Bogaty ogrodnik - Soforic John - ebook + książka

Bogaty ogrodnik ebook

Soforic John

5,0
57,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Jak zapewnić sobie życie w warunkach finansowej swobody? Czym jest dobrobyt i w jaki sposób można go osiągnąć?

Bez pieniędzy tracimy kontrolę nad własnym życiem. Ich wartość uświadamiamy sobie dopiero wtedy, gdy ich brakuje i zaczynamy odczuwać lęk przed przyszłością.

Zdobyć bogactwo chcą wszyscy, jednak nie każdy podejmuje decyzje, dzięki którym zaczyna gromadzić odpowiednie zaplecze finansowe. Jeszcze inni nie wykonują w tym zakresie żadnego aktywnego działania.

John Soforic w swojej książce porównuje życie do uprawy ziemi. Tylko od nas zależy, czy zasiejemy na niej nasze cele i pragnienia, czy zaniedbamy ją, pozwalając by zarosła chwastami, jednocześnie pozbawiając się swoich talentów. Bogactwo wyrasta z ziaren pragnienia, a droga do dobrobytu zawsze wiedzie przez konsekwentną pracę i rozwój osobisty. Posiadanie pięknego ogrodu wymaga świadomości celu i planu jego realizacji. Wszystko, czego pragniemy, w tym bogactwo i sukces w biznesie, ma swoją cenę. Bez odpowiedniego przygotowania i poświęcenia czasu, nasz cały potencjał się zmarnuje.

Metafora ogrodu pozwoli Ci lepiej zrozumieć intencje i rady dotyczące wykorzystywania Twoich życiowych szans. Rozważania na temat dobrobytu uzupełniają przypowieści, które stanowią doskonałą ilustrację anegdot i mądrości doświadczonego Ogrodnika.

Jeśli pragniesz, by Twoje życie rozkwitło i chcesz się cieszyć plonami swojej pracy, przeczytaj naszą wydawniczą propozycję: Bogaty Ogrodnik. To książka, która pomoże Ci osiągnąć dobrobyt.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI
PDF

Liczba stron: 464

Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
melodyrose2

Nie oderwiesz się od lektury

Rewelacja❤️
00



Bo­ga­ty Ogrod­nik

Ży­cio­we lek­cje o do­bro­by­cie

mi­ędzy oj­cem i sy­nem

Prze­ło­żył

Grze­gorz Ko­ło­dziej­czyk

Ty­tuł ory­gi­na­łu: THE WE­AL­THY GAR­DE­NER

Co­py­ri­ght © 2020 by John So­fo­ric

All ri­ghts re­se­rved in­c­lu­ding the ri­ght of re­pro­duc­tion in who­le or in part in any form.

This edi­tion pu­bli­shed by ar­ran­ge­ment with Port­fo­lio, an im­print of Pen­gu­in Pu­bli­shing Gro­up, a di­vi­sion of Pen­gu­in Ran­dom Ho­use LLC.

Co­py­ri­ght © 2022 for the Po­lish edi­tion: Wy­daw­nic­two Ak­ty­wa Sp. z o.o.

Wszel­kie pra­wa za­strze­żo­ne. Żad­na część ni­niej­szej pu­bli­ka­cji nie może być po­wie­la­na, prze­pi­sy­wa­na, za­pi­sy­wa­na w sys­te­mach od­czy­tu lub prze­sy­ła­na w ja­kiej­kol­wiek for­mie lub ja­kąkol­wiek dro­gą bez uprzed­niej pi­sem­nej zgo­dy wy­daw­cy, z wy­jąt­kiem krót­kich cy­ta­tów pu­bli­ko­wa­nych w re­cen­zjach oraz ar­ty­ku­łach.

Re­dak­tor pro­wa­dzący: Piotr Wi­told

Prze­kład: Grze­gorz Ko­ło­dziej­czyk

Re­dak­cja: Klau­dia No­wak

Ko­rek­ta: Mo­ni­ka Ko­ciu­ba, Ja­ro­sław Lip­ski

Pro­jekt okład­ki: Del­fi­na Ko­ra­biew­ska (smartDTP.pl)

Pro­jekt ty­po­gra­ficz­ny i ła­ma­nie: Del­fi­na Ko­ra­biew­ska (smartDTP.pl)

ISBN: 978-83-67150-01-9

Wy­da­nie pierw­sze

Wy­daw­nic­two Ak­ty­wa Sp. z o.o.

Dys­try­bu­cja: wy­daw­nic­two­ak­ty­wa.pl

Oj­ciec i syn

(za­nim do­ro­śli­śmy)

Dla Mike’a

Z po­cząt­ku nie wie­dzia­łem,

że bez Cie­bie nie uda mi się sko­ńczyć.

Dla Cie­bie po­wsta­ła ta ksi­ążka

i dla Cie­bie wło­ży­łem w nią du­szę

– Tata

Spis tre­ści

Sło­wo wstęp­ne

CzęśćI

Kunszt ogrod­nic­twa

Roz­dział 1. Ko­rzy­stać z dni

Sło­wo wstęp­ne

Bo­ga­ty Ogrod­nik to ksi­ążka hy­bry­do­wa, na wpół fa­bu­lar­na, na wpół do­ku­men­tal­na. Ka­żdy roz­dział po­dzie­lo­ny jest na pięć lek­cji za­czy­na­jących się fik­cyj­ny­mi przy­po­wie­ścia­mi, po któ­rych na­stępu­ją aneg­do­ty wzi­ęte z ży­cia. Dla­cze­go wy­bra­łem taki, a nie inny for­mat? Jako oj­ciec pra­gnąłem wci­ągnąć syna w sze­reg lek­cji o do­bro­by­cie, lecz jed­no­cze­śnie nie chcia­łem wy­gła­szać mu ka­zań; dużo ła­twiej było two­rzyć przy­po­wie­ści. Bio­gra­fie czy­ta się dla fraj­dy i na­uki – ucze­nie się na pod­sta­wie czy­je­jś hi­sto­rii jest przy­jem­niej­sze i si­ęga głębiej. Wpraw­dzie ta­kie po­de­jście gro­zi pew­ny­mi uprosz­cze­nia­mi, jed­nak ry­zy­ko to po­dej­mu­je się ze względu na wi­ęk­sze do­bro, ja­kim jest kla­row­no­ść. For­mat hy­bry­do­wy naj­pe­łniej bo­wiem łączy w so­bie ele­men­ty za­ba­wy, za­an­ga­żo­wa­nia i ja­sno­ści wy­wo­dów o do­bro­by­cie.

Część I

Kunszt ogrod­nic­twa

„Z zie­mi po­cho­dzi­my i do zie­mi wra­ca­my, w mi­ędzy­cza­sie zaś upra­wia­my ogród”.

Ano­nim

Roz­dział 1

Ko­rzy­staćz dni

Lek­cja 1.1

Po­szu­ki­wa­nie do­bro­by­tu

Do­bro­byt: kom­fort fi­nan­so­wy, ży­cie bez pro­ble­mów ma­te­rial­nych.

„Ziar­na­mi ka­żde­go żni­wa są go­dzi­ny dnia”.

Bo­ga­ty Ogrod­nik

Sie­dział sa­mot­nie na ła­wecz­ce nad sta­wem w za­kąt­ku swo­jej po­sia­dło­ści. Na ko­la­nach trzy­mał ksi­ążkę w twar­dej okład­ce, a w dło­ni dłu­go­pis. Uło­żył ry­mo­wan­kę, któ­ra sta­ła się wstępem do jego uko­ńczo­ne­go już ręko­pi­su:

Doj­rza­ły te­raz pa­trzę wstecz i wi­dzę

mo­rał tych lek­cji, bo­ga­ty plon:

Ksi­ęgę ży­cia ka­żde­go pi­sze od­wa­ga

mó­wi­ąca ze wszyst­kich jej stron.

Wer­sy te mia­ły otwo­rzyć roz­wa­ża­nia o za­gad­nie­niu bar­dziej zło­żo­nym, niż wy­obra­ża to so­bie wi­ęk­szo­ść lu­dzi. Praw­da bo­wiem jest taka, że ni­g­dy nie ist­niał je­den prze­pis, któ­ry do­pro­wa­dził go do fi­nan­so­wej wol­no­ści. To za­wsze był jego spo­sób na ży­cie…

…i był to spo­sób szla­chet­ny.

Ogrod­nik pa­mi­ętał, że przy­ja­cie­le po­cząt­ko­wo uwa­ża­li go za pra­co­ho­li­ka nie­prze­strze­ga­jące­go za­sa­dy rów­no­wa­gi mi­ędzy pra­cą a ży­ciem. Ra­dzi­li mu, by zwol­nił, wy­lu­zo­wał i cie­szył się ka­żdym dniem. Dla­cze­go to, co masz, nie daje ci za­do­wo­le­nia? Bra­ku­je ci go w co­dzien­no­ści?

„Jest w ży­ciu wie­le rze­czy wa­żniej­szych niż pie­ni­ądze”, mó­wi­li. „Po co się tak wy­si­lać?”.

„Istot­nie wie­le jest rze­czy wa­żniej­szych od pie­ni­ędzy – przy­zna­wał – lecz do­pie­ro prze­zwy­ci­ęże­nie pro­ble­mu fi­nan­so­we­go po­zwa­la się na nich sku­pić. Bez pie­ni­ędzy i cza­su w ma­łym stop­niu kon­tro­lu­je­my swo­je ży­cie”.

Przy­ja­cie­le mie­li oczy­wi­ście do­bre za­mia­ry, ale go nie ro­zu­mie­li. Nie sta­rał się być od nich lep­szy ani nie za­le­ża­ło mu na tym, by dużo za­ra­biać i pła­wić się w luk­su­sie. Suk­ces na ta­kim po­zio­mie osi­ągnęło wie­lu – jemu na­to­miast za­le­ża­ło na czy­mś, co jest znacz­nie rzad­sze. Wie­dział do­kład­nie, cze­go pra­gnie: szu­kał fi­nan­so­we­go Świ­ęte­go Gra­ala.

Jego ma­te­rial­ny suk­ces ku­mu­lo­wał się la­ta­mi, a lu­dzie za­częli do­strze­gać, że sprzy­ja mu for­tu­na. Ci, któ­rzy go kie­dyś osądza­li, te­raz na­zy­wa­li go szczęścia­rzem. Znów do­ra­dza­li mu, żeby za­do­wo­lił się suk­ce­sem i zwol­nił tem­po. „Prze­cież nie za­bie­rzesz pie­ni­ędzy ze sobą – przy­po­mi­na­li – więc po co ci one, sko­ro żad­na z nich fraj­da?”.

Na­wet nie po­dej­rze­wa­li, ja­kie są jego naj­głęb­sze po­bud­ki – wca­le nie za­bie­gał o to, by gro­ma­dzić sto­sy pie­ni­ędzy w ban­ku. Nie dążył do tego, by zdo­być nad in­ny­mi prze­wa­gę, lecz by żyć, ca­łko­wi­cie kon­tro­lu­jąc stan swo­ich fi­nan­sów. Chciał wie­ść ży­cie bez trosk ma­te­rial­nych i dzi­ęki fi­nan­so­wej wol­no­ści w pe­łni się nim cie­szyć.

„Kie­dy sta­je­my przed ja­ki­mś pro­ble­mem i mamy pie­ni­ądze, by go roz­wi­ązać – ma­wiał – oka­zu­je się try­wial­ny. Gdy jed­nak ich nie mamy, na­wet naj­drob­niej­szy z ży­cio­wych kło­po­tów jest ka­ta­stro­fą”.

W je­sie­ni ży­cia, kie­dy jego bo­gac­two po­mno­ży­ło się do nie­zwy­kłych roz­mia­rów, po­zwo­lił so­bie na pe­wien luk­sus: pod­ró­żo­wał, oglądał świat, do­świad­czał go. Gdzie­kol­wiek się udał, wszędzie wi­dział lu­dzi zma­ga­jących się z ta­ki­mi sa­my­mi wy­zwa­nia­mi eko­no­micz­ny­mi.

O pie­ni­ądzach my­śle­li i pra­gnęli ich pra­wie wszy­scy, lecz nie po­dej­mo­wa­li de­cy­zji, aby je zgro­ma­dzić. Pod tym względem ró­żnił się od ca­łej resz­ty bli­źnich: suk­ces, któ­ry osi­ągnął, wy­ni­kał z jego od­mien­ne­go po­de­jścia i po­sta­wie­nia so­bie in­nych ce­lów. Bo­gac­two wy­ra­sta bo­wiem z zia­ren pra­gnie­nia.

W ko­ńcu wró­ci­li doń ta­kże przy­ja­cie­le – star­cy, któ­rych my­śli zła­go­dził czas, oraz ci, któ­rzy kon­ku­ro­wa­li z nim przez całe ży­cie, a te­raz sys­te­ma­tycz­nie ko­rzy­sta­li z owo­ców jego wi­niar­ni.

Nada­li mu przy­do­mek „Bo­ga­ty Ogrod­nik” na­wi­ązu­jący do jego ogrod­ni­czej pa­sji; głu­pia ksyw­ka przy­lgnęła do nie­go, a on, za­miast opo­no­wać, jesz­cze tego sa­me­go roku zmie­nił na­zwę swo­ich win­nic na Bo­ga­te Ogro­dy.

Spodo­ba­ła mu się, bo na­wi­ązy­wa­ła do me­ta­fo­ry, w któ­rej ży­cie przy­rów­na­ne jest do dzia­łki rol­nej. Ogrod­ni­cy bo­wiem nie lęka­ją się zmie­niać kra­jo­bra­zu ci­ężką pra­cą, za­wsze to­wa­rzy­szy im przy tym świa­do­mo­ść, że ist­nie­je pew­na Nie­wi­dzial­na Siła, dzi­ęki któ­rej ro­śli­ny ro­sną.

Czas bie­gnie tak czy ina­czej, po­my­ślał, i moje dni są po­li­czo­ne. Na­de­szła wresz­cie pora, by wró­cić do domu.

Wzi­ął ksi­ążkę pod pa­chę i na prze­łaj po­ko­nał swo­je pole. Mimo woli w trak­cie mar­szu mu­siał po­sta­wić so­bie naj­wa­żniej­sze z py­tań: Czy cena suk­ce­su war­ta była na­gro­dy? Prze­żył ży­cie, osi­ągnął nie­zwy­kły do­bro­byt, ale czy li­czy­ło się to te­raz, gdy stał już w ob­li­czu śmier­ci?

Tak – od­po­wie­dział so­bie, bo na­gro­dę do­bro­by­tu zna­la­zł w pra­cy i wol­no­ści, a ta­kże w oso­bi­stym roz­wo­ju, któ­ry był nie­zbęd­ny przy zdo­by­wa­niu bo­gac­twa. Nie­ocze­ki­wa­nie dla sa­me­go sie­bie zro­zu­miał, że jego prze­pe­łnio­ne do­bro­by­tem ży­cie było rów­nież pod­ró­żą du­cho­wą.

Miał na­dzie­ję, że uda­ło mu się prze­ka­zać te praw­dy na kar­tach swo­jej ksi­ążki.

Do­ta­rł do domu i od razu udał się do ogro­du. Był li­sto­pad, zie­mia jesz­cze nie za­ma­rzła. Owi­nął ksi­ążkę w re­kla­mów­kę, schy­lił się i drżąc z osła­bie­nia, za­ko­pał ją; albo Jim­my znaj­dzie ksi­ążkę, albo ży­cio­we lek­cje Bo­ga­te­go Ogrod­ni­ka za­gi­ną na za­wsze i bez­pow­rot­nie. Po­mo­dlił się do Losu, gdyż to on miał o wszyst­kim prze­sądzić.

W praw­dzi­wym świe­cie cho­dzi­łem do ka­to­lic­kiej szko­ły pod­sta­wo­wej oraz gim­na­zjum. Za­nim uko­ńczy­łem pierw­sze eta­py edu­ka­cji, wbi­to mi do gło­wy, że nad­mier­ne bo­gac­two i do­bro­byt to samo zło. Czło­wiek bo­ga­ty nie do­sta­nie się do nie­ba, tak jak wiel­błąd nie przej­dzie przez ucho igiel­ne, a pie­ni­ądz to źró­dło wszel­kiej nie­pra­wo­ści. Po co zdo­by­wać cały świat, sko­ro tra­ci się wła­sną du­szę?

Pó­źniej jed­nak, już jako dwu­dzie­sto­pa­ro­la­tek, sta­nąłem wo­bec fi­nan­so­wych wy­zwań do­ro­sło­ści i za­cząłem po­strze­gać pie­ni­ądze z in­nej per­spek­ty­wy. Pa­trzy­łem, jak ich brak wy­wo­łu­je strach, nie­pew­no­ść i usta­wicz­ną roz­pacz. Prze­ko­na­łem się, że rów­no­wa­ga mi­ędzy pra­cą i ży­ciem wca­le nie jest tak wspa­nia­ła, kie­dy twój wol­ny czas za­tru­wa lęk o pie­ni­ądze.

Praw­dzi­wej ich war­to­ści nie uświa­da­mia­my so­bie, do­pó­ki nie za­zna­my stra­chu po­wo­do­wa­ne­go ich bra­kiem. Pie­ni­ądze bo­wiem, po­dob­nie jak tlen, nie są szcze­gól­nie wa­żne, je­śli jest ich pod do­stat­kiem, lecz gdy ich po­ziom spa­da za ni­sko, strach po­chła­nia ka­żdą go­dzi­nę – albo trze­ba na nie pra­co­wać, albo się o nie za­mar­twiać.

War­to­ść pie­ni­ędzy po­zna­łem, gdy by­łem już żo­na­ty i mia­łem małe dziec­ko. Dwie naj­bli­ższe oso­by ca­łko­wi­cie na mnie po­le­ga­ły, ja zaś mu­sia­łem za­pew­nić im środ­ki utrzy­ma­nia; wo­bec ta­kiej od­po­wie­dzial­no­ści do­stęp­ne opcje były ogra­ni­czo­ne. Przez kil­ka­dzie­si­ąt lat tkwi­łem w pu­łap­ce kla­sy śred­niej i z wol­na ro­dzi­ła się we mnie de­ter­mi­na­cja wraz z prze­ko­na­niem, że zdo­będę wol­no­ść, od­no­sząc suk­ces fi­nan­so­wy.

Albo za­ro­bię na ży­cio­wy do­bro­byt, albo po tro­sze umrę.

Za­pew­ni­łem więc so­bie ży­cie w wa­run­kach fi­nan­so­wej swo­bo­dy.

Do­bro­byt ozna­cza, że mo­żesz w ty­go­dniu wy­brać się na spa­cer do lasu, opła­cić dzie­ciom cze­sne w szko­le, mieć roz­ma­ite mo­żli­wo­ści do wy­bo­ru oraz pe­wien za­kres wła­dzy; że bu­dzisz się rano bez lęku o for­sę, ży­jesz bez pre­sji cza­su, a go­dzi­ny dnia po­świ­ęcasz na sen­sow­ne dąże­nia. Dla mnie ozna­czał rów­nież ko­niecz­no­ść wal­ki i du­cho­we­go roz­wo­ju.

Bacz na tych, któ­rzy pod­po­wia­da­ją ci, abyś za­do­wo­lił się swo­imi wa­run­ka­mi ży­cio­wy­mi. Tyl­ko ty znasz wa­run­ki, któ­re za­spo­ko­ją two­je du­cho­we po­trze­by, i tyl­ko ty wiesz, do cze­go po­py­cha cię two­ja am­bi­cja.

Ży­cio­wa lek­cja: Szu­ka­nie do­bro­by­tu

„Wpa­ja­no mi, że am­bi­cja, by się wzbo­ga­cić, po­cho­dzi od dia­bła; od­kry­łem, że ży­cio­wy do­bro­byt to przy­go­dadu­cho­wa”.

Lek­cja 1.2

Czas

Czas: ma­te­ria na­sze­go ist­nie­nia.

„Dnia nie oce­niaj po żni­wie, któ­re zbie­rasz, lecz po ilo­ści ziar­na, któ­re za­sia­łeś”.

Ro­bert Lo­uis Ste­ven­son

Dwa lata wcze­śniej

Wa­run­ki na­sze­go ży­cia od­zwier­cie­dla­ją na­sze czy­ny – du­mał Ogrod­nik, ob­ser­wu­jąc mi­ja­jące dni. Re­gu­lar­nie cho­dził do swo­je­go za­kąt­ka, by oce­niać swo­je ży­cie i ty­go­dnio­wy roz­kład za­jęć.

Tego dnia pla­no­wał wy­ru­szyć na rocz­ny urlop. Dłu­ga prze­rwa mia­ła wy­rwać go z co­dzien­nej ru­ty­ny. W ża­den spo­sób nie wy­tłu­ma­czył się pra­cow­ni­kom, któ­rzy zaj­mo­wa­li się kwit­nącym go­spo­dar­stwem, win­ni­cą i tłocz­nią wina. Tuż przed wy­jaz­dem we­zwał do sie­bie za­ufa­ne­go rząd­cę San­to­sa, aby pod swo­ją nie­obec­no­ść po­wie­rzyć mu obo­wi­ąz­ki; je­den z nich był do­dat­ko­wy i nie­ocze­ki­wa­ny.

– Ku­pi­łem sąsied­nią far­mę – oznaj­mił – i chcę, abyś pod moją nie­obec­no­ść ją ulep­szył. Zrób z niej ra­ry­tas, coś uni­kal­ne­go. Wy­pła­ty za wy­si­łek nie mogę ci obie­cać, ale użyj wy­obra­źni i do woli ko­rzy­staj na mój koszt z pra­cy ro­bot­ni­ków; niech przy tym pro­jek­cie da­dzą z sie­bie wszyst­ko. Chcę ta­kże, że­byś i ty wło­żył w nie­go wszyst­kie swo­je umie­jęt­no­ści.

San­tos nie­co zląkł się tej pro­po­zy­cji. Miał sze­śćdzie­si­ąt lat i był wzo­rem su­mien­no­ści, ale wy­obra­źnia nie była jego atu­tem.

– Pro­sisz mnie, że­bym ha­ro­wał przez cały rok, po­świ­ęcał wol­ny czas na do­pro­wa­dze­nie do po­rząd­ku za­pusz­czo­nej far­my, i nie obie­cu­jesz za to żad­nej do­dat­ko­wej za­pła­ty?

– Tak, wła­śnie o to cię pro­szę. – Po tych sło­wach Ogrod­nik od­sze­dł i wy­je­chał na urlop.

Wró­cił po roku i zo­ba­czył, że jego wła­sna zie­mia leży za­nie­dba­na, a do­cho­dy spa­dły. Na do­miar złe­go sąsied­nia far­ma sta­ła nie­tkni­ęta i była w opła­ka­nym sta­nie.

In­da­go­wa­ny rząd­ca wy­tłu­ma­czył, że ro­bot­ni­cy bu­rzy­li się prze­ciw­ko nad­go­dzi­nom, mimo że do­sta­wa­li pe­łną staw­kę. Po­nie­waż nie zna­la­zł do po­mo­cy chęt­nych pra­cow­ni­ków i nie po­świ­ęcił wła­sne­go cza­su wol­ne­go, sąsied­nia far­ma po­szła w za­po­mnie­nie.

– By­łeś ze mną przez dzie­si­ąt­ki lat – wes­tchnął go­spo­darz. – Mia­łem na­dzie­ję, że w za­mian za wier­ną słu­żbę po­da­ru­ję ci tę dzia­łkę. Far­ma mia­ła być two­ja. – Spoj­rzał na rząd­cę, mru­żąc oczy. – Ale, po­nie­waż w tej sy­tu­acji się z niej nie utrzy­masz, nie mam wy­bo­ru: mogę ci tyl­ko ofia­ro­wać sta­no­wi­sko, któ­re obec­nie zaj­mu­jesz.

San­tos nie po­sia­dał się ze zdzi­wie­nia; wresz­cie po­tul­nie wy­znał praw­dę:

– Nie za­jąłem się tym przy­tła­cza­jącym pro­jek­tem, bo by­łem za­jęty tu­taj, a ty nie obie­cy­wa­łeś do­dat­ko­we­go wy­na­gro­dze­nia.

Go­spo­darz pa­trzył przez chwi­lę z na­my­słem na swo­je­go rząd­cę.

– Nie ro­zu­miesz? Ni­g­dy nie ma pew­no­ści przy­szłych na­gród – oznaj­mił spo­koj­nie. – Albo mimo to do­kła­da­my sta­rań, albo po­zo­sta­je­my z tym, co już mamy.

San­tos w mil­cze­niu ski­nął gło­wą i od­wró­cił się; da­ro­wa­ny mu czas mi­nął, a on po pro­stu nie wie­dział, co mógł zy­skać. W jed­no­staj­nym po­cho­dzie zwy­kłych ci­chych dni utra­cił swo­ją przy­szło­ść.

„Dzień dzi­siej­szy to król w prze­bra­niu – na­pi­sał Emer­son. – Nie daj­my się zmy­lić, ze­rwij­my ma­skę z prze­cho­dzące­go kró­la”.

Ze­rwij­my ma­skę z prze­cho­dzące­go kró­la…

Je­śli ist­nie­je sąd w in­nym świe­cie, klu­czo­we py­ta­nie będzie do­ty­czy­ło tego, jak wy­ko­rzy­sta­li­śmy nasz czas. Cze­go do­ko­na­li­śmy? Czym się trud­ni­li­śmy przez dni, ty­go­dnie, lata? Czy nie by­ło­by głu­pio przy­znać się, że by­li­śmy zbyt za­bie­ga­ni i roz­ko­ja­rze­ni, by po­sta­wić so­bie ja­sne cele, któ­rych osi­ągni­ęcie po­zwo­li nam od­dzia­ły­wać na te­ra­źniej­szo­ść?

„Nie mów, że bra­ku­je ci cza­su – ra­dzi H. Jack­son Brown Jr. – Masz w ci­ągu dnia tyle samo go­dzin, ile mie­li He­len Kel­ler, Lu­dwik Pa­steur, Mi­chał Anioł, Mat­ka Te­re­sa, Le­onar­do da Vin­ci, Tho­mas Jef­fer­son i Al­bert Ein­ste­in”.

Od za­ra­nia dzie­jów ko­rzy­sta­my z tego sa­me­go dwu­dzie­stocz­te­ro­go­dzin­ne­go ze­ga­ra. To, co nas ota­cza, wa­run­ki, w ja­kich ży­je­my, w du­żej mie­rze świad­czą o tym, jak ten czas spędza­my. One wła­śnie sta­no­wią od­zwier­cie­dle­nie na­szych ce­lów, sku­tecz­no­ści na­szych po­czy­nań i wy­ko­rzy­sta­nia cza­su.

Jako dzie­wi­ęt­na­sto­let­ni stu­dent prze­ko­na­łem się na wła­snej skó­rze, jak czas de­ter­mi­nu­je wa­run­ki mo­je­go ist­nie­nia. Moje oce­ny na pierw­szym roku były fa­tal­ne; sie­dząc na krze­śle w ko­ry­ta­rzu przed biu­rem dzie­ka­na, czu­łem się kru­chy i bez­bron­ny jak jesz­cze ni­g­dy w swo­im krót­kim ży­ciu. Fak­ty na­to­miast były bez­li­to­sne: zo­sta­łem ja­gni­ęciem w rze­źni. Drzwi ga­bi­ne­tu otwa­rły się i wsze­dłem, by usły­szeć wy­rok.

Dzie­kan, star­szy dżen­tel­men, ob­ja­śniał cel na­sze­go spo­tka­nia, ja zaś sie­dzia­łem na krze­se­łku na­prze­ciw­ko jego ma­syw­ne­go biur­ka i ob­le­wał mnie pot.

„To żad­na ujma, je­śli ktoś wnio­sku­je o ła­twiej­szy pro­gram na­ucza­nia”, tłu­ma­czył, a ja go­rącz­ko­wo ogar­nia­łem my­ślą sy­tu­ację. Po pierw­sze, nie wy­rzu­ca­no mnie ze stu­diów – przy­naj­mniej na ra­zie; po dru­gie, dzie­kan uwa­żał mnie za nie­udol­ne­go umy­sło­wo. Oce­nił mnie spra­wie­dli­wie.

Nie przy­szło mu do gło­wy, że wy­pa­try­wa­łem oczy za dziew­czy­ną, że mia­łem całą gro­ma­dę we­so­łych kom­pa­nów i co wie­czór gra­łem w kar­ty. W jego gło­wie na­wet nie za­kie­łko­wa­ła myśl, że mło­dy do­ro­sły mężczy­zna może mar­no­wać szan­sę na wy­ższe wy­kszta­łce­nie, bo woli ba­lo­wać i nie star­cza mu cza­su na na­ukę.

My­ślał, że źró­dłem mo­ich sła­bych ocen jest brak zdol­no­ści, tym­cza­sem po­wo­do­wał je brak wy­zna­czo­ne­go celu, do któ­re­go chcia­łem dążyć. Mar­nu­jąc czas, mar­no­wa­łem swój po­ten­cjał. Po tam­tej roz­mo­wie spo­rządzi­łem li­stę ce­lów oraz plan dzia­ła­nia; pó­źniej kon­se­kwent­nie go re­ali­zo­wa­łem i na ko­niec roku ze­bra­łem same naj­wy­ższe oce­ny.

Je­że­li pra­gniesz zmia­ny w swo­im ży­ciu, za­wsze sta­raj się zmie­nić ty­go­dnio­wy plan za­jęć. Lek­cję o tym, jak wy­ko­rzy­sty­wać w pe­łni ka­żdy dzień, ilu­stru­je przy­po­wie­ść o per­ło­wej bra­mie.

Czte­rech lu­dzi zma­rło i po­szło do nie­ba. Tar­ga­ni nie­pew­no­ścią, usta­wia­ją się przed per­ło­wą bra­mą, gdzie cze­ka na nich Świ­ęty Piotr. Trzy­ma w rękach czte­ry ksi­ęgi za­wie­ra­jące pod­su­mo­wa­nie ży­wo­tów ka­żde­go z nowo przy­by­łych. Pierw­szy z nich wy­stępu­je i sta­je przed klucz­ni­kiem.

Był to człek prze­ci­ęt­nej in­te­li­gen­cji i ta­len­tu. W swo­im cza­sie oże­nił się i utrzy­my­wał ro­dzi­nę; dzi­ęki su­mien­nej pra­cy zdo­był sta­no­wi­sko maj­stra w fa­bry­ce, słu­żył wier­nie w ko­ściel­nej pa­ra­fii, udzie­lał się jako tre­ner w ma­łej li­dze oraz czło­nek szkol­nej rady ro­dzi­ciel­skiej.

– Do­brze wy­ko­rzy­sta­łeś swój czas – orze­ka Świ­ęty Piotr, uno­sząc gło­wę. – Tam na dole po­trze­ba mi wi­ęcej ta­kich jak ty. Od­sy­łam cię więc z po­wro­tem, abyś był pod­po­rą swo­jej spo­łecz­no­ści. Będziesz cie­szył się god­no­ścią i sza­cun­kiem bli­źnich.

Puf! Po­ja­wia się chmur­ka dymu i mężczy­zna zni­ka.

Wy­stępu­je na­stęp­na oso­ba, tym ra­zem ko­bie­ta. Klucz­nik prze­gląda cie­niut­ką ksi­ęgę jej ży­cia i kil­ka razy ci­cho mówi coś do sie­bie; wresz­cie spo­gląda na nią i rze­cze:

– Mia­łaś zdol­no­ści i in­te­li­gen­cję, ale nie ro­bi­łaś z nich użyt­ku. W da­nym ci cza­sie eg­zy­sto­wa­łaś, za wszel­ką cenę uni­ka­łaś pra­cy i wy­si­łku. Za­mi­ło­wa­nie do pró­żniac­twa do­pro­wa­dzi­ło cię do tego, że ży­łaś lek­ko­my­śl­nie. Po­nie­waż udo­wod­ni­łaś, że nie stać cię na dużo wi­ęcej niż po­si­la­nie się i bez­czyn­no­ść, od­sy­łam cię z po­wro­tem na zie­mię w po­sta­ci kro­wy. Będziesz mo­gła sku­bać so­bie le­ni­wie tra­wę aż do dnia ubo­ju.

Puf! Po­now­nie po­ja­wia się chmur­ka dymu, ko­bie­ta zni­ka.

Dwój­ka po­zo­sta­łych w ko­lej­ce sły­szy jej da­le­kie mu­cze­nie. Na­stęp­ny kan­dy­dat, usły­szaw­szy tak su­ro­wy osąd, nie­pew­nie robi krok do przo­du. Pod­sta­rza­ły mężczy­zna wier­ci się z nie­po­ko­jem, kie­dy Świ­ęty Piotr, wzdy­cha­jąc ci­ężko, prze­gląda ksi­ęgę jego ży­cia.

– Do­sta­łeś wy­jąt­ko­wy ta­lent: mo­głeś zo­stać sław­nym pi­sa­rzem, je­dy­nym w swo­im ro­dza­ju. Mia­łeś wszyst­ko, by z tej szan­sy sko­rzy­stać – mówi klucz­nik nie­bie­ski. – We­wnętrz­na po­trze­ba pcha­ła cię do pi­sa­nia, lecz ty to­pi­łeś ją w go­rza­łce i sta­łeś się wy­rob­ni­kiem. Za dużo wy­da­wa­łeś i roz­rzut­ny tryb ży­cia wpędził cię w pu­łap­kę pła­co­wą; za­wio­dłeś swo­je prze­zna­cze­nie, przez co świat nie po­znał ksi­ążek, któ­re mo­głeś na­pi­sać. Udo­wod­ni­łeś, że na­da­jesz się na bez­my­śl­ne­go wy­rob­ni­ka, od­sy­łam cię prze­to na zie­mię pod po­sta­cią muła. W sło­necz­nym skwa­rze będziesz orał pole, a twój ge­niusz nie będzie ci do ni­cze­go po­trzeb­ny.

Puf! Chmur­ka dymu i mężczy­zna zni­ka.

Ostat­nia oso­ba, ko­bie­ta, robi krok do przo­du; jej twarz wy­ra­ża spo­kój. Świ­ęty Piotr od­ry­wa spoj­rze­nie od ksi­ęgi jej ży­cia i przy­gląda się jej z nie­ukry­wa­nym za­cie­ka­wie­niem.

– Na­le­ży­cie spo­żyt­ko­wa­łaś swo­je ta­len­ty. Zna­la­złaś za­in­te­re­so­wa­nia i uwa­żnie ko­rzy­sta­łaś ze swo­je­go cza­su; prze­trwa­łaś ży­cio­we na­wa­łni­ce. – Jego twarz roz­ja­śnia uśmiech. – Szcze­rze trosz­czy­łaś się o in­nych i za­zna­łaś wie­lu na­gród, któ­re przy­no­si bez­in­te­re­sow­no­ść. Wy­cho­wa­łaś ro­dzi­nę, przy­czy­ni­łaś się do wspól­ne­go do­bra, ży­łaś zgod­nie z war­to­ścia­mi, w któ­re wie­rzysz, i podąża­łaś za swym we­wnętrz­nym gło­sem. Co ja mam z tobą po­cząć? – Gło­wi się klucz­nik. – Od­sy­łam cię na zie­mię pod po­sta­cią anio­ła. Sta­niesz się jesz­cze wa­żniej­sza, a twój blask będzie roz­ja­śniał ży­cie in­nym.

Jaki jest mo­rał tej przy­po­wie­ści?

Je­śli nie chcesz, by uwa­ża­no cię za kro­wę, wy­ko­rzy­stuj swój czas i się nie leń. Je­śli nie chcesz przez całą wiecz­no­ść mo­zo­lić się jak wół, ko­rzy­staj ze swo­ich ta­len­tów, pra­cuj w spo­sób in­te­li­gent­ny i nie sza­staj for­są. Żyj z god­no­ścią, wspie­raj szla­chet­ne przed­si­ęw­zi­ęcia, któ­re wy­bie­rzesz, wsłu­chu­jąc się w swój we­wnętrz­ny głos; tyle ka­żdy może zro­bić.

„War­to­ść ży­cia nie kry­je się w dłu­go­ści dni – na­ucza Mon­te­skiusz – lecz w tym, jak z nich ko­rzy­sta­my. Czło­wiek może żyć dłu­go, a osi­ągnąć bar­dzo mało”.

Bez po­świ­ęce­nia cza­su nasz po­ten­cjał idzie na mar­ne. Wszyst­ko, cze­go za­pra­gnie­my, w tym do­bro­byt i bo­gac­two, ma swo­ją cenę; efek­ty zaś sta­no­wią od­zwier­cie­dle­nie go­dzin, któ­re po­świ­ęci­li­śmy na ich osi­ągni­ęcie. Je­śli bra­ku­je nam za­an­ga­żo­wa­nia, w ci­chym po­cho­dzie dni prze­ga­pia­my pe­łnię na­sze­go po­ten­cja­łu.

„Za­rządza­nie cza­sem to Sło­ńce – tłu­ma­czy ja­kże traf­nie Brian Tra­cy – a ka­żdy twój czyn to pla­ne­ta, któ­ra wo­kół nie­go or­bi­tu­je”. Be­nia­min Fran­klin na­pi­sał zaś: „Ko­chasz ży­cie? Za­tem nie mar­nuj cza­su, bowła­śnie on sta­no­wi jego ma­te­rię”. Czas bo­wiem to ma­te­ria de­ter­mi­nu­jąca wa­run­ki na­sze­go by­to­wa­nia.

Ży­cio­wa lek­cja: Kwe­stia cza­su

„Prze­ko­na­łem się na wła­sne oczy, że wa­run­ki mo­je­go by­to­wa­nia idą śla­dem mo­je­go ko­rzy­sta­nia z cza­su i że mogę zmie­nić swo­je po­stępo­wa­nie lub za­cho­wać to, co mam”.