Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Evelyn Harrington większość życia poświęciła na rozwijanie kariery. Jej upór i determinacja sprawiły, że w młodym wieku założyła kancelarię i stała się jedną z najbardziej rozpoznawalnych osób w prawniczym świecie. Od zawsze musiała mieć wszystko pod kontrolą, nie przewidziała jednak, że jedyna spontaniczna decyzja tak bardzo namiesza w jej życiu.
Kiedy po imprezie obudziła się w obcym łóżku, cały jej dotychczasowy porządek został zaburzony. Prawniczka marzyła wyłącznie o tym, by zapomnieć o poprzedniej nocy i wrócić do własnej rutyny. Tylko że mężczyzna, obok którego się obudziła, nie był nieznajomym z klubu i nie mogła szybko o nim zapomnieć. To najlepszy prawnik w mieście – Ryan Ashrever.
Kiedy tym razem Evelyn i Ryan spotykają się na sali sądowej, i to po przeciwnych stronach barykady, napięcie wisi w powietrzu. A wszystko komplikuje się jeszcze bardziej, gdy Ryan zaczyna wykazywać wobec niej większe zainteresowanie, niż powinien.
Czy pomimo zasad, którymi się kieruje, Evelyn zdoła zaufać mężczyźnie, który wydaje się gotowy złamać każdą z nich, aby tylko się do niej zbliżyć? Opis pochodzi od Wydawcy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 380
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © 2023
Natalia Antczak
Wydawnictwo NieZwykłe
All rights reserved
Wszelkie Prawa Zastrzeżone
Redakcja:
Katarzyna Mirończuk
Korekta:
Sara Szulc
Joanna Boguszewska
Maria Klimek
Redakcja techniczna:
Paulina Romanek
Projekt okładki:
Paulina Klimek
Autorka ilustracji:
Marta Michniewicz
www.wydawnictwoniezwykle.pl
Numer ISBN: 978-83-8320-742-1
Zawód prawnika był jej marzeniem, odkąd skończyła piętnaście lat.
Evelyn Harrington poświęcała na naukę każdą wolną chwilę. Rezygnowała z imprez i spotkań ze znajomymi, byle tylko choć moment dłużej móc robić to, co potrafiła najlepiej – zdobywać wiedzę. Prawo było jej wymarzonym kierunkiem i choć Evelyn należała do osób niepewnych, zawsze znajdowała siłę, aby wierzyć, że uda jej się owe marzenie spełnić. Pierwsze wątpliwości pojawiły się, kiedy kończyła szkołę, ale to na studiach zrozumiała, jak bardzo potrzebna jej była wytrwałość. Noce spędzała nad książkami, a za dnia wlewała w siebie hektolitry kawy. Kiedy za pierwszym razem zdała wszystkie egzaminy, a później od razu po studiach zdobyła pracę w małej, nowojorskiej kancelarii, większość osób zaczęła rzucać jej niepewne spojrzenia.
Przez całe swoje życie słyszała, że się do tego nie nadaje. W odpowiedzi zaciskała zęby i robiła wszystko, by inni dostrzegli, że może być najlepsza.
To nie ludzie byli jej ratunkiem, lecz sukces, do którego dążyła przez cały ten czas. Tak bardzo skupiała się na pracy, że poza nią niewiele rzeczy miało znaczenie. Nie istniał człowiek, który był w stanie jakkolwiek owinąć ją sobie wokół palca. I choć Evelyn robiła wszystko, by dążyć do upragnionego celu, czasami przypominała sobie, że to wrażliwość była jej największą słabością. Pozbyła się jej bez skrupułów, zastępując niepewność zdecydowaniem, a wątpliwości twardym spojrzeniem i pewnym krokiem. To wszystko sprawiło, że walczyła o swoje, nawet kiedy nikt nie walczył o nią samą.
Mijały dni i miesiące, a ona wygrała swoją pierwszą sprawę, drugą, a później wszystkie następne. Zadzierała podbródek na widok ludzi, którzy chcieli ją zniszczyć i łamała ich jednym spojrzeniem, którego nauczyła się, ponieważ wiedziała, że inni nigdy nie dostrzegą jej prawdziwej twarzy. Była dla nich jedynie pionkiem, ale nie istniało nic bardziej mylnego – władca w piekle mógł być tylko jeden.
Kiedy nauczyła się tego, czego potrzebował dobry prawnik, dotarło do niej, że to i tak za mało.
Pięć lat później stała we własnej kancelarii z tytułem najlepszego adwokata w mieście. Jej nazwisko w Nowym Jorku nie było już obce, a ona spoglądała na przeciwników pewniej niż kiedykolwiek.
Obudziły ją pierwsze promienie słońca, wpadające przez okno. Zmrużyła delikatnie oczy i mocniej wtuliła głowę w poduszkę. Słodki zapach pościeli delikatnie podrażnił jej nos. W tym samym momencie usłyszała za sobą szelest kołdry, a po chwili na jej biodrze zacisnęła się czyjaś dłoń.
Blondynka uniosła gwałtownie głowę i odwróciła się, tym samym spoglądając na śpiącego obok niej mężczyznę. Jego palce nadal zaciskały się na jej skórze, ale mimo to wyraz jego twarzy pozostał spokojny. Kobieta wstrzymała powietrze w płucach, jeszcze raz przyjrzała się nieznajomemu i zerwała się z miejsca, by jak najszybciej opuścić obce pomieszczenie, w którym wylądowała na całą noc.
Dopiero co pluła sobie w brodę, że przesadza z alkoholem na imprezach, a obecnie wszystkie jej obawy się potwierdziły. Z irytacją i jeszcze większym gniewem szybko zeskanowała wzrokiem sypialnię, w której spędziła ostatnie kilka godzin. Naciągnęła na ramiona materiał kołdry, po czym obróciła się wokół własnej osi i zmrużyła oczy. Miała na sobie bieliznę, ale poza tym wszystkie jej ubrania zniknęły. Na podłodze przy drzwiach leżały jedynie czarne szpilki.
Evelyn obrzuciła mężczyznę jeszcze jednym spojrzeniem, ale jako że spokojnie spał, nie zamierzała go budzić. Ruszyła w stronę wyjścia szybkim krokiem, zabrała przy tym parę szpilek i wyszła na korytarz, zamykając drzwi z cichym kliknięciem. Serce uderzało jej w klatce piersiowej dwa razy mocniej niż normalnie. Gdy zorientowała się, że tak naprawdę nie wie, gdzie jest, co robiła dzisiejszej nocy i jak doszło do tego, że wylądowała w obcym mieszkaniu, z trudem powstrzymała się od wiązanki przekleństw, która osiadła jej na języku. Blondynka wypuściła ciężko powietrze z płuc i ruszyła w stronę kolejnego pokoju, łudząc się, że zniknie z tego miejsca jak najszybciej.
– Cholera – szepnęła zachrypniętym głosem, kiedy zatrzymała się na środku przestronnego salonu. Szary wystrój wnętrza i półmrok jedynie spotęgował widok, który rozpościerał się przed nią. Znajdowała się na jednym z najwyższych pięter wieżowca i miała przed sobą panoramę Nowego Jorku, który dopiero budził się do życia. Wschodzące słońce przedzierało się przez wysokie budynki, a jego promienie oślepiały ją na tyle, że znowu poczuła tępy ból głowy.
Nigdy więcej nie piję, obiecała sobie samej, jednocześnie wiedząc, że nigdy tej obietnicy nie dotrzyma. Rozejrzała się po salonie połączonym z kuchnią i aż się skrzywiła, gdy dostrzegła przewróconą butelkę wina na ziemi. Podniosła ją, szybko przeczesując wzrokiem pokój, a jej oczy błysnęły, gdy na podłodze tuż przy drzwiach dostrzegła swoją czerwoną sukienkę.
– Mam twój płaszcz.
Zamarła w pół kroku i zacisnęła usta, kiedy za jej plecami rozległ się męski, zachrypnięty głos. Obróciła się i nadal z cholerną kołdrą na ramionach, spojrzała na mężczyznę, który stał w progu. Czarnowłosy odwzajemnił jej spojrzenie, a kobieta powoli zadarła podbródek.
– Dziękuję – mruknęła pełnym napięcia głosem i obdarzyła go słabym uśmiechem, podchodząc do niego. – I przepraszam – dodała już ciszej, odbierając od niego płaszcz. Mężczyzna był o wiele wyższy od niej, a ciemne, wręcz czarne włosy miał zmierzwione. Przeszywał ją na wskroś intensywnym spojrzeniem niebieskoszarych oczu. Może to wina obecnej sytuacji, a może wypitego w nocy alkoholu, ale Evelyn zabrakło słów, gdy na niego patrzyła.
– Nie masz za co przepraszać – odpowiedział, uśmiechając się łagodnie. – Tam jest łazienka. Gdybyś chciała wziąć prysznic…
– Właściwie tylko się ubiorę – przerwała mu w pół zdania i zerknęła na niego raz jeszcze. Jej gardło zacisnęło się ze stresu, kiedy zrozumiała, że znała mężczyznę, który stał tuż obok. – Zaraz wracam – dodała i ruszyła we wskazanym kierunku. Weszła do środka, włączyła światło i zamknęła za sobą drzwi. Dopiero wtedy odważyła się nabrać nieco więcej powietrza w płuca, choć mięśnie nadal miała napięte. Nienawidziła takich sytuacji. W momencie, w którym musiała się mierzyć z człowiekiem sam na sam i znosić niezręczność, jaka się wtedy pojawiała, najchętniej od razu zniknęłaby na zewnątrz. W ramach jakiejkolwiek kultury musiała jednak zacisnąć zęby i postarać się wyjść z tego z klasą. Nie było to łatwe, gdy nadal nie wiedziała, co wydarzyło się w nocy i w jaki sposób znalazła się w mieszkaniu tego mężczyzny.
Okazało się to jeszcze trudniejsze, kiedy nałożyła na siebie sukienkę, ale zamek przestał z nią współpracować. Nie mogła go zapiąć, więc szarpała za suwak przez dobre kilka minut, przeklinając w głowie całą tę cholerną sytuację. Miała ochotę jednocześnie zapaść się pod ziemię i uciec jak najdalej, a czekający na nią w salonie mężczyzna wcale tego nie ułatwiał.
– Może jednak odpuszczę sobie kilka następnych imprez – syknęła do siebie samej, jeszcze raz starając się zapiąć sukienkę. Odpuściła jednak, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Wyprostowała się i zacisnęła zęby.
– Wszystko w porządku? – Dotarł do niej stłumiony głos mężczyzny. Zacisnęła na moment powieki, po czym jeszcze raz zapytała w myślach, komu tak bardzo podpadła, że skazał ją na taki los. Przełykając własną irytację i godność, którą prawdopodobnie tej nocy już straciła, otworzyła drzwi i wyjrzała przez szparę między futryną a ich płaszczyzną. Ponownie spojrzała na przystojnego mężczyznę, który obdarzył ją opanowanym wzrokiem. Wyglądał na wręcz zmęczonego, gdy ona w środku starała się zapanować nad własnymi emocjami.
– Mógłbyś mi pomóc? – zapytała. – Już raczej gorzej być nie może, a nie mogę zapiąć sukienki – wyjaśniła, wpuszczając go do łazienki. Czarnowłosy podszedł do niej w milczeniu. Starał się jej nie dotykać, ale mimo wszystko poczuła na skórze męskie palce i ponownie przeszył ją dreszcz. Dotyk był niewinny, ale szybko zamącił jej w głowie i musiała zacisnąć zęby, by się skupić.
– Zamówię ci taksówkę – powiedział, nieznacznie się nachylając, by dopiąć zamek. Gdy spojrzała na niego w lustrze, dostrzegła, jak drobna przy nim była. Mężczyzna zdążył założyć szare dresy i czarną koszulkę, która podkreślała jego szerokie, umięśnione ramiona. Evelyn w końcu oderwała od niego wzrok i podziękowała mu po raz kolejny.
– Powinnam już iść – wychrypiała, odwracając się w jego stronę. Dzieliła ich mała odległość, dlatego zrobiła krok do tyłu i spojrzała mu prosto w oczy. Bijące od niego ciepło sprawiło, że po jej ciele przemknął dreszcz.
– Zmarzniesz, zrobiło się o wiele zimniej, niż było wczoraj wieczorem – zauważył nagle, wyglądając przez okno, po czym rzucił sceptyczne spojrzenie na jej krótką, dość skąpą sukienkę. – Dam ci coś do ubrania.
– Nie trzeba. – Uniosła głowę, ale czarnowłosy ruszył już w inną część mieszkania.
Próbowała nie myśleć o tym, co mogło wydarzyć się w nocy. Naprawdę próbowała. Ale fakt, że nic nie pamiętała, jedynie wzmagał jej frustrację.
Obudziła się przy boku obcego mężczyzny w samej bieliźnie. Miała ochotę uderzyć głową w ścianę i wymazać ten dzień z pamięci.
– Pozwól, że przynajmniej w taki sposób ci to wynagrodzę. – Dobiegł do niej stłumiony głos, kiedy brunet zniknął za drzwiami. Zagryzła nerwowo wargę i w końcu ruszyła w jego stronę. Doszła do wniosku, że nie będzie spierać się o to, czy wziąć od niego jakieś ciuchy, chciała tylko jak najszybciej stąd zniknąć. Jej kroki były ciche, ale czuła w uszach szum krwi. Serce po raz kolejny przyspieszyło zdradziecko. Skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej, by choć trochę uspokoić drżenie rąk.
Kiedy stanęła w progu, jeszcze raz mu się przyjrzała. Był wysokim, umięśnionym mężczyzną o czarnych włosach. Wyraźnie zarysowana szczęka i kilkudniowy zarost przykuwały uwagę, tak samo jak wąski, prosty nos i pełne usta. Przełknęła powoli ślinę, obserwując jego napinające się przy ruchu ramiona. Wyciągnął z szafy czarną marynarkę i szarą, nakładaną przez głowę bluzę. Evelyn przyjrzała się obu rzeczom i wyciągnęła dłoń w kierunku bluzy. Zmięła w palcach jej miękki materiał i szybko ją na siebie nałożyła. Uniosła lekko brew, kiedy bluza sięgnęła do połowy jej ud, niemal zasłaniając przy tym czerwoną sukienkę.
– Dziękuję – powiedziała i uniosła głowę. Spostrzegła, że mężczyzna uważnie jej się przygląda i przestąpiła z nogi na nogę. – Widziałeś może gdzieś moją torebkę? – spytała.
Kąciki jego ust uniosły się, a w oczach błysnęło rozbawienie.
– Pomogę ci szukać – zaoferował i skinął głową w stronę korytarza. Wyczuła za sobą jego obecność, kiedy ponownie przekroczyła próg. Spuściła wzrok na bose stopy i odetchnęła. Towarzyszący jej mężczyzna z pewnością był kimś, przy kim nigdy nie powinna się znaleźć.
Starała się podwinąć o wiele za długie rękawy bluzy, w których bez problemu mogła ukryć całe dłonie. Zwinęła włosy w niechlujnego koka i rozejrzała się po mieszkaniu raz jeszcze. Wnętrze apartamentu było utrzymane w stonowanych barwach.
– Mam torebkę. – Usłyszała z kuchni ochrypły głos, po czym wsunęła niezdarnie buty na stopy i ponownie skierowała się w jego stronę. Szpilki stukały o drewniane panele.
– Jeszcze raz bardzo przepraszam – powiedziała, spoglądając mu prosto w oczy. – Oddam bluzę, jak tylko…
– Nie przejmuj się. – Machnął ręką, a ona zacisnęła usta i powoli skinęła głową. – Trzymaj. – Podał jej małą, czarną torebkę. Podziękowała mu uśmiechem i szybko sprawdziła, czy jest w niej wszystko. Kiedy upewniła się, że nic nie brakowało, z kieszeni płaszcza wyciągnęła telefon. Chciała go włączyć, ale szybko zorientowała się, że był rozładowany. Zacisnęła usta i narzuciła na ramiona płaszcz. Bluza, którą dał jej mężczyzna, kompletnie nie pasowała do reszty jej ubrań, ale to była ostatnia rzecz, o której obecnie myślała.
– Powinnam już iść – powiedziała, na co powoli przytaknął, nadal nie odrywając od niej wzroku. – Dziękuję – dodała po raz kolejny, sama zażenowana już tą ilością podziękowań i ogólnie sytuacją, która coraz bardziej stawała się krępująca.
– Nie ma za co. – Uśmiechnął się, a ona ruszyła w stronę wyjścia szybkim krokiem w za dużej, szarej bluzie, płaszczu i czarnych szpilkach. Miała ochotę pokręcić z niedowierzaniem głową, ale zdecydowanie miała już dość atrakcji na dziś. Zacisnęła palce na klamce i wyszła z mieszkania, do końca mając wrażenie, że czarnowłosy przez cały czas ją obserwował.
Weszła do windy i wcisnęła przycisk na parter. Dopiero kiedy drzwi się zasunęły, oparła czoło o lustro i głęboko odetchnęła. Nigdy w życiu nie przypuszczałaby, że impreza, na którą poszła, skończy się w taki sposób. Jej przerażenie potęgował fakt, że doskonale znała mężczyznę, u którego boku obudziła się dzisiejszego poranka. Może on jej nie rozpoznał, ale Evelyn wiedziała, kim jest brunet, i to stresowało ją o wiele bardziej niż chciałaby.
Chwilę później wyszła z budynku i odetchnęła chłodnym, mroźnym powietrzem. Faktycznie bluza od czarnowłosego uchroniła ją przed zimnem. Szybko wyłapała wzrokiem taksówkę, po czym ruszyła w jej stronę, odgarniając przy tym niesforne kosmyki włosów z twarzy.
– Dzień dobry – przywitała się, choć jej głos był o wiele bardziej zmęczony niż jeszcze przed chwilą. Drżącymi dłońmi zapięła pas i podała taksówkarzowi adres mieszkania. Kiedy tylko samochód ruszył, oparła głowę o oparcie i z ulgą wypuściła powietrze z płuc. Chciała, żeby cały dzisiejszy poranek poszedł w niepamięć, a tym bardziej, by noc, której nie pamiętała, nigdy się nie wydarzyła.
Naiwne życzenia czasami miały jednak najbardziej gorzki smak.
I może, gdyby stało się to z przypadkowym człowiekiem, szybko by o tym zapomniała. Miała jednak świadomość tego, że pracowała w kancelarii.
A mężczyzna, u którego boku się obudziła, nazywał się Ryan Ashrever i był jednym z najbardziej znanych prawników w tym mieście. Nie była pewna, czy on również ją rozpoznał, bo niczym nie dał tego po sobie poznać.
Evelyn poprawiła poły czarnej marynarki i przejechała opuszkami po tego samego koloru materiałowych spodniach. Całość tworzyła jednolity garnitur, pod którym miała białą koszulę. Blondynka podniosła głowę, zerkając na zbierających się przed sądem ludzi, i nacisnęła klamkę, by otworzyć drzwi samochodu.
Postawiła czarną szpilkę na asfalcie, po czym bez wahania wysiadła, sięgając jeszcze po małą torebkę, która leżała na fotelu pasażera. Zarzuciła pasek na ramię, prostując się i odgarniając włosy. Kiedy jej wzrok natrafił na dwóch policjantów, którzy właśnie wyszli z budynku, zacisnęła usta w wąską kreskę i zadarła podbródek. Na jej twarzy pojawiło się znajome opanowanie, które błysnęło również w błękitnych niczym lód tęczówkach kobiety.
Pewnym krokiem ruszyła przed siebie. Obcasy szpilek stukały rytmicznie o podłoże. Dłonie nawet jej nie zadrżały, gdy zamknęła auto pilotem i zlustrowała wzrokiem dwie kobiety, czekające przy ochroniarzach i spoglądające na nią niemal z błaganiem. Evelyn podejrzewała, że człowiek, którym miała się dzisiaj zająć, był już w środku. Nie pozwoliła jednak, by w jej oczach pojawiła się wściekłość i wyparła profesjonalizm. Nie mogła dać po sobie poznać, że miała jakąkolwiek słabość. Wtłoczyła do płuc jedynie większą dawkę powietrza i podeszła do kobiet. Przyjrzała się im, próbując zignorować ucisk, który pojawił się w klatce piersiowej.
– Dzień dobry – odezwała się zachrypniętym głosem i dodała spokojnie: – Rozprawa ma się zacząć za dziesięć minut. Są panie gotowe?
Starsza kiwnęła sztywno głową i pociągnęła nosem. Miała przekrwione oczy, jak gdyby całe dzisiejsze popołudnie spędziła na płaczu, ale tym razem Evelyn nawet nie drgnęła. Bez znaczenia, jak dużą wściekłość i współczucie czuła prywatnie, stała wyprostowana, ze ściągniętymi łopatkami.
Jeden z ochroniarzy rzucił jej krótkie spojrzenie, po czym kiwnął zachęcająco, by podeszła. Tak jak chwilę wcześniej widok policji, tak teraz zainteresowanie wzbudziła ochrona już przed drzwiami sądu. Nie zastanawiała się jednak nad tym dłużej, to oznaczało tylko tyle, że musiała odbywać się jakaś rozprawa, której wyrok mógł wzbudzić kontrowersje. Tłumaczyła to też obecność sporej grupy osób przed sądem.
– Miło panią widzieć, pani Harrington – rzekł cicho, spoglądając jej prosto w oczy. – Mam nadzieję, że zrobi pani to, co do pani należy.
Spojrzał na nią porozumiewawczo, ale ona jedynie szybko mrugnęła. Na jej twarzy nie zadrgał nawet jeden mięsień. Mężczyzna skinął głową, robiąc jej przejście, a ona wyminęła go, zachęcając gestem kobiety, by poszły za nią.
Tuż za drzwiami, w wydzielonym sektorze, podała ochroniarzowi torebkę, by ten mógł ją sprawdzić. Była to dla niej niemal codzienność. W sądach sprawdzali każdego praktycznie tak jak na lotnisku. Tym samym była już przyzwyczajona, że obcy ludzie przeszukiwali jej rzeczy i sprawdzali ją pod każdym kątem, by upewnić się, że była czysta.
– W porządku – mruknął po chwili i skinął głową, że może przejść. Poczekała za bramką, aż tę samą procedurę przeszły obie kobiety.
Skorzystała z chwili oddechu i wyłączyła telefon. Przekraczając próg korytarza, uniosła nieco wyżej głowę i omiotła spojrzeniem wnętrze. Zerknęła na starszą kobietę za ladą i lekko zmarszczyła brwi na widok czekających przy drzwiach policjantów. Zagryzła na moment wargę, po czym ruszyła w ich stronę.
– Pani Harrington. – Jeden z mężczyzn zerknął na nią i lekko się uśmiechnął, dostrzegając jej spojrzenie. Cofnął się o krok. – Powodzenia dzisiaj.
Uśmiechnęła się, nie odpowiadając, a mężczyzna przyjrzał się badawczo wystraszonym kobietom, po czym zerknął na korytarz, w którym pojawiły się dwie kolejne osoby. Evelyn w milczeniu spojrzała na starszego człowieka, który rzucił jej wściekłe spojrzenie i sztywnym krokiem skierował się bliżej drzwi. Niemal słyszała wyzwiska, którymi obrzucał ją w myślach. Zadarła delikatnie podbródek, a w tym samym momencie uczestnicy zostali poproszeni o wejście na salę.
Niemal natychmiast skierowała się w lewo, wskazując miejsce klientkom. Odłożyła czarną torebkę na krzesło i stanęła przed blatem, czujnie rozglądając się po pomieszczeniu. Ta rozprawa nie miała trwać długo. Evelyn miała dzisiaj jeszcze jedno spotkanie, a tutaj zamierzała spędzić niecałe pół godziny. Gdy więc na sali pojawili się już wszyscy, wbiła wzrok w oskarżonego, wiedząc, że nie zamierza odpuścić. Jego adwokat sprawiał wrażenie, jakby nie był zainteresowany niczym. Znudzony wpatrywał się w okno.
– Otwieram rozprawę. – Rozległ się głos.
Spojrzała prosto w oczy sędziego i powoli przełknęła ślinę. Kiedy podczas przedstawiania stron procesu wymieniono jej nazwisko, mimowolnie wypuściła powietrze z płuc. Skinęła delikatnie głową, a z jej twarzy zniknęły jakiekolwiek emocje.
Napięcie zawisło w powietrzu niczym niemy krzyk. Kobieta nie drgnęła jednak nawet o milimetr, wiedząc, że oskarżony nie spuszczał z niej wzroku przez cały ten czas.
Obserwowała wszystkich w milczeniu, czekając na swoją kolej. Szybko wyłapała nerwowe drżenie rąk mężczyzny, a po chwili również spojrzenie, którym obdarowywał ją co kilka sekund. Może i przez ostatnie miesiące udawało mu się działać bez konsekwencji, ale tym razem najwyraźniej dotarło do niego, z kim ma do czynienia. To jednocześnie sprawiło, że Evelyn odetchnęła spokojniej przez nos.
Tylko na ułamek sekundy zerknęła na pobladłe kobiety, które z przerażeniem spoglądały na siedzącego po drugiej stronie sali mężczyznę. Kiedy pojawiły się w jej kancelarii po raz pierwszy, blondynka zdołała się dowiedzieć, że był to mąż starszej i ojciec młodszej z nich. To były trudne klientki. Zastraszone do tego stopnia, że zamknięte w sobie nie potrafiły mówić o tym, co je spotkało. Evelyn niemal podstępem wydobywała z nich informacje, a w miarę, jak je poznawała, jej wściekłość rosła. Liczyła dzisiaj na najsurowszy wymiar kary dla degenerata siedzącego naprzeciwko.
– Panie prokuratorze. – Głos sędziego odbił się echem od ścian sali. Evelyn drgnęła i wyrwana z rozmyślań skupiła się na akcie oskarżenia.
– Oskarżam Williama Johnsona o to, że w okresie od grudnia dwa tysiące dwudziestego roku do maja dwa tysiące dwudziestego pierwszego roku wysyłał do pokrzywdzonej, Evy Johnson, dużą liczbę wiadomości zawierających groźby i inne treści, które miały na celu upokorzenie i zastraszenie ofiary, niepokoił ją oraz zbliżał się do niej wbrew jej woli w miejscu pracy i zamieszkania. – Prokurator zrobił pauzę, żeby wszyscy przyswoili sobie to, co powiedział, po czym kontynuował: – Czynności zastraszania i gróźb podejmował również bezpośrednio, kiedy pojawiał się w miejscu pracy i zamieszkania pokrzywdzonej. Ponadto podejmował też obserwację jej osoby, czym wzbudził u niej uzasadnione okolicznościami poczucie zagrożenia i istotnie naruszył jej prywatność. W związku z powyższym akt oskarżenia należy uznać za zasadny. – Głos oskarżyciela ciął niczym sztylet. Evelyn bez wahania spoglądała w oczy mężczyzny, wiedząc, że to ona ma przewagę.
– Dziękuję – powiedział zachrypniętym głosem sędzia i zwrócił się do kobiet: – Czy oskarżycielki posiłkowe popierają akt oskarżenia?
Evelyn zacisnęła lekko usta i wstała, potwierdzając w imieniu kobiet:
– Tak, Wysoki Sądzie.
– Czy zrozumiał pan zarzuty stawiane w akcie oskarżenia? – Sędzia zwrócił się do oskarżonego.
– Tak – warknął mężczyzna, spoglądając na Evelyn z nienawiścią. Nawet nie drgnęła, wpatrując się w niego zimno. Była pewna, że gdyby mógł, udusiłby ją własnymi rękami. Najwidoczniej nie mógł pogodzić się z tym, że jego ofiary nie są pozostawione same sobie, a to wytrącało mu z rąk jakąkolwiek przewagę nad nimi.
– Pouczam oskarżonego, że przysługuje mu prawo do składania wyjaśnień przed sądem. – Sędzia przeszedł do kolejnych formalności. – Może pan też bez podawania przyczyny odmówić składania wyjaśnień, bądź odmówić odpowiedzi na pytania, gdyby treść odpowiedzi nie działała na pana korzyść. Jeśli udzieli pan odpowiedzi, zobowiązany jest pan do mówienia prawdy. Czy oskarżony zrozumiał treść pouczenia?
Kolejne pytanie sprawiło, że mężczyzna napiął mięśnie i sztywno kiwnął głową. Evelyn wiedziała, że wystarczyło zadać tylko kilka pytań. Rozmawiała ze swoimi klientkami zbyt długo, by teraz przegrać. Wiedziała wszystko, co powinna, a to sprawiło, że w jej oczach pojawił się ostrzegawczy błysk.
– Tak – syknął przez zęby mężczyzna, ponaglony przez swojego obrońcę, kiedy sędzia oczekiwał formalnej odpowiedzi.
– Czy oskarżony przyznaje się do popełnienia postawionych mu czynów? – kontynuował sędzia monotonnym głosem.
– Nie. – Pan Johnson odpowiedział tym razem pewnie, z ironicznym uśmiechem, skierowanym do pokrzywdzonej żony.
– Czy oskarżony chce składać wyjaśnienia? – Następne pytanie. Ciągnąca się przez moment cisza była niczym wyrok, który jeszcze nie zapadł.
– Nie – wycedził w końcu oskarżony. – Odpowiem tylko na niektóre pytania.
– Czy są pytania do oskarżonego?
W tym momencie mężczyzna spojrzał na Evelyn, która skinęła lekko głową i zrobiła krok do przodu.
Klientki otworzyły szeroko oczy. Evelyn powoli nabrała powietrza w płuca, po czym odchrząknęła, spoglądając na ciemnowłosego. Jej serce na moment zamarło, jak zawsze, kiedy przymierzała się do zadania pierwszego, kluczowego pytania.
– Proszę powiedzieć dokładnie, gdzie i z jakim zamiarem oskarżony czekał pod domem pokrzywdzonej? – Głos miała chłodny i spokojny, tak samo jak spojrzenie.
Mężczyzna napiął mięśnie i lekko się przygarbił, kiedy obrońca szepnął mu coś gorączkowo.
– Przed furtką za każdym razem, gdy wracała z pracy. Chciałem tylko wyjaśnić sytuację pomiędzy nami – wypluł te słowa jak najgorsze oczernienie. Evelyn powstrzymała się od uśmiechu.
– Czy używał pan obraźliwych sformułowań w stosunku do pokrzywdzonej?
– Wstrzymuję się od odpowiedzi. – Spojrzał na nią. Delikatnie zmrużyła oczy, przygasając rozpalający się w jej żyłach ogień.
– Jak często wysyłał pan wiadomości? – zapytała, ważąc każde słowo i nie odwracając wzroku.
– Kilka razy dziennie przez ostatni miesiąc – burknął szorstko i spojrzał na nią niemal z wyzwaniem w błyszczących, brązowych tęczówkach. Nie dała się jednak ponieść emocjom.
– Czy poda pan treść tych wiadomości? – zapytała spokojnie.
– Nie. To prywatne wiadomości pomiędzy mną i moją żoną. – Mężczyzna uśmiechnął się, podkreślając ostatnie słowo.
– Które stanowią aktualnie podstawę oskarżenia. Czy groził pan pokrzywdzonej również bezpośrednio? – Evelyn nie miała zamiaru odpuścić.
– Nigdy nie groziłem żonie.
– Dziękuję, nie mam więcej pytań – odpowiedziała zimno i zwróciła się w kierunku sędziego. – Wnoszę o przesłuchanie pani Johnson w charakterze świadka oskarżenia.
Gdy sędzia przyjął wniosek, odwróciła się do kobiety, która spojrzała na nią szeroko otwartymi oczami. Evelyn powoli wypuściła powietrze przez nos i zadała pierwsze pytanie:
– Proszę o doprecyzowanie, jak często dostawała pani wiadomości?
– Około siedmiu dziennie – wydukała cichutko kobieta, a w jej oczach błysnęły łzy. Była przerażona. Pomimo tego spojrzenie Evelyn nie złagodniało. Nie mogła teraz okazać jej współczucia. Nie na oczach tego mężczyzny.
– Jak często oskarżony czekał na panią po pracy? – Kolejne pytanie sprawiło, że pani Johnson pociągnęła nosem, a jej warga zadrżała. Evelyn obserwowała ją w skupieniu, a ciągnąca się cisza była coraz bardziej napięta.
– Zazwyczaj trzy… Trzy razy w tygodniu – wyjąkała i przełknęła ślinę, niepewnie spoglądając na mężczyznę, który tylko obdarzył ją ostrym spojrzeniem.
– Dziękuję, nie mam więcej pytań – odpowiedziała blondynka i wyprostowała się, zerkając na sędziego. – Wnoszę o rozpatrzenie jako dowodu treści przesyłanych wiadomości.
Sędzia skinął głową i zwrócił się do obrońcy oskarżonego:
– Czy ma pan pytania do świadka?
Po zaprzeczeniu nadeszła kolej drugiej z kobiet.
Pytania Evelyn były chłodne i spokojne, ale tym razem pozwoliła, by ukryte w jej oczach zrozumienie delikatnie błysnęło. Żałowała, że nie może tak po prostu ich wesprzeć. Zrobiłaby wszystko, by tacy ludzie byli bezpieczni. I była to jednocześnie jej największa słabość.
Ponieważ zbyt wiele dobra sprawiało, że człowiek stawał się wrażliwy na cały świat i każdego człowieka. A to mogło zniszczyć go w najgorszy sposób. Mimo to nadal uśmiechała się do nieznajomych, nadal starała się pomóc każdemu, kto tej pomocy potrzebował, i kochała rozmowy z samotnymi ludźmi, którym mogła poświęcić chociaż kilka minut uwagi.
– Czy była pani świadkiem agresywnego zachowania oskarżonego? – zapytała, zaglądając jej nieco łagodniej w oczy. Siedemnastolatka zawahała się, otwierając usta.
– Tak – szepnęła i z trudem przełknęła ślinę, zerkając na Evelyn błagalnie. W oczach blondynki pojawiła się obietnica. Nie miała zamiaru odpuścić.
– Czy używał obraźliwych określeń wobec pani matki? – Zerknęła na jej rodzicielkę, która spuściła głowę i pociągnęła po raz kolejny nosem.
– Tak. – Dziewczyna potwierdziła z bólem wypisanym na twarzy. Evelyn pokiwała głową i ściągnęła łopatki.
– Dziękuję, nie mam więcej pytań. Wnoszę o dołączenie do akt sprawy jako dowodu zeznań świadka złożonych w toku przewodu sądowego – powiedziała i cofnęła się o krok, stukając szpilkami. Kiedy spojrzała w oczy oskarżonego, a po chwili na sędziego, ucisk w jej piersi zelżał. Wiedziała już, że wygrała.
***
Kancelaria w centrum Nowego Jorku była jej planem, odkąd skończyła szesnaście lat. To marzenie udało się jej spełnić. Po latach od wyznaczenia sobie tego celu zebrała wystarczająco dużo dobrych opinii, by stanąć na piedestale śmietanki towarzyskiej prawników. Lata szkoleń, wyrzeczeń i nauki nauczyły ją dyscypliny, która obecnie pozwoliła jej na tytuł jednego z najlepszych prawników stanu Nowy Jork. To jej nazwisko pojawiało się najczęściej, gdy ludzie szukali prawnej pomocy. To ona stała za człowiekiem murem, aby wygrać sprawę.
– Zajmę się tym. – To były pierwsze słowa Evelyn Harrington, która wpadła do swojej kancelarii jak burza, a w jej dłonie zostały wciśnięte pierwsze akta. Drobna blondynka o niebieskich oczach jedynie zerknęła na stos dokumentów, które podała jej asystentka, i przycisnęła je mocno do piersi, by nie spadły na ziemię. Czarny garnitur wcale nie pomagał jej w sprawnym manewrowaniu ciężarem, ale kobieta jedynie cicho sapnęła pod nosem i skierowała się do swojego gabinetu.
Kancelaria była przytulnym miejscem, w którym można było poczuć się jak w domu. Podczas remontu Evelyn zastąpiła brudnozielone ściany nieco przyjemniejszym, beżowym kolorem, a szare meble i białe dodatki ociepliły wizerunek tego miejsca. Choć kobieta skłaniała się ku minimalizmowi, nie pozwoliła, by kancelaria chociaż przez moment wydawała się oziębła. Gabinet i te korytarze składały się na miejsce, w którym spędzała większość czasu. Znała je jak własną kieszeń i była dumna z tego, że doprowadziła je do takiego stanu.
– O jedenastej masz trzecie spotkanie, a na dwunastą umówiłam cię z klientem w sprawie rozwodu. – Jej przyjaciółka, a zarazem asystentka, pospieszenie wymieniła wszystkie punkty dnia. – I zrobiłam ci kawę – dodała, wciskając jej w drugą dłoń kubek.
– Kocham cię – powiedziała Evelyn, po czym skierowała się w stronę drewnianych drzwi. Popchnęła je czarną szpilką i z westchnieniem ulgi postawiła na biurku kubek kawy. Obok z trzaskiem odłożyła dokumenty, po czym rozejrzała się po przestronnym gabinecie. Po lewej stronie i naprzeciwko niej znajdowały się szerokie okna, dzięki którym pokój tonął w świetle i nigdy nie był ponury. Na środku znajdowało się wykonane z ciemnego drewna biurko, a za jej plecami stały dwa regały, których półki uginały się pod ciężarem książek i segregatorów.
– A tak przy okazji… – Do gabinetu wpadła Victoria, która z błyskiem w zielonych oczach przyjrzała się pani mecenas. – Idziesz na dzisiejszą imprezę, prawda?
– Imprezę? – powtórzyła cicho Evelyn, zawieszając na wieszaku szary płaszcz. Odwróciła się w stronę przyjaciółki i lekko przechyliła głowę, gdy kobieta zmrużyła z irytacją oczy.
– Imprezę – potwierdziła Victoria. – Wiesz, takie coś, kiedy ludzie miło spędzają czas, piją alkohol i dobrze się bawią – dodała, na co blondynka cicho prychnęła pod nosem.
– Wiem, co to impreza – odpowiedziała, a w jej głosie pojawiła się nutka kpiny.
– Tak?
Na pełne niedowierzania pytanie przyjaciółki cicho westchnęła. Uporała się ze stosem dokumentów, który zalegał na jej biurku, i ułożyła go w taki sposób, by choć trochę uporządkować konkretne papiery. Zapowiadał się intensywny dzień i mimo że był piątek, Evelyn nawet nie myślała o weekendzie. Kolejne kilkanaście godzin miała poświęcić na pracę.
– Impreza u jednego ze śledczych w domu. Mamy dobrą pogodę i zaproponował nam spotkanie dzisiaj wieczorem. Nie pamiętasz? – jęknęła Victoria, a Evelyn na moment zacisnęła usta.
– Musiało wypaść mi z głowy – odparła.
– Sztywniak.
– W taki sposób wcale nie zachęcasz mnie do pójścia tam – odpowiedziała i zmierzyła przyjaciółkę prowokacyjnym spojrzeniem.
– Och, Evelyn, daj spokój – sapnęła Victoria. – Idziemy i tyle. O dziewiętnastej widzę cię pod jego domem. Jeśli nie, zwalniam się – oznajmiła.
– Grozisz mi?
– Raczej nie, bo prawdopodobnie podciągnęłabyś moją groźbę pod każdy paragraf i jutro siedziałabym w więzieniu. – Skrzywiła się, na co kąciki ust Evelyn delikatnie zadrżały.
– Tym razem odpuszczę – powiedziała w końcu prawniczka. – Wystarczy mi wrażeń po ostatnim spotkaniu.
– O rany, słynna Evelyn Harrington nadal nie potrafi zrozumieć, że prócz pracy można robić coś jeszcze! – zawołała Victoria, a blondynka spokojnie upiła kolejny łyk kawy.
– Nie pomagasz sobie w tej sytuacji – odparła z ustami przy kubku. Spojrzała na przyjaciółkę, która skwitowała to przewróceniem oczami.
– Idź ty się wyżyj na swoich klientach, a mnie zostaw w spokoju – mruknęła, machnęła na nią ręką i wyszła.
Mimo wszystko na ustach Evelyn pojawił się delikatny uśmiech. Kobieta odstawiła parującą czarną kawę na blat i usiadła w fotelu. Miała jeszcze kilka minut do spotkania z pierwszym klientem.
Faktycznie pogoda w Nowym Jorku od kilku dni dopisywała. Mimo że wieczorami na dworze chłód już dawał się we znaki, w ciągu dnia było pogodnie i świeciło słońce. Kalendarzowa jesień nastała już jakiś czas temu, ale mimo to Evelyn nadal zakładała cieńsze ubrania i cieszyła się z resztek dobrej pogody. Nie dziwiła się więc, że jeden z ich znajomych postanowił zrobić małą imprezę. Chwilowa odskocznia podobno jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Podobno, choć jeszcze kilka miesięcy temu ciężko byłoby się jej przełamać, by w weekend spotkać się ze znajomymi.
Pracowała przez ostatnie lata właśnie na to – na kancelarię, na tytuł adwokata i na życie, które zdobyła dzięki tej ciężkiej pracy. Nie potrafiła ot tak przestawić się na luźniejszy tryb. Praca była jej życiem. Gdyby nie ona, nigdy nie znalazłaby się w miejscu, w którym była teraz. Mimo to starała się zachować równowagę pomiędzy obowiązkami i przyjemnościami. Nie było to łatwe, ale przynajmniej się starała.
Z tą myślą wróciła do rzeczywistości. Sięgnęła po pierwsze dokumenty i przygotowała notatki. Jej kolejnym krokiem było włączenie laptopa, ale tę czynność przerwało jej pukanie. Evelyn zmarszczyła lekko brwi, ale powiedziała „proszę” i drzwi się otworzyły. Gdy do gabinetu wszedł pierwszy z klientów, uśmiechnęła się lekko i wstała, by go przywitać.