Bosa do mnie przyjdź - Maja Drożdż - ebook + książka

Bosa do mnie przyjdź ebook

Maja Drożdż

4,0

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Skuszona zaskakującą ofertą pracy Eve przenosi się z małego miasteczka do Nowego Jorku. Kobieta ciesząc się z nowego rozdziału swojego życia, wprowadza się do dawno niewidzianego kuzyna, Waltera. W dzieciństwie byli nierozłączni, więc zamieszkanie u niego wydawało się najlepszym wyborem, jednak lata rozłąki szybko dają o sobie znać.

Wygodny apartament ma jeszcze jednego dodatkowego lokatora, Iana, o czym Eve dowiaduje się w niezwykle osobliwy sposób. Mężczyzna nie jest zadowolony z powodu nowej rezydentki i nawet nie stara się tego ukryć. Między tą dwójką dochodzi do kąśliwych dyskusji, lecz z czasem ich przekomarzania zaczynają iskrzyć dwuznacznością.

Miasto, które nigdy nie zasypia miało szczególne miejsce w marzeniach Eve, tymczasem to właśnie w nim przeżywa swoje największe rozczarowania. Kobieta odkrywa rzeczy, które zaczynają zatruwać jej umysł. Początkowo urzeczona Nowym Jorkiem, powoli zaczyna postrzegać go jako więzienie. Zakochana w romansach i erotycznych powieściach, próbuje idealizować życie, lecz rzeczywistość koryguje jej spojrzenie na świat.

Gdy wreszcie Eve odnajduje iskierkę nadziei, Walter gasi ją, ujawniając tajemnicę Iana. To przeważa szalę goryczy, z którą kobieta od pewnego czasu musiała sobie radzić. Miłość potrafi ukoić ból serca i umysłu, ale czy i tym razem tak się stanie?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 438

Oceny
4,0 (105 ocen)
55
16
17
10
7
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Paaulinaa88

Nie oderwiesz się od lektury

😍❤️😍❤️
40
rybcia0106

Nie oderwiesz się od lektury

Kolejna cudowna historia autorki, którą poleć z całego serca.
Basiiiek

Nie oderwiesz się od lektury

Tym razem autorka zabiera nas do kolorowego Nowego Jorku. Eve to dziewczyna zdecydowana spełniać swoje marzenia. Pełna determinacji i wiary kobieta, która chce walczyć o to co dla niej ważne. A takim czlowiekiem jest właśnie Walter. Kiedyś najbliższy jej sercu członek rodziny dzis jest zamknięty w sobie i skrywa swoje tajemnice. Największą okazuje się powód zatrudnienia Iana. Pracownik Waltera szybko pokazuje Eve, że jej wyobrażenia na temat kuzyna są nieaktualne. Ich relacja jest skomplikowana. Od początku przyprawiona ironią i sarkazmem, pełna skrajnych emocji. A to właśnie one skierują ich znajomość na tory, o których nikt z nich nie myślał. Ta książka jest połączeniem wielu gatunków obyczaj, dramat, romans. Próżno tu szukać lekkiego erotyku, To historia zmuszająca do przemyśleń i wyciągania własnych wniosków. Napisana z dbałością o szczegóły i przemyślany obraz ludzkiej psychiki. Pokazuje jak nasze wyobrażenia zderzają się z rzeczywistością. Łapie za serce, wzrusza i daje nadzieję,...
30
BarBar2020

Dobrze spędzony czas

Wbrew pozorom to nie jest taki słodki romansik, dla mnie to bardzo smutna książka .
Ewelayne

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo ciekawa historia, polecam
20

Popularność




Copyright Maja Drożdż, 2024

Projekt okładki: Agnieszka Zawadka

Zdjęcie na okładce: Vasyl/AdobeStock

Redaktorka prowadząca: Marta Burzyńska

Redakcja i korekta: Magdalena Białek

ISBN: 978-83-8352-731-4

Warszawa 2024

*1*

Na pewno nie będę ci przeszkadzać?

Nie rozmawiałam z moim kuzynem od wielu lat. Mogłabym nawet pokusić się o stwierdzenie, że nie widzieliśmy się od czasów, gdy byliśmy dzieciakami. A dokładniej rzecz ujmując – nastolatkami. W tamtym okresie Walter był uważany za dziwaka, ponieważ miał swoją wizję świata, milion pomysłów na minutę, a dodatkowo całe dnie spędzał zamknięty w swoim pokoju. Stronił od ludzi, ponieważ najzwyczajniej ich nie lubił. Ja wtedy też ich nie lubiłam, a zwłaszcza po tym, kiedy w liceum Tom Boon rzucił mnie dla Eleny Green, bo jak twierdził, była ode mnie dojrzalsza. Ja jednak dobrze wiedziałam, że nie chodziło o dojrzałość emocjonalną – po prostu miała ode mnie większe piersi. Wspominając tamte lata, nie mogłam powiedzieć, że miałam wówczas wymiary modelki czy też oszałamiającą klatkę piersiową, która rzuciłaby napalonych nastolatków na kolana, ale dzisiaj już nie miałam się czego wstydzić. Dojrzałam. Przynajmniej fizycznie, bo emocjonalnie… Cóż, tu rozwój chyba wciąż był w toku.

– Nie, nie będziesz, Eve. Po prostu przyjedź – odezwał się kuzyn, a ja na to zapewnienie odetchnęłam z ulgą.

Nie chciałam mu się narzucać. Nie byłam też pewna, czy nadal będziemy dogadywać się tak jak dawniej. Teraz byliśmy dorosłymi ludźmi, mieliśmy swoje przyzwyczajenia, z pewnością inny bagaż doświadczeń i prowadziliśmy zupełnie inny tryb życia. Tego akurat byłam pewna. Obawiałam się, że nie będziemy mieli o czym ze sobą rozmawiać. Nawet nie sądziłam, że uda mi się z nim skontaktować, ponieważ nie miałam jego numeru telefonu i nikt z rodziny go nie miał – oprócz ciotki Alice, matki Waltera, do której z wielu względów nie chciałam dzwonić.

– Jestem ci strasznie wdzięczna – odezwałam się. – Nie wiedziałam, czy jeszcze mieszkasz w Nowym Jorku. I chyba do tej pory jestem w szoku, że nadal masz aktywny ten stary adres e-mail.

– Cały czas z niego korzystam.

– Miał być zarezerwowany tylko dla mnie – zaznaczyłam z udawaną urazą.

– I jest. Ale używam go też do innych rzeczy.

Tak naprawdę podjęłam tylko jedną próbę, żeby dotrzeć do Waltera. Śmiałam się, pisząc do niego wiadomość na adres mailowy, który założyliśmy do kontaktu wyłącznie ze sobą. Chyba nie do końca wierzyłam, że to się uda. W okresie mojego dojrzewania i nieustannego buntu rodzice nieraz pozbawiali mnie wolności, uziemiając w pokoju na całą wieczność. Kuzyn zawsze był odludkiem, więc dla niego taka kara nie była tak naprawdę karą, jednak rozumiał, że dla mnie szlaban był czymś dotkliwym, więc w ramach pocieszenia założył nam osobne adresy poczty elektronicznej, na które mogliśmy pisać w razie potrzeby. Niby nic, ale mieliśmy poczucie, że mamy coś zakonspirowanego.

To zawsze ja broniłam Waltera przed kąśliwymi uwagami członków rodziny czy kolegów ze szkoły. To ja spędzałam z nim najwięcej czasu. Był inny, ale to mi zupełnie nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie – podziwiałam go za stałość przekonań i za brak reakcji na zaczepki. Nie interesowało go to, co inni o nim myśleli. W swoim towarzystwie czuliśmy się doskonale. Opowiadał mi o swoich planach, wizjach, a ja słuchałam, zafascynowana i dumna, że znam takiego kogoś.

Walter był niesamowicie zdolny. Komputer był całym jego życiem. Już jako młody chłopak próbował pisać swoje programy, miał jakieś teorie na temat zabezpieczeń i wgryzał się w tematy, które dla mnie były intelektualnie niedostępne. Nie byłam głupia, po prostu miałam całkowicie inne zainteresowania. Nie przeszkadzało mi to słuchać z należytą uwagą i wspierać go w jego dążeniach do stworzenia czegoś wielkiego. A on to doceniał.

– Jak już tłumaczyłam w wiadomości, nadarzyła się wręcz niesamowita okazja. Otrzymałam ofertę pracy w Nowym Jorku, ale muszę najpierw odbyć okres próbny. Nie chcę niczego wynajmować. Hotel kosztowałby fortunę.

– U mnie zawsze masz miejsce.

– Dziękuję. Obiecuję, że jak już się na mnie zdecydują – trajkotałam – to znajdę coś swojego.

– Hej, gaduło! – Zaśmiał się. – Niczego nie będziesz szukać. Powiedz tylko, kiedy będziesz.

– Myślę, że na miejscu będę dopiero wieczorem. Może około dwudziestej. Tylko nie znam adresu.

– Adres wyślę ci na e-mail.

– Super.

– Hasło do otwarcia tej wiadomości to będzie…

Zmrużyłam oczy, bo wydawało mi się, że się przesłyszałam. Czy on właśnie zastanawiał się nad hasłem?

– Dobra, mam – powiedział po krótkiej chwili. – To imię drugiego męża mojej matki. Małą literą oczywiście.

Jego ton zdradzał pogardę dla następcy swojego ojca. Nie wiedziałam, jak zareagował na wieść o ponownym ślubie swojej matki, ale teraz już byłam pewna, że miał z tym problem.

– Niestety nie będzie mnie w domu, kiedy przyjedziesz, więc podam ci kod do windy.

– Kod do windy?

– Tak, to budynek z apartamentami, do których można się dostać windą wyłącznie po wprowadzeniu odpowiedniego ciągu cyfr. Każde piętro ma swój indywidualny kod. Masz coś do pisania?

– Mam.

– To podyktuję ci parę punktów.

– Parę punktów? Nie rozumiem.

– Zapisz je. Dokładnie w tej kolejności, w jakiej mówię.

– Poczekaj sekundkę.

Wytarmosiłam z torebki notes i długopis. Nie miałam za wiele czasu, ponieważ przed chwilą usłyszałam wezwanie do bramek. Chciałam zdążyć na ten samolot, ale do mieszkania Waltera również pragnęłam się jakoś dostać, więc chwilowo musiałam skupić się na tym, co do mnie mówił.

– Punkt pierwszy: pełna data moich urodzin. Punkt drugi: wysokość Empire State Building. Punkt trzeci: liczba dni w roku.

– Walter… – zaczęłam, ale szybko mi przerwał.

– Zaraz wyślę ci esemesa, w którym podam, które liczby masz wybrać.

– Żartujesz?

– Nie, Eve, nie żartuję. Widzimy się w domu. Pewnie dopiero rano. Zajmij drugi pokój po prawej, naprzeciw łazienki. Teraz muszę już kończyć. Trzymaj się.

Rozłączył się, zanim zdążyłam się odezwać. Wpatrywałam się w punkty, które podyktował, i czekałam na dalsze instrukcje, które już po krótkiej chwili wskoczyły na mój telefon, ­obwieszczając swoje nadejście krótkim sygnałem. Otworzyłam wiadomość i nie wierzyłam w to, co czytałam. Miałam zapisać pierwszą i ostatnią liczbę z punktu pierwszego, następnie tylko dwie ostatnie z drugiego, a potem pierwszą i drugą z trzeciego. Westchnęłam głośno, po czym stwierdziłam, że będę miała sporo czasu podczas lotu, żeby skleić kod z danych, które miałam.

Minęły dwie godziny lotu, a ja utonęłam myślami w książce, którą obecnie czytałam. Nie w głowie mi były kody i paranoja kuzyna. Z wypiekami na twarzy chłonęłam pikantne sceny, obawiając się, że ktoś może się domyślić, jaką lekturą jestem tak pobudzona. Dopiero gdy wreszcie udało mi się złapać taksówkę, opadłszy na oparcie tylnego siedzenia, zaczęłam zastanawiać się, którą wysokość najsłynniejszego budynku w Nowym Jorku wziął pod uwagę Walt. Z anteną na dachu czy bez? Nie miałam ochoty się nad tym głowić, dlatego postanowiłam do niego zadzwonić, lecz po kilku nieudanych próbach połączenia uznałam, że Walt był zbyt dokładny, żeby nie brać pod uwagę anteny. Z drugiej strony nie lubił oczywistych rozwiązań. Podjęłam ostateczną decyzją, która zakładała całkowitą wysokość, czyli czterysta czterdzieści trzy metry. Zawsze mogłam użyć kodu, który zawierał tę drugą liczbę, dlatego na wszelki wypadek zanotowałam obie kombinacje.

Byłam pod wrażeniem wysokiego budynku, który wyglądał na bardzo nowoczesny. Po wejściu do lobby przedstawiłam się mężczyźnie stojącemu za wysokim drewnianym kontuarem, a gdy tylko przywitał się ze mną i wskazał mi dłonią windę, skinęłam przyjaźnie, po czym szybko się do niej skierowałam. Trzymając w dłoni notatnik z zapisanymi liczbami, trochę się denerwowałam, lecz szybko wprowadziłam kod na wyświetlanej tabliczce, a kiedy drzwi się zamknęły i zaczęłam jechać w górę, oparłam się o ścianę, całkowicie wyczerpana.

Jednak antena była ważna.

Wjechałam na siódme piętro – przynajmniej tak obwieścił ciepły damski głos. Drzwi windy się rozsunęły i wtedy moim oczom ukazało się przyjemne wnętrze. W życiu nie podejrzewałabym, że będzie to tak przytulne miejsce, ponieważ Walt nigdy nie dbał o wystrój swojego otoczenia. Musiał zmienić się przez te wszystkie lata, pewnie wydoroślał, a ja wciąż tkwiłam w jednym miejscu, żyjąc marzeniami o projektowaniu niesamowitych kreacji.

Opuściwszy pospiesznie windę, targając za sobą ogromną walizką i podręczną torbę, weszłam do przestronnego salonu. Może nie był porażających rozmiarów, jak ten w domu moich rodziców, jednak mimo wszystko spodziewałam się małego mieszkania, wręcz kawalerki, z komputerami w każdym kącie. Byłam miło zaskoczona panującym tu porządkiem. Pozostawiłam bagaże przy drzwiach windy i zaczęłam zwiedzać to miejsce.

Przeszłam salon w kilku dużych krokach, mijając dwie sofy ustawione naprzeciw siebie z podłużnym, niskim stolikiem między nimi. Na ścianie wisiał ogromny telewizor, a w kątach stały spore lampy podłogowe, dające niezwykle dużo światła. Weszłam do kuchni, w której meble wraz z lodówką były ułożone w kształcie litery L, a na środku znajdowała się wyspa kuchenna z dwoma wysokimi stołkami po jej przeciwległych bokach. Wyglądało na to, że służyła jako podłużny, wysoki stół z głębokimi szufladami. W tym pomieszczeniu również panował niezwykły ład.

Był już późny wieczór, dlatego marzyłam wyłącznie o kąpieli, wygodnym łóżku i książce. Odpuściłam sobie dalsze zwiedzanie, odłożyłam je na jutro. Przede mną był cały weekend, więc miałam mnóstwo czasu, żeby poznać każdy kąt.

*2*

Przebudziłam się o pierwszej w nocy. Książka uwierała mnie w bok, a pragnienie nie pozwalało ponownie zasnąć. Nie byłam pewna, czy Walter zdążył już wrócić do domu, jednak w obawie, że mogłabym go obudzić, przez chwilę rozważałam rezygnację z wycieczki do kuchni. Niestety tak bardzo chciało mi się pić, że nie potrafiłam już dłużej tego ignorować. Wysunęłam się z łóżka, podeszłam do drzwi, a uchyliwszy je, przez chwilę nasłuchiwałam. W domu panowała kompletna cisza, a nie chcąc jej niczym zakłócić, po cichutku ruszyłam po wodę. Na bosaka, w podkoszulku ledwie okalającym biodra i w czarnych bawełnianych majteczkach przemieściłam się bezszelestnie do kuchni. Byłam jak łania skradająca się do wodopoju. Nie włączałam nigdzie światła, żeby nie zdradzić swojego nocnego buszowania; poza tym, gdy tylko otworzyłam lodówkę, nastała jasność. Szybko wyciągnęłam dzbanek z wodą, następnie sięgnęłam po szklankę, ale zanim ją napełniłam, zastygłam na moment w bezruchu, ponieważ wydawało mi się, że usłyszałam jakiś dziwny dźwięk, jakby coś się przesuwało. Kiedy po paru sekundach zorientowałam się, że dookoła wciąż panuje cisza, uzupełniłam szkło wodą, następnie wypiłam połowę zawartości szklanki. Musiałam zaopatrzyć się na resztę nocy, dlatego dolałam kolejną porcję wody, a odstawiwszy dzbanek do lodówki, wreszcie byłam gotowa wrócić do sypialni.

Odwróciłam się w stronę drzwi, lecz po trzech krokach natychmiast się zatrzymałam. W ciemności dostrzegłam postać wysokiego mężczyzny. Momentalnie szklanka wypadła mi z rąk, wylądowała na ziemi i roztrzaskała się na kawałki. Zimna woda dotarła do moich stóp, ale nawet to mnie nie otrzeźwiło. Obserwowałam czającą się w mroku barczystą sylwetkę, zastanawiając się, co powinnam zrobić.

Mężczyzna powoli wszedł do kuchni, a zapaliwszy światło, zaczął mi się uważnie przypatrywać. Jego szare oczy zaczęły wędrówkę po moim ciele, zaczynając od stóp, oplatając ciut dłuższym spojrzeniem moje nagie uda, a gdy tylko jego wzrok dotarł do moich oczu, poczułam wewnętrzne rozedrganie.

– Kim jesteś? – zapytałam, próbując ukryć niepewność w swoim głosie.

– Nazywam się Ian Morrin.

Jego wręcz nienaturalnie niski głos przeszył moje ciało, jakby raził mnie prąd. Przełknęłam nerwowo ślinę, lecz wciąż udawałam, że wcale się go nie boję.

– Co tu robisz?

– Mieszkam tutaj – odpowiedział bez żadnych emocji.

– Przecież to nie…

Chciałam powiedzieć, że to niemożliwe, ale właśnie zdałam sobie sprawę z tego, że mogłam coś pomieszać z kodem, który podał mi Walter. A gówno! Niczego mi nie podał. Zrobił z tego jakiś popieprzony rebus. Co, jeżeli pomyliłam cyferki, wjechałam nie na to piętro, wpakowałam się komuś do domu i na dodatek spędziłam całkiem miły wieczór w czyjejś sypialni? Wcześniej wzięłam długi prysznic i… Oblała mnie fala wstydu. Wtargnęłam jakiemuś obcemu mężczyźnie do mieszkania. Musiałam to teraz jakoś wyjaśnić.

Drgnęłam, lecz natychmiast zamarłam ponownie na dźwięk jego głosu.

– Nie ruszaj się – warknął.

Zdusiłam w sobie chęć ucieczki, a jedyne, co mogłam zrobić, to wycofać się w głąb kuchni, ponieważ mężczyzna stał w drzwiach, uniemożliwiając mi ewakuację. Kiedy ruszył w moją stronę, mimowolnie odsunęłam się do tyłu, lecz od razu zdałam sobie sprawę z tego, że tylko przylgnęłam do wyspy kuchennej.

– Stój – odezwał się ponownie, tym razem z naciskiem w głosie.

Bałam się już poruszyć, więc tylko obserwowałam, jak się do mnie zbliżał. Dresowe spodnie, mokry podkoszulek i sportowe buty wskazywały na to, że prawdopodobnie był po treningu. Ja natomiast niewiele miałam na sobie i dopiero teraz to do mnie dotarło. Mogłam pocieszyć się w myślach, że przynajmniej byłam ubrana adekwatnie do pory dnia. A raczej nocy. On natomiast nie za bardzo.

Stanął przede mną blisko, rozgniatając podeszwami szkło na mniejsze kawałki. Nie potrafiłam oderwać wzroku od jego oczu, żeby sprawdzić, jakich szkód narobiłam. Kiedy wyciągnął w moją stronę ręce, wstrzymałam oddech. Uniósł mnie i posadził na blacie wyspy, którego chłód poczułam na pośladkach. Drżałam na całym ciele, a skóra natychmiast zrobiła się zbyt wrażliwa. Serce galopowało jak szalone, jednak strach zaczął mijać, a zamiast niego powoli ogarniała mnie ciekawość.

Popatrzyłam w dół na swoje uda, na których teraz znajdowały się dłonie nieznanego mi mężczyzny. Czułam ich ciepło, lecz to tylko wzmogło intensywność narastającego we mnie niezdrowego podniecenia. Kiedy tylko podniosłam swój wzrok, nasze spojrzenia się spotkały i odniosłam wrażenie, że oboje z osobliwym zaciekawieniem próbowaliśmy odgadnąć nasze zamiary. Mógł się odsunąć, lecz nie zrobił tego, nadal stał między moimi rozchylonymi udami. Kilkudniowy zarost, krótko ostrzyżone włosy i ten niepokojąco przenikliwy wzrok szarych oczu nadawały jego twarzy drapieżny wyraz. Ledwie się powstrzymałam, żeby nie opleść go nogami.

Chyba zgłupiałam do reszty.

Czytałam zdecydowanie zbyt dużo romansów i erotyków, bo wszędzie dopatrywałam się scen, w których mężczyzna brał sobie kobietę, mówiąc jej do ucha sprośne rzeczy, a ona drżała pod wpływem tych słów, domagając się jeszcze większych doznań. Gdy tylko umysł zaczął projektować mi film, w którym obecny tu Ian pozbywał się swojego podkoszulka, zamknęłam na chwilę oczy, starając się przegonić te obrazy. Niestety wciąż były pod powiekami. Co się ze mną działo, do jasnej cholery? To na pewno musiał być wpływ książki, którą od dwóch dni czytałam.

– Jesteś bosa – zaczął, co wcale mi nie pomogło wrócić do rzeczywistości. – Nie chciałbym, żebyś poraniła sobie stopy rozbitym szkłem. Siedź spokojnie.

Obserwowałam, jak sprząta bałagan, który narobiłam, i obiecywałam sobie, że gdy tylko znowu odzyskam głos, wytłumaczę mu, że zaszła pomyłka. Zanim jednak zdążyłam się odezwać, szkło było już w koszu na śmieci, a podłoga starta do sucha.

– Jesteś kuzynką Walta? Mówił, że dzisiaj przyjedziesz.

– Czyli to jest mieszkanie Waltera? – Ucieszyłam się.

Skinął głową na potwierdzenie, więc odetchnęłam z ogromną ulgą. Przynajmniej nie natrafiłam na jakiegoś zupełnie obcego faceta, tylko na znajomego mojego kuzyna. Teraz wyjaśnienie wszystkiego nie wydawało mi się już takie skomplikowane. Na dodatek ten mężczyzna wciąż mnie intrygował i wzbudzał pożądanie. Ta sytuacja mogła okazać się początkiem całkiem przyjemnej znajomości.

– Nie powiedział ci o mnie? – Bardziej stwierdził, niż zapytał.

Na te słowa od razu opadły mi ramiona. To zabrzmiało jak zarzut, a przynajmniej jak delikatny foch urażonego kochanka. Nie mogłam w to uwierzyć.

Walter jest gejem? Na dodatek ma takiego faceta, który mógłby do mnie przychodzić w snach, zamieniając je w mokre, pełne doznań, fascynujące mary, a ja bym nawet nie pisnęła, żeby się nie obudzić. Z drugiej strony mogłam się domyślić tego, że to nie facet dla mnie, bo przecież nigdy nie trafiałam na równie pociągające okazy. Czasami oglądałam się za takimi tęsknym spojrzeniem, ale do tej pory nie pociągnęło to za sobą żadnych konsekwencji.

Natychmiast mnie otrzeźwiło. Przestałam się krępować swoim strojem, a raczej jego mocnym wybrakowaniem. Zsunęłam się z wyspy kuchennej, a stanąwszy na płytkach, syknęłam na kontakt stóp z zimną posadzką.

Teraz trochę żałowałam, że jednak nie pomyliłam mieszkania.

– Walt jest w domu?

– Tak. Wróciliśmy jakieś dwie godziny temu.

– Pewnie już śpi.

– Raczej tak.

– A ty nie możesz spać?

– Biegałem.

Popatrzyłam na niego, próbując ocenić, czy nie postradał zmysłów.

– Biegasz w nocy po Nowym Jorku? Znudziło ci się życie?

Ian oparł się pośladkami o kuchenne szafki, skrzyżował ramiona na piersi, ale nie odpowiedział na moje pytanie. Jego ręce z widocznymi żyłami, wypychającymi się pod skórą, przyciągnęły mój wzrok, lecz spoglądając na ładnie wykrojone mięśnie, ocknęłam się nagle. Ten facet był już zarezerwowany. Na dodatek przez innego faceta.

Szczęście Walta, a mój pech.

Podeszłam do lodówki, wyciągnęłam dzbanek z wodą i kolejny raz tej nocy napełniłam szklankę. Tym razem uważałam, żeby niczego nie rozbić. Odstawiłam szkło na blat, a zaraz potem podeszłam do zlewu, obok którego stał nowo poznany mężczyzna. Chciałam tylko uzupełnić wodę w naczyniu, żeby pozostawić je pełne dla pozostałych mieszkańców. Gdy to uczyniłam, schowałam dzbanek do lodówki, odwróciłam się w stronę Iana, a wtedy przyłapałam go, jak uciekł wzrokiem, który najwidoczniej był przez chwilę zakotwiczony na moim tyłku.

– Długo jesteście razem? – zapytałam, aby poznać się bliżej z facetem kuzyna.

Moje pytanie spotkało się z dziwną reakcją. Mężczyzna zmrużył oczy, ściągnął brwi i wyglądał, jakby miał ochotę mnie zamordować. Nie rozumiałam jego zachowania.

– Wasz związek jest tajemnicą?

Na moje pytanie odepchnął się lekko od mebli, po czym ruszył powoli w moją stronę. Nie spuszczałam z niego wzroku nawet wtedy, gdy stanął zbyt blisko mnie.

– Wydaje ci, że jestem gejem? – odezwał się mrożącym krew w żyłach głosem.

– Nie mam nic do gejów – powiedziałam szybko.

– Nie jestem gejem – wycharczał przez zęby.

Jasna cholera.

– Myślałam…

– To źle myślałaś – wszedł mi w słowo.

Dobra, może się pomyliłam, ale co miałam sobie pomyśleć, gdy wyskoczył z tekstem, że Walt mi o nim nie powiedział? Ta cała sytuacja była idiotyczna. Na domiar złego wróciła do mnie świadomość, że stoję przed nim tylko w majtkach i podkoszulku.

– Nie rozumiem, dlaczego się tak wściekasz. – Próbowałam załagodzić sytuację. – Każdy ma prawo do swojej orientacji seksualnej i nikomu nic do tego. Czujesz, że jesteś gejem, to…

– Kurwa – przerwał mi znowu. – Nie jestem żadnym gejem!

– Chciałam tylko powiedzieć, że jeżeli ktoś… Nie ty – zaintonowałam z naciskiem na „ty”, żeby wreszcie wybrnąć z tego tematu – czułby, że jest gejem, to niech sobie nim będzie. Ty nim nie jesteś. Ale widzę, że masz mały problem z tolerancją – dodałam na koniec znacznie ciszej.

Westchnął ciężko, jakby zaczynał tracić do mnie cierpliwość.

– Mam na imię Eve – odezwałam się potulnie, żeby przerwać to niezręczne milczenie.

– Wiem.

Nie wyglądał na zachwyconego. Rzucił mi dziwne spojrzenie, które mogło oznaczać, że ma mnie już serdecznie dosyć albo że jeszcze go popamiętam. Cokolwiek to było, absolutnie mi się nie spodobało. Cieszyłam się, że wyszedł z kuchni pierwszy, ponieważ czułam się nieswojo, paradując przed nim z niemal gołym tyłkiem.

*3*

Sobotni poranek rozpoczęłam w dobrym nastroju. Zapomniałam o wydarzeniu, które miało miejsce w nocy, natomiast uchwyciłam się myśli, że jestem w Nowym Jorku, a to napawało mnie optymizmem. Wstąpiła we mnie olbrzymia radość, rozpierała mnie energia, czułam, że wreszcie rozpoczęłam wymarzone życie. Stillwater zostawiłam daleko za sobą. To był mój czas. Miałam zamiar podbić świat mody, zatracić się w nocnym świecie tego miasta i czerpać z życia garściami. Miałam masę pomysłów i już nie mogłam się doczekać pierwszego dnia w pracy.

Słoneczny maj dodatkowo podsycał mój entuzjazm, dlatego nie chciałam marnować tego dnia. Wstałam z łóżka, otworzyłam szeroko okno, ale natychmiast je zamknęłam, gdy tylko spaliny z ulicy zaczęły się wdzierać do mojego pokoju. Może to nie był dobry pomysł, zwłaszcza że sypialnia, którą przydzielił mi Walter, znajdowała się od strony ruchliwej ulicy. Nie zniechęcałam się jednak, ponieważ pamiętałam, że po drugiej stronie mieszkania mogłam skorzystać z niewielkiego tarasu.

Przyjemnie ciepła woda pod prysznicem wypieściła moją skórę, a lekki makijaż sprawił, że zniknęły oznaki niedospania.

– Walter! – zawołałam radośnie już z salonu, widząc mojego ulubionego kuzyna siedzącego przy wyspie kuchennej.

Miałam rację, ten mebel był wykorzystywany jako stół.

Podchodząc bliżej do mężczyzny, który był dorosłą wersją kogoś, kto był mi bardzo bliski lata temu, uśmiechnęłam się szeroko.

– Wiem, że nie lubisz się przytulać, ale czy mogę cię uściskać? Ten jeden raz? Nie widzieliśmy się całe wieki.

– Dobra, ale tylko ten jeden raz.

Rzuciłam mu się na szyję, szczęśliwa, że wreszcie go widzę, a on objął mnie i poklepał po plecach z taką siłą, jakby chciał mi odbić płuca. Nigdy nie miał wyczucia, a teraz potraktował mnie jak kumpla. Byłam ciekawa, czy w jego życiu pojawiła się jakaś kobieta, z którą chciałby zostać na dłużej. Ta myśl wydała mi się teraz śmieszna, ponieważ jeszcze kilka godzin temu byłam przekonana, że jest gejem, ale tylko dlatego, że jego znajomy wprowadził mnie w błąd.

Było, minęło.

– Masz piękne mieszkanie. Nie wiedziałam, że tak dobrze ci się powodzi.

– Mam wystarczająco pieniędzy, żeby żyć na dobrym poziomie.

– Widzę. A co robiłeś przez te wszystkie lata?

– Byłem bardzo zajęty.

– Domyślam się. Dawniej twoim życiem był komputer. Teraz też? Nadal chcesz zmienić świat?

– Trochę w nim majstruję.

– W komputerze czy w świecie? – zaśmiałam się.

– W zasadzie to jedno i to samo. Przynajmniej dla mnie.

– Czyli zrealizowałeś swoje plany?

– Cały czas je realizuję.

– Jak zwykle odpowiadasz zdawkowo. Ale w porządku, nie będę cię przepytywać.

Odwróciłam się w stronę blatu kuchennego, na którym stał przelewowy ekspres do kawy. Miałam ochotę na kusząco pachnący kofeinowy napój, dlatego szybko wypełniłam nim do połowy czerwony kubek, następnie dolałam sobie mleka, które stało na wyspie kuchennej przy misce z chrupkami Walta. Nie widziałam nigdzie cukru, więc gdy zaczęłam się za nim rozglądać, kuzyn wychylił się z wysokiego stołka i otworzył jedną z szuflad. Od razu wiedział, czego szukam. Zawsze potrafiliśmy się uzupełniać.

Z kubkiem kawy w dłoni stanęłam naprzeciw Walta, w miejscu, które wczoraj zajmował Ian. Nie wiedziałam, dlaczego wciąż wskakiwał mi do głowy. Bzdura. Doskonale wiedziałam dlaczego. Trudno było zapomnieć to, jak wyglądał. A te oczy? Cholera, co to był w ogóle za kolor? Prześwitująco-świdrująco-szare. Patrzyłam na Walta, próbując skupić się na nim, a nie na nieprzyjemnym typku, który po pięciu minutach zdążył mnie pewnie znienawidzić.

– Nie odzywałaś się przez bardzo długi czas – stwierdził Walt, nie kryjąc urazy.

– Tak. Nie odzywałam się. Przepraszam. Wyjechałam na studia, a później wciągnął mnie tamten świat. Nie chciałam za bardzo wracać do domu. Sam wiesz dlaczego.

– Też opuściłem dom dawno temu i nie zamierzam tam wracać.

– Zawsze mieliśmy coś wspólnego. Oprócz więzów krwi.

– Na to wygląda.

Rozejrzałam się po kuchni. W nocy nie miałam czasu zaznajomić się z tym pomieszczeniem tak dokładnie, ale teraz zauważyłam, że na blacie roboczym nie stało nic oprócz eks­presu do kawy i tostera. Panował tutaj niezwykły porządek, jakby nikt nigdy nie przyrządzał tutaj posiłków. Duże okna wpuściłyby znacznie więcej światła, gdyby nie szerokie drewniane żaluzje. Musiałam zadowolić się tymi delikatnymi strużkami promieni słonecznych, które nieśmiało zaglądały do środka.

– Wiem, że masz tutaj dużo miejsca, ale to twoja przestrzeń, więc tak jak obiecałam, znajdę coś dla siebie, tylko najpierw chciałabym się zapoznać z tym miastem.

– Nie musisz się nigdzie wyprowadzać, ale nikogo tutaj nie przyprowadzaj. To jest jedyny warunek. Nikt nie może wiedzieć, gdzie mieszkasz.

Walter i jego tajemnice. To był jego dom i musiałam uszanować reguły w nim panujące. Nie miałam zamiaru naruszać jego prywatności ani sprowadzać sobie gości. To nie stanowiło dla mnie żadnego problemu.

– Zmieniłem kod. Zaraz ci go podam – oświadczył.

– Dlaczego?

– Żebyś mogła dostać się do mieszkania – powiedział tonem, jakby to było oczywiste.

– Pytam, dlaczego go zmieniłeś.

– Wcześniejszy ktoś mógł usłyszeć, poza tym miałaś zapisane podpowiedzi, więc łatwo go rozpracować.

– Łatwo?

Byłam w szoku. Nie rozumiałam, skąd u niego taki strach, że ktoś mógłby się tutaj dostać. Zaczęłam się zastanawiać, czy to był dobry pomysł, żeby z nim zamieszkać. A jeżeli był w coś zamieszany i teraz bał się o swoje bezpieczeństwo? O co w tym chodziło? Coś mi się nie zgadzało. Skoro nie chciał wpuszczać do swojego domu obcych, to dlaczego pozwolił Ianowi się tutaj wprowadzić?

Trawiła mnie ciekawość, więc musiałam zapytać.

– Kim jest ten człowiek, który z tobą mieszka?

– Dlaczego szepczesz?

– Bo chyba gdzieś tutaj jest, prawda?

– Zajmuje ostatni pokój na końcu korytarza. Ten obok twojego. Biegał w nocy, więc teraz pewnie odsypia.

– Kim on jest?

– Ochroniarzem.

– Kim? – Otworzyłam szerzej oczy, zdumiona.

– Człowiekiem, któremu płacę za ochronę.

Popatrzyłam w stronę wspomnianego korytarza, chcąc się upewnić, że mężczyzna nie słyszy naszej rozmowy.

– Ty mu płacisz, a on śpi – rzuciłam niby mimochodem.

– Przecież jestem w domu, a tutaj nic mi nie grozi. Gdybym chciał wyjść, musiałbym mu dać znać piętnaście minut wcześniej. Taki mamy układ. Jest w porządku.

– I wszędzie wychodzicie razem?

– Tak, ale ja rzadko wychodzę.

Pamiętałam doskonale, że trudno było wyciągnąć Waltera z domu, ale myślałam, że z tego wyrósł, znalazł sobie przyjaciół, posmakował życia. Zrobiło mi się go żal. Ja przynajmniej wariowałam na studiach, a później zamieszkałam sama i chociaż wiecznie byłam na finansowej diecie, starałam się wy­chodzić ze znajomymi, żeby się zabawić.

– Ale dlaczego w ogóle potrzebujesz ochrony?

– Jakoś tak wyszło – odpowiedział wymijająco, po czym wzruszył ramionami.

Popatrzyłam na karton z mlekiem, miskę i opakowanie z czekoladowymi chrupkami, które stały przed nim na ­blacie.

– Dawno się nie widzieliśmy, ale widzę, że nadal jesz te same płatki z mlekiem.

– Wiesz, że nie lubię zmian.

– À propos zmian, nie zapomnij mi podać nowego kodu.

– Nic się nie martw. Nie zapomnę. Kiedy zaczynasz pracę?

– W poniedziałek.

Rozpromieniłam się na samą myśl o moim życiowym wyzwaniu. Odkąd pamiętam, projektowałam różne ubrania. Ubierałam wszystkie swoje lalki i nawet dla Barbie szyłam wystrzałowe kreacje. Nie byłam maniaczką mody, a przynajmniej nie uważałam, że trzeba ślepo za nią podążać. Miałam swój własny styl, a wszystkie rzeczy, które wychodziły spod mojej igły, musiały być nie tylko eleganckie, ale również wygodne. W rodzinie śmiali się ze mnie, że żadna ze mnie projektantka mody, skoro tworzę zwykłe szmaty.

– W poniedziałek spędzę cały dzień w biurze. Czyli tutaj.

– Tutaj mieszkasz i pracujesz. Ale chyba masz jakieś życie poza tym miejscem?

– Mam.

– To świetnie, bo dzisiaj wieczorem razem gdzieś wyskoczymy, żeby uczcić mój przyjazd – zaszczebiotałam szczęśliwa.

– Nic z tego. Nie szlajam się po klubach ani barach.

– Nie żartuj. Nie wyjdziesz ze mną? – Moją radość szlag trafił.

– Po co?

– Jak to „po co”? Walt! Przecież to jest Nowy Jork – mówiłam z takim zapałem, jakby brak wyjścia miał mnie pozbawić życia.

Spojrzałam w stronę salonu. Ian zbliżał się do nas, więc skupił na sobie całą moją uwagę. Wszedł do kuchni, podszedł do lodówki, a wyciągnąwszy z niej sok pomarańczowy, popatrzył na Waltera.

– Ona zawsze jest taka głośna? – zapytał mojego kuzyna.

Jeszcze kilka sekund temu zrobiło mi się gorąco na jego widok; bo trzeba było przyznać, że w świetle dnia wyglądał równie atrakcyjnie, co w nocy, jednak wystarczyło, że się odezwał, i czar prysł.

– Obudziłam cię? – zaczęłam z udawaną skruchą. – O, przepraszam. Rozmawiam sobie z kuzynem. To prywatna rozmowa.

– Tak? A ja myślałem, że wygłaszasz orędzie dla całego budynku. Pewnie było cię słychać na parterze.

Zignorowałam jego zaczepkę, ponieważ nie chciałam psuć sobie humoru.

– Naprawdę nigdzie nie wyjdziemy? – zwróciłam się do Waltera.

– Nie. Możemy uczcić twój przyjazd tutaj. Na co masz ochotę? Zamówimy, co tylko chcesz.

– Skoro tak stawiasz sprawę, to wyskoczę do sklepu i przygotuję dla nas coś specjalnego.

– Calzone? – zainteresował się nagle. – Z przepisu twojej mamy?

– Masz ochotę na calzone?

Zaśmiałam się, bo w tym momencie wyglądał jak dziecko, któremu ktoś obiecał wyjście na lody.

– Tak. Ale dokładnie z przepisu ciotki – zaznaczył. – Potrafisz?

– Oczywiście.

– Super.

– A alkohol? – zapytałam.

– Tutaj mamy wszystko. Prawda, Ian?

– Prawda – odpowiedział mężczyzna wibrującym we mnie głosem.

– Damy radę. – Walt ponownie zwrócił się do Iana i nagle zrozumiałam, co miał na myśli.

Nie sądziłam, że pierwszy wieczór w Nowym Jorku, który mogłam spędzić w jakimś fajnym klubie, przesiedzę w mieszkaniu kuzyna. Na dodatek w towarzystwie człowieka, który ewidentnie mnie nie znosił.

– Czyli będziemy tylko my? I on? – Wskazałam na Iana.

– Skoro nigdzie nie wychodzimy, to tak. Będziemy w trójkę.

– Nie zaprosisz jeszcze kogoś ze swoich znajomych?

– Nikt tutaj nie ma prawa wejść – odezwał się Walt niesamowicie poważnym tonem, jakby chciał, żebym zapamiętała to raz na zawsze.

*4*

Zanim wyruszyłam na zakupy, chciałam doczytać kolejny rozdział powieści. Nie mogłam się od niej oderwać, chociaż wiedziałam, że powinnam już wyjść z domu. Minuty mijały tak szybko, a tekst wciągał coraz bardziej. Wreszcie odłożyłam książkę, zarzuciłam na siebie luźny sweter i ruszyłam do wyjścia. W korytarzu usłyszałam głosy, które dochodziły z kuchni. Automatycznie zwolniłam kroku i zaczęłam skupiać się na słowach, które do mnie docierały. Nie chciałam podsłuchiwać, ale byłam pewna, że gdy tylko wejdę do kuchni, przestaną rozmawiać, a wtedy niczego się nie dowiem. Sprawa ewidentnie dotyczyła mnie, więc miałam prawo poznać, co knują.

– Jak długo tutaj zostanie? – zapytał Ian.

– Jak długo będzie chciała. To moja rodzina.

– Pracujemy ze sobą od ponad dwóch lat i jakoś do tej pory nie poznałem ani jednego członka twojej rodziny. Nikt cię nie odwiedza i ty też nie wpadasz do nich z wizytą.

– Ona jest inna.

– Nie wątpię – powiedział Ian z dziwnym napięciem w głosie. – Ale nie pisałem się na mieszkanie z kobietą.

– Ale sytuacja się zmieniła. Dopłacę ci więcej.

– Wiesz, że nie o to chodzi.

Tego było już za wiele. Nie mogłam pozwolić na to, żeby podburzał mojego kuzyna przeciwko mnie. Wtargnęłam do kuchni i tak jak przypuszczałam, rozmowa natychmiast się skończyła. Wymienili ze sobą szybkie spojrzenia i zaraz po tym Walter poszedł do siebie. Ian stał ze szklanką wody w dłoni, a gdy uniósł ją do ust i zaczął pić, podeszłam bliżej. Nie spuszczał ze mnie wzroku.

– A jednak masz problem z kobietami – odezwałam się. – Przyznaj, że wolisz mężczyzn.

Jego spojrzenie z obojętnego zmieniło się w ostrzegawcze. Nie zaszczycił mnie odpowiedzią, tylko ulotnił się z kuchni, jak Walter.

Byłam zła, bo ten wieczór zapowiadał się koszmarnie. Już miałam nawet wszystko odwołać, ale pomyślałam, że pewnie ucieszyłabym tym Iana. Czułam się, jakbym musiała co najmniej walczyć o to, żeby tu pozostać. Wprawdzie on był tutaj pierwszy i wyglądało na to, że kuzyn go potrzebował, ale chwilowo nie byłam w stanie wynająć czegoś tylko dla siebie. Nie przy tych kosmicznych stawkach w Nowym Jorku.

Z zakupami uporałam się bardzo szybko, a późnym popołudniem zaczęłam przygotowywać calzone oraz kilka drobnych przekąsek, bo skoro mieliśmy raczyć się alkoholem, musieliśmy najpierw dobrze zjeść, żeby za szybko się nie upić. Głównie martwiłam się o siebie, ponieważ nawet mała dawka alkoholu bez uprzedniego podkładu potrafiła mnie sponiewierać. Poza tym nigdy nie piłam z Walterem, więc nie wiedziałam, jaką on ma głowę. Ianem w ogóle się nie przejmowałam. Jak dla mnie, mógł siedzieć u siebie w pokoju.

Wieczór zaczął się smętnie i nie zapowiadało się, że nagle wszystko się odmieni. Nie grała żadna muzyka, a Walter trzymał przy sobie laptopa, przekonując mnie, że czeka na bardzo ważne dane i nie może przeoczyć ich nadejścia. Zerkał w stronę ekranu, wystukując coś na klawiaturze od czasu do czasu, jednak wciąż zapewniał mnie, że zaraz się rozłączy.

– Ciekawi mnie, jak się poznaliście – zaczęłam badać teren.

Mężczyźni wymienili spojrzenia, a później popatrzyli na mnie. Nie od razu zaczęli mówić, więc podejrzewałam, że musiała się za tym kryć niezła historia. Uśmiechnęłam się na zachętę i cierpliwie czekałam, aż zaczną mówić.

– Spotkaliśmy się w barze – zaczął Walter.

– Mówiłeś, że nie chodzisz do barów – odezwałam się z wyrzutem.

– Od tamtej pory nie chodzę. Chyba że obaj mamy taką potrzebę.

– A nie mogliście mieć tej potrzeby dzisiaj?

– Tego akurat byś nie chciała – zapewnił mnie kuzyn.

– Dlaczego?

Ian milczał. Sączył drinka i co jakiś czas spoglądał na mnie dziwnym wzrokiem. Mimo tego, iż nie wyszliśmy na podbój miasta, chciałam się dzisiaj czuć elegancko, dlatego włożyłam swoją czarną, krótką sukienkę, lecz odpuściłam sobie buty na wysokich obcasach. Wolałam być na boso. Byliśmy już po dwóch drinkach i atmosfera powoli się rozluźniała. Opadłam wygodnie na oparcie sofy, a podciągnąwszy nogi na siedzisko, nieświadomie odsłoniłam zbyt wiele. Kuzyn siedział po mojej lewej stronie, ale Ian znajdował się na drugiej kanapie, naprzeciw mnie, więc gdy tylko zauważyłam jego spojrzenie, które zawędrowało na moje odsłonięte uda, powoli opuściłam nogi na ziemię, poprawiając od razu sukienkę.

Jego zaciśnięta szczęka i ucieczka wzrokiem zaczęły mnie zastanawiać.

– A co zadziało się w tamtym barze? – zapytałam kuzyna, ale już po chwili popatrzyłam na ponurego faceta i poczułam ogromną chęć, żeby trochę go podrażnić. – Ian chciał cię poderwać?

– Co? – zaśmiał się Walter. – Nie. Niechcący oblałem piwem gościa siedzącego obok mnie.

Słuchałam opowieści kuzyna, lecz nie powstrzymałam się i ponownie spojrzałam na Iana. Wwiercał się w moje oczy swoim wzrokiem, jednak nie zareagował na moją zaczepkę.

– Facet się pluł, że coś tam, coś tam, a ja miałem za bardzo w czubie, więc nieco mu tam nagadałem.

– Niesamowicie dokładna relacja – rzuciłam z sarkazmem.

– Powiedziałeś mu, że ma za duży brzuch – odezwał się dotychczas milczący mężczyzna. – I że się od niego odbiłeś, więc w zasadzie zwaliłeś winę na niego. A na koniec dorzuciłeś kilka dobrych rad na temat zdrowego trybu życia i powiedziałeś, że powinien się więcej ruszać, żeby zrzucić sadło.

Otworzyłam ze zdumienia usta i zwróciłam się w stronę kuzyna. Byłam oburzona jego zachowaniem, ale jednocześnie alkohol rozluźnił mnie na tyle, że chciało mi się z tego śmiać. Próbowałam utrzymać powagę i skarcić Walta za bezczelność, tymczasem zaczęłam się już uśmiechać.

– Jak mogłeś? – oburzyłam się z szerokim uśmiechem na twarzy.

– Byłem pijany w trzy dupy.

– I co się później stało?

– O cholera, jest! – Walt zerwał się nagle. – Zaraz wracam. Muszę to załatwić.

Zabrał ze sobą laptopa, po czym zniknął w swoim biurze. Sięgnęłam po swojego drinka, a gdy napotkałam spojrzenie Iana, zrobiło mi się gorąco. Doskonale wiedziałam, co się ze mną dzieje. Mogłam sobie wmawiać, że działał mi na nerwy, ale prawda była taka, że cholernie mi się podobał. Miałam słabość do niedostępnych facetów, a ten z pewnością należał do tej grupy.

– To może ty zdradzisz mi tę niekończącą się opowieść? –zwróciłam się do Iana.

– Gość był większy od Waltera i nie zastanawiał się ani sekundy. Wstał, popchnął go, a twój kuzyn wylądował na podłodze.

Wiedziałam, że to nie za sprawą alkoholu jego głos rozchodził się po całym moim ciele, stymulując każdą komórkę z osobna, lecz byłam przekonana, że procenty znacznie podkręcały ten proces.

– Zaczął się podnosić, ale tamten od razu na niego ruszył. Wkroczyłem do akcji, zanim jego pięść spotkała się z nosem Walta.

– Uratowałeś go, chociaż to on sprowokował tę sytuację?

– Rozbawił mnie.

– Czym? Obrażaniem kogoś?

– Rozbawił mnie, bo wydawało mu się, że ma z tym gościem jakieś szanse. Poza tym miałem wtedy gorszy dzień. Do mnie też próbował kozaczyć, ale nie chciałem bić leszcza, który po jednym uderzeniu pewnie by już nie wstał. To byłaby egzekucja, a nie walka. Miałem ochotę na kogoś, kto będzie stawiał opór.

Zrobiło mi się gorąco, słysząc te słowa. Był facetem, który szukał okazji do bójki. Dlaczego?

– A później, kiedy wyprowadziłem Walta z lokalu, powiedział mi, że powinienem pracować jako wykidajło. Rzuciłem żartem, że akurat jemu przydałaby się ochrona przed nim samym. Powiedział „okej”, jakby potraktował moje słowa jako sugestię, żeby mnie zatrudnić.

– I tak po prostu zostałeś jego ochroniarzem?

– Nie jestem ochroniarzem. Dbam o jego bezpieczeństwo w sytuacjach, które potrafią szybko się zaognić. Czasami on sam je prowokuje. Jestem jak dobry kumpel, który stoi na czatach.

– Za pieniądze – dodałam.

Zignorował moje słowa, których, nie wiedzieć czemu, nagle pożałowałam. Między nami wywiązała się zwyczajna rozmowa, więc pewnie dlatego zrozumiałam, że swoim przytykiem mogłam zniszczyć szansę na normalną relację.

Ian opuścił salon i zostawił mnie w nim samą. Nie wyglądał na wkurzonego, ale pewnie się obraził.

Świetna impreza powitalna.

Alkohol zaczął dawać mi jasny komunikat, że już na dobre zmieszał się z moją krwią, a proporcja tej konsolidacji wynosiła prawie jeden do jednego. Nie wiem, co poszło nie tak, bo przecież zjadłam jednego pizzowego pieroga i dzióbnęłam kilka kabanosów. To zdecydowanie nie był mój dzień. Na dodatek zaczynało mi być wszystko jedno. Sięgnęłam po pilota do telewizora, uruchomiłam wielki ekran i ruszyłam w poszukiwaniu muzycznego kanału. Niestety moje próby okazały się bezowocne, więc po kilku minutach, parunastu przekleństwach i po powstrzymaniu się od rzucenia pilotem w podłogę zrezygnowałam z dalszych poszukiwań.

Włączyłam Spotify w swoim telefonie komórkowym, a gdy tylko znalazłam odpowiedni katalog, wstałam z kanapy i powoli reagowałam swoim ciałem na pobudzający rytm utworu Dancing in the dark Bruca Springsteena. Do muzyki zaczęłam sprzątać ze stołu, zanosząc wszystko do kuchni. Moje ruchy tylko rozprowadziły alkohol i zamiast trzeźwieć, wpadałam w jeszcze większe zamroczenie. Kolejna piosenka jeszcze bardziej mnie nakręciła, bo gdy wybrzmiały pierwsze takty Love man Otisa Reddinga z kultowego filmu Dirty dancing, całkowicie mi odbiło. Uznałam, że odrobina nastroju nie zaszkodzi, a skoro zostałam sama, przygasiłam światła, zamknęłam oczy i na dobre zaczęłam się bujać. Wyobrażałam sobie, że jestem w klubie z moimi przyjaciółmi, imprezujemy, cieszymy się życiem, a tak naprawdę, przytrzymując się ręką krzesła barowego stojącego przy wyspie kuchennej, wywijałam tyłkiem jak striptizerka w nocnym klubie.

Następny utwór powstrzymał mnie od dalszych pląsów, ponieważ z piosenką Joey wiązały się przykre wspomnienia. Stanęłam i wsłuchiwałam się w słowa, chociaż doskonale znałam je na pamięć. Miałam osobliwe wrażenie, że ktoś mnie obserwuje, dlatego odwróciłam głowę w stronę drzwi i dostrzegłam w nich Iana, który stał oparty o framugę i wpatrywał się we mnie.

Muzyka wciąż grała, słowa unosiły się w powietrzu, kotłując myśli w mojej głowie, lecz nie oderwałam wzroku od spojrzenia mężczyzny.

I know you’ve heard it all before

(Wiem, że już to wcześniej słyszałeś)

So I don’t say it anymore

(Więc już tego nie mówię)

I just stand by and let you

(Stoję tylko obok i pozwalam ci)

Fight your secret war

(Toczyć swoją tajną wojnę)1

Ocknąwszy się wreszcie z dziwnego transu, wyłączyłam muzykę i zaczęłam sprzątać. Ian ruszył w moją stronę, a gdy stanął tuż za mną i nachylił się do blatu, zamarłam. Nasze ciała dotknęły się na krótką chwilę, a wtedy przeszedł mnie przyjemny dreszcz.

– Zabrałaś mi drinka – oznajmił, zabierając szklankę z whiskey.

Wzięłam głęboki powolny oddech, aby uspokoić drżenie ciała. Spojrzałam mężczyźnie w oczy, a gdy napotkałam jego intensywny wzrok, kolejna fala obezwładniła moje kończyny. Nie mogłam dać po sobie poznać, jak bardzo na mnie działał, dlatego resztkami sił odsunęłam się na pewną odległość, ale niestety popełniłam błąd taktyczny – dolałam kolejną porcję czerwonego wina do swojego kieliszka i od razu upiłam trzy łyki. To nie mogło się skończyć dobrze.

– Opuściliście imprezę, więc zaczęłam sprzątać.

– Tak, widziałem, jak… sprzątasz.

Popatrzyłam na kilka talerzyków, z którymi poradziłabym sobie w trzy minuty, gdybym faktycznie się za to wzięła, ale chciałam wycisnąć z tego wieczoru chociaż odrobinę przyjemności. Nie miałam z tego powodu żadnych wyrzutów ­sumienia.

– Jesteś miłośniczką klasyki – zauważył, rozpoczynając tym samym rozmowę na nowo.

– Tak. Stare utwory mają w sobie duszę, jakąś historię do opowiedzenia. Niektóre nowe też nie są złe, ale to nie to samo.

W kuchni panował przyjemny półmrok, tylko jedna mała lampka z okapu rzucała delikatne światło, rozpraszając je tuż za linią mebli. Od razu przypomniało mi się nasze pierwsze spotkanie. Zapragnęłam, żeby ponownie znalazł się między moimi udami – jakkolwiek to brzmiało – żebym mogła poczuć jego bliskość choć przez krótką chwilę. Delikatne igiełki rozkosznych myśli atakowały moje ciało.

Cholera, to wina alkoholu!

Winiłam też po części książkę, która konkretnie namieszała mi w głowie. To nie pierwszy raz, kiedy zdarzało mi się uciekać myślami do fantazji opisanej w powieści, tyle że głównym bohaterem był teraz Ian. Zaczęło kręcić mi się w głowie, więc to była odpowiednia pora, żeby oddalić się do swojej sypialni. Niestety nie mogłam tego zrobić, bo do kuchni wszedł Walter z szerokim uśmiechem na twarzy.

– Kolejny sukces – ogłosił. – Napijmy się za to.

Po tym toaście nastąpiły kolejne, a ja już z trudem panowałam nad swoim rozochoconym ciałem, myślami i powściągliwością. Nie mówiąc o zaburzeniach koordynacji ruchu. Nawet nie wiedziałam, w którym momencie Walt się ulotnił, żegnając się na dobranoc. Znowu zostaliśmy z Ianem sami i wtedy puściły mi hamulce. Podeszłam do niego, uśmiechając się zalotnie – a przynajmniej tak mi się wydawało.

– To powiedz, jak to z tobą jest. Wolisz w końcu facetów czy kobiety?

– Stąpasz po bardzo cienkim lodzie – powiedział tonem, który uznałam za prowokujący.

– Hmm, już się boję – kontynuowałam. – Co mi za to zrobisz, panie wykidajło? Masz kajdanki? Skujesz mnie?

– Jeżeli będę musiał.

– Masz kajdanki? – zainteresowałam się nagle. – Ale wiesz, że najpierw musimy ustalić hasło bezpieczeństwa.

Westchnął, jakby lekko poirytowany, po czym odezwał się tym cudownie pobudzającym głosem.

– To chyba rodzinne.

– Co jest rodzinne? – zapytałam z nieukrywaną urazą, uznając, że mówił o zamiłowaniu Waltera do haseł i kodów.

– Wrodzona chęć do prowokowania.

– Ale… – zaczęłam, jednak już nie wiedziałam, co chciałam powiedzieć.

Ian nachylił się do mnie, po czym szepnął mi na ucho:

– Proponuję, żebyś poszła się położyć.

Uśmiechnęłam się.

– Sama – dodał z naciskiem, jakby stwierdził, że moja reakcja wymagała doprecyzowania.

1 tłum. autorki

*5*

To nie mogło dziać się naprawdę. Czułam, jakby ktoś miażdżył mi głowę w imadle i krzyczał przy tym, wrzucając całą masę wulgaryzmów, tylko po to, żeby opieprzyć mnie za brak umiarkowania w piciu. Miałam kaca giganta, a to wszystko przez czerwone wino, które, jak podejrzewałam, było produkowane specjalnie po to, aby w razie nadmiernego spożycia załatwić delikwenta.

W kuchni panowała całkowita cisza, co trochę ratowało sytuację. Nie zniosłabym teraz żadnych głośniejszych dźwięków, ale nie potrafiłam odmówić sobie kawy, w związku z tym włączyłam ekspres, a w tym czasie uciekłam do łazienki, żeby się odświeżyć. Gdy tylko doprowadziłam się do ładu, wróciłam po kofeinowy napój, którego boski zapach wabił mnie już od salonu.

Nie spodziewałam się towarzystwa, ponieważ było dosyć wcześnie, więc byłam przekonana, że obaj mężczyźni jeszcze śpią. Myliłam się. Najwidoczniej Ian odpuścił sobie bieganie w nocy i dzisiaj postanowił osobiście powitać wschodzące słońce.

– Dzień dobry – odezwał się niezbyt głośno, lecz ten dźwięk i tak wydał mi się porażający.

Syknęłam cicho, bez nadmiernej ostentacji.

– Dzień dobry.

– Oboje nie potraficie pić. Na dodatek po alkoholu jesteście nieobliczalni.

– Co masz na myśli?

Rzuciłam mu krótkie spojrzenie, ale od razu zajęłam się przygotowaniem dla siebie kawy. Napełniłam kubek do połowy, a następnie wyciągnęłam mleko z lodówki.

– Co mam na myśli? Niczego nie pamiętasz?

– Pamiętam. Zjedliśmy calzone, które zrobiłam. Smakowało wam i… później napiliśmy się trochę alkoholu.

– Czyli niewiele pamiętasz.

– Pamiętam – zapewniłam go, lecz zaczęły mnie ogarniać co do tego coraz większe wątpliwości.

Cóż, pamięć często okazywała się zwodnicza, a teraz mój umysł musiał poradzić sobie z większym kryzysem, jakim był potężny ból głowy.

– To dobrze. Następnym razem uważaj z alkoholem, zwłaszcza przy facetach, bo gdy za dużo wypijesz… – zrobił dziwną pauzę, a gdy nachylił się ku mnie, znacznie ściszył głos – to twoja szparka robi się za bardzo gościnna.

Otworzyłam szerzej oczy, ale nie pozwoliłam, aby usta poszły ich przykładem. Czy on właśnie powiedział to, co usłyszałam?

Jasna cholera!

Pierwszy raz ktoś zwrócił się do mnie takim bezpośrednim i bezczelnym tekstem.

– Sugerujesz… – Podniosłam nieco głos, lecz od razu tego pożałowałam, dlatego dokończyłam swoje pytanie z mniejszym zapałem: – …że proponowałam ci seks?

Zmrużyłam przy tym oczy, aby nadać chociaż większy wydźwięk swojemu oburzeniu.

– Niczego nie sugeruję. Mówię tylko, jak było.

Próbowałam powrócić pamięcią do wczorajszego wieczoru. Rozmawialiśmy, piliśmy, świętowaliśmy sukces Waltera, a to, co działo się później, uznałam, że było tylko miłym snem. Przecież powiedziałam mu… Przypomniałam sobie. Zamknęłam oczy, owładnięta wstydem.

Jasna cholera! Jasna cholera! Jasna cholera!

– To wina alkoholu – zaczęłam się tłumaczyć. – To się już więcej nie powtórzy.

– Jesteś tego pewna?

Jego ton głosu wskazywał, że ani na chwilę nie uwierzył w moje słowa.

– Nie zamierzam już pić w twoim towarzystwie, więc tak, jestem tego pewna. Poza tym nie jesteś w moim typie.

Upiłam łyk kawy, wymierzając mu wkurzone spojrzenie. Niestety nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia. Westchnął tylko, jakby ta rozmowa go nudziła.

– Wczoraj mówiłaś zupełnie coś innego.

Prawie zadławiłam się kolejnym łykiem.

– Słucham? – odezwałam się, odkasłując.

– Podobno po alkoholu ludzie mają więcej odwagi, żeby powiedzieć prawdę.

Już miałam mu jakoś przygadać, ale uznałam, że tylko się pogrążę. Prawda była taka, że pamiętałam tylko szczątkowe momenty naszej rozmowy, ale faktycznie mówiłam na głos rzeczy, które siedziały mi w głowie, więc wygłupiłam się na całego. Postanowiłam uczcić to poniżenie minutą ciszy.

Milczenie się przedłużało, ale żadne z nas nie opuściło kuchni. Staliśmy w niewielkiej odległości od siebie. Ja próbowałam przełknąć swój wstyd, zapijając go kawą, a Ian chyba czerpał satysfakcję z mojego upokorzenia, chociaż trudno to było jednoznacznie stwierdzić, ponieważ niczego po sobie nie pokazywał.

– Masz może coś na ból głowy? – zapytałam nieśmiało.

– Mam.

Przez chwilę delektowałam się samotnością w kuchni, chociaż nadal targało mną poczucie porażki. Musiałam spojrzeć prawdzie w oczy. Skoro wyskoczyłam z propozycją pójścia do łóżka, a on nie skorzystał z tej okazji, nasuwał się tylko jeden wniosek – to ja nie byłam w jego typie.

– Jak bardzo cię boli?

Uniosłam głowę znad kubka kawy i spojrzałam na Iana, który właśnie wrócił z plastikowym pojemniczkiem w dłoni.

– Bardzo.

– Mogę dać ci jedną, to trochę przyćmi ból, ale jak weźmiesz dwie, to pójdziesz od razu spać. Może to nie taki głupi pomysł? Odeśpisz.

– Nie, nie ma mowy – zaprotestowałam. – Chciałabym dzisiaj wyjść, skorzystać z pięknej pogody i pozwiedzać miasto.

– Będziesz miała na to jeszcze dużo czasu. Dzisiaj lepiej zostań w domu.

– To jest Nowy Jork. Zawsze chciałam tutaj przyjechać, więc nie mam zamiaru zamknąć się w czterech ścianach, jak wy.

– Tak, to jest Nowy Jork i dlatego w weekend turyści naparzają z wszystkich stron. Zresztą nie tylko w weekendy, ale te są najgorsze. Jeżeli chcesz iść, idź. Nie zamierzam cię na siłę zatrzymywać.

Zaczęłam poważnie rozważać jego słowa. Faktycznie nie za dobrze się czułam, więc pozostanie w domu nie było takim najgorszym pomysłem. Mogłam otulić się kocem i czytać na tarasie. Ta myśl od razu mi się spodobała. Wyciągnęłam w jego stronę dłoń, oczekując na tabletkę.

– Ile? – zapytał.

– Jedną. Nie chcę przespać całego dnia. Wyśpię się w nocy.

Nie skomentował mojego wyboru, po prostu podał mi białą pigułkę. Od razu ją połknęłam, popijając resztką kawy.

– A swoją drogą – zaczął, więc spojrzałam w jego oczy – nawet nie wiesz, co właśnie łyknęłaś.

Nieprzyjemny dreszcz przetoczył się po moim kręgosłupie.

– Co mi podałeś? – zapytałam, aczkolwiek nie byłam pewna, czy odpowiedź mi się spodoba.

– Tabletkę przeciwbólową, ale powiedz… – zamilkł na parę sekund, chyba tylko po to, aby przestraszyć mnie jeszcze bardziej – jak długo mnie znasz?

Westchnęłam z ulgą, starając się zrobić to jak najciszej, a w myślach opracowywałam już plan zemsty. Ian nie chciał znać mojej odpowiedzi, ponieważ to pytanie miało wyraźnie retoryczny charakter. Wprawdzie nie widziałam na jego twarzy żadnego uśmiechu ani wyrazu tryumfu, lecz podejrzewałam, że w środku szydził z mojej ufności.

Ominęłam go, całkowicie ignorując. Byłam wściekła i doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, dlaczego się tak czułam. Miał rację. Był obcym facetem, który wystawił w moim kierunku pigułkę o niewiadomym działaniu, a ja przyjęłam ją z wdzięcznością, łyknęłam jak foka rybę i nawet przez chwilę nie podejrzewałam go o próbę odurzenia. To absolutnie nie było w moim stylu.

Zaszyłam się w swojej sypialni. Nie miałam już ochoty wylegiwać się na tarasie, ponieważ mogłam narazić się na towarzystwo Iana. Nie minęło nawet czterdzieści osiem godzin od mojego przyjazdu, a zdążyłam się już wygłupić kilka razy. Pewnie miał mnie za jakąś idiotkę, ale miałam gdzieś to, co sobie o mnie myślał. A przynajmniej w tej chwili, ponieważ wciąż byłam zła.

Wyłożyłam się na łóżku, zabrałam się za czytanie książki, ale po kilkunastu stronach zaczęłam odczuwać senność. Podniosłam się nieco wyżej, żeby trochę się przebudzić, ale mimo tego, że powieść naprawdę mi się podobała, powieki same się zamykały. Wreszcie uznałam, że nie ma sensu ze sobą walczyć, dlatego odłożyłam książkę, ułożyłam się wygodnie na boku, a przykrywszy się kocem, prawie natychmiast zasnęłam.

Przebudziłam się późnym popołudniem. Przez krótką chwilę próbowałam zrozumieć, co się stało. Wprawdzie głowa już mnie nie bolała, natomiast byłam piekielnie głodna i czułam wręcz dobijające pragnienie. Zaczęłam się zastanawiać, co to była za tabletka, skoro znokautowała mnie na większość dnia, jednak szybko porzuciłam tę myśli, ponieważ w tej chwili potrzebowałam coś zjeść i przede wszystkim napić się wody. W ustach miałam dziwny posmak, którego jak najszybciej chciałam się pozbyć.

Otworzyłam lodówkę, a gdy tylko wyciągnęłam z niej dzbanek z wodą, na jednej z półek dostrzegłam prostokątny pojemnik, do którego była przyklejona karteczka z moim imieniem. Plastikowe pudełko wyglądało na porcję jakiegoś jedzenia, a gdy po nie sięgnęłam, przekonałam się, że miałam rację. Otworzyłam wieczko. Spora porcja ryżu oraz jakiegoś smacznie wyglądającego mięska, a jako dodatek w oddzielnej komorze znajdowała się surówka z białej kapusty i marchewki. Moje ślinianki zaczęły pracować na najwyższych obrotach, więc szybko wstawiłam pojemnik do mikrofalówki, a włączywszy ją, zaczęłam raczyć się wodą.

– Walter, jesteś aniołem – powiedziałam cichutko, ale gdyby tu teraz był, rzuciłabym mu się z wdzięczności w ramiona.

Nigdy tego nie lubił i chociaż wcześniej wydawało mi się, że wyrósł ze swoich dziwnych zachowań, to widząc go po tylu latach, doszłam do wniosku, że nie za wiele się w jego życiu zmieniło. Zaczęłam się zastanawiać, czy kiedykolwiek był z kobietą, ale mikrofalówka wydała z siebie dźwięk, oznajmiając mi, że pora zjeść coś ciepłego, dlatego natychmiast skupiłam się na jedzeniu, porzuciwszy wcześniejsze rozważania.

Najedzona wróciłam do swojej sypialni, ale gdy tylko zaczęłam czytać, znowu poczułam się senna. Nie mogłam przespać całego dnia, dlatego postanowiłam pójść na spacer. Ubrałam się odpowiednio do pory dnia, roku oraz temperatury panującej na zewnątrz, a gdy już uznałam, że jestem gotowa, wynurzyłam się ze swojej sypialni. Ku mojemu zaskoczeniu w salonie siedział Walter i wgapiał się w telewizor, natomiast Ian stał w kuchni, oparty plecami o wyspę kuchenną.

Ten mebel już zawsze będzie mi się z nim kojarzył.

Przyjemny dreszczyk popieścił moje ciało. Obaj popatrzyli w moją stronę, a ja odniosłam wrażenie, że przestali rozmawiać, gdy tylko się zjawiłam w zasięgu ich wzroku. Kuzyn był najwyraźniej zaskoczony moim ubiorem, zwłaszcza że był nieadekwatny do przyjemnego ciepełka panującego w mieszkaniu.

– Coś ty taka zwyubierana? – zapytał.

– Idę na spacer.

– Oszalałaś? – zaniepokoił się.

Popatrzyłam na niego zaskoczona, a później przeniosłam wzrok na Iana. Mężczyzna wyglądał na spokojnego, ale gdy uniósł do ust szklankę z jakimś trunkiem, cały czas wodził za mną spojrzeniem.

– Nie wyjdę na długo. Muszę się po prostu przewietrzyć – zwróciłam się do kuzyna.

– Chcesz spacerować po Nowym Jorku? Sama? O tej godzinie?

– Nie przesadzaj, nie jest przecież późno.

– Zaufaj mi. Lepiej, żebyś nie wychodziła.

– Walter, chcę tylko…

– Eve – przerwał mi. – Zostań w domu. To nie Stillwater.

Nie mogłam pojąć, o co mu chodziło, ale widziałam, że jest podenerwowany, więc obiecałam, że zostanę, co natychmiast go uspokoiło. Byłam zaskoczona jego zachowaniem.

Zamiast na wieczorną przechadzkę, wyszłam na taras. Pocieszałam się myślą, że jutro, wracając z pracy, zobaczę kawałeczek Nowego Jorku. Zaplanowałam sobie buszowanie po sklepach, a także zakup przewodnika, aby sprawdzić, jakie miejsca powinnam zobaczyć w pierwszej kolejności. Usiadłam na drewnianym leżaku i szczelniej otuliłam się płaszczykiem, lecz i tak było mi chłodno. Nie wiedziałam, jak długo wytrzymam, ponieważ nie taki znowu mocny wiatr wdzierał się przez materiał, wywołując zimny dreszcz na mojej skórze.

Potrzebowałam powietrza, przestrzeni, dlatego podkuliłam nogi pod siebie, oparłam się o dużą poduchę i wpatry­wałam przed siebie. W budynku naprzeciw co chwilę zapalały się nowe światła w oknach, a niebo gasło na moich oczach. Z ulicy dochodziły różne dźwięki, miasto wciąż tętniło życiem, jednak Walter uznał, że tam na dole nie jest dla mnie bezpiecznie.

Znużona i zziębnięta weszłam do środka. Rozejrzałam się po salonie, ale nie dostrzegłam nigdzie kuzyna. Uznałam, że należało od razu wyjaśnić kwestię mojej swobody w podejmowaniu decyzji, bo przecież mieliśmy przez jakiś czas mieszkać razem i nie chciałam, żeby dochodziło między nami do jakichkolwiek spięć. Musiał zrozumieć, że byłam już dorosłą kobietą i sama za siebie odpowiadałam.

Zsunęłam z ramion płaszczyk, a rzuciwszy go na moje łóżko, udałam się od razu do części mieszkania, którą zajmował Walter. Drzwi jego sypialni i biura były zamknięte, ale nawet nie zdążyłam do nich dotrzeć, bo nie wiadomo skąd, nagle pojawił się przy mnie Ian.

– Gdzie idziesz? – zapytał spokojnym, nieziemsko niskim głosem.

– Do kuzyna.

– Nie przeszkadzaj mu teraz.

– Dlaczego? Chcę tylko porozmawiać.

– Nie teraz – powiedział z naciskiem.

– Posłuchaj – zaczęłam lekko poirytowana – zamierzam tam wejść…

– Nie radzę.

– Bo co? – wkurzyłam się. – Co mi niby zrobisz?

Zbliżył się do mnie, co nieco ostudziło moją chęć podskakiwania. Nachylił się w stronę mojego ucha, a jego klata znalazła się zbyt blisko moich piersi. Poczułam ciepło bijące z jego ciała, a skoro nie widział mojej twarzy, zamknęłam na chwilę oczy.

– No dalej. – Ściszył głos, co przerodziło się niemal w mruczenie. – Przekonaj się, co zrobię.

Ta niby-groźba zabrzmiała dla mnie jak obietnica czegoś, co chciałabym przeżyć. Ochłonęłam jednak bardzo szybko, gdy tylko się ode mnie odsunął. Wyglądało na to, że wyczekiwał mojego ruchu. Jego wzrok był niepokojący i już sama nie wiedziałam, jakie targały mną emocje.

Obróciłam się na pięcie, minęłam mężczyznę i poszłam do kuchni. Włączyłam czajnik, przygotowałam kubek, a wrzuciwszy do niego torebkę herbaty, oparłam się plecami o blat. Skrzyżowałam ręce na piersi i wpatrywałam się w drzwi, w których po chwili pojawił się Ian.

– O co wam chodzi? – zapytałam podenerwowana.

Nie odpowiedział. Oparł się ramieniem o framugę, włożył dłonie do kieszeni i wpatrywał się w moje oczy. To jego spojrzenie dziwnie na mnie działało.

– Walter nie chce, żebym wychodziła, ty też mi to dzisiaj odradzałeś, a teraz nie chcesz mnie do niego wpuścić. O co chodzi?

– Walt nie chce, żeby stała ci się jakaś krzywda.

– Ale ja nie jestem przyzwyczajona do siedzenia w jednym miejscu. W Stillwater wychodziłam zabawić się z przyjaciółmi, prawie cały czas byłam poza domem.

– Masz tutaj jakichś przyjaciół? – zapytał.

– Nie.

– To nie Stillwater.

– Byłeś tam kiedyś?

– Nie, ale Walter trochę mi opowiadał o waszym miasteczku.

– To nie jest normalne – zaczęłam na nowo swój bunt. – Nie można ciągle siedzieć zamkniętym w czterech ścianach. Można zgłupieć.

– Można się przyzwyczaić.

Powiedział to tonem, który sugerował, że Ian już dawno pogodził się z takim życiem. To zabrzmiało potwornie przygnębiająco.

– Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że ciągle tutaj siedzicie? Przecież wychodzicie do ludzi, prawda?

– Rzadko. Walter sporadycznie wychodzi na zewnątrz.

– Jak to? Przecież gdy tu przyjechałam w piątek wieczorem, nie było was w domu.

– To była wyjątkowa sytuacja.

– Wyjątkowa sytuacja, żeby wyjść z domu?

Ta informacja bardzo mnie zaniepokoiła. Wręcz nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie usłyszałam.

– Czy Walter… – zaczęłam, ale się zawahałam, czy w ogóle powinnam poruszać ten temat z Ianem.

Przestraszyło mnie pstryknięcie czajnika, które zasygnalizowało, że woda się zagotowała. Odwróciłam się, żeby wlać wrzątek do kubka, a tymczasem mężczyzna wszedł do kuchni. Poruszałam torebeczką herbaty za sznurek to w dół, to w górę, kontrolując, aby nie zaparzyć zbyt mocnej. Ian stanął obok mnie.

– Czy Walter ma jakichś znajomych?

– Żadnego nie spotkałem. Do tej pory zauważyłem, że kontaktuje się wyłącznie ze swoimi klientami.

– A czy… kiedykolwiek spotkał się z jakąś kobietą? – zapytałam cicho, prawie ze smutkiem.

Nie podniosłam wzroku znad kubka, bo bałam się napotkać spojrzenia Iana.

– Martwisz o jego życie seksualne? – zapytał najwyraźniej zaskoczony.

– Nie. Martwię się o jego zdrowie psychiczne.

Wyrzuciłam zużytą torebkę do kosza, ale chwilowo zapomniałam o herbacie. Przedłużający się brak odpowiedzi ze strony mężczyzny napawał mnie obawą, że z moim ukochanym kuzynem wcale nie jest dobrze.

– Muszę gdzieś wyjść – odezwał się nagle, ignorując moje wcześniejsze pytanie. – Mówiłem serio, żebyś mu teraz nie przeszkadzała.

– A co on tam robi, że nie mogę wejść?

– Dba o swoje… zdrowie psychiczne.

Nie miałam pojęcia, o czym mówił, ale nie zdążyłam dopytać, ponieważ wyszedł z kuchni, a po krótkiej chwili usłyszałam odgłos rozsuwających się drzwi windy. Zostawił mnie samą, w osobliwym stanie. Musiałam obmyślić jakiś plan działania, coś, co pozwoliłoby Walterowi bardziej otworzyć się na świat, na ludzi. Nie chciałam działać pochopnie, postanowiłam więc przez jakiś czas go poobserwować. Będąc tu na miejscu, mogłam go rozruszać. Pewnie wiecznie ślęczał przed komputerem, zapominając całkowicie o przyjemnościach życia. Ja potrafiłam się bawić, dlatego zamierzałam go tego nauczyć.

CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI