Elita - Natalia Antczak - ebook + audiobook
NOWOŚĆ

Elita ebook i audiobook

Natalia Antczak

4,6

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

145 osób interesuje się tą książką

Opis

Lucy Graves to córka radnej miasta Filadelfii, a jej rodzina jest uważana za perfekcyjną i przykładną. Jednak nastolatka wraz ze swoją siostrą Audrey doskonale wiedzą, jak wiele fałszu kryje się za tym obrazem.
Dziewczyny postanawiają brać udział w nielegalnych wyścigach organizowanych na obrzeżach miasta, aby w ten sposób po skończeniu elitarnej szkoły umożliwić sobie ucieczkę z miasta.
Wszystko się zmienia, kiedy pewnego dnia Lucy otrzymuje wiadomość od nieznajomego numeru, w której ktoś namawia ją, aby weszła do szkolnej łazienki na trzecim piętrze. Dziewczyna decyduje się wykonać to polecenie, a gdy trafia na miejsce, w jednej z kabin znajduje swoją siostrę. Martwą.
Śmierć nastolatki zostaje uznana za samobójstwo, jednak Lucy znała swoją siostrę i wie, że to nie może być prawda. Aby się dowiedzieć, kto zabił Audrey, wkracza do świata, od którego powinna trzymać się z daleka.  
Świata, w którym zemsta stanowi definicję sprawiedliwości, noce mają zapach benzyny, a granica między dobrem i złem rozmywa się, jakby były jednością.  
Świat, w którym jest on i elita.
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia.                                                                                             Opis pochodzi od Wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 482

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 12 godz. 35 min

Lektor: Masza Bogucka
Oceny
4,6 (180 ocen)
126
32
20
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
bella908

Nie oderwiesz się od lektury

Dawno nie czytałam tak ciekawej historii. Nielegalne wyścigi, tajemnicza śmierć, sekrety, zagadka i wątek found family. Kolejna rewelacyjna książka od tej autorki. PS To tylko luźna sugestia, ale nie wiem, czy nie przydałoby się ostrzeżenie na początku książki (nie chodzi mi o kategorię wiekową). Osobiście mnie nie przeszkadzał jego brak, jednak każdy ma inną tolerancję.
31
Magdakdjckwkxndnrknd

Nie oderwiesz się od lektury

ksiazki natalki zasluguja na o wiele wiekszy rozglos
20
jkozaryn28

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna książka 🖤🥹 Nie mogę przestać o niej myśleć! Potrzebuję drugiego tomu jak powietrzaaaa
21
kocykowa

Całkiem niezła

Całkiem ok ale główna bohaterka zachowywała się strasznie dziecinnie. Wkurzała mnie strasznie. a
10
Olagrzes4

Nie oderwiesz się od lektury

co. tu. sie. stalo. boze czskam na kolejna czesc z niecierpliwością
00

Popularność




Copyright © for the text by Natalia Antczak

Copyright © for this edition by Wydawnictwo NieZwykłe, Oświęcim 2024

All rights reserved · Wszystkie prawa zastrzeżone

Redakcja: Joanna Błakita

Korekta: Sara Szulc, Kamila Grotowska, Martyna Janc

Oprawa graficzna książki: Weronika Szulecka

ISBN 978-83-8362-691-8 · Wydawnictwo NieZwykłe · Oświęcim 2024

Grupa Wydawnicza Dariusz Marszałek

PROLOG

Damskałazienka, trzecie piętro.

Przeczytałam wiadomość z anonimowego numeru i przestałam się koncentrować na prowadzonej przez nauczyciela lekcji. Zerknęłam na tablicę, po czym wróciłam wzrokiem do ekranu telefonu. Nie wiedziałam, kto wysłał SMS-a. Zmarszczyłam lekko brwi i wsunęłam komórkę z powrotem do kieszeni granatowego mundurka, który po kilku godzinach był jeszcze bardziej wygnieciony niż zazwyczaj. Gdyby matka zobaczyła go w takim stanie, pewnie nieźle by mi się za to oberwało. Wygładziłam dłonią materiał i wyprostowałam się, po czym rzuciłam kątem oka na resztę klasy.

Większość starała się skupić na przekazywanym przez nauczyciela materiale, ale ławki z tyłu okupowało kilku gnojków, którzy dokładnie wiedzieli, jak wysokie czesne uiszczali za naukę ich rodzice i na ile w związku z tym mogli sobie pozwolić. Wymieniali się spojrzeniami, pokazywali sobie coś na telefonach i z głupkowatymi uśmiechami szeptali między sobą.

Pan Andrews, nauczyciel historii, był dla nich zbyt wyrozumiały i nawet powieka mu nie drgnęła, gdy jeden z chłopaków wybuchł głośnym śmiechem. Także tutaj, w tej śmiesznej sali, wszystkich obowiązywała hierarchia. W tym wypadku nasz profesor niewiele miał do powiedzenia. Pracował w renomowanym liceum w Filadelfii na tyle długo, by doskonale wiedzieć, że jakiekolwiek wtrącanie się i zwracanie uwagi uczniom nie miało sensu.

W tym miejscu wszystko można było kupić – reputację, oceny, przychylność, szacunek i przyszłość. Te bogate dzieciaki dobrze wiedziały, że wystarczy jeden telefon do rodziców, a w ciągu pięciu minut będą mieli zaliczone przedmioty i zdane wszystkie egzaminy, a w gratisie dostaną miejsce na jednej z najlepszych uczelni.

Westchnęłam i oderwałam od nich wzrok. Wiedziałam, że nie usiedzę tutaj ani minuty dłużej. Wiadomość, którą dostałam z nieznanego numeru, nie dawała mi spokoju.

Co chwilę spoglądałam na telefon i w końcu podjęłam decyzję, do której wielokrotnie będę jeszcze wracać i zastanawiać się, co by było, gdybym nigdy nie zdecydowała się opuścić tej klasy.

Wyszłam na korytarz za pozwoleniem nauczyciela i bez namysłu wspięłam się na trzecie piętro. Poprawiłam krótką, granatową spódniczkę i zaczęłam się rozglądać.

Byłam pewna, że ktoś robił sobie ze mnie żarty. Wysłał do mnie tę wiadomość, żeby mnie wyśmiać, kiedy tylko wejdę do toalety. Byłam przekonana, że niektórzy uczniowie w tej szkole naprawdę się nudzili. Może szukali adrenaliny, a może chcieli znaleźć jakiekolwiek zajęcie, inne niż robienie notatek w trakcie lekcji.

Przepełniała mnie jednak ciekawość, dlatego weszłam do łazienki. W jasnym pomieszczeniu panowała cisza. Przez moment przyglądałam się zamkniętym kabinom.

Wydawało mi się, że nikogo tutaj nie ma.

Podeszłam do jednej z umywalek i poprawiłam długie blond włosy, które układały się w idealne fale. Miałam na twarzy tylko delikatny makijaż, przez co cienie pod oczami były bardziej widoczne. Gdyby moja matka je zobaczyła, pewnie miałaby na ich temat wiele do powiedzenia.

Jeszcze raz rozejrzałam się po łazience, aby się upewnić, że nikt tu na mnie nie czeka. Już chciałam stwierdzić, że miałam rację i ktoś sobie ze mnie zażartował, ale w tym samym momencie usłyszałam dźwięk przychodzącego powiadomienia. Wyciągnęłam komórkę i odczytałam kolejną wiadomość.

Trzecia kabina od lewej.

Przez moje plecy przebiegł nieprzyjemny, zimny dreszcz. Zamarłam z dłonią zaciśniętą na telefonie i uniosłam wzrok na kabiny. Zerknęłam przez ramię, spodziewając się, że ktoś przez cały ten czas mnie obserwował, ale wciąż byłam sama, a wokół panowała sroga, pełna napięcia cisza.

Wzięłam wdech i ostrożnie podeszłam do wyznaczonej w wiadomość kabiny. Przez moment się wahałam, czy powinnam ją otwierać, ale w końcu sięgnęłam do klamki i pociągnęłam drzwi w swoją stronę. Otworzyły się z cichym skrzypnięciem, a ja powoli zajrzałam do środka.

W tej samej chwili telefon wysunął mi się z dłoni. Czułam, jak powietrze ucieka mi z płuc, gdy mój wzrok natrafił na krew na białych kafelkach.

Na bezwładne ciało leżące na podłodze.

Na rany na przedramionach trupiobladej dziewczyny.

Na krew, której z każdą chwilą wydawało się więcej i więcej.

Na twarz mojej siostry, której oczy straciły żywy blask.

Na cały mój świat, który legł w gruzach, gdy rzuciłam się w jej stronę, próbowałam ją obudzić, szarpałam za ramiona, wbijałam palce w jej zimną skórę i brudziłam dłonie jej krwią.

ROZDZIAŁ 1

Siedziałam na krześle w gabinecie dyrektora i pustym wzrokiem wpatrywałam się w widok przed sobą.

Nie pamiętałam, w jaki sposób wydostałam się z łazienki. Może ktoś mnie znalazł, kiedy tuliłam do siebie zimne ciało swojej siostry? Może kogoś zaalarmował mój krzyk? Od momentu, w którym ją ujrzałam, do chwili, w której ocknęłam się w gabinecie dyrektora, przed oczami miałam tylko czarną plamę. Wydawało mi się, że ktoś wyprowadził mnie z tamtego pomieszczenia. Ktoś zadawał pytania. Do kabiny przedarło się chyba dwóch nauczycieli. Trzeci z nich próbował zasłonić moje brudne od krwi dłonie. Nie miało to żadnego sensu, ponieważ szkarłatne smugi znajdowały się także na mojej twarzy i mundurku.

Znów poczułam pod palcami zimne ciało swojej siostry. Gardło zacisnęło mi się boleśnie, tak mocno, aż oczy wypełniły się łzami. Siedziałam całkowicie nieruchomo, zmuszałam się do wdechów i wydechów, a cały świat wokół mnie drżał w posadach.

Za drzwiami panował chaos. Po szkole rozniósł się już alarm o nadzwyczajnej sytuacji. Słyszałam odbijające się echem po korytarzu kroki uczniów kierowanych przez nauczycieli na zewnątrz. Spojrzałam na okno, przez które przedzierały się promienie popołudniowego słońca. Pragnęłam pooddychać tym świeżym powietrzem. Zamknąć oczy i obudzić się z myślą, że wszystko, co stało się tego dnia, było jedynie wytworem mojej wyobraźni. Koszmarem.

Ktoś krzyczał, że na parkingu pojawiła się karetka, jakby miał nadzieję, że ratownicy będą jeszcze w stanie pomóc mojej siostrze. Siedziałam w tym małym gabinecie i jako jedyna miałam świadomość, że na pomoc było już za późno.

Podobno w szkole pojawiła się także policja. Wiedziałam, że chcieli zabrać moją siostrę z tej łazienki, wiedziałam, że za chwilę wszyscy się o tym dowiedzą i że już nigdy jej nie odzyskam.

W gabinecie towarzyszyła mi nauczycielka, z którą do tej pory nie miałam żadnych lekcji. Nie znałam jej, a mimo to pozwoliłam, żeby cały czas do mnie mówiła. Miała piskliwy głos. Denerwował mnie. Próbowała mnie uspokoić, zadawała pytania i szarpała za rękaw mojego mundurka, kiedy nie odpowiadałam. Coś w moim wnętrzu niebezpiecznie drżało, jakby chciało się wydostać na wolność.

Spojrzałam na swoje ręce. Krew na nich już zaschła. Była pod moimi paznokciami, na skórze, wszędzie. Wręcz czułam jej metaliczny zapach i mimo że siedziałam, ziemia znowu osunęła mi się spod stóp.

Uniosłam powoli głowę, a kątem oka wyczułam na sobie intensywne spojrzenie nauczycielki.

– Lucy… – zaczęła jeszcze raz, chciała, żebym się do niej odezwała. Tylko po co miałam to robić? Żeby potwierdzić jej, że moja młodsza siostra była martwa?

Na tę myśl wbiłam paznokcie w kolana. Nie czułam bólu, za to z trudem zdławiłam jęk, który chciał się wydostać z mojego zaciśniętego gardła. Miałam wrażenie, że nie potrafię oddychać.

Zamarłam, gdy na korytarzu rozległ się stukot szpilek. Przestałam nawet drżeć, za to oczy wbrew mojej woli wypełniły się przerażeniem. Wiedziałam już, że na parkingu zaparkowało znajome czarne auto.

Automatycznie się wyprostowałam i przycisnęłam plecy do oparcia drewnianego krzesła. Choć przez moment na mojej twarzy pojawił się strach, szybko został zastąpiony przez obojętność. Cała mimika mi się zmieniła. Zamknęłam się, cofnęłam w głąb samej siebie, stłamsiłam wszystkie emocje, które mnie atakowały. Znieruchomiałam i nie miałam odwagi wziąć choćby płytkiego wdechu.

W tym samym momencie drzwi gabinetu się otworzyły, a do środka szybkim i pewnym krokiem weszła moja matka. Nawet nie musiałam się na nią oglądać. W chwili, w której przekroczyła próg, jej zimne spojrzenie spoczęło prosto na moich plecach.

Wraz z nią do pomieszczenia wszedł dyrektor Conner – wysoki, ale pulchny mężczyzna w idealnie skrojonym garniturze i z muszką w kolorze butelkowej zieleni. Miał ulizane do tyłu włosy i trochę zmarszczek na twarzy. Z reguły obdarzał wszystkich przyjaznymi spojrzeniami, w których kryła się również pewna łagodność. Zawsze był sympatyczny i potrafił się dogadać z każdym, choćby najgorszym uczniem. Tak samo z rodzicami. Nie miał problemu ze znalezieniem wspólnego języka… nawet z moją matką.

A przecież w Sylvii Graves, choć była piękną kobietą, krył się prawdziwy diabeł.

– O co chodzi? – spytała wyzutym z emocji głosem.

Nie patrzyłam na nią, ale byłam pewna, że dumnie zadarła podbródek i z oczekiwaniem spojrzała na dyrektora oraz na siedzącą przy mnie nauczycielkę.

– Pani Graves – zaczął ostrożnie mężczyzna, po czym obszedł szerokie, ciemne biurko i zatrzymał się tuż za nim. Zerknął na mnie kontrolnie, a w tym samym momencie moja matka się poruszyła i stanęła obok mnie.

– Co się stało? – zapytała raz jeszcze. Z jej twarzy nie można było niczego wyczytać. Poprawiła kaszmirowy płaszcz i zdjęła z nosa przeciwsłoneczne okulary. W jej oczach dało się dostrzec powagę. Usta zacisnęła w wąską kreskę. – Dlaczego zostałam wezwana do szkoły i co na parkingu robi policja? Coś ty nawyprawiała? – Ostatnie pytanie było skierowane prosto do mnie. Nie spojrzałam na nią. Nie mogłam. – Dlaczego jesteś taka… taka brudna?

Dopiero wtedy w głosie matki usłyszałam wahanie. Zlustrowała mnie z góry na dół. Wiedziałam, co zobaczyła.

Siedziałam sztywno na krześle z dłońmi zaciśniętymi na kolanach. Moja koszula nie była już śnieżnobiała, pojawiły się na niej ciemne, brązowe plamy. Mundurek miałam wygnieciony i na nim również można było znaleźć zaschniętą krew. Sklejała nawet kosmyki moich włosów, możliwe, że miałam ją też na twarzy. Była wszędzie.

Podobno na korytarzu czekało dwóch policjantów, którzy chcieli mnie przesłuchać. W gabinecie było ciepło, tak ciepło, że aż brakowało mi powietrza, a klatka piersiowa boleśnie mi się zaciskała. Wiedziałam, że trzy piętra wyżej, w łazience, leżało ciało mojej siostry, i sama ta myśl spowodowała, że świat wokół mnie się zachwiał, zamarł i znowu rozkołysał.

Na twarzy dyrektora dostrzegłam zmęczenie. Był blady.

– Proszę usiąść – polecił cichym, zachrypniętym głosem i odchrząknął. Wskazał na krzesło koło mnie i dostrzegłam wtedy, że dłoń mu drżała.

– Proszę mi wreszcie powiedzieć, co się stało – warknęła w odpowiedzi moja matka, która wyraźnie straciła cierpliwość. Pewnie kiedy zadzwonili ze szkoły, była w trakcie niezwykle ważnego spotkania. Dziwne, że dotarła tutaj tak szybko. Z reguły praca była dla niej ważniejsza ode mnie i mojej siostry.

Ktoś zamknął drzwi od gabinetu i dopiero wtedy dyrektor Conner się odezwał.

– Pani córka, Audrey Graves, została znaleziona w szkolnej łazience w czasie ostatniej lekcji – powiedział cicho, starał się zapanować nad własnym głosem. Patrzył prosto w oczy mojej matki, która na jego słowa wyprostowała się i delikatnie zmarszczyła idealnie wypielęgnowane brwi.

Sylvia była przed pięćdziesiątką, ale dzięki różnym zabiegom świetnie udawało jej się ukrywać swój wiek. Makijaż na jej twarzy sprawiał, że wyglądała perfekcyjnie. Była wyrachowaną, schludną kobietą, która, odkąd pamiętałam, kierowała się zasadami i regułami. Tego samego oczekiwała ode mnie i mojej siostry. Wszystko w jej życiu chodziło jak w zegarku, dlatego nawet się nie zdziwiłam, kiedy z jej ust wyrwało się bezczelne:

– No i?

Mężczyzna stojący po drugiej stronie biurka przełknął powoli ślinę, a mięsień na jego twarzy nerwowo zadrgał.

– Pani córka została znaleziona martwa. – Przekazał te słowa bez owijania w bawełnę, najprościej, jak się dało.

W pomieszczeniu zapadło milczenie, przerywane jedynie tykaniem zegara wiszącego nad drzwiami wejściowymi. Uniosłam na niego wzrok i mocniej wbiłam paznokcie w skórę. Cisza ciągnęła się przez kilka sekund, ale nawet nie musiałam zerkać na matkę, by wiedzieć, że ta informacja nie zrobiła na niej żadnego wrażenia. Wściekłość zalała moje żyły w ułamku sekundy, gniew zaatakował mnie tak gwałtownie, że z trudem trwałam w miejscu. Dzwoniło mi w uszach, gdy Sylvia brała ostrożny wdech, a w myślach już kalkulowała, jak ukryć tę brzydką skazę na jej wizerunku. Córka, która została zabita? Jak ona spojrzy teraz ludziom w oczy, skoro każdy uważał, że ona i jej rodzina były idealne?

Zacisnęłam zęby, wręcz nimi zazgrzytałam, bo jeszcze kilka sekund wcześniej myślałam, że moja matka okaże jakieś uczucia, może potwierdzi, że jej na nas zależy, że nas kocha, że jesteśmy dla niej ważne.

– Nie żyje? – dopytała tym samym, pozbawionym emocji głosem.

– Bardzo mi przykro – szepnął jeszcze dyrektor. – Lucy znalazła ją pod koniec lekcji – dodał i wtedy matka wbiła we mnie swoje drapieżne spojrzenie.

Obróciłam się i zajrzałam jej w oczy, choć doskonale wiedziałam, że dostrzegę w nich jedynie nienawiść.

– Jeszcze się nie dowiedzieliśmy, dlaczego Lucy akurat wtedy pojawiła się w łazience. Rozumiem, że może być to dla pani trudna sytuacja, ale w tych okolicznościach jestem zmuszony pozwolić policji działać.

– W jakim stanie… W jakim stanie została znaleziona Audrey? – przerwała mu ostro Sylvia.

– Pyta pani o obrażenia? – wymamrotał niepewnie dyrektor. W odpowiedzi moja matka skinęła głową. – Z pierwszych oględzin wynika, że mogło to być samobójstwo, ale…

Poderwałam gwałtownie głowę i wbiłam spojrzenie w mężczyznę. Samobójstwo? Jakie samobójstwo? Moja siostra nigdy by tego nie zrobiła. Poza tym przy ciele nie znalazłam żadnego narzędzia, którym mogłaby zrobić sobie krzywdę.

To nie było samobójstwo.

Jednak to jedno zdanie dla mojej matki okazało się wystarczające.

– Właśnie! – krzyknęła wręcz i uczepiła się tego, co powiedział dyrektor. – Samobójstwo. Lucy tylko ją znalazła. Nie będzie zatem żadnego przesłuchania – syknęła gwałtownie i złapała mnie za ramię. – Wychodzimy, Lucy.

Nawet na nią nie spojrzałam.

– Pani Graves, rozumiem, że to niedogodna dla pani…

– Nie będzie żadnego przesłuchania – przerwała mu po raz kolejny. – Proszę pozwolić policjantom działać i niech zabiorą stąd to ciało. Nie chcę, żeby więcej osób dowiedziało się o tym zdarzeniu, rozumiemy się? Jestem radną tego miasta i niech pan mi wierzy, że jedno skinienie mojego palca sprawi, że ta sprawa od razu ucichnie.

Dyrektor wyglądał na zaskoczonego i onieśmielonego jednocześnie. Wiedział, kim była moja matka, i miał świadomość, że gdy przedstawiała sytuację w ten sposób… nie miał nic do gadania. Nie chciał się też spierać, widziałam to po tym, jak z rezygnacją opadły mu ramiona, i po dźwięku cichego westchnienia, które z siebie wydał.

– Rozumiem – wymamrotał ledwie słyszalnie. Spojrzał na mnie pełnym współczucia wzrokiem, a moje gardło po raz kolejny ostrzegawczo się zacisnęło.

– Wychodzimy, Lucy – powtórzyła ostro moja matka i pociągnęła mnie za rękaw granatowego mundurka.

Nie mogłam się z nią siłować, ale kiedy wstałam, przed oczami zobaczyłam ciemne plamy. Musiałam złapać się oparcia krzesła, by nie stracić równowagi. Zacisnęłam zęby i wzięłam wdech. Matka na mnie nie czekała. Przekroczyła próg gabinetu i znowu dotarł do mnie dźwięk uderzających o podłogę szpilek.

– Lucy, gdybyś chciała porozmawiać – zaczął ostrożnie dyrektor stojący za moimi plecami. Obejrzałam się na niego. Chyba dostrzegł wszystko w moich oczach, bo spuścił głowę. – Po prostu pamiętaj, że zawsze tutaj dla ciebie jestem.

– Dziękuję – wychrypiałam.

Brzmiałam obco, jak nie ja. Pozostało mi dogonić matkę, ale postawienie kolejnego kroku było ponad moje siły. Kiedy wyszłam z gabinetu, oczy wypełniły mi się łzami. Musiałam pomrugać kilka razy. Dopiero wtedy dostrzegłam Sylvię, która wykłócała się na korytarzu z dwójką policjantów. Jej głos niósł się echem po szkole, ale nie słuchałam, co miała im do powiedzenia. Jak duch kierowałam się prosto do wyjścia.

Wypadłam na zewnątrz i cofnęłam się na tyły budynku, gdzie nikogo nie było.

Dopiero wtedy zgięłam się wpół i zwymiotowałam.

Przekroczyłam próg domu i wsłuchałam się w nienaturalną ciszę. Całe moje ciało było odrętwiałe, przed oczami nieustannie przewijały mi się obrazy z tego dnia.

– Wykąp się i zejdź na dół, kiedy będziesz gotowa. – Matka wydała polecenie, nawet na mnie nie patrząc.

Na stół odłożyła markową torebkę i sięgnęła po telefon, który podczas krótkiej podróży do domu dzwonił nieustannie. Kiedy odebrała, zaczęła manipulować wszystkimi osobami, które próbowały się czegoś dowiedzieć. Załatwiała sprawę tak, jakby śmierć jej córki była jedynie kolejnym problemem, który trzeba zamieść pod dywan.

Nie mogłam tego słuchać.

Skierowałam się na górę, boleśnie powoli pokonałam schody. Ktoś zabrał moją torebkę ze szkoły, przy sobie miałam tylko telefon. Zatrzymałam się w pogrążonym w półmroku korytarzu i wbiłam wzrok w zamknięte drzwi do pokoju mojej siostry.

Znowu obraz zawirował mi przed oczami.

– Pospiesz się! – krzyknęła z dołu matka.

Zacisnęłam powieki, bo w mojej głowie rozbrzmiewał głuchy wrzask, którego nie byłam w stanie wyciszyć.

Weszłam do łazienki i zamknęłam za sobą drzwi. Zatrzymałam się przed lustrem i wbiłam wzrok w swój wygnieciony granatowy mundurek z logiem liceum na piersi po lewej stronie. Miałam rozdarte rajstopy, rozmazany makijaż i nienaturalnie bladą twarz, która podkreślała pustkę w moich granatowych oczach. Oddech mi przyspieszył, zacisnęłam spierzchnięte usta i zrywałam z siebie ubrania, nie przejmując się tym, że w ten sposób jeszcze bardziej je zniszczę.

Weszłam pod prysznic i włączyłam go, a lodowaty strumień wody uderzył w moje zziębnięte ciało. Zadrżałam, mięśnie mi się spięły. Dopiero po chwili sięgnęłam po mydło i zaczęłam szorować całą skórę. Próbowałam zmyć krew, wyczyścić ją spod paznokci i doprowadzić się do porządku, ale…

Ale cały czas czułam zimne ciało swojej siostry, pamiętałam, jak szarpałam ją za ramiona, jak wykrzykiwałam niezrozumiałe słowa. Włosy przykleiły mi się do twarzy i choć pierwsza warstwa krwi już spływała razem z wodą do odpływu, dalej czułam jej lepkość. Metaliczny zapach, który zakodował mi się w głowie, sprawił, że moje gardło znowu się zacisnęło. Każdy kolejny ruch kosztował mnie coraz więcej wysiłku.

Jednak nie płakałam. Nie byłam w stanie wydać z siebie żadnego dźwięku, choć świat przed oczami wirował, a skóra piekła od intensywnego szorowania. Była zaczerwieniona i prysznic zaczynał sprawiać mi ból, ale to nie mogło równać się z uczuciem, które towarzyszyło mi, odkąd znalazłam siostrę.

Czułam się tak, jakbym to ja ją zabiła.

Krzyki z dołu po kilkunastu minutach sprawiły, że w końcu z oporem zakręciłam wodę i owinęłam się białym ręcznikiem. Nie potrafiłam spojrzeć sobie w oczy, gdy wkładałam przypadkowe ubrania i byle jak rozczesywałam włosy, z których skapywała woda. Nie miałam siły doprowadzać się do porządku, nie chciałam doprowadzić się do porządku.

Chciałam odzyskać siostrę.

– Lucy! – Krzyk mojego ojca sprawił, że wróciłam do rzeczywistości.

Sztywnym krokiem wyszłam z łazienki i zeszłam po schodach. Zobaczyłam moich rodziców. Siedzieli przy stole, tak obrzydliwie idealni, tak zdesperowani, by zachować swój nienaganny wizerunek.

Twarz matki na mój widok stężała. Kiwnęła lekko głową, żebym usiadła.

– Śmierć Audrey to dla nas ogromny cios, ale nie możemy dopuścić do tego, by szczegóły tej tragedii dotarły do innych ludzi w tym mieście – odezwał się mój ojciec i przez te słowa zaczęłam nienawidzić go jeszcze mocniej.

Kazał mi zapomnieć, że kiedykolwiek miałam siostrę, bo sposób, w jaki zginęła, był dla nich niewygodny? Czułam do nich tak wielkie obrzydzenie, że na moment przyćmiło ono rozpacz, która mi towarzyszyła, odkąd znalazłam Audrey.

Wdech. Odliczyłam do pięciu. Wydech.

Ucisk w mojej klatce piersiowej wciąż był taki sam.

– Pogrzeb odbędzie się w czwartek. Masz trzymać język za zębami, kiedy tylko o coś cię spytają. My z ojcem załatwimy wszystkie formalności, sprawa ucichnie w przeciągu tygodnia – powiedziała matka, a ja przełknęłam z trudem ślinę.

– To znaczy, że…

– To znaczy, że od teraz masz uczyć się żyć bez Audrey i nie pozwolić, by jej śmierć cokolwiek zmieniła. Wracaj do siebie, tylko tyle chcieliśmy ci przekazać – odpowiedział ojciec, choć nie patrzył mi przy tym w oczy.

Miał na sobie białą koszulę, a czarną marynarkę zawiesił na oparciu krzesła. Na jego nadgarstku błyszczał drogi zegarek. Wzrok skupiał na telefonie, w którym czegoś szukał. Wydawał się wściekły.

– Jesteście tchórzami. Pieprzonymi tchórzami – wychrypiałam.

Przerwał mi głośny huk, kiedy mężczyzna uderzył pięścią w stół.

– Czy ktokolwiek prosił cię o zdanie? – syknął. – Wracaj do siebie, skończyliśmy.

– Nie możecie…

– Idź stąd, chyba że wolisz, żeby zrobiło się nieprzyjemnie. – Ostrzeżenie w jego głosie sprawiło, że powietrze uciekło mi z płuc, bo doskonale wiedziałam, co ono oznaczało.

Pokręciłam z niedowierzaniem głową i się cofnęłam. Zdawałam sobie sprawę, że żadne spory w niczym tutaj nie pomogą. Musiałam działać na własną rękę.

Odwróciłam się i ruszyłam do pokoju, a kiedy się w nim zamknęłam, krzyk w mojej głowie stał się jeszcze głośniejszy. Oparłam się o drzwi, schowałam twarz w dłoniach i oddychałam, oddychałam, oddychałam. Brałam wdechy powoli, aż w końcu moje serce przestało tak szaleńczo bić. Wtedy się wyprostowałam i otworzyłam oczy. Mój pokój był taki sam, cały dom był taki sam, świat był taki sam, a mimo to nie było w nim Audrey. Ta myśl uderzyła we mnie z taką siłą, że musiałam zbliżyć się do łóżka i usiąść. Spoglądałam na rozrzucone brudne ubrania, po chwili przeniosłam wzrok na swoje palce. Pod paznokciami nadal miałam krew.

Nie wiedziałam, jak długo siedziałam bezczynnie, wpatrzona w białą ścianę. Nie mogłam się poruszyć do czasu, kiedy przypomniałam sobie, że przy ciele mojej siostry nie było niczego, czym mogłaby odebrać sobie życie.

Ta myśl sprawiła, że zerwałam się gwałtownie na nogi i pospiesznie odtworzyłam w głowie moment, w którym znalazłam się w szkolnej łazience. Czy to dlatego matka nie chciała, żeby ktokolwiek mnie przesłuchiwał? Czy dlatego było tam tak dużo policji?

Spojrzałam na telefon, który dalej był ukryty w kieszeni mundurka. Wyciągnęłam go pospiesznie i odblokowałam, po czym weszłam w wiadomości. Wybrałam anonimowy kontakt i wbiłam wzrok w dwa SMS-y od człowieka, który wiedział, że dzisiaj znajdę moją siostrę.

Nie kierowałam się zdrowym rozsądkiem. W przypływie emocji zaczęłam pisać pytanie, które nie pozwalało mi wziąć głębszego oddechu.

DO NIEZNAJOMY:Skąd wiedziałeś?

Po kilku sekundach w odpowiedzi dostałam wiadomość z adresem, który bardzo dobrze znałam.

ROZDZIAŁ 2

W ekspresowym tempie włożyłam spodnie dresowe i bluzę. Mimo że włosy miałam jeszcze wilgotne, naciągnęłam na głowę kaptur i złapałam za telefon. Zatrzymałam się przy wyjściu z pokoju na dobre kilkanaście sekund i uważnie nasłuchiwałam dźwięków dochodzących z dołu. Upewniłam się, że w domu panowała cisza. W końcu otworzyłam ostrożnie drzwi i wychyliłam się na pogrążony w mroku korytarz. Na parterze też było ciemno, więc rodzice albo pojechali załatwić sprawy związane ze śmiercią Audrey, albo siedzieli w swoich gabinetach i zajmowali się pracą. Spięłam się delikatnie, ale towarzysząca mi cisza w końcu pchnęła mnie w kierunku wyjścia.

Stawiałam ciche, ostrożne kroki, by przypadkiem nie zwrócić uwagi matki, która wielokrotnie udowodniła mi, że ma sporo do powiedzenia w sprawie mojego wieczornego wychodzenia z domu. Do tej pory starała się kontrolować każdy mój ruch, ale to nie oznaczało, że dawałam się jej tak łatwo. Jeśli myślała, że zamierzałam siedzieć w domu po tym, co dzisiaj się wydarzyło, grubo się myliła.

Przedostałam się na dół i rozejrzałam po jadalni. Nikogo na szczęście nie było, dlatego spokojniej sięgnęłam po białe adidasy i wcisnęłam je na stopy. Na ramiona zarzuciłam czarną puchową kurtkę, po czym chwyciłam kluczyki od samochodu i czym prędzej skierowałam się do garażu.

Zatrzymałam się w progu, kiedy w pomieszczeniu dostrzegłam dwa auta. Czarny chevrolet camaro stał bliżej mnie, ale i tak skupiłam uwagę na białym bmw należącym do mojej siostry. Serce biło mi coraz mocniej, kiedy przypominałam sobie, ile miałam wspomnień związanych z naszymi nocnymi podróżami, ile emocji towarzyszyło nam podczas kierowania tymi samochodami. Ta myśl mnie dobiła i jednocześnie uświadomiła, że nie mogę się zatrzymywać. Musiałam jak najszybciej się dowiedzieć, kto ją zabił.

Nie widziałam innej opcji. Byłam pewna, że Audrey nie odebrała sobie życia sama. Że nigdy nie zdecydowałaby się na tak desperacki czyn. Znałam ją. Łączyły nas więzy krwi, ale również tajemnice, o których wiedziałyśmy tylko my dwie. Tajemnice, które nigdy by mi jej nie odebrały.

Nie w taki sposób.

Otworzyłam drzwi samochodu i wsiadłam do środka. Pachniało tutaj wanilią, bo ledwie kilka dni temu Audrey kupiła mi nowy odświeżacz i powiesiła go na lusterku. Taki sam znajdował się w jej aucie. Ten szczegół sprawił, że moje serce boleśnie się ścisnęło i nie byłam w stanie przełknąć śliny.

Skup się, pomyślałam w końcu i przekręciłam kluczyk w stacyjce. Pilotem otworzyłam drzwi garażu i wyjechałam. Skupiłam się na tym, co potrafiłam najlepiej. Na moment zacisnęłam palce na kierownicy, przesunęłam nimi po znajomej skórze, a kiedy brama przed domem również się otworzyła, wrzuciłam wyższy bieg. Wsłuchiwałam się w cichy pomruk silnika i odcinałam od wszystkich towarzyszących mi emocji. Musiałam poznać prawdę. Musiałam się dowiedzieć, jak do tego wszystkiego doszło. Jak najszybciej.

Ruszyłam prosto na obrzeża Filadelfii, a z każdym kilometrem, który dzielił mnie od domu, czułam coraz większą kontrolę. Mijałam znajome osiedla i mknęłam ulicami, które miały zaprowadzić mnie jak najdalej od rzeczywistości panującej w centrum miasta. To tutaj, gdzie wokół nie sposób dostrzec żywej duszy i gdzie nikt rozsądny nie dotarłby z własnej woli, czułam się jak ryba w wodzie.

Zaparkowałam kilkanaście metrów wcześniej, bo nie chciałam, żeby ktokolwiek mnie rozpoznał. Co prawda w wyścigach brałam udział w wypożyczonych samochodach, ale i tak wolałam być w tym miejscu czujna.

Zgasiłam silnik i wsunęłam klucze do kieszeni. Włosy schowałam pod kaptur i naciągnęłam go mocno, po czym spojrzałam w lusterko, by upewnić się, że większość mojej twarzy była zakryta. Dopiero wtedy zdecydowałam się wysiąść. Ziąb na dworze sprawił, że wzdrygnęłam się delikatnie i wcisnęłam dłonie do kieszeni kurtki. Od razu ruszyłam w stronę kilku opuszczonych kamienic i mijałam je pospiesznie, bo po drodze nie chciałam nikogo napotkać.

Zbliżałam się do wyznaczonego miejsca i moje serce biło coraz mocniej. Miałam pewność, że nie byłam tutaj sama, a ta myśl wręcz mnie paraliżowała. Upór w moim wypadku wygrywał jednak ze zdrowym rozsądkiem. Skręciłam w prawo i zatrzymałam się tuż przed ogrodzeniem. Z tej ciemności, gdzie nie docierało żadne światło, doskonale widziałam tor wyścigowy i dwa samochody stojące na linii startu. Miejsca na widowni były pozajmowane przez grupkę ewidentnie znających się osób, a właściciele aut, zamiast się ścigać, o czymś rozmawiali. Z tej odległości nie byłam w stanie rozpoznać ich twarzy. Zacisnęłam palce na siatce i zastanawiałam się nad kolejnym krokiem. W ostatnim czasie przyjeżdżałyśmy tutaj z Audrey bardzo często, choć nie było to jedyne miejsce, w którym odbywały się nielegalne wyścigi. Aby nie dać się złapać policji, organizatorzy co rusz zmieniali adresy i wysyłali je do nas tuż przed rozpoczęciem wyścigu. W ten sposób było bezpieczniej.

Oczami wyobraźni widziałam, jak mknę tą drogą z siostrą na siedzeniu obok. Uwielbiała mnie nawigować i wiedziała, że dzięki niej byłam jeszcze lepsza. Chciała wyciągnąć z tych wyścigów wszystko, jak najwięcej się dało. A ja jej na to pozwalałam, bo obie marzyłyśmy o ucieczce z tego miasta.

Prawie na każdy wyścig wybierałam się z Audrey. Jeździłyśmy razem, bo to wydawało się rozsądniejsze. Ja za kierownicą, ona na siedzeniu pasażera. Podpowiadała mi, kiedy powinnam zwolnić, kiedy wyhamować, kiedy skręcić. Wielokrotnie ratowała mi tyłek. Była moimi oczami. Moim nawigatorem.

Wyobrażałam ją sobie właśnie tutaj, dumnie kroczącą po torze, gdy ja zajmowałam się samochodem. Była taka zadowolona, kiedy wygrywałyśmy kolejne wyścigi, taka dumna, gdy odbierałyśmy nagrody. To był nasz świat – pełen niebezpieczeństw i adrenaliny, ale odnajdywałyśmy się w nim najlepiej.

Świat, który został mi odebrany, brutalnie i bez pozwolenia.

Wypuściłam obłoczek pary spomiędzy ust i wpatrywałam się w grupkę ludzi, jakbym oczekiwała, że to oni wyjaśnią mi, dlaczego moja siostra została zamordowana. Gdy zaczęłam się zastanawiać, czy do nich podejść, w mojej głowie pojawiło się jeszcze więcej pytań. Po co ktoś wysłał mi tę wiadomość? Czego ode mnie chciał i dlaczego ponownie mnie tutaj zaciągnął?

W odpowiedzi ktoś niespodziewanie przyłożył mi rękę do ust, a drugą objął w talii i przycisnął do swojego ciała. Nie byłam w stanie nawet krzyknąć, żaden dźwięk nie wydostał się z mojego gardła.

– Nie wiem, kim jesteś, ale twoim największym błędem było przychodzenie tutaj. – Zamarłam, kiedy do mojego ucha dotarł zachrypnięty, niski głos, niewiele głośniejszy od szeptu. Próbowałam się wyrwać, ale mężczyzna jedynie przycisnął mnie do siebie jeszcze mocniej. – Za chwilę przyjadą tu ludzie, którzy przerobią cię na mięso, gdy tylko cię zauważą. Dobrze ci radzę, nie szarp się, bo tylko pogorszysz sytuację – mówił dalej, niezrażony moimi sprzeciwami.

Głos miał spokojny i tym spokojem sparaliżował mnie w ułamku sekundy. Nie wiedziałam, kim był, a znałam większość osób związanych z tymi cholernymi wyścigami. Skoro go nie rozpoznałam, musiał to być ktoś nowy.

– Puszczaj – wycedziłam przez zęby, gdy zabrał dłoń z moich ust.

– Jesteś odważna, jeśli grozisz komuś w takim miejscu – odpowiedział nadal blisko mojego ucha. Serce podjechało mi do gardła. – Niestety, bezskutecznie.

– Nie masz pojęcia, kim jestem – odpowiedziałam ostro. Nawet się nie zastanawiałam, czy człowiek, który właśnie mnie trzymał, miał związek ze śmiercią Audrey. Kiedy tylko sobie to uświadomiłam, znowu zamarłam.

– A ty nie masz pojęcia, ile ryzykuję, kryjąc cię teraz – mruknął.

– Kryjąc? – syknęłam, ale w tym momencie na ulicy rozległ się dźwięk ciężkich kroków połączony z salwami męskiego śmiechu.

Domyśliłam się, kto mógł się zbliżać, i znowu poczułam niepokój. Nie miałam jednak nic do gadania. To nieznajomy, który mnie trzymał, miał decydujący głos. Od razu go za to znienawidziłam.

– Puść mnie – powtórzyłam.

W odpowiedzi pociągnął mnie do tyłu tak mocno, że musiałam poddać się jego ruchom. Razem zniknęliśmy w kompletnej ciemności, chłopak przycisnął mnie do ściany budynku i ostrożnie się wychylił. Słyszałam jego ciężki oddech i poruszyłam się niespokojnie, ale trzymał mnie w żelaznym uścisku, jakby wiedział, że gdyby mnie tylko puścił, uciekłabym gdzie pieprz rośnie. Obróciłam głowę, by na niego spojrzeć, ale dostrzegłam jedynie czarny kaptur i w tym samym kolorze materiał, pod którym ukrywał połowę swojej twarzy. Najwyraźniej nie tylko ja ceniłam sobie anonimowość.

– Dostaliśmy informację, że ktoś się tutaj kręci, widziałeś coś? – Kilka metrów dalej dwójka ochroniarzy rozmawiała ze sobą. Chłopak się cofnął i mocniej przycisnął mnie do swojej piersi. Przeklął szpetnie pod nosem, gdy kroki stały się wyraźniejsze.

– Trzymaj język za zębami, bo jeśli nie, to przysięgam, że ci go utnę – warknął ledwo słyszalnie.

– Milutko – szepnęłam kpiącym tonem i zacisnęłam usta, gdy pociągnął mnie dalej w nieznanym kierunku. Zazgrzytałam zębami, bo potknęłam się o własne nogi. – Mógłbyś być delikatniejszy – dodałam szorstko, ale gdy usłyszał mój głos, jedynie ponownie zasłonił mi usta dłonią. Był skupiony i spięty, jakby szykował się na atak. Przez dłuższą chwilę nic nie mówił.

– A ty mogłabyś być rozsądniejsza i nie zapuszczać się na takie tereny. Wisisz mi przysługę – wycedził przez zęby, kiedy jeden z ochroniarzy oświetlił drogę, na której przed chwilą staliśmy.

Ta sytuacja była tak irracjonalna, że szybko zapomniałam o strachu. Ochroniarze powoli się oddalili, dlatego bez skrupułów zmieniłam pozycję, nadepnęłam na stopę nieznajomego i wbiłam mu łokieć w brzuch. Syknął, ale mnie nie puścił.

– Jeśli nie przestaniesz się tak zachowywać, oddanie przysługi będzie twoim najmniejszym zmartwieniem – dodał ostrzegawczo.

– Kim ty jesteś? – spytałam i wciąż próbowałam się uwolnić.

Nieznajomy w końcu mnie puścił i odsunął się na bezpieczną odległość, nim zadałam mu kolejny cios. Odwróciłam się gwałtownie i zeskanowałam go wzrokiem. Był ode mnie wyższy i ubrany cały na czarno. Nawet maska na jego twarzy, jak wcześniej zauważyłam, okazała się tego samego koloru. W otaczającej nas ciemności mogłam dostrzec jedynie błysk jego ciemnozielonych oczu. Pojawiło się w nich coś niebezpiecznego, coś, co przypomniało mi, w jaką grę grałam i co zamierzałam zrobić.

– Zmywaj się stąd i więcej nie pokazuj mi się na oczy – powiedział, gdy się upewnił, że w pobliżu nie było już żadnych niebezpieczeństw.

Spiorunowałam go wzrokiem.

– Jesteś kretynem – odpowiedziałam ostro. – Nikt normalny ot tak nie rzucałby się na dziewczynę w takim miejscu – dodałam.

Patrzył na mnie, ale nie zareagował w żaden sposób, na co z niedowierzaniem pokręciłam głową.

– Zostaliśmy we dwójkę. Teraz tylko ja będę wiedział, co się z tobą stanie. Nie ma tutaj żadnych świadków – prychnął, jakby specjalnie mnie prowokował.

– Wariat – stwierdziłam.

– Lepiej już naprawdę tu nie wracaj, złotko.

Byłam pewna, że się uśmiechnął, kiedy natychmiast się odwróciłam. Nie zamierzałam jednak spędzać tu więcej czasu. Czułam na sobie palący wzrok, gdy odchodziłam, ale nie wiedziałam, czy to on ciągle mnie obserwował. Przyspieszyłam kroku i wróciłam do samochodu.

Obrzeża miasta opuściłam z piskiem opon.

ROZDZIAŁ 3

Mój koszmar się nie skończył, kiedy następnego ranka otworzyłam oczy.

Do pokoju wpadały jasne promienie słońca, które potwierdzały, że kolejny dzień już się zaczął.

Pierwszy dzień bez Audrey.

Po źle przespanej nocy bolała mnie głowa. Nie miałam siły poruszyć choćby palcem, dlatego kiedy zadzwonił budzik w moim telefonie, przez pierwsze kilka sekund nie drgnęłam nawet o milimetr. Wpatrywałam się pustym wzrokiem w sufit i ani myślałam wstać. Nie chciałam. Nie potrafiłam się zmierzyć z rzeczywistością bez mojej siostry.

Oczy ponownie mnie zapiekły, tym razem od wstrzymywanych łez. Ale nie płakałam. Leżałam okryta do połowy kołdrą i czekałam. Jeszcze nie wiedziałam na co. Może liczyłam, że ten koszmar jednak za kilka minut się skończy. Może się łudziłam, że za chwilę wszystko wróci do normy.

Tyle że od zawsze byłam słaba w okłamywaniu siebie samej. Wiedziałam dobrze, co mnie czekało za drzwiami sypialni. Wiedziałam, kto za chwilę mnie zawoła i będzie udawał, że nie doszło do żadnej tragedii.

Według moich rodziców nic się nie zmieniło. Życie wciąż trwało. Po prostu.

– Lucy! – Drgnęłam po usłyszeniu krzyku z dołu. Zacisnęłam na moment powieki. – Lucy, na Boga, wyłącz ten telefon i zacznij się szykować! – Matka wydarła się jeszcze głośniej, aż zadźwięczało mi w uszach. Otworzyłam oczy. – Przysięgam, Lucy, jeśli nie ruszysz się w przeciągu sekundy, chętnie ci w tym pomogę!

Nienawidziłam jej. Nienawidziłam ich obojga. Nienawidziłam życia za to, że toczyło się dalej, a ja leżałam w łóżku całkowicie sama, z ciężarem w piersi i łzami w oczach.

Nienawidziłam tego.

Poruszyłam się, gdy na schodach rozległy się kroki. Kiedy matka złapała za klamkę, podniosłam się i usiadłam na krawędzi materaca. Bluzkę miałam mokrą od potu, bo w nocy dręczyły mnie koszmary. Ilekroć zamykałam oczy, by zasnąć choć na parę minut, siostra pojawiała się w moich snach. Tam też była martwa. Tam też wyraźnie czułam pod palcami jej zimne ciało.

– Wstawaj i zbieraj się do szkoły, bo za chwilę się spóźnisz. Wystarczy, że odwołałam ci dzisiaj rano zajęcia i wmówiłam trenerowi, że masz grypę – powiedziała ostro kobieta, gdy stanęła w progu pokoju.

Obrzuciłam ją zmęczonym spojrzeniem. Miała na sobie ołówkową spódnicę i zielony sweter, który podkreślał barwę jej kasztanowych włosów. Usta zaciskała, tak samo jak dłonie, i patrzyła na mnie z rozdrażnieniem.

– I wyłącz ten budzik, na litość boską – dodała z warknięciem. – Za dziesięć minut widzę cię na dole – fuknęła, ale wyszła dopiero, kiedy się upewniła, że podniosłam się z łóżka.

Bolał mnie każdy mięsień. Każdy wdech. Każdy ruch.

Chwiejnym krokiem podeszłam do szafki nocnej, na której leżał telefon. Wyłączyłam alarm i się wyprostowałam. Dziesięć minut, powtórzyłam w głowie. I kolejne lata bez Audrey. Całe życie bez Audrey.

Nie, nie mogłam o tym myśleć. Pociągnęłam nosem i zmusiłam się do podejścia do szafy. Na wieszaku wisiał już mój idealnie wyprasowany mundurek razem z białą koszulą. Ta nie miała na sobie ciemnych plam. Była czysta.

– Boże – szepnęłam. – Dam radę – dodałam pod nosem, po czym złapałam za ubrania i powlokłam się do łazienki.

Zmrużyłam oczy, gdy zatrzymałam się przed lustrem. Zamknęłam drzwi i spojrzałam na swoje odbicie. Miałam skołtunione włosy i resztki tuszu pod dolnymi powiekami. Moje usta były spierzchnięte, a skóra blada. Wyglądałam jak człowiek, któremu odebrano resztki życia.

Zmusiłam się do wejścia pod prysznic. Spłukałam z ciała pozostałości koszmarnej nocy. Umyłam zęby i rozczesałam włosy. Zakręciłam je, by znów układały się w perfekcyjne fale. Włożyłam cienkie rajstopy, granatową spódniczkę, koszulę i mundurek. Trzęsłam się przy każdym wykonywanym ruchu. Sięgnęłam po kosmetyczkę i wygrzebałam z niej przybory do makijażu. Zaczęłam się malować. Korektorem ukryłam cienie pod oczami, a na policzki nałożyłam trochę różu, by moja twarz nie wyglądała tak mizernie. Rzęsy podkreśliłam tuszem, użyłam też malinowej pomadki i tymi samymi drżącymi dłońmi posprzątałam kosmetyki, by rodzice nie mieli do mnie pretensji o bałagan. Wszystkie te czynności kosztowały mnie tak dużo, że gdy z powrotem weszłam do pokoju i usiadłam na łóżku, zakręciło mi się w głowie.

Nim matka zawołała mnie po raz kolejny, złapałam za torebkę i telefon. Od wczorajszego popołudnia cały czas dostawałam powiadomienia, pisali do mnie znajomi z całego miasta. Nie odpowiedziałam na żadną wiadomość. Nawet ich nie przeczytałam.

– Po południu, kiedy wrócisz, porozmawiamy o korepetycjach, które masz zaplanowane w dniu pogrzebu. Postaram się przełożyć je na inną godzinę – powiedziała Sylvia, kiedy jakimś cudem zeszłam po schodach. Nie odpowiedziałam. – Idź, bo za chwilę się spóźnisz – dodała, nawet na mnie nie patrząc.

Sama zabrała z kuchennego blatu torebkę i jakieś papiery, które były jej potrzebne w pracy. Chciałam zapytać ją, czy chociaż dzisiaj mogłabym zostać w domu. Wiedziałam jednak, z jakimi wiązałoby się to konsekwencjami, dlatego w milczeniu ruszyłam do wyjścia, wcisnęłam na stopy buty, zabrałam kluczyki od samochodu i skierowałam się do garażu.

Myśleć przestałam, gdy wsiadłam do auta. Silnik cicho zawarczał, kiedy przekręciłam kluczyk w stacyjce. Wyjechałam z garażu z palcami mocno zaciśniętymi na kierownicy. Droga do szkoły upłynęła mi w ciszy.

Już kiedy wjeżdżałam na szkolny parking, wyczułam na sobie spojrzenia innych uczniów. Oglądali się za mną, gdy zatrzymałam auto na swoim stałym miejscu. Patrzyli, gdy wysiadałam z okularami przeciwsłonecznymi wciśniętymi na nos, by nikt nie mógł dostrzec moich przekrwionych oczu. Gapili się, kiedy powoli ruszyłam do oddalonego o kilkanaście metrów budynku.

To miejsce również żyło swoim życiem, choć niewątpliwie uczniowie i nauczyciele odczuwali brak Audrey. Upewniły mnie w tym szepty, które słyszałam za plecami, gdy weszłam do środka. Skierowałam się do swojej szafki, ale nagle zatrzymałam się w pół kroku, bo korytarz nie wyglądał tak jak wcześniej. W miejscu, gdzie znajdowała się szafka mojej siostry, uczniowie postawili na podłodze znicze. Kilkadziesiąt zapalonych zniczy i całe morze kwiatów. Na drzwiczkach szafki przykleili jej zdjęcia i krótkie liściki w formie kondolencji. Widziałam, jak jedna dziewczyna wyjęła znicz z plecaka i również go zapaliła.

Stałam i patrzyłam, a oni patrzyli na mnie. Nie mogłam wziąć kolejnego wdechu. Powietrze ugrzęzło mi w płucach.

Otrząsnęłam się dopiero po kilku długich sekundach. Spojrzałam na nich. Zdjęłam okulary i każdemu z nich po kolei spojrzałam prosto w oczy, aż sami zaczęli odwracać wzrok. Nie wiem, co zobaczyli w moich źrenicach, ale nagle szepty przybrały na sile.

– Niech ktoś to, do cholery, posprząta. – Za plecami usłyszałam obcy, damski głos. Już chciałam się odwrócić, gdy tuż obok mnie przeszła szczupła dziewczyna z ciemnymi włosami zebranymi w luźny kok. Spiorunowała wzrokiem jakiegoś chłopaka, który właśnie sięgał po zapalniczkę. – Co robisz, gnojku? – dodała, marszcząc ze złością brwi.

Wiedziałam, kim była.

Znałam Brooke Moreau z widzenia, tak jak chyba każdy w tym liceum. Trzymała się z chłopakami z ostatniej klasy i, o losie, całą ich grupę nazywali tutaj pieprzoną Elitą. Byli niedostępni dla każdego. Niejednokrotnie widziałam, jak uczniowie próbowali nawiązać z nimi kontakt i starali się ich poznać – na próżno.

Wiedziałam też, że Brooke przyjaźniła się z Deanem. Na nazwisko miał chyba Wilde. Grał w futbol, należał do szkolnej drużyny, jednak z tego, co się orientowałam, częściej go tutaj nie było, niż był.

Poza nim był jeszcze Remo.

Remo Howard.

Duch Filadelfii. Chłopak, którego razem z pozostałą dwójką traktowano tu jak bóstwo, ale krążyły o nim tylko plotki. Zniknął z miasta kilka tygodni temu i o ile się nie myliłam, nadal nikt go nie widział.

Nie dziwiłam się. Jeśli choć jedna z tych plotek była prawdziwa, to ta bogata trójka przyjaciół, odkąd pamiętano, brała udział w nielegalnych wyścigach. Tak przynajmniej mówili inni. Nigdy ich nie spotkałam, bo kiedy sama zaczęłam brać w nich udział, Remo ze swoją bandą nagle usunęli się w cień. Przejęłam jego popularność całkowicie anonimowo. Nigdy nikomu nie wyjawiłam, że to ja i moja siostra wygrywałyśmy wyścigi organizowane na obrzeżach miasta.

Teraz to Brooke stanęła w mojej obronie, chociaż nawet na mnie nie patrzyła. Przykuwała za to uwagę każdego ucznia.

– Na co się gapicie? – spytała, unosząc z rozdrażnieniem brwi. Akurat wtedy zadzwonił dzwonek na lekcje. – Nie macie lepszych rzeczy do roboty? – dodała ostro, jeszcze raz przyjrzała się grupce uczniów i to wystarczyło. Rozproszyli się po korytarzu i zaczęli uciekać do klas. Dalej stałam w miejscu, wpatrując się w znicze i zdjęcia mojej siostry. Wzięłam wdech i znowu założyłam okulary, tym razem po to, by nikt nie mógł dostrzec łez w moich oczach.

– W porządku? – zwróciła się do mnie. Skinęłam sztywno głową. Podeszła bliżej i wyciągnęła dłoń. – Kojarzę cię z widzenia i dlatego, że jesteś córką tej… radnej miasta, co nie? Przepraszam, że przedstawiam się w takich okolicznościach. Jestem Brooke – dodała łagodnie i uśmiech na moment rozświetlił jej twarz. Miała ładne brązowe oczy i czerwoną szminkę na ustach.

Powoli uścisnęłam jej rękę.

– Lucy. Właściwie… Mamy razem biologię – powiedziałam zachrypniętym głosem.

– To dobrze się składa, bo zaczęła się chwilę temu. Pójdę z tobą – zaproponowała, ale po sekundzie jej entuzjazm zmalał. – O ile chcesz – dodała i znowu zmarszczyła brwi. – Nie sądziłam, że przyjdziesz do szkoły od razu po… Wiesz, po tym wszystkim.

Znów kiwnęłam głową.

– Muszę tylko zabrać książki – odpowiedziałam, jakby nic się nie stało.

– Pewnie, potowarzyszę ci – oznajmiła ciepło i podeszła razem ze mną do szafek. Obie zerknęłyśmy na zapalone znicze.

– Najchętniej roztrzaskałabym je wszystkie – przyznałam ledwie słyszalnie.

– Nie krępuj się – powiedziała i wzruszyła ramionami. Otworzyłam szafkę i wyciągnęłam z niej odpowiednie książki na zajęcia. – Co ci szkodzi? Ci idioci powinni wiedzieć, że takie rzeczy są nie na miejscu, szczególnie że tutaj jesteś. Roztrzaskaj, ile chcesz, później rozpowiem, że to jakiś gnojek się tutaj pałętał.

Z tego, co kojarzyłam, Brooke nie była ulubienicą nauczycieli, głównie z powodu swojego zachowania, które nie przystawało do standardów tej placówki. Nieraz sama przyłapywałam ją na paleniu papierosów w szkolnych łazienkach albo widziałam, jak ucieka z ostatnich lekcji. Z reguły chłopcy przyjeżdżali po nią wtedy tymi drogimi, sportowymi samochodami i robili przy tym tyle hałasu, że każdy wiedział, że to oni. Nauczyciele jednak się nie wtrącali. Może ich rodzice byli przekonujący i potrafili wynegocjować, by ich dzieci nie ponosiły żadnych konsekwencji. A może mieli dużo pieniędzy.

Jedno nie wykluczało drugiego.

– Po prostu stąd chodźmy – powiedziałam cicho i nie czekając na nią, ruszyłam do klasy.

Dołączyła do mnie od razu, ale z szacunku nie ciągnęła rozmowy, za co byłam jej bardzo wdzięczna. W ciszy weszłyśmy do sali, a wszystkie spojrzenia znowu skierowały się w moją stronę.

Moja siostra została znaleziona w szkolnej łazience martwa, a na dodatek weszłam na lekcję w towarzystwie dziewczyny, która, jak powszechnie wiadomo, była związana z nielegalnymi wyścigami i siała w tej szkole niemały zamęt.

Zajęłam miejsce w ostatniej ławce, wbiłam wzrok w podręczniki i znów udawałam, że nie słyszę szeptów wokół siebie. Nauczyciel posłał mi jedynie współczujące spojrzenie i pocieszająco się uśmiechnął. Nie odwzajemniłam jego gestu. Wyprostowałam się i wyjrzałam przez okno. Musiałam przetrwać w tej szkole cały dzień, a później zamierzałam tylko skryć się we własnym pokoju.

Nie zastanawiałam się, dlaczego Brooke postanowiła stanąć w mojej obronie, a podczas lekcji zerkała na mnie co chwilę. Nie mogła podejrzewać, że brałam udział w wyścigach, bo zawsze ścigałam się pożyczonymi autami, z prawie całkowicie zasłoniętą twarzą i włosami ukrytymi pod kapturem. Z reguły nie integrowałam się także z osobami, które te wyścigi oglądały. Odbierałam nagrody w postaci pieniędzy i czym prędzej wracałam do domu.

Tam razem z Audrey ukrywałyśmy kasę, która w całości miała zostać przeznaczona na naszą ucieczkę z miasta tuż po zakończeniu szkoły.

Nie pamiętałam, co się działo na dwóch kolejnych lekcjach. Starałam się wmieszać w tłum i nie rzucać w oczy, ale uczniowie nadal wodzili za mną wzrokiem. Niektórzy podchodzili, by złożyć mi krótkie kondolencje. Dopytywali przy tym, jak się czuję i czy potrzebuję jakiejkolwiek pomocy.

A ja chciałam jedynie zniknąć.

W tym mieście byłam znana, ponieważ moi rodzice zajmowali wysokie stanowiska. Z Audrey nigdy nie łaknęłyśmy popularności, choć ona na świeczniku czuła się o wiele lepiej niż ja. Z reguły trzymałyśmy się na uboczu i nie chciałyśmy wchodzić nikomu w drogę. Tak było prościej.

W południe na korytarzu złapała mnie Eleanor, która mocno mnie wyściskała i powiedziała, że może zabrać mnie ze szkoły, kiedy tylko będę chciała.

– Przecież to okrutne, że twoja matka w ogóle kazała ci tutaj przyjść – podsumowała, kiedy grzebałam w swojej szafce. – Powinnaś wrócić do domu – dodała z troską.

Byłyśmy dobrymi koleżankami i niejednokrotnie się przekonałam, że mogę na nią liczyć, ale nie mówiłam jej wszystkiego. Wychodziłam z założenia, że z własnymi problemami trzeba poradzić sobie samemu.

– Może chcesz przyjechać do mnie po szkole? Będzie ci raźniej, spędzimy ze sobą trochę czasu – dodała po chwili i z westchnieniem oparła się o ścianę naprzeciwko.

– Dziękuję, Eleanor, ale wrócę do domu. Spotkamy się… kiedy indziej – wymamrotałam i wcisnęłam do kieszeni telefon.

Nie odpowiedziała od razu, więc zerknęłam na nią kontrolnie i zmarszczyłam brwi. Dopiero po chwili się zorientowałam, że na korytarzu zrobiło się zamieszanie. Zrozumiałam dlaczego, kiedy spojrzałam na drzwi prowadzące do wyjścia. Na korytarzu dostrzegłam Brooke w towarzystwie dwóch znajomych chłopaków.

Dean Wilde szedł po jej lewej z cwaniackim uśmiechem na twarzy. Blond włosy miał idealnie ułożone, a koszula podkreślała jego umięśnione ramiona. Puścił oko do jakiejś dziewczyny i trącił ramieniem Brooke, która na jego zachowanie jedynie z politowaniem przewróciła oczami.

Natomiast po prawej towarzyszył jej chłopak, który od kilkunastu dni nie pojawiał się w murach tej szkoły. Robił tak bardzo często. Znikał na jakiś czas, a potem wracał, by zrobić jeszcze większe zamieszanie. Remo Howard szedł z wysoko uniesioną głową. Trzymał dłonie w kieszeniach i uważnie rozglądał się po korytarzu. Nie uśmiechał się, ale w jego orzechowych oczach dostrzegłam błysk. Domyśliłam się, że był świadomy wszystkich rzucanych mu spojrzeń, ale nie robiły one na nim żadnego wrażenia.

Miał na sobie długie, granatowe spodnie od mundurka i białą koszulę, której rękawy zakasał do łokci. Rozpiął dwa górne guziki, dzięki czemu z łatwością mogłam dostrzec srebrny naszyjnik na jego szyi. Nosił go, odkąd pamiętałam. Czekoladowe włosy miał zmierzwione, a jeden z kosmyków opadał mu na czoło. Największą jednak uwagę zwracały jego dłonie w całości pokryte tatuażami. Z tej odległości nie widziałam, co przedstawiały, ale czarny tusz wyraźnie odznaczał się na jego skórze.

Brooke złapała go za ramię i szepnęła mu coś do ucha. Zmarszczył brwi, po czym uniósł głowę i rozejrzał się po korytarzu.

Legenda nielegalnych wyścigów wbiła wzrok prosto we mnie.