oglądać na tamtych terenach. Ta tzw. operacja naroczańska 1916 r. nie jest przedmiotem częstych publikacji dotyczących pierwszej wojny światowej. Na pierwszy rzut oka była zwykłym biciem głową w mur, którego ostatecznym wynikiem były prawie wyłącznie olbrzymie ofiary ludzkie, czyli zjawisko dość typowe dla zmagań mających miejsce podczas Wielkiej Wojny. Mimo to, właśnie z uwagi na tę swoją typowość, epizod ten jest ze wszech miar wart przypomnienia. Niniejsza, dogłębna analiza tej batalii pióra radzieckiego historyka wojskowości Nikołaja Podorożnego ukazuje ją z kilku punktów widzenia. Przede wszystkim uświadamia jakim koszmarem była wojna pozycyjna, w tym przypadku na froncie wschodnim. Pokazuje też ze szczegółami staroświeckość sposobu walki, któremu hołdowano w rosyjskim dowództwie jeszcze na krótko przed przełomową i nowatorską pod względem taktyczno-operacyjnym ofensywą generała Brusiłowa. Wreszcie książka ta jest również wielkim oskarżeniem marnych talentów wojskowych carskiej generalicji oraz opisem nienajlepszych stosunków panujących w ówczesnej armii rosyjskiej.
Miejsce bitwy, o czym przypomina nam Autor, ma bogatą przeszłość wojenną, gdyż jest przedsionkiem czegoś, co Marszałek Piłsudski nazywał „bramą smoleńską”. Leży bowiem na najkrótszym szlaku z Europy Środkowej i Zachodniej do Moskwy i Petersburga, który to szlak nieco dalej na wschód zwęża się pomiędzy źródłami dwóch wielkich rzek, Dźwiny i Dniepru, tworząc w ten sposób ową „bramę”, strzeżoną przez potężną dawniej twierdzę smoleńską. Co najmniej od czasów wojen litewsko-moskiewskich na przełomie XV i XVI w. różne walory militarne tej trasy sprzyjały wykorzystywaniu jej do pochodów w jedną albo w drugą stronę. Słynny obraz Jana Matejki pt. „Stańczyk” przedstawia przecież reakcję słynnego błazna na wieść o utracie Smoleńska, jak widać uważanego w XIX w. w dość szerokich kręgach, nie tylko wojskowych, za bardzo ważny punkt strategiczny na rubieżach Rzeczypospolitej. Na tym szlaku leży też sławny Kłuszyn, stąd weszły wojska zaborcze w roku 1792, aby zniszczyć dzieło Konstytucji 3 Maja, tędy szedł na Rosję Napoleon, na Warszawę prowadził Armię Czerwoną marszałek Tuchaczewski, a Hitler parł w 1941 r. na Moskwę. Natomiast w interesującym nas tu okresie Wielkiej Wojny bardzo duże siły zgrupowali na tej drodze, w rejonie jez. Narocz, Rosjanie, cofający się w drugiej połowie 1915 r. z terenów polskich. Mieli w pamięci wspomnianą wyżej historię tego miejsca i obawiali się błyskawicznego ataku niemieckiego na Moskwę i Piotrogród. Wynikająca z tych obaw taka, a nie inna konfiguracja sił na froncie została kilka miesięcy później wykorzystana do próby pobicia Niemców, którzy rozpoczęli właśnie niezwykle krwawe zmagania pod Verdun i których za wszelką cenę trzeba było stamtąd odciągnąć, o co nieustannie błagali Francuzi.
Operacja naroczańska, mimo że w ostatecznym rozrachunku okazała się porażką, była jednak bardzo ważna, bo pouczająca. Takiego marnotrawstwa sił i środków na froncie wschodnim bodaj jeszcze nie widziano i wstrząs z tym związany, który doprowadził nawet do powstania wojskowej komisji śledczej i szukania winnych, zmusił niektórych wyższych wojskowych rosyjskich do przemyślenia dotychczasowej taktyki walki. To między innymi na podstawie analizy błędów tu popełnionych generał Brusiłow opracował plan swojej niezwykle udanej ofensywy, która rozpoczęła się już trzy miesiące później. Można więc powiedzieć, że operacja naroczańska znacznie przyczyniła się do jego zwycięstwa nad Austriakami w lecie 1916 r. W szczególności dzięki niej zaprzestano czołowych ataków na wąskich odcinkach, lepiej zabezpieczano skrzydła atakujących, efektywniej wykorzystywano artylerię, prowadzono lepsze rozpoznanie, zachowywano ściślejszą tajemnicę wojskową i zrobiono wiele innych rzeczy, których nie chcieli wcześniej uwzględnić carscy generałowie działający nad jez. Narocz.
Dochodzimy tutaj do innego, niezwykle ważnego aspektu operacji naroczańskiej, często w książce podkreślanego przez Autora, jednocześnie daleko wykraczającego poza samą operację. Chodzi o osoby dowódców i charakterystykę funkcjonowania armii carskiej, a przede wszystkim kwestię stosunku do żołnierzy. Jeśli chodzi o pierwszą sprawę, Autor nakreśla nam sylwetki wyższych dowódców rosyjskich, nie szczędząc przy tym szyderstw z ich ignorancji czy lizusostwa. Swoimi nieudolnymi decyzjami doprowadzili m.in. do tego, że operacja została przeprowadzona w najbardziej niekorzystnych warunkach pogodowych, jakie tylko były możliwe – na styku zimy i wiosny, w trakcie tych zaledwie paru tygodni, kiedy niepodzielnie panuje odwilż i kiedy, szczególnie na tamtejszych terenach bagiennych, walczyć się po prostu nie da. Jak to często w czasie Wielkiej Wojny bywało, ofiary tych decyzji poszły w dziesiątki tysięcy, a zyski były prawie żadne. Wysoce negatywny stosunek Autora do carskiej generalicji był tym łatwiejszy do wyeksponowania, że w olbrzymiej większości byli to nieprzejednani wrogowie ówczesnej komunistycznej władzy (książka została wydana w roku 1938), mimo to jednak przy tej okazji nieodparcie nasuwa się czytelnikowi analogia do zachowań wyższej kadry oficerskiej armii radzieckiej. Takie myśli są jeszcze bardziej uzasadnione, gdy czytamy opisy traktowania szeregowych żołnierzy jak mięso armatnie czy kiedy widzimy kompletne nie liczenie się z ich życiem, gdy w grę wchodzą rozgrywki osobiste i intrygi na najwyższych szczeblach. I znów można zadać pytanie, czy Autor aby na pewno pisze tylko o armii carskiej? Niezależnie od odpowiedzi na to pytanie faktem jest, że, świadomie bądź nie, opisuje również armię radziecką tamtych lat, najpierw okresu niesłychanie brutalnej wojny domowej, którą zapewne widział na własne oczy, a później czasu krwawych wielkich czystek. A w jeszcze większym stopniu wszystko to antycypuje okrutną rzeczywistość drugiej wojny światowej na froncie wschodnim. Z całą pewnością stosunki w Armii Czerwonej nie odbiegały od tych w armii carskiej, a zapewne nawet były gorsze.
Powyższe, humanistyczne można powiedzieć, odczytanie niniejszego studium radzieckiego historyka może na pierwszy rzut oka zaskakiwać, jednak lektura książki potwierdza to niespodziewane wrażenie. Emocjonalny ton i nagromadzenie retoryki, na jakie pozwala sobie Autor przy opisywaniu krwawych konsekwencji głupstw popełnianych przez carskich generałów, każą myśleć, że był chyba blisko takich zachowań i że niezwykle boleśnie to przeżywał. Zwróćmy uwagę, jak często odwołuje się do ogólnoludzkich wartości, do godności ludzkiej i uświadommy sobie, że jesteśmy w Związku Radzieckim w apogeum stalinizmu, gdzie wszystko dookoła przeczy tym wielkim słowom. Także pogardliwe charakterystyki poszczególnych dowódców, w których używa się nawet wyzwisk, sprawiają wrażenie, jakby na własne oczy oglądał podobne typy ludzkie i w efekcie opisywał odwieczny typ armii rosyjsko-radzieckiej i generalicji carsko-komunistycznej, słowem, ponadczasowego wojska w tamtym rejonie świata.
Nie należy rzecz jasna zapominać, że powyższego Autor dokonuje na kanwie szczegółowego opisu samej operacji i kapitalnych analiz taktycznych. Podaje to Czytelnikowi z dużym talentem literackim, dzięki czemu wszystkie wspomniane warstwy układają się harmonijnie i czyta się to dzieło znakomicie.
Dominik Jednorowski
OGÓLNA SYTUACJA NA FRONTACH WOJNY ŚWIATOWEJNA POCZĄTKU 1916 R.
Rok 1915, tak samo zresztą jak i rok 1914, nie przyniósł walczącym stronom zwycięstwa i na początku roku 1916 Niemcy ostatecznie pożegnały się ze zmierzającymi do zmiażdżenia przeciwnika założeniami planu Schlieffena. Z całą swoją brzydotą ukazało się im surowe i straszne oblicze wojny na wyczerpanie. Wojna, którą zamierzano skończyć jednym błyskawicznym uderzeniem, przeciągała się, a siły wrogiej koalicji rosły. Po stronie aliantów oprócz Francji, Anglii, Rosji, Serbii i Belgii, walczyły już także Włochy. Ponadto bardzo się targowała, ale w zasadzie gotowa była już dołączyć również Rumunia. Pierścień wokół Niemiec i ich słabych sojuszników, tj. Austrii, Turcji i Bułgarii, coraz bardziej się zacieśniał. W samych Niemczech co bardziej przenikliwe umysły przewidywały nieuchronny krach Cesarstwa Niemieckiego, traktując zwycięstwa oręża niemieckiego jako pyrrusowe.
Rok 1915 był trudnym rokiem także dla aliantów. Na wschodzie Rosja straciła ogromne terytorium, zostawiając na polach bitew w Polsce i we wschodniej Galicji mnóstwo zabitych, rannych i wziętych do niewoli oraz wiele wojskowego sprzętu. Mimo to front rosyjski nie zachwiał się i cały czas trwał, nad Wołgą i na Syberii przygotowywano świeże uzupełnienia, a sojusznicy przysyłali do Rosji duże partie broni i sprzętu wojennego. Rosja szybko leczyła rany otrzymane w 1915 r. i znowu miała zamiar na wschodzie przeciwstawić się Niemcom.
Natomiast na zachodzie walka Niemców z Francuzami wyczerpywała siły obu stron i o rozstrzygającym sukcesie niemieckiego oręża na froncie francuskim mowy być nie mogło. Co więcej, cześć składowa tego frontu – armia angielska – nie tylko nie została rozbita przez Niemców, ale nawet jeszcze się w pełni nie rozwinęła po wprowadzeniu w Anglii prawa o powszechnym obowiązku służby wojskowej. Dowództwo sojusznicze, uwzględniając doświadczenia kampanii prowadzonych w latach 1914 i 1915, coraz bardziej odczuwało konieczność skoordynowania działań swoich armii, które powinny być związane realizacją jednego dla wszystkich planu działań wojennych przeciwko Niemcom. W tym też celu w grudniu 1915 r., w okresie największego spokoju na frontach, w siedzibie francuskiego Naczelnego Dowództwa w Chantilly odbyła się międzysojusznicza konferencja, której celem było wypracowanie takiego właśnie planu. W konferencji wzięli udział: ze strony Anglii – marszałek polny John French, szef sztabu generalnego generał-porucznik Murray, generał Robertson i generał-porucznik Wilson; ze strony Rosji – generałowie Żyliński i Ignatiew; szef włoskiego sztabu generalnego generał Porro oraz pułkownik Albricci; szef belgijskiego sztabu generalnego generał Willemans; serbski attaché we Francji pułkownik Stefanovic; ze strony Francji: generał Joffre, szef sztabu generalnego generał Pellé, szef francuskiej misji wojskowej przy brytyjskiej Kwaterze Głównej generał Huguet, podpułkownik Billotte, kapitan Dumeyroux1. Jak widać skład konferencji był wystarczająco liczny i kompetentny, żeby zajmować się tak ważną i skomplikowaną kwestią jak ujednolicenie działań sojuszników. Wymuszała to sama rzeczywistość, za niepowiązanie działań płacono przecież ludzkim życiem, o braku koordynacji dyskutowano już w kręgach rządzących państw sojuszniczych, pytania o nią pojawiały się też w prasie. Oto co o tej sprawie niedługo przed zwołaniem konferencji pisał pułkownik Remington, wojenny korespondent „Times’a”2:
„Koniecznie trzeba – pisał – zerwać z dotychczasową manierą państw Ententy polegającą na działaniu oddzielnie i w ten sposób umożliwianiu Niemcom przerzucania wojska za pomocą ich zadziwiającego systemu linii kolejowych z jednego frontu na drugi i doprowadzania swoich sił do liczby równej przeciwnikowi. Wspólna ofensywa wszystkich sojuszników na wszystkich frontach to taktyka, która może uderzyć w Niemców w najbardziej odczuwalny sposób. Po złamaniu pierwszej linii okopów nawałą artyleryjską i utworzeniu za nią, w oczekiwaniu na umocnienie zajętych linii i podejście ciężkich dział, zasłony ogniowej możemy zadać nieprzyjacielowi ogromne straty. Naszym celem powinno być eliminowanie 200 tys. Niemców miesięcznie aż do czasu, kiedy najważniejsze osoby w Niemczech przekonają się, że niemożliwe jest spełnienie życzeń ich vaterlandu”.
W takim mniej więcej kierunku prowadzone były też rozmowy na konferencji w Chantilly. W jej wyniku sojusznicy porozumieli się co do następujących głównych kwestii:
1. Wojna może zostać rozstrzygnięta tylko na głównych teatrach (rosyjskim, anglo-francuskim i włoskim), dlatego na obszary drugorzędne należy wydzielać możliwie najmniejsze siły. Gallipoli zostanie ewakuowane. W Salonikach pozostaje anglo-francuski korpus ekspedycyjny w składzie czterech francuskich, pięciu brytyjskich i sześciu serbskich dywizji.
2. Rozstrzygnięcia należy szukać w skoordynowanych ofensywach na głównych frontach, aby tym sposobem nie pozwalać przeciwnikowi na przerzucanie swoich rezerw z jednego frontu na drugi.
3. Do czasu przejścia do wspólnej ofensywy należy na każdym z głównych frontów prowadzić działania zmierzające do niszczenia siły żywej przeciwnika.
4. Każde z sojuszniczych państw powinno być gotowe do powstrzymania własnymi siłami ofensywy przeciwnika na swoim froncie i udzielenia w miarę możliwości pomocy drugiemu państwa, jeśli zostanie ono zaatakowane3.
Jak wynika z decyzji konferencji, sojusznicy nie wyznaczyli sobie konkretnych celów, zostało tylko jasno wyrażone postanowienie o wzajemnym wsparciu we wspólnej walce przeciwko Niemcom. Natomiast skoordynowane działania sił sojuszniczych, w rodzaju wspólnej ofensywy, miały rozpocząć się wiosną 1916 r., gdy warunki atmosferyczne pozwolą na natarcie na froncie wschodnim w Rosji. To odraczanie ataku aż do wiosny było najsłabszym punktem pośród postanowień konferencji, ponieważ tym samym oddawano w ręce przeciwnika inicjatywę działań na wszystkich frontach. Jak zobaczymy dalej, przeciwnik, czyli Niemcy, nie zaniedbał tego wykorzystać.
Już w końcu roku 1915 francuski wywiad zaczął otrzymywać informacje o przygotowywanej wielkiej ofensywie niemieckiej w rejonie Verdun, zaś w styczniu i w początkach lutego 1916 r. dało się zauważyć duże ożywienie na liniach kolejowych wzdłuż Mozy i z całą pewnością można było stwierdzić ściąganie sił do tego rejonu. Jednocześnie jednak takie same symptomy planowania działań ofensywnych były zauważalne także na wschodzie, naprzeciwko Rosjan. Naczelne Dowództwo armii francuskiej w osobach generała Joffre’a i generała Pètaina bardziej skłaniało się do opinii, że najwidoczniej Niemcy przygotowują jako pierwsze uderzenie na Rosję. Z tego powodu w lutym 1916 r., na drugiej konferencji w Chantilly, spokojnie doprecyzowywano niektóre detale letniej operacji nad Sommą. Na dwa tygodnie przed nią miała rozpocząć się ofensywa rosyjska w celu odciągnięcia sił niemieckich, co pozwoliłoby sojusznikom efektywniej przeprowadzić planowaną przez nich operację.
Jednak Niemcy uprzedzili te oczekiwania i swoją operacją pod Verdun, która rozpoczęła się 21 lutego, w większości pokrzyżowali plany sojuszników. Początkowe sukcesy Niemców bardzo zaniepokoiły francuskie dowództwo. Wraz z utratą w dniu 25 lutego fortu Douaumont sytuacja francuska pod Verdun stała się poważniejsza niż dotychczas i zaczęła wymagać szybkiej pomocy sojuszników, którzy swoimi natarciami na innych odcinkach frontu mieli ściągnąć na siebie część niemieckich sił.
3 marca 1916 r. przedstawiciel francuskiego dowództwa przy rosyjskim Naczelnym Dowództwie generał Pau przekazał szefowi sztabu Naczelnego Wodza, generałowi Aleksiejewowi, następujące pismo otrzymane od generała Joffre’a:
„1. Natarcie na Verdun, gdzie przeciwnik, oprócz tych korpusów, które już znajdowały się na odcinku ataku, wprowadził do walki jeszcze dziesięć z posiadanych do dyspozycji dywizji, jest zgodnie z posiadanymi przez nas informacjami najwidoczniej początkiem rozstrzygających działań przeciwnika na naszym froncie.
2. Przeciwnik może rozwijać te działania pod warunkiem przerzucenia wojsk z innych frontów (oprócz francuskiego). Dwie dywizje prawdopodobnie zabrano z frontu rosyjskiego (1. i 3. gwardii).
3. Proszę naszych sojuszników o podjęcie niezbędnych działań, aby:
a) wywrzeć na przeciwniku silny nacisk w celu uniemożliwienia mu wywiezienia z frontu jakichkolwiek jednostek i pozbawienia go swobody manewru;
b) jeśli zostanie powzięta taka informacja, zawiadomić nas niezwłocznie o zniknięciu z frontu każdej jednostki wojskowej.
4. W przewidywaniu, aktualnie bardzo prawdopodobnych, postępów niemieckich operacji na naszym froncie i na podstawie postanowień z Chantilly, proszę aby armia rosyjska niezwłocznie przystąpiła do przygotowywania ofensywy przewidzianej tą naradą.
5. Przekazując generałowi Aleksiejewowi moją niniejszą prośbę, proszę przy okazji podkreślić, że w żadnym wypadku nie zachęcam do natychmiastowego przedsięwzięcia ogólnego ataku, jeśli Rosja nie jest do tego jeszcze dobrze przygotowana. Proszę naciskać na precyzyjne i wszechstronne przygotowanie, które jest niezbędne w przypadku ataku na silnie umocnioną pozycję, a także na konieczność zastosowania wielu środków materiałowych i dużych sił, które są potrzebne do wykonania i kontynuacji ataku.
6. Jednak właśnie z tego powodu, że koncentracja takich środków i sił, a także przygotowania do przeprowadzenia ataku wymagają nieuchronnie dłuższego czasu, trzeba bezwarunkowo jak najszybciej rozpocząć powyższe przygotowania, aby nie pozwolić przeciwnikowi na wyczerpanie wszystkich rezerw armii francuskiej
7. Proszę mnie poinformować w możliwie niedługim terminie, kiedy w przybliżeniu generał Aleksiejew zamierza osiągnąć możliwość przeprowadzenia ataku i jakie są jego plany w tej sprawie”4.
PLAN ROSYJSKIEGO NACZELNEGO DOWÓDZTWA
Decyzje podjęte przez sojuszników na konferencji w Chantilly nie wyznaczyły rosyjskiemu dowództwu zadań, do wykonania których trzeba by było w jakiś określony sposób organizować siły, czy też skupiać działania na określonym kierunku. W samej kwestii wzajemnej pomocy oraz nacierania wtedy, gdy pozwolą na to warunki atmosferyczne w Rosji, wyczuć można nie tyle nastawienie ofensywne, co raczej tendencje do obrony. Inicjatywa przechodziła więc na stronę niemiecką, a sam plan ofensywy opracowywano przy założeniu jego realizacji w dalekiej przyszłości. Z takimi założeniami nie zgadzali się ci z dowódców armii sojuszniczych, którzy lepiej niż ich naczelni wodzowie oceniali sytuację na frontach.
Należał do nich głównodowodzący rosyjskim Frontem Zachodnim generał Ewert. 26 stycznia5 1916 r. wysłał on do faktycznego dowódcy armii rosyjskich generała Aleksiejewa następujący list6: „Informacje agenturalne, – pisze generał Ewert – przesłuchania jeńców, brak jakichkolwiek nowych niemieckich jednostek nie tylko na odcinkach Frontu Zachodniego i Północnego, ale nawet Południowo-Zachodniego, i to pomimo przeprowadzonego tam niedawno przez nas natarcia – wszystko to w powiązaniu z wyprowadzeniem z Półwyspu Bałkańskiego znaczącej części wojsk niemieckich wskazuje z całkowitą niemal pewnością na organizację przez Niemców w najbliższej przyszłości działań ofensywnych na ich froncie zachodnim”. Jak daleko odbiegają te przewidywania generała Ewerta od prognoz, jakie czynili w tej sprawie generałowie Joffre, Pétain i inni najwyżsi dowódcy armii sojuszniczych, i na ile jego wnioski były realniejsze od francuskich. „Jeśli tak się zdarzy – ciągnie generał Ewert – to my, uwzględniając nawet nasz wąski, czysto egoistyczny interes, w żadnym wypadku nie możemy pozostać biernymi, aby nie umożliwić Niemcom rozbicia naszych sojuszników i nas jednego po drugim”. Tymczasem konferencja w Chantilly z jej niejasnymi decyzjami akurat dawała Niemcom taką możliwość. „Mamy – pisze dalej generał Ewert – obowiązek rozpocząć natarcie natychmiast po tym, jak upewnimy się, co do niemieckiej ofensywy na Francuzów (jak widać generał Ewert w ogóle w to nie wątpi – N.P.), z całą energią i zapałem, nie tracąc przy tym niepotrzebnie czasu. Jest całkowicie pewne – kontynuuje – że Niemcy celowo przedłużą przygotowania do swojej ofensywy o 1-2 miesiące, tj. do czasu, kiedy na naszym froncie rozpoczną się roztopy i odważne operacje nie będą możliwe do przeprowadzenia w ciągu najbliższych 6-8 tygodni, a może i dłużej. Tymczasem nasza zimowa ofensywa bez wątpienia obaliłaby u samych podstaw te ich rachuby, jeśli takowe rzeczywiście by istniały. Jednak nawet jeślibyśmy tylko przykuli uwagę Niemców do nas, to i tak w takim przypadku nasza ofensywa dałaby więcej niż zwykłe oczekiwanie na niemieckie uderzenie. Ze swojej strony podejmuję wszelkie działania mające na celu przygotowanie armii Frontu Zachodniego do ofensywy w najbliższym zimowym okresie i dlatego też proszę Was o wskazanie mi, jakie zadanie będzie postawione Frontowi Zachodniemu. Choć rozmieszczenie wojsk na froncie jest takie, że ewentualne przegrupowanie nie powinno sprawić jakiś nadzwyczajnych trudności, to jednak to oraz, w szczególności, uporządkowanie tyłów musi potrwać krócej lub dłużej. Z tego powodu proszę o przekazanie mi wyjściowych danych najszybciej, jak to tylko możliwe”. Dalej generał Ewert wyraża prośbę o zaopatrzenie Frontu we wszystko, co niezbędne, szczególne skarży się na braki w uzbrojeniu, niedostatek karabinów i nabojów oraz skrajne ubóstwo, jeśli chodzi o ciężką artylerię.
Z przywołanego listu, który celowo zamieszczamy tutaj w całości, wynika co następuje.
1. Konferencja w Chantilly odbyła się 5 grudnia 1915 r., a jej decyzje zostały zaprotokołowane tego samego dnia, może następnego, ewentualne dwa dni później. Mimo to do 27 stycznia 1916 r., tj. prawie po dwóch miesiącach, głównodowodzącemu jednego z najważniejszych frontów, Frontu Zachodniego, ciągle nic nie wiadomo o tych postanowieniach albo w każdym razie jest on całkowicie obok planów, które stojące nad nim Naczelne Dowództwo opracowuje w kontekście przyszłych operacji. Przedstawiciel armii rosyjskiej przy francuskiej kwaterze głównej, generał Żyliński, był wielkim panem i zazwyczaj niezbyt spieszył się z przekazywaniem informacji z frontu francuskiego. W wielu przypadkach ważniejsze i pilniejsze wiadomości przekazywał rosyjskiemu Naczelnemu Dowództwu dopiero wtedy, kiedy te, utraciwszy już swoją tajność i pilność, można było przeczytać w gazetach. Widocznie także informacja o decyzjach konferencji w Chantilly została tak samo „pilnie” przekazana.
2. Trzeba zauważyć niezwykle realną ocenę sytuacji, której dokonał generał Ewert w liście do generała Aleksiejewa. W jego opinii wszystko wskazuje na to, że Niemcy będą nacierać na zachodzie i to właśnie, według głównodowodzącego Frontem Zachodnim, zobowiązuje Rosjan do ataku i to im szybciej, tym lepiej. Korzystniej jest zaatakować zimą niż wyczekiwać do wczesnej wiosny, a w ogóle lepiej jest nie odkładać tej ofensywy do momentu, kiedy wiosenne roztopy całkowicie uniemożliwią natarcie. Jest to myślenie całkowicie prawidłowe, a obawa o sukces przyszłej ofensywy jest całkiem na czasie. Paradoksem jest w tym kontekście fakt, że właśnie na tego człowieka, tak martwiącego się o właściwą porę przygotowania i późniejszy sukces operacji, spadło całe nieszczęście jej niepowodzenia. Jeszcze 17 stycznia generał Ewert pisał do generała Aleksiejewa: „Uznaję za nadzwyczaj pożądane, jeśli będzie taka decyzja, przeprowadzić ofensywę do nastania wiosny, dopóki rzeki, jeziora i bagna są skute lodem”7.
W międzyczasie Naczelne Dowództwo nie spieszyło się z opracowaniem planu ofensywy. Po pierwsze, generał Żyliński słabo informował je o tym, co dzieje się u sojuszników. Po drugie, za Naczelnego Wodza uważano cara, który jednak tylko w najtrudniejszych sytuacjach sprawiał wrażenie, że wnika w sprawy i interesuje się tym, co słychać na frontach. Zazwyczaj spędzał czas w pociągu, urozmaicając sobie nudę życia w Mohylewie częstymi wyjazdami do Carskiego Sioła8. Więcej uwagi poświęcał amatorskiej fotografii, zajmował się nią dużo intensywniej niż wydarzeniami na froncie. W tamtym czasie (styczeń-luty 1916 r.), kiedy trzeba było już nie tylko rozmyślać nad planem nowej ofensywy, ale nawet nadawać mu konkretny kształt, w dzienniku i korespondencji Mikołaja II nie znajdujemy żadnych o tym wzmianek. W dzienniku stale odnotowywane są zmiany pogody, zapisuje się, kiedy jego autor w ramach spaceru drewnianą łopatą odśnieżał gubernatorski sad (przed domem, w którym mieściło się Naczelne Dowództwo). Szczegółowo mówi się też w dzienniku i listach o tym, że kiedy „Naczelny Wódz” zjadł i wypił, to z sukcesem bądź nie rozegrał partyjkę bilarda – ale o ofensywie nie ma nic. A pisał to Naczelny Wódz wszystkich armii rosyjskich, do którego należało ostatnie słowo przy rozstrzyganiu wszelkich najważniejszych kwestii, a zastępujący go generał Aleksiejew bez tegoż słowa nie wprowadzał w życie żadnego zamiaru. Nie robił tego z dwóch powodów. Po pierwsze, każda próba generała Aleksiejewa obchodzenia się bez cara byłaby bezwarunkowo uznana przez kamarylę dworską za działanie przeciwko carowi i uzurpację jego praw, a w takim przypadku generał Aleksiejew zostałby szybko odsunięty od zajmowanego stanowiska, czego oczywiście nie chciał. A po drugie, generał Aleksiejew bał się brać na swoje barki odpowiedzialności za samodzielne decyzje. Taka odpowiedzialność była ponad siły człowieka, który wprawdzie w armii był świetnym szefem sztabu, niemniej był zupełnie pozbawiony cech przywódczych. Akta Naczelnego Dowództwa są pełne własnoręcznych zapisków generała Aleksiejewa. Można z nich wywnioskować jak dużo i wytrwale ten człowiek pracował. Jednak typ jego pracy często zaskakuje, gdyż często wykonywał to, co mogli zrobić jego podwładni albo co w ogóle nie wchodziło w jego kompetencje, oddawał przy tym temu cały swój czas, oprócz niezbędnych godzin snu. „Aleksiejew nie umie dobrać sobie współpracowników – pisze jeden z oficerów sztabowych Naczelnego Dowództwa9 – wokół niego nie ma ani jednej prawdziwie pomocnej osoby, nawet w najmniejszych sprawach”. Stąd wynikało olbrzymie zapracowanie szefa sztabu Naczelnego Wodza, a jednocześnie jego zastępcy, i odciąganie go drobiazgami i głupstwami od pilnych i ważnych kwestii frontowych. W tym samym czasie szef sztabu Naczelnego Wodza był zajęty zarówno organizacją nowej ofensywy, jak i przygotowaniem niepodlegającego mu bezpośrednio Korpusu Gwardii do przeglądu przez cara. W dodatku nie wiadomo było, którą z tych kwestii trzeba było traktować jako ważniejszą.
W rezultacie styczeń i nawet luty zostały stracone dla rozstrzygnięcia najważniejszej kwestii, tj. sprawy ofensywy. 24 lutego, w odpowiedzi na niedwuznaczne uwagi generała Joffre’a i bombardowanie pilnymi zapytaniami przez generała Ewerta, generał Aleksiejew zwołuje wreszcie w Naczelnym Dowództwie naradę na temat przyszłej operacji. W naradzie biorą udział: car, generał Aleksiejew, generał-kwatermistrz Naczelnego Dowództwa, czterej głównodowodzący Frontów, trzech szefów sztabów Frontów, Minister Wojny, szef sztabu marynarki wojennej i naczelny kwatermistrz. Oto dokonana przez naocznego świadka ciekawa charakterystyka osób, które tam przyjechały10. „Iwanow przyjechał do szefa sztabu z generałem Kłębowskim. Postawny starzec o szlachetnym wyglądzie, jednak ze wszelkimi oznakami starości… Ewert przyjechał z generałem Kwiecińskim. To odważny młodzieniec… Plehwe był z Boncz-Brujewiczem i dwoma adiutantami. Pokręcony Quasimodo ledwo chodzi, zupełnie niepodobny do wodza na wojnie… Car wrócił do Mohylewa o godzinie 5.30, narada rozpoczęła się o godzinie 6… Siedzieli do godziny 12.40 w nocy… Car siedział cały czas, dużo mówił, wypytywał, w ogóle prowadził naradę, wykazując głębokie zainteresowanie tematem”.
Głównym prelegentem był generał Aleksiejew. Jego opinie posłużyły za podstawę dla decyzji podjętych na naradzie, zakończonej stwierdzeniem, że w przyszłej ofensywie główne zadania przypadną Frontom Zachodniemu i Północnemu. Do takiego rozwiązania skłaniała przewaga sił na odcinkach tych Frontów, szczególnie na odcinku Frontu Zachodniego, oraz, na ich styku, najdogodniejsza konfiguracja frontu (mapa nr 1). 6 marca generał Aleksiejew w swojej odpowiedzi dla generała Joffre’a pisał o tym tak11:
„1. Aktualnie kończy się wielkie przerzucanie wojsk w celu wykonania ataku na Niemców, zgodnie z przyjętym planem.
2. Rosyjska armia nie będzie czekać na uzupełnienie broni do pełnego stanu i wykona atak tymi środkami, które będzie miała do swojej dyspozycji w momencie rozpoczęcia operacji.
3. Możliwe jest rozpoczęcie operacji już 10/23 marca.
4. Główne uderzenie będzie wykonane przeciwko Niemcom, na odcinku Dźwińsk-rzeka Wilia.
5. Obfite roztopy mogą pokrzyżować te plany, uniemożliwiając poruszanie się naszym żołnierzom, artylerii i taborom.
6. Rosyjska armia wypełni zobowiązanie do przyjścia z pomocą armii francuskiej w najważniejszym dla niej czasie12, jeśli tylko sytuacja będzie wymagać natychmiastowej pomocy i jeśli zostaną nam wcześniej przekazane dane celem ustalenia odpowiedniego terminu”.
A 16 marca w imieniu cara wydał wojskom następującą dyrektywę (mapa nr 2):
„Głównodowodzącym armii frontowych.
Car Imperator rozkazał:
Po pierwsze. Przejść armiami do ofensywy w celu wykonania energicznego uderzenia na wojska niemieckie działające naprzeciwko Frontu Północnego i prawoskrzydłowych armii Frontu Zachodniego.
Po drugie. Głównym celem działań podczas niniejszej operacji jest dotarcie do linii Mitawa13-Bauska-Wiłkomierz14-Wilno-Delatycze.
Po trzecie. Bliższym celem działań jest zajęcie i silne umocnienie się na linii rzeka Łauce-jezioro Sauken15-Oknist16-Nowoaleksandrowsk17-Dukszty-Daugieliszki-Święciany-Michaliszki-Gierwiaty.
Po czwarte. Główne uderzenia skierować: Front Północny z rejonu Jakobstadtu18 w ogólnym kierunku na Poniewież; Front Zachodni wojskami 2. Armii w ogólnym kierunku na Święciany-Wiłkomierz.
Po piąte. Niezależnie od powyższego Front Północny zaatakuje jednostkami 12. Armii z Pulkarna i z miejscowości Uexküll19 w ogólnym kierunku na Bauska-Schönberg20; Front Zachodni w koordynacji z postępami operacji na kierunku głównym wykonuje uderzenie w kierunku na Wilno.
Po szóste. W celu wykonania silnego i zdecydowanego uderzenia Front Północny ma zostawić w rejonie Walk21-Wolmar22 tylko najniezbędniejsze siły do ochrony wybrzeża na północ od Rygi, jeśli w ogóle uzna za konieczne zostawić tam jakieś wojska.
Po siódme. Uderzenie powinno być zdecydowane i przeprowadzone z całą siłą i intensywnością, z udzielaniem sobie wzajemnego wsparcia w ramach Frontu i armii.
Po ósme. Lewoskrzydłowe armie Frontu Zachodniego i Front Południowo-Zachodni powstrzymują znajdujące się przed nimi siły przeciwnika, a w przypadku jego osłabienia zdecydowanie atakują.
Po dziewiąte. Początek ofensywy wyznacza się na 5 marca23, przy czym Frontowi Północnemu zezwala się na rozpoczęcie jej 6 marca.
Po dziesiąte. Po przełamaniu niezbędne jest szerokie wykorzystanie konnicy w celu wprowadzenia jak największego nieporządku w organizacji tyłów, choćby nawet tylko w ciągu pierwszych dwóch, trzech dni. Szczególnie pożądany jest zajazd w kierunku na Murawiewo-Szawle.
Po jedenaste. Oddział gwardyjski ma kontynuować koncentrację na wskazanym mu obszarze, skąd będzie skierowany do rozwinięcia operacji w zależności od sytuacji.
Po dwunaste. Sztaby Frontów mają zatroszczyć się o przybliżenie odwodów w celu uzupełniania strat podczas operacji”.
OCENA DECYZJI NACZELNEGO DOWÓDZTWA
Pierwsze pytanie, które ciśnie się na usta przy ocenie decyzji rosyjskiego Naczelnego Dowództwa, brzmi: dlaczego zamierzano uderzać na styku Frontów Północnego i Zachodniego? 24 lutego na naradzie w Naczelnym Dowództwie głównymi argumentami za tym, oprócz konieczności zaatakowania Niemców, a nie Austriaków, była, po pierwsze, przewaga sił na powyższym odcinku. W raporcie Aleksiejewa wyglądało to następująco:
Fronty
Rosjanie
Austriacy i Niemcy
na korzyść Rosjan: + więcej, – mniej
batalionów
piechoty
szwadronów
kawalerii
batalionów
piechoty
szwadronów
kawalerii
batalionów
piechoty
szwadronów
kawalerii
Północny
368
266 132
263
32 629
181
159 280
121
19 200
+ 187
+ 107 152
+ 135
+ 3 429
Zachodni
917
642 745
526
65 137
382
336 160
144
21 600
+ 535
+ 306 585
+ 382
+ 43 537
Południowo-Zachodni
684
495 447
494
60 975
592
520 960
239
35 850
+ 92
- 25 513
+ 225
+ 25 125
Po drugie, dogodna konfiguracja frontu na styku Frontów Północnego i Zachodniego (mapa nr 1), wróżąca Rosjanom duże możliwości operacyjne przy uderzeniu w zbieżnych kierunkach od Jakobstadtu i od jeziora Narocz, które to rosyjskie szanse także Niemcy ze swojej strony całkiem poważnie brali pod uwagę. Oto co o tym pisał Ludendorff: „Plan Rosjan polegał na tym, aby w kierunku na Kowno odciąć nasze północne skrzydło i jednocześnie rozchwiać je atakami w innych punktach. Następnymi uderzeniami miało ono zostać odepchnięte do brzegu morza, na północ od Niemna”24.
Jednak podejmując decyzję rosyjskie Naczelne Dowództwo na pewno nie urzeczywistniało własnej woli. Ciążyła nad nim wola przeciwnika i to jego działania określały kierunki myślenia operacyjnego. Naczelne Dowództwo przyjęło taki, a nie inny plan nie dlatego, że tak chciało, ale dlatego, że innej decyzji w tamtej sytuacji podjąć nie mogło. Przewaga sił rosyjskich na styku Frontów Północnego i Zachodniego wynikała bowiem z tego, że podczas natarcia niemieckiego w poprzednim roku 1915 założono, że najgroźniejsze dla Rosjan będzie wyjście Niemców na najkrótsze drogi do Piotrogrodu i Moskwy. Na tamten odcinek więc trzeba było rzucić możliwie jak największe siły, aby zagrodzić Niemcom drogę do stolic i centrów ludnościowych kraju. A więc to narzucona konieczność obrony tego odcinka było przyczyną tamtejszej przewagi liczebnej sił rosyjskich nad niemieckimi. Teraz tymi samymi siłami zamierzano wykonać inne zadanie – już nie obronne, a ofensywne.
Jakie podstawy miało rosyjskie dowództwo do myślenia o pomyślnym przekształceniu zadania obronnego w ofensywne? Dwie wyżej wymienione: liczebna przewaga w sile żywej i korzystna konfiguracja frontu. Czy to wystarczało do wykonania takiego zadania? Nie, nie wystarczało. Praktyka prowadzenia operacji ofensywnych uczy, że uderzenie należy wykonywać na przeciwnika słabszego, a na froncie rosyjskim takim byli Austriacy, a nie Niemcy. Uczy również, że należy atakować w takim kierunku, który zaoferuje większą swobodę manewru, a nie tam, gdzie manewr ten będzie utrudniony. Tego ostatniego warunku – swobody manewru – odcinek, na którym zamierzano nacierać, nie spełniał w ogóle. Tamtejsze jeziora i bagna w dużym stopniu zawężały manewr atakującego i to tym bardziej, że z powodu karygodnej powolności i ociężałości Naczelnego Dowództwa początek ofensywy coraz bardziej przybliżał się do wiosny i w efekcie miała się ona odbywać w środku odwilży. 29 lutego generał Ewert pisał o tym do generała Aleksiejewa następująco25: „Z przekazanych już Wam opinii meteorologów, a także z danych statystycznych dotyczących klimatu we wcześniejszych latach wynika, że w środku marca, a być może nawet i trochę wcześniej, należy spodziewać się wiosennej odwilży. Otrzymane przeze mnie informacje o planowanym rejonie ofensywy wskazują, że jest on podczas wiosennych roztopów albo nadzwyczaj trudny, albo wręcz nienadający się do działań wojennych: wielkie obszary bagien są niedostępne, wiele jezior występuje z brzegów i zlewa się razem w nieprzerwaną linię, gleba rozmięka do tego stopnia, że ruch staje się prawie niemożliwy”.
Inaczej mówiąc, zamierzano nacierać nie tylko na silniejszego przeciwnika, ale także w tym rejonie, w którym same warunki naturalne w znacznym stopniu zwiększały jego właściwości obronne. Dlaczego więc nie wybrano wtedy innego odcinka? Na przykład tego, na którym nieco później generał Brusiłow dokonał swojego wspaniałego przełamania? Z trzech powodów. Po pierwsze, z powodu krótkowzrocznego przeświadczenia, że sojusznikom można pomóc tylko poprzez natarcie na Niemców. Pośród decyzji konferencji w Chantilly takiego warunku jednak nie było, a silne uderzenie na Austriaków, jak to pokazała później ofensywa Brusiłowa, i tak zdolne było odciągnąć siły niemieckie z ich frontu zachodniego, tak samo skutecznie jak jakikolwiek bezpośredni atak na Niemców na innym odcinku ich frontu wschodniego.
Po drugie, przeceniano siły i możliwości przeciwnika, tj. Niemców, i obawiano się, że on sam może przejść do ofensywy, wykonując uderzenie w kierunku Piotrogrodu albo Moskwy. Natarcie na styku Frontów Zachodniego i Północnego uprzedzało taki niemiecki atak, dusząc tym w zarodku ewentualne próby przełamania w kierunku na stolice. Czyli, innymi słowy, zadanie, które wykonywano, było w zasadzie czysto obronne.
Po trzecie, obawiano się swojej własnej ociężałości i zbyt nisko oceniano możliwości transportowe swoich kolei. Przerzucenie jednego korpusu z Frontu Północnego na Front Południowo-Zachodni zajmowało od 21 do 24 dni, a z Frontu Zachodniego na Południowo-Zachodni – 12-24 dni. Uznawano tę sytuację za niemożliwą do poprawy i bezsilnie opuszczano ręce, ponieważ jej ulepszenie rzekomo wymagałoby kroków wręcz heroicznych. Tymczasem konieczne było po prostu inne, szybsze tempo własnej pracy, potrzebna była zręczność i elastyczność, ale akurat takim cechami Naczelne Dowództwo pochwalić się nie mogło. „Naczelny Wódz” raz po raz wyjeżdżał do Carskiego Sioła, gdzie spędzał nie tylko dni, ale nawet tygodnie, a generał Aleksiejew, jak to wyżej powiedziano, bez niego nie chciał rozstrzygać żadnej ważnej kwestii.
Tymczasem zbliżała się wiosna i Front Zachodni ogarnięty był niepokojem o los operacji. Generał Ewert zasypywał Naczelne Dowództwo pytaniami o początek i porządek przeprowadzania operacji. Trzeba się spieszyć, którego więc dnia zamierzano atakować? A tymczasem z Naczelnego Dowództwa dostawano takie beznamiętne odpowiedzi od generała Aleksiejewa: „O ostateczne rozkazy dotyczące rozpoczęcia operacji poproszę u Cara Imperatora po Jego powrocie do Mohylewa”. Jeśli tego typu spraw, w których wszystko już było w zasadzie rozstrzygnięte i potrzeba było tylko ostatecznego potwierdzenia, nie można było od razu załatwić, to jak tu przerzucać korpusy czy wymyślać śmiałe operacje narzucające swoją wolę przeciwnikowi? O ileż za to łatwiej tańczyć do znajomej melodii i oglądać się na przeciwnika, co też on tam przedsięwziął.
Ciekawy jest w tym kontekście list generała Ewerta do generała Aleksiejewa z 3 marca. Jego treść jest następująca: „Z przekazanych Waszej Ekscelencji moich zarządzeń wiadomo już Wam, że Front Zachodni intensywnie przygotowuje się pod każdym względem do tego, aby w pierwszych dniach marca (starego stylu – N.P.) rozpocząć ofensywę. Tymczasem z informacji ze sztabu Frontu Północnego wynika, że przerzucane z Frontu Zachodniego na Północny cztery dywizje rozmieszczane są na obszarze linii kolejowej Wolmar-Rajniasz i na północny zachód od Walka. Taka koncentracja tych dywizji skłania mnie do przypuszczenia, że wspólne uderzenie obu Frontów, zaplanowane na naradzie w dniu 18 lutego (starego stylu – N.P.), nie odbędzie się, a to z kolei wywołuje u mnie wątpliwość, czy aby nie zaszły jakieś zmiany w głównej decyzji o przejściu do ofensywy do czasu wiosennej odwilży”26.
Z tego listu generała Ewerta do generała Aleksiejewa wynika, że głównodowodzący Frontem Północnym rozmieścił swoje korpusy nie do natarcia, a raczej do obrony, osłaniając się wszędzie, gdzie to tylko możliwe, i nie ześrodkowując w wybranym miejscu pięści do wykonania uderzenia. Zresztą także decyzja Naczelnego Dowództwa wyglądała na bojaźliwą i niezdecydowaną. Przecież nieprzypadkowo w tej dyrektywie nie mówiono nic o rozbiciu przeciwnika, ewidentnie brakuje w niej też perspektywy działań bojowych po osiągnięciu linii Mitawa-Bauska-Wiłkomierz-Wilno-Delatycze. Całe zadanie wyznaczone wojsku sprowadza się do niewielkiego przesunięcia frontu na zachód – i tyle.
Reasumując, wnioski z oceny przyjętego rozwiązania brzmią następująco:
1. Decyzja Naczelnego Dowództwa nie była oparta o własne chęci, a była uzależniona od przeciwnika.
2. Zadanie postawione wojskom, bojaźliwe i niezdecydowane, o rozbiciu przeciwnika jako głównym celu nie mówi wcale.
3. Wyznaczone zadania i przyjęte rozwiązanie naruszają podstawowe zasady sztuki operacyjnej i taktyki, tj. uderzać w najsłabsze miejsce przeciwnika i na takim odcinku, który pozwala wykonywać manewry.
4. Plan ofensywy mimo, że obliczony na działania zimowe, w karygodny sposób został wyznaczony do realizacji w warunkach wczesnej wiosny i odwilży.
Wszystko to oczywiście nie mogło nie doprowadzić do bardzo przykrych rezultatów.
ZARZĄDZENIA DOWÓDZTWA FRONTU ZACHODNIEGODOTYCZĄCE ORGANIZACJI OFENSYWY KOŁO JEZIORA NAROCZ
Teraz więc, po naradzie w Naczelnym Dowództwie i na podstawie podjętych tam decyzji, głównodowodzący Frontem Zachodnim zaznajamia dowódcę 2. Armii o powierzonym mu zadaniu przełamania umocnionego pasa przeciwnika.
„Powierzonej Waszej Ekscelencji armii – pisał generał Ewert27 – wyznaczam zadanie zaatakować i rozbić znajdującego się naprzeciw nieprzyjaciela, rozwijając natarcie w ogólnym kierunku na Święciany. Armia ma być gotowa do ataku w końcu lutego28. W związku z Waszym natarciem jednocześnie polecono Frontowi Północnemu nacierać z rejonu Dźwińska. Z lewej, swoim natarciem w kierunku na Wilno udzieli Wam wsparcia 10. Armia. W celu wykonania zadania, poza będącymi do Waszej dyspozycji środkami i już oddanymi Wam jednostkami 1. Armii, dodatkowo przekazuję:
1. Z 4. Armii – XXXV Korpus Armijny, który zostanie przesunięty porządkiem marszowym do wskazanego przez Was dowódcy 4. Armii rejonu. Korpus przejdzie pod Wasze dowództwo, tak jak i inne skierowane do Was wojska, z dniem przybycia na obszar 2. Armii.
2. Z mojego odwodu XXVII Korpus Armijny przechodzi z dniem dzisiejszym do Waszej dyspozycji.
3. Ciężka artyleria:
a) jeden dywizjon z 3. Armii;
b) dwa dywizjony z 4. Armii;
c) brygada artylerii z 10. Armii.
Ciężka artyleria ma zostać przesunięta w wyznaczone przez Was miejsca porządkiem marszowym, przy czym organizacja marszu dywizjonów spoczywa na armiach, z których odchodzą, a brygady – na Was.
4. Drużyny karabinów maszynowych Colta:
a) pięć z mojego odwodu znajdującego się w 4. Armii;
b) dziesięć z mojego odwodu znajdującego się w 10. Armii;
c) pięć właśnie przybywających z okręgów tyłowych.
Jednostki pomocnicze do przekazania 2. Armii zostaną wskazane w zarządzeniach uzupełniających”.
Dalej głównodowodzący Frontem rozkazał:
„poza przeniesionymi jednostkami polecam na obszarze armii skoncentrować moje rezerwy:
a) XXIV Korpus na kierunku połockim za prawym skrzydłem
b) III Korpus Kaukaski – w rejonie Krzywicze, Wilejka, za Waszym zgrupowaniem”.
W uzupełnieniu powyższych informacji głównodowodzący zwrócił uwagę dowódcy 2. Armii na następujące sprawy:
„Zobowiązany jest Pan do dokładnego wyboru rejonów rozmieszczenia tych korpusów, uwzględniając przy tym zapewnienie im dachu nad głową, chleba i furażu. Dopilnujcie, aby te warunki, tj. zapewnienie dachu nad głową, chleba i furażu, były spełnione w stosunku do wszystkich innych wojsk, w stosunku do których planowane są przesunięcia. Uważam także za konieczne zwrócić Waszą szczególną uwagę na podjęcie wszelkich działań mających na celu utrzymanie uderzenia w tajemnicy”.
Przywołana dyrektywa głównodowodzącego Frontem Zachodnim została wydana 27 lutego, 14 starego stylu. Na piętnaście dni przed końcem lutego postawiła ona przed wojskiem bardzo skomplikowane i trudne zadanie w postaci koncentracji masy uderzeniowej w rejonie 2. Armii. Niektóre jednostki miały zostać przewiezione na obszar armii uderzeniowej, ale w większości przypadków wyznaczone do uzupełnienia 2. Armii wojska miały przybyć tam na piechotę. Niektóre jednostki musiały przy tym przejść do 100 km w trudnych warunkach, jakimi charakteryzowały się zimowe przemarsze. Trudne było również zadanie skoncentrowania porządkiem marszowym ciężkiej artylerii. Zużywało to część materialną, traciły siłę konie i oczywiście ponad normę męczyli się obsługujący to wszystko ludzie. Ponadto przemieszczającym się porządkiem marszowym jednostkom trzeba było zapewnić dach nad głową, żywność i furaż, co nakładało na służby zaopatrzeniowe trudne i odpowiedzialne zadania. Tym niemniej jednak wszystkie te zadania były możliwe do wykonania, a termin na ich realizację – 15 dni – wydawał się wystarczający. Zobaczymy później, że niektóre jednostki nie zmieściły się jednak w wyznaczonym czasie, a służby zaopatrzeniowe nie wszędzie poradziły sobie ze swoim zadaniem, niemniej była to już ich wina, a nie dowództwa Frontu, który właściwie zorganizował przygotowania do operacji.
Trzeba także zauważyć większe zdecydowanie dowódcy Frontu Zachodniego przy wyznaczaniu zadań 2. Armii niż to miało miejsce w przywołanej wyżej dyrektywie Naczelnego Wodza. W pierwszym punkcie swojej dyrektywy dowódca Frontu domagał się zaatakowania i rozbicia znajdującego się naprzeciw 2. Armii wroga i kontynuacji natarcia w ogólnym kierunku na Święciany, co stwarzało armii określoną perspektywę ataku. Zwróćmy też uwagę na następujący passus w dyrektywie generała Ewerta: „Zobowiązany jest Pan do dokładnego wyboru rejonów rozmieszczenia tych korpusów (tj. tych przekazanych 2. Armii – N.P.)”, co ewidentnie wskazywało na wykorzystanie ich w walce wedle własnego upodobania dowódcy armii.
Jednocześnie z dyrektywą dla dowódcy 2. Armii wydawane są rozkazy dla dowódców 10., 3. i 4. Armii o przerzucaniu jednostek do 2. Armii, prowadzona jest też obfita korespondencja z Naczelnym Dowództwem i Frontem Północnym na temat uszczegółowienia szeregu kwestii dotyczących przyszłej ofensywy. Z korespondencji dowódcy Frontu Zachodniego z Naczelnym Dowództwem wynika, że niepokoi go pogoda (nadeszła już wiosna) i nadzwyczaj martwi się on o kwestie zaopatrzenia Frontu w karabiny, amunicję, żywność i sprzęt. Do problemu niedostatku na froncie ciężkiej artylerii generał Ewert powraca niemal w każdym raporcie dla szefa sztabu Naczelnego Wodza, generała Aleksiejewa. Upraszając po jednym dywizjonie, za każdym razem informuje, w jakim stopniu Front jeszcze jest niewystarczająco wyposażony w ciężką artylerię.
13 marca została wydana dyrektywa głównodowodzącego Frontem dotycząca natarcia 2. Armii29 (mapa nr 3):
„Wojskom Frontów Północnego i Zachodniego rozkazano przejść do zdecydowanej ofensywy, rozbić przeciwnika i odrzucić go za linię Tukums-Wiłkomierz-Delatycze. Celem wykonania tego nakazuję:
1. 2. Armii, po skoncentrowaniu swoich głównych sił na flankach, przejść nimi do zdecydowanej ofensywy w celu rozbicia nieprzyjaciela, znajdującego się naprzeciw odcinka armii, a następnie nacierać dalej na odcinek Święciany-Michaliszki-Gierwiaty. Zadanie to wykonać za wszelką cenę”.
Wyznaczywszy zadania 1. i 10. Armii (1. – nacierać na Widze i Daugieliszki, 10. – być w pełnej gotowości i wraz z rozwinięciem powodzenia przejść do zdecydowanego ataku na Wilno), dyrektywa uzależniła jednak początek ofensywy od wydania oddzielnego rozkazu. Rozkaz ten nadszedł 15 marca.
Zanim przejdziemy do jego omawiania, zauważmy charakterystyczną różnicę pomiędzy dyrektywami z 27 lutego i z 13 marca. Jeśli w pierwszej dowódcy 2. Armii pozostawiano pełną swobodę przy przygotowywaniu uderzenia, to w drugiej głównodowodzący Frontem domaga się wykonania go już tylko skrzydłami. Może i takie rozwiązanie było w sytuacji armii najwłaściwsze, niemniej trzeba było z nim najpierw zapoznać dowódcę armii w celu jego przeanalizowania, a nie wkraczać w jego kompetencje. Generał Ewert naruszył tę zasadę i jak zobaczymy potem, musiał osobiście wychodzić ze ślepego zaułka, w który sam się zapędził.
15 marca otrzymano telegram od głównodowodzącego o rozpoczęciu ofensywy (przygotowaniu artyleryjskim) 18 marca, a 17 marca, w przeddzień natarcia, generał Ewert uznał za konieczne zwrócić się do żołnierzy 2. Armii z apelem, w którym mówił30:
„Car Imperator i Ojczyzna oczekują teraz od was nowych niezwykłych czynów – wyrzucenia przeciwnika z granic Cesarstwa. Wierząc w wasze męstwo, głęboką wierność Carowi i gorącą miłość Ojczyzny, jestem święcie przekonany, że przystępując jutro do wykonania tego wielkiego zadania, spłacicie swój dług Carowi i Ojczyźnie i uwolnicie swoich braci cierpiących pod brzemieniem wroga. Tak nam dopomóż Bóg – kończy się apel – w naszej świętej sprawie”.
1 R. Poincaré, Wospominanija, str. 177.
2 CWIA (Centralnyj Wojskowyj Istoriczeskij Archiw), akta nr 278-946, str. 494.
3 Zajączkowski, Mirovaja vojna, wyd. 1931 r., str. 241.
4 CWIA, akta nr 442, str. 364-365.
5 Wszystkie daty występujące w książce według nowego stylu.
6 CWIA, akta nr 442, str. 78-79.
7 CWIA, akta nr 442, str. 15-16.
8 Naczelne Dowództwo znajdowało się w tym czasie w Mohylewie.
9 M. Lemke, 250 dniej w Stawkie, str. 700.
10 M. Lemke, 250 dniej w Stawkie, str. 537-538.
11 CWIA, akta nr 442, str. 359.
12 Niemcy właśnie wygrywali pod Verdun, fort i miejscowość Douaumont zostały już stracone przez Francuzów.
13 Mitawa – obecnie Jelgawa (pol. Jełgawa), miasto na Łotwie.
14 Wiłkomierz – obecnie Ukmerge, miasto na Litwie.
15 Sauken – obecnie jezioro Saukas na Łotwie.
16 Oknist – obecnie Akniste (pol. Oknista), miasto na Łotwie.
17 Nowoaleksandrowsk – obecnie Zarasai (pol. Jeziorosy), miasto na Litwie.
18 Jakobstadt – obecnie Jekabpils (pol. Jakubowo), miasto na Łotwie.
19 Uexküll – obecnie Ikšķile, miasto na Łotwie.
20 Schönberg – obecnie Skaistkalne, miasto na Łotwie.
21 Walk – obecnie Valka (pol. Wałk), miasto na Łotwie.
22 Wolmar – obecnie Valmieri, miasto na Łotwie.
23 18 marca według nowego stylu.
24 E. Ludendorff, Moi vospominanija, cz. 2, str. 169.
25 CWIA, akta nr 442, str. 309.
26 CWIA, akta nr 442, str. 317.
27 CWIA, akta nr 442, str. 330.
28 Starego stylu.
29 CWIA, akta nr 382, str. 34.
30 CWIA, akta nr 382, str. 40.
OGÓLNA SYTUACJA ARMIIW MOMENCIE PRZEJŚCIA DO OFENSYWY
2. Armia, której dowódca Frontu Zachodniego powierzył w planowanej ofensywie najważniejsze zadanie, w czasie wojny światowej zyskała sobie pośród innych rosyjskich armii smutną sławę. Na początku wojny, w sierpniu 1914 r., jeszcze pod nazwą samsonowskiej, poniosła sromotną klęskę w Prusach Wschodnich. Doprowadziwszy się nieco do porządku, w tym samym roku została ciężko doświadczona pod Warszawą i pod Łodzią, przy czym nie odniosła w obu przypadkach żadnych większych sukcesów. W operacji wileńskiej w 1915 r. działania 2. Armii także były bojaźliwe i niewiele znaczące, nie było ani jednego dużego zwycięstwa w jej historii. Zmieniały się w korpusy w składzie armii, od czasu do czasu zmieniały się dowództwa jednostek i związków bojowych, zmieniali się wreszcie sami dowódcy armii, a wydarzenia wciąż zaświadczały, że 2. Armia wśród innych nie wyróżniała się niczym. Była nijaka tak samo jak stojący na jej czele korpus dowódczy. „Strasznie bezbarwny jest sztab dowódców 2. Armii, – pisze jeden z oficerów sztabowych Naczelnego Dowództwa1 – staruszek (rok urodzenia 1849) Władimir Wasiliewicz Smirnow, miękki, delikatny, niczym się nie wyróżniający”. To o dowódcy armii. „Szef sztabu Stabrow, generał-kwatermistrz Sokownin”. O nich widocznie w ogóle nie dało się nic ciekawego powiedzieć. Spośród dowódców korpusów zwrócił na siebie uwagę jedynie generał Sirelius, o którym w liście do generała Ewerta szef sztabu Naczelnego Wodza generał Aleksiejew wypowiadał się tak2: „Przypuszczam że generał Sirelius jako dowódca grupy nie potrafiłby wykonywać odważnych, spójnych działań ani systematycznie realizować planu”. Generał Aleksiejew zapewne dobrze znał generała Sireliusa, ale najbardziej charakterystyczne w tej opinii jest to, że została wydana zaledwie w przeddzień wyznaczenia go na dowódcę grupy uderzeniowej (!).
Co prawda 2. Armia w doborze kadr nie wyróżniała się specjalnie na tle innych rosyjskich armii, wszędzie było tak samo i mianowania odbywały się nie według zdolności, a na podstawie urodzenia i wysługi lat, niemniej wyznaczając armii tak odpowiedzialne zadanie, jak przełamanie umocnionego pasa przeciwnika, można było mimo wszystko zastanowić się: a któż to konkretnie będzie je realizować i czy poradzą sobie ci wykonawcy z zadaniami, jakie im są powierzane? Generał Ewert okazał się mądry po szkodzie i dopiero po operacji zmuszony był smutno skonstatować, że do początku operacji „nie poznał wystarczająco swoich ludzi” i że nie wszyscy byli godni swoich stanowisk. Jednak w tym przypadku nie można było się pocieszać powiedzeniem „lepiej późno niż wcale”. W kwestii doboru kadr generał Ewert spostrzegł się stanowczo zbyt późno.
Tymczasem podczas operacji armią dowodził dotychczasowy dowódca 4. Armii generał Rohoza, ponieważ generał Smirnow, dyplomatycznie albo ze starości, akurat w tym czasie zachorował. Jeden z dowódców korpusów 2. Armii, generał Bałujew, pochlebczo spieszy pogratulować generałowi Rohozie objęcia dowództwa 2. Armii3: „Witam Waszą Ekscelencję – telegrafuje do Rohozy – w związku z objęciem dowództwa naszej armii. Serdecznie dziękuję za telegram. Jestem przekonany, że pod Waszą komendą czeka nas wielki sukces”. Sam generał Rohoza tak bardzo nie wierzył w sukces, jak to pospieszył mu oświadczyć w swoim telegramie generał Bałujew. Przybył on do armii akurat w przeddzień operacji (Smirnow zachorował 11 marca), zupełnie nie znając ani wojska, będącego pod jego rozkazami, ani rejonu przyszłych działań, ani wreszcie sztabu, z którym miał kierować przełamaniem silnie umocnionego frontu. Biorąc to pod wszystko uwagę, decyzję dowódcy Frontu Zachodniego wyznaczającą na dowódcę 2. Armii generała Rohozę uznać należy za błędną. Dotychczasowe działania 4. Armii raczej nie otoczyły jego głowy aureolą sukcesów, lepiej by było więc w miejsce chorego Smirnowa wyznaczyć na dowódcę armii jego szefa sztabu albo jednego z dowódców korpusu. Oni by przynajmniej lepiej znali sytuację 2. Armii niż przybyły tam na gościnne występy generała Rohoza. Na coś takiego jednak nie pozwalała wyżej wspomniana zasada nominacji na wyższe stanowiska w carskiej armii.
SKŁAD ARMII
1 stycznia 1916 r., tj. w dniu największego spokoju na froncie, w skład 2. Armii wchodziły następujące jednostki:
lp.
nazwa jednostki
batalionów
szwadronów
piechoty
kawalerii
1.
IV Korpus Syberyjski (9. i 10. syberyjskie dywizje strzelców)
33
10
44 850
832
2.
V Korpus Armijny (7. i 10. dywizje piechoty)
32
5
43 009
820
3.
XX Korpus Armijny (28. i 29. dywizje piechoty)
32
6
41 300
840
4.
XXXVI Korpus Armijny (25. i 68. dywizje piechoty)
32
7
41 225
723
5.
uralska dywizja kozacka
-
18
-
3149
6.
I samodzielna brygada kawalerii
-
12
-
1673
razem
129
58
170 384
8 037
Do czasu przeprowadzenia operacji, tj. według stanu na 15 marca, skład armii znacząco się powiększył. Po uzupełnieniu nowymi jednostkami wyglądał następująco:
lp.
nazwa jednostki
batalionów
szwadronów
piechoty
kawalerii
1.
IV Korpus Syberyjski (9. i 10. syberyjskie dywizje strzelców)
33
10
44 869
832
2.
V Korpus Armijny (7. i 10. dywizje piechoty)
32
5
47 801
820
3.
XXXIV Korpus Armijny (56. i 104. dywizje piechoty)
28
5
40 715
559
4.
XXVII Korpus Armijny (45. i 76. dywizje piechoty)
32
6
41 457
740
5.
XXXVI Korpus Armijny (25. i 68. dywizje piechoty)
32
7
46 310
723
6.
I Syberyjski Korpus Strzelców (1. i 2. syberyjskie dywizje strzelców)
32
6
48 598
766
7.
III Syberyjski Korpus Strzelców (7. i 8. syberyjskie dywizje strzelców)
32
6
43 338
828
8.
I Korpus Armijny (22. i 59. dywizje piechoty)
32
7
42 901
931
9.
VII Korpus Kawalerii (6. i 13. dywizje kawalerii)
-
51
-
6 886
10.
uralska dywizja kozacka
-
18
-
21 185 (?)
11.
I samodzielna brygada kawalerii
-
12
-
1 673
razem
553
133
355 989
16 943
W ten sposób liczebność armii do momentu ofensywy wzrosła ponad dwukrotnie. W jej skład wchodziło dziewięć korpusów, z kawaleryjskim włącznie, i dwie mniejsze jednostki kawalerii – dywizja i brygada. Armia do czasu rozpoczęcia działań bojowych dostała nie tylko więcej wojska, ale wręcz została przeładowana jednostkami oraz ludźmi i trudno było dowodzić taką ociężałą strukturą. W celu wygodniejszego dowodzenia należało więc albo podzielić ją na dwie armie, albo utworzyć w jej ramach zgrupowania. Dowództwo Frontu wybrało to drugie rozwiązanie, a rozkaz generała Ewerta z 13 marca: „po skoncentrowaniu swoich głównych sił na flankach przejść nimi do zdecydowanej ofensywy”, jasno podpowiadał dowódcy 2. Armii organizację takich grup.
WYPOSAŻENIE ARMII W ŚRODKI OFENSYWNE
Interesujące jest porównanie ogromnej liczebności 2. Armii z jej wyposażeniem w artylerię i samoloty. Jest ono w stosunku do liczby żołnierzy nadzwyczaj skromne.
lp.
nazwa jednostki
dział
samolotów
lekkich
ciężkich
1.
I Korpus Syberyjski
72
14
-
2.
III Korpus Syberyjski
72
12
-
3.
IV Korpus Syberyjski
72
12
-
4.
I Korpus Armijny
72
12
-
5.
V Korpus Armijny
75
39
6
6.
XXVII Korpus Armijny
75
18
6
7.
XXXIV Korpus Armijny
65
24
-
8.
XXXVI Korpus Armijny
78
37
-
9.
VII Korpus Kawalerii
14
-
-
10.
uralska dywizja kozacka
10
-
-
11.
I samodzielna brygada kawalerii
-
-
-
razem
605
168
12
Jeśli do umieszczonej w tabeli artylerii dodać działa przekazywanych w celu wzmocnienia armii dywizjonów artylerii ciężkiej, tj. 114 dział, to otrzymamy następujące liczby: lekkich dział – 605, ciężkich – 282. Przy 60-kilometrowej długości frontu zajmowanego przez 2. Armię dawało to gęstość 14-15 dział na 1 km frontu, z około 28-30 procentowym udziałem ciężkiej artylerii. Na froncie zachodnim w tym czasie było: podczas operacji w Szampanii-Artois na jesieni 1915 r. – 70-74 dział na 1 km frontu, z 48-50% udziałem ciężkiej artylerii; pod Verdun wiosną 1916 r. – 100-125 dział, wśród nich 65% ciężkich, a podczas bitwy nad Sommą jesienią 1916 r. – 133 działa z takim samym procentowym udziałem ciężkiej artylerii. Nieznaczna ilość artylerii w ogóle, a ciężkiej w szczególności, musi prowadzić do dwóch rozwiązań podczas wykonywania przełamania:
a) liczyć na przełamanie umocnionego pasa tylko siłą żywą albo
b) dokonać przełamania zręcznie wykorzystując nieliczną artylerię.
W przypadku praktyki rosyjskiego dowództwa za bardziej prawdopodobne należy uznać oczywiście pierwsze rozwiązanie. Potwierdza je też wielka liczba zebranych na odcinku 2. Armii żołnierzy. Na 60-kilometrowym froncie skoncentrowano bowiem na początku operacji 253 bataliony, co daje średnio 4 bataliony albo 16 kompanii na 1 km przy aktualnej4 normie dla operacji ofensywnych wynoszącej 2 bataliony albo 6 kompanii na 1 kilometr. Taki wynik w przeliczeniu na żołnierzy po roku wojny pozycyjnej na zachodzie i wypracowaniu tam nowych metod przełamania pozycji umocnionych przeciwnika świadczy nie tylko o kompletnej nieznajomości rzeczy wśród wyższego dowództwa armii rosyjskiej, ale też i o jego całkowitym braku odpowiedzialności przed narodem, własną krwią opłacającym przecież taką niewiedzę. „Słabo uzbrojona, dowodzona przez niezbyt utalentowanych generałów, okradana przez intendentów żywnościowych armia – czytamy w „Historii wojny domowej” (t. 1, str. 49) – doznawała porażki za porażką”. I tak było na wszystkich frontach zajmowanych przez armię rosyjską, wyjątku nie stanowił w tym kontekście także rosyjski Front Zachodni ze swoją grupą uderzeniową w postaci 2. Armii.
ZAOPATRZENIE. WARUNKI BYTOWE JEDNOSTEK 2. ARMII
Wraz z przejściem do obrony jesienią 1915 r. dowódca armii generał Smirnow nakazał5 „…silnie i pewnie umocnić zajęte pozycje, rozbudowując je w głąb…”. Przy tym „zwrócić szczególną uwagę na dokładne realizowanie wszystkich wskazówek… czerpiących z doświadczeń frontu francuskiego”. Pisano to w październiku 1915 r., a 27 grudnia tego samego roku, czyli po trzech miesiącach, podczas kontroli stanu 2. Armii przeprowadzonej przez generała Kondratowicza ze sztabu Frontu okazało się, że6: