Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Nie pozwól, aby miłość przeszła obok
Życie Kelly to pasmo nieszczęść. Gdy umarła jej matka, młoda kobieta musiała przejąć opiekę nad siostrą i chorym ojcem. Wkrótce spada na nią kolejny cios: okazuje się, że nie może mieć dzieci. Mąż, z którym właśnie się rozstała, znika w niewyjaśnionych okolicznościach, a najbliższy przyjaciel usiłuje popełnić samobójstwo. Zrozpaczona i osamotniona Kelly jest bliska załamania. I właśnie wtedy pojawia się Ryan, jej dawna szkolna miłość. Uczucia, jakimi niegdyś go darzyła, wybuchają ponownie z całą swoją siłą. A jednak los ma w zanadrzu jeszcze kilka niespodzianek, które staną na drodze do ich szczęścia. Przeszłość powracająca niczym zły sen sprawi, że będą musieli zastanowić się, ile są w stanie poświęcić, by budować wspólne życie. Być może o wiele więcej, niż im się wydawało…
– Cześć. – Usłyszałam, nalewając kawę do kubka.
Był kwadrans przed południem, a mój szanowny małżonek dopiero zszedł z góry. Już od dłuższego czasu każda sobota zaczynała się tak samo. Piątkowe eskapady Jima i Michaela, jego wspólnika, już chyba nawet przestały mi ciążyć. Przeszłam z etapu wkurzania się o ich wyjścia do akceptacji, a raczej kapitulacji. Awantury nic nie zmieniały, Jim i tak wychodził, a ja tylko traciłam czas, gorączkując się i wysyłając do niego bezsensowne wiadomości, żeby uprzykrzyć mu wieczorny wypad. Nie wiem, czy to była moja zaborczość, próba wymuszenia jakiejś deklaracji z jego strony, że mnie kocha i że zaprzestanie tych męskich libacji, czy tylko robiłam mu na złość.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 540
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
– Cześć. – Usłyszałam, nalewając kawę do kubka.
Był kwadrans przed południem, a mój szanowny małżonek dopiero zszedł z góry. Już od dłuższego czasu każda sobota zaczynała się tak samo. Piątkowe eskapady Jima i Michaela, jego wspólnika, już chyba nawet przestały mi ciążyć. Przeszłam z etapu wkurzania się o ich wyjścia do akceptacji, a raczej kapitulacji. Awantury nic nie zmieniały, Jim i tak wychodził, a ja tylko traciłam czas, gorączkując się i wysyłając do niego bezsensowne wiadomości, żeby uprzykrzyć mu wieczorny wypad. Nie wiem, czy to była moja zaborczość, próba wymuszenia jakiejś deklaracji z jego strony, że mnie kocha i że zaprzestanie tych męskich libacji, czy tylko robiłam mu na złość. Po czasie zrozumiałam, że nagromadzony gniew tylko niszczył mi wieczory, a Jim świetnie się bawił przy wyłączonym telefonie. Minęło wiele tygodni, po których się poddałam, i całkowicie odpuściłam. Prawda była taka, że od trzech lat nie układało nam się zbyt dobrze. Żyliśmy jakby obok siebie, a te ich piątkowe spotkania tylko upewniały mnie w przekonaniu, że nie szukamy powrotu do tego, co dawniej nas łączyło.
W zasadzie nie rozumiałam swoich reakcji, bo przecież wiedziałam, że te wyjścia były ich stałym rytuałem, sposobem na odstresowanie się po całym tygodniu. Przecież każdy potrzebuje odskoczni od codziennych obowiązków. Sama spotykałam się ze swoją grupką przyjaciół i nie wyobrażałam sobie, jak mogłabym przestać to robić. Nie chciałam też oczekiwać tego od Jima, jednak mając świadomość, że moje małżeństwo wisi na włosku, doczepiałam się do tych jego wyjść. One mnie kłuły, chociaż zdawałam sobie sprawę, że nie są powodem powolnego konania naszego związku. Na to składało się milion drobnych elementów, które zaczynały tworzyć jedno wielkie przekonanie, że to już nie ma sensu. Że się nie uda.
– Gdzie się wczoraj bawiliście? – zapytałam niemal obojętnym tonem.
– Wczoraj miałem do załatwienia bardzo ważną sprawę.
– Do trzeciej w nocy? – zadrwiłam.
– Tak, musiałem pozamykać pewne rzeczy. Przemyśleć.
– Przemyśleć?
Odstawiłam dzbanek kawy do ekspresu i usiadłam przy stole. Obserwowałam Jima, jak zabiera się za śniadanie. Wyglądał, jakby wczoraj sporo wypił, więc trudno mi było uwierzyć w historyjkę o załatwianiu ważnych spraw. Osiem lat małżeństwa chyba niczego mnie nie nauczyło, bo dałam mu czas, żeby sam z siebie zaczął opowiadać o swojej pracowitej nocy. Oczywiście nic takiego nie nastąpiło, więc zaczęłam swoje podchody, chociaż tak naprawdę nie byłam pewna, czy uwierzę w jego tłumaczenia. Chciałam jednak zamienić z nim parę słów, o czymkolwiek, bo ostatnio prawie w ogóle ze sobą nie rozmawialiśmy, a jak już dochodziło do wymiany zdań, to zwykle kończyło się kłótnią. Dzisiaj byłam spokojna.
– To może ja wyjadę na weekend, żeby pomyśleć? – ironizowałam dalej.
– Skoro potrzebujesz. – Wzruszył ramionami.
– Naprawdę tak będziemy rozmawiać?
– Ale ty nie próbujesz rozmawiać, tylko jak zwykle chcesz się pokłócić.
– Przestań. W tym tygodniu zamieniliśmy ze sobą zaledwie parę zdań.
– O tym właśnie mówię. Zaraz zaczną się wypominki! – Jim nagle podniósł głos, chociaż chciałam tego uniknąć, chociażby z tego powodu, że obok w salonie siedział Carl i oglądał bajki. Mój pięcioletni siostrzeniec zbyt często był świadkiem naszych kłótni, więc tym razem chciałam mu tego oszczędzić. Wszystko przez to, że Jim od kilku miesięcy zdecydowanie nie potrafił zapanować nad swoimi nerwami. Dzisiaj jednak zamierzałam miło spędzić dzień. Zaprosiłam na popołudnie moją paczkę i nie potrzebowałam wrogiej atmosfery, chociaż doskonale wiedziałam, że już od dawna potrafiliśmy dobrze udawać przed naszymi przyjaciółmi.
Carl wbiegł do kuchni. Uśmiechnęłam się do chłopczyka i podałam mu talerzyk z ciastkami. Jego oczy były takie roześmiane, że aż zrobiło mi się lepiej na sercu. Już drugi dzień pozostawał pod moją opieką, ale wiedziałam, że za godzinę będę musiała go odwieźć do domu i zrobiło mi się z tego powodu smutno, bo wprowadzał w moje życie wiele radości, której na co dzień coraz bardziej mi brakowało. Uwielbiałam się nim zajmować. Sama nie mogłam mieć dzieci, więc przelałam matczyną miłość właśnie na niego. Moja siostra nie należała do zbyt odpowiedzialnych osób, dlatego też miałam wiele okazji, by spędzać z Carlem sporo czasu. Miałam próżne, choć przyjemne poczucie ważności w jego życiu.
Olivia znikała nie wiadomo gdzie. Często musiała zapewniać synkowi opiekę i wyglądało na to, że na mnie zrzucała ten obowiązek, ale byłam przekonana, że mocno kocha swoje dziecko. Nie była pewna, kto jest jego ojcem, bo prowadziła bujne życie erotyczne, i to przeważnie z nieodpowiednimi osobnikami. Obracała się w takim towarzystwie, że często zamartwiałam się o nią i siostrzeńca, i choć bardzo chciałam, nie miałam na nią żadnego wpływu.
Kiedy tylko Carl wybiegł z kuchni, Jim też chciał wyjść; uważał, że już skończyliśmy rozmowę. Zastąpiłam mu drogę. Nie chciałam się kłócić, tylko spokojnie porozmawiać, jednak on zawsze się denerwował, kiedy tylko poruszałam temat naszego wspólnego pożycia. Nasz związek wydawał się całkowicie jałowy; chciałam go reanimować.
– Dlaczego jesteś taki wkurzony? – zaczęłam spokojnie.
– Bo w kółko jest to samo. – Pokręcił głową z niezadowoleniem.
– Co „to samo”?
– Wiecznie masz do mnie o coś pretensje.
– Widocznie po naszych ostatnich rozmowach nic się nie zmieniło. – Zdenerwował mnie tym oskarżeniem, jakby zrzucał całą winę na mnie. – Owszem, mam do ciebie pretensje, bo nie słuchasz tego, co do ciebie mówię.
– Kelly, o co ci, do cholery, chodzi?!
– Nie krzycz! W przeciwieństwie do ciebie słyszę, co mówisz.
Wziął kubek z kawą i wyszedł z kuchni. Całkowicie mnie zignorował. Kiedy tylko wszedł na górę do sypialni, trzasnął drzwiami, a ja zostałam sama z pędzącymi myślami. Drażniłam go zwykłą rozmową, jakby nie mógł mnie już znieść. Wkurzyłam się na niego, bo to nie było normalne. Przecież go nie atakowałam, nie rozliczałam, chciałam tylko zamienić kilka słów bez wzajemnych oskarżeń. Czy tak trudno komunikować się ze sobą w sposób kulturalny? Z poszanowaniem drugiego człowieka? Nie oczekiwałam wyznania miłości, jedynie zwyczajnego dialogu w neutralnej atmosferze, bez podnoszenia głosu. W sumie nie wiem, po co rozpoczynałam te rozmowy, skoro coraz częściej kończyły się w ten sam irytujący sposób. Miałam ich naprawdę serdecznie dosyć. Chyba nie potrafiłam już rozmawiać z własnym mężem. Złość, którą tłumiłam dzień w dzień, dawała mi się we znaki. Coraz częściej myślałam o tym, żeby zakończyć to dziwnie zastałe małżeństwo, ale coś mnie powstrzymywało. Próbowałam jakoś to Jimowi zakomunikować, ale ten temat był dla niego zbyt drażliwy. Rozmowy to raczej domena kobiet. Chcemy wiedzieć, co myśli nasz partner, co do nas czuje, jakie ma plany. Uwielbiamy rozmawiać o miłości i zaangażowaniu, bo kiedy gdzieś nam uciekają, musimy się upewnić, że jeszcze gdzieś jednak są. Ja w każdym razie chciałam wiedzieć, na czym stoję i czy warto dalej łudzić się nadzieją, że kiedyś nasze relacje ulegną poprawie. Mój mąż nie należał do ludzi, którzy lubią rozmawiać o swoich uczuciach, a ja chyba bezsensownie próbowałam go do tego nakłonić. Tłumaczył mi, że w rodzinnym domu nie zaznał czułości, więc nie potrafił mi jej okazać, a ja właśnie tego chciałam go nauczyć. Z czasem zaczęłam odpuszczać, dawałam mu spokój, choć chwilami wracała do mnie potrzeba bliskości i buntowałam się; stąd awantury i wzajemne żale. Wierzyłam, że skoro ktoś kogoś kocha, to stara mu się to okazać – choćby przygotowaniem kawy, pomocą przy zakupach czy odciążaniem w codziennych obowiązkach. Nie oczekiwałam noszenia mnie na rękach. Potrzebowałam tak niewiele, choć według niego zbyt wiele.
Dodatkowo dochodziło poczucie winy, że nie mogę mieć dzieci, ale nigdy nie chciałam na ten temat rozmawiać, bo to za bardzo bolało. Jim był w tej kwestii bardzo wyrozumiały i też o tym nie wspominał, ale coraz częściej zastanawiałam się, czy to czasami nie jest powodem naszego oddalenia. Może brakowało dziecka w naszym związku? Jim jeszcze przed ślubem wiedział, na co się pisze, bo chciałam być z nim szczera i uprzedziłam o wszystkim. Wprawdzie przyjął do wiadomości, że nie dam mu potomka, jednak czułam, że coś mu odbieram… Kiedy Carl u nas bywał, mój mąż stawał się wspaniałym opiekunem. Potrafił się z nim bawić, uczył, jak należy pracować w ogrodzie i zabierał go na spacer. Uwielbiałam patrzeć, jak spędzają ze sobą czas. Za każdym razem wydawało mi się, że chciałby, aby Carl był jego synem.
Weszłam do salonu, schowałam bluzę Carla do jego plecaka i byłam gotowa, żeby go odwieźć. Sama nie czułam się w tym momencie dobrze i nie chciałam, żeby mój nastrój udzielił się siostrzeńcowi. Potrzebowałam się uspokoić, postanowiłam więc wstąpić z nim na lody, ale po chwili usłyszałam, jak mąż zbiega z góry. Ubrany w dżinsy i czarną koszulę, wyglądał naprawdę dobrze. Podobał mi się i jeszcze mnie do niego ciągnęło, chociaż wyglądało na to, że to czysto fizyczne zainteresowanie, które on chyba już dawno stracił wobec mnie. Zabrał klucze do samochodu i podszedł do Carla.
– Ja go odwiozę, będzie po drodze – oświadczył.
– A gdzie jedziesz? – Byłam całkowicie zaskoczona.
– Do biura.
– Po co? Przecież jest sobota.
– Najpierw chciałaś, żebym założył firmę, a teraz masz mi za złe, że chcę pracować?
– Nie mam ci za złe. Po prostu się dziwię, bo skoro wczoraj tyle siedziałeś, to może…
– Proszę, nie teraz – przerwał mi. – Możemy porozmawiać, gdy wrócę?
– Po południu przychodzą do mnie dziewczyny z Ethanem.
– To porozmawiamy jutro.
Zostałam w domu sama i zastanawiałam się, co robić. Byłam zła na Jima, ale też na siebie. Po co w ogóle próbowałam? Mogłam zostawić wszystko swojemu biegowi i zobaczyć, do czego to zmierza. Na razie zmierzało w bardzo złym kierunku.
*
Upiekłam ptysie i nadziałam je pysznym kremem bananowym. Dziewczyny je uwielbiały, a ja przynajmniej zajęłam czymś głowę. Schłodziłam wino i dojadłam pizzę z wczorajszego wieczoru. Zostawiliśmy z Carlem kawałek dla Jima, ale najwidoczniej nie był zainteresowany. Nie miałam ochoty niczego gotować, więc teraz tylko czekałam na moich przyjaciół.
Mimo dużych chęci, nie potrafiłam poprawić sobie nastroju, choć wierzyłam, że czekające mnie spotkanie pomoże mi się nieco zrelaksować. Włączyłam muzykę w telefonie, po czym ustawiłam go na blacie kuchennym, bo i tak najczęściej tam lądował, i próbowałam chociaż odrobinę pozytywnie się nastroić. Chciałam wyciągnąć kieliszki z górnej szafki, ale drzwiczki dolnej raptem się otworzyły i uderzyłam w nie kolanem. Prosiłam Jima z milion razy, żeby wyregulował zawiasy, które, nie wiedzieć czemu, obluzowały się. Nie umiałam nic z tym zrobić, bo albo za mocno dokręcałam, albo za słabo, i w rezultacie chyba pogorszyłam sytuację. Mój mąż jednak odkładał to na później, jakby liczył na to, że drzwiczki same się naprawią. W zasadzie ze wszystkim zwlekał, a ja z braku cierpliwości starałam się robić, co mogłam, samodzielnie. Ta szafka jednak porządnie mnie wkurzała, bo za każdym razem, kiedy w nią wchodziłam, przypominałam sobie, że Jim olewa wszelkie prace domowe, a ostatnio także i nasz związek. Nie miało dla niego znaczenia, że wiecznie otwierające się drzwiczki drażnią mnie i utrudniają poruszanie się po kuchni. Zamknęłam je mocniejszym kopnięciem i przytrzymałam ręką, próbując wyrównać oddech. Przynajmniej przez jakiś czas będzie zamknięta.
Pierwsze przyszły dziewczyny; Ethan zadzwonił, że się spóźni. Zawsze przychodził ostatni, więc to nie było dla nas nic nowego. Moje cudowne przyjaciółki zasiadły w salonie i od razu dorwały się do ptysi. Ja sama nie miałam na nie ochoty, ale alkoholem już nie pogardziłam. Rozsiadłam się z kieliszkiem w fotelu i cieszyłam, że mam na dzisiaj towarzystwo. Moje cudowne powiernice od razu zauważyły, że jestem nieswoja, więc zaczęły mnie ciągnąć za język:
– To o co wam znowu poszło? – zapytała wprost Lisa.
– Temat jest ten sam. Zresztą szkoda o tym gadać. – Machnęłam ręką. – Wygląda na to, że każde z nas ma osobne życie, które prowadzimy pod jednym dachem.
– Przypomnij mi, dlaczego wy w ogóle jesteście razem? – dołączyła Meg.
– Nie zaczynaj. – Chciałam uniknąć zagłębiania się w meandry mojego związku.
– To skończ to wreszcie! Dobrze wiesz, o co mi chodzi. Dla mnie to jakieś nieporozumienie to wasze małżeństwo – zakomunikowała. – Rozumiem, że po stracie rodziców miałaś wszystko na głowie, z Olivią na czele, najbardziej krnąbrnym dziewczęciem pod słońcem, która nie ułatwiała ci życia, a wręcz je komplikowała, ale nie musiałaś od razu wychodzić za mąż. Kto w wieku dwudziestu paru lat wiąże się na całe życie?
– Wielu ludzi – broniłam się.
– Ale ty wszystko sama ogarniałaś, więc…
– Tak wszystko ogarniałam, że Olivia zaszła w ciążę – przerwałam jej.
– Kobieto, przecież to nie twoja wina. Pracowałaś, zajmowałaś się domem…
– Nie chciałam być z tym wszystkim sama – ponownie jej przerwałam.
– I uważasz, że to jest dobry powód, aby za kogoś wychodzić? Za byle kogo?
– Jim nie jest byle kim – zaprotestowałam.
– Nie pasujecie do siebie. Nigdy nie pasowaliście – wypaliła.
Lisa się nie odzywała, tylko przysłuchiwała naszej wymianie zdań. Nie wiem, czy Meg chciała mnie sprowokować do wyznania, że faktycznie mój mąż był jedynie wypełnieniem pustki w moim życiu, i to raczej niezbyt fortunnym, skoro nadal odczuwałam samotność, a poczucie braku czegoś, czego nie potrafiłam określić, nadal mnie nie opuszczało. Nie chciałam się przyznać do błędu przed samą sobą. Jim sprawiał z początku, że czułam się dobrze, ale później to wszystko zaczęło się sypać, a ja, już przyzwyczajona do obecności mężczyzny w moim życiu, trwałam w tym związku, przekonana, że tak właśnie wygląda małżeństwo.
– Jim jest mi bardzo bliski. Był przy mnie, wspierał i we wszystkim mi pomagał.
– Tak jak ze skręceniem tych szafek? – Meg wskazała na komodę pod telewizorem i półki obok. – I z remontem?
Obie doskonale wiedziały, że Jim od kilku lat unika prac domowych, z którymi mogłam poradzić sobie sama, bo nie raz im się żaliłam, licząc na ich pomoc. Jim wprawdzie wymalował salon, ale kiedy trzeba było przesuwać meble i przykręcić listwy podłogowe, on wolał wyjść z Michaelem do knajpy, odkładając wszystko na później. Dobrze wiedział, że nie wytrzymam do rana z takim rozgardiaszem, więc sama zabrałam się za wykończenie. Pamiętam, że byłam wtedy okropnie zmęczona i kiedy już przesunęłam kanapę w miejsce, gdzie powinna stać, padłam na nią, i przykrywszy się kocem, usnęłam w ciągu sekundy. Rano czułam się cała połamana, ale nie mogłam się nad sobą rozczulać, bo Olivia przywiozła mi Carla, co zmusiło mnie do szybkiego pozbierania się. Jim natomiast wyspał się i zadowolony, odpoczywał cały dzień, bo już wszystko było zrobione. Kiedy teraz o tym myślę, przypominam sobie więcej takich sytuacji, w których zostałam bez pomocy mojego małżonka.
– Umiem sobie radzić sama i czasami nie potrzebuję jego pomocy. – Nadal, nie wiedzieć czemu, broniłam go.
– To nie o to chodzi – odezwała się Lisa. – Z pewnością dajesz sobie radę ze wszystkim, ale masz męża, więc nie musisz. Problem polega na tym, że ty go tego nauczyłaś.
– Ja? – Popatrzyłam na nią, zdziwiona.
– Tak, ty. Zamiast zostawić te szafki, żeby czekały na Jima, ty skręciłaś je sama. Malowanie pokoiku Carla też mogłaś zostawić jemu, a jednak, gdy wrócił z pracy, ściany już schły. Nauczyłaś go, że jesteś samowystarczalna, czyli nie potrzebujesz jego pomocy. W jego oczach nie jesteś kruchą kobietką, o którą trzeba dbać. Może nawet nie czuje się przy tobie zbyt męski.
– To też moja wina? – oburzyłam się.
– A widziałaś, żeby faceci w barach szukali silnej, pewnej siebie, niezależnej kobiety, która będzie ich pouczać, jak zrobić jej dobrze? – zaśmiała się Meg. – Pozbawiłaś go jaj. Facet chce się kobietą opiekować, a ty mu na to nie pozwalasz. Wszystko robisz sama, więc sobie odpuścił. On pewnie liczył na delikatną kobietkę, a nie babę, co sama meble skręca.
– Dlatego nie uprawiamy seksu od miesiąca, bo czuje się przy mnie mało męski? – zapytałam Lisy.
– To chyba ty nie uprawiałaś seksu od miesiąca – wypaliła druga przyjaciółka. – Myślisz, że on zadowala się stosunkiem raz na jakiś czas?
– Meg, wcale nie jest powiedziane, że on ją zdradza – wtrąciła Lisa.
– Chyba sama w to nie wierzysz. Facet ma swoje potrzeby. Kobieta też ma swoje potrzeby. Kelly, ja się boję o twoje zdrowie. Brak seksu może prowadzić do…
– Macie po prostu kryzys w łóżku – przerwała jej szybko Lisa.
– Ten kryzys już trochę trwa. – Nie dawała za wygraną Meg.
– Tak, trwa. I za każdym razem to ja zachęcam go do seksu – przyznałam, jakbym dopiero teraz to zauważyła.
– Zachęcasz go do seksu? – Meg ze zdumienia otworzyła szerzej oczy. – Czy ty siebie słyszysz? Założę się, że inne nie muszą go zachęcać.
– Hej, nie nakręcaj jej. Nigdy nie złapała go na gorącym uczynku.
– Jeszcze tego by brakowało, żeby weszła do domu i zobaczyła, jak jakaś panna go ujeżdża.
– Meg! – Lisa skarciła przyjaciółkę.
Podświadomie czułam, że Meg mogła mieć rację. Jim nie raz wracał późno, czuć było od niego alkohol i damskie perfumy, ale nigdy nie zadawałam pytań o inne kobiety. Dlaczego? Nie byłam o niego zazdrosna? Godziłam się na to, co mi daje, chociaż czasami wywoływałam sprzeczkę, żeby wzbudzić w nas jakiś ogień, żeby poczuć coś innego niż tylko codzienną obojętność. Kiedy już dochodziło do kłótni, godziliśmy się w łóżku i przez parę kolejnych dni było dobrze. Nauczyłam się wymuszania na nim seksu? To nie mogła być prawda.
– A może po prostu już mu się znudziłam. Moje ciało nie należy do tych smukłych i…
– Jasne! – przerwała mi Meg. – A on to niby Ryan Gosling?
– Przestań. – Skrzywiłam się.
– Chcesz mi powiedzieć, że dalej cię pociąga?
– Owszem, lubię jego ciało i jest mi z nim dobrze w łóżku.
– Wierzę na słowo. Uważam jednak, że Jim nie jest wierny i ty też nie powinnaś. Myślę, że zauważyłabyś różnicę, gdybyś spróbowała z kimś innym.
– Co? – zaśmiałam się.
– Pomyśl tylko – rozmarzyła się Meg. – Z takim Goslingiem to musi być dopiero fajnie w łóżku. Jemu bym nigdy nie odmówiła. Ta twarz i ciało…
– Co ty wiecznie z tym Goslingiem? – Cieszyłam się, że zmieniłyśmy temat.
– No co? Chyba gość jest chodzącym ideałem, zgadza się?
– Hmm, jasne. – Lisa udawała, że się z nią zgadza. – Tobie trzeba jakiegoś faceta znaleźć, bo jesteś niewyżyta.
– O nie, nie, nie! – zarzekała się Meg. – Ja nie potrzebuję faceta na stałe. Spójrzcie, jak wy na tym wyszłyście? Wieczny dramat. Ty, Lisa, dwójka dzieci, mąż, stateczność. Nuda. U ciebie, Kelly, ciągłe kłótnie i jeszcze się musisz prosić o seks. Tragedia. Lepiej mieć takiego Goslinga. Na jedną noc. Może dwie. Od czasu do czasu. Wiecie, jakie to fajnie?
– Pewnie tak – zgodziłam się, zobojętniała na jej preferencje.
– Oczywiście, że tak! Nie chcesz mi chyba wmówić, że jest tak super extra ciągle z jednym i tym samym facetem? – nie dawała za wygraną Meg.
– Jim mnie pociąga i mamy dobry seks. W tej kwestii jest okej.
– No chyba nie okej, skoro przez miesiąc się nie bzykałaś – wypaliła.
Napełniłam nam kieliszki, bo szybko wlałyśmy w siebie pierwszą kolejkę. Ptysie zniknęły, ale przygotowałam jeszcze zapiekankę warzywną, żebyśmy się szybko nie upiły. Poszłam po nią do kuchni i stwierdziłam, że muszę od razu zabrać kolejną butelkę wina. Wiedziałam, że zaraz będziemy potrzebować kolejnej dawki alkoholu.
Uwielbiałam te kobiety. Potrafiły wprost wytknąć mi błędy, i chociaż czasami dochodziło między nami do spięć, nie wyobrażałam sobie bez nich życia. Meg – wiecznie wolna projektantka mody z bardzo swobodnym podejściem do życia, zwłaszcza w sferze seksualnej. Jej lekko pofalowane blond włosy opadały na ramiona i pięknie komponowały się z piwnymi oczami. Cudowna figura, o którą wcale nie musiała się starać. Od zawsze pociągała mężczyzn, a zaczęło się w szkole średniej, gdzie każdy chłopak zabiegał o jej względy, ona jednak lubiła się nimi bawić i nie miała najmniejszego zamiaru dać się wpakować w jakikolwiek związek. Lisa była jej całkowitym przeciwieństwem. Spokojna, opanowana psychoterapeutka z dużym poczuciem smaku. Jej włosy miały brązową barwę, a niebieskie oczy mocno z nimi kontrastowały. Uwielbiałam ją za tę jej zadziwiająco naturalną dostojność. Nie raz wkraczała do akcji, żeby poskromić dzikość Meg i wiele moich dziwnych zachowań.
Wróciłam do salonu, zajęłam swoje miejsce i zaczęłam przyglądać się Meg. Była dziwnie spięta i nie zachowywała się jak to ona. Wcześniej jakoś tego nie zauważyłam. Piła szybciej i zjadała więcej niż zwykle.
– A ty co taka spięta dzisiaj jesteś? – zapytałam.
– Mam pokaz, pamiętacie? Na mojej głowie jest duże wydarzenie.
– To po co się w to bawisz? – Wzruszyłam ramionami.
– Po co? Po pierwsze, trzeba rozbujać to zapyziałe miasteczko. Nie mogę pozwolić, żeby Knoxville było znane tylko z trupiej farmy. A po drugie, chodzi o fundację. Chcę ją wesprzeć. Tu chodzi o kobiety z rakiem piersi.
– To piękne z twojej strony. – Lisa podniosła kieliszek w geście uznania.
– Z waszej też. – Uśmiechnęła się nerwowo.
– W sensie? – dopytałam.
– Zamówiłam nam wspólny stolik na pokazie. Będzie poczęstunek i takie tam.
– Czyli mamy przyjść i cię wspierać? – Wolałam się upewnić, bo ton jej głosu brzmiał podejrzanie.
– Mnie i fundację. Miejsce kosztuje dwieście pięćdziesiąt dolarów, a wy idziecie z mężami. Czyli po pięćset od pary – wyjaśniła.
– Co??? – Zakrztusiłam się winem.
Lisa odłożyła kieliszek na mały stolik kawowy, który nas od siebie oddzielał, i oparła się w fotelu, zastrzelona tą informacją. Ja również nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie usłyszałam. Przez chwilę patrzyłyśmy na przyjaciółkę, czekając na dalsze wyjaśnienia, ale ona tylko patrzyła dziwnie w górę, trzymając kieliszek przy ustach i udając, że powoli pije.
– Czyś ty zgłupiała?! – odezwałam się pierwsza. – Pięćset dolarów?!
– Dziewczyny. – Przyjęła obronną postawę. – To są kobiety z rakiem piersi! Nie chcecie pomóc? Ja daję od siebie sukienki na aukcję. Muszę je zaprojektować, uszyć, znaleźć modelki. Obiecałam, że pomogę. Poznałam osobiście te superkobiety i lekarki na onkologii, i po prostu muszę im pomóc!
– Ale pięćset dolarów? – powtórzyłam bardzo wyraźnie tę niebagatelną kwotę.
– No nie, nie spodziewałam się po was takiej reakcji – powiedziała, udając obrażoną. – Nie chcecie wesprzeć TAKIEJ akcji? Te biedne kobiety…
– Dobra, przestań – przerwałam jej.
Kiedy zamilkłyśmy, akurat przyjechał Ethan. Lisa otworzyła mu drzwi. Ucieszyłam się, że jesteśmy już w komplecie. On też był dzisiaj w bojowym nastroju, bo od razu skierował kroki do kuchni i wrócił z piwem. Usiadł na kanapie obok Meg i pił z butelki, jakby był ogromnie spragniony albo szybko chciał się uspokoić. Patrzyliśmy po sobie; znałyśmy go już trochę i wiadomo było, że i tak sam zacznie mówić, co mu leży na sercu. Nigdy nie owijał w bawełnę, tylko wyrzucał z siebie, co mu w danym momencie leżało na sercu. Nawet nam często zwracał uwagę w mało wyszukany sposób. To czasami świetnie działało, jak kubeł zimnej wody, żebyśmy się ocknęły ze swoich dramatów. Teraz jednak nie skupiałam się na Ethanie, tylko zastanawiałam się, jak przekażę mojemu mężowi, że nasz budżet zostanie uszczuplony o co najmniej pięćset dolarów, a w zamian będzie mógł uczestniczyć w pokazie charytatywnym. On nie lubił takich imprez. W ogóle, kiedy miał się rozstawać z gotówką, analizował wszystko na milion sposobów.
– Jim mnie zabije – odezwałam się, ale po chwili zwróciłam się do Meg: – Nie, on zabije ciebie.
– Dam sobie radę. – Machnęła ręką bez przejęcia. – Załatwię to z nim na twoich urodzinach. Upiję go, a później tak to przeprowadzę, że uzna to za swój pomysł.
– A o co chodzi? – zapytał nasz przyjaciel.
– Jego też w to wciągnęłaś? – Lisa pokazała na Ethana.
– Hej, jesteśmy paczką, tak czy nie? – Rozłożyła ręce Meg.
– Nie pójdę za was siedzieć. – Pokręcił głową i upił spory łyk piwa.
– Właśnie pozbyłeś się dwustu pięćdziesięciu dolców – uświadomiłam go. – Chyba że chcesz pójść z Giną, to wtedy dwa razy tyle.
– O czym ty mówisz? – zainteresował się.
– Meg zarezerwowała ci miejsce na swoim charytatywnym pokazie dla kobiet walczących z rakiem piersi. Twój tyłek zapłaci dwieście pięćdziesiąt dolców za siedzenie – oświadczyłam.
– Tyłek Giny płatny osobno – dodała Lisa i zaśmiała się.
– Jej nie liczcie. Ostatnio non stop się żremy, więc nie mam pojęcia, co będzie za tydzień, a co dopiero za cztery miesiące.
– I nie masz nic przeciwko, że Meg pozbawiła cię tej kasy? – Byłam zaskoczona.
– To przecież na szczytny cel. Spoko.
Chyba on jedyny zareagował tak spokojnie na tę rewelację. Meg czuła się szczęśliwa, więc zrobiła dziubka i posłała w jego stronę całusa. Upiłam wino i musiałam pogodzić się z tym, że zostaliśmy przymusowymi ochotnikami. Uważałam, że trzeba wspomóc te kobiety, ale wolałabym sama zdecydować, jakiej wysokości datek przeznaczę na ten cel.
– Nie wiem, o co tyle krzyku – zaczęła Meg, podbudowana postawą Ethana. – Lisa, takie pięćset dolarów to dla ciebie nic. Masz tylu pacjentów, że nawet tego nie zauważysz. Twój Daniel machnie na to ręką.
– Mój tak ochoczo machać nie będzie – uśmiechnęłam się złośliwie.
– Prowadzi firmę, a ty pracujesz w banku. Nie zbiedniejecie – broniła się zajadle.
– Nie zbiedniejemy, ale chyba masz błędne wyobrażenie o naszych zarobkach. Jim prowadzi sprzedaż i serwis komputerów, a ja nie jestem jedną z dyrektorek, tylko zwykłym pracownikiem, który otwiera i zamyka ludziom rachunki. Zresztą nieważne. – Dałam sobie spokój. – Zrobię ci przelew w następnym tygodniu.
– Ja też – zdeklarowała się Lisa.
– Super. Jesteście kochani – ucieszyła się Meg.
Zabraliśmy się za zapiekankę. Na osobnej deseczce ułożyłam żółty ser z zielonymi oliwkami w postaci koreczków, które Ethan uwielbiał podjadać do piwa. Tym razem nie tknął mojego popisowego dania. Widać było, że jest nieobecny, jakby musiał coś koniecznie przemyśleć. Nic jednak nie mówił, co było podejrzane. W ogóle był w dziwnym nastroju; nie jak zawsze uśmiechnięty i gotowy do imprezowania. Charakteryzowała go ogolona na trzy milimetry kształtna głowa, która wyglądała tak, jakby była przyprószona jakimś czarnym pyłem. Miał przystojną twarz i atletyczną budowę ciała. Dziwne, że żadna z nas nie widziała w nim seksownego faceta, którym z pewnością był. Poznałyśmy go pewnego wieczoru w barze. Na samo wspomnienie tego pierwszego spotkania uśmiechnęłam się do siebie. Pamiętam dokładnie, że czekałam na dziewczyny. Przyszłam za wcześnie, a one jak nigdy sporo się spóźniały. Siedziałam przy wysokim okrągłym stoliku i wstrzymywałam się z zamówieniem drinków, a młody mężczyzna przy stoliku obok w nieudolny sposób przystawiał się do mocno eksponującej swoje piersi blondyneczki. Nie chciałam podsłuchiwać, ale był tak żałosny, że moja ciekawość wzięła górę, dlatego z zainteresowaniem przypatrywałam się rozwojowi sytuacji. Był lekko podpity i tanie zagrywki słowne, które miały na celu skusić kobietę, wywarły na niej odwrotny skutek. Poirytowana, odeszła, pozostawiając go samego z kuflem piwa w dłoni i smutnym wyrazem twarzy. Zrobiło mi się go żal, więc zaprosiłam go do stolika i czując się w obowiązku, uświadomiłam mu, jak nie powinien wyglądać podryw. Chciałam, żeby w przyszłości umiał odezwać się do kobiety, nie obrażając jej przy tym. Ethan okazał się facetem, którego właśnie rzuciła dziewczyna, a w zawieraniu nowych znajomości był bardzo kiepski. Flirt rodem z filmu porno nie działał na kobiety, ale najwyraźniej on o tym nie wiedział. Kiedy już dołączyły do nas moje przyjaciółki, miałam wrażenie, że znam Ethana całą wieczność. Siedzieliśmy blisko siebie przy stoliku, który był tak mały, że wyglądaliśmy w czwórkę, jakbyśmy się naradzali w tajemnicy przed wszystkimi dookoła. Nowy znajomy szybko wkupił się w nasze łaski i od tamtej pory tworzyliśmy zgraną paczkę, chociaż to ja byłam zżyta z nim najbardziej. Rozumieliśmy się bez słów, mimo że nie we wszystkim się zgadzaliśmy. Po pewnym czasie stało się jasne, że wstępując w nasze szeregi, rozpracował nasze charaktery i ułożył sobie pewien schemat działania względem płci pięknej, a dzięki temu, że każda z nas była zupełnie inna, poznał ogromny wachlarz kobiecych reakcji. Stworzyłyśmy potwora z tajną bronią. Potrafił podejść kobietę w taki sposób, że sama zastanawiała się, jak mogła bez niego wcześniej żyć.
– Mam pomysł – zwróciła się do mnie Meg. – Ubierz się w seksowną bieliznę i zaczekaj na niego z romantyczną kolacją przy świecach.
– Chyba już skończyliśmy ten temat – skwitowałam.
– Chcę zadbać o twoje życie seksualne i zdrowie psychiczne – tłumaczyła się. – Skoro nie chcesz skorzystać z „menu” na mieście, to musisz zadowolić się tym, co masz w domu.
– Bardzo romantyczne. – Przewróciłam oczami. – Zresztą kolacja przy świecach działa jedynie na kobiety.
– Ale seksowna bielizna chyba na mężczyzn, prawda, Ethan? – zwróciła się do przyjaciela.
– No jasne – przyznał jej rację.
– Możemy już zostawić moje życie seksualne w spokoju? – błagałam.
– Tak jak ty to zrobiłaś? – zaśmiała się Meg.
– Nie bądź wredna. Takie jest życie. Tak wygląda małżeństwo. Seks to seks – próbowałam się bronić.
– Twoje tak – odezwała się Lisa. – Zgadzasz się na to. Pozostajesz przy nim i oszukujesz samą siebie, że to ci wystarcza. Zadowala cię taki „seks to seks”?
– Nie było między wami żadnego żaru. Nie masz czego żałować. – Meg starała się mnie pocieszyć, choć nieudolnie.
– Lisa, nie obraź się, ale czy między tobą a Danielem wszystko w porządku? – odezwałam się. – Między wami też nie ma wielkiego żaru.
– Kochana, u nas żar skończył się w momencie, kiedy mój mąż zobaczył pełne rozwarcie przy porodzie Claire. To nie znaczy, że przestaliśmy się kochać, szanować i wspierać… Nasz związek dojrzał. Zmieniamy się z roku na rok i wciąż się siebie uczymy.
– Ale przynudzasz – odezwała się Meg. – Pieprzysz jak na jakiejś terapii. Takiego nudnego związku to ja na pewno nie chcę.
– Tak? Nie chcesz partnera, na którego zawsze możesz liczyć? – Odparła atak Lisa.
– Wiesz co, nauczyłam się liczyć na siebie i dzięki temu jestem szczęśliwa. – Wystawiła jej język jak dziecko.
– Meg, mylisz się – wtrąciłam się. – Między nami było super, ale się skończyło. Nie ma już takiego szału, zaskoczenia, dzikiej namiętności.
– Po tylu latach małżeństwa czego się spodziewałaś? – zaśmiał się Ethan. – Nawet ja wiem, że to niemożliwe. Ogień musiał się wypalić. Po prostu.
– Ja w to nie wierzę. – Lisa nie dawała za wygraną. – Słyszy się o małżeństwach, które przetrwały nawet pięćdziesiąt lat i więcej, i były cudowne, zaskakujące, pełne miłości i żaru. Trzeba o związek walczyć, podsycać płomień uczuć.
– Chyba bredzisz – przerwał jej Ethan. – To są bajki, które małe dziewczynki słyszą na dobranoc. Wyobrażacie sobie księcia na białym koniu, który zawsze będzie sypał wam kwiaty pod nogi i wpatrywał się w wasze oczy z uwielbieniem. Pięćdziesiąt lat z tym samym człowiekiem?! Jaki żar?!
– Ja nigdy nie czekałam na rycerza na białym koniu – skwitowałam.
– Ja też nie. Ale taki stajenny to już inna bajka. – Meg zaczęła się uśmiechać, rozmarzona. – Taki to na pewno wie, co zrobić ze swoim koniem.
– Jesteś chora – wybuchnęła śmiechem Lisa.
– To twoja prywatna czy profesjonalna opinia? – Również nie mogłam powstrzymać śmiechu.
Ethan poszedł po piwo, a gdy wrócił do nas, zaproponował przeniesienie się na taras, bo chciał zapalić. Wszystkie zgodnie powędrowałyśmy za nim, zabierając ze sobą kieliszki z winem, nową butelkę i koreczki. W duchu przyznałam rację moim przyjaciołom – każdy z nich miał inny punkt widzenia, ale każdy jakby mnie bezpośrednio dotykał. Może tylko mi się zdawało, że walczę o lepsze relacje z Jimem… A może jednak gdzieś po drodze uwierzyłam w istnienie cudownego związku, tym samym podnosząc mężowi poprzeczkę tak wysoko, że było nierealne, aby sprostał moim oczekiwaniom… A może to, co mówiła Meg, miało sens i związałam się z nieodpowiednim mężczyzną?
Wieczór zapowiadał się bardzo przyjemnie, ale wolałam przynieść kilka koców, żebyśmy mogli się okryć w razie chłodu. Lisa usiadła w ratanowym fotelu i cieszyła się swoim wolnym czasem bez dzieci i pacjentów. Od niej zawsze emanowały ciepło i spokój. Starała się trzymać w ryzach naszą paczkę i chociaż pod naciskiem odstawiała czasem niezłe numery, to jednak była naszym głosem rozsądku.
Uzupełniłam wino w kieliszkach i usiadłam na ławeczce, bo na huśtawce obok Ethana usadowiła się Meg. Oni zawsze sobie dogryzali, ale wiem, że gdyby sytuacja tego wymagała, bez wahania jedno stanęłoby za drugim. Przyjaciel właśnie kończył papierosa, kiedy wreszcie postanowił podzielić się swoimi problemami:
– U mnie też kłopoty w raju. Gina ostatnio wkurza się na mnie, że ciągle przesiaduję przed komputerem. Nie bardzo rozumie, na czym polega moja praca. Na dodatek ten baran dał mi kolejne zlecenie!
– To źle? Przecież jesteś w tym bardzo dobry. – Nie rozumiała Meg.
– Akurat to zlecenie może sobie wsadzić. Obiecał mi inny projekt. Powiedział, że jeśli załatwię pozytywnie zlecenie tamtych przydupasów, to będę miał swoje pięć minut z projektem Comax. I co? Zlecenie oczywiście wykonałem idealnie, ale projekt dostała Judy. Dajesz dupy, to masz awans. – Ostatnie zdanie wywołało nasz śmiech, chociaż Ethan nie miał nastroju do żartów. Był wkurzony i trudno mu się było dziwić. Nie lubił ani Judy, ani swojego szefa i już od dawna przymierzał się do odejścia, ale wiecznie to odkładał. Wydawało mu się, że może wreszcie coś się zmieni i szef doceni jego talent, zaangażowanie i niewątpliwie ogromne umiejętności. Miesiące mijały, a Ethan był coraz bardziej załamany. Gina, jego dziewczyna, dolewała tylko oliwy do ognia. Mieszkali razem od jakiegoś czasu i wydawało się, że wreszcie znalazł kogoś na stałe, ale jej zachowanie zaczynało go irytować.
Nasze spotkanie zdecydowanie poprawiło mi nastrój, i chociaż nasz przyjaciel potrzebował trochę więcej czasu, żeby się uśmiechnąć, wszyscy zgodnie mogliśmy uznać, że jego wewnętrzny kryzys został zażegnany. Na dodatek Lisa, która od czasu do czasu opowiadała o problemach swoich pacjentów, uświadomiła nam, jakie mamy szczęście, prowadząc takie a nie inne życie. Meg narzekała na dobrowolnie przyjęte obowiązki dotyczące pokazu, Ethan na pracę i kobietę, a ja na swoje małżeństwo. Każdy miał prawo poużalać się nad sobą, ale zawsze musiało się to skończyć pozytywnymi wnioskami. Tworzyliśmy silną grupę wsparcia.
Kiedy na taras wszedł Jim, nasze burzliwe dyskusje nagle ustały. Mój gniew na niego nie wyparował, ale nieco złagodniał, więc zrobiłam mu miejsce obok siebie i wzięłam spory łyk wina. Popatrzył na mnie, ale nie skomentował tego, tylko uśmiechnął do gości.
– O czym tak debatujecie? – zapytał swobodnie.
– O niesprawiedliwościach tego świata. Wiesz, takie tam gadanie o wszystkim i o niczym. Powiedz lepiej, jak tam interesy? – zaczęła go urabiać Meg.
– Raz lepiej, raz gorzej.
– Fascynujące, co za niezwykle wyczerpująca odpowiedź – skwitowała, uśmiechając się słodko.
– A co ci będę opowiadał o komputerach, same nudy dla takiej pięknej główki. Nie to co twoje kreacje. Słyszałem, że chcesz otworzyć własny butik.
– Tak, ale najpierw czeka mnie pokaz.
– Super. – Skinął z uznaniem głową.
– Cieszę się, że podoba ci się ten pomysł. – Zaświeciły jej się oczy, a ja swoimi przewróciłam, bo dobrze wiedziałam, co właśnie z nim robi.
– A co u ciebie słychać, Ethan? – Jim próbował z każdym chwilę porozmawiać i to w nim lubiłam; potrafił zachować się w towarzystwie i nigdy nie lekceważył moich przyjaciół.
– Wszystko gra, ale chyba wkrótce będę musiał wymienić swojego laptopa na nowy. Mam nadzieję, że znajdziesz dla mnie coś odpowiedniego. Ścina mi ostatnio, jakiś taki przymulony jest, a wiesz, że ja potrzebuję rakietę. Grafikę muszę mieć na najwyższym poziomie. Chyba już pora, żeby ruszyć ze swoim własnym biznesem, a do tego potrzebuję porządne narzędzia pracy.
– Jasne. Wpadnij do mnie w tygodniu.
Mój mąż potrafił być uroczy i bardzo gościnny, dlatego najczęściej spotykaliśmy się u nas. Mimo że Ethan miał ze wszystkich najdalej, nigdy nie protestował i zawsze chętnie przyjeżdżał. Niekiedy zostawał na noc, bo nie chciałam, żeby wracał po ciemku do domu. Dwadzieścia mil to nie taki duży dystans, jednak zawsze miałam wizję, że po całym dniu, zmęczony, usypia za kierownicą, dlatego protestowałam, kiedy tylko zamierzał jechać do siebie. Tym razem jednak nie dał się przekonać i wyszedł razem z dziewczynami. Czuł się dobrze, nie wyglądał na pijanego, więc odpuściłam, będąc pewna, że w razie kontroli policji bez problemu pokona narysowaną na drodze linię prostym, pewnym krokiem.
Zostałam sama z Jimem. Natychmiast zmienił się nastrój, a on zniknął w łazience. Pozbierałam wszystkie naczynia z tarasu, wstawiłam do zmywarki i z grubsza ogarnęłam kuchnię. Byłam zmęczona i delikatnie kręciło mi się w głowie. Nie wypiłam dużo, jednak wystarczająco, żeby paść do łóżka i natychmiast zasnąć. Taki zresztą był plan. Pozamykałam wszystkie drzwi i okna na parterze, po czym udałam się na górę do sypialni. Jim zdążył już ulokować się w łóżku, a ja zabrałam długi podkoszulek, który zastępował mi piżamę, i poszłam pod prysznic, żeby zmyć z siebie ten długi dzień.
Meg miała rację, faktycznie od miesiąca nie mieliśmy z Jimem po drodze, jeżeli chodzi o łóżko. Już dawno zaczęłam podejrzewać, że mnie zdradza, bo to nie było normalne, żeby facet nie potrzebował seksu, ale nie potrafiłam go o to zapytać. Chyba nadszedł czas, żeby rozwiązać problem raz na zawsze. Alkohol lekko szumiał mi w głowie i dodawał odwagi.
Wsunęłam się do łóżka i przykryłam lekką kołdrą. Jim był bardzo zajęty zmienianiem kanałów w telewizorze, który wisiał naprzeciwko nas. Nie zwrócił szczególnej uwagi na to, że przysunęłam się do niego, tylko mechanicznie objął mnie ramieniem i wpatrywał się w ekran. Położyłam dłoń na jego gołej klatce piersiowej i zaczęłam delikatnie ją głaskać.
– Nie jesteś zmęczona?
– A ty jesteś?
– Trochę.
Jego ton wskazywał na rozdrażnienie moim gestem. Odsunęłam się od niego i westchnęłam głośno, niezadowolona. Popatrzył na mnie, ale powstrzymał się od komentarza. Kolejny raz się do niego przymilałam, a on się wykręcał. To było zupełnie bez sensu. Jak mogłam mu jaśniej zakomunikować, że nie odpowiada mi taki układ? Byliśmy małżeństwem, ale łączył nas tylko dom i wspólne rachunki.
– Chyba pora poważnie porozmawiać – zaczęłam, bo to musiało się skończyć.
– Pora to jest do spania, a nie na poważne rozmowy. Wiesz, która jest godzina?
– Nie śpisz przecież.
– Ale szukam właśnie jakiegoś nudnego filmu, żeby mnie uśpił.
– Proszę, porozmawiaj ze mną na spokojnie. Nie widzisz tego, że wszystko się rozłazi? Nie masz ochoty na seks albo na mnie. Kiedy ostatni raz gdzieś razem wyszliśmy albo w ogóle spędziliśmy czas ze sobą?
– Codziennie spędzamy czas ze sobą.
– Bo mieszkamy razem? Bo mijamy się przed pracą w kuchni? To nazywasz spędzaniem ze sobą czasu?
– Jesteś ze mną nieszczęśliwa? To chcesz mi powiedzieć? Mam cię adorować jak osiemnastoletni młodzieniec? – zakpił ze mnie.
– Ja mam już dosyć proszenia cię o zainteresowanie mną. Ciągle gdzieś znikasz z Michaelem, a gdy już jesteś w domu, to nie masz dla mnie czasu albo jesteś zmęczony.
– I znowu to samo.
– Chcę poczuć na nowo, że ci się podobam, że masz na mnie ochotę i że ci zależy. – Zignorowałam jego zaczepkę słowną, którą stosował za każdym razem. – Zrozum wreszcie, że jestem teraz twoją żoną, co nie znaczy, że będę nią do końca życia.
– Straszysz mnie?
– Ależ skąd! Chcę ci tylko uświadomić, że jak każda kobieta, potrzebuję dotyku, czułych słów, pieszczot i czasu tylko dla mnie. Jeżeli ty mi tego nie możesz dać, to może znajdzie się ktoś, kto będzie chciał i mógł. Nie wiem, jak się wtedy zachowam. Jestem tylko człowiekiem.
– Super! Co za piękne wyznanie miłości – skomentował ironicznie Jim.
– Jesteś ostatnią osobą, która powinna się wypowiadać na temat wyznawania miłości. Już chyba dawno zapomniałeś, jak to jest mówić i okazywać, że się kocha.
– No jasne! W ogóle jestem oziębłym dupkiem!
– Tak! Tak właśnie jest od dłuższego czasu. Jesteś tak oschły, że czasami mi się wydaje, że sprzedawca w sklepie zwraca się do mnie czulej. Co się stało? Prawie w ogóle nie uprawiamy seksu. Czy uważasz, że wszystko jest w porządku?! Ostatni raz dotykałeś mnie miesiąc temu. Miesiąc!
Usiadłam na łóżku i odwróciłam się w jego stronę. Zasłoniłam mu telewizor, bo chciałam wymóc na nim jakąkolwiek reakcję. Patrzył na mnie, a w jego oczach płonął ogień. Stwierdziłam, że albo się teraz pozabijamy, albo dojdziemy wspólnie do jakichś wniosków i zaczniemy o siebie walczyć. To musiało się skończyć w ten czy inny sposób.
– Zdradzasz mnie? – zapytałam wprost.
– Co? – zaśmiał się.
– Odpowiedz – żądałam.
– Nie – odpowiedział krótko, po czym wstał gwałtownie z łóżka i wyszedł z sypialni.
Co to miało niby znaczyć? Ruszyłam za nim, bo musiałam się dowiedzieć, o co chodzi. NIE zdradza mnie, czy NIE odpowie na moje pytanie? Wszedł do kuchni i nalał sobie wody. Objęłam się ramionami, bo nagle zrobiło mi się zimno, ale już sama nie wiedziałam, czy od chłodu, który panował w pomieszczeniu, czy raczej między nami. Wypił całą zawartość szklanki i odkładając ją do zlewu, oparł się o blat.
– Wiesz, co się stało? – powiedział mniej spokojnie. – Powiem ci. Ciężko pracuję na ten dom, dwa samochody i żebyśmy mogli żyć na przyzwoitym poziomie. Zresztą, czy ty zdajesz sobie w ogóle sprawę, jak trudno utrzymać się na rynku? Już chyba zapomniałaś, że to ty namówiłaś mnie na ten interes.
– A więc to moja wina? Nadarzyła się okazja, żeby otworzyć własną firmę, a komputery to twoja pasja, więc dlaczego nie miałbyś na tym zarabiać, skoro się na tym znasz? Od kiedy ci to przeszkadza? Poza tym ja tylko podsunęłam pomysł, a to ty zadecydowałeś, więc teraz nie zwalaj winy na mnie! Jest jeszcze twój wspólnik, Michael, więc nie jesteś osamotniony w tym biznesie.
– Ta rozmowa w ogóle nie ma sensu. Ja mówię swoje, a ty swoje.
– Oczywiście, że to do niczego nie prowadzi. Jak zwykle stosujesz spychologię. W dodatku zapominasz, skarbie, że ja też pracuję i jeszcze mam na głowie cały dom. Sprzątanie, gotowanie, pranie, prasowanie. To tak, jakbym była na dwóch etatach, a jednak mam siłę i ochotę zapytać, jak ci minął dzień. Potrafię podejść i się przytulić.
– I czy ja cię wtedy odpycham?! – zaatakował.
– Nie, oczywiście, że nie! Jesteś cholernie łaskawy! Chodzi mi o to, żebyś to ty przyszedł do mnie i mnie przytulił. Zrobił to od siebie. A ty jak nie komputer, to telefon albo wyjścia z Michaelem. Mam już tego dosyć!
– A ja mam dosyć tych awantur!
Jednak próba ustalenia faktów okazała się błędem. Nagle jakby coś we mnie pękło. Jim wyglądał na wściekłego, a ja chyba właśnie usłyszałam wewnętrzny głos, że wszystko między nami skończone. Poddałam się. Mąż chciał wyjść z kuchni, więc w milczeniu i ze spuszczoną głową usunęłam mu się z drogi, co chyba go zaskoczyło, bo zawsze zagradzałam mu wyjście, żeby kontynuować rozmowę. Stanął obok mnie, a ja nadal nie podnosiłam głowy, bo właśnie zdałam sobie sprawę, że chyba nie chcę już o nas walczyć. W sumie to nie wiem, czy w ogóle wcześniej walczyłam. Pozwoliłam na to, żebyśmy się od siebie odsunęli i zajęli własnymi sprawami, a Jimowi też nie zależało, żeby poprawić nasze relacje. Ewidentnie męczyliśmy się ze sobą i dalsze przeciąganie tej agonii nikomu nie wychodziło na dobre. Wreszcie uniosłam głowę i popatrzyłam na niego, zrezygnowana.
– Próbowałam tylko zrozumieć, dlaczego mnie odtrącasz – odezwałam się ze smutkiem. – To już nie jest ważne.
– Nie odtrącam cię. Po prostu skupiam się na pracy, a nasze kłótnie nie nastrajają mnie do uprawiania seksu. – Uspokoił się.
– W porządku. – Udawałam, że rozumiem, ale tak naprawdę już mnie to nie obchodziło. Odwróciłam się i już chciałam wyjść, kiedy chwycił mnie za dłoń i zatrzymał. Całkowicie mnie tym zaskoczył. Podniosłam na niego wzrok, ale nie robiłam sobie nadziei na jakiekolwiek pojednanie. Teraz czułam w sobie dziwny spokój, jakbym wreszcie pogodziła się z sytuacją, a ulga wymieszana ze smutkiem i ogromnym psychicznym zmęczeniem zagnieździła się w moim umyśle. Puścił moją dłoń, a sam skrzyżował ręce na piersi i oparł się o blat. Wyglądało na to, że nie chciał kończyć rozmowy, więc nie ruszyłam się z miejsca. Czekałam na ciąg dalszy.
– Przez pewien czas miałem poważne problemy z płynnością finansową.
– Jak to? – zaniepokoiłam się.
– Był ogólny przestój, a do tego kilku klientów migało się od płacenia. Musiałem pożyczyć kasę, żeby opłacić czynsz za biuro, z którym poważnie zalegałem.
– Dlaczego nic mi nie powiedziałeś?
– Chciałem sam to załatwić.
– Ale to jest nasze wspólne życie. Musimy o takich rzeczach rozmawiać.
– To moja firma i mój problem. A później Michael miał problemy z Judy i ciągle o tym gadaliśmy. To dlatego tak często wychodziliśmy. Potrzebował z kimś pogadać. Może ich małżeńskie kłótnie wpłynęły na moje podejście do ciebie? – Nieudolnie szukał jakiegoś wytłumaczenia, ale nie czułam, żeby to było szczere.
– Coś się u nich poprawiło? – zapytałam, żeby okazać jakieś minimalne zainteresowanie.
– Poszli na terapię, ale my nie pójdziemy –wyjaśnił od razu.
– Niczego takiego nie proponowałam.
– Ale na pewno chciałaś.
*
W środę rano obudziłam się z lekkim bólem głowy. Jim wyszedł właśnie z łazienki i kiedy zobaczył, że siedzę na łóżku, uśmiechnął się do mnie, jakby między nami wszystko było w idealnym porządku, jednak nie podszedł i nie przywitał się pocałunkiem, jak to mieliśmy dawniej w zwyczaju. Kiepsko spałam tej nocy i ciężko mi było wstać. Obserwowałam, jak mąż wyciąga z szafy czarny podkoszulek i zakłada go na siebie. Wyglądał męsko – to była obiektywna ocena – ale ja straciłam nim zainteresowanie, a ostatni seks był jak szybki numerek z nieznajomym i wcale mi się to nie podobało. Mechaniczny, odarty z uczuć beznamiętny stosunek, który na dodatek nie skończył się dla mnie pełnym zaspokojeniem. Minęły dwa tygodnie od tamtego zdarzenia i jak dotąd nie zanosiło się na kolejną próbę ani z mojej, ani z jego strony. Spaliśmy w jednym łóżku, ale trzymaliśmy się naszych stron materaca, żeby przypadkiem siebie nie dotknąć. Ja wiedziałam, dlaczego to robię, ale próbowałam sobie przypomnieć, czy Jim zachowywał się już wcześniej w ten sposób. Zastanawiałam się, jak mam to wszystko rozegrać. Nie chciałam pozostawać w jakimś dziwnym układzie. Jim nawet nie zauważył, że przez większość czasu milczę. Z pewnością uważał, że mamy ciche dni, skoro zwracaliśmy się do siebie tylko wtedy, kiedy było to niezbędne.
– Zapomniałam ci powiedzieć – odezwałam się pierwsza. – Po pracy mam odebrać Carla i odwieźć go do domu. Zabiorę go wcześniej na obiad i później może skoczymy na zakupy. Nie wiem, jak długo będę czekała na Olivię, więc trudno mi przewidzieć, o której wrócę do domu.
– Dobra. Zjem coś na mieście.
Zatrzymał się na chwilę w progu i przez sekundę wydawało mi się, że ma zamiar podejść i pocałować mnie na pożegnanie. To jego chwilowe wahanie trochę mnie zaskoczyło, odniosłam jednak wrażenie, jakby to były ostatnie odruchy kończącego się związku, jak podrygi konającego ciała. Zamiast pocałunku pomachał mi na do widzenia, a ten gest wydał mi się tak groteskowy, że ledwie powstrzymałam się przed prychnięciem. Tyle pozostało z naszych wspólnych marzeń, nieprzespanych nocy spędzonych na rozmowach, tańca nienasyconych ciał – dziwacznie nienaturalny ruch ręką, jakby chciał odgonić owada lub wiszące w powietrzu resztki zapachu naszej dawnej miłości.
– Co byś chciała dostać na urodziny? – Cofnął się na progu, odwracając w moją stronę jedynie głowę.
– Zaskocz mnie – powiedziałam obojętnie.
– Nie, nie ma mowy. Oboje wiemy, że nienawidzisz moich niespodzianek. Chyba jeszcze nigdy nie udało mi się pozytywnie zaskoczyć cię prezentem.
– Nie chcę sama sobie wymyślać prezentu.
– Lepiej na tym wyjdziesz.
– Jim, na pewno coś wymyślisz.
– Nie, nie, nie. Zawsze coś wymyślam i później widzę rozczarowanie w twoich oczach.
– To zdarzyło się tylko raz – broniłam się. – Skoro nigdy w życiu nie nosiłam satynowych dwuczęściowych piżamek, to dlaczego taką mi kupiłeś? Na dodatek białą. Góra była za mała, a dół… cóż, rozmiar cztery razy większy od tego, który noszę. Nie było to w dobrym tonie. Później długo się zastanawiałam, czy właśnie tak postrzegasz mój tyłek.
– Sama widzisz. Jeżeli nie powiesz, co chcesz, kupię tylko kwiatki.
– Wolę kwiatki od tej glinianej jaskrawej figurki. Co to w ogóle jest? Bo do tej pory nie miałam śmiałości zapytać.
– Wychodzę – zaczął się śmiać.
Jim faktycznie nie miał ręki do prezentów. Wystarczyło słuchać tego, co mówię albo zwracać uwagę na to, czemu przyglądam się w sklepach. To nie było takie trudne. On jednak wszystko jak zwykle zostawiał na ostatni moment. I tak było tym razem – trzy dni przed urodzinami dopiero zastanawiał się, co mi kupić. Zdążyłam się do tego przyzwyczaić, chociaż nie było to miłe i za każdym razem dotykało mnie tak samo mocno. Jednak dzisiaj nie chciałam się tym przejmować. W myślach planowałam, gdzie pojadę z Carlem na obiad. Chodził do zerówki i bardzo mu się podobało w szkole, bo miał dużo kolegów, ale niczego nie chciał tam jeść. Na zmianę z Olivią próbowałyśmy podrzucać mu jakieś pyszności do śniadaniowego pudełka, ale za każdym razem wracał do domu z całą jego zawartością. Prawdopodobne zapominał o jedzeniu, kiedy był pochłonięty zabawą z dziećmi.
W pracy dzień mijał bezproblemowo, chociaż około południa poczułam się nie najlepiej. Było mi niedobrze i kręciło mi się w głowie, ale kiedy wypiłam sok pomarańczowy, zrobiło mi się nieco lepiej. Koleżanka, która siedziała biurko dalej, zauważyła, że jestem bardzo blada, ale nie przejmowałam się tym zanadto. Miałam dzisiaj jeszcze sporo do zrobienia, więc nie było czasu na złe samopoczucie, chociaż wyglądało na to, że czymś się zatrułam, bo już od jakiegoś czasu męczyły mnie mdłości, jakby coś siedziało mi na żołądku. Winiłam zimną pizzę, którą dwa tygodnie temu niemal połknęłam w całości, kiedy wróciłam zmęczona po całym dniu, a nie zrobiłam wcześniej zakupów. Wtedy tylko ten kawałek ciasta z pepperoni wydawał się najsensowniejszą rzeczą w lodówce, która mogła zaspokoić mój wilczy głód.
Na szczęście po południu moje dolegliwości z grubsza minęły i mogłam jechać po siostrzeńca. Czekał na mnie z rumieńcami na twarzy i prawie całym mokrym od potu podkoszulkiem. Pani w szkole poinformowała mnie, że na ostatniej przerwie działo się istne szaleństwo i jeszcze do tej pory nie wysechł. Nie umiałam się na niego złościć, ale musiałam mu zwrócić uwagę, żeby zachować pozory przy nauczycielce. Jego oczy się śmiały, więc poprosiłam go, żeby przeprosił stojącą obok młodą kobietę, i kiedy tylko to zrobił, wyszliśmy z budynku. Był szczęśliwy, że po niego przyjechałam.
– Ciociu, masz dla mnie gumę?
– Nie, ale jedziemy do sklepu, tam ci kupię gumy.
– Super! – Podskoczył, zadowolony.
Zabrałam go do naszej ulubionej jadłodajni, gdzie udało mi się wcisnąć w niego odrobinę gotowanego mięsa i kilka małych marchewek. Na frytki nie musiałam go namawiać. Wszystko popił sokiem jabłkowym i byliśmy gotowi do wyjścia. Dojadłam niechętnie kanapkę z grillowanym indykiem i wytarłam mojemu małemu łobuzowi buzię. Wyglądał na szczęśliwego, więc ja również byłam szczęśliwa. Mimo szaleństw w szkole nie wyglądał na zmęczonego, a wręcz przeciwnie – tryskał energią. Pomyślałam, że sama chciałabym się tak czuć.
W sklepie wsadziłam Carla do zakupowego wózka, bo tylko tak mogłam go kontrolować. Siedział, wyprostowany, przede mną i robił głupiutkie miny, a ja wkładałam do kosza płatki śniadaniowe, mleko, jakieś ciasteczka i parę innych produktów, w które często zaopatrywałam siostrę.
Przeszłam do następnej alejki i niechcący wjechałam w wózek jakiegoś mężczyzny. Zderzyliśmy się niezbyt mocno, ale od razu zainteresowałam się siostrzeńcem, bo bałam się, że uderzenie mogło zrobić mu krzywdę. Ku mojemu zaskoczeniu on tylko się roześmiał, jakby myślał, że zrobiłam to specjalnie, dla zabawy. Już miałam przeprosić za tę sklepową kolizję, ale kiedy podniosłam wzrok, poznałam swojego kolegę ze szkoły średniej.
– Ryan? – zapytałam z niedowierzaniem.
– Kelly?
– Cześć. Miło cię widzieć.
– Ciebie również.
– Co ty tutaj robisz?
– Zakupy – odparł, uśmiechając się. – Wszystkich tak taranujesz w sklepie?
– Przepraszam, zamyśliłam się. – Nadal nie mogłam uwierzyć, że go spotkałam. – Tyle lat się nie widzieliśmy.
– Tak, dobrze było wrócić na stare śmieci.
– Tina też taka zadowolona? Przecież ona kocha Miami.
– Dlatego tam została – oznajmił.
– O! – Nie wiedziałam, jak na to zareagować. – Przykro mi – wydukałam.
– W porządku.
Dziwnie było zobaczyć go po tak długim czasie, na dodatek wyglądał lepiej, niż go zapamiętałam. Kiedy chodziliśmy jeszcze do szkoły średniej, był najlepszym przyjacielem Jima, a ja się w nim podkochiwałam. Szczerze mówiąc, to wydawało mi się, że go nawet kochałam, a wszystko przez to, że na jednej z imprez wylądowaliśmy za trybunami boiska i rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. W jego towarzystwie czułam się ładniejsza. Imponowała mu moja wiedza i chociaż byłam od niego młodsza, słuchał mnie i sam chętnie dzielił się swoimi wrażeniami na temat szkoły i w ogóle życia. Wtedy delikatnie mnie pocałował, a ja miałam ochotę mu powiedzieć, że go kocham, ale na szczęście się powstrzymałam, bo gdy tylko się ode mnie odsunął, odnaleźli nas jego kumple i wyciągnęli go na piwo. Na drugi dzień zachowywał się tak, jakby między nami do niczego nie doszło. Łapał mnie przelotnie spojrzeniem, ale szybko nim uciekał. Znowu stałam się dla niego niewidzialna. Małolata zabujana w przystojnym sportowcu. Klasyka. Wspomnienie tamtego wydarzenia nadal było we mnie żywe.
Ryan miał powodzenie wśród dziewczyn, bo należał do drużyny futbolowej i szczycił się świetną sylwetką. Razem z Jimem byli honorowymi gośćmi na każdej imprezie. Kiedy zaczął spotykać się z Tiną, obserwowałam ich z zazdrością. Nie widzieli świata poza sobą, zaczęli chadzać własnymi ścieżkami i wtedy Jim zauważył mnie, bo chwilowo stracił kumpla. Imponowało mi to, że jeden z najbardziej rozchwytywanych chłopaków zainteresował się właśnie mną, ale chyba głównym powodem, dla którego zaczęliśmy się spotykać, była potrzeba bycia z kimś blisko. Tęskniłam za Ryanem i ciężko mi było pogodzić się z faktem, że wybrał inną. Nie wiem dlaczego, ale ubzdurałam sobie, że między nami jest chemia, której z nikim innym nie odczuwałam. Tylko Meg wiedziała o moim zauroczeniu Ryanem, słuchała o nim bez przerwy i czasami błagała mnie, żebym przestała, bo miała dość mojego wzdychania do zajętego już chłopaka. Później mój obiekt westchnień wyjechał na studia i tyle go widziałam. Podobno szybko pobrali się z Tiną, która wyciągnęła go do Miami. Spełnił jej marzenie, bo zawsze chciała tam mieszkać.
– To gdzie teraz pracujesz?
– W straży pożarnej.
– W straży pożarnej? – Całkowicie mnie zaskoczył. – Dosyć odpowiedzialny i niebezpieczny zawód.
– Zacząłem w Miami i pokochałem to. Tutaj zrobiło się miejsce, więc wykorzystałem sytuację. Dodatkowo biorę dyżury w karetce, bo zrobiłem kurs ratownika medycznego, ale głównie jestem strażakiem. A ty gdzie pracujesz?
– W banku.
– Interesujące.
– Wierz mi, nie jest.
– Też odpowiedzialna i niebezpieczna praca – zaśmiał się.
– Jasne – rzekłam z ironią.
– Obracasz grubą kasą, a poza tym niemal codziennie są napady na banki.
Uśmiechał się szeroko, więc i ja się uśmiechnęłam. Naprawdę przyjemnie było na niego patrzeć. Ten jego czarujący uśmiech zawsze mnie rozbrajał, a teraz nagle dodał mi energii. Czy kiedykolwiek tak reagowałam na Jima? Nie przypominam sobie, chociaż to niesprawiedliwe porównywać go z Ryanem, w którym byłam nieprzytomnie zakochana. Coraz bardziej przyznawałam rację Meg, która wciąż mi powtarzała, że z Jimem nigdy do siebie nie pasowaliśmy. Nikt jednak nie powiedział, że z Ryanem lepiej by mi się ułożyło. W zasadzie go nie znałam, zawsze był tajemniczy, niewiele o sobie mówił, mimo że w szkole huczało na jego temat. Był moim pierwszym zauroczeniem, platoniczną miłością z młodzieńczych lat. Spędził ze mną parę chwil, pozostawił po sobie przyjemne wspomnienie idealnego pocałunku, po czym o mnie zapomniał.
– Cześć, kolego – zwrócił się do Carla. – Jestem Ryan, a ty jak masz na imię?
– Jestem Carl. Ciocia kupi mi gumy miętowe.
– Ale fajnie. – Przybił z nim „piątkę” i uśmiechnął się do niego.
– To syn mojej młodszej siostry, Olivii. Pewnie i tak jej nie pamiętasz.
– Mało pamiętam z tamtych czasów.
– Aha.
– Lubię gumy miętowe – powtórzył Carl.
– Tak, kochanie, lubisz, dlatego zaraz ci je kupię. – Poczochrałam jego włosy, posyłając mu czuły uśmiech.
Nie chciałam kończyć naszej rozmowy, ale robiło się już późno, a ja nie dokończyłam zakupów. Ryan zamienił jeszcze parę zdań z moim podopiecznym; aż miło było patrzeć, jakie ma wspaniałe podejście do dzieci. Ciekawiło mnie, czy dorobił się własnych z Tiną, ale nie chciałam być wścibska przy pierwszym spotkaniu po wielu latach. Patrzyłam na niego i stwierdziłam, że jego twarz nabrała surowego charakteru. Przybrał nieco na masie, ale to tylko potęgowało jego atrakcyjność. Zmężniał. Czarne krótkie włosy zaczęły mieszać się z siwymi na skroniach. Gdybym nie była mężatką, z pewnością pozwoliłabym sobie na flirt, a może na coś więcej. Pomarzyć zawsze można – bez konsekwencji i moralnego kaca.
– Naprawdę dobrze cię widzieć – zwrócił się do mnie.
– Fajnie, że wróciłeś, chociaż trochę się dziwię, że zostawiłeś te piękne plaże, palmy i słońce.
– Gdyby nie Jim, pewnie pojechałbym gdzie indziej, ale namawiał mnie, żebym wszystko rzucił i sprowadził się tutaj. Załatwił mi świetne mieszkanie po waszej znajomej i dowiedział się o wolnym wakacie w jednostce straży. Bardzo mi pomógł.
– On cię namówił, żebyś wszystko zostawił i przyjechał tu? – Byłam zaskoczona i porządnie skołowana.
– Nie, to bardziej skomplikowane. Okej, nie zatrzymuję cię. – Umiejętnie zmienił temat.
– Jasne. Trzymaj się. Życzę ci, żebyś u nas miał jak najmniej pożarów.
– Dziękuję, ale życzy się tyle powrotów, co wyjazdów – zaśmiał się.
– Dobrze. Życzę ci tyle samo powrotów, co wyjazdów.
Kiwnął głową na pożegnanie, ominął mnie i ruszył na zakupy. Powinnam była zrobić dokładnie to samo, ale musiałam szybko zadzwonić do Meg i wszystko jej zrelacjonować. Tylko ona mogła mnie zrozumieć. Znowu poczułam się jak nastolatka, która czerwieni się na widok fajnego chłopaka. Popychałam wózek i jednocześnie szukałam w torebce telefonu. Kiedy wreszcie go namierzyłam, Carl przypomniał o swoim istnieniu.
– Kto to był? – zapytał.
– Kolega ze szkoły.
– Chodzisz do szkoły? – zdziwił się.
– Nie, ale gdy kiedyś chodziłam, to właśnie z nim. Do szkoły. – Szybko sprecyzowałam, jakby to dla pięciolatka miało jakiekolwiek znaczenie.
– Jest stary – zakomunikował.
– Nie jest stary. Jest starszy ode mnie tylko o trzy lata.
– Ty też jesteś stara. – Był szczery do bólu.
– No cóż. – Trudno było się z nim sprzeczać. – Zaraz kupię ci gumy, tylko muszę do kogoś zadzwonić.
Machał nogami i widać było po nim, że się nudzi, a ja też już chciałam skończyć zakupy i wreszcie jechać z nim do domu, dlatego szłam przed siebie, jednak kiedy Meg odezwała się w słuchawce, stanęłam, jakby tego wymagała rozmowa. Nie chciałam mówić zbyt głośno, ale moja przyjaciółka słabo mnie słyszała, przez co byłam zmuszona wysławiać się wyraźniej.
– Zgadnij, kogo właśnie spotkałam w sklepie – powiedziałam, podekscytowana.
– Kogo? – Przeciągle ziewnęła.
– Spałaś?
– Tak, właśnie mnie obudziłaś.
– Jest szósta po południu.
– Nie spałam całą noc, bo rysowałam te cholerne sukienki, a później dobierałam materiały i okazało się, że jest południe. Byłam skonana, ale nie mogłam zasnąć, więc musiałam się napić. Upiłam się i zasnęłam, ale mnie obudziłaś.
– Zdrowy tryb życia to podstawa. Gratuluję. – Nie darowałam sobie ironii. – A teraz skup się. Kogo spotkałam?
– Kogo?
– Ryana!
– Jakiego Ryana?
– TEGO Ryana – wymówiłam te słowa jak najwyraźniej. Wrzuciłam do wózka masło orzechowe i ruszyłam do przodu, bo została mi jeszcze jedna alejka do zaliczenia. Carl ewidentnie był znużony, bo kręcił głową i machał nogami, uderzając jedna o drugą. Nagle usłyszałam w słuchawce pisk przyjaciółki:
– Ryana Goslinga?!
– Tak, bo Ryan Gosling chodzi po naszym sklepie i kupuje makaron. – Przewróciłam oczami, zniecierpliwiona, bo znałam jej obsesję na punkcie tego kanadyjskiego aktora. – Nie tego Ryana – powiedziałam bardzo wyraźnie, skręcając w alejkę i ponownie wjeżdżając w wózek znajomego. Carl znowu się odbił, a ja myślałam, że spalę się ze wstydu. Naprawdę zachowywałam się jak głupia napalona nastolatka. Nie wiedziałam, jak z tego wybrnąć; byłam pewna, że usłyszał moje słowa, więc nie miałam innego wyjścia, jak zaserwować mu piękną grę aktorską. Moja pani ze szkolnego kółka teatralnego byłaby ze mnie dumna.
– Nie tego Ryana nagrodzili – odezwałam się do słuchawki. – Nie kłóć się ze mną. Mówię ci, że Ryan Gosling grał w innym filmie.
– Co? W jakim filmie? – Meg brzmiała, jakby się pogubiła w naszej rozmowie.
– Dobrze, udowodnię ci to – powiedziałam, grając dalej swoją rolę.
– Czy ty rozmawiasz ze mną? – dopytywała przyjaciółka.
– Oczywiście.
– Ja piłam, ale to ty jesteś pijana. O co ci chodzi?
– Nie mogę teraz rozmawiać, bo jestem z Carlem w sklepie. Zadzwonię później.
– Przecież to ty do mnie zadzwoniłaś. – Nadal nie wiedziała, co jest grane.
– Obiecuję.
– Czy ty masz udar? To jest jakieś hasło bezpieczeństwa? Co jest?
– Pa. – Rozłączyłam się. Powinnam dostać Oskara. Sama nie wierzyłam, że tak z tego wybrnęłam, ale wiedziałam, że zaraz będę musiała zadzwonić do Meg ponownie. Jeszcze gotowa pomyśleć, że faktycznie coś się złego ze mną dzieje. Uśmiechnęłam się do Ryana i nagle wyskoczyłam, wciąż nakręcona:
– Zapomniałam cię zapytać, czy pracujesz w ten weekend.
– Nie, akurat mam wolne.
– Świetnie. Urządzamy z Jimem grilla w sobotę. Byłoby super, gdybyś przyszedł.
– Jasne. Nie mam żadnych planów.
– Pasuje ci o czwartej?
– Oczywiście. Mam coś przynieść?
– Nie, nie trzeba. Podam ci tylko swój numer telefonu.
– Nie trzeba, zadzwonię do Jima.
– No tak. Tak będzie prościej. Oczywiście.
*
Dalsza część dostępna w wersji pełnej