This Could Get Ugly - Natalia Antczak - ebook + audiobook + książka

This Could Get Ugly ebook i audiobook

Natalia Antczak

4,2

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Detektyw Delilah Warren dostała właśnie nową sprawę do rozwiązania. Musi znaleźć mordercę żony znanego prawnika – Williama Crawforda. Jednak kobieta nie będzie pracowała sama.
Jej partnerem jest Ian Calloway. Współpraca między tą dwójką nie zapowiada się lekko, bo oboje pałają do siebie niechęcią. Co gorsza, ma to wpływ na przebieg śledztwa, bo zamiast grać do jednej bramki, wciąż tylko rzucają sobie kłody pod nogi.
Znalezienie mordercy w takich warunkach z pewnością nie będzie łatwe. Jednak jakimś cudem para posuwa się do przodu.
Wkrótce sprawy jeszcze bardziej się komplikują, kiedy między dwójką detektywów, oprócz wzajemnej nienawiści, pojawia się coś nowego – pożądanie.
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej szesnastego roku życia.                                                                                                                                                                                                                                                                                                                               Opis pochodzi od Wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 492

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 11 godz. 42 min

Lektor: Hanka Tyszkiewicz
Oceny
4,2 (323 oceny)
167
94
36
19
7
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Agnieszka970

Dobrze spędzony czas

czekam na część drugą
31
jebudubuu

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo wciągająca i trzymająca w napięciu
20
Maja0904

Nie oderwiesz się od lektury

Cudowna historia
21
deathq66

Nie oderwiesz się od lektury

Uwielbiam, dawno nie czytałam tak dobrze napisanych bohaterów. Lece czytać 2 część
10
asia191290

Dobrze spędzony czas

Książka nawet ok, jeśli nie ma się wygórowanych oczekiwań. Fabuła jest ciekawa, choć uważam, że można to było lepiej napisać dla takiego efektu "wow". Strasznie mnie natomiast irytowało, że autorka ciągle używa w stosunku do bohaterów określeń typu "blondynka", "czarnowłosy" - brakuje tu ewidentnie warsztatu literackiego, skoro te słowa tak często się powtarzają. Pierwszy raz się z czymś takim spotkałam.
10

Popularność




Copyright © 2023

Natalia Antczak

Wydawnictwo NieZwykłe

All rights reserved

Wszelkie prawa zastrzeżone

Redakcja:

Katarzyna Mirończuk

Korekta:

Wiktoria Kulak

Edyta Giersz

Dominika Kalisz

Redakcja techniczna:

Mateusz Bartel

Projekt okładki:

Paulina Klimek

Autor ilustracji:

Marta Michniewicz

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8362-046-6

PROLOG

Delilah Warren ceniła sobie rutynę i zasady. Gdy została detektywem, obie te rzeczy zeszły na drugi plan, ponieważ okazało się, że mordercom wcale na nich nie zależało. Pojawiali się w nieodpowiednich momentach, burzyli porządek, wprowadzali chaos i przede wszystkim nie mieli litości dla stróżów prawa, którzy byli zobowiązani po nich posprzątać.

Dzień dobiegał końca, ale dla Delilah nie okazał się tak łaskawy, jak wyglądał na początku.

O dziewiętnastej dwadzieścia jeden, kiedy na dworze świeciły jeszcze ostatnie promienie marcowego słońca, rozdzwonił się jej telefon. Była w parku w trakcie treningu, dlatego chwilę zajęło jej wyciągnięcie komórki. Nieco zdyszana wysunęła go z kieszeni czarnej, pikowanej kurtki i zmarszczyła w skupieniu brwi na widok znajomego numeru. Na szczęście zdążyła odebrać.

– Delilah Warren, słucham. – Jej głos był nieco ochrypły, ale zdołała opanować przyspieszony oddech. Nim padły jakiekolwiek słowa, już kierowała się w stronę swojego mieszkania.

– Doszło do zabójstwa – powiedział człowiek po drugiej stronie. – Mężczyzna znalazł żonę martwą w ich domu.

– Wyślij mi adres – odpowiedziała jedynie, przyspieszając kroku. Kiedy jej współpracownik wypowiedział nazwę dzielnicy, lekko zmrużyła oczy, a na jej twarzy pojawiło się niezadowolenie. Zmusiła się do opanowania i odchrząknęła. – Będę za piętnaście minut.

Kwadrans później było już jednak za późno. Delilah zdążyła wziąć szybki zimny prysznic, który ostudził jej rozgrzane ciało, przebrała się w służbowe ciuchy i nie zastanawiając się nad niczym innym, popędziła do samochodu. Jej czarna marynarka pachniała drogimi perfumami, rzęsy były wyraźnie podkreślone tuszem, a na ustach pojawiła się pomadka w delikatnym kolorze. Po zmęczeniu nie było już śladu. Zamiast tego w jej szarych błyszczących oczach widoczne było skupienie i zdecydowanie.

Choć przez ostatnie pół godziny gnała jak szalona, by wyrobić się na czas, kiedy podjechała pod rezydencję, nie było widać po niej pośpiechu. Uniosła głowę na widok policyjnych radiowozów, których niebieskie i czerwone światła odbijały się w otaczającym ją półmroku. Tłum gapiów również burzył panujący na tak drogim osiedlu porządek. Kobieta mogła pocieszyć się tym, że ludzie byli oddzieleni od parceli wysokim ogrodzeniem i bramą. Policjanci już pilnowali, by nikt nieproszony nie przedarł się na teren posiadłości.

Delilah zatrzymała samochód blisko furtki i wysiadła. Z jej twarzy nie można było wyczytać żadnych emocji. Zatrzasnęła drzwi i zamknęła auto, świadoma rzucanych przez mieszkańców spojrzeń. Zignorowała je. Istotne było, by mogła przedostać się do miejsca zbrodni, dowiedzieć się jak najwięcej, a potem rozpocząć śledztwo lub też równie szybko je zakończyć.

Nim zrobiła choćby dwa kroki, przez furtkę wyszedł jeden z jej pracowników. Puściła więc trzymaną w ręce odznakę i skinęła mu głową, mocniej zaciskając przy tym usta.

– Szczegóły – mruknęła bez przywitania, gdy stanął u jej boku. W jego granatowych oczach pojawił się pewien błysk. Pokręcił głową, najwyraźniej rezygnując z odpowiedzi, i wyciągnął dłoń z dokumentami. Na jego poznaczonej zmarszczkami twarzy odbijało się niezadowolenie. Zwilżył usta koniuszkiem języka i zastukał w teczkę, a wtedy lekko uniosła brew.

– Diane Crawford, trzydzieści jeden lat, znaleziona martwa w salonie. Uderzona czymś ostrym w tył głowy. Na szyi i ramionach widoczne siniaki – wyrecytował pełnym emocji głosem, po czym przełknął ślinę i ponownie otworzył usta. – Prawdopodobnie doszło do szamotaniny, podczas której kobieta została obezwładniona i uderzona. Zebrano odciski palców. Mieszkanie jest w idealnym stanie. Kamery zostały wyłączone na kilkanaście minut, co utrudnia zrekonstruowanie wydarzeń. Mąż denatki znajduje się w jednym z radiowozów, został spisany i przesłuchany. Na razie nic więcej nie wiem.

W trakcie monologu zdążyli przejść przez furtkę i wejść na posesję. Kilku pracowników skinęło jej głową na przywitanie, choć na miejscu panował prawdziwy chaos. Idealny dom i ogród zamieniły się w pobojowisko. Było tu wiele nieznajomych osób, które na pewno nie powinny przebywać tu o tej godzinie. Widziała kilku fotografów i techników. Policja zajmowała się zaniepokojonymi mieszkańcami, a kiedy Delilah przekroczyła próg domu, dotarł do niej znajomy zapach krwi i śmierci.

Jasne wnętrze korytarza wydawało się wręcz nieskazitelne. Doskonale widziała więc odbite na kafelkach ślady butów, które prawdopodobnie należały do męża zamordowanej. Nie uszło jej uwadze, że jeden z pracowników je zaznaczył. Z aprobatą skinęła lekko głową, uniosła wzrok i weszła do przestronnego salonu. Nie musiała długo się rozglądać, by zobaczyć ciało.

Ciemnowłosa kobieta leżała na skórzanej sofie z rozchylonymi do krzyku ustami, a część jej twarzy przesłaniały kosmyki włosów. Ręce miała szeroko rozłożone, jak gdyby przed upadkiem straciła równowagę i starała się pozostać w pionie. Kiedy Delilah podeszła bliżej, zwróciła uwagę na krew zasychającą na jasnych panelach oraz skórze martwej kobiety. Zrobiła jeszcze jeden krok do przodu i spojrzała na nienaturalnie bladą twarz. Po chwili zatrzymała spojrzenie na paznokciach. Z bliska wydawały się czyste, nie było na nich śladów krwi czy naskórka oprawcy.

Delilah zacisnęła usta. W domu unosił się zapach przypalonego jedzenia. Kiedy odwróciła się w stronę kuchni, dostrzegła spaloną patelnię, którą ktoś wyłączył w ostatniej chwili. Kobieta szybko łączyła wątki. Ofiara nie spodziewała się ataku. Najprawdopodobniej przygotowywała kolację dla męża, który wkrótce miał wrócić z pracy, i niczego nieświadoma spędzała czas w kuchni.

Blondynka odwróciła się instynktownie w kierunku schodów i spojrzała na stopnie. Jej wzrok skupił się na kilku ciemnoczerwonych plamach na drewnie. Fałsz. Ofiara schodziła po schodach lub to na piętrze rozpoczęła się szamotanina. Kamery nie działały, co oznaczało, że mógł to być zaplanowany atak.

– Zbierają dowody – powiedział Chris, kiedy otworzyła usta, nadal patrząc na wejście na piętro.

Był wysokim mężczyzną o ciemnych zmierzwionych włosach i granatowych oczach. Przez swoją szczupłą sylwetkę wydawał się jeszcze wyższy niż w rzeczywistości, ale pomimo ogromnego wzrostu z reguły na jego twarzy widniał łobuzerski uśmiech oznaczający kłopoty. Tym razem wyglądał na poważnego i nawet na nią nie zerknął, tak bardzo był skupiony na wbijaniu spojrzenia w ofiarę. Delilah zmarszczyła brwi. Szybko domyśliła się, że ta sprawa ma drugie dno, o którym dowie się w najbliższym czasie. Zanim zapytała o cokolwiek, mężczyzna dodał:

– Na razie nie znaleziono żadnych przedmiotów, które mogłyby być narzędziem zbrodni. Prócz krwi dom wydaje się nieskazitelnie czysty.

– Kiedy mąż znalazł żonę?

– Godzinę temu. Od razu zadzwonił na policję. Przyznał, że dotykał żony, by ją obudzić, wpadł w szok i nad sobą nie panował. Powiedział jednak, że przez cały dzień nie było go w domu i są ludzie, którzy mogą to potwierdzić – wytłumaczył śledczy, a ona przytaknęła w milczeniu. Dopiero wtedy na nią spojrzał, jak gdyby zorientował się, że to ona miała poprowadzić to śledztwo dalej.

– Świadkowie?

– Na razie nie rozpowiadamy o sytuacji. Kiedy przyjechaliśmy, na osiedlu nikogo nie widzieliśmy – odpowiedział i wzruszył ramionami, choć był to raczej nerwowy gest. Ludzie mieli świadomość dokonanej w tym miejscu zbrodni. Zapach śmierci nadal unosił się w powietrzu. Może jeszcze tutaj była.

Detektyw przemierzyła szerokość przestronnego salonu i skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej. Cisza z jej strony wydawała się wręcz wymowna. Jasne wnętrze i nieskazitelny wygląd tego miejsca mocno kontrastowały z kroplami krwi na podłodze oraz schodach, a przede wszystkim z ciałem znajdującym się przed nimi. Blondynka powoli przesunęła spojrzenie po martwej kobiecie. Podeszła bliżej, wsuwając na dłonie lateksowe rękawiczki, po czym nachyliła się i odgarnęła zbłąkany kosmyk włosów z jej twarzy. Jeszcze bardziej zmarszczyła brwi. Gdy odchyliła elegancką bluzkę, dostrzegła ślady zadrapań na dekolcie i brzuchu ofiary. Nie wyglądały jednak na świeże. Ten, kto je zrobił, musiał widzieć się z nią wcześniej.

Pozwoliła sobie zbliżyć się jeszcze bardziej, po czym skupiła uwagę na posiniaczonych dłoniach. Na bladej skórze wyraźnie zostały odciśnięte ślady palców, które mogły należeć do jej męża, ale wcale nie musiały. Delilah poczuła, że krew zaczęła szybciej krążyć jej w żyłach, ale pozostawiła na twarzy maskę skupienia. Dopiero gdy dostrzegła ślady pocałunków na szyi kobiety, drgnęła. Przestudiowała każdy fragment jej odkrytego ciała, aby zapamiętać jak najwięcej.

Wszystkie niepasujące do siebie elementy układanki próbowały się połączyć, ale na razie wiedziała o wiele za mało, by wysnuwać jakiekolwiek wnioski. Przeszukała kieszenie ubrania denatki, zakodowała w głowie wygląd obrażeń i w końcu podniosła się i obróciła w stronę nadal wyjątkowo milczącego Chrisa. Podeszła do niego.

– Kiepsko to wygląda – mruknęła. – Mąż, który przyznaje się do swoich śladów na żonie, ale upiera się, że to nie on ją zabił – dodała znacząco i zacisnęła usta, wiodąc wzrokiem po pomieszczeniu.

– Nerwowa atmosfera przez jakiś czas? Separacja? Problemy rodzinne? – pociągnął dalej Chris, ale jedynie pokręciła głową.

– Nie – stwierdziła. – To by było za proste.

Przy oknie stał ogromny stół, a na nim wazon ze świeżymi tulipanami w białym kolorze. Delilah przemierzyła odległość dzielącą ją od kuchni, po czym otworzyła pierwszą z szafek w poszukiwaniu jakiejkolwiek wskazówki. Obróciła się na pięcie i sięgnęła po kosz, po czym uniosła klapę i zamarła ze wzrokiem utkwionym w opakowaniu po kwiatach, które ktoś musiał wyrzucić. To mogło oznaczać, że ofiara otrzymała kwiaty od mordercy. Delilah zmarszczyła brwi. Bez zastanowienia wyciągnęła folię ze śmieci i uważając, by nie zatrzeć żadnych śladów, przekazała ją technikom. Skinęła w milczeniu głową, gdy sprawnie ją zabezpieczyli.

Wróciła spojrzeniem do swojego przełożonego. Nie musiała nic mówić. Wiedział. Rozpoczynali właśnie kolejne śledztwo, ale tym razem znalezienie zabójcy mogło okazać się o wiele trudniejsze. Gdyby w tym momencie wiedziała, jak to się potoczy, może nigdy nie zdecydowałaby się na poprowadzenie tej sprawy do końca.

Skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej i jeszcze raz rozejrzała się po przestronnym salonie. Jej uwagę zwróciło poruszenie się jednej z bordowych zasłon. Zmarszczyła brwi i podeszła do niej. Kiedy była wystarczająco blisko, dostrzegła, że drzwi na taras były otwarte. Zmrużyła oczy.

– Zabójca mógł wejść tylnym wejściem – powiedziała i wyjrzała przez szybę. Rozciągał się stamtąd pokaźnych rozmiarów zadbany ogródek, a za jego ogrodzeniem widoczny był ciemny las. – Możliwe, że szedł przez las, gdzie nikt nie mógł go zauważyć. Zleć policji przeszukanie tamtych terenów. Dołączę, kiedy obejrzę resztę. – Choć wydawała się niewzruszona, w jej oczach niebezpiecznie błysnęło.

Wyglądała profesjonalnie. Każdy jej krok był przemyślany, spojrzenie czujne, a na twarzy utrzymywała spokojny wyraz. Była szczupłą blondynką o wysportowanej sylwetce, krótkich do ramion włosach i szarych oczach, w których bardzo często można było znaleźć wyraźną irytację. Charakteryzowała się zdecydowaniem, pewnością siebie i przede wszystkim nie dawała sobie dmuchać w kaszę.

Przeszli na pierwsze piętro, gdzie technicy również już pracowali. Delilah rozejrzała się po pogrążonej w półmroku sypialni. Jeden z pracowników w skupieniu robił notatki. Blondynka wychyliła się przez drzwi i zerknęła na korytarz. Tutaj również wszystko było utrzymane w porządku. Jedynie na schodach pojawiały się krople krwi. Zeszła dwa stopnie w dół i stanęła, wpatrując się w drewno.

– Pobraliście próbki? – zapytała nagle, na co Chris przytaknął pospiesznie, kiwając głową. Wypuściła powietrze przez nos i ruszyła dalej.

Obejście całego domu i ogrodu zajęło jej kilkanaście minut. Kiedy skończyła, skierowała się w stronę radiowozu, w którym znajdował się pierwszy podejrzany. William, jak zdążyła się już dowiedzieć, mógł mieć motyw, a ona musiała jak najszybciej się o tym dowiedzieć.

Nie zdradziła żadnej emocji, kiedy z samochodu wysiadł szczupły wysoki mężczyzna o bladej twarzy i kruczoczarnych kręconych włosach. Pociągnął nosem i podniósł na nią spojrzenie, a wtedy jego ramiona zadrżały i przekrwionymi od płaczu oczami patrzył na nią w milczeniu. Lekko przygarbiony, poprawił beżowy płaszcz, zarzucony na ramiona, i przeczesał niesforne loki, nie robiąc przy tym ani jednego kroku w przód. Miał wymiętą koszulę. Stojący przy nim policjant rzucił Delilah uważne spojrzenie, które szybko zauważyła.

– Delilah Warren, detektyw z wydziału kryminalnego w Nowym Jorku. William Crawford, jak mniemam? – zaczęła bez ogródek, a jej głos ciął ciężką ciszę niczym sztylet. – Pańska żona została znaleziona martwa godzinę temu. Chciałabym z panem porozmawiać.

Ani drgnął. Zaciskał i rozprostowywał palce, jak gdyby nie wiedział, jak dać upust emocjom, a jednocześnie wyglądał na dość odrętwiałego i wręcz odciętego od rzeczywistości. Rozpacz w jego oczach mogła być jednak tylko przykrywką. Choć Delilah chciała okazać mu przynajmniej trochę empatii, miała wystarczające doświadczenie, by nie uznać mężczyzny tak szybko za niewinnego. I choć podejrzenia mogły być zbyt proste, wiele razy okazywało się przecież, że to mąż zabił żonę w przypływie agresji. Może właśnie dlatego uścisnęła jego dłoń nieco mocniej niż powinna i skinęła głową na samochód.

– Zabierzemy pana na komisariat, gdzie zostanie pan przesłuchany raz jeszcze. Tym razem przeze mnie – powiedziała, patrząc mu prosto w oczy.

– Nie zabiłem jej – wychrypiał i były to pierwsze słowa, jakie w ogóle powiedział. – Nigdy nie podniósłbym na nią nawet ręki…

– Jest pan zobowiązany do składania…

– Wiem – przerwał jej. – Jestem prawnikiem. Znam zasady – dodał cicho i już na nią nie patrząc, wsiadł do samochodu.

Delilah zapamiętała, żeby przed przesłuchaniem bardzo dokładnie poinformować go o jego prawach. To prawnik, nie może mieć w razie czego możliwości wywinięcia się od odpowiedzialności tylko z powodu głupiego formalnego błędu.

– Jak myślisz? – zapytał Chris tuż przy jej uchu. – Jest winny?

– Za wcześnie – odpowiedziała. – Za wcześnie na jakiekolwiek domysły – odparła i skierowała się do swojego samochodu.

Dojazd na posterunek zajął jej tylko kilka minut. Zaparkowała przed znajomym budynkiem i spojrzała sobie w oczy w jednym z lusterek. Miała zaciśnięte zęby, przez co jej szczęka była jeszcze bardziej podkreślona. W szarych tęczówkach nadal błyszczało skupienie. Niewiele myśląc, wysiadła i zatrzasnęła drzwi. Wiatr szarpnął jej jasnymi włosami, więc bardziej opatuliła się płaszczem i ruszyła w stronę wejścia.

William czekał na nią już w jednym z pomieszczeń. Siedział na plastikowym krześle, sztywno wyprostowany, a jego oczy błyszczały, jak gdyby ledwo powstrzymywał łzy. Kompletnie nie przypominał pewnego siebie prawnika, kojarzył się raczej z niektórymi swoimi klientami – bardziej wyglądał na przybitą wydarzeniami ofiarę.

– Pani Warren – powiedział cicho, wbijając wzrok w splecione na kolanach dłonie. W końcu uniósł głowę, ale nie zareagował w żaden sposób. Na jego twarzy nie pojawił się ani ból, ani wściekłość czy strach. Po prostu patrzył, a z każdą mijaną sekundą jego spojrzenie coraz bardziej obojętniało.

– Pan Crawford – odparła zimnym tonem i usiadła na krześle naprzeciwko niego. Do pokoju wszedł również Chris, który obecnie wydawał się nieco bardziej podenerwowany, ale cokolwiek chodziło mu po głowie, nie sprawiło, że odezwał się choćby słowem. Przysiadł na rogu stołu, kiedy wyciągnęła notes i długopis, po czym potarł zarost i przyjrzał się mężczyźnie.

– Odpowiadałem już na wszystkie pytania – wymamrotał William. – Dlaczego nie chcecie mi uwierzyć?

– O której znalazł pan żonę? – zapytała Delilah, ignorując słowa Crawforda.

– O osiemnastej. Wróciłem wtedy z pracy – mruknął, prostując sylwetkę, jak gdyby zmuszał się do opanowania zdradzieckiego ciała i emocji, które przez większość czasu z nim wygrywały. Odgarnął z czoła jeden z loków i zacisnął dłonie w pięści, by aż tak mocno nie drżały. Naprawdę wyglądał na niewinnego. Delilah nie mogła jednak tak po prostu odpuścić.

– Pana żona znajdowała się wtedy w salonie?

– Tak – szepnął, po czym zamilkł. – Ale… Ale była ułożona w innej pozycji. Tak jak gdyby ten, kto ją zabił, zaplanował, jak miała wyglądać po śmierci. Nie umiem tego dobrze wytłumaczyć.

Delilah zapisała uwagę na kartce i dorysowała strzałkę ze słowem „sprawdzić”.

– Czy oprócz pana żony i pana był w domu ktoś inny? – Kolejne pytanie. William zamarł i sztywno siedział na krześle, nie mając odwagi poruszyć się choćby o cal.

– Nie. Dom był pusty. W zasadzie wszystko wyglądało na nienaruszone. Nie było śladów włamania. Dopiero później zauważyłem krople krwi na schodach i podłodze. A gdy zawołałem Diane i odpowiedziała mi cisza… – Nagle z jego gardła wyrwał się szloch. Przytknął dłoń do ust i zacisnął powieki, spod których wypłynęły łzy. Delilah zacisnęła usta, dając mu czas, by się pozbierał. – Nie mieliśmy żadnych problemów, pani Warren. Żadnych kłótni. Po prostu… Nie wiem, co się stało.

– A w pracy? – zapytała nagle Delilah, na co poderwał głowę. Przez moment milczał, wpatrując się w nią pytająco, po czym zaprzeczył.

– Też. Wszystko było pod kontrolą. Nie miałem żadnych wrogów, którzy mogli nam jakkolwiek zagrażać – odpowiedział. – Co mam pani powiedzieć, pani detektyw?

– Czy żona w ostatnim czasie nie zachowywała się dziwnie? Nie czuła niepokoju, nie była nazbyt nerwowa?

– Nie.

Więc co, do cholery, się stało? – pomyślała, wpatrując się w mężczyznę nadal w ten sam sposób. Nie miała jeszcze żadnych dowodów, a myśl, że ktoś tak zwyczajnie wszedł i ją zabił, była po prostu… bez sensu. Co pominęła?

– A może problemy finansowe? Pożyczał pan od kogoś pieniądze? Lub pańska żona? – zasugerowała, ale William jedynie pokręcił głową, po czym znów spuścił wzrok na swoje dłonie, nadal brudne od krwi.

Zwiesił ramiona. Wyglądał na kompletnie zrezygnowanego i niezdolnego do odpowiadania na jakiekolwiek pytania. Jednocześnie starał się nad sobą zapanować, ale najwyraźniej ta walka kosztowała go zbyt dużo.

W pomieszczeniu, w którym znajdowały się tylko lustro, dwa krzesła i ciemny brzydki stół, co sprawiało ponure wrażenie, ciężko było zebrać myśli. Choć Delilah traktowała pokój przesłuchań z wyjątkową sympatią, ponieważ to tutaj mogła w odpowiedni sposób dotrzeć do każdego podejrzanego, to dla Williama wcale nie był on komfortowy. Nie wiedział, na czym się skupić, co zrobić, a przede wszystkim jak odpowiadać, by mu uwierzono. Dodatkowo dociekliwe i pewne spojrzenie detektyw jeszcze bardziej go rozstrajało.

Kobieta skłamałaby, gdyby przyznała, że nie to miała na celu. Po kilkunastu miesiącach służby dotarło do niej, że czasami tylko dzięki stanowczości człowiek był w stanie zdobyć jakiekolwiek informacje. Na szczęście nie było to dla niej trudne, dlatego tym razem pokusiła się na takie samo podejście.

Nie skończyła jednak przesłuchania. Przerwano im, gdy była w trakcie zadawania kolejnego pytania.

Ktoś zapukał i po chwili drzwi się otworzyły, a w progu stanął funkcjonariusz. Jego poważna mina sprawiła, że Delilah powoli się wyprostowała i obrzuciła go uważnym spojrzeniem, próbując domyślić się, czego chciał. Skinął na nią głową. Na moment mocniej zacisnęła usta w wąską kreskę i wstała z miejsca. Odłożyła długopis, który przetoczył się po zapisanej przez nią kartce.

– Przepraszam na chwilę – powiedziała i zerknęła na podejrzanego raz jeszcze. Nie zareagował, znowu odciął się od rzeczywistości. Delilah przeszła na korytarz i zamknęła drzwi, odwracając się do policjanta. – O co chodzi? – zapytała, spoglądając mu prosto w oczy.

Znała swoją pozycję. Wiedziała, że w Nowym Jorku mogła już się pochwalić pewnym prestiżem, gdy została doceniona po tym, jak wykazała się niezwykłą intuicją w poprzedniej sprawie. Nie lubiła, gdy przeszkadzano jej w pracy i wszyscy o tym wiedzieli, więc to, że przerwano jej przesłuchanie musiało być spowodowane czymś ważnym.

– Plany nieco się zmieniły – odpowiedział cicho, ale nim dodał cokolwiek więcej, usłyszała odgłos kroków zbliżającej się w ich stronę osoby.

Odwróciła się w momencie, gdy na korytarz wszedł znajomy mężczyzna o czarnych włosach, wyraźnie zarysowanej szczęce i jasnobłękitnych oczach. Miał kilkudniowy zarost, pełne usta i przeszywające spojrzenie, które poczuła dokładnie na sobie. Jego umięśnione ramiona opinała jasna koszula, wsunięta w ciemne spodnie. Poruszał się pewnie, a w jego tęczówkach krył się znajomy chłód, którym ona również bardzo często się posługiwała. Był idealny w tym cholernym chaosie, do czego za nic w świecie nie zamierzała się nigdy przyznawać.

Przez jej twarz przemknął cień, ponieważ już wiedziała, kto zmienił jej plany.

Ian Calloway zatrzymał się tuż przed nią i spojrzał jej prosto w oczy. Wyciągnął dłoń. Delilah Warren odwzajemniła wyzywające spojrzenie, mocniej zaciskając zęby. Ścisnęła jego rękę. Nie kryła się z niechęcią, która błysnęła w jej szarych tęczówkach.

Ale czarnowłosy również nie darzył jej sympatią. Zerknął na nią raz jeszcze, po czym uniósł kącik ust w leniwym uśmiechu.

– Słyszałem, że potrzebujecie pomocy – powiedział, na co Delilah obrzuciła go złowrogim spojrzeniem i ugryzła się w język, żeby nie rzucić jakąś kąśliwą uwagą.

ROZDZIAŁ 1

Delilah pierwszy raz od bardzo dawna poczuła tak dogłębną irytację. Zadarła podbródek, nie przerywając kontaktu wzrokowego z mężczyzną, który nadal lekko się uśmiechał. Zacisnęła zęby i puściła jego dłoń, ledwo powstrzymując się przed nieodpowiednim komentarzem.

– Chyba sobie żartujesz – powiedziała chłodno, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. Zerknęła na funkcjonariusza, który wlepił wzrok w widok za oknem, jak gdyby nie wiedział, co powinien zrobić. Najwyraźniej po kilkunastu godzinach służby wdawanie się w jakiekolwiek dyskusje było mu niepotrzebne. Odsunął się o krok i odchrząknął.

– Pan Calloway został przydzielony do śledztwa – wyjaśnił. – Macie… Współpracować.

Blondynka mrugnęła i jeszcze mocniej zacisnęła zęby. Oczywiście słyszała o nim naprawdę dużo, ale ich drogi nigdy się nie przecięły, przynajmniej do teraz.

– Nie prosiłam o partnera – odpowiedziała i odwróciła się w stronę drugiego końca korytarza, kiedy mężczyzna wtrącił:

– Nie myśl, że ja jestem zachwycony tą współpracą – powiedział obojętnie. – Z dwojga złego wolałbym użerać się z mordercą niż z tobą.

Delilah ostrzegawczo zmrużyła oczy.

– Nikt nie pytał cię o zdanie – wycedziła przez zęby. – Prowadzę śledztwo sama. Jemu, co najwyżej, możecie przydzielić inne – dodała na koniec.

Powstrzymała się przed kolejną kpiącą uwagą i otworzyła drzwi, po czym weszła z powrotem do pokoju przesłuchań. Ian Calloway deptał jej po piętach.

– Myślę, że musimy przedyskutować kilka spraw – odpowiedział Christian i zerknął z zaciekawieniem na czarnowłosego, który stał teraz obok niej. Tylko dzięki silnej woli blondynka znowu na niego nie zerknęła. – Widzę, że nasz zespół się powiększa – dodał ze szczerym zaintrygowaniem. Delilah dyskretnie przewróciła oczami.

– Porozmawiamy o tym później. Panie Williamie – zwróciła się do prawnika, który na ton jej głosu znowu się spiął i uciekł wzrokiem.

– Chciałbym załatwić sobie adwokata – odezwał się nagle. – Skoro i tak nie zamierzacie mnie stąd wypuścić…

– Nikt nie powiedział, że nie zamierzamy cię stąd wypuścić – przerwał mu Ian. Delilah spojrzała na niego i natychmiast wróciła wzrokiem do podejrzanego. – Chyba że nie zdołasz udowodnić, że jesteś niewinny – dokończył Calloway obojętnym tonem.

Blondynka zaczęła się zastanawiać, kto z nich w tym momencie odgrywał rolę dobrego, a kto złego policjanta. Postanowiła zignorować intruza w pokoju przesłuchań. Christian znowu przysiadł na rogu stołu, a czarnowłosy detektyw obserwował ich z góry. Bardzo szybko zaczęło działać jej to na nerwy, ale jedynie mocniej ścisnęła w palcach długopis i przyjrzała się zmęczonemu prawnikowi, który najwyraźniej nie wiedział już, czego ma się po nich spodziewać.

– Dobrze. Skończyliśmy na…

– Najpierw chcę porozmawiać z prawnikiem. – Crawford uciął temat ostrym, mimo że drżącym głosem.

– Pana żona nie żyje od dwóch godzin – powiedziała. – Oczywiście, że może pan porozmawiać z prawnikiem, ale przypominam, że z każdą mijającą minutą szansa na znalezienie zabójcy się zmniejsza.

– A czy to nie mnie podejrzewa pani o zabójstwo? – zapytał z wyraźną pretensją w głosie i zerwał się na równe nogi. Chris wypuścił ciężko powietrze z płuc i razem z Williamem wyszedł z pokoju, aby Crawford mógł skontaktować się z adwokatem. W tym czasie Delilah odłożyła długopis na blat i odsunęła się od stolika, zbierając myśli.

– Ale z ciebie zołza – odezwał się Ian, znowu się uśmiechając. – Dałabyś mu trochę wytchnienia.

– Wiedziałam, że męska solidarność ma się w tym miejscu świetnie – odpowiedziała sucho. – Darowałbyś sobie ten głupi uśmiech i przynajmniej byś pomógł – dodała, rzucając mu zirytowane spojrzenie.

Ian uśmiechnął się jeszcze szerzej, choć w jego oczach nadal nie pojawiły się żadne emocje. Igrał z nią w najlepsze, najwyraźniej próbując obadać teren i dowiedzieć się, na co może sobie pozwolić w jej towarzystwie.

Prawda była taka, że gdyby to od niej zależało, nie spędziłaby z nim choćby kolejnej minuty. Już na początku pracy utwierdziła się w przekonaniu, że mężczyźni z policji czasami okazywali się jeszcze bardziej denerwujący niż przestępcy, których za „złe zachowanie” przynajmniej można było wsadzić za kratki. Niestety, taka opcja z Ianem nie wchodziła w grę.

– Powinniśmy porządnie przeszukać jego dom – odezwał się nagle, a Delilah z ulgą stwierdziła, że w końcu zmienił temat na bardziej profesjonalny.

Skinęła głową, niemo przytakując, i podniosła się z miejsca, żeby zebrać swoje rzeczy. Spojrzała na pierwsze zapisane kartki i uważniej się im przyjrzała. Od zawsze preferowała notować wszystko w taki sposób. Dzięki temu mogła spisać każdą myśl i uwagę, a podczas dalszego śledztwa wracała do sporządzonych notatek i odtwarzała wiele szczegółów, które po czasie okazywały się istotne. Nie rozstawała się z tym zeszytem nawet na krok.

– Mogłaś coś pominąć przy pierwszym przeszukiwaniu – odezwał się znowu Calloway, jednak go zignorowała.

Wyminęła mężczyznę i wyszła z pomieszczenia. Choć ufała Chrisowi, nie była zadowolona, że musi zdać się na niego przy przesłuchaniu. Wiedziała jednak, że dodatkowe przeszukanie domu było równie ważne i chciała to zrobić sama. Christian zajmował się podejrzanym, dlatego była pewna, że wszystko przebiegnie tak jak powinno. Skierowała się do wyjścia z odznaką przy biodrze i bronią w kaburze. Przyjemny ciężar pistoletu dawał jej poczucie bezpieczeństwa. Wiedziała, że gdyby zaszła taka potrzeba, pociągnęłaby za spust bez wahania.

Przyspieszyła i wypadła na zewnątrz jak burza, nie chcąc marnować ani chwili. Zegar tykał, przypominając, że czas przeciekał im przez palce, a w tej sytuacji każda sekunda była cenna. Delilah wyjęła z kieszeni czarnej marynarki kluczyki i wsiadła do swojego ukochanego volvo. Ruszyła z parkingu, kiedy Ian dopiero wyszedł z budynku.

Dotarcie na posesję Williama Crawforda zajęło im kilkanaście minut, podczas których Delilah analizowała zebrane dotąd informacje. Jak na razie jej jedynym punktem zaczepienia był mężczyzna, który zarzekał się, że nie był zdolny do zabicia Diane oraz kilka szczegółów, które zauważyła podczas pierwszych oględzin. Jakimś cudem Ian pojawił się pod domem pierwszy. Słońce dawno zaszło, dlatego na dworze panował mrok i chłód. Kobieta pewnym krokiem przeszła przez furtkę. Wsunęła na dłonie rękawiczki i weszła po schodkach na ganek. Ani razu nie spojrzała na Iana. Zaczęli pracę w całkowitej, pełnej napięcia ciszy.

Gdy Delilah zajęła się salonem, z którego zostało zabrane ciało, Ian bez słowa przejął kuchnię. Ich kroki były ciche, ale ruchy pewne. Starali się nie wchodzić sobie w drogę. Kobieta krążyła po pokoju, przeczesując każdy jego centymetr. Zwróciła uwagę na ślady butów na podłodze i jeszcze raz na drzwi na taras, które otwarte w czasie, kiedy zamordowano Diane, nadal nie dawały jej spokoju. Las został już przeszukany, jednak nie znaleziono tam żadnych śladów. Przez pierwsze kilka minut blondynka skupiła się na przeglądaniu każdego mebla i każdego zakamarka. Wysunęła szuflady, przejrzała dokumenty i pracowała w coraz większym skupieniu. Zatrzymała się przy sofie i przeczesała ją wzrokiem.

– Tutaj nic nie ma. – Drgnęła, słysząc głos Iana i zerknęła na niego. Zamknął z trzaskiem szafkę. Delilah wyprostowała się i weszła do kuchni, po czym wysunęła pierwszą z szuflad. – Przecież powiedziałem, że nic tu nie ma – dodał z pobrzmiewającą w głosie irytacją.

– Co nie oznacza, że ci wierzę – odparła chłodno i przejrzała każdą z szafek jeszcze raz.

Brunet westchnął ciężko.

– Skoro jesteśmy profesjonalistami – podkreślił ostatnie słowo – to może zachowujmy się profesjonalnie i obdarzmy choć namiastką zaufania, co, Delilah? – Kpina w jego głosie była wyczuwalna w stu procentach.

– Oczywiście, że zachowuję się profesjonalnie – sarknęła. – Dlatego wszystko po tobie sprawdzam – wyjaśniła i wysypała z kosza wszystkie śmieci, mimo że już raz je przeglądała i oprócz niej na pewno zrobili to technicy.

– Szukasz butelki po szampanie, którym morderca świętował zabójstwo? – zakpił Ian, patrząc jak kobieta grzebie w śmieciach.

– Nikt normalny nie zrobiłby czegoś takiego, nawet morderca – odpowiedziała, wrzucając z powrotem zawartość kosza do pojemnika.

– Ty wyglądasz na taką kobietę. Jestem pewny, że gdybyś kogoś zabiła, przed ucieczką pokusiłabyś się na chwilę radości i wypiłabyś nad ciałem pół wina.

– Nie lubię wina – burknęła. – Ale gdybyś to ty był martwy, pewnie bym nim nie pogardziła – dodała, uśmiechając się wymownie.

– Jesteś pewna, że przeszłaś wszystkie testy psychologiczne na policji? Bo wyczuwam w tobie psychopatę – prychnął, a ona spojrzała na niego z politowaniem.

– Lepiej skup się na śledztwie, Calloway – upomniała go. – Bo jeszcze przez przypadek ktoś zrobi ci krzywdę – dodała całkowicie niewinnie, na co Ian przewrócił oczami.

– Chodźmy na górę – powiedział po chwili. – W końcu w sypialni małżonków również może być ciekawie.

Mrugnął do niej porozumiewawczo i skierował się na schody. Delilah uniosła brwi na widok lekkiego uśmiechu, który pojawił się na jego twarzy, ale posłusznie ruszyła za nim. Gdy wchodził po stopniach, uważnie mu się przyglądała. Był wysokim mężczyzną. Przewyższał ją o ponad głowę, a jasna koszula podkreślała rozbudowane mięśnie ramion. Była pewna, że pod materiałem kryło się wyraźnie zarysowane ciało, ale gdy tylko ten obraz pojawił się w jej głowie, szybko go wyrzuciła. Przesunęła spojrzeniem po jego ciemnych, wręcz czarnych włosach. Skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie był przystojny.

Miał w swoim wyglądzie coś, co sprawiało, że człowiek mimowolnie na niego zerkał. Poza tym jego głupia gadka i skłonność do rzucania hipnotyzujących spojrzeń szły ze sobą w parze. Delilah była pewna, że dzięki tym dwóm rzeczom zawrócił już w głowach wielu kobietom. Zachowywał się tak irracjonalnie pewnie, a przy tym tak spokojnie, że przyciągał swoją osobą całą uwagę. Pewnie dzięki temu potrafił nieźle manipulować. Detektyw słyszała o nim kilka razy, ale nie zaprzątała sobie nim myśli. A teraz był tutaj, słynny Ian Calloway z głupim uśmiechem, jeszcze głupszymi tekstami i skłonnością do denerwowania jej samym spojrzeniem.

– Wleczesz się – rzucił przez ramię, na co Delilah prychnęła.

Kiedy weszli na górę, uważnie rozejrzała się po utrzymanym w jasnych barwach korytarzu. Na pierwszy rzut oka nie było tu nic podejrzanego. Jedyną atrakcję stanowił kwiatek więdnący w rogu, tuż przy oknie i drzwiach do kolejnego pokoju. Delilah zerknęła na niego, po czym wzruszyła ramionami.

– Nasza para chyba nie miała ręki do roślin – mruknęła, po czym nacisnęła na pozłacaną klamkę i przestąpiła próg sypialni.

Jej oczom ukazał się przestronny pokój, którego wygląd naprawdę zapierał dech w piersi. Blondynka podejrzewała, że William, jako dobry prawnik, musiał dużo zarabiać, co potwierdzał jego dom i wystrój wnętrza. Zlustrowała wzrokiem szare ściany, na których wisiały duże obrazy w pozłacanych ramach. Prawdopodobnie malowane na zamówienie, a przynajmniej na takie wyglądały. Na środku sypialni znajdowało się starannie pościelone wielkie łóżko, na którym spokojnie mogły zmieścić się cztery osoby. Czarna narzuta i białe poduszki wyróżniały się wśród szarości. Pod oknem stała biała toaletka, na której leżało kilka kosmetyków. Po prawej stronie były drzwi do łazienki i garderoba. Na meblach nie było ani grama kurzu.

– Ale bym się na takim wyspał – mruknął Ian, spoglądając na wygodne łoże. Kobieta spojrzała na niego z niedowierzaniem.

– Akurat to ci przyszło na myśl, kiedy tutaj weszliśmy? – prychnęła.

– A co, tobie co innego wpadło do głowy? – spytał i uśmiechnął się wymownie, co skwitowała westchnieniem, które zamieniło się w pełen zmęczenia jęk.

Przeszła na lewą stronę sypialni i zaczęła przeglądać toaletkę, uważając, by nie pominąć żadnej rzeczy. Choć wygląd tego miejsca był idealny, coś podpowiadało jej, że mogli znaleźć tutaj więcej informacji niż na dole. Nie myliła się, kiedy Ian zajął się przetrząsaniem drugiej połowy sypialni, pod małym dywanikiem znalazł obluzowaną deskę. Nachylił się i uniósł ją, a ich oczom ukazała się mała szkatułka.

Wymienili spojrzenia. Tym razem już w całkowitym milczeniu wyjęli ją z prowizorycznej skrytki. Delilah otworzyła wieczko, po czym spojrzała na resztki papierów, które w niej pozostały.

– No proszę – stwierdził z zainteresowaniem Ian. – W którym idealnym małżeństwie, ktoś ukrywa listy, Delilah? – zapytał i spojrzał na nią, gdy wyjęła ze środka popalone kartki, a raczej to, co z nich zostało. Zmarszczyła brwi na widok rozmazanego tuszu. Wyglądało na to, że ktoś chciał się ich pozbyć, ale w połowie się rozmyślił i postanowił ponownie je schować. Blondynka rozłożyła każdą z nich na podłodze. Łącznie było ich pięć, ale można było wyczytać tylko pojedyncze słowa. Żadnych imion, nazwisk, numerów, czy danych, które mogłyby im pomóc.

– Myślisz, że nasz prawnik miał z tym coś wspólnego? – zapytała cicho, próbując rozczytać kolejne zdanie. Przejrzała kartki i podała Ianowi, który również obejrzał je z każdej strony.

– Myślę, że warto go o to zapytać – odparł, a ona bezgłośnie przytaknęła i schowała zniszczone papiery z powrotem do szkatułki. Zabezpieczyła ją i podniosła się, powoli rozluźniając spięte ramiona.

– Jeszcze reszta. – Skinęła głową na drugą część pomieszczenia i łazienkę, której nadal nie przeszukali.

Natychmiast zabrali się do pracy. Delilah weszła do drugiego pomieszczenia i przetrząsnęła kolejną szafkę w celu znalezienia jakiejkolwiek podpowiedzi. Pralka była pusta i w łazience panował taki sam porządek, jak we wszystkich innych pokojach. Tym trudniej było znaleźć im coś wartego uwagi, ale detektyw nie poddawała się, wiedziała, że potrzebny był im jakikolwiek punkt zaczepienia, dzięki któremu mogliby ruszyć ze śledztwem dalej.

– Masz coś? – zawołał z sypialni Ian, kiedy przetrząsnęła w szufladzie wszystkie kosmetyki. W końcu wszedł do środka i spojrzał na nią, gdy obróciła w palcach zamknięte pudełko z testem ciążowym.

– Możliwe, że starali się o dziecko – powiedziała. – Ale czy to byłoby przyczyną ich konfliktu i doprowadziło do śmierci Diane?

Wsunęła test z powrotem do szuflady i zaczęła przeglądać pozostałe rzeczy.

– Mam wrażenie, że coś nam umyka – odezwał się w końcu Ian, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. – Coś istotnego.

– Żadne małżeństwo nie jest idealne – odparła. – Ale w ilu dochodzi do zabójstwa żony?

– Powinniśmy zebrać wszystko, co znaleźliśmy do tej pory, i przepytać Williama, zanim media nie zaczną wokół niego krążyć. Lepiej, żeby telewizja nie ujawniała teraz żadnych szczegółów, i tak mamy tu już niezłe zamieszanie – odpowiedział, a ona lekko pokiwała głową.

Ten dom nie dawał jej spokoju. Wiedziała, że coś pominęła. Szukała dokładnie, starała się nie pominąć żadnego szczegółu, a mimo to… Mimo to…

Obróciła się na pięcie, po czym wyszła z łazienki i weszła do sypialni. Ian podążył za nią. Znowu zlustrowała wzrokiem pomieszczenie i skierowała się na korytarz, by z powrotem zejść po schodach na parter. Ale w salonie nic się nie zmieniło. Nawet po obejrzeniu każdego szczegółu tego domu nie znaleźli niczego nowego.

Delilah zaczęła krążyć po salonie, próbując zwizualizować sobie to, co wydarzyło się kilka godzin temu. Diane została zaatakowana już na schodach, na co wskazywały krople krwi na stopniach. Zaschnięte plamy znaczyły również podłogę, ale kobieta została znaleziona martwa na kanapie.

Jeżeli William był winny, wszystko musiało rozpocząć się na piętrze, skoro na schodach widać było skutki ataku. Może szamotaniny. Pytanie tylko, czy to William był wściekły na żonę, czy żona na męża, a on zabił ją we własnej obronie?

Mrugnęła. Prawnik przysięgał, że był niewinny, więc dlaczego tylko jego podejrzewała? Przecież w tym przypadku zabójcą mógł być każdy. Naprawdę każdy.

***

Jedną z wad Williama Crawforda było nadmierne analizowanie sytuacji, na które nie miał wpływu. Objawiało się to przede wszystkim nadgorliwymi myślami, nieopuszczającymi go nawet na krok, a przy tym sprawiającymi, że bardzo często nie potrafił spać i normalnie funkcjonować. Ludzie nieraz powtarzali mu, że był zbyt wrażliwy na prawnika i zbyt delikatny, by wytrzymać spojrzenie drugiego człowieka. W takich momentach przypominał sobie, jak słaby naprawdę był i co oznaczała walka z własnym charakterem, który w ogólnym rozrachunku był o wiele silniejszy od niego.

Tej nocy również nie spał. Pojechał do hotelowego apartamentu, kiedy policja skończyła go przepytywać. Do tej pory czuł na sobie wzrok tej blondynki o przenikliwym spojrzeniu, słyszał pełne chłodu słowa, a wściekłość w jego żyłach powoli narastała. Pozwalał, by gniew objął jego ciało i głowę, by zamienił tę rozpacz w coś całkowicie innego. Ale gdy zapłacił za pokój i powłócząc nogami skierował się w stronę eleganckiego piętra, nie mógł pozbyć się pustki, która tym razem okazała się jeszcze większym wrogiem.

Miał wrażenie, że wciąż czuje zimno jej skóry i lepką krew na palcach. Jej słodki zapach, który tego popołudnia wydawał się tak sztuczny. Czuł jej dotyk na sobie, widział spojrzenie i słyszał słowa, a jednak to wszystko zamieniało się w nieprzerwany wrzask towarzyszący mu nawet, kiedy stanął przed łazienkowym lustrem i zacisnął dłonie na porcelanowej umywalce.

Pięciogwiazdkowy apartament, który zarezerwował po wyjściu z komisariatu, miał być miejscem, w którym chciał odpocząć po wszystkim, co wydarzyło się dzisiejszego wieczoru. Wybrał wygodne łóżko, na którym mógł się wyspać. Luksusowe wnętrze i obsługa miały mu przypominać, że jego życie nadal należało do niego. Ale bez Diane… Czy bez Diane mógł myśleć w ten sposób? Czy był wystarczająco silny, by temu podołać? Ręce mu drżały, wzrok miał nieobecny, a dłonie nadal zdobiła mu zaschnięta brunatna krew.

Był zbyt zmęczony, by przyglądać się wystrojowi apartamentu, by myśleć i zastanawiać się, co, do cholery, stało się z jego życiem przez ostatnie cztery godziny. Nie mógł jednak przestać przypominać sobie widoku Diane w jego ramionach, która pierwszy raz tak długo milczała i nie odpowiadała na żadne jego słowa.

Chciał błagać. Chciał przepraszać i wrzeszczeć, byle tylko spojrzała na niego tymi niebieskimi oczami i zapewniła, że to wszystko to tylko jeden wielki koszmar, z którego czas się wybudzić.

Otaczająca go cisza wydawała się z niego kpić.

Zacisnął dłonie tak mocno, że aż zbielały mu kostki. Jego ramiona zadrżały w proteście. Zacisnął pogryzione z nerwów usta i uniósł wzrok na człowieka, którym stał się dzisiejszego wieczoru i który ani trochę nie przypominał tego, którym był jeszcze wczoraj.

– Diane – wyszeptał zachrypniętym głosem. – Diane, Diane, Diane.

Powtarzał jej imię jak mantrę, jak gdyby sądził, że uda mu się ją zawołać, a ona przyjdzie i powie, że już wszystko w porządku, że już nie musi się bać, że już z nim jest i zostanie do samego końca. Czy nie to obiecali sobie na ślubnym kobiercu? Dlaczego nikt nie powiedział im wtedy, że szczęście jest tak samo ulotne jak ludzkie życie?

Jęknął cicho, odepchnął się od umywalki, wyprostował i odkręcił kran. Po chwili przemył twarz i kark lodowatą wodą, odgarnął niesforne kosmyki i zaczął rozpinać białą koszulę. Jego dłonie drżały, ale nie odpuścił do samego końca. Zdjął materiał z ramion i powiesił na jednym z wolnych wieszaków.

Ponownie uniósł wzrok na swoje lustrzane odbicie. Spojrzał na czerwone szramy zdobiące jego ciało, które zostały wykonane przez kobietę.

ROZDZIAŁ 2

Gdy budzik zadzwonił o piątej rano, chciała chociaż udawać, że humor zepsuła jej wczesna pora. I choć nie pogardziłaby jeszcze kilkoma godzinami snu i obudzeniem się dopiero w południe, kiedy ciepłe promienie słońca padałyby z okna, Delilah niechętnie wygramoliła się spod kołdry. Nieprzyjemny chłód otulił jej rozgrzane po śnie ciało. Tylko na moment zerknęła na łóżko i skotłowaną na nim ciemną pościel, po czym obróciła się w stronę drzwi. Pogrążona w półmroku sypialnia niemal nawoływała ją do snu, ale kobieta musiała odepchnąć od siebie senność. Od razu skierowała się do łazienki i zniknęła w niej na dobre piętnaście minut.

Wolała myśleć, że grymas na jej twarzy spowodowało to, że skończyły się jej ulubione perfumy, a w ekspresie zabrakło kawy. Wszystko mogło być idealnym powodem na zły początek dnia, ale tak naprawdę, kiedy przechodziła przez przedpokój w samej bieliźnie, w głowie miała tylko widok twarzy tego przeklętego detektywa. Reszta była już tylko dodatkiem do rozpoczęcia kolejnego beznadziejnego dnia.

Nie planowała z nim współpracować. Ba, nie chciała z nim współpracować. Przez ostatnie miesiące tak bardzo przyzwyczaiła się do pracy w samotności, że myśl o nowym partnerze była cholernie irytująca. Nie tak wyobrażała sobie kolejne śledztwo.

Nabrała więcej powietrza w płuca, by opanować ogarniającą ją złość. Wsypała do szklanki dwie łyżeczki rozpuszczalnej kawy i zalała gorącą wodą. Zabrała ją ze sobą do sypialni, gdzie założyła białą bluzkę z wyciętym w serek dekoltem i dżinsowe dopasowane spodnie. Z szafki wyciągnęła parę butów, a z szafy czarną marynarkę. Dopijając jeszcze gorącą kawę, zabrała z blatu klucze i telefon. Nie chciała nawet myśleć o tym, że po przyjeździe na komisariat znowu będzie musiała zrobić dobrą minę do złej gry. Ktoś jednak pomyślał, że współpraca między nią, a detektywem Callowayem była dobrym pomysłem. Ktokolwiek to był, prosił się o kłopoty.

Odstawiła na szafkę kubek i sięgnęła po płaszcz. Nie oglądając się za siebie, wyszła z mieszkania, zamknęła drzwi i skierowała się na parking. Jej ukochane volvo stało tuż przy wejściu. Na dworze było już jasno i początek wiosny zaserwował w końcu cieplejszą pogodę, więc chociaż na chwilę poczuła się lepiej, gotowa do działania. Miała przed sobą śledztwo, mnóstwo zagadek i niewyjaśnionych szczegółów. W ferworze ostatnich wydarzeń poczuła się jak ryba w wodzie.

W drodze na posterunek analizowała każdy dowód, który wczoraj zdołała znaleźć lub dostała od techników. W pamięci przywołała obraz martwej kobiety i otwartych drzwi do ogrodu, a także widok lasu, zniszczone listy i Williama, którego status nadal stał pod znakiem zapytania.

Nie mogła go aresztować, nie miała podstaw. Musiała dowiedzieć się, czy znaleziono narzędzie zbrodni lub odciski palców, które jednoznacznie mogłyby wskazywać zabójcę i dopiero potem dojść do jakichkolwiek wniosków. Układała każdą myśl i analizowała każdy wątek najlepiej, jak potrafiła. Czuła zbierającą się w jej żyłach adrenalinę, która pojawiała się za każdym razem, gdy Delilah musiała rozwiązać sprawę kolejnego morderstwa. Było w tym coś znajomego, ale również ekscytującego – fakt, że to od niej zależały teraz losy wielu osób. Musiała być uważna i czujna. Pośród tego chaosu łatwo można było się zgubić, a ostatnim, czego chciała, to niedoprowadzenie tego śledztwa do końca.

Kiedy podjechała pod budynek i zauważyła czarny nieznajomy samochód, już wiedziała, że się spóźniła. Odpinając pas, zazgrzytała zębami. Wysiadła i zatrzasnęła drzwi, zabierając ze sobą cały gniew, który zdołał skumulować się w niej przez ostatnie kilka godzin. Wiedziała, że musiała podejść do tej sprawy z czystą głową, dlatego nie zważając na obecność pewnego mężczyzny w tym budynku, ruszyła w kierunku wejścia.

Już na korytarzu przywitał ją jeden z funkcjonariuszy. Delilah zmusiła się do lekkiego uśmiechu. Pierwszym jej krokiem w tym miejscu było włączenie ekspresu w pokoju socjalnym. Stukała nerwowo paznokciami o blat małego stołu, patrząc na gorący napój, którym napełniał się jej ulubiony kubek. Zabrała parującą jeszcze kawę ze sobą i skierowała się do kolejnego pomieszczenia. Ian Calloway już na nią czekał, razem ze śledczym Christianem.

Miała wystarczająco dużo samokontroli, by się nie gapić. Kiedy na szybko zlustrowała wzrokiem Iana i przyjrzała się jego dopasowanej czarnej koszuli, podkreślającej umięśnione ręce, z trudem powstrzymała się przed wykrzywieniem ust w grymasie niezadowolenia. Podeszła do nich, nie pozwalając, by na jej twarzy pojawiły się jakiekolwiek emocje. Ze stuknięciem odstawiła kubek na blat, nadal nie odzywając się ani słowem. Chris jedynie ją obserwował, najwyraźniej domyślając się, że o tej porze odezwanie się do niej nie było dobrym pomysłem

– Jest i królowa lodu – mruknął pod nosem Ian, po czym podniósł głowę i skrzyżował z nią spojrzenie. Delilah uniosła brew, nadal milcząc, a on uśmiechnął się lekko. – Zaspałaś, księżniczko?

– Jestem punktualnie – odpowiedziała, doskonale wiedząc, że dochodziła siódma, a oni zaczynali pracę dokładnie za pięć minut.

Czarnowłosy skinął powoli głową, obrzucając ją spojrzeniem. Na moment zatrzymał je na jej oczach. Delilah opadła na jedno z krzeseł, spoglądając na rozrzucone na stole papiery.

– Pięknie dziś wyglądasz, Delilah – powiedział Chris i uśmiechnął się do niej szeroko, ze znaczącym błyskiem w oku.

– Nie musisz mnie komplementować tylko dlatego, że pojawił się w naszych szeregach drugi mężczyzna – odparła, rzucając mu spojrzenie z ukosa, po czym uśmiechnęła się nieszczerze do Iana, który odchylił się na krześle i splótł palce. – Swoją drogą, z reguły pracuję sama – poinformowała po raz kolejny.

– Swoją drogą, jesteś też wyjątkowo jędzowata o poranku – odgryzł się Calloway takim samym tonem.

Chris jęknął cicho pod nosem, jakby do niego dotarło, że rozpoczynająca się między nimi współpraca była najgorszym, co mogło go spotkać w najbliższym czasie.

– Nie tylko o poranku – skwitowała i zabrała mu jedną z teczek. – Zaczęliście beze mnie? – spytała, przeglądając zapisane na kartkach informacje.

Ian bębnił palcami o blat, ale cały czas czuła na sobie jego wzrok. Udawała, że go nie dostrzega. Musiała skupić się na śledztwie i to ono było dla niej priorytetem. Mogła przeboleć jego towarzystwo dla dobra tej sprawy. Z tą myślą upiła spory łyk kawy i uniosła brew na widok danych, które udało już się zebrać na temat Williama i jego zamordowanej żony.

– Kto to zrobił? – zapytała, nie unosząc głowy znad kartki.

– Ja – odparł nieco zachrypniętym głosem Ian, a ona mimochodem na niego zerknęła. – Och, znam to spojrzenie. Jesteś zazdrosna, że to ja zebrałem te informacje, kiedy ty słodko spałaś w swoim łóżku i niczym się nie przejmowałaś? – zapytał.

Przyjrzała mu się uważniej. Nie wyglądał, jakby nie spał całą noc. Wyglądał jak stereotypowy detektyw. Większość osób z tego zawodu po prostu przyjmowała postawę niewyspanych i wiecznie zmęczonych. Na początku nie zwróciła uwagi na jego delikatnie podkrążone oczy. Był spokojny, pewny siebie i działał trzeźwo, a to oznaczało, że miał wystarczająco dużo energii, by podjąć się tego śledztwa.

– Mam być zazdrosna o ciebie? – prychnęła. Nie miała zamiaru potwierdzać, że faktycznie przespała dzisiejszej nocy kilka godzin, pierwszy raz od wielu dni. Ian rzucił jej wymowne spojrzenie, które skwitowała szybkim przewróceniem oczami i wróciła do przeglądania kartek. – Musimy przesłuchać sąsiadów i rodzinę – dodała po chwili.

– W porządku – przytaknął Chris. – W takim razie ja zajmę się resztą dowodów i jeśli dostanę jakieś informacje, to wam przekażę, a wy jedźcie na osiedle i przepytajcie kilka osób.

Delilah wypuściła powoli powietrze z płuc na stwierdzenie „wy jedźcie”, po czym spojrzała na Iana, wpatrującego się w nią z tą samą niechęcią. Przełknęła kąśliwą uwagę, która pojawiła się jej na języku, i wstała z miejsca, głośno szurając krzesłem.

– Chodźmy – oznajmiła.

Brunet podążył za nią, wsuwając dłonie do kieszeni spodni. Kiedy podszedł wystarczająco blisko, wyczuła mocny zapach męskich perfum. Odwróciła się i przyspieszyła kroku.

Wyszła na zewnątrz i od razu skierowała się w stronę swojego samochodu. Ian nagle zwolnił, marszcząc brwi, a w jego niebieskich oczach błysnęła kpina.

– Chyba nie myślisz, że pojedziemy tym twoim złomem? – zadrwił, a ona zatrzymała się rozzłoszczona.

– Nazywasz mój samochód złomem? – zapytała z wyzwaniem w głosie i odwróciła się w jego stronę, obrzucając go pełnym irytacji spojrzeniem. – Uważaj na słowa, Calloway – dodała, zadzierając nieco głowę, a on uśmiechnął się znacząco pod nosem.

– Tego – wskazał na pojazd – raczej nie należy nazywać autem.

W jego głosie pobrzmiewała tak wyraźna kpina, że Delilah z trudem utrzymała się w miejscu. Jej spojrzenie stało się chłodniejsze. Zacisnęła palce na kluczykach, ale nie oderwała od niego wzroku. Mógł obrażać wszystko, ale nie jej ukochane volvo, którym jeździła od kilkunastu miesięcy i na które zbierała naprawdę długo.

– Za to ciebie należy nazywać idiotą i bezapelacyjnie będę teraz z tego przywileju korzystać – odpowiedziała ostro i ruszyła w stronę samochodu. Zignorowała jego palący wzrok. Chłodny wiatr szarpnął kosmykami jej włosów, kiedy podeszła do auta, ale dzięki przedzierającym się przez chmury promieniom słońca nie odczuła dużego zimna. – Idziesz? – zapytała, nadal na niego nie patrząc.

Bez słowa wsiadła za kierownicę i zapięła pas, zatrzaskując przy tym drzwi. Sapnęła cicho pod nosem, bo zdecydowanie nie miała czasu na te szczeniackie wygłupy. Nie wiedziała już, czy gorsze było towarzystwo tego dupka, czy może sama sprawa, która nie wydawała się tak prosta, jak mogłaby być. Nie dostając od Iana żadnej odpowiedzi, przekręciła kluczyk w stacyjce. Dopiero kiedy uruchomiła silnik, mężczyzna podszedł i pociągnął za klamkę. Wsiadł do środka. Irytacja Delilah wzrosła.

– I trzeba zachowywać się jak rozkapryszone dziecko? – zapytała, wyjeżdżając z parkingu i kierując się prosto na główną ulicę. Zahamowała jednak gwałtownie, gdy tuż przed nią do ruchu wbił się drugi kierowca.

– Wygrałaś prawo jazdy w chipsach? – spytał zgryźliwie Calloway, a ona przewróciła oczami i skupiła się na prowadzeniu auta. Kątem oka dostrzegła, że pospiesznie zapiął pas. Jej usta drgnęły w ironicznym uśmieszku.

Drogę pokonali w całkowitej ciszy. Ian zajął się przeglądaniem dokumentów, które wcześniej przyniósł im Christian, a Delilah prowadziła, z całej siły starając się ignorować jego obecność. Co chwilę zaciskała mocniej palce na kierownicy. Niezwracanie na niego uwagi nie było łatwe, kiedy wydawało się, że do zgrzytania zębów doprowadzał ją sam fakt, że mężczyzna oddychał.

– Kto tak właściwie kazał ci wziąć udział w tym śledztwie i mi pomóc? – zapytała, zerkając w lusterko i parkując przed jednym z domów. Ian zerknął na nią.

– Obowiązek obywatelski, żebyś tego nie spaprała – odpowiedział, na co westchnęła.

Uśmiechnął się i przeczesał swoje ciemne włosy.

– Świetnie – sarknęła i wysiadła. Kusiło ją, by zamknąć drzwi pilotem i uwięzić go w samochodzie, ale miała już zbyt dużo problemów na głowie, więc jedynie ruszyła w stronę najbliższego domu. Weszła na posesję i uważnie się po niej rozejrzała.

Gdy stanęła na ganku przed drzwiami, nacisnęła na dzwonek. W tym samym momencie Ian pojawił się u jej boku. Z wnętrza domu dało się słyszeć kroki i po chwili Delilah skrzyżowała spojrzenie ze starszą kobietą, która otworzyła drzwi.

– Pani Yrene? – zapytała. – Detektyw Delilah Warren z wydziału zabójstw. – Mignęła odznaką przed oczami kobiety. – Możemy porozmawiać?

Starsza pani zamrugała z zaskoczeniem, po czym cofnęła się o krok. Przez jej twarz przemknął cień zaskoczenia.

– Oczywiście, zapraszam – powiedziała pospiesznie, dając im miejsce, by mogli wejść do środka. Ian przepuścił Delilah, po czym zamknął za nimi drzwi.

Delilah z uwagą rozejrzała się po wąskim przedpokoju i widocznej z korytarza kuchni. Dom był utrzymany w czystości, ale ilość znajdującej się na półkach porcelany i ozdób nieco ją przytłoczyła. Ze spokojnym wyrazem twarzy weszła w głąb domu i uniosła brew na widok rudego kota, który obdarzył ją złowrogim spojrzeniem i prychnął, zeskakując z zielonej kanapy.

– Filon, nie bądź nieuprzejmy – upomniała go Yrene, a zwierzę uciekło między jej nogami i pognało na piętro. – Siadajcie. Chcecie coś do picia? Kawy, herbaty?

– Nie, dziękujemy, trochę się spieszymy, mamy dużo pracy – odpowiedział Ian.

– To zaczekajcie chwilę, wyłączę tylko kuchenkę, właśnie robiłam śniadanie. – Kobieta była wyraźnie zawiedziona odmową. – A może zjecie naleśniki?

– Również nie. – Delilah pokręciła przecząco głową.

Usiedli przy małym drewnianym stole i zerknęli na siebie znacząco, gdy kobieta podreptała do kuchni. W tym domu i przy tej nieprzerwanej niczym ciszy wydawała się bardzo samotna, a wizyta detektywów najwyraźniej była pożądanym urozmaiceniem codzienności. W końcu ktoś ją odwiedził i miała szansę z kimś porozmawiać.

– Urocza kobieta – stwierdził Ian.

Delilah wyciągnęła z torby notatnik wraz z czarnym długopisem. Odłożyła wszystko na blat i przekartkowała kilka pierwszych stron, zerkając na swoje nabazgrolone na kartkach pismo. Calloway wyraźnie się rozluźnił i rozparł na krześle, przypatrując się jej spokojnym ruchom bez słowa.

W tle dało się słyszeć stukot naczyń w kuchni. Yrene wróciła chwilę później z paczką ciastek. Położyła je na stole i uśmiechnęła się zachęcająco.

– Dawno nie miałam gości – przyznała ze słyszalnym smutkiem w głosie. – Choć podejrzewam, że przyszli państwo, żeby mnie tylko przesłuchać. Tak czy inaczej, częstujcie się – dodała i uśmiechnęła się ciepło po raz kolejny.

Mimo że Delilah siedziała sztywno wyprostowana, Ian odpuścił pod spojrzeniem staruszki i sięgnął po kruche ciastko z marmoladą.

– Czy możemy już zacząć? – spytała Delilah.

– Och, oczywiście, może przyniosę jeszcze sok? – odpowiedziała kobieta i zawróciła do kuchni, na co blondynka uśmiechnęła się słabo, nadal nie ruszając się nawet o centymetr.

– Jesteś bezuczuciowa, droga Delilah – mruknął Ian, wpychając do ust drugie ciastko. Warren zmrużyła ostrzegawczo oczy.

– Jesteśmy w pracy, Ian – odparła prosto. – Skąd wiesz, że ciastko nie jest zatrute?

– Gdyby było, pewnie skakałabyś z radości – prychnął pod nosem.

– Z grzeczności nie zaprzeczę – zakpiła, obrzucając go jeszcze jednym spojrzeniem.

Chwilę później kobieta pojawiła się z dwiema szklankami i kartonem soku, a dla siebie przyniosła herbatę. Usiadła na fotelu, krzyżując nogi i poprawiając fioletową spódnicę, która delikatnie się podwinęła.

– Od dawna pani tu mieszka? – zapytała detektyw.

Yrene od razu uruchomiła słowotok, zaciskając palce na kubku i spoglądając na nią z błyskiem w oczach.

– Praktycznie od zawsze. Kupiliśmy ten dom z moim nieżyjącym już mężem prawie trzydzieści lat temu, więc jeśli chodzi o sąsiadów, to znam tu każdego – przyznała, a Delilah skupiła na niej spojrzenie. Ian również zastygł w bezruchu i obserwował staruszkę. – To, co spotkało pana Williama, to ogromna tragedia i nawet nie chcę myśleć, co ten biedny chłopak może czuć.

Blondynka miała na tyle dużo empatii, by nie poprawić kobiety, choć czarnowłosy już dawno wyrósł z określenia „chłopak”. Miał ponad trzydzieści lat i z jego papierów wynikało, że był również bardzo dobrym prawnikiem. To wymagało konkretnych cech charakteru i wiedzy, a przede wszystkim szczęścia, co Williamowi, jak dotąd, dopisywało. Ostatnie wydarzenia kłóciły się jednak z wizją idealnego sąsiada, a przede wszystkim męża, ponieważ Delilah nie mogła tak po prostu stwierdzić, że był niewinny. Najpierw potrzebowała dowodów.

– William i Diane przeprowadzili się na to osiedle jakieś trzy lata temu. Diane była nieco skryta i na początku raczej trzymała się na dystans, ale potem zaniosłam im jedno z moich ciast i jakoś złapałyśmy kontakt, który trwał do… Do piątku – powiedziała z żalem i upiła łyk herbaty, by nawilżyć wyschnięte gardło. – Byli świetnym małżeństwem. Rzadko się kłócili, rozwijali zawodowo, i raczej nie wyglądało na to, żeby mieli jakieś problemy. Poza tym myślę, że nikt się nie spodziewał, że ta biedna kobieta zostanie tak nagle pozbawiona życia. I to jeszcze zabita przez jakiegoś mordercę. W głowie mi się to nie mieści.

Wyglądała na bardzo przejętą. Najwyraźniej darzyła sąsiadów ogromną sympatią, bo dłonie jej zadrżały, gdy z takim oddaniem opowiadała o nich.

– Często się z nimi pani spotykała? – zapytał Ian, kiedy Delilah zaczęła zapisywać najważniejsze szczegóły w notatniku.

– Raz w tygodniu, czasem częściej. Oboje mieli dużo pracy i często nie było ich w domu, ale spotykaliśmy się albo u nich, albo u mnie. Czasami organizowaliśmy też małe imprezy, większość naszych sąsiadów również się wtedy pojawiała. Powtarzam, to było normalne małżeństwo – podkreśliła, a Delilah zapamiętywała każde słowo, niezależnie od zapisywanych w notatniku uwag.

– Podejrzewa pani, co mogło się stać? – spytała po chwili, kiedy Yrene najprawdopodobniej przywoływała w pamięci ich ostatnie spotkania. Rozciągnęła usta w smutnym uśmiechu.

Ian uniósł lekko brew na ciszę, która nastała po pytaniu i zerknął na Delilah. Blondynka odwzajemniła uważne spojrzenie.

– Cóż… Wydaje mi się, że nie – odpowiedziała w końcu kobieta, a Warren zmrużyła podejrzliwie oczy.

– Wydaje się pani? – naciskała, choć jej głos nadal był tak samo spokojny.

– Och, czyli William jeszcze się wam nie przyznał – mruknęła i odstawiła kubek na blat, ponownie na nich spoglądając. Spoważniała. Przez moment nerwowo wyginała palce, zastanawiając się, co powiedzieć, a co zachować dla siebie. Z każdą mijającą sekundą w jej oczach błyszczała coraz większa nerwowość. – Pewnie nieźle by się wkurzył, gdyby wiedział, że wam powiedziałam – dodała pod nosem, a jej uśmiech zbladł.

Przełknęła ciężko ślinę i otworzyła usta, by się odezwać, ale natychmiast je zamknęła. Uciekła wzrokiem do okna, skąd był idealny widok na jej wypielęgnowany ogródek. Yrene miała rękę do kwiatów. Wydawała się sympatyczna i ciepło wspominała swoich sąsiadów. Musiała być na tym osiedlu naprawdę lubiana.

– Proszę powiedzieć – zachęcił łagodnie Ian, a Delilah skinęła głową.

Wpatrywali się w nią uważnie, jak gdyby od jej słów zależało wszystko. Napięcie zaczęło zbierać się w pogrążonym w półmroku salonie. Detektywi nie odważyli się nawet głębiej odetchnąć, gdy Yrene jeszcze przez moment zastanawiała się, jak ubrać w słowa to, co chodziło jej po głowie. Milczenie z jej strony nie trwało jednak długo.

– Nie powiedział wam, ale jeśli to istotne dla śledztwa… William miał kochankę. Ma na imię Gabrielle.

Niemal wypluła te słowa z jawną niechęcią, po czym spojrzała na nich przepraszająco. Wyglądała tak, jak gdyby przyznała się do własnego błędu, a nie błędu, który popełnił jej sąsiad. Spuściła wzrok na swoje kolana.

W głowie Delilah zapaliła się czerwona lampka.