Breaking rules. Gra rozpoczęta - Louis Samanta - ebook + audiobook + książka

Breaking rules. Gra rozpoczęta ebook i audiobook

Louis Samanta

4,2

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

DRUGIE MIEJSCE WŚRÓD BESTSELLERÓW EMPIK.COM!

Andrea Wilson nigdy nie przypuszczała, że stanie się bohaterką swojej książki, a jej poukładane życie rozsypie się jak domek z kart. Zdradzona przez wieloletniego partnera i ojca swojej córki, przez długi czas stawała na nogi, by znowu być tym, kim była kiedyś: pewną siebie kobietą z marzeniami. Jednak złamanego serca nie da się tak łatwo skleić, do tego potrzebna jest nowa miłość, której Andrea unika jak ognia.

Aaron przystojniak z włoskimi korzeniami i szanowany deweloper, po powrocie do Chicago zamierzał skupić się na przejęciu firmy i nie wchodzić w żadne dłuższe relacje z kobietami. Jednakże życie bywa nieprzewidywalne. Wystarczy jedno spojrzenie w piwne oczy atrakcyjnej brunetki, by priorytety i pragnienia Aarona zamieniły się miejscami.

Kiedy się spotykają, oboje czują seksualne napięcie, którego nie da się zignorować. Atmosfera gęstnieje, pragnienie się zaostrza i bum! Lądują w łóżku, stosując zasadę: nie proś o więcej i nie oczekuj przyszłość. Andrea zgadza się na warunki, jakie stawia jej Aaron. Lecz szybko zdaje sobie sprawę, że wbrew przyjętym zasadom, chce go więcej.

Zasady zostają złamane, napięcie rośnie, niepewność wypełnia każdą myśl. Demony przeszłości zostają uwolnione i pragną jednego: Aarona.

BESTSELLER NA RYNKU WYDAWNICZYM WEDŁUG EMPIK.COM!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 388

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 11 godz. 12 min

Lektor: Mirella Rogoza-Biel, Konrad Biel
Oceny
4,2 (704 oceny)
363
182
105
41
13
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
muckers

Z braku laku…

Denerwujące jest to ,że autorki usilnie umieszczają akcje powieści w kraju zupełnie dla nich nieznanym ,co jest złego w Polsce?
40
Jolcyk123

Nie oderwiesz się od lektury

Super;)
10
Magda692

Nie oderwiesz się od lektury

super
10
marteX993

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam
00
EwaKKB38

Dobrze spędzony czas

Troszkę pokręcona historia. Polecam
00

Popularność




Copyright © by Samanta Louis, 2018Wydawnictwo WasPos, 2021All rights reservedWszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowaniaoraz udostępniania publicznie bez zgody Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

RedakcjaAneta Grabowska

KorektaAngelika Ślusarczyk

Projekt okładkiMarta Lisowska

Skład, łamanie, wersja elektronicznaAdam Buzek, [email protected]

Wydanie I - elektroniczne

ISBN 978-83-66754-54-6

Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Rozdział 1

(...) talent nie znaczy to samo co geniusz i (...) nawet jeśliszczęśliwy los się od ciebie odwróci i wszystko runie,talent nie straci swej szlachetniejszej, lepszej natury.

Hans Christian Andersen, Baśń mojego życia

Andrea

Od dobrych kilkunastu minut siedzę i wpatruję się w monitor laptopa z cholerną pustką w głowie. Dwie godziny spędziłam na pisaniu nowej książki, a po tym czasie niezawodna wena wyparowała. Napisałam to, co zaprzątało mój umysł, i utknęłam w martwym punkcie. Czuję presję, ponieważ wydawnictwo ponagla mnie, żebym oddała tekst za dwa miesiące, a ja nawet nie mam napisanejpołowy.

Odkąd mój związek z Lucasem rozsypał się na drobne kawałeczki i nie ma już po nim co zbierać, straciłam zapał i niebanalne pomysły na romans wszechczasów. Nie umiem pisać pięknie o miłości, mając złamane serce. Co gorsza, zwątpiłam w uczucie, jakie opisuję w książkach. Boję się, że tym razem zawiodę swoje czytelniczki i wydawnictwo, które liczy na kolejny bestseller. W moim odczuciu osiągam marne efekty – piszę, bo muszę. Otaczająca mnie presja i ból w sercu wykańczają mój umysł. Pierwszy raz w życiu jestem przekonana, że nie dam rady. W dodatku czuję się winna zdrady Lucasa. Poniekąd przyznaję mu rację. Każdego dnia coraz bardziej zatracałam się w kreowanej przez siebie egzystencji bohaterów, zapominając o własnej.

Widok mężczyzny – który miał być tym jedynym na całe życie – całującego się z inną kobietą pod budynkiem firmy, w której pracował, roztrzaskał mnie na milion kawałeczków. Czułam się jak zdeptany karaluch. Cóż, nadal się tak czuję. Moje z pozoru szczęśliwe życie prysło jak bańka mydlana.

Och, życie, coś ty mi zrobiło?

Próbowałam rozmawiać z Lucasem, dowiedzieć się, dlaczego to zrobił, przecież było nam razem dobrze. Wywiązywałam się z roli partnerki i matki, więc kiedy usłyszałam, że jestem nic niewarta, bo nie potrafię żyć tu i teraz, poczułam się jak… zużyta zabawka, stara i działająca nie tak, jak od niej oczekiwano. To był cios poniżej pasa. Owszem, często byłam nieobecna, pogrążona w tworzeniu nowych historii, ponieważ kocham pisać, sprawiać, że bohaterzy żyją, czują, miewają problemy, a mimo to nie uciekają, nie poddają się, walczą do końca. Lucas nie chce walczyć, a ja nie potrafię zrezygnować z pisania. To jest część mojego życia, coś, co daje mi niewyobrażalną radość i szczęście. Jak tlen, bez którego nie da się oddychać. Po jego odejściu napisałam powieść na podstawie własnych doświadczeń. Tworzenie tej książki okazało się dla mnie niezłą terapią. Uświadomiłam sobie, że Lucas nigdy nie kochał mnie szczerze i prawdziwe.

Siedząc przed komputerem, dochodzę do wniosku, że potrzebuję bodźca, inspiracji, aby wrócić do formy i znowu pisać jakoszalała.

Spoglądam w prawy dolny róg ekranu na godzinę i klnę w myślach. Powinnam była już wyjść z domu, aby odebrać Emmę z przedszkola. Wyłączam sprzęt, zakładam półbuty i zarzucam na siebie kurtkę. Wkładam telefon do torebki i wychodzę zdomu.

Droga do przedszkola na piechotę zajmuje mi dziesięć minut. Po drodze obserwuję ludzi oraz ruch na ulicy, bo tak mam w zwyczaju. Błądzę myślami, zastanawiając się, co zrobić z własnym życiem. Zaczynam dostrzegać, każdego dnia coraz wyraźniej, że jest ono zbyt przewidywalne i schematyczne. Ubarwione o spotkania autorskie lub wywiady w radiu. Mam ochotę przeżyć coś innego, spontanicznego. Zapewne gdyby obecna pora roku nie była jesienią, a wiosną lub latem, wyjechałabym z córką i rodzicami na Karaiby. Być może tam odnalazłabym swoje natchnienie i naładowała akumulatory.

Wzdycham i odganiam marzenia, gdyż znalazłam się pod budynkiem, w którym przebywa moja córka. Wypatruję jej biegającą sylwetkę między innymi dziećmi i podchodzę do ogrodzenia. Zatrzymuję się obok mężczyzny, lustrując przelotnie jego twarz, i stwierdzam, że nigdy wcześniej nie wiedziałam go w placówce przedszkola. Gdyby było inaczej, z pewnością zapamiętałabym tak przystojne oblicze. Rzucam głośne „dzień dobry”w kierunku wychowawczyni Emmy. Kobieta uśmiecha się i podchodzi do furtki, uprzednio wołając moją pociechę. Córka wybiega z placu zabaw wraz z Alison, swoją najlepszą koleżanką. Marszczę brwi, ponieważ dziewczynka staje obok tajemniczego mężczyzny, łapie jego dłoń i rusza w kierunku budynku. Sądzę, że facet musi być znany Alison, w przeciwnym razie nie mógłby odebrać jej z przedszkola, powinien mieć też upoważnienie. Jednak pewna myśl nie daje mi spokoju: kim jest nieznajomy dla Alison, a tym bardziej dla Kate, jej matki? Wiem, że nie jest ojcem dziewczynki, ponieważ jej mama mówiła mi co nieco o tym, że jej były partner ją zdradził i rozeszła się z nim jakiś czas temu. Co więcej, zarzekała się, iż do frajera już nie wróci.

Nie powinno mnie w ogóle obchodzić, kim jest ten mężczyzna dla Kate i Alison, a jednak stoję w miejscu, patrząc na drzwi, za którymi zniknął. Dopiero gdy Emma zaczyna opowiadać, co robiła dzisiaj w przedszkolu, wracam na ziemię i skupiam na niej swoją uwagę.

Zanim opuszczamy teren placówki, wchodzimy do budynku. Emma musi się przebrać, ponieważ jej przedszkolny strój – brudny od piachu – nie nadaje się do wyjścia na ulicę. W dodatku na kolanie ma dziurę, na co wzdycham ciężko, wiedząc, że musimy zrobić zakupy i zaopatrzyć jej garderobę w nowe ubrania.

W pomieszczeniu natykamy się na Alison i jej tymczasowego opiekuna. Mężczyzna wpatruje się w ekran swojego telefonu, podczas gdy przyjaciółka mojej córki kończy się ubierać i do założenia zostały jej tylko buty. Dziewczynki żywo o czymś dyskutują, niestety nie mam pojęcia, o czym. Próbuję rozgryźć, kim dla Kate jest mężczyzna siedzący nieopodal mnie.

Z mamą Alison poznałam się bliżej na przedszkolnej imprezie, w której rodzice również brali udział. Dowiedziałam się wtedy, że Kate samotnie wychowuje swoją córkę. Uśmiechnęłam się na tę informację, bowiem czułam, że znajdziemy wspólny język. Nie myliłam się. Kate zaproponowała wyjście na kawę pewnego słonecznego dnia i od tej pory lubimy przebywać w swoim towarzystwie. Jednakże podczas naszych pogawędek nie wspominała o nikim, więc biorę pod uwagę, że tajemniczy, nieznajomy facet może spotykać się aktualnie z mamą dziewczynki.

Moja wspaniała córka kończy konwersację i również z zaciekawianiem przygląda się panu nieznajomemu. Spogląda na mnie wymownie imówi:

– Mamo, prawda, że ten pan jestładny?

Mimowolnie zakrywam jej usta dłonią, mając ochotę zapaść się pod ziemię. Wybałuszam oczy, nie dowierzając, że Emma to powiedziała, po czym posyłam jej pełne dezaprobaty spojrzenie. Zawsze ma idealne wyczucie czasu, żeby palnąć coś głupiego i nieadekwatnego do sytuacji. Pocieszam się stwierdzeniem, że dzieci tak mają i nie tylko buzia mojej córki jest takniewyparzona.

Spoglądam przez ramię na Pana Ładnego. Nadal wpatruje się w ekran telefonu, zawzięcie w niego stukając. Sprawia wrażenie, jakby słowa padające z ust Emmy nie dotarły do jego uszu. Wzdycham z ulgą.

Gotowa do wyjścia Alison rzuca w naszym kierunku „cześć” i opuszcza szatnię z panem nieznajomym. Emma nagle dostaje powera i pospiesznie zakłada na siebie jesienną kurtkę oraz buty. Chwilę później ciągnie mnie już do wyjścia. Nieznajomy i Alison stoją przy drzwiach. Pan Ładny – jak to określiła Emma – wciska przycisk znajdujący się po prawej stronie obok drzwi, obdarza przelotnym spojrzeniem hol i wychodzi na zewnątrz. Emma syczy co chwilę, że mam iść szybciej i byłabym głupia, gdybym nie rozumiała, o co jej chodzi. Przyspieszam kroku, nie pytajcie, co mną kieruje, bo nie mam pojęcia. Emma z impetem otwiera drzwi, biegnąc za koleżanką. Nie mając innego wyjścia, idę sprężystym krokiem, by zrównać się z córką. Nie powiem, widok zgrabnego tyłka z bliskiej odległości robi na mnie niemałe wrażenie. Zapragnęłam ścisnąć pośladki towarzysza Alison i sprawdzić, czy są one tak twarde, na jakie wyglądają. Muszę przyznać, że w dresowych, grafitowych spodniach prezentuje się zwyczajnie, a zarazem seksownie. Ma na sobie granatową, pikowaną kurtkę, w dodatku rozpiętą, lecz niestety nie jest mi dane zawiesić oka na jego torsie. Skanuję przenikliwym wzrokiem jego sylwetkę, nie czując się winna tego, że oceniam go wmyślach.

Mężczyzna podchodzi do czarnego BMW, zaparkowanego kilka kroków od frontowej furtki. Otwiera tylne drzwi, przez które Alison wskakuje dośrodka.

Gdy mała siedzi już na swoim miejscu, facet zamyka drzwi i odwraca się w moją stronę. Nie wiem dlaczego, ale przestaję oddychać.

Stoję na krawężniku, trzymając Emmę za rękę, i czekam, aż jezdnia będzie pusta. Ukradkiem obserwuję każdy ruch nieznajomego, aczkolwiek przystojnego faceta. Pochwyca moje spojrzenie niczym bestia pragnąca swojej ofiary. Przełykam ślinę, czując przechodzący po kręgosłupie dreszcz, speszona odwracam wzrok i przechodzę na drugą stronę ulicy.

Nigdy wcześniej, w całym swoim życiu, nie doświadczyłam czegoś tak gwałtownego, erotycznego, a zarazem intrygującego. Czuję to, cholera, nawet między nogami. Spojrzenie tego mężczyzny, krótkie, acz intensywne, budzi we mnie coś, co miało pozostać w ukryciu.

Rozdział 2

Mądrze jest zauroczyć się w wyglądzie, a zakochać w charakterze.

Autor nieznany

Aaron

Siedzę w sali konferencyjnej i omawiam z innymi dupkami z tej branży zakup nowego terenu, na którym w przyszłości mam wybudować domy szeregowe. Inwestorzy upierają się, że wybrana przeze mnie ziemia nie będzie spełniać oczekiwań przyszłych mieszkańców. Uważają, że prezentowany teren znajduje się daleko od centrum miasta. Mimo sukcesów, jakie osiągam, nie dociera do nich, że ja mam zawsze rację i to, co wybieram, jest opatrzone z górysukcesem.

– Panowie, nie muszę tłumaczyć swojego wyboru. Powszechnie wiadomo, że to, czego się tykam, zamienia się w złoto lub kurę znoszącą złote jajka. Macie prosty wybór: inwestujecie w plany i zgarniacie dużą kasę albo żegnamy się i zwrócę się do kogoś innego, kto za rok, jak dobrze pójdzie, będzie zacierał rączki i liczył zyski – stwierdzam fakt, który jestoczywisty.

Trzech łysiejących i siwiejących gości patrzy po sobie, w międzyczasie obdarzając mnie krótkim spojrzeniem. Nie mogą się zdecydować. Nie rozumiem ich wahania, gdyż jestem cenionym developerem w kraju i nie rzucam słów na wiatr. Zawsze przedstawiam tereny i plany, które mają pewne powodzenie. Tym razem też tak jest i czuję się zirytowany ich długim namyślaniemsię.

– Dobrze, widzę, że potrzebujecie więcej czasu na zastanowienie. Dam wam go do jutra, do godziny czternastej. Spotykamy się w tym samym miejscu. Do zobaczenia — mówię, a następnie podchodzę do każdego z nich, podając rękę, po czym opuszczampomieszczenie.

Nie lubię, gdy ktoś podważa moje wybory, mógłbym to zrozumieć, gdybym nie był szanowanym człowiekiem biznesu, ale jestem pewny swojego stanowiska, jak i tego, że trafiam wdziesiątkę.

Wracam do swojego biura i zabieram teczkę z dokumentami odnośnie do odbytej narady, żeby w domu jeszcze raz na spokojnie przejrzeć wizualizacje komputerowe zaplanowanych robót i nanieść na nie ewentualne poprawki. W tym fachu wyróżnia mnie jedna cecha: nie liczy się dla mnie tylko kasa osiągnięta ze sprzedaży wybudowanych domów czy mieszkań. Ważne jest dla mnie, aby przyszłym lokatorom dobrze się mieszkało w tych miejscach, a nasze budynki były solidnie zbudowane, niekoniecznie wielkimi kosztami. Nie jestem chujem, który liczy wyłącznie na zysk. Dbam o ludzi i o ich życie. W końcu dom to miejsce, gdzie tworzy się swojąhistorię.

Udaję się do windy, by zjechać na parter wieżowca Sears Tower. Po drodze informuję swoją asystentkę Susan, aby wszelkie rozmowy kierowała na mój firmowy numer, a w sprawie ewentualnych spotkań dzwoniła na numer prywatny. Wychodzę z biura, wciągając chłodne powietrze do płuc. Jesień otula mieszkańców Chicago niską temperaturą, zapowiadając srogą zimę, co mi się nie podoba. Dreszcz łaskocze skórę na moim ciele, gdy pomyślę, że za chwilę wsiądę do zimnego wnętrza auta. Nie znoszę tej pory roku, nie lubię też zimy, zdecydowanie wolę wiosnę i lato, gdyż mogę zawiesić oko na atrakcyjnych ciałach kobiet. Gdy słońce świeci, a ciepłe powietrze roztacza się nad miastem, mogę podziwiać piękne i zjawiskowe krągłości słodkich blondynek, drapieżnych brunetek i żądnych przygód właścicielek ognistych rudych włosów.

Wsiadam do samochodu, włączam ogrzewanie na full i ruszam dodomu.

Nowoczesne wnętrze jest surowe, a biało-grafitowe ściany salonu mogłyby być odwzorowaniem mojego nastroju. Kate wielokrotnie marudzi, chcąc, bym zrobił mały remont albo chociaż dodał kolorowe akcenty, które nadałyby ciepła pomieszczeniu. Nawet łazienka w moim mieszkaniu urządzona jest w surowym stylu i nie zachęca do wzięcia długiej, relaksującej kąpieli. Moja siostra nie zamierza wbić sobie do głowy faktu, że jestem typowym facetem, w dodatku pracoholikiem i nie przywiązuję wagi do takich bzdetów jak kolor ścian czy płytek. Ma być czysto, na czasie i pomęsku.

Pomogłem Kate, kiedy Kevin ją zostawił. Dupek nie doceniał tego, co miał. Zachowywał się jak rozkapryszone dziecko i wymagał od mojej siostry, aby witała go w progu mieszkania w seksownej bieliźnie i nie robiła nic innego, tylko mu dogadzała.

Nie miała gdzie się podziać, ponieważ nasza mama zmarła parę lat temu, a tato wyjechał do Włoch do naszego dziadka, by zaopiekować się nim i pomóc babci. Twierdził, że w Chicago po odejściu mamy nic już go nie trzyma, a my jesteśmy dorośli i mamy swojeżycie.

Przygarnąłem ją do siebie, ale mam już serdecznie dość trajkotania na temat zmiany wystroju mojego mieszkania. Nie mam ochoty słuchać wywodów, iż powinienem przystopować z pracą i poszukać sobie kobiety, która by się mną zajęła. Jest mi dobrze samemu, nie potrzebuję nikogo. Na swój sukces pracowałem wiele lat w pocie czoła i nie chcę, aby jakieś miłostki względem kobiety rozproszyły mój umysł. Jedyne, co może mnie łączyć z jakąkolwiek dziewczyną, to seks. Tylko i wyłącznie seks. Nic więcej, zero, nada.

Jednak ten układ też nie do końca się sprawdza. Niektóre kobiety, z którymi chodzę do łóżka, już po pierwszej wspólnie spędzonej nocy wyobrażają sobie, że będzie z tego coś więcej. Nie ma takiejopcji.

Nie jestem gotowy na stały związek. W dalekiej przyszłości, gdybym spotkał na swojej drodze kobietę, która bez wątpienia byłaby mnie warta, mógłbym zastanowić się nad rolą małżonka. Aczkolwiek nic poza tym. Żadnych dzieci. Zdecydowanie. Mieszkam pod jednym dachem z pewną wyszczekaną dziewczynką i to mi w zupełności wystarczy.

Przebieram się w sportowe ciuchy, pakuję torbę i ruszam na siłownię. W cieplejszym sezonie biegam po parkach, a teraz zmuszony jestem robić to na bieżni. Dbam o kondycję i ciało, ponadto muszę czymś wypełnić wolny czas. Od dziecka lubiłem ruch pod jakąkolwiek postacią i nie umiałem usiedzieć na miejscu.

Witam się z instruktorami uściskiem dłoni. Na siłowni bywam dwa razy w tygodniu. Gdy muszę dać upust emocjom, wyrzucić z siebie napięcie, częściej odwiedzam to miejsce. Robię krótką rozgrzewkę - kilka skłonów, przysiadów - i wchodzę na bieżnię.

Ze względu na moją pracę muszę być ciągle pod telefonem, więc zabrałem go ze sobą na salkę i to okazało się zgubne. A może wcalenie?

Zdążyłem przebiec zaledwie dwadzieścia metrów, kiedy w etui na ramieniu czuję wibracje. Zatrzymuję sprzęt i sięgam po telefon. Marszczę brwi, zauważając, że dzwoni moja siostra. Ma idealne wyczucie czasu, żeby zawracać mi dupę. Pewnie chce powiadomić mnie, że całkiem przypadkiem, idąc deptakiem, w witrynie sklepowej rzuciła jej się w oczy piękna bluzeczka i chciałaby wiedzieć, czy może sobie ją kupić z moichpieniędzy.

– Czego? – warczę dosłuchawki.

– Aaron, jesteś zajęty?

– Tak, jestem na siłowni. O co chodzi?

Jeśli Kate pyta, czy jestem zajęty, musi chodzić o coś zupełnie innego niż pozwolenie na zakup nowej bluzeczki. Zazwyczaj wali prosto z mostu, że stoi właśnie przed jakimś butikiem z wyprzedażą.

– No, bo pamiętasz, jak mówiłam ci, że mam dzisiaj rozmowękwalifikacyjną?

– Pamiętam. I? – drążę.

– Utknęłam na autostradzie, wracając do domu. Zamknęli drogę, bo był wypadek i tir zablokował całą szerokość pasa. Trzeba odebrać Alison.

– I? – Mam świadomość, że właśnie prosi mnie, bym odebrał siostrzenicę z przedszkola. Kate doskonale wie, jaki mam stosunek do dzieci. Nigdy nie zamierzam zostać ojcem, jestem zielony w tych sprawach i unikam, jak tylko mogę, by nie zostać sam na sam z Alison.

– Mógłbyś to zrobić, nie mam kogo poprosić – mówi cicho.

Ma rację. W Chicago mamy tylko siebie. Na nikim innym nie możemy polegać, wyłącznie na sobie. Rola starszego brata zobowiązuje do opieki nad młodszą siostrą. Szczególnie że Kate niezbyt powodzi się w życiu.

– Jasne, wyślij mi adres, żebym tamtrafił.

– Dzięki, braciszku, jesteś wspaniały. Już wysyłam – odpowiada z ulgą w głosie i kończypołączenie.

Wzdycham i ruszam do szatni, żeby wziąć szybki prysznic. Po dwudziestu minutach wbijam adres w nawigację, chcąc uniknąć korków i robót drogowych. Parkuję przed dużym budynkiem z ogrodem wokół. Wysiadam z wozu i udaję się do środka, lecz Alison tam nie ma. Kobieta w średnim wieku informuje mnie, że siostrzenica przebywa aktualnie na placu zabaw, tuż obok przedszkola. Uśmiecham się, dziękuję i opuszczambudynek.

Podchodzę do ogrodzenia, za którym ją dostrzegam. Mała mnie nie zauważyła. Opiekunka przebywająca z dziećmi podchodzi do mnie, bacznie mi się przyglądając. Posyłam jej najlepszy uśmiech, na jaki mnie stać, i miękkim głosem witam się.

– Kogo pan zabiera? – pyta kobieta, na moje oko około trzydziestki.

– Alison Smith – odpieram uprzejmie, lecz przedszkolanka nadal patrzy na mnie podejrzanie. – Brat Kate, Aaron Antinori – dodaję, dopiero wtedy twarz kobiety rozjaśnia uśmiech.

– Ach, tak. Pańska siostra dzwoniła i uprzedziła, że Alison odbierze dzisiaj ktoś inny. Na przyszłość proszę wypisać deklarację upoważniającą pana do odbioru siostrzenicy. W przeciwnym razie nie wydam panu dziecka – wyjaśnia i uświadamia mi, że gdyby Kate coś się stało, nie będę mógł odebrać małej. Zapisuję w pamięci, by powiedzieć o tym siostrze. – Proszę jeszcze pokazać dowód tożsamości, bym miała pewność, że pan to pan – dodaje i uśmiecha się, jakby chciała tym uśmiechem zrekompensować mi dokładną kontrolę. Nie będę ukrywać, że jestem już zniecierpliwiony. Nie zauważyłem nawet, kiedy stanęła obok mnie kobieta. Spoglądam na nią kątem oka, wyciągając z kieszeni kurtki portfel, a z niego prawo jazdy. Ma ciemne włosy, aksamitny głos, ładny profil i ponętne usta. Idealne do mojego kutasa.

Podaję opiekunce dokument. Po chwili Alison biegnie już w moim kierunku z uśmiechem na twarzy. Chwyta moją dłoń i ciągnie w stronę budynku. Rzucam do przedszkolanki szybkie „do widzenia”, spoglądam jeszcze na tyłek brunetki, dochodząc do wniosku, że jeśli takie mamuśki przychodzą po swoje dzieci, to mogę częściej odbierać Alison. W przedszkolnej szatni siadam na małej ławce pod oknem i mówię dosiostrzenicy:

– Wiesz, co robić, mała. Nie patrz tak na mnie, nie mam bladego pojęcia, jak ubiera cię mama.

– A gdzie ona jest? – pyta, opierając dłonie na biodrach.

Nie zastanawiając się, odpowiadam:

– Utknęła na autostradzie, bo jakiś chuj zablokował drogę.

– Aha, a ten chuj to kto? – wypala.

Gdy Alison powtarza po mnie przekleństwo, śmieję się pod nosem i przypominam sobie, jak to siostrzyczka darła się na mnie, że przeklinam przy jejdziecku.

– Nie mów tak i nie wspominaj o tym mamie. Ubieraj się, już! – mówię stanowczo.

Mała nie ciągnie mnie już dalej za język, bo do pomieszczenia wkracza mamuśka z ładnym tyłkiem i ponętnymi ustami. Z racji tego, że młodej opornie idzie ubieranie, a ja nie mam zamiaru jej w tym pomóc, wyciągam telefon i sprawdzam maile. Pogrążony w przeglądaniu skrzynki, nie wsłuchuję się w rozmowę, jaką prowadzi kobieta z dziewczynką, jednak nie uchodzi mojej uwadze, że mała zapytała się mamy, czy to prawda, iż jestem ładny. Nie odrywając wzroku od ekranu, chichoczę pod nosem, bo ma tak samo niewyparzony język, jakAlison.

Młoda, już ubrana, oznajmia, że możemy iść, więc chowam telefon do kieszeni w spodniach i podnoszę się z miejsca, przelotnie spoglądając na atrakcyjną brunetkę. Wychodząc z placówki, nie mogę oprzeć się pokusie i spoglądam w głąb holu, mając nadzieję, że seksowna mamusia podąża tuż za nami i będę mógł przyjrzeć się jej dokładnie. Mam fart, ponieważ córka owej kobiety prze do przodu jak szalona, poganiając swojąmatkę.

Czuję na sobie wzrok brunetki, gdy znajdujemy się na zewnątrz. Jestem pewny, że taksowała mój tył i mam cholerną nadzieję, że to, co widzi, podoba jej się tak samo, jak mnie widok jej krągłości.

Będąc już przy samochodzie, otwieram tylne drzwi. Alison zajmuje miejsce. Właśnie dociera do mnie, iż nie mam fotelika do przewożenia dzieci. Pocieszający jednak jest fakt, że siostrzenica nie należy do wyrośniętych dzieciaków i zbytnio jej nie widać. Aczkolwiek gdyby policja nas zatrzymała, oczywiste jest to, że dostanę mandat i punkty karne, które w ogóle nie są mi potrzebne.

Podchodzę do przednich drzwi wozu. Moje spojrzenie wędruje w kierunku stojącej tuż obok, na krawężniku, brunetki. Obserwuje jezdnię, czekając, aż będzie pusta. Domyślam się, że przyszła na piechotę. Nasze spojrzenia spotykają się, dzięki czemu mogę zobaczyć, iż jej oczy mają piwną barwę, a w połączeniu z ciemnymi włosami czynią jej urodę oszałamiającą. Cholera, jest cudowna. Dawno nie widziałem naturalnego piękna w tak czystej postaci. Chyba nigdy nie czułem w trzewiach tego uczucia, jakie ogarnia mnie w tej chwili. Szaleństwo! Tak, to jest szaleństwo. Zatracam się przez moment w toni jej tęczówek, jak zahipnotyzowany. Speszona piękność odwraca się i podąża przez ulicę na drugąstronę.

Wsiadam do wozu, czując niespokojne bicie serca. Zapinam pas, nie odrywając od brunetki oczu. Chcę nacieszyć się jeszcze chwilę jej niewyobrażalną urodą. Nieznajoma przystaje na krawężniku, już po drugiej stronie ulicy, i przez kilka sekund patrzy w moim kierunku. Uśmiecham się triumfalnie, rybka połknęła haczyk. Jednak nie ma to absolutnie żadnego znaczenia, ponieważ już nigdy więcej jej nie zobaczę.

Rozdział 3

Kwiaty nie zakwitną bez ciepła słońca.Ludzie nie mogą stać się ludźmi bez ciepła przyjaźni.

Phill Bosmans

Andrea

Przez tydzień machinalnie wykonuję monotonne czynności. Wstaję wcześnie rano, żeby zaprowadzić Emmę do przedszkola, w drodze do domu robię zakupy, a potem siadam przed laptopem, wytężającumysł.

Dzień w dzień, gdy zbliżam się do przedszkola, wypatruję czarnego BMW i jego właściciela. Mam złudną nadzieję, że być może Kate i tym razem nie zaprowadzi lub nie odbierze Alison i zrobi to on. Facet, który wyrył w mojej głowie swój obraz i przeniknął samym wzrokiem do mojego wnętrza. Pragnę zobaczyć go raz jeszcze. Upewnić się, że nie miałam omamów i nie wmówiłam sobie, iż patrzył właśnie na mnie. Nie liczę na nic. Chcę jedynie poczuć ponownie to, co poczułam, gdy intensywnie patrzył mi w oczy. Potrzebuję tego, ponieważ napędza mnie to do pisania. Potrzebuję tego impulsu, który przywraca we mnie jakiekolwiek uczucia i pozwalapisać.

Po pięciu dniach zrezygnowana przestaję o nim myśleć. Nadal nie wiem, kim jest dla Kate. I szczerze mówiąc, nie chcę tego wiedzieć. Nie chcę żadnych relacji z facetami na dłuższą metę, a sądząc po tym, jak zareagowało moje ciało na jedno zderzenie naszych tęczówek, obawiam się, że – nie daj Bóg – gdyby doszło do kolejnego spotkania, mogłabym zainicjować dalsze, a to skończyłoby się źle. Zwłaszcza dlamnie.

Zranione i złamane serce jest tak kruche i wrażliwe, że najmniejsze zainteresowanie bądź okazanie uczuć przez innego faceta może okazać się złudne. Spowodować, że czujemy sympatię, z czasem zauroczenie, a potem myślimy, że stare rany zostały zagojone przez nową miłość, która okazuje się być iluzją. Dlatego po tym, jak Lucas złamał nie tylko moje serce, ale także i duszę, obiecałam sobie, że już się nie zakocham. Nie chcę na stałe żadnego mężczyzny w moim życiu. Mimo że jest ono nudne, przewidywalne i typowe, nie zamierzam go zmieniać, mogę jedynie ubarwić je o spotkania towarzyskie z moimi znajomymi. Taki właśnie mam plan na wieczór.

Umówiłam się z Amy, Holly, Bradem, Zackiem i Ryanem. Ten ostatni od dawna jest moim przyjacielem, w dodatku pomógł mi wyjść z bagna, jakie pozostawił po sobie Lucas. Niestety wciąż muszę tego drania oglądać co tydzień, gdyż Emma jeździ do niego na weekendy. I tu nie mogę zarzucić mu nic, bo chociaż okazał się dupkiem dla mnie, dla córki jest ideałem. Za to go szanuję, lecz wybaczyć w dalszym ciągu nieumiem.

W drodze do przedszkola zastanawiam się, co na siebie włożyć wieczorem. Chyba każda kobieta ma z tym problem, a mnie wydaje się, że ja mam szczególny. Chcę wyglądać elegancko, dojrzałe i ładnie, bez konieczności ubierania kiecki i szpilek, zważając także na coraz niższą temperaturę na dworze.

Przerywam rozmyślania i wchodzę do budynku. Kieruję się do sali po Emmę, następnie do szatni, gdzie od progu na mojej twarzy pojawia się szerokiuśmiech.

– Witaj, Kate! Jak dobrze cię widzieć – rzucam radośnie na powitanie.

– Witaj, kochana. Dawno się nie widziałyśmy – odpowiada równie entuzjastycznie i podchodzi do mnie, by trochę pogawędzić.

– Wszystko u ciebie w porządku? – pytam, siląc się na obojętny ton. Nieznacznie marszczę brwi.

– Oczywiście! – Zaczyna wesoło. – Znalazłam pracę – klaszcze w dłonie – i dlatego pory, w których odbieram Alison, są różne. Nigdy nie jestem pewna, czy punktualnie uda mi się wyjść z biura – wyjaśnia i wydyma usta jak mała dziewczynka.

– Fantastycznie, cieszę się i oczywiście gratuluję! Trzeba to oblać! – Obejmuję Kate ramieniem i daję jej całusa w policzek. – To dlatego tydzień temu odebrał Alison jakiś facet. Myślałam, że coś ci się stało.

– Wszystko w porządku, jak widzisz. Poprosiłam brata, by odebrał Ali. Wracałam z rozmowy kwalifikacyjnej i utknęłam na autostradzie – tłumaczy, rozkładając ręce.

W piersi czuję coś na kształt radości. Pan Ładny nie jest facetem Kate! Chwila, czemu właściwie mnie to tak cieszy? Po tym, co zrobił mi Lucas, obiecałam sobie, że nie zainteresuję się żadnym samcem. Więc dlaczego tak bardzo cieszy mnie informacja, że brat Kate jest TYLKO jej bratem?

– Mamo, zapytaj się, proszę. – Alison stoi tuż obok Kate i ciągnie matkę za rękę, by zwrócić na siebie jej uwagę.

Spoglądam na Alison zdezorientowana, nie wiedząc, o co chodzidziewczynce.

– Masz czas czy spieszysz się do domu? – pytaKate.

– Mam czas. Co proponujesz?

– Kawę u nas w domu. Dziewczynki się pobawią, a my poplotkujemy. Ali już dawno wierci mi o to dziurę w brzuchu – stwierdza i przewraca oczami, śmiejąc się lekko.

Emma wraz z Alison patrzą na mnie, jakbym była jakąś wyrocznią. Wielkie oczy, wydęte usta i smutek. Kogo wam to przypomina? Mnie kota w butach, dokładniej mówiąc, kota ze Shreka. Tak właśnie wyglądają dwie panny, czekając na moją odpowiedź.

– Jestem pewna, że będziemy się świetnie bawić. Co powiesz na wspólny obiad?

– Dobra myśl. Uprzedzę tylko Aarona, że wrócimy w asyście dwóch pięknych kobiet – informuje Kate i uśmiecha się wesoło.

W tym momencie zaczynam się wahać. Nie przypuszczałam, że tak szybko będzie mi dane spotkać Pana Ładnego. W dodatku w miejscu, gdzie mieszka. Mając świadomość, że będzie tak blisko. Niemalże na wyciągnięcie ręki. W brzuchu trzepoce mi stado motyli. Dłonie zaczęły się pocić. Serce niespokojnie bije.

Co jest z tobą? Weź się w garść, kobieto!

– Może przełożymy to na inny dzień? Nie chcę przeszkadzać twojemu bratu. Chyba wolałabym spotkać się u ciebie, gdy nie będzie go w domu – wyznaję, czując, jak policzki przybierają barwę purpury. Mimo wątpliwości fantastycznie jest czuć się jak nastolatka przed spotkaniem z chłopakiem, do którego po kryjomu się wzdycha.

– Spokojnie. Mój brat to pracoholik, zaszyje się w swoim gabinecie i nawet nie będziesz wiedziała, że jest w domu. Niedawno wrócił z Włoch i musi nadrobić zaległości, wprowadzić zmiany w firmie, którą będzie przejmował – obwieszcza i macha lekceważąco dłonią, jakby chciała zaznaczyć, że to nie jest aż tak ważne, jak mogłoby się wydawać.

– Jesteś pewna? Zadzwoń izapytaj.

Wychodzimy z przedszkola, dziewczynki wesoło skaczą, ciesząc się swoim towarzystwem. Kate rozmawia z bratem przez telefon. Nie chcę podsłuchiwać, więc dołączam do Emmy i Alison. Po chwili Kate staje obok nas i radośnie oznajmia, że Aaron nie ma nic przeciwko. Podchodzi do swojego samochodu, otwiera tylne drzwi czerwonego BMW (co oni mają z tą marką?) i jęczy przeciągle.

– Houston! Mamy problem – woła nieco rozbawiona.

– Co się stało?

– Mam tylko jeden fotelik. Emma musi jechać bez.

Marszczę brwi. Czy mogę uznać to za znak? Owszem, mogę. I tak właśnie myślę, Opatrzność chce mi przekazać, bym nie jechała do mieszkania Kate i jej brata. Jednak koleżanka ma odmienne zdanie.

– Nie przejmuj się – wychyla głowę z wnętrza samochodu – to tylko dziesięć minut drogi stąd. Nic się nie stanie. Ważne, że będzie zapięta pasami – zapewnia przekonana do swoichracji.

Mam mieszane uczucia. Jednak gdy patrzę na zadowoloną Emmę, stwierdzam, iż ten jeden raz mogę przymknąć oko na brak fotelika.

– Wiesz co? – Otwieram przednie drzwi auta. – Następnym razem zaplanujmy takie spotkanie wcześniej, wezmę swój samochód – oznajmiam, wsiadając dośrodka.

Kate kiwa głową i śmieje się, a ja jej wtóruję. Dziewczynki siedzą z tyłu z szerokimi uśmiechami na ustach, a o to przecież chodziło. Oczywiście wcale nie czuję dziwnego ścisku w żołądku na myśl, że znowu spojrzę w te magnetyzujące oczy.

Kogo ja chcę oszukać?

Samą siebie, otco.

Rozdział 4

Wszystko jest możliwe, a co nie jest, zajmuje tylko trochę więcej czasu.

Arne Dahl

Aaron

Piwne oczy, ciemne włosy i cholernie seksowny tyłek. Obraz brunetki prześladuje mnie od tygodnia. Siedzę w biurze i zamiast rozmyślać nad obecnym przedsięwzięciem, obracam w palcach długopis, gapiąc się w okno, które rozciąga się na panoramę miasta. Myślę o niej. O kobiecie, która zahipnotyzowała mnie swoim spojrzeniem.

Prycham pod nosem. Do tej pory, żadna dama nie oczarowała mnie niczym innym, jak tylko ciałem. To absurd. Widziałem ją tylko raz i chcę zobaczyćznowu.

Śmieję się do siebie i zganiam w myślach, że to nie czas na fantazje. Nie bez powodu od lat unikam dokładnie takich sytuacji, mających mnie rozkojarzyć. Rekin biznesu nie bawi się w związki. Nie może.

Spoglądam na zegar wiszący na ścianie, po mojej prawej stronie. W zeszłym tygodniu o tej godzinie zmierzałem do siłowni, gdzie później otrzymałem telefon od Kate.

– Kurwa! – krzyczę głośno i przeczesuję dłonią włosy, mając ochotę pociągnąć za nie z całej siły.

Nie wiem, co się ze mną dzieje. Nie mogę zrozumieć, jak przez samo spojrzenie kobieta mogła przeniknąć do mojego umysłu, wypełniając sobą każdą z myśli. Muszę coś zrobić, żeby przestać w kółko widzieć przed oczami jej usta, oczy i tyłek. Powtarzam sobie, że jest to bezcelowe, ponieważ nie spotkam jej ponownie. Zadręczam się, bez wątpienia, ale taki już jestem, zakazany owoc smakuje mi najlepiej, a ona właśnie czymś takim jest. Zakazanym owocem.

Przymykam powieki i kręcę głową na boki. Potrzebuję rozładować nagromadzone napięcie w mięśniach i oczyścić umysł. Nie zastanawiając się dłużej, zbieram potrzebne rzeczy z biurka, wrzucam je do aktówki i wychodzę zpomieszczenia.

Idąc korytarzem do wind, rzucam do Susan, że na dzisiaj kończę i widzimy się w poniedziałek. Blondynka wstaje, kiwa głową imówi:

– Dobrze, panie Antinori. Wszystkie telefony kierować nakomórkę?

– Nie, tylko te niecierpiące zwłoki – odpowiadam pospiesznie, wchodząc już dowindy.

Dziewczyna posyła mi uroczy uśmiech i znika z mojego pola widzenia.

Na podziemnym parkingu wieżowca, gdzie znajduje się firma, którą w niedługim czasie mam przejąć, wsiadam do BMW i ruszam do domu. Jadę nieco już zatłoczonymi ulicami Chicago, słuchając muzyki z radia. Palcami wystukuję rytm przyjemnego brzmienia na kierownicy, kiedy nachodzi mnie ochota na imprezę. To jest to, czego potrzebuję, by się wyluzować. Od dłuższego czasu nie wychodziłem z kumplami na piwo. Bywałem w porządnych klubach, ale sam. Z konkretnego powodu. Gdy łaknąłem kobiecego towarzystwa i dobrej, ostrej zabawy.

Po powrocie do Chicago obiecałem Chrisowi, że wybierzemy się na piwo, by pogadać o starych, dobrych czasach.

Dwanaście miesięcy spędziłem we Włoszech u ojca i dziadków. Potrzebowałem bezpiecznej przystani, miejsca, gdzie będę mógł zapomnieć o ostatnich kilkunastu miesiącach, które były tylko złudzeniem. Horrorem, noszącym imię: Amelia. Suka z zasadami, a może lepszym określeniem będzie bezwzględna suka? Nieważne. W każdym razie mogła uchodzić za kobiecy ideał, lecz tylko powierzchownie. Okręciła mnie wokół palca, rozkochała w sobie jak jakiegoś szczeniaka, tylko po to, by puścić mnie z torbami. Gdziekolwiek by się nie pojawiła, ściągała na siebie spojrzenia, wywoływała zamieszanie, nie wspominając o twardym kutasie w spodniach. Mogła mieć niemal każdego faceta i tak samo każdemu wskakiwała do łóżka. Kochała luksus bardziej, niż szanowała siebie. Była wyrafinowana, świadomie zwodziła, rozkochiwała, by po jakimś czasie odejść z ogromną kasą, nie przejmując się bałaganem, jakiego narobiła.

Rozerwała na strzępy przyjaźń między mną a Thonym. Pierdolona suka pieprzyła się z moim przyjacielem w jego biurze. I pomyśleć, że ta zdradziecka szuja – Thony – miał być świadkiem na moim ślubie. Na samo wspomnienie żółć podchodzi mi do gardła. Do końca życia będę wdzięczny Mary, księgowej, która w przeddzień ślubu odkryła, że z konta firmowego zniknęło pół miliona dolarów, a moje udziały w firmie zostały sprzedane. Zapewne gdybym wcześniej posłuchał ostrzeżeń siostry odnośnie do Amelii, nie doszłoby do tego i nie musiałbym bawić się w odzyskiwanie firmy.

Wpadam do pustego mieszkania, nieprzyzwyczajony do panującej w nimciszy.

Przez ostatnich kilka miesięcy Kate nie pracowała, więc po moim powrocie z pracy w mieszkaniu zazwyczaj rozbrzmiewała muzyka z telewizora, a siostra krzątała się w kuchni. Czuję sięnieswojo.

Pospiesznie zrzucam z siebie garnitur, zamieniając go na dres. Do sportowej torby wkładam ręcznik i strój na siłownię. Maszeruję do kuchni, wyjmuję z lodówki butelkę wody, biorę z niej kilka łyków i wychodzę z mieszkania.

Piętnaście minut później wchodzę już na siłownię. Zerkam na ekran telefonu. Nie wiem, czego właściwie oczekuję, ale coś, jakaś siła, uparcie każe mi sprawdzić, czy przypadkiem nie dzwoniła lub nie napisała Kate.

Śmieję się pod nosem, potrząsając głową. Zachowuję się jak palant. Muszę porządnie kogoś wypieprzyć i ponownie stać się opanowanym rekinem biznesu.

Przebieram się w szatni w strój do ćwiczeń. Wchodząc na salkę – mimo, że próbowałem tego nie robić – spoglądam na zegar. Dochodzi piętnasta. Kate odbiera zapewne Alison. Sprawdzam telefon z nadzieją, że być może coś jej wypadło, jak w zeszłym tygodniu, i będę musiał odebrać siostrzenice z przedszkola, ale nie. Nie ma żadnegopowiadomienia.

Łapię się na tym, że znowu rozmyślam o brunetce i jej pięknych, magnetyzujących oczach. Wiedziałem, że z czasem przestanę, ale minęło siedem dni i zamiast myśleć coraz mniej, robię to coraz częściej. To nie wróży niczegodobrego.

Po krótkiej rozgrzewce wchodzę na bieżnię, nastawiam tempo biegu i zaczynam truchtem biec. Po niespełna dziesięciu minutach telefon wibruje na moim ramieniu. Śmieję się z ulgą, bo sytuacja zdaje się powtarzać. Stopuję sprzęt i biorę do ręki aparat. Z dziwnym uczuciem w piersi przesuwam palcem po ekranie, odbierającpołączenie.

– Tylko mi nie mów, że mam znowu odebrać twoje dziecko – rzucam, nie pozwalając jej dojść pierwszej dogłosu.

Słyszę krótki śmiech po drugiejstronie.

– Nie, Aaron. Dzwonię, żeby dowiedzieć się, czy nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli wrócę do domu wraz z gośćmi. Alison od dawna wierci mi dziurę w brzuchu, że chciałaby pobawić się ze swoją koleżanką z przedszkola i pokazać jej lalki.

W pierwszej chwili chcę powiedzieć, iż nie jestem w nastroju na wizyty i mam sporo pracy. W drugiej dochodzę do wniosku, że jeśli moja odpowiedź będzie przecząca, Kate tak szybko mi tego nie wybaczy. Szczególnie że nie ma dużo koleżanek i jeszcze żadnej nie przyprowadziła do mojego mieszkania. Nie uśmiecha mi się też podpaść Alison. Nie zniósłbym dwóch naburmuszonych dziewczyn, Alison jest wtedy wyjątkowo złośliwa.

– Nie mam, ale liczę na to, że będę miał na czym zawiesić oko – mówię rozbawiony, na co Kate chichocze.

– Jeszcze ci szczęka opadnie, ale nie próbuj, kochany, swoich sztuczek. Andrea to moja dobra koleżanka i nie zamierzam jej stracić przez twój testosteron – ripostuje. Parskam śmiechem, siostra zbyt dobrze mnie zna. – Będziemy za dwadzieścia minut – dodaje i kończypołączenie.

Godzinę później stoję już pod drzwiami mieszkania, słysząc roześmianą Kate i jej koleżankę. Nie wiem, z czego tak potwornie się śmieją, ale przyjemnie jest słuchać dawno zapomnianego dźwięku śmiechu siostry. Odkąd została sama, rzadko wpada w histeryczny rechot. Utwierdza mnie to w przekonaniu, że wizyta koleżanki jest Kate potrzebna. Nawet jeśli mieszkanie może wyglądać jak pobojowisko. Uśmiecham się do siebie i wchodzę do środka po cichu, nie chcąc psuć kobietom chwili. Odwieszam kurtkę na wieszak przy drzwiach, zdejmuję buty i w skarpetkach zmierzam do łazienki, znajdującej się po lewej stronie. Wrzucam brudne pranie oraz koszulkę, którą mam na sobie, do kosza na brudy. Z torbą sportową w dłoni przemykam na palcach stóp do swojej sypialni naprzeciwko, po drodze pokazując Alison – siedzi ze swoją koleżanką w salonie – aby trzymała buzię na kłódkę i nie wygadała, że jestem już w domu. Rzucam torbę na łóżko. Z szafy wyjmuję czyste ubrania wraz z bielizną, które odkładam w łazience na pralkę, wciąż niezauważony przez Kate. Alison potrafi dotrzymać sekretu. Nie powiedziała mojej siostrze, że w przedszkolu wymsknęło mi się przekleństwo. Dzięki Bogu.

Cały czas po pomieszczeniach roznosi się gwar rozmów, a zapach błąkający się po mieszkaniu przypomina mi, że od rana nic nie jadłem. Żołądek boleśnie mi się zaciska i burczy. Jestem cholernie głodny.

Kieruję się do kuchni, by przywitać się z gościem Kate. Równie dobrze mógłbym wziąć prysznic i zaszyć się w gabinecie. Zadzwonić do Chrisa i umówić się na wieczór, poderwać jakąś słodycz i skończyć z nią w hotelu. Mógłbym, ale Kate nie wybaczyłaby mi, gdybym nie przywitał się z jej „dobrą” koleżanką.

Staję w progu. Oddech przyspiesza, serce nerwowo poczyna wystukiwać rytm. W pierwszej chwili sądzę, że mam omamy. Otwieram szerzej oczy, zapominając, że dwa kroki ode mnie stoi siostra. Wpatruję się w nią, nie dowierzając, że świat jest tak cholernie mały. Kroi cebulę, unosi dłoń, by jej wierzchem otrzeć łzy. Zbyt piękna, żeby to robić – myślę. Zbyt apetyczna.

Kiedy nasze spojrzenia spotykają się w połowie drogi, mógłbym przysiąc, że dopada mnie déjà vu. Patrzy na mnie, jakby chciała zlustrować moją duszę. Wręcz wbija w moją gołą pierś piwne tęczówki, skanując każdy wyrzeźbiony mięsień. Przełyka ślinę i przygryza dolną wargę. Kurewsko mnie to jara, oczyma wyobraźni widzę, jak gnie się pode mną z rozkoszy. Pragnę ją posiąść jak najszybciej i muszę wziąć się solidnie do roboty.

Mimowolnie i cwaniacko unoszę jeden kącik ust. Przenoszę spojrzenie na Kate, słysząc chrząkniecie.

– Aaron – mówi ostrzegawczo, marszcząc brwi. – Poznaj Andreę, mamę Emmy. – Wskazuje dłonią na brunetkę.

Andrea, Andrea.Ironią losu jest to, że jej imię rozpoczyna się literą A.Jednakże nie przeszkadza mi to, żeby pieprzyć Andreę całą noc.

Podchodzę do gościa i podaję mu dłoń.

– Aaron – rzucam nonszalancko, głębokim tembrem głosu, jakiego używam do podrywu.

Z bliska toń jej piwnych oczu jest głębsza, elektryzująca i cholernie podniecająca. Czai się w nich coś niezwykłego i tajemniczego. Lubię wyzwania, a Andrea bez wątpienia w tym właśnie momencie staje się moim wyzwaniem, gdyż czuję, że nie pójdzie mi z nią tak łatwo, jak zakładałem.

– Andrea – odpowiada, starając się przybrać obojętny ton. – Ładne masz mieszkanie – dodaje. Niektóre nuty głosu różnią się od pozostałych.

Sypialnię też mam ładną – myślę i uśmiecham sięszerzej.

– Właściwie to zasługa Kate. Codziennie tu sprząta – oznajmiam, nadal trzymając jej dłoń, delikatną i nieco chłodną.

Paznokcie, pomalowane barwą ciemnej czerwieni, zostawiają ślad na moim kutasie, gdy bierze go do buzi i ssie jak bogini – widzę to oczymawyobraźni.

Kurwa mać! Tracę nad sobą kontrolę. Powiedzenie, że facet myśli tylko o jednym, jest jak najbardziej trafne. Naprawdę. Choćbym nie wiem, jak bardzo się starał, nie mogę odegnać sprośnych fantazji erotycznych, zwłaszcza że nadal trzymam jej dłoń.

Pragnę, żeby wzięła go do buzi, oplotła ponętnymi ustami, zacisnęła je, masując kutasa w górę i w dół. Pierdolę fakt, że jest koleżanką Kate. Zawsze dostaję to, czego chcę, i nic nie może powstrzymać mnie przed tym, co zaplanowałem. Po trupach do celu.

Zabieram rękę z jej dłoni, by zetrzeć z policzka zabłąkaną łzę. Rozszerza powieki, lekko się wzdrygając. Nie jestem pewien, ale wydaje mi się, że wstrzymała oddech. W odpowiedzi na mój czyn uśmiecha się nieznacznie, jej policzki zalewają się rumieńcem. Wygląda z nim tak dziewczęco i niewinnie. Mam świadomość, iż za szybko działam, tym bardziej że to jest nasze pierwsze bliskie i dłuższe spotkanie. Nie mogę nic poradzić na to, że najchętniej wziąłbym ją w ramiona, zaniósł do sypialni i pieprzył całą noc.

– Szkoda – kwituje zawiedziona. – Chciałam powiedzieć ci, że jestem pełna podziwu, ale w takiej sytuacji nie ma o czym mówić – kończy pompatycznie.

Kate parska śmiechem, Andrea ze wszystkich sił próbuje zachować kamienną twarz, ale średnio jej to wychodzi. Podoba mi się to, że ma pazur. Jest tak inna od wszystkich tych, które w ostatnim czasie przewinęły się przez mojego kutasa. Unoszę jeden kącik ust i kręcę głową.

– Kobieto! Uwielbiam cię! – wtrąca siostra. – Aaron nie rozumie, że życie nie składa się z samej pracy, ale także masy innych rzeczy – dodaje z poirytowanąminą.

Wzdycham i przewracam oczami.

– Co dobrego gotujecie? – pytam, zmieniająctemat.

– Lasagne bolognese, zjesz z nami?

– Jeżeli farsz i sos zrobi Andrea, to tak. Jeśli ty, nie ma mowy – odpowiadam szczerze, po czym parskam śmiechem na widok krzywej miny Kate.

Dostaję od niej ścierką po głowie. Cóż mogę poradzić na to, że lasagne w jej wykonaniu mi nie smakuje? Nie jest totalnie do bani, ale też daleko jej do potrawy najwyższych lotów. Po pomieszczeniu roznosi się głośny śmiech, do kuchni wpada Alison z córką Andrei.

– Cześć, wujku! – piszczy Ali, wtulając się w moje nogi. – Z czego się śmiejecie? – pyta, unosząc głowę, by spojrzeć mi w twarz.

– Z twojego wuja – wtrąca siostra i klepie mnie poplecach.

Córka Andrei nieśmiało szturcha ją łokciem, by ta zwróciła na nią uwagę.

– Mamo, to ten Ładny Pan – szepcze i wlepia we mnie małeoczka.

– Tak, to ten Ładny Pan, Emmo – zaczyna Andrea. – Który nie sprząta swojego mieszkania – kończy swoją myśl, patrząc na mnie zadziornie. Kąciki jej idealnie skrojonych ust unoszą się lekko, przez co sztywnieję nadole.

Jasna cholera! Coś jest nie tak!

– Mężczyźni – rzuca mała i wzdycha teatralnie, kręcąc głową.

Patrzę na nią w lekkim osłupieniu, lecz szczerze rozbawiony. Jestem jedynym facetem wśród czterech kobiet. Czuję się na przegranej pozycji i zaczynam zastanawiać, czemu do diabła nie zostałem w tym cholernym gabinecie, uprzednio biorąc prysznic?

Miałeś nadzieję, że koleżanka Kate okaże się atrakcyjną sztuką – usprawiedliwiam się w myślach. I miałem dobre przeczucie, teraz wystarczy wejść w jej przestrzeń osobistą, aby bez mrugnięcia okiem rozłożyła dla mnie nogi.

– Zmówiłyście się przeciwko mnie czy co? – pytampoirytowany.

Kobiety chichoczą i zaprzeczają zgodnie ruchemgłowy.

– Bierzcie się do roboty, jestem kurewsko głodny – mamroczę, wychodząc zkuchni.

Słyszę za sobą, jak siostra marudzi coś pod nosem, zanim znikam w łazience. Wchodzę nagi pod strumień gorącej wody, z łobuzerskim uśmiechem na ustach. Wyobrażam sobie, jak naga Andrea stoi naprzeciw mnie. Bierze gąbkę do ręki, wyciska na nią żel pod prysznic i przyciska do mojego ciała, myjąc każdy jegoskrawek.

Rozdział 5

Byli kwintesencją przyciągających się przeciwności.

Jandy Nelson

Andrea

Wbrew temu, co sobie założyłam po rozstaniu z Lucasem, jestem niesamowicie podekscytowana faktem, że ponownie zobaczę Pana Ładnego. Do tego stopnia, że w sklepie nie potrafię skupić się na prostej czynności, jaką jest pakowanie produktów dokoszyka.

Zastanawiam się nad tym, jak powinnam zachowywać się w obecności brata Kate. Nie chcę, aby koleżanka doszła do wniosku, że lecę na Aarona i przyjęłam zaproszenie ze względu na niego. Absolutnie tak nie jest. Aczkolwiek nie będę ukrywać, iż świadomość przebywania w mieszkaniu, w którym będzie też on, budzi w moim brzuchu stado motyli.

Muszę wziąć się w garść. Nie wypada mi zachowywać się jak gówniarze wzdychającej do brata koleżanki. Nawet jeśli ten brat jest cholernie w moim typie i chcę złapać go zatyłek.

Potrząsam głową, aby oczyścić umysł. Wrzucam potrzebne składniki do przygotowania lasagne do sklepowego koszyka. Emma dorzuca paczkę chipsów i soczek jabłkowy. Nieubłaganie zbliża się moment, w którym mam ponownie zatopić się w pięknych oczach Aarona.

Wzdycham nerwowo, stojąc pod drzwiami, czując, jak serce z nerwów za chwilę wyskoczy mi przez przełyk. Żołądek zawiązał się w supeł. Denerwuję się jak jasna cholera! Gdy Kate otwiera drzwi i zaprasza nas do środka, okazuje się, że mogę odetchnąć z ulgą. Rozluźniam się, biorąc wdech i wydech. Czuję się swobodniej, ponieważ Aarona nie ma w domu, a świadczy o tym bijąca zewsząd ciemność. Podoba mi się taki obrót spraw. Mogę wykorzystać czas i oswoić się z myślą, iż jestem na terenie PanaŁadnego.

Przyznam szczerze, iż spodziewałam się, że mieszkanie Aarona i Kate będzie bardziej przytulne. Myliłam się. Jest nowoczesne i zimne. Nie ma w nim obrazów na ścianach, kwiatów czy choćby kolorowych dodatków, które nadałyby mu jakiegokolwiek wyrazu. Mieszkanie jest wręcz smutne i ponure, ale czyste. Nigdzie nie walają się zabawki ani ubrania, jak to u mnie bywa.

Rozradowane dziewczynki rozbierają się pospiesznie i biegną do jednego z pokoi po zabawki. Ja tymczasem przechodzę z Kate do kuchni, by wypakować torby z zakupami i za chwilę zabrać się za gotowanie. Otwieram butelkę czerwonego półwytrawnego wina. Kate nalewa do kieliszków małą ilość płynu, wcześniej uprzedzając mnie, że Aaron odwiezie nas – mnie i Emmę – do domu. Kiedy koleżanka postanawia mi to oznajmić, akurat mam przełknąć łyk wina, więc w rezultacie o mało nie wypluwam płuc, krztusząc się. Dostaję niemal zawału serca. Przeczuwam, że nie jest to dobry pomysł, obawiam się, iż podchmielenie alkoholem rozwiąże mi język i zacznę gadać głupoty. Dużo głupot. Muszę się z tego jakośwykręcić.

Dyskutujemy na wiele tematów, pijąc wino i gotując. Kate ma niesamowite poczucie humoru i rzuca kawałami jak z rękawa. Prawie posikałam się ze śmiechu, mięśnie brzucha bolą, dawno nie uśmiałam się tak bardzo, jak tego popołudnia. W dodatku kroję cebulę, więc potok łez leje się po moich licach.

Nie słyszałyśmy, kiedy Aaron wrócił, przez co nie miałam nawet sekundy na mentalne przygotowanie. Nagle staje w progu. Zapiera mi dech w piersi, mimo że łzy przysłoniły mi świat. Cholerna cebula! Nigdy nie lubiłam francy kroić. Oczy szczypią mnie niemiłosiernie, więc nieustannie przecieram powieki wierzchem dłoni. Dawno nie widziałam półnagiego mężczyzny, w dodatku z wyrzeźbionym torsem. Z wrażenia nieświadomie rozchylam usta i patrzę na Aarona jak zahipnotyzowana. Przełykam ślinę, wyobrażając sobie resztę jego ciała. Nie wiem, czy robi to specjalnie, czy z przyzwyczajania, że chodzi po mieszkaniu bez koszulki, a może wita tak każdą koleżankę swojej siostry, ale nie mogę przestać się na niego gapić. Z transu wyrwa mnie chrząknięcie Kate. Aaron podchodzi do mnie i podaje mi dłoń, informując, jak ma na imię. Przestaję oddychać, czując ciepło jego zgrabnej, aczkolwiek dużej dłoni, w której moja wygląda na kruchą i zdecydowanie mniejszą. Ponadto tonę w jego szarych oczach, widząc czający się w nich mrok. Szczyt podniecenia osiągam, gdy kciukiem prawej dłoni ściera łzę z mojego policzka. Mimowolnie zaciskam uda. Ten gest jest tak intymny, że już bardziej nie może być. Uświadamiam sobie, że od bardzo długiego czasu, ściślej mówiąc od roku, nie byłam z żadnym mężczyzną. Nikt nie całował mnie namiętnie w usta, nie dotykał z fascynacją i nie pieścił. To tłumaczy wilgotne majtki. W dodatku dwie lampki wina zdają się dawać już o sobie znać, zaostrzając pragnienie. Obawiam się, że jeśli dalej Aaron będzie ze mną flirtował, poddam się mu bez walki.

Zaczynam wątpić, czy farsz do lasagne będzie nadawał się do jedzenia. Aaron musi zniknąć z mojego pola widzenia, w przeciwnym razie mogę coś zepsuć i danie nie będzie tak smaczne, jak powinno.

Po krótkiej pogawędce z udziałem Alison i Emmy Aaron wreszcie ulatnia się z kuchni. Dzięki Bogu! Jednakże nie zmienia to stanu moich majtek. Nadal są mokre!

– Nie zwracaj uwagi na Aarona. Lubi bajerować atrakcyjne kobiety – wyjaśnia Kate, dając mi do zrozumienia, że jej brat to kobieciarz i nie mam się czym przejmować.

Cóż, jest na to za późno. Nie da się cofnąć tego, co poczułam, gdy mnie dotknął. Rozpalił w moim złaknionym ciele płomień, który domaga się ugaszenia.

Kate bierze do ręki butelkę wina i nalewa sobie odrobinę do kieliszka.

– Mnie wystarczy, dziękuję – informuję, gdy butelka zawisa nad moim kieliszkiem. – Czeka mnie jeszcze wieczorem impreza – wyjaśniam, widząc ciekawe spojrzenie koleżanki.

Odstawia butelkę na stół i siada naprzeciw mnie, upijając łyk. Stoję przy kuchence, mieszając mięso na patelni. Zapada między nami cisza, na dosłownie sekundę.

– Mam pomysł! Może pójdziecie ze mną i z moimi znajomymi do klubu? – proponuję z entuzjazmem, patrząc na nią przelotnie przez lewe ramię. – Będziemy świetnie się bawić – oznajmiam radośnie.

Kate chce odpowiedzieć, lecz jej wzrok spoczywa na kimś za moimi plecami. Spodziewam się, kto stoi – po raz kolejny – w progu kuchni. Przymykam powieki, biorąc głęboki wdech i wydech. Odwracam głowę w drugą stronę i… widzę najpiękniejszy i najseksowniejszy obraz faceta, jaki w życiu oglądałam. Aaron po kąpieli w ręczniku. W SAMYM ręczniku! Jeszcze mokry. Kręci mi się w głowie.

Kropelki wody skaczą z mokrych kosmyków włosów na tors, suną niżej i niżej, by ostatecznie zostać pochłonięte przez materiał, zakrywający najważniejszą sferę ciała.

Przeżywam katusze.

Gdyby nie skwierczące na patelni mięso, zapewne dalej głaskałabym oczami piękne ciałoAarona.

Odklejam wzrok od jego sylwetki i przenoszę go na kuchenkę, a za plecamisłyszę:

– Bardzo chętnie, ale nie mam z kim zostawić Alison – mamrocze z zakłopotaniem Kate.

– Myślę, że takie wyjście dobrze ci zrobi. Może jak się wyluzujesz, to przestaniesz być tak strasznie upierdliwa – stwierdza Aaron, chwytając się górnej futryny drzwi.

Skubany robi to specjalnie! Uwodzi mnie z premedytacją.

– A co z Ali?

– Zostanę z nią pod warunkiem, że wyjdziesz dopiero, gdy ona zaśnie.

Kate wpatruje się z niedowierzaniem w swojego brata. Co tu dużo mówić, mnie też zatkało.

– Aaron, bracie, nie uderzyłeś się przypadkiem w głowę, gdy brałeś prysznic?

Pan Ładny wybucha śmiechem.

– Mówię poważnie, Kate. Jeśli Ali nie budzi się w nocy, to nie widzę problemu. Zostanę z nią, a ty idź. Tylko – wskazuje na nią palcem – pamiętaj o gumce – dodaje z łobuzerskim uśmieszkiem.

Kate przywala mu w ramię z pięści.

– W takim razie ustalone – kwituję, siląc się na uśmiech. Miałam nadzieję, że Aaron też pójdzie, lecz w takiej sytuacji cieszę się, że zaproponował Kate, iż zostanie z jej córką.

Do pomieszczenia wpada Alison, a za nią Emma.

– Mamo, mamo! Mam pomysł – obwieszcza i wyszczerza zęby w uśmiechu.

– Jaki? – pyta Kate, bacznie przyglądając się córce. Ton Alison zdradza, iż wykombinowała coś, co niekoniecznie może spodobać się jej matce.

– Jutro nie idziemy do przedszkola, tak?

– Tak, nie idziecie – potwierdza Kate.

– Świetnie! – Alison klaszcze w dłonie.

Spoglądam na Emmę. Dzielnie stoi z tyłu, uśmiechając się lekko i obserwującotoczenie.

Domyślam się, czego chce Alison odKate.

Nie mylę się.

– Może Emma zostać u nas i spać ze mną? Proszę, proszę, proszę. – Składa dłonie jak do modlitwy i wydyma małe usteczka. Mruga kilka razy powiekami, wywołując w nas wszystkich śmiech.

Jednak sytuacja wymaga powagi, dlatego zduszamy w zarodku chichot. Nawet Aaron wygląda na szczerze rozbawionego i zaciekawionego. Emma natomiast patrzy na mnie z miną jak u kota ze Shreka. Wiem, że jeśli będzie trzeba, rozpłacze się na zawołanie. Tę sztukę opanowała po mnie do perfekcji.

– Słonko, musisz zapytać wuja. On dzisiaj zostanie z tobą na noc, ponieważ ja z mamą Emmy idę na zabawę – wyjaśnia spokojnie Kate i bierze Alison na kolana, głaszcząc jej jasne włosy. Patrzy wyczekująco na Aarona.

Ten reflektuje się i kuca przed dziewczynką.

– Kochanie, wujek nie jest pewny, czy da sobie z wami dwiema radę. Ty mnie znasz, ale Emma nie. Obawiam się, że może płakać za mamą. Rozumiesz, co chcę powiedzieć?

Alison marszczy brwi i zakłada ramiona na piersi. Kręci głową. Aaron zdecydowanie nie ma zielonego pojęcia o dzieciach. Postanawiam przyjść mu na ratunek, lecz ubiega mnie moja córka.

– Nie musi się pan martwić, nie jestem beksą. Nie wołam mamy, będę grzeczna i będę się słuchać – oznajmia dumnie. Wydaje się, że jest opanowana. Osoba postronna właśnie tak by ją widziała, ale tylko ja mogę dostrzec, jak bardzo się denerwuje, jak dużo kosztuje ją stanie przed Aaronem i zapewnianie, że nie będzie sprawiać kłopotów. Wiem też, że jeżeli Pan Ładny jej odmówi, Emma się załamie i zacznie płakać. Jest dzielna, lecz jeśli w grę wchodzą sprawy, na których mocno jej zależy, cienka granica rozdziela opanowanie i rozpacz.

– Dobrze – zaczyna niepewnie. – Pod warunkiem, że twoja mama też będzie tu spała.

Zastygam, wkładając lasagne do piekarnika.

– Niech będzie, jeśli panu tak na tym zależy – odpowiada zmieszana.

Zamykam piekarnik i wstaję. Opieram się biodrem o drewniany blat kuchennych szafek. Zaniemówiłam.

– Dzięki, wujek, jesteś najlepszy na świecie – stwierdza Alison, rzucając się Aaronowi w ramiona.

Jakiż piękny jest to widok. Przyjemne ciepło rozgaszcza się w moim sercu, w oczach pojawiają się łzy. Kate także ma szkliste spojrzenie. Gardło zaciska mi się boleśnie, gdy Emma także wtula się w Aarona. Przełykam ślinę i ukradkiem ocieram łzę, która zdążyła wydostać się na zewnątrz.

Zadowolone dziewczynki wybiegają z kuchni. Patrzę na Kate, która wpatruje się w brata oniemiała, on natomiast gapi się na mnie lubieżnym wzrokiem. Gdy skupiam na nim uwagę, wzrusza ramionami, przybierając niewinny wyraz twarzy.

Moja rodzona córka tak po prostu, bez konsultacji ze mną, podjęła decyzję, wplątując mnie w coś, co może skończyć się tylko w jeden sposób.

Zdecydowanie rośnie z niej niezłeziółko.

Rozdział 6

Są takie zbiegi okoliczności, które przypominają wyrafinowany plan.

Andrzej Stasiuk

Andrea

Nie wiem, czemu Emma postanowiła podjąć decyzję za mnie. Chyba zbyt często daję jej prawo wyboru i decyzji. Próbuję wytłumaczyć sobie zachowanie Aarona. Dlaczego zależy mu na tym, abym nocowała u nich? Kate zaopiekowałaby się Emmą, nie mam co do tego wątpliwości, moja obecność nie jest koniecznością.

Mimo wszystko powoli rozumiem, co w gruncie rzeczy chodzi Aaronowi po głowie, nieważne której. Kate otwarcie powiedziała, że jest typem kobieciarza, więc Aaron ma nadzieję, że tej nocy mnie zaliczy. Mam zamiar pokazać mu, jak bardzo się myli.

Gdy piekarnik oznajmia krótkim dźwiękiem, że minął określony czas, wołam dziewczynki. Kate poszła do gabinetu Aarona poinformować go, że jeśli ma ochotę, może do nas dołączyć. Trzymam po cichu kciuki, żeby odmówił. Jednak on nie ma zamiaru przestać mnie dręczyć.

Siadamy wszyscy do drewnianego, białegostołu.

Zrządzeniem losu Aaron wybrał miejsce dokładnie naprzeciw mnie, przez co czuję się nieswojo. Po mojej prawej stronie siedzi Emma, obok niej Alison, a później Kate.

Jem w milczeniu, słuchając tego, o czym dyskutują małe damy. Mężczyzna pałaszuje swoją porcję, rzucając w moją stronę zaciekawione spojrzenie. Ponadto wino w moim krwiobiegu zaczyna wyparowywać, wprawiając mnie w podły stan.

Kiedy odeszłam od Lucasa, nienawidziłam mężczyzn, potem zarzekałam się, że status singielki jak najbardziej mi odpowiada. Prawda niestety jest taka, że odkąd Pan Ładny wtargnął poprzez spojrzenie do mojego umysłu i powoli zaczyna przebijać się przez mur niechęci, coś we mniepęka.

Tęsknię za męskimi ramionami, oplecionymi wokół mojego ciała, za poczuciem bycia dla kogoś ważną. Tęsknię za wszystkim, czego doświadcza kochana kobieta. Właśnie zrozumiałam, iż jestem już gotowa, żeby zacząć układać sobie życie na nowo. Co więcej, przez spotkanie Aarona mam wrażenie, jakbym dostała w twarz i obudziła się z letargu, w jakim tkwiłam od rozstania z Lucasem.

– Muszę przyznać, Andrea, że według twojego przepisu lasagne jest wyśmienita. Koniecznie musisz podzielić się nim ze mną – odzywa się Kate.

Śmieję się perliście.

– Chodzi o jakiś tajny składnik? – Kiwam głową. – Bez jaj – jęczy z niedowierzaniem.

– Niebo w gębie – zachwyca się Aaron. – Naprawdę. Może będziesz wpadać do nas raz w tygodniu, dajmy na to w niedzielę, aby zjeść z nami wspólnie obiad, który ty oczywiście ugotujesz? – rzuca, spoglądając przelotnie na Kate. Zgrywa się, wiem o tym, lecz zachował się w tym momencie jak totalny dupek. Nie krytykuje się kobiecej kuchni w obecności innej kobiety, ponieważ jest to nieprzyjemne, a nawet upokarzające.

– Nie przesadzaj, że aż tak źle gotuję. Jakoś przez cały czas żyjesz i masz się świetnie – żartuje, lecz na jej policzki wpełzł rumieniec.

– Żartuję – mówi Aaron, tarmosząc Kate po głowie.

Bez wątpienia kochają się mocno. Przyjemnie jest zobaczyć ich w takim wydaniu.

– W każdym razie cieszę się, że wam smakuje – informuję z uśmiechem na ustach. – A wam, dziewczyny? Smakuje? – zwracam się do Emmy i Alison, które z pełnymi buziami kiwają twierdząco głową.

Emma uwielbia makaron niemal pod każdą postacią. Gdy skończyła rok, wsuwała nitki bez dodatków.

Kończę posiłek, rozmyślając nad tym, co teraz zrobić. Muszę wrócić do swojego mieszkania, spakować rzeczy dla siebie i córki, wyszykować się na imprezę i wrócić na W Medison St, gdzie mieszka Kate.

Odkładam sztućce na talerz, starając się nie patrzeć w kierunku Aarona.

– Będę się zbierać. Spakuję kilka rzeczy dla siebie i Emmy, uszykuję się i za niecałe dwie godziny będę z powrotem. Może tak być? – proponuję, choć szczerze mówiąc, nie uśmiecha mi się tłuc metrem w godzinach szczytu.

– Dobrze, nie ma problemu. – Kate patrzy wymowie na brata. – Chyba że Aaron oderwie się od pracy i pojedzie z tobą. Szybciej będziesz z powrotem – oświadcza tonem nieznoszącym sprzeciwu.

Odgarniam z twarzy kosmyk włosów i przenoszę wzrok z Kate na jejbrata.

Na twarzy Aarona błąka się półuśmiech, jakby po głowie chodziła mu pewna myśl.

– Jasne, z przyjemnością – odpiera luźno.

– Nie ma takiej potrzeby, naprawdę. I tak muszę przyjechać swoim samochodem – zapewniam.

– Nie daj się prosić. Dla mnie to żaden problem. Dotrzymam ci towarzystwa i będę czuwał nad twoim bezpieczeństwem. Chicago nawet nie stwarza pozoru bezpiecznego miasta.

– Zgoda. W takim razie możemy się zbierać – oznajmiam, wstając od stołu i zabierając pusty talerz, by włożyć go do zmywarki.

Przechodzę z kuchni do salonu. Kucam na dywanie, biorę Emmę na kolana imówię:

– Skarbie, pojadę teraz z panem Aaronem do domu po nasze rzeczy. Wrócę mniej więcej za godzinę, dobrze?

– Dobrze, ale pamiętaj o Tedym – prosi słodkim głosem, na co kiwam głową i całuję ją w czoło.

Ted, pluszowy miś, łudząco przypomina filmowego misia, oczywiście z wyglądu. Nie mogę o nim zapomnieć, ponieważ mam świadomość, jak ważny jest dla mojej córki. Niemal zawsze ma go przy sobie, szczególnie gdy nocuje poza domem.

W korytarzu wyciągam dłoń po swój płaszcz, lecz Aaron mnie ubiega. Nasze dłonie spotykają się w połowie drogi, skóra muska skórę. Iskry przechodzą przez nasze ciała. Lekko marszczę brwi, kątem oka spoglądając na Pana Ładnego. Jeśli poczuł to, co ja, nie dał po sobie tego poznać.

Zachowuje się jak dżentelmen, wkładając płaszcz na moje ramiona. Posyłam mu w podzięce uśmiech, zapinam wszystkie guziki, zarzucam na szyję szal, krzyczę do Kate, że niedługo będziemy, i wychodzę z mieszkania za Aaronem i z otulającą nas ciszą.

Wsiadam do znanego mi czarnego BMW. Zapach wnętrza samochodu pieści zmysłowo mój umysł. Tyłek zapada mi się w przyjemnie miękkim skórzanym obiciu.

Jedziemy oświetlonymi ulicami miasta, a między nami w dalszym ciągu panuje cisza, zmącona utworem Mariah Carey w świątecznym wydaniu. Jest to paradoks, ponieważ do Świąt Bożego Narodzenia zostały ponad dwa miesiące, a lokalna stacja radia już serwuje mieszkańcom Chicago bożonarodzeniowy klimat. Jednakże lubię tę piosenkę i za każdym razem, gdy ją słyszę, mimowolnie podśpiewuję pod nosem. Tak jak teraz. Zapatrzona w mijające nas auta, kolorowe światła rozjaśniające miasto, zapominam na moment, że obok mnie siedzi przystojny mężczyzna i słucha mojego skromnego fałszu. Mimo to czuję na sobie jego wzrok. Odwracam się twarzą do niego i przyłapuję go na gorącym uczynku. Uśmiecha się, hamując na krzyżówce, gdyż zielone światło sygnalizatora zmienia się na czerwone.

– Przepraszam, nigdy nie mogę powstrzymać się przed śpiewaniem pod nosem – dukam, uśmiechając się z zakłopotaniem.

– Nie przepraszaj, ale przyznaję, komicznie ci to wychodzi. – Wzrusza ramionami, rzucając w moją stronę zadziornyuśmiech.

Zaciskam pięść i celuję w biceps Aarona. Nieświadomie. Taki bezwiedny odruch. Spodziewam się, że będzie chciał mi oddać albo rzuci jakimś tekstem, lecz nie mówi nic, czym wprawia mnie zakłopotanie. Postanawiam nie odzywać się, dopóki on nie zrobi tego pierwszy. Chcę go przeprosić za uderzenie, ale cwaniacki uśmiech na jego pięknej twarzy zadecydował o tym, że ostatecznie nie wyduszam z siebie ani słowa. Zrobię to dopiero, gdy zaparkuje pod budynkiem, gdzie mieści się moje mieszkanie.

– Dzięki za podwiezienie. Przypuszczam, że masz sporo pracy, choć nie mam pojęcia, czym się zajmujesz i wcale mnie to nie obchodzi, ale możesz już jechać. Dziękuję i do zobaczenia, pa! – Słowa padają z moich ust jak pociski i dosłownie wyskakuję z samochodu, ponieważ będąc sam na sam z Aaronem, czuję się jak rozpadająca galaretka.

Wynurzając się z ciepłego wnętrza, brutalnie dostaję w twarz zimnym podmuchem wiatru. Jak ja nienawidzę zimna. Aczkolwiek w tym momencie temperatura powietrza jest ukojeniem dla moich szkarłatnych, palącychpoliczków.

Ostrożnie zamykam drzwi, pamiętając, że wóz dla faceta jest jak dziecko dlamatki.

Mimowolnie wędruję wzrokiem w kierunku siedzącego Aarona, lecz nie ma go w samochodzie. Stoi obok z niegrzecznym uśmiechem na ustach. Szlag by to. Miałam nadzieję, że go spławiłam. Nadzieja matką głupich.

– Nie pozbędziesz się mnie tak szybko, jak ci się wydaje, maleńka. Nie zamierzam słuchać od Kate, że cię zostawiłem – obwieszcza niskim, seksownym głosem.

Po moim kręgosłupie prześlizga się dreszcz, robi mi się gorąco. Powiedział do mnie „maleńka”. Zapowietrzyłam się. Cholera jasna! Biorę głęboki wdech.

– Jeżeli chcesz spędzić godzinę bezczynnie na kanapie, to w sumie twój problem – kwituję, wypuszczając powietrze.

Aaron śmieje się demoniczne. Prycham pod nosem.

Dupek!

Czuję w kościach, że coś się wydarzy. Puste mieszkanie i my. To może skończyć się w jedyny możliwy sposób. Tym bardziej, że dotyk Aarona działa na mnie jak afrodyzjak i iskry strzelają, gdy skóra zetknie się ze skórą. Mam przerąbane.

– Kto powiedział, że będę siedział bezczynnie? – Słyszę rozbrajający szept tuż przy uchu. Przełykam ślinę i zagryzam dolną wargę. Opiera się bokiem o ścianę i zakłada kosmyk moich brązowych włosów za ucho, to samo, do którego sekundę wcześniej szeptał.

Zastygam jak manekin. Nogi wrosły mi w ziemię. Nie jesteśmy nastolatkami, w naszym wieku nie robi się już podchodów. Nie są potrzebne randki i czułe słówka. Od razu przechodzi się do rzeczy i