Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Bocian biały to najbardziej polski ptak. Żaden inny gatunek nie wzbudza tak dużego zainteresowania – każdego roku przyloty i odloty bocianów komentują największe krajowe media. Czy to zainteresowanie przekłada się na szerszą wiedzę o tym gatunku? Niekoniecznie. Dlatego postanowiliśmy zebrać najważniejsze informacje na jego temat, z których tylko niewielka część przebija się do powszechnej świadomości.
W książce odpowiadamy na najbardziej nurtujące pytania: czy bociany lubią żaby? Czy faktycznie łączą się w pary na całe życie? Czy bociany to wyrodni rodzice, którzy zabijają najsłabsze pisklęta? Czy faktycznie co czwarty bocian jest Polakiem? Ile waży bocianie gniazdo i do czego bocianom służy krowie łajno?
Książka Bocian. Biografia nieautoryzowana rozprawia się z wieloma mitami dotyczącymi tego ptaka, a wszystko to w oparciu o najnowsze odkrycia naukowe, do których przyczynili się także autorzy książki. To pierwsza taka publikacja o bocianie białym. Każdy miłośnik tego gatunku powinien po nią sięgnąć i mamy nadzieję, że będzie do niej wracać – tak jak co roku powraca temat bocianich przylotów.
Adam Zbyryt, Piotr Tryjanowski
O AUTORACH
Adam Zbyryt (ur. 1983) – biolog, ornitolog, popularyzator nauki. Zawodowo związany z Uniwersytetem w Białymstoku. Miłośnik emocjonalnego i intelektualnego życia zwierząt. Autor dwóch książek przyrodniczych i kilkudziesięciu artykułów popularnonaukowych i naukowych. Razem z Marcinem Cichońskim prowadzi cykl „Dwóch ludzi z puszczy” na antenie Radia 357. Zwycięzca organizowanego przez serwis PAP „Nauka w Polsce” konkursu Popularyzator Nauki 2021 w kategorii Animator. Jego największą pasją jest odkrywanie złożonych relacji w świecie zwierząt i przekazywanie wiedzy na ich temat.
prof. dr hab. Piotr Tryjanowski (ur. 1970) – jeden z najczęściej cytowanych biologów w Polsce, związany z Uniwersytetem Przyrodniczym w Poznaniu. Badacz interakcji zwierząt i ludzi. Członek specjalistycznej grupy bocianiej w Międzynarodowej Unii Ochrony Przyrody (IUCN). Opublikował 17 książek i ponad 300 artykułów naukowych w najlepszych czasopismach o międzynarodowym zasięgu. Współautor książki Ornitologia terapeutyczna i kilkunastu prac o wpływie kontaktu z przyrodą na pracę mózgu i ogólny dobrostan. W wolnych chwilach uwielbia obserwować ptaki, pić dobre morawskie wina, jeść sery i zachwycać się beczeniem owiec.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 286
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Bocian wciąga. Nas wciągnął i nic nie wskazuje na to, by miał się nam znudzić. Nie ma chyba bardziej charyzmatycznego ptaka w naszym kraju. Oczywiście mamy orły przednie, bieliki czy żurawie, które także cieszą się dużą estymą, ale fakt, że bocian żyje tak blisko człowieka i niemal każdy może z nim obcować, czyni go największym ulubieńcem Polaków. A także naszym ulubieńcem. Choć nasze zainteresowania naukowe wykraczają daleko poza badania bociana białego, to właśnie związane z nimi projekty cieszą nas najbardziej.
Co ciekawe, zawodowi ornitolodzy i miłośnicy ptaków wcale nie darzą bociana białego tak dużym sentymentem jak reszta społeczeństwa. Wszystko przez to, że łatwo go odnaleźć, policzyć, poprawnie oznaczyć gatunek. Większości z nich jawi się on jako ptak niestawiający wyzwań badawczych, pozbawiony zagadek. Na szczęście – przynajmniej naszym zdaniem – to błędna diagnoza. Bocian wciąż ma wiele tajemnic.
Podczas pisania tej książki przyświecał nam jeden cel: chcieliśmy przybliżyć Czytelnikom aktualną wiedzę naukową na temat tego gatunku. Większość tekstów – także tych pochodzących z Polski – na temat biologii, ekologii czy ochrony bociana białego jest publikowana w specjalistycznych magazynach w języku angielskim. Choć nie wątpimy, że większość Czytelników doskonale zna ten język, a wielu zapewne znacznie lepiej od nas, dotarcie do takich publikacji nie jest łatwe. Barierę stanowią opłaty za dostęp i hermetyczny język, który czasem także nam, po latach pracy naukowej, utrudnia zrozumienie niektórych specjalistycznych badań.
Dlatego po wielu latach obserwacji i działania na rzecz ochrony bocianów białych postanowiliśmy zebrać najciekawsze zagadnienia i przedstawić je w lekkostrawnej formie. Mamy nadzieję, że nam się to udało. W niektórych miejscach podajemy najświeższe informacje in statu nascendi – takie, które czekają na poważniejszą analizę i dyskusję. Łatwiej to uczynić w formie książkowej niż w artykułach naukowych, które muszą być dostosowane do restrykcyjnych wymogów. Nauka to bowiem nie tylko chłodne przedstawienie danych, nie tylko poznanie wybranych zagadnień i gatunków, lecz także uprawiający badania naukowe ludzie z ich osobistymi doświadczeniami, ograniczeniami, preferencjami, a nawet marzeniami.
Nieco się asekurując, od razu zastrzegamy, że książka ta nie jest monografią naukową, nie stanowi zatem podsumowania całej opublikowanej wiedzy na temat tego gatunku. Staraliśmy się skupić na zagadnieniach, które z różnych powodów – czy to przez opublikowane artykuły naukowe, czy przez lata poznawania bocianich zwyczajów w terenie – są nam najbliższe. Duża część przedstawionej treści to nasze osobiste doświadczenia. Chcieliśmy się nimi podzielić z wszystkimi miłośnikami bocianów.
Nasze rozważania oparliśmy głównie na doniesieniach ze świata nauki, więc na kartach tej książki wielokrotnie powtarzają się nazwiska badaczy ptaków. Będziemy się do nich odwoływać, gdyż niektórzy poświęcali i poświęcają bocianom białym całe swoje życie. Poza tym z wieloma z nich regularnie współpracujemy na polu naukowym – nasze drogi cały czas się przeplatają. Niestety nie mogliśmy wspomnieć o wszystkich (jest ich grubo ponad setka!), ale o wszystkich pamiętamy i jesteśmy bardzo wdzięczni za wykonaną pracę.
Mamy nadzieję, że lektura tej książki przybliży Czytelnikom fascynujący gatunek, jakim jest bocian biały. Ostatnie czasy przyniosły mnóstwo zaskakujących odkryć na jego temat, którymi chcieliśmy się podzielić z innymi miłośnikami ptaków. Wierzymy, że czytanie o nich sprawi Wam tyle radości, ile nam przyniosło poznawanie tych niezwykłych zjawisk. Życzymy miłej lektury!
Autorzy
Rodzina to nie przyjaciele, nie możesz jej sobie wybrać.
Stephen King, Bastion
[Piotr]
Szlachectwo zobowiązuje, a zostało ono nadane bocianowi białemu przez samego Karola Linneusza, twórcę współczesnej systematyki, który opisał ten gatunek. Kto nadaje tytuły, ten ma władzę, a bocian, wraz z wieloma gatunkami ptaków pierwotnie opisanych, znalazł się w przełomowej dziesiątej edycji dzieła Systema Naturae. Otrzymał tam binominalną nazwę – binominalna nomenklatura to pomysł Linneusza – Ardea ciconia. Co ciekawe, oryginalna nazwa przetrwała zaledwie dwa lata i już w 1760 roku francuski zoolog Mathurin Jacques Brisson przeklasyfikował bociana do nowego rodzaju Ciconia, jednocześnie nadając mu status gatunku typowego. Z tego względu przy obecnej nazwie ptaka nazwisko tego, kto go pierwszy opisał, jest umieszczane w nawiasie. Pełna naukowa nazwa bociana białego bywa w całości zapisywana następująco: Ciconia ciconia (Linnaeus, 1758). Formalnie w obrębie gatunku Ciconia ciconia wyróżnia się dwa podgatunki: C. c. ciconia i C. c. asiatica. Pierwszy to tzw. podgatunek nominatywny opisany przez wspomnianego Linneusza. Gniazduje w pasie od Półwyspu Iberyjskiego przez Francję, Niemcy po Europę Środkową i Wschodnią, Bałkany, Kaukaz, Azję Mniejszą i Bliski Wschód oraz Europę Północną, a także południową Afrykę. To właśnie nasz polski bocian. Drugi został opisany przez rosyjskiego przyrodnika Nikołaja Siewiercowa w 1873 roku. Gniazduje w Azji Środkowej, a zimę spędza na obszarze rozciągającym się od Iranu po Indie, ale odnotowano także przypadki zimowania na Sri Lance i w Mjanmie (dawniej Birma). Jest nieco większy niż „nasz” bocian.
Każdy ma swoich przodków – bliższych i dalszych. Mają ich oczywiście także bociany, a obecnie, po licznych przepychankach systematyków łączących bociany nawet z kondorami (sic!), bocianowe (Ciconiiformes) są uważane za odrębny rząd obejmujący tylko jedną rodzinę bocianowatych (Ciconiidae). Niestety, początki tego rzędu i jego wczesna ewolucja giną w mrokach dziejów i głębokich pokładach geologicznych. Paleontolodzy szacują, że przodkowie bocianowatych pojawili się na Ziemi w eocenie, czyli 50–40 milionów lat temu, a już nieco później – oczywiście w geologicznej skali czasu – w oligocenie (34–23 milionów lat temu) narodzili się przedstawiciele współcześnie żyjących rodzajów.
Skamieniałości z obu tych epok są jednak bardzo nieliczne. Najstarsze pochodzą sprzed 38–47 milionów lat (środkowy eocen) z terenu Chin. Są to fragmenty kończyn tylnych zwierząt, które zostały zaliczone do gatunków Eociconia sangequanensis i Sanshuiornis zhangi. Choć nazwa pierwszego jest ewidentnie bociania, to nie ma pewności, czy były to bociany zbliżone wyglądem i cechami anatomicznymi do tych znanych nam obecnie. Znacznie przejrzyściej sprawa wygląda w wypadku późniejszych skamieniałości egipskich datowanych na 28,4–33,9 miliona lat temu i zaklasyfikowanych do gatunku Palaeoephippiorhynchus dietrichi. Badaczy zaskoczył fakt, że pośród szczątków tego bociana zachował się prawie kompletny dziób przypominający kształtem masywny dziób współczesnego żabiru, od którego jednak kopalny bocian różnił się krótszymi nogami. Ale podobnie jak wspomniany żabiru, symbol brazylijskiej równiny Pantanal, P. dietrichi był gatunkiem silnie związanym ze środowiskiem wodnym i osiągał podobne, czyli znacznie większe od naszego boćka rozmiary ciała. Żabiru to bociani olbrzym mogący ważyć nawet dziewięć kilogramów, a rozpiętość jego skrzydeł dochodzi do 2,8 metra. Podczas pierwszego spotkania gatunek ten robi piorunujące wrażenie.
Szczątki kolejnego przedstawiciela rodzaju Palaeoephippiorhynchus, nazwanego Palaeoephippiorhynchus edwardsi1, pochodzą z terenów Francji i Libii, a ich wiek oszacowano na 20–23 milionów lat. Są obecnie uznawane za podstawowe dowody wczesnej ewolucji bocianów. Dodatkową informacją uzyskaną podczas badań tych skamieniałości jest istnienie błony pławnej, której szczątkowa wersja zachowała się także u dzisiejszych bocianów. To wskazuje, że przodkami tej grupy były ptaki pływające. Z tego względu tradycyjne zaliczanie bocianów do ptaków wodno-błotnych ma sens (sprawdźcie, proszę, gdzie bocianie tablice znajdują się w przewodnikach terenowych) nawet wtedy, gdy częściej obserwujemy je spacerujące po łąkach, polach czy sawannie niż żerujące nad wodą.
Czy z tych badań możemy wywnioskować, kiedy pojawił się główny bohater naszej książki? Odpowiedź jest dość rozczarowująca, gdyż zgodnie z najnowszą wiedzą precyzyjne oszacowanie czasu pojawienia się bociana białego jest niemożliwe. Najstarsze ślady prowadzą do Afryki, konkretnie na wyspy na Jeziorze Wiktorii, gdzie angielscy i irlandzcy badacze znaleźli skamieniałości prawej kości ramiennej i zakwalifikowali je do rodzaju Ciconia. Pojawiły się one w osadach mioceńskich i mogą mieć nawet 24 miliony lat. Autorzy publikacji opisującej to znalezisko zalecają jednak ostrożność w interpretacji odkrycia i zaznaczają, że skamieniałości mogą być zarówno szczątkami bociana białego, jak i bociana czarnego. Wszystko przez to, że akurat te fragmenty kości u obu gatunków mają tę samą wielkość i bardzo podobną strukturę.
Rodzina bocianów obejmuje sześć rodzajów: Mycteria, Anastomus, Ephippiorhynchus, Jabiru, Leptoptilos oraz Ciconia podzielonych na 19 współcześnie żyjących gatunków zamieszkujących wszystkie kontynenty z wyjątkiem Antarktydy. Z rodzaju Ciconia, do którego przynależy bocian biały i sześć innych gatunków, paleontolodzy, kierując się różnicami w wielkości i morfologii, wydzielili dwie nieformalne grupy. Pierwsza z nich to tzw. grupa bociana białego2, druga zaś to small storks, czyli dosłownie ‘małe bociany’. Spośród gatunków współczesnych do pierwszej są zaliczane cztery gatunki, w tym bocian czarny, a do drugiej trzy gatunki, głównie mniejsze ptaki pochodzące z tropików.
Co bardzo ciekawe, obie wskazane grupy z rodzaju Ciconia pojawiają się w zapisie kopalnym w tym samym czasie, a ich przedstawiciele tylko w niewielkim stopniu różnili się od obecnie występujących gatunków. Może właśnie to stanowi rozwiązanie zagadki, dlaczego młode bociany mają tak prymitywny, gadzi wyraz „twarzy”?
Młode osobniki zdecydowanie nie grzeszą urodą, choć dorosłe bywają piękne i eleganckie. Z tego powodu mam pewien estetyczny fetysz – otóż marzy mi się, aby zobaczyć Koronę Bocianów. Owa „korona” to ptasiarska nazwa nadawana, analogicznie do Korony Himalajów, wszystkim ptakom z konkretnej grupy, które chce się zaobserwować. Z tym, że aby to osiągnąć, nie trzeba się wspinać na szczyty, należy za to odwiedzić niemal wszystkie kontynenty i prowadzić poszukiwania, co jest nie mniej emocjonujące od górskich wspinaczek. Interesują mnie szczególnie dzierzby i bociany, ale w obu przypadkach do zdobycia Korony brakuje mi jeszcze kilka gatunków, gdyż ich zaobserwowanie wymaga mnóstwa czasu, wytrwałości i pieniędzy. No i trzeba się spieszyć, bo wśród taksonomów szaleją ostatnio tzw. splittersi dzielący gatunki na serię nowych i nadający status gatunkowy dawnym podgatunkom. Dotyczy to także bocianów – można pokusić się o stwierdzenie, że jak to w rodzinie bywa, przepychanki trwają.
Ostatnio bociany wzięli na warsztat naukowcy z Japonii i Tajwanu, którzy korzystają z techniki sekwencjonowania nowej generacji, noszącej mocno brzmiącą nazwę STRONG. Bociany z dumą zajęły miejsce na drzewie filogenetycznym wśród innych ptaków wodnych, całkiem blisko głuptaków, petreli i pingwinów. Przyznam, że dla mnie, badacza bocianów i biologa, to dość zaskakujące. Czy zatem analiza STRONG stanie się narzędziem badawczym na tyle mocnym, by rozjaśnić subtelniejsze zależności w bocianiej rodzinie? Czas (czytaj: inni naukowcy) pokaże.
Bocian to ptak bardzo charakterystyczny, o czym już wspominałem i o czym będziemy jeszcze niejednokrotnie pisać w tej książce. To także ptak łatwy do identyfikacji i posiadający pewne cechy umożliwiające porównania do ludzi. Zapewne te kwestie przesądziły o tym, że przez pewne fizyczne lub behawioralne podobieństwo do bociana ktoś stawał się panią Bocian lub panem Bocianem pisanym wielką literą, wszak chodzi o nazwisko. Choć unikamy w tej książce nawiązań ściśle kulturowych i etnograficznych, ten wątek jest szczególnie interesujący właśnie w kontekście genologicznym. Nadawanie szczególnego nazwiska Bocian pozostałoby jedynie ciekawostką onomastyczną, interesującą niewielki krąg językoznawców, gdyby nie szeroki związek bociana z kulturą.
Zastanawiamy się czasem, dlaczego nazywamy daną rzecz tak, a nie inaczej, albo czy cechy zwierzęcia znajdują odzwierciedlenie w jego nazwie naukowej bądź potocznej, albo wreszcie: jak w różnych językach nazywamy te same zjawiska i rzeczy. Nie są to wcale bezzasadne zabawy dla niemających nic lepszego do roboty intelektualistów. Okazuje się, że nazwy zwyczajowe gatunków (czyli te nadawane w poszczególnych językach) mogą mieć ogromny wpływ na powodzenie działań ochronnych, gdyż wpływają na sposób postrzegania danych organizmów przez opinię publiczną. Słowa określające dany gatunek mogą opisywać cechy biologiczne, rozmieszczenie czy pochodzenie, w związku z czym same w sobie mają wartość edukacyjną. Wpływają także na to, jak dużo uwagi poświęcamy danym organizmom. Zazwyczaj chętniej zgadzamy się na ochronę gatunków, których nazwy są bliższe gatunkom udomowionym, a mniej przychylnie patrzymy na te, których nazwa zawiera przymiotnik „pospolity”3. Ludzie chętniej podejmują się działań na rzecz gatunków, z którymi czują się związani. Nazwisko odpowiadające nazwie gatunkowej może być dobrym przykładem takiej relacji.
Do tej pory nie słyszałem, by w ochronie konkretnego gatunku wykorzystywano nazwiska, ale warto byłoby sprawdzić, czy w istocie pani prezeska Czapla chętniej przeznaczyłaby pieniądze na ochronę czapli, a dyrektor Żuraw na ochronę żurawi. Można by się też łatwo domyślić, na jaki gatunek mógłby łożyć znany sportowiec Dariusz „Tiger” Michalczewski. Pomysł jest z naukowego punktu widzenia pociągający, tym bardziej że intuicja podpowiada mi, iż taka zależność mogłaby się pojawić. Gdyby wszyscy ludzie noszący nazwisko Bocian nagle zajęli się ochroną tych ptaków, ich los mógłby ulec zmianie na lepsze. Dlaczego? Na początku XXI wieku w Polsce mieszkało 3894 osoby noszące to nazwisko. Sporo. Pomimo że Bocian nie znalazł się na podium, a nawet nie w pierwszej dziesiątce ptasich nazwisk – wyprzedziły go Dudek, Wróbel, Sikora, Bąk, Czajka, a nawet Słowik, Czapla i Szpak – to i tak przedstawia znaczącą siłę!
Nomen est omen, czyli „imię stanowi znak” – tak, korzystając z maksymy starożytnych Rzymian, nazwaliśmy z moim zespołem projekt, którego wyników niestety nie opublikowaliśmy. Żałuję, ponieważ moja córka Marysia sporo się przy nim napracowała, przeszukując zasoby internetu, by zgromadzić dane na temat ptasich nazwisk. Publikacja nie powstała z różnych względów – poległa pod presją czasu i tysiąca innych zainteresowań. Poniekąd poległa też intelektualnie, ponieważ gdy zaczęliśmy dochodzić, skąd wzięło się nazwisko i sama nazwa bocian, wszystko było proste, ale tylko do 1472 roku. Wtedy bohatera naszej książki ochrzcił tym imieniem jeden z pierwszych polskich przyrodników, Jan Stanko. Później zaczynają się schody, gdyż na przestrzeni wieków bocian jako gatunek otrzymał jeszcze 42 inne określenia. Niedawno zmarły polski językoznawca Janusz Strutyński (Uniwersytet Jagielloński, a później Karpacka Państwowa Uczelnia w Krośnie) sporządził ich pełną listę, z której wymienię kilka: bocion, bocuń, bocoj, busion, busieł, iwanko, wojtek, grzegotka, klek. W tym samym czasie powstawały nazwiska.
Wyniki naszej pracy związanej z nazwami okazały się na tyle ciekawe, że chciałbym je nieco bliżej przedstawić. Pierwotna idea była prosta. Wiemy, że nazwisko dziedziczy się najczęściej po ojcu. W genetyce nazywa się to nawet zasadą „w imię ojca i chromosomu Y”. Ze względu na tradycję dziedziczenia nazwisk w linii męskiej podczas tworzenia drzewa genealogicznego wiele osób skupia się na męskim pniu. Chromosom Y (ten warunkujący męską płeć) jest jednym z najmniejszych chromosomów w ludzkim genomie. Mały, ale wariat! Mężczyźni dziedziczą go po ojcu, który odziedziczył go po swoim ojcu – i tak dalej. Podobnie jest z nazwiskiem.
Spojrzeliśmy na istniejący jeszcze niedawno portal MoiKrewni.pl i sprawdziliśmy, jaka jest liczba osób noszących nazwisko Bocian w poszczególnych powiatach. To jedna strona równania. Druga to liczba bocianich par, a nawet ich sukces lęgowy w tych samych rejonach Polski. Mając te dane, spróbowaliśmy nałożyć dwa układy na siebie. Aparat statystyczny był całkiem pokaźny i skomplikowany. A wyniki? Nieco zaskakujące, ponieważ w żadnym powiecie sama obecność państwa Bocianów nie korelowała z liczbą par lęgowych. Co innego, jeśli chodzi o parametry reprodukcji, takie jak liczba piskląt jednej pary bocianów. Pozostawiając ten sam schemat, spróbowaliśmy uwzględniać w analizach strukturę upraw i wielkość ludzkiej populacji – w końcu im więcej ludzi, tym większa szansa na spotkanie kogoś o danym nazwisku, w tym jakiegoś Bociana.
Okazało się, że państwo Bocianowie mieszkają tam, gdzie bocianom białym jest dobrze, czego dowodzą wysokie wskaźniki rozrodu tych ptaków. Pamiętajmy jednak, że to tylko korelacja, co zresztą tłumaczy się na pierwszych stronach wszystkich podręczników do statystyki. We wsiach, gdzie jest więcej bocianów, na świat przychodzi więcej dzieci, co nie oznacza związku przyczynowo-skutkowego. Może to zależeć od czynnika, którego nie uwzględniono w analizie, jak choćby wielkość wsi czy jej status społeczno-ekonomiczny. W większej wsi, podobnie jak wśród biedniejszych i słabiej wykształconych mieszkańców, będzie więcej dzieci.
By ukazać, jak łatwo wpaść w pułapkę nieprawdziwych korelacji, przywołuję zabawne i makabryczne przykłady opracowane przez Tylera Vigena, który prowadzi projekt Spurious Correlations [Fałszywe korelacje]4. Wynika z nich np. to, że w danym roku istnieje zależność pomiędzy liczbą utonięć w basenach a liczbą filmów, w których wystąpił Nicolas Cage. Inny przykład obrazuje silną korelację pomiędzy wydatkami rządu amerykańskiego na badania a liczbą osób, które straciły życie na skutek powieszenia lub uduszenia.
Tyle na temat zawiłości statystycznych – bocian jest niewątpliwie bardzo ciekawym modelem w tej dziedzinie.
Gniazdo bocianie na dachu budynku czy słupie elektrycznym to dla nas żadna nowość. Podobnie jak bociany zbierające pokarm za traktorem, a nawet kroczące wzdłuż autostrady w poszukiwaniu gryzoni. Lubimy je, podziwiamy, darzymy sympatią. Czy tak jest na całym świecie? Czy wzajemne współzależności ludzi i ptaków mają głębsze ewolucyjne uzasadnienie? Okazuje się, że bardzo trudno badać takie zagadnienia. Próbowałem prowadzić podobne dociekania w odniesieniu do sępów, ale ostatecznie projekt upadł – właśnie z powodu stopnia jego skomplikowania.
Jak wyglądały relacje między bocianami a hominidami w zamierzchłych czasach? Tak się składa, że możemy na ten temat trochę pospekulować, ponieważ bocianie skamieniałości znajdowano w pobliżu szczątków naszych ewolucyjnych przodków. W Afryce przy skamieniałościach Ardipithecus ramidus, wczesnego gatunku z naszego rodzaju Homo, oraz aż trzech gatunków z rodzaju Australopithecus znaleziono szczątki wielkich marabutów. Podobnie było na Jawie, gdzie wykopano je tuż obok fragmentów szkieletu człowieka wyprostowanego Homo erectus, a na indonezyjskiej wyspie Flores – przy Homo floresiensis.
Czy hobbit z Flores, którego odkrywcy ochrzcili tak ze względu na niewielki wzrost, mógł stanowić pożywienie osiągającego wysokość 180 centymetrów gigantycznego bociana z wielkim dziobem, nazywanego fachowo Leptoptilos robustus? Czy też było odwrotnie – to hominidy uzbrojone w prymitywne narzędzia polowały na marabuty? Rozważania nie ustają, ale jest i trzecia możliwość. Hominidy i prehistoryczne bociany polubiły swoje towarzystwo. Ptaki żywiły się resztkami ich pokarmu, a nasi przodkowie cieszyli się, że ktoś po nich sprząta.
Hipoteza nieco przypomina koncepcję udomowienia wilka przez człowieka – z tą zasadniczą różnicą, że z bocianami nigdy się to nie udało. Choć biorąc pod uwagę, jak silnie bocian biały jest powiązany z naszymi osiedlami, pojawia się pokusa, by tak myśleć. Udomowienie to jednak cały ciąg procesów wpływających na zmiany wyglądu, fizjologii i zachowania, a w wypadku tego gatunku niczego podobnego nie zaobserwowano. Mamy jednak dowody na to, że może dojść do samoudomowienia – jak w populacji londyńskich lisów.
Niedawne badanie około 1500 czaszek lisów z tego miasta i okolicznych terenów wykazało, że pyski miejskich lisów są krótsze i szersze. Poza tym puszka mózgowa jest u nich mniejsza niż u lisów podmiejskich, co może świadczyć o zmniejszeniu się mózgu. Zmiany te wynikają najprawdopodobniej z odmiennej diety obu populacji. Lisy żyjące w mieście żerują na odpadkach, a silniejszy i krótszy pysk przydaje im się do rozrywania worków na śmieci i kruszenia kości. Węższy i dłuższy sprawdza się lepiej przy chwytaniu gryzoni w norach zlokalizowanych na polach i łąkach. A jeśli o gryzoniach mowa, to aby je przechytrzać, przydaje się także większy mózg. Gdy się żeruje na odpadkach, które nie uciekają, wcale nie potrzeba wyrafinowanego intelektu. Wszystkie te cechy lisów miejskich, czyli skracające i rozszerzające się pyski, zmniejszające się mózgi, a także większa tolerancja i mniejsza płochliwość w stosunku do ludzi, to cechy powszechnie uznawane za syndrom domestykacji, czyli udomowienia. Zazwyczaj człowiek świadomie steruje tym procesem, jednak londyńskie lisy znalazły swoją własną drogę do domestykacji. Teraz należy tylko czekać na pojawienie się plamistego futra, zwiniętych ogonów, oklapniętych uszu i bardziej przysadzistych ciał, jak w wypadku lisów celowo udomowionych przez rosyjskich zoologów Dmitryego Belyayeva i Lyudmilę Trut w jednym z najsłynniejszych eksperymentów związanych z procesem udomowienia.
W świetle dzisiejszej wiedzy o bocianio-ludzkich relacjach wszystkie przedstawione hipotezy brzmią prawdopodobnie, ale tego, jak było naprawdę, nie dowiemy się nigdy. Bo choć w geologicznej skali czasu olbrzymie bociany i hobbity z Flores istniały stosunkowo niedawno, to na trwałe zniknęły z naszej planety. Nie znamy przyczyn ich wyginięcia, ale wiemy, że obecnie to od naszego gatunku, dumnie nazywanego Homo sapiens, czyli człowiek rozumny, zależy, czy los wymarłych podzieli marabut indyjski, największy żyjących dziś bocian i jednocześnie najbliższy krewniak kopalnych olbrzymów. Jego populacja liczy zaledwie 1500 osobników. Żyjących na Sumatrze i Borneo bocianów garbatych pozostało zaledwie pół tysiąca. Na liście gatunków zagrożonych znajduje się także bocian czarnodzioby z Japonii, a sześć kolejnych, co łącznie stanowi niemal połowę wszystkich współcześnie żyjących bocianów, wkrótce może się tam znaleźć. Ich populacje dramatycznie zmniejszają liczebność. Zniknięcie bocianów byłoby dla świata niepowetowaną stratą.
Lubię optymistycznie patrzeć w przyszłość, więc i tutaj dostrzegam światełko w tunelu. Pomysły na ochronę bocianów są powszechnie realizowane i spełniają swoje zadanie. Wiele z nich wymyślono w naszym kraju specjalnie dla bociana białego, a dziś służą całej bocianiej rodzinie. Będziemy o tym jeszcze wspominać w kolejnych rozdziałach.
A co wiemy o bocianach białych z czasów prehistorycznych, które żyły na terenie Polski? Otóż to, że towarzyszyły człowiekowi od dawna, a pierwsze dowody pochodzą z holocenu, czyli epoki, która zaczęła się jakieś 11 tysięcy lat temu i trwa do dziś. W książce A History of Polish Birds5 można znaleźć informację, że wszystkie szczątki bocianów białych odkryte na 17 stanowiskach w Polsce, głównie na północy kraju, znajdowały się na terenie ludzkich osad. Najstarsze zachowane kości pochodzą z okolic miejscowości Dąbki nad Bałtykiem (datowane na 6200–3300 r. p.n.e.), Jakuszowice (2500–476 r. n.e) i Sobiejuchy (800–450 r. p.n.e.).
Niestety, z książki nie dowiadujemy się, w jaki sposób szczątki tam trafiły, ale intuicja podpowiada mi, że ptaki zostały po prostu zjedzone. Jeśli takie przypadki zdarzały się w średniowiecznej Anglii, a w Afryce są obserwowane do dziś, to dlaczego pierwsi mieszkańcy naszych ziem nie mogli mieć podobnych zwyczajów? Nasuwa się też pytanie: czy bocian biały jest smaczny. Nie wiem, nie próbowałem. Książki kucharskie milczą na ten temat, choć dawne opracowania medyczne sugerowały, że bocianie sadło stanowiło skuteczny lek na kaca i zawroty głowy.
– A ty, boćku stary, Piórek masz do pary; Żaby je liczyły w błocie, Naliczyły cztery krocie.
Maria Konopnicka, Bocian
[Adam]
Gdy pytam mieszkańców wsi, czy gdzieś w pobliżu znajduje się gniazdo bocianów białych, niejednokrotnie otrzymuję odpowiedź, że „białych nie ma, ale są czarno-białe”. To trafne spostrzeżenie, choć szczerze przyznam, że usłyszawszy taką odpowiedź, nie sposób się nie uśmiechnąć. Trafne, ponieważ każdy mieszkaniec naszego kraju od najmłodszych lat wie, jakie kolory mają pióra tego ptaka – czarno-białe. A gdy dodamy do tego czerwony dziób, uzyskujemy połączenie zbliżone do naszych narodowych barw. Nic dziwnego, że bocian biały cieszy się w Polsce tak dużą sympatią.
Wiele innych zwierząt wyróżnia się podobną kontrastową aparycją, choćby pandy wielkie, orki, lemury katta, zebry, tapiry anta, skunksy, rodzime dzięcioły pstre, oknówki, srokosze czy sroki. Mimo że wielobarwne gatunki – kraski, żołny, papugi, pawie, tukany, trujące drzewołazy czy ryby zasiedlające rafy kolorowe – o wiele mocniej przyciągają naszą uwagę, to właśnie te czarno-białe gatunki należą do najbardziej charyzmatycznych zwierząt na naszej planecie. Mam tu na myśli w szczególności pandę wielką, długopłetwca, fokę grenlandzką, bielika amerykańskiego, kondora kalifornijskiego i pingwiny. Podobnie jest w wypadku bociana białego, który w wielu krajach europejskich stał się ikoną krajobrazu rolniczego, a liczba związanych z nim wierzeń, przysłów i zabobonów jest ogromna. Ze względu na swój wygląd i sposób życia bocian po prostu przyciąga uwagę.
Czarne pióra w skrzydłach, które służą do latania, nazywamy lotkami pierwszego lub drugiego rzędu. W związku z tym, że szybko się zużywają, ptaki regularnie je wymieniają – nazywamy ten proces pierzeniem. W wypadku bocianów białych odbywa się on na lęgowiskach, czyli w okresie, gdy przebywają w naszym kraju i wychowują młode. Od maja do sierpnia na ich skrzydłach pojawiają się luki w upierzeniu – najczęściej można je zaobserwować, gdy ptaki latają między gniazdem a okolicznymi łąkami. W ich miejscu wyrastają wkrótce nowe pióra, a dzięki nim pod koniec sierpnia, gdy bociany wyruszą w daleką wędrówkę, będą miały odświeżony i w pełni sprawny aparat lotu.
Młode osobniki w drugim i trzecim roku życia (w czwartym traktuje się je jako dorosłe, choć niektóre są zdolne do rozrodu nawet rok wcześniej) rozpoczynają wymianę lotek miesiąc wcześniej niż dojrzałe ptaki, czyli w kwietniu. Proces wymiany tych ważnych piór zachodzi u młodszych ptaków bardziej burzliwie niż u starszych, gdyż w ciągu roku wymieniają one do 10 lotek, zaś dorosłe – o połowę mniej. Skąd ta różnica? Takie zachowanie wydaje się zwiększać koszty energetyczne wędrówki, a także narażać młode i niedoświadczone osobniki na niebezpieczeństwo. Na szczęście natura znalazła na to sposób i uchroniła je przed nadmiernym ryzykiem. Młode bociany spędzają swoje pierwsze lata życia w Afryce. Przez ten czas nie podejmują długich lotów między zimowiskami a lęgowiskami, które dorosłe ptaki odbywają dwa razy w roku, i przemieszczają się tylko lokalnie, poszukując bogatych źródeł pokarmu, np. plag szarańczy.
Za czarne barwy lotek u bocianów białych odpowiada eumelanina, jeden z dwóch typów melanin (drugim jest feomelanina nadająca jasnobrązowe i rude odcienie). Substancja ta nie tylko wzmacnia strukturę piór, lecz także jest antyoksydantem, który służy do usuwania szkodliwych wolnych rodników6 z organizmu. Melanocyty, czyli komórki, które produkują eumelaninę, odgrywają jednocześnie ważną rolę w ochronie przed patogenami. Chronią m.in. przed bakteriami rozkładającymi pióra, które podobnie jak nasze włosy i paznokcie są zbudowane z keratyny. Jest to niezwykle ważna funkcja, ponieważ utrata lotek lub ich znaczne uszkodzenie mogłyby odebrać bocianom zdolność lotu, a to prowadziłoby do szybkiej śmierci, np. na skutek ataku drapieżnika. Ponieważ produkcja melanin jest obciążająca dla organizmu (albo, jak mówią naukowcy, kosztowna), na kruczoczarne pióra mogą sobie pozwolić tylko osobniki w najlepszej kondycji. U innych ptaków pojawiają się na nich mniejsze lub większe brązowane rozjaśnienia.
Czarne pióra odgrywają jeszcze jedną rolę, która może mieć duże znaczenie w wypadku bociana białego. Niedawno trafiłem na bardzo ciekawy artykuł o ptakach morskich. Dotyczył on konkretnie funkcji ciemnych końcówek skrzydeł (mają je np. mewy czy głuptaki). Dawniej sugerowano, że to jedynie element maskujący. Okazało się jednak, że te miejsca na ciele łatwiej się nagrzewają, co zmniejsza opór powietrza, a zatem ptak potrzebuje mniej energii, by latać. Podobne zjawisko mniejszego oporu powietrza zachodzi, gdy podczas letnich upałów poruszamy się samochodem. W takich warunkach auto zużywa mniej paliwa. Wcześniej podobną zależność ciemnej powierzchni skrzydeł i spadku energochłonności lotu odkryto, badając drony, których skrzydła pomalowano od góry ciemną farbą.
Najnowsze badania wskazują, że ciemny wierzch skrzydeł ptaków morskich to ważna cecha poprawiająca wydajność lotu. Myślę, że tak samo może być w wypadku bocianów białych, które podobnie jak ptaki morskie, zwłaszcza w czasie wędrówek, pokonują duże odległości, szybując. Gdy porównano wydatek energetyczny młodych osobników uczących się latać i w czasie ich pierwszego lotu na zimowiska, okazało się, że w tym pierwszym wypadku był on znacznie wyższy. Oznacza to, że gdyby – zamiast szybować – miały stale machać skrzydłami, umarłyby z wycieńczenia przed opuszczeniem Europy. Wszystko przez to, że taki lot wymaga około 23 razy więcej energii niż szybowanie.
Z tego względu bociany poszukują dogodnych warunków do lotu. Co to oznacza? Wykorzystują wznoszące prądy nagrzanego od podłoża powietrza, czyli tzw. kominy termiczne, które tworzą się zazwyczaj pod kopulastymi chmurami – cumulusami. Poszukuje ich nie byle kto, a liderzy. Najlepsi z najlepszych bocianich lotników. W każdym stadzie to oni decydują, kiedy grupa ma wyruszyć w podróż, i to oni ją prowadzą. Można ich rozpoznać po tym, że w kominach termicznych przemieszczają się po bardziej nieregularnych trasach. W ten sposób wyszukują najlepsze warunki do wznoszenia się, jakby badali je metodą prób i błędów, przez co muszą często korygować tor swojego lotu. Pozostałe bociany uważnie obserwują ich wędrówkę i szybują po bardziej regularnych trajektoriach. Gdy liderzy dotrą na szczyt, szybko opuszczają komin termiczny i przenoszą się do następnego. Tym razem to oni zyskują przewagę, ponieważ rozpoczynają szybowanie na większej wysokości. Pozostałe ptaki są zmuszone opuścić komfortowe warunki lotu na niższej wysokości i podążać za doświadczonymi liderami. Przez to szybciej tracą wysokość, muszą mocniej i częściej machać skrzydłami, a ostatecznie i tak zostają w tyle.
W czasie wędrówki młode bociany stosują lot aktywny (machanie skrzydłami) o 23% częściej niż dorosłe osobniki. Powoduje to zwiększenie kosztów energetycznych o 14%. Nie rekompensują sobie tego krótszym lotem, a w trakcie postoju dłuższym odpoczynkiem czy intensywniejszym żerowaniem. Dodatkowo spędzają mniej czasu na pielęgnacji upierzenia, czyli aparatu niezbędnego do latania. Motywacja polegająca na podążaniu za doświadczonymi ptakami jest silniejsza niż wszystko inne. Jeśli nie nadążają, odpadają i dołączają do innego stada, co dzieje się zazwyczaj już w pierwszych dniach wędrówki. Nie podróżują zatem, jak zwykło się uważać, w rodzinnych grupach – tym bardziej że bociania młodzież najczęściej odlatuje wcześniej niż duża część dorosłych, razem z pierwszymi stadami, wcale nie czekając na rodziców. W czasie wędrówki młode osobniki odłączają się od dojrzałych ptaków kilka razy i trafiają do różnych grup. Lecą, chcąc dotrzymać im kroku, ale zazwyczaj trzymają się nieco ponad 20 metrów za nimi. W ten sposób przetrwają tylko najtwardsi z najtwardszych wędrowców, którzy będą odpowiedzialni za przedłużenie gatunku. „Leć albo giń”, można by rzec, parafrazując dewizę Legii Cudzoziemskiej.
Zespół naukowców z Instytutu Maxa Plancka, który zbadał to zjawisko, ustalił, że już po kilku minutach lotu na podstawie jego charakterystyki można przewidzieć, jak daleko doleci młody bocian. Ten, który w czasie pierwszej wędrówki częściej wykorzystuje lot aktywny, będzie zimował bliżej, często nie opuści Europy. Tylko najlepsi lotnicy, którzy w zdecydowanej większości polegają na locie szybowcowym, docierają na afrykańskie zimowiska. Ci, których wydatek energetyczny jest największy – albo, mówiąc prościej, zamiast szybować, bezustannie machają skrzydłami – zginą jako pierwsi.
Choć pierwszoroczne bociany ponoszą wyższe koszty energetyczne lotu niż ptaki dorosłe, to w czasie podróży ich zdolności korzystania z termiki szybko się poprawiają. Dotyczy to także osobników dorosłych, choć w mniejszym stopniu. To zjawisko wynika z dwóch rzeczy. Po pierwsze, obie grupy nabierają większego doświadczenia – jak łatwo się domyślić, u młodych ta nauka przebiega szybciej, stąd wyraźna poprawa; po drugie – im dalej na południe, tym lepsze warunki do szybowania. Robi się coraz cieplej, a więc częściej tworzą się kominy termiczne. Jest jeszcze kwestia, która dotyczy tylko pierwszorocznych bocianów: młodziaki ciągle rosną, a ich mięśnie stają się sprawniejsze. Dopiero po trzech, czterech latach spędzonych w Afryce przylecą do Polski, by odbyć swoje pierwsze lęgi. W drodze powrotnej to one staną się liderami.
Zapewne podczas czytania poprzedniego fragmentu wiele osób zadało sobie pytanie: czy bocian czarny jest lepszym lotnikiem niż bocian biały? W końcu cała wierzchnia część jego skrzydeł jest czarna. Odpowiedź brzmi: nie jest to takie oczywiste. W czasie jesiennej migracji bocian czarny pokonuje dziennie średnią odległość 265 kilometrów, a bocian biały – 295 kilometrów. Te pierwsze lecą ze średnią prędkością 33 kilometrów na godzinę, a białe z prędkością 50 kilometrów na godzinę. To mogłoby sugerować, że lepszym lotnikiem jest bocian biały. Dorosłe bociany czarne zaczynają wędrówkę już o godzinie piątej rano czasu uniwersalnego (GMT), a białe dopiero o siódmej. Może to większa powierzchnia ciemnych skrzydeł daje bocianom czarnym tę możliwość, gdyż skuteczniej się nagrzewają? W takim razie który z nich jest sprawniejszym lotnikiem? Niestety nie odpowiem na to pytanie, ale jedno wiem na pewno – to nie są zawody w udowadnianiu, kto jest lepszy.
Utrzymanie białych piór w czystości to wyzwanie równie wielkie jak wytwarzanie eumelaniny. Nie każdy ma czas na ich regularne czyszczenie. Aby lśniły, trzeba im poświęcać sporo czasu, a przecież w pierwszej kolejności należy zaspokoić głód swój albo potomstwa, a najczęściej jeden i drugi. Okazuje się, że samce przebywające w gnieździe poświęcają na pielęgnację upierzenia prawie dwa razy więcej czasu niż samice. Można by się pokusić o porównanie do ludzi – z tym, że jeśli chodzi o dbanie o wygląd, u bocianów jest odwrotnie niż w wypadku naszego gatunku.
Taka kosmetyka piór stanowi formę komunikacji pomiędzy partnerami. Przy czyszczącym się samcu samice spędzają zazwyczaj więcej czasu. Czyżby poza podziwianiem jego wyglądu robiły coś jeszcze? Możliwe. Samiec nie powinien przesadzać z czyszczeniem piór – może to bowiem zostać odebrane nie jako przejaw dużej ilości wolnego czasu (a więc zapewne zasobnych żerowisk i dobrej kondycji), ale oznaka zarażenia dużą liczbą pasożytów zewnętrznych. Pamiętaj, że kiedy od czasu do czasu drapiesz się po głowie i poprawiasz fryzurę (jeśli masz to szczęście i posiadasz włosy7), zapewne nikt tego nie zauważy, ale jeśli zaczniesz to robić co chwilę, możesz zostać posądzony o chorobę skóry głowy: łupież lub, co gorsza, wszawicę. We wszystkich sferach życia, a więc także w wypadku kosmetyki upierzenia wymagane jest zachowanie równowagi. Jak widać, dotyczy to także ptaków.
W związku z tym nie tylko smoliście czarne pióra, lecz także ich śnieżna biel, a zwłaszcza kontrast pomiędzy czernią a bielą stanowią wskaźnik kondycji danego osobnika. Jak łatwo się domyślić, ma to znaczenie podczas wyboru partnera. Naukowcy sugerują, że na podstawie kontrastu między czarnymi i białymi piórami ptaki mogą oceniać status socjalny drugiego osobnika, a rodzice zdrowie swojego potomstwa.
Ciekawych wyników dostarczają badania mikroorganizmów żyjących na białych i czarnych piórach piskląt bocianów białych. W 2021 roku międzynarodowy zespół naukowców (należał do niego także Piotr) opublikował artykuł, który stawia więcej pytań, niż dostarcza odpowiedzi. Okazało się, że liczebność mikroorganizmów w sąsiadujących ze sobą białych i czarnych piórach raz była większa w tych pierwszych, a raz w tych drugich. Wyniki były zależne od metody, jakiej użyto do ich oznaczenia (raz bakterie były hodowane na agarze sojowym, a raz na mączce z piór). Inne zaskakujące fakty dotyczyły tego, że większe obciążenie piskląt drobnoustrojami – względem ich całkowitej liczby oraz liczby badanych gatunków mikroorganizmów – wiązało się z większym sukcesem lęgowym wyrażonym większą liczbą młodych, które wyleciały z gniazda.
Można by się spodziewać zgoła odmiennego scenariusza, gdyż zazwyczaj rodzice inwestują mniej energii w rozwój piskląt w gorszej kondycji. Wydaje się, że u bocianów jest inaczej i w takim wypadku inwestują one więcej w utrzymanie lęgu, co ostatecznie przynosi pozytywny rezultat (z rozdziału o pisklętach dowiecie się, że czasami słabsze młode mogą w przyszłości rozmnażać się efektywniej niż najstarsze i najsilniejsze pisklęta). Liczne bakterie mogą także stanowić stymulację dla układu odpornościowego, co może procentować w dalszych latach życia.
Ostatecznie przynajmniej jedna kwestia wynikająca ze wspomnianych badań okazała się zgodna z oczekiwaniami: jeśli liczba mikroorganizmów w czarnych piórach była większa niż w białych, młode rosły szybciej. Nic dziwnego – musiały być w lepszej kondycji, bo ich system odpornościowy działał sprawniej. Naukowcy przyjrzeli się także zachowaniom dorosłych ptaków w pobliżu piskląt. Rodzice baczniej obserwowali młode, które miały więcej bakterii na piórach. To może wyjaśniać, dlaczego takie pary osiągały wyższy sukces lęgowy: ich opieka rodzicielska była bowiem intensywniejsza.
Wiele rzeczy wymaga jeszcze wyjaśnienia, a sami badacze wskazują, że, niestety, bez kontrolowanych eksperymentów się nie obejdzie. Po raz kolejny pokazuje to, że bocian biały, mimo że dość dobrze zbadany, wciąż ma przed nami sporo tajemnic.
Nadszedł czas na wyjaśnienie, skąd u bociana czerwone nogi, dziób, podbródek i gardło. To przez czerwone karotenoidy, które nadają im tak intensywną barwę. Ptaki nie są w stanie same ich wytworzyć, więc dostarczają je organizmowi wraz z pokarmem. Właśnie z tego powodu młode nie rodzą się z czerwonymi nogami i dziobem. Początkowo te części ciała są czarne i dopiero z czasem pojawiają się pierwsze pomarańczowe fragmenty. Ponieważ barwa ta wymaga utrzymania odpowiedniej diety bogatej w barwniki, a więc właściwej ilości pokarmu dobrej jakości, cecha ta, podobnie jak kontrast pomiędzy czarnymi i białymi piórami, świadczy o dobrej kondycji danego osobnika. Bociany wykorzystują ją również do oceny potencjalnego partnera.
W niektórych rejonach Europy, głównie w Portugalii i Hiszpanii, za kolor dziobów i nóg odpowiada inny czerwony karotenoid niż w naszych warunkach, a mianowicie: astaksantyna. W tych krajach bociany żerują na polach ryżowych, gdzie chwytają zawleczone z Ameryki Północnej raki luizjańskie. Czerwona barwa tych skorupiaków jest wynikiem ogromnej ilości astaksantyny zgromadzonej w ich ciałach.
Astaksantyna znajduje się m.in w czerwonym mięsie łososi czy krewetek oraz słonaczków – drobnych skorupiaków żyjących w słonych przybrzeżnych wodach. Od spożywania słonaczków różowego koloru nabierają flamingi. Barwnik ten należy do najsilniejszych antyoksydantów – związków opóźniających procesy starzenia. Poza tym chroni przed promieniowaniem ultrafioletowym, co zabezpiecza przed niszczeniem DNA. Czy z tego względu osobniki spożywające pokarm bogaty w astaksantynę będą żyły dłużej i utrzymają lepszą kondycję? Mam nadzieję, że to zagadnienie zostanie niedługo wyjaśnione, gdyż jest szalenie intrygujące.
Pierwsze obserwacje działania antyoksydantów na bociany białe już poczyniono. Analiza eksperymentu, w którym jednej grupie piskląt podano zastrzyk z witaminy E i selenu (antyoksydantów), a drugiej grupie sól fizjologiczną, wykazała znaczące różnice w skracaniu się telomerów. Już tłumaczę, czym one są. U ptaków chromosomy znajdujące się w komórkach, które są nośnikami materiału genetycznego, mają kształt pałeczek ze specjalnymi, przypominającymi czapki zabezpieczeniami na zakończeniach. To właśnie telomery. Z każdym podziałem komórkowym, czyli po każdej rundzie replikacji DNA, ulegają one skróceniu. Krótsze telomery oznaczają mniej podziałów, a dłuższe – więcej. W dość dużym uproszczeniu na tej podstawie można przewidywać długość życia danego osobnika. Są to oczywiście tylko ogólne szacunki, nikt nie jest w stanie określić dokładnej daty śmierci.
W wypadku piskląt przyjmujących antyoksydanty telomery skracały się znacznie wolniej. Mamy zatem dość mocne podstawy, by przewidywać, że bociany żerujące na rakach luizjańskich będą żyły dłużej od swoich krewnych utrzymujących inną dietę. Amerykańskie raki zasiedliły już całą Europę Zachodnią z Wielką Brytanią i Włochami włącznie, a ostatnio coraz częściej są spotykane w Polsce. Niewykluczone, że niedługo i nasze bociany będą się nimi żywić, a ich dzioby i nogi nabiorą intensywniejszej czerwonej barwy.
Bociany żywiące się rakami mają nie tylko mocno czerwony odcień nóg i dzioba. Okazuje się, że także ich skóra staje się nietypowo pomarańczowa, szczególnie pod skrzydłami i na brzuchu. U młodych niekarmionych rakami jest ona biała. Pisklęta, które od samego początku były żywione rakami luizjańskimi, mają jasnoczerwone nogi i dzioby, natomiast u piskląt na standardowej diecie te części ciała są czarne (m.in. u bocianów żyjących w Polsce). Również u dorosłych ptaków koncentracja czerwonego barwnika jest najwyższa właśnie w nogach i dziobach. Inaczej niż pióra wspomnianych flamingów upierzenie bocianów nie nabiera różowej lub czerwonej barwy. Oznacza to, że wewnętrzne mechanizmy regulują, gdzie mają być umieszczane konkretne barwniki, nawet jeśli ich poziom jest bardzo wysoki.
Zastanawiam się nad ostatnim pytaniem związanym z tym tematem: czy czerwieńsze osobniki są bardziej atrakcyjne dla potencjalnych partnerów? Śmiem przypuszczać, że tak. Przecież karotenoidowa ornamentacja – tym terminem naukowcy zwykli nazywać czerwone ozdoby na ciałach ptaków – jest sygnałem jakości osobniczej8.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1. Zastanawiałem się, czy Palaeoephippiorhynchus edwardsi nie został tak nazwany na cześć Edwarda – syna Adama Zbyryta i wielkiego miłośnika dinozaurów, ale przykro mi – opisano go bowiem już w 1930 roku, więc jest starszy nawet ode mnie! [wróć]
2. Grupa ta nie posiada formalnej polskiej nazwy, jest dosłownym tłumaczeniem angielskiego terminu Ciconia alba group.[wróć]
3. Z tego właśnie względu zmieniono nazwę mewy pospolitej na mewę siwą. Zaskakujące było określenie jej przymiotnikiem „pospolita”, gdyż mewa ta nigdy nie była w Polsce licznym gatunkiem. W ciągu ostatnich kilkunastu lat jej populacja w naszym kraju skurczyła się o 80%. Według kryteriów Międzynarodowej Unii Ochrony Przyrody aktualnie mewa siwa spełnia kryterium gatunku zagrożonego wyginięciem. [wróć]
4. Strona internetowa projektu Spurious Correlations: www.tylervigen.com/spurious-correlations (dostęp: 19.02.2022). [wróć]
5. Z. Bocheński, Z.M. Bocheński, T. Tomek, A History of Polish Birds, Kraków 2012. [wróć]
6. Mówiąc prosto, to takie atomy, których elektrony nie mają pary, dlatego podkradają inne elektrony z najbliższego otoczenia. Może to prowadzić do uszkodzenia DNA, a nawet wywoływać raka. Wolne rodniki odgrywają ważną rolę w procesie starzenia się organizmu. [wróć]
7. Najnowsze badania genomu Polaków wykazały, że mamy większą tendencję do łysienia niż średnia europejska wśród przedstawicieli płci męskiej. E. Kaja et al., The ThousandPolish Genomes Project – A National Database of Polish Variant Allele Frequencies, Projekt Nasze Genomy, 2021, doi: https://doi.org/10.1101/2021.07.07.451425. [wróć]
8. Jakość osobnicza – zespół cech świadczących o kondycji osobniczej dzikich zwierząt, która odzwierciedla ich stan zdrowotny, potencjał rozrodczy i przeżywalność. [wróć]