Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Książę Prospero oraz jego córka Miranda zostają wygnani z Mediolanu. Udają się na malutką wyspę, gdzie odnajdują spokój i schronienie. Gdy po latach u wybrzeży wysepki rozbija się statek, Prospero musi stawić czoła swojej przeszłości…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 74
Scena I
Okręt na morzu: słychać huk gromu, błyskawica. Wchodzą KAPITAN i BOSMAN.
Kapitan
Bosman!
Bosman
Tu, kapitanie: cóż tam?
Kapitan
Dobrze; pilnuj majtków, niech się wezmą w garść, inaczej zagna nas na ląd; ruszaj, ruszaj!
Wychodzi.
Wchodzą Majtkowie.
Bosman
Hej, moi mili! Żywo, żywo, mili! Żwawo, żwawo! Ściągać marsel. Baczyć na gwizdek kapitana. Dmij, aż pękniesz, wichrze! Dość tu miejsca!
Wchodzą ALONSO, SEBASTIAN, ANTONIO, FERDYNAND, GONZALO i inni.
Alonso
Dobry bosmanie, miej pieczę nad wszystkim. Gdzie kapitan? Bacz na swych ludzi.
Bosman
Zejdźcie na dół, proszę.
Antonio
Gdzie kapitan, bosmanie?
Bosman
Czy go nie słyszysz? Przeszkadzacie nam w pracy: idźcie do swych kabin; wspomagacie burzę.
Gonzalo
Nie; dobry człowieku, bądź cierpliwy.
Bosman
Jeśli morze będzie. Precz! Cóż obchodzi te ryczące bałwany imię królewskie? Do kabin; milczeć! Nie zawadzajcie nam!
Gonzalo
Dobrze, lecz pamiętaj, kogo masz na pokładzie.
Bosman
Nikogo, kogo kochałbym bardziej niż siebie. Jesteś doradcą króla; jeśli możesz nakazać tym żywiołom, aby ucichły, nie tkniemy już lin. Użyj twej władzy, a jeśli nie możesz, podziękuj, że żyłeś tak długo, i przygotuj się w swej kabinie na nadejście tej nieszczęsnej godziny. Żywo, mili moi! Z drogi, powiadam.
Wychodzi.
Gonzalo
Wielką pociechę zsyła mi ten człowiek: nie utonie, gdyż gęba ta nadaje się jedynie na szubienicę. Spraw, dobry Losie, by mógł zawisnąć. Niechaj przeznaczony mu sznur będzie liną kotwiczną, gdyż nasza na niewiele się przyda. Jeśli nie narodził się, by wisieć, sprawa nasza licho się przedstawia.
Wychodzą.
Wchodzi BOSMAN.
Bosman
Opuśćcie stengę! Żywo! Niżej, niżej! Grotem go pod wiatr ustawić! (okrzyk z głębi okrętu) Przekleństwo na ten skowyt! Przekrzykują burzę i nas przy pracy.
Powracają SEBASTIAN, ANTONIO i GONZALO.
Co? Znowu! Czego tu szukacie? Czy mamy poddać się i zatonąć? Chcecie się utopić?
Sebastian
Franca ci w gardło, ty ujadający, bluźnierczy, niemiłosierny psie!
Bosman
Więc sami róbcie.
Antonio
Niech cię powieszą, kundlu, skurwysynu; niech cię powieszą, wrzaskliwcze! Mniej się boimy zatonięcia niż ty.
Gonzalo
Ręczę, że nie zatonie, choćby okręt był słabszy niż łupina orzecha, a przeciekał jak niezatkana dziewka.
Bosman
Stanąć pod wiatr, pod wiatr! Postawcie fok i grot; zwrot na pełne morze! Zatrzymać go znowu!
Wchodzą przemoknięci Majtkowie.
Majtkowie
Wszystko stracone! Módlmy się, módlmy się! Wszystko stracone!
Bosman
Co? Czy gęby mają nam zamarznąć?
Gonzalo
Król z księciem modły wznoszą, idźmy do nich. To wspólna sprawa.
Sebastian
Tracę już cierpliwość.
Antonio
Przez tych opojów utracimy życie:
Ten wielogęby nicpoń. – Obyś tonął
Dziesięć przypływów!
Gonzalo
Jeszcze on zawiśnie,
Choć wszystkie krople wody się sprzysięgły
I rozdziawiły czeluść, by go połknąć.
Pomieszane głosy z dala:
„Boże, zmiłuj się nad nami!” – „Kadłub pękł!” –
„Żono i dzieci, żegnajcie!” – „Żegnaj mi, bracie!”
– „Kadłub pękł, pękł kadłub!”
Antonio
Idźmy zatonąć wraz z królem.
Sebastian
Idźmy pożegnać go.
Wychodzą Antonio i Sebastian.
Gonzalo
Oddałbym teraz tysiąc furlongów1 morza za jeden akr ugoru porosłego janowcem, jałowcem, wrzosem, czymkolwiek. Niech się dzieje wola najwyższa! Lecz wolałbym suchą śmierć.
Wychodzą.
Scena II
Wyspa.
Wchodzą PROSPERO i MIRANDA.
Miranda
Jeśli to Sztuka twa, ojcze najdroższy,
Kazała z rykiem powstać dzikim wodom,
Ucisz je. Można by wierzyć, że z nieba
Smoły cuchnącej spadłaby ulewa,
Gdyby nie morze, które się podrywa
Ku licom niebios, gasząc ich płomienie.
O, jak cierpiałam z tymi cierpiącymi,
Których ujrzałam! A ów dzielny okręt
(Pełen szlachetnych stworzeń, bez wątpienia)
Tak się roztrzaskał! O, ich okrzyk wtargnął
W głąb mego serca! Ach, nieszczęsne dusze!
Gdybym moc boską miała, wówczas morze
W ziemi zatopić bym mogła, nie dając
Na zatracenie dobrego okrętu
Wraz z dusz ładunkiem.
Prospero
Zapanuj nad sobą.
Nie trwóż się: niech wie miłosierne serce,
Że nikt nie poniósł szkód.
Miranda
Biada!
Prospero
Najmniejszych.
Gdyż uczyniłem to w trosce o ciebie;
O ciebie, córko, która nie wiesz o tym,
Kim jesteś; zresztą jak mogłabyś wiedzieć,
Nie wiedząc, skąd pochodzę, lub że jestem
Znaczniejszy niźli Prospero, pan chaty
Nędznej i ojciec twój biedny.
Miranda
Nie chciałam
Nigdy tym myśli zaprzątać.
Prospero
Czas nadszedł,
By ci wyjawić więcej. Pomóż, proszę,
I zdejmij ze mnie płaszcz magiczny. – Dobrze:
Spocznij, ma Sztuko. A ty otrzyj oczy;
Pociesz się: widok straszliwy rozbicia,
Który do głębi wstrząsnął twą istotą,
Tak nakreśliłem dzięki mojej Sztuce,
Że są bezpieczni; ani jedna dusza –
Nie, ani jeden włos nawet nie przepadł
Żadnej istocie na owym okręcie,
Choć ich okrzyki słyszałaś, gdy tonął.
Siadaj;
Gdyż więcej dziś się dowiesz.
Miranda
Jakże często
Rozpoczynałeś, chcąc rzec mi, kim jestem,
Lecz nie kończyłeś. Pytałam daremnie,
Słysząc: „Nie pora”.
Prospero
Nadeszła godzina;
Chwila ta każe ci nadstawić uszu;
Słuchaj uważnie. Czy zapamiętałaś
Czas przed przybyciem naszym do tej chaty?
Nie wierzę, abyś mogła, gdyż nie miałaś
Trzech lat podówczas.
Miranda
Lecz pamiętam, panie.
Prospero
Co? Czyżby inny dom albo osobę?
Mów mi o każdym z tych obrazów, które
Kryjesz w pamięci.
Miranda
To bardzo odległe
I podobniejsze do snu niż wspomnienia,
Za które pamięć ręczy. Czy nie miałam
Niewiast służebnych czterech albo pięciu?
Prospero
Miałaś, i więcej, Mirando. Lecz jakże
Mógł to przechować twój umysł? Cóż jeszcze
Dostrzegasz w czasu głębokiej otchłani?
Jeśli pamiętasz chwile przed przybyciem,
Może wiesz, jak tu przybyłaś?
Miranda
Nie, nie wiem.
Prospero
Przed dwunastoma laty był, Mirando,
Ojciec twój dumnym księciem Mediolanu,
Władcą potężnym.
Miranda
Nie jesteś mym ojcem?
Prospero
Matka twa była niezłomna w swej cnocie
I oświadczyła, że jesteś mą córką,
A był twój ojciec księciem Mediolanu,
Ty zaś dziedziczką jego, krwi książęcej,
Równą mu rodem.
Miranda
O, wielkie Niebiosa!
Jaka nikczemność nas stamtąd przygnała?
A może dobry los?
Prospero
Oboje, córko.
Nikczemność stamtąd nas gnała, jak mówisz,
A dobry los tu przywiódł.
Miranda
O, me serce
Krwawi, gdyż może to z mojej przyczyny
Cierpień musiałeś tyle znieść; a przecież
Nie mogę tego pamiętać! Mów, proszę.
Prospero
Mój brat, a stryj twój, imieniem Antonio –
Błagam, wysłuchaj, jakim wiarołomnym
Brat się okazać mógł! – tak, on, którego
Najbardziej w świecie kochałem, po tobie,
I w zarząd dałem mu całe me państwo,
A było ono wśród wszystkich signorii
Najpierwsze z pierwszych, Prospero zaś pierwszym
Wśród wszystkich książąt: najbardziej dostojnym,
A gdy o sztukach wyzwolonych mowa,
Nieporównanym; w nich to zagłębiony,
Rządy nad państwem mym oddałem bratu
I poświęciłem się wiedzy tajemnej
Z całym oddaniem. A stryj twój fałszywy –
Lecz czy mnie słuchasz?
Miranda
Najgorliwiej, panie.
Prospero
Raz wyuczywszy się, jak łask udzielać,
A jak odmawiać ich, kogo wywyższać,
A kogo chłostać za zbytnią zuchwałość,
Stworzył na nowo tych, których stworzyłem –
Powiadam – lub ich zmienił, lub przekształcił;
A mając w ręku urzędy i ludzi,
Nakazał śpiewać wszystkim sercom w państwie
Na nutę miłą jego uchu. Stał się
Bluszczem i pień mój książęcy przesłonił,
Moc ciągnąc z niego całą. Czy mnie słuchasz?
Miranda
O, dobry panie, słucham.
Prospero
Więc uważaj.
Tak zaniedbawszy wszystkie ziemskie sprawy,
Cały oddany kształceniu umysłu
Tym, co ukryte przed zwykłymi ludźmi
Nie mogło zyskać uznania w ich oczach,
Podłość w fałszywym bracie obudziłem;
A ufność moja, jak zbyt dobry ojciec,
Spłodziła fałsz w nim, równy mej ogromnej
Ufności; także, jak ona, bez granic.
Tak wywyższony, władając nie tylko
Tym, co dochody moje przynosiły,
Lecz tym, co niosła z sobą ma potęga;
Jak ów, co kłamstwo umie w prawdę zmienić
Przez powtarzanie go ciągłe, tak zgrzeszył
Brakiem pamięci, że kłamstwu uwierzył
I stał się księciem; był przecież zastępcą
I całą władzę monarszą sprawował,
Stąd pycha jego wzrosła. – Czy mnie słuchasz?
Miranda
Głuchego mógłbyś tym wyleczyć, panie.
Prospero
Pragnąc, by zniknął przedział między rolą
A tą postacią, którą wciąż przedstawiał,
Musiał mieć władzę pełną w Mediolanie.
Gdy mnie, biednemu, księgozbiór zastąpił
Całe me księstwo, osądził na koniec,
Że nie podołam sprawowaniu rządów,
I zawarł sojusz z królem Neapolu;
Tak był spragniony władzy, że mu przyrzekł
Roczną daninę, hołd i układ lenny,
Mitrę poddając swą jego koronie,
By ugiąć księstwo, dotąd nieugięte –
Mediolanie biedny! – w jarzmo hańby
Najniegodziwszej.
Miranda
O, wielkie Niebiosa!
Prospero
Zważ te warunki i sprawę; mów teraz,
Czy może to być brat mój?
Miranda
Nie chcę zgrzeszyć,
Myśląc niegodnie o mej babce. Dobre
Łona wydają synów złych.
Prospero
A teraz
Warunki. Ów mój wróg najzagorzalszy,
Król Neapolu, przyjął jak najchętniej
Prośbę mojego brata, aby w zamian
Za hołd i ową daninę niezwłocznie
Wygnał mnie z mymi najbliższymi z księstwa
I z honorami oddał memu bratu
Piękny Mediolan: w związku z tym wezwano
Zdradzieckie wojska i tak pewnej nocy,
Którą w tym celu sobie wyznaczyli,
Otwarł Antonio bramy Mediolanu.
Pośród ciemności, najęci siepacze
Nagle porwali mnie i wnet unieśli
Z tobą, płaczącą.
Miranda
O, niemiłosierni!
Nie pamiętając, czy płakałam wówczas,
Znów to opłaczę: gdyż zdarzenie takie
Z oczu wyciśnie wszystkie łzy.
Prospero
Posłuchaj,
Co było dalej, a później przystąpię
Do tego, co nas czeka dziś, gdyż cała
Opowieść moja byłaby zbyteczna,
Gdyby nie spadło to na nas.
Miranda
Dlaczego
Nas nie zgładzili wówczas?
Prospero
Słusznie, dziewczę:
Opowieść moja rodzi to pytanie;
Wiedz, moja miła, że zdjęła ich trwoga.
Tak drogi byłem mojemu ludowi,
Że czyn ich lękał się krwawej pieczęci;
Piękniejszej barwy swym celom dodali.
Aby rzec krótko, wrzucili nas zaraz
Na pokład barki, która wyszła w morze
I przepłynąwszy kilka mil, spotkała
Przygotowany wcześniej zgniły kadłub
Okrętu; żagla nie miał, lin ni masztu,
I szczury nawet uciekły spłoszone;
Tam osadzili nas, byśmy ronili
Łzy w morze, które witało nas rykiem,
I słali wiatrom westchnienia, a one,
Na powrót ku nam litośnie wzdychając,
Krzywdę czyniły milszą.
Miranda
Ach, niestety,
Jakim brzemieniem byłam!
Prospero
Cherubinem
Byłaś i tobie zawdzięczam ratunek.
Gdy jeszcze giąłem się pod mym ciężarem
I lałem słone łzy na morskie fale,
Tobie zesłało Niebo tyle męstwa,
Że uśmiechnęłaś się i wnet wezbrała
We mnie moc, dając stawić czoło temu,
Co mogło nadejść.
Miranda
Jak zeszliśmy na brzeg?
Prospero
Dzięki Opatrzności Bożej.
Mieliśmy nieco żywności i wody,
Które szlachetny Neapolitańczyk
Gonzalo, przez nich wyznaczony, aby
Czyn ów wypełnić, dał nam miłosiernie;
A przy tym także i szaty bogate,
Bieliznę, garnki i rzeczy niezbędne,
Które wspomogły nas; a był tak prawy,
Że znając miłość mą do ksiąg, sam dał mi
Spośród ksiąg moich pewne woluminy,
Które nad księstwo me cenię.
Miranda
Ach, gdybym
Człowieka tego mogła spotkać!
Prospero
Wstanę:
Siedząc, wysłuchaj kresu cierpień morskich.
Tu przybyliśmy. Na tej wyspie byłem
Nauczycielem twym, dając ci więcej,
Niż może zyskać jakakolwiek inna
Księżniczka, która ma więcej chwil wolnych,
Lecz wychowawców nieco mniej troskliwych.
Miranda
Niech ci Niebiosa podziękują za to!
Lecz powiedz, proszę, gdyż ta myśl mnie dręczy,
Czemu tę burzę morską wywołałeś?
Prospero
A więc się dowiedz, że hojna Fortuna
(Dziś pani droga ma) trafem przedziwnym
Ku naszym brzegom zagnała mych wrogów.
A moja wiedza rzeczy nadchodzących
Mówi, że zenit mój jest połączony
Z przychylną gwiazdą; lecz jeśli jej wpływu
Nie zechcę słuchać i wzgardzę nim, wówczas
Los mój się chylić będzie odtąd. Dość już.
Nie pytaj więcej: jesteś senna teraz;
Nie walcz z sennością tą, lecz jej ulegnij;
Wiem zresztą o tym, że nie masz wyboru.
Miranda usypia.
Przybądź tu, sługo, przybądź! Jestem gotów.
Zbliż się, Arielu mój, przybywaj.
Wchodzi ARIEL.
Ariel
Chwała ci, wielki mistrzu! Chwała, panie
Najczcigodniejszy! Przybywam, by spełnić
Każde życzenie twe, wzlecieć, popłynąć,
Dać nurka w ogień, dosiąść kędzierzawych
Obłoków; na twe mocarne rozkazy
Jest Ariel z całym swym rodzajem.
Prospero
Duchu,
Czy ową burzą rządziłeś dokładnie?
Ariel
Tak, punkt po punkcie.
Spadłem na okręt króla i na dziobie,
Na śródpokładzie, rufie i w kajutach
Rozpłomieniłem trwogę; a chwilami
Byłem płomykiem w wielu naraz miejscach,
Płonąc na stendze, rejach i bukszprycie,
By później znów się złączyć w jeden płomień.
A błyskawice Jowisza, zwiastuny
Strasznych piorunów, nie mknęły tak szybko,
Wzrok wyprzedzając. Trzask i ryk płomieni
Siarczanych zdawał się oplatać możną
Postać Neptuna i kazał zuchwałym
Bałwanom jego dygotać, tak, nawet
Straszliwy trójząb zadrżał.
Prospero
Dzielny duchu!
Który z nich był tak mężny, że ów chaos
Nie wstrząsnął jego umysłem?
Ariel
Nie było
Takiego; wszyscy popadli w szaleństwo
I rozpaczliwie się miotali. Wszyscy,
Prócz majtków, w morze wzburzone skoczyli
I porzucili okręt podpalony
Przeze mnie; syn zaś królewski, Ferdynand,
Z włosem zjeżonym – jak gdyby to były
Trzciny, nie włosy – skoczył pierwszy, krzycząc:
„Opustoszało piekło, wszystkie diabły
Tu się zebrały!”.
Prospero
Ach, mój dzielny duchu!
Przy brzegu było to?
Ariel
W pobliżu, panie.
Prospero
Lecz czy bezpieczni są, Arielu?
Ariel
Nawet
Włos z głowy nie spadł im. Na ich przemokłych
Szatach nie znajdziesz ani jednej skazy;
Świeższe niż nowe są; a jak kazałeś,
W grupkach rozsiałem ich po całej wyspie.
Syn króla dotarł do brzegu samotnie;
Pozostawiłem go w zakątku wyspy,
Siedzi tam, chłodząc przestwór westchnieniami
I załamując ręce, o tak.
Prospero
Co z okrętem
Królewskim, gdzie są majtkowie i cała
Flota?
Ariel
W przystani jest okręt królewski,
W owym zakątku, gdzie raz o północy
Rosę kazałeś mi przynieść z burzliwych
Bermudów; tam go ukryłem. Majtkowie
W głębi okrętu spoczywają, bowiem
Czary, złączone z ich najcięższym trudem,
Kazały usnąć im: zaś rozegnana
Przeze mnie flota znów się napotkała
I płynie pośród fal śródziemnomorskich,
Smętnie kierując się do Neapolu;
Wierzą, że okręt królewski ujrzeli
Ginący, a wraz z nim jego osobę
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1. Furlong – dawna anglosaska jednostka długości równa 201,168 m [przyp. red.]. [wróć]