Błąd Kartezjusza. Emocje, rozum i ludzki mózg - Antonio Damasio - ebook

Błąd Kartezjusza. Emocje, rozum i ludzki mózg ebook

Antonio Damasio

0,0
59,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Czy umysł można oderwać od ciała? Czy podejmując decyzje warto polegać na emocjach? Jak współpracują ze sobą „serce” i „rozum”?

Łącząc swoje bogate doświadczenie badacza mózgu z przenikliwością filozofa, Antonio Damasio wytyka Kartezjuszowi tytułowy błąd. Polega on na oddzielaniu umysłu od ciała, a w konsekwencji także rozumu od emocji, i tego co w nas typowo ludzkie od tego co zwierzęce. Studiując przypadki pacjentów neurologicznych oraz opierając się na wynikach badań eksperymentalnych, przekonuje on, że racjonalne decyzje to nie te kierowane jedynie „chłodną kalkulacją”, ale oparte na emocjach i uczuciach. Twierdząc, że choć bez mózgu nasze życie wewnętrzne byłoby niemożliwe, Damasio sprzeciwia się poglądowi, że umysł to po prostu kora mózgowa. Wskazuje, że nasza psychika wyłania się w toku cielesnych interakcji ze środowiskiem przetwarzanych przez złożone obwody neuronalne.

W Błędzie Kartezjusza Damasio podważa wiele tradycyjnych poglądów na umysł, poznanie i emocje, wskazując na siłę neuronauki w wyjaśnianiu natury ludzkiej. Jednocześnie w przystępny sposób prowokuje on do samodzielnego myślenia o myśleniu.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 399

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



© Copyright by Copernicus Center Press, 2022 Copyright © 2004 by Antonio Damasio
Tytuł oryginalnyDescartes’ Error. Emotion, Reason, and the Human Brain
Projekt okładki i stron tytułowychSzymon Drobniak
Grafika na okładce© agsandrew/Adobe Stock
ISBN 978-83-7886-632-9
Wydanie poszerzone, pierwsze w tej edycji
Kraków 2022
Copernicus Center Press Sp. z o.o. pl. Szczepański 8, 31-011 Kraków tel. (+48) 12 448 14 12, 500 839 467 e-mail: [email protected] Księgarnia internetowa: http://ccpress.pl
Konwersja: eLitera s.c.

Hannie

Mateusz Hohol

Przedmowa:Od Kartezjusza do ucieleśnionego umysłu

Błąd Kartezjusza Antonia Damasia ukazał się oryginalnie w 1994 r., szybko stając się bestselerem i pozycją wręcz kultową. Choć książka ta napisana została z myślą o szerokim gronie odbiorców, zawarte w niej tezy szybko obiegły świat akademicki, prowokując burzliwe dyskusje wśród psychologów, neuronaukowców i filozofów oraz studentów tych dyscyplin. Damasio uznał, iż umysł i ciało są nierozerwalnymi sferami człowieka, a także, że myślenie i emocje nie są przeciwstawnymi siłami kierującymi naszym zachowaniem. Według niego to nie „chłodne kalkulacje”, ale odczuwane całym ciałem emocje sprawiają, że w życiu udaje się nam dokonywać dobrych wyborów.

W ciągu niemal trzydziestu lat, które upłynęły od pierwszego wydania Błędu Kartezjusza, nasze rozumienie funkcjonowania mózgu stało się zdecydowanie lepsze. Większość trwających dyskusji naukowych w końcu się wypala, ustępując miejsca nowym tezom, a kolejni wybitni neuronaukowcy dzielą się z odbiorcami nowymi książkami popularnonaukowymi. Większość specjalistów uznaje dziś główne tezy Błędu Kartezjusza za niekontrowersyjne, a i sam Damasio nie spoczął na laurach i rozwinął swoje poglądy w kolejnych, wydanych także w Polsce, pracach, w tym w najnowszej pt. Odczuwanie i poznawanie[1]. Czy warto więc jeszcze czytać leciwy Błąd Kartezjusza? Jeśli trzymasz tę książkę w ręku, Twój emocjonalny umysł podjął już decyzję. Zamiast przekonywać Cię, że jest ona trafna (a moim zdaniem tak jest), wskażę szerszy kontekst, a także aktualność problemów poruszanych w Błędzie Kartezjusza.

Kartezjańskie myślenie o myśleniu

Tytułowy Kartezjusz, genialny XVII-wieczny filozof i matematyk, przeszedł do historii jako obrońca poglądu, że ciało, do którego przynależy mózg, oraz świadomy umysł to dwie odrębne sfery człowieka. Zgodnie z duchem epoki pisał on o dwóch substancjach, czy też „rzeczach”. Są nimi res cogitans (rzecz myśląca) oraz res extensa (rzecz rozciągła, tj. zajmująca miejsce w przestrzeni). Choć są zupełnie inne, wchodzą ze sobą w interakcje, dzięki czemu, z jednej strony, nasze myśli są przyczynami zachowań, a z drugiej, to, co przydarza się naszemu ciału, przenika do świadomości. Organem umożliwiającym te interakcje była według niego szyszynka. Poglądy Kartezjusza były jednak krytykowane już w jego epoce, a inni filozofowie, jak Benedykt Spinoza czy Thomas Hobbes, przedstawili własne koncepcje podkreślające jedność ciała i umysłu. W tym sensie Antonio Damasio nie był pierwszym poczytnym krytykiem kartezjańskiej wizji umysłu. Na czym polegał jednak ten krytykowany dualizm? W słynnej Rozprawie o metodzie Kartezjusz pisał:

Poznałem stąd, że jestem substancją, której całą istotą lub przyrodą jest jeno myślenie i która, aby istnieć, nie potrzebuje żadnego miejsca, ani nie zależy od żadnej rzeczy materialnej; tak iż to ja, to znaczy dusza, przez którą jestem tym, czym jestem, jest zupełnie odrębna od ciała, a nawet jest łatwiejsza do poznania niż ono, i że, gdyby nawet ono nie istniało, byłaby i tak wszystkim czym jest[2].

Zdaniem tego myśliciela, możemy zwątpić we wszystko – świat materialny, własne ciało, a nawet w prawdy matematyczne, jednak nie możemy zwątpić w istnienie nas samych. Oznacza to, że nasze ja jest czymś niematerialnym, co możemy poznać korzystając z rozumu i introspekcji. Rozwój psychologii eksperymentalnej, a później neuronauki całkowicie zmienił perspektywę badawczą, a wraz z nią poglądy na funkcjonowanie umysłu.

Czytając Błąd Kartezjusza warto mieć jednak na uwadze, że Kartezjusz działał w określonej epoce filozoficzno-naukowej, która wypracowała mechanistyczną wizję świata (miał zresztą niemały wkład w to dokonanie intelektualne). Mówiąc w największym skrócie, świat materialny postrzegany był jako napędzany jednorodnym zestawem praw mechaniki[3]. Niezależnie od tego, czy wyjaśniamy spadanie kamienia, działanie zegara, czy ruchy w układzie planetarnym możemy, i powinniśmy, korzystać z tych samych zasad fizycznych. Ludzkie ciało również przynależy do tego porządku, czego przykładem jest choćby mechaniczny model pompowania krwi przez serce opracowany przez Williama Harveya. W filozofii Kartezjusza brakowało miejsca na włączenie umysłu do obszaru dociekań naukowych „napędzanych” przez koncepcję mechanistyczną. W tym sensie zaryzykować można stwierdzenie, że „przesunął” on umysł do innej sfery – dociekań filozoficznych opartych na introspekcji – aby zachować spójność metodologiczną[4]. Nie oznacza to oczywiście, że w epoce Kartezjusza nie próbowano spojrzeć na umysł w sposób mechanistyczny. Czynił tak choćby wspomniany już Thomas Hobbes, a nieco później Julien Offray de La Mettrie, twierdzący, że Kartezjusz i jego zwolennicy „dorachowali się o jedną substancję za dużo”[5]. Dopiero jednak powstanie nowoczesnej neuronauki, co możliwe było dzięki opracowaniu technik badaniu mózgu, usprawiedliwiło uznanie podejścia Kartezjusza za nieowocne.

Myślenie ucieleśnione

Jeśli umysł nie jest kartezjańską, odrębną od ciała „rzeczą”, to czym jest? Jedno z rozwiązań, wciąż popularne wśród niektórych psychologów poznawczych, korzysta z metafory, zgodnie z którą umysł ma się do mózgu tak, jak oprogramowanie (software) do hardware, czyli fizycznej struktury komputera[6]. Autor Błędu Kartezjusza twierdzi, że metafora komputerowa w istocie stanowi tylko nową odsłonę poglądów XVII-wiecznego filozofa. Program nie jest przecież „trwale” przypisany do konkretnego komputera oraz zależny od jego fizycznej budowy, ale może zostać zainstalowany i uruchomiony w różnych urządzeniach. Co więcej, by dobrze wykonywać swoją pracę, programista nie musi nawet wiedzieć, z czego komputer jest zbudowany. Analogicznie, badacz umysłu nie musi wiedzieć zbyt wiele o mózgu.

Antonio Damasio sprzeciwia się takiemu podejściu. Jego zdaniem, umysłu nie da się oddzielić od jego cielesnego podłoża. W Błędzie Kartezjusza twierdzi wprost, że „ciało przyczynia się nie tylko do utrzymania funkcji życiowych, lecz również wspiera i moduluje działanie mózgu” (s. 250). Pogląd taki zwykle określa się mianem „ucieleśnionego umysłu”. Choć idea ucieleśnienia nie jest wcale nowa – jej źródeł poszukiwać można w pracach francuskich filozofów z pierwszej połowy XX wieku[7] – Antonio Damasio był jednym z pierwszych neuronaukowców, który dostrzegł potencjał traktowania mózgu jako jednego z wielu komponentów cielesnych zaangażowanych w nasze myślenie. W swojej recenzji Błędu Kartezjusza zwraca na to uwagę filozof umysłu Daniel Dennett:

Nawet wśród tych z nas, którzy walczyli z wizją Kartezjusza, istnieje silna tendencja, by traktować umysł (czyli mózg) jako szefa ciała, kapitana okrętu. Poddając się temu standardowemu sposobowi myślenia, ignorujemy ważną alternatywę: postrzeganie mózgu (a więc i umysłu) jako jednego z wielu organów, stosunkowo nowego uzurpatora kontroli, którego funkcji nie można właściwie zrozumieć, dopóki nie dostrzeżemy, że nie jest on szefem, ale kolejnym krnąbrnym sługą, pracującym w interesie ciała, które go chroni i napędza, a także nadaje sens jego działaniu[8].

Na czym jednak polega ucieleśnienie? Tradycyjna kognitywistyka zakładała, że za przetwarzanie pojęć (takich jak np. „młotek” czy „pies”) odpowiedzialne są wyspecjalizowane w tym systemy, odrębne od tych, które odpowiadają za percepcję, ruch oraz emocje. Idea ucieleśnionego umysłu głosi natomiast, że struktury sensoryczno-motoryczne oraz emocjonalne kształtują nasze poznanie. Przykładowo, gdy wyobrażamy sobie młotek lub psa, nasz mózg nie operuje na abstrakcyjnym komputerowym kodzie, ale symuluje (czyli odtwarza) parametry analogiczne do sytuacji, gdy znajdowaliśmy się w cielesnej interakcji „z prawdziwym” młotkiem (np. przybijając gwoździe) lub psem (wyprowadzając go na spacer lub głaskając). Kora ruchowa i wzrokowa funkcjonują bardzo podobnie zarówno wtedy, gdy rzeczywiście widzimy młotek i poruszamy ręką, jak i wtedy, gdy przypominamy sobie taką czynność. Gdy wyobrażamy coś sobie, nasz mózg działa – by użyć terminologii, z której w swoich pracach korzystają Antonio i Hanna Damasiowe – „jak gdyby” (ang. as-if) przedmiot naszych wyobrażeń rzeczywiście znajdował się przed naszymi oczyma czy w zasięgu ręki. W koncepcji ucieleśnienia umysłu ważną rolę odgrywają także emocje – pojęcia, wykorzystywane w procesach decyzyjnych, nie są nienacechowanymi emocjonalnie abstrakcjami. W kontekście emocji warto przyjrzeć się przypadkowi Phineasa Gage’a (1823–1860), od którego Damasio rozpoczyna Błąd Kartezjusza, i który to przypadek odgrywa ważną rolę w całej narracji.

Kruchość umysłu czy potęga plastyczności mózgu?

Phineas Gage był amerykańskim brygadzistą kolejowym, który układając tory w okolicy miasteczka Cavendish w stanie Vermont uległ w 1848 r. poważnemu urazowi neurologicznemu. W wyniku eksplozji, pokaźnych rozmiarów metalowy pręt wystrzelił w górę, z potężnym impetem przeszywając mózg wówczas dwudziestopięcioletniego Gage’a. Nie tylko przeżył on wypadek, ale po dość krótkiej rekonwalescencji odzyskał większość sił i wrócił do fachu. Z czasem zauważono jednak poważne zmiany w usposobieniu Gage’a, szczególnie w sferach takich jak planowanie, podejmowanie decyzji oraz przewidywanie ich konsekwencji. Gage sprzed wypadku opisany został jako osoba umiarkowana, zdecydowana, inteligentna oraz cechująca się silną wolą. Zgodnie z relacją opiekującego się rannym brygadzistą, dr. Harlowa, stał się on „kapryśny, folgujący sobie w największych bezeceństwach, czego ongiś nie miał w zwyczaju. (...) Tworzył niezliczone plany na przyszłość, które jednak porzucał, nim zdążyły się w pełni wyklarować. (...) Stał się człowiekiem o zdolnościach intelektualnych dziecka i zwierzęcej zapalczywości silnego mężczyzny” (cyt. za Błędem Kartezjusza, s. 26). Uznany za niezrównoważonego, Gage został zwolniony z dotychczasowej pracy, zmieniał kolejne miejsca zatrudnienia, włócząc się po świecie i prowadząc awanturniczy tryb życia. Świadczyć ma o tym to, że zaczął występować w cyrku, demonstrując widzom swoje zabliźnione rany i pręt, który je spowodował (dziś pręt zobaczyć można w bostońskim Warren Anathomical Museum), a następnie został woźnicą dyliżansu w Chile na trasie Valparaiso–Santiago. Gage wrócił do Stanów Zjednoczonych w 1860 r., gdzie zmarł na skutek stanu padaczkowego.

Kilka lat później dr Harlow poprosił rodzinę o ekshumację szczątków Gage’a, dzięki czemu jego czaszka stała się przedmiotem badań prowadzonych przez kolejne pokolenia lekarzy i naukowców. W końcu, w latach dziewięćdziesiątych XX wieku, czaszka „trafiła w ręce” małżeństwa Damasiów, którzy wraz ze współpracownikami dokonali komputerowej rekonstrukcji najbardziej prawdopodobnych uszkodzeń mózgu Gage’a wywołanych przez pręt[9]. Rekonstrukcja ta pokazała, że uszkodzeniu uległy obydwie półkule, przy czym straty w lewej półkuli były większe. Ominięte zostały struktury związane z procesami językowymi i motorycznymi. Kluczowe dla zmian w zachowaniu Gage’a uszkodzenia dotyczyły natomiast kory przedczołowej w części brzuszno-przyśrodkowej. Jak w Błędzie Kartezjusza przekonuje Antonio Damasio, brzuszno-przyśrodkowa kora przedczołowa jest neuronalną bazą dla tzw. „markerów somatycznych”, czyli towarzyszących procesom decyzyjnym ucieleśnionych uczuć, które skojarzone są z przewidywanymi konsekwencjami określonych wyborów. Rzecz w tym, że owe markery dokonują wstępnej selekcji opcji decyzyjnych, zawężając pole możliwego działania, i odciążając nas od konieczności deliberowania na temat wszystkich plusów i minusów (w wielu sytuacjach życiowych musimy podejmować decyzje niekiedy w skali sekund, a nawet ich ułamków). Markery angażują całe ciało – odczuwamy wówczas przewidywane skutki wyborów, jak często pisze Damasio, „w trzewiach”. Jak twierdzi autor, uszkodzenia wywołane przez pręt odebrały Gage’owi nie tyle zdolność do chłodnej kalkulacji, co cielesno-emocjonalny komponent procesu decyzyjnego.

Dziś dobrze wiemy – w dużej mierze dzięki badaniom przeprowadzonym przez Hannę i Antonia Damasiów – że uszkodzenia płatów czołowych prowadzą do problemów w zakresie podejmowania decyzji, które niekiedy przekładają się na drastyczne pogorszenie funkcjonowania społecznego pacjenta. Pewne aspekty streszczonej powyżej historii Gage’a oraz trwałość jego uszczerbku na zdrowiu zostały jednak poddane w wątpliwość już po publikacji Błędu Kartezjusza. Christian Jarrett twierdzi wręcz, że historia ta przyczyniła się do popularyzacji mitu na temat mózgu, zgodnie z którym „Osobowość mieści się w płatach czołowych (...) i kiedy zostaną uszkodzone, człowiek zmienia się na zawsze”[10].

Ważnym głosem jest praca Malcolma MacMillana oraz Matthew Leny[11] opublikowana w specjalistycznym czasopiśmie „Neuropsychological Rehabilitation”. Autorzy zauważają, powołując się zresztą na dr. Harlowa, że trzy lata po wypadku Gage podjął pracę w firmie przewozowej w Hanoverze w stanie New Hampshire, którą udało się mu utrzymać przez półtora roku, co świadczy o stabilizacji, jaka dokonała się w jego życiu (wcześniej występował on w charakterze makabrycznej „atrakcji”). Co jednak z dalszymi losami Gage’a? Rzeczywiście wyjechał on do Chile, gdzie powoził sześciokonnym dyliżansem, jednak zamiast kowbojskiego usposobienia, praca ta wymagała nieustannej koncentracji, samokontroli i dbałości o pasażerów (w tym uprzejmości). Epizod w Chile był sprawdzianem dla efektów rekonwalescencji Gage’a, który dostarczył mu jednocześnie możliwości dalszego treningu społecznego. Co istotne, porzucenie pracy nie było wyrazem kaprysu, ale wiązało się ze wzmożeniem częstotliwości napadów padaczkowych. Dlatego też Gage wrócił do Stanów Zjednoczonych, by spotkać się z rodziną. Podsumowując, według MacMillana i Leny, „Gage ostatecznie zaadoptował się w wymiarze psychospołecznym zaskakująco dobrze do swojego urazu”[12]. Jak to jednak możliwe?

Próba odpowiedzi na to pytanie jest możliwa dzięki kolejnym badaniom z zakresu neuroanatomii obliczeniowej. Peter Ratiu i współpracownicy[13] opublikowali na łamach „Journal of Neurotrauma” wyniki rekonstrukcji komputerowej trajektorii pręta, zgodnie z którą zniszczenia w lewym płacie czołowym były rozległe, jednak prawa półkula mózgu Gage’a pozostała nienaruszona. Odzyskanie przez niego sprawności, także w życiu społecznym, było możliwe dzięki stopniowemu przejmowaniu funkcji uszkodzonej półkuli przez zdrową połowę mózgu.

Uzbrojeni w nowe techniki badawcze, do przypadku Gage’a wrócili także John Darrell Van Horn i wsp.[14] Tym razem zrekonstruowali oni uszkodzenia w mózgu Gage’a posługując się modelem szlaków aksonalnych, opracowanym na podstawie obrazowania dyfuzyjnego ponad 100 zdrowych mężczyzn zbliżonych wiekiem do słynnego pacjenta (w chwili urazu). Zgodnie z ich wynikami, wypadek doprowadził do ubytku około 4% istoty szarej w lewej półkuli mózgu Gage’a oraz 11% istoty białej. Uszkodzenie istoty białej objęło kilka istotnych szlaków, w tym łączących obydwie półkule mózgowe, co z kolei mogło wpływać również na deficyty w funkcjonowaniu prawej półkuli. Badacze stwierdzili jednak, że uraz Gage’a „choć rozległy, nie był wyraźnie poważniejszy od przeciętnego uszkodzenia mózgu, co może pomóc w wyjaśnieniu dostatecznego powrotu do zdrowia, pomimo utrzymywania się resztkowych zmian behawioralnych opisanych przez Harlowa”[15].

Warto również dodać, że nie wiemy zbyt wiele ani o losach Gage’a sprzed wypadku, ani o jego wcześniejszym usposobieniu. Być może zmiany nie były więc aż tak drastyczne, jak relacjonował dr Harlow, a za nim autor Błędu Kartezjusza. Odkrywaniu prawdy na temat rozmiaru uszkodzeń oraz ich wpływu na funkcjonowanie życiowe nie sprzyjało to, że po śmierci Gage’a nie przeprowadzono sekcji zwłok, a ekshumowaną czaszkę przekazano do zbadania Harlowowi dopiero kilka lat później. Pamiętać trzeba, że współczesne komputerowe rekonstrukcje neuroanatomiczne oparte są na wielu założeniach.

W świetle nowszych badań można pokusić się jednak o stwierdzenie, że przypadek Phineasa Gage’a ilustruje nie tylko kruchość ucieleśnionego umysłu oraz współzależność procesów decyzyjnych i emocji, ale również opartą na neuroplastyczności potęgę mózgu do odzyskiwania sił nawet po ciężkim urazie.

Wstęp

Chociaż nie mam pewności, co sprawiło, że zainteresowałem się neuronowym podłożem funkcjonowania intelektu, wiem, kiedy doszedłem do przekonania, iż tradycyjne poglądy na naturę umysłu nie mogą być słuszne. Już we wczesnym dzieciństwie uczono mnie, że właściwe decyzje podejmuje się z chłodnym wyrachowaniem, a emocje i rozsądek nie mieszają się ze sobą podobnie jak woda i olej. Rosłem w przekonaniu, że rozum rezyduje w jakiejś wydzielonej części umysłu, do której uczucia nie powinny mieć dostępu. Kiedy zaś wyobrażałem sobie mózg stojący za tego typu umysłowością, widziałem dwa odrębne układy nerwowe, z których jeden odpowiadał za rozum, drugi zaś za uczucia. Taki był też powszechny sposób pojmowania relacji pomiędzy intelektem i uczuciami, zarówno na poziomie psychiki, jak i na poziomie neuronalnym.

Teraz oto mam przed oczami najbardziej wyrachowaną, wyzbytą z emocji, lecz inteligentną istotę ludzką. Okazuje się, że jej umysł praktyczny jest upośledzony do tego stopnia, iż w codziennym życiu popełnia ona błąd za błędem, nieustannie przekraczając granice społecznej akceptowalności i niszcząc to, co cenne dla niej samej. Umysł owego człowieka pozostawał całkowicie zdrowy, dopóki schorzenie neurologiczne nie uszkodziło pewnej części jego mózgu i z dnia na dzień nie doprowadziło do poważnego zaburzenia procesów podejmowania decyzji. To, co uważano powszechnie za niezbędne i wystarczające do utrzymania racjonalnego zachowania, pozostało w nim nienaruszone. Człowiek ów posiadał odpowiednią wiedzę, zdolność skupienia uwagi oraz pamięć. Jego język pozostawał nienaganny. Mógł wykonywać operacje arytmetyczne i potrafił logicznie analizować problemy. Jego ułomności w podejmowaniu decyzji towarzyszył tylko jeden znaczący objaw uboczny: zmiana zdolności przeżywania uczuć. Usterka umysłu oraz upośledzenie sfery uczuć były następstwem określonego uszkodzenia mózgu. Ta zbieżność zasugerowała mi, iż uczucia mogą stanowić integralną część całego mechanizmu umysłu. Dwadzieścia lat prac klinicznych i doświadczalnych z dużą liczbą pacjentów neurologicznych pozwoliło mi wielokrotnie jeszcze powtórzyć te obserwacje i na ich podstawie sformułować testowalną hipotezę[1].

Zacząłem pisać tę książkę, by pokazać, iż rozum nie jest tak nieskażony, jak większość z nas to sobie wyobraża lub tego sobie życzy, a emocje i uczucia nie muszą być wcale traktowane jako wdzierający się do jego bastionu intruzi. Być może stanowią integralną część jego struktury, związaną z nim na dobre i na złe. Strategie funkcjonowania ludzkiego umysłu nie rozwijały się prawdopodobnie – i to ani w rozwoju osobniczym, ani w toku ewolucji – bez udziału kierującej siły mechanizmów regulacji biologicznej, której emocje i uczucia są wyrazami. Co więcej, nawet gdy w okresie kształtowania się umysłowości określone zostają strategie rozumowania, ich efektywne zorganizowanie zależy prawdopodobnie w znacznym stopniu od trwałej zdolności wyrażania uczuć.

Niezaprzeczalnie w określonych okolicznościach emocje i uczucia mogą się stać przyczyną zamętu w procesie rozumowania. Wiedza tradycyjna mówi nam, że to możliwe, ostatnie zaś badania normalnych procesów rozumowania potwierdziły potencjalnie szkodliwy wpływ na nie czynnika emocjonalnego. Bardziej zadziwiające jest jednak to, iż brak emocji i uczuć działa nie mniej destrukcyjnie i w równym stopniu może narazić na szwank racjonalność, która czyni nas ludźmi i pozwala podejmować decyzje w zgodzie ze świadomością własnej przyszłości jednostki, konwenansami społecznymi i zasadami moralnymi.

Nie próbuję powiedzieć, że skoro uczucia działają pozytywnie, to za nas decydują, ani że nie jesteśmy istotami racjonalnymi. Sugeruję jedynie, iż pewne aspekty procesów emocjonalnych i uczuciowych są niezbędne do funkcjonowania racjonalności. W najlepszym przypadku uczucia popychają nas we właściwym kierunku, prowadząc do odpowiedniego miejsca w przestrzeni decyzyjnej, w którym możemy właściwie wykorzystać narzędzia logicznego rozumowania. Gdy musimy dokonać osądu moralnego, zdecydować o tym, jaki kierunek mają przybrać nasze osobiste stosunki z drugim człowiekiem, wybrać sposób finansowego zabezpieczenia się na starość czy zaplanować życie, które jest jeszcze przed nami, stajemy wobec niepewności. Emocje i uczucia, jak i ukryte za nimi mechanizmy psychiczne towarzyszą nam w trudnym zadaniu przewidywania niepewnej przyszłości i planowania w niej własnych działań.

Rozpoczynam tę książkę od analizy znanego dziewiętnastowiecznego przypadku Phineasa Gage’a, którego zachowanie po raz pierwszy zdradziło badaczom powiązanie pomiędzy upośledzeniem racjonalności i określonym uszkodzeniem mózgu, a następnie przenoszę się do czasów obecnych i zajmuję podobnymi współczesnymi przypadkami, opierając się na wynikach neuropsychologicznych badań ludzi i zwierząt. Dalej stawiam hipotezę, iż umysł ludzki opiera się na kilku podsystemach mózgu, które współpracują ze sobą na licznych płaszczyznach struktury neuronowej, nie zaś na pojedynczym „mózgu centralnym”. Ośrodki mózgowe, zarówno „wysokiego”, jak i „niskiego poziomu”, począwszy od okolic przedczołowych kory mózgu, a skończywszy na podwzgórzu i pniu mózgu, współdziałają w tworzeniu zdolności intelektualnych.

Niższe poziomy owego neuronowego gmachu umysłu regulują procesy emocjonalne i uczuciowe oraz sterują funkcjami ciała niezbędnymi do przetrwania całego organizmu. Z drugiej zaś strony kierują one wzajemnymi bezpośrednimi relacjami pomiędzy niemal wszystkimi narządami, wplatając je w łańcuch tych samych operacji, które pozwalają człowiekowi wspinać się na wyżyny intelektualne, a co za tym idzie – wyżyny zachowań społecznych i twórczych. Tak więc emocje, uczucia i regulacja biologiczna uczestniczą w tworzeniu umysłu, a najprostsze funkcje organizmu splatają się z najbardziej wyrafinowanymi poziomami intelektu.

Odnajdywanie cieni naszej ewolucyjnej przeszłości na płaszczyźnie funkcji umysłowych jest intrygujące, choć Darwin przewidział istotę tych spostrzeżeń, pisząc o niezacieralnym śladzie pochodzenia, który ludzie noszą w swym ciele[2]. Zależność wyrafinowanych funkcji intelektualnych od prostych struktur mózgowych nie oznacza, iż funkcje te są prymitywne. Fakt, że zachowanie zgodne z normami etycznymi wymaga udziału prostych obwodów neuronowych w korze mózgowej, nie zmniejsza wartości tych norm. Gmach etyki nie zapada się, moralność nie jest zagrożona, a u normalnej jednostki wola pozostaje wolą. Może nadszedł czas, by zmienić nasze spojrzenie na wkład mechanizmów biologicznych w powstawanie zasad etycznych rodzących się w kontekście społecznym, kiedy to w określonych warunkach zachodzą interakcje pomiędzy znaczną liczbą osób o podobnych dyspozycjach biologicznych.

Uczucia są drugim z przewodnich tematów niniejszej książki. Zająłem się nimi nie tyle dlatego, że to zaplanowałem, ile dlatego, że zostałem do tego zmuszony, kiedy usiłowałem zrozumieć poznawcze i neurologiczne mechanizmy stojące za procesem rozumowania i podejmowania decyzji. Drugi wątek tej pracy opiera się zatem na przekonaniu, iż uczucia nie są tylko ulotnym zjawiskiem umysłowym powiązanym z pewnym obiektem, lecz są raczej bezpośrednią percepcją określonego obszaru – obszaru ciała.

Moje badania nad pacjentami z dolegliwościami neurologicznymi, u których chorobowe zmiany w mózgu upośledziły zdolność przeżywania uczuć, przywiodły mnie do wniosku, że uczucia nie są tak nieuchwytne, jak to sobie dotychczas wyobrażano. Człowiek może być zdolny do uchwycenia ich, objęcia ich rozumem i znalezienia ich wyjaśnienia na poziomie funkcjonowania układu nerwowego. Odchodząc od nurtu współczesnego myślenia neurobiologicznego, przypuszczam, że obwody nerwowe, na których opiera się funkcjonowanie uczuć, obejmują nie tylko tradycyjnie uznawane za takie struktury mózgu, określane jako limbiczne (rąbkowe), lecz również część okolic przedczołowych, a także – co najważniejsze – te obszary mózgu, które odwzorowują i integrują sygnały pochodzące z całego ciała.

Ujmuję tutaj istotę uczuć jako coś, co każdy z nas może postrzegać jako okno, które otwiera się na stale zmieniający się obraz struktury i stanu naszego ciała. Jeśli wyobrazimy sobie widok z takiego okna jako pejzaż, to „struktura” ciała będzie odpowiednikiem kształtów widzianych przez nas obiektów, a jego „stan” odpowiadać będzie światłocieniom, ruchom i dźwiękom towarzyszącym obrazowi. W scenerii ciała obiektami tymi są narządy (serce, płuca, jelita, mięśnie), natomiast zmieniające się światłocienie, ruch i dźwięki odpowiadają działaniom tych organów. Opierając się na tej analogii, można powiedzieć, że uczucia to chwilowe „widoki” fragmentów pejzażu ciała. Ich zawartość jest szczególna – jest nią stan ciała. Szczególne są też wspierające je układy nerwowe – obwodowy układ nerwowy oraz obszary mózgu, które integrują sygnały związane ze strukturą i regulacją czynności ciała. Ponieważ postrzeganie pejzażu ciała łączy się w czasie z percepcją lub wspomnieniem obiektów, które nie są częściami własnego ciała – ludzkich twarzy, melodii, zapachów – uczucia stają się wobec tych obiektów rodzajem „kwalifikatorów”. Lecz istota uczuć nie ogranicza się do tego. Jak wkrótce wyjaśnię, owemu kwalifikującemu pozytywnie lub negatywnie stanowi ciała towarzyszy odpowiedni tryb myślenia: szybki i bogaty w nowe idee, gdy stan ciała leży w pozytywnym i przyjemnym zakresie spektrum, czy też spowolniony i uporczywie powtarzający te same wątki, gdy stan ciała zbliża się do zakresu bólu.

Z tej perspektywy uczucia są „czujnikami” reagującymi na zgodność lub brak zgodności pomiędzy naturą człowieka a jego otoczeniem. Przez naturę człowieka rozumiem tutaj to, co odziedziczyliśmy pod postacią pakietu genetycznego, jak i to, co nabyliśmy w procesie rozwoju osobniczego poprzez interakcje ze środowiskiem społecznym, zarówno te przemyślane i zgodne z naszą wolą, jak nieprzemyślane i bezwolne. Uczucia, wraz ze stanami emocjonalnymi, z których się wywodzą, nie są zbytkiem. Służą jako wewnętrzni przewodnicy i pomagają przekazywać innym ludziom sygnały, które mają z kolei nimi kierować. Uczucia nie są nieuchwytne czy nienamacalne. W przeciwieństwie do tego, co mówi tradycyjna nauka, uczucia poddają się poznaniu w takim samym stopniu jak inne postrzegane przez nas przedmioty. Są one wynikiem niezwykłych procesów fizjologicznych, które obróciły mózg w zniewoloną widownię scen rozgrywających się w ciele.

Uczucia pozwalają nam uchwycić choć skrawek obrazu organizmu w pełni jego biologicznej żywotności – przejawu działania mechanizmów życiowych. Gdyby nie możliwość odczuwania stanów ciała, które z natury przyjmowane są jako bolesne lub przyjemne, nie byłoby cierpienia i rozkoszy, tęsknoty i litości, a ludzka egzystencja pozbawiona byłaby tragizmu i chwały.

Na pierwszy rzut oka obraz ludzkiego ducha zaproponowany tutaj nie jest może zbyt intuicyjny ani wygodny. W trakcie prób wyjaśnienia złożonych zjawisk zachodzących w ludzkim umyśle narażamy się na ryzyko uproszczeń i degradacji. Lecz dojść do tego może jedynie wtedy, gdy zaczniemy mylić zjawisko samo w sobie z poszczególnymi komponentami i procesami, które się za nim kryją. Tego zaś pragnąłbym uniknąć.

Odkrycie, że uczucia opierają się na aktywności pewnej liczby szczególnych układów mózgu, które wchodzą w interakcję z organami ciała, nie obniża statusu uczuć jako zjawisk charakterystycznych dla człowieka. Zrozumienie niezliczonych procesów biologicznych kryjących się za udręką i ekstazą, które niosą miłość i sztukę, nie spowoduje ich dewaluacji. Wręcz przeciwnie: tym bardziej powinniśmy podziwiać złożone mechanizmy, które są odpowiedzialne za ową „magię uczuć”. Uczucia tworzą podstawę tego, co przez tysiąclecia nazywano ludzkim duchem lub duszą.

W książce tej pojawia się jeszcze jeden wątek, a mianowicie idea, iż tworzona w mózgu reprezentacja ciała może stanowić niezbędną płaszczyznę odniesienia do procesów nerwowych, których doświadczamy w postaci umysłu: oto nasz organizm, nie zaś jakiś absolutny, zewnętrzny byt, jest wykorzystywany jako płaszczyzna odniesienia w tworzeniu umysłowych konstrukcji dotyczących otaczającego nas świata oraz nieustannie obecnego w nas poczucia subiektywności, stanowiącego nieodłączny element naszego doświadczenia. To właśnie ciało jest „prętem mierniczym” naszych najbardziej wyrafinowanych myśli, najlepszych działań, największych radości i najgłębszych smutków.

Może to zabrzmieć zaskakująco, lecz umysł istnieje wewnątrz i dla całego organizmu. Nie rozwinąłby się on do tego stopnia, gdyby w trakcie ewolucji, w przebiegu rozwoju osobniczego czy wreszcie w tej właśnie chwili nie zachodziła pomiędzy nim a ciałem nieustająca interakcja. Umysł musi przede wszystkim troszczyć się o ciało – inaczej mógłby przestać istnieć. Na bazie zmieniającego się układu odniesienia, którego nieustannie dostarcza ciało, umysł może ustosunkowywać się do wielu innych bytów, realnych i wyimaginowanych.

Koncepcja ta opiera się na następujących założeniach: (1) Ludzki mózg i ciało tworzą nierozłączny organizm i są połączone biochemicznymi oraz nerwowymi obwodami regulującymi (obejmującymi układ wewnątrzwydzielniczy, układ odpornościowy oraz autonomiczny układ nerwowy). (2) Organizm wchodzi w interakcję ze środowiskiem jako jeden zespół: nie jest to ani samodzielna interakcja mózgu, ani ciała. (3) Procesy fizjologiczne, które kryją się za działaniem umysłu, wywodzą się właśnie z tego strukturalnego i funkcjonalnego zespołu, nie zaś z samego mózgu. Zjawiska umysłowe mogą zostać w pełni zrozumiane jedynie wtedy, gdy rozpatrujemy je w kontekście organizmu wchodzącego w interakcję ze środowiskiem. To, że kształt samego środowiska jest wszak po części efektem funkcjonowania organizmu, jedynie podkreśla złożoność interakcji, które musimy tutaj rozważać.

Gdy mowa o mózgu i umyśle, z reguły nie wdajemy się w rozważania nad całym organizmem. Przyjmowane za oczywistość przeświadczenie o tym, że funkcjonowanie umysłu to skutek działania neuronów, sprawia, iż w rozważaniach nad jego naturą brane są pod uwagę jedynie neurony – tak jak gdyby ich działanie mogło być niezależne od tego, co rozgrywa się w pozostałych częściach organizmu. Badając zaburzenia pamięci, języka i zdolności intelektualnych u wielu pacjentów z uszkodzeniami mózgu, dochodziłem do coraz głębszego przekonania, iż działania umysłu – począwszy od tych najprostszych, a skończywszy na najbardziej wysublimowanych – wymagają udziału zarówno mózgu, jak i reszty ciała. Sądzę, iż ciało jako takie dostarcza mózgowi czegoś więcej niż tylko biologicznego wsparcia i modulacji: jest podstawowym, reprezentowanym w mózgu, przedmiotem.

Istnieją fakty potwierdzające tę koncepcję, powody, dla których jest ona wiarygodna, i przyczyny, dla których byłoby przyjemnie, gdyby się sprawdziła. Jeśli chodzi o te ostatnie – gdyby potwierdziła się zaproponowana tutaj wizja roli ciała, mogłoby to rzucić światło na jedno z najistotniejszych pytań, jakie zadajemy sobie od początku istnienia ludzkości: Jak to się dzieje, że jesteśmy świadomi otaczającego nas świata, że wiemy, co wiemy, i że wiemy, iż wiemy?

Z perspektywy powyższej hipotezy miłość, nienawiść, udręka, łagodność i okrucieństwo, rozwiązywanie problemów naukowych czy też tworzenie nowych artefaktów, opierają się na tym, co dzieje się w obwodach neuronowych mózgu, przy czym między nim a ciałem zachodziła i zachodzi ciągła interakcja. Dusza oddycha poprzez ciało. Cierpienie – niezależnie od tego, czy dotyczy powierzchni skóry czy zaburzeń umysłowych – rozgrywa się w ciele.

Niechaj książka ta będzie moim głosem w dyskusji z dociekliwym i inteligentnym wyimaginowanym przyjacielem, który – choć nie zna się na neurologii – wiele wie o życiu. Ustaliliśmy zasadę, iż konwersacja musi przynosić nam wzajemnie korzyści. Przyjaciel mój ma zatem nauczyć się czegoś o funkcjonowaniu mózgu i owych tajemniczych zjawiskach umysłowych, natomiast ja, starając się wyjaśnić swe poglądy na temat ciała, mam zyskać w nie głębszy wgląd. Nasza rozmowa nie będzie tylko nudną lekturą, choć nie będziemy prowadzili gwałtownych sporów ani próbowali powiedzieć zbyt wiele. Mowa będzie o faktach uznanych, o faktach wątpliwych oraz hipotezach – nawet tych, które tkwią jeszcze tylko w sferze domysłów. Będę się powoływał na prace, które są w toku, na kilka projektów badawczych, które przeprowadzono jakiś czas temu, jak i na prace, które będą zapewne prowadzone długo po zakończeniu naszej rozmowy. Rozumie się, iż – co jest zawsze zaletą rozmowy – będziemy czasami posuwali się na skróty i bocznymi drogami. Pojawią się zatem fragmenty, które za pierwszym razem mogą zdawać się niejasne i wymagać będą powtórnego przestudiowania. To dlatego, jak czytelnik zauważy, do niektórych zagadnień wracam wielokrotnie, podchodząc do nich z różnych punktów widzenia.

Na początek pragnę jeszcze jasno określić swą postawę wobec granic nauki. Jestem sceptycznie nastawiony do założenia o jej obiektywności i precyzyjności. W pewnym okresie trudność sprawiało mi śledzenie wyników badań naukowych – szczególnie z obszaru neurobiologii – jako zaledwie pewnych „tymczasowych przybliżeń”, którymi można się cieszyć tylko do momentu otrzymania dokładniejszych danych. Jednak sceptycyzm wobec osiągnięć współczesnej nauki, szczególnie nauki o ludzkim umyśle, nie oznacza wygaśnięcia entuzjazmu w dążeniu do coraz precyzyjniejszych „tymczasowych przybliżeń”.

Prawdopodobnie złożoność ludzkiego umysłu jest tak wielka, że rozwiązanie problemu jego działania nigdy nie będzie możliwe z powodu naszych przyrodzonych, wewnętrznych ograniczeń. Może nawet nie powinniśmy o tym mówić jako o problemie, lecz jako o tajemnicy – opierając się na rozróżnieniu pomiędzy pytaniami, na które można spróbować dać naukową odpowiedź, oraz takimi, które zawsze będą się nauce wymykały[3]. Jednak choć czuję sympatię zarówno do tych, którzy nie mogą sobie wyobrazić, w jaki sposób moglibyśmy rozwikłać tę tajemnicę (nazwijmy ich „tajemniczanami”[4]), jak i do tych, którzy wprawdzie uważają to za problem poznawalny, ale byliby rozczarowani, gdyby jego wyjaśnienie opierało się na czymś, o czym już wiemy, częściej zdarza mi się wierzyć w to, że kiedyś go rozwiążemy.

Czytelnik może w tym miejscu zauważyć, że nasza rozmowa ma niewiele wspólnego z Kartezjuszem i filozofią, choć z pewnością mówimy o umyśle, mózgu i ciele. Mój przyjaciel zasugerował jednak, iż powinna ona przebiegać właśnie pod patronatem Kartezjusza, gdyż nie sposób roztrząsać tej tematyki, nie powołując się na ową znamienną postać, która ukształtowała powszechny pogląd na relację pomiędzy tymi trzema bytami. Wtedy właśnie zdałem sobie sprawę, iż w pewien sposób książka ta jest pracą o błędzie Kartezjusza. Czytelnik z pewnością chciałby wiedzieć, na czym polegał ów błąd. Chwilowo związany jestem przysięgą milczenia, lecz obiecuję, że wkrótce go ujawnię.

Zacznijmy więc od dziwnych czasów i dziwnego przypadku Phineasa Gage’a.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

PRZYPISY

PRZEDMOWA

[1] A. Damasio, Odczuwanie i poznawanie Jak powstają świadome umysły? Tłum. A. Binder.Copernicus Center Press, Kraków 2022 (oryginalnie: 2021).
[2] Kartezjusz, Rozprawa o metodzie. Tłum. T. Boy-Żeleński. Vis-à-vis Etiuda, Kraków 2019 (oryginalnie: 1637).
[3] Zob. J. Bremer, Problem umysł-ciało: Wprowadzenie. WAM, Kraków 2001.
[4] Zob. F. Alquié, Kartezjusz. Tłum. S. Cichowicz. PAX, Warszawa 1989.
[5] D. Draaisma, Machina metafor: historia pamięci. Tłum. R. Pucek. Aletheia, Warszawa 2009. s. 111.
[6] Zob. J. Bremer, Problem umysł-ciało...
[7] M. Merleau-Ponty, Fenomenologia percepcji. Tłum. M. Kowalska, J. Migański. Aletheia, Warszawa 2006 (oryginalnie: 1945).
[8] D.C. Dennett, Review of Damasio, Descartes’ Error. „Times Literary Supplement”, 25 sierpnia 1995, s. 3.
[9] H. Damasio, T. Grabowski, R. Frank, A.M. Galaburda, A. Damasio, The return of Phineas Gage: Clues about the brain from the skull of a famous patient. „Science” 1994, 264(5162),s. 1102–1105.
[10] C. Jarrett, Mózg: 41 największych mitów. Tłum. A. i M. Binderowie. PWN, Warszawa 2017, s. 50.
[11] M. Macmillan, M.L. Lena, Rehabilitating Phineas Gage. „Neuropsychological Rehabilitation” 2010, 20(5), s. 641–658.
[12] Tamże, s. 641.
[13] P. Ratiu, I.F. Talos, S. Haker, D. Lieberman, P. Everett, The tale of Phineas Gage, digitally remastered. „Journal of Neurotrauma”, 2004, 21(5), s. 637–643.
[14] J.D. Van Horn, A. Irimia, C.M. Torgerson, M.C. Chambers, R. Kikinis, A.W. Toga, Mapping connectivity damage in the case of Phineas Gage. „PloS One” 2013, 7(5), e37454.
[15] Tamże, s. 14.

WSTĘP

[1] Usiłowałem uczynić terminy „umysł”, „racjonalność” i „podejmowanie decyzji” możliwie jednoznacznymi, lecz muszę ostrzec, iż – jak zauważyłem to na początku rozdziału 8 – ich znaczenia często są problematyczne. Nie jest to jedynie problem mój czy czytelnika. Współczesny słownik filozofii tak oto określa „rozum”: „W języku angielskim rozum od dawna miał i nadal ma wiele różnych znaczeń i sposobów użycia, powiązanych ze sobą w skomplikowany i często niejasny sposób(...)” (Encyclopedia of Philosophy. P. Edwards (red.). Macmillan, New York 1967).

Tak czy inaczej, czytelnik uzna zapewne moje użycie powyższych terminów za zupełnie konwencjonalne. Z reguły jako „umysł” rozumiem zdolność do myślenia i wyciągania logicznych, uporządkowanych wniosków; „racjonalność” jest dla mnie cechą myśli i zachowań, która wywodzi się z adaptywnego umysłu w kontekście osobistym i społecznym. Terminów „rozumowanie” i „podejmowanie decyzji” nie używam wymiennie, gdyż nie wszystkie procesy rozumowania kończą się podjęciem decyzji.

Jak czytelnik zauważy, nie używam wymiennie również terminów „emocje” i „uczucia”. W istocie emocją nazywam zbiór zmian pojawiających się zarówno w ciele, jak i w mózgu, zazwyczaj wywołanych przez określoną treść umysłową. Uczucie to percepcja tych zmian. Rozróżnienie to omawiam w rozdziale 7.

[2] Ch. Darwin, The Descent of Man. Murray, London 1871. Wydanie polskie: O pochodzeniu człowieka. Biblioteka Dzieł Naukowych, Warszawa 1938.
[3] N. Chomsky, Modular Approaches to the Study of the Mind. San Diego State University Press, San Diego 1984.
[4] O. Flanagan, The Science of the Mind. MIT Press/Bradford Books, Cambridge 1991.