Bóg odrzuconych. Rozmowy o Kościele, wykluczeniu i pokonywaniu barier - bp Artur Ważny, Piotr Kosiarski - ebook

Bóg odrzuconych. Rozmowy o Kościele, wykluczeniu i pokonywaniu barier ebook

Piotr Kosiarski, Bp Artur Ważny

0,0

Opis

Czy w Kościele jest miejsce dla każdego?

Dziś coraz częściej słyszy się o osobach, które czują się wykluczone z Kościoła. Pytanie o miejsce w nim zadają małżeństwa niesakramentalne, rodzice cierpiący po stracie dziecka, kobiety, które dokonały aborcji, czy pary homoseksualne. Opuszczone czują się także osoby, które w rozmaity sposób zostały skrzywdzone.

Jak kochać Boga, który „daje życie, a potem je zabiera”? Dlaczego tyle czasu zajęło Kościołowi zmierzenie się z tematem wykorzystywania seksualnego? O kim Kościół pamięta, a o kim zapomina? Dlaczego tak wielu ludzi nie zgadza się z kościelnym punktem widzenia na kwestię aborcji? Jak prowadzić dialog ze środowiskami LGBTQ+?

Biskup Artur Ważny w rozmowie z Piotrem Kosiarskim otwarcie odpowiada na najtrudniejsze pytania dotyczące przyszłości Kościoła i osób, które czują się z niego wykluczone.

*

Bóg nikogo nie wyklucza i kocha wszystkich ojcowską miłością. Trzeba o tym mówić, ale i nie zapominać, że miłość „współweseli się z prawdą” (1 Kor 13,6). To z kolei oznacza, że kochając w nieprawdzie, byle jak, w sposób niepełny, będziemy krzywdzić siebie i innych.

 

***

Artur Ważny (ur. 1966) – biskup diecezji sosnowieckiej. Stoi na czele Zespołu KEP ds. Nowej Ewangelizacji. Przez kilkanaście lat uczestniczył w Ogólnopolskiej Inicjatywie Ewangelizacyjnej „Przystanek Jezus”. Prowadził m.in. duszpasterstwa dla osób żyjących w małżeństwach niesakramentalnych oraz osób żyjących z traumą aborcji.

Piotr Kosiarski (ur. 1988) – dziennikarz, podróżnik i redaktor DEON.pl. Laureat Pierwszej Nagrody im. Stefana Żeromskiego (2024) przyznawanej przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich za publikacje o tematyce społecznej. Prowadzi blog „Mapa bezdroży”.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 232

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




bp Ar­tur WażnyPiotr Ko­siar­ski

Bóg od­rzu­co­nych

Roz­mowy o Ko­ściele, wy­klu­cze­niu i po­ko­ny­wa­niu ba­rier

ROZ­DZIAŁ1

„PO­KÓJ TO­BIE, DIE­CE­ZJO SO­SNO­WIECKA”

Na­sze roz­mowy o Ko­ściele oraz lu­dziach, któ­rzy po­trze­bują szcze­gól­nej uwagi i tro­ski ze strony wspól­noty, roz­po­czy­namy od wątku no­mi­na­cji Księ­dza Bi­skupa do die­ce­zji so­sno­wiec­kiej, dzień po jej ka­no­nicz­nym ob­ję­ciu. W die­ce­zji tej na prze­strzeni kil­ku­na­stu mie­sięcy do­szło do dwóch tra­ge­dii z udzia­łem księży, gło­śnego skan­dalu oby­cza­jo­wego, o któ­rym in­for­mo­wały rów­nież za­gra­nicz­­ne me­dia, i re­zy­gna­cji kie­ru­ją­cego die­ce­zją bi­skupa. Jak w tym kon­tek­ście ro­zu­mieć słowa, które opu­bli­ko­wał Ksiądz Bi­skup na Fa­ce­bo­oku, ofi­cjal­nie in­for­mu­jąc o swo­jej no­mi­na­cji: „Po­kój to­bie, die­ce­zjo so­sno­wiecka”?

To dla mnie jed­no­znaczne sko­ja­rze­nie z tym, co po­wie­dział Je­zus, wcho­dząc do Wie­czer­nika, w któ­rym znaj­do­wali się prze­stra­szeni ucznio­wie. Działo się to wie­czo­rem. Gdy my­śla­łem o tym, jak mogą czuć się lu­dzie – wierni i ka­płani – w die­ce­zji so­sno­wiec­kiej, przy­cho­dził mi na myśl wła­śnie ob­raz wie­czoru i ciem­no­ści pa­nu­ją­cej wo­kół nich. Można było wy­czuć też lęk o to, co się wy­da­rzy. Na ze­wnątrz po­ja­wiały się różne głosy, za­sta­na­wiano się, co da­lej ro­bić z tą die­ce­zją. Dla­tego pierw­sza myśl, która przy­szła mi do głowy, była taka, że mu­szę tym lu­dziom ogło­sić pro­ste, nie­skom­pli­ko­wane prze­sła­nie: „Po­kój wam, któ­rzy sto­czy­li­ście walkę. Je­zus rów­nież sto­czył walkę – za was, jesz­cze waż­niej­szą i zwy­cię­ską. On przy­nosi po­kój i ja rów­nież chciał­bym z tym po­ko­jem do was przyjść i wam go ogło­sić”. Da­lej we frag­men­cie o Wie­czer­niku czy­tamy: „Po tych sło­wach tchnął na nich i po­wie­dział im: «Weź­mij­cie Du­cha Świę­tego! Któ­rym od­pu­ści­cie grze­chy, są im od­pusz­czone, a któ­rym za­trzy­ma­cie, są im za­trzy­mane»” (J 20,22–23). Je­zus daje Du­cha Świę­tego po to, aby ucznio­wie mo­gli roz­po­znać grzech i na­zwać zło. To, co trzeba od­pu­ścić, na­leży od­pu­ścić, a co za­trzy­mać – za­trzy­mać, osą­dzić, oce­nić i upo­rząd­ko­wać. Je­zus w Wie­czer­niku po­ka­zuje rów­nież uczniom swoje rany, jakby za­chę­ca­jąc ich do tego, by od­sło­nili wła­sne i je na­zwali. I wła­śnie z tymi ra­nami, bli­znami Chry­stus wy­pra­wia uczniów w drogę. Mówi: „Ja was po­sy­łam”. Je­zus ma rany, ale żyje. I chciał­bym, żeby so­sno­wieccy die­ce­zja­nie tak to od­czy­tali: wy też no­si­cie rany, ale ży­je­cie i z tymi ra­nami Je­zus was po­śle. Nie je­ste­śmy Ko­ścio­łem, który umarł albo zo­sta­nie do­bity, ale Ko­ścio­łem, który zmar­twych­wsta­nie z Je­zu­sem i pój­dzie da­lej peł­nić swoją mi­sję. Bo Ko­ściół jest po to, żeby ewan­ge­li­zo­wać, a nie za­trzy­my­wać się na ra­nach.

Jest Ksiądz Bi­skup po pierw­szych spo­tka­niach z die­ce­zja­nami. Czy mo­żemy o nich opo­wie­dzieć?

W die­ce­zji so­sno­wiec­kiej udało mi się już od­być mnó­stwo spo­tkań – za­równo z księżmi, jak i ze świec­kimi – i mu­szę przy­znać, że są to lu­dzie, któ­rzy no­szą w so­bie głę­boką wiarę. Po roz­mo­wach z nimi py­ta­łem sam sie­bie: ile musi być w nich wiary, skoro prze­szli przez ta­kie trud­no­ści i upo­ko­rze­nia – spra­wie­dliwe i nie­spra­wie­dliwe? Jak mocną mu­szą mieć wiarę, że w ta­kich wa­run­kach prze­trwała? Bar­dzo ich za to ce­nię i wiem, że to wielki po­ten­cjał.

A jed­nak ewan­ge­li­za­cja w Ko­ściele so­sno­wiec­kim to wyz­­wa­nie. Ja­kie za­da­nie bę­dzie naj­trud­niej­sze?

My­ślę, że wza­jemne zro­zu­mie­nie, które ro­dzi się ze słu­cha­nia. Nie jest ła­two słu­chać, ale to ko­nieczne, aby się zro­zu­mieć. Do­piero kiedy zo­rien­tuję się w ak­tu­al­nej sy­tu­acji, do­wiem się, skąd wzięła się kon­kretna opi­nia o tej die­ce­zji i dla­czego wy­da­rzyły się w niej tak eks­tre­malne sy­tu­acje, na które nie było na­wet do końca wia­domo, jak re­ago­wać. To były na­prawdę dra­ma­tyczne, tra­giczne, na­gła­śniane przez me­dia wy­da­rze­nia. W przy­padku in­nych trud­nych sy­tu­acji, które dzieją się w Ko­ściele, wiemy, jak re­ago­wać; znamy pro­ce­dury. Na­to­miast w die­ce­zji so­sno­wiec­­kiej wy­da­rzyły się tak mocne skan­dale, że przy­gnio­tły wielu lu­dzi.

Przy­wo­łajmy te wy­da­rze­nia. W marcu 2023 roku do­wie­dzie­li­śmy się o tra­gicz­nej śmierci księ­dza i dia­kona z So­­snowca. Jak usta­liła pro­ku­ra­tura, du­chowny wie­lo­krot­nie strze­lił do dia­kona z re­wol­weru, ugo­dził go no­żem, a na­stęp­nie po­peł­nił sa­mo­bój­stwo. Pro­ku­ra­tura nie­dawno umo­rzyła śledz­twa zwią­zane z tymi wy­da­rze­niami. Kilka mie­sięcy póź­niej die­ce­zją so­sno­wiecką wstrzą­snął skan­dal oby­cza­jowy. Nie tylko pol­skie me­dia in­for­mo­wały wów­czas o im­pre­zie o cha­rak­te­rze sek­su­al­nym, jaka od­by­wała się w miesz­ka­niu jed­nego z księży i w wy­niku któ­rej zmarł męż­czy­zna. W marcu 2024 roku do­szło do ko­lej­nej tra­ge­dii – w miesz­ka­niu zaj­mo­wa­nym przez so­sno­wiec­kiego księ­dza zna­le­ziono mar­twego męż­czy­znę.

Tak na­prawdę wszystko za­częło się w 2014 roku, kiedy za­czął pło­nąć dach so­sno­wiec­kiej ka­te­dry. Cała Pol­ska po­ma­gała go póź­niej od­bu­do­wać. Za­częło się jak u Hitch­cocka, a po­tem na­pię­cie tylko ro­sło. Dla­tego – jesz­cze raz pod­kre­ślam – naj­waż­niej­sze jest zro­zu­mie­nie tego, co dzieje się te­raz, ale rów­nież od­kry­cie praw­dzi­wego ob­li­cza so­sno­wiec­kiego Ko­ścioła. Me­dia na­gła­śniają sprawę i uwy­pu­klają tylko tę war­stwę, która się na to ob­li­cze na­ło­żyła i która wy­nika z ludz­kich sła­bo­ści i dra­ma­tów, na­to­miast praw­dziwe ob­li­cze Ko­ścioła so­sno­wiec­kiego znaj­duje się głę­biej i chciał­bym do tego ob­li­cza do­trzeć. Ko­ściół so­sno­wiecki zo­stał „zło­żony” z trzech róż­nych die­ce­zji – kie­lec­kiej, kra­kow­skiej i czę­sto­chow­skiej – i trzech za­bo­rów. Zro­zu­mie­nie tego, co działo się w tym miej­scu i w XIX stu­le­ciu, i w okre­sie wo­jen­nym, jak i w PRL-u oraz zwłasz­cza w krót­kiej, bo 32-let­niej hi­sto­rii die­ce­zji so­sno­wiec­kiej, jest na pewno trudne. Ale chciał­bym w tym kon­tek­ście wró­cić jesz­cze do po­żaru z 2014 roku, po­nie­waż wiąże się z nim pe­wien piękny ob­raz. Człon­ko­wie Wspól­noty Be­tle­jem, która działa na te­re­nie Ja­worzna i zaj­muje się nie­sie­niem po­mocy oso­bom ubo­gim i bez­dom­nym, ze­brali frag­menty drewna ze spa­lo­nego da­chu, wy­czy­ścili je i zro­bili z nich ikony, a do­chód z ich sprze­daży prze­ka­zali na od­bu­dowę ka­te­dry. My­ślę, że jest to piękny przy­kład tego, że na­wet ze spa­lo­nej opi­nii, znisz­czo­nego do­brego imie­nia, można wy­do­być naj­pięk­niej­sze ob­li­cze Ko­ścioła.

Nie­któ­rzy pu­bli­cy­ści roz­po­wszech­niali in­for­ma­cję, że przed Księ­dzem Bi­sku­pem ośmiu kan­dy­da­tów od­mó­wiło ob­ję­cia die­ce­zji so­sno­wiec­kiej.

In­for­ma­cja, że ktoś nie chciał ob­jąć tego Ko­ścioła, a więc uwa­żał so­sno­wiec­kich die­ce­zjan za nie­god­nych oto­cze­nia opieką, jest nie­praw­dziwa. Po­twier­dził to nun­cjusz An­to­nio Gu­ido Fili­pazzi, przed­sta­wi­ciel Wa­ty­kanu w Pol­sce. By­łem pierw­szym wy­bo­rem. Kiedy Sto­lica Apo­stol­ska po­pro­siła mnie o pod­ję­cie się tego za­da­nia, zgo­dzi­łem się. Wy­peł­ni­łem wolę pa­pieża.

Czy po­wie­la­nie ta­kich in­for­ma­cji mo­gło wpły­nąć w ja­ki­kol­wiek spo­sób na wier­nych Ko­ścioła so­sno­wiec­kiego?

Die­ce­zja­nie mo­gli po­czuć się fa­tal­nie. Nie dość, że byli tymi wszyst­kimi trud­nymi sy­tu­acjami za­wsty­dzeni i bo­le­śnie do­tknięci, to jesz­cze wy­da­wało się, że nikt ich nie chce: „Je­ste­śmy już tak zde­ge­ne­ro­wani, źli i pełni kom­plek­sów”. Ale to nie­prawda – po­dob­nie jak wią­za­nie wszyst­kich tych trud­nych wy­da­rzeń, które ro­ze­grały się w die­ce­zji so­sno­wiec­kiej, z wąt­kami ho­mo­sek­su­al­nymi.

Co Ksiądz Bi­skup ma na my­śli?

Nie wszyst­kie sprawy są wy­ja­śnione, ale to, o czym mogę z całą pew­no­ścią opo­wie­dzieć, to za­bój­stwo dia­kona – mło­dego, nie­win­nego czło­wieka – do ja­kiego do­szło na sku­tek za­bu­rzeń psy­chicz­nych księ­dza, który do­pu­ścił się mor­der­stwa. Du­chowny miał po­sta­wioną dia­gnozę le­kar­ską; zgod­nie z nią mógł funk­cjo­no­wać na pa­ra­fii jako po­moc dusz­pa­ster­ska. Nikt jed­nak nie prze­wi­dy­wał – na­wet le­ka­rze – że jego za­bu­rze­nie może wy­wo­łać ta­kie re­ak­cje. Tra­ge­dia ta jest nie­stety „skle­jona” z in­nymi wy­da­rze­niami, które ro­ze­grały się na te­re­nie die­ce­zji, ale sta­now­czo za­prze­czam, ja­koby miała ona kon­tekst ho­mo­sek­su­alny. Pod­kre­śla­jąc to, chcę wyjść na­prze­ciw ro­dzi­com zmar­łego dia­kona, któ­rzy bar­dzo cier­pieli w związku z ta­kimi su­ge­stiami do­ty­czą­cymi ich syna. Dla­tego de­men­tuję je i mam na­dzieję, że me­dia nie będą ich już po­wie­lały.

Ja­kie jesz­cze wy­zwa­nia cze­kają so­sno­wiecki Ko­ściół?

Można je po­dzie­lić na trzy etapy. Pierw­szy z nich to bu­do­wa­nie re­la­cji – za­równo z Bo­giem, jak i mię­dzy ludźmi. Ko­ściół ma być spe­cja­li­stą od spo­tka­nia czło­wieka z Chry­stu­sem. Je­śli o tym za­po­mnimy, bę­dziemy po­strze­gać go jako so­cjo­lo­giczną in­sty­tu­cję – do­kład­nie tak, jak ro­bią to lu­dzie spoza Ko­ścioła lub wrogo do niego na­sta­wieni. I prze­gramy. Oprócz re­la­cji z Bo­giem, która jest naj­waż­niej­sza, ist­nieje także re­la­cja z dru­gim czło­wie­kiem i do­ty­czy ona nie tylko więzi mię­dzy ka­pła­nami, ale i oso­bami świec­kimi. Drugi etap to for­ma­cja. For­mu­jemy się – ka­płani i świeccy – do tego, by brać od­po­wie­dzial­ność za Ko­ściół, a je­śli chcemy to ro­bić, to tylko ra­zem, jako wspól­nota, wy­ko­rzy­stu­jąc wiel­kie bo­gac­two po­sług, któ­rymi dys­po­nu­jemy. Nie po to, by jedni dru­gich za­stę­po­wali, ale by każdy mógł w Ko­ściele wy­peł­niać swoją mi­sję. Trzeci etap to wspo­mniana już ewan­ge­li­za­cja, która po­lega na pój­ściu do tych, któ­rzy się po­gu­bili i nie mają związku z Ko­ścio­łem. Obec­nie w die­ce­zji so­sno­wiec­kiej 85 pro­cent die­ce­zjan nie cho­dzi w nie­dzielę do ko­ścioła. To bo­le­sne dane, ale wie­rzę, że po­zo­stałe 15 pro­cent pój­dzie do przodu i po­cią­gnie za sobą in­nych. Co cie­kawe, księży po ko­lę­dzie przyj­muje 30 pro­cent die­ce­zjan. Po­ja­wia się więc py­ta­nie – dla­czego tylu wier­nych ode­szło, a jed­nak część z nich przyj­muje du­chow­nych na wi­zy­cie dusz­pa­ster­skiej? Z tym wiąże się też na­­­dzieja, po­nie­waż mają oni w so­bie otwar­tość, by wró­cić.

Jak w prak­tyce brać od­po­wie­dzial­ność za Ko­ściół?

Brak od­po­wie­dzial­no­ści wy­nika z braku re­la­cji. Je­śli mam z kimś re­la­cję, je­żeli ko­goś znam lub po­znaję go co­raz bar­dziej, czuję się za niego od­po­wie­dzialny. A je­śli je­stem za ko­goś od­po­wie­dzialny, chcę po­móc mu nieść pewne sprawy, czuję z nim so­li­dar­ność, pra­gnę dzie­lić z nim to, co trudne, ale także to, co piękne i ra­do­sne. W re­la­cji ważne jest rów­nież za­ufa­nie. Prze­ja­wia się ono na przy­kład w tym, że ktoś od­po­wie­dzialny za okre­ślone dzieło w Ko­ściele ob­da­rza mnie za­ufa­niem, po­wie­rza mi od­po­wie­dzial­ność za ten ob­szar, a ja ją przyj­muję. Za­ufa­nie, któ­rym ktoś mnie ob­da­rzył, mo­bi­li­zuje mnie do bra­nia od­po­wie­dzial­no­ści.

Ucie­ka­nie od od­po­wie­dzial­no­ści może rów­nież wy­ni­kać z my­śle­nia, że trud­no­ści, z ja­kimi zmaga się Ko­ściół, nie do­ty­czą mnie bez­po­śred­nio. A jed­nak au­tor Pierw­szego Li­stu do Ko­ryn­tian na­pi­sał, że „gdy cierpi je­den czło­nek, współ­cier­pią wszyst­kie inne członki” (1 Kor 12,26). W jaki spo­sób grzech jed­nej osoby wpływa na całą wspól­notę?

Pier­wot­nym przy­kła­dem ta­kiego wpływu jest to, co stało się w raju, kiedy jed­ność Adama i Ewy zo­stała znisz­czona, bo po­ja­wił się grzech. Wy­da­rze­nie to po­ka­zuje, że każdy grzech oso­bi­sty wpływa na wspól­notę i dzieje się tak na­wet wtedy, kiedy tego grze­chu nie wi­dać. Je­śli grze­szę, zmie­niam się ja, zmie­nia się moje serce i po­dej­ście do dru­giej osoby. Na tym po­lega re­la­cja, że kiedy je­den jej ele­ment ulega prze­kształ­ce­niu, zmie­nia się ona cała. A dzieje się tak szcze­gól­nie wtedy, gdy grze­chy są wi­doczne i pu­blicz­nie ude­rzają w dru­giego. Wów­czas jesz­cze bar­dziej ra­nią one wspól­notę. Grzech spra­wia, że od­da­lam się od Boga i za­czy­nam się Go bać – z ko­goś, kto jest mi­ło­sierny, do­bry, dał mi mnó­stwo drzew i w do­datku ostrzegł, że jedno z nich nie jest bez­pieczne, ro­bię Osobę, która mnie ogra­ni­cza. A póź­niej, za­miast do­strze­gać winę w so­bie, przy­pi­suję ją dru­giemu. I w ten spo­sób oskar­żamy się na­wza­jem. To bar­dzo nisz­czy wspól­­notę – wi­dzimy to te­raz w kon­tek­ście Ko­ścioła so­sno­wiec­kiego – i nie mo­żemy być na to obo­jętni.

Trudne wy­da­rze­nia z die­ce­zji so­sno­wiec­kiej do­ty­czyły du­­­chow­nych. Ja­kich księży i bi­sku­pów Ko­ściół dziś po­­trze­­buje?

Przy­po­mina mi się 11. roz­dział Ewan­ge­lii we­dług świę­tego Ma­te­usza, w któ­rym Je­zus mówi: „Uczcie się ode Mnie” (Mt 11,29) i: „Wy­sła­wiam Cię, Oj­cze, Pa­nie nieba i ziemi” (Mt 11,25). Dla­tego je­śli mó­wimy o tym, kim ma być ka­płan i bi­skup, to wy­daje mi się, że w pierw­szej ko­lej­no­ści uczniem, który wy­sła­wia i uwiel­bia Boga. Nie li­de­rem i sze­fem, ale uczniem i sy­nem, który od­krywa w Bogu Ojca. Ta­kie spoj­rze­nie cał­ko­wi­cie zmie­nia po­sługę. Je­zus mówi rów­nież, że wszystko, co ma, otrzy­mał od Ojca (por. Mt 11,27). Z tymi sło­wami zwią­zana jest świa­do­mość, że wszystko jest dzie­łem Boga, a ja znam Jego serce, które ko­cha każ­dego czło­wieka.

Wraca do mnie rów­nież ob­raz z dnia przy­ję­cia świę­ceń bi­sku­pich, gdy mo­dli­łem się przed Naj­święt­szym Sa­kra­men­tem 15. roz­dzia­łem Ewan­ge­lii we­dług świę­tego Łu­ka­sza, a więc przy­po­wie­ścią o synu mar­no­traw­nym. Mia­łem wtedy do­świad­­cze­nie, że je­stem po­wra­ca­ją­cym do Boga sy­nem, który po­trze­buje Jego mi­ło­sier­dzia, bo sam jest słaby. Prze­ży­łem tę mo­dli­twę w taki spo­sób, że Oj­ciec mnie przy­tu­lił, a na­stęp­nie od­wró­cił moje spoj­rze­nie, tak że wi­dzia­łem wszystko z Jego per­spek­tywy. I On wtedy po­wie­dział: „Patrz i rób to, co Ja”. W tym frag­men­cie są po­nadto piękne słowa: „A gdy [syn – przyp. red.] był jesz­cze da­leko, uj­rzał go jego oj­ciec i wzru­szył się głę­boko; wy­biegł na­prze­ciw niego, rzu­cił mu się na szyję i uca­ło­wał go” (Łk 15,20). Cho­dzi więc o bli­skość, czu­łość i gło­sze­nie tego, że Oj­ciec przy­wraca god­ność dziecka Bo­żego, daje szatę, san­dały i wkłada na pa­lec pier­ścień, czyli prze­ka­zuje dzie­dzic­two, które ma da­wać Ko­ściół. Wszystko to czyni w wol­no­ści, nie chcąc przy­mu­szać syna. I my­ślę, że o to cho­dzi w po­słu­dze ka­płań­skiej i bi­sku­piej. Je­ste­śmy od tego, by udzie­lać bo­gactw i da­rów Bo­żych, a więc sa­kra­men­tów, i prze­ka­zy­wać ła­skę; nie od tego, by z niej okra­dać i stwa­rzać gra­nice bro­niące do niej do­stępu. Pa­pież Fran­ci­szek czę­sto po­wta­rza, że mamy ten­den­cję do tego, by bar­dziej kon­tro­lo­wać niż ob­da­rzać ła­ską.

A jed­nak wielu lu­dzi wła­śnie tak po­strzega księży i bi­sku­pów – jako ku­ra­to­rów ży­cia „zwy­kłych” wier­nych.

Dla mnie bar­dzo od­kryw­cze było nie­dawne spo­tka­nie z abp. Ri­nem Fi­si­chellą, który wspo­mniał, że za­po­mnie­li­śmy o pro­roc­kim wy­mia­rze Ko­ścioła, zbu­do­wa­nym prze­cież nie tylko na fun­da­men­cie apo­sto­łów, ale rów­nież pro­ro­ków. Apo­stol­skość wy­brzmiewa dość czę­sto, na przy­kład w li­tur­gii. Ale pro­roc­kość zo­stała z Ko­ścioła wy­eli­mi­no­wana i jest to cał­ko­wi­cie nie­zgodne z jego bi­blij­nym cha­ry­zma­tem.

Czym jest wy­miar pro­rocki?

To ina­czej cha­ry­zma­tycz­ność. Apo­stol­skość to aspekt nad­zo­ru­jący, hie­rar­chiczny i jest on po­trzebny. Ale przez to, że za­po­mnie­li­śmy o pro­roc­kim wy­mia­rze Ko­ścioła, zro­bi­li­śmy się sztywni, kon­tro­lu­jący i oparci na za­sa­dach. Oczy­wi­ście za­sady nie są czymś złym i po­trze­bu­jemy ich, kiedy wy­miar cha­ry­zma­tyczny za bar­dzo się „roz­chwieje”. Ale gdy aspektu pro­roc­kiego nie ma w ogóle, przy­cho­dzi śmierć. Zo­staje sama li­tera. Dla­tego po­trze­bu­jemy dziś od­bu­do­wać pro­rocki wy­miar Ko­ścioła. O tym, że ważna jest za­równo apo­stol­skość, jak i pro­roc­kość, wie­dzieli rów­nież ucznio­wie, któ­rzy w cza­sie prze­mie­nie­nia na gó­rze Ta­bor zo­ba­czyli obok Je­zusa re­pre­zen­tu­ją­cego Prawo Moj­że­sza oraz Elia­sza – pro­roka. Są to dwa wy­miary, któ­rych bar­dzo w Ko­ściele po­trze­bu­jemy.

Czy Ko­ściół w Pol­sce do­strzega po­trzebę „du­cha pro­roc­kiego”?

Obec­nie pro­roc­kość za­czyna się bu­dzić i co­raz gło­śniej wy­brzmie­wać w Ko­ściele. Ow­szem, może przez to wy­da­wać się nie­któ­rym nieco rosz­cze­niowa, eg­zo­tyczna i zbyt in­ten­sywna. Ale wcze­śniej tak bar­dzo się jej ba­li­śmy, że cał­ko­wi­cie ją usu­nę­li­śmy. Dziś mu­simy wró­cić do rów­no­wagi. Oso­bi­ście chcę do­strze­gać pro­rocki wy­miar Ko­ścioła. Oczy­wi­ście nie ozna­cza to, że apo­stoł nie może być cha­ry­zma­ty­kiem, a cha­ry­zma­tyk apo­sto­łem – wy­miary pro­rocki i apo­stol­ski po­winny się ze sobą łą­czyć, bo ina­czej Ko­ściół nie bę­dzie Ko­ścio­łem. A musi nim być, by wy­peł­niać mi­sję, którą Bóg mu po­wie­rzył.

W na­szych roz­mo­wach bę­dziemy czę­sto wra­cać do pierw­szego punktu Kon­sty­tu­cji do­gma­tycz­nej o Ko­ściele Lu­men gen­tium. We­dług niego Ko­ściół ma być „sa­kra­men­tem, czyli zna­kiem i na­rzę­dziem we­wnętrz­nego zjed­no­cze­nia z Bo­giem i jed­no­ści ca­łego ro­dzaju ludz­kiego”1. Czego w od­nie­sie­niu do tego punktu po­trze­bują dziś księża die­­ce­zji so­sno­wiec­kiej, by „znak” był na­dal wi­doczny, a „na­­rzę­dzie” sku­teczne?

My­ślę, że to bar­dzo ważna kwe­stia, bo wielu lu­dzi po­strzega dziś Ko­ściół wła­śnie przez pry­zmat ka­pła­nów. Gdy na sku­tek ich grze­chów wspo­mniany „znak” staje się za­ma­zany, a „na­rzę­dzie” tępe, dla wielu jest to po­wód, by z Ko­ścio­łem nie mieć nic do czy­nie­nia. Dla­tego w kon­tek­ście księży ważne jest za­dba­nie o to, co na­zy­wam „sa­kra­men­tem brata”. Oczy­wi­ście to pewna me­ta­fora, bo opi­suje coś na wzór sa­kra­mentu, a wy­raża tro­skę o wza­jemną więź i bra­ter­stwo ka­płań­skie. Bar­dzo ważna jest rów­nież współ­praca mię­dzy ka­pła­nami. Pewna osoba nie­dawno mi po­wie­działa, że cie­szy ją, gdy księża współ­dzia­łają. Wnio­sek z tego jest taki, że ta osoba ma rów­nież do­świad­cze­nie braku ta­kiej ko­ope­ra­cji. Dla­tego bar­dzo chcę być bli­sko księży so­sno­wiec­kich i bu­do­wać z nimi wspól­notę. Ak­tu­al­nie spo­ty­kam się z ka­pła­nami wszyst­kich so­sno­wiec­kich de­ka­na­tów.

Kilka dni po ogło­sze­niu no­mi­na­cji do die­ce­zji so­sno­wiec­kiej udzie­lił Ksiądz Bi­skup wy­wiadu, w któ­rym wspo­mniał, że jedną z pierw­szych pod­ję­tych de­cy­zji bę­dzie spro­wa­dze­nie na te­ren die­ce­zji sióstr klau­zu­ro­wych i stwo­­­rze­nie więk­szej liczby miejsc, gdzie wierni będą mog­­­li ado­­­ro­wać Naj­święt­szy Sa­kra­ment.

Spo­tka­nie z ży­wym Je­zu­sem, który jest tu i te­raz, to coś, od czego wszystko się za­czyna. Bez tego spo­tka­nia po­dej­mo­wa­li­byś­my tylko ludz­kie wy­siłki, które by­łyby wy­łącz­nie do­cze­sne i przy­no­siły efekt tylko przez pe­wien czas. W ten spo­sób je­dy­nie od­bi­ja­li­by­śmy się od ściany. Na­to­miast je­śli bę­dziemy mieć świa­do­mość, że Je­zus jest pierw­szy, to On nas po­pro­wa­dzi. Bar­dzo cie­szę się z otwar­to­ści na ad­o­ro­wa­nie Je­zusa w Naj­święt­szym Sa­kra­men­cie. Wiem, że w wielu pa­ra­fiach die­ce­zji wie­czy­sta ad­o­ra­cja już się od­bywa. Kilku ka­pła­nów zgło­siło też za­miar utwo­rze­nia no­wych miejsc w tym celu. W sa­mym So­snowcu po­jawi się wkrótce moż­li­wość ad­o­ra­cji 24/7, czyli ca­ło­do­bo­wej, przez sie­dem dni w ty­go­dniu. Mam też de­kla­ra­cję sióstr za­kon­nych z Char­kowa, które nie mogą te­raz wró­cić do swo­jego kraju, że je­śli tylko znaj­dziemy im dom – a do­sta­jemy sy­gnały, że ta­kie miej­sce jest – będą nas nie­ustan­nie oma­dlać. Wpraw­dzie już to ro­bią (śmiech), ale bar­dzo chciał­bym, aby mo­dliły się za nas tu­taj, w die­ce­zji so­sno­wiec­kiej.

Jak w kon­tek­ście obej­mo­wa­nia die­ce­zji przez no­wego bi­­skupa ro­zu­mieć słowa pa­pieża Fran­ciszka o tym, że pa­­sterz musi pach­nieć owcami, a nie dro­gimi per­fu­mami2?

Przede wszyst­kim na­leży pa­mię­tać o tym, że jest tylko je­den Pa­sterz. Nie­stety wielu lu­dzi – rów­nież księży – za­po­mina, że Chry­stus jest pierw­szy, a owce na­leżą do Niego. Oczy­wi­ście mogę mó­wić, że to moja die­ce­zja i moi die­ce­zja­nie, ale tylko wtedy, kiedy pa­mię­tam o tym, że Chry­stus jest na pierw­szym miej­scu. Je­zus mówi do Pio­tra: „Paś owce moje” (J 21,16). My­ślę, że warto brać przy­kład z Je­zusa – Do­brego Pa­ste­rza.

W jaki spo­sób księża i bi­skupi po­winni brać z Niego przy­kład?

Cho­dzi przede wszyst­kim o obec­ność, słu­cha­nie i dia­log. Mu­simy rów­nież pa­mię­tać, że nie wszyst­kie owce znaj­dują się w tym sa­mym miej­scu. Nie­które z nich idą na prze­dzie stada – są to li­de­rzy, od­po­wie­dzialni i ka­płani. Mamy też owce w środku owczarni, a za­tem wszyst­kich, któ­rzy re­gu­lar­nie prak­ty­kują; być może nie po­trze­bują oni ja­kiejś szcze­gól­nej opieki, ale rów­nież chcą po­czuć Pa­ste­rza. Są też owce, które idą na końcu stada: ubo­dzy, biedni, zra­nieni, skrzyw­dzeni i słabi. O nich także trzeba pa­mię­tać. W końcu nie można rów­nież po­mi­nąć tych owiec, które po­gi­nęły, a które trzeba zna­leźć.

Na­sze roz­mowy po­świę­cimy owcom z końca stada oraz tym, które za­gi­nęły. Są to lu­dzie, któ­rzy w Ko­ściele po­trze­bują szcze­gól­nej opieki i tro­ski. Na­leżą do nich ro­dzice po stra­cie dziecka, roz­wie­dzeni mał­żon­ko­wie, ko­biety i męż­­­­­­czyźni po de­cy­zji abor­cyj­nej, osoby ho­mo­sek­su­alne i wy­ko­rzy­stane sek­su­al­nie oraz wszy­scy, któ­rzy sami lu­­zują lub zry­wają więź z Ko­ścio­łem. Każ­dej z tych grup to­wa­rzy­szył Ksiądz Bi­skup dusz­pa­ster­sko – naj­pierw jako wi­kary, póź­niej pro­boszcz i w końcu bi­skup po­moc­ni­czy die­ce­zji tar­now­skiej. Ta po­sługa bę­dzie te­raz kon­ty­nu­owana w Ko­­­ściele so­sno­wiec­kim. Dla­czego lu­dzie, o któ­rych wspo­mnie­li­śmy, są bli­scy sercu Księ­dza Bi­skupa?

Po­so­bo­rowa wi­zja Jana Pawła II za­kłada, że czło­wiek jest drogą Ko­ścioła – zwłasz­cza ten, któ­remu z róż­nych wzglę­dów z tym Ko­ścio­łem nie jest po dro­dze. Po­zo­stańmy przy ob­ra­zie owczarni i owiec, które z róż­nych po­wo­dów się zgu­biły. Nie­które z nich za­plą­tały się w za­ro­śla, inne po­de­szły zbyt bli­sko urwi­ska i spa­dły, cza­sem nie ze swo­jej winy. Są to owce, które nie mają jak wró­cić; bra­kuje im sił, nie­kiedy od­wagi. I stąd po­trzeba, aby Ko­ściół – czyli lu­dzie, któ­rzy są w Ko­ściele – wró­cił i za­opie­ko­wał się nimi. Przy­po­mina mi się piękny sym­bol z ka­ta­kumb świę­tego Ka­lik­sta: Do­bry Pa­sterz trzy­ma­jący na ra­mio­nach owieczkę. Być może jest to ob­raz, który wielu wy­daje się ba­nalny i ki­czo­waty, ale nie da się też ukryć jego głę­bo­kiej wy­mowy. Był ważny rów­nież dla wielu chrze­ści­jan w pierw­szych wie­kach. Warto spoj­rzeć na ten sym­bol oczami wiary, czyli z punktu wi­dze­nia Chry­stusa: tak jak On, za­trzy­mać się, opa­trzyć rany ska­le­czo­nych i za­gu­bio­nych owiec, a na­stęp­nie po­zwo­lić na to, by te rany się za­go­iły. Do­piero wtedy można iść da­lej.

Dla wielu osób z Ko­ścioła, tych wie­rzą­cych i na co dzień prak­ty­ku­ją­cych – można by po­wie­dzieć: ze środka stada – taka sy­tu­acja może być iry­tu­jąca. Dla­czego mie­liby cze­kać na te kilka owiec wle­ką­cych się u końca?

Po­nie­waż bar­dzo czę­sto te po­ra­nione osoby są dla Ko­ścioła naj­cen­niej­szym da­rem. To lu­dzie, któ­rzy z jed­nej strony cier­pią, ale z dru­giej – no­szą w so­bie mnó­stwo do­świad­cze­nia. W du­żej mie­rze wła­śnie do nich od­no­szą się słowa z Księgi Iza­ja­sza: „W Jego ra­nach jest na­sze uzdro­wie­nie” (Iz 53,5). Można po­wie­dzieć, że rów­nież w ra­nach tych lu­dzi kryje się zdro­wie in­nych, bo mogą oni dzie­lić się swoim do­świad­cze­niem zwy­cię­stwa – dzięki Bo­żej ła­sce i Ko­ścio­łowi – nad swo­imi sła­bo­ściami i grze­chem, czę­sto w cier­pie­niu. I mogą być to­wa­rzy­szami, słu­cha­czami róż­nych no­wych hi­sto­rii, wspar­ciem i da­rem dla in­nych. Ta­kie zresztą jest moje do­świad­cze­nie – wielu lu­dzi, któ­rych spo­tka­łem, do­świad­czyw­szy po­mocy od Boga i Ko­ścioła, za­an­ga­żo­wało się w po­moc in­nym, by rów­nież oni mo­gli tego do­bra do­świad­czać.

Brzmi jak po­wo­ła­nie.

Bar­dzo czę­sto tak jest. Sy­tu­acje wielu ko­biet i męż­czyzn, o któ­rych bę­dziemy roz­ma­wiać, na­zna­czone są styg­ma­ty­za­cją; do­ty­czy to pra­wie każ­dej z tych grup. Ale póź­niej ci lu­dzie czę­sto od­kry­wają, że pa­ra­dok­sal­nie to, czego wcze­śniej nie chcieli, sta­­je się czymś w ro­dzaju ich „DNA”, bło­go­sła­wień­stwem, któ­rym mogą słu­żyć w Ko­ściele. Bez nich Ko­ściół byłby słab­szy, nie miałby wraż­li­wo­ści i wi­zji. Te osoby stają się w pew­nym sen­sie oczami Ko­ścioła, który dzięki nim wie, do­kąd iść i kogo szu­kać. Za ich sprawą Ko­ściół od­krywa, do czego jest po­wo­łany i za­pro­szony. Ich do­świad­cze­nia są nie­raz bar­dzo bo­le­sne, ale jed­no­cze­śnie piękne. Owoce tych hi­sto­rii wi­dać czę­sto do­piero po ja­kimś cza­sie. Są to rany, które za­mie­niają się w perły.

Wspo­mniał Ksiądz Bi­skup o styg­ma­ty­za­cji. Z czego może ona wy­ni­kać?

Wróćmy jesz­cze raz do Lu­men gen­tium i Ko­ścioła jako „znaku” i „na­rzę­dzia”. Kło­pot po­lega na tym, że je­śli Ko­ściół ma być „zna­kiem”, to po­wi­nien on być czy­telny, a my róż­nie tę czy­tel­ność po­strze­gamy. Czę­sto uwa­żamy, że Ko­ściół ma po­zo­stać „zna­kiem” ide­al­nym i nie­ska­zi­tel­nym. Ta­kie po­dej­ście ro­dzi my­śle­nie, że tylko ci, któ­rzy wzo­rowo wy­peł­niają Ewan­ge­lię, na­dają się do tego, by peł­nić w Ko­ściele funk­cję „znaku”. I Ko­ściół roz­wią­zy­wał ten pro­blem na dwa spo­soby: z jed­nej strony sta­rał się ukry­wać grzech, a z dru­giej – usu­wać grzesz­ni­ków. My­ślę, że wła­śnie z tego bie­rze się kwe­stia, o któ­rej mó­wimy. Albo wy­klu­czamy kon­kretne osoby, bo się nie na­dają i nie pa­sują do sche­matu, albo ukry­wamy zło, ja­kiego do­ko­nują, ob­łud­nie uda­jąc, że Ko­ściół nie ma z tym nic wspól­nego. Ale są też inne ob­razy Ko­ścioła – mię­dzy in­nymi te, które pro­po­nuje pa­pież Fran­ci­szek: Ko­ściół jako szpi­tal po­lowy czy Ko­ściół wy­ru­sza­jący w drogę. Mamy rów­nież wiele ewan­ge­licz­nych ob­ra­zów: siewcy sie­ją­cego do­bre ziarno i po­zwa­la­ją­cego mu ro­snąć ra­zem z chwa­stem (Mt 13,24–30) czy choćby wspo­mnia­nej już owczarni i za­gu­bio­nej owcy, któ­rej szuka Do­bry Pa­sterz (Łk 15,4–7). Wszyst­kie te ob­razy – za­równo ewan­ge­liczne, jak i te pro­po­no­wane przez pa­pieża Fran­ciszka – po­zwa­lają nam zro­zu­mieć, że w Ko­ściele nie cho­dzi o „ide­al­ność”, ale o pe­wien pro­ces, po­dej­mo­wany przez nas jako grzesz­ni­ków. Ide­alny jest tylko Chry­stus i je­dy­nie On jest tym „zna­kiem”, na który mamy pa­trzeć. On daje nam ła­skę po­zwa­la­jącą po­ra­dzić so­bie z każdą sła­bo­ścią.

Z czego jesz­cze może wy­ni­kać styg­ma­ty­za­cja?

Ist­nieje rów­nież wy­klu­cze­nie wy­ni­ka­jące z braku wie­dzy. Ro­dzice, któ­rzy nie mogą mieć dzieci lub któ­rzy stra­cili swoje dziecko w wy­niku po­ro­nie­nia, styg­ma­ty­zo­wani są czę­sto na sku­tek błęd­nego po­dej­ścia do te­matu płod­no­ści. Pro­blem braku po­tom­stwa po­ja­wiał się kie­dyś znacz­nie rza­dziej niż obec­nie. Bez­płod­ność dała o so­bie znać sto­sun­kowo nie­dawno i nie­stety wciąż wiąże się z obar­cza­niem ro­dzi­ców winą za to, że nie chcą mieć dzieci, że są ego­istami. Lu­dzie do­ko­nu­jący tego typu ocen czę­sto nie biorą pod uwagę in­nych oko­licz­no­ści, na które wpły­nął choćby roz­wój cy­wi­li­za­cji. Ta­kie po­dej­ście wiąże się z igno­ran­cją, nie­wie­dzą i bra­kiem czu­ło­ści. Na szczę­ście jako Ko­ściół ro­zu­miemy co­raz wię­cej – wie­dza na­ukowa, roz­wój psy­cho­lo­gii, so­cjo­lo­gii i ge­ne­tyki spra­wiają, że za­czy­namy ina­czej pa­trzeć na sy­tu­acje wielu lu­dzi.

Wraca przy­kład z przy­po­wie­ści o psze­nicy i ką­kolu.

Tak, chwast i psze­nica ro­sną na jed­nym polu. Ten ob­raz od­nosi się za­tem do jed­nego czło­wieka – ta ewan­ge­liczna zło­żo­ność jest w każ­dym z nas. Ewen­tu­alna róż­nica może do­ty­czyć co naj­wy­żej pro­por­cji mię­dzy psze­nicą a ką­ko­lem. W wy­mia­rze ewan­ge­licz­nym ist­nieje jed­nak moż­li­wość, że psze­nica za­mieni się w chwast, a chwast – w psze­nicę. W przy­ro­dzie by­łoby to nie­moż­liwe. Bóg po­zwala ro­snąć wspól­nie obojgu, bo chce dać każ­demu z nas szansę. Bar­dzo cie­kawe jest na­to­miast to, skąd bie­rze się chwast. W Ewan­ge­lii czy­tamy, że kiedy „lu­dzie spali, przy­szedł […] nie­przy­ja­ciel, na­siał chwa­stu mię­dzy psze­nicę i od­szedł” (Mt 13,25). Ów „sen” ozna­cza, że czę­sto nie re­agu­jemy na zło albo nie czy­nimy do­bra. Bier­ność staje się winą. Gdy­by­śmy gło­sili Ewan­ge­lię – a taka jest prze­cież rola uczniów – nie­przy­ja­ciel nie byłby tak agre­sywny. Pi­sze o tym Fran­ci­szek w ad­hor­ta­cji Evan­ge­lii gau­dium. Pa­pież wspo­mina o Ko­ściele, który to­wa­rzy­szy dru­giemu i ocze­kuje owo­ców tego to­wa­rzy­sze­nia. Może się jed­nak zda­rzyć, że za­miast po­żą­da­nych owo­ców po­jawi się ką­kol. Siewca nie wpada wów­czas w pa­nikę, ale „znaj­duje spo­sób, aby Słowo wcie­liło się w kon­kret­nej sy­tu­acji i wy­dało owoce no­wego ży­cia, cho­ciaż po­zor­nie wy­glą­dają na nie­do­sko­nałe lub nie­do­koń­czone”3. To zda­nie daje mi dużo po­koju. Nie mamy być „zbaw­cami” świata, bo ni­gdy nie spra­wimy, że pole bę­dzie wy­ple­wione. Ina­czej ma się jed­nak sprawa, gdy mó­wimy o prze­stęp­stwie.

Co Ksiądz Bi­skup ma na my­śli?

Je­śli mamy do czy­nie­nia z na­ru­sze­niem prawa, mu­simy za­re­ago­wać. To bar­dzo ważne. My­ślę, że doj­rze­li­śmy już do tego – zwłasz­cza w kon­tek­ście osób skrzyw­dzo­nych – że wy­ko­rzy­sta­nie sek­su­alne nie jest je­dy­nie pro­ble­mem mo­ral­nym, jak uwa­ża­li­śmy do tej pory, ale po­waż­nym prze­stęp­stwem, za które na­leży się kara wię­zie­nia i za­dość­uczy­nie­nie. Prze­stęp­stwo to de­wa­sta­cja dru­giego czło­wieka. To coś, co go za­bija. Nie­stety wielu lu­dzi – także w sze­roko po­ję­tym spo­łe­czeń­stwie – trak­to­wało do­tąd pe­do­fi­lię wy­łącz­nie jako je­den z grze­chów prze­ciwko szó­stemu przy­ka­za­niu. Ale my już wiemy, że jest to prze­stęp­stwo nisz­czące serce, umysł i ciało dru­giego czło­wieka, który nie­raz przez całe ży­cie nie bę­dzie miał sił, by się z tego pod­nieść. W tej kwe­stii nie można mieć skru­pu­łów. Wy­ko­rzy­sta­nie sek­su­alne to sy­tu­acja, w któ­rej ktoś wcho­dzi w pole i nisz­czy jed­no­cze­śnie psze­nicę i ką­kol. Ta­kie dzia­ła­nie na­leży na­tych­miast ukró­cić, by sprawca już ni­kogo nie krzyw­dził, ale rów­nież by ura­to­wać go przed nim sa­mym, po­móc mu i po­wie­rzyć Bo­żemu mi­ło­sier­dziu.

Wiemy już, z czego mogą wy­ni­kać wy­klu­cze­nie i styg­ma­ty­za­cja. Mamy świa­do­mość, że czę­sto sami in­nych wy­klu­czamy. Ale czy Ko­ściół – ro­zu­miany jako wspól­nota i mi­­­styczne Ciało Chry­stusa – może ko­go­kol­wiek od­rzu­cić?

Je­zus umarł za wszyst­kich. Po­niósł śmierć, „by roz­pro­szone dzieci Boże zgro­ma­dzić w jedno” (J 11,52) i ura­to­wać każde z nich. Nie ma na świe­cie czło­wieka, za któ­rego Je­zus by nie umarł, a gło­sze­nie tego jest pod­sta­wową mi­sją Ko­ścioła. Ko­ściół zdra­dziłby sa­mego sie­bie, gdyby nie gło­sił Ewan­ge­lii każ­demu stwo­rze­niu – wszyst­kim lu­dziom i na­ro­dom. W kon­se­kwen­cji nie mo­żemy ni­kogo z Ko­ścioła wy­klu­czyć ani wy­rzu­cić. Każdy może do niego przyjść, każdy może się mo­dlić. Nie może je­dy­nie spra­wo­wać nie­któ­rych funk­cji li­tur­gicz­nych, je­śli po­peł­nił prze­stęp­stwo lub ma na­ło­żoną karę, ale pa­mię­tajmy, że kary w Ko­ściele mają peł­nić funk­cje lecz­ni­cze. Nie są one zwią­zane z wy­klu­cze­niem, ale po­winny być le­kar­stwem, które po­maga opa­mię­tać się i obu­dzić du­chowo. Tego uczy nas Je­zus.

Wy­daje się, że w tej kwe­stii bar­dzo ważne jest in­dy­wi­du­alne po­dej­ście.

Ko­ściół o tym wie i dla­tego do ko­goś, kto to­tal­nie upadł, przy­cho­dzi jak do przy­ła­pa­nej na grze­chu cu­dzo­łoż­nicy: „Nikt cię nie po­tę­pił? […] I Ja cie­bie nie po­tę­piam” (J 8,10–11) lub zwierzch­nika cel­ni­ków: „…dziś mu­szę się za­trzy­mać w twoim domu” (Łk 19,5). Za­che­usz na­wraca się do­piero wtedy, gdy Je­zus jest jego go­ściem; Pan przy­cho­dzi do niego pierw­szy, bo wie, że ina­czej ten czło­wiek nie byłby w sta­nie się zmie­nić. Są rów­nież tacy, któ­rzy mają piękne ide­ały, jak mło­dzie­niec z Ewan­ge­lii we­dług świę­tego Marka: „Na­uczy­cielu do­bry, co mam czy­nić, aby osią­gnąć ży­cie wieczne?”. Je­zus wi­dzi jego serce i wie, że stać go na wię­cej, dla­tego pod­nosi mu po­przeczkę: „Idź, sprze­daj wszystko, co masz, i roz­daj ubo­gim, a bę­dziesz miał skarb w nie­bie. Po­tem przyjdź i chodź za Mną” (por. Mk 10,17–22). Je­zus wy­po­wiada te słowa nie po to, żeby go po­grą­żyć, ale by dzięki nim mógł się roz­wi­nąć. W końcu mamy też i fa­ry­ze­uszów – ob­łud­ni­ków i hi­po­kry­tów, lu­dzi cy­nicz­nych. Ko­ściół ma ich także ko­chać, po­dob­nie jak ko­chał ich Je­zus. Zwróćmy uwagę na to, że Pan był dla nich su­rowy: „Węże, ple­mię żmi­jowe” (Mt 23,33) to okre­śle­nia, które nie­ła­two przy­jąć, ale w przy­padku Je­zusa są to słowa mi­ło­ści. On ko­cha tych lu­dzi i chce do nich do­trzeć, by ich zba­wić – dla­tego prze­ma­wia w spo­sób mocny, pró­bu­jąc ich skru­szyć i zbul­wer­so­wać, wstrzą­snąć nimi, na­ra­ża­jąc się na oskar­że­nia. Ko­ściół rów­nież nie­raz prze­ma­wia w po­dobny spo­sób – i do­brze, że tak robi, zwłasz­cza wo­bec cy­ni­ków i ob­łud­ni­ków. Je­śli tego nie przyjmą i za­czną się bro­nić, trudno. Nie wszyst­kim Ko­ściół bę­dzie się po­do­bał.

Trzeba przy­znać, że słowa Je­zusa: „Idź, sprze­daj wszystko, co masz, i roz­daj ubo­gim […]. Po­tem przyjdź i chodź za Mną” to rze­czy­wi­ście wy­soko po­sta­wiona po­przeczka.

Przy­znaję, że kie­dyś w tym frag­men­cie Ewan­ge­lii cze­goś mi bra­ko­wało; za­sta­na­wia­łem się, co Je­zu­sowi „nie wy­szło”. Może żą­dał od mło­dzieńca za dużo? Może le­piej nie sta­wiać tak wy­so­kich wy­ma­gań? Na szczę­ście mamy rów­nież frag­ment z Dzie­jów Apo­stol­skich, w któ­rym Bar­na­bas – jego imię ozna­cza „Syn Po­cie­sze­nia” – sprze­daje całą zie­mię, jaką po­siada (por. Dz 4,37), i do­łą­cza do Ko­ścioła. Słowa Je­zusa są więc moż­liwe do re­ali­za­cji! Mło­dzie­niec z Ewan­ge­lii od­szedł smutny, bo nie stać go było na ra­dy­kalną zmianę. A jed­nak jest też hi­sto­ria Bar­na­basa – czło­wieka, który na­prawdę wy­peł­nił to, do czego we­zwał go Je­zus, i w ten spo­sób zna­lazł praw­dziwe szczę­ście. Sta­nowi on praw­dziwy przy­kład tego, że każdy z nas nosi w so­bie zdol­ność do prze­miany ży­cia.

Przy­pisy koń­cowe

1So­bór Wa­ty­kań­ski II, Kon­sty­tu­cja do­gma­tyczna o Ko­ściele Lu­men gen­tium, 1.

2Pa­pież Fran­ci­szek: pa­sterz musi pach­nieć owcami, a nie dro­gimi per­fu­mami, 02.04.2015, https://wia­do­mo­sci.wp.pl/pa­piez-fran­ci­szek-pa­sterz-musi-pach­niec-owcami-a-nie-dro­gimi-per­fu­mami-6027714438648961a [do­stęp: 17.07.2024].

3 Fran­ci­szek, Ad­hor­ta­cja apo­stol­ska Evan­ge­lii gau­dium, 24.

Spis tre­ści

ROZ­DZIAŁ1

„PO­KÓJ TO­BIE, DIE­CE­ZJO SO­SNO­WIECKA”

ROZ­DZIAŁ2

CE­LI­BAT (NIE) Z WY­BORU. KO­ŚCIÓŁ A OSOBY LGBTQ+

ROZ­DZIAŁ3

ZRA­NIENI PRZEZ KO­ŚCIÓŁ

ROZ­DZIAŁ4

„I NIE OPUSZ­CZĘ CIĘ AŻ DO ŚMIERCI…”

ROZ­DZIAŁ5

ABOR­CJA. ŻY­CIE PO NAJ­TRUD­NIEJ­SZEJ DE­CY­ZJI

ROZ­DZIAŁ6

NIE­ZA­WI­NIONE CIER­PIE­NIE. RO­DZICE PO STRA­CIE I OSOBY BEZ­DZIETNE

ROZ­DZIAŁ7

LU­DZIE Z „OSTAT­NICH ŁA­WEK”

© Wy­daw­nic­two WAM, 2024

Opieka re­dak­cyjna: Kama Haw­rysz­ków Re­dak­cja: Klau­dia Bień

Ko­rekta: Marta Ko­ziak-Pod­czer­wiń­ska, Ka­ta­rzyna On­derka

Pro­jekt okładki: Ka­ta­rzyna Le­gendź

Skład i opra­co­wa­nie gra­ficzne: Da­wid Ad­r­jan­czyk Fo­to­gra­fia na okładce: Sła­wo­mir Ko­wal­czyk

ePub e-ISBN: 978-83-277-3788-5

Mobi e-ISBN: 978-83-277-3789-2

WY­DAW­NIC­TWO WAMul. Ko­per­nika 26 • 31-501 Kra­kówtel. 12 62 93 200e-mail: wam@wy­daw­nic­two­wam.pl

DZIAŁ HAN­DLOWYtel. 12 62 93 254-255e-mail: han­del@wy­daw­nic­two­wam.pl

KSIĘ­GAR­NIA WY­SYŁ­KOWAtel. 12 62 93 260www.wy­daw­nic­two­wam.pl