Bocian. Biografia Nieautoryzowana - Adam Zbyryt, Piotr Tryjanowski  - ebook

Bocian. Biografia Nieautoryzowana ebook

Adam Zbyryt, Piotr Tryjanowski

4,6

Opis

Bocian biały to najbardziej polski ptak. Żaden inny gatunek nie wzbudza tak dużego zainteresowania – każdego roku przyloty i odloty bocianów komentują największe krajowe media. Czy to zainteresowanie przekłada się na szerszą wiedzę o tym gatunku? Niekoniecznie. Dlatego postanowiliśmy zebrać najważniejsze informacje na jego temat, z których tylko niewielka część przebija się do powszechnej świadomości.
W książce odpowiadamy na najbardziej nurtujące pytania: czy bociany lubią żaby? Czy faktycznie łączą się w pary na całe życie? Czy bociany to wyrodni rodzice, którzy zabijają najsłabsze pisklęta? Czy faktycznie co czwarty bocian jest Polakiem? Ile waży bocianie gniazdo i do czego bocianom służy krowie łajno?
Książka Bocian. Biografia nieautoryzowana rozprawia się z wieloma mitami dotyczącymi tego ptaka, a wszystko to w oparciu o najnowsze odkrycia naukowe, do których przyczynili się także autorzy książki. To pierwsza taka publikacja o bocianie białym. Każdy miłośnik tego gatunku powinien po nią sięgnąć i mamy nadzieję, że będzie do niej wracać – tak jak co roku powraca temat bocianich przylotów.
Adam Zbyryt, Piotr Tryjanowski

O AUTORACH
Adam Zbyryt (ur. 1983) – biolog, ornitolog, popularyzator nauki. Zawodowo związany z Uniwersytetem w Białymstoku. Miłośnik emocjonalnego i intelektualnego życia zwierząt. Autor dwóch książek przyrodniczych i kilkudziesięciu artykułów popularnonaukowych i naukowych. Razem z Marcinem Cichońskim prowadzi cykl „Dwóch ludzi z puszczy” na antenie Radia 357. Zwycięzca organizowanego przez serwis PAP „Nauka w Polsce” konkursu Popularyzator Nauki 2021 w kategorii Animator. Jego największą pasją jest odkrywanie złożonych relacji w świecie zwierząt i przekazywanie wiedzy na ich temat.

prof. dr hab. Piotr Tryjanowski (ur. 1970) – jeden z najczęściej cytowanych biologów w Polsce, związany z Uniwersytetem Przyrodniczym w Poznaniu. Badacz interakcji zwierząt i ludzi. Członek specjalistycznej grupy bocianiej w Międzynarodowej Unii Ochrony Przyrody (IUCN). Opublikował 17 książek i ponad 300 artykułów naukowych w najlepszych czasopismach o międzynarodowym zasięgu. Współautor książki Ornitologia terapeutyczna i kilkunastu prac o wpływie kontaktu z przyrodą na pracę mózgu i ogólny dobrostan. W wolnych chwilach uwielbia obserwować ptaki, pić dobre morawskie wina, jeść sery i zachwycać się beczeniem owiec.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 286

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (15 ocen)
9
6
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
radarka12

Dobrze spędzony czas

Bardzo dobra lektura, ciekawie i lekko napisana
00
Sengatime

Dobrze spędzony czas

Książka z której bije pasja, w dodatku wiedza autora jest umiejętnie oddawana czytelnikowi, poza tym co to by była za książka o boćkach bez zdjęć - są i to jakie!
00
HajaCzMa

Nie oderwiesz się od lektury

Książka ta jest niesamowitą pozycją dotyczącą życia bocianów. myślę, że i dla profesjonalistów jak i amatorów. W przystępny sposób wyjaśnia i opisuje bocianie niuanse z ich życia! Warto przeczytać.
00

Popularność




Wstęp

Bocian wciąga. Nas wcią­gnął i nic nie wska­zuje na to, by miał się nam znu­dzić. Nie ma chyba bar­dziej cha­ry­zma­tycz­nego ptaka w naszym kraju. Oczy­wi­ście mamy orły przed­nie, bie­liki czy żura­wie, które także cie­szą się dużą estymą, ale fakt, że bocian żyje tak bli­sko czło­wieka i nie­mal każdy może z nim obco­wać, czyni go naj­więk­szym ulu­bień­cem Pola­ków. A także naszym ulu­bień­cem. Choć nasze zain­te­re­so­wa­nia naukowe wykra­czają daleko poza bada­nia bociana bia­łego, to wła­śnie zwią­zane z nimi pro­jekty cie­szą nas najbar­dziej.

Co cie­kawe, zawo­dowi orni­to­lo­dzy i miło­śnicy pta­ków wcale nie darzą bociana bia­łego tak dużym sen­ty­men­tem jak reszta spo­łe­czeń­stwa. Wszystko przez to, że łatwo go odna­leźć, poli­czyć, popraw­nie ozna­czyć gatu­nek. Więk­szo­ści z nich jawi się on jako ptak nie­sta­wia­jący wyzwań badaw­czych, pozba­wiony zaga­dek. Na szczę­ście – przy­naj­mniej naszym zda­niem – to błędna dia­gnoza. Bocian wciąż ma wiele tajem­nic.

Pod­czas pisa­nia tej książki przy­świe­cał nam jeden cel: chcie­li­śmy przy­bli­żyć Czy­tel­ni­kom aktu­alną wie­dzę naukową na temat tego gatunku. Więk­szość tek­stów – także tych pocho­dzą­cych z Pol­ski – na temat bio­lo­gii, eko­lo­gii czy ochrony bociana bia­łego jest publi­ko­wana w spe­cja­li­stycz­nych maga­zy­nach w języku angiel­skim. Choć nie wąt­pimy, że więk­szość Czy­tel­ni­ków dosko­nale zna ten język, a wielu zapewne znacz­nie lepiej od nas, dotar­cie do takich publi­ka­cji nie jest łatwe. Barierę sta­no­wią opłaty za dostęp i her­me­tyczny język, który cza­sem także nam, po latach pracy nauko­wej, utrud­nia zro­zu­mie­nie nie­któ­rych spe­cja­li­stycz­nych badań.

Dla­tego po wielu latach obser­wa­cji i dzia­ła­nia na rzecz ochrony bocia­nów bia­łych posta­no­wi­li­śmy zebrać naj­cie­kaw­sze zagad­nie­nia i przed­sta­wić je w lek­ko­straw­nej for­mie. Mamy nadzieję, że nam się to udało. W nie­któ­rych miej­scach poda­jemy naj­śwież­sze infor­ma­cje in statu nascendi – takie, które cze­kają na poważ­niej­szą ana­lizę i dys­ku­sję. Łatwiej to uczy­nić w for­mie książ­ko­wej niż w arty­ku­łach nauko­wych, które muszą być dosto­so­wane do restryk­cyj­nych wymo­gów. Nauka to bowiem nie tylko chłodne przed­sta­wie­nie danych, nie tylko pozna­nie wybra­nych zagad­nień i gatun­ków, lecz także upra­wia­jący bada­nia naukowe ludzie z ich oso­bi­stymi doświad­cze­niami, ogra­ni­cze­niami, pre­fe­ren­cjami, a nawet marze­niami.

Nieco się ase­ku­ru­jąc, od razu zastrze­gamy, że książka ta nie jest mono­gra­fią naukową, nie sta­nowi zatem pod­su­mo­wa­nia całej opu­bli­ko­wa­nej wie­dzy na temat tego gatunku. Sta­ra­li­śmy się sku­pić na zagad­nie­niach, które z róż­nych powo­dów – czy to przez opu­bli­ko­wane arty­kuły naukowe, czy przez lata pozna­wa­nia bocia­nich zwy­cza­jów w tere­nie – są nam naj­bliż­sze. Duża część przed­sta­wio­nej tre­ści to nasze oso­bi­ste doświad­cze­nia. Chcie­li­śmy się nimi podzie­lić z wszyst­kimi miło­śni­kami bocia­nów.

Nasze roz­wa­ża­nia opar­li­śmy głów­nie na donie­sie­niach ze świata nauki, więc na kar­tach tej książki wie­lo­krot­nie powta­rzają się nazwi­ska bada­czy pta­ków. Będziemy się do nich odwo­ły­wać, gdyż nie­któ­rzy poświę­cali i poświę­cają bocia­nom bia­łym całe swoje życie. Poza tym z wie­loma z nich regu­lar­nie współ­pra­cu­jemy na polu nauko­wym – nasze drogi cały czas się prze­pla­tają. Nie­stety nie mogli­śmy wspo­mnieć o wszyst­kich (jest ich grubo ponad setka!), ale o wszyst­kich pamię­tamy i jeste­śmy bar­dzo wdzięczni za wyko­naną pracę.

Mamy nadzieję, że lek­tura tej książki przy­bliży Czy­tel­ni­kom fascy­nu­jący gatu­nek, jakim jest bocian biały. Ostat­nie czasy przy­nio­sły mnó­stwo zaska­ku­ją­cych odkryć na jego temat, któ­rymi chcie­li­śmy się podzie­lić z innymi miło­śni­kami pta­ków. Wie­rzymy, że czy­ta­nie o nich sprawi Wam tyle rado­ści, ile nam przy­nio­sło pozna­wa­nie tych nie­zwy­kłych zja­wisk. Życzymy miłej lek­tury!

Auto­rzy

Szlachetne pochodzenie, czyli rzecz o ewolucji bocianów

Rodzina to nie przy­ja­ciele, nie możesz jej sobie wybrać.

Ste­phen King, Bastion

[Piotr]

Noblesse oblige, czyli…

Szla­chec­two zobo­wią­zuje, a zostało ono nadane bocia­nowi bia­łemu przez samego Karola Lin­ne­usza, twórcę współ­cze­snej sys­te­ma­tyki, który opi­sał ten gatu­nek. Kto nadaje tytuły, ten ma wła­dzę, a bocian, wraz z wie­loma gatun­kami pta­ków pier­wot­nie opi­sa­nych, zna­lazł się w prze­ło­mo­wej dzie­sią­tej edy­cji dzieła Sys­tema Natu­rae. Otrzy­mał tam bino­mi­nalną nazwę – bino­mi­nalna nomen­kla­tura to pomysł Lin­ne­usza – Ardea cico­nia. Co cie­kawe, ory­gi­nalna nazwa prze­trwała zale­d­wie dwa lata i już w 1760 roku fran­cu­ski zoo­log Mathu­rin Jacques Bris­son prze­kla­sy­fi­ko­wał bociana do nowego rodzaju Cico­nia, jed­no­cze­śnie nada­jąc mu sta­tus gatunku typo­wego. Z tego względu przy obec­nej nazwie ptaka nazwi­sko tego, kto go pierw­szy opi­sał, jest umiesz­czane w nawia­sie. Pełna naukowa nazwa bociana bia­łego bywa w cało­ści zapi­sy­wana nastę­pu­jąco: Cico­nia cico­nia (Lin­na­eus, 1758). For­mal­nie w obrę­bie gatunku Cico­nia cico­nia wyróż­nia się dwa pod­ga­tunki: C. c. cico­nia i C. c. asia­tica. Pierw­szy to tzw. pod­ga­tu­nek nomi­na­tywny opi­sany przez wspo­mnia­nego Lin­ne­usza. Gniaz­duje w pasie od Pół­wy­spu Ibe­ryj­skiego przez Fran­cję, Niemcy po Europę Środ­kową i Wschod­nią, Bał­kany, Kau­kaz, Azję Mniej­szą i Bli­ski Wschód oraz Europę Pół­nocną, a także połu­dniową Afrykę. To wła­śnie nasz pol­ski bocian. Drugi został opi­sany przez rosyj­skiego przy­rod­nika Niko­łaja Sie­wier­cowa w 1873 roku. Gniaz­duje w Azji Środ­ko­wej, a zimę spę­dza na obsza­rze roz­cią­ga­ją­cym się od Iranu po Indie, ale odno­to­wano także przy­padki zimo­wa­nia na Sri Lance i w Mjan­mie (daw­niej Birma). Jest nieco więk­szy niż „nasz” bocian.

Kopiemy głębiej

Każdy ma swo­ich przod­ków – bliż­szych i dal­szych. Mają ich oczy­wi­ście także bociany, a obec­nie, po licz­nych prze­py­chan­kach sys­te­ma­ty­ków łączą­cych bociany nawet z kon­do­rami (sic!), bocia­nowe (Cico­nii­for­mes) są uwa­żane za odrębny rząd obej­mu­jący tylko jedną rodzinę bocia­no­wa­tych (Cico­nii­dae). Nie­stety, początki tego rzędu i jego wcze­sna ewo­lu­cja giną w mro­kach dzie­jów i głę­bo­kich pokła­dach geo­lo­gicz­nych. Pale­on­to­lo­dzy sza­cują, że przod­ko­wie bocia­no­wa­tych poja­wili się na Ziemi w eoce­nie, czyli 50–40 milio­nów lat temu, a już nieco póź­niej – oczy­wi­ście w geo­lo­gicz­nej skali czasu – w oli­go­ce­nie (34–23 milio­nów lat temu) naro­dzili się przed­sta­wi­ciele współ­cze­śnie żyją­cych rodza­jów.

Ska­mie­nia­ło­ści z obu tych epok są jed­nak bar­dzo nie­liczne. Naj­star­sze pocho­dzą sprzed 38–47 milio­nów lat (środ­kowy eocen) z terenu Chin. Są to frag­menty koń­czyn tyl­nych zwie­rząt, które zostały zali­czone do gatun­ków Eoci­co­nia san­ge­qu­anen­sis i San­shu­ior­nis zhangi. Choć nazwa pierw­szego jest ewi­dent­nie bocia­nia, to nie ma pew­no­ści, czy były to bociany zbli­żone wyglą­dem i cechami ana­to­micz­nymi do tych zna­nych nam obec­nie. Znacz­nie przej­rzy­ściej sprawa wygląda w wypadku póź­niej­szych ska­mie­nia­ło­ści egip­skich dato­wa­nych na 28,4–33,9 miliona lat temu i zakla­sy­fi­ko­wa­nych do gatunku Pala­eoephip­pior­hyn­chus die­tri­chi. Bada­czy zasko­czył fakt, że pośród szcząt­ków tego bociana zacho­wał się pra­wie kom­pletny dziób przy­po­mi­na­jący kształ­tem masywny dziób współ­cze­snego żabiru, od któ­rego jed­nak kopalny bocian róż­nił się krót­szymi nogami. Ale podob­nie jak wspo­mniany żabiru, sym­bol bra­zy­lij­skiej rów­niny Pan­ta­nal, P. die­tri­chi był gatun­kiem sil­nie zwią­za­nym ze śro­do­wi­skiem wod­nym i osią­gał podobne, czyli znacz­nie więk­sze od naszego boćka roz­miary ciała. Żabiru to bociani olbrzym mogący ważyć nawet dzie­więć kilo­gra­mów, a roz­pię­tość jego skrzy­deł docho­dzi do 2,8 metra. Pod­czas pierw­szego spo­tka­nia gatu­nek ten robi pio­ru­nu­jące wra­że­nie.

Szczątki kolej­nego przed­sta­wi­ciela rodzaju Pala­eoephip­pior­hyn­chus, nazwa­nego Pala­eoephip­pior­hyn­chus edwardsi1, pocho­dzą z tere­nów Fran­cji i Libii, a ich wiek osza­co­wano na 20–23 milio­nów lat. Są obec­nie uzna­wane za pod­sta­wowe dowody wcze­snej ewo­lu­cji bocia­nów. Dodat­kową infor­ma­cją uzy­skaną pod­czas badań tych ska­mie­nia­ło­ści jest ist­nie­nie błony pław­nej, któ­rej szcząt­kowa wer­sja zacho­wała się także u dzi­siej­szych bocia­nów. To wska­zuje, że przod­kami tej grupy były ptaki pły­wa­jące. Z tego względu tra­dy­cyjne zali­cza­nie bocia­nów do pta­ków wodno-błot­nych ma sens (sprawdź­cie, pro­szę, gdzie bocia­nie tablice znaj­dują się w prze­wod­ni­kach tere­no­wych) nawet wtedy, gdy czę­ściej obser­wu­jemy je spa­ce­ru­jące po łąkach, polach czy sawan­nie niż żeru­jące nad wodą.

Czy z tych badań możemy wywnio­sko­wać, kiedy poja­wił się główny boha­ter naszej książki? Odpo­wiedź jest dość roz­cza­ro­wu­jąca, gdyż zgod­nie z naj­now­szą wie­dzą pre­cy­zyjne osza­co­wa­nie czasu poja­wie­nia się bociana bia­łego jest nie­moż­liwe. Naj­star­sze ślady pro­wa­dzą do Afryki, kon­kret­nie na wyspy na Jezio­rze Wik­to­rii, gdzie angiel­scy i irlandzcy bada­cze zna­leźli ska­mie­nia­ło­ści pra­wej kości ramien­nej i zakwa­li­fi­ko­wali je do rodzaju Cico­nia. Poja­wiły się one w osa­dach mio­ceń­skich i mogą mieć nawet 24 miliony lat. Auto­rzy publi­ka­cji opi­su­ją­cej to zna­le­zi­sko zale­cają jed­nak ostroż­ność w inter­pre­ta­cji odkry­cia i zazna­czają, że ska­mie­nia­ło­ści mogą być zarówno szcząt­kami bociana bia­łego, jak i bociana czar­nego. Wszystko przez to, że aku­rat te frag­menty kości u obu gatun­ków mają tę samą wiel­kość i bar­dzo podobną struk­turę.

Współczesna rodzina

Rodzina bocia­nów obej­muje sześć rodza­jów: Myc­te­ria, Ana­sto­mus, Ephip­pior­hyn­chus, Jabiru, Lep­top­ti­los oraz Cico­nia podzie­lo­nych na 19 współ­cze­śnie żyją­cych gatun­ków zamiesz­ku­ją­cych wszyst­kie kon­ty­nenty z wyjąt­kiem Antark­tydy. Z rodzaju Cico­nia, do któ­rego przy­na­leży bocian biały i sześć innych gatun­ków, pale­on­to­lo­dzy, kie­ru­jąc się róż­ni­cami w wiel­ko­ści i mor­fo­lo­gii, wydzie­lili dwie nie­for­malne grupy. Pierw­sza z nich to tzw. grupa bociana bia­łego2, druga zaś to small storks, czyli dosłow­nie ‘małe bociany’. Spo­śród gatun­ków współ­cze­snych do pierw­szej są zali­czane cztery gatunki, w tym bocian czarny, a do dru­giej trzy gatunki, głów­nie mniej­sze ptaki pocho­dzące z tro­pi­ków.

Co bar­dzo cie­kawe, obie wska­zane grupy z rodzaju Cico­nia poja­wiają się w zapi­sie kopal­nym w tym samym cza­sie, a ich przed­sta­wi­ciele tylko w nie­wiel­kim stop­niu róż­nili się od obec­nie wystę­pu­ją­cych gatun­ków. Może wła­śnie to sta­nowi roz­wią­za­nie zagadki, dla­czego młode bociany mają tak pry­mi­tywny, gadzi wyraz „twa­rzy”?

Młode osob­niki zde­cy­do­wa­nie nie grze­szą urodą, choć doro­słe bywają piękne i ele­ganc­kie. Z tego powodu mam pewien este­tyczny fetysz – otóż marzy mi się, aby zoba­czyć Koronę Bocia­nów. Owa „korona” to pta­siar­ska nazwa nada­wana, ana­lo­gicz­nie do Korony Hima­la­jów, wszyst­kim pta­kom z kon­kret­nej grupy, które chce się zaob­ser­wo­wać. Z tym, że aby to osią­gnąć, nie trzeba się wspi­nać na szczyty, należy za to odwie­dzić nie­mal wszyst­kie kon­ty­nenty i pro­wa­dzić poszu­ki­wa­nia, co jest nie mniej emo­cjo­nu­jące od gór­skich wspi­na­czek. Inte­re­sują mnie szcze­gól­nie dzierzby i bociany, ale w obu przy­pad­kach do zdo­by­cia Korony bra­kuje mi jesz­cze kilka gatun­ków, gdyż ich zaob­ser­wo­wa­nie wymaga mnó­stwa czasu, wytrwa­ło­ści i pie­nię­dzy. No i trzeba się spie­szyć, bo wśród tak­so­no­mów sza­leją ostat­nio tzw. split­tersi dzie­lący gatunki na serię nowych i nada­jący sta­tus gatun­kowy daw­nym pod­ga­tun­kom. Doty­czy to także bocia­nów – można poku­sić się o stwier­dze­nie, że jak to w rodzi­nie bywa, prze­py­chanki trwają.

Ostat­nio bociany wzięli na warsz­tat naukowcy z Japo­nii i Taj­wanu, któ­rzy korzy­stają z tech­niki sekwen­cjo­no­wa­nia nowej gene­ra­cji, noszą­cej mocno brzmiącą nazwę STRONG. Bociany z dumą zajęły miej­sce na drze­wie filo­ge­ne­tycz­nym wśród innych pta­ków wod­nych, cał­kiem bli­sko głupta­ków, petreli i pin­gwi­nów. Przy­znam, że dla mnie, bada­cza bocia­nów i bio­loga, to dość zaska­ku­jące. Czy zatem ana­liza STRONG sta­nie się narzę­dziem badaw­czym na tyle moc­nym, by roz­ja­śnić sub­tel­niej­sze zależ­no­ści w bocia­niej rodzi­nie? Czas (czy­taj: inni naukowcy) pokaże.

Dzień dobry, Bocian jestem, Wojciech Bocian!

Bocian to ptak bar­dzo cha­rak­te­ry­styczny, o czym już wspo­mi­na­łem i o czym będziemy jesz­cze nie­jed­no­krot­nie pisać w tej książce. To także ptak łatwy do iden­ty­fi­ka­cji i posia­da­jący pewne cechy umoż­li­wia­jące porów­na­nia do ludzi. Zapewne te kwe­stie prze­są­dziły o tym, że przez pewne fizyczne lub beha­wio­ralne podo­bień­stwo do bociana ktoś sta­wał się panią Bocian lub panem Bocia­nem pisa­nym wielką literą, wszak cho­dzi o nazwi­sko. Choć uni­kamy w tej książce nawią­zań ści­śle kul­tu­ro­wych i etno­gra­ficz­nych, ten wątek jest szcze­gól­nie inte­re­su­jący wła­śnie w kon­tek­ście geno­lo­gicz­nym. Nada­wa­nie szcze­gól­nego nazwi­ska Bocian pozo­sta­łoby jedy­nie cie­ka­wostką ono­ma­styczną, inte­re­su­jącą nie­wielki krąg języ­ko­znaw­ców, gdyby nie sze­roki zwią­zek bociana z kul­turą.

Zasta­na­wiamy się cza­sem, dla­czego nazy­wamy daną rzecz tak, a nie ina­czej, albo czy cechy zwie­rzę­cia znaj­dują odzwier­cie­dle­nie w jego nazwie nauko­wej bądź potocz­nej, albo wresz­cie: jak w róż­nych języ­kach nazy­wamy te same zja­wi­ska i rze­czy. Nie są to wcale bez­za­sadne zabawy dla nie­ma­ją­cych nic lep­szego do roboty inte­lek­tu­ali­stów. Oka­zuje się, że nazwy zwy­cza­jowe gatun­ków (czyli te nada­wane w poszcze­gól­nych języ­kach) mogą mieć ogromny wpływ na powo­dze­nie dzia­łań ochron­nych, gdyż wpły­wają na spo­sób postrze­ga­nia danych orga­ni­zmów przez opi­nię publiczną. Słowa okre­śla­jące dany gatu­nek mogą opi­sy­wać cechy bio­lo­giczne, roz­miesz­cze­nie czy pocho­dze­nie, w związku z czym same w sobie mają war­tość edu­ka­cyjną. Wpły­wają także na to, jak dużo uwagi poświę­camy danym orga­ni­zmom. Zazwy­czaj chęt­niej zga­dzamy się na ochronę gatun­ków, któ­rych nazwy są bliż­sze gatun­kom udo­mo­wio­nym, a mniej przy­chyl­nie patrzymy na te, któ­rych nazwa zawiera przy­miot­nik „pospo­lity”3. Ludzie chęt­niej podej­mują się dzia­łań na rzecz gatun­ków, z któ­rymi czują się zwią­zani. Nazwi­sko odpo­wia­da­jące nazwie gatun­ko­wej może być dobrym przy­kła­dem takiej rela­cji.

Do tej pory nie sły­sza­łem, by w ochro­nie kon­kret­nego gatunku wyko­rzy­sty­wano nazwi­ska, ale warto byłoby spraw­dzić, czy w isto­cie pani pre­ze­ska Cza­pla chęt­niej prze­zna­czy­łaby pie­nią­dze na ochronę cza­pli, a dyrek­tor Żuraw na ochronę żurawi. Można by się też łatwo domy­ślić, na jaki gatu­nek mógłby łożyć znany spor­to­wiec Dariusz „Tiger” Michal­czew­ski. Pomysł jest z nauko­wego punktu widze­nia pocią­ga­jący, tym bar­dziej że intu­icja pod­po­wiada mi, iż taka zależ­ność mogłaby się poja­wić. Gdyby wszy­scy ludzie noszący nazwi­sko Bocian nagle zajęli się ochroną tych pta­ków, ich los mógłby ulec zmia­nie na lep­sze. Dla­czego? Na początku XXI wieku w Pol­sce miesz­kało 3894 osoby noszące to nazwi­sko. Sporo. Pomimo że Bocian nie zna­lazł się na podium, a nawet nie w pierw­szej dzie­siątce pta­sich nazwisk – wyprze­dziły go Dudek, Wró­bel, Sikora, Bąk, Czajka, a nawet Sło­wik, Cza­pla i Szpak – to i tak przed­sta­wia zna­czącą siłę!

Nomen est omen, czyli „imię sta­nowi znak” – tak, korzy­sta­jąc z mak­symy sta­ro­żyt­nych Rzy­mian, nazwa­li­śmy z moim zespo­łem pro­jekt, któ­rego wyni­ków nie­stety nie opu­bli­ko­wa­li­śmy. Żałuję, ponie­waż moja córka Mary­sia sporo się przy nim napra­co­wała, prze­szu­ku­jąc zasoby inter­netu, by zgro­ma­dzić dane na temat pta­sich nazwisk. Publi­ka­cja nie powstała z róż­nych wzglę­dów – pole­gła pod pre­sją czasu i tysiąca innych zain­te­re­so­wań. Ponie­kąd pole­gła też inte­lek­tu­al­nie, ponie­waż gdy zaczę­li­śmy docho­dzić, skąd wzięło się nazwi­sko i sama nazwa bocian, wszystko było pro­ste, ale tylko do 1472 roku. Wtedy boha­tera naszej książki ochrzcił tym imie­niem jeden z pierw­szych pol­skich przy­rod­ni­ków, Jan Stanko. Póź­niej zaczy­nają się schody, gdyż na prze­strzeni wie­ków bocian jako gatu­nek otrzy­mał jesz­cze 42 inne okre­śle­nia. Nie­dawno zmarły pol­ski języ­ko­znawca Janusz Stru­tyń­ski (Uni­wer­sy­tet Jagiel­loń­ski, a póź­niej Kar­packa Pań­stwowa Uczel­nia w Kro­śnie) spo­rzą­dził ich pełną listę, z któ­rej wymie­nię kilka: bocion, bocuń, bocoj, busion, busieł, iwanko, woj­tek, grze­gotka, klek. W tym samym cza­sie powsta­wały nazwi­ska.

Wyniki naszej pracy zwią­za­nej z nazwami oka­zały się na tyle cie­kawe, że chciał­bym je nieco bli­żej przed­sta­wić. Pier­wotna idea była pro­sta. Wiemy, że nazwi­sko dzie­dzi­czy się naj­czę­ściej po ojcu. W gene­tyce nazywa się to nawet zasadą „w imię ojca i chro­mo­somu Y”. Ze względu na tra­dy­cję dzie­dzi­cze­nia nazwisk w linii męskiej pod­czas two­rze­nia drzewa gene­alo­gicz­nego wiele osób sku­pia się na męskim pniu. Chro­mo­som Y (ten warun­ku­jący męską płeć) jest jed­nym z naj­mniej­szych chro­mo­so­mów w ludz­kim geno­mie. Mały, ale wariat! Męż­czyźni dzie­dzi­czą go po ojcu, który odzie­dzi­czył go po swoim ojcu – i tak dalej. Podob­nie jest z nazwi­skiem.

Spoj­rze­li­śmy na ist­nie­jący jesz­cze nie­dawno por­tal MoiKrewni.pl i spraw­dzi­li­śmy, jaka jest liczba osób noszą­cych nazwi­sko Bocian w poszcze­gól­nych powia­tach. To jedna strona rów­na­nia. Druga to liczba bocia­nich par, a nawet ich suk­ces lęgowy w tych samych rejo­nach Pol­ski. Mając te dane, spró­bo­wa­li­śmy nało­żyć dwa układy na sie­bie. Apa­rat sta­ty­styczny był cał­kiem pokaźny i skom­pli­ko­wany. A wyniki? Nieco zaska­ku­jące, ponie­waż w żad­nym powie­cie sama obec­ność pań­stwa Bocia­nów nie kore­lo­wała z liczbą par lęgo­wych. Co innego, jeśli cho­dzi o para­me­try repro­duk­cji, takie jak liczba piskląt jed­nej pary bocia­nów. Pozo­sta­wia­jąc ten sam sche­mat, spró­bo­wa­li­śmy uwzględ­niać w ana­li­zach struk­turę upraw i wiel­kość ludz­kiej popu­la­cji – w końcu im wię­cej ludzi, tym więk­sza szansa na spo­tka­nie kogoś o danym nazwi­sku, w tym jakie­goś Bociana.

Oka­zało się, że pań­stwo Bocia­no­wie miesz­kają tam, gdzie bocia­nom bia­łym jest dobrze, czego dowo­dzą wyso­kie wskaź­niki roz­rodu tych pta­ków. Pamię­tajmy jed­nak, że to tylko kore­la­cja, co zresztą tłu­ma­czy się na pierw­szych stro­nach wszyst­kich pod­ręcz­ni­ków do sta­ty­styki. We wsiach, gdzie jest wię­cej bocia­nów, na świat przy­cho­dzi wię­cej dzieci, co nie ozna­cza związku przy­czy­nowo-skut­ko­wego. Może to zale­żeć od czyn­nika, któ­rego nie uwzględ­niono w ana­li­zie, jak choćby wiel­kość wsi czy jej sta­tus spo­łeczno-eko­no­miczny. W więk­szej wsi, podob­nie jak wśród bied­niej­szych i sła­biej wykształ­co­nych miesz­kań­ców, będzie wię­cej dzieci.

By uka­zać, jak łatwo wpaść w pułapkę nie­praw­dzi­wych kore­la­cji, przy­wo­łuję zabawne i maka­bryczne przy­kłady opra­co­wane przez Tylera Vigena, który pro­wa­dzi pro­jekt Spu­rious Cor­re­la­tions [Fał­szywe kore­la­cje]4. Wynika z nich np. to, że w danym roku ist­nieje zależ­ność pomię­dzy liczbą uto­nięć w base­nach a liczbą fil­mów, w któ­rych wystą­pił Nico­las Cage. Inny przy­kład obra­zuje silną kore­la­cję pomię­dzy wydat­kami rządu ame­ry­kań­skiego na bada­nia a liczbą osób, które stra­ciły życie na sku­tek powie­sze­nia lub udu­sze­nia.

Tyle na temat zawi­ło­ści sta­ty­stycz­nych – bocian jest nie­wąt­pli­wie bar­dzo cie­ka­wym mode­lem w tej dzie­dzi­nie.

Na zawsze razem?

Gniazdo bocia­nie na dachu budynku czy słu­pie elek­trycz­nym to dla nas żadna nowość. Podob­nie jak bociany zbie­ra­jące pokarm za trak­to­rem, a nawet kro­czące wzdłuż auto­strady w poszu­ki­wa­niu gry­zoni. Lubimy je, podzi­wiamy, darzymy sym­pa­tią. Czy tak jest na całym świe­cie? Czy wza­jemne współ­za­leż­no­ści ludzi i pta­ków mają głęb­sze ewo­lu­cyjne uza­sad­nie­nie? Oka­zuje się, że bar­dzo trudno badać takie zagad­nie­nia. Pró­bo­wa­łem pro­wa­dzić podobne docie­ka­nia w odnie­sie­niu do sępów, ale osta­tecz­nie pro­jekt upadł – wła­śnie z powodu stop­nia jego skom­pli­ko­wa­nia.

Jak wyglą­dały rela­cje mię­dzy bocia­nami a homi­ni­dami w zamierz­chłych cza­sach? Tak się składa, że możemy na ten temat tro­chę pospe­ku­lo­wać, ponie­waż bocia­nie ska­mie­nia­ło­ści znaj­do­wano w pobliżu szcząt­ków naszych ewo­lu­cyj­nych przod­ków. W Afryce przy ska­mie­nia­ło­ściach Ardi­pi­the­cus rami­dus, wcze­snego gatunku z naszego rodzaju Homo, oraz aż trzech gatun­ków z rodzaju Austra­lo­pi­the­cus zna­le­ziono szczątki wiel­kich mara­bu­tów. Podob­nie było na Jawie, gdzie wyko­pano je tuż obok frag­men­tów szkie­letu czło­wieka wypro­sto­wa­nego Homo erec­tus, a na indo­ne­zyj­skiej wyspie Flo­res – przy Homo flo­re­sien­sis.

Czy hob­bit z Flo­res, któ­rego odkrywcy ochrzcili tak ze względu na nie­wielki wzrost, mógł sta­no­wić poży­wie­nie osią­ga­ją­cego wyso­kość 180 cen­ty­me­trów gigan­tycz­nego bociana z wiel­kim dzio­bem, nazy­wa­nego fachowo Lep­top­ti­los robu­stus? Czy też było odwrot­nie – to homi­nidy uzbro­jone w pry­mi­tywne narzę­dzia polo­wały na mara­buty? Roz­wa­ża­nia nie ustają, ale jest i trze­cia moż­li­wość. Homi­nidy i pre­hi­sto­ryczne bociany polu­biły swoje towa­rzy­stwo. Ptaki żywiły się reszt­kami ich pokarmu, a nasi przod­ko­wie cie­szyli się, że ktoś po nich sprząta.

Hipo­teza nieco przy­po­mina kon­cep­cję udo­mo­wie­nia wilka przez czło­wieka – z tą zasad­ni­czą róż­nicą, że z bocia­nami ni­gdy się to nie udało. Choć bio­rąc pod uwagę, jak sil­nie bocian biały jest powią­zany z naszymi osie­dlami, poja­wia się pokusa, by tak myśleć. Udo­mo­wie­nie to jed­nak cały ciąg pro­ce­sów wpły­wa­ją­cych na zmiany wyglądu, fizjo­lo­gii i zacho­wa­nia, a w wypadku tego gatunku niczego podob­nego nie zaob­ser­wo­wano. Mamy jed­nak dowody na to, że może dojść do samoudo­mo­wie­nia – jak w popu­la­cji lon­dyń­skich lisów.

Nie­dawne bada­nie około 1500 cza­szek lisów z tego mia­sta i oko­licz­nych tere­nów wyka­zało, że pyski miej­skich lisów są krót­sze i szer­sze. Poza tym puszka mózgowa jest u nich mniej­sza niż u lisów podmiej­skich, co może świad­czyć o zmniej­sze­niu się mózgu. Zmiany te wyni­kają naj­praw­do­po­dob­niej z odmien­nej diety obu popu­la­cji. Lisy żyjące w mie­ście żerują na odpad­kach, a sil­niej­szy i krót­szy pysk przy­daje im się do roz­ry­wa­nia wor­ków na śmieci i kru­sze­nia kości. Węż­szy i dłuż­szy spraw­dza się lepiej przy chwy­ta­niu gry­zoni w norach zlo­ka­li­zo­wa­nych na polach i łąkach. A jeśli o gry­zoniach mowa, to aby je prze­chy­trzać, przy­daje się także więk­szy mózg. Gdy się żeruje na odpad­kach, które nie ucie­kają, wcale nie potrzeba wyra­fi­no­wa­nego inte­lektu. Wszyst­kie te cechy lisów miej­skich, czyli skra­ca­jące i roz­sze­rza­jące się pyski, zmniej­szające się mózgi, a także więk­sza tole­ran­cja i mniej­sza pło­chli­wość w sto­sunku do ludzi, to cechy powszech­nie uzna­wane za syn­drom dome­sty­ka­cji, czyli udo­mo­wie­nia. Zazwy­czaj czło­wiek świa­do­mie ste­ruje tym pro­ce­sem, jed­nak lon­dyń­skie lisy zna­la­zły swoją wła­sną drogę do dome­sty­ka­cji. Teraz należy tylko cze­kać na poja­wie­nie się pla­mi­stego futra, zwi­nię­tych ogo­nów, oklap­nię­tych uszu i bar­dziej przy­sa­dzi­stych ciał, jak w wypadku lisów celowo udo­mo­wio­nych przez rosyj­skich zoo­lo­gów Dmi­try­ego Bely­ay­eva i Lyud­milę Trut w jed­nym z naj­słyn­niej­szych eks­pe­ry­men­tów zwią­za­nych z pro­ce­sem udo­mo­wie­nia.

W świe­tle dzi­siej­szej wie­dzy o bocia­nio-ludz­kich rela­cjach wszyst­kie przed­sta­wione hipo­tezy brzmią praw­do­po­dob­nie, ale tego, jak było naprawdę, nie dowiemy się ni­gdy. Bo choć w geo­lo­gicz­nej skali czasu olbrzy­mie bociany i hob­bity z Flo­res ist­niały sto­sun­kowo nie­dawno, to na trwałe znik­nęły z naszej pla­nety. Nie znamy przy­czyn ich wygi­nię­cia, ale wiemy, że obec­nie to od naszego gatunku, dum­nie nazy­wa­nego Homo sapiens, czyli czło­wiek rozumny, zależy, czy los wymar­łych podzieli mara­but indyj­ski, naj­więk­szy żyją­cych dziś bocian i jed­no­cze­śnie naj­bliż­szy krew­niak kopal­nych olbrzy­mów. Jego popu­la­cja liczy zale­d­wie 1500 osob­ni­ków. Żyją­cych na Suma­trze i Bor­neo bocia­nów gar­ba­tych pozo­stało zale­d­wie pół tysiąca. Na liście gatun­ków zagro­żo­nych znaj­duje się także bocian czar­no­dzioby z Japo­nii, a sześć kolej­nych, co łącz­nie sta­nowi nie­mal połowę wszyst­kich współ­cze­śnie żyją­cych bocia­nów, wkrótce może się tam zna­leźć. Ich popu­la­cje dra­ma­tycz­nie zmniej­szają liczeb­ność. Znik­nię­cie bocia­nów byłoby dla świata nie­po­we­to­waną stratą.

Lubię opty­mi­stycz­nie patrzeć w przy­szłość, więc i tutaj dostrze­gam świa­tełko w tunelu. Pomy­sły na ochronę bocia­nów są powszech­nie reali­zo­wane i speł­niają swoje zada­nie. Wiele z nich wymy­ślono w naszym kraju spe­cjal­nie dla bociana bia­łego, a dziś służą całej bocia­niej rodzi­nie. Będziemy o tym jesz­cze wspo­mi­nać w kolej­nych roz­dzia­łach.

A co wiemy o bocia­nach bia­łych z cza­sów pre­hi­sto­rycz­nych, które żyły na tere­nie Pol­ski? Otóż to, że towa­rzy­szyły czło­wie­kowi od dawna, a pierw­sze dowody pocho­dzą z holo­cenu, czyli epoki, która zaczęła się jakieś 11 tysięcy lat temu i trwa do dziś. W książce A History of Polish Birds5 można zna­leźć infor­ma­cję, że wszyst­kie szczątki bocia­nów bia­łych odkryte na 17 sta­no­wi­skach w Pol­sce, głów­nie na pół­nocy kraju, znaj­do­wały się na tere­nie ludz­kich osad. Naj­star­sze zacho­wane kości pocho­dzą z oko­lic miej­sco­wo­ści Dąbki nad Bał­ty­kiem (dato­wane na 6200–3300 r. p.n.e.), Jaku­szo­wice (2500–476 r. n.e) i Sobie­ju­chy (800–450 r. p.n.e.).

Nie­stety, z książki nie dowia­du­jemy się, w jaki spo­sób szczątki tam tra­fiły, ale intu­icja pod­po­wiada mi, że ptaki zostały po pro­stu zje­dzone. Jeśli takie przy­padki zda­rzały się w śre­dnio­wiecz­nej Anglii, a w Afryce są obser­wo­wane do dziś, to dla­czego pierwsi miesz­kańcy naszych ziem nie mogli mieć podob­nych zwy­cza­jów? Nasuwa się też pyta­nie: czy bocian biały jest smaczny. Nie wiem, nie pró­bo­wa­łem. Książki kuchar­skie mil­czą na ten temat, choć dawne opra­co­wa­nia medyczne suge­ro­wały, że bocia­nie sadło sta­no­wiło sku­teczny lek na kaca i zawroty głowy.

Czarno-biały elegant, czyli rzecz o wyglądzie bociana białego

– A ty, boćku stary, Pió­rek masz do pary; Żaby je liczyły w bło­cie, Nali­czyły cztery kro­cie.

Maria Konop­nicka, Bocian

[Adam]

Bocian czarno-biały

Gdy pytam miesz­kań­ców wsi, czy gdzieś w pobliżu znaj­duje się gniazdo bocia­nów bia­łych, nie­jed­no­krot­nie otrzy­muję odpo­wiedź, że „bia­łych nie ma, ale są czarno-białe”. To trafne spo­strze­że­nie, choć szcze­rze przy­znam, że usły­szaw­szy taką odpo­wiedź, nie spo­sób się nie uśmiech­nąć. Trafne, ponie­waż każdy miesz­ka­niec naszego kraju od naj­młod­szych lat wie, jakie kolory mają pióra tego ptaka – czarno-białe. A gdy dodamy do tego czer­wony dziób, uzy­sku­jemy połą­cze­nie zbli­żone do naszych naro­do­wych barw. Nic dziw­nego, że bocian biały cie­szy się w Pol­sce tak dużą sym­pa­tią.

Wiele innych zwie­rząt wyróż­nia się podobną kon­tra­stową apa­ry­cją, choćby pandy wiel­kie, orki, lemury katta, zebry, tapiry anta, skunksy, rodzime dzię­cioły pstre, oknówki, sro­ko­sze czy sroki. Mimo że wie­lo­barwne gatunki – kra­ski, żołny, papugi, pawie, tukany, tru­jące drze­wo­łazy czy ryby zasie­dla­jące rafy kolo­rowe – o wiele moc­niej przy­cią­gają naszą uwagę, to wła­śnie te czarno-białe gatunki należą do naj­bar­dziej cha­ry­zma­tycz­nych zwie­rząt na naszej pla­ne­cie. Mam tu na myśli w szcze­gól­no­ści pandę wielką, dłu­go­płe­twca, fokę gren­landzką, bie­lika ame­ry­kań­skiego, kon­dora kali­for­nij­skiego i pin­gwiny. Podob­nie jest w wypadku bociana bia­łego, który w wielu kra­jach euro­pej­skich stał się ikoną kra­jo­brazu rol­ni­czego, a liczba zwią­za­nych z nim wie­rzeń, przy­słów i zabo­bo­nów jest ogromna. Ze względu na swój wygląd i spo­sób życia bocian po pro­stu przy­ciąga uwagę.

Czarny

Czarne pióra w skrzy­dłach, które służą do lata­nia, nazy­wamy lot­kami pierw­szego lub dru­giego rzędu. W związku z tym, że szybko się zuży­wają, ptaki regu­lar­nie je wymie­niają – nazy­wamy ten pro­ces pie­rze­niem. W wypadku bocia­nów bia­łych odbywa się on na lęgo­wi­skach, czyli w okre­sie, gdy prze­by­wają w naszym kraju i wycho­wują młode. Od maja do sierp­nia na ich skrzy­dłach poja­wiają się luki w upie­rze­niu – naj­czę­ściej można je zaob­ser­wo­wać, gdy ptaki latają mię­dzy gniaz­dem a oko­licz­nymi łąkami. W ich miej­scu wyra­stają wkrótce nowe pióra, a dzięki nim pod koniec sierp­nia, gdy bociany wyru­szą w daleką wędrówkę, będą miały odświe­żony i w pełni sprawny apa­rat lotu.

Młode osob­niki w dru­gim i trze­cim roku życia (w czwar­tym trak­tuje się je jako doro­słe, choć nie­które są zdolne do roz­rodu nawet rok wcze­śniej) roz­po­czy­nają wymianę lotek mie­siąc wcze­śniej niż doj­rzałe ptaki, czyli w kwiet­niu. Pro­ces wymiany tych waż­nych piór zacho­dzi u młod­szych pta­ków bar­dziej burz­li­wie niż u star­szych, gdyż w ciągu roku wymie­niają one do 10 lotek, zaś doro­słe – o połowę mniej. Skąd ta róż­nica? Takie zacho­wa­nie wydaje się zwięk­szać koszty ener­ge­tyczne wędrówki, a także nara­żać młode i nie­do­świad­czone osob­niki na nie­bez­pie­czeń­stwo. Na szczę­ście natura zna­la­zła na to spo­sób i uchro­niła je przed nad­mier­nym ryzy­kiem. Młode bociany spę­dzają swoje pierw­sze lata życia w Afryce. Przez ten czas nie podej­mują dłu­gich lotów mię­dzy zimo­wi­skami a lęgo­wi­skami, które doro­słe ptaki odby­wają dwa razy w roku, i prze­miesz­czają się tylko lokal­nie, poszu­ku­jąc boga­tych źró­deł pokarmu, np. plag sza­rań­czy.

Za czarne barwy lotek u bocia­nów bia­łych odpo­wiada eume­la­nina, jeden z dwóch typów mela­nin (dru­gim jest feomela­nina nada­jąca jasno­brą­zowe i rude odcie­nie). Sub­stan­cja ta nie tylko wzmac­nia struk­turę piór, lecz także jest anty­ok­sy­dan­tem, który służy do usu­wa­nia szko­dli­wych wol­nych rod­ni­ków6 z orga­ni­zmu. Mela­no­cyty, czyli komórki, które pro­du­kują eume­la­ninę, odgry­wają jed­no­cze­śnie ważną rolę w ochro­nie przed pato­ge­nami. Chro­nią m.in. przed bak­te­riami roz­kła­da­ją­cymi pióra, które podob­nie jak nasze włosy i paznok­cie są zbu­do­wane z kera­tyny. Jest to nie­zwy­kle ważna funk­cja, ponie­waż utrata lotek lub ich znaczne uszko­dze­nie mogłyby ode­brać bocia­nom zdol­ność lotu, a to pro­wa­dzi­łoby do szyb­kiej śmierci, np. na sku­tek ataku dra­pież­nika. Ponie­waż pro­duk­cja mela­nin jest obcią­ża­jąca dla orga­ni­zmu (albo, jak mówią naukowcy, kosz­towna), na kru­czo­czarne pióra mogą sobie pozwo­lić tylko osob­niki w naj­lep­szej kon­dy­cji. U innych pta­ków poja­wiają się na nich mniej­sze lub więk­sze brą­zo­wane roz­ja­śnie­nia.

Usprawnienie szybowania

Czarne pióra odgry­wają jesz­cze jedną rolę, która może mieć duże zna­cze­nie w wypadku bociana bia­łego. Nie­dawno tra­fi­łem na bar­dzo cie­kawy arty­kuł o pta­kach mor­skich. Doty­czył on kon­kret­nie funk­cji ciem­nych koń­có­wek skrzy­deł (mają je np. mewy czy głup­taki). Daw­niej suge­ro­wano, że to jedy­nie ele­ment masku­jący. Oka­zało się jed­nak, że te miej­sca na ciele łatwiej się nagrze­wają, co zmniej­sza opór powie­trza, a zatem ptak potrze­buje mniej ener­gii, by latać. Podobne zja­wi­sko mniej­szego oporu powie­trza zacho­dzi, gdy pod­czas let­nich upa­łów poru­szamy się samo­cho­dem. W takich warun­kach auto zużywa mniej paliwa. Wcze­śniej podobną zależ­ność ciem­nej powierzchni skrzy­deł i spadku ener­go­chłon­no­ści lotu odkryto, bada­jąc drony, któ­rych skrzy­dła poma­lo­wano od góry ciemną farbą.

Naj­now­sze bada­nia wska­zują, że ciemny wierzch skrzy­deł pta­ków mor­skich to ważna cecha popra­wia­jąca wydaj­ność lotu. Myślę, że tak samo może być w wypadku bocia­nów bia­łych, które podob­nie jak ptaki mor­skie, zwłasz­cza w cza­sie wędró­wek, poko­nują duże odle­gło­ści, szy­bu­jąc. Gdy porów­nano wyda­tek ener­ge­tyczny mło­dych osob­ni­ków uczą­cych się latać i w cza­sie ich pierw­szego lotu na zimo­wi­ska, oka­zało się, że w tym pierw­szym wypadku był on znacz­nie wyż­szy. Ozna­cza to, że gdyby – zamiast szy­bo­wać – miały stale machać skrzy­dłami, umar­łyby z wycień­cze­nia przed opusz­cze­niem Europy. Wszystko przez to, że taki lot wymaga około 23 razy wię­cej ener­gii niż szy­bo­wa­nie.

Z tego względu bociany poszu­kują dogod­nych warun­ków do lotu. Co to ozna­cza? Wyko­rzy­stują wzno­szące prądy nagrza­nego od pod­łoża powie­trza, czyli tzw. kominy ter­miczne, które two­rzą się zazwy­czaj pod kopu­la­stymi chmu­rami – cumu­lu­sami. Poszu­kuje ich nie byle kto, a lide­rzy. Naj­lepsi z naj­lep­szych bocia­nich lot­ni­ków. W każ­dym sta­dzie to oni decy­dują, kiedy grupa ma wyru­szyć w podróż, i to oni ją pro­wa­dzą. Można ich roz­po­znać po tym, że w komi­nach ter­micz­nych prze­miesz­czają się po bar­dziej nie­re­gu­lar­nych tra­sach. W ten spo­sób wyszu­kują naj­lep­sze warunki do wzno­sze­nia się, jakby badali je metodą prób i błę­dów, przez co muszą czę­sto kory­go­wać tor swo­jego lotu. Pozo­stałe bociany uważ­nie obser­wują ich wędrówkę i szy­bują po bar­dziej regu­lar­nych tra­jek­to­riach. Gdy lide­rzy dotrą na szczyt, szybko opusz­czają komin ter­miczny i prze­no­szą się do następ­nego. Tym razem to oni zyskują prze­wagę, ponie­waż roz­po­czy­nają szy­bo­wa­nie na więk­szej wyso­ko­ści. Pozo­stałe ptaki są zmu­szone opu­ścić kom­for­towe warunki lotu na niż­szej wyso­ko­ści i podą­żać za doświad­czo­nymi lide­rami. Przez to szyb­ciej tracą wyso­kość, muszą moc­niej i czę­ściej machać skrzy­dłami, a osta­tecz­nie i tak zostają w tyle.

W cza­sie wędrówki młode bociany sto­sują lot aktywny (macha­nie skrzy­dłami) o 23% czę­ściej niż doro­słe osob­niki. Powo­duje to zwięk­sze­nie kosz­tów ener­ge­tycz­nych o 14%. Nie rekom­pen­sują sobie tego krót­szym lotem, a w trak­cie postoju dłuż­szym odpo­czyn­kiem czy inten­syw­niej­szym żero­wa­niem. Dodat­kowo spę­dzają mniej czasu na pie­lę­gna­cji upie­rze­nia, czyli apa­ratu nie­zbęd­nego do lata­nia. Moty­wa­cja pole­ga­jąca na podą­ża­niu za doświad­czo­nymi pta­kami jest sil­niej­sza niż wszystko inne. Jeśli nie nadą­żają, odpa­dają i dołą­czają do innego stada, co dzieje się zazwy­czaj już w pierw­szych dniach wędrówki. Nie podró­żują zatem, jak zwy­kło się uwa­żać, w rodzin­nych gru­pach – tym bar­dziej że bocia­nia mło­dzież najczę­ściej odla­tuje wcze­śniej niż duża część doro­słych, razem z pierw­szymi sta­dami, wcale nie cze­ka­jąc na rodzi­ców. W cza­sie wędrówki młode osob­niki odłą­czają się od doj­rza­łych pta­ków kilka razy i tra­fiają do róż­nych grup. Lecą, chcąc dotrzy­mać im kroku, ale zazwy­czaj trzy­mają się nieco ponad 20 metrów za nimi. W ten spo­sób prze­trwają tylko naj­twardsi z naj­tward­szych wędrow­ców, któ­rzy będą odpo­wie­dzialni za prze­dłu­że­nie gatunku. „Leć albo giń”, można by rzec, para­fra­zu­jąc dewizę Legii Cudzo­ziem­skiej.

Zespół naukow­ców z Insty­tutu Maxa Plancka, który zba­dał to zja­wi­sko, usta­lił, że już po kilku minu­tach lotu na pod­sta­wie jego cha­rak­te­ry­styki można prze­wi­dzieć, jak daleko doleci młody bocian. Ten, który w cza­sie pierw­szej wędrówki czę­ściej wyko­rzy­stuje lot aktywny, będzie zimo­wał bli­żej, czę­sto nie opu­ści Europy. Tylko naj­lepsi lot­nicy, któ­rzy w zde­cy­do­wa­nej więk­szo­ści pole­gają na locie szy­bow­co­wym, docie­rają na afry­kań­skie zimo­wi­ska. Ci, któ­rych wyda­tek ener­ge­tyczny jest naj­więk­szy – albo, mówiąc pro­ściej, zamiast szy­bo­wać, bez­u­stan­nie machają skrzy­dłami – zginą jako pierwsi.

Choć pierw­szo­roczne bociany pono­szą wyż­sze koszty ener­ge­tyczne lotu niż ptaki doro­słe, to w cza­sie podróży ich zdol­no­ści korzy­sta­nia z ter­miki szybko się popra­wiają. Doty­czy to także osob­ni­ków doro­słych, choć w mniej­szym stop­niu. To zja­wi­sko wynika z dwóch rze­czy. Po pierw­sze, obie grupy nabie­rają więk­szego doświad­cze­nia – jak łatwo się domy­ślić, u mło­dych ta nauka prze­biega szyb­ciej, stąd wyraźna poprawa; po dru­gie – im dalej na połu­dnie, tym lep­sze warunki do szy­bo­wa­nia. Robi się coraz cie­plej, a więc czę­ściej two­rzą się kominy ter­miczne. Jest jesz­cze kwe­stia, która doty­czy tylko pierw­szo­rocz­nych bocia­nów: mło­dziaki cią­gle rosną, a ich mię­śnie stają się spraw­niej­sze. Dopiero po trzech, czte­rech latach spę­dzo­nych w Afryce przy­lecą do Pol­ski, by odbyć swoje pierw­sze lęgi. W dro­dze powrot­nej to one staną się lide­rami.

Który lepszy?

Zapewne pod­czas czy­ta­nia poprzed­niego frag­mentu wiele osób zadało sobie pyta­nie: czy bocian czarny jest lep­szym lot­ni­kiem niż bocian biały? W końcu cała wierzch­nia część jego skrzy­deł jest czarna. Odpo­wiedź brzmi: nie jest to takie oczy­wi­ste. W cza­sie jesien­nej migra­cji bocian czarny poko­nuje dzien­nie śred­nią odle­głość 265 kilo­me­trów, a bocian biały – 295 kilo­me­trów. Te pierw­sze lecą ze śred­nią pręd­ko­ścią 33 kilo­me­trów na godzinę, a białe z pręd­ko­ścią 50 kilo­me­trów na godzinę. To mogłoby suge­ro­wać, że lep­szym lot­ni­kiem jest bocian biały. Doro­słe bociany czarne zaczy­nają wędrówkę już o godzi­nie pią­tej rano czasu uni­wer­sal­nego (GMT), a białe dopiero o siód­mej. Może to więk­sza powierzch­nia ciem­nych skrzy­deł daje bocia­nom czar­nym tę moż­li­wość, gdyż sku­tecz­niej się nagrze­wają? W takim razie który z nich jest spraw­niej­szym lot­ni­kiem? Nie­stety nie odpo­wiem na to pyta­nie, ale jedno wiem na pewno – to nie są zawody w udo­wad­nia­niu, kto jest lep­szy.

Biały

Utrzy­ma­nie bia­łych piór w czy­sto­ści to wyzwa­nie rów­nie wiel­kie jak wytwa­rza­nie eume­la­niny. Nie każdy ma czas na ich regu­larne czysz­cze­nie. Aby lśniły, trzeba im poświę­cać sporo czasu, a prze­cież w pierw­szej kolej­no­ści należy zaspo­koić głód swój albo potom­stwa, a naj­czę­ściej jeden i drugi. Oka­zuje się, że samce prze­by­wa­jące w gnieź­dzie poświę­cają na pie­lę­gna­cję upie­rze­nia pra­wie dwa razy wię­cej czasu niż samice. Można by się poku­sić o porów­na­nie do ludzi – z tym, że jeśli cho­dzi o dba­nie o wygląd, u bocia­nów jest odwrot­nie niż w wypadku naszego gatunku.

Taka kosme­tyka piór sta­nowi formę komu­ni­ka­cji pomię­dzy part­ne­rami. Przy czysz­czą­cym się samcu samice spę­dzają zazwy­czaj wię­cej czasu. Czyżby poza podzi­wia­niem jego wyglądu robiły coś jesz­cze? Moż­liwe. Samiec nie powi­nien prze­sa­dzać z czysz­cze­niem piór – może to bowiem zostać ode­brane nie jako prze­jaw dużej ilo­ści wol­nego czasu (a więc zapewne zasob­nych żero­wisk i dobrej kon­dy­cji), ale oznaka zara­że­nia dużą liczbą paso­ży­tów zewnętrz­nych. Pamię­taj, że kiedy od czasu do czasu dra­piesz się po gło­wie i popra­wiasz fry­zurę (jeśli masz to szczę­ście i posia­dasz włosy7), zapewne nikt tego nie zauważy, ale jeśli zaczniesz to robić co chwilę, możesz zostać posą­dzony o cho­robę skóry głowy: łupież lub, co gor­sza, wsza­wicę. We wszyst­kich sfe­rach życia, a więc także w wypadku kosme­tyki upie­rze­nia wyma­gane jest zacho­wa­nie rów­no­wagi. Jak widać, doty­czy to także pta­ków.

W związku z tym nie tylko smo­li­ście czarne pióra, lecz także ich śnieżna biel, a zwłasz­cza kon­trast pomię­dzy czer­nią a bielą sta­no­wią wskaź­nik kon­dy­cji danego osob­nika. Jak łatwo się domy­ślić, ma to zna­cze­nie pod­czas wyboru part­nera. Naukowcy suge­rują, że na pod­sta­wie kon­trastu mię­dzy czar­nymi i bia­łymi pió­rami ptaki mogą oce­niać sta­tus socjalny dru­giego osob­nika, a rodzice zdro­wie swo­jego potom­stwa.

Cie­ka­wych wyni­ków dostar­czają bada­nia mikro­or­ga­ni­zmów żyją­cych na bia­łych i czar­nych pió­rach piskląt bocia­nów bia­łych. W 2021 roku mię­dzy­na­ro­dowy zespół naukow­ców (nale­żał do niego także Piotr) opu­bli­ko­wał arty­kuł, który sta­wia wię­cej pytań, niż dostar­cza odpo­wie­dzi. Oka­zało się, że liczeb­ność mikro­or­ga­ni­zmów w sąsia­du­ją­cych ze sobą bia­łych i czar­nych pió­rach raz była więk­sza w tych pierw­szych, a raz w tych dru­gich. Wyniki były zależne od metody, jakiej użyto do ich ozna­cze­nia (raz bak­te­rie były hodo­wane na aga­rze sojo­wym, a raz na mączce z piór). Inne zaska­ku­jące fakty doty­czyły tego, że więk­sze obcią­że­nie piskląt drob­no­ustro­jami – wzglę­dem ich cał­ko­wi­tej liczby oraz liczby bada­nych gatun­ków mikro­or­ga­ni­zmów – wią­zało się z więk­szym suk­ce­sem lęgo­wym wyra­żo­nym więk­szą liczbą mło­dych, które wyle­ciały z gniazda.

Można by się spo­dzie­wać zgoła odmien­nego sce­na­riu­sza, gdyż zazwy­czaj rodzice inwe­stują mniej ener­gii w roz­wój piskląt w gor­szej kon­dy­cji. Wydaje się, że u bocia­nów jest ina­czej i w takim wypadku inwe­stują one wię­cej w utrzy­ma­nie lęgu, co osta­tecz­nie przy­nosi pozy­tywny rezul­tat (z roz­działu o pisklę­tach dowie­cie się, że cza­sami słab­sze młode mogą w przy­szło­ści roz­mna­żać się efek­tyw­niej niż naj­star­sze i naj­sil­niej­sze pisklęta). Liczne bak­te­rie mogą także sta­no­wić sty­mu­la­cję dla układu odpor­no­ścio­wego, co może pro­cen­to­wać w dal­szych latach życia.

Osta­tecz­nie przy­naj­mniej jedna kwe­stia wyni­ka­jąca ze wspo­mnia­nych badań oka­zała się zgodna z ocze­ki­wa­niami: jeśli liczba mikro­or­ga­ni­zmów w czar­nych pió­rach była więk­sza niż w bia­łych, młode rosły szyb­ciej. Nic dziw­nego – musiały być w lep­szej kon­dy­cji, bo ich sys­tem odpor­no­ściowy dzia­łał spraw­niej. Naukowcy przyj­rzeli się także zacho­wa­niom doro­słych pta­ków w pobliżu piskląt. Rodzice bacz­niej obser­wo­wali młode, które miały wię­cej bak­te­rii na pió­rach. To może wyja­śniać, dla­czego takie pary osią­gały wyż­szy suk­ces lęgowy: ich opieka rodzi­ciel­ska była bowiem inten­syw­niej­sza.

Wiele rze­czy wymaga jesz­cze wyja­śnie­nia, a sami bada­cze wska­zują, że, nie­stety, bez kon­tro­lo­wa­nych eks­pe­ry­men­tów się nie obej­dzie. Po raz kolejny poka­zuje to, że bocian biały, mimo że dość dobrze zba­dany, wciąż ma przed nami sporo tajem­nic.

Czerwony

Nad­szedł czas na wyja­śnie­nie, skąd u bociana czer­wone nogi, dziób, pod­bró­dek i gar­dło. To przez czer­wone karo­te­no­idy, które nadają im tak inten­sywną barwę. Ptaki nie są w sta­nie same ich wytwo­rzyć, więc dostar­czają je orga­ni­zmowi wraz z pokar­mem. Wła­śnie z tego powodu młode nie rodzą się z czer­wo­nymi nogami i dzio­bem. Począt­kowo te czę­ści ciała są czarne i dopiero z cza­sem poja­wiają się pierw­sze poma­rań­czowe frag­menty. Ponie­waż barwa ta wymaga utrzy­ma­nia odpo­wied­niej diety boga­tej w barw­niki, a więc wła­ści­wej ilo­ści pokarmu dobrej jako­ści, cecha ta, podob­nie jak kon­trast pomię­dzy czar­nymi i bia­łymi pió­rami, świad­czy o dobrej kon­dy­cji danego osob­nika. Bociany wyko­rzy­stują ją rów­nież do oceny poten­cjal­nego part­nera.

W nie­któ­rych rejo­nach Europy, głów­nie w Por­tu­ga­lii i Hisz­pa­nii, za kolor dzio­bów i nóg odpo­wiada inny czer­wony karo­te­noid niż w naszych warun­kach, a mia­no­wi­cie: astak­san­tyna. W tych kra­jach bociany żerują na polach ryżo­wych, gdzie chwy­tają zawle­czone z Ame­ryki Pół­noc­nej raki luizjań­skie. Czer­wona barwa tych sko­ru­pia­ków jest wyni­kiem ogrom­nej ilo­ści astak­san­tyny zgro­ma­dzo­nej w ich cia­łach.

Astak­san­tyna znaj­duje się m.in w czer­wo­nym mię­sie łososi czy kre­we­tek oraz sło­nacz­ków – drob­nych sko­ru­pia­ków żyją­cych w sło­nych przy­brzeż­nych wodach. Od spo­ży­wa­nia sło­nacz­ków różo­wego koloru nabie­rają fla­mingi. Barw­nik ten należy do naj­sil­niej­szych anty­ok­sy­dan­tów – związ­ków opóź­nia­ją­cych pro­cesy sta­rze­nia. Poza tym chroni przed pro­mie­nio­wa­niem ultra­fio­le­to­wym, co zabez­pie­cza przed nisz­cze­niem DNA. Czy z tego względu osob­niki spo­ży­wa­jące pokarm bogaty w astak­san­tynę będą żyły dłu­żej i utrzy­mają lep­szą kon­dy­cję? Mam nadzieję, że to zagad­nie­nie zosta­nie nie­długo wyja­śnione, gdyż jest sza­le­nie intry­gu­jące.

Pierw­sze obser­wa­cje dzia­ła­nia anty­ok­sy­dan­tów na bociany białe już poczy­niono. Ana­liza eks­pe­ry­mentu, w któ­rym jed­nej gru­pie piskląt podano zastrzyk z wita­miny E i selenu (anty­ok­sy­dan­tów), a dru­giej gru­pie sól fizjo­lo­giczną, wyka­zała zna­czące róż­nice w skra­ca­niu się telo­me­rów. Już tłu­ma­czę, czym one są. U pta­ków chro­mo­somy znaj­du­jące się w komór­kach, które są nośni­kami mate­riału gene­tycz­nego, mają kształt pałe­czek ze spe­cjal­nymi, przy­po­mi­na­ją­cymi czapki zabez­pie­cze­niami na zakoń­cze­niach. To wła­śnie telo­mery. Z każ­dym podzia­łem komór­ko­wym, czyli po każ­dej run­dzie repli­ka­cji DNA, ule­gają one skró­ce­niu. Krót­sze telo­mery ozna­czają mniej podzia­łów, a dłuż­sze – wię­cej. W dość dużym uprosz­cze­niu na tej pod­sta­wie można prze­wi­dy­wać dłu­gość życia danego osob­nika. Są to oczy­wi­ście tylko ogólne sza­cunki, nikt nie jest w sta­nie okre­ślić dokład­nej daty śmierci.

W wypadku piskląt przyj­mu­ją­cych anty­ok­sy­danty telo­mery skra­cały się znacz­nie wol­niej. Mamy zatem dość mocne pod­stawy, by prze­wi­dy­wać, że bociany żeru­jące na rakach luizjań­skich będą żyły dłu­żej od swo­ich krew­nych utrzy­mu­ją­cych inną dietę. Ame­ry­kań­skie raki zasie­dliły już całą Europę Zachod­nią z Wielką Bry­ta­nią i Wło­chami włącz­nie, a ostat­nio coraz czę­ściej są spo­ty­kane w Pol­sce. Nie­wy­klu­czone, że nie­długo i nasze bociany będą się nimi żywić, a ich dzioby i nogi nabiorą inten­syw­niej­szej czer­wo­nej barwy.

Bociany żywiące się rakami mają nie tylko mocno czer­wony odcień nóg i dzioba. Oka­zuje się, że także ich skóra staje się nie­ty­powo poma­rań­czowa, szcze­gól­nie pod skrzy­dłami i na brzu­chu. U mło­dych nie­kar­mio­nych rakami jest ona biała. Pisklęta, które od samego początku były żywione rakami luizjań­skimi, mają jasno­czer­wone nogi i dzioby, nato­miast u piskląt na stan­dar­do­wej die­cie te czę­ści ciała są czarne (m.in. u bocia­nów żyją­cych w Pol­sce). Rów­nież u doro­słych pta­ków kon­cen­tra­cja czer­wo­nego barw­nika jest naj­wyż­sza wła­śnie w nogach i dzio­bach. Ina­czej niż pióra wspo­mnia­nych fla­min­gów upie­rze­nie bocia­nów nie nabiera różo­wej lub czer­wo­nej barwy. Ozna­cza to, że wewnętrzne mecha­ni­zmy regu­lują, gdzie mają być umiesz­czane kon­kretne barw­niki, nawet jeśli ich poziom jest bar­dzo wysoki.

Zasta­na­wiam się nad ostat­nim pyta­niem zwią­za­nym z tym tema­tem: czy czer­wień­sze osob­niki są bar­dziej atrak­cyjne dla poten­cjal­nych part­ne­rów? Śmiem przy­pusz­czać, że tak. Prze­cież karo­te­no­idowa orna­men­ta­cja – tym ter­mi­nem naukowcy zwy­kli nazy­wać czer­wone ozdoby na cia­łach pta­ków – jest sygna­łem jako­ści osob­ni­czej8.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. Zasta­na­wia­łem się, czy Pala­eoephip­pior­hyn­chus edwardsi nie został tak nazwany na cześć Edwarda – syna Adama Zby­ryta i wiel­kiego miło­śnika dino­zau­rów, ale przy­kro mi – opi­sano go bowiem już w 1930 roku, więc jest star­szy nawet ode mnie! [wróć]

2. Grupa ta nie posiada for­mal­nej pol­skiej nazwy, jest dosłow­nym tłu­ma­cze­niem angiel­skiego ter­minu Cico­nia alba group.[wróć]

3. Z tego wła­śnie względu zmie­niono nazwę mewy pospo­li­tej na mewę siwą. Zaska­ku­jące było okre­śle­nie jej przy­miot­ni­kiem „pospo­lita”, gdyż mewa ta ni­gdy nie była w Pol­sce licz­nym gatun­kiem. W ciągu ostat­nich kil­ku­na­stu lat jej popu­la­cja w naszym kraju skur­czyła się o 80%. Według kry­te­riów Mię­dzy­na­ro­do­wej Unii Ochrony Przy­rody aktu­al­nie mewa siwa speł­nia kry­te­rium gatunku zagro­żo­nego wygi­nię­ciem. [wróć]

4. Strona inter­ne­towa pro­jektu Spu­rious Cor­re­la­tions: www.tyle­rvi­gen.com/spu­rious-cor­re­la­tions (dostęp: 19.02.2022). [wróć]

5. Z. Bocheń­ski, Z.M. Bocheń­ski, T. Tomek, A History of Polish Birds, Kra­ków 2012. [wróć]

6. Mówiąc pro­sto, to takie atomy, któ­rych elek­trony nie mają pary, dla­tego pod­kra­dają inne elek­trony z naj­bliż­szego oto­cze­nia. Może to pro­wa­dzić do uszko­dze­nia DNA, a nawet wywo­ły­wać raka. Wolne rod­niki odgry­wają ważną rolę w pro­ce­sie sta­rze­nia się orga­ni­zmu. [wróć]

7. Naj­now­sze bada­nia genomu Pola­ków wyka­zały, że mamy więk­szą ten­den­cję do łysie­nia niż śred­nia euro­pej­ska wśród przed­sta­wi­cieli płci męskiej. E. Kaja et al., The Tho­usandPolish Geno­mes Pro­ject – A Natio­nal Data­base of Polish Variant Allele Fre­qu­en­cies, Pro­jekt Nasze Genomy, 2021, doi: https://doi.org/10.1101/2021.07.07.451425. [wróć]

8. Jakość osob­ni­cza – zespół cech świad­czą­cych o kon­dy­cji osob­ni­czej dzi­kich zwie­rząt, która odzwier­cie­dla ich stan zdro­wotny, poten­cjał roz­rod­czy i prze­ży­wal­ność. [wróć]