Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Wciągający thriller bestsellerowej autorki!
Alison Marshall jest gotowa by w końcu znaleźć miejsce, które nazwie domem. Gdy dociera na wyspę Palmetto, myśli, że już go znalazła.
Mała, zżyta społeczność wyspiarska wydaje się mieć wszystko, czego potrzebuje młoda kobieta. Wkrótce osiedla się w starym, wystawionym na sprzedaż domu, który okazuje się spełnieniem marzeń. Ale gdy dni zmieniają się w tygodnie, Alison odkrywa ciemną stronę tej rzekomo spokojnej przystani. Miejscowi mają bowiem swoją tajemnicę, a gdy kobieta odkryje co nią jest, stanie przed trudnym wyborem: uciec, czy zostać i dołączyć do społeczności.
Czy przyjazd na wyspę był ostatnim błędem, jaki kiedykolwiek popełniła?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 346
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Prolog
Ohio, 2010
Alison rzuciła biret i togę na komodę, po czym opadła na wąskie podwójne łóżko dosunięte do ściany. Dzielenie pokoju z trzema dziewczynami odzierało człowieka z poczucia prywatności; tej nocy po raz pierwszy, odkąd prawie dwa lata wcześniej zamieszkała z rodziną Robertsonów, była sama w pokoju. Gdy tylko pan Bloomenfield włożył jej dyplom do ręki, zerknęła w stronę trybun, mając nadzieję, że dostrzeże tam wspierających ją pana lub panią Robertson. Tego dnia kończyła szkołę średnią, ale żaden członek jej tak zwanej rodziny zastępczej nie zadał sobie trudu, aby pojawić się na ceremonii.
Zaraz po otrzymaniu dyplomu wybiegła z sali wykładowej. Nie miała w planach wieczornego świętowania w gronie szkolnych koleżanek, bo nie zdążyła się z nikim zaprzyjaźnić. Rozpoczęła naukę w Madison High w połowie drugiej klasy, co sprawiło, że stała się outsiderką. Sprawy nie ułatwiały jej warunki mieszkaniowe. W konsekwencji wszystkie popularne dzieciaki oraz klasowe błazny robiły, co mogły, żeby jej unikać. Alison wysłuchiwała obelg i nienawistnych komentarzy, gdy stała obok swojej szkolnej szafki i czekała, aż korytarze się opróżnią. Wówczas szybko biegła w stronę klasy, żeby nie spotkać się z oprawcami.
Łzy spłynęły jej po twarzy, gdy pomyślała, jak głupio było mieć nadzieję, że Robertsonowie zaskoczą ją zaimprowizowanym przyjęciem z okazji ukończenia szkoły, prezentem czy choćby kartką. Czuła, że traktują ją jak obcą. Za cztery miesiące skończy osiemnaście lat, a stan Ohio nie będzie musiał sprawować nad nią pieczy. Alison Marshall planowała, że wyjedzie w swoje urodziny tuż po północy.
Otarła łzy cienkim kocem. Miała przed sobą całe lato i wiedziała, że jeśli zostanie, nadal będzie cierpiała. Zaczęła układać w głowie plan – choć nie był on niemożliwy, mogła go zrealizować tylko pod warunkiem, że wysiliłaby umysł. Niezbędna będzie cierpliwość, tej zaś miała pod dostatkiem. Od zawsze funkcjonowała jako piąte koło u wozu w rodzinach, z którymi była zmuszona mieszkać, więc szybko nauczyła się wtapiać w otoczenie, nie sprawiać kłopotów i robić, co jej kazano, choć czasami było to wyjątkowo trudne. Robiła to, co zrobiłby każdy dzieciak na jej miejscu.
W nocy wymykała się przez okno sypialni i szukała czegoś lepszego niż to, co zapewniało jej państwo. Pierwszy raz próbowała wyłamać się z systemu, gdy miała dziewięć lat. Kolejne próby były tak częste, że zapomniała, w ilu rodzinach zastępczych przebywała. Kilka z nich traktowało ją dobrze, ale większość była do bani. Jedynym powodem, dla którego owe rodziny ją przyjmowały, były pieniądze od państwa. Nauczyła się tego na własnej skórze i straciła przy tym odrobinę niewinności, którą kiedyś miała w sobie.
Planowanie przyszłości wymagało dyscypliny, kolejnej cechy, którą wypracowała, bo zmusiło ją do tego życie. Rób, co ci każemy, a nikomu nie stanie się krzywda.
Te dni zbliżały się już do końca.
Ośmielona myślą o ułożeniu sobie życia, Alison wemknęła się do wspólnej garderoby, gdzie ukryła gotówkę, którą zarobiła, opiekując się dziećmi i pracując na pół etatu w lokalnym sklepie zoologicznym. Udało jej się odłożyć osiemdziesiąt dziewięć dolarów i czterdzieści trzy centy. Niewiele, ale wystarczyło, aby zapłacić za bilet autobusowy i znaleźć się gdziekolwiek, byle nie tutaj. Dworzec był otwarty przez całą dobę, choć nie była pewna, czy tego wieczoru realizowano jakiekolwiek kursy. O świcie zamierzała złapać stopa do centrum miasta i kupić bilet. Było jej obojętne, dokąd trafi; sama myśl o nowym życiu poprawiała jej humor. Pomyślała, że będzie to jej prezent na ukończenie szkoły. Tak, właśnie tak zrobi. Do cholery z czekaniem, aż skończy osiemnaście lat – wyjedzie teraz. Robertsonowie nie zgłoszą jej zaginięcia, bo są chciwi. Będą pobierać pieniądze od państwa tak długo, jak to możliwe.
Trzy dziewczyny, z którymi dzieliła pokój, wszystkie młodsze od niej, prawdopodobnie powiedziałyby o tym komuś w szkole i stamtąd wezwano by władze. Nie wiadomo, czy zaczęliby jej szukać; tak czy inaczej, nie miało to znaczenia. Podjęła już decyzję i uśmiechnęła się do siebie. To była ostatnia noc, którą miała spędzić pod państwową kuratelą. Z tą myślą odpłynęła w sen, zadowolona po raz pierwszy od wielu lat.
Śniła o imprezach i nieznanych ludziach o nieokreślonych twarzach. Zwierzęta, lwy, niedźwiedzie i żyrafy o ludzkich cechach goniły ją po szkolnym korytarzu, podczas gdy jej nauczycielki tańczyły ze sobą. Szafki otwierały się same, podręczniki wypadały przez okna, a biurka wisiały pod sufitem. Zaskoczona, gdy nauczycielka angielskiego dygnęła, a następnie poprosiła ją do tańca, Alison poderwała się na łóżku, a jej serce biło jak szalone. Jej twarz i włosy ociekały potem. Otrząśnięcie się z tego głupiego snu zajęło jej kilka sekund. Zaśmiała się z szalonych obrazów, które powstały w jej głowie. Potem usłyszała skrzypnięcie, które ją przestraszyło. Usiadła i przysunęła się do ściany, podciągając koc pod brodę.
– Kto tam? – zawołała.
Czekając na odpowiedź Charlotte lub Pameli, jej dwóch najmłodszych przybranych sióstr, podniosła głos.
– To nie jest śmieszne. Włączę światło, a potem skopię ci tyłek.
Cisza.
– Sarah? – Takie imię nosiła siostra numer trzy. Miała czternaście lat, była sprytna i miała naprawdę paskudne usposobienie. To byłoby w jej stylu, gdyby próbowała ją wystraszyć, szczególnie tego wieczoru. Sarah miała beznadzieje oceny i była urażona, że Alison dobrze radzi sobie z nauką.
Alison odczekała kilka sekund i podeszła do krawędzi łóżka. Upuściła koc na podłogę. Wstała i cicho przeszła przez pokój, żeby włączyć światło. Gdy tylko dotknęła przełącznika, czyjaś dłoń chwyciła ją za ramię i pociągnęła tak mocno, że się skrzywiła.
– Milcz.
Jego oddech śmierdział dymem papierosowym, a usta znajdowały się tak blisko jej ust, że połykała wydychane przez niego powietrze. Obawiając się tej chwili, wiedząc, co się za chwilę stanie, bo on nie był pierwszy, uniosła kolano, celując w jego krocze. Twardość jej kolana wbiła się w najwrażliwszą część jego ciała. Puścił jej ramię, dając jej milisekundę na wyrwanie się z uścisku. Stojąc tak blisko drzwi, jak tylko się odważyła, w pokoju pogrążonym w niemal całkowitej ciemności, pomijając mglisty błysk księżyca, który świecił pomiędzy ciężkimi zasłonami, Alison dotknęła szorstkiej powierzchni drewnianych drzwi. Szukając klamki, poczuła, jak zardzewiały mosiądz muska jej dłoń. Nadzieja dodała jej sił. Szarpnęła drzwi do siebie i poczuła, jak napastnik uderza w nie całym ciałem. Ręka Alison znalazła się pomiędzy zatrzaskiem a framugą.
– Ranisz mnie! – krzyknęła.
– Zamknij się – warknął. – Myślisz, że jesteś sprytna, co? – Odsunął się nieco od drzwi, dzięki czemu Alison uwolniła rękę. Fale gorącego bólu przeszyły jej przedramię. Wiedziała, że jest złamane. Zaciskając zęby, odepchnęła się od niego, ale był za szybki.
Chwyciwszy jej stopy, przeciągnął ją po brudnej podłodze z linoleum. Uderzyła głową w róg komody; ostra krawędź wbiła się w delikatną skórę na jej skroni. Ciepła krew spłynęła jej po twarzy, a miedziany zapach wprawił ją w oszołomienie.
– Przestań! – krzyknęła przez zaciśnięte zęby.
Uśmiechnął się złośliwie.
– Przestanę, kiedy skończę, ty mała suko.
Siedząc na niej okrakiem, kolanami naciskając na jej uda, jedną ręką przytrzymał jej nadgarstki nad głową. Łzy płynęły jej po twarzy; mieszały się z krwią cieknącą ze skroni. Wolną ręką zerwał pasek. Metalowa klamra uderzyła ją w podbródek. Jeszcze więcej krwi, bólu i wściekłości dostarczyło jej wystarczającej ilości adrenaliny, by uwolnić ręce. Usłyszała szybki dźwięk, gdy rozpinał zamek błyskawiczny. Wiedziała, co będzie dalej. Poprzez zalepione krwią powieki i przyćmione światło księżyca Alison widziała stół pomiędzy dwoma łóżkami. Przedłużacz lampy wijący się po linoleum znajdował się w jej zasięgu.
Szarpnęła za sznur, a lampa rozbiła się o podłogę, uderzając także w żelazną ramę łóżka. Szybko sięgnęła po duży kawałek szkła; wyczuła jego ostrą krawędź. Zanim zdał sobie sprawę, co zrobiła nabuzowana adrenaliną Alison, potłuczone szkło trafiło w miękki punkt na środku jego szyi.
Nagle zesztywniał. Oszołomiony, dotknął ręką miejsca, w które go ugodziła.
– Zabiję cię!
Wyciągnęła odłamek szkła z jego szyi, a potem dźgnęła go jeszcze kilka razy.
Odepchnęła na bok ciężkie ciało, otarła krew z oczu, wyjęła z poszewki plik pieniędzy i wyczołgała się przez okno.
Słowa nigdy więcej, nigdy więcej dotrzymywały rytmu jej krokom, gdy biegła chodnikiem. Pośród gniewnych łez i nieubłaganego bólu Alison obiecała sobie, że nigdy więcej nie pozwoli, aby jakikolwiek mężczyzna jej dotykał.
Rozdział pierwszy
Zatoka Tampa, lipiec 2022 r.
– Turyści już wyjechali. Jestem gotowa na zmianę – powiedziała Alison Marshall swojemu menadżerowi w Besito’s, jednej z lepszych meksykańskich restauracji w mieście.
Pedro pokręcił głową.
– Nie, nie możesz teraz rzucić pracy. I tak już mam niedobory kadrowe. Wkrótce odżyjemy, pojawią się miejscowi.
– Przykro mi, Pedro, ale nadszedł dla mnie czas na coś nowego – wyjaśniła Alison. – Pracowałam tu przez ostatnie dwa sezony. Kiedy mnie zatrudniałeś, przyznałam się, że jestem włóczęgą.
Potrzebowała nowego scenariusza. Wystarczająco długo przebywała w zatoce Tampa. Sezon turystyczny dobiegł końca, a duże napiwki nie pochodziły od miejscowych, którzy przychodzili na podawane we wtorki darmowe chipsy i salsy. Można było wtedy zarobić dodatkowo dwadzieścia dolców – pod warunkiem, że miało się szczęście.
Alison miała dwadzieścia dziewięć lat i nic nie trzymało jej w jednym miejscu; nie była z nikim związana. Lubiła być samowystarczalna, potrafiła po prostu wstawać i odchodzić, kiedy tylko czuła taką potrzebę. Nie miała rodziny ani bliskich przyjaciół i nigdy nie posiadała niczego poza starym jeepem, za który zapłaciła gotówką trzy lata temu w Tallahassee. Brak przywiązania do czegokolwiek bardzo jej odpowiadał.
– Stawiasz mnie w trudnej sytuacji, Alison. Nie mogę dać ci dobrych referencji – powiedział Pedro, gdy składała czystą koszulę roboczą z napisem Besito’s i jasnozielony fartuch.
– W porządku. Znajdziesz kogoś na moje miejsce. Umieść ogłoszenie na swojej stronie na Facebooku. Ludzie z pewnością będą się zgłaszać. Nie potrzebuję od ciebie referencji.
Pedro, ważący całe sto osiemdziesiąt kilogramów, potrząsnął głową. Miał czarne włosy, a grzywka przyklejała mu się do spoconego czoła.
– Więc idź – rzucił, wycierając czoło brudną szmatą.
– Ciebie też miło było poznać, Pedro. – Alison zostawiła koszulę i fartuch na ladzie przy kasie. Nie żywiła do swojego menadżera urazy; wiedziała, że nadszedł czas na zmianę. Pomachała na pożegnanie pustej jadalni.
– Pa – rzuciła, idąc do samochodu. Opłaciła już czynsz, więc nie miała żadnych zobowiązań. Wynajem kawalerki na tydzień odpowiadał jej koczowniczemu stylowi życia. Mieszkanie po bardziej obskurnej stronie zatoki Tampa niosło ze sobą ryzyko, ale przy czynszu wynoszącym dwieście dolarów tygodniowo jakoś się tym nie przejmowała. W torebce nosiła pistolet kalibru 22 z pięcioma dodatkowymi magazynkami. Broń była legalna i, jak uważała Alison, niezbędna współczesnej kobiecie.
Kiedy znalazła się w swoim kompaktowym lokum, starannie spakowała ubrania do zniszczonej walizki, wyjęła z niewielkiej szafy dwie pary butów na zmianę i chwyciła kosmetyczkę, by wepchnąć ją do środka wraz z resztą swoich doczesnych dóbr.
Następnie wyjęła z lodówki trzy dietetyczne cole i włożyła je do małej, przenośnej chłodziarki. Ostatni raz rozejrzała się po skromnej przestrzeni, która przez dwa lata była jej domem.
– Tak, czas wyruszyć w drogę.
Napełniła chłodziarkę lodem, po czym poszła do biura, żeby zwrócić klucz.
– Już wyjeżdżasz? – zapytał Bert. Na jego białej brodzie widać było brązowe plamy. Cuchnął stęchłymi cygarami i whisky.
– Nadszedł czas na zmianę – powiedziała. – Dbaj o siebie.
Bert skinął głową.
– Zawsze tak robię.
Alison miała przygotowaną złośliwą odpowiedź, ale zachowała ją dla siebie. Bert był, kim był – starym pijakiem z gównianą pracą, dzięki której nie musiał płacić czynszu. Pod pewnymi względami przypominał ją samą, pomijając pijaństwo i dym z cygara.
Zajechała na stację benzynową i napełniła bak, po czym kupiła kilka przekąsek na drogę. Na wszelki wypadek trzymała w jeepie śpiwór, latarkę i komplet kabli rozruchowych. Zawsze bądź przygotowana na najgorsze – nauczyła się tego po siedemnastu latach spędzonych w rodzinach zastępczych. Po ukończeniu szkoły średniej z wyróżnieniem pojechała autobusem z Ohio do Georgii, mając na sobie tylko ubrania i pieniądze, które udało jej się zaoszczędzić dzięki pracy na pół etatu. Spędziła w Georgii cztery lata, pracowała na różnych stanowiskach, oszczędzając każdy grosz, mieszkając w hostelach, tanich hotelach, a czasem na tylnym siedzeniu dwudziestoletniego vana, który kupiła. Było jej trudno, ale oszczędzała tyle, ile mogła, dopóki nie wróciła do Middletown w Ohio w swoje dwudzieste pierwsze urodziny, aby poszukać rodziny mężczyzny, który sprawił, że wyjechała. Była już dorosła, więc władze stanowe nie miały nad nią żadnej władzy. Ponad miesiąc szukała jakichkolwiek informacji na temat rodziny zastępczej, w której jeden z synów próbował odebrać jej życie. Spędzała godziny w lokalnej bibliotece, szukając nekrologów w Internecie. Nie dowiedziała się niczego od lokalnej policji; zapewne dlatego, że kłamała na temat powodów, dla których chciała uzyskać informacje. Wiedziała, że tamten człowiek nie stanowi już zagrożenia i że prawdopodobnie jej obawy dotyczące jego rodziny są irracjonalne, więc odłożyła ten koszmar z przeszłości do szuflady pamięci, w której trzymała mroczne wspomnienia, i ponownie opuściła Ohio.
Zaoszczędziwszy dwanaście tysięcy dolarów, wynajęła pokój w lokalnym pensjonacie w Georgii i znalazła pracę w Frisch’s Big Boy. Spędziła tam sześć lat, pracując jako kelnerka. Kiedy miała już dość tego stanu, pożegnała się i pojechała na południe, na Florydę.
Alison lubiła, gdy było ciepło, choć nie przepadała za dużą wilgotnością powietrza w lecie. Podobał jej się wyluzowany styl życia. Zatrzymała się w Tallahassee, ale ta odludna okolica nie przypadła jej do gustu, więc udała się do Tampa Bay, gdzie znalazła miejsce do życia i pracę. Potem znów ruszyła w drogę.
Jadąc na południe autostradą międzystanową numer 75, pomyślała, że może zahaczyć się w Keys, gdzie nikogo nie będzie obchodziło, skąd pochodzi ani kim jest. Myślała o tym, jadąc równym tempem. Zerknęła na wskaźnik poziomu paliwa i stwierdziła, że zostało jej ćwierć zbiornika. Jeep ochoczo pożerał benzynę. Zatrzymała się na najbliższym zjeździe, zaparkowała samochód i weszła do sklepu Circle K. Kupiła dużą kawę i mapę. Zatankowała, po czym zjechała na pobocze parkingu, żeby zaplanować trasę. Najbliższym miastem był Fort Charlotte. Postanowiła zatrzymać się tam na noc, odpocząć, a potem z samego rana wyruszyć do Key West.
Kiedy już miała wyjeżdżać z parkingu, usłyszała jęk. Zahamowała, skierowała jeepa w stronę pomp, skąd, jak sądziła, dochodził. Wyłączyła zapłon, wysiadła z samochodu i podeszła do źródła dźwięku. Widok, który ukazał się jej oczom, wywołał jej wzruszenie – była to kotka z dwoma kociętami. Kocia matka zaglądała do pobliskiego śmietnika w poszukiwaniu jedzenia.
– Och, malutka, jaka jesteś biedna. – Alison pochyliła się, uważając, żeby nie spłoszyć kotki. Chociaż nigdy nie miała zwierzęcia, w szkole średniej pracowała w sklepie zoologicznym, więc wiedziała trochę o kocich mamach i ich kociętach. – Jesteś głodna, co? – Kocica miauknęła głośno i zrobiła kilka kroków w jej stronę. Alison mówiła kojącym tonem, żeby jej nie przestraszyć, a przynajmniej taką miała nadzieję. Kocia mama podeszła do niej i zaczęła kręcić się wokół jej nóg. Kocięta również miauczały, prosząc o uwagę. Nie zastanawiając się dłużej, Alison wzięła zwierzęta na ręce, otworzyła drzwi pasażera i posadziła je na siedzeniu. Pogłaskała je, a one miauczały jeszcze głośniej. Delikatnie zamknęła drzwi i wróciła na miejsce kierowcy.
– Okej, dziewczyny, musimy zdobyć jakieś jedzenie.
Decyzja zapadła. Alison zjechała zjazdem Tucker’s Grade na autostradę 41, starą drogę stanową, na której, jak podejrzewała, mogła znaleźć tanie miejsce noclegowe akceptujące zwierzęta. Po prawej stronie dostrzegła stary ośrodek – Courtesy Court Motel, typowy jednopiętrowy budynek w kształcie litery L. Podczas swoich podróży widziała wiele takich przybytków. Tabliczka w oknie biura głosiła: LOKALNY WŁAŚCICIEL, ZWIERZĘTA MILE WIDZIANE. Zwykle oznaczało to niskie ceny. Był środek lata i z powodu lipcowych upałów większość miejscowych zostawała w domach lub pływała, jeśli szczęście sprzyjało im na tyle, że mieli przydomowy basen lub czas, żeby spędzić dzień na plaży.
Alison zaparkowała obok biura, ale nie wyłączała silnika, żeby koty mogły się chłodzić pod nawiewem.
– Zaraz wracam! – zawołała przez ramię, chociaż wiedziała, że jej nie usłyszą.
Motel, pomalowany na jasnopomarańczowy kolor, z zielonym płaskim dachem, powstał prawdopodobnie na początku lat sześćdziesiątych i wyróżniał się w otoczeniu. Przy wszystkich drzwiach stały stare żelazne krzesła i stolik boczny. W żółtych doniczkach po obu stronach wejścia rosły wytrzymałe asparagusy Sprengera. Gdy weszła do klimatyzowanego biura, zadzwonił dzwonek.
Przywitała ją starsza kobieta o śnieżnobiałych włosach, szafirowych oczach i szerokiej talii przepasanej fartuchem. Uśmiechnęła się, wytarła ręce w fartuch i podniosła z biurka okulary.
– Właśnie piekłam. Aż trudno uwierzyć. W tym upale! Przysięgam, mam wrażenie, że ten upał smaży mi mózg. W czym mogę pomóc?
Alison nie mogła powstrzymać się od uśmiechu. Dla kobiety powinno to być oczywiste, ale może poza noclegami oferowała inne usługi.
– Chcę wynająć pokój na noc – powiedziała.
– Oczywiście – odparła kobieta. – Jesteś sama?
Alison skinęła głową.
– Przyjechałam z kotem.
– W porządku. Po prostu podpisz się tutaj. – Recepcjonistka wskazała na dużą, oprawioną w skórę księgę gości z wytłoczonym na przedniej stronie aligatorem. – Co to za kot?
– To bezdomne zwierzę, które zabrałam z ulicy. To wszystko? – zapytała Alison, podpisując się.
– Tak. Pokój to nic nadzwyczajnego, ale zapewniamy świeżą pościel, dobry materac i telewizję kablową. Nie mamy Wi-Fi, więc jeśli chcesz korzystać z komputera, musisz pojechać do Holiday Inn, który znajduje się dalej na trasie.
– Nie, nie potrzebuję Internetu. – Alison nie posiadała telefonu komórkowego ani komputera. Były bezużyteczne, bo nie miała do kogo dzwonić. Kiedy naprawdę chciała skorzystać z Internetu, udawała się do biblioteki.
– W takim razie poproszę trzydzieści dolarów za noc plus dziesięć dolarów kaucji za zwierzę. Przyjmujemy tylko gotówkę – wyjaśniła starsza kobieta.
Alison wyjęła z portfela dwudziestkę, dwie piątki i dziesiątkę, po czym wręczyła je kobiecie.
– Dziękuję. A teraz poproszę o klucz.
– Oczywiście. Jak już mówiłam, upał przepalił mi styki w mózgu. – Wyjęła z szuflady klucz do pokoju numer dwa. – Będziesz miała blisko do automatu z napojami; w pokoju jest wiadro z lodem. Maszyna do lodu znajduje się obok automatu z napojami gazowanymi w przejściu.
Alison wzięła podany jej klucz. Był to tradycyjny klucz, nie karta, którą się skanuje. Od razu polubiła to miejsce.
– Klucz musi zostać zwrócony do południa – poinformowała ją recepcjonistka.
– O tej porze już mnie nie będzie, ale dziękuję – powiedziała Alison.
– Nie ma za co. Mów mi Betty. Jeśli będziesz czegoś potrzebować, po prostu zadzwoń do biura. Mamy telefony w pokojach.
– Dziękuję.
Kiedy Alison znalazła się w swoim jeepie, odjechała od biura i zaparkowała na miejscu zarezerwowanym dla pokoju numer dwa. Wyłączyła silnik, wyszła, otworzyła bagażnik i wyciągnęła starą czarną walizkę. Klucz z łatwością wszedł do zamka. Odsunęła na bok ciężkie metalowe drzwi. Zdziwiła się, gdy zobaczyła wnętrze pokoju. Nocowała w życiu w wielu obskurnych motelach, więc trudno było ją zaskoczyć. Do teraz. Pokój był idealny; zauważyła drewnianą podłogę i nowoczesne meble. Krzesło i stół z lampką sprawiały wrażenie, jakby miło było jeść przy nich posiłek. Łazienka również została odnowiona. Zamontowano nowoczesny prysznic z ruchomą słuchawką, który wyglądał na zupełnie nowy. Małe buteleczki szamponu, odżywki i mydła ustawiono starannie na blacie obok zlewu. W maleńkim zielonym pudełku znajdował się czepek kąpielowy, minizestaw do szycia i trzy patyczki do uszu. Nie widziała takich rzeczy w motelach przypominających wysypiska śmieci, w których przebywała przez wiele lat. Miała własne kosmetyki, ale postanowiła skorzystać z tych, które dostała, ponieważ za nie płaciła. Nigdy nie marnowała na nic ani grosza i świadomie wydawała pieniądze.
Wróciła do samochodu i wniosła do pokoju kotkę i kocięta. Ułożyła je na poduszce, którą zdjęła z łóżka, żeby miały miękkie miejsce do odpoczynku. Kiedy już się tam usadowiły, wzięła papierowy kubek i napełniła go wodą.
– Wiem, że potrzebujesz czegoś więcej, więc zaraz wrócę. – Pogładziła kotkę między uszami. Nie była pewna, jakiej jest rasy, ponieważ jej sierść była wielobarwna. Kocięta były replikami swojej mamy. Dollar Store nie był tak daleko, więc Alison wybiegła, zanim koty zdążyły pójść za nią.
Pół godziny później wróciła z mlekiem dla kotów, mokrą karmą i trzema jednorazowymi kuwetami, a także trzema miskami na karmę i dużą miską na wodę. Nalała dużo mleka do miski, a następnie do mniejszych naczyń włożyła mokrą karmę. Kocica w mgnieniu oka spałaszowała swoje jedzenie; kociaki również ochoczo jadły. Cała trójka wypiła mleko i wróciła na poduszkę. Nie mając pewności, czy kotka nadal karmi maluchy, Alison miała na nią oko. Kocięta miały zaledwie pięć lub sześć tygodni.
Kiedy zwierzęta ułożyły się na poduszce, Alison rozpakowała kilka rzeczy, których potrzebowała na noc, ale nie była jeszcze gotowa, żeby iść spać. Znalazła pilota do telewizora obok stolika nocnego i włączyła National News Network. W kraju panowało zamieszanie; nic nowego. Przerzucała kanały, aż znalazła lokalną stację informacyjną. Prezenterka opowiadała o festiwalu mango w Matlacha, który miał się rozpocząć tego dnia o ósmej wieczorem. Alison pomyślała, że mogłaby tam pojechać, skoro nie miała nic lepszego do roboty. Nudziłoby ją leżenie w motelu.