Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
240 osób interesuje się tą książką
Kontynuacja historii bohaterów z The Science of Temptation.
Zawartość pendrive'a, który wpadł w ręce Reeda, wprowadza grę między nim i Brianą na zupełnie nowy poziom. Niemoralna zabawa będąca źródłem wielu skrajnych emocji szybko kończy się wzajemną nieufnością i rosnącymi obawami.
Reed chce rozegrać tę rundę na własnych zasadach. Pomimo że Briana nie jest mu obojętna, jej tajemnice wywołują w nim wiele wątpliwości. Mężczyzna postanawia je wszystkie odkryć, z satysfakcją posuwając się do najbardziej drastycznych ruchów.
Dziewczyna z kolei w końcu zaczyna rozumieć, że zależy jej na profesorze, a ich z pozoru niezobowiązująca znajomość niespodziewanie zamieniła się w coś o wiele poważniejszego. Briana jest przerażona myślą, że przez kłamstwa i nierozważne zachowanie może wszystko stracić.
Kiedy Reed podczas swojej wizyty w Temptation zmusza ją do pojawienia się w jednym z prywatnych pokoi, jest już jasne, że studentka wyzna mu tam wszystkie swoje grzechy. W jaki sposób wyjście na jaw prawdy wpłynie na ich relację?
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia. Opis pochodzi od Wydawcy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 790
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © 2024
Julia Popiel
Wydawnictwo NieZwykłe
All rights reserved
Wszelkie prawa zastrzeżone
Redakcja:
Anna Adamczyk
Korekta:
Katarzyna Chybińska
Karolina Piekarska
Katarzyna Olchowy
Redakcja techniczna:
Paulina Romanek
Projekt okładki:
Paulina Klimek
www.wydawnictwoniezwykle.pl
Numer ISBN: 978-83-8362-384-9
Min snöflinga1.
Nigdy nie wyglądała tak pięknie, jak tego ranka, gdy po raz pierwszy obudziłem się tuż obok niej w łóżku. Jej drobną twarz głaskały przedzierające się przez zasłony złote promienie słońca, a długie blond włosy zlewały się z wygniecioną po nocy pościelą. Jak zahipnotyzowany obserwowałem nasze ciała, tworzące ze sobą niesamowity kontrast. Przy jej bladej i nieskazitelnej skórze czerń moich tatuaży zdawała się jeszcze intensywniejsza, niż była w rzeczywistości. Przez myśl przeszło mi, że przypominamy dwie, różniące się od siebie kolorem figury szachowe. A może rzeczywiście nimi byliśmy?
W końcu tej nocy przegraliśmy oboje. Niebezpieczna rywalizacja, jaką toczyliśmy ze sobą od dłuższego czasu, nareszcie dobiegła końca, a mnie po raz pierwszy w życiu nie obeszła porażka. Wręcz przeciwnie, rozkoszowałem się nią niczym najpyszniejszą nagrodą. Czciłem każdy centymetr jej ciała, jakbym po latach bezskutecznych poszukiwań odnalazł zaginiony element układanki, którego braku wcześniej nawet nie byłem świadomy.
Briana Larsen. Specjalistka w sprawianiu pozorów. W jej przejmująco błękitnych oczach utonąłem już podczas naszej pierwszej wymiany spojrzeń, a sięgające do pasa, śnieżnobiałe włosy szybko stały się źródłem moich omamów.
Tak właściwie nie jestem pewien, w którym momencie straciłem panowanie nad wszystkim, co z nią związane. Z początku traktowałem naszą relację jako źródło niemoralnej rozrywki. Briana imponowała mi swoją bezczelnością i nieustępliwością. Ciągle mi się stawiała. Pyskowała. Uciekała ode mnie, by później, w chwili słabości, oddawać mi władzę nad swoim ciałem i umysłem. Wiele razy miałem ochotę ją za to ukarać. Ona jednak każdym swoim kolejnym, odważnym posunięciem udowadniała mi, że jest dla mnie równym przeciwnikiem. Nasza gra z rundy na rundę stawała się coraz bardziej ekscytująca.
Pierwotne pragnienie, które zrodziło się we mnie tamtej nocy w Temptation, nie zostało wtedy zaspokojone. Przez cały kolejny tydzień nie potrafiłem wyrzucić Briany z głowy. Ciągle czułem na sobie jej zapach. Słyszałem wydawane przez nią jęki. Nieustannie dręczyło mnie wspomnienie miękkiej skóry przylegającej do moich dłoni, łaknących jej ciała. Nie mogłem uwierzyć, że ta mała gówniara była na tyle bezczelna, by najpierw z premedytacją ukryć przede mną swoją tożsamość, a później, nie zważając na konsekwencje, które mogły być dla niej naprawdę zatrważające, pozwolić mi się zerżnąć na tyłach klubu.
Ignorowanie jej obecności na pierwszym wykładzie po tym zdarzeniu okazało się trudniejsze, niż się spodziewałem. Od razu po przekroczeniu progu auli wyczułem, z którego miejsca mnie obserwuje. To było dziwne i dezorientujące. Mimo wszystko moje spojrzenie ani razu nie podążyło w jej stronę. Nie musiało, bo i bez tego odchodziłem od jebanych zmysłów. Świadomość, że ta dziewczyna ukrywa się gdzieś w tłumie i nieustannie się we mnie wpatruje, doprowadzała mnie do szału. Na pewno kpi ze mnie w myślach. Wydaje jej się, że ma nade mną przewagę. Wcześniej planowałem się odrobinę z nią podroczyć, ale ostatecznie nie wytrzymałem. Doprowadziłem do naszej konfrontacji i wyznałem jej prawdę od razu.
Nigdy nie zapomnę, jaki wyraz przybrała jej twarz, gdy bezczelnie oznajmiłem, że tak naprawdę wiedziałem, kim jest, pieprząc się z nią na zapleczu Temptation. Spodziewałem się przeprosin. Wybuchu paniki. Błagań o wybaczenie. Tymczasem Briana zaczęła mi się stawiać i odpyskowywać. Miała do mnie pretensje, jakbym to ja z nas dwojga zawinił. Zdawała się w ogóle nie przejmować tym, że jako szanowany profesor mogę jej zaszkodzić, co z jednej strony mnie wkurwiło, a z drugiej cholernie mi zaimponowało.
Przez kolejne dni z całych sił starałem się o niej zapomnieć. Wiedziałem, że zbyt częste fantazjowanie o nagim ciele swojej studentki jest kurewsko niewłaściwe, ale i tak nie potrafiłem nad sobą zapanować. Czułem się żałośnie, bo nigdy wcześniej nawet nie przeszło mi przez myśl, by zbliżyć się do którejś z podopiecznych. Właściwie to od zawsze gardziłem ludźmi, którzy zdradzali swój zawód dla dreszczyku emocji i przyjemności. Konsekwencje dopadały ich prędzej czy później. Mnie pewnie też nie uda się ich uniknąć. Briana Larsen sprawiła jednak, że postanowiłem zaryzykować. Chociaż sam nie wiem, czy na przegranej pozycji nie znalazłem się przypadkiem, jeszcze zanim w ogóle zdążyłem się o tym zorientować.
Odjebało mi na jej punkcie.
Tak, to słowo idealnie opisuje to, co się wtedy ze mną działo.
Odjebało mi na jej punkcie do tego stopnia, że zamiast zupełnie się odciąć, zacząłem łazić za nią po kampusie jak jakiś pierdolony stalker. Osaczałem ją swoją obecnością i z fascynacją obserwowałem jej reakcje na moją bliskość. Ku mojemu zaskoczeniu, bardzo szybko zorientowałem się, że Briana pragnie mnie tak samo, jak ja pragnąłem jej. Potrzebowała mnie tak samo, jak ja potrzebowałem jej, i choć przez długi czas nie potrafiła się do tego przed sobą przyznać, chwilami pozwalała swoim pragnieniom przejąć kontrolę nad dręczącymi ją myślami.
Wiedziałem, że gdyby ktokolwiek dowiedział się o tym, co nas łączy, moja kariera ległaby w gruzach, ale nawet mimo to nie potrafiłem przestać. Pisałem do niej. Dzwoniłem. Jeździłem po nią do klubu. Myślałem wyłącznie o niej. O jej błękitnym spojrzeniu, niewyparzonym języku oraz tych pełnych, różowych ustach, od których skosztowania powstrzymywałem się zdecydowanie zbyt długo.
Musiałem ją mieć. Chciałem ją mieć. Dla siebie. Tak po prostu.
Briana potrzebowała jednak o wiele więcej czasu, by zrozumieć, że nasza relacja nie jest jedynie płytką, nic nieznaczącą fantazją. Długo walczyła. Nie tylko ze mną, ale i ze sobą. Nie potrafiła zaakceptować własnych pragnień, a władzę nad swoim ciałem i umysłem oddawała mi wyłącznie w chwilach słabości. Z początku jej uległość ją frustrowała. To natomiast popychało ją do kolejnych prowokacji. Każda z nich była gorsza od poprzedniej.
Kiedy pewnego wieczoru po meczu uczelnianej drużyny hokejowej, z którego zamierzałem ją odebrać, Briana podstępem zwabiła mnie do męskiej szatni, a później na moich oczach przyssała się do ust tego jebanego gówniarza z drużyny, który już wcześniej zaszedł mi za skórę, ledwo powstrzymałem się przed wtargnięciem do środka i rzuceniem się na niego. Nie mogłem jednak tego zrobić. Nawet jeżeli ten dupek nie wiedział, że jestem jej profesorem, to i tak byłoby zbyt ryzykowne. Ona o tym wiedziała i tylko dlatego zdecydowała się go pocałować. Chciała mnie wkurwić. Wywołać we mnie zazdrość. I doskonale jej się to udało.
Resztki zachowywanego przeze mnie racjonalizmu gdzieś wyparowały. W ramach zemsty zrobiłem to, za co później jeszcze wiele razy się obwiniałem. Wystawiłem jej z wejściówki zaniżoną ocenę, na którą nie zasłużyła. Byłem pewien, że pojawi się na moim dyżurze z pretensjami, a w tamtej chwili niczego nie pragnąłem tak bardzo jak tego, by znaleźć się z nią sam na sam. Kiedy wtargnęła do mojego gabinetu, w jej rozpalonych tęczówkach błyskało tak wiele emocji, że nie umiałem… nie chciałem się już dłużej powstrzymywać.
Czekałem zbyt długo. Wydarzyło się między nami zbyt wiele. Briana musiała w końcu zrozumieć, że należy do mnie. Uświadomić sobie, że przejęła władzę nad wszystkimi moimi myślami oraz każdą najmniejszą komórką w moim ciele.
Wystarczyło jedno spojrzenie, bym trafił przez nią do czeluści piekła. A później padła przede mną na kolana. Oszalałem na widok jej rozszerzonych źrenic i błyszczących od śliny ust. Pochłaniała mnie całego. Robiła to z taką intensywnością, że uginały się pode mną kolana. Briana czarowała mnie swoimi nęcącymi gestami i hipnotyzowała szklącym się od podniecenia wzrokiem. Niczym w transie obserwowałem, jak zasysa usta na moim kutasie i się nim dławi. Rozkoszowałem się wydawanymi przez nią lubieżnymi dźwiękami. A ona przez cały ten czas mnie obserwowała. Nasłuchiwała. Kiedy zdała sobie sprawę, że kompletnie się jej poddałem, zaczęła uwodzić mnie z jeszcze większym zdeterminowaniem. Nabrała pewności siebie. Zupełnie jakby nagle do niej dotarło, że zdobyła władzę nad całym pierdolonym światem. Wszystkie wątpliwości zeszły na dalszy plan. Zostaliśmy tylko ona, ja oraz wspólna świadomość zbliżającego się upadku.
To właśnie wtedy podjąłem decyzję, że nie spocznę, dopóki nie zapragnie mnie jej umysł. Ciało mi nie wystarczało. Chciałem, by łaknęła mnie również jej dusza. Każdy jej najmniejszy fragment.
Briana potrzebowała czasu. Ja sam zresztą również musiałem ochłonąć. Te trzy tygodnie i wspólne podróże z Martinsville do Bloomington pomogły nam się do siebie zbliżyć. Trudno było mi zapanować nad własnym pożądaniem, zwłaszcza że Briana nieustannie mnie prowokowała, ale ponownie zbliżyłem się do niej dopiero, gdy poczułem, że jest na to gotowa.
Zaryzykowałem i ją pocałowałem. A później…
A później zapanował pierdolony chaos. W mojej głowie. Życiu. We wszystkim.
Czy Briana oddałaby mi się w pełni, gdybym dorwał się do niej, jeszcze zanim zrozumiała, że znaczymy dla siebie więcej, niż oboje jesteśmy w stanie przed sobą przyznać?
Czy potrafiłaby mi po tym zaufać?
Czy nie poczułaby się przeze mnie wykorzystana? Zmanipulowana?
Tak, najprawdopodobniej właśnie tak by było. Dlatego cieszę się, że na nią zaczekałem, bo tylko dzięki temu po wspólnie spędzonej, cholernie intensywnej nocy obudziliśmy się w moim mieszkaniu. W moim łóżku.
Przygotowywanie dla niej śniadania niespodziewanie sprawiło mi przyjemność. Zazwyczaj kobiety znikały z mojego życia szybko. Wypraszałem je ze swojego mieszkania, jeszcze zanim nad ranem zdążyły powiedzieć „dzień dobry”. W przypadku Briany było jednak zupełnie inaczej. Nie chciałem się jej pozbywać. Wręcz przeciwnie. Potrzeba spędzenia z nią czasu była tak silna, że nie potrafiłem się powstrzymać i zaproponowałem, by została ze mną przez cały weekend. A ona, choć z oczywistych względów na początku w ogóle nie była przekonana co do mojego pomysłu, ostatecznie na niego przystała.
Kiedy spędzaliśmy razem czas w moim gabinecie, ledwo udało mi się usiedzieć w miejscu. Briana dekoncentrowała mnie każdym swoim gestem. Niektóre z nich poznałem już wcześniej, na sali wykładowej, gdy wpatrywałem się w nią, kiedy wszyscy pisali wejściówki. Obserwowanie ich z bliska było jednak o wiele bardziej elektryzującym doświadczeniem.
Skupiając się, przygryzała kusząco dolną wargę. Czasami wsuwała do ust końcówkę długopisu i delikatnie ją zasysała, a ja mimowolnie wyobrażałem sobie wtedy, że to mojego fiuta otula wilgoć jej języka i miękkość podniebienia. Kiedy przeczesywała palcami wciąż wilgotne po prysznicu włosy, znów nabrałem ochoty, by wplątać w nie swoje dłonie. Wariowałem. A później zaczęliśmy rozmawiać o psychologii i zatraciłem się w niej jeszcze bardziej.
Do tej pory sądziłem, że w ciągu trzydziestu sześciu lat życia zdążyłem już siebie całkiem dobrze poznać. Od zawsze stałem z boku, bo dzięki temu mogłem bez przeszkód obserwować ludzkie zachowania, a później je interpretować. Szybko zrozumiałem, że sam umysł niesamowicie mnie intryguje. Dzięki dogłębnemu analizowaniu i umiejętności wyciągania trafnych wniosków z czasem nauczyłem się czytać z ludzi jak z otwartych ksiąg. O samym sobie również wiele się dowiedziałem. Bez problemu potrafiłem dojść do tego, dlaczego w życiu podjąłem taką, a nie inną decyzję. Wytłumaczyć każdą opanowującą mnie emocję. Wszystkie targające mną uczucia.
Nie bez powodu więc wybrałem naukę jako ścieżkę kariery. Chciałem poznać wszystkie mechanizmy rządzące psychiką człowieka i poświęciłem lata ciężkiej pracy, by znaleźć się w miejscu, w którym aktualnie się znajduję, z wiedzą, jaką posiadam. Wykształcenie umiejętności kontrolowania myśli nie tylko tych, którzy mi za to płacą, ale również tych, którzy mnie za to nienawidzą, okazało się warte podjęcia wszelkich wyrzeczeń.
Przez kilka lat osiągnąłem więcej niż niektórzy naukowcy przez całe swoje życie. Wzbudzałem szacunek i podziw. Czułem się jak pierdolony Bóg. Władca ludzkich myśli, pragnień i słabości. Myślałem, że w życiu już nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć, aż tu nagle pojawiła się ona i zacząłem kwestionować wszystko, czego dotąd się nauczyłem.
Ten jeden weekend wprowadził moją obsesję na punkcie Briany Larsen na zupełnie nowy poziom. Starałem się nie myśleć o tym, co się wydarzy, gdy on dobiegnie już końca. Łatwiej było mi udawać, że nasza relacja tak naprawdę wcale nie jest zakazana. Chciałem zatrzymać dziewczynę w swoim mieszkaniu na dłużej, na zawsze, ale przecież nie mogłem.
Kiedy przyszedł moment pożegnania, pozbyłem się z twarzy maski, za którą na co dzień skrywam wszystkie swoje emocje. Briana spojrzała mi w oczy ze zrozumieniem. Dostrzegła w nich wszystko, czego nie byłem gotów wyznać jej słowami. A później mnie pocałowała i odeszła, zamieniając nasz beztroski weekend w rozmyte przykrą rzeczywistością wspomnienie.
krig (j. szwedzki) – wojna
Reed
Po powrocie do pustego mieszkania nie umiem znaleźć sobie miejsca.
W każdym pomieszczeniu wciąż czuję jej zapach, przez co trudno mi się na czymkolwiek skupić. Przenoszę się do gabinetu i poprawiam resztę wejściówek z poprzedniego tygodnia, a później udaję się do łazienki, gdzie biorę zimny prysznic. Ani trochę nie studzi on jednak buzujących we mnie emocji. Zirytowany przechodzę do kuchni. Przygotowuję dla siebie drinka z nadzieją, że whisky pomoże mi szybciej zapaść w sen. Już w drodze do sypialni upijam kilka jej łyków.
Po przekroczeniu progu pomieszczenia nie decyduję się na zapalenie światła. Przemierzam tonący w mroku pokój na oślep, a następnie przysiadam na brzegu łóżka i stawiam wypełnione alkoholem naczynie na szafkę nocną. Kiedy do moich nozdrzy dociera zapach słodkich perfum, którymi najwyraźniej całkowicie zdążyła przesiąknąć pościel, mimowolnie mrużę powieki i się nim zaciągam. Dopiero po chwili dociera do mnie, co robię.
Kurwa mać. Potrząsam głową. W którym momencie stałem się taką jebaną pizdą?
Wydycham głośno powietrze i sfrustrowany sięgam po telefon, który przeleżał na szafce nocnej cały weekend. Gdy dostrzegam na wyświetlaczu powiadomienia o nieodczytanych wiadomościach od swojej siostry, Eleny, oraz Terrence’a, jednego z moich dwóch najlepszych przyjaciół, odblokowuję ekran i przechodzę do korespondencji z tą pierwszą.
El wysłała mi zdjęcie Samanthy. Moja siostrzenica miesza coś z zapałem w ogromnym garnku ustawionym na przestarzałej kuchence w naszym rodzinnym domu w Clearfield.
Elena: Córka marnotrawna wróciła do domu po dwóch miesiącach rozłąki. Właśnie gotuje dla mnie obiad. Musi mi jakoś wynagrodzić to, że tak szybko dorasta.
Elena: A kto, braciszku, będzie przygotowywał jedzenie tobie, gdy będziesz tak stary jak ja?
Znowu ta sama śpiewka. Powoli zaczynam mieć jej dosyć. A moja siostra jak zwykle przesadza. W tym roku skończyła dopiero czterdzieści dwa lata, ale odkąd Samantha, jej jedyna córka, wyprowadziła się latem do Filadelfii, by rozpocząć studia na UPenn2, El przechodzi w swoim życiu dość ciężki okres. Wiem, że potrzebuje czasu, żeby przyzwyczaić się do nowej sytuacji, więc staram się nie reagować w żaden sposób na jej durne odzywki i docinki, ale za każdym kolejnym razem przychodzi mi to z coraz większym trudem.
Waham się, czy jej odpisywać, bo jest już prawie jedenasta, ale ostatecznie dochodzę do wniosku, że mimo wszystko powinienem, skoro nie odpowiedziałem od wczoraj.
Reed:Znajdę sobie jakąś seksowną służącą i każę jej gotować w lubieżnym stroju.
Reed: Jak Sam radzi sobie na studiach?
Sam właśnie rozpoczęła studia. Briana również studiuje.
W chwili, gdy uświadamiam sobie, że moja siostrzenica jest zaledwie trzy lata młodsza od dziewczyny, którą w ten weekend wziąłem chyba w każdej możliwej pozycji, serce uderza mi w piersi tak mocno, że aż wprawia w wibrację moją skórę. Różnica wieku między mną a Brianą nigdy nie stanowiła dla mnie problemu, ale nigdy też nie patrzyłem na to z tej perspektywy.
Ja pierdolę. Dość. To zdecydowanie nie jest dobry czas na rozmyślanie.
Chcąc odwrócić uwagę od dręczących mnie wątpliwości, postanawiam odczytać wiadomości od Terrence’a. Pierwsza z nich pochodzi z piątkowego wieczoru, trzy kolejne wysłał dziś rano.
Terrence: Żyjesz, skurwielu?
Terrence: Doszły mnie słuchy, że w piątek prawie rozpierdoliłeś Temptation, bo któryś z klientów zbliżył się do jednej z kelnerek.
Terrence: Wyślij uśmiechniętą buźkę, jeżeli w twoim łóżku przebywa teraz blondwłosa studentka. Nie odpowiadaj, jeśli właśnie ją rżniesz.
Terrence: Wiedziałem. Ty jebany bezbożniku.
Czasami nienawidzę go za te jego znajomości. Mój przyjaciel zawsze dowiaduje się o wszystkim pierwszy, a później się tym szczyci.
Zamiast odpowiedzieć mu SMS-em, postanawiam do niego zadzwonić. Nie przejmuję się późną godziną, bo Terrence zawsze ode mnie odbiera. Niezależnie od miejsca, sytuacji i strefy czasowej, w jakiej aktualnie się znajduje.
Kiedy w słuchawce ustaje ciche pikanie świadczące o nawiązywaniu połączenia, bez żadnych ogródek i przywitania rzucam:
– Chuj ci w dupę.
Terrence parska.
– Ciebie też miło słyszeć. – Przez głośną muzykę ledwo docierają do mnie jego słowa. – Zaczekaj chwilę. Muszę znaleźć jakieś cichsze miejsce. DJ-a ewidentnie dziś pojebało. Albo się naćpał. Nie jestem pewien, ale wcale by mnie nie zdziwiło, gdyby wciągnął kilka kresek z konsoli.
– Gdzie jesteś?
Biorę w dłoń szklankę i zaciągam się łykiem whisky.
– Na urodzinach żony gubernatora Nowego Jorku. Ostatnio trochę popsuły się nam stosunki. – Po samym tonie jego głosu rozpoznaję, że głupkowato się uśmiecha.
– Wam, to znaczy komu? – parskam rozbawiony. – Stanu Pensylwania i Nowy Jork?
– No przecież nie mi i Patricii.
– Wciąż się z nią bzykasz?
– Kurwa, Reed. To już dawno zakończona sprawa. Nie chcę do tego wracać.
Muzyka cichnie, aż w końcu nie słyszę nic poza jej niewyraźnym dudnieniem.
– Doprowadzisz naszą administrację do ruiny – stwierdzam, z politowaniem kręcąc głową.
– Przecież mówię, że przestałem się z nią zabawiać. Patricia ma fajne cycki, ale nie mogę dla nich ryzykować znajomości z jej pojebanym mężusiem. Długo mi zajęło zdobycie jego zaufania, a wiesz, jak ważne jest posiadanie wtyk w Nowym Jorku. Gdyby ktokolwiek dowiedział się o tym, że ją pieprzę, faktycznie mogłoby dojść do katastrofy. – Dlaczego mam wrażenie, że sam próbuje się do tego przekonać? – Ty za to najwyraźniej masz w dupie swoją karierę. Nazywam się Reed Easton i jebię kodeks zasad etycznych swojego zawodu – nieumiejętnie naśladuje mój głos. – Jak ci minął weekend?
– Po chuj pytasz, skoro już wiesz? – burczę pod nosem.
– Bo chcę, żebyś sam mi powiedział.
– Mój weekend był wspaniały.
I co z tego, że przez te dwa dni prawdopodobnie popełniłem więcej grzechów niż przez całe swoje życie?
– Czyli jednak… – Mój przyjaciel kolejny już raz wypuszcza z siebie głośno powietrze. – Dlaczego nam o niczym nie powiedziałeś?
Moi przyjaciele wiedzą, że tamtej nocy w Temptation przeleciałem swoją studentkę, bo z jakiegoś niezrozumiałego powodu się im do tego przyznałem. Nie znają jednak dalszej części historii. Nie mają pojęcia, że odkąd Briana pozwoliła mi się uwieść w ciemnym korytarzu klubu, dostałem na jej punkcie pierdolonej obsesji, że nachodziłem ją na kampusie, że korzystając ze znajomości w dziekanacie, zdobyłem jej numer, a później zacząłem jeździć po nią nocami do Martinsville, bo tak bardzo nie chciałem, żeby wracała sama z pracy autobusem.
– Nie było o czym mówić – oznajmiam, jakby nigdy nic.
Terrence milczy. To niepokojące. Temu facetowi zazwyczaj nie zamyka się gęba.
– Pieprzysz ją? – pyta po dłuższej chwili.
– To skomplikowane – odpowiadam, odstawiając szklankę z drinkiem na szafkę.
– „Skomplikowane”? – powtarza po mnie oburzony. – Co niby jest w tym skomplikowanego, bo chyba, kurwa, nie rozumiem. Wkładałeś w nią fiuta czy nie?!
Na linii znowu zapada cisza.
– No właśnie, więc przestań pierdolić głupoty. Co ci odjebało?
Wstaję z łóżka i zaczynam nerwowo krążyć po ciemnym pokoju. Nie znam odpowiedzi na jego pytanie, więc nic nie mówię.
– Jak długo to trwa?
Wciąż milczę.
– Dlaczego się nie odzywasz? Może chodzi o coś więcej niż tylko o seks? – ciągnie dalej, zdeterminowany. – Mam nadzieję, że nie, bo to byłoby jeszcze bardziej popierdolone, niż gdybyś tylko ją posuwał.
Co mam mu niby powiedzieć? Przecież ja też nie wiem, co dzieje się między mną i Brianą. Jak dotąd nie ustaliliśmy żadnych konkretnych zasad naszej relacji. Czy w ogóle łączy nas jakaś szczególna relacja?
– Reed, do kurwy… – Kolejne głębokie westchnienie. – Lepiej zacznij mówić, bo jeszcze chwila i dojdę do wniosku, że tak naprawdę w ogóle nie znam swojego najlepszego przyjaciela. Co się z tobą dzieje?
– Sam mam w głowie jebany mętlik! – W końcu nie wytrzymuję. – Nie wiem, co się ze mną dzieje, Terrence. Naprawdę nie wiem. W ostatnim czasie popełniłem wiele różnych błędów. W przyszłości pewnie ich pożałuję, ale teraz… – Przeczesuję włosy palcami, a potem ciągnę za ich końce tak mocno, jakbym chciał wyrwać je ze skóry wraz z cebulkami. – Teraz jest mi dobrze. A nawet bardzo. I nie zamierzam z tego rezygnować tylko dlatego, że wymaga tego ode mnie mój zawód.
– Kompletnie cię pojebało.
– Jestem ostrożny – zapewniam, choć przecież w ciągu ostatnich dwóch miesięcy doprowadziłem do wielu ryzykownych sytuacji. – Nie chcę spierdolić jej życia.
– A co, jeżeli to ona spierdoli życie tobie?
Prycham.
– Niby jak?
– Mało się ode mnie nasłuchałeś o fałszywych pozwach za molestowanie oraz próby gwałtów, które w rzeczywistości nigdy nie miały miejsca? Kobiety są wyrachowane. Ciągle to robią. Co jeżeli ta gówniara będzie chciała się na tobie w ten sposób zemścić po tym, gdy już się nią znudzisz?
– Nie mów o niej, kurwa, w ten sposób – odpieram bez zastanowienia. – Nie znudzę się nią. Poza tym Briana nigdy by tego nie zrobiła.
– Czy ty w ogóle siebie słyszysz? – Terrence parska żałosnym śmiechem. – Gdyby ktokolwiek z waszego otoczenia dowiedział się o tym, że ze sobą sypiacie, i postanowił wywlec tę informację na światło dzienne, w ułamku sekundy straciłbyś wszystko, na co przez lata tak ciężko pracowałeś!
Wbijam paznokcie we wnętrze dłoni tak mocno, że wyczuwam na skórze bolesne pieczenie.
– Naprawdę sądzisz, że nie zdaję sobie sprawy z tego, jak wiele ryzykuję?! – Krążę wściekle po pokoju. – No to jesteś, kurwa, w wielkim błędzie. Rozmyślam o tym tak często, że czasami aż mam ochotę zapierdolić głową o ścianę, byle tylko przestać się tym zadręczać! Nie wiem, o co w tym wszystkim chodzi. Naprawdę nie wiem, ale już dawno nie byłem niczego tak pewien, jak tego, że nie pozwolę Brianie Larsen szybko zniknąć z mojego życia. Nie znudzę się nią. Uwierz mi na słowo, stary, że dziewczyną jak ona nie można się tak po prostu znudzić. – W końcu się zatrzymuję. – Poza tym nie życzę sobie, żeby umoralniał mnie facet, który ślini się na widok swojej własnej przybranej siostry.
Odbicie piłeczki, skierowanie tematu rozmowy na coś, co go rozstroi. To najlepszy sposób na odwrócenie uwagi, jaki znam.
– Zamknij się – warczy Terrence, wyraźnie rozdrażniony. – Na chuj wciągasz Milę w tę rozmowę?! Ona nie ma z tym nic wspólnego!
Gdybyśmy znajdowali się teraz w jednym pomieszczeniu, pewnie rzuciłby się na mnie z pięściami. To działa za każdym jebanym razem. Wystarczy wspomnieć w rozmowie o tej rudowłosej suce, a on od razu się spina i zapomina o całym bożym świecie. Oczywiście poza nią.
– Przyznaj, że gdy tamtej nocy pieprzyłeś się z tą rudą kelnerką w Temptation, tak naprawdę wyobrażałeś sobie swoją siostrzyczkę. – Specjalnie go podjudzam. – Zbyt dobrze cię znam. Poszedłeś z nią, bo z wyglądu przypominała tę twoją małą zgubę. Jesteś zbyt przewidywalny, Terry. – Celowo używam zdrobnienia, którego nienawidzi.
– Wiesz co? – Zbyt dobrze go znam, żeby nie wiedzieć. – Pierdol się.
– Tak. Właściwie dokładnie to zamierzam.
– Ja też, kurwa. Z ukochaną żoną gubernatora Fitzgeralda.
Robię wielkie oczy.
– A więc z żony gubernatora Nowego Jorku przerzuciłeś się na żonę swojego pracodawcy? Naprawdę, Terrence? I to niby ja według ciebie balansuję na krawędzi?!
– Ja od zawsze odpierdalam głupoty. Nauczyłem się już je tuszować, a ty…
– „A ja” co?
– Nic. – Wzdycha. – Po prostu nie zjeb sobie życia. Pogadamy w Filadelfii.
Terrence kończy połączenie, nie pozwalając mi już nic więcej powiedzieć.
Blokuję ekran i rzucam telefon na łóżko, a następnie sięgam po szklankę z whisky i opróżniam ją do dna. Cierpki alkohol spływa po moim gardle, rozkosznie drażniąc swoim ciepłem przełyk. Kiedy gwałtownym ruchem odstawiam puste naczynie na szafkę nocną, niespodziewanie wyślizguje mi się ono z dłoni i z hukiem roztrzaskuje na drewnianych panelach. Odłamki szkła tryskają we wszystkie możliwe strony, przy okazji drapiąc nieprzyjemnie skórę moich stóp.
– Kurwa mać – cedzę przez zaciśnięte zęby.
Wpadające przez okno promienie księżyca pozwalają mi dostrzec rozrzucone na podłodze kawałki szkła. Starając się w nie nie wdepnąć, przechodzę ostrożnie do umiejscowionego na ścianie włącznika światła i je zapalam. Następnie kucam przy łóżku i mocno poirytowany zaczynam zbierać w dłoń największe odłamki.
W pewnym momencie przed oczami miga mi mały, różowy punkcik. Mrugam kilka razy, żeby się upewnić, że mi się przywidziało, ale nie, pod moim łóżkiem rzeczywiście leży jakiś drobny przedmiot w jaskrawym kolorze. Odkładam kawałki szkła z powrotem na podłogę i sięgam po niego dłonią. Kiedy go wyciągam, okazuje się, że to mała, plastikowa świnka. W pierwszej chwili jestem zaskoczony, w drugiej mam ochotę się głośno roześmiać. Przyglądam się jej przez dłuższą chwilę, by ostatecznie dojść do wniosku, że ten mały przedmiot to cholerny pendrive, który zdecydowanie nie należy do mnie. A skoro nie jest mój, musi być własnością Briany, bo poza mną i nią nikt inny nigdy nie przebywał w tej sypialni. Pewnie wypadł jej z torebki, a ona tego nie zauważyła.
Ale że świnka? Serio? Na samą myśl, że Briana używa pendrive’a o tak infantylnym kształcie, kąciki moich ust mimowolnie się unoszą. I nie wstydzi się podłączyć tego do laptopa na uczelni? Ciekawe, co na nim przechowuje. Pewnie notatki i prezentacje. Albo pliki z podręcznikami w wersji elektronicznej. A może jakieś prywatne zdjęcia… Cholera wie, przecież to Briana Larsen. Choć w ostatnim czasie trochę się przede mną otworzyła, tak naprawdę wciąż nic o niej nie wiem. Ta dziewczyna ciągle ukrywa się za murem wzniesionym z tajemnic i pozorów, więc tak naprawdę może trzymać na nim wszystko.
Niespodziewanie rodzi się we mnie niepokój. Zaciskam palce na różowym przedmiocie, zastanawiając się, co jest jego powodem.
A co, jeżeli Briana coś przede mną na nim ukrywa?
Co, do chuja? Dlaczego ta myśl w ogóle pojawiła się w mojej głowie? Nie mam pojęcia, ale w życiu przejechałem się na ludziach już tak wiele razy, że czasami wystarcza ta jedna, nieśmiało kiełkująca wątpliwość, by zaburzyć cały mój spokój. Tak jest i tym razem.
Trwam w bezruchu przez kilka, a może kilkanaście sekund, jednocześnie wsłuchując się w bicie mojego serca, którego uderzenia znacznie przyspieszyły. Rozdrażnienie nie ustaje, co niesamowicie mnie irytuje, bo przecież nie mam żadnego racjonalnego powodu, by się denerwować. To pojebane, ale najchętniej podłączyłbym tego pendrive’a do swojego laptopa i przejrzał zapisane na nim pliki. Wiem jednak, że nie mogę tego zrobić. Moje wątpliwości są bezzasadne. W ostatnim czasie zbliżyliśmy się do siebie z Brianą, a ona w końcu zaczęła mi ufać. Sprawiłem, że poczuła się przy mnie bezpiecznie, więc nie mogę teraz wszystkiego spierdolić, bo z jakiegoś niezrozumiałego powodu jej pendrive wprawił mnie w konsternację.
O co mi chodzi? I dlaczego mam wrażenie, że różowa świnka wpatruje się we mnie z mieniącą się w plastikowych oczach satysfakcją?
Przez dłuższą chwilę zastanawiam się, co z nią zrobić. Oczywiście, najrozsądniej byłoby ją po prostu oddać Brianie przy naszym najbliższym spotkaniu, ale jakiś cichy, pochodzący z dalekiej głębi głos podpowiada mi, bym tego nie robił. Jak mam więc postąpić? Może wykorzystam go, żeby odrobinę się z nią podroczyć? Przecież uwielbiam się z nią droczyć. Ona ze mną również. Briana nigdy nie wybaczyłaby mi, gdybym przejrzał jej prywatne pliki, ale mogę przecież udać, że to zrobiłem. Zabawić się z nią i zobaczyć, jaka będzie jej odpowiedź. Stęskniłem się już za dreszczykiem emocji, który towarzyszył mi podczas wszystkich naszych gierek. Może więc powinniśmy do tego wrócić? Chociażby na krótką chwilę?
Z pendrivem w jednej dłoni i telefonem w drugiej wychodzę z sypialni i przechodzę do swojego gabinetu znajdującego się po drugiej stronie korytarza, gdzie rozsiadam się wygodnie w fotelu za biurkiem. Obracam się na nim w kierunku okna, rozkoszując się widokiem nieba, które tej nocy za sprawą gwiazd i księżyca jest niezwykle jasne. Myślę przez dłuższą chwilę o tym, co napisać Brianie, a następnie odblokowuję ekran i wystukuję kilka wiadomości.
Reed: Mam twoją zgubę.
Reed: Nawet nie zwróciłaś uwagi, kiedy zniknęła z twojej torebki.
Reed: Różowa zabaweczka?Serio?
Reed: Twoje tajemnice należą teraz do mnie, panno Larsen.
Chciałem, żeby były dwuznaczne. Nie zasugerowałem, że przejrzałem pliki, więc jeżeli Briana nie ma nic na sumieniu, albo zadzwoni do mnie tylko po to, żeby mnie wyśmiać, albo postanowi wziąć udział w grze i wymyśli do niej swój własny scenariusz.
Kiedy przy SMS-ach pojawia się powiadomienie o ich wyświetleniu, w brzuchu czuję nieprzyjemny ucisk. Trzy kropeczki zaczynają podskakiwać, ale po chwili znikają. Żadna odpowiedź nie nadchodzi. Odczekuję minutę, dwie, a potem kolejną, przeskakując wzrokiem od okienka z naszą korespondencją do zmieniającej się godziny w narożniku ekranu.
Briana ani mi nie odpisuje, ani do mnie nie dzwoni, co z każdą jebaną sekundą tylko pogłębia moją frustrację. W pewnym momencie tracę cierpliwość i sam nawiązuję z nią połączenie. Dziewczyna odbiera dopiero po kilku sygnałach. Co dziwne, zamiast się jakkolwiek odezwać, milczy. W reakcji na to niepokój przeszywa mnie na wylot.
– Hallå, snöflinga. – Cześć, śnieżynko,mówię chrapliwym głosem. – Har du redan saknat mig? – Zdążyłaś się już za mną stęsknić?
Wyciągam nogi i krzyżuję je przed sobą na parapecie. Na linii wciąż panuje irytująca cisza. Nie słyszę niczego poza swoim przyspieszonym oddechem oraz delikatnym szumieniem.
– Co się dzieje, kochanie? Obudziłem cię? – Staram się ostrożnie dobierać słowa.
– Reed… – wypowiada moje imię szeptem. – To wcale nie tak… To nie tak, jak myślisz.
Jej słowa sprawiają, że na mojej skórze pojawiają się ciarki. Pierwszym, co przychodzi mi na myśl, jest to, że postanowiła wejść w tę grę. Może zamierza udawać, że na pendrivie ukrywa coś, czego nie powinienem był zobaczyć? A może wcale nie musi udawać?
Briana nie mówi już nic więcej. Najwyraźniej przyszła kolej na mój ruch.
– Jeszcze nigdy nie widziałem pendrive’a w takim kształcie. – Obracam przedmiot nerwowo między palcami. – Jest idealny. W ogóle nie wzbudza podejrzeń. Zresztą, tak samo jak ty. A przynajmniej na pierwszy rzut oka. Można na nim wiele przechować.
– Od jak dawna wiesz, że je mam? – pyta niespodziewanie, wprawiając mnie tym w jeszcze większą konsternację.
Marszczę czoło, a mój oddech przyspiesza.
Co się dzieje? Powinienem jej coś odpowiedzieć. Szybko, kurwa… Nie mam czasu na zastanowienie. Mów, idioto. Odezwij się! Powiedz cokolwiek!
W jednej chwili atakuje mnie tak wiele myśli, że nie jestem w stanie wydusić z siebie ani słowa. A Briana to wykorzystuje.
– Swoje nagie zdjęcia – odpiera ostrożnie. Jej słowa sprawiają, że staję się coraz bardziej roztargniony. – Na pendrivie… – kontynuuje drżącym głosem, choć mimo wszystko mam wrażenie, że o wiele spokojniejszym niż chwilę wcześniej. – Obejrzałeś je wszystkie? – O co ona mnie pyta, do chuja? Robi mi się gorąco. Moje tętno pędzi jak szalone, a serce uderza w piersi tak mocno, że czuję je aż w przełyku. Dalej milczę, choć powinienem natychmiast się odezwać i przejąć inicjatywę. – Zdradzić ci, po co je robię?
– Briano… – Wypowiedzenie jej imienia to jedyne, na co potrafię się w tej chwili zdobyć. Chciałem, żeby wybrzmiało ono jak groźba, ale wyszło mi to raczej żałośnie.
– Żeby móc sobie później robić dobrze przy ich oglądaniu.
Powietrze ucieka mi z płuc z głośnym świstem, a klatka piersiowa się zapada. Biorę kilka uspokajających wdechów, a potem odwracam się na fotelu w stronę biurka, ustawiam na nim pendrive’a i wpatruję się w różową świnkę z taką intensywnością, jakbym samym spojrzeniem chciał zamienić ją w popiół.
Czy ta mała gówniara właśnie zasugerowała mi, że przechowuje na tym urządzeniu swoje nagie zdjęcia? A później masturbuje się, wpatrując się w nie niczym w jebane porno?
Kurwa. Ja pierdolę. Co do… Nie potrafię zebrać myśli.
Briana pogrywa ze mną, tak jak ja z nią? A może wyznała mi właśnie swój sekret, bo wydawało jej się, że sam go wcześniej odkryłem? Nagie zdjęcia. Naprawdę je sobie robi?
Tylko, na tyle, na ile ją znam, jeżeli dowiedziałaby się, że przejrzałem jej prywatne pliki, prawdopodobnie wpadłaby w furię. Podczas naszej pierwszej wspólnej podróży z Martinsville wystarczyło, że zabrałem jej telefon, a ona rzuciła się na mnie i niemal doprowadziła do wypadku samochodowego.
Nie, tłumaczenie się na pewno nie byłoby jej pierwszą, naturalną reakcją. Poza tym większość młodych dziewczyn pstryka sobie teraz nagie zdjęcia. Jeżeli faktycznie by je miała, nie robiłaby z tego wielkiego halo.
Zastanawia mnie jedynie, dlaczego na samym początku rozmowy zapytała, od jak dawna o nich wiem. To nie miało żadnego sensu. Przecież znalazłem tego pendrive’a kilkanaście minut temu. A zabrzmiało to trochę tak, jakby myślała, że zabrałem go celowo, bo już wcześniej wiedziałem, że coś na nim przede mną ukrywa.
Czyli może jednak rzeczywiście znajduje się na nim coś, czego nie powinienem zobaczyć?
– Teraz to ty zamilkłeś. – W pewnej chwili Briana przerywa milczenie.
– Cóż… – odchrząkuję – chwilami wciąż zaskakuje mnie twoja bezpruderyjność. – Nie mam zbyt wiele czasu, by zastanowić się nad swoimi kolejnymi krokami. Poprawiam się nieznacznie w fotelu, ciągle wpatrując się w różową świnkę ustawioną na moim biurku. – A może specjalnie go u mnie zostawiłaś? Chciałaś podzielić się w ten sposób ze mną jednym ze swoich fetyszy? – To był przypadek. Ja o tym wiem, ona również. – Nie podoba mi się, że tak długo zatrzymałaś te zdjęcia dla siebie. Dlaczego się nimi ze mną nie podzieliłaś, kochanie?
Żadne zdjęcia tak naprawdę nie istnieją. Briana wymyśliła je, by zatuszować w ten sposób to, co rzeczywiście ukrywa przede mną na pendrivie, a ja udaję, że jej wierzę, by dowiedzieć się, o co tak naprawdę jej chodzi.
Oddech Briany nieco się uspokaja.
– Które z nich najbardziej ci się spodobało? – pyta kokieteryjnym tonem.
Mam ochotę głośno parsknąć. Na szczęście się powstrzymuję.
– Hmm… – W mojej głowie natychmiast pojawia się wiele wizji. – To w wannie, z rozszerzonymi nogami i dłonią schowaną między udami. – Opieram tył głowy o zagłówek fotela i przymykam powieki. Buzująca we mnie złość w połączeniu z pożądaniem, które mimo wszystko odczuwam, stanowią naprawdę niebezpieczną mieszankę wybuchową. – Oraz to, na którym leżysz na łóżku ubrana w białą, koronkową bieliznę. Ściskasz mocno swoje cycki i zaszklonym wzrokiem wpatrujesz się prosto w obiektyw.
Obrazy, pojawiające się przed moimi oczami, są tak cholernie rzeczywiste, że mój kutas natychmiast na nie reaguje.
– A myślałam, że to czarna koronka jest twoją ulubioną.
– Biała o wiele lepiej do ciebie pasuje, snöflinga.
Otwieram oczy i poprawiam ukrytą w spodniach, twardą erekcję.
– Jeżeli bardzo chcesz, mogę stworzyć dla ciebie prywatny album. – Nie pogrążaj się, dziewczyno. – Tylko – zastanawia się przez chwilę – co będę z tego miała?
– Jebaną piątkę z kolejnej wejściówki. – Tak, powiedziałem to specjalnie, żeby ją zirytować. Sam z sekundy na sekundę jestem coraz bardziej wkurwiony. W co ona się ze mną bawi? Jej naprawdę się wydaje, że jest ode mnie cwańsza?
W normalnych okolicznościach pewnie by mi odpyskowała. Nienawidzi, gdy łączę jej oceny z naszą relacją, bo, jak sama przyznała, czasami wciąż ma obawy, że ją faworyzuję.
– Przestań sobie w końcu stroić z tego żarty – syczy, a atmosfera naszej rozmowy natychmiast się zmienia. – To wcale nie jest zabawne. Dlaczego ciągle to robisz? – Interesujące, że tak łatwo dało się ją wytrącić z równowagi. – Zapomniałeś już, o czym wczoraj rozmawialiśmy? Nie chcę, żeby to, co nas łączy, miało jakikolwiek wpływ na moje oceny. I nie życzę sobie, żebyś poruszał temat moich stopni, gdy rozmawiamy o… Właściwie to w ogóle o nich nie mów. Jeżeli będę chciała porozmawiać z tobą o czymkolwiek, co wiążę się z twoimi zajęciami, przyjdę do ciebie na dyżur!
Bezczelna dziewucha.
– Owszem, zdecydowanie powinnaś przyjść do mnie dyżur – mamroczę pod nosem. – Co się dzieje, kochanie? Dlaczego tak szybko się zirytowałaś? Przecież dobrze się bawiliśmy. – Wzdycham rozczarowany. – Dziwnie się zachowujesz – stwierdzam nagle, czym chyba ją zaskakuję, bo słyszę, jak gwałtownie nabiera powietrza w płuca.
Kolejny trik, który zawsze działa. Pewnie teraz zacznie się mi tłumaczyć. Normalnie by tego nie zrobiła, tylko kazała mi się pierdolić.
– Przepraszam, Reed. Po prostu… – Czyli jednak. Kurwa. – Jestem trochę zdenerwowana. W ten weekend naprawdę wiele się wydarzyło. – Chyba nawet więcej niż sądziłem. – A po powrocie do mieszkania musiałam jeszcze porozmawiać o nas ze swoją przyjaciółką. Nie mogłam już dłużej przed nią ukrywać tego, że się z tobą spotykam, bo sama zaczęła się domyślać, że dzieje się coś, o czym jej nie mówię – odchodzi od tematu.
Mam ochotę się roześmiać.
– Może porozmawiamy o tym jutro na moim dyżurze? – proponuję.
– Na twoim dyżurze? – pyta wyraźnie zaskoczona. – Przecież ustaliliśmy, że ograniczymy spotkania na uczelni. Zobaczymy się w nocy.
– Nie, Briano. Zobaczymy się na moim dyżurze – oświadczam stanowczo. – Nie możesz mnie rozpalać rozmową o swoich wyimaginowanych, nagich zdjęciach, a potem oczekiwać ode mnie cierpliwości.
– Proszę cię, Reed…
– Przyjdziesz. – To nie jest pytanie, tylko stwierdzenie. – Przy okazji oddam ci twoją zgubę. Pewnie masz na niej notatki, które przydadzą ci się na zajęciach. – Na linii zapanowuje cisza. – No chyba, że mam ją sobie zatrzymać?
– Dobrze – oznajmia natychmiast. – Przyjdę.
– Wspaniale. – Pstrykam w pendrive’a palcami. Różowa świnka ześlizguje się z biurka i upada na podłogę tuż za nim. – A teraz dobranoc, snöflinga – mruczę niskim głosem.– Śnij o mnie i o tym, co z tobą zrobię, gdy znów dostanę cię w swoje ręce. – Kończę połączenie, zanim zdąży cokolwiek odpowiedzieć.
To była kolejna, złożona przeze mnie obietnica? A może raczej ostrzeżenie?
Wstaję z fotela, obchodzę biurko i kucam nad leżącym na podłodze przedmiotem. Briana mnie okłamała. Jestem tego niemal pewien. Zataiła przede mną prawdę. Nie dość, że coś przede mną ukrywa, to jeszcze wydaje jej się, że jestem idiotą i się tego nie domyśliłem. Rozczarowała mnie. Myślałem, że zaczęliśmy sobie ufać. Mógłbym teraz podłączyć tego pendrive’a do swojego laptopa i nie mieć w związku z tym żadnych wyrzutów sumienia. Ale to byłoby zbyt łatwe. Nudne. A ja nie lubię nudy. Poznam tajemnicę Briany Larsen na swój własny sposób. To będzie ciekawsze i o wiele zabawniejsze. Przynajmniej dla mnie.
Och, śnieżynko. Wygląda na to, że prawdziwa wojna dopiero przed nami.
hemligheter (j. szwedzki) – tajemnice
Reed
Poniedziałkowy poranek powitał mieszkańców Bloomington ulewnym deszczem. W drodze na uczelnię wycieraczki samochodowe ledwo nadążają ze zbieraniem z przedniej szyby strug wody. Mój dyżur rozpoczyna się dopiero o jedenastej, ale ja, tak jak zawsze, pojawiam się na wydziale już godzinę wcześniej. Przed opuszczeniem auta sięgam po leżące na tylnym siedzeniu skórzaną teczkę oraz czarny parasol. Wychodzę na zewnątrz i go rozkładam, a następnie przemierzam szybko parking, irytując się na silne porywy wiatru szarpiące połami mojego rozpiętego płaszcza. Opadłe z drzew liście przyklejają się do mokrego asfaltu; ich jaskrawość nadaje nieco koloru temu przygnębiającemu dniu.
Wzdycham, gdy na szkłach moich okularów zbierają się krople wody oraz para. Po przejściu kilku kroków prawie nic nie widzę. Przystaję jednak dopiero po przekroczeniu progu budynku. Składam parasol, a następnie ściągam oprawki i przecieram szkła wilgotnym rękawem płaszcza, co nie daje zadowalających mnie rezultatów.
– Dzień dobry, panie profesorze – wita się ze mną któryś ze studentów przechodzący akurat korytarzem.
– Dzień dobry – odburkuję, choć jak na razie ten dzień jest chujowy i nie zapowiada się, żeby w najbliższym czasie coś się zmieniło.
Nawet nie spoglądając w kierunku tej osoby, wsuwam wciąż pokryte smugami okulary z powrotem na nos i ruszam w kierunku Katedry Psychologii Klinicznej.
Automatycznie zaczynam się rozglądać za kaskadą jasnych blond włosów, które za każdym razem ułatwiają mi odnalezienie jej w tłumie. Tym razem nigdzie nie dostrzegam Briany, ale może to i lepiej, bo nie wiem, jakbym zareagował, gdybym dzisiaj natknął się na nią na korytarzu pełnym ludzi. Jak dotąd zawsze się ignorowaliśmy, ale było to, zanim spędziła w moim mieszkaniu cały weekend i pozwoliła mi się pieprzyć w każdym jego pomieszczeniu. Oraz zanim mnie okłamała i zaczęła się ze mną bawić w ukrywanie niewiadomej prawdy.
Ona pewnie nawet by się ze mną nie przywitała. Nigdy tego nie robi. Boi się. Zupełnie, jakby kilka słów lub krótka wymiana spojrzeń miałyby ściągnąć na nas uwagę innych ludzi.
Po dotarciu do swojego gabinetu zamykam za sobą drzwi i odkładam na podłogę ociekający wodą parasol, a następnie ściągam płaszcz i odwieszam go. Do moich nozdrzy dociera charakterystyczny zapach pasty do polerowania drewna oraz skóry, w którą oprawiono ustawione na regałach książki.
Podchodzę do biurka, zajmuję miejsce w fotelu i wypakowuję na blat wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy, w tym etui do okularów i ukrytą w nim ściereczkę. Poleruję szkła przez dobre kilka minut, wkurzając się na ciągle pozostające na nich smugi, a kiedy w końcu udaje mi się je doprowadzić do ładu, otwieram laptopa i próbuję skupić się na pracy.
Trudno mi się skoncentrować. Co chwilę zerkam na godzinę wyświetlaną w narożniku ekranu i żałośnie odliczam czas do chwili, gdy Briana skończy ćwiczenia z profesorem Heisenbergiem i pojawi się na moim dyżurze. Z jednej strony nie mogę się tego doczekać, a z drugiej chętnie odwlekałbym ten moment w czasie tak długo, jak to możliwe.
Przez całą noc zastanawiałem się, czy dobrze robię. Wiele razy powstrzymywałem się przed przejrzeniem plików na tym jebanym pendrivie. Teraz znów o tym myślę, jednocześnie dając się pochłonąć intensywnym emocjom, nad którymi nie potrafię zapanować. Z jednej strony jestem wkurwiony, a z drugiej szalenie zaintrygowany. Mam ochotę najpierw na nią nawrzeszczeć, by później przydusić jej drobne ciało do swojego biurka i rżnąć ją tak długo, aż zrozpaczonym głosem wyzna mi wszystkie swoje sekrety. Każdy z nich. Co do jednego.
Wyciągam z torby pendrive’a i ustawiam go przed sobą na biurku. Wpatruję się w niego jak idiota przez kilka kolejnych minut. Z letargu wybudza mnie pukanie do drzwi.
Unoszę wzrok akurat, kiedy Briana przekracza próg pomieszczenia. Na jej widok wszystkie mięśnie w moim ciele mimowolnie się napinają. Dziewczyna zamyka za sobą drzwi i niepewnie zerka w moją stronę. Dziś ma na sobie beżowy sweter, jeansy z szerokimi nogawkami oraz ubrudzone błotem adidasy. Oparte o przegub jej nosa okulary w czarnych oprawkach sprawiają, że kąciki moich ust się unoszą. Lubię, gdy je nosi. Długie blond włosy związała w kucyk na czubku głowy. W ten sposób łatwo byłoby je owinąć sobie wokół pięści.
Kiedy nasze spojrzenia się krzyżują, unosi nieco podbródek i przywołuje na usta delikatny uśmiech. W tym samym momencie zaciska jednak palce mocniej na pasku swojej torebki, czym nieświadomie się przede mną zdradza.
– Dzień dobry, panie profesorze – wita się ze mną, jakby była zwyczajną studentką, która przyszła na dyżur porozmawiać o swoich ocenach.
– Dzień dobry, śnieżynko – odpieram chrapliwie, zapadając się trochę niżej w fotelu. – Jak ci minął poranek?
– Niezbyt przyjemnie. – Z malującym się na twarzy grymasem przenosi wzrok na różowego pendrive’a. Nawet pomimo dzielącej nas odległości dostrzegam, że jej źrenice nagle się rozszerzyły.
– A co się stało? – Biorę świnkę w dłoń i zaczynam obracać ją między palcami.
– Profesor Heisenberg powinien już przejść na emeryturę – stwierdza, spoglądając mi w oczy. – Mocno przynudza. Poza tym nie wyspałam się, więc już w ogóle trudno mi było zachować skupienie.
– W takim razie co robiłaś w nocy? – Unoszę brew.
Briana ucieka ode mnie wzrokiem, przenosząc go na czubki swoich butów.
– Nic – odpiera cicho. – Po prostu długo nie mogłam zasnąć.
Ciekawe, kurwa, dlaczego.
– Zamierzasz tam tak stać czy podejdziesz tutaj w końcu i usiądziesz?
– Nie chcę, żeby ktokolwiek się tu na mnie natknął – oznajmia, niespokojnie zerkając w kierunku drzwi. – I spieszę się na kolejne zajęcia.
Zirytowany przewracam oczami.
– Jesteś moją studentką – oznajmiam. – Nie ma nic dziwnego w tym, że przebywasz w moim gabinecie w trakcie dyżuru. A do kolejnych zajęć masz jeszcze dwadzieścia pięć minut. Siadaj. – Kiwam głową na krzesło. – Poza tym przyszłaś tutaj coś odebrać.
Ujmuję pendrive’a w palce i jej go pokazuję.
Policzki Briany przysłaniają rumieńce. Jest zdenerwowana? Zawstydzona? A może to i to jednocześnie? Bez słowa sprzeciwu rusza w moją stronę. Dziś nie nałożyła makijażu, dzięki czemu dostrzegam urocze piegi na jej nosie, nienaturalnie długie rzęsy i jasne brwi. Wygląda na jeszcze młodszą, niż jest w rzeczywistości.
W ciszy zajmuje miejsce na krześle przy biurku, składa dłonie na udach i wbija w nie swoje spojrzenie. W pomieszczeniu słychać jedynie uderzające o szyby krople deszczu. Atmosfera w niczym nie przypomina tej, w której rozstawaliśmy się wczorajszego wieczoru. Naprawdę wydaje się jej, że jestem idiotą i tego nie wyczułem? Chce przede mną udawać, że nic się nie dzieje? Według niej oddam jej tego pendrive’a i co? Potem jak gdyby nigdy nic wrócimy do normalności?
Kurwa, wzdycham. A co, jeżeli tak naprawdę w ogóle jej nie znam?
Mimo wszystkich wątpliwości, które kłębią się teraz w mojej głowie, nie mogę nad sobą zapanować, gdy Briana jest tak blisko mnie. Osuwam się jeszcze niżej w fotelu i ocieram swoją łydką o jej nogę. Dziewczyna, zaskoczona, unosi głowę.
– Co się z tobą dzieje? – pytam z nutą podejrzliwości w głosie, dodatkowo przyszpilając ją intensywnym spojrzeniem.
– A co ma się dziać? – Marszczy czoło, udając zdziwienie.
Mała gówniara. Z całych sił walczę ze sobą, żeby nie zacisnąć szczęk.
– Jesteś spięta.
– Naprawdę?
– Tak, Briano – potwierdzam stanowczo. – Naprawdę.
Po prostu się przyznaj.
– U mnie wszystko dobrze. – Czyli zamierza dalej w to brnąć. W porządku. – Muszę tylko przywyknąć do nowej sytuacji.
– O czym mówisz?
– O nas. – Znów opuszcza wzrok. Nie umie kłamać. – Ten weekend to dla mnie naprawdę dużo. Poza tym wieczorem dobiła mnie jeszcze konfrontacja z Kenzie i…
– Podczas naszej rozmowy telefonicznej nie brzmiałaś na „dobitą” – parskam. – A wręcz przeciwnie. Chyba dobrze się bawiłaś – kładę łokcie na blat stołu, po czym opieram podbródek o grzbiet złożonych dłoni – mam rację?
Briana przełyka ciężko ślinę i wpatruje się we mnie szeroko otwartymi oczami.
– Tak – potwierdza drżącym głosem. – Chyba tak.
– Czyli wygląda na to, że ty również stęskniłaś się za naszymi gierkami. Jesteś naprawdę dobrą aktorką, Briano – nawiązuję do naszej rozmowy o jej nagich zdjęciach – i jeszcze lepszą manipulatorką. – Ale nie lepszą ode mnie.
– Myślałam, że zdążyłeś się o tym przekonać już wcześniej.
– Nigdy wcześniej nie próbowałaś mi wmówić, że masturbujesz się do swoich nagich zdjęć.
W reakcji na moje słowa wyraźnie się spina.
– Proszę cię, Reed. Przestań. Nie tutaj…
– Jeszcze dwa dni temu jawnie fantazjowałaś o rżnięciu się ze mną na tym biurku, a teraz boisz się tutaj przebywać.
– Mogę już iść? – W jej głosie pobrzmiewa nuta frustracji.
– Nie. – Ponownie sięgam po wcześniej odłożonego różowego pendrive’a. – Wiesz, że wczoraj, na samym początku naszej rozmowy, miałem wątpliwości, czy rzeczywiście nie przechowujesz na tym pendrivie swoich nagich zdjęć? Chciałem to sprawdzić. I właściwie to wciąż mam na to ochotę. – Przysuwam laptopa bliżej siebie. – A może zrobimy to razem?
– To była tylko gra, Reed – zapewnia Briana, obserwując uważnie każdy mój ruch.
– Jeżeli tak uważasz. – Przenoszę spojrzenie z jej twarzy na świnkę. – Nierozsądnym byłoby trzymanie takich zdjęć na urządzeniu, które w bardzo łatwy sposób może wpaść w niepowołane ręce. – Znów kieruję na nią swój wzrok. – A przecież ty jesteś rozsądną dziewczynką, prawda?
Briana nie odpowiada. Nic więcej mi teraz nie powie. Najwyraźniej nie jest na to gotowa.
Zaciskam różowy przedmiot mocniej w dłoni. Oddać go jej czy nie? Doprowadzić do konfrontacji już teraz czy może jeszcze trochę zaczekać? Miałem się dobrze bawić, ale chyba zapomniałem, że tym razem w grę wchodzą również moje uczucia. I wcale nie bawię się dobrze. Bawię się chujowo. Ale pomimo to muszę doprowadzić tę sprawę do końca. I zamierzam zrobić to na własnych zasadach.
– Pilnuj swoich rzeczy – cedzę, wysuwając pendrive’a w jej stronę.
Briana musi wstać z krzesła, by po niego sięgnąć. Gdy pochyla się nad biurkiem, chcąc wyciągnąć mi przedmiot z dłoni, wstaję na równe nogi, łapię ją za kark i przyciągam do siebie. Musi przytrzymać się blatu, bo inaczej straciłaby równowagę. Pod opuszkami palców wyczuwam, że cała się spina. I choć nie wydaje z siebie żadnego dźwięku, w jej oczach dostrzegam podniecający błysk przerażenia.
Mimo wszystko nie wyrywa się z mojego uścisku. Nasze oddechy przyspieszają, a ich ciepło lepi się do wilgotnych od śliny ust. Briana milczy, wyczekując mojego kolejnego ruchu, a ja próbuję odnaleźć w jej błękitnych tęczówkach odpowiedzi na dręczące mnie pytania.
Nic z tego. Zero.
Wkurwia mnie, że nawet w takiej sytuacji nie potrafię się jej oprzeć. Najchętniej bym nią teraz potrząsnął, by zmusić ją tym do wyznania prawdy.
– Reed… – szepcze cicho, prawdopodobnie dostrzegając czającą się w moich oczach furię.
Nie potrafię nad sobą zapanować. Zaciskam szczęki i wbijam palce mocniej w jej kark. Całuję ją z taką intensywnością, jakbym swoimi ustami chciał ją ukarać. Zupełnie nie przejmuję się tym, że znajdujemy się w moim gabinecie, a drzwi do niego są otwarte.
Briana jęczy i opiera dłonie o blat biurka. Z początku nie odwzajemnia mojego pocałunku. Warczę niezadowolony i przygryzam jej dolną wargę tak mocno, że pewnie zostawię na niej ślady swoich zębów, a potem owijam pięść wokół jej kucyka i odciągam głowę do tyłu. Dopiero wtedy mi się poddaje. Nasze języki zaczynają ocierać się o siebie w dzikim, pełnym złości tańcu. Trwa to jednak zaledwie kilka sekund, bo w pewnej chwili Briana odpycha się mocno od biurka i wyrywa z mojego uścisku.
– Reed, do cholery! – Wskazuje na drzwi. – Zapomniałeś, że w każdej chwili ktoś może tutaj wejść?!
Parskam, a następnie wycieram wargi wierzchem dłoni i poprawiam swoje okulary.
– Dlaczego to zrobiłeś? – pyta drżącym głosem, wpatrując się we mnie z ciągle widocznym szokiem na twarzy.
– Po prostu się za tobą stęskniłem, kochanie. – Wzruszam ramionami, jakby w tym, co zrobiłem nie było niczego zaskakującego.
Briana wpatruje się we mnie przez dłuższą chwilę, po czym kręci gwałtownie głową i podchodzi do mojego biurka.
– Mieliśmy być ostrożni – cedzi przez zaciśnięte zęby.
Kiedy bierze w dłoń pendrive’a, mam ochotę ją złapać. Zamiast tego wbijam paznokcie we wnętrze swoich dłoni i wciągam powoli powietrze.
– Przy tobie trudno mi nad sobą zapanować – odpieram nieobecnym głosem.
Uważnie obserwuję, jak wkłada świnkę do bocznej kieszeni torebki, a potem pośpiesznie zasuwa zamek. Zamiast mi odpowiedzieć, odwraca się do mnie plecami i rusza w kierunku drzwi. Bezczelna gówniara. Jeżeli wydaje jej się, że bez konsekwencji będzie mnie okłamywać i mną gardzić, to jest w kurewsko wielkim błędzie.
Nie myślę zbyt wiele. Po prostu za nią podążam. Słysząc moje kroki, Briana obraca się przez ramię i zamiera z dłonią na klamce.
– Co ty… – Nie zdąża dokończyć. Jęczy, kiedy unieruchamiam jej dłoń i dociskam ją swoim ciałem do drzwi. – Reed… – Próbuje odepchnąć się od nich, ale nie pozwalam jej na to, napierając twardym fiutem na jędrne pośladki ukryte pod materiałem jeansów.
– Nienawidzę, gdy ode mnie uciekasz. – Chowam twarz w zagłębieniu jej szyi. – A jednocześnie uwielbiam za tobą gonić.
Kiedy zaciągam się jej słodkim zapachem, złość rozsadzająca moje żyły zamienia się w trudne do zwalczenia pożądanie. Puszczam drobną dłoń dziewczyny i z całych sił przytrzymuję nią drzwi. Przez ciężar naszych ciał nikomu nie udałoby się w tej chwili wejść do środka. Nie zmienia to jednak faktu, że moje szaleństwo doprowadziło nas na jebaną krawędź, i niewiele brakuje, byśmy oboje z niej spadli.
– Lubisz wodzić mnie za nos, co? – Wyznaczam językiem mokrą ścieżkę wzdłuż jej szyi. Briana cała pode mną drży. – Lubisz, gdy się za tobą uganiam i przez ciebie wariuję… – Kiedy dostrzegam zaczerwienione ślady po moich palcach na jej skórze, uśmiecham się usatysfakcjonowany i zahaczam o nią zębami w tych samych miejscach.
Odkąd przycisnąłem ją do drzwi, Briana nie wzięła ani jednego wdechu. Wystarczy jednak przesunąć wilgotnym koniuszkiem języka po wrażliwej skórze za jej uchem, by wygięła ciało w łuk. Kiedy zdaje sobie sprawę, że wypięła do mnie tyłek, jednocześnie przyciskając go do erekcji w moich spodniach, znowu wstrzymuje powietrze.
– Ostatnim razem w tej pozycji znaleźliśmy się w klubie… – Zaczynam poruszać biodrami, ocierając się o nią. – Pamiętasz?
– Reed… – szepcze słabym głosem.
– Wtedy zapierałaś się, że nie wypowiesz mojego imienia i rzeczywiście tego nie zrobiłaś, ale teraz, Briano, wystarczy, że się do ciebie zbliżam, a ty zaczynasz powtarzać je jak pierdoloną mantrę.
– Wypuść mnie.
– Nie. – Świadomość, że znalazła się w moim potrzasku, tak samo jak tamtej nocy w Temptation, doprowadza mnie do obłędu. – Naprawdę tego nie chcesz? – Wsuwam dłoń pod jej sweter i zaczynam przesuwać opuszkami palców po nagim brzuchu. Gładką skórę natychmiast pokrywają ciarki. – Nie chcesz, żebym cię dotykał? – pytam z wargami tuż przy jej uchu, po czym muskam językiem jego płatek.
Czuję, że z każdą chwilą coraz bardziej rozpływa się w moich objęciach. W reakcji na zadane przeze mnie pytanie zaciska powieki i łapczywie nabiera powietrza ustami. Jej policzek wciąż przywiera do drzwi, ale plecy i tyłek lgną w moim kierunku.
– Odpowiedz na moje pytanie – żądam, nie przestając całować jej szyi i co jakiś czas drażniąc koniuszkiem języka wrażliwe miejsce za uchem.
– Nie powinniśmy tego robić.
Parskam. Niezrażony jej słowami przesuwam dłoń z talii na ukrytą pod bawełnianym stanikiem pierś i zaczynam ją zmysłowo ugniatać. Briana wbija zęby w dolną wargę, powstrzymując się w ten sposób przed wydaniem z siebie dźwięku, który zdradziłby jej prawdziwe pragnienia.
– Du lyssnar inte noga, snöflinga. – Nie słuchasz mnie uważnie, śnieżynko. Przenoszę dłoń z powrotem na jej brzuch, tuż nad zapięcie jej jeansów. – Pytałem, czy masz coś przeciwko temu, żebym rozpiął teraz twoje spodnie i zerżnął cię palcami, a nie o to, czy powinienem to zrobić. För jag borde inte. – Bo nie powinienem. Briana nie oponuje, gdy szarpię za guzik, a po chwili rozpinam rozporek. – Jag borde inte röra dig. Jag skulle inte ha hållit dig här med våld. Jag borde inte vilja ha dig. – Nie powinienem cię dotykać. Nie powinienem cię tu zatrzymywać siłą. Nie powinienem cię pragnąć.
Rozchyla powieki i spogląda na mnie spod rzęs.
– Zamknij drzwi. – Swoimi słowami daje mi przyzwolenie.
– Rozsuń nogi – żądam, ignorując jej prośbę.
Briana zaciska szczęki, ale mimo wszystko robi to, czego od niej chcę. Z drapieżnym uśmiechem na ustach wsuwam dłoń w jej spodnie, a następnie odciągam na bok materiał pokrytych wilgocią, koronkowych majtek. Kiedy zaczynam pocierać opuszką palca najwrażliwszy punkt w całym jej ciele, Briana bierze głęboki wdech, staje w jeszcze większym rozkroku i odchyla głowę do tyłu, by oprzeć ją na mojej piersi.
Wsuwam w nią dwa palce i zaczynam nimi poruszać. Z gardła dziewczyny wyrywa się głośny jęk, który na szczęście udaje mi się niemal całkowicie stłumić ustami.
– Ciii… – szepczę tuż nad jej uchem. – Tym razem musisz być cicho, kochanie.
Briana wpatruje się we mnie szklistymi oczami. Mam wrażenie, że odbijają się w nich wszystkie moje emocje, ale nie. Ona również jest w tym wszystkim zagubiona. Wydaje mi się, że nawet bardziej ode mnie. Może domyśliła się, że ją przejrzałem?
– Reed… – Po raz kolejny wymawia moje imię, tym razem jednak robi to tak cholernie rozpaczliwym głosem, że aż przechodzi mnie dreszcz.
– Miałaś być cicho. – Do dwóch palców dołączam trzeci. Wyraz twarzy Briany zdradza, że gdybym nie dociskał jej do drzwi ciężarem swojego ciała, najpewniej osunęłaby się na podłogę. – Najwyraźniej musimy jeszcze trochę popracować nad twoim posłuszeństwem. – Pieprzę ją coraz szybciej. – No chyba, że chcesz, żeby wszyscy w korytarzu usłyszeli, jak profesor Easton zaspokaja swoje niegrzeczne studentki.
Świadomość, że zaledwie kilka centymetrów od nas znajdują się ludzie, zamiast mnie przerażać, zachęca do zsunięcia spodni i zerżnięcia Briany w tej samej pozycji, w której teraz się znajdujemy. Ta dziewczyna zasługuje na karę, a nie na przyjemność.
– Proszę… – Szarpie gwałtownie biodrami, gdy spowalniam swoje ruchy.
– Vad ber du mig om? – O co mnie prosisz?, szepczę z ustami przyciśniętymi do jej rozgrzanego policzka.
– Sluta inte. – Nie przestawaj.
– Czy zasłużyłaś na orgazm, Briano?
Nie odpowiada. Doskonale wie, że musiałaby zaprzeczyć.
– Znów nie odpowiedziałaś na moje pytanie… – Zginam palce pod odpowiednim kątem i zaczynam nimi szybciej poruszać. Zupełnie jakbym rzeczywiście planował doprowadzić ją na szczyt rozkoszy. – Pamiętasz jeszcze w ogóle, że jesteś moją studentką? Takie małe, rozwydrzone blond smarkule jak ty powinny bez zawahania wykonywać polecenia starszych od siebie profesorów. Poza tym przypomnieć ci, jak miałaś się do mnie zwracać na uczelni?
Briana kręci biodrami w rytm ruchów mojej ręki.
– Snälla, professor… –Jej surowy, szwedzki akcent doprowadza mnie do skraju. – Proszę. Pozwól mi dojść. Proszę…
Mam wrażenie, że prosi mnie o coś więcej niż orgazm. Ale ja nie zamierzam jej tego dać. Dziś nie dostanie ode mnie, kurwa, niczego.
W tej samej chwili, w której jej gorące wnętrze zaczyna spazmatycznie zaciskać się na moich palcach, wysuwam dłoń i przystawiam ją do jej ust.
– Co ty…
– Inte den här gången, snöflinga. – Nie tym razem, śnieżynko, mruczę cicho, wpychając ociekające wilgocią palce między jej nabrzmiałe od ciągłego przygryzania wargi. Briana otwiera szeroko oczy i posłusznie je oblizuje. – Podobno spieszysz się na kolejne zajęcia. – Zabieram dłoń i bez żadnych skrupułów się od niej odsuwam.
Wypuszcza z siebie pełne frustracji westchnienie, a następnie odwraca się w moją stronę i opiera plecami o drzwi. Jej policzki płoną; włosy wydostały się z kucyka i odstają teraz na wszystkie strony. Nie oczekuje jednak ode mnie wyjaśnień, nie rzuca w moją stronę wyzwisk oraz przekleństw. Wie, że to zbliżenie miało być dla niej karą. Mimo wszystko jednak nie zaczyna się przede mną tłumaczyć.
Rozczarowany, kręcę głową, a następnie odwracam się i ruszam w stronę biurka. Po drodze wygładzam dłońmi wilgotną od potu koszulę. Kiedy siadam w fotelu, orientuję się, że Briana wciąż nie ruszyła się z miejsca. W pośpiechu zapina spodnie, a następnie naciąga sweter nisko na pośladki i poprawia fryzurę.
Serce wciąż mocno wali mi w piersi, a oddech mam przyspieszony. Staram się jednak nad tym zapanować, by nie okazywać przed nią żadnych emocji.
– Vi ses, fröken Larsen. – Do zobaczenia, panno Larsen. Złączam wciąż delikatnie drżące dłonie i opieram o nie podbródek. – Dziś w nocy. W klubie. – To będzie twoja ostatnia szansa, śnieżynko. Mam wrażenie, że Briana dostrzega groźbę w moich oczach, bo nagle przez jej twarz przemyka cień zagubienia. – A teraz już idź – nakazuję chłodno, a potem przysuwam do siebie laptopa i udaję, że czytam wyświetlony na ekranie artykuł naukowy.
Jeden powolny wdech i jeszcze wolniejszy wydech później drzwi od pomieszczenia się zamykają. Briana znika bez słowa, a ja czuję się gorzej, niż zanim tu przyszła. Upokorzyłem ją tak samo, jak ona upokorzyła mnie. Dlaczego więc nie czuję satysfakcji? Dlaczego podświadomie liczę, że mi to wszystko rozsądnie wyjaśni? Dlaczego wciąż, pomimo wszystkich jej kłamstw, chciałbym mieć ją obok siebie?
Jeszcze nigdy nie byłem tak słaby. I chyba to irytuje mnie najbardziej.
Że przez tak krótki czas uzależniłem się od bezczelnej dwudziestotrzylatki, o której wiem mniej, niż jak dotąd mi się wydawało.
Że ukrywane przez nią tajemnice intrygują mnie, zamiast od siebie odpychać.
Że nie umiem trzymać się od niej z daleka.
Że tracę przez nią głowę.
Emocjonalny syf. Właśnie tym jestem. Właśnie w to się przez nią zamieniam.
slakt (j. szwedzki) – rzeź
BRIANA
Drogę powrotną z uczelni do mieszkania pokonuję w tak zawrotnym tempie, że gdy docieram pod blok, nie dość, że jestem cała zziajana, to jeszcze przemoczona od deszczu. W dodatku podmuch wiatru zniszczył mój parasol zaraz po wyjściu z wydziału i przez większość drogi musiałam osłaniać głowę swoim ulubionym, wełnianym szalem, przez co przypomina on teraz przesiąkniętą wodą szmatę do mycia podłóg.
Nie wiem, jakim cudem po spotkaniu z Reedem udało mi się przetrwać resztę zajęć, ale przysięgam, że w tej chwili znajduję się na pierdolonym skraju załamania i jeżeli za chwilę ktoś mnie nie przytuli, to rozpadnę się na miliony drobnych kawałków i nie będzie już czego po mnie zbierać.
– Jestem kretynką – mamroczę pod nosem od razu po przekroczeniu progu mieszkania. – Jebaną idiotką. – Ciskam mokry szal na podłogę, a następnie robię to samo z płaszczem i zabłoconymi butami. – Kłamliwą suką, która za swoje zachowanie powinna spłonąć w piekle!
Ze swoją torebką przyciśniętą do piersi ruszam w stronę salonu. Kenzie wychyla głowę z kuchni i spogląda na mnie z widocznym w oczach zdziwieniem.
– Dzień dobry? – wita się ze mną niepewnie, unosząc brew.
– Chujowy.
Przechodzę obok niej, a potem opadam na kanapę i rzucam torbę na ławę przed sobą. Nie przejmuję się nawet tym, że w środku znajduje się mój laptop. Pustym wzrokiem obserwuję, jak z torebki wypadają podręczniki, notatnik, długopisy, błyszczyk, telefon oraz kilka innych bzdetów, a następnie hałaśliwie upadają na dywan.
– Co ty odpierdalasz? – pyta Kenzie, zaskoczona, podchodząc do mnie.
Zamiast patrzeć na nią, skupiam się na niewidzialnym punkcie przed sobą. Tylko to pozwala mi zapanować nad swoim oddechem. Zaciągam się głęboko powietrzem, próbując powstrzymać zbierające się w kącikach oczu łzy przed wypłynięciem. Jedyne, na czym potrafię się teraz skupić, to dźwięk mojego z każdą sekundą coraz szybciej bijącego serca oraz parzący gorąc tlącego się w piersi pożaru. W jednej chwili przez głowę przelatuje mi tak wiele myśli, że nie potrafię się skupić na żadnej z nich.
– Briana? – W głosie przyjaciółki słyszę zaniepokojenie. – Co się dzieje? Hej… – Kenzie łapie za mój podbródek, zmuszając, bym na nią spojrzała.