No Time To Die - Natalia Antczak - ebook + audiobook + książka

No Time To Die ebook i audiobook

Natalia Antczak

4,7

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Kontynuacja historii pary detektywów przedstawionej w powieści This Could Get Ugly.

Ian wraca do Nowego Jorku i tam dowiaduje się, że matka Delilah została zamordowana. Mężczyzna decyduje się wziąć udział w śledztwie, aby znaleźć mordercę i ustalić, gdzie jest Delilah. Kobieta zniknęła bez śladu. 

W końcu udaje mu się do niej dotrzeć. Oboje, pomimo że ostatnio ich relacja nie wyglądała najlepiej, dla dobra sprawy zgadzają się współpracować. Tropiąc kolejne kawałki układanki, wyjeżdżają w góry. Dla Delilah śledztwo jest niezwykle trudne i osobiste, dlatego kobieta traktuje je bardzo emocjonalnie.

Na pewno nie pomaga też obecność mężczyzny, który wprawia jej serce i ciało w niekontrolowane drgania. 

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej szesnastego roku życia.                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                               Opis pochodzi od Wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 487

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 12 godz. 33 min

Lektor: Masza Bogucka
Oceny
4,7 (127 ocen)
94
27
5
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
julabookss

Nie oderwiesz się od lektury

CO TO ZA ZAKONCZENIE????
30
Gosia__7

Całkiem niezła

Schemat trochę za bardzo podobny do pierwszej części
10
Zuzanna2442

Nie oderwiesz się od lektury

„No time to die” to druga część trylogii Legacy autorstwa Natalii Antczak. Gdy Ian Calloway wraca po pół roku do Nowego Jorku, nie spodziewa się, że pierwszą sprawą, o której usłyszy będzie morderstwo matki Delilah. Postanawia jednak podjąć się śledztwa, aby pomóc kobiecie odnaleźć mordercę. Sytuacja nie jest jednak tak łatwa, gdyż nie ma pojęcia gdzie się ona znajduje. Kiedy mężczyźnie udaje się dotrzeć do Delilah, postanawiają połączyć siły, pomimo tego, że ich relacja ostatnimi czasy się skomplikowała. Dla kobiety nie jest to łatwe śledztwo, ze względu na powiązania rodzinne i obecność mężczyzny, który dalej sprawia że jej serce wybija szybszy rytm. Ta książka była już moim kolejnym podejściem do twórczości Natalii i tym razem zostałam całkowicie kupiona. W przeciwieństwie do pierwszej części, w ten tom bardzo szybko się zaangażowałam i pochłonęłam go w zaledwie kilka dni. Styl pisania autorki był przyjemny i lekki, nie miałam do niego żadnych zastrzeżeń. Wykreowanie relacji pom...
10
xKari

Nie oderwiesz się od lektury

.
00
mater0pocztaonetpl

Całkiem niezła

ok
00

Popularność




Copyright © 2024

Natalia Antczak

Wydawnictwo NieZwykłe

All rights reserved

Wszelkie prawa zastrzeżone

Redakcja:

Katarzyna Mirończuk

Korekta:

Joanna Błakita

Joanna Boguszewska

Karolina Piekarska

Redakcja techniczna:

Michał Swędrowski

Projekt okładki:

Paulina Klimek

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8362-327-6

PROLOG

To była idealna pora na popełnienie przestępstwa.

Jesienny wieczór ciągnął chłodem. Kiedy Delilah przedzierała się przez jedną z wąskich uliczek, jej ramiona drżały z zimna. Przebywała na obrzeżach Nowego Jorku już od kilku godzin, ale nie zamierzała jeszcze wracać do domu. Przez wilgotne powietrze jej włosy pokręciły się jeszcze bardziej. Policzki miała zaczerwienione i co chwilę pociągała nosem. Uparcie brnęła przed siebie, trzymając dłonie w kieszeniach skórzanego czarnego płaszcza. W palcach ściskała małą pogniecioną karteczkę.

Powoli traciła cierpliwość i coraz mocniej zaciskała zęby. W jej szarych oczach mignęło zirytowanie. Wiadomość, którą dostała, nie zdradziła niczego poza adresem i godziną – jak się domyślała – spotkania.

Tym sposobem w swój jedyny wolny dzień w tygodniu wylądowała w porcie.

Zatrzymała się przy małym sklepiku z pamiątkami i odetchnęła morską bryzą. Na dworze panował mrok, było wilgotno i zimno, nasilał się też smagający chłodem wiatr. Wbiła wzrok w widok przed sobą.

Fale odbijały blask księżyca. Molo po prawej stronie oświetlało kilka słabych, migoczących lamp. Delilah szybko domyśliła się, że musi szukać w bardziej ustronnym miejscu. Nikt nie ściągałby jej tutaj tylko po to, by zrobiła spacer po molo i nawdychała się morskiego powietrza. Skręciła i oddaliła się od głównej drogi. Weszła w wąską uliczkę, tuż pomiędzy niskimi budynkami.

– Cholera – przeklęła siarczyście pod nosem, gdy potknęła się o krawężnik.

W tym mroku ciężko było patrzeć pod nogi. Skupiona na szukaniu jakichkolwiek śladów ignorowała doskwierające jej zimno. Przemykała po nieznanym terenie niczym cień, a dół jej płaszcza łopotał na wietrze. Krążyła po omacku. Nie wiedziała, czego ma się spodziewać. Choć na początku czuła adrenalinę, teraz w jej żyłach zbierała się irytacja. Domyślała się, że ten, kto zostawił kartkę w jej skrzynce na listy, chciał zrobić jej na złość. Pewnie dowiedział się, że jest detektywem, i zamierzał się nią zabawić. Pluła sobie w brodę, że przez tak irracjonalną rzecz zdecydowała się przejechać praktycznie cały Nowy Jork w poszukiwaniu czegoś, co zostało tu ukryte.

Czuła ciężar broni, gdy coraz bardziej niecierpliwie rozglądała się po porcie. Jakimś cudem ponownie wyszła na główną ulicę i z niezadowoleniem spoglądała na łódki, które – mimo że przywiązane – kołysały się na małych falach. Droga była pogrążona w coraz gęstszej ciemności. Zeszła po brukowanych schodkach na niższą część chodnika i zmarszczyła brwi. Zatrzymała się i uniosła do oczu kartkę. Odczytała z niej określenie miejsca, w którym właśnie stała, i godzinę. Zerknęła na zegarek, była punktualnie.

Uniosła głowę. Spomiędzy jej spierzchniętych warg uciekł obłoczek pary.

Wyciągnęła z kieszeni telefon i włączyła latarkę. Oświetliła nią drogę za sobą, spodziewając się, że pominęła coś ważnego. Obróciła się, ponownie spojrzała na wodę.

I wtedy to dostrzegła.

Zrobiła ostrożny krok do przodu. Stanęła tuż przy krawędzi. Gdyby pokusiła się o postawienie kolejnego, wpadłaby do oceanu. Kucnęła, by przyjrzeć się temu, co zwróciło jej uwagę.

Najpierw zobaczyła chyba dłoń, nie była pewna.

Po sekundzie skupiła wzrok na odzianym w ciemne ubranie ciele.

Delilah rozpoznała ofiarę.

W tym samym momencie krew odpłynęła jej z twarzy.

ROZDZIAŁ 1

Powroty były beznadziejne.

O tym pomyślał Ian, kiedy wczesnym porankiem ktoś załomotał do jego drzwi i bezlitośnie pukał przez kolejne sekundy. Mężczyzna najpierw z westchnieniem schował twarz w poduszkę, ale gdy rozległ się również dźwięk dzwonka, przeklął. Zwlekł się z materaca i przeczesał skołtunione, ciemne włosy, które po pierwszej nocy w Nowym Jorku żyły swoim życiem. Zaspanym wzrokiem zerknął na czarną walizkę w kącie sypialni i porozwalane na podłodze ubrania. Zgarnął z kupy ciuchów szarą koszulkę i spodnie dresowe, po czym pospiesznie się ubrał i ruszył w stronę wyjścia.

– Kimkolwiek jesteś, prosisz się o kłopoty – mruknął z niezadowoleniem i przekręcił w zamku klucz. Z niechęcią otworzył drzwi i wyjrzał na zewnątrz.

Na widok stojącego na korytarzu Chrisa natychmiast się rozbudził.

– Mógłbym spodziewać się tutaj wszystkich oprócz ciebie – odezwał się cicho.

W odpowiedzi jego przyjaciel uśmiechnął się kącikiem ust. Ian mrugnął, by upewnić się, że nie miał zwidów. Christian prezentował się dostojniej, niż go zapamiętał. W zapiętym szarym płaszczu i czarnym kaszmirowym szaliku wyglądał wręcz idealnie. Gdy tylko spojrzał mu w oczy, dostrzegł jednak pewną zmianę: niebieskie tęczówki mężczyzny były przygaszone i nie było w nich znajomego rozbawienia. Włosy miał lekko zmierzwione i wilgotne przez padający na zewnątrz deszcz. Mimo to trzymał się prosto.

– Ciebie też miło widzieć, dupku – odburknął w odpowiedzi. – Wpuścisz mnie?

– To zależy, czy twoje towarzystwo jest warte zmarnowania kilku minut snu – odparł, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. Mężczyzna nadal nie przekroczył progu jego mieszkania, ale przestąpił z nogi na nogę.

– Jest sprawa.

– Tyle masz mi do powiedzenia po pół roku rozłąki? – zakpił. – To coś nowego.

– Chodzi o Delilah.

Krzywy uśmiech zniknął z twarzy Iana. Natychmiast spoważniał i poczuł ucisk w piersi.

– Zamieniam się w słuch – odparł od razu i bez wahania wpuścił Christiana do środka.

Kątem oka dostrzegł, że mężczyzna mimochodem przewrócił oczami, ale powstrzymał się od komentarza. Gdy Ian zatrzasnął drzwi, odwrócił się do swojego gościa i spięty wskazał na dalszą część mieszkania.

– Jeszcze nie zdążyłeś się rozpakować, co? – prychnął Chris z dłońmi wciśniętymi do kieszeni płaszcza. Przez moment rozglądał się po mieszkaniu, jakby próbował sobie je przypomnieć, ale wydawał się przy tym zestresowany. Ian zacisnął zęby, zirytowany tym, że przyjaciel nie przeszedł od razu do sedna. – Jesteś tak samo leniwy jak ja, a mimo to i tak lubią cię bardziej – dodał Chris, wskazując panujący w kuchni bałagan.

– Powiesz w końcu, o co chodzi, czy będziesz mnie trzymać w niepewności?

– Dopiero przyszedłem, daj mi się nacieszyć chwilą w twoim towarzystwie – odpowiedział Christian i znowu rozejrzał się po mieszkaniu.

Ian zmarszczył ze zniecierpliwieniem brwi. Chris zwilżył usta koniuszkiem języka, przez moment zbierając się do odpowiedzi.

– Więc? – ponaglił go brunet, znowu krzyżując ramiona na klatce piersiowej. Szatyn zwrócił się w jego stronę, a na jego twarzy pojawiła się powaga.

– Matka Delilah została zamordowana.

Po tym jednym zdaniu między nimi zapadła pełna napięcia cisza. Calloway nie odważył się nawet mrugnąć, próbując przetrawić informację, którą dostał. Christian natomiast wykrzywił usta w grymasie niezadowolenia i westchnął, wyciągając dłonie z kieszeni.

– Jak to została zamordowana? – wydusił w końcu Ian. Nie rozpoznawał swojego głosu. Miał wrażenie, że sekundy mijały boleśnie powoli, gdy Chris przyglądał się mu bez słowa. – Christian? – syknął ponaglająco.

– Wybacz, nie jestem dobry w przekazywaniu informacji – odpowiedział przybyły, przestępując z nogi na nogę. Był spięty. – Ktoś ją zabił – powtórzył i nie dodał nic więcej, rozkładając bezradnie ręce.

Calloway wziął wdech i wyjrzał przez okno.

– Ktoś ją zabił? – odparł głucho, na co Chris jedynie spuścił wzrok.

Przez moment obaj mężczyźni nie ruszyli się nawet o krok. Ian próbował zebrać myśli, zadać odpowiednie pytanie czy też zareagować tak, jak powinien, ale w jego głowie panowała pustka. Nie spodziewał się tego typu informacji po pół roku nieobecności. Nie w takim momencie planował swój powrót.

– Kiedy? – zapytał w końcu. Podszedł do dębowego stołu i opadł na jedno z krzeseł.

Zwrócił się w stronę Christiana, gdy ten pokonał szerokość pokoju i zajął miejsce naprzeciwko niego.

– W poprzedni weekend – wymamrotał szatyn. – W sobotę. Delilah miała wtedy jeden dzień wolnego i jakimś cudem… Jakimś cudem znalazła ciało. – Mężczyzna brzmiał tak, jakby ciężko było mu wypowiedzieć choć słowo, a jego głos był zduszony. Zaczął bawić się palcami u rąk i zerkał na milczącego Iana kątem oka.

– Jak?…

– Ktoś zadał jej szesnaście ran kłutych i wrzucił do oceanu – przerwał brunetowi Chris, najwyraźniej domyślając się, jakie pytanie chciał zadać. – Na nasze szczęście fale wypchnęły ciało bliżej molo. Tam znalazła je Delilah. Podczas… spaceru.

– Spaceru?

– Miała dzień wolny. Powiedziała, że znalazła ciało przypadkiem – odpowiedział śledczy i znowu westchnął.

– Co z nią? – Ian przeszedł do pytania, które najbardziej go nurtowało. – Jak ona się czuje? Gdzie teraz jest?

– Nie mamy z nią kontaktu od dwóch dni – odparł ledwo słyszalnie Christian i opuścił ramiona. Na jego twarzy odbiły się zmęczenie i stres, które starał się ukryć, teraz jednak, kiedy Ian spojrzał mu prosto w oczy, jego maska pękła.

– Jak to nie macie z nią kontaktu od dwóch dni? – Calloway wyraźnie ważył każde słowo. Ton jego głosu nie zdradził jakiejkolwiek emocji, gdy powoli się wyprostował i oparł plecami o oparcie krzesła. Nieprzyjemny ciężar osiadł w jego klatce piersiowej.

– Właśnie dlatego do ciebie przyjechałem – przyznał nieśmiało szatyn. – Nie mogę się z nią skontaktować, nie mogę jej znaleźć. Wyłączyła telefon i Bóg tylko wie, co teraz wyczynia. Była wściekła, kiedy przekazałem jej, że ma odpuścić sobie śledztwo w sprawie… matki. Ale to Delilah, wszystko musi zrobić po swojemu – powiedział na jednych wydechu, a kiedy skończył, przeklął cicho pod nosem i pokręcił głową. – Wybacz, nie powinienem cię w to wciągać po tylu miesiącach nieobecności – przeprosił po chwili i wstał.

Ian poszedł w jego ślady i natychmiast zaoponował:

– Oczywiście, że powinieneś mnie w to wciągnąć, niezależnie po ilu miesiącach!

– Nadal ci na niej zależy?

Detektyw zmrużył oczy.

– Nie sądzę, że to dobre pytanie w obecnej sytuacji.

– Przepraszam, po prostu pomyślałem… – Chris machnął lekceważąco ręką i zmienił temat. – Jadę właśnie do komisariatu, żeby czegoś się dowiedzieć. Jak tylko ją znajdę, dam ci znać.

– Chyba nie myślisz, że po tym, co teraz powiedziałeś, tak po prostu pozwolę ci wyjść?

– A co mam zrobić, Ian? Dopiero wczoraj dowiedziałem się, że wróciłeś. Pomyślałem, że dobrym pomysłem będzie spytanie cię o radę, ale teraz, gdy cię widzę… – zamilkł na moment, by zastanowić się nad tym, jak ująć dalszą część wypowiedzi w odpowiednie słowa. – Wiele się zmieniło przez te kilka miesięcy, podczas których nie było cię tutaj. Może jeszcze pół roku temu byliście blisko, ale teraz nawet ja nie jestem w stanie przewidzieć kolejnego kroku Delilah. A znam ją od lat – zauważył i spojrzał na niego przepraszająco.

– Za późno. Przyszedłeś i o wszystkim mi powiedziałeś, więc teraz pozwól mi pomóc. Jakkolwiek – zaznaczył, gdy Chris już otwierał usta, by po raz kolejny się odezwać. Zamknął je jednak, kiedy zobaczył, że Ian ruszył do łazienki.

Pokręcił głową. Powinien pamiętać, że z ich trójki to właśnie Ian i Delilah byli najbardziej uparci.

Pięć minut później Calloway zarzucał na ramiona nieskazitelną białą koszulę. Wsunął ją w eleganckie czarne spodnie, ale zakasał rękawy i pozostawił dwa guziki niezapięte. Zmierzwił dłonią czarne włosy, po czym zabrał marynarkę i telefon, który wsunął do kieszeni. W tym czasie Christian obserwował go, opierając się o drzwi do mieszkania.

– Długo jeszcze? – westchnął, zerkając na zegarek.

– Zajęło mi to dziesięć minut, kretynie – wytknął mu zapytany.

– Moja ulubiona, przyjazna atmosfera w twoim towarzystwie. Dorzucimy do tego jeszcze Delilah i zrobimy zawody, które z was zwyzywa mnie częściej – prychnął szatyn.

– Nie przegram z nią – odparł Ian, wychodząc razem z nim na klatkę schodową.

– Śmiem wątpić – mruknął pod nosem Chris, na co detektyw łypnął na niego ostrzegawczo.

– Zastanów się lepiej, czy chcesz, żebym ci pomagał.

– No przecież mówiłem wyraźnie, że nie! – sarknął zirytowany śledczy.

– To masz pecha, bo twoje zdanie lata mi koło…

Nim dokończył, Chris wbił mu łokieć w żebra. Ian syknął.

– Nie minęło nawet pół godziny, a już mnie wkurwiasz – burknął śledczy i wszedł do windy. Obaj mężczyźni spojrzeli na siebie z niezadowoleniem. – A teraz się skup. Przedstawię ci w komisariacie wszystko, czego się dowiedzieliśmy, a potem poszukamy Delilah. Zrozumiano?

– To teraz ty ustalasz zasady? – spytał Calloway, wciskając guzik, by winda zjechała na sam dół.

– Nie było cię pół roku, nie masz nic do gadania.

– A właśnie, że mam.

– Zdziwisz się – prychnął Chris.

– Dupek.

– Kretyn – odgryzł się szatyn.

– I wszystko wraca do normy – westchnął Ian, po czym pokręcił głową.

Chwilę później wyszli z budynku i razem skierowali się do samochodu Chrisa. Detektyw zmarszczył brwi, dostrzegając czerwoną mazdę, której wcześniej u niego nie widział.

– Zarobiłeś na nowe cacko? – spytał, zajmując miejsce pasażera.

– To długa historia. Nie mamy teraz na to czasu – odpowiedział Christian, po czym uruchomił silnik i ruszył z parkingu.

– Co jeszcze powinienem wiedzieć, nim dojedziemy na miejsce?

– Ze wstępnych badań wynika, że w momencie kiedy Delilah ją znalazła, Caroline Warren była martwa od kilku godzin – zaczął posępnie śledczy. – Na jej ciele znaleziono liczne obrażenia w postaci siniaków i zadrapań, ale stwierdzono, że przyczyną śmierci były rany kłute. Szesnaście ran. Jeśli były jakiekolwiek ślady, woda skutecznie je zmyła. Bądź co bądź, zabójca wiedział, co robił.

– W miejscu gdzie Delilah znalazła ciało, zidentyfikowano jakieś ślady?

– Nie.

– No tak, czego innego się spodziewałem – zakpił Ian i pokręcił głową.

Wcale nie było mu do śmiechu. Od momentu kiedy dowiedział się o śmierci matki Delilah, nie mógł przestać myśleć nad tym, co kobieta obecnie przechodziła. Choć nie mieli styczności od wielu miesięcy, nadal czuł ucisk w klatce piersiowej na myśl, że działa się jej jakakolwiek krzywda.

Był cholernym idiotą, jeśli myślał, że brak kontaktu z nią wyjdzie mu na dobre. Kiedy zajmował się śledztwem w Anglii, zdecydował skupić się jedynie na pracy – w końcu i dla niego, i dla Delilah to właśnie ona była najważniejsza. Nie przypuszczał jednak, że tuż po powrocie dowie się o czymś takim. Miał też świadomość, że jeszcze kiedy prowadzili wspólnie śledztwo, kobieta nie dzieliła się z nim informacjami o rodzinie. Zostawiła je dla siebie, nie chciała opowiadać o swoich rodzicach. Wtedy to rozumiał, ale teraz dotarło do niego, że gdyby wiedział cokolwiek, może pomogłoby mu to w znalezieniu jakichś punktów zaczepienia.

– Odkąd dowiedziałem się o tym zabójstwie, nalegałem, żeby Delilah nie brała w nim udziału – podjął Chris. – To w końcu jej matka, a nie obcy człowiek. Ale Warren to Warren, uparcie ignorowała zalecenia. Pokłóciłem się z nią kilka razy, po czym dostała przymusowy urlop, a później przestała odbierać telefony. Nie było jej też w domu. Wczoraj szukałem we wszystkich miejscach, w których mogłaby być. I nie zgadniesz – westchnął ironicznie. – Nigdzie jej nie ma.

– Co na to ludzie z policji?

– Przydzielili do tej sprawy innego detektywa, ale jak możesz się domyślać, wiele nie wskórał. Kiedy do ciebie jechałem, pomyślałem, że może dowiedziała się, że wróciłeś, i jakoś się z tobą skontaktowała. Po twojej reakcji widzę, że jednak nie. – Chris przyspieszył, a Ian skinął lekko głową. Oczywiście, że do niego nie zadzwoniła. Właściwie nawet nie był zdziwiony. Nie dość, że kobieta zawsze wolała działać na własną rękę, to po takim czasie raczej nie zamierzała odnawiać z nim kontaktu. Szczególnie że w tym przypadku chodziło o zwykłą pomoc. – Udało nam się ustalić, że Caroline Warren była po pięćdziesiątce i rozwiodła się z mężem. Jeszcze nie udało nam się z nim skontaktować, ale to sprawa kilku dni. Śledztwo dopiero się rozpoczęło i na razie za wiele nie mamy – przyznał ze skruchą szatyn.

– A świadkowie? Ktokolwiek, kto był wtedy w pobliżu?

– Zabójca wybrał miejsce najprawdopodobniej nieuczęszczane przez wiele osób. Nie byłem jeszcze w domu Caroline.

– I pomyślałeś, że mnie tam zabierzesz?

– Właśnie – przyznał po raz kolejny Chris. – Jest szansa, że znajdziemy tam coś, co nas zaprowadzi do Delilah. A może też i do zabójcy.

– Warren się wścieknie, jeśli dowie się, że wróciłem i jeszcze grzebię w jej prywatnych sprawach.

– Myślę, że jest już wystarczająco wściekła. Na tyle, że twoja obecność nie zrobi na niej żadnego wrażenia.

Czyli faktycznie jest bardzo źle, podsumował w myślach Ian.

– Prócz ojca Delilah znaleźliście kogoś jeszcze?

– Dalszych krewnych, którzy mieszkają daleko od Nowego Jorku. Jej matka pracowała w sklepie z ubraniami, ale dopiero wstępnie przesłuchaliśmy jej współpracowników.

– Gdzie mieszkała?

– Na obrzeżach miasta. Mam adres zapisany w telefonie. Dostałem zgodę na ponowne przeszukanie.

– Jak mniemam, tylko ty? Delilah nie?

– Jestem pewny, że w obecnej sytuacji Delilah ma gdzieś jakiekolwiek zasady. A wściekłość to potęguje. – Umilkł na moment i rzucił Ianowi porozumiewawcze spojrzenie. – Bez wątpienia będzie chciała się zemścić.

Na tym rozmowa się skończyła. Ian wypuścił powietrze, ale nie pomogło mu to w pozbyciu się nieznośnego ucisku w klatce piersiowej. Z wahaniem wyciągnął z kieszeni telefon. Wszedł w kontakty i przeszukał listę w poszukiwaniu numeru Delilah.

– Od ciebie też nie odbierze – mruknął Christian, parkując przed komisariatem. – Od nikogo nie odbiera. Zresztą mówiłem ci, że jej telefon jest wyłączony – przypomniał, ale mimo to Ian wybrał numer i zadzwonił.

Przycisnął telefon do ucha i wbił wzrok w znajomy budynek, w którym kilka miesięcy temu spędzał praktycznie każdą chwilę swojego życia. Jeśli nie jeździł w poszukiwaniu śladów i nie przepytywał świadków, właśnie tu przebywał.

Przez moment jeszcze z namiastką nadziei wsłuchiwał się w dźwięk połączenia, skoro okazało się, że kobieta chociaż włączyła telefon. Jednak nie odebrała, kilka sekund później odpowiedziała mu poczta głosowa. Christian uśmiechnął się smutno i wysiadł, więc Ian podążył jego śladem. Zatrzasnął drzwi samochodu i zwrócił się w stronę komisariatu.

Dotarło do niego, że przez cały ten czas jednocześnie nie zmieniło się nic i zmieniło wszystko. Poczuł krążącą w żyłach adrenalinę i wyżej uniósł głowę. Wszedł do środka tak, jakby przez ostatnie pół roku robił to codziennie. A przecież minęło mnóstwo dni, od kiedy ostatni raz pracował z Delilah i od kiedy byli ze sobą blisko. Miał wrażenie, że zaczyna wszystko od nowa.

Kilku pracowników przywitało się z nim, większość oczywiście dobrze go pamiętała i od razu zaczęła wypytywać o pracę za granicą. Uprzejmie zbył te pytania krótkimi odpowiedziami i przyspieszył kroku, by jak najszybciej dostać się do odpowiedniego pomieszczenia. Wiedział, że w tym momencie liczyła się dla nich każda sekunda. Mimo wszystko brak obecności Delilah w takiej sytuacji wywoływał w nim jeszcze większy niepokój.

– Właź – polecił Christian, otwierając drzwi.

Ian wszedł do pogrążonego w półmroku pokoju. Włączył światło i spojrzał na walające się na całym stole stosy papieru.

– Niestety, nie mam zdolności utrzymywania porządku przy pracy – usprawiedliwił się śledczy, widząc spojrzenie Callowaya, i skinął głową na blat.

Brunet podszedł do ciemnego stołu i spojrzał na pospiesznie zapisane informacje. Nie to jednak zwróciło jego uwagę.

Zatrzymał wzrok na zdjęciach martwej kobiety, której obrażenia i nienaturalny kolor skóry wybijały się na pierwszy plan. Sięgnął po pierwsze z nich i przyjrzał się starszej blondynce. Woda zmyła jakąkolwiek krew, ale i tak dostrzegł poharatane policzki i wyraźnie zasinioną szyję. Miała… Miała w sobie coś z Delilah.

– Caroline Warren, pięćdziesiąt trzy lata, metr sześćdziesiąt wzrostu – mruknął cicho Christian. – Na ciele nie znaleziono żadnych śladów oprócz ran. Ani narzędzia, którym zostały zadane.

Ian sięgnął po kolejne zdjęcie i włączył lampkę, by dostrzec więcej szczegółów. Skanował wzrokiem kościste, poobijane ciało denatki. Jego uwadze nie umknęły wyraźne ślady wkłuć na ramionach, które dostrzegł na zbliżeniu.

– Nie znaleziono żadnych substancji, którymi mogła zostać odurzona i zabita… – podpowiedział Chris.

– Ale mimo to wygląda, jakby coś jej wstrzyknięto. Może coś brała? Leki? – zapytał cicho detektyw.

– Zapytaj Delilah, z pewnością ci odpowie – westchnął z niezadowoleniem Christian. – Mówiłem, że nic nie wiemy, a Delilah również nie powiedziała nam praktycznie niczego.

– Przecież jest detektywem, doskonale wie, że informacje w takim przypadku są cenne – odpowiedział z irytacją. – Dlaczego nie chce współpracować? To do niej niepodobne. Zawsze, bez względu na wszystko stara się być profesjonalna.

– Myślę, że ta zasada nie obowiązuje w przypadku zabójstwa jej matki – odparł Chris, który wciąż nie zrzucił z ramion płaszcza.

Ian domyślił się, że czekał, by on jak najszybciej przejrzał wszystko, co do tej pory zdobyli, a później pojechał z nim do mieszkania matki Delilah.

– Ktoś ją przesłuchiwał?

– Próbowali. Kilka razy.

– I?

– Czy widzisz, żebym posiadał jakieś dowody albo informacje? Nie mam nic, Ian. Nie mam nic, co pomogłoby nam w tym śledztwie.

– Przecież na pewno coś wie.

– Oficjalnie odpowiedziała nam na wszystkie pytania. A to, że te odpowiedzi niczego nie wniosły… – Christian wzruszył ramionami z rezygnacją. – Masz odwagę ją spytać, czy powiedziała nam wszystko? Bo ostatnio, kiedy zadałem to pytanie, rzuciła mi tak piorunujące spojrzenie, że natychmiast się zamknąłem. Nie sądzę, że będziesz miał do niej odpowiednie podejście po pół roku nieobecności. Prędzej zwyzywa cię od stóp do głów, a później znowu zniknie.

– Może mnie wyzywać, ile tylko chce. Dałem sobie z nią radę pół roku temu, a teraz sprawa jest o wiele ważniejsza – zauważył.

Przez kolejne minuty Ian przeglądał sporządzone chaotycznie notatki Christiana. Większość czasu zajęło mu oczywiście rozczytanie jego niewyraźnego pisma. Nie było tego wiele, w końcu śledztwo dopiero się rozpoczęło, ale tak jak w przypadku wszystkich innych, Ian miał zamiar zapamiętać każdy szczegół, który mógłby pomóc mu w odnalezieniu jakiegoś punktu zaczepienia lub dowodu, który został pominięty. Chris w tym czasie odpowiadał na jego pytania i rzucał krótkie informacje, które mogły bardziej wprowadzić go w temat. Oczywiście niecierpliwił się, a przez to Ian znowu czuł wagę upływającego czasu. Znajoma presja opadła na jego barki już teraz, mimo że nie spędził w Nowym Jorku nawet jednego pełnego dnia. W jego głowie pojawiło się po raz kolejny jedno pytanie: co wydarzyło się naprawdę?

Przekartkował kilka kolejnych notatek i w końcu wyprostował się nad stołem.

– Jak zachowywała się Delilah, kiedy zgłosiła wam, że znalazła ciało? Co mówiła, kiedy przyjechaliście? – spytał w końcu po dłuższej chwili ciszy.

– A jak mogła się zachowywać? Obojętnie. Była niewzruszona. Zachowywała zimną krew przez cały czas. Odpowiedziała tylko na pytania, a kiedy skończyli przesłuchanie, wyszła i nawet nie obejrzała się za siebie. Nie odezwała się do mnie słowem – odpowiedział Chris. – Zadzwoniłem do niej tego samego dnia, żeby chociaż zapytać, jak się czuje. Zbyła mnie krótką gadką i się rozłączyła. Później kontaktowałem się z nią kilka razy, ale każda rozmowa kończyła się kłótnią i zakończeniem połączenia. Resztę już ci powiedziałem. Zleciłem przeszukanie okolic jej osiedla, sam trochę poszperałem i nic. Delilah po prostu zapadła się pod ziemię.

To ani trochę nie poprawiało ich obecnej sytuacji.

– Wychodzi na to, że mamy więcej pracy, niż się spodziewałem – mruknął Calloway.

– Już się naczytałeś? Możemy iść?

– Tak – odpowiedział Ian.

Po raz ostatni zerknął na twarz martwej matki Delilah.

ROZDZIAŁ 2

Deszcz padał nieustannie od samego rana. Ciemne chmury kłębiły się nad wieżowcami i sprawiały, że miasto wydawało się jeszcze bardziej ponure. Ian w milczeniu patrzył na widok za oknem. Przez całą drogę do mieszkania matki Delilah nie odezwał się ani słowem, analizując w myślach wszystko, czego do tej pory zdołał się dowiedzieć. Największy niepokój wywoływał w nim fakt, że Warren nadal nie skontaktowała się z nikim i najwyraźniej naprawdę zapadła się pod ziemię.

– Już niedaleko – powiedział Christian, gdy wyczuł rosnące w samochodzie napięcie. – Poszperamy trochę i może coś znajdziemy – dodał, zerkając na detektywa porozumiewawczo, co Ian przyjął lekkim skinieniem głowy.

– Nadal do ciebie nie oddzwoniła? – spytał szatyna i choć znał odpowiedź, łudził się, że może mężczyzna miał wyciszony telefon lub nie usłyszał dzwoniącej komórki.

Z Delilah mogło dziać się teraz wszystko. Opcji było mnóstwo, a on nie mógł wybrać spośród nich ani jednej. Na tyle, na ile znał kobietę, przeczuwał, że zamierzała działać indywidualnie i nie kontaktować się z nikim aż do rozwiązania tej sprawy. W tym przypadku chodziło jednak o jej matkę, dlatego podejrzewał, że towarzyszyły jej dwa razy silniejsze emocje. Sam był zdania, że nie powinna zajmować się tym śledztwem, a jednocześnie wiedział, że nie miał na to żadnego wpływu. Nie mógł jej zatrzymać. Delilah Warren to kobieta, która nawet z pokoju bez drzwi i okien znalazłaby wyjście.

Zacisnął zęby, gdy zatrzymali się przy jednym z bloków. Czuł się tak, jakby wchodził brudnymi butami w życie, którego wcale nie powinien poznawać. Jednak był zbyt uparty, by tego nie zrobić. Chciał pomóc Delilah, nawet jeśli od ich ostatniej rozmowy minęły miesiące i oboje udowodnili, że rozłąka była dla nich lepsza. Nawet jeśli myślał o niej każdego dnia, kiedy nie było jej w pobliżu.

– Do dzieła – zakomunikował Christian, wyłączając silnik. Otworzył drzwi od samochodu. Nim wysiadł, zerknął na Callowaya. – Może na coś się przydasz – powiedział, mrugając do niego znacząco.

– Do wkurzenia Delilah po raz tysięczny? Oczywiście, jestem gotowy – odpowiedział kpiąco brunet i wysiadł.

Przygładził włosy, które były dłuższe niż kilka miesięcy temu. Nie miał czasu zrobić z nimi porządku i pójść do fryzjera, ale zakodował w głowie, że powinien ogarnąć je w wolnej chwili.

O ile mógł w ogóle liczyć na wolną chwilę po powrocie. Jak na razie nic tego nie zapowiadało.

– To tam – mruknął Chris, wskazując jeden z budynków, oddalony od nich o kilkanaście metrów.

Ian wziął wdech i tylko lekko skinął głową. Jakiekolwiek słowa w tym przypadku nie były potrzebne. W milczeniu ruszył we wskazanym kierunku.

Christian również nie był chętny do prowadzenia rozmowy. Wcisnął dłonie do kieszeni płaszcza i z grymasem na twarzy dogonił detektywa. Na szczęście drzwi bloku były otwarte, dlatego pospiesznie weszli na klatkę schodową i wdrapali się na trzecie piętro. Mężczyzna otworzył drzwi, które ustąpiły z cichym skrzypieniem, po czym wpuścił bruneta pierwszego.

Mieszkanie było małe, ale miało dwa poziomy. Ian rozejrzał się po wąskim korytarzu i spojrzał na zostawione przy komodzie buty. Na wieszaku wisiały dwie kurtki, których matka Delilah już nigdy miała nie włożyć. Ściany były jasne, a mieszkanie pomimo bałaganu wyglądało na zadbane i przytulne.

Wyglądało na to, że nikt nie zabrał się do zrobienia tutaj porządku i wszystko od śmierci Caroline stało nienaruszone. Gdy przeszli do salonu połączonego z kuchnią, zlustrowali wzrokiem brudne kubki na blacie i papiery walające się na stoliku przy sofie.

Po prawej znajdowała się mała kuchnia w odcieniach szarości z dużą, czarną lodówką w rogu. Ian zakładał, że w środku nadal było jedzenie, ale jeszcze powstrzymywał się przed przeszukiwaniem. Ktoś przed nimi powyjmował z szafki pod oknem jakieś dokumenty. Na podłodze leżała roztrzaskana figurka i parę drobnych monet obok niej. Nie był pewny, na czym powinien skupić uwagę w pierwszej kolejności.

– Najpierw przeszukamy wszystko tu, a dopiero później na górze? – spytał Chris, wzdychając i podchodząc do okna.

Wyjrzał na zewnątrz, ale przez rozpoczynającą się ulewę niewiele było widać. Roztargnionym gestem przeczesał brązowe włosy. Twarz miał pobladłą i z wyraźnym trudem zabierał się do przeszukania tego miejsca. Może tak jak Ian czuł, że wtrąca się w sprawy, których tak naprawdę nie powinien zaczepiać. Choć znał Delilah dłużej od Iana, wyglądał na tak samo nerwowego i ogarniętego poczuciem winy. Czuł się w tym mieszkaniu zupełnie inaczej niż na jakimkolwiek innym miejscu prowadzenia śledztwa. To dlatego nie zajrzał tu jeszcze do tej pory, zdając się na doświadczenie ekipy techników. Teraz, z Ianem przy boku, było mu jakoś raźniej.

Calloway przeklął bezgłośnie. Czuł się zdeterminowany, aby znaleźć rozwiązanie tak jak przy każdym śledztwie, ale nie mógł przestać myśleć o detektyw, która nadal z nikim się nie skontaktowała. Z sekundy na sekundę wzrastała też jego frustracja i cały czas wszystko analizował. Wiedział, że uspokoi się dopiero, gdy odnajdą Delilah lub ona sama da jakiś znak życia.

– Sprawdzę górę i zobaczę, czy znajdę tam coś wartego uwagi. Ty możesz zająć się… tym. – Machnął ręką na salon, po czym skierował się po schodach na piętro. Christian tylko niechętnie przytaknął za jego plecami.

Schody skrzypiały z każdym postawionym przez niego krokiem. Na górze zatrzymał się na widok otwartych drzwi od sypialni. Doskonale widział rozwaloną pościel na łóżku i potłuczone szkło na podłodze.

Zaciągnięte zasłony sprawiały, że w sypialni panował półmrok. Była mała, stały tu łóżko, komoda, dwie szafki i biurko w rogu oraz mała biblioteczka zapełniona książkami. Na podłodze leżał delikatnie pozwijany biały dywan. Postawione na parapecie kwiaty nieco opadły, najwyraźniej niepodlewane od kilku dni. Na każdym kroku wygląd tego miejsca potwierdzał, że mama Delilah starała się utrzymywać to mieszkanie w dobrym stanie, ale kiedy zostawiła je puste, coś zaczęło się psuć. Przypuszczał, że po jej śmierci ktoś musiał zajrzeć tutaj raz czy dwa razy – może nawet Warren. Ian wiedział, czym zajmowała się matka Delilah i jeśli pracowała, prawdopodobnie znikała na całe dnie. Może w jakiś sposób była podobna do detektyw, którą poznał.

Włożył na dłonie lateksowe rękawiczki i zajął się pierwszym pomieszczeniem.

Wziął się w garść. Zastąpił wyrzuty sumienia profesjonalizmem i sięgnął po zwiniętą kołdrę. Wytrzepał ją, by upewnić się, że na łóżku nie ma niczego prócz pościeli. Spojrzał również, czy na materiale nie było krwi, choć doskonale wiedział, że ciało nie zostało znalezione tutaj. Mimo to chciał się upewnić, że nie pominie żadnego ważnego dla śledztwa szczegółu.

Podniósł również poduszki i materac, a gdy przejrzał całe łóżko, zajął się szafkami. W jednej z nich znalazł tabletki na sen i kilka magazynów modowych. W drugiej szufladzie leżały niewarte uwagi drobiazgi. Zabezpieczył opakowanie z tabletkami, wściekły, że nie zrobili tego technicy, i zatrzymał się przy rozbitym szkle. Obok leżała ramka. Podniósł ją niepewnie i wbił wzrok w zdjęcie, które najwyraźniej przedstawiało młodą jeszcze Caroline. Na fotografii mogła mieć niecałe czterdzieści lat. Zwrócił uwagę na dziewczynkę stojącą między nią a mężczyzną, który być może był jej ojcem, ale najpierw przyjrzał się jemu. Postawny facet o szerokich umięśnionych ramionach i przenikliwym spojrzeniu zmuszał się do uśmiechu. Jedną dłoń opierał na ramieniu dziewczynki, a drugą wsunął do kieszeni ciemnych dżinsowych spodni. Miał na sobie czarną koszulę, która podkreślała jego masywne ciało. Na twarzy widniał kilkudniowy zarost. Ian dostrzegł, że mężczyzna w momencie robienia zdjęcia nie był zadowolony, a z jego oczu z jakiegoś powodu wyzierał smutek. Wyglądał na pewnego siebie, ale coś w jego spojrzeniu mówiło detektywowi, że wcale nie chciał tam być. Calloway całą uwagę przeniósł na osobę obok.

Przyjrzał się złotym włosom dziewczynki. Szeroko się uśmiechała, a jej oczy błyszczały radością. Była ubrana w niebieskie spodnie i biały sweter. W jej wyglądzie było coś niewinnego. Już wtedy trzymała w ręce notatnik ozdobiony jakimś różowym napisem. Miała również zielony długopis. Drugą dłonią ściskała rękę Caroline. Mocno się w nią wtulała. Jej kręcone włosy sięgały za obojczyki, a jeden z jasnych kosmyków miała spięty różową spinką.

Czyli wcześniej jednak wkładała coś w innym kolorze niż czarny.

Kącik ust Iana lekko drgnął, jednak po chwili jego uśmiech przygasł, zastąpiony przez niewytłumaczalny żal, który poczuł. Mężczyzna spojrzał prosto w łagodne dziecięce oczy dziewczynki i poczuł suchość w gardle. Wyglądała na bardzo szczęśliwą, choć stojąca obok niej dwójka dorosłych wyraźnie zmuszała się do okazania jakiejkolwiek radości.

Bez wątpienia była to Delilah.

Ian zdecydowanie powinien odpuścić, jeśli jeszcze miał taką możliwość, ale był zbyt uparty. Chciał się dowiedzieć, co stało się naprawdę. Tylko czy było to warte utraty zaufania Delilah, która nawet kilka miesięcy temu trzymała między nimi dystans jak najdłużej? Przeszli wyboistą drogę, a teraz miał wrażenie, jakby burzył to wszystko jedną niewłaściwą decyzją.

Pokręcił głową i odłożył ramkę i zdjęcie na blat biurka. Wysunął kolejne szuflady, ale były puste. Tak jakby ktoś pozbył się z nich wszystkiego. Zmarszczył brwi. A może się myli? Może to Delilah była tu już wcześniej? Wiedziała, że mieszkanie będzie przeszukane. Może zabrała dowody, jeśli były, by samej dotrzeć do zabójcy? Sprawy nie ułatwiał fakt, że Delilah pracowała w policji. Jako doskonały detektyw dobrze wiedziała, czego będą szukać po dowiedzeniu się o zabójstwie. Co, jeśli podążała o krok przed nimi? Tylko dlaczego miałaby utrudniać śledztwo i nie chcieć współpracować? Zawsze była profesjonalna i sama irytowała się, gdy ktokolwiek trzymał język za zębami.

Mnóstwo pytań kłębiło się w jego głowie, kiedy przeszukiwał każdy metr sypialni. W końcu skierował się do łazienki przylegającej do pokoju. Była urządzona w podobnym stylu co sypialnia, również w stonowanych, jasnych kolorach. Tu także panował bałagan. Ktoś wyrzucił z szafki wszystkie kosmetyki, pośród których Ian dostrzegł kolejną buteleczkę leków. Nie znał ich nazwy, ale zabezpieczył ją i zabrał do badania. W koszu na śmieci znalazł kilka zużytych maszynek do golenia i opakowanie po kremie. Nic szczególnego nie zwróciło jego uwagi, jednak coś tu było nie tak. Wszystko, do cholery, było nie tak.

Jeszcze nie wołał Christiana, najpierw sam chciał to sprawdzić. Mężczyzna zajmujący się przeszukiwaniem na dole również się nie odzywał. Ian czuł rosnący niepokój i wcale mu się to nie podobało.

– Cholera – warknął pod nosem.

Ile sekretów ukrywali Delilah i jej rodzina? Jak wiele nie wiedział?

Po upewnieniu się, że w łazience nic więcej nie znajdzie, Ian zszedł na dół z pudełeczkiem leków i zdjęciem. Schody skrzypiały, irytując go bardziej, niżby tego pragnął, ale ugryzł się w język i powstrzymał przed kolejnym przekleństwem.

Jeśli na dole przed chwilą panował nieporządek, teraz był tu jeszcze większy chaos. Ian dostrzegł Christiana, który ze złością wyrzucał z szafek kolejne rzeczy i nawet nie patrzył, gdzie spadały. Miał zaciśnięte zęby i nawet z tej odległości detektyw mógł dostrzec, że był wściekły.

– Masz coś? – odezwał się Calloway, przerywając pełną napięcia ciszę.

Chris drgnął, tak bardzo skupiony na poszukiwaniach, że nawet nie zauważył, gdy Ian schodził na dół. Wyprostował się i odwrócił do bruneta.

– Jeśli masz na myśli fotohistorię całej rodziny Delilah, to tak, znalazłem. Tych zdjęć jest tak dużo, że można by było przeglądać je przez cały dzień – powiedział, po czym wskazał leżące na podłodze pootwierane albumy. – Szczęśliwa, bezproblemowa rodzina – dodał przez zęby i z irytacją pokręcił głową. – Dlaczego, do cholery, Delilah nie powiedziała nam wcześniej praktycznie nic o swojej rodzinie? Przecież nie mogła mieć z rodzicami dużego kontaktu, jeśli przez praktycznie cały czas zajmowała się pracą. Coś mi tu nie pasuje. Bardzo mi nie pasuje i bardzo mnie to wkurwia, bo nie umiem sobie wyobrazić, co chodzi jej teraz po głowie. Chciałbym dziewczynie jakoś pomóc albo chociaż przewidzieć jej kolejny ruch. A tu wszystko jest nie tak! – uniósł się i z dezaprobatą znowu pokręcił głową. W końcu zerknął na rzeczy, które z góry zniósł Ian, a na jego twarzy pojawił się jeszcze większy grymas. – Jej mama na coś chorowała?

– Nie znam tych leków, a to… – brunet potrząsnął woreczkiem z buteleczką z łazienki – nawet nie jest opisane. Oddam je do badania i dopiero wtedy ci powiem – odpowiedział z równym niezadowoleniem. Spojrzeli na siebie znacząco.

– Umiesz pocieszyć.

– Jak zawsze. Masz coś jeszcze?

– Chcesz przejrzeć zdjęcia?

– A jest tam coś, co pomoże nam w śledztwie?

Przez moment Christian się wahał.

– Nie, nie wydaje mi się. – Wypuścił ciężko powietrze z płuc. – Ale kiedy je oglądałem, czułem się tak, jakbym nic o Delilah nie wiedział. Wiadomo, że zawsze unikała tematu rodziny, ale myślałem, że po prostu nie lubi o nich rozmawiać. Nie sądziłem, że może się za tym kryć coś innego. A przypuszczam, czuję właściwie, że tak właśnie jest.

Wskazał na leki i zdjęcia.

– Musimy coś znaleźć – powiedział w końcu Ian.

– Musimy – potaknął głucho Chris i pociągnął nosem, próbując się skupić. – Kiedy dowiedziałem się o zabójstwie Caroline, od razu chciałem wziąć w tym śledztwie udział, żeby jakoś pomóc. Ale teraz… – zawahał się i zerknął na Iana, najwyraźniej szukając wsparcia.

– Ale teraz i tak się nie wycofasz – zakończył za niego dobitnie Calloway. – I ja też nie. Nie zostawimy jej z tym samej, Chris.

– Cholera, przecież wiem! – Szatyn wypluł te słowa z irytacją i potrząsnął głową. – Za chwilę sam będę potrzebował jakichś mocnych proszków.

– To kiepski żart w tej sytuacji – upomniał go Ian, na co śledczy przewrócił oczami.

– Wiem przecież – syknął. – Nie wiem natomiast, co mamy robić dalej – dodał i między nimi znowu zapadła cisza.

– Po prostu skupmy się na pracy. A później, kiedy skończymy, zajmiemy się szukaniem Delilah. Może nie rozmawiałem z nią przez dłuższy czas, ale jedno wiem na pewno: Delilah nie ucieka z podkulonym ogonem. I masz rację, będzie chciała się zemścić – powiedział. – A my musimy dopilnować, żeby nie narobiła głupot, bo nawet nie marzę o tym, że uda się ją od tego odwieść.

– Święta trójca znowu razem – burknął Chris.

Zabrali się do pracy. Przez kolejne pół godziny przeszukali mieszkanie wzdłuż i wszerz. Zajrzeli do każdego kąta i przeszukali każdy mebel. Ian był na tym tak skupiony, że w pewnym momencie całkowicie wyłączył się z otoczenia, robił wszystko automatycznie.

– W śmieciach były jeszcze niezapłacone rachunki za prąd i wodę – powiedział Christian, rzucając na blat stołu kilka otwartych kopert.

Ian skinął głową i przetarł twarz dłonią. Z każdą mijającą minutą był coraz bardziej sfrustrowany.

– Delilah na pewno nic nie mówiła, kiedy już zabrali ciało? – zapytał po raz kolejny, zwracając się w stronę Christiana. Mężczyzna wydawał się coraz bardziej zmęczony i zniecierpliwiony. Posłał mu posępne spojrzenie, po czym westchnął.

– Pojechałem tam od razu, kiedy się dowiedziałem – przyznał. – Delilah czekała już w otoczeniu innych policjantów, ale nie odpowiadała na żadne pytania. Wręcz mordowała wzrokiem każdego, kto odważył się na nią spojrzeć. Zauważyła, że przyjechałem, więc do niej podszedłem i na początku brakowało mi słów. Widziałem, jak pakują ciało martwej matki Delilah. Ona również na to patrzyła. – Śledczy zamilkł.

– I? – ponaglił go po chwili Ian.

– Powiedziałem, że zabiorę ją do samochodu. Odpowiedziała, że nic jej nie jest i sama wróci. Nie odpuściłem, chciałem, żeby wiedziała, że może zwrócić się do mnie o pomoc. Zaproponowałem, że zawiozę ją do komisariatu, jeśli chce teraz odpowiedzieć na jakiekolwiek pytania. Wiedziała, że na pewno będą chcieli ją przesłuchać, ale szybko mnie zignorowała – westchnął i wyjrzał przez okno, by najwyraźniej zebrać myśli. – Była wściekła. Nie pokazywała tego, ale w tamtym momencie mnóstwo emocji pojawiało się w jej oczach. Od gniewu po ból.

Ian zrozumiał, że musi dowiedzieć się wszystkiego. Potrzeba, by znaleźć Delilah, była tak silna, że z trudem trzymał się na nogach. Chciał, żeby była bezpieczna.

– Przesłuchiwali ją od razu?

– Niedługo po tym, jak zabrali ciało – przyznał Christian. – Zaczął Jaxon, ale za wiele z niej nie wyciągnął. Podała im tylko podstawowe informacje, resztę najwyraźniej chciała zatrzymać dla siebie.

– A kiedy rozmawiałeś z nią sam?

– Gdybym cokolwiek wiedział, może wcale by nas tu nie było, Ian – zauważył śledczy. – Po prostu dokończmy to, co tutaj zaczęliśmy, a później jej poszukamy. Na pewno nie jest daleko.

– Co powiedziała Jaxonowi? – Ian upierał się dalej. Potrzebował informacji teraz, nie mógł czekać w nieskończoność i opierać się tylko na domysłach.

– Że znalazła ciało przypadkiem i że miała normalny kontakt z mamą, choć spotykały się rzadko, bo Delilah większość czasu poświęcała na pracę. Kategorycznie zaprzeczyła, gdy Jaxon zapytał, czy ona lub jej ojciec mogli mieć coś wspólnego ze śmiercią Caroline. Opowiedziała mu, jak znalazła się na nabrzeżu i że nie widziała nikogo. Oczywiście nieźle się wkurzyła, gdy zaczął wypytywać o jej prywatną relację, ale wiedziała, że jest to ważne dla śledztwa, więc rzuciła kilka odpowiedzi. Kiedy dał jej spokój, poprosiła, żeby dołączyli ją do śledztwa.

– Czyli jednak z wami współpracowała. To nie tak, że nic nie powiedziała – zauważył Ian.

– Współpracowała, ale nie powiedziała niczego, co mogłoby nam pomóc.

– Może sama nic wtedy nie wiedziała i nie miała jak wam pomóc? – Ian od razu przeszedł do bronienia Warren, choć Chris posłał mu ostrzegawcze spojrzenie. – Chcę porozmawiać z Jaxonem, kiedy już skończymy.

– Tylko nie rzucaj się na niego z pięściami, to wybitnie specyficzny gość.

– Jeśli w niewłaściwy sposób potraktuje mnie albo Delilah, to może liczyć się z konsekwencjami.

– Ian…

– Wszyscy robicie z niej taką złą, bo niby nie chce współpracować, a nie pomyśleliście, że ona sama nic nie wie? – powtórzył, a Chris przeklął.

– Wyobraź sobie, że kiedy jeszcze cię nie było, to ja stawałem w jej obronie. Więc nie martw się, nikt nie powiedział niczego niewłaściwego. Wystarczy, że Delilah sama ich opieprzyła.

– I dobrze. A co Jaxon na to, że chciała dołączyć do śledztwa?

– Oczywiście jej zabronił.

Ian nie powstrzymał westchnienia, a Chris kontynuował:

– Zwyzywała go z góry na dół, po czym stwierdziła, że nie może zabronić jej udziału w tym śledztwie, choć doskonale wiedziała, że nie tylko może, ale i powinien. Delikatnie się… wkurzyła, po czym burknęła, że nic ją jego zdanie nie obchodzi i sama się tym zajmie. A potem wyszła.

– Brzmi… jak Delilah.

Mężczyźni wymienili się smutnymi, ale pełnymi porozumienia uśmiechami.

– Dokończmy to – zdecydował w końcu Chris, wskazując na znalezione przez niego albumy. Ian przytaknął i znowu zabrali się do pracy.

Ich poszukiwania w pewnym momencie zostały przerwane. Drzwi były zamknięte, ale obaj doskonale usłyszeli, że ktoś wsunął klucz do zamka i starał się go przekręcić. Ian instynktownie się wyprostował i sięgnął po broń. Wyjął ją z kabury i powoli ruszył w stronę wyjścia. Gdy ktoś po drugiej stronie z wściekłością walczył z zamkiem, zerknął przez ramię na Chrisa, który wstał z miejsca i również ruszył w jego stronę. W końcu osoba na klatce schodowej otworzyła wejście.

Ian uniósł broń w chwili, gdy drzwi stanęły otworem.

Ujrzał wylot lufy wycelowanego w siebie pistoletu.

A po chwili znajome szare oczy, które w otaczającym ich półmroku niebezpiecznie błysnęły.