Bursztynowa czarownica - Wilhelm Meinhold - ebook + książka

Bursztynowa czarownica ebook

Meinhold Wilhelm

4,5

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Poruszająca historia dziewczyny, oskarżonej o czary.

Akcja tej powieści rozgrywa się podczas wojny trzydziestoletniej. Maria Schweidler, córka pastora, pragnąc uśmierzyć ból i nędzę dotkniętych wojną mieszkańców wioski, postanawia sprzedać znaleziony przez nią bursztyn i kupić jedzenie dla głodujących. Pada jednak ofiarą plotek rozsiewanych przez parającą się czarami sąsiadkę i staje przed sądem, oskarżona o bycie wiedźmą.

Bursztynowa czarownica jest jedną z najciekawszych powieści Wilhelma Meinholda, autora słynnej Sydonii. Dla Oscara Wilde’a była najbardziej ulubioną lekturą wieku młodzieńczego. Napisana w kronikarskim stylu i zgrabnie osadzona w realiach epoki, jest jednocześnie dziełem poetyckim i wciągającym.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 349

Oceny
4,5 (2 oceny)
1
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Ringil

Nie oderwiesz się od lektury

🅐🅤🅣🅞🅡 𝐖𝐈𝐋𝐇𝐄𝐋𝐌 𝐌𝐄𝐈𝐍𝐇𝐎𝐋𝐃 BURSZTYNOWA CZAROWNICA 🅦🅨🅓🅐🅦🅝🅘🅒🅣🅦🅞 𝐙𝐲𝐬𝐤 𝐢 𝐒-𝐤𝐚 Kolejny tytuł nad którym się pochyliliśmy to zakwalifikowana jako fantasy „Bursztynowa Czarownica” autorstwa Wilhelma Meinholda od wydawnictwa Zysk i s-ka. Książka zapiera dech w piersiach. Jest dopracowana w każdym szczególe. Zarówno treść jak i elementy zewnętrzne są godne pochwały. Twarda okładka przykuwa wzrok czytelnika, a za ozdobniki przy wstępach do rozdziałów daję ogromnego plusa. Dzieło prezentuje się fenomenalnie. Mimo, że nie jest to lektura łatwa w przyswojeniu – powinna być bardziej wypromowana w celu uzyskania szerszej rzeszy fanów. „Bursztynowa czarownica” osadzona jest w realiach wojny trzydziestoletniej. Napisana jest w kronikarskim stylu z użyciem archaizmów, co z jednej strony pozwala wczuć się w rzeczywistość ówczesnej epoki, z drugiej zaś- może trochę przeszkadzać przy czytaniu. Dzieło przedstawia historię młodej, uczynnej i szlachetne...
00

Popularność




Wilhelm Meinhold Bursztynowa czarownica Tytuł oryginału Maria Schweidler, die Bernsteinhexe ISBN Copyright © for the Polish translation by Zysk i S-ka Wydawnictwo s.j., 2024 Copyright © for this edition by Zysk i S-ka Wydawnictwo s.j., Poznań 2024All rights reserved Redakcja Magdalena Wójcik Korekta Dorota Jastrzębowska, Jadwiga Jęcz Skład i opracowanie graficzne Paweł Uniejewski Projekt okładki Urszula Gireń Wydanie 1 Zysk i S-ka Wydawnictwo ul. Wielka 10, 61-774 Poznań tel. 61 853 27 51, 61 853 27 67 dział handlowy, tel./faks 61 855 06 [email protected] Wszelkie prawa zastrzeżone. Niniejszy plik jest objęty ochroną prawa autorskiego i zabezpieczony znakiem wodnym (watermark). Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku. Rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci bez zgody właściciela praw jest zabronione. Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w Zysk i S-ka Wydawnictwo.

Przedmowa

Oddając w ręce publiczności tę głęboko poruszającą i prawie powieściową w charakterze relację z procesu o czary, który nie bez racji nazwałem najbardziej zajmującym ze wszystkich dotąd znanych, udzielam teraz następującej informacji na temat historii tego rękopisu:

W Kosarzowie1 na wyspie Uznam w mojej poprzedniej parafii i tej samej, której przewodził nasz czcigodny autor przed ponad dwustu laty, znajdował się pod stallami w prezbiterium tamtejszego kościoła, tuż przy samej posadzce rodzaj niszy, w której wprawdzie już wcześniej spostrzegłem stos złożonych tam pism, te jednak brałem z powodu mojej krótkowzroczności i panujących w tym miejscu ciemności za stare zaczytane śpiewniki, jakich zresztą faktycznie całe mnóstwo poniewiera się tu wszędzie po kątach. Pewnego dnia jednak, kiedy zajęty udzielaniem lekcji w kościele, szukałem jakiejś pustej kartki w katechizmie jednego chłopaczka i nie mogłem jej tam od razu znaleźć, wtedy to mój stary, ponadosiemdziesięcioletni zakrystian (który także nazywał się Appelmann, jednak całkiem różnił się od swoich imienników z naszej historii, a był wprawdzie trochę ograniczony, ale za to bardzo poczciwy) podszedł do stalli, schylił się pod jedno z siedzisk w prezbiterium i wrócił z jakimś foliałem, którego nigdy wcześniej nie widziałem, a z którego bezceremonialnie wydarł odpowiedni skrawek papieru i wręczył mi go. Chwyciłem od razu za księgę i nie pamiętam już, czy po kilku minutach byłem bardziej zaskoczony czy wytrącony z równowagi wobec mojego drogocennego znaleziska. Oprawiony w świńską skórę rękopis nie był co prawda zniszczony ani od przodu, ani od tyłu, lecz niestety ze środka tu i tam zostały wyrwane liczne kartki. Zbeształem starca, jak nigdy wcześniej w całym moim życiu; ten jednak jął tłumaczyć, że jeden z moich poprzedników miał dać mu do porozdzierania manuskrypt, który poniewierał się tu od nie wiadomo jak dawna, a on sam też często skutkiem niedostatku papieru używał kartek z niego do zawijania ołtarzowych świec i tak dalej. Sędziwy, na wpół ślepy pastor miał być przekonany, że są to jakieś stare księgi rachunkowe kościoła, których nikt już nie będzie potrzebował2.

Ledwie wróciłem do domu, rzuciłem się od razu na moje znalezisko, i po tym, jak z wielkim trudem wczytałem się weń i dobrnąłem z lekturą do końca, sprawy, o których tam donoszono, bardzo mocno mną poruszyły.

Poczułem od razu potrzebę, by bliżej zapoznać się ze szczegółami tych procesów o czary, dokładniej zbadać samo postępowanie, a także cały okres, w którym te zjawiska występowały. Jednak im więcej czytałem owych zadziwiających historii, tym bardziej czułem się zbity z tropu i wstrząśnięty, i ani trywialny Bekker3 (w Die bezauberte Welt), ani ostrożniejszy Horst4 (w Zauber-Bibliothek), czy inne dzieła tego rodzaju, do których sięgnąłem, nie mogły wybawić mnie z zakłopotania, a raczej przysłużyły się do tego, że miałem coraz większy zamęt w głowie.

Nie chodzi po prostu o ów głęboko demoniczny rys, naznaczający większość tych budzących grozę historii, który uważnego czytelnika przyprawia o przerażenie i wzburzenie, lecz o to, że wieczne i niezmienne prawa ludzkiego odczuwania i postępowania są tu często zerwane w tak gwałtowny sposób, że rozum w dosłownym sensie tego słowa przestaje działać; jak wtedy na przykład, gdy w aktach pewnego prawdziwego procesu, co wyszperał w naszej prowincji jeden z moich zaprzyjaźnionych prawników, znajduje się relacja o tym, że jakaś matka, przeżywszy już tortury i przyjąwszy komunię świętą i mając teraz właśnie wejść na stos, potrafiła odrzucić całą swoją macierzyńską miłość i oskarżyć także o uprawianie czarów swoją jedyną, czule kochaną córkę, dziewczynkę w wieku piętnastu lat, wobec której nikt nie wnosił żadnych zarzutów, bo kobieta owa czuła się w swoim sumieniu przymuszona, aby, jak to oznajmiła, uratować jej nieszczęsną duszę. Sąd słusznie zdumiony z powodu tego być może nigdy więcej niemającego już miejsca wypadku, nakazał zbadać stan zdrowia psychicznego podsądnej kaznodziei i lekarzowi, których to oryginalne świadectwa zostały dołączone do akt procesowych i w całej rozciągłości potwierdziły poczytalność. Nieszczęsna córka, która dziwnym zbiegiem okoliczności nazywała się Elisabeth Hegel, została też w konsekwencji matczynego zeznania faktycznie stracona5.

Zwyczajowe podejście najnowszych czasów, by takie zjawiska tłumaczyć istotą zwierzęcego magnetyzmu, jest zupełnie niewystarczające. Jak doszukać się w nim na przykład źródeł głęboko demonicznej natury starej Lise Kolken z omawianego dzieła, które są niepojęte, ale całkiem jasno tłumaczą to, że stary proboszcz, mimo szkaradnego oszustwa wobec jego własnej córki, trwa tak samo mocno w wierze w uprawianie czarów, jak w Ewangelię?

Do tego dochodzi i to, że wieki wczesnego średniowiecza mało albo nic nie wiedziały o czarownicach. Przestępstwo uprawiania magii, jeśli do niego dochodziło, było karane łagodnie. Tak na przykład synod w Ancyrze (314 rok) za całą karę dla takich kobiet przewidywał po prostu wykluczenie ich ze wspólnoty chrześcijańskiej; Wizygoci karali je chłostą, a Karol Wielki za radą swoich biskupów kazał je tak długo trzymać zamknięte w więzieniu, aż odbyły stosowną pokutę6. Dopiero krótko przed reformacją Innocenty VIII donosił, że skargi całego chrześcijańskiego świata na nieporządek wywołany przez owe kobiety podnoszone są tak powszechnie i są tak wielce dobitne, że trzeba się temu w zdecydowany sposób przeciwstawić, i nakazał pod koniec 1489 roku sporządzić osławiony traktat Młot na czarownice (Malleus maleficarum), wedle której to bulli szukano środka na wyśledzenie wszelakich przejawów czarownictwa, nie tylko w całym katolickim, lecz także — co wielce zadziwiające — w całym protestanckim chrześcijaństwie, które przecież we wszystkich innych kwestiach odrzucało ze wstrętem całokształt tego, co katolickie. Jednak od tego momentu począwszy, uprawiano ten proceder także w protestanckim wyznaniu i to jeszcze na dodatek z tak fanatycznym zapałem, że protestanci całkiem prześcignęli w okrucieństwie katolików, aż wreszcie w końcu ze strony katolickiej szlachetny jezuita J. Spee, a ze strony protestanckiej, choć dopiero siedemdziesiąt lat później, wybitny Thomasius, zaczęli stopniowo kłaść kres tym nadużyciom i swawoli.

Po tym jak z największym zapałem przystąpiłem do zgłębiania piśmiennictwa związanego z uprawianiem czarów, przyszło mi już wkrótce się przekonać, że żadna z tych wszystkich, po części przygodowych i awanturniczych opowieści nie przewyższa mojej Bursztynowej czarownicy i nie wzbudza tak żywego zainteresowania jak ona, dlatego powziąłem zamiar, by jej los utrwalić w postaci noweli. Jednak szczęśliwym trafem postawiłem sobie zaraz potem pytanie, w jakiż sposób to zrobić, czyż jej historia nie jest już sama w sobie najbardziej zajmującą nowelą ze wszystkich? Zostaw tę opowieść w jej pierwotnej formie, usuń z niej tylko to, co dla współczesnego czytelnika nie ma już żadnego znaczenia albo jest już dawno wszystkim dobrze wiadome, a jeśli nawet nie potrafisz odtworzyć brakującego początku i końca, to upewnij się, czy kontekst sam w sobie nie daje ci sposobności, by choć uzupełnić brakujące strony ze środka, i kontynuuj opowieść w tonie i języku twojego starego biografa tak dalece, żeby przynajmniej różnica w sposobie przedstawiania i uczynione wtrącenia nie rzucały się w oczy.

To właśnie uczyniłem z wielkim trudem i po różnych daremnych próbach, przemilczę jednak, w których miejscach to wystąpiło, by nie zmącić historycznego zainteresowania większej części moich czytelników. Dla krytyki jednak, która jeszcze nigdy nie sięgała bardziej zadziwiających wyżyn niż w naszych czasach, będzie zapewne takie wyznanie całkowicie zbędne, ponieważ ona sama i bez tego od razu z łatwością dostrzeże, gdzie przemawia pastor Schwei­dler, a gdzie pastor Meinhold7.

Na temat tego jednak, co pominąłem, winny jestem publiczności jeszcze kilka bliższych wyjaśnień. Do owych opustek należą:

 

1. Długie modlitwy, jeśli nie zostały wyróżnione chrześcijańskim namaszczeniem;

2. Ogólnie znane historie z okresu wojny trzydziestoletniej;

3. Cudowne znaki niebiańskie, które tu i tam miały się zdarzyć, a o których donosili także inni pomorscy pisarze tego budzącego grozę czasu, jak na przykład Micrälius8; jeśli jednak takowe podania stały w związku przyczynowym z całością, na przykład krzyż nad górą Streck­elsberg9, wtedy oczywiście je pozostawiam w tekście;

4. Specyfikację wszystkich dochodów kosarzowskiego kościoła przed tragicznym okresem wojny trzydziestoletniej i w jego trakcie;

5. Wyliczenie domostw, które ocalały po spustoszeniach dokonanych przez wroga we wszystkich wsiach parafii;

6. Listę miejscowości, dokąd ten lub ów członek parafii wywędrował;

7. Rzut poziomy i opis starego domu parafialnego i tak dalej.

Także w samym języku pozwoliłem sobie tu i ówdzie na kilka ingerencji, ponieważ mój autor w zakresie gramatyki i ortografii, jak wtedy wszyscy starsi ludzie, nie był konsekwentny.

A więc niniejszym przekazuję przychylnie usposobionym czytelnikom to dzieło, rozpalone ogniem zarówno nieba, jak i piekła.

Wilhelm Meinhold

 Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1 Od tłumaczki: Coserow (Koserow), miejscowość na wyspie Uznam.

2 I rzeczywiście w oryginalnym rękopisie znajdowało się kilka starych rachunków, które z pewnością przy pierwszym powierzchownym oglądzie mogły go doprowadzić do tego błędnego wniosku, poza tym dukt ręcznego pisma trudny był do odczytania, a w niektórych miejscach papier pożółkł, wypłowiał i zniszczał.

3 Od tłumaczki: chodzi o Balthasara Bekkera, autora książki Die ­bezauberte Welt z roku 1693.

4 Od tłumaczki: chodzi o Georga Conrada Horsta, autora książki ­Zauber-Bibliothek w sześciu tomach z lat 1821–1826.

5 Także akta tego procesu zamierzam jeszcze wydać, ponieważ są niezwykle interesujące pod względem psychologicznym.

6 [Georg Conrad] Horst, Zauber-Bibliothek, t. VI, s. 231.

7 Tymczasem próbki całości tekstu znajdują się już wydane w almanachu „Christoterpe” z lat 1841 i 1842.

8 [Johannes] Micrälius [Micraelius], Vom alten Pommerlande, księga V.

9 Od tłumaczki: wydmowe wzniesienie o wysokości około 58 metrów na krawędzi klifu w pobliżu miejscowości Kosarzów (Koserow) na wyspie Uznam.

Wstęp

Pochodzenia naszego biografa z powodu zaginionego początku jego pisma nie da się już dokładnie ustalić. Jednak w każdym razie wydaje się, że nie był Pomorzaninem, ponieważ w jednym miejscu tekstu wspomina o Śląsku, gdzie miał ponoć spędzić swoją młodość; dodatkowo wymienia on mocno rozproszonych krewnych, nie tylko po Hamburgu i Kolonii, lecz nawet po Antwerpii, i zdradza przede wszystkim przez południowoniemiecki język swoje zagraniczne pochodzenie. Tu zaliczam takie wyrażenia jak ein für einem oraz specyficzną własną derywację niektórych przymiotników, jak na przykład tännin od Tanne, seidin od Seide, zatem sposób mówienia, który — jeśli się dobrze orientuję — nigdy nie występował na Pomorzu, za to był używany w Szwabii. Jednak w momencie spisywania tej historii musiał już od dłuższego czasu zamieszkiwać na Pomorzu, ponieważ wplata w tekst całkiem często wyrażenia pochodzące z dialektu dolnoniemieckiego, zupełnie tak, jak to mieli zwyczaj czynić przecież rodowici pomorscy pisarze tamtych czasów.

Ponieważ pochodzi z rodu starej szlachty, o czym wspomina przy różnych okazjach w tekście, to można by się chyba pokusić o odnalezienie bliższych informacji na temat rodziny Schweidlerów w rejestrach szlacheckich z XVII wieku, a tym samym dowiedzieć się czegoś na temat jego hipotetycznej ojczyzny, ja sam ze swej strony szukałem jednak na próżno w dostępnych mi źródłach owego nazwiska, dlatego skłaniam się ku przypuszczeniu, że nasz autor, jak się to często zdarzało, wybierając dla siebie drogę teologii, zrezygnował ze swojego szlachectwa i zmienił nazwisko.

Jednak dość o tym, nie chcę tutaj już dłużej snuć dalszych hipotez. Nasz rękopis, w którym brakuje pokaźnej liczby pierwszych sześciu rozdziałów, a który bezsprzecznie zawierał na stronach bezpośrednio poprzedzających ten znaleziony przeze mnie niepełny foliał opis wybuchu wojny trzydziestoletniej na wyspie Uznam, rozpoczyna się słowami: „Cesarscy pustoszą”, a potem jego autor kontynuuje wywód następująco:

(…) kufry, skrzynie, szafy zostały wszystkie razem wyłamane i rozbite, także moja kapłańska suknia została rozerwana na strzępy, więc stałem tam w największym strachu i zgryzocie. Jednak mojej nieszczęsnej córeczki nie odnaleźli, ponieważ ukryłem ją w obórce, gdzie było ciemno, bo w przeciwnym razie obawiam się, że przysporzyliby mi jeszcze więcej cierpień. Parszywe psy chciały nawet targnąć się na moją starą Ilse, człowieka niemal pięćdziesięcioletniego, ponieważ wzbraniała się im oddać swój stary kornet. Dziękowałem dlatego mojemu Stwórcy, kiedy już odjechali ci zdziczali goście, że udało mi się przede wszystkim ukryć przed ich szponami moje biedne dziecko, choć nie został mi po ich wizycie nawet kurz po mące, nawet jedno ziarenko zboża, nawet kawałek mięsa długości palca, i nie wiedziałem, jak miałbym zapewnić przeżycie sobie i mojemu nieszczęsnemu dziecięciu. Item10 dziękowałem Bogu, że udało mi się jeszcze ukryć vasa sacra11, którą zakopałem pospołu z dwoma odźwiernymi, Hinrichem Sedenem i Klausem Bulkenem z Wkrzyc12 w kościele pod ołtarzem, powierzając opiece boskiej. Ponieważ jednak, jak już powiedziałem, cierpiałem z powodu okrutnego głodu, dlatego napisałem do Jego Miłości pana starosty Witticha Appelmanna na zamku Podgłowa13, żeby tenże, na Boga miłościwego i Jego świętą Ewangelię, zechciał mi udzielić w mojej tak ciężkiej biedzie i zmartwieniu tego, co Jego Książęca Mość, Filip Juliusz, nadał mi w dochodach z klasztoru Podgłowa, a mianowicie trzydziestu korców jęczmienia i dwudziestu pięciu marek srebra, których mi Jego Miłość jednak jak dotąd nie wypłacił. (A był on człekiem bardzo twardym i nieludzkim, ponieważ gardził świętą Ewangelią i kaznodziejskim słowem, a także publicznie i bez szczególnego lęku drwił i szydził sobie ze sług Bożych, nazywając ich szpetnymi darmozjadami i głosząc, że Lutherus14 chlew świński Kościoła nie do końca jeszcze oczyścił. Bóg wie to najlepiej!). Jednak on sam nic mi nie odpowiedział, a byłbym pewnie całkiem wysechł z głodu, gdyby Hinrich Seden nie zorganizował dla mnie kolekty15. Niech Bóg odpłaci temu szlachetnemu człekowi w wieczności! On sam był już starcem i miał wiele utrapienia ze swoją złośliwą żoną, Lise Kollken16. Tak już sobie pomyślałem od razu, kiedy udzielałem im ślubu, że nie będzie miał chłop łatwego życia, zważywszy na to, że powszechnie było wiadomo, iż żyje ona w grzechu z Wittichem Appelmannem, który był od zawsze znany jako arcy­hultaj, a też szczególnie jako zażarty myśliwy, a czegoś takiego Pan nie błogosławi! Ów Seden przyniósł mi pięć bochenków chleba, dwie kiełbasy i jedną gęś, którą dała mu stara Paalsche z pobliskiej wsi Łozino17, item płat słoniny od Hansa Tewerta, chłopa. Musiał go jednak ochronić przed swoją żoną, która chciała połowę zachować dla siebie, a ponieważ się wzbraniał, przeklęła go i zadała mu ból głowy, tak że zaraz poczuł rwę w prawym policzku, która nadal była bardzo mocna i dotkliwa. Na tę straszną wiadomość przeraziłem się i, jak przystało na dobrego duszpasterza, zapytałem, czy nie podejrzewa aby, że ona ma jakieś niecne konszachty z obrzydłym szatanem i czy nie para się rzucaniem uroków? Ale on milczał i wzruszył tylko ramionami. Nakazałem więc wezwać starą Lise, która była człowiekiem wysokim, wysuszonym, około sześćdziesięcioletnim, z żarem w ślepiach, tak że nikt nie odważył się patrzeć jej prosto w twarz, item z całkiem czerwonymi włosami, takimi samymi, jakie miał także jej chłop. Jednak chociaż ją surowo napomniałem Słowem Bożym, nie rzekła ani słowa, a kiedy jej w końcu powiedziałem: „Odczynisz18 na powrót swojego chłopa (bo przez okno widziałem go na ulicy pędzącego jak niespełna rozumu), czy chcesz, bym zameldował o tym zwierzchności?”, wtedy w końcu ustąpiła i przyrzekła, że wkrótce ma się mu polepszyć (co też się stało); item poprosiła, bym podarował jej trochę słoniny i chleba, ponieważ ona także od trzech dni nic nie miała w ustach, ani mięsa, ani innego pożywienia, a między zębami nic innego jak tylko swój własny język. Wtedy dała jej moja córeczka pół bochenka chleba i kawałek słoniny, długi na dwie dłonie, co tej jednak nie wydało się wystarczające, bo wysyczała coś, zaciskając zęby, na co moja córeczka powiedziała: „Jeśli nie jesteś zadowolona, stara wiedźmo, to zabieraj się stąd i pomóż najpierw swojemu chłopu, popatrz, jak położył głowę na płocie Zabela i tupie nogami z bólu i udręki”, na co ta zabrała się i ponownie mamrotała, zaciskając zęby: „O tak, chcę mu się przysłużyć i tobie także!”.

 Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

10 Od tłumaczki: łac. item — także. Wszystkie wtrącenia i cytaty pozostawiono w tekście po łacinie i podano ich polskie znaczenie w przypisach.

11 Od tłumaczki: łac. vasa sacra — dosłownie święte naczynie, naczynia liturgiczne używane w kościele, kielichy i pateny, o których będzie mowa później.

12 Od tłumaczki: Ückeritz, miejscowość na wyspie Uznam.

13 Zamek na wyspie Uznam, wcześniej sławny klasztor. [Od tłumaczki: Pudagla, zamek książąt pomorskich na wyspie Uznam, wcześniej klasztor benedyktynów].

14 Od tłumaczki: Marcin Luter.

15 Zbieranie jałmużny w parafii.

16 Od tłumaczki: potem także jako Lise Kolken.

17 Od tłumaczki: Loddin, miejscowość na wyspie Uznam.

18 Zdejmiesz urok, odczarujesz.

Rozdział vii

Jak cesarscy zrabowali mi wszystko pozostałe, a potem włamali się do kościoła i ukradli vasa sacra, co poza tym się wydarzyło.

Po kilku dniach, kiedy nasz niedostatek bardzo nam doskwierał, padła mi także moja ostatnia krowa (pozostałe wcześniej już stały się łupem wilczych bestii, o czym wspomniałem powyżej), nie bez pewnego podejrzenia, że Lise coś jej zadała, ponieważ jeszcze poprzedniego dnia żywizna dzielnie mełła w pysku trawę. Jednak pozostawiam to własnemu biegowi, ponieważ nie chcę nikogo oczerniać; mogło to się też stać zrządzeniem sprawiedliwego Boga, na którego gniew może słusznie zasłużyłem. Summa19: znów znalazłem się w strasznej biedzie, a głośne westchnienie mojej córeczki Marii jeszcze bardziej rozrywało mi serce, kiedy to podniósł się krzyk, że oddział cesarskich ponownie zajechał do Wkrzyc i jeszcze okrutniej plądruje niż ten pierwszy, i że połowa wsi stanęła już w ogniu. Z tego powodu nie czułem się już pewnie w moim domostwie, lecz po tym jak powierzyłem w żarliwej modlitwie wszystko mojemu Panu, wyruszyłem z moją córeczką i starą Ilse na górę Streckelsberg20, gdzie już zawczasu wypatrzyłem sobie jamę, podobną do jaskini, którą skutecznie zarosły jeżyny, jako kryjówkę na wypadek, gdyby konieczność wypędziła nas z domu. Zabraliśmy więc ze sobą to, co zostało nam jeszcze z zapasów dla ciała, i pobiegliśmy, wzdychając i płacząc, do lasu, dokąd jednak już wkrótce podążyli za nami starcy i kobiety z dziećmi, które zaniosły się naraz płaczem z wielkiego głodu, ponieważ zobaczyły, że moja córeczka przysiadła na pieńku i jadła kawałek mięsa i chleba; przybiegły więc do niej małe robaczki z wyciągniętymi rączkami i wołały: „My też chcemy, my też chcemy”. A ponieważ zdjęła mnie tak wielka litość i ogarnęła tak ogromna żałość, to nie broniłem mojej córeczce, gdy ta rozdała między głodne dzieci cały chleb i mięso, które zabraliśmy ze sobą jako nasz prowiant. Najpierw musiały one jednak w zamian za jedzenie pomodlić się słowami „Oczy wszystkich…”21, o których to słowach ja sam potem wygłosiłem pocieszające kazanie do całego ludu, żeby Pan, który teraz nakarmił ich dzieci, także znalazł sposób na to, by napełnić ich brzuchy, muszą jedynie nieustannie pokładać w Nim nadzieję.

Jednak taka pociecha nie trwała długo. Ponieważ po tym, jak po prawie dwóch godzinach rozłożyliśmy się obozowiskiem w jaskini i wokół niej, dzwony we wsi zaczęły tak żałośnie bić na alarm, że każdemu z nas wydawało się, że serce mu się rozpęknie ze zgryzoty, tym bardziej że między uderzeniami słychać było huk głośnych wystrzałów, item pobrzmiewały krzyki ludzi i szczekanie psów, tak że każdy bez wyjątku mógł nad tym zapłakać, bo wróg był na pewno już w samym środku wsi. Jednak mimo to musiałem uciszać kobiety, żeby te przez swój ciągły lament nie zdradziły okrutnemu wrogowi naszej kryjówki, zwłaszcza że zaczynało szpetnie śmierdzieć, a zaraz potem rozbłysły też widoczne przez drzewa jasne płomienie. Wysłałem więc dlatego starego Paasscha na szczyt góry, który miał stamtąd rozeznać, jak się sprawy mają, zaleciłem mu jednak, że ma się dobrze pilnować, żeby go nikt ze wsi nie dostrzegł, tym bardziej że dopiero zaczynało się zmierzchać. To obiecał i już wkrótce wrócił z wiadomością, że widział, jak około dwudziestu jeźdźców popędziło ze wsi w kierunku Damerowa, niestety jednak połowa zabudowań wiejskich stała w czerwonych płomieniach. Item opowiedział, że niezwykłym zrządzeniem boskim dało się zobaczyć mnóstwo ptactwa w krzewach juniperusa22 i wszędzie dookoła, więc sądził, że gdyby się tylko udało je złapać, byłoby dużo wspaniałego pożywienia dla wszystkich. Wtedy to sam wspiąłem się na szczyt i po tym jak wszystko tak znalazłem, jak tamten przedstawił, a także spostrzegłem, że dzięki pomocy łaskawego Boga ogień we wsi dogasał, item że moje domostwo, nie z powodu moich zasług czy godności, lecz zrządzeniem losu, stało jeszcze nienaruszone, zszedłem od razu na dół, pocieszyłem lud i powiedziałem: „Nasz Pan dał nam znak i chce nas nakarmić, jak kiedyś lud Izraela na pustyni, bo zesłał nam cudowne stado kwiczołów na nasze spustoszone przymorze, które podrywa się z terkotem z każdego krzaka, do którego ktoś się zbliży. Kto odważy się więc pobiec do wsi i odciąć sierść i ogon od truchła mojej padłej krowy, która leży za furtą?”. (Bo sierści końskiej nie było w całej wsi, ponieważ wszystkie konie zostały już dawno zagrabione przez wroga albo zatłuczone przez niego na śmierć). Jednak nikt się nie chciał na to poważyć, ponieważ strach był silniejszy niż głód, a wtedy moja stara Ilse odezwała się: „W takim razie ja chcę pójść, bo nie boję się, ponieważ kroczę już Bożą ścieżką, dajcie mi tylko jakąś dobrą laskę”. Kiedy jej teraz stary Paassch oddał swoją laskę, zaczęła sama z siebie śpiewać: „Bóg jest z nami obecny…” i ruszyła od razu w drogę, niknąc nam z oczu w zaroślach. Tymczasem ja upomniałem teraz ludzi, by zabrali się do przycinania drobnych witek na sidła i zbierania jagód23, ponieważ świecił mocno księżyc, a na stokach góry pełno było gęsich piór i jarzębiny. Małych dzieci jednak pilnowałem razem z moją Marią, ponieważ okolica nie była bezpieczna z powodu wilków. Tak więc rozpaliliśmy niewielkie ognisko, wokół którego się rozsiedliśmy, a ja odpytywałem małe dziatki z przykazań, kiedy to za nami nagle coś zaszeleściło i trzasnęło, a moja córeczka ze słowami: „Proh dolor, hostis!”24 zerwała się i wskoczyła do jaskini. Jednak byli to tylko krzepcy chłopi, którzy zostali we wsi, a teraz przybyli tutaj, by przynieść nam wiadomość, jak się mają sprawy tam na dole. Dlatego zawołałem do niej od razu: „Emergas, amici”25, na co ona też z wielką radością wyskoczyła na powrót z jaskini i usiadła koło nas przy ogniu. Potem mój odźwierny Hinrich Seden opowiedział, co się tymczasem wydarzyło, i jak uratował swoje życie tylko za sprawą własnej żony Lise Kollken. Jürgen Flatow, Chim Burse, Claas Peer i Chim Seideritz jednak zostali zabici, a ten ostatni leży jeszcze na ścieżce przy kościele. Dwanaście chałup okrutni podpalacze obrócili w proch, a nie było ich zasługą, że nie cała wieś poszła z ­dymem, bo to tylko wiatr im nie sprzyjał. Na pośmiewisko i szyderstwo zaczęli hultaje i łotry bić w dzwony, patrząc tylko, czy aby nikt nie przybiegnie, by gasić ogień, a kiedy on i jeszcze trzech innych młodych ludzi wyskoczyło na pomoc, wypalili do nich z muszkietów, jednak z pomocą wielkiego Boga nikt nie został trafiony. Na to trzech parobków przeskoczyło przez płoty, salwując się ucieczką, jego jednak samego złapali siepacze i już wycelowali do niego z broni, kiedy to jego żona, Lise Kollken, z innym oddziałem wyskoczyła z kościoła i kiwnęła do nich, tak więc zostawili go w spokoju. Lene Hebers jednak, leżącą w połogu, zadźgali, dziecko przebili i rzucili przez ogrodzenie Claasa Peera w pokrzywy, gdzie jeszcze leżało, kiedy tamci już uciekli. Tak więc teraz w całej wsi nie ma już żywej duszy, a jeszcze trudniej znaleźć choćby kawałek chleba, zatem jeśli Pan nie zlituje się nad ich niedolą, przyjdzie im wszystkim umrzeć okrutną śmiercią głodową. (Niech teraz ktoś powie, czy to są jeszcze chrześcijanie!)

 Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

19 Od tłumaczki: łac. summa — podsumowując, jednym słowem.

20 Okazała góra nad morzem niedaleko Kosarzowa.

21 Psalm [Księgi Psalmów] 145,15–16. [Od tłumaczki: „Oczy wszystkich nadzieję mają w Tobie, Panie: a ty dajesz pokarm ich czasu słusznego. Otwierasz ty rękę swoję: a napełniasz wszelkie zwierzę błogosławieństwem”. Wszystkie cytaty podawane są według: Biblia to iest Księgi Starego y Nowego Testamentv, wedłvg łacińskiego przekłádu stárègo, w kościele powszechnym przyiętègo, ná Polski ięzyk z nowu z pilnością przełożonè, z dokładaniem textv zydowskiego y gréckiégo, y z wykłádem Kátholickim trudniey szych mieysc, do obrony Wiáry świętéy powszechnéy przeciw kácérztwóm tych czásów należących: przez D. Jakvba Wvyka z Wągrowca, Theologa Societatis Iesv. Nota edytorska: Biblia Jakuba Wujka w transkrypcji typu „B”. Na podstawie Biblii wydanej przez Polskie i Zagraniczne Towarzystwo Biblijne w 1923 roku. Pominięte tam księgi Barucha, Judyty, Machabejskie, Mądrości, Syracha i Tobiasza uzupełniono tu na podstawie oryginalnego wydania Biblii Wujka z 1599 roku. Transkrypcja typu „B” uwspółcześnia ortografię Wujka, zachowując wiernie treść jego tłumaczeń. Wstępy i komentarze Wujka pominięte. Śródtytuły zmienione. Przypisy zmienione nieznacznie. Uwaga: Teksty uzyskano przez cyfrową obróbkę źródeł i wciąż mogą zawierać błędy literowe. Kraków 2014; [http://www.madel.jezuici.pl/biblia].

22 Jałowca.

23 Od tłumaczki: drobne ptaszki łapano dawniej w prymitywne pułapki czy sidła: pętle z witek, ścięgien, włosia i sierści zwierząt albo na drzewce posmarowane lepkim sokiem z jagód, np. jemioły.

24 „O biada, wróg jest tuż!” — więcej na temat cudownego przeczucia charakteryzującego dziewczynę objaśni nam nasz autor później.

25 Wyjdźże stamtąd, to są przyjaciele!