Blue Shirt - Julia Popiel - ebook + audiobook
NOWOŚĆ

Blue Shirt ebook i audiobook

Popiel Julia

4,5

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

3956 osób interesuje się tą książką

Opis

Kontynuacja Red Shirt! 

 

Blake nadal nie wyznała Callumowi, że spotyka się z jego najlepszym kumplem. Ona i Hayden planują, by w końcu to zrobić, ponieważ trzymanie związku w tajemnicy każdego dnia staje się dla nich coraz trudniejsze. Nie dość, że nie mogą okazywać sobie uczuć przy bracie Blake i przyjaciołach, to w dodatku dręczy ich świadomość, że Cal jako jedyny z całej grupy nie zna prawdy o ich relacji.

 

Poza tym Hayden ma jeszcze inny problem. Jego trener uważa, że jeżeli chłopak chce spełnić swoje największe marzenie i podpisać kontrakt z profesjonalną drużyną z NHL, powinien całkowicie zrezygnować z życia towarzyskiego i poświęcić się grze. Dostaje ultimatum: albo hokej, albo Blake.

 

McCarthy jest wściekły na trenera, że stawia go przed tak niełatwym wyborem. Czy będzie potrafił zdecydować między sportem a dziewczyną, na której mu zależy?

 

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej szesnastego roku życia.                             Opis pochodzi od Wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 837

Rok wydania: 2025

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 19 godz. 49 min

Rok wydania: 2025

Lektor: Agata Skórska

Oceny
4,5 (377 ocen)
274
59
15
14
15
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Maaly44444

Nie polecam

Chciałabym tylko zaznaczyć że to moja i wyłącznie moja opinia z którą nie musicie zgadzać ale każdy ma prawo wyraznic swoje zdanie w kulturany sposób. Mogą pojawiać Spojlery aha książkę czytałam wersji papierowej. Tak samo jak pierwsza część i tak ta druga część to dla mnie jak telenowela meksykańska. Akcja dzieje się praktycznie 2 miesiace opisane w 700stron W pierwszym tomie nie polubiłam się z Blake dla mnie zachowuje się gorzej niż 10 letnie dziecko tak wiem ms swoje traumy i niską samoocenę proszę nie Chciałabym aby moja nastoletnia córka myślała że takie zachowania są normalne. Teraz też mnie denerwowała wszystko bierzevto siebie nawet kiedy Daisy pokazuje jej czat jak piszą o niej to ona zachowuje się jak obrażone dziecko przecież to normalne że każdy może cię widzieć jak chce a później dystans wobec Haydena że chce ją pocałować w miejscu publiczne przecież jesteś jego dziewczyna . Po drugie przeciąganie tego w nieskończoność. Ale tak zauważyłam że to teraz taki trend żeby w...
466
JB99114455

Z braku laku…

Niestety ta część jest słabsza od pierwszej. Zawiera wiele zbędnych, lub niepotrzebnie przeciągniętych opisów, przez co momentami się nudziłam czytając tę książkę. Mimo, iż naprawdę polubiłam historię Blake i Haydena w Red Shirt, tak uważam że ich historia spokojnie mogłaby się zmieścić w jednej, maksymalnie dwóch częściach. Totalnie zbędny wątek na końcu książki, niestety autorka niepotrzebnie przeciąga i robi telenowele.
211
Claudiadd

Nie polecam

NIE POLECAM! Zmarnowałam czas tylko na przeczytanie tego. Jak pierwszą część przeczytałam i wydawała się okej i liczyłam że coś poprawi się w następnej tak się przeliczyłam. Tu widać tylko skok na hajs i nic więcej. Autorka powinna najpierw przeczytać tą książkę i zadać sobie pytanie czy powinna marnować czyjś czas taką monotonią i niesmaczną treścią. Napisane jest że to jest przeznaczone dla osób 16+ czy aby napewno? Nad tym też powinna autorka się zastanowić. Autorka napisała 7 książek i chyba nie nauczyła się ich pisać bo jak pierwsze książki dało się przeczytać tak te już coraz gorzej idą.
DzikiKot

Nie polecam

Ja mam wrażenie że ta książka byla niepotrzebnie rozciągnięta. Przed wydaniem było głośno o niej ale niestety nie udźwignęła tej sławy. Będzie trzeci tom patrząc na końcówkę, ale sobie odpuszczę raczej czytanie
carinka2244

Nie polecam

Mój pierwszy w tym roku DNF. Nie jestem w stanie jej skończyć jest tak nudna. Pierwsza jako tako weszła ale im dalej w las tym większe flaki z olejem. Nie zamierzam tracić na to czasu. Wolę przeczytać coś krótszego i bardziej treściwego. A za stworzenie postaci Blake autorka powinna dostać jakąś nagrodę - to najbardziej wkurzająca i dziecinna postać. Jest tak beznadziejna, że zastanawiam się czy ktoś taki w ogóle mógłby istnieć. Przecież to jest wręcz nierealne.
91

Popularność




Copyright © for the text by Julia Popiel

Copyright © for this edition by Wydawnictwo NieZwykłe, Oświęcim 2025

All rights reserved · Wszystkie prawa zastrzeżone

Redakcja: Anna Suchańska

Korekta: Katarzyna Chybińska, Iwona Wieczorek-Bartkowiak, Aga Dubicka

Oprawa graficzna książki: Paulina Klimek

ISBN 978-83-8418-033-4 · Wydawnictwo NieZwykłe · Oświęcim 2025

Grupa Wydawnicza Dariusz Marszałek

OSTRZEŻENIE

Historia skierowana jest do osób powyżej szesnastego roku życia. W książce zostały poruszone wątki dotyczące samookaleczania, przemocy psychicznej, problemów z odżywianiem i samoakceptacją, a także próby pogodzenia się z własną orientacją seksualną. W tej części pojawiają się również sceny zbliżeń między bohaterami. Ich opisy koncentrują się jednak na aspektach emocjonalnych, a nie na detalach fizycznych samego aktu.

Jeżeli jesteś wrażliwym czytelnikiem i uważasz, że któraś z powyższych kwestii może na ciebie negatywnie wpłynąć, odłóż lekturę na inny czas lub całkowicie z niej zrezygnuj.

INFORMACJA OD AUTORKI

Blue Shirt to kontynuacja Red Shirt. Historia osadzona jest w uniwersum Uniwersytetu Indiana. W książce znajdują się nawiązania dodylogii „Science”. „Scars On Ice” można jednak czytać bez znajomości The Science of Temptation i The Science of Affection. Jeżeli postanowisz sięgnąć po te dwie książki, pamiętaj, że skierowane są one wyłącznie do pełnoletnich czytelników.

Dla wszystkich, którzy mieli w życiu swoją „czerwoną bluzkę”.

Moja była niebieska.

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Hayden

Bum-bum.

Bum-bum.

Bum-bum.

Bicie mojego serca nie zwalnia, a jego silne uderzenia wprawiają skórę w wibrację. W uszach, poza szumem szybko przepływającej w żyłach krwi, ciągle słyszę echo zadanych przez Huxleya pytań.

A więc? Co wybierasz?

Kiedy docierają do mnie jego słowa, w pierwszym momencie mam ochotę głośno się roześmiać, a w kolejnym kazać mu spierdalać. Na szczęście z jakiegoś powodu się powstrzymuję. Wpatruję się w niego pustym wzrokiem, naiwnie licząc, że wszystko odwoła. On jednak tego nie robi. I wcale nie wygląda, jakby zamierzał.

Opuszczam spojrzenie z jego twarzy, bo nie potrafię dłużej znieść jej widoku. Zauważam, że grzbiet mojej prawej dłoni wciąż jest brudny od zaschniętej krwi Milesa.

Ostatnie kilkanaście minut mojego życia to jakieś pierdolone nieporozumienie. Bójka na lodzie, burzliwa rozmowa z Callumem w szatni, a potem trener oznajmiający mi, że ściągnął na mój najchujowszy mecz w sezonie skauta z drużyny Toronto Maple Leafs.

No i te jego jebane ultimatum.

Co mu, do cholery, odwaliło? To nie jest odpowiedni moment, by podejmować  t a k i e  decyzje. Nie. To nie jest odpowiedni moment, by podejmować jakiekolwiek decyzje. Dlaczego w ogóle wydaje mu się, że powinienem to zrobić? Dlaczego wydaje mu się, że może kazać mi wybierać między Blake a hokejem? Serio, co, do kurwy?!

Myśli przelatują przez moją głowę jedna za drugą, a ja nie potrafię nad nimi zapanować. I chociaż zdaję sobie sprawę, że pomimo absurdu całej tej sytuacji powinienem zachować zdrowy rozsądek, to niestety nie sądzę, by mi się to udało. Jestem zbyt rozstrojony.

– To niesprawiedliwe – odpieram nareszcie mocno zachrypniętym głosem.

Unoszę wzrok z powrotem na trenera.

Mężczyzna sprawia wrażenie zdeterminowanego, czym tylko bardziej mnie irytuje. Poza zdenerwowaniem czuję jednak coś jeszcze. Coś, do czego nawet przed samym sobą jest mi się trudno przyznać. Jestem nim rozczarowany. Od zawsze szanowałem Huxleya za to, z jaką powagą podchodził do trenowania naszej drużyny. Chociaż od samego początku zdawał sobie sprawę, że po ukończeniu studiów większość chłopaków – w tym ja – przestanie grać w hokeja, to w ogóle się tym nie przejmował. Cisnął nas i motywował do zdobycia mistrzostwa, jakby chodziło o wygranie Pucharu Stanleya, a nie o nieistotne pierwsze miejsce w drugorzędnej, uniwersyteckiej lidze. Jak dotąd uważałem go za profesjonalistę, a teraz… Sam nie wiem, co o nim myśleć. W końcu zrobił dla mnie więcej, niż musiał. Docenił moje umiejętności i postanowił o mnie zawalczyć jak nikt, z kim dotychczas pracowałem. A jednak…

– To niesprawiedliwe, że trener stawia mnie w takiej sytuacji – powtarzam, tym razem o wiele bardziej stanowczo.

Całym sobą czuję kumulujące się we mnie napięcie. Krew buzuje w moich żyłach, napierając na ich ścianki. Dłonie zaczynają drżeć, przez co odruchowo zaciskam je w pięści.

Niedobrze.

Znam własne ciało i jego reakcje, przez co wiem, że prawdopodobnie niedługo swoim zachowaniem doprowadzę do kolejnej katastrofy.

– Sądziłem, że ten wybór będzie dla ciebie oczywisty – oznajmia Huxley, marszcząc przy tym gęste brwi, jakby był zaskoczony.

Prycham. A potem milczę, ponieważ nie mam pojęcia, co mógłbym odpowiedzieć na to jego debilne stwierdzenie.

Mężczyzna wpatruje się we mnie wyczekująco. Kiedy dociera do niego, że nie zamierzam w żaden sposób skomentować tego, co powiedział, postanawia kontynuować swój bezsensowny wywód:

– Przecież zdaję sobie sprawę z tego, jak dotychczas wyglądało twoje życie. – Odrywa dłonie od biurka, o które się opierał, i krzyżuje ręce na umięśnionej klatce piersiowej. – Myślisz, że nie wiem, co robicie z chłopakami, gdy akurat nie spędzacie czasu na lodowisku? – Unosi wysoko brwi. – Nie jestem głupi. Poza tym wiele informacji dociera do mnie z zewnątrz i tak się składa, że o tobie nasłuchałem się najwięcej.

Jego słowa powodują, że wokół mojego gardła zaciska się jakaś niewidzialna, dusząca obręcz. Chcę kazać mu się zamknąć. Chcę, żeby przestał mówić i rujnować w ten sposób swój wyidealizowany obraz stworzony w mojej głowie.

– Podobno zmieniasz dziewczyny co weekend. Na każdej imprezie pojawiasz się z nową. Rozumiem, w końcu sam byłem kiedyś studentem i młodym sportowcem. Dziewczyny na to lecą, więc dlaczego by nie skorzystać? Ty zapraszasz ją na swój trening, a ona ciebie do swojego łóżka…

I jak wspomnienie o moim dawnym stylu życia udało mi się przemilczeć, tak porównania Blake do nic nieznaczących lasek z mojej przeszłości nie potrafię przełknąć.

– Moje prywatne życie to nie twoja pieprzona sprawa – cedzę przez zaciśnięte zęby, ani trochę nie przejmując się konsekwencjami, które będę musiał ponieść za sposób, w jaki się do niego zwróciłem. – Co to w ogóle ma być?! – Wcześniej zaledwie tlący się w mojej piersi ogień zaczyna buchać wściekłymi płomieniami. – Za kogo ty się uważasz? Dlaczego sądzisz, że możesz mówić to wszystko i stawiać mi jakieś pierdolone ultimatum?! – Wymachuję w powietrzu rękoma. – Nie znasz mnie! – Celuję w niego palcem. – Nie wiesz, kim jestem i co się dzieje w moim życiu! Nie wiesz, z czym zmagam się na co dzień, choć czasami wydaje mi się, że myślisz inaczej. Jeżeli już wyrabiasz sobie opinię na mój temat na podstawie plotek, to chociaż, kurwa, wcześniej sprawdź, czy są one aktualne! To musi być jakiś żart! – Oddycham ciężko, jednocześnie kręcąc gorączkowo głową.

Huxley przez cały czas zachowuje kamienny wyraz twarzy. Zupełnie jakby mój wybuch nie zrobił na nim żadnego wrażenia. Albo jakby się go spodziewał.

– Uspokój się, Hayden – odpiera po chwili.

Powinien był przewidzieć, że jego słowa zadziałają na mnie jak płachta na byka.

– Pierdol się! – wykrzykuję bardziej podminowany. – Przez pięć lat godziłem się ze świadomością, że nigdy nie zostanę profesjonalnym graczem. Byłem pewien, że za parę miesięcy wyjadę z Bloomington do Cinncinati, żeby pracować u ojca, a teraz nagle okazuje się, że dzięki tobie miałem szansę zmienić swoją przyszłość i spełnić marzenie! – Cofam się o kilka kroków w obawie, że nie będę potrafił utrzymać rąk przy sobie, gdy trener znowu się odezwie.

Sama myśl o tym, że byłbym do tego zdolny, mnie przeraża.

Nie rzuciłbym się na niego, prawda?

Nie rzuciłbym się. Chyba.

– Najpierw mówisz mi, że wszystko zjebałem, a potem, że może jednak nie do końca, i… – niespodziewanie łamie mi się głos, przez co aż muszę odchrząknąć – …dajesz mi wybór. Ty… jako jedyny dostrzegłeś mój potencjał. Jako jedynemu chciało ci się o mnie zawalczyć! Opieprzałeś mnie, gdy było trzeba, pilnowałeś moich stopni, organizowałeś indywidualne treningi, a później ściągnąłeś na nasz mecz pieprzonego Farrela Delaneya. Dlaczego teraz to wszystko niszczysz i próbujesz się mną bawić?! – Chociaż staram się, by mój głos był tak samo stanowczy jak jeszcze chwilę temu, nie wychodzi mi to najlepiej. – Dziękuję bardzo za taką, kurwa, pomoc! Mam na to wyjebane!

Dopiero kiedy kończę swój monolog, orientuję się, że jestem całkowicie roztrzęsiony. Moja klatka piersiowa unosi się dziko pod cienkim materiałem przepoconej koszulki, a dłonie drżą bardziej niż po intensywnym treningu na siłowni.

Wstydzę się tego. Nie chcę, żeby trener widział mnie w takim stanie. Nie mam jednak pomysłu, w jaki sposób miałbym to przed nim ukryć. Zresztą, na to jest chyba za późno.

To niebywałe, że jeszcze kilka sekund temu mój gniew dodawał mi siły, a teraz czuję się przez niego słaby, obnażony. I żałosny. Dlaczego powiedziałem to wszystko na głos?

– Twój temperament stanowi zarówno twoją zaletę, jak i wadę – oznajmia spokojnym głosem, nie spuszczając ze mnie spojrzenia ani na sekundę. – Gdyby nie wrodzony zapał i waleczność, nigdy nie osiągnąłbyś swojej obecnej formy. A przez to nigdy nie doszłoby do sytuacji, w której jakiś obcy facet, twój trener – podkreśla, wskazując na siebie – postanawia zrobić wszystko, by ściągnąć na rozgrywany przez ciebie mecz skauta z drużyny NHL. Ale pewnie też nie pobiłbyś na oczach skauta przeciwnika, który umiejętnie cię do tego sprowokował. I nie wydzierałbyś się teraz na mnie, jakbym był dla ciebie jakimś bezużytecznym gównem, choć robię to wszystko, wysłuchuję twoich krzyków i podejmuję się dyskusji z tobą, bo zależy mi na tobie i na twojej przyszłości, choć ty masz na nią teraz „wyjebane”.

Już chcę coś powiedzieć, ale on powstrzymuje mnie swoją groźną miną.

– Weź oddech, Hayden – rozkazuje. – I dopiero potem znowu zacznij do mnie mówić.

Chociaż nie zamierzam dawać mu satysfakcji, robię, co mi każe. Zaciągam się głęboko powietrzem, pozwalając, by nieco otrzeźwiło ono mój umysł.

– Powiedziałeś, że to niesprawiedliwe, że stawiam cię w takiej sytuacji – kontynuuje – ale życie nie jest sprawiedliwe. Czasami wymaga od nas podjęcia decyzji, które w danym momencie mogą nam się wydawać trudne, lecz zawsze dzieje się tak z konkretnego powodu. Spodziewałem się po tobie zupełnie innej reakcji – przyznaje. – Myślałem, że przytakniesz mi bez słowa sprzeciwu. Twoje zachowanie jedynie utwierdziło mnie w przekonaniu, że ta dziewczyna z treningu nie jest jakąś tam zwykłą dziewczyną.

„Zwykłą”? Kurwa. W Blake nie ma niczego zwykłego.

– To nawet gorzej – stwierdza bez chwili zwątpienia.

Prycham. Jestem zmęczony tym wszystkim, co się wokół mnie dzieje. I nie podoba mi się fakt, że swoimi słowami Huxley wywołuje w mojej głowie coraz większy chaos.

Mężczyzna odchodzi od biurka i podąża w moją stronę. Zatrzymuje się blisko mnie. Ja jednak zamiast spojrzeć na niego, uparcie wbijam wzrok w podłogę.

– Popatrz na mnie, Hayden.

Przełykam z trudem ślinę.

Chcę mu się postawić chociażby ze względu na to, że jego ton kojarzy mi się teraz z tym, którego używa mój ojciec, gdy opierdala mnie za każde moje najmniejsze niepowodzenie. Albo po prostu za to, że istnieję. Pomimo to z jakiegoś niezrozumiałego powodu kolejny raz wykonuję polecenie trenera. I od razu tego żałuję.

– A teraz powiedz mi i bądź przy tym w stu procentach ze sobą szczery. – Brzmi, jakby ważył ostrożnie każde słowo. – Czy twoim zdaniem jesteś już na tyle mentalnie rozwiniętym zawodnikiem, że bez żadnych przeszkód oddzielisz swoje sprawy osobiste od sportu? – Kiwnij głową. Po prostu mu przytaknij. – Nieważne, co się wydarzy. Kłótnia z dziewczyną. Problemy, których nawet jeżeli jeszcze teraz nie ma, to w najbliższym czasie na pewno się pojawią. Emocje, z którymi zmaga się każdy zakochany człowiek. Powiedz mi: czy jesteś pewien, że będziesz potrafił zostawić cały ten bagaż w szatni przed wyjściem na lód? – No dalej, Hayden. Odezwij się i rozwiej jego wątpliwości. – Sam na początku naszej rozmowy przyznałeś, że zaatakowałeś tego gnojka Milesa, bo obraził jednego z twoich najlepszych przyjaciół. Czy według ciebie to było profesjonalne?

Kręcę głową.

– A co z moimi pozostałymi pytaniami?

– Czego ty ode mnie oczekujesz? – wzdycham sfrustrowany. – Mam porzucić przyjaciół i dziewczynę, bo według ciebie wyłącznie wtedy uda mi się podpisać umowę z Toronto?

Huxley bierze głęboki wdech i z przymkniętymi powiekami zaciska palce na czubku nosa. Wygląda na to, że obaj jesteśmy wykończeni tą rozmową.

– Widzę, że wciąż nie rozumiesz, o co mi chodzi. – Znów na mnie spogląda. – Do końca sezonu pozostało tylko kilka miesięcy – mówi. – Masz bardzo niewiele czasu, by udowodnić tym ludziom, że warto zainwestować w ciebie pieniądze, które mogliby przeznaczyć na zawodnika z o wiele bardziej znanym nazwiskiem od twojego. Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę z tego, o jakich kwotach teraz mówimy?

Oczywiście, że tak. Podpisanie kontraktu z klubem należącym do NHL jest jednoznaczne z otrzymaniem rocznej pensji w przedziale od pół do nawet miliona dolarów. Takie pieniądze pozwoliłyby mi się usamodzielnić. Mógłbym powiedzieć swojemu ojcu, że ma wypierdalać, a on nie byłby w stanie nic z tym zrobić. W końcu przestałby mnie szantażować.

– Poza tym jeśli Klonowe Liście zdecydowałyby się władować kasę w bramkarza, który nigdy nie brał udziału w drafcie, zrobiłoby się o tobie głośno. Każdy chciałby wiedzieć, o kogo chodzi i czym ich do siebie przekonałeś. Skierowałyby się na ciebie oczy wielu potężnych ludzi z branży. Wiem, że w tym momencie to wszystko brzmi dla ciebie nierealnie, ale to twoja teraźniejszość, Hayden. To już nie są jedynie twoje niespełnione marzenia. Dostałeś szansę, z której tylko głupiec by nie skorzystał, i jestem pewien, że każdy, komu na tobie zależy, to zrozumie – przekonuje. – Pamiętaj, że to okres przejściowy. Zaledwie kilka miesięcy, które mogą zmienić bieg całego twojego życia. A niewykorzystana szansa na zawsze pozostanie mącącą w głowie niewykorzystaną szansą.

Próbuję przetworzyć wszystko, co powiedział, ale to wydaje się niemożliwe w stanie, w jakim obecnie się znajduję. Odnoszę wrażenie, że mój mózg zamienił się w papkę.

– W jednym miałeś rację – przyznaje niespodziewanie. – Nie powinienem był poruszać tego tematu, gdy obaj jesteśmy zdenerwowani. Dlatego w tym momencie uznaję naszą rozmowę za zakończoną. – Odwraca się i rusza z powrotem w stronę biurka.

Siada na krześle, ściąga z głowy czerwoną czapkę z daszkiem i rzuca ją na blat.

– Co tu nadal robisz? – pyta po chwili. – Wracaj do szatni. I postaraj się po drodze nie wpakować w kolejne kłopoty.

– Ale… – Nawet nie wiem, co zamierzam powiedzieć.

– Porozmawiamy po weekendzie – oznajmia stanowczo. – Jesteś zawieszony na kolejny mecz, więc będziesz miał dużo czasu na przemyślenia – przypomina. – Liczę, że wyciągniesz odpowiednie wnioski z tego, co przed chwilą ci powiedziałem.

Ledwo powstrzymuję się od parsknięcia.

– Czyli takie, które by trenera zadowalały? – bąkam pod nosem.

Huxley sięga po czapkę i zakłada ją z powrotem na głowę.

– O proszę, to teraz znowu jestem twoim „trenerem”?

Nie odpowiadam mu.

– No dalej, McCarthy. Spadaj stąd. – Pospiesza mnie ruchem dłoni. – Zanim któryś z nas znowu powie lub zrobi coś, czego później pożałuje.

Wpatruję się w niego jeszcze przez kilka sekund, a potem odwracam się na pięcie i bez słowa ruszam w kierunku wyjścia. Trzaskam za sobą drzwiami z taką siłą, że aż się dziwię, że nie wypadają one przez to z futryny.

Co za dzieciak, myślę sam o sobie.

W drodze do szatni staram się nieco uspokoić. Niestety to mi nie wychodzi, bo na mojej drodze staje nikt inny jak pierdolony Hunter Miles ze swoimi przydupasami.

Zajebiście, kurwa. To by było na tyle z niewpakowywania się w kolejne kłopoty.

ROZDZIAŁ DRUGI

Hayden

Miles podchodzi do mnie z trzema kolegami z drużyny.

Wszyscy mają na sobie granatowe kurtki z żółtym logiem Uniwersystetu Michigan. Przyglądam się ich twarzom i rozpoznaję, że jeden z nich to Walker, ich główny lewoskrzydłowy, a pozostali to grający razem w linii obrony Hughes i Langley.

Miles zatrzymuje się w niewielkiej odległości ode mnie, a jego koledzy kilka kroków za nim. Nie mogę uwierzyć, że ten gnój ma ochotę na kolejną rundę po tym, jak złamałem mu nos i bezlitośnie obiłem twarz pięściami. Opuchlizna nie zejdzie mu pewnie przez parę kolejnych dni. Sprawia jednak wrażenie, jakby w ogóle się tym nie przejmował.

– Co tam? – pyta zaczepnym tonem.

Powinienem go zignorować i stąd odejść.

– Masz zajebiście dobry humor jak na to, że z nami przegraliście. – Mimo wszystko nie mogę się powstrzymać przed odpowiedzeniem mu. – Oraz na to, że będziesz musiał powstrzymywać kichanie przez następne kilka tygodni. – Przekrzywiam delikatnie głowę i z udawaną troską w głosie pytam: – Boli? Bo wygląda, jakby bolało.

– Humor poprawia mi wspomnienie ciebie zjeżdżającego z tafli w akompaniamencie gwizdów naszych kibiców – oznajmia z zadowoleniem.

– Jebana melodia dla moich uszu – podsumowuję, uśmiechając się do niego. – Poza tym myślałem, że mój widok przysłoniła ci krew zalewająca twoją twarz. – Pokazuję mu swoje ręce. – O, zobacz. Wciąż mam jej ślady na dłoniach.

Miles nie opuszcza spojrzenia. Przez cały czas wpatruje się twardo w moje oczy. Nie wiem, co chciał osiągnąć, urządzając kolejne przedstawienie ze mną w roli głównej, ale o cokolwiek chodziło, na pewno mu się to nie uda. Niech wypierdala.

– Było warto – stwierdza.

Parskam.

– Fajnego macie kolegę – mówię do jego kumpli. Jeszcze kilkadziesiąt minut temu każdy z nich wypruwał sobie flaki, by wbić krążek do mojej bramki i żadnemu z nich się nie udało. Ups. Co za szkoda. – Zamiast stawiać na pierwszym miejscu dobro drużyny, woli wyładowywać swoją frustrację i wyżywać się przez własne problemy na innych. – Klepię Milesa po ramieniu, na co zaskoczony aż się wzdryga. – Brawo, Miles. Dobra robota.

Chłopak zrzuca z siebie moją dłoń.

– Gdyby nie ja, nie zdobylibyśmy żadnego gola – oznajmia z przekonaniem. – Huxley pewnie sra w gacie na samą myśl, że nie zagrasz w najbliższym meczu. – Wygina usta w tym swoim prowokacyjnie obrzydliwym uśmiechu i spogląda za mnie w kierunku drzwi od kantorka zajmowanego przez trenera. – Dostałeś od niego lanie?

Popycham go na znajdującą się obok nas ścianę. Nawet nie muszę używać do tego dużej siły. Koledzy Milesa natychmiast ruszają w naszą stronę, by mnie od niego odciągnąć, ale on zatrzymuje ich gestem dłoni. Niewzruszony zbliżam się do niego tak bardzo, że nasze klatki piersiowe się ze sobą stykają. Chłopak bierze głęboki wdech.

– Lubisz perwersję? – pytam, czym najwyraźniej go zaskakuję, bo źrenice jego oczu nagle się rozszerzają. – A może zmieniłeś obiekt swojego zainteresowania? – kontynuuję, zachęcony jego reakcją. – Callum dał ci kosza, więc postanowiłeś przerzucić się na mnie. Masz słabość do dużych chłopców?

Jego oddech znacznie przyspiesza. Czuję to na twarzy.

– Nie pierdol głupot, McCarthy – cedzi przez zaciśnięte zęby.

Prycham. Co za tchórz.

Zginam rękę i sprawnym ruchem dociskam ją do jego szyi. Miles otwiera jeszcze szerzej oczy, ale o dziwo nie zaczyna się ze mną szarpać.

– Ktoś tu nie może przestać myśleć o pierdoleniu… – Uśmiecham się w podobny sposób co on kilka sekund temu; muszę wyglądać teraz jak jakiś obłąkaniec. – Chciałbyś, co? – Mocniej na niego napieram. – Przykro mi, ale obawiam się, że nawet ze swoją niewątpliwą wprawą nie poradziłbyś sobie z moim kutasem – mówię, po czym gwałtownie się od niego odsuwam. – A teraz spadaj. I lepiej nie wyjeżdżaj na lód w kolejnym meczu. – Poprawiam włosy, ponieważ kosmyki opadły mi na czoło. – Jeżeli jeszcze raz usłyszę, że obrażasz któregoś z moich przyjaciół, nie skończy się to tylko na złamanym nosie!

Groźby, Hayden? Serio?

No, to zajebiście mi poszło z tym niewpakowywaniem się w kolejne kłopoty. Mam szczęście, że nikt akurat nie przechodził tym korytarzem, bo gdyby było inaczej, moje zawieszenie z pewnością przeciągnęłoby się na kilka meczów.

Zostawiam Milesa i jego przydupasów i ruszam w kierunku szatni. W pieprzonych skarpetkach oraz bieliźnie termicznej, która z minuty na minutę coraz bardziej śmierdzi.

Kiedy po przekroczeniu progu pomieszczenia orientuję się, że w środku zostali wyłącznie moi najbliżsi przyjaciele, mam ochotę odetchnąć z ulgą.

Mój spokój nie trwa jednak zbyt długo. Nie zdążam nawet dotrzeć do zajmowanej przez siebie szafki, gdy do moich uszu dociera pierwsze pytanie padające z ust Devona:

– Co się stało? – Chłopak podchodzi do mnie, w tym samym czasie wycierając ręcznikiem mokre po prysznicu włosy. Nie ma na sobie nic poza czarnymi bokserkami i żółtymi klapkami, wyglądającymi na damskie. Nie no, to chyba niemożliwe, żeby Kenzie miała ten sam rozmiar stopy co on? – Dlaczego trener był na ciebie aż taki wkurzony? Myślałem, że rozniesie tę szatnię, gdy wparował do środka.

– Jak to „dlaczego”? – wtrąca Callum, ściągając na siebie naszą uwagę. – Przecież widziałeś, co stało się na lodzie – przypomina, a przy tym nawet na nas nie spogląda.

W ciszy obserwujemy, jak wrzuca do swojej torby różne części stroju, a także ochraniacze, bidon i taśmy do kija. Jako jedyny z nas zdążył się przebrać w świeże ubrania. Ma na sobie białą bluzę z czerwonym napisem Hoosiers oraz czerwone spodnie dresowe.

Kieran natomiast wygląda, jakby dopiero co wyszedł spod prysznica. Siedzi z ręcznikiem owiniętym wokół bioder na ławce obok Calluma. Woda skapuje z jego czarnych włosów na nagie ramiona i odkryty tors. On jednak zdaje się tym w ogóle nie przejmować. Ze skupieniem obserwuje uważnie każdy ruch blondyna. Po samym wyrazie jego twarzy da się rozpoznać, że jest sfrustrowany. I nic w tym dziwnego. Kier nienawidzi, gdy dzieje się wokół niego coś, czego nie ogarnia, a teraz dokładnie taka sytuacja ma miejsce. Doskonale zdaje sobie sprawę, że moja bójka jest związana z dziwnym zachowaniem Cala. Nie potrafi jednak domyślić się, o co dokładnie chodzi, i pewnie dostaje przez to szału.

W pewnym momencie odrywa wzrok od Calluma i kieruje go na mnie.

– Spodziewałem się, że to ja z nas dwóch zajebię dzisiaj Milesowi – nawiązuje do rozmowy, którą odbyliśmy w szatni przed rozpoczęciem meczu.

– Cieszę się, że padło na mnie – mówię tylko.

Kier marszczy brwi.

– Dlaczego go uderzyłeś?

– Bo znudziło mi się na moim odwyku od bójek – odpowiadam, w reakcji na co Devon posyła mi groźne spojrzenie.

– A ty? – Tym razem Kieran zwraca się do Calluma. – Dokąd się tak spieszysz?

Chłopak przestaje pakować torbę i spogląda na niego zdezorientowany.

– Co?

– Pytałem, dokąd się tak spieszysz.

– Wcale się nie spieszę.

– Och, czyżby? – parska Kier. – Bo mi się wydaje, że gdyby Devon nie kazał ci zaczekać razem z nami na Haydena, to już dawno byś stąd spierdolił. – Cal zamierza mu coś odpowiedzieć, ale chłopak mu na to nie pozwala. – Mam przeczucie, że jesteś zamieszany w całą tę sprawę – oznajmia nagle, potwierdzając w ten sposób moje przypuszczenia. – Skoro Hayden nie chce nam powiedzieć, dlaczego rzucił się na Milesa, może ty to zrobisz?

Callum mu nie odpowiada.

– Wy wszyscy, jesteście, w to, kurwa, zamieszani – wyrzuca niespodziewanie Devon, przez co w szatni zapada niezręczna cisza.

Dlaczego odnoszę wrażenie, że jego stwierdzenie ma drugie dno?

Nie mogę znieść intensywnego spojrzenia, jakim obdarowuje mnie przyjaciel, więc odwracam się od niego, a potem otwieram szafkę i zaczynam wyciągać z niej rzeczy, które planuję zabrać ze sobą pod prysznic. Przez jakąś minutę słyszę jedynie dźwięki dalej szamoczącego się ze swoją torbą Calluma. Niestety Dev najwyraźniej nie zamierza odpuścić.

 – Trener był wściekły wyłącznie przez twoją bójkę, tak? – Jego wkurzony głos dociera do mnie zza moich pleców.

Nie wiem, co mu odpowiedzieć, bo choć z jednej strony nie chcę ich w tej sprawie okłamywać, to z drugiej nie uważam, żeby to był odpowiedni moment na poruszanie tematu skauta z Toronto Maple Leafs na naszym meczu.

– Powiedzmy – mamroczę, biorąc w dłonie ręcznik oraz czystą bieliznę.

– To nie jest odpowiedź.

Przewracam oczami.

– Levi przechodził obok kantorka zajmowanego przez Huxleya – wtrąca Kieran. – Napisał na naszej grupie, że się na siebie wydzieraliście.

Jebany Levi.

– Najwyraźniej ma jakieś urojenia.

Niespodziewanie Devon łapie mnie za łokieć i szarpie w swoją stronę. Nie reaguję, bo jestem tym zbyt zaskoczony. Kiedy mój wzrok pada na jego twarz, orientuję się, że przyjaciel nie jest już zirytowany, a wkurzony. I to porządnie.

– Hayden, do kurwy nędzy – cedzi przez zaciśnięte zęby z twarzą blisko mojej. – Przestań nam wciskać kity! – krzyczy, a później puszcza moją rękę i się ode mnie odsuwa.

Kieran wstaje z ławki i opiera się ramieniem o jedną z szafek. Z założonymi na piersi rękoma zerka na Calluma, a potem znowu na mnie.

– Powiecie nam, o co chodziło z tym chujem Milesem, czy mam sam iść się go zapytać? – Brzmi, jakby cała ta sytuacja nie robiła na nim żadnego wrażenia, ale to nieprawda.

Zdradza go mowa ciała: napięte mięśnie na jego wytatuowanych rękach oraz wybijające się na szyi żyły. No i ta charakterystyczna zmarszczka między ciemnymi brwiami.

– Odwalcie się ode mnie. Jestem zmęczony i nie chce mi się z wami gadać – mówię i niemal od razu żałuję swoich słów.

Powinienem był przewidzieć, że w ten sposób jedynie doleję oliwy do ognia.

– A właśnie, że, kurwa, będziemy gadać! – wybucha Devon.

– Bo co? – prycha Cal. – Bo ty nam tak każesz?

– Bo mam dość waszych pierdolonych tajemnic i tego, że od kilku miesięcy prowadzicie między sobą jakąś jebaną grę, której zasad nikt mi nie przedstawił!

Wnętrzności w moim brzuchu się wykręcają.

– Myślicie, że jestem głupi?! – Rzuca na podłogę mokry ręcznik. – Przyjaźnimy się od pięciu lat i przez większość tego czasu mieszkaliśmy razem w jednym domu, a ja mam oczy i może to was zaskoczy, ale mózg też! Najpierw zacząłeś odpierdalać ty – patrzy na Calluma – a później odpierdalaliście obaj. – Przeskakuje wzrokiem na Kierana. – Najwyraźniej jakiś czas temu do waszego cyrku postanowiła dołączyć jeszcze jedna małpa!

On chyba, kurwa, nie mówi o mnie?

– Hayden. – Czyli jednak mówi. – Dlaczego uderzyłeś Milesa? – pyta ponownie.

Próbuję sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz widziałem Devona w podobnym stanie. Chyba podczas jednej z imprez w klubie, gdy wściekł się, bo jakiś frajer zaczął obmacywać Kenzie. Musieliśmy wtedy we trzech go od niego odciągać, a później wyprowadzić na zewnątrz i jeszcze przez kilkadziesiąt minut pilnować, żeby zdenerwowany nie wrócił do środka.

Cóż, to nie wróży zbyt dobrze sytuacji, w jakiej znajdujemy się obecnie z chłopakami. W dwóch słowach: mamy przejebane.

– Canuck uderzył Huntera przeze mnie – odpowiada za mnie niespodziewanie Callum.

– „Huntera”? – powtarza po nim Kieran z grymasem. – A od kiedy wy, kurwa, mówicie do siebie po imieniu? – Ukrywanie własnej irytacji nie wychodzi mu najlepiej. Choć w zasadzie nie wygląda, jakby w ogóle się starał.

Cal spogląda na niego z wyrzutem.

– Serio?

– Halo! – Dev rozkłada ręce w powietrzu. – Czy możemy przełożyć wasz pokaz zazdrości na kiedy indziej i wrócić do naszej rozmowy?!

„Pokaz zazdrości”? Ciekawe.

– No dalej, Cally – naciska Kier. – Nie krępuj się. Opowiedz nam o swoich przyjacielskich stosunkach z przeciwnikiem!

Jezu. Nie miałem pojęcia, że z niego taka zazdrosna baba.

Cal staje naprzeciwko Kierana i spogląda mu w oczy.

– Chcesz wiedzieć, od kiedy mówię do Huntera po imieniu? – pyta cicho. – Od kiedy pieprzenie się pod prysznicem stało się naszym pomeczowym zwyczajem na drugim roku studiów! – wydziera się na całą szatnię.

Och. Robię wielkie oczy. Tego to się akurat nie spodziewałem.

Devon wpatruje się w chłopaków z szeroko rozchylonymi ustami, a Kieran wypala niewidzialną dziurę w twarzy Cala. Sprawia wrażenie, jakby ledwo powstrzymywał się przed wciśnięciem swojej pięści w stalową szafkę. Nagle drzwi do szatni się otwierają, a w wąskiej szparze między nimi pojawia się głowa… Leviego.

Oczywiście, że to musi być on. Bo któżby inny?

– Nie chcę wam przeszkadzać, ale…

– Czego? – wchodzi mu w słowo Kier.

– Czekamy na was w autobusie – informuje, przeskakując po nas wzrokiem ze zmarszczonymi brwiami. – Trener właśnie przyszedł i wciąż jest wkurwiony po rozmowie z Haydenem, więc gdybyście z łaski swojej się pospieszyli, to byłoby miło.

– Zaraz przyjdziemy – mówi Devon.

– No nie wiem, czy takie „zaraz”, skoro ty wciąż masz na sobie tylko gacie, North ręcznik, a Canuck w ogóle jeszcze się nie wykąpał.

– Spierdalaj, Levi. – Kier odwraca się do Calluma plecami i odchodzi do swojej szafki.

– Idź już – odpowiada mu Dev. – Tracimy czas na tę rozmowę.

– Jezu, dobra. Nara. – Chłopak zatrzaskuje za sobą drzwi.

Kiedy znowu zostajemy sami, wymieniamy z Devonem znaczące spojrzenia. Jestem pewien, że obaj myślimy w tym momencie o tym samym.

– Jak sądzicie – odzywam się – co słyszał?

Levi to gorsza papla od lasek ze studenckich siostrzeństw, z którymi pieprzy się co weekend. Jeżeli dotarło do niego, co powiedział Callum przed jego wejściem do pomieszczenia, to pewnie już w drodze powrotnej do Bloomington wśród chłopaków rozejdzie się wieść o pomeczowych numerkach naszego prawoskrzydłowego. I chociaż nie wydaje mi się, żeby któryś z nich miał coś przeciwko preferencjom seksualnym Calluma, to jednak wolałbym, aby drużyna dowiedziała się o nich od niego, a nie od tego plotkarza.

– Mam to w dupie – oświadcza Callum, jakby czytał mi w myślach. Wyciąga z szafki kurtkę, a potem przewiesza przez ramię torbę ze sprzętem i rusza w kierunku wyjścia. Po drodze nie obdarowuje nas ani jednym spojrzeniem. – Niedługo i tak wszyscy się dowiedzą. Może nawet lepiej, jak zaczną plotkować, a ja jedynie potwierdzę ich przypuszczenia jakimś głupim wybrykiem podczas jednej z imprez. Przynajmniej będzie zabawnie, co nie, Kier? – Po tych słowach wychodzi z szatni.

Mina Kierana nie wskazuje, żeby pomysł Cala bawił go choćby w najmniejszym stopniu. A wręcz przeciwnie.

– Idiota – bąka pod nosem, po czym zrzuca z siebie ręcznik i zaczyna się ubierać.

– Nie nazywaj go tak – atakuje go Devon.

Kier przekłada koszulkę przez głowę i spogląda ze zdziwieniem na naszego kapitana.

– Mam dosyć tego, jacy jesteście w stosunku do siebie toksyczni – dodaje Dev.

– Co?

– Gówno – prycha. – Przecież doskonale słyszałeś, co powiedziałem.

– Nic o nas nie wiesz.

– I właśnie w tym tkwi problem! – Devon po raz kolejny unosi głos. – Nie mam pojęcia, co się u was dzieje, bo od dłuższego czasu nic mi nie mówicie! Ani ty – wskazuje na Kierana – ani ty – tym razem na mnie – ani on! – Teraz pokazuje palcem drzwi, gdzie chwilę wcześniej zniknął Callum, a następnie podchodzi do Kiera. – Myślisz, że wyprowadzka Briany z mieszkania dziewczyn i chęć rozpoczęcia wspólnego życia z Kenzie były jedynymi powodami, dla których zdecydowałem się od was wynieść? – pyta, ale Kieran mu nie odpowiada. – Jeżeli tak, to się mylisz. Po prostu nie miałem ochoty dłużej oglądać tego, jak skakaliście sobie z Callumem do gardeł. Albo się ignorowaliście! Zamiast z nami porozmawiać, woleliście krążyć wokół siebie i zachowywać się, jakby obok was nie znajdował się nikt, kto chciałby wam pomóc. To było strasznie uciążliwe i uwłaczające. Wciąż jest. I mam tego, kurwa, dosyć!

Analizuję powoli każde słowo, które wyszło z ust Devona.

Zaraz, chwila.

Czy on właśnie pośrednio przyznał się do tego, że wie o zażyłości, jaka łączy ze sobą chłopaków? A może mi się wydawało? To znaczy od dłuższego czasu podejrzewałem, że nie jestem jedynym, który połączył ze sobą kropki, lecz nigdy nie byłem tego w stu procentach pewien. Teraz w sumie też nie jestem, ale… Cholera. Jeśli nasza przyjaźń wyjdzie z tego bez szwanku, to napierdolę się do nieprzytomności i zmuszę ich do tego samego.

Kieran w żaden sposób nie komentuje słów Devona. Ja też nic nie mówię. Stoję jak głupek z ręcznikiem i bielizną w dłoniach, gapiąc się to na jednego, to na drugiego.

– Nie obchodzi mnie, jakie mieliście dziś plany na wieczór – oznajmia zdecydowanie Devon. – Odwołajcie je. Po powrocie do Bloomington widzimy się u was.

– Czasami zapominasz, że jesteś naszym kapitanem tylko na lodowisku – marudzi Kier. W międzyczasie przysiada na ławce, żeby założyć buty.

– A tobie umyka, że wcale nie jesteś takim twardzielem, na jakiego się kreujesz.

– Wal się. – Chłopak wstaje i zabiera resztę swoich rzeczy, a potem zmierza z nimi szybkim krokiem w kierunku wyjścia.

– Jest dziesięć stopni! – woła za nim Devon. – Nie powinieneś wychodzić na zewnątrz z mokrymi włosami, w dodatku bez czapki!

– Teraz zamieniłeś się w moją mamusię?! – Po tych słowach do moich uszu dociera kolejne tego dnia trzaśnięcie drzwiami.

Ja pierdolę, co za chaos.

Dev siada na ławce i zrzuca ze stóp żółte klapki z wizerunkiem pszczółek. Zaczyna się ubierać, a ja postanawiam wykorzystać tę chwilę, by wymknąć się wreszcie pod prysznic. Niestety to mi się nie udaje, bo gdy go mijam, przyjaciel unosi wzrok i pyta:

– A ty?

Zatrzymuję się w miejscu i biorę głęboki wdech.

– A ja co? – pytam spokojnym tonem.

– Wiedziałeś?

– Zależy, o co konkretnie pytasz.

– Czyli wiedziałeś – stwierdza z rozczarowaniem. – Od kiedy?

– To… skomplikowane.

Prycha, po czym wraca do wkładania na siebie ciuchów.

– Co za dziecinada… – mamrocze, jednocześnie naciągając na głowę kaptur czerwonej bluzy. – Kiedy zamierzasz powiedzieć Callumowi o tym, co łączy cię z Blake?

Zaskakuje mnie tym pytaniem.

Przez to, jak wiele wydarzyło się w Michigan, dzisiejszy poranek i całowanie się z Blake w kuchni wydaje się dla mnie cholernie odległym wspomnieniem. I chociaż z jednej strony irytuję się na samą myśl, że zobaczę ją dopiero za kilka godzin, to z drugiej perspektywa spotkania się z nią mnie stresuje. Dlaczego? Nie mam pojęcia. Może chodzi o to, że nasza rozmowa z Callumem, którą i tak od dawna przekładaliśmy, znów będzie musiała zaczekać na lepszy moment. A może o to, że mam teraz dodatkowo na głowie całą tę sprawę z hokejem, o czym chyba będę jej musiał jakoś powiedzieć.

– Właściwie to planowaliśmy porozmawiać z nim dzisiaj wieczorem – wyznaję.

– Ale już nie planujecie?

– A nie uważasz, że wyznanie mu prawdy tego samego wieczoru, w którym on po pięciu latach milczenia przyzna się otwarcie przed nami do swojej biseksualności, nie jest zbyt dobrym pomysłem?

Devon nie przyznaje mi racji. Ale też nie mówi, że jej nie mam.

– Okej – rzuca jedynie.

– „Okej”? – powtarzam po nim.

– No. – Wzrusza ramionami bez jakichkolwiek emocji na twarzy. – Tylko nie przychodź do mnie po radę, jak sam wreszcie się połapie i śmiertelnie na ciebie obrazi.

Po tych słowach zabiera wszystkie rzeczy i wychodzi z szatni.

Cholera, nie lubię, gdy Devon się na mnie wkurza. Zazwyczaj kłócimy się o głupoty, a nie o poważne sprawy, tak jak teraz. Pomimo że od początku studiów trzymamy się z chłopakami we czterech, to właśnie z nim od zawsze łączyły mnie najbliższe stosunki. Jedynie Dev miał do mnie cierpliwość, kiedy zmagałem się ze swoimi nieuzasadnionymi wybuchami złości i wszystkich od siebie odpychałem. Wtedy za każdym razem czekał, aż ochłonę, a później próbował ze mną porozmawiać. Albo po prostu dawał mi znać, że jest obok, gdybym czegoś potrzebował. Nigdy nie zadawał niewygodnych pytań, a gdy już postanowiłem się odezwać, zawsze mnie słuchał.

Tym bardziej nienawidzę świadomości, że przez tak długi czas nie porozmawiałem z nim o swoich podejrzeniach co do chłopaków. Może zamiast czekać, powinniśmy wcześniej zacząć razem na nich naciskać? Zresztą rozmyślanie o tym teraz już i tak nie ma sensu. Liczę, że Kieran tak samo jak Cal otworzy się dziś przed nami, a ta cała ich farsa nareszcie się skończy.

Po tym, jak zostaję sam, udaję się w końcu pod prysznic.

Liczyłem, że w kabinie uda mi się choć trochę odetchnąć, ale nic z tego. Wciąż buzuje we mnie mnóstwo emocji i nie potrafię sobie z nimi poradzić. Mam wrażenie, że wszystko zwaliło mi się na głowę w jednej chwili. Próbuję wyrwać się z tego chaosu i przekierować myśli na coś innego. Skupiam je na pulsującym w ciele bólu, który pomimo oblewającej moje mięśnie zimnej wody z sekundy na sekundę staje się coraz bardziej uciążliwy.

W porównaniu do poprzednich rozgrywek, dziś i tak nie ma tragedii. Przybyło mi zaledwie kilka nowych siniaków i obdrapań. No i opuchnięta dłoń.

Przyglądam się uważnie ranom i przypominam sobie moment, w którym uderzyłem tego gnoja, oraz satysfakcję, jaką wtedy czułem. A potem chwilę, gdy trener powiedział mi, że Farrel Delaney przez cały ten czas obserwował mnie z trybun. Kurwa, to takie upokarzające, że widział, jak straciłem nad sobą panowanie.

Zanim zdążę się zastanowić nad tym, co robię, zmieniam temperaturę wody z zimnej na gorącą, po czym wsuwam zranioną dłoń pod strumień.

Wzdłuż mojego ciała przechodzi intensywny prąd, przez co mimowolnie zaciskam powieki. Muszę zagryźć zęby na dolnej wardze, by nie wydobyć z siebie żadnego dźwięku.

Ból potrafi być przyjemny. Na przykład gdy wykorzystuje się go do zagłuszenia przekrzykujących się głosów w głowie. W takich momentach jak ten. I w innych.

Po wyjściu spod prysznica suszę włosy, zawzięcie unikając patrzenia na swoje odbicie w lustrze. Potem przechodzę do szatni i wkładam koszulkę, bluzę oraz spodnie dresowe. Przez przynajmniej kilka minut pakuję do torby ochraniacze i pozostały sprzęt, krzywiąc się za każdym razem, gdy grzbietem prawej dłoni dotykam jakiejś powierzchni.

W drodze do wyjścia wyciągam z kieszeni kurtki telefon. Odblokowuję go, a kiedy zauważam wyświetlający się na ekranie ciąg wiadomości od Blake, natychmiast przystaję.

Krasnal:

Cześć, Hayden

Co u ciebie?

Jak wam poszło na meczu?

Obliczyłam, że powinniście skończyć jakiś czas temu, a żaden z was się nie odezwał, więc trochę się przez to zmartwiłam

To znaczy, nie żebym czekała, aż do mnie napiszesz

Chociaż w sumie trochę tak było

O kurde

Nieważne

Po prostu daj znać, czy wszystko ok

Pa

Kąciki moich ust mimowolnie wędrują w górę.

To niesamowite, że po tych wszystkich chujowych wydarzeniach wystarczyło kilka niewinnych wiadomości od Blake oraz to jej charakterystyczne „pa”, by poprawić mi humor.

Tylko co ja mam jej niby odpisać?

Chyba lepiej, żeby już przed naszym powrotem wiedziała, że wszystko się pojebało, a zaplanowana na dzisiaj rozmowa z Callumem nie dojdzie do skutku. Chociaż wiem też, że nie wyjaśnię jej wszystkiego w wiadomościach. Muszę znaleźć jakiś kompromis.

Hulk:

Cześć, kochanie

Moje palce same wystukują na klawiaturze ten cholernie pieszczotliwy zwrot. Nic nie poradzę na to, że tak bardzo lubię go używać.

Hulk:

Wygraliśmy, ale w obecnej sytuacji nie ma to żadnego znaczenia

Sprawy dość mocno się pokomplikowały

Nasza rozmowa z Callumem chyba będzie musiała zaczekać

Jestem pewien, że te trzy wiadomości wywołają w Blake panikę. Piszę więc kolejną.

Hulk:

Tylko się nie denerwuj

Od razu lepiej.

Hulk:

Zrozumiesz, gdy wrócimy do domu

Chowam telefon do kieszeni, a potem opuszczam szatnię i w końcu udaję się w stronę wyjścia z tej przeklętej areny.

ROZDZIAŁ TRZECI

Blake

Hulk:

Tylko się nie denerwuj

Zrozumiesz, gdy wrócimy do domu

Nie chcę wiedzieć, jak wiele razy przeczytałam te wiadomości, odkąd Hayden je do mnie wysłał. Co on w ogóle sobie myślał? Powinien wiedzieć, że jeżeli mówi się komuś, że ma się nie denerwować, to ta osoba denerwuje się sto razy bardziej. W moim przypadku tysiąc razy bardziej. Albo nawet dwa tysiące. Wystarczy w delikatny sposób mi zasugerować, że wydarzyło się coś złego, a ja od razu zaczynam panikować.

Hayden napisał wprost, że „sprawy dość mocno się pokomplikowały”, a potem kazał się nie denerwować. I co? Naprawdę myślał, że jego rada podziała?

No cóż, nie podziałała.

Od dłuższego czasu kręcę się po swoim pokoju jak jakaś nawiedzona wariatka. Już kilka razy potknęłam się przez to o dywanik położony na podłodze przy łóżku. Przed chwilą ściągnęłam z włosów klamrę w kształcie tropikalnego kwiatka, by bez żadnego powodu zamienić ją na taką, która swoim wyglądem przypomina wiewiórkę.

Najwyraźniej kompletnie tracę rozum.

Przez cały dzień nie zrobiłam nic pożytecznego, ponieważ stresowałam się wieczorną rozmową z Callumem. Od rana próbowałam się uczyć, ale nie mogłam się skoncentrować ani na minutę, więc ostatecznie z tego zrezygnowałam. Później zabrałam się za sprzątanie domu, ale tę aktywność również porzuciłam po tym, jak podczas odkurzania przypadkowo strąciłam PlayStation z ustawionej pod telewizorem ławy. Nie miałam odwagi sprawdzić, czy go nie uszkodziłam. Oby było sprawne, bo jeżeli nie, to Callum najprawdopodobniej mnie zabije.

W sumie to ciekawe, czy bardziej przejąłby się faktem, że spotykam się z jego najlepszym przyjacielem, czy tym, że zepsułam mu PlayStation. Może ta druga informacja pozwoliłaby nieco stłumić złość spowodowaną pierwszą?

Jezu, o czym ja myślę? Teraz to i tak nie ma żadnego sensu. Nie porozmawiamy z Callumem, bo stało się coś tak poważnego, że nasza rozmowa musi zaczekać. I choć z jednej strony jestem rozczarowana, to z drugiej czuję ulgę.

Wymyśliłam jakieś milion scenariuszy tego, jak zachowa się mój brat, gdy pozna prawdę. W kilku z nich kazał mi się spakować i wynieść z domu. Wolałabym, żeby tego nie robił, bo dawno nie sprawdzałam, czy w moim dawnym akademiku zwolniło się dla mnie miejsce. Poza tym nie wyobrażam sobie mieszkać gdziekolwiek indziej.

Lubię ten dom. I dobrze się w nim czuję. Przyzwyczaiłam się już do widoku bokserek Kierana leżących na podłodze w naszej wspólnej łazience, rozrzuconego w różnych częściach domu sprzętu hokejowego, hałd brudnych ubrań, przez które muszę się przekopywać, żeby wstawić swoje pranie, oraz ciągle puszczanych w telewizji meczów hokeja. No a poza tym chłopak, któremu kilka dni temu prawie wyznałam, że się w nim zakochałam, zajmuje pokój pode mną, więc muszę jedynie zejść po schodach, by się z nim spotkać. Możemy całować się w kuchni, gdy nikt nie patrzy, i przytulać w jego łóżku. Tylko co z tego, że teraz dzielenie ze sobą wspólnej przestrzeni jest plusem, skoro po tym, jak Cally wejdzie w swój tryb „chyba was popieprzyło, jeżeli myślicie, że będziecie razem”, zamieni się to w utrudnienie.

Dobra, stop. Znowu niepotrzebnie się nakręcam.

Zatrzymuję się w miejscu i sfrustrowana wypuszczam z siebie głośno powietrze. Zamierzam położyć się na łóżku, gdy nagle do moich uszu dociera dźwięk dzwonka. Bez zastanowienia ruszam na parter. Dopiero gdzieś w połowie schodów orientuję się, że to nie mogą być chłopaki, bo przecież mają swoje klucze. Ale jeśli nie oni, to kto?

Podchodzę ostrożnie do drzwi i zerkam przez wizjer. Kiedy po drugiej stronie dostrzegam dziewczynę z burzą rudych włosów, mimowolnie oddycham z ulgą. Otwieram je, a Kenzie od razu wpada do środka.

– Hej, mała – oznajmia, po czym odstawia na podłodze dwie siatki z zakupami, które ze sobą przyniosła. – Mamy sytuację awaryjną. – Ściąga swoją zieloną puchówkę i wpycha ją do ustawionej w holu szafy. – Słyszałaś, co się stało? – Posyła mi pytające spojrzenie.

– Cześć – odpowiadam cicho. – Nie, nie słyszałam.

– Szkoda. Ja też nie, ale Devon napisał mi, że musimy odwołać nasze wspólne plany, bo coś się wydarzyło. Mieliśmy zrobić sobie nocny maraton Zmierzchu. Ja oglądam, a on śpi zmęczony po meczu. To taki nasz rytuał. Ostatnio odpaliliśmy tak Harry’ego Pottera – mówi, a następnie sięga po reklamówki i rusza z nimi do kuchni.

Podążam za nią bez słowa.

Kenzie ma dziś na sobie szare spodnie dresowe i ogromny, biały T-shirt z jakimiś napisami, który wygląda, jakby należał do Devona, a nie do niej. Dobrze się składa, bo ja też nie jestem zbytnio wystrojona. Właściwie to ani trochę. Włożyłam krótkie szorty, różową bluzę z kapturem i pasujące do niej kolorem skarpetki z falbankami. W dodatku ani trochę się nie pomalowałam, więc wszystkie niedoskonałości na mojej twarzy pozostają widoczne.

Po dotarciu do kuchni Kenz odkłada siatki z zakupami na blat wyspy i wyciąga z kieszeni spodni telefon.

– Nie wiem, o co chodzi, ale Dev był wyraźnie zdenerwowany, gdy do mnie pisał. Najpierw poinformował mnie, że, uwaga, cytuję: „te jebane matoły zachowują się jak dzieci”, a potem, że „już woli słuchać o dramach Briany z Reedem, zamiast ich pierdolenia”.

– Och – wzdycham zaskoczona. – To… nie brzmi dobrze.

– No – potwierdza i odkłada telefon na bok. – Kazał mi tu przyjechać i zorientować się, czy macie w zamrażarce coś, co będziemy mogli wykorzystać jako zimny okład, więc wygląda na to, że są ofiary. – Zaczyna rozpakowywać reklamówki. – Może Callum z Kieranem znowu coś odwalili? – zastanawia się na głos. – Jakiś czas temu Dev wspominał, że rzucili się na siebie na treningu. Przysięgam, że jeżeli wdali się w bójkę między sobą w trakcie meczu, to sama spuszczę im łomot. Devon mnie nie powstrzyma.

– Raczej nie sądzę, żeby o to chodziło – mówię, zanim zdążę się ugryźć w język.

Kenzie posyła mi pytające spojrzenie.

– W sensie… Ja też słyszałam o tej ich bójce, ale z tego, co wiem, później wszystko sobie wyjaśnili i… – Błądzę spojrzeniem wszędzie, byle tylko nie patrzeć na nią, bo boję się, że dostrzeże w moich oczach coś, co chcę przed nią ukryć. – Teraz chyba dobrze się dogadują.

Hm, „dobrze” to raczej niedopowiedzenie, biorąc pod uwagę fakt, że każdego wieczora chłopaki biorą wspólnie prysznic, a później zamykają się na całą noc w pokoju Kierana. Jak tak dalej pójdzie, będą mogli ściągnąć do domu kolejnego współlokatora, ponieważ sypialnia Calluma będzie mu już w ogóle niepotrzebna. Całe szczęście, że większość czasu spędzają u Kierana, bo gdyby było inaczej, pewnie skończyłabym z kolejną traumą. I tak na wszelki wypadek zawsze, gdy są razem, a ja siedzę akurat u siebie w pokoju, zakładam na uszy słuchawki z włączoną opcją tłumienia hałasu. Oby mnie to uratowało.

– Ale jeśli nie chodzi o ich problemy, to o co? – pyta rudowłosa.

– Sama chciałabym wiedzieć – odpowiadam. – I jak coś, to nie musiałaś kupować mrożonek – mówię, gdy wyciąga z reklamówki dwie paczki mieszanki groszku z marchewką. – Skorzystałam z twojej rady i sama też ciągle je kupuję. Tak na wszelki wypadek. Gdyby któryś z chłopaków potrzebował zimnego okładu po meczu lub treningu.

Dziewczyna posyła mi promienny uśmiech.

– Szybko się uczysz, B.

W odpowiedzi jedynie wzruszam ramionami.

– Co jeszcze ze sobą przywiozłaś? – pytam po chwili.

– Piwo, chipsy, maseczki do twarzy… – wymienia.

– „Maseczki do twarzy”? – powtarzam po niej, zaskoczona.

Kenzie wyciąga z siatki różowe, fioletowe oraz niebieskie opakowania z maseczkami w płachcie i się im przygląda. Ma minę, jakby nagle stwierdziła, że kupienie ich to jednak wcale nie był taki dobry pomysł. Odkłada je z powrotem do reklamówki, jednocześnie wzdychając.

– Pomyślałam, że przydadzą się, jeżeli sytuacja z beznadziejnej zamieniłaby się w krytyczną. – Wzrusza ramionami. – To znaczy… No wiesz. Nie ma lepszego sposobu na relaks niż domowe SPA. Devon uwielbia się pindrzyć, choć gdybyś go o to zapytała, nigdy nie przyznałby tego na głos. Callum nawet się z tym nie kryje, a resztę jakoś by się przekonało. Kurde… Teraz, kiedy ci o tym opowiadam, mój pomysł wydaje się bardzo głupi – stwierdza, po czym obchodzi wyspę, wysuwa znajdujący się w pobliżu mnie hoker i na nim siada. – Nie lubię, gdy się kłócą – oznajmia szczerze. – Devon zawsze ma wtedy beznadziejny humor.

Siadam tuż obok niej.

Zdenerwowana Kenzie to raczej niecodzienny widok. I chociaż sama stresuję się całą tą sytuacją, to jednak czuję, że muszę spróbować ją jakoś pocieszyć. Tylko jak mam to niby zrobić? Zazwyczaj to ja jestem osobą, której się mówi, żeby się nie martwiła.

– Może to jakaś typowa dla chłopaków sprzeczka i niepotrzebnie się denerwujemy? – zgaduję, zerkając na dziewczynę.

– Oby tak było – wzdycha. – Ale szczerze mówiąc, nie sądzę. Devon nie złości się aż tak bardzo, jeżeli nie ma ku temu konkretnego powodu.

– Hayden napisał mi, że wygrali mecz, więc raczej nie chodzi o to.

Dopiero po chwili uświadamiam sobie, że właśnie przyznałam się przed Kenzie do wymieniania wiadomości z Haydenem. Rudowłosa przygryza dolną wargę. Widzę, że próbuje ukryć przede mną uśmiech, ale kiepsko jej to wychodzi. Na szczęście w żaden sposób nie komentuje tego, co powiedziałam.

– Pisał ci coś jeszcze?

– Hm… – Uciekam od niej wzrokiem. – Odwołał nasze plany na wieczór, bo podobno sprawy się dość mocno pokomplikowały.

– Ugh. – Dziewczyna opiera czoło o marmurowy blat wyspy i wypuszcza z siebie długie westchnienie. – Mamy przerąbane – stwierdza i szybko dodaje: – Ale wiesz co… – Podnosi głowę i na mnie spogląda. – Cieszę się, że jesteśmy w tym razem. – Po raz kolejny się do mnie uśmiecha. – To znaczy nie zazdroszczę ci, że musisz na co dzień znosić ich humorki, bo pewnie odczuwasz je o wiele bardziej niż ja, ale możliwość obgadania z tobą ich babskich dram jest niesamowicie satysfakcjonująca i sprawia, że mniej się stresuję.

Chichoczę w reakcji na jej słowa.

– A co tam u ciebie i Haydena?

To pytanie sprawia, że uśmiech natychmiast znika mi z twarzy.

– Och… – Zaczynam wiercić się nerwowo w miejscu. – My… U nas… To znaczy u mnie i u niego… U nas wszystko w porządku. Chyba? – Chowam za ucho kosmyk włosów, który wydostał się z upięcia, a następnie składam dłonie na udach, bo nie mam pojęcia, co innego mogłabym z nimi zrobić. – A dlaczego pytasz?

Kiedy spoglądam na nią kątem oka, dostrzegam, że jej twarz znów zdobi uśmiech.

– Nie chcę być wścibska – zapewnia. – Po prostu jestem ciekawa, co się między wami dzieje. Zwłaszcza po tym, jak widziałam, w jaki sposób Hayden patrzył na ciebie na imprezie halloweenowej. No i po meczu. Wyglądałaś na naprawdę mocno przejętą jego stanem zdrowia – przerywa, najprawdopodobniej tylko po to, żeby sprawdzić, czy nie zaprzeczę. Moje milczenie najwyraźniej zachęca ją do zadania kolejnego pytania: – To coś poważnego czy… No wiesz. Tylko ze sobą sypiacie?

„Tylko ze sobą sypiamy”?

– Nie sypiamy ze sobą – zaprzeczam natychmiast.

Jezu. Moje policzki rozpalają gorące rumieńce.

– Nie? – Dziewczyna unosi wysoko brwi.

Kręcę głową. Nie potrafię zdobyć się na nic więcej.

– Aha – stwierdza jedynie, po czym z dziwną miną dodaje: – Ciekawe.

Milczę, bo nie wiem, co miałabym jej powiedzieć. Samo rozmawianie o mnie i o Haydenie wywołuje u mnie nerwy, a co dopiero temat naszych spraw… łóżkowych, które nie istnieją. Prawie. Poza tym jednym razem, gdy…

Nagle drzwi od domu otwierają się z hukiem, przez co obie z Kenzie podskakujemy na swoich miejscach. Pierwszy w holu pojawia się Callum. Za nim wchodzą Kieran i Devon. Wszyscy zrzucają swoje ogromne torby ze sprzętem na podłogę, a potem zaczynają ściągać kurtki i buty. Cal zauważa nas dopiero, gdy rusza w stronę kuchni.

– O, cześć, siostra. – Przywołuje na twarz uśmiech, który uznaję za fałszywy, po czym podchodzi i cmoka mnie w policzek. – Hej, Kenzie.

Omija ją, żeby wejść do kuchni.

– Cześć. Dlaczego ja nie dostałam buziaka?

– Twój chłopak ma chujowy humor, więc wolę nie ryzykować.

– Cześć, dziewczyny. – Kieran wita się z nami z holu.

Kiedy zaczyna zbliżać się do schodów, Devon łapie go za ramię i przytrzymuje.

– Zostajesz – rozkazuje ostrym tonem, jakiego jeszcze nigdy u niego nie słyszałam.

Kenzie zerka na mnie z miną „a nie mówiłam?”.

Kier zrzuca z siebie rękę Devona i wywraca oczami. O dziwo, zamiast mu chamsko odpowiedzieć, bez słowa rusza w kierunku salonu.

Co się tutaj dzieje? I gdzie jest Hayden?

Jakby w odpowiedzi na zadane przeze mnie w myślach pytanie, chłopak, którego powrotu niecierpliwie wyczekiwałam przez cały dzień, pojawia się w holu. Wystarcza sam jego widok, by fala przyjemnego ciepła rozlała się po całym moim ciele.

Hayden zrzuca swoją torbę obok tych zostawionych wcześniej na podłodze przez kumpli, a następnie ściąga z głowy czerwoną czapkę beanie. W tym samym momencie kosmyki jego ciemnych włosów rozsypują się na czole, przysłaniając oczy. Chłopak wsuwa w nie palce i sprawnym ruchem odgarnia je do tyłu, a ja, chociaż powinnam oderwać od niego wzrok, jeśli nie chcę, by ktoś przyłapał mnie na gapieniu się na niego, nie mogę przestać mu się przyglądać.

Jak to możliwe, że zaledwie po kilku godzinach tak bardzo się za nim stęskniłam?

Nagle głos Calluma sprowadza mnie na ziemię.

– Ktoś zrobił zakupy?

– Ja – oznajmia Kenzie. – Podobno potrzebujecie mrożonek.

– Te już do niczego się nie nadają – stwierdza Cal, unosząc w powietrze dwa ociekające wodą opakowania z warzywami.

– Ups. – Kenz wzrusza ramionami. – Trochę się zagadałyśmy i o nich zapomniałam.

Devon podchodzi do nas, a na jego twarzy pojawia się uśmiech.

– Cześć, Blake.

– Hej – odpowiadam mu cicho.

– Cześć, skarbie – zwraca się tym razem do Kenzie, a potem kładzie dłonie na siedzisku po obu stronach jej ud i pochyla się, by ją pocałować.

Zawstydzona szybko odwracam wzrok. Kiedy spoglądam w kierunku Haydena, orientuję się, że on też na mnie patrzy. Nasze spojrzenia się ze sobą spotykają, a na moim ciele mimowolnie pojawiają się ciarki.

Chłopak ze skrzyżowanymi na piersi rękoma opiera się biodrem o stojącą w przejściu komodę. Napięte mięśnie jego ramion wypełniają rękawy białej bluzy, a niebieskie oczy przeszywają mnie na wylot. Marszczy brwi, przez co wygląda, jakby się nad czymś zastanawiał. Albo czymś irytował. A może to i to jednocześnie? Ciężko stwierdzić.

Przełykam ślinę, ponieważ nagle zaschło mi w ustach. A później przenoszę wzrok na Calluma, który grzebie w przyniesionych przez Kenzie reklamówkach z zakupami.

– O, piwo. Dzięki, Kenz – oznajmia uradowany, stawiając na blacie kilka butelek. – Tak właściwie to ono też mogłoby służyć za zimny okład. Chcesz jedno, Hayden?

– Mieliśmy porozmawiać – wtrąca Dev.

– A czy piwo w jakikolwiek sposób w tym przeszkadza? Myślę, że wręcz przeciwnie.

– Cal…

– Możesz sobie rządzić, ile chcesz, kapitanie, ale nie pozwolę ci decydować, kiedy mogę napić się piwa. – Sięga po leżący na suszarce do naczyń widelec, a następnie w dziwny sposób otwiera butelkę. Do moich uszu dociera charakterystyczne syknięcie. – Jak nikt inny nie chce, to sam się poczęstuję. Pa.

Kolejny, który przywłaszczył sobie moje „pa”.

Cally wychodzi z pomieszczenia, nie obdarowując nas już ani jednym spojrzeniem. Kiedy dociera do salonu i, zamiast obok Kierana na kanapie, siada na fotelu, zaczynam się zastanawiać, czy Kenzie przypadkiem nie miała racji.

Czyżby chłopacy znów urządzili jakąś aferę?

– Hay… – Kenz odpycha od siebie delikatnie Devona i schodzi z hokera. – Dlaczego Callum zaproponował ci zimny okład? – Spogląda na niego podejrzliwie.

Wyraz twarzy Haydena pozostaje kamienny.

– Pokaż jej swoją dłoń – rozkazuje Dev.

W reakcji na te słowa w moim wnętrzu dzieje się coś dziwnego.

– Co zrobiłeś? – Kenzie podchodzi do niego szybkim krokiem i zmusza do wyciągnięcia rąk w swoją stronę. Plecami zasłania mi cały widok, przez co ledwo powstrzymuję się przed zsunięciem z krzesła i ruszeniem w ich stronę. – Biłeś się?!

Że co?! Mój oddech mimowolnie przyspiesza.

– Raczej nie nazwałbym tego bójką – odzywa się w końcu Hayden.

Jego głos pozostaje niski i zachrypnięty. Zawsze, kiedy znajduje się wśród ludzi, brzmi zupełnie inaczej niż wtedy, gdy rozmawia ze mną na osobności, ale teraz jest spięty i nie mam co do tego żadnych wątpliwości.

– Hayden rzucił się na Huntera Milesa pod koniec trzeciej tercji – informuje Devon, a bicie mojego serca na moment ustaje. – Chociaż nie, w sumie to rzucił nim. O bandę. A potem, gdy przewrócili się na lód, zaczął okładać jego twarz pięściami. Zanim zdążyliśmy go od niego odciągnąć, złamał mu nos. Zawiesili go na kolejny mecz.

Przerażona wciągam gwałtownie powietrze.

– Słucham? – pyta Kenzie, wyraźnie zaskoczona tym, czego się dowiedziałyśmy. – Co ci odwaliło?! – wykrzykuje po chwili.

Hayden, zamiast jej odpowiedzieć, wywraca oczami, a następnie, nie zważając na wkurzoną minę Kenzie, udaje się do salonu i siada na kanapie.

– Właśnie tego próbuję się dowiedzieć – informuje Dev, po czym dołącza do chłopaków. – Jest jeszcze jedna sprawa.

– Jaka? – Rudowłosa idzie za nim.

– Cal, czy możesz powtórzyć to, co powiedziałeś nam w szatni?

– Że od drugiego roku pieprzę się po meczach z Hunterem Milesem? – oznajmia lekkim tonem mój brat, a potem, jak gdyby nigdy nic, przystawia do ust butelkę i bierze łyk piwa.

Mimowolnie rozchylam usta. Kenzie natomiast zatrzymuje się w pół kroku.

– Czy ty nawet w takim momencie nie umiesz być, kurwa, poważny? – Kieran obrzuca Calluma morderczym spojrzeniem.

– Och, przepraszam – wzdycha mój brat, a następnie przymyka powieki i bierze powolny wdech. Gdy je rozchyla, wyraz jego twarzy zmienia się na pokerowy. Zupełnie, jakby założył jakąś maskę. – Cześć, mam na imię Callum i jestem biseksualny.

Dobry Boże. Ledwo powstrzymuję się przed zasłonięciem twarzy dłońmi.

Hayden parska głośno i kręci głową. Kieran natomiast zaciska szczęki, przez co wygląda, jakby miał ochotę coś rozwalić.

W pokoju zapada cisza. Dev wpatruje się ze smutkiem w oczach w Cally’ego, a Kenzie… W sumie to nie jestem pewna, co się z nią w tej chwili dzieje, bo ciągle stoi odwrócona do mnie plecami. I chociaż spodziewałam się po niej wszystkiego, to na pewno nie udałoby mi się przewidzieć słów, które kilka sekund później wypowiada:

– I już? – Wzrusza ramionami. – To jest ta nowość, przez którą wam odbiło?

Wszyscy wpatrują się w nią w milczeniu.

– Nie jesteś ani trochę zaskoczona? – pyta po kilku sekundach Cal, zdziwiony.

– Tym, że klaunujesz, zamiast w normalny sposób przyznać się przed nami do swojej prawdziwej orientacji po tym, jak ukrywałeś ją przez lata? – Nie pozwala mu odpowiedzieć. – Oczywiście, że nie – parska. – To bardzo w twoim stylu.

Podchodzi do siedzącego na drugim fotelu Devona, a następnie rozsiada się na jego kolanach z nogami przewieszonymi przez podłokietnik mebla. Chłopak owija ręce wokół jej talii i przyciąga ją tak blisko siebie, jak to możliwe.

– Och… – Mój brat bierze kolejny łyk piwa. To unik. Ewidentnie nie wie, co ma teraz powiedzieć ani jak zareagować. – Czyli co… – Spogląda na Kenzie spod zmrużonych powiek. – Domyślałaś się?

– Mhm.

– Od jak dawna?

– Od pierwszej imprezy, na którą poszłam z wami, bo Devon mnie do tego zmusił – informuje, po czym niespodziewanie odwraca się w moją stronę. – Blake, dołączysz do nas?

Rozchylam usta, żeby coś powiedzieć, ale nie opuszczają ich żadne słowa.

– I zabierz, proszę, jedno opakowanie mrożonek dla Haydena.

– Właściwie to dwa – wtrąca Devon. – North ma stłuczone kolano.

– Nic mi nie jest – mamrocze Kier, na moment odrywając spojrzenie od Calluma.

Zeskakuję z hokera, gdzie dotychczas siedziałam, i przechodzę do kuchni.

– Serio wiedziałaś już od tamtej imprezy? – pyta ze słyszalną pretensją w głosie Dev. – I co to ma niby znaczyć, że zmusiłem cię, żebyś wzięła w niej udział?

Nachylam się do zamrażarki i wyciągam z niej dwie paczki mrożonych warzyw.

– Podejrzewałam – poprawia go Kenz. – A nie pamiętasz, jak zagroziłeś mi, że weźmiesz udział w pokazie drag queens, na który projektuję kostiumy, jeśli nie przyjdę na twoją imprezę urodzinową w klubie? Do dziś żałuję, że ci na to nie pozwoliłam.

Callum parska śmiechem, co zdaje się nieco rozładowywać napiętą atmosferę w salonie.

Po wyjściu z kuchni orientuję się, że dotychczas wolne miejsce obok Kierana na kanapie jest zajęte przez… Haydena. Chłopak przesunął się dyskretnie w bok, tworząc dla mnie nieco przestrzeni obok siebie.

– Coś takiego nigdy nie miało miejsca – deklaruje stanowczo Devon.

– Nieważne. – Kenzie kręci głową.

Siadam ostrożnie obok Haydena, a do moich nozdrzy niemal natychmiast dociera intensywny zapach jego męskich perfum. To trochę dziwne, że tak niewiele wystarcza, by krew w moich żyłach zaczęła szybciej płynąć.

Cal pyta Kenzie, co sprawiło, że wysnuła o nim takie, a nie inne, wnioski, kiedy tak naprawdę jeszcze w ogóle się nie znali, a ona opowiada mu o tym, jak flirtował w klubie z jakimś chłopakiem, gdy nie wiedział, że go obserwuje.

W międzyczasie podaję opakowanie z mrożonką Kieranowi. Chłopak odbiera je ode mnie i posyła mi niemrawy uśmiech, a następnie podciąga nogawkę spodni, żeby przyłożyć zimny okład do lewego kolana, które wygląda na opuchnięte.

Hayden kładzie prawą dłoń na swoim masywnym udzie, podwija rękaw bluzy i powoli rozpościera palce. Kiedy dostrzegam, że skóra na jego kostkach jest zdarta, a ich okolice mocno zaczerwienione, mój żołądek zaciska się w ciasny supeł.

Czuję, że chłopak zerka na mnie kątem oka, ale sama nie decyduję się unieść spojrzenia. Postanawiam skorzystać z nieuwagi pogrążonego w rozmowie z Kenzie Calluma i kładę delikatnym ruchem wilgotne od skraplającej się wody opakowanie na zaschniętych ranach Haydena. Następnie szybko się wycofuję. Nie potrafię jednak powstrzymać się od oderwania od niego spojrzenia; zaintrygowana obserwuję, jak skórę na jego ręce pokrywają ciarki.

– Już dawno temu chciałam o tym z tobą porozmawiać, ale uznałam, że sprawy przyjaciół mojego chłopaka nie są moimi sprawami. – Głos Kenzie wyrywa mnie z chwilowego otępienia. – A potem ja też się z wami zaprzyjaźniłam i z każdym dniem było mi coraz trudniej udawać, że niczego się nie domyślam – mówi, skupiając na sobie spojrzenia wszystkich. W tym mnie, bo w końcu udaje mi się przestać koncentrować wyłącznie na Haydenie. – Kiedy Devon również zaczął dostrzegać znaki i mi o tym powiedział, razem doszliśmy do wniosku, że nie ruszymy tego tematu, dopóki sam tego nie zrobisz.

– W chuj długo czekaliśmy – podsumowuje Dev, przesuwając nerwowo palcami po udzie Kenzie.

– Ty też? – Chociaż Cal próbuje udawać, że nie jest zestresowany, raczej średnio mu to wychodzi.

Przeczesuje co chwilę palcami swoje blond włosy, przez co wygląda trochę, jakby uderzył w niego piorun. Poza tym wszystkie mięśnie jego twarzy pozostają napięte.

– Mówiłem przecież, że nie jestem głupi – mamrocze Devon. – Ani ślepy – dodaje. – A ty, Hayden? – Spogląda na niego. – Od kiedy się domyślałeś?

– Nie wiem. – Wzrusza ramionami. – Nie zaznaczyłem tego dnia w kalendarzu z dopiskiem „mój przyjaciel jest biseksualny, ale boi mi się o tym powiedzieć”.

– Nie bałem się wam powiedzieć! – protestuje Cally.

– Nie? – Devon spogląda na niego z wysoko uniesionymi brwiami.

Mój brat wypuszcza gwałtownie powietrze z płuc i zapada się głębiej w fotelu.

– No dobra, trochę się bałem, ale tylko na początku. Sami wiecie, jak to jest w sporcie… Potem, gdy już wam zaufałem i doszedłem do wniosku, że chcę wam wyjawić prawdę, jakoś nigdy nie było ku temu odpowiedniej okazji. Czas mijał, a ja… – Zerka kątem oka na Kierana. – Wiedziałem, że wkurzycie się na mnie za to, że przez te wszystkie lata trzymałem język za zębami, zamiast być z wami szczery, więc stwierdziłem, że lepiej w ogóle się nie odzywać.

– Bo się na ciebie „wkurzymy”? – parska Dev. – Co to za gówniane wytłumaczenie, stary? Przecież nas znasz. Pogniewalibyśmy się na ciebie przez pięć minut, a później by nam przeszło. Gdybyś zrobił coming out wcześniej, to przynajmniej nie musiałbym się zastanawiać, czy przypadkiem nie martwisz się o to, jak zareagujemy na wieść o twojej orientacji. Albo o to, że cię nie zaakceptujemy. Wiesz, jak mnie to męczyło? – pyta, ale Callum mu nie odpowiada. – Zresztą pewnie nie tylko mnie.

Devon zerka na Haydena, który w odpowiedzi jedynie wzrusza ramionami. Chociaż jakiś czas temu podczas naszej rozmowy przyznał, że on również się tym przejmował, w towarzystwie przyjaciół nie potrafi powiedzieć o tym na głos.

Dev przenosi spojrzenie na Kierana.

– A co z tobą?

Serce uderza w mojej klatce piersiowej tak mocno, że czuję je aż w przełyku.

Cal nie wspomniał ani słowem o tym, że poza swoimi wewnętrznymi rozterkami nie wyznał chłopakom oraz Kenzie prawdy o swojej orientacji również przez Kierana. Do samego końca daje mu możliwość podjęcia samodzielnej decyzji. W niczym go nie pospiesza i do niczego go nie zmusza, choć zdaje sobie sprawę, że sam będzie miał przez to pod górkę.

– A co ma być? – pyta niskim głosem Kier, ze wzrokiem utkwionym w leżącej na jego kolanie paczce warzyw.

Ewidentnie nie czuje się komfortowo ze świadomością, że spojrzenia wszystkich skupiły się na nim. Jest spięty. I to bardzo. Ma na sobie T-shirt, przez co wyraźnie widać, jak sztywne stały się mięśnie na jego wytatuowanych rękach.

– Też się domyśliłeś? – drąży Devon.

Cal patrzy na niego z nadzieją w oczach. Wiem, że męczy go cała ta sytuacja. Pewnie odetchnąłby z ulgą, gdyby Kieran tak samo jak on zdecydował się otworzyć przed resztą przyjaciół.

– Ja… – Robi krótką pauzę. Mam wrażenie, że czas się zatrzymuje. – Tak – dodaje po chwili. – Domyśliłem się.

Wraz z ostatnim wypowiedzianym przez niego słowem ogarnia mnie ogromne rozczarowanie.

Spoglądam zmartwiona na Calluma, który z całych sił stara się nie okazywać tego, jak bardzo zabolał go fakt, że Kieran znowu się wycofał. Najchętniej podeszłabym teraz do niego i go przytuliła, po drodze depcząc po stopach Kiera. Dupek. Żałuję, że dałam mu tę mrożonkę.

– A tak właściwie to dlaczego temat biseksualności Calluma wyszedł przy okazji bójki wywołanej przez Canucka na lodzie? – zastanawia się na głos chłopak.

Taktyczna zmiana tematu. Jasne, czemu nie?

Muszę coś zrobić, żeby nie wybuchnąć, a że w obecnej sytuacji nie mam zbyt wielu możliwości, decyduję się na zmianę pozycji na kanapie. Przyciągam więc do siebie nogi i obejmuję je ciasno rękoma. Z podbródkiem opartym o kolana zerkam na Haydena, który chyba nieświadomie przesunął się nieco w moją stronę.

Nasze barki dzieli od siebie zaledwie kilka centymetrów. Wystarczy, że przekręciłabym głowę w bok, aby mój policzek spoczął na jego ramieniu.

– Dobre pytanie – stwierdza Devon, a ja w sumie się z nim zgadzam, bo pomimo iż jestem teraz niesamowicie zła na Kierana, też się zastanawiam, co ma wspólnego bójka Haydena z coming outem mojego brata. – Powiedziałeś, że Miles na to zasłużył, Hay. A ty, Callum, że Canuck uderzył go przez ciebie.